Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2009, 10:29   #11
 
Mistyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Mistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwu
Cynra & Konrad

Po odejściu Konrada, Cynra wykonała jeszcze kilka znanych i lubianych ludowych piosenek, w tematyce których zwykle występowała prosta, niewinna, wiejska dzieweczka która w rozmaitych okolicznościach przyrody, po napotkaniu zupełnie obcych mężczyzn, przestawała być niewinna. Utwory te jak zawsze cieszyły się powodzeniem, wśród publiki która nie żałowała srebra na piwo, zaowocowały również licznymi niedwuznacznymi propozycjami wobec śpiewaczki. Pragnąc ostudzić entuzjazm gości, wskazał artystce przygotowany dla niej pokój, wyposażony w solidny zamek.

Tymczasem Konrad kluczył po mieście, koło domu publicznego zorientował się że faktycznie jest śledzony, dostrzegł może 15 letniego złodziejaszka, zwanego Tinto Długouchy, znanego z zamiłowania do donosicielstwa. Po wizycie w ostatniej karczmie, donosiciel nie krył się już zbytnio, przekonany, iż zataczający się Konrad stracił swoją czujność. Kot dostrzegł wyraźne wahanie u młodzika, najwyraźniej rozważał on czy opłaca się mu dalej śledzić swój cel. Po chwili najwidoczniej doszedł do wniosku, że jedynym miejscem w które może udać się jego ofiara, jest jej własny dom, po czym wszedł do karczmy którą przed chwilą opuścił Konrad. Reiss dla pewności odczekał chwilę po czym nieco pewniejszym krokiem ruszył do domu.

Jaxam, Mekkor & Mordimer


Wędrowcy mieli do pokonania stosunkowo krótki dystans. Już na rogatkach jeden ze strażników wskazał im drogę:

-Tam panowie, gdzie ta ścieżka wspina się na ten niski wzgórek za miastem. Szybciej i pewniej niż pchać się miasteczkiem. Tam za tą kępą drzew droga zakręca w stronę miasta, tamtędy wam droga. Podobno zbiegowisko się szykuje więc musowo traficie.

Idąc za radą strażnika ruszyli ścieżką, która wkrótce zaczęła się wspinać po łagodnym stoku wzgórza, górującego nad miasteczkiem. Po minięciu kępy drzew na jego szczycie, dróżka istotnie zakręciła w stronę miasteczka. W świetle słońca wychylającego się właśnie zza linii horyzontu dostrzegli spory tłumek, może nawet kilkuset osób otaczający kręgiem pustą przestrzeń mniej więcej w połowie drogi między szczytem wzgórza a miastem.

Febrine & Curly


Cała trójka sprawnie ruszyła w drogę. Idące na przedzie dziewczęta pokpiwały lekko z idącego parę kroków z tył wojownika, który burczał pod nosem starając się odpędzić spod powiek resztki snu. Napotkany za mostem strażnik stał się dla nich cennym źródłem informacji.

- Słyszeliśmy, że Dolina potrzebuje dzielnych rąk, żeby oczyścić lochy pod miastem - kontynuowała.

Hm, poszukiwacze przygód – skinął głową. Zapachniało od niego czosnkiem. - Nie wy pierwsi. Może poradzicie co na te dziadostwa, ale uważać radzę. Nie widzi mi się, co by tak delikatne panienki na takie wyprawy się wybierały.

- Elminster też nie wygląda na siłacza
– rzuciła elfina imieniem najpotężniejszego maga Dolin z przekąsem – chyba nie mielibyście wątpliwości, że poradziłby sobie.

- Ano prawda. Nic tam mi do waszych planów. Córę mam młodą, jako ty – wskazał na kapłankę – i nie chciałbym, żeby tak się włóczyła po świecie rozbijając, nawet dla szlachetnych celów. Chcecie nastawiać swoje niewieście głowy, wasza sprawa. Ano, jeśli wy na miejsce zbiórki, to w tamtą stronę – wskazał ręką. - Najpierw do takiego białego słupa prosto, zaś potem na lewo i dalej już spokojnie dojdziecie.

Idąc za jego radą trafili na główny trakt miasta prowadzący w stronę największego placu targowego. Mijali ciasno zabudowane 2-3 piętrowe domy, których bielone ściany kontrastowały z ciemnymi drewnianymi wykończeniami. Ludzie na ulicach pojawiali się nieczęsto, jeśli już podążali w tym samym kierunku co poszukiwacze przygód. Po chwili kilku chwilach marszu, wyrósł przed nimi kamienny słup uformowany w kształt magicznej laski, na którego podstawie wyryto: "Z wdzięczności dla Braci de Loy za uratowanie miasta", oraz herb:


Strażnik nie uwzględnił w swoich radach faktu, iż z placu dwie drogi prowadziły w lewą stronę, jednak liczne grupy ludzi, podążające jedną z nich, pozwoliły się domyślić która jest właściwa. Po kilku minutach marszu grupa wyszła z miasta stając u podnóża wzgórza, kilkaset kroków od sporego zbiegowiska.

Wszyscy


Zostawiając za sobą miasteczko tłum podążał w stronę feralnego wykopu. Kilkuset osobowa grupa ludzi z niecierpliwością czekała co się stanie. Pozostawiono wąskie przejście prowadzące do pustego kręgu wokół dziury, gdzie zbito z desek podwyższenie, na którym ustawiono ozdobne krzesło, nieopodal zaś rozbito mały namiot, strażnicy, przy pomocy ciosów włócznią utrzymywali gapiów w bezpiecznej odległości. Gdy słońce wynurzyło się zza horyzontu, od strony miasta nadjechało kilkunastu konnych wśród których wyróżniało się 4 rycerzy, oraz jeden dostatnio odziany jegomość. Witani okrzykami z tłumu dojechali do pustego kręgu, strażnicy natychmiast podbiegli do dostojnika, przytrzymując mu konia, gdy ten zsiadał. Po krótkiej wymianie zdań z dowódcą strażników bogaty pan, w asyście dwóch doradców, oraz herolda zajął miejsce na podwyższeniu. Po chwili ten ostatni przemówił donośnym głosem przekrzykując powszechnie panujący zgiełk:

-Zgodnie z rozkazami, zaszczycającego nas dzisiaj swoją obecnością, dostojnego pana Hermana, dziś położony zostanie kres potworom które zalęgły się pod naszym miastem. By pomóc nam w tym zacnym zamiarze, zjawili się dzielni rycerze, Smocze Szpony, którzy poprzysięgli oczyścić lochy. Tradycja jednak nakazuje by dać pierwszeństwo śmiałkom wywodzącym się z naszego miasteczka. Jako że zacne Smocze Szpony są w naszych stronach jedynie przejazdem pytam: Czy są inni śmiałkowie gotowi ryzykować życiem?

W krąg wkroczyła grupa pięciu osiłków, ubrani w proste robotnicze ubrania, za pasami mieli topory i pałki pamiętające lepsze czasy. Na czele szedł łysy młodzik w czarnej opasce na czole. Część miejscowych widać rozpoznała go, gdyż przez tłum przebiegł cichy pomruk. Po chwili idący na czele odezwał się wysokim jak na jego pokaźną posturę głosem:

-Ja Dal, wlezę do tej dziury, razem z tymi kompanami moimi. Potwór życie bratu zabrał, tera moja kolej by krwi mu popuścić. Z tego miasta pochodzę, jako tradycja każde pierwszy wejdę po bestie.

Jeden ze stojących przy Hermanie doradców, zaszeptał coś heroldowi do ucha, po czym ten znowu przemówił:

-Brak innych chętnych, mogących wykazać się umiejętnościami koniecznymi do zabicia potwora? Wystarczy by choć jedna osoba pochodziła z naszego miasta. Nie ma odważnych?

Stojący przy podium rycerze podśmiewali się cicho widząc, chcącego się mścić brata, jednak po drugiej przemowie herolda, zaszemrali cicho. Ich przywódca uciął dyskusję lekceważącym machnięciem dłoni, jednak postanowił wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji:

-Wielmożny panie Hermanie, nie czekaj na odważnego, tam gdzie go widać nie ma, pozwól nam wejść do lochu a nim słońce będzie w zenicie, twój problem zniknie. Po cóż dalej czekać?
 
Mistyk jest offline  
Stary 23-07-2009, 15:22   #12
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Konrad był „Pod Rakami” jeszcze przed świtem, mimo nie przespanej nocy wydawał się rześki, co robi strach z człowiekiem... Strach nie pozwolił mu w nocy zmrużyć oka, stojąc pod drzwiami karczmy łotr zastanawiał się czy nie zwiać miasta. Było jednak już za późno, jak chciał uciekać powinien to zrobić w nocy. Karczmarz zbudzony serią szybkich i głośnych uderzeń otworzył drzwi. Jego niewyspana twarz zdradzała, że gości miał w karczmie do późna. Nim zdążył obrzucić złodzieja kilkoma niemiłymi epitetami ten podał mu kilka monet, dzięki czemu karczmarz ograniczył się tylko do mruknięcia czegoś pod nosem. Obaj mężczyźni weszli do środka gospody, Olego nalał sobie piwa i spojrzał pytająco na młodzieńca, ten tylko pokręcił głową. Milczenie nie trwało długo, Reiss szybko zabrał głos.
-Olego znasz mnie, jestem Twoim stałym gościem, zawsze ale to zawsze byłem wobec Ciebie uczciwy. Słyszałeś na pewno wczorajsze zajście i wiesz co mi grozi. Zaraz pójdę do lochów...
Kot zreflektował się, że jego ostatnie słowa mogą być zrozumiane na dwa sposoby.

-Znaczy się zejdę do potwora. Nie śmiej się. Tak ja, będę narażał swój tyłek. Tak jestem zdrowy na umyśle. Mam do Ciebie prośbę, przekażesz komuś mój list.

-Dla Róży?

-Nie, nie dla Róży...

-Dla Magie.

-Nie, dla...

-Lisy?

-Nie, dasz mi skończyć? Dla Gabriel. Dasz jej ten list jak będziesz pewny, że Erwin dopiął swego albo, że potwór mnie wszamał. Zrobisz to dla swego stałego klienta, wzoru
uczciwości?

Konrad nie miał siły by żartować w bardziej wyszukany sposób. Gospodarz uśmiechnął się i skinął głową, złodziej wyjął z kieszeni płaszcza kartkę papieru i podał ją dla Olego. Kartka była zalakowana tylko woskiem, nie miała odbitego ani sygnetu ani innego znaku, który utrudnił by przeczytanie listu.

-Nalej mi proszę wina do jakiegoś bukłaka i obudź z łaski swojej Cynre.

Na kontuarze wylądowały kolejne monety czyniąc sakiewkę złodzieja prawie pustą.
Gdy tylko minstrelka zeszła Konrad wyszczerzył się w uśmiechu i skłonił na powitanie.

-Witam, jak minęła noc? Mogę zaproponować swoje towarzystwo podczas śniadania?

Łotr był ubrany tak jak wczoraj w ciemny płaszcz, białą koszulę i granatowe spodnie, przez ramię nosił przewieszoną torbę. Tak samo jak poprzedniego dnia był uzbrojony tylko w nóż.

***

Na placu byli zgromadzeni ludzie w liczbie... dużej. Idealne miejsce dla kieszonkowca, niestety Reiss przyszedł tu jako bohater a bohaterowie nie kradną... Z tego powodu „pożyczył” sobie tylko jedną sakiewkę. Z Cynrą przyszli jako jedni z pierwszych czas sobie umilając rozmową. Tłum szybko się schodził a Kot dostrzegł znajome twarze. A to strażnicy wyglądający jak oprychowi a to złodzieje wyglądający jak szlachta a to szlachta wyglądająca jak... szlachta. W tym wszystkim było sporo bardów, zresztą odróżnij barda od łotra... Złodziej co raz komuś machał ręką, z kimś się witał, paru osobom przedstawił Cynrę, wśród tych paru osób przeważali minstrele, miejscowe nieroby i osoby u których przemilczał zawód. Było widać, że Reiss jest jako tako znany, może nie na całe miasto ale miał trochę znajomków. W końcu przybył możny pan Herman, kupiec, którego ojciec był kupcem, którego dziad był kupcem... a pradziad najpewniej złodziejem. W skrócie kupiec, który robił z siebie wielkiego pana i nie raczył nawet osobiście odezwać się do zebranych. Nawet przybył z ochroną. Herold szybko obwieścił wolę „możnego pana”, jak się okazało czwórka zbrojnych była najemnikami. No ale miejscowi mieli pierwszeństwo... Zaraz zresztą brat jednego z zabitych wykorzystał to prawo. Odpowiedziała mu cisza i tłumiony śmiech rycerzy. Kot uśmiechnął się pod nosem i wyszedł przed tłum.

-Ja Konrad Reiss, prawy i uczciwy obywatel miasta zgładzę maszkarę!

Na słowa „prawy” i „uczciwy” w tłumie rozległ się tłumiony śmiech.

-Narażając własne życie obronię to miasto przed straszliwym potworem, którego boi się straż miejska!

Śmiech przybrał trochę na sile. Wzrok i miny strażników (jak przy zatwardzeniu) jasno dawały do zrozumienia co myślą o łotrze. Kot niezrażony ciągnął dalej.

-Jednak jako prawy i cnotliwy obywatel rozumiem pewną rzecz! Rzecz o której osoby o mniejszej cnocie na pewno zapomniały! Jest to rzecz bardzo ważna! Ośmielę się powiedzieć, że jest to rzecz nad rzeczami! A nawet rzecz nad rzeczami nad rzeczami, które są nad rzeczami!

Mina Konrada była śmiertelnie poważna, gdy tłumaczył o jak ważnej rzeczy mówi żywo gestykulował. Na twarzy Herolda pojawił się tłumiony uśmieszek.

-Ta rzecz nad rzeczami, która jest nad rzeczami, które są nad rzeczami to rzecz niezmiernej wagi! Już mówię jaka to rzecz. Rzecz a raczej prawo, które jest nad prawami.

Mina jednego z rycerzy wskazywała na to, że nie bawi go całe to przedstawienie.

-Przechodzę do rzeczy a raczej prawa bo nasz drogi gość, sławetny Smoczy Szpon się nie cierpliwi. To źle. Cierpliwość powinna iść w parze z siłą. Ale przechodzę już do nadprawa. Owe naprawo mówi, że krew jest ważniejsza od pieniędzy. Z tegoż oto powodu nie chcę wchodzić samotnie do lochów, godzę się zejść z Dalem i umożliwić mu zadanie ostatecznego ciosu straszliwej bestii by mógł pomścić brata. Takoż z chęcią podzielę się zarówno pieniędzmi z nagrody jak i chwałą z każdym kto ma dość odwagi by ze mną tam zejść! A chwała nas czeka nie mała! W wyprawie na straszliwą bestyje będzie nam towarzyszyła Cynra Oedevren sławna minstrelka z samego Suzail! Dzięki niej nasza sława będzie wieczna! Kto z Was cni podróżni i mieszkańcy miasta wejdzie ze mną do lochów?! Komu z Was starczy odwagi?! Kto z Was chce żyć wiecznie w baladach najsłynniejszej śpiewaczki całego Faerunu?! Kto z Was chce uratować miasto przed straszną maszkarą, której lęka się nawet straż miejska?!

Po przemowie zrobił krótką przerwę. Jeden z szponów lustrował go z złośliwym uśmiechem, chuda sylwetka i brak uzbrojenia nie nadawały mu wyglądu bohatera. Konrad wykorzystując to, że cała uwaga jest skupiona na nim postanowił utrzeć nosa Szponowi.

-Cny rycerzu, czy śmieszy Ciebie odwaga? Czy kpisz z takich wartości jak honor i poświęcenie?! Czy jest to zachowanie jakie przystoi sławetnemu rycerzowi?

Cała ta sytuacja o dziwo go bawiła, strach odszedł wyparty przez prostą radość z chwili.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 23-07-2009, 16:51   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mekkor stał spokojnie wraz ze swoimi dwoma nowymi kompanami. Rozglądał się po zgromadzonym tłumie. A im tłum okazywał się większy tym gorzej czuł się mężczyzna. Od dziecka był typem samotnika. Ewentualnie otaczał się grupom przyjaciół. Ale zbiegowiska ludzkie go odpychały. Nienawidził miast. Nienawidził tłumu gapiów. Jego prosty umysł nie pojmował jak można zbierać się dziesiątkami, a nawet setkami, żeby oglądać ścięcie głowy, pojedynek na miecze, czy zwykłe wyścigi konne. Przecież w samym oglądaniu nie ma przyjemności. Co innego walczyć na miecze z przeciwnikiem, czy dosiadać konia i czuć wiatr we włosach. Chyba tylko egzekucja miała swoje plusy jeżeli było się obserwatorem, a nie uczestnikiem.

Mekkor opierał się o swoją długa włócznię. Obserwował najpierw wyjście herolda, później przechwałki rycerzy. Spochmurniał na myśl, że to oni wejdą pierwsi do tych jaskiń, tudzież lochów. Bo skąd pewność co to właściwie, skoro nikt stamtąd nie wyszedł.

Po chwili okazało się że jakieś tutejsze prawo pozwoli wejść bandzie przebranych za wojów mieszczuchów. Również to nie dawało wielkich nadziei druidowi. Ni jak nie mógł mówić o sobie "tutejszy". Prawdę powiedziawszy nawet w młodości nigdzie nie zagrzał miejsca. Najdłużej spędzał czas w gaju druidów. To miał być jego dom. -Skoro tak, to czemu mnie wysłali w tę pielgrzymkę?- pomyślał.

Trzecia zaobserwowana rzecz to ciemnowłosy chłopak, który sądząc po treści tego co mówił, oraz po reakcjach tłumu na jego wyjście był z pewnością tutejszy. Mekkor nie musiał wytężać słuch, bo stał dość blisko całego wystąpienia. Ale wydawało mu się, że chłopak w pewnym momencie zgubił się w tym co mówi. Słowa:
-Ta rzecz nad rzeczami, która jest nad rzeczami, które są nad rzeczami to rzecz niezmiernej wagi! Już mówię jaka to rzecz. Rzecz a raczej prawo, które jest nad prawami. - Mekkor skomentował krótkim, aczkolwiek dobitnym:
- Do rzeczy.
Po chwili było jasne do czego dążył ciemnowłosy. W drużynie śmiałków wystarczy, że dowódca pochodzi z miasta, a to znaczyło że każdy przyjezdny może dołączyć do chłopaka i wejść przed Szponami. Teoretycznie to właśnie Szpony powinny do niego dołączyć i pewnie tak by się stało. Gdyby nie to, że ów ciemnowłosy gardził tymi rycerzami.
- Panowie, ten człowiek może być naszą jedyną szansą żeby wleźć do tych lochów przed tymi zakutymi łbami. Jaxam, Mordimer teraz albo nigdy. Zgłaszamy się.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 23-07-2009, 16:57   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Człowiek, który podszedł do nich gdy w drogę wyruszyli, sprawiał dobre wrażenie. W dodatku kapłan był mile widzianym towarzyszem w każdej awanturze, zaś kapłan Tymory... To już było podwójne szczęście.

- Nie mam nic przeciwko temu, by wsparło nas błogosławieństwo Uśmiechniętej Pani - powiedział. - Jestem Jaxam - przedstawił się - i jak łatwo się domyślić, param się magią.

'Łatwo się domyślić' było lekką przesadą. Jaxam nie miał na czole wypisanego słowa MAG. Nie wyglądał również na kogoś, co pół życia spędził w izbie, nad księgami.

- A teraz przyspieszmy nieco - powiedział. - Lepiej być parę minut za wcześnie, niż oglądać plecy tych, którzy ruszą na spotkanie z nękającym miasto potworem - dodał z leciutką ironią w głosie.




- Którędy do wykopu z potworem? - spytał Jaxam strażnika, co wraz z dwoma innymi pilnował rogatek.

Zagadnięty dość obojętnym spojrzeniem obrzucił całą trójkę, po czym bez problemów pokazał drogę do wykopu. Nim jednak ruszyli w drogę Jaxamowi do głowy wpadło jeszcze jedno pytanie.

- Czy wśród legend miejskich jest jakaś, co miejsca owego dotyczy? Co tam było kiedyś? Stara świątynia? Cmentarz jakiś? Siedziba maga? Miejsce kaźni czy bitwy?

Strażnik spojrzał na niego zaskoczonym nieco wzrokiem.

- Tam gdzie wykop... - machnął ręką. - Ludzie gadali od zawsze, że to złe miejsce, że jakieś licho pod ziemią siedzi, ale nikt nigdy licha tego na oczy nie widział. Wielu mówiło, że to jeno starców bajanie, którym pamięć szwankuje, albo fantazja nadmierna upust sobie daje. Ale widno prawdy w tym coś być musiało, skoro tamtych dwóch potwór porwał. Teraz za to gadają, że skarbów pilnuje.

- Tam podobno mieszkał kiedyś jeden z Braci... - drugi strażnik podrapał się po dziobatej twarzy. - Ponoć najmłodszy miał tam kiedyś dom, w którym spędzał każdą jesień. To było ponad 100 lat temu, miasto było wtedy dużo mniejsze, tam rósł jeszcze las, kiedy ja się urodziłem. Podobno ci bracia, mówiłem już, że byli potężnymi magikami? Ci bracia uratowali miasto. Wygnali wodę, która zatapiała dolinę i uwięzili ją w kamieniu. Tak mówią dziady, jednak kto by im wierzył? Taki za kufel piwa niejedną bajędę wymyśli.

- Dzięki! - rzekł Jaxam, z uśmiechem głową skinąwszy w podziękowaniu, po czym wraz z towarzyszami we wskazaną stronę ruszył.



Rację miał strażnik, drogę wokół miasta wskazując.
OKolica miła dla oka była, trakt, chociaż pod górę nieco wiódł, nie wspinał się zbyt stromo, a że wschód słońca dopiero z wolna się zbliżał, to i do upału bardzo, ale to bardzo daleko było.
Wędrówka zatem bardzo przyjemna była. I stwarzała okazję do małej pogawędki.

- Macie jakieś doświadczenia w walce z potworami? - spytał. - Bo ja, prawdę mówiąc, nie miałem jeszcze do czynienia z czymś, co żyje w podziemiach i poluje na ludzi.

Miał nadzieję, że - nawet jeśli ich doświadczenia nie są większe, niż jego - dowie się czegoś ciekawego.

- Doświadczenie stoi na drugim miejscu, ważniejszy jest duch. A wiedz, że nigdy żadnej walki nie unikałem i tym razem jestem gotów stanąć na wysokości zadania. - Oczy Mekkora zapłonęły, widać było, że brakuje mu walki.

Jaxam uśmiechnął się lekko. Wiedział aż za dobrze, że doświadczenie niekiedy bardzo się przydaje...


Trudno by było przegapić tłum, który zgromadził się w okolicach drewnianego podwyższenia.
Trójka towarzyszy zjawiła się, przynajmniej tak się zdawało, odrobinę przed czasem. Dzięki czemu można było rozejrzeć się za kimś, kto mógłby mieć pożądane informacje.
Wkrótce Jaxam wypatrzył człowieka, którego siwe włosy wskazywały na to, że przeżył już dosyć wiosen, by znać wszystkie legendy, podania i opowieści, jakie krążyły po mieście od początku jego powstania.

- Przepraszam bardzo - powiedział Jaxam bardzo uprzejmie. - Czy mogę zająć panu parę chwil?

Staruszek, brzemieniem lat nieco już przygnieciony, wzrok miał jednak nad wyraz bystry.

- A czegóż potrzebujesz, chłopcze? - spytał.

- Chciałbym się dowiedzieć, co ludzie w mieście opowiadają o tym miejscu - powiedział Jaxam. - Że mieszka tu jakieś licho, to już słyszałem. Może wie pan ciut więcej? Stała tu jakaś świątynia? Mieszkał jakiś zły mag? Było cmentarzysko? A może coś innego?

- Aleś ty ciekawski... - roześmiał się staruszek. Głos miał zachrypnięty, ale słychać go było całkiem wyraźnie. - Wybierasz się tam? - Głową wskazał wykop.

Jaxam skinął głową.

- Ech, ci młodzi. Tacy zapalczywi... - staruszek pokiwał głową. Jakoś, dziwnym trafem, nie dodał, że sam kiedyś był taki. - Ale skoro tam chcesz leźć, to nie będę cię zatrzymywać na siłę. I powiem ci, co ludzie mówią o tym miejscu...
- Tam miał swoją rezydencję jeden z Braci Le Roy i co jesień tu przyjeżdżał, by jakieś swoje czary czy badania robić. Potężni to byli magowie... Dziś się już takich nie spotyka. Wodę potrafili ujarzmić, co dolinę zalewała. W kamieniu ją uwięzili, za co im pomnik... nie, no, ten, obelisk... Ku pamięci w środku miasta im go postawili, co by pamiętali wszyscy, że bracia miasto uratowali. A i odnawiają go zawsze, jak tylko uszkodzenia jakieś kto zauważy.
- Mnie przy tym nie było, jak to robili - mówił dalej staruszek - ale mój ojciec historię ową mi opowiadał, którą sam od swego ojca słyszał...


No cóż... To, co powiedział staruszek, stanowiło pewną, nieco rozszerzoną wersję opowieści strażnika. Tyle tylko, że o kuflu piwa - nagrodzie za opowieść - słowa nie rzekł...



Parę chwil później było już jasne, dla kogo zbudowano to podwyższenie. Wielmożny kupiec Herman, pośredni sprawca całego zamieszania, pojawił się w towarzystwie czwórki rycerzy.

- Wezmą rycerzy, a nie nas - powiedział Jaxam cicho. - Możemy się pożegnać ze sławą i pożytecznym czynem.

W tym momencie padły jednak słowa, które nieco zmieniły postać rzeczy.

- Co to za tradycja? - Jaxam zwrócił się do swego poprzedniego rozmówcy. - Były tu już jakieś zajścia z potworami? Jakiś kupiec czy rzemieślnik uwolnił miasto od jakiegoś złego stwora?

Staruszek, jakby ogłuchł. A może nie miał zamiaru odpowiadać...

"Może to chodzi o braci de Loy" - pomyślał Jaxam. - "Niby uratowali stolicę. Ale czy kogoś, kto bywał w mieście od czasu do czasu można uznać za obywatela miasta?"



- Chociaż jestem rdzennym, że tak powiem, mieszkańcem tej akurat Doliny - Jaxam zwrócił się do swoich towarzyszy - to do mieszkańca stolicy nieco mi brakuje. Ale warto się zgłosić, bo może widząc nas zechce się kto z tutejszych przyłączyć. A wtedy mielibyśmy większe szanse, niż ci ze Smoczych Szponów.

W tym momencie rozległ się głos chłopaka, który deklarował chęć udziału w wyprawie. A sądząc z reakcji zgromadzonych mieszkańców, był dość znany. I to nie do końca z nieposzlakowanej opinii.
Słuchając przemowy młodzieńca Jaxam zastanawiał się, jakiż to przymus pcha owego młodziana w podziemia. Bo jakoś trudno mu było uwierzyć w to, że przyszłego herosa skłania do ryzyka li tylko chęć zdobycia sławy i chwały. Oraz potrzeba przyczynienie się do rozwoju miasta, czy też chęć niesienia komuś pomocy.
Na bohatera również nie wyglądał. Chociaż pozory mogły mylić...

W końcu Konrad, bo tak się ów młodzian przedstawił, zakończył swą perorę, apelując do zebranych o przyłączenie się do niego.

- Masz rację - szepnął wesoło Jaxam do Mekkora. - To nasza przepustka do podziemi . Podniósł potem głos, by słyszeli go wszyscy zebrani i mówił dalej.

- Nie jestem mieszkańcem tego miasta, ale urodziłem się w tej Dolinie i jej dobro leży mi na sercu. Nie może być tak, by jakiś potwór bezkarnie pustoszył nasze piękne ziemie - tu Jaxam nieco przesadził, ale nie nie było to spowodowane uniesieniem, czy oratorskimi zapędami; w końcu nie mógł powiedzieć, że chce przeżyć przygodę - albo zjadał naszych krajanów.

- Dlatego też z chęcią się dołączymy - wskazał na swych towarzyszy - do tej ekspedycji i przyczynimy się do tego, by mieszkańcy naszej stolicy mogli spać spokojnie.

Zastanawiał się przez moment, którzy z tu obecnych uznają go za bohatera, a którzy za głupca. A pewnie znajdą się i tacy, którzy połączą jedną i drugą opinię.

- Sądzę - mówił dalej - że wobec obecności w gronie tej wyprawy mieszkańca miasta - spojrzał na Konrada - nasza wyprawa spełni wymagania tradycji i otrzymamy pozwolenie na zejście do podziemi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-07-2009 o 17:44.
Kerm jest offline  
Stary 24-07-2009, 18:36   #15
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Miasteczko było niczym mrowisko. Zupełnie jakby ktoś przed chwilą rozkopał je, albo wsypał trochę cukru. Ludzie coraz bardziej zapełniali drogę, przepychali się, wchodzili na siebie, przeklinali, głośno się śmiali.


Febrine zawsze unikała tłumów, nawet u nich w czasie niektórych jarmarków wołała zawsze stać na uboczu i trzymać się od tego wszystkiego z daleka. Trzymała w dłoniach jak zwykle wiercącą się Lighte, która ani minuty nie mogła usiedzieć spokojnie. Podgryzała i drapała swoją panią domagając się pieszczot i zabaw. Elfica bała się ja tutaj wypuścić obawiając się, że ją stratują..Jak się później okazało mieszkańcom w zupełności nic się nie stało, wszyscy zmierzali w miejsce wykopu. Pchani jakąś czasem czystą ciekawością, czasem widząc tylko możliwość zarobienia. Elfica na tą myśl schowała głębiej sakiewkę, gdyż co pewien czas, ktoś wpadał na nią, albo obijał się.

- No, no, to raczej gapie, nie kandydaci na bohaterów – uznał Curly
- Na szczęście gapie... ale w sumie jakby byli kandydatami te wszystkie potworzy by się nimi najedli i mielibyśmy łatwiejszą robotę. Ale chyba nie chcemy iść na łatwiznę - uśmiechnęła się
- Tak, wyglądają na mieszkańców miasteczka spragnionych jakichkolwiek rozrywek.
- Ponadto wcale się nie dziwie. Przecież oni mieszkają tu. Plotki najbardziej dotyczą ich przecież osobiście - oceniła Novely.
- Pewnie mieszkańcy Cormyru zareagowaliby tak samo... ehh cieszę się, że jesteśmy właśnie tu...
- Ja także - dając znak uśmiechem, ze tyleż chodzi mu o przygodę, co o pobyt w jej towarzystwie. Miłą scenę przerwało jednak szturchnięcie Novely:
- A o mnie zapomnieliście?
- Oczywiście, że nie - natychmiast elfica przejęła inicjatywę - Bez ciebie przecież nigdzie bym nie poszła
- Pewna racja. Dziewczyny muszą się trzymać razem w tych niebezpiecznych czasach.
Hm, ciekawe co tam będzie?
- Zobaczymy... ale nie musimy się niczego bać...
- Oczywiście. Takich dwóch, jak nas trzech, to nie ma jednego - kapłanka zacytowała znane powiedzenie bardów.

Trafili idealnie, wyglądało na to, że wszystko zaczęło się dość niedawno. Na podwyższeniu siedział już dostojnie ubrany jegomość z rycerzami i heroldem przy boku. Febrine próbowała znaleźć jakaś znajomą twarz w tłumie, spacerowała chwilę i przyglądała się ludziom. [i\Zaraz, zaraz... a tam nie stoi przypadkiem ich sąsiadka pani Vorkonne?[/i] Uśmiechnęła się i podeszłą do niej, lecz jak się z bliska okazało, była to zupełnie inna osoba. Febrine zawstydzona przeprosiła staruszkę, ta syknęła na nią i zniknęła w tłumie. Elfica zdała sobie sprawę, ze się zgubiła. Była całkowicie sama, nie licząc Lighte, wśród nieznajomych. Gdzie jest Curly i Novely, nie miała bladego pojęcia. Zaczęła się przepychać przez tłum, który zgniatał ją i ściskał. Nie miała siły, aby pójść w jakąkolwiek stronę, dookoła niej stali sami osiołkowie.
- Przepraszam... – powiedziała nieśmiało i chyba za cicho, gdyż nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, wszyscy zapatrzeni byli na „scenę” gdy wszedł czarnowłosy chłopak. Gdzie oni są? Zaczęła się bać, miała ochotę odgrodzić się od tych wszystkich ludzi, uciec gdzieś, gdzie nikogo nie ma. Ale gdzie jest Curly i Novely?
Febrine spróbowała jeszcze raz i w końcu jej się udało, musiała złapać oddech i wyszła nieco za ten cały tłum. Tutaj było zdecydowanie ciszej, postanowiła przejść na około, może gdzieś tam znajdzie swoich przyjaciół... Wypuściła Lighte i rozkazała jej znalezienie przyjaciół. Stanęła w miejscu modląc się do Mystry, aby nikomu się nic nie stało.
Każdy w tym tłumie na coś liczył jedni na coś niezwykłego, na poprawę swojej egzystencji, na pomyślny zbieg wydarzeń inni liczyli na zupełnie coś innego. Febrine natknęła się na przygarbionego staruszka w obszarpanych szatach, czuć było on niego swąd niemytego ciała. Zerkną na nią spod krzaczastych brwi. Elfica na początku się wystraszyła, miała ochotę pójść dalej zgubić w tłumie jego wpółmartwe oblicze. Niestety nie mogła stąd się ruszyć, Lighte mogła wrócić lada moment.


- Panienka da parę miedziaków na jedzenie... proszę... już od dwóch dni nic w ustach nie miałem... zlituje się panienka nad starym dziadem... – mówił zachrypniętym głosem. Febrine miała dobre serce i wręczyła żebrakowi trochę pieniędzy, chociaż sama miała niewiele. Ten podziękował jej najserdeczniej jak potrafił i poszedł dalej.
Elficy spadł kamień z serca kiedy to zobaczyła Lighte, a razem z nią Curly’ego.

.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 24-07-2009, 19:15   #16
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Że też tyle ludu może się zebrać w takiej dziurze – zastanawiał się targając na własnych plecach rzeczy swoje oraz dziewcząt. – Chyba połowa mieszkańców miasteczka wyszła, żeby tylko zobaczyć początek wyprawy.

- Przyszli na śniadanko, którego my będziemy stanowić jedno z istotnych dań – oceniła elfina wesoło. – Jednak nami się ten stwór zadławi.
Dziewczyna wyglądała na niezwykle zadowoloną, choć wydawało się, ze ciżba ludzi nieco ją dekoncentruje. Nie było się co dziwić. Wychowana w lasach przyzwyczaiła się do innych warunków, a w jego rodzinnej osadzie także nie widywało się takich zbiegowisk. Nawet przy okazji noworocznych jarmarków. Toteż Curly przysunął się nieco bliżej. Tak właściwie, tyleż na wszelki wypadek, co dla samej przyjemności trzymania się przy elfinie.

Zupełnie inaczej miała się sprawa z Novely. Tłum dziewczynie nie przeszkadzał, a przymusowa wyprawa, w którą ją wmanewrowano wbrew woli, doprowadzała do wściekłości. Jak mogła dać się przekonać tym dwojgu do takiego wariactwa?
- Już głupi goblin byłby rozsądniejszy niż brat i Febrine – oceniała niezadowolona – Ech, też jestem dobra, że dałam się namówić – nie wiadomo, czy zła była bardziej na siebie, czy swoich towarzyszy. Nurtujące ją przemyślenia można było doskonale poznać po zachmurzonej twarzy oraz miotającym na około gromy spojrzeniu. Nie odzywała się jednak. Zacisnęła usta nawet wtedy, gdy przechodzili obok pstrokato odzianego barda, który podśpiewywał naprędce ułożoną piosenkę.


Wyglądał trochę jak cyrkowy klown, ale głos miał ładny: dźwięczny i donośny. Tyle, że słowa swoim poziomem przypominały dziecięcą wyliczankę.

Przy podnóżu wzgórza
Dziura była duża,
Zaś w dziurze potwora
Siedziała dość spora.

Ref.
Orki za mrokiem, smoki za cieniem
Zejść nam teraz trzeba w owo podziemie.
Orki rach-ciach-ciach, smoki rach-ciach-ciach.
Powrócisz bogaty, jak to bywa w snach.

Ach, dzielny młodzianie
Idź i spuść jej lanie.
Zdobędziesz honory,
Trzos złota dość spory,

Poszedł więc dla chwały
Młodzieniec zuchwały
Przy nim zaś kompani
Swej misji oddani.

I tak ciągle w kółko. Wyszkolony pieśniarz potrafił na bieżąco układać poszczególne wersy i śpiewać tak, by słuchaczom wydawały się doskonale zrymowane. Ten niziołek aż tak dobry nie był, ale starał się, a że temat obrał na topie, to niejeden przechodzeń zatrzymywał się na chwilę, po czym rzucał jaką niewielka monetę do bardowej czapki.

***

Zniknęła. Na Mystrę! Ona zniknęła. Novely wkurzona spojrzała na chłopaka, jakby to on był winien, że w gromadzącym się tłumie, gdzie raz po raz ktoś kogoś mijał, kto inny się przepychał, przesłaniał, gdzie hałas rozmów ciągle się wzmagał, elfina gdzieś odłączyła się. Albo oni od niej. Nieważne. Mogło jej grozić ... cokolwiek. Najprawdopodobniej kieszonkowcy, czy inni tego typu.
- Idź, szukaj jej – poleciła ostro siostra. Będę tutaj, żebyście mogli mnie łatwo potem odnaleźć.

- Hej! – wrzasnął – Febrine!
Kilka najbliższych osób odwróciło się na niego patrząc średnio przyjaźnie, ale wszyscy zaraz wrócili do swoich spraw i własnych dyskusji. Zgromadzenie okazywało się świetnym miejsce na ubijanie interesów, handel, żebry, a nawet dla kilku miejscowych dziwek, które umawiały się ze swoimi klientami. Wokół słyszał gorączkowe narady, kłótnie, przede wszystkim zaś rozważania, na temat śmiałków, którzy ruszą na stwora.

- Panie, to idioci! Mówię ci to, nikt normalny się nie ruszy.
- Aleć głupich pełno, sąsiedzie, ja wam to mówię. Jakiś tam się zdecyduje, to to marzy o bohaterskich czynach, zamiast o kuflu piwa i własnej babie pod pierzyną.
- Albo cudzej – włączył się słodki damski głos. – Dawno Vladi mnie nie odwiedzałeś.
- Wiesz ... – dalsza część rozmowy utonęła w gwarze.
- Nie wciskaj mi takich pierdoł!
- Kurwa!
- Co jest?
- Moja sakiewka! Taki chuj, zwinęli mi sakiewkę.
- To przez tych obcych.
- Nie mam takiej zbroicy, ale może za parę groszy przypomnę sobie, kto ma. Jak chcesz ruszać przeciw potworze, chyba nie będziesz oszczędzał na własnym pancerzu, nieprawdaż? Tylko dureń by tak robił, zasię ty na głupiego nie wyglądasz.
- Twoja mać! Oddasz pieniądze, albo tak cię zmaluję poprzez gębę, że znajdą cię w ulicznym rynsztoku.
- Niech będzie moja strata – zamamrotał ktoś przestraszony.
- Tak go jebnąłem, że wyleciał z tego konia, a potem wypieprzyłem jego dziewkę i wiesz co? Ta kocica dupą ruszała, natomiast potem chciała jeszcze. Niby szlachcianka, a zwykła ulicznica, co to tylko za chędożeniem patrzy. One wszystkie takie same. Dać im tylko kawał chłopa to zaraz mają w rzyci przyzwoitość. Potworów żem to kładł hordami. Haha. Gobliny, orkuny, inne tenże. Yghy – zaczkał jakiś przepity głos.
- Ho ho, to było chyba dawno, bo wy osiedleni tu odkąd pamiętam – zakpił młody głos.
- Żebyś wiedział, a co?
- Pewnie mnie nic do tego, ale waszej żonuchnie owszem. Skoście taki bohater, to może pójdziecie do dziury. Wszyscy wiedzą, ze trzyma was ostro pod babskim pantoflem.
- Dam huncwocie ci po karku! – wrzasnął zapijaczony.

Tłum. Kakofonia zlewających się dźwięków i zapachów potu działała niczym mgła. Gdzie jesteś? Gdzie jesteś?
- Febrine! Febrine! Febr ... – a co to – małe stworzenie skoczyło mu na ramię łapiąc za ucho. Już miał wkurzony machnąć dłonią strącając ... – Lighte – ucieszył się - gdzie twoja pani? Powiedz – a mądry chowaniec kiwając zabawnie pyszczkiem wskoczył na pobliski daszek i powoli zaczął kierować się do elfiny. Wolno. Czasem przystając i odwracając główkę, jakby chciał popędzić chłopaka. Ale nie musiał. Wojownik przeciskał się przez tłum jak mógł najszybciej. Wreszcie dojrzał ją. Przeskoczył do dziewczyny radując się podwójnie: gorącym sercem oraz uśmiechniętymi ustami.

***

Stanęli gdzieś z boku przypatrując się Szponom (to dziewczyny) i dziurze (to chłopak). Zarówno jeden, jak i drugi przedmiot obserwacji budził szacunek i czynił niezłe wrażenie. Zejście do podziemi było całkiem solidne, a piękni wojownicy Szponów zdaje się budzili nie tylko zachwyt Febrine i Novely, bowiem Curly słyszał dookoła rozmarzone szepty przypatrujących się miejscowych panien. Błeeee … chyba właśnie zrobiło mu się smutno.
- Niełatwo być mężczyzną – ocenił filozoficznie potrząsając lekko głową.
- Nie martw się, na pewno w walce jesteś lepszy od nich ... - pocieszyła go Febrine. Popatrzył na nią zdziwiony i trochę zaskoczony, aczkolwiek było to miłe i zdziwienie i zaskoczenie, bowiem przypuszczał, że wpatruje się w wojowników Szponów, którzy stali obok wielmożnego Hermana. Jak widać, zwracała uwagę i na niego.
- Zobaczcie... następni się zgłaszają. To co robimy? Popatrzcie to chyba druid i kapłan, a tamten trzeci to nie wiem... musimy się zgłosić, bo nie będzie dla nas miejsca - Febrine zaczęła panikować. Strasznie zależało jej na tej wyprawie, ale nie miała tyle odwagi, żeby krzyknąć i się zgłosić. – Curly! Zrób coś! Zgłoś nas …

Curly to, Curly tamto. Jego cudowna Febrine powolutku zaczynała przypominać siostrę. Jednak kochał Novely, mimo jej zrzędliwego charakteru, dlatego wybaczał po prostu, przyzwyczajony w sumie do takiej sytuacji. Wyszedł przed tłum zwracając się do Hermana:
- To jeszcze my, wasza wielmożność – wskazał na dziewczyny. - Jeżeli znalazłaby się grupa z rodowitym mieszkańcem, coby zwyczaje Archen uszanować, chętnie przyłączylibyśmy się. Moje ostrze, potęga magii i moc Mystry stoi za nami i je jesteśmy gotowi zaoferować grupie, w której skład wejdziemy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 24-07-2009 o 19:18.
Kelly jest offline  
Stary 25-07-2009, 17:55   #17
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
- Oprócz małej potyczki z zielonoskórymi w drodze do Dolin nie mam żadnego doświadczenia w walce z potworami. – odpowiedział na pytanie magika. – Mimo to uważam, że doświadczenie nieraz się przydaje Mekkorze. Chociaż zgadzam się z pełni ze stwierdzeniem, że o wiele bardziej od niego liczy się silny duch. Odpowiednia motywacja jest motorem postępowanie ogromnej ilości osób w tym przyznam się i moim. To właśnie chęć wypełniania woli Tymory popycha mnie do działania.

Kierując się radami strażnika napotkanego na rogatkach Mordimer wraz z dwójką towarzyszy nie mieli większych problemów z dotarciem do celu ich podróży i jak się okazało miejscem całkiem sporego zamieszania. Taki już urok każdego odbiegającego od normalności zdarzenia w życiu miejskim. Zawsze przyciągają tłumy gapiów, ciekawskich, kieszonkowców i całą masę bliżej nie sklasyfikowanych osobników. Czekając na rozwój wypadków kapłan przyglądał się temu całemu zbiegowisku i zastanawiał się kto z obecnych będzie miał wystarczająco odwagi by wraz z nimi udać się na poszukiwanie potwora. Z pewnością niewielu, jeśli w ogóle ktokolwiek. Rozmyślania przerwał mu wjazd jakiegoś wielmoży wraz z eskortą składającą się z czwórki rycerzy. Jak się po chwili okazało był to kupiec, na zlecenie którego miasto ma zostać oczyszczone z potwora. Mordimer zasępił się na słowa herolda. Nie pochodził z miasta, więc z pewnością nie pozwolą mu dopchać się do potwora za nim ten nie pożre tej czwórki jeźdźców. Na szczęście chłopak, który wyszedł na podwyższenie jako kolejny nieco poprawił mu humor. Jeżeli on był miejscowym i wystarczało, że tylko dowódca ma pochodzić z miasta sprawa nabierała pomyślnego obrotu. Po raz kolejny Pani uśmiechała się do niego. Chłopak zakończył swoją nieco chaotyczną przemowę zaproszeniem dla kolejnych śmiałków chcących dołączyć do niego podczas badania ruin. Dlatego ochoczo ruszył za dwójką towarzyszy w kierunku podwyższenia. Zaraz po wejściu na nie postanowił przejąć inicjatywę:

- Jak powiedział mój szlachetny przyjaciel w raz z panem Reissem udamy się do owego lochu i położymy kres pałętającemu się tam potworowi. Bowiem z nami jest łaska Pani Szczęścia, która pokierowała moimi poczynaniami i sprawiła, że zawitałem do owego miasteczka. Dlatego też z jej błogosławieństwem nie będziemy mieli żadnych problemów ze zniszczeniem potwora i przyniesieniem temu wspaniałemu miastu oczyszczenie.

W tym momencie przerwał mu jakiś mężczyzna wyglądający na wojownika zgłaszający oprócz swojej osoby dwie kobiety do wyprawy. Kapłan postanowił nie czekać na reakcję pozostałych tylko natychmiast przyjąć ich w poczet formującej się drużyny.

- Każdy, w którego sercu gości odwaga i chęć przeżycia przygody jest mile widziany. Niech twój miecz przyjacielu, siła magii twojej towarzyszki i potęga kolejnej służki bogini wesprze naszą wyprawę.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 25-07-2009, 23:47   #18
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Cynra poluzowała zapięcie przy kołnierzu koszuli. Nagle zrobiło jej się słabo, a przed oczy wystąpiły mroczki. Wsparła się mimo woli o jakiegoś koleżkę Reissa, cwaniaka z pociętą gębą i próbowała słuchać dalej przemówienia:

- Komu z Was starczy odwagi?! Kto z Was chce żyć wiecznie w baladach najsłynniejszej śpiewaczki całego Faerunu?! Kto z Was chce uratować miasto przed straszną maszkarą, której lęka się nawet straż miejska?!

Najsłynniejszej śpiewaczki całego Faerunu? Która z samego Suzail trafia do… dziury w ziemi zamieszkałej przez bazyliszka, czy licho wie co?! Pięknie, którędy do wyjścia?!

Jakoś inaczej wyobrażała sobie ten poranek. Myślała, że może być tylko lepiej po tym, jak złodziej uraczył ją kawałkiem suchego chleba i wygotowanym na szaro jajkiem na śniadanie, ale widać czas zmienić przyzwyczajenia. To przecież nie mogło być prostsze: pójść na wykop, zgarnąć parę miedziaków za śpiew, później otworzyć gęby jak inni i dziwować się, i dobrze zapamiętać, że zbroje rycerzy lśniły i chorągwie Archen łopotały na wietrze… A gdy bestia wypluje kości zapuszkowanych, machnąć barwną balladę i czym prędzej brać nogi za pas z tego przeklętego miasta. Nie, to nie mogło być prostsze, to po prostu stało się nieaktualne po tym jak Konrad obwieścił miastu, że cnotą barda od dzisiaj jest heroizm, nie niezły głos i sprawne dłonie. Teraz drżące.

Wzięła się w garść, gdy zobaczyła, że ten samobójca cyrkowym gestem wyciąga ramię w jej stronę, prezentując ją gawiedzi; nabrała trochę powietrza w płuca i ze sztucznym uśmiechem na pobladłej twarzy podeszła do Reissa, wyraźnie zadowolonego ze swego występu.

- Co ty wyprawiasz? Chcesz pchać się prosto na drugie śniadanie dla tego… cholera wie czego?! – zaczęła nerwowo wyrzucać półgłosem złodziejowi, gdy ten szczerząc się toczył wzrokiem po zebranych - Jasne, nie znam cię i nic mnie to nie obchodzi oprócz tego drobnego faktu, że właśnie mnie, łachudro, wciągnąłeś w sam środek tego bajzlu! – Cynra starała się zachować uśmiech na twarzy, ale nie przeszkodziło jej to sprzedać Konradowi ukrytego kopniaka i syknąć - Aa, kochany, ale tu cię zdziwię – nie wiem co knujesz, ale z tym kozikiem chyba wiele nie ugrasz… Masz jakiś plan i tylko dlatego…

- Plan? – na chwilę obrócił twarz w jej stronę - Jest bardzo prosty. Puszczamy tych aroganckich z przodu a tych mniej z tyłu, my idziemy w środku chronieni z każdej strony. Spróbuj wymyśleć coś innego w pięć minut.

Konrad mówiąc to cały czas uśmiechał się do tłumu.

- Mam pofatygować się na dół za plecami twoimi i jakiegoś przygłupa w czarnej skarpecie na łbie, oo… - Cynra urwała, widząc jak zgłaszają się kolejni ochotnicy, trzej nieźle wyglądający młodzi mężczyźni, wyraźnie obeznani z profesją poszukiwaczy przygód, lub przynajmniej sprawiający dobre wrażenie – oraz, hmm, eskadry rwących się do przygód junaków z ekhm, nieskazitelnością wypisaną na czołach tylko dlatego, że pozwoliłeś sobie wystawić moją karierę jako kartę przetargową w tym cyrku?!

Całe to jej przemówienie było bez sensu. Musiała zejść, to było jasne, inaczej nie ma czego szukać na tym zadupiu, a bez pieniędzy za jakiś lepszy numer nie zdoła się nigdzie ruszyć. Wściekła, chwyciła kontakt wzrokowy ze srebrnowłosą dziewczyną, która właśnie została zgłoszona na tę imprezę i zanim skierowała się ku niej, rzuciła:

- Niech cię szlag, Reiss – o, przepraszam – szlachetny panie Reiss, niech cię szlag!
 
stibium jest offline  
Stary 27-07-2009, 07:25   #19
 
Mistyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Mistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwuMistyk jest godny podziwu
Tłum głośnymi owacjami witał kolejnych śmiałków. Zebrani w tłumie trubadurzy, pospiesznie notowali imiona ochotników, najprawdopodobniej przed południem połowa będzie dysponować różnymi wariantami ballad, w końcu kto wie jak skończy się wyprawa? W międzyczasie z tłumu dobiegło kilka, stłumionych w połowie okrzyków kolejnych ochotników. Miejscowa młodzież mieszczańska zebrała się na odwagę, na szczęście przewidujący ojcowie zadbali by wynajęci ochroniarze w porę ostudzili młodzieńczy zapał.

Idących w stronę podwyższenia przybyszów tłum częstował klepnięciami po ramionach, okrzykami zachęty a także w przypadku Cynry, pojedynczą próbą klepnięcia nieco niżej, która została skutecznie udaremniona szybkim ciosem obcasa. Widząc zbereźnika trzymającego się za stopę, pozostali chętni odrobinę spokornieli. Na obrzeżach tłumu zaczęto przyjmować zakłady, kilku szemranych półelfów zapisywało stawki na długim zwoju pergaminu, najczęściej obstawiano, iż drużyna nie wyjdzie w komplecie, bądź też, że Szpony będą musiały ruszyć na ratunek.

Tymczasem między doradcami Hermana wybuchł gwałtowny spór, najwidoczniej postawny, łysy starzec, odziany w czarne obfite szaty, nie potrafił dojść do porozumienia, z młodszym, energicznym jegomościem, którego wojskowe manieryzmy była aż nadto widoczne. Spór wydawał się przybierać na sile, dopiero władczy gest suwerena ostudził gorące głowy. Herman rzucił kilka szybkich słów, po których na twarzy starszego z mężczyzn pojawił się grymas ledwie skrywanej złości, młodszy natomiast ukłonił się, co zamaskowało, w pewnym stopniu jego triumfalny uśmiech, po którym rzucił kilka słów jednemu z żołnierzy który pospiesznie zszedł z podium i ruszył w stronę Reissa. W międzyczasie czarno odziany doradca, razem ze swym panem ruszyli w stronę koni.

Żołnierz podszedł bezpośrednio do Konrada, na jego twarzy malowało się rozbawienie pomieszane z ciekawością, ukłonił się z udawaną galanterią, po czym przemówił, starając się w miarę możliwości maskować rozbawienie:

-Szanowny Panie, kazano mi przekazać, byś ty i twoja... wspaniała drużyna zechcieli zaczekać parę chwil w namiocie, przygotowano tam wszelkie wygody jakich możecie potrzebować. Pan Tadeus któremu nakazano nadzorować tę sprawę wkrótce do was przyjdzie. Proszę tędy.

Powiedziawszy to wskazał drogę do stojącego w kręgu namiotu, otoczonego zwartym pierścieniem strażników. Tymczasem od strony Szponów, rozległy się okrzyki oburzenia, żołnierz będący zapewne owym Tadeusem, tłumaczył coś ściszonym głosem dowódcy rycerzy, ten zaś, oraz jego kompani odpowiadali mu głosami z których znikły wszelkie pozory spokoju. Okrzyki zagłuszał tłum który dalej podpuszczał rycerzy, by ci nie zważając na innych ruszyli do dziury.


Wnętrze namiotu wypełniał zbity z wygładzonych desek stół, przy którym stały proste drewniane ławy. Na blacie ustawiono kilka kielichów i kubków, oraz dzbany z winem, miodem, wodą i piwem, oraz tacę na którą wyłożono wędzone mięso, ryby, kilka bochenków chleba, oraz inne proste acz pożywne produkty. Pomimo panującego na zewnątrz zgiełku we wnętrzu namiotu panowała cisza, w której Febrine oraz Jaxam domyślili się działania magii.
 
Mistyk jest offline  
Stary 27-07-2009, 11:29   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plan się udał.
Może to z powodu nastroju tłumu, który głośno dopingował miejscowego ochotnika, a panu Hermanowi zależało na poklasku tego tłumu. Może też kupiec sądził, że na domorosłych poszukiwaczy przygód mniej wyda, niż na doświadczoną drużynę...
Trudno było jednoznacznie orzec, ale bez względu na motywy oni byli górą.
Przynajmniej teoretycznie, bo nie widząc, co kryje się w tym wykopie mogli kierować się na pewną śmierć.
Mogło się też okazać, że rozczarowane Szpony, podjudzane dodatkowo przez żądny emocji tłum, ruszą do tunelu nie zważając na to, że Konrad i jego drużyna wyrokiem pana Hermana mają pierwszeństwo.

Widocznie nie zasługujemy na rozmowę z wielmożnym panem Hermanem - ironiczna myśl przemknęła przez głowę Jaxama, gdy kupiec opuścił zgromadzenie. - I raczej nie będzie mowy o targowaniu się o nagrodę, skoro nagrododawca sobie pojechał...
Co prawda nie o nagrodę tutaj szło. Mniej więcej.

Przepychając się przez ciżbę Jaxam nie tylko starał się unikać przyjacielskich klepnięć mieszkańców, którzy najwyraźniej sądzili, że w ten sposób znajdą się bliżej ucieleśnionego bohaterstwa. Pilnował również swego dobytku. Miał świadomość, że znajdą się tacy, którzy uznają, że tam w lochu nikomu nie będzie potrzebny pełny trzos. W dodatku, jeśli jakimś cudem uda się im wydostać cało z łap/pazurów/kłów/paszczy bestii, to nagroda z naddatkiem wynagrodzi śmiałkowi wszystkie straty...

Na szczęście wśród poklepujących go po plecach i ramionach dłoni nie znalazła się taka, która sięgnęłaby do jego sakiewki i do podium Jaxam dotarł bez strat materialnych. Nawet sińców się nie nabawił...



Namiot, do którego zaprosił ich żołnierz, z zewnątrz nie wyglądał zbyt imponująco, za to w środku...
Cisza, jaka zapanowała wokół ich, mogła oznaczać tylko jedno...

- Fajny pomysł z tą barierą ciszy - powiedział cicho Jaxam, niemal sam do siebie. - Muszę przemyśleć, jak to działa...

Przeczesał palcami włosy, które i tak nie raczyły zbyt posłusznie zareagować na ten gest.

- Jestem Jaxam - przedstawił się - i param się nieco magią. A to jest mój przyjaciel - pogładził kruka po głowie.

- Corrrrvin - kruk nie czekał, aż Jaxam poda jego imię. Przefrunął z ramienia Jaxama na stół i zaczął spacerować między talerzami. - Wyżerrrrka... Serrrr.... Zaprrrraszam...

- Corv - powiedział Jaxam - wracaj. Gdzie dobre wychowanie?

Kruk spojrzał na niego nieco, po czym posłusznie frunął na swoje miejsce na ramieniu.

- Sknerrrra - powiedział, z wyraźnym niezadowoleniem w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-07-2009 o 11:31.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172