Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-07-2009, 18:38   #21
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wszystko szła bardzo dobrze, według planu, który był tak prosty jak umysł krasnoluda. Kolejni "śmiałkowie" zgłaszali chęć towarzyszenia szlachetnemu panu Reissowi i cnotliwej i niewinnej (jakoś mu te określenia nie pasowały do minstrelki) panny Cynry. Najpierw zgłosił się opalony mężczyzna, mimo, że nie mówił do nikogo konkretnego chociaż zaszczycił spojrzał się na łotra, Kot w odpowiedzi skinął mu głową. Również towarzysz opalonego, zniewieściały kapłan zwrócił się do niego więc i jemu Kot delikatnie skinął głową. Towarzysz zniewieściałego i opalonego, wielki barbarzyńca milczał, cóż może nie był zbyt rozmowny, może nie potrafił mówić... Jednak cała trójka samobójców zyskała odrobinę sympatii łotrzyka. Potem dołączył się do nich wojownik w towarzystwie czarodziejki i kapłanki. Ten nie dość, że się nie zwrócił do Reissa to nawet nie zaszczycił go spojrzeniem! Łotrzyk nienawidził być ignorowany, mimo to nie zrobił nic. Na razie...
Całość rozmyślań przerwała mu Cynra, mając wyraźnie jakieś pretensje i domagając się planu. Gdy go usłyszała odwróciła się obrażona i rzuciła do niego ze złością

-Niech cię szlag, Reiss – o, przepraszam – szlachetny panie Reiss, niech cię szlag!

Reiss wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu i rzucił tylko za nią:

-Też Ciebie kocham!

Rzucił to na tyle głośno by osoby stojące niedaleko to usłyszały a na tyle cicho by nie doszło do słuchaczy stojących dalej.

Cała drużyna zabójców potworów ruszyła do podium, jednak nim tam dotarli drogę zastąpił im strażnik, dłoń Reissa lekko drgnęła w kierunku noża ale żołnierz nie miał złych zamiarów. Ukłonił się przed nim i ledwo skrywając rozbawienie zwrócił się do najinteligentniejszego z całej drużyny.

-Szanowny Panie, kazano mi przekazać, byś ty i twoja... wspaniała drużyna zechcieli zaczekać parę chwil w namiocie, przygotowano tam wszelkie wygody jakich możecie potrzebować. Pan Tadeus któremu nakazano nadzorować tę sprawę wkrótce do was przyjdzie. Proszę tędy.

Reissa powoli już zaczął opuszczać humor ale grał dalej. Odkłonił się strażnikowi i odpowiedział z kamienną twarzą.

-Nie wątpię, że przygotowaliście wszelkie wygody, cieszymy się niezmiernie, że miasto docenia swoich bohaterskich obywateli.

Wydawało mu się, że zna skądś strażnika, może go kiedyś aresztował? Następne słowa skierował do towarzyszy.

-Idźcie do namiotu, dogonię Was.

Gdy awanturnicy się oddalili Kot ponownie zwrócił się cicho do strażnika:

-Dobra, teraz bez pitolenia. Przekaż Erwinowi, że jak wyjdę z tego lochu to niech lepiej już obejmie nową fuchę jako młodszy zamiatacz barek.

Mężczyzna odwrócił się do strażnika i wszedł do namiotu akurat w momencie w którym opalony się przedstawiał. Okazało się, że jest magiem i właścicielem magicznego ptaszyska.
Łotrzyk nagle zbladł i się zachwiał, zrobiło mu się ciemno przed jego kocimi oczami. W kilku chwiejnych krokach doszedł do stołu i się o niego ciężko oparł.
"Zaraz się chyba zrzygam! W co ja się wpakowałem?!"
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 28-07-2009, 23:53   #22
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- No to miło - pokiwała głowa Novely, ale jej ton wskazywał na zupełnie przeciwne uczucie. - Macie kochani te waszą wspaniałą przygodę.
Elfina jednak nie odpowiedziała. Podniecona rozpoczynającą się wyprawą wpatrywała się we własne myśli. Ale Curly usłyszał pytanie siostry.
- Cóż, może tak nic nie ma? Ech, zobaczymy – odpowiedział jej, kiedy podchodzili do grupy innych śmiałków. Przez chwilę chciał się przedstawić, ale hałas wiwatującego i klaszczącego tłumu był ogromny.
- Ciekawe, dlaczego tak wrzeszczą? - zastanowił się. - czy dlatego, ze znaleźli bohaterów? Czy dlatego, że znaleźli naiwniaków? Może obydwa?
Ale ten las pozdrawiających ich rąk robił wrażenie.


Namiot wyglądał rewelacyjnie, szczególnie od wewnątrz. Ten stół uginający się od prostych może, lecz smakowicie wyglądających potraw i doborowych trunków unaoczniały Curly'emu, co to znaczy być prawdziwym bohaterem. Skoro bowiem nawet kandydat na takowego był częstowany rzeczami, które normalnie widuje się tylko w święta, to jak ugaszczany jest prawdziwy bohater? Na pewno jeszcze wspanialej.
- Cóż, szkoda, żeby się zmarnowało – powiedział głośno. - Państwo pozwolą, że nas przedstawię - wskazał na dziewczyny. - Febrine D’liane elfiego rodu. Czarodziejka i wędrowniczka. Moja siostra Novely Silvermoon, służka Mystry. Ja natomiast jestem Curly, człowiek rapiera z Cormyru.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-08-2009, 11:19   #23
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tłum otaczający Mekkora to była jedna z gorszych rzeczy jaka mogła się przydarzyć młodemu druidowi. Jednak tłum, który go zaczął radośnie poklepywać po ramieniu... to było straszna dla kogoś kto większość swojego życia spędzał w samotności. Młody mężczyzna chciał wsiąść na konia i zacząć tratować ludzi, żeby tylko przestali mu życzyć powodzenia. - Dobrze, że moim przeznaczeniem nie jest abym został bohaterem. To byłoby straszne. - Pomyślał druid.

Ciągnąc za sobą Sztorma dotarł do strażnika, który wskazywał drogę do namiotu. Do wystawionej ręki strażnika włożył lejce i powiedział
- Zajmijcie się nim, żeby nie był głodny do czasu aż wrócę. - po krótkiej pauzie dodał - Zaprowadź go do kowala niech mu podkowy zmieni, stamtąd go odbiorę.
I tak Sztorm musiał trafić do kowala, a czemu miał się nim zajmować Mekkor? On w końcu był teraz bohaterem. Na samą myśl o tym druid prawie parsknął śmiechem na strażnika, po czym z poważną miną przejrzał juki. Zabrał małą skórzaną torbę. Były w niej głównie zioła, dwa bandaże, maść na oparzenia, maść na obtarcia, maść na stłuczenia, trzy ziarenka egzotycznej rośliny które po przegryzieniu sprawiały, że człowiek przestawał odczuwać senność (niestety nie działały dłużej niż godzinę, a im więcej się ich przegryzało tym słabsze miały działanie). Młodzieniec miał świadomość, że takie zaopatrzenie o tyle o ile było bardzo przydatne w długiej podróży, o tyle w walce z potworem nie przydałoby się na nic. Choć z drugiej strony, lepiej nie nabawić się odcisków przed walką z czymkolwiek.
W torbie była też jemioła ścięta w czasie letniego przesilenia i kilka reagentów nie zbędnych druidowi do odprawiania zaklęć.
Ze Sztorma Mekkor zabrał jeszcze włócznię. Długa broń drzewcowa sprawiała wrażenie bardzo nieporęcznej. Jej ostrze kończyło się prawie 3 stopy nad głową mężczyzny. Mekkor zauważył na twarzy strażnika uśmiech. Również się uśmiechnął, ponieważ właśnie włócznia była jego ulubioną bronią. Może i nie sprawdzi się w ciasnych korytarzach, ale zawsze dawała możliwość ataku z pewnego dystansu.
Druid spojrzał jeszcze raz na juki. Wystawał z nich koc Jaxama. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że wszystkie niezbędne rzeczy jego kompan ma już ze sobą, więc nie ma sensu zabierać stąd reszty jego rzeczy. Sam również pozostawił przy mustangu część swoich rzeczy i ruszył do namiotu. Kątem oka widział że do strażnika podchodzi jeszcze "dowódca" wyprawy.

Gdy wszedł do namiotu stanął w kącie opierając się o włócznię. Trwała już ożywiona rozmowa, w której druid nie miał ochoty uczestniczyć. Obserwował swoich nowych towarzyszy. Cóż za zlepek różnych osobowości. Różne dążenia, różne charaktery. Kobiety, mężczyźni. Jego nowe plemię. Miał nadzieję, że w wyprawie nikt nie zginie. Biorąc pod uwagę wiek ochotników, to wszyscy mogliby być rówieśnikami Mekkora.
Nagle druida coś olśniło i zapytał o pozostałych chętnych. Ciekawe czemu ich nie zaproszono do tak przytulnego namiotu. Jednak po tym jak został zbyty uwagami swoich towarzyszy postanowił nadal stać w kącie i zgrywać wrażenie tępego barbarzyńcy. W sumie nie miał powodów, żeby odsłaniać przed wszystkimi swoje atuty intelektualne. Natomiast co do wyglądu barbarzyńcy to zarówno strój jak i fryzura pasowały idealnie.
Trochę się zdziwił, że kapłan nie błogosławił posiłku zanim wszyscy zaczęli jeść. Ale może jeszcze zbyt małą ilość kapłanów spotkał na swej drodze, żeby móc oceniać wszystkich.
W końcu gdy rozmowy się przedłużały Mekkor usiadł na brzegu jednej z ław. Wziął do ręki jabłko i zaczął się nim bawić obracając w palcach. Siedział możliwie daleko od "dowódcy", który właśnie toczył poważną dyskusję z tym, który miał się zajmować ich ranami. W duszy Mekkor prosił wszystkich bogów a zwłaszcza naturę, żeby Mordimer nie miał nic do roboty w czasie wyprawy.
Gdy do namiotu wszedł gość na którego wszyscy czekali niemal od razu posypał się deszcz pytań. Mekkor znowu postanowił przez jakiś czas pozostać w cieniu swych współtowarzyszy i dopiero gdy pojawiła się chwila ciszy w namiocie zapytał:
- Czy dopuszczacie istnienie innego wyjścia z tych lochów?
Z pewnością część towarzyszy pomyślała, że barbarzyńca drąży możliwość ucieczki robotników ze skarbem. Tak naprawdę Mekkor cały czas miał nadzieję, że to jakieś dzikie zwierzę mieszka w podziemiach. A jeżeli to normalne zwierzę, to musi jakoś wychodzić.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-08-2009, 17:16   #24
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Beztroski ton złodzieja zupełnie zbił Cynrę z tropu. Ruszyła w stronę białowłosej elfki układając sobie w głowie, jak zagaić jakąkolwiek rozmowę, ale w ostatniej chwili jak gdyby nigdy nic wyminęła dziarską dziewczynę i weszła w tłum. Momentalnie przez głowę przemknęła jej myśl, że jeszcze może się wywinąć z całego tego cymesu, dać nogę z miasta, a najlepiej w ogóle z Doliny i że nie będzie pierwszą, ani ostatnią, która tak zrobiła, zresztą, i tak nikt nie zapamięta jej nazwiska… Przypomniała jej się znajoma która pierzchnęła sprzed ołtarza, by później z powodzeniem poprowadzić całe piętro w sławnym przybytku Madame Hoerrt i jeszcze rozsławić swe imię, gdy nagle ze wspomnień wyrwało ją szarpnięcie za rękaw i skrzekliwy głos:

- Całe to szczęście, że mamy u siebie w mieście jeszcze taką młodzież, co i karku nadstawić się nie boi! Ludzie, to jedna z tych, co zgodzili się potworę ubić, eech, Cynra, z Suzail, mówił ten młody panicz Reiss, ludzie, całe to szczęście! – bezzębny dziadek uczepił się jej białej koszuli i głosił wszem i wobec, kto zacz. Tak jakby tego właśnie potrzebowała, by utorować sobie po cichu drogę do wyjścia.

- Macie rację, dziadku, ale nie krzyczcie tak – spróbowała nieśmiało Cynra.
- Oo! A jakie skromne! Oj, chwała, chwała, bieżycie, mości panienko, potworę bić…

Dziadek, wyraźnie podjudzony niby-skromnością minstrelki zaczął odprawiać coś jakby taniec wokół dziewczyny i plótł dalej tak, jak wcześniej. Cynra poczuła, jak ciekawe oczy gapiów podążają w jej kierunku, a gdy zatrzymała się, ludzie zdążyli zupełnie ją otoczyć. Na widok otwartych gąb i wyciągniętych dłoni wciągnęła brzuch, przybrała najbardziej pewną minę, jak tylko mogła i spojrzała w stronę namiotu.

- Na takiego barda jak ta tutaj Cynra, to panie, nie trafisz dziś już łatwo! Wszyscy tera wymoczki, banda łachudrów i łabaje. Co od prawdziwej roboty minstrela nic, tylko migają się całemi dniami, a potem płać za te ich piania i stękanie. Taki to w życiu potwora nawet i kawałka pazura nie widział, a wpiera później, co ubił ich ze dwa tuziny i łazi po wsiach…

I tak w kółko. A coś myślał, chamie, że ze strun się potworze w oko strzela a gryfem przez łeb wali? Niby kto by ci śpiewał do piwska, gdybyśmy sami się po jaskiniach włóczyli? Dziadek był uparty i w sumie… miał rację. Jeszcze nic nie zrobiła, a już widziała iskierki podziwu w oczach, jakich nigdy nie uświadczyła u swojej zapijaczonej publiczności. A więc tak to wygląda? Bohaterstwo…

Dziewczyna obróciła się na pięcie i zaczęła przeciskać z powrotem między wpatrzoną w nią gawiedzią. Z jednej strony wiedziała, że nie tędy droga do wyjścia z całej tej sytuacji, z drugiej… Czerwień namiotu wybijała się przed szarość i brud wszystkiego innego, co było na placu. Zaczęła przyciągać Cynrę obietnicami… No właśnie, czego?

Gdy weszła do namiotu, wyraźnie spóźniona, dyskusja trwała w najlepsze. Dyskusja… Właściwie kłótnia. Reiss, blady jak ściana, nerwowo docinał najpierw chłopakowi z wyraźnym cormyrskim akcentem, później kapłanowi o dziewczęcych rysach. Przedstawiali się już na placu, zaraz… Curly, Mordimer?

- Skarby mnie nic nie obchodzą. Zależność jest prosta. Ja muszę tam zejść. Wy potrzebujecie biletu wstępu i kogoś, kto nie wpadnie w pułapkę.
- Chwała oraz przygoda również. Nie chodzi przecież, żeby się ucapić, ale żeby wygrać.
- Żeby przeżyć...


Cynra stanęła obok wianuszka dyskutantów i postanowiła się przedstawić:

- Wybaczcie to spóźnienie, jednak… Aa, nieważne. Widzę, że i tak zdążyliście się sobą zająć… Jestem Cynra, śpiewam, tańczę i gram na bałałajce… Hm, oczywiście nie wspominam o tym – wskazała na przytroczony do boku rapier.

Cholera. Gdzie się podziała oczekiwana przez wszystkich bardowska swada? Aj, dlaczego nie mogę wyuczyć tego na izusć?

Trochę niezadowolona ze swego wystąpienia oparła się o stół i postanowiła grzecznie dalej przysłuchiwać się rozmowie. Zamieniła parę słów z Novely, zjadła parę i winogron… Nie uszedł jej uszom fakt, że Mordimer był kapłanem Szczęśliwej Pani, to bardzo ją ucieszyło. Potoczyła jeszcze raz oczyma po nowej kompanii, wyglądało to nawet… Obiecująco? Odpięła z łańcuszka przy uchu złotą monetę. Rzuciła szybko – moneta stanęła na kancie, zawahała się… po czym stoczyła ze stołu.
 
stibium jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172