Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2009, 14:12   #111
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Odpoczywanie i wspominanie starych czasów w cieniu drzewa zrobiło się z czasem dość nudne. A nuda prowadzi do dekoncentracji i błędów. Elf powoli wstał, głaszcząc futro Vraidema. Wiedział, że nie byli bezpieczni, a przy tak dużej ilości ludzi, ktoś może zauważyć „armaty”.

-Rozejrzyj się dookła po lasach. Może coś ciekawego znajdziesz – polecił chowańcowi, który nieco pozrzędził, ale w końcu skinął i pobiegł w las.

Tymczasem gości przybywało, dużych mały – głównie bogatych. Pojawili się nawet ci, których on i jego towarzysze mieli zastąpić – przynajmniej część obowiązków zeszła im z grzbietu. Wsórd gości był jednak ktoś wyjątkowy – jego były pracodawca. Korzystając z okazji, Teu postanowił zdobyć nieco informacji.

- Witaj panie łaskawy, rozumiem, że powodu mojej obecności tutaj jesteś ciekawy? Cóż.. do Silverymoon ścieżki me wiodą, biblioteki tamtejsze nęcą mnie swą urodą. Podróż jednak daleka, na samotnych zguba czeka. Wraz z grupą niewielką zatrzymać się musieliśmy, wóz nasz naprawić chcieliśmy. Wesele jednak pierwszeństwo mieć musiało, więc panu i pani młodej oddać pokłony należało. Niczym księżyc na wietrze, niczym słońce na ziemi, niczym gwiazdy we włosach - my jesteśmy snami dla sennych. - odpowiedział grzecznie elf na swój typowy sposób gnomowi, przy czym ukłonił mu się lekko i uśmiechnął sztucznie przy tym.

- Skoro tak twierdzisz panie.- gnom uśmiechnął się kwaśno, zażył tabaki, kichnął w husteczkę obszytą haftem i dodał.- Nic mi wszak do twych interesów, więc załóżmy że wiarę daję twym słowom.

Elf skinął gnomowi.

- Zapewniam cię panie, że moje słowa prawdy owoce dzierżą. Miło jest jednak spotkać kogoś z dawnych czasów, co sprowadza Cię panie do tutejszych lasów? Znasz panie li parę młodą, zaszczycających nas swoją urodą?

- Parę młodą ?- Quazarro zamyślił się i dopiero po chwili odparł.- Pana młodego znam, przy jego trybie życia, często potrzebne są szybkie pożyczki. Ale nie z tego tu powodu jestem. Nawet lichwiarz musi się obracać w pewnych kręgach i bywać od czasu do czasu na przyjęciach. Poza tym, wielu z tutejszych gości to moi klienci.

- Pan młody, więc złota zna smak? Złoto jest jak rzeka, dostarcza życia pobliskim polom i lasom, lecz bez niej wszystko usycha... Sporo tu tych, którzy zaprzedali swe życie za złoto, tych których zadaniem ich życia bronić - cóż mogło parę młodą do takich ostrożności skłonić?

- Kto wie?- wzruszył ramionami Quazarro, spojrzał po gościach dodając.- Dość szybko były zaręczyny i datę ślubu dość szybko ustalono. Ten ślub był niespodzianką dla wielu, zarówno czas i miejsce. Poza miastem, by uniknąć... -machnął ręką dodając.- Różne plotki usłyszeć można po cechach, o ile się nisko uszy ma.

Teu uśmiechnął się, szczerze, na uwagę gnoma i chwilę zastanowił...

- Cechu? Więc to sprawia tych, którzy w przystani grupy się chowają? Miejsce rzeczywiście dziwne, ale żeby tu uciec od problemów... wydaje mi się nieco naiwne. Tu wręcz łatwiej z lasu niezauważonym strzałę wbić w serce grotem nieszczęściem skażonym. Czy słyszałeś panie, być może, kto parze młodej mógł grozić nożem?

- Nie wszystko na tym świecie opiera się na przemocy. Niektóre sprawy wymagają subtelności.- odparł z uśmiechem gnom.- Niektóre sprawy bywają bardziej...skomplikowane.

- Czasem jednak bez powodu, lecz tak - przemoc jest tylko połowicznym rozwiązaniem. Z drugiej strony, właśnie dlatego, że sprawy są tak skomplikowane - niecierpliwi ludzie sięgają po barbarzyńskie metody, w przemocy znajdując rozwiązanie. A więc, jakież to pieśni niosą gwiazdy w nocy zanurzone, dla tych którzy co nuty przeczytać umieją, prawdą naznaczone?

- Nie doceniasz ludzi.- odparł gnom.- Kiedyś cię to może drogo kosztować.
Następnie spojrzał na drzewa.- Że ślub jest z rozsądku i bardzo pośpiesznie przygotowany. Ponoć Lockgarrison dużym posagiem skusił syna złotnika, co dziwnym się wydaje. Gdyż ponoć córa Archibalda wyjątkowo urodziwa i swym pięknem elfki ponoć przewyższa.


Wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- Nie mnie to oceniać, podobnie jak to, czy jest jeszcze...dziewicą.

W tym momencie Vraidem przekazał mu o spotkaniu Sabrie z przystojnym nieznajomym. Elf był nieco zaniepokojony, ale kazał chowańcowi rozejrzeć się dalej, a potem wrócić i obserwować parę z ukrycia. Muiał jednak wrócić do rozmowy z gnomem, zamiast prowadzić monolog wewnętrzny.

- Nie nie doceniam ludzi, to oni siebie przeceniają. - odparł podążając za wzrokiem gnoma, kierujący się w stronę drzew. Był ciekaw czy to tylko przypadek czy coś lub ktoś tam był...

- Elfki przewyższa... chyba potwierdza to me słowa? Nie mniej jednak nieco podejrzana ta umowa... czyżby białe kwiaty wiśni, zmieszane z ludzkim chmielem, w czerwień się obróciły i owoce zrodziły? To nie tłumaczy jednak czemu ci których ręce złotem i krwią zbrukane, chcieliby obronić kwiat i chmiel przez rozpacz nękane.

Quazarro uśmiechnął się dodając.- Nie ma we mnie tyle dumy co w elfach. Widzę kto dominuje w Waterdeep i na starym kontynencie. Mówisz, że ludzie przeceniają siebie? Być może... być może mają powód.

- Gdyby to liczby miały znaczyć o ich wadze, to szczury z ich miast miałyby przewagę. Elfy, nie przeczę, dumne są w rzeczy samej, lecz to nie zagładę na świat sprowadzamy stale. – dodał elf.

- Śmierć państwa, to jeszcze nie zagłada świata. Państwa powstają i upadają. Świat się ciągle zmienia. A zagłady żadnej nie widział, to twym słowom wiary dać nie mogę.- odparł gnom.

- A co do najmników, kupców stać na ochronę i lubią się popisywać bogactwem. W ten sposób swe kompleksy leczą.- odparł po chwili gnom.

- Być może, lecz z dala od straży, w dziczy leśnej, gdzie zebrali się pyszni złotem - coś się stać niemalże musi. A ty, panie Quazarro, ochrony nie wynająłeś? Gdyby liście zmieniły się w brzytwy, a wiatr srogi wiać zaczął, postaram się pomóc. – skinął gnomowi.

- Mam ochronę, a jakże... lichwiarze są potrzebni, ale nigdy nie są lubiani.- odparł Quazarro i dodał.- Skryła się wśród sług. I to ona pilnuje mego bezpieczeństwa. Ale...za pomoc zawsze wdzięczność okazać potrafię.

- Och tych było wiele, choćby Nethril i miasta jego stracone, gdy bogini magii ranę śmiertelną zadali... ludzie nie znają pokory, umiaru... Cóż, jeśli wśród liści wzniesie się okrzyk żałoby, moje ręce znają na ocalenie sposoby... Bywaj, Quazarro, muszę się nieco rozejrzeć...

Ukłonił się i odszedł.

Wiele się dowiedział z tej rozmowy, być może więcej niż Quazzarro by chciał. Wyglądało na to, że rodzina państwa młodych była w panice, szybki ślub był wyjątkowo podejrzany... ilość strażników również niepokoiła. Elf wiedział też już o tym, że ochroniarzem gnoma była kobieta, ciekaw był czy ją znał, a może nawet już spotkał.

Rozmyślając na ten temat postanowił udać się do Dru i Kastusa, którzy powinni być nieodpodal wozu. Kapłan był z Waterdeep, mieszkał tam dłużej niż Teu być może lepiej się orientował w rodzinnych sprawach państwa młodych. Było coś jeszcze... elf nie mógł się pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak. Nie potrafił tego wytłumaczyć ale... wszystko aż za bardzo się układało... ślub, brak ludzi do pomocy, którzy jednak się zjawiają – ale ich nikt nie wyprasza. Być może wpadał w paranoję.. ale w tym zawodzie lepsza paranoja od noża w plecach.
 
Qumi jest offline  
Stary 05-12-2009, 14:54   #112
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Magini odcięta od wydarzeń toczących się wokół przygotowań do ślubu na chwilę opuściła swoją izbę w "małej czarnej", odwiedzając pewnego znajomka. Nim to się jednak stało, pojawił się pewien gość.

- Witam, nazywam się Tausersis Achnetep, mistrzyni Błękitnej Sztuki. Miło mi poznać koleżankę po fachu. - Odezwała się zaglądająca do jej izby kobieta, ubrana niemniej prowokacyjnie co ona.
- Witam - Odpowiedziała chłodnym tonem Magini - Sylphia van der Mikaal, mistrzyni... Odpychania i Wywoływania, Mistyczna Wyznawczyni Mystry, Maginii przynależąca do Zakonu Czujnych Magów i Obrońców Waterdeep... oburzona takim niekulturalnym zachowaniem!.

Kobieta jednak zdawała się być wcieleniem życzliwości, gdyż rzekła z delikatnym uśmiechem.- Wygląda na to że mój pokoik jest obok twego. Mam nadzieję że moje powroty do niego o...różnych porach nie będą wielką zawadą, dla ciebie.
Po czym dodała.-Drzwi były otwarte, dlatego nie mogłam zapukać.
- Miłego pobytu więc życzę i udanej zabawy. A co będziesz pani wyprawiała w swojej izbie nic mi do tego - Sylphia wysiliła się na uśmiech.
- Nawzajem panno van deer Mikaal.- odparła kobieta i opuściła komnatę Maginii.

....

Kastus wygrzebał ze sprzętu danego przez Rowana niedużą skrzynkę nakręcaną śrubą. I podał instrukcję obsługi mówiąc.- Jak zacznie buczeć lub drżeć, to radzę brać nogi zapas. Wielotonowa maszyna grająca ma zasięg rażenia do dwudziestu metrów, w razie usterki.

....

Następnie wróciła do izby gdzie czekała na Anielę i Natali. W końcu gdy obie się pojawiły Sylphia na widok Anieli - a przede wszystkim Natali - uśmiechnęła się niezwykle szeroko. Jej małe knucie przybierało coraz lepszy obrót, zwłaszcza jeśli chodziło o osóbkę starszej siostry służki.
- Witajcie, witajcie i siadajcie - Wskazała dłonią stoliczek z dwoma krzesłami w swojej izbie, na którym jak obiecała znalazło się parę drobnych smakołyków oraz flaszeczka wina. Ciastka, rodzynki, orzeszki, oraz przede wszystkim procenty wyglądały niezwykle zachęcająco, nalała więc wina do trzech kubków, sama z kolei usiadła na brzegu swojego łoża zakładając nogę na nogę.
- Częstujcie się proszę - Powiedziała.
Nie trzeba było długo czekać, dziewczęta z chęcią zajęły się pałaszowaniem smakołyków i piciem wina. Zwłaszcza Aniela nie miała większych oporów z wychylaniem kubków wina. Mało obznajomiona z alkoholem, nie znała jeszcze ciemnej strony trunków...kaca. Natali była wstrzemięźliwsza.

Magini odczekała chwilkę, by obie się rozsiadły i poczęstowały, po czym w końcu zaczęła rozmowę.
- Jak pewnie obie dobrze wiecie, dziś jest organizowany wieczór kawalerski dla pana młodego. Aniela już wspominała, że te wesele to "być lub nie być" dla owego przybytku, a jest pewien problem. Nie ma tancerek na owy wieczór kawalerski, myślałam sobie, że mogłybyście jakoś pomóc. Wystarczyłoby nieco potańczyć, trochę się powygłupiać przy muzyce i gotowe... inaczej może nie być zbyt ciekawie, a przecież tego nie chcemy?.

Przypatrywała im się uważnie, czekając co też teraz powiedzą... .

Obie dziewczęta wręcz zatkało. Młodsza niemal zakrztusiła się ciastkiem. Natali zaś rzekła.- Tańczyć przed bandą pijanych facetów? Przecież im mogą różne głupie pomysły przyjść do głowy! Toż to...szaleństwo.
Aniela dodała.- Ja nie umiem tańczyć za dobrze.
Natali wtrąciła.- Nie o takie tańce chodzi, głupia. Tylko o takie specjalne. Co to się zrzuca przy tym ubranie.
- Rozbierać przy chłopcach?! Ja nie chcę!
- zapiszczała przestraszona Aniela. Natali zaś dodała.- I tak nie umiemy tańczyć w ten sposób.

- Owszem, chodzi o tańce, ale nie musicie się rozbierać. Pijanych facetów z kolei nie macie się co obawiać, w końcu ja również tam będę, a wraz ze mną moce mojej magii. Dla was z kolei może wpaść nieco złotych monetek, a skoro sami panowie będą już wstawieni, wystarczy naprawdę jedynie nieco poruszać się do muzyki i tyle, nic wielkiego... - Magini napiła się wina - Do niczego was nikt przecież zmuszał nie będzie, pomyślcie jednak o tym, co mówiłam wcześniej, to jedna z naprawdę ważnych spraw całego weseliska, i może przynieść wiele korzyści, jak i kłopotów, jeśli część z gości nie będzie zadowolona.
-A prawo nocy? Pan młody zwykł sypiać z tancerką.
- rzekła Natali i wzruszyła ramionami.- Nie jest może specjalnie szpetny, ale nie mam zamiaru rozchylać przed nim nóg.
Aniela spojrzała z zaciekawieniem na Natali...zapewne próbując zrozumieć o co chodziło, z tym rozchylaniem nóg.
- Tym ja się już zajmę - Powiedziała dziwnym tonem Sylphia, spoglądając prosto w oczy Natali.
- Ona nie idzie.- rzekła Natali wskazując na Anielę.- Jest za mała i będzie tylko przeszkadzać.
- Wcale nie!
- rzekła Aniela, a Natali zwróciła się do dziewuszki.- Wcale tak!
Po czym spojrzała na czarodziejkę dodając.- Poza tym. Ja nie umiem w ten sposób tańczyć.

Sylphia... wybuchła śmiechem. Wyglądało to naprawdę nietypowo, Magini zaś miała ubaw z nieznanych przyczyn, w końcu jednak się nimi podzieliła z dwoma służkami.
- Oj siostry, siostry... jakbym widziała siebie i moją. Wieczne sprzeczki, jakie to urocze... .

Nagle zaczęła coś mamrotać pod nosem, i wskazała flaszkę z winem na stole, a ta po chwili uniosła się sama w powietrze, po czym powoli frunęła do Magini. Ta w końcu nalała sobie z niej wina do kubka.
Dziewczyny z zaskoczeniem, w milczeniu i z zachwytem spoglądały na lewitującą flaszkę trunku. Magia potrafiła wywołać zachwyt u prostaczków.

Wtedy też Sylphia zaczęła znowu coś mamrotać pod nosem i gestykulować. Wpatrywała się w stół, na co również i w niego zaczęły wpatrywać się obie siostry, tak jednak naprawdę Magini była skupiona na Natali... .

Natali wzdrygnęła się na moment jakby coś wskoczyło jej na ramię...niewidzialny pająk, lub coś w tym rodzaju. Po chwili jednak uspokoiła się i spojrzała na maginię z szerokim uśmiechem.

- Słuchajcie kochane, więc jak będzie z tymi tańcami?. Potrzebuję waszej pomocy, będzie miło, wierzcie mi, będę nad wami czuwała i wszystko się dobrze skończy, a zadowoleni goście to właśnie to, o co nam wszystkim chodzi prawda?. Ja sama nie umiem "tak" tańczyć, ale jesteście obie wystarczająco bystre by sobie poradzić, to nic trudnego, pewnie nie raz tańczyłyście same gdzieś w kącie, a to będzie to samo. I nie macie się co martwić jakimś zrzucaniem ubioru, obejdzie się bez tego... .
Natali rzekła spoglądając na Sylphię z uśmiechem.- No dobrze. Skoro ty prosisz, to się zgadzam.
Aniela sięgnęła po kubek wina i szybko go wychyliła, po czym dodała.- Ja też.

- Cudowne z was aniołki - Powiedziała Magini, po czym sama wypiła do dna zawartość swojego kubka - Macie jakieś kiecki, czy wam pożyczyć?.
Kiecki... Te słowo wyzwoliło zainteresowanie obu dziewczyn. Spojrzały pożądliwym wzrokiem na kuferek czarodziejki. Nigdy dotąd nie miały na sobie ładniejszego niż proste sukienki.
Pokiwały głowami mówiąc prawie jednym głosem.- Tak.

Magini wstała więc z łoża, po czym stanęła przed swoim dużym kufrem. Otwarła go, wpatrując się w obie dziewczyny, przy ukazywaniu im jego zawartości. A czego tam nie było... niesamowicie skrojone suknie i sukienki, gorsety, pończoszki, podwiązki... kapelusiki.

Natali i Aniela rzuciły się do kufra i zaczęły przymierzać ciuszki. Na ich twarzach pojawił się grymas konsternacji. Suknie czarodziejki były raczej "kontrowersyjne"... Aniela zaczerwieniła się jak burak spoglądając na wydekoltowane sukienki. Na szczęście żadna z nich jej nie pasowała, Natali co innego...Miała podobną posturę i gabaryty co magini, oraz więcej doświadczenia życiowego. Przerzucała kiecki z wyraźnym zniesmaczeniem mrucząc. -Jak mnie matula w którejś z nich przyłapie, to od ladacznic zwyzywa.
Wreszcie wybrała jedną...co prawda ze sporym dekoltem, ale to był jedyna wada owej kiecki.
-Aniela, pilnuj drzwi.- i młodsza dziewuszka pognała do drzwi.

- Dziewczęta, dziewczęta... - Powiedziała Magini z dosyć markotnym uśmiechem - Wiem że kiecki śmiałe, bo takie się nosi w Waterdeep, możemy jednak coś na to zaradzić... o tu ładną apaszkę, albo chustę jedwabną, zepnie się, podepnie i zasłoni, i nie będzie już tak strasznie... .A matulą się nie przejmować, w końcu pod moją opieką jesteście, a nie samopas się tak stroicie.
Natali zaczęła się rozbierać mówiąc markotnie. - W tym tańcu to chyba nie o zasłanianie chodzi? Skoro trzeba, to trudno.
Dziewczyna bez większych oporów zrzuciła też i bieliznę, wychodząc z założenia, że co ma się kobiet wstydzić, założyła kieckę i rzekła.- W dekolcie za luźna i w pośladkach za ciasna.
- Zasłonić, odsłonić, jak kto woli...
- Uśmiechnęła się Sylphia, po czym spojrzała na Anielę - A co z twoim strojem zrobimy kochanienka?.
-Ja jestem za niska i te wszystkie są dla mnie za duże.
- odparła wstydliwie szesnastolatka.
- Skarbeńku, jeśli nic dla ciebie nie znajdziemy to może pójdziesz w tym co masz?. Strój wcale niebrzydki, a parę drobnych dodatków nada jemu naprawdę piękny wygląd? - Sylphia przyglądała się młodej dziewczynie z góry do dołu.
Aniela zaczerwieniła się pod wpływem tych komplementów. Opuściła głowę w dół.
- Szkoda na nią dodatków, to jeszcze dzieciak.- rzekła Natali, a Aniela wystawiła język do niej. Na co Natali odpowiedziała również wystawiając język. I zaczeły się "licytować" która ma dłuższy.
- No, no, nieładnie tak, przestańcie już. Podejdź tu Anielko, zobaczymy co da się zrobić... - Mrugnęła do niej Sylphia, wręczając przy okazji kolejny kubek z winem Natali.

Natali wychyliła duszkiem podany kubek uśmiechając się szeroko do czarodziejki, a Aniela podeszła do magini i spojrzała na nią z ciekawością w oczach. Sylphia przystąpiła więc do "przystrajania" młódki, dokładając do jej stroju apaszkę na szyję, broszkę, bransoletę, oraz sztuczny kwiat we włosy.
- Trzeba też się pięknie wymalować... - Powiedziała Magini. Aniela się rozpromieniła, a Natali wtrąciła.- Mnie też, mnie też...

Widać o makijażu słyszały, ale nie stać ich było nań. Przystąpiły więc do wymalowania swoich buziek, doglądały po raz dwudziesty swoich kreacji, opróżniły flaszkę wina... w końcu i Sylphia założyła swoją suknię na wieczór kawalerski. Aniela i Natali stały na ten widok jak wryte.


Dziewczynom trudno było przywyknąć do kolejnego ekstrawaganckiego stroju.
- Sama mogłabyś pani tańczyć i przyćmiłabyś pani nas obie.- rzekła zupełnie szczerze Natali, a Aniela dodała.- I pewnie tańczyć pięknie psze pani potrafi.
- Oj bo się zaczerwienię
- Uśmiechnęła się Magini - Dzisiejszy wieczór jednak będzie należał do was piękności, ja jestem tylko skromnym dodatkiem... gotowe więc, by powalić wszystkich na kolana?.
I tu entuzjazm się skończył. Fajnie było się przebierać i malować, pić wino i zajadać łakocie. Czym innym jednak była konfrontacja z bandą pijanych napalonych samców. Nic dziwnego, że okrzyki obu dziewuszek były niemrawe i pozbawione entuzjazmu. - Tak.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 05-12-2009 o 18:24.
Buka jest offline  
Stary 05-12-2009, 21:20   #113
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na dźwięk głosu mężczyzny wyrwał Sabrie z rozmyślań. Podniosła się powoli mając nadzieję, ze nie zaczerwieniła się ze wstydu. Tak się dać podejść! Co za sromota... Sorbus zapewne nie był pierwszym lepszym "zielarzem", nie usprawiedliwiało jej to jednak w żaden sposób.

- Dziękuję za ostrzeżenie; wrócę więc do gospody. Jestem Sabrie, ochroniarz, a w tej akurat chwili pomagam przy weselu - jak widać. - puściła do niego oko, bardziej by nie wyjść na gbura niż z innych powodów. - Ty też należysz do "obsługi"? Przyznam jednak, że ciekawa jestem co to za możni państwo się pobierają... - zagaiła chętna plotek. Równocześnie ruszyła szybkim krokiem w stronę karczmy i kuźni, uważając też kątem oka na Sorbusa - wiadomo kto zacz? Wyrzucała sobie, że tak beztrosko zostawiła Kastusa i Dru. To, że byli w karczmie wcale nie znaczyło, że byli bezpieczni. Co za problem dać kapłanom po łbach i wywieść armatę? A ona nie pozwoli, by kto inny sprzątnął im ją sprzed nosa.

Poza tym nie miała najmniejszego zamiaru brać udziału w tej ślubnej szopce - najęto ją do ochrony, nie do prowadzenia kabaretu.
 
Sayane jest offline  
Stary 06-12-2009, 15:03   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pearl...
- Mary...
- Ann...
- Lily...

Dziewczęta przedstawiły się po kolei.
- Byłyście kiedyś na weselu? Jakimkolwiek... - dodał, uprzedzając ewentualne pytania.
- Każda, i to parę razy - odezwała się Pearl, szczupła blondynka. - A Mary i Lily były nawet druhnami.
- Na weselu mojej siostry - wyjaśniła Mary, brunetka dla odmiany, ale równie szczupła.
- Świetnie - ucieszył się Roger. - To z pewnością wiecie...
- Pamiętam każdy szczegół - przerwała mu Lily. Również brunetka, ale wyższa o pół głowy od Mary.
- Jeszcze lepiej - powiedział Roger. - Jeśli przypadkiem o czymś zapomnę, to będzie mi miał kto przypomnieć.
- Na przykład o serduszkach nad krzesłami państwa młodych? - roześmiała się Ann. Szatynka. Najlepiej z całej czwórki rozwinięta w niektórych, tych właściwych, partiach. Roger mógłby się założyć, że gdyby zechciała wystąpić na wieczorze kawalerskim wzbudziłaby powszechne zainteresowanie.
- Na przykład - uśmiechnął się Roger. - A teraz zobaczymy, czym dysponujemy.


W kilkunastu pudłach znajdowały się ozdoby, którymi można by przystroić ze dwa wesela i nikt nie byłby zawiedziony.
Dziewczyny sprawdzały zawartość pudeł, dzieląc je od razu na trzy części - altanka, przyjęcie na dworze i sala główna. Dwa kartony miały specjalne przeznaczenie, o czym przekonała się Pearl, która wyciągnęła na światło dzienne świeczkę o charakterystycznych kształtach. Natychmiast rzuciła ją z powrotem, cała czerwona na twarzy.
- To... na wieczór kawalerski - wyjąkała. - Mama by mnie na tydzień zamknęła w pokoju, gdyby wiedziała...
- Moja nic nie powie - pokręciła głową Lily. - Bylebym trzymała się z dala od sali i panów w ten wieczór.
- Wszak prawo nocy najwyżej tancerki obejmuje - powiedziała czerwona jak buraczek Pearl.
- Jak panowie się rozochocą, to nie tylko za tancerkami się oglądają - uświadomiła ją Lily. - Tek też i w wieczór ten tylko służący panów obsługują. Chyba że tancerka jaka za kelnereczkę się przebierze. Usłyszałam przypadkiem - zdradziła źródło swej wiedzy - jak moi bracia rozmawiali.
- Przypadkiem - roześmiała się Ann. - Znam takie przypadki.
- A... - Mary skinęła głową ze zrozumieniem. - Wszak Edgar w Waterdeep przez trzy lata był.
- I opowiadał - Lily mówiła dalej - jak raz panienka z tortu wyszła. Przyodziana była jeno... - zamilkła, przypomniawszy sobie widocznie o obecności Rogera, bo na niego spojrzała. I zarumieniła się, prawie niczym Pearl poprzednio.
Roger stłumił uśmiech.
- Zatem zostawmy te dekoracje na sam koniec - powiedział. - Jeśli któraś z was nie chce, to ostatecznymi szczegółami w tamtej sali sam się zajmę.
Dziewczęta skinęły głowami, a Rogerowi się zdawało, że Pearl odetchnęła z ulgą.
- Od czego zaczniemy? - spytała Mary.
- Od tego, co pierwsze rzuca się w oczy. Od dekoracji stołów na zewnątrz.
- Postaramy się, żeby jak najlepiej było. Pani Bianka mówiła
- powiedziała Ann - że to wielcy państwo. I że dzieci wpływowych rodzin w Waterdeep biorą ślub.


Stoły były już poustawiane. Wystarczyło tylko ponakrywać je obrusami, postawić dekoracje...

wazoniki...


świeczniki...


przybrać krzesła...


Powieszenie ozdób przy wejściu do budynku stanowiło uwieńczenie pracy.

Widać było, że chociaż pracować trzeba było szybko, to dziewczynom nie sprawiało to żadnej trudności. Jedna drugiej pomagała, poprawiały po sobie drobne niedociągnięcia. Dogryzały sobie żartobliwie, tratując całe przygotowania jako świetną zabawę.
Na szczęście nie trzeba było nic kombinować. Wszystko było gotow, wystarczyło tylko poustawiać, poukładać, przymocować... Po dobrej godzinie stoły były przygotowane na przybycie gości.
- Świetna robota. Pearl, poproś panią Biankę, by rzuciła okiem na nasze arcydzieło. Mary... przejdź się proszę do kuźni, do tego kapłana Gonda. Kastus mu na imię. Spytaj, czy pamięta o przygotowaniu symbolu Gonda. I wracaj szybko, bo wkraczamy do środka.


- O matko - jęknęła Ann, wyciągając długachny kawał kolorowej materii. - Toż to na sufit ma przyjść.
Rzuciła materiał i wybiegła.
- Tom! - Dało się słyszeć, choć już na dworze było. - Tom! Drabinę dawaj!
Po chwili wkroczyła do sali, prowadząc za sobą wysokiego chłopaka niosącego wysoką drabinę.
- Tam ją postaw. I wynoś się!
- Pomogę wam - zaproponował Tom. - Drabinę chociaż przytrzymam...
- Wynocha! - Ann wskazała mu drzwi. - Przytrzymać drabinę. Dobre sobie! Nie będziesz mi pod kieckę zaglądać, gdy po wyżkach chodzić będę. Już!
Tom położył uszy po sobie i wyszedł.
Dziewczyny rzuciły się w wir pracy.
- Jedno serce tylko? - zdziwiła się Pearl.
- Za to jakie wielkie - powiedziała Mary. - Lepsze jedno, duże, niż dwa malutkie.

Praca nad urządzaniem wielkiej sali zajęła więcej czasu, niż przygotowania na dworze. Najgorsze były draperie, które trzeba było starnnie przymocować, by która nie spadła na głowę weselnym gościom.
- Ale by była awantura! - Pearl za głowę się złapała. Z całej czwórki ona najpoważniej traktowała całą pracę.
- Goście by mieli co wspominać - roześmiała się Lily. - Chodź mi lepiej pomóc owinąć to coś wokół kolumny. Mary, przysuń tu drabinę...
W niektórych sprawach Roger służył pomocą, w niektórych - jak przytrzymywanie drabiny - był tylko biernym obserwatorem. Być może nie zostałby przepędzony jak Tom, ale nie chciał tego sprawdzać na własnej skórze.

W końcu wysiłki zostały uwieńczone pełnym powodzeniem. Sala wyglądała wspaniale.



- Nawet ci wielcy państwo nie będą mogli nic nam zarzucić - powiedziała Lily.
- Racja - Mary, z miną wielce doświadczonej osoby pokiwała głową. - Spisaliśmy się.
- Jesteście wspaniałe! - przytaknął Roger. - W nagrodę zafundujemy sobie najwspanialsze wino z weselnych zapasów.
- Ale ja...
- Pearl zawahała się. - Jak się mama dowie...
- Nikt jej nie powie ani słowa - zapewniła ją Mary. - A parę kropel ci nie zaszkodzi.
- W takim razie przenosimy się do altanki
- powiedział Roger. - Tam nikt nie będzie się kręcić. A tę salę zamkniemy, by nikt tu nie wszedł i nie nabroił. Warto by tylko zdobić coś do przegryzienia, by sił nabrać.
- A to już zadanie dla Ann
- powiedziała Lily. - Jak się umizgnie do kucharza, to wszystko dostanie. No, może oprócz tortu weselnego...
- Ja ci dam 'umizgnie'
- Ann żartobliwie stuknęła ją w głowę. - On mnie po prostu lubi.


Dwie paczki przeznaczone do małej salki natychmiast tam przeniesiono, a resztę, w dwóch turach, zaniesiono do altanki. Mary zniknęła na chwilę i wróciła, niosąc wielki symbol.
- Zrobione - oznajmiła. - Poświęcony. Pan Kastus powiedział, że potem przyjdzie i poświęci całą altankę.
Po chwili zjawiła się też Ann, niosąc zastawioną tacę.
- Z błogosławieństwem pani Bianki - powiedziała zadowolona. - I jeszcze to... - Z kieszeni fartucha wyciągnęła butelkę. - Powiedziała tylko, żebyśmy uważali na Pearl.
- Z pewnością tak nie powiedziała - Pearl prawie się obraziła.
- Dobra, dobra - Roger stłumił spór w zarodku. - Koniec dyskusji. Pół godziny na odpoczynek, a potem do roboty.



W zgrabnych dłoniach dziewczyn altanka zmieniła się nie do poznania.
Tuż nad wejściem Roger zawiesił symbol Gonda.



"Jak ten coś zwiąże..." - pomyślał żartobliwie.



- Te resztki zaniesiemy do stajni - zaproponowała Pearl. - A potem zabieramy się za małą salę.
- Wszak nie chciałaś brać w tym udziału - stwierdziła zaskoczona Lily.
- Jak wszystkie, to wszystkie - powiedziała Pearl. Widocznie wino dodało jej animuszu.

W dwóch paczkach, oznaczonych malutkimi literkami WK, znajdowały się przedmioty umożliwiające stworzenie odpowiedniego nastroju w salce przeznaczonej na ostatnie kawalerskie szaleństwa pana młodego. Oprócz wspomnianych wcześniej świec były odpowiednie


nastrojowe świeczniki...


kształtne wazoniki...


przyciągające wzrok kieliszki.

Gdy na ścianach zawiesły czerwone kotary, a na krześle przeznaczonym dla pana młodego pojawiła się ozdobiona sugestywnym malunkiem poduszka, Roger powiedział:

- Nie będę was już narażać na większe zgorszenie. Jeszcze mnie kto oskarży o deprawowanie nieletnich.

Pearl zarumieniła się, zaś Ann podniosła głowę.

- Ja jestem dorosła! - powiedziała.

- Ja też - dołączyła się Lily.

- Już! - Roger klasnął w dłonie i wskazał drzwi. - To nie dla was, panienki. Poczekajcie na mnie za drzwiami. Sam już powkładam te świeczki. I rozwieszę resztę ozdobników.

Dziewczyny wyszły.
Roger sięgnął do większego z pudeł i wyciągnął kilka kobierców.





Gdy skończył, obrzucił wzrokiem całe pomieszczenie. Wszystko było na miejscu. Brakło tylko tancerek. Ale to już nie był jego problem.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

- Moje drogie - powiedział do czekających na niego dziewczyn. - Jestem zachwycony. Byłyście wspaniałe. Według mnie zasłużyłyście na wolne. Przed panią Bianką będę was wychwalać pod niebiosa.

Sam miał teraz w planach małą kąpiel. A potem wyprawę do kuźni. Ktoś powinien pilnować przesyłek. I tej większej, i tej mniejszej, bardziej kłopotliwej.

- Ostatnia prośba... Może mi któraś z was załatwić wodę do kąpieli?

- Mamy łaźnię
- powiedziała Mary. - Wskażę drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:02   #115
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W Waterdeep panował spokój. Nocne wypadki przy bramie rozpaliły co prawda wyobraźnię kupców i rzemieślników w mieście, ale zamieszania nie wywołały. Stworzyły jedynie stado plotek. Jedni twierdzili, że to Cieniści Złodzieje obwieścili swój powrót z wygnania. Inni, że to była walka miedzy sektą Bane’a a Cyrika. Niektórzy wspominali coś o inwazji demonicznych psów i karłowatych bezskrzydłych smokach z piekieł rodem. Różne teorie krążyły po mieście, tym bardziej szalone, im więcej alkoholu krążyło w żyłach je wygłaszających.
Ale z czasem plotki wygasły. Incydent przy bramie, przyćmiły inne sprawy. I o tym wydarzeniu oraz o osobach w nich uczestniczących, pamiętała jedynie upokorzona kapłanka Maski, jej mocodawcy i... ktoś jeszcze. Ktoś, kto co prawda samym incydentem się nie interesował. Ale jednym z ich uczestników, bądź uczestniczek interesował się aż za bardzo...

Zakonu Czujnych Magów i Obrońców, gildia mająca kontrolować użytkowników Sztuki w obrębie miasta, miała imponującą siedzibę. Siedzibę obwarowaną magicznymi zabezpieczeniami i pułapkami. Siedzibę pełną wiedzy...czasem niebezpiecznej, czasem szalonej.

I wieczorem ktoś trochę wiedzy z tej siedziby wyniósł...


Wieczór też powolnymi krokami zbliżał się do karczmy „Pod Leśnym Ruczajem”. Większość gości się już zjechała. Reszta miała przybyć jutro. A roboty było co nie miara.
Panna młoda znalazła się pod kluczem, co zdziwiło ludzi z obsługi przyjęcia, jak i część gości. Dwóch krasnoludów na zmianę czuwało przy drzwiach, podczas gdy kolejna dwójka odpoczywała przy parterze.
Jednak nie to było zmartwieniem Valdro...wszak jutro miała się odbyć wielka uroczystość.
Ku uldze gospodarza, „awaryjna obsługa” przyjęcia radziła sobie nadspodziewanie dobrze... Przynajmniej ta część obsługi, która coś robiła.
Ale każdy z członków grupy coś robił.

Sorbus chętnie opowiedział o sobie, choć Sabrie miała wrażenie, że coś celowo pomija. Jak wynikało z jego słów, państwo Caelin zatrudnili go w roli kowala. Niemniej robił też jako medyk, konował stolarz i ogólnie osoba od wszystkiego. Nie lubił jednak harmideru związanego z przygotowania. I wolał ciszę natury. O samych możnych wiedział niewiele.
- O to powinnaś raczej Biankę i Valdro wypytać. To oni rozmawiali z przyszłymi teściami państwa młodych.- rzekł mężczyzna. Był też nieco ciekawy samej Sabrie. Pytał skąd pochodzi, kogóż to chroni, dokąd zmierza, jak jej się podoba gospoda i okolice. Nie był jednak dociekliwy.

Roger rozkoszował się kąpielą i parą w łaźni...Niedużej, acz schludnej przybudówce, na tyłach głównego budynku karczmy. Łaźnia była czteroosobowa co prawda. Lecz Morgan miał ją tylko dla siebie.

Trzeba przyznać, że jak budynek na uboczu głównego traktu, był luksusowo urządzony. Chichoty na zewnątrz i przekomarzania, a potem pojawiające się od czasu do czasu głowy w okienku łaźni mogły nieco zaskoczyć Morgana. Co prawda żadna ze służek nie chciała wraz z nim zażyć kąpieli. I choć każda wymigiwała się obowiązkami. To wyglądało na to, że zerknąć na relaksującego się w łaźni Rogera, chciała również każda.

Kuźnia stała się zaś punktem zbornym drużynki, a przynajmniej jej części. Pierwsza do kuźni zawitała Sabrie z Sorbusem. Na ich widok Drucilla spojrzała ponuro i dodała.- Trzymaj swojego chłopaka z dala od mojej kuźni i narzędzi.
- Mała sprzeczka? -
Sabrie jakoś nie zdziwiło, że ktoś znów naraził się Dru. - Czyżby ten pan - rozmyślnie podkreśliła dystans. - chciał ci pomóc przy naprawie?
- Nie znam tego pana/ Nie znam tej kobiety.-
odparli niemal jednocześnie Sorbus i Dru. A gnomka kontynuowała.- Nie mniej nie potrzebuję tu osiłka grzebiącego w moich rzeczach.
-To jest moja kuźnia.- wtrącił Sorbus i spojrzał na wóz.- Interesujący pojazd.
- I skomplikowany.-
odparł Kastus.
-A kuźnia należy do mnie. Dopóki nie wyjadę.- dodała z wyższością w głosie gnomka. Po czym machnęła dłonią. – Idźcie się migdalić, gdzie indziej. Tu się pracuje.
- Słyszałeś Sorbus, idź się migdalić gdzie indziej. -
powtórzyła Sabrie dusząc się ze śmiechu, a już ciszej i poważniej dodała - To moja pracodawczyni i, niestety, jej nie przegadasz, choćbyś pękł. Jakbyś był łaskaw zostawić nam kuźnię póki moja pani nie zakończy napraw, byłabym wdzięczna. I ona szybciej skończy i oszczędzi ci to nerwów. Ja tu zostanę i dopilnuję, żeby niczego nie zniszczyła.
- Chyba tak zrobię Sabrie. Miło się z tobą rozmawiało.- rzekł Sorbus i wyszedł. Sorbus zachwycał się wozem, ale najemniczka nie podzielała jego zachwytów. Dla Sabrie bardziej liczyło się bardziej nie to, jak skomplikowany jest pojazd. A to, że cała tylna część wozu była rozmontowana i części walały się dookoła. To wyglądało na poważną robotę, a nie tylko wymianę wadliwej części. I po kiego licha gnomka montowała te długie puste rurki. Kastus zaś, półnagi pracował w ogniu kuźni. Nie był co prawda Sorbusem. Ale też i ułomkiem nie był. A szeroka blizna w okolicy prawej łopatki świadczyła, że i część życia musiał w boju spędzić. Wkrótce też zanurzył swe dzieło w wodzie i wyciągnął gotową zębatkę.

I Dru od razu zatrudniła kapłana w roli „przynieś, podaj, pozamiataj” i innych nieskomplikowanych zadań.
Gdy kapłan zajmował się umieszczaniem kolejnego przenośnego wspornika, leżąca pod wozem Dru wskazała na leżącą na stoliku saszetkę z dziwnymi przedmiotami.

- Podaj mi klucz...podaj mi całą saszetkę, skoro się tu obijasz.- rzekła gnomka do Sabrie niecierpliwie ściskając i prostując palce.

Kuźnia nie była jednak spokojnym miejscem. Po chwili bowiem się pojawiła młoda służka ze słowami. –Panicz Roger prosi o symbol do zawieszenia .
Majstrujący przy wozie kapłan rzekł uśmiechając.- Leży na stole panienko, poświęcę go jutro. Dziś nie mam wyproszonych odpowiednich zaklęć.
Służka skinęła głową, wzięła zębatkę i szybko oddaliła się z miejsca. Za to wkrótce pojawił się ktoś inny. Tajemniczy elf ze swym nieodłącznym wilczkiem. Teu od razu zaczął wypytywać Kastusa o sprawy związane z państwem młodym, przewinęły się pytaniach nazwisko Lockgarrison. Jednak Kastus, tego nazwiska nie kojarzył. Zresztą jak powiedział.- Ja nie pochodzę z tych okolic. W Waterdeep przebywałem, dwa lata na...szkoleniu w nowej roli. Nie za bardzo miałem okazję poznawać tamtejsze środowisko kupców i rzemieślników.

W porze obiadowej zjawił się Sorbus z jedzeniem.

Z kilkoma tacami jedzenia, oraz winem dla pracujących w kuźni członków drużyny.
-Zamierzacie przesiedzieć tutaj cały dzień ?- spytał mężczyzna, który zdecydował że dołączy do nich podczas posiłku. Gnomka machnęła dłonią.- Kaktusik uprosił o godzinkę lub dwie wolnego. A tych tutaj sterczy tu bez powodu. Arm...ładunku, nikt nie ukradnie, skoro wóz jest w kawałkach.
Po czym spojrzała z lisim uśmieszkiem na Sorbusa.- To jak duże... jak wystawne będzie to przyjęcie?
- Całkiem spore i całkiem wystawne. Można się na nie wkręcić, bo zbyt wiele osób do upilnowania. Zabawne jednak jest to, że gości honorowych nie będzie. Pan młody będzie na wieczorze kawalerskim, a panna młoda... odpoczywa pod pilną strażą krasnoludów.-
stwierdził Sorbus.

Wieczór kawalerski...na ten wieczór magini szykowała niespodziankę. Pojawiła się u drzwi z pomocnicami. Hałas i pijackie okrzyki potwierdzały iż pan młody i jego goście mieli już nieco w czubie. Wejściu trzech kobiet towarzyszyły pijackie okrzyki.- Laseczki przyszły! Zdejmować ciuszki.
I tym podobne. Sylphia kręcąc bioderkami weszła pierwsza i zrzuciwszy szybkim ruchem płaszczyk wywołała pijackie gwizdy i oklaski. Natali i Aniela stały obok siebie zestrachane niczym trusie. Nakręcając wielotonową maszynę grającą musiała niestety wypiąć pośladki, co spowodowało kilka klapsów w tym miejscu, przy wtórze pijackiego rechotów. Przeklinając cicho pod nosem, głośniej dodała by zasłonięto kotary i zamknięto drzwi. A potem rozpoczął się pokaz. Rozpoczęła tańczyć zmysłowo w ruch muzyki, zachęcając siostry do tego samego. Najpierw Natali, potem Aniela włączyły się do tańca. Choć tańczyły raczej drętwo, a Aniela była mocno zestrachana. Niemniej pijana klientela nie była wybredna, za to bardzo napalona.
I rzucanym monetom towarzyszyły pijackie okrzyki i obleśne komentarze. Z których. "Pokażcie cycuszki panienki!" i "Ale Dupcie!" były najłagodniejszymi. Im dłużej trwał taniec tym bardziej rozochocone były typki. I starały się pomacać partnerki. Spanikowana Aniela wręcz przylepiła się do równie zestresowanej Natali. Na szczęście, gdy któraś z dłoni sięgała po dziewczęta, wciskała się magini zasłaniając je swym ciałem. Także dłonie rozochoconych imprezowiczów macały biust i pośladki Sylphii. Magini co prawda mocno waliła równie mocno odzywkami, co dłonią po łapach niechcianych zalotników. Jednak skutkowało na krótki dystans czasowy. Pijani goście bowiem stawali się coraz bardziej natrętni... i chyba właśnie magini stała się głównym celem.
Trzeba było sprawę zakończyć! Na szczęście sprawa zakończyła się sama. Gdy muzyczka zaczęła się kończyć pijani młodzieńcy skandowali.- Panienka dla młodego pana! Panienka dla młodego pana! Ostatnia noc wolności, więc daj mu, daj!
Pan młody wybrał palcem Sylphię na swą „oblubienicę”. Dla czarodziejki był to dobry moment do ewakuacji. Natali patrzyła na zgromadzonych pijaczków wilkiem, a Aniela była bliska płaczu. Magini więc porwała pana młodego, rzekła głośno.- Za mną panienki.Nie przejmując się okrzykami." Hej ! Zostańcie panienki! Jeszcze żeście nie rozebrały!"Magini wypchnęła pana młodego oraz dwie tancerki za drzwi i zamknęła je za sobą.
I o czymś sobie przypomniała. Pudełko grające melodie Rowana zostało w środku... Zostało i skończyło grać. Oznajmiło to hukiem i okrzykami balowiczów.- Moje jajka! O Sune, krew mi leci! Czy w pokoju jest medyk! Oberwałem fletem w...flecika! Niech ktoś wyjmie piszczałkę z tyłka! W moją stopę wbiła się fujarka! Ratunku! Och jak boli!
Zbyt pijany i zbyt napalony pan młody jednak nie zwracał uwagi na okrzyki boleści kamratów. Zamiast tego gapił się jak zahipnotyzowany na dekolt czarodziejki, z wyraźną chęcią obmacania go...i nie tylko.

Podczas gdy trwał wieczór kawalerski większość gości bawiła się przy regularnej uczcie. Podawano i przynoszono potrawy. Toczyły się też rozmowy między gośćmi.

Niemniej oprócz starych matron i ich mężów. Było tu także nieco młodzieńców i dziewcząt z dobrych rodzin. W tym i jedna, szczególnie śliczna młódka rozmawiająca z Castielem. Ale czas zajrzeć do kuźni.

W kuźni sterana pracą nad swym „dzidziusiem”, gnomka drzemała na kowalskim piecu.
Kastus zaś obmywał się zimną wodą z kubła i spoglądał na Rogera, Teu i Sabrie od czasu do czasu. Choć trzeba przyznać, że głównie na Sabrie. Wreszcie wyszykowawszy się, rzekł.- Co będziecie sterczeć tu jak trzy kołki? Może zobaczymy jak się bawią i co jedzą wyższe sfery. Taka okazja się może nie powtórzyć.
Gdy mówił te słowa Vraidem zawarczał lekko. I ruszył do przodu. A w zapadającym zmroku, cała trójka ujrzała zbliżającego się do karczmy samotnego osobnika, w ciemnej mnisiej szacie.

Nie można jednak było rozpoznać do jakiego zakonu on należy, bądź jakie bóstwo czci.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-12-2009 o 22:09.
abishai jest offline  
Stary 09-12-2009, 21:27   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Oprócz łaźni jest jeszcze jedno takie miejsce, niedaleko - mówiła Mary idąc obok Rogera. - Pan Valdro kazał wodę spiętrzyć i utworzył się tam mały stawek, w którym goście popływać mogą. Gdyby pan wolał...
Nie wolał. Ruczajów będzie miał pod dostatkiem, w przeciwieństwie do łaźni.

Po solidnie wykonanej pracy należał się każdemu solidny odpoczynek. Stara jak świat prawda, z którą Roger nie zamierzał się spierać. Szczególnie jeśli tym odpoczynkiem byłaby kąpiel w ostatniej gospodzie na szlaku.
Łaźnia była niezbyt wielka, czteroosobowa. Cała do dyspozycji Rogera.
- Mydło. Ręcznik. Sole pachnące, gdyby pan potrzebował... - Mary tonem i gestem uprzejmej gospodyni wskazywała poszczególne, przydatne w kąpieli - i po - akcesoria.
Gąbki, szczotki, gorąca i zimna woda. Czegóż można chcieć więcej. Najwyżej łaziebnej, która umyłaby plecy.
Mary stała, jakby czekała, aż Roger rozpocznie kąpiel.
- Zostajesz? - spytał Roger uprzejmie, zapraszającym gestem wskazując balię.
Mary otworzyła szeroko oczy, obróciła się na pięcie i zniknęła.

Roger zanurzył się cieplutkiej wodzie. Swoje zrobił i nie miał dokąd i po co się spieszyć. Do ochrony armaty pozostawali wszak Sabrie, Teu, Castiel, Kastus. I oczywiście Dru, która jak lwica walczyłaby w obronie swych maleństw.
Siedział sobie zatem z przymkniętymi oczami, rozkoszując się kąpielą, gdy nagle do jego uszu dobiegł zza okna cichy głos. I założyłby się, że w okienku pojawił się jakby cień czyjejś głowy.
Zanurzył się głębiej w wodę i udając, że drzemie wsłuchał się w nadpływające dźwięki. Nie mylił się. Co najmniej dwie dziewczyny siedziały pod okienkiem. Prawdę mówiąc założyłby się, że siedzą tam wszystkie cztery. Jakby nie mogły wejść i dotrzymać mu towarzystwa.
Należała się pannom mała nauczka.
Gdy za oknem rozgorzał cichy spór o to, na kogo kolej, Roger wyślizgnął się z balii i z cebrzykiem zimnej wody podkradł pod okno.
Chlust.
Krzyk, piski i tupot oddalających się stóp świadczył o tym, że 'pocisk' był celny.
Roger uśmiechnął się.

Ubrany wrócił do swego pokoju. Akurat na czas, by zobaczyć przyjazd pierwszych gości. A to znaczyło, że nie może się wylegiwać. Nigdy nie było wiadomo, czy któremuś z gości nie strzeli coś do głowy i nie trzeba będzie chronić armaty przed nadmierną ciekawością przyjezdnych.

- Pójdę się przejść - powiedział Roger do Sabrie po dobrej godzinie siedzenia i 'nicnierobienia'. - Zobaczę, czy dokoła nic się nie dzieje.
Wyszedł z kuźni i ruszył w mały obchód brzegiem polany. Dużej polany. Otoczonej dość młodym lasem. I od razu widać było, że polana została sztucznie powiększona, bowiem komuś nie chciało się najwyraźniej wyciągać wszystkich pniaków. A może plany miał do nich jakieś.
Był też oczywiście uwieczniony w nazwie gospody ruczaj, zgodnie ze słowami Mary rozlewający się w niewielki stawek. Wodny zbiornik otoczony był krzewami, tworząc złudzenie odizolowania od reszty terenu, a niewielka połać piasku nad samym brzegiem zachęcała do wyciągnięcia się...
Roger nie dał się zachęcić. Ruszył dalej, wypatrując jakichkolwiek intruzów. I nic.
Widoki były ładne, ale nie o to wszak chodziło. Wszędzie było cicho i spokojnie. Nie tak jak na wiejskich weselach, gdzie za płotem kłębiły się zawsze tłumy oglądających. Z pewnością była to zasługa znacznej odległości od skupisk ludzkich.

Zawrócił w stronę kuźni.
Obchodził właśnie główny budynek gospody, który kokardami służki dekorowały, na drabinach stojąc, gdy usłyszał nagle pisk dochodzący z góry. Roger zrobił krok do tyłu i spojrzał do góry... przekonany, że za chwilę spadnie na niego upuszczony przez którąś z dziewczyn młotek... Stojąca na szczycie drabiny dziewczyna straciła do końca równowagę i spadła prosto na niego, piszcząc z przerażenia. Roger odruchowo, niewiele myśląc, wyciągnął ręce, usiłując ją złapać.
Chwycić się dziewczynę udało, utrzymać już nie. Upadła na Morgana, a ten na cztery litery... dość boleśnie.
Roger syknął.
- Dz... dziękuję - rzekła zszokowana dziewczyna ledwo dukając słowa, i nadal siedząc na Rogerze. Nie znał jej. Była nieco starsza od tamtych, które mu pomagały. I z pewnością cięższa.
"Nie mogła to być Pearl?"
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Roger, zdecydowanie mijając się z prawdą. W tym przypadku bycie bohaterem okazało się odrobinę bolesne. - Nic ci się nie stało? - spytał, widząc że dziewczyna, a w zasadzie młoda kobieta, nie opuszcza jego ramion. - I jak to się stało?
- Poślizgnęłam się, gdy się wypięłam by lepiej kokardę umieścić - odparła służka gramoląc się przy wstawaniu.
"Wypięłam się..." - powtórzył Roger w myślach. - "A ja nie dość, że straciłem ciekawy widok, to jeszcze tyłek sobie potłukłem..."
- Dobrze, że nic ci się nie stało - powiedział, pomagając jej wstać. Zaraz potem też się podniósł, czując ból pleców i ich dolnej okolicy.
-Nnie, nic... - odparła nerwowo służka, a po chwili dookoła zaczęło robić się zbiegowisko. Oczywiście, jak na złość, wszyscy ją o stan pytali, zapominając o jej wybawcy.
Z drugiej strony... nieco to cieszyło Rogera. Zbyt wielką finezją przy ratowaniu spadającej się nie wykazał. Nie bardzo było się czym chwalić... jeśli weźmie się pod uwagę sposób załatwienia całej sprawy. Dość mało elegancki i niezbyt widowiskowy. Chociaż osobę postronną mógłby rozbawić.
Korzystając z powstałego zamieszania Roger powoli, krok po kroku, zaczął się wycofywać.

Do obolałego Rogera podeszła od tyłu Bianka. Kobieta klepnęła mężczyznę po pośladku zapewne w żartobliwej formie flirtu. Problem jednak w tym, że pośladki Rogera miały już dość "czułości" na dziś. I mężczyznę przeszył ból. Bianka zaś ukróciła ewentualne podteksty tego klepnięcia słowami:
- Skoro pan się obija, to może chce zarobić coś ekstra?
- Na razie nie tyle 'obijam się', co obiłem sobie, za przeproszeniem, tyłek, ratując tę pannę, której spadać się zachciało
- powiedział Roger, nie dodając garści poglądów na temat tego rodzaju pieszczot. W tym momencie. - W czym mogę być pomocny? - spytał.
- Sorbusowi trzeba pomóc przy.... - Bianka zastanowiła się jak to rzec. - Głowa jednego z klientów utknęła... - kobieta się zaczerwieniła i dodała szeptem. - Utknęła w wychodku.
"W wychodku? Co ten kretyn robił w wychodku?"
Roger spojrzał na nią z niedowierzaniem. Najwyraźniej jednak Bianka mówiła prawdę.
- Może by tłuszczu jakiego użyć? - zaproponował. - Inaczej trzeba by wychodek rozebrać. Tak delikatnie. Jak tam trafić? - spytał. Cały czas mówił szeptem, by nikt inny nie słyszał.
- Sorbus coś kombinuje - rzekła nerwowo Bianka prowadząc Rogera. - Najpierw chciał łomem i mężczyzna... Powiedzmy, że delikatne nerwy klienta nie wytrzymały tego żartu.
"Może trzeba było idiocie uszy obciąć. Pewnie by nawet nie zauważył..."
Wychodki były dyskretnie ukryte w karczmie, co by goście mogli z nich skorzystać i się odświeżyć. Zaś Roger wkrótce poczuł, co znaczyły dyplomatyczne słowa Bianki. Facet narobił w gacie ze strachu. Z wyciąganiem go męczył się już jakiś najemnik oraz Sorbus właśnie. I Morgan zdał sobie, że wykrakał. Problemem, rzeczywiście były duże uszy półelfa. Bowiem to półelf właśnie tkwił głową w kibelku.
- Tłuszczem jakimś posmarować - powiedział. - A jak to nic nie da, to wypiłowac trzeba delikatnie. Ale to dłużej potrwa.
- Albo też - spojrzał na krawędzie desek - deski z boków podważyć.
- Gdzieś tu miałem łom - rzekł Sorbus. A z kibla dobył się piskliwy głos. - Żadnych łomów!
Bianka zaś dodała:
- Żadnego psucia wychodków... zbyt wielu gości.
"Gości, gości... Najwyżej po krzaczkach zaczną biegać..."
- Z tłuszczem już próbowałem...
- rzekł Sorbus - ale te przeklęte uszy...
Spojrzał na dłonie Rogera potem na swoje... dość duże.
- Może ty spróbujesz wcisnąć dłonie i zrobić coś z jego uszami? - spytał.
- Delikatnie wyciągnięte deski dałoby się zaraz wstawić z powrotem - powiedział Roger. - Ale skoro nie... Mam zatem inny pomysł... - kontynuował. - Może by tak opaskę jakąś założyć? To mniej miejsca zajmie, niż ręce.
- Można spróbować - rzekł Sorbus i wskazał miejsce Rogerowi. - Stań tam, chwycisz za drugi koniec.
Opaska... Sorbus wsunął ją jak tylko Roger zajął swoje miejsce. Po czym rzekł:
- Przesuwamy powoli, aż trafimy mniej więcej na uszy.
Paskudna robota. Warta sutej zapłaty. I godna opowiadania we wszystkich knajpach na szlaku. Tylko kto w to uwierzy...
Roger zabrał się do pracy. Miał nadzieję, że się uda. Opaska powoli sie przesuwała. Zahaczyli o uszy...chyba... Jeśli nie klient dozna urazu szyi. Na szczęście kapłani pracowali lub/i upijali się w kuźni.
- Na trzy - Sorbus mrugnął porozumiewawczo i tajemniczo się uśmiechnął. - Raz, dwa, trzy! - Sorbus szarpnął.
Roger pociągnął w tej samej chwili.
Na "trzy" upaprana gównem i wymiocinami głowa pijanego klienta wyskoczyła z dziury niczym korek z butelki. A Roger poczuł bolesne strzyknięcie w biodrach, boleśnie przypominając sobie o niedawnym urazie.
- Dobra robota - pochwaliła Bianka. Ochroniarz odprowadził ufajdaną ofiarę losu do jego pokoju, Sorbus zaś rzekł:
- Zasłużyliśmy na kufel piwa. Ten duży.
- Udało się - ucieszył się Roger. Wizja tkwienia w toalecie nie wiadomo jak długo zdecydowanie mu nie odpowiadała. Radość z sukcesu została nieco przytłumiona przez ból w krzyżu.
- Lepiej dobre wino - poprawił Sorbusa. Nie zamierzał tłumaczyć, że piwo niezbyt mu odpowiada. - Czego on tam szukał? - spytał. - Zgubił złoty pierścionek?
- Spił się przed przyjazdem, wytrzęsło go po drodze, to poszedł zwrócić. - Sorbus wzruszył ramionami. - Tylko że przy wymiotowaniu za głęboko głowę wsadził.
- Dzięki bogom, że już po wszystkim - powiedział Roger. - Chodźmy stąd. Mam wrażenie, że jeszcze trochę i przydałaby mi się znów łaźnia. Ręce i tak muszę umyć.
- Do głównej izby, tam piwo serwują - rzekł wesoło Sorbus, a Bianka spojrzała na niego krzywym okiem.
- Tylko bez przesady, amore - powiedziała. - Nie potrzeba mi tu pijanego osiłka.
- Nigdy ponad miarę - zapewnił Roger. - Wino też tam dają? - spytał. - Coś na przepłukanie gardła zda się, bo średniej przyjemności to była robota i premii jakiejś warta - dodał.
Bianka podeszła do Rogera i cmoknęła go w policzek.
- Wystarczy? Pewnie nie - kontynuowała, nie czekając na odpowiedź. - Wy bohaterowie chciwi bywacie. - Wyciągnęła coś z kieszeni sprytnie ukrytej w sukni i podała mężczyźnie. - Zostawił to jeden, taki jak ty...może ci się przyda.
Było to piórko z jakimś malunkiem... w którym Roger rozpoznał przedmiot magiczny. Pierzasty talizman. Tak zwany "Wachlarz".
- Starczyłoby - Roger w rewanżu dłoń Bianki ucałował. - Nawet z naddatkiem by starczyło. A za to dziękuję. - Piórko z malunkiem wachlarza schował za pazuchę. - Czy mimo obowiązków zechcesz nam towarzyszyć i choćby naparstkiem wina sukces uczcić? - spytał.
- W głowach by się wam przewróciło, gdybym się z wami spoufalała za bardzo - rzekła Bianka i dodała - Ja tu jestem pracodawczynią, a wy pracownicy. Ja tu mam całe wesele na głowie, a i wy z piciem nie szalejcie. Wystarczy jeden stupido z głową w kiblu na raz.
Po tych słowach ominęła Sorbusa i Rogera, by kolejne służki pogonić do roboty.

Długo przy barze nie zabawili.
Sorbus, chłop na schwał, o gardle przepastnym, kufel piwa w mig wypił, a potem, robotą różną się usprawiedliwiając, pożegnał się i odszedł.
Roger wiele dłużej nie zabawił.
Kusztyczek wina wypiwszy od baru odszedł, by do reszty kompanii dołączyć.

Dru, zmęczona pracą, lub też z innej przyczyny, spała twardo.
- Ciekawa jestem - powiedziała Sabrie - po co ona przymocowała puste rurki do wozu.
- Jesteś pewna, że były puste? - spytał Roger lekko kpiącym tonem. - A może kraniki jakieś do nich zamontowała?


Zmrok już zapadał, gdy nagle niedaleko nich pojawiła się zakapturzona postać. Gość nieproszony, jak można by sądzić, i kłopotów być może zwiastun.
Roger, gotowy do ewentualnej reakcji na wrogi gest nowo przybyłego, zrobił parę kroków w jego stronę.
- Szuka pan kogoś? - spytał. - Boję się, że to - głową skinął w stronę gospody - prywatne przyjęcie i wpuszczają tylko osoby z zaproszeniem.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-12-2009 o 12:55.
Kerm jest offline  
Stary 11-12-2009, 20:59   #117
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Łapki przy sobie - Magini trzasnęła go po dłoni, po czym zwróciła się do sióstr - Anielu pora spać, wystarczy na dzisiaj wrażeń, a ty Natali czy pomożesz mi zaciągnąć go do jakiejś komnaty?.
Aniela od razu zawróciła i pognała w dół po schodach, zaś Natali rzekła.- A muszę? Stoi jeszcze na nogach.
- Tak będzie najlepiej, sama widzisz że...
- Nie dokończyła, zmuszona znowu zdzielić go po łapie - Sama mam się z nim męczyć, no pomóóóóż.
Natali spojrzała na podszczypującego pośladki magini amanta i dodała.- Ale tylko doprowadzić go do pokoju.
Chwyciła za drugą dłoń pana młodego marudząc.- Jak ja się w to wpakowałam?
Zaś amant chuchając bimbrem i głaszcząc pośladek czarodziejki drugą dłonią, spytał Sylphię.- Jestem Galius, a jak tobie na imię złotko?
- Esmeralda Brunhilda de la Słonko
- Wypaliła Magini, chwytając jego drugą dłoń, by zaprowadzić w końcu gdzie trzeba.
-Esm..Bru...Słonko, tak?- zachichotał mężczyzna próbując pocałować czarodziejkę w policzek.- Rozgrzejesz mnie Słoneczko?
- Już ja cię rozgrzeję... -
Burknęła pod nosem Sylphia, wyjątkowo sztucznie uśmiechając się do pijanego amanta.
Dotarli do wolnego pokoju, Natali puściła dłoń Galiusa i dyskretnie starała się wycofać, podczas gdy amant starał się obściskiwać czarodziejkę.
- Wskakuj do wyrka kochasiu - Uśmiechnęła się do niego przemiło Sylphia, popychając w stronę łoża... Galiusowi długo nie trzeba było powtarzać. Od razu, wskoczył na łoże...a dokładniej, energicznie się wgramolił.
- A ty poczekaj - Magini pochwyciła Natalię za nadgarstek, po czym szepnęła - A teraz patrz na niego, będzie cyrk... - Po czym zaczęła wypowiadać wersy zaklęcia skierowane niby do napalonego młodziana, choć w rzeczywistości starsza siostra była celem czaru... .

Natali drgnęła nerwowo, powoli sztywniejąc, gdy oplotła ją magia czarodziejki.

- Skarbie, prześpij się z nim co? - Powiedziała Sylphia, zwracając się do służki, i jednocześnie podchodząc do świecznika, na którym zdmuchnęła płomyki. W pokoju zapanował półmrok, słabo rozświetlany światłem wpadającym przez okno i otwarte drzwi na korytarz.
Na twarzy dziewczyny widać było panikę, a jej umysł stawiał opór. Zbyt słaby, by mogła przeciwstawić się zaklęciu. Powolnymi ruchami zaczęła zsuwać suknię odsłaniając kształtne pośladki i zgrabne nogi. Galius był zbyt pijany by wyciągać jakieś sensowne w nioski, poza jednym, niekoniecznie sensownym.- Obie się ze mną prześpicie?
- Ciiii...
- Syknęła Magini przykładając palec do ust, jako całą odpowiedź dla napaleńca, obserwując poczynania Natali i drobnymi kroczkami kierując się w stronę drzwi.
A w drzwiach pojawiła się Tausersis. Spojrzała na sytuację i wypowiedziała kilka słów magii, wykonując ruchy dłonią i rozpraszając czar Magini. Przerażona i czerwona na twarzy dziewczyna szybko pochwyciła podciągniętą już spódnicę do góry i z płaczem zaczęła biec do drzwi,
minęła błękitną czarodziejkę i wybiegła na korytarz. Tymczasem Tausersis uśmiechnęła się do Sylphii,a ta poczuła, że jakoś nie potrafi się na ną gniewać. Było coś w Tausersis co pociągało Maginię, mimo jej irytującego wtrącania się w sprawy innych (jej głównie sprawy).
- To nie było ładne, jak chciałaś sobie popatrzeć na figielki, to mogłaś poprosić koleżankę o pomoc. A nie mieszać w to niewinnie dziewczęta.- rzekła Tausersis pogroziła zabawnie paluszkiem, wyraźnie uznając siebie za koleżankę Sylphii. Następnie rzekła do mężczyzny.- Zaraz ktoś się tobą zajmie kotku, daj nam minutkę na przygotowania.
-Eee...dobra.- rzekł Galius.
- To nie tak... - Odezwała się Magini (o dziwo) łagodnym tonem - Młody napalony jak krasnoludzki piec, a Natali... a ja właśnie wychodziłam... - Z nieznanych sobie powodów zaczęła się plątać w odpowiedzi, nie odczuwając zbyt dużej wściekłości z całej sytuacji - A zresztą, co się będę tłumaczyć, ja wychodzę! - Sylphia ruszyła prosto na korytarz.
Błękitna czarodziejka wyszła za nią i zamknęła drzwi mówiąc.- Lepiej by chłopiec nie wiedział co go spotka, nie wszyscy są tak otwarci na nowe doświadczenia.
Mrugnęła porozumiewawczo do magini i zaczęła inkantować czar ze szkoły przyzywania. Czar z którym Sylphia jakoś nie miała okazji się spotkać.
Po chwili przed kobietami, pojawił się łysy stworek o szarek skórze.


Doppelganger...a Tausersis rzekła do niego milutkim głosikiem.- Taki mu się nie spodobasz. Tam czeka chłopiec, który ma dziś wieczór kawalerski. Mógłbyś stać się bardziej kobiecy i przyblec odważne szatki?
Stwór posłusznie wykonał polecenie, przybierając bardziej kuszące kształty i strój.


Błękitna czarodziejka cmoknęła przywołanego stwora w policzek mówiąc.- Zajmij się tym kochasiem, dobrze? To ważny wieczór dla niego.
Po czym spojrzała na Sylphię mówiąc z uśmiechem.- Możesz popatrzeć jak chcesz. Nie będzie im to przeszkadzało.
Przy okazji dotknęła swoją dłonią, dłoni Magini i czarodziejkę z Waterdeep przeszył przyjemny dreszczyk.

Sylphia przyglądała się całej scenie ze sporym zaskoczeniem, którego nawet nie starała się ukryć przed Tausersis, w końcu jednak jakoś się pozbierała. Wtedy też nadszedł kolejny, niespodziewany impuls, wywołany dotknięciem dłoni. Magini odchrząknęła.
- Kusząca propozycja by sobie popatrzeć, jednak nie skorzystam, i pójdę już... do cholery.
Tausersis uśmiechnęła się wyrozumiale, kiwnęła głową i dodała.- Dobrej nocy życzę.
Po czym ruszyła korytarzem, odprowadzana wzrokiem Magini, jej mimowolnymi spojrzeniami... Było bowiem coś w błękitnej czarodziejce, coś kuszącego. Tymczasem doppelganer był już w pokoju Galiusa i dochodzące stamtąd odgłosy świadczyły, że chłopak był zadowolony z tej niespodzianki.

....

Wieczór jednak się jeszcze nie kończył, a ona spotkała na korytarzu przypadkiem Rogera.

Spotkanie te przybrało naprawdę nietypowy obrót.

....

Jakiś czas później Sylphia skierowała swoje kroki ponownie do... izby z poszkodowanymi przy wybuchu kawalerami. Otwarła gwałtownie drzwi na oścież, po czym krzyknęła, unosząc teatralnie ręce w górę:
- Jestem!.
W środku było sześciu mniej lub bardziej poobijanych mężczyzn. Powoli dochodzili do siebie po bolesnym wypadku. Widok wchodzącej kobiety...zaskoczył ich wszystkich. Dosłownie zatkało ich...mogli się jedynie gapić na stojącą w drzwiach czarodziejkę. Sylphia zauważyła sporą ilość trunków ustawionych pod oknem. Część została użyta do odkażenia ran.

- Och! - Magini przyłożyła dłoń do ust w przesadnej pozie szoku, uprzednio jednak dokładnie zamykając za sobą drzwi - Och!. Co tu się dzieje!.
Po czym pędem ruszyła, by cucić nieprzytomnych, i doglądnąć poranionych, zrzucając po drodze swój wierzchni płaszczyk.

-To coś...-wskazał jeden z mężczyzn na resztki grającego pudełka.- Wybuchło.
Mężczyźni spoglądali lubieżnym wzrokiem na jej kształtne ciało, gdy to klękała przy jednym cucąc go lekkim klepaniem po twarzy, prezentując przy tym swój największy atrybut tuż przed jego nosem, gdy kolejnego... głaskała po bolącym, wrażliwym miejscu spodni, a następnego tuląc wprost do swych piersi niczym dziecko na drobny moment. Powoli przypominali sobie, jak tańczyła i jak pozwalała się dotykać...wręcz nachalnie pchając się pod ich dłonie, teraz jednak było jeszcze goręcej. To oczywiście pobudziło ich dolne partie ciała, pomijając dwóch biedaków, którzy odnieśli największe obrażenia.
- Zajmę się wami wszystkimi, zajmę... - Szeptała czarująco uśmiechając.
Zbliżyli się do niej... ich dłonie wędrowały po sukni kobiety, ugniatały pośladki, dotykały jej brzucha i biustu. Otoczyli Maginię, wodząc dłońmi po jej ciele, coraz śmielej.

Ona z kolei była wprost wniebowzięta. I nikt z obecnych towarzyszy nie widział jej jeszcze w podobnym stanie, z wielkim uśmiechem na twarzy, ze szklącymi się z radości oczami i rumieńcami na policzkach. Nikt nie miał prawa jej takiej widzieć.
- No już, już, jestem cała wasza... .

Kilka minut później czarodziejka stała się centrum kłębowiska spoconych ciał, naga i z dzikim spojrzeniem. Niczym wcielenie Succuba.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 12-12-2009, 19:31   #118
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Vraidem zawarczał. Mag nie lubił tego dźwięku – niósł ze sobą kłopoty.

- Co się stało? Coś nie tak? – Teu nagle obrócił się w stronę, w którą patrzyli wszyscy zebrani, był tam dziwny mnich, szedł spokojnie... nie... to złe słowo, szedł tajemniczo, niepokojąco – Co czujesz? Kim on jest?

- Nie...to nie tak. Czuję od niego odór lekkiego strachu.- rzekł chowaniec.

Po chwili wahania dodał.- I coś jeszcze...zapach...chmielu.

-Chmielu? Strach? To wszystko? - spytał nieco zawiedziony, jednocześnie rozluźniając mięsnie.

Vraidem spojrzał na swego pana.- Przychodzi po nocy. Narusza terytorium.

-Po nocy? Hmmm... wyznawca Maski, Shar lub innego bóstwo, być może... ale ten strach i chmiel... - zastanawiał się mag.

- Dobrze by było zachować jednak ostrożność. Mógł przecież spryskać swoje ubranie piwem, aby zamaskować inne zapachy. A może to podpucha? Nie czujesz kogoś jeszcze w pobliżu? Hmmm... może to kapłan, który się spóźnił?

- Jesteście dziwni.- stwierdził filozoficznie czworonóg. Najgorsze u chowanców jest to z czasem i wzrostem intelektu zaczynają mieć poglądy. Zazwyczaj sprowadzające do hasła; Dwunogi są nielogiczne. Następnie dodał.- Nie...tylko on.

Teu westchnął. Już przed przemianą Vraidem był inteligentny. Jego rasa dorównywała intelektem, choć nie zdolnościami, wielu ludziom, a niektórych nawet przewyższała. Było to zastanawiające - być może był to element magii wiążącej, czy zwykły kaprys Mystry - ale inteligencja chowańców wzbogacała charakter stworzenia o element marudności.

- Tak, rozumiem. Wypadałoby powiedzieć o tym reszcie... zastanawiam się nad czymś od jakiegoś czasu... – powiedział powoli.

- Wiesz jak lubię ćwiczyć język, mówić w sposób nieco inny niż "normalni". Pozory, pozory są ważne w byciu magiem, pozór bycia potężnym, tajemniczym czasem bardziej się przydaje niż faktyczna siła i tajemniczość. No i ludzie chcą, aby magowie byli tajemniczy... ale zastanawia mnie czy chociaż w przypadku tej grupki ludzi, tych z którymi pracuję...

-Czy nie usprawniłoby to komunikację i działanie w grupie? Oczywiście dla reszty będę nadal mówił jak zwykle, ale mam z nimi być tak długo, tyle niebezpieczeństw nas czeka... ?

-Ten kapłan Gonda...nie jest za bystry.- odparł Vraidem.- Reszta chyba bardziej

Chowaniec nie miał chyba ochoty podejmować takiej decyzji za maga.

- Czyli uważasz, że powinien zachować swój styl? Pytam się tylko o twoje zdanie - wiem, że nie lubisz kiedy do ciebie tak mówię... decyzję oczywiście sam podejmę – dodał pospiesznie.

- To zależy od tego, czy zależy ci na ich...przyjaźni?- mruknął chowaniec.- Ważne sprawy, można powiedzieć wprost.

- Przyjaźni? Mi chodzi raczej o efektywność, Vraidem. Przyjacielem jesteś mi ty, w tej chwili nie wiem czy potrzebuję innych. – przesłał w myślach chowańcowi wraz z mentalnym uśmiechem.

- Pomyślę nad tym jeszcze... zobaczymy jak się będzie sprawdzało obecne rozwiązanie... - westchnął.

Zwierzę skinęło głową w odpowiedzi.

-Vraidem chmiel i strach czuje, być może więc tego gniazda nie otruje? Być może to kapłan, mnich. Ten, którego czas nie kocha, ten dla którego czas to głupota. - po krótkiej, choć intensywnej wymianie spojrzeń z chowańcem przedstawił mag.

Przedstawił im fakt, to co czuł chowaniec, i swoje przypuszczenia, te przynajmniej bardziej rozsądne. Zbyt długo żył w ciemności, wszędzie widział zagrożenie – nawet w przestraszonym, pijanym kapłanie, który mógł być przecież podpuchą, mógł być pułapką, mógł być dobrym aktorem – po swojej „wybuchowej” ucieczce zapewne parę osób będzie chciała odpłacić im z nawiązką...

Wybór – wolał go pozostawić innym. Był w tej kwestie komformistyczny i w razie potrzeby miał zamiar szybko zareagować – adekwatnie do zagrożenia.
 
Qumi jest offline  
Stary 12-12-2009, 22:20   #119
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Srubokręt...
- Obcęgi...
- Cośtam...
- Cośtam innego o jeszcze dziwniejszej nazwie...
- Młotek...

Sabrie mechaniczne podawała pożądane przed gnomkę przedmioty i nawet zaczynało jej się to podobać. Co prawda kapłanka zrzędziła jak stary paralityk, ale dało się wytrzymać. Rytmiczny stuk młota działał uspokajająco, a zajęty robotą Kastus nie mówił wiele i - dzięki bogom - nie śpiewał. Może kapłani Gonda modlili się tylko poranku? Pewnie tak, skoro do wieczora zajęci byli wymyślaniem jakichś zabójczych wynalazków. Choć dziewczynę szczególnie to nie obchodziło. W kuźni było gorąco jak... no, jak w kuźni, wkrótce więc i ona została w samej płóciennej koszuli i spodniach. Usiadła na zydelku, wyciągnęła przed siebie swoje długie nogi i podwinąwszy rękawy koszuli oddała się marzeniom, starając się nie zwracać uwagi na dobiegający z karczmy harmider. Choć nawet to nie ulżyło jej w gorącu - rozpięła więc kilka guzików, wachlując materiałem spocone ciało. Dopiero pojawienie się mężczyzn i Sorbusa z osobliwie skomponowanym posiłkiem zmusiły ją do jakiego-takiego ogarnięcia się. Choć nie do podniesienia czterech liter do związanego z weselem wysiłku. Armata była? Była. Kapłani byli? Byli. Wykonywała swoją pracę? Tak. Więc nie mogła mieć do siebie pretensji, prawda? Zwłaszcza gdy reszty obstawy było pełno w całej okolicy. I nawet Roger poszedł na zwiad! Choć raz podczas ostatniej doby czy dwóch nie musiała się wysilać i było jej z tym dobrze. Propozycję udania się na przyjęcie również oprotestowała.

- Dzięki, ale mnie tu dobrze, najadłam się obiadem i nie zamierzam się ruszać -
"ani odganiać się od łap jakichś rozpuszczonych paniczyków", dodała w myślach. Pijackie wycia nie zachęcały jej do udziału w przyjęciu zwłaszcza, że wkrótce dołączyły do nich głośne okrzyki bólu. Pewnie goście już zdążyli się pobić. Sorbus zbył tą odpowiedź wzruszeniem ramion i pobłażliwym uśmieszkiem. Kastus popatrzyła na dziewczynę i spytał.
- Jesteś pewna? Odrobina ruchu pozwoli ci... wiesz, lepiej trawić. potańczymy trochę, rozruszamy kości... taka okazja może się drugi raz nie trafić...
"... i dzięki bogu", zakończyła w myślach wojowniczka. A głośno powiedziała:
- Wiesz... myślę, że przed podróżą odpoczynek mi jednak lepiej zrobi. Ale ty idź, idź, baw się dobrze. Jestem pewna, że Sylphie łaknie doborowego towarzystwa - a sądząc po odgłosach na tym przyjęciu go nie znajdzie. Może ktoś nawet... nastawiać na jej cześć! - zakończyła zatroskanym głosem.
- Nie chciał bym być w jego skórze...wiesz, jak trudno zapanować nad takimi kobietami? - odparł kapłan ruchem głowy wskazując dyskretnie gnomkę. Dru coś zauważyła spojrzała znad miski, z której jadła na zgromadzone osoby i spytała swego osobistego ochroniarza.
- Coś mówiłeś Kaktusiku?
-O Sylphie tylko..
. - mruknął Kastus.
- W sumie to nie wiem... Nie powinieneś w takim razie ratować gości? Albo chociaż ich... podleczyć? Lepiej się pośpiesz - słyszałam z gospody jakieś okrzyki boleści. Myślałam, że to goście się pobili, ale jak tak teraz rozmawiamy... - "Myślałam, że wezmę go na honor, żeby się odczepił. Ale widać już zdążył oberwać od naszej słodkiej czarodziejki", sarknęła w myślach Sabrie.
- No i? Nie jestem kapłanem Ilmatera - rzekł w odpowiedzi Kastus uśmiechając się.- To błędne podejście, pani. To że jestem kapłanem nie oznacza, że mam jakiś religijny przymus leczyć rany każdego idioty, który się skaleczył. To nieodpowiedzialne podejście, uczące ludzi złych nawyków. Potem będą robić różne głupoty, wierząc, że w razie wpadki zawsze znajdzie się jakiś kleryk, który ich wyleczy
- Chodziło mi raczej o to, że jako pracodawca jesteś odpowiedzialny za wybryki pracowników. - warknęła Sabrie. Chciała, żeby Kastus sobie już poszedł i dał jej spokój, a ten kretyn stał jak kołek i dyskutował.
- Ale to Dru jest moim pracodawczynią, właściwie to przełożoną. - zaczął mówić Kastus, ale gnomka mu przerwała dodając.
- No idźże wreszcie. Skoro Sabrie chce skończyć jako stara panna to jej problem nie twój. A wy mi tą paplaniną przeszkadzanie. - Dru spojrzała gdzieś w dal mówiąc. - Rozmyślam, a ty mi tu filozoficzne dysputy odstawiasz.
- No widzisz! Idź, skoro matka przełożona tak ładnie prosi - wyszczerzyła się Sabrie i demonstracyjnie wyciągnęła przed siebie nogi. Ładne nogi, należało by dodać. Wzrok Kastusa spoczął na nogach kobiety, a gnomka na to dodała.
- Zawsze ją możesz buzdyganem w główkę i do jaskini. A potem ja was pożenię, jeden czy dwa śluby. Dla mnie to bez różnicy.
Sabrie spojrzała dziwnie na Kastusa.. na tą cześć Kastusa, która sugerowała, że jego buzdygan nie jest zbyt pokaźnych rozmiarów i dodała:
- Jak szybko stąd nie wyjdziesz to ci wszystko zjedzą, a tanczące damy się pośpią. - a ponieważ to nie wystarczyło dodała - Idźże już, chce odpocząć.
Kastus spojrzał na nią spode łba, ruszył za Sorbusem, dopadł go po paru szybkich krokach i obaj udali się do głównej izby na przyjęcie.


I znów Sabrie miała chwilę spokoju...

- Vraidem chmiel i strach czuje, być może więc tego gniazda nie otruje? Być może to kapłan, mnich. Ten, którego czas nie kocha, ten dla którego czas to głupota. - Teu wyprodukował kolejny charakterystyczny dla siebie bełkot.
- Teu, co ty znów bredzisz, co? - niezbyt przyjaźnie odezwała się Sabrie, otwierając jedno oko i lustrując otoczenie. Zbliżający się do karczmy cień nie wydawał się ukrywać swojej obecności, zresztą już Morgan się nim zajął. - Jeśli chcesz powiedzieć, że mamy się nie przejmować tym typem, zrób to normalnie; a jeśli że mamy chwytać za broń, to tym bardziej. Co nam ze współpracownika, którego nie idzie wyrozumieć?
 
Sayane jest offline  
Stary 12-12-2009, 23:18   #120
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu ostro zmierzył wzrokiem kobietę. W odległym miejscu, na dnie jego oczu – cienie poruszyły się niespokojnie, gdyż oczy były zwierciadłem duszy. Reakcja Sabrie nie była przyjemna, była proletariacka, idiotyczna i nieuprzejma.

-Co nam ze współpracownika, który nie umie myśleć? Czy może, panno z lasu, z polany, uważasz, że wróg da ci zrozumiałe sygnały? Ćwicz umysł, ponad miarę, a może na polanie - zauważysz cienie ukryte między drzewami. Zdaje się, że wtedy zamiast li strzec złotem usłanego łona, twoja uwaga na czyjąś pierś była zwrócona. – odpowiedział nieco kąśliwie.
 
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172