Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2010, 12:35   #201
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie szła czujnie za nieumarłymi przewodnikami, sprawdzając po drodze czy w zbroi nie poluzowały się jakieś paski, czy wszystkie potrzebne przedmioty ma w pogotowiu, a miecz wysuwa się z pochwy jak należy. Naładowana i zabezpieczona kusza również wisiała pod ręką. Przeczesując wzrokiem okolicę szeptała w myślach modlitwy do Helma. Dziewczyna wierzyła, że skoro on ich tu przysłał, to i wspomoże ich swą siłą. W tej chwili najważniejszym zdawało się jej nie poddać się obecnemu tu szaleństwu. Ale czyż sama wędrówka z żywymi trupami nie była już objawem pomieszania zmysłów?

Widok elfiej osady wywołał u wojowniczki dreszcz strachu. Nie znała się na Dziedzinach, czy podobnych sprawach - wystarczyło jednak, że wyobraziła sobie stworzenia zdolne opleść kokonami budynki mieszkalne, żeby naszła ją nieprzeparta chęć jak najszybszego zakończenia misji. Ponieważ miasto miało być centrum zła Sabrie tym czujniej wpatrywała się w martwą trójcę. Ile czasu minie nim to miejsce zawładnie bezrozumnymi zombie i zwróci ich przeciw żywym?

Tym razem to Roger przejął dowodzenie. Sabrie uśmiechnęła się pod nosem na "Naprzód panowie", jednak nie obraziła się wcale. W końcu dla kobiety-wojownika nazwanie jej mężczyzną to zasadniczo komplement. Na plądrowanie osady nie miała najmniejszej ochoty - dawno wyrosła z rzucania się na najmniejszy okruch złota. Nie znaczyło to oczywiście, że nie doceniała potęgi pieniądza - po prostu nauczyła się już, że nie w każdych warunkach pogoń za skarbami jest cokolwiek warta. A w obecnych z pewnością byłaby zabójcza.

- Zgadzam się. Wizja krasnoludzkiego kapłana wyraźnie mówiła o centrum zamku, a i z legendy o Kelianie wynika, że raczej w zamku należy szukać jej ciała. Choć zważywszy na boską karę jakiej doznała i świątynia byłaby logicznym miejscem umieszczenia skamieniałych szczątków "królowej". Sądzę jednak, że zamek powinien być sprawdzony jako pierwszy, a rozdzielanie się będzie zbyt niebezpieczne. Niepokoi mnie tylko zdanie o "oku patrzącym z dala". Czy to wróg nas obserwuje, czy sojusznik strzeże posągu? - rozejrzała się po okolicy szukając czegoś, co owym okiem być mogło. Czy brat Tarkwinusa mógł za swoją siedzibę obrać wieżę magów, z której miał widok na całą okolicę? Byłoby to logiczne... a Sabrie wcale nie podobał się pomysł, że widać ich jak na talerzu.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-03-2010, 13:53   #202
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elfowi zasadniczo nie odpływał humor. Świat widziany przez alkoholową mgiełkę wydawał się po prostu radośniejszy. Nawet podróż z truposzami zdawała się być dla elfa zabawna, może z wyjątkiem natarczywości palladyna zmierzającej w jednym niezbyt chyba przyzwoitym kierunku. Lilawander wolał sobie nawet nie wyobrażać skutków zaoponowania przeciwko pomysłowi wkroczenia do zamku. Uważał to za zły pomysł, wręcz za śmiertelnie zły, ale z dwojga złego wolał ukryte w zamku niebezpieczeństwo, niż grozę oddzielenia się od grupy - co z pewnością zostałoby natychmiast wykorzystane przez palladyna. Z dwojga złego wolał już śmierć w beznadziejnej walce.

- Kapłan Helma mówił coś o miłosierdziu i chęci zdobycia wiedzy, nie ukrywam że moim zdaniem najwięcej wiedzy znajduje się w świątyni. Dla elfów świątynie zawsze były centrum kultury i przeszłości, jeśli gdzieś trzymane są zapiski czy rysunki mogące choćby wskazać nam miejsce gdzie powinniśmy dokonać zapieczętowania to właśnie tam. Ale nie zamierzam się oddzielać, ani uporczywie was nakłaniać, jeśli chcecie iść do zamku to idę z wami. mam tylko nadzieję, że jak pokonamy to wielki zło to cała reszta nie zniknie...a przynajmniej nie przed świtem, uważam, że nawet strzępy informacji czy tak zwanych skarbów z tego miejsca mogłyby mieć niebagatelny wpływ na... no na ogromną masę ludzi, a przynajmniej elfów. Rzeczy...wiedza, która tu może być, mogła by być może zmienić bardziej losy wojny niż armata którą ubezpieczamy.

Zimno panujące na bagnach i brak dalszego picia, powoli przywracał elfa do równowagi, okolica zdała mu się nagle nieprzyjemna...jakaś taka wyludniona i martwa... Z drugiej strony starodawne elfie miasto, a przynajmniej osada pobudziły znacznie ciekawość elfa, wiedział, że oto stoi w miejscu które może odmienić oblicze przeszłości oraz odmienić przyszłość... a przynajmniej szansa na to była większa niż jeszcze poprzedniego dnia. Nawet trupy zdawały się być mniej śmieszne... powoli docierało do niego jak ochoczo zaciągnął ich na wyprawę i dopiero teraz kiedy już nieco ochłonął zaczął rozważać potencjalne zagrożenie. Pocieszał się z drugiej strony tym, że ekipa martwiaków nie przejawiała względem żywych złych zamiarów - co potwierdziła kapłanka, na dodatek siła ich czarów czy ciosów oraz odporność na obrażenia czyniła z nich bardzo dobrych sojuszników...taką przynajmniej miał nadzieję.
 
Eliasz jest offline  
Stary 02-03-2010, 18:13   #203
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu nie chciał iść na bagna sam, Vraidem nie tylko był jego przyjacielem, ale i też jedną z najpotężniejszych broni jakie posiadał, całkowicie ufał w jego zdolności. Chowaniec nie był oczywiście zbyt chętny do wyprawy na bagna, szczególnie, że Sara została w osadzie, ale nie mógł zignorować poleceń elfa i w końcu dał się namówić. Niepewnie, ostrożnie, chowaniec podążał obok swojego pana, który również nie wyglądał najlepiej. Cienisty mag tracił połączenie z planem cienia, co więcej cienie na bagnach był również skażone Odległą Dziedziną. Wydawały się obce, groźne i nienaturalne, dużo bardziej go niepokoiły niż roślinność czy stworzenia na bagnach, do cieni miał kiedyś pewnego rodzaju zaufanie, teraz jednak zdawały się być jego wrogiem. Najbardziej się jednak obawiał iż nie będzie mógł korzystać ze swojej magii na bagnach.

Droga przez moczary okazała się niezbyt przyjemna i po jakimś czasie, dużo wcześniej niż się spodziewali Teu musiał wyszeptać słowa aktywujące latarnię. Efekt był natychmiastowy, nie czuli już postępującego zmęczenia i nieokreślonego bólu, choć stare rany zostały. Vraidem szedł tuż przy swoim panu, nie odstępując go na krok, zadając niepokojące pytania, które jednak zaczęły irytować wkrótce samego maga. Był przerażony, ale elf również nie był w zbyt dobrym nastroju. Spoglądał tylko spod ukosa na resztę grupy i na okolicę, wyglądał na bardzo mocno zaalarmowanego całą sytuacją.

Pojawienie się grupy nieświadomych swojej śmierci nieumarłych wcale nie poprawiło humoru elfa. Wśród nich był czarodziej z tego co zauważył. Dla elfów nieśmierć jest czymś plugawym i nienaturalnych, elfy nie wskrzeszają zmarłych, a przynajmniej bardzo rzadko, a używanie nekromacjii jest uznawane za jedną z największych zbrodni. Jedynie wyznaczeni magowie, wybrańcy, którzy poświęcają się dla ludu, mogą przyjąć brzemię tego typu. Ten tu czarodziej nie zdawał sobie sprawy, że splugawiono go, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo wstrząsnęło to Teu, jakie w nim to obrzydzenie wzbudzało, jak bardzo wydawał się mu podobny sobie... Mag cieni cierpiał z podobnej przypadłości, choć miał większe szanse na zdjęcie klątwy niż czarodziej. Pojawienie się nieumarłych przypomniało mu to wszystko, wolał unikać ich wzroku, nie odzywać się jeśli nie musiał. Nagle poczuł melancholię, która od tej pory również mu towarzyszyła na bagnach.

Z tego co podsłuchał od Dru to nieumarli posiadali myśli, zwykle wykrycie myśli nieumarłych jest praktycznie niemożliwe... fakt ten zainteresował Teu, być może źle ich ocenił, być może była dla nich szansa?

- I tak nie mogę im o tym powiedzieć... inni tego nie chcą, widzę to po ich twarzach, udawanej życzliwości. Typowe. Gnomka mówiła iż mogą być szaleni, być może się boją, choć według mnie chcą po prostu ich wykorzystać, czyż nie tak Vraidem? Nawet nasz elfi „przyjaciel”, Lilawander, wydaje się nie mieć nic przeciwko temu... – odparł telepatycznie do chowańca elf, nieco oburzony. Milczał jednak, miał nadzieję, że gdy uda się im pokonać owe „zło”, być może dusze tych poszukiwaczy przygód zostanę oczyszczone.

Latarnia, ku zaskoczeniu elfa, wciąż się paliła. Mimo czasu jaki stracili idąc przez bagna, światełko wciąż się tliło. Ku zgorszeniu elfa słowa o elfiej osadzie okazały się prawdziwe. Powykrzywiane wieże, domy, zamek znajdowały się przed nimi. Wedle tego co wiedział Teu nie powinno tu tego być, a jednak było. Choć to nieco za mocne słowo, były tu tylko splugawione ruiny, być może nawet przybyły tu wraz mocą Odległej Dziedziny? Nieumarli zatrzymali się, czekając na polecenia. Gnomka wspominała o ich „prostocie”, dla elfiego maga cieni oznaczało to tylko, że prawdopodobnie nie potrafili podejmować decyzji i łatwo można było na nich wpływać.

- Nie martwiłbym się okiem, Sabrie, - pierwszy raz od momentu wypowiedzenia zaklęcia latarni odezwał się elf - według mnie to właśnie my. Oko jest symbolem Helma i to on zapewne patrzy z daleka i nas posłał do pomocy, abyśmy spętali zło. Bardziej mnie niepokoi wzmianka o miłości... – spojrzał niechętnie na paladyna klejącego sie do Lilawandera.

- Kierujmy się do zamku, i ani się ważcie cokolwiek ukraść po drodze. - położył mocny nacisk na słowo „ukraść” - Rzeczy z tej osady należą do ludu, i jeśli nic nie zniknie po tym jak oczyścimy to miejsce to prosiłbym pana Lilawandera o powiadomienie swoich sojuszników, aby ci powiadomili Lud o tym znalezisku.

Nie miał ochoty, aby ludzie czy inne rasy jeszcze bardziej splugawili to miejsce i porozkradali elfi artefakty i skarby.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 02-03-2010 o 18:22.
Qumi jest offline  
Stary 02-03-2010, 19:02   #204
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Nie martwiłbym się okiem, Sabrie, - rzekł Teu - według mnie to właśnie my. Oko jest symbolem Helma i to on zapewne patrzy z daleka i nas posłał do pomocy, abyśmy spętali zło.

Zaskoczona Sabrie spojrzała na czarodzieja szeroko otwartymi oczami. Że też nie wpadła na coś tak oczywistego! Lęk, przejęcie całą sytuacją i odpowiedzialnością, jaka spoczywała na ich barkach najwyraźniej przyćmiły jej rozum. Odruchowo dotknęła wiszącego u pasa symbolu - jakże by inaczej - oka i rękawicy, po czym szczerze i spontanicznie usmiechnęła się do Teuivae. Elf chyba po raz pierwszy stał się adresatem tak radosnego uśmiechu wojowniczki. Szczególnie to, iż uznał przewodnictwo Helma ujęło ją za serce.

- Chciałabym bardzo, żeby tak było, choć przepowiednie zawsze są wieloznaczne -
odparła. - Mimo to czujności nigdy za wiele; ostatecznie coś zabija... ludzi na bagnach - jej spojrzenie wyraźnie mówiło jakich ludzi ma na myśli - a i Tarkwinus nie błota się obawiał.

- Ciekawe o których elfach myślisz Teu. Tych z Evereski ? A może tych z Evermeet? A może o drowach? -
stwierdziła z uśmieszkiem gnomka. Oczywiście musiała się wtrącić w "odpowiednim" momencie. - Oooo tak, jak skarb to w mig zlatują się setki "spadkobierców".

- Zapewne gdy skończymy nie zostanie tu kamień na kamieniu, więc nie ma co się tym teraz martwić
- ucięła Sabrie bojąc się, że któryś z elfów chętnie wyrazi swoją opinię na temat elfich podziałów i to nie przebierając w słowach. - Mamy teraz lepsze rzeczy do roboty niż dzielić skórę na niedźwiedziu, który siedzi jeszcze w swojej gawrze.

Gnomka trąciła jakiś kamień który odtoczył się w kierunku kałuży... z której wystrzeliła glutowata macka i porwała kamyk. A Dru mruknęła:
- Nie ma co... miłe miejsce dla wychowania kolejnych pokoleń. Osobiście zamiast badać tutejsze ruiny, wywiesiłam bym kilka tabliczek dookoła bagna. Coś w stylu: "Uwaga! Pradawne zło mieszające w głowach. Wchodzisz na własne ryzyko" - podniosła palec do góry i krzyknęła. - I parę żelaznych golemów, zabijających głupców którzy się tu zapuszczą.

- Dobrze, dobrze... chodźmy już
- mruknęła Sabrie i klepnęła lekko Drucillę w plecy. Kapłanka najwyraźniej była w wisielczym nastroju, a wojowniczka nie chciała, by jej krzyki ściągnęły im na głowę kolejnych mieszkańców bagien, ani zwróciły zbytniej uwagi nieumarłych.
 
Sayane jest offline  
Stary 03-03-2010, 21:34   #205
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wśród bohaterów na bagnach, cel został ustalony... nieumarła grupka ruszyła na szpicy. Za nimi reszta drużyny, wraz ze spanikowanym karczmarzem. Dla niego było to zbyt wiele, nieumarły towarzysz, splugawienie tego miejsca, strach o córkę... a to dopiero był początek.

Gdy zbliżali się do zamku okolica wydawała się ciemnieć. Pojawiły się szepty, wpierw ciche potem coraz głośniejsze...
-Zyweso, wecato, keoso, xunewe-rurom Azathor. Menhatoy, xywethorosto zuy, zururogos
Azathor! Orary Ysgewot, homor athanatos nywe zumquros, ysechyroroseth ioneozebethoos..

Najpierw pojedyncze głosy, potem powoli tworzył się chór.
- ...Azathor! Xono, zuwezet, zuyhet kesos ysgeboth Azathor! Zuy rumoy quano Aeuerator, ysgeto, thyym, quaowe xeuerator phoe nagoo, Azathor!
Szepty zdawały się wdzierać do głów, wciskać do umysłów z pominięciem uszu, coraz głośniejsze coraz bardziej natrętne.
-...Hagathowos yachyros Gaba Azathor! meweth, xosoy Azathor!
Upiorny hymn szaleńców czczących istotę równą potęgą wielkim demonom, istotę której nie da się ogarnąć umysłem bez przekroczenia pewnej granicy.

Głosy te wywołały wizje, a może objawiały przeszłość? Dzielna grupa przemierzająca drogę do zamku widziała elfie matki, rozbijające głowy noworodkom, elfie pary nawzajem okaleczające się w alkowach za pomocą sztyletów, elfie orgie pełne okrucieństwa i zdeprawowanych igraszek, wizje morderstw pełnych bezmyślnego okrucieństwa, wizje zdarzeń będących na granicy obrzydzenia... a najgorsze było to, że nie owe czyny budziły przerażenie. To twarze elfów były najstraszniejszym widokiem. Każdy z nich miał tą samą minę: szeroko, wręcz nienaturalnie wytrzeszczone oczy i szeroki uśmiech, jakby sztuczny uśmiech... one wszystkie były obłąkane, na wpółświadomie okrucieństwa i bólu jakie sprawiały sobie i innym, ale nie mogące czynić inaczej.

-Azathor! Azathor! Azathor!-


Dotarli do upiornej bramy...


...kiedyś dzieła sztuki elfów, obecnie spaczonego równie mocno, jak reszta tego miejsca. Brama jednak nie stanowiła problemu, otwierając się na oścież przed nowy przybyłymi.

Przekroczyli wreszcie upiorną otarli wreszcie na dolny dziedziniec zamkowy. Z niego trzy schody prowadziły na obiegający dziedziniec taras i na górny dziedziniec. Obecnie schody na prowadzące na górny dziedziniec... wszystkie trzy schody zostały zniszczone. A to źle wróżyło drużynie. Bowiem chyba właśnie z górnego dziedzińca słychać było inkantację mówioną nerwowym głosem. - O Azathorze, bramo i kluczu, ty który otwierasz oczy na prawdę skrytą za rozumiem.
Objaw się tu...czas już nastał, kamień który więzi oko straci swą moc.
O Azathorze przyzywam cię przez krew matki i córki...


Ten głos pozwalał być pewnym, że to na górnym dziedzińcu dzieje się coś ważnego. Niestety dojście tam wymagało przejście przez labirynt korytarzy parteru zamku, by dotrzeć do schodów. Co prawda, część członków drużyny znalazłaby sposób, by dostać się na górne piętro pomijając schody, ale nie wszyscy... a lampka nie pozwalała im się oddalać od siebie.

Tymczasem uwagę drużyny... przynajmniej tej żywej części, przyciągnęła wnęka w której zapalonych było kilkanaście świeczek. Przy tych świeczkach stało coś, co kiedyś musiało być piękną elfką. Obecnie jej skórę przecinały świeże nacięcia wypełnione świeżą krwią, tworzące coś w rodzaju tatuażu. A jej oczodoły jarzyły się upiornym blaskiem.
Kobieta spojrzała po grupie i nagle zgasiła jedną ze świec, świeczka momentalnie sczerniała, a dym z niej utworzył mglistą czaszkę.


W tej samej chwili karczmarz zbladł momentalnie. Po czym osunął się martwy na ziemię.
Kobieta zaś rzekła.- On pragnął uratować swą córkę, nawet za cenę swego życia. Spełnię to życzenie. On zapłacił, a wam dam szansę ją uratować.
Spojrzała na dzielną drużynę i rzekła.- Każde z was ma prawo zadać mi jedno pytanie lub wypowiedzieć prośbę. Na każde pytanie odpowiem i każdą prośbę postaram się spełnić w miarę mych możliwości. Każde z was ma tylko jedno pytanie lub jedną prośbę, wybierajcie więc mądrze.
Nieumarli zdawali się nie zauważać zarówno kobiety, jak i tego, że właśnie umarł karczmarz. Zupełnie jakby nie mogli dostrzec pewnych faktów dziejących się obok nich. Kobieta zaś nie wydawała się bać o swój żywot, co akurat nie powinno nikogo dziwić. Zapewne każda z tych świeczek, przypisana była komuś z drużyny. Nie zdążyli by jej zabić, przed zgaszeniem ich wszystkich. Byli więc na łasce i niełasce tej dziwnej istoty.
- Niech zgadnę. – rzekła ironicznie Dru.- Ty musisz być demoniczna królowa Keliana?
- Nigdy nie byłam królową, nikt też nie określał mnie mianem demonicznej. Ale to prawda, jam jest Keliana, małżonka arcymaga Elsimenera, ostatnia władczyni Jaor’alain... i pierwsza ofiara błędu sprzed wieków. Zadałaś swe pytanie gnomko.
-potwierdziła elfka.
- Hej ...to nie było... szlag.- kapłanka z rozmachem uderzyła się dłonią w czoło i mruknęła cicho.- Na żartach się nie znasz, zjawo?
Ale na to pytanie Keliana już nie raczyła odpowiedzieć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-03-2010 o 22:04.
abishai jest offline  
Stary 03-03-2010, 22:06   #206
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Głos skandujący coś w rodzaju dziwnej pieśni nie był tym co najbardziej przeraziło elfa, najbardziej przestraszyły go wizje. Niewypowiedziane okrucieństwo, spaczenie, którego nie był wstanie nazwać. Słyszał o Odległej Dziedzinie straszne rzeczy, ale to co zobaczył przerosło jego oczekiwania. Matki zabijające dzieci, kochankowie kaleczący się nawzajem... i ten wyraz twarzy, pełny szaleństwa i euforii, która wywoływała jedynie obrzydzenie. Szli jednak dalej, światełko wcią się tliło, pierścień był bezpiecznie schowany. Mieli szansę to naprawić, oczyścić te ziemie, przywrócić im dawną chwałę Ludu.

Splugawione wrota otworzyły się przed śmiałkami. Schody na górne piętra z których dochodziły głos były zawalone, jednak na dziedzińcu nie byli sami. Była tam kobieta, elfka, spaczona, ta którą zwali Keliana. Dru nieopatrznie straciła swoje pytanie, Teu nie chciał stracić swojej szansy. Musiał przemyśleć swoje pytanie, kobieta znała odpowiedzi, wiedziała prawdopodobnie więcej niż ktokolwiek na Faerunie. Odległa Dziedzina skrywała wiele tajemnic, dlatego wielu pragnęło ją poznać, lecz to droga ku szaleństwu, droga ku cierpieniu i Teu nie chciał nią podążać. Kobieta sama przyznała się do szaleństwa, być może była już tak długo szalona, że znudziła się szaleństwem, przekroczyła pewną granicę.

Mógłby się od niej zapewne dowiedzieć jak zdjąć klątwę z siebie... ale czy w tej chwili było to rozsądne? Kobiet mogła równie dobrze kłamać, oszukać ich. Czego chciała? Postanowiła im pomóc, czy był to tylko kaprys szaleńca? Miał tylko jedno pytanie, choć jak sądził Vraidem też posiadał możliwość zadania pytania. Miał pewien pomysł, nieco ryzykowny.

-Powiedz mi zatem jak możemy spełnić twoje pragnienie, i nie mam tu na myśli odpowiedzi w stylu „zadać swoje pytania”, lecz to czego pragnie twoje serce, umysł i natura, to jak możemy ci pomóc, bo jak mniemam tego pragniesz? – zadał swoje pytanie, miał nadzieję, że nie będzie żałował odpowiedzi, ale jeśli dobrze rozumował to kobieta chciała im pomóc, pozbyć się klątwy, odpokutować. Obym się nie mylił.

-Vraidem, ty też możesz chyba zadać pytanie, poczekaj jednak z nim, zobaczymy czy dostaniemy naszą szansę... na zdjęcie klątwy. Eh... chciałbym się tego dowiedzieć... ale to miejsce... to miejsce musi zostać oczyszczone! – przekazał telepatycznie chowańcowi.

-Moje życzenie...- elfka zamyśliła się, a na jej twarzy pojawił się smutek. Potrząsnęła energicznie głową zaprzeczając.- Mego życzenia nie można spełnić, nie można cofnąć czasu, odwrócić błędu. Moim życzeniem jest więc zapieczętowanie ponowne Oka Bluźnierstwa. Niech będzie więźniem. Niech jego wpływ na żywych i umarłych zaniknie, tak jak miało być na początku. I niech to miejsce zostanie zapomniane, by nikt nie popełnił zbrodni, jaką popełniono kiedyś. - odparła kobieta, tak jak oczekiwał elf.

-Dziękuję za odpowiedź pani, lecz nie jest ona pełna: spytałem "jak" możemy spełnić twoje życzenie, nie czym ono jest. - odparł uprzejmie kłaniając się.

Uśmiechnęła się i spojrzała na elfa dodając.- To prawda...nie odpowiedziałam na pytanie. Musicie umieścić mój pierścień, dar mego ukochanego na palcu mego posągu. Tylko i aż tyle. Jest on bowiem częścią pieczęci chroniącej Toril przed wpływem Azathora.

-Dziękuję ci zatem pani raz jeszcze za wskazówki. - ponownie się ukłonił.

-Moje życzenie...

-Czy jest coś jeszcze pani...? Jeśli masz jeszcze jakieś życzenia pani to możemy ich wysłuchać, nawet jeśli dane będzie nam ich spełnić. - odparł na tajemnicze słowa elfki. Kobieta jednak milczała i nie odpowiedziała Teu na jego pytanie. Ukłonił się jej jednak ponownie, było mu jej żal, czuł, nawet bardziej niż w przypadku nieumarłego czarodzieja, że są na wiele sposobów podobni, zastanawiał się czy i ona to zauważyła.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 04-03-2010 o 11:28. Powód: konsultacja z MG
Qumi jest offline  
Stary 04-03-2010, 19:36   #207
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ktoś kiedyś nazwał elfy najpiękniejszą rasą świata. I opinia ta, jak to mówią, poszła w świat.
Gdyby ten ktoś, teraz, mógł oglądać te same widoki, jakie roztaczały się przed oczami Rogera i jego towarzyszy, byłby z pewnością dużo bardziej ostrożny w ferowaniu swoich wyroków i przedstawianiu opinii.
W tym, co widzieli, nie było piękna za grosz.
Zbrodnia, nienawiść, okrucieństwo... Ile dusza zapragnie. Jeśli ktoś miał taką spaczoną duszę.
Ten, kto stał za tymi wszystkimi przerażającymi czynami i gestami, z pewnością musiał się lubować w zadawaniu bólu i cierpienia. I z pewnością rozkoszował się nieszczęściami, które spotkały mieszkańców tych ziem.
Spotkanie z tym kimś, Azathorem zapewne, nie było czymś, co plasowało się wysoko na liście priorytetów, planów oraz marzeń Rogera. W przeciwieństwie do idei odebrania tej potwornej istocie możliwości szkodzenia komukolwiek w Torilu. To zrobiłby, podobnie jak reszta kompanii, z niekłamaną przyjemnością.
Jak powiadają - nieszczęścia jednych cieszą innych.
Z tego oczywiście można by wysnuć wniosek, że nie są dużo lepsi o Azathora... Może kierowali się innymi motywami, bardziej wzniosłymi celami... Ale to wszak zależało tylko i wyłącznie od punktu widzenia. Azathor z pewnością by się z nimi nie zgodził. A ich jakoś, dziwnym trafem, jego zdanie nie interesowało.


Drzwi otworzyły się zachęcająco. Na całą szerokość, bez złowrogich zgrzytów czy pisków. Wrażenie gościnności i serdecznego przyjęcia psuł tylko brak służby, która w pokłonach, uniżonych, witałaby nowo przybyłych i po odebraniu płaszczy i kapeluszy kierowałaby ich w stronę gospodarza.
Którego również nie było wśród witających.
Cały dziedziniec był dziwnie wyludniony (a może trzeba by użyć słowa 'wyelfiony, wszak elfie to było domostwo). Jedyną żywą - jeśli tak to można było określić - istotą była koszmarnie wyglądająca elfka. Królowa Keliana, o czym wnet się dowiedzieli z pytania Dru.
Zdecydowanie nie wyglądająca na kamienny posąg, w który ponoć zaklęli ją bogowie...

Tracenie pytań-życzeń przychodziło im z ogromną łatwością. Można było jeszcze zrozumieć karczmarza, który chciał oddać swe życie za życie córki. Po co jednak Teu wypytywał o rzecz znaną im już wcześniej? Wszak z pisma zostawionego przez Tarkwiniusa i informacji zdobytych przez Sabrie wynikało, co trzeba zrobić. Odpowiedź udzielona przez Kelianę niewiele rozjaśniła sytuację.

- Trzeba będzie spytać o to, gdzie jest pierścień i ten posąg - szepnął do Sabrie.
- Nie jestem pewna, czy to nie marnowanie pytania... Jedno musimy zachować na córkę karczmarza, nie?
Tego akurat Roger nie był taki pewien. Sądził raczej, że jak uda im się przełamać zły czar, to i dziewczynkę da się ocalić.
- Chcesz biegać po całym zamku i szukać jakiegoś posągu wśród setek innych? - spytał.
- No... - Sabrie się zawahała.
- Nie mówiąc o tym, że posąg mógłby stać w parku - dodał Roger.
Sabrie uśmiechnęła się mimo woli.
- Na pewno jest gdzieś na widoku - powiedziała.
- Szkoda, że nie można samej królowej Kelianie go założyć... to ponoć ją zamieniono w kamień, prawda?
- Tak, zrozumiałam ze to w jej posągu był kamień, który skaził miasto...
- Ją zamienili w kamień, a teraz ona chodzi po zamku? A może to jej dusza smutna się błąka?
- Może ją ten mag odczarował i zabrał kamień...
- To byśmy nie mieli posągu, który by można zaobrączkować... Jaki mag miałby ją odczarować?
- Brat Tarkwinusa.
- No fakt. Był tu przed nami... Ale sama Keliana wspomniała o swoim posągu... Może nie jest aż tak źle... Albo trzeba by ją wpierw ponownie w kamień zamienić...
To byłoby, zdaje się, dość trudne...
- Może to tylko jakaś emanacja? Jakaś resztka duszy? - powiedziała Sabrie.
- Mam nadzieję. - Roger skinął głową.

- Gdzie są te dwie rzeczy, królowo Keliano? Posąg i pierścień? - spytał, zanim ktokolwiek zdążył zadać, stracić, kolejne pytanie. Może Keliana zechce odpowiedzieć. W końcu pytanie jest jedno...

"Królowa" uśmiechnęła się słysząc pytanie Rogera i wskazała palcem na górny dziedziniec.
- Posąg jest na górnym dziedzińcu, jest to jedyny posąg elfiej kobiety i ozdobiony jest szafirem wielkości niziołczej głowy. Pierścień również tam jest. Ma go ten, który zamierza przebudzić Azathora i otworzyć mu bramę do tego świata. Jeśli przeżyje manifestację, to z pomocą pierścienia wyciągnie szafir z posągu i poniesie by splugawić inne miejsce.
- Dziękuję za pomoc, pani Keliano - Roger ukłonił się uprzejmie. Teraz tylko pozostawało dostać się na górny dziedziniec, odebrać pierścień, włożyć na palec posągu... Same drobiazgi...
- Zabawne... - wtrąciła Dru szturchając Morgana w bok.- Można odnieść wrażenie, że mówi więcej niż tylko samą odpowiedź na pytanie.
Roger z trudem opanował chęć oddania jej szturchańca w dwójnasób.
- Zamiast pytać o personalia, mogłaś poczekać i teraz spytać, jak się tam dostać - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-03-2010 o 20:00.
Kerm jest offline  
Stary 04-03-2010, 20:41   #208
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
-Powinniśmy być ostrożni z pytaniami, nie mniej jednak słowa przepowiedni Helma wspominały o światełku, o tej latarni - uniósł ją nieco wyżej - Jaką więc ona pełni tutaj rolę, czy może już ją spełniła? - dodał.
 
Qumi jest offline  
Stary 04-03-2010, 21:20   #209
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Kapłan przyniósł kilka butelek, korzystając z tego, że tylko oni dwoje, są na straży karczmy.
Ustawił je na sąsiednim by łatwo było po nie sięgać.
- Miejsce do spania? - Zainteresowała się Sylphia, po czym, czekając na odpowiedź, chwilę pogrzebała w swojej torbie i wyciągnęła własny puchar na wino, do którego owego trunku nalała, po czym się napiła. Jak widać Magini miała wysokie pojęcie względem własnej osoby i powiązanych z nim spraw, z drugiej jednak strony co się dziwić, nikt nie wie dokładnie ile obleśnych gęb dotykało już w karczmie naczynia zaproponowanego jej przez Kapłana... .
-Tak, aż dziw że na to nie wpadłaś.- rzekł w odpowiedzi Kastus popijając. Wzruszył ramionami dodając.- Ale cóż, noc jest jeszcze młoda. Po co się kłaść, skoro można w inny sposób zabić czas. Jakie masz zapatrywania na hazard?
- To zależy co jest stawką
- Odpowiedziała, posyłając dosyć tajemnicze spojrzenie.
-W zasadzie nie uznaję gry o pieniądze. Psuje to duszę.- kapłan wyjął z sakiewki talię kart i przetasował szybko.- Może o garderobę ?
- A co mi po twojej garderobie?
- Parsknęła - Zresztą masz jej na sobie więcej niż ja... - Ułożyła na moment usta w dziwną minkę - I nie zmieniaj tematu, co z tym noclegiem?.
- Nocleg jest, dla dwojga...
-mruknął tajemniczo kapłan tasując karty.- Ale nie powiem ci gdzie, przynajmniej nie teraz. Pójdziesz spać, a ja będę się sam zamartwiał co z Drucillą, a to mi akurat nie leży.
- Poza nią świata nie widzisz?
- Spytała i dodała - To kiedy mi powiesz?. I rozdawaj... .
- Jest moją próbą, mam dzięki niej udowodnić swe oddanie i... wierność Gondowi. Poza tym lubię ją. Przypomina mi Ali...
- kapłan chrząknął rozdając karty i szybko dodał.- Nieważne kogo mi przypomina. W każdym razie... jest dla mnie ważna.

Magini w milczeniu jedynie przytaknęła głową, po czym zebrała swoją część rozdanych kart.
- To w co gramy, a stawka pozostaje bez zmian? - Spojrzała na trzymane karty, po czym ponownie łyknęła wina.
-W Rycerzy i Damy... znasz tą grę ?- spytał Kastus sprawdzając karty, po czym dodał.- Chyba, że chcesz podbić stawkę.
Nie czekał jednak na jej wypowiedź tylko zaczął dobierać karty. I...cóż, magini zrobiła to samo. I w ręku miała gwardię ze smokiem, a Kastus jedynie parę dziesiętników i odrzuty.
Z irytacją odpiął pas i położył na podłodze, pytając.- A ciebie co skusiło do uczestnictwa w tej misji ? W większości bowiem, przez dzicz będziemy jechać.

- Ha! - Zadowolona z wyniku Magini bezczelnie uśmiechnęła się do Kastusa, po czym przez chwilę zamyśliła - W sumie sama nie wiem... nie umiem usiedzieć na miejscu, a Silverymoon by się odwiedziło. Może i po drodze wpadnie mi w łapki coś ciekawego, magicznego... wiem, że to wszystko brzmi banalnie, lecz tak jest. Jestem tu bardziej z ciekawości niż zarobku, czy jakiś wyższych celów.
- Każdy ma swój powód...
- rzekł kapłan zbierając karty i tasując, następnie dodał.- To musisz być zadowolona, że tu utknęliśmy. Jak elfy przenosiły te woluminy z chatki maga na wóz, to aż się śliniły ze szczęścia.

Kolejne rozdanie znowu było po stronie magini, dwóch pustelników oraz miłosny czworokąt, przeważył na królewską parą Kastusa.
Kapłan chcąc nie chcąc pozbył się lewego buta.
- Lepiej go zostaw - Sylphia przymrużyła oczy, po czym wskazała palcem kolczugę - Pozbądź się prędzej tego żelastwa. Przy okazji też powiedz, długo już znasz Dru?.
Kastus wsunął but mówiąc.- Czyli jedynie butów nie ściągamy? A co do Dru...tak, z kilka tygodni? Właściwie to chyba dwa tygodnie.
Po czym zsunął kolczugę, pod nią mając koszulę, dość mocno opinającą szerokie bary. Kastus nie pasował do pozostałych kapłanów Gonda. Oni byli bardziej anemiczni, a Kastus był bardziej wojownikiem niż wynalazcą.
Kolejne tasowanie kart...przyniosło zmianę zwycięzcy. Gdy magini z dumą pokazała parę szczęściarzy wspieranych dwoma graczami. Kastus z dumą odsłonił trzy damy bez wsparcia.
- Teraz twoja kolej się odsłonić.- zachichotał.
- Taaak? - Spytała niby wielce zaskoczona, przez chwilę przedłużała oczekiwanie, po czym wyciągnęła dwie wielkie szpile ze swojego kapelusika, i przez chwilę udawała że już. Widząc jego zaskoczenie parsknęła śmiechem, po czym ściągnęła swój odwiecznie noszony kapelusik. Natychmiast również przeczesała włosy dłonią, przerzucając je niedbale na jedną stronę.
- Teraz ja rozdaję - Powiedziała, pijąc znowu wino i zbierając karty do kupy.
Kapłan napełnił kielich magini jak i swój i pił spoglądając na Sylphię.- Wy kobietki, macie coś w sobie z kameleona. Ja, nieważne jak się ubiorę, będę taki sam. A ty zmieniłaś jedynie fryzurę, a już wyglądasz inaczej, choć nadal pięknie.
Spoglądał na tasującą czarodziejkę i na rozkładane karty. Wziął swoje dobrał odpowiednie z kupki i mruknął.- Przynosisz mi chyba szczęście.
I wyłożył trójgłową smocza hydrę wspieraną przez dwa pentagramy. Podczas gdy w kartach czarodziejki było tylko trzech dziesiętników bez wsparcia.
- Oj, ale czarujesz... - Sylphia wpatrywała się smętnie w swoje karty - ... Jeszcze stanowczo za mało wypiłam, żeby to na mnie w jakikolwiek sposób podziałało, dziękuję jednak za kompliment - Zatrzepotała teatralnie rzęsami, po czym ściągnęła... lewą rękawiczkę - Zmieniając nieco temat, jak myślisz, armata jest naprawdę potrzebna do obrony Silverymoon?. Jedna armata??.
-Kto wie?
- odparł Kastus i spojrzał na czarodziejkę.- Widziałaś kiedyś jak ona strzela? To drżenie przed wybuchem, ten...cóż...naprawdę zabawne są przy tym skojarzenia. Ale jej siła robi wrażenie. Przy tym jest ona prostsza w konstrukcji od pistoletu. Wymaga jedynie dużo żelaza przy tworzeniu. Ale dla Marchii żelazo to nie problem. Do wiosny mogą mieć z dwadzieścia ...może nawet czterdzieści gotowych armat. Zaś z tego zaś co słyszałem nie ma siły, która mogła zmieść Silverymoon. Ale Srebrne Marchie to nie tylko Silverymoon.
Łyknął wina dodając żartobliwie.- Zawsze jabłecznika możemy dolać. Poza tym...i tak jest miło.
Kolejne rozdanie i kolejna przewaga kapłana...tym razem mniejsza. Bo oboje mieli po trzy atuty, tyle, że atuty Kastusa był lekko większe. Kapłan spoglądał na drugą dłoń magini osłoniętą rękawiczką... jakby wyczekując na jakiś pokaz magiczny.

Wielkiego pokazu jednak nie było. Sylphia uśmiechnęła się tylko kwaśnawo, po czym ściągnęła ze swojej dłoni drugą rękawiczkę, rzucając ją na stół. Spojrzała najpierw na karty, a następnie na Kastusa.
- Teraz ty rozdajesz - Powiedziała, po czym napiła się wina.
Kolejne rozdanie wreszcie przyniosło uśmiech na twarzy czarodziejki, miała wielką paradę na dłoni. Kakstusowi ciężko byłoby ją przebić. I rzeczywiście...królewski trójkąt, by mu się nie udało.
Kapłan westchnął wstał i podszedł do Sylphii. Stojąc tuż przed czarodziejką rzekł.- Wolisz górę czy dół?
Mówiąc to wskazywał, na koszulę i spodnie.
- Niech będzie koszula - Magini rozsiadła się wygodniej, zarzucając nogę na nogę, i wprost przesadnie przyjmując rolę widza. - Myślisz że reszta sobie na bagnach poradzi?.
-Oby.
- westchnął kapłan.- Wolałbym, żeby nie brali Dru ze sobą. Ale jak ona się uprze.
Powoli ściągając koszulę tuż przed oczami magini, odsłonił swoją muskulaturę, "kaloryferek" oraz kilkanaście blizn na plecach. Usiadł znów i przetasował karty. I kolejne rozdanie było dla niego niekorzystne. Wstał i w kilku ruchach zdjął buty i spodnie, po czym założył buty z powrotem.
Teraz ciało Kastusa było w pełni na widoku i prezentowało się, całkiem całkiem...jedynie przepaska biodrowa ukrywała najciekawszy kawałek. Spojrzał na Sylphię i spytał.- A ciebie nie zaciekawiła ta cała sprawa z bagnami i innymi wymiarami?
- A owszem, zaciekawiła... ale ja nie należę do tego typu osób, które zaraz za czymś lecą z wywalonym jęzorem...
- Wzruszyła ramionami - I nie mam ochoty taplać się po bagnach, a ktoś armaty pilnować musi, w grupce mają już dwóch Magów więc sobie poradzą, oprócz tego mogę odpocząć od wnerwiającej mnie osóbki... .
-Zakładam raczej że to innym wywala jęzory z gęb na twój widok. Mnie na ten przykład.
- zażartował kapłan i łyknąwszy wina, ponownie rozdał karty. Magini i on, dobrali kolejne po czym pokazali co mieli na ręku, poczwórny pentagram kapłana bił dwa małżeństwa czarodziejki. Teraz jej przyszło zdjąć część swej garderoby.

Sylphia zrobiła wyjątkowo posępną minę, widząc iż po raz kolejny przegrała. Z jej ubioru pozostało naprawdę niewiele, wszak miała na sobie jedynie suknię i buty, o buty w końcu nie grali, a jak ściągnie suknię to już po ptokach... . Musiała więc coś wykombinować.
- Znowu przegrałam, cholera - Powiedziała, wstając od stołu. Zamiast jednak zająć się swoją garderobą zbliżyła się do Kastusa, siadając oniemiałemu Kapłanowi na kolanach. Zarzuciła na jego kark jedną rękę, wodząc po nim przez moment palcem, i robiąc wyjątkowo maślane oczka. Zbliżyła swoją twarz do jego twarzy - Ta gra jest... głupia. Zmieńmy zajęcie, może znasz jakieś ciekawsze, może... jakaś opowieść?.
-Eee opowieść?
- zdziwił się Kastus. Spoglądał na dekolt magini, to na jej twarzyczkę. Dłonią wodził po udzie czarodziejki, mrucząc niczym oswojony niedżwiedź.- To jaka cię opowieść interesuje...pani?
Sylphia spojrzała prosto w jego oczy z niewielkiej odległości, a w kącikach jej ust pojawił się dziwny uśmiech. I nagle trzasnęła go po dłoni macającej jej ciało.
- Łapki przy sobie - Powiedziała, po czym dodała, robiąc wyjątkowo przesadną, smutną minę - A nie wiem, jakąś ciekawą, bylebym nie usnęła.
- A może jednak cię nieco pomacam?
- spytał kapłan uśmiechając się łobuzersko. Po czym dotknął palcem ramienia Sylphii.- Umiem robić masaż i to dobry... Alison mnie wyuczyła.
Magini przekręciła się nieco na kolanach Kapłana w stronę stołu, a następnie nieco pochyliła, opierając łokciami o blat.
- To masuj... - Powiedziała - A kim jest Alison?.
Czarodziejka wiedziała, a właściwie czuła pośladkami, jak bardzo na kapłana działa. Kastus zaś położył dłonie na jej barkach i rozpoczął masaż. Bardzo przyjemny masaż. Potężne dłonie sługi Dru uciskały nerwy i rozmasowywały mięśnie wlewając błogość w ciało kobiety. Po raz pierwszy od wjazdu do wioski Sylphia poczuła odrobinę luksusu...Od czasu do czasu wyrywały się z jej ust pomruki rozkoszy i polecenia dotyczące miejsc, które ma rozmasować. Cała frustracja z powodu pobytu tutaj ulatniała się z ciała magini pod dotykiem "magicznych palców" kapłana. A on sam opowiadał.- Alison...to kapłanka. Kiedyś...gdy byłem młody i głupi. Kiedyś wpakowywałem się w naprawdę nieliche kłopoty. I Alison mnie z jednych takich wyratowała i wciągnęła do kultu.
Mnie i kilkunastu podobnych mnie młodych mężczyzn. Dzięki niej poznałem czym jest dotyk bóstwa w sercu...i paru innych rzeczy też. Alison bowiem uczyniła nas nie tylko akolitami, a potem kapłanami. Byliśmy jej gwardią, kochankami, sługami i niewolnikami. Ona...podobnie jak ty i Drucilla, miała dominującą osobowość. I była naprawdę niesamowita w łóżku. Aż dziw, że nie była służką Sune. Wraz z Alison przemierzaliśmy Faerun, czyniąc różne rzeczy, zyskując coś w rodzaju sławy... ech...z czasem stwierdziłem, że to jednak nie to, czego pragnę. I próbowałem odejść. Nie zakończyło się to dla mnie latwo...niektóre blizny to dzieło Alison właśnie. Potem próbowałem ponownie... tym razem miałem więcej szczęścia.
- rzekł Kastus korzystając z okazji i całując w szyję czarodziejkę. Zachichotał mówiąc.- Wybacz, ale i tak marzyłem żeby chociaż szyję twą, jeśli ust nie mogę...A wracając do Alison. Podstępem musiałem wyrwać się z jej oddziału... Powiedziałem, że odczuwam zew mego bóstwa. Uwierzyła, bo sama przeszła przez to samo. I tak od niej uciekłem.
- Hmmm... trochę bardziej w lewo... o, dokładnie tu..
. - Sylphia rozkoszowała się masażem nieco poobijanego podróżą na wozie ciała. Kastus okazał się sprawnym masażystą, a jego wielkie łapska potrafiły być w trakcie tego zajęcia zaskakująco niezwykle delikatne.
- Wiesz, ja cię rozumiem. Znaczy się, rozumiem odnośnie powołania. Wbrew pozorom ja również jestem bliżej powiązana z Mystrą, i to nie tylko z powodu bycia Maginią i znajomości Sztuki. Jest ona naprawdę moją patronką, a ja jej Mistyczną Wyznawczynią... to dziw, że faktycznie nie masz, czy też i Alison nie miała nic wspólnego z Sune - Parsknęła, ignorując pocałunek na szyi - Tylko świntuszenie wam w głowach, a nawet teraz o tym myślisz co?. A co się z nią stało, miałeś jeszcze jakieś wieści, albo ją spotkałeś?.
- Bez przesady z tym świntuszeniem.
- odparł Kastus żartobliwie, po czym rzekł do ucha magini chichocząc.- Patrzyłaś na siebie kiedyś w lustrze? Jak myślisz, co powodujesz u mężczyzn, gdy przechadzasz się w takim stroju lub...pochylasz?
Dłonie kapłana masowały Sylwię zgodnie z jej wytycznymi, gdy mówił obojętnym tonem.- A choć Alison miała talenta godne Sune, to zapratywaniami miłosnymi bliżej było jej do sług Loviatar. Ale to ambicja, którą Alison ma w nadmiarze uczyniły ją, tym kim jest.
Na chwilę przerwal masowanie, zamyślił się i dopiero po chwili rzekł.- Jeśli miałbym zgadywać, pewnie siedzi gdzieś nad brzegiem Morza Księżycowego...ale to tylko moje domysły. Nie wiem co się z nią stało. I nie chcę wiedzieć. I dziękuję Gondowi, za to że nasze ścieżki jak dotąd się rozmijały.
I wrócił do uciskania odpowiednich miejsc na ciele Sylphii, by dostarczyć jej rozluźniającej przyjemności.
- A... a co ty masz do mojego pochylania?? - Magini wyprostowała się, po czym specjalnie zaczęła nagle wiercić tyłkiem na kolanach Kastusa, raz nawet mocniej nim... uderzając?. Jej głos przybrał dosyć poważny ton - Gapisz się jak pozostali, pożerając mnie wzrokiem, i nie widząc nic innego poza ciałem które można wykorzystać... a ubieram się jak ubieram, bo taką mam ochotę, a nie by właśnie się na mój widok ślintano... .
Jej wierceniu towarzyszył jęk kapłana, bynajmniej nie z bólu. Po czym Kastus dodał gorączkowo.- Dobra dobra, wierzę ci... ale nie jestem z kamienia, więc... Nie twierdzę, że nie masz nic poza tym.- dłonie kapłana objęły delikatnie w pasie czarodziejkę.- Jesteś mądra, eee... odważna... silna i stanowcza. Naprawdę cię podziwiam i lubię... i w ogóle. Ale sama powiedziałaś, że nie powinniśmy się emocjonalnie angażować.
Kastus lekko się spocił, dyszał oddychając ciężko.- Wiem... że... jesteś... mądra... ale... widzę... żeś... piękna... i to... naturalne... reakcje.
- Skoro tak mówiłam, to dlaczego my...
- Odwróciła się mówiąc w jego stronę na tyle, na ile pozwalała jej pozycja, jednak nie dokończyła, rozległo się bowiem na zewnątrz gospody nagle liczne szczekanie psów, a po chwili odgłosy koni i wielu osób.
- I nam romantycznego momenta wcieło.- zamarudził kapłan właściwie pozbawionym powagi głosem. Delikatnie klepnął czarodziejkę w pośladek mówiąc.- Może zejdziesz...wiesz co mogli by sobie pomyśleć ludzie, widząc cię z nagim mężczyzną?
- Jakim tam znowu nagim?
- Z leksza się obruszyła, zbierając pod drodze rękawiczki z blatu i mykając już w kierunku okna, by sprawdzić źródło poruszenia wiochy o tak późnej porze.

Nie było dobrze.

- Trzy osoby - Szepnęła dosyć głośno do Kastusa, czając się przy oknie - Wypytują o nas i armatę!. Przynajmniej dwójka z nich wygląda na potrafiących czarować. Co robimy?.
- Mam zdjąć przepaskę, żebyś ten fakt zauważyła?
- odparł Kastus zsuwając buty i naciągając spodnie.- Wozu nie ruszą, pewnikiem pierwsze co zrobią, to tu się udadzą. Mam różdżkę strażniczego glifu, mogę im zafundować wybuchową niespodziankę. Cholibka nigdy nie walczyłem...echmm...pobudzony.
- Ponoć najlepszą obroną jest atak, czy jakoś tak mądrzyła się jakaś pierdoła...
- Szepnęła Magini, otwierając cicho okno. Dała Kastusowi parę chwil na ubranie się (uśmiechając przy tym bezczelnie z jego wypukłości spodni), a następnie na udanie do karczemnych drzwi, sama w tym czasie zabierając się za wypowiedzenie wyjątkowo długiego zaklęcia.

Przed budynkiem pojawiły się nagle trzy wielgachne Niebiańskie Złowieszcze Lwy, które głośnym rykiem objawiły swe przybycie z innego wymiaru. Na ten fakt mocno zaprotestowały rumaki trójki nieznajomych, z kolei otaczający ich kręgiem wieśniacy rzucili się do panicznej ucieczki. O to właśnie Sylphi chodziło...
- Atakujcie jeźdźców! - Wydała rozkaz przyzwanym stworom, przewyższającym swoimi gabarytami konie, sam zaś szybko wyszeptała kolejny czar, chowając się za framugą okna, by jak najmniej rzucać się w oczy. Lwy popędziły do swoich celów, między nimi zaś pojawiła się nagle błyskawica gnająca z głośnymi trzaskami prosto do obcego półelfa. Nie była to jednak tak do końca zwyczajowa "Błyskawica"... .
Kapłan zdążył ubrać spodnie i zapiąć pas z ekwipunkiem, sięgnął po różdżkę i ustawił glif na podłodze tuż przed drzwiami. Piorun zaś trzasnął półelfa zrzucając go z przerażonego konia, przeskoczył na kobietę i zakończył się na gnomie, raniąc ich wszystkich. Acz gnom owe uderzenie pioruna przyjął z ekstatycznym zadowoleniem.
Obolały elf podniósł się z ziemi, a pozostała dwójka wyszykowała oręż, gotując się do walki z lwami...zaś wieśniacy rzucili się do panicznej ucieczki we wszystkie strony.
Gnom skoczył na atakującego go lwa, wrzeszcząc wesoło.- Nareszcie!
I rozpoczął bój śmiejąc się opętańczo. Lew który zaatakował półelfa, trafił maga łapą i polała się krew z jego boku. Lecz ten wypowiedział zaklęcie i dotknął wysłannika magini. Zwierzę zapiszczało z bólu, gdy jego skóra zmieniła się błyszczącą śliską membranę i zaczęła szybko wysychać. Tak przemieniony lew pognał w kierunku bagna w rozpaczliwym poszukiwaniu wilgoci.
Równie niebezpieczna okazała się "diablica", której zakrzywiony oręż wyjątkowo dobrze spisywał się w walce z lwem, którego magini przyzwała.
Jedynie gnom walczący z lwem nie zdołał trafić, ale i lew jego też nie.

Magini obserwując walkę jedynie pokręciła przez chwilę niezbyt zadowolona głową. Szczególnie niezdrowe wrażenie wywarł na niej ten dziwny Gnom, niemal... podniecając się od dostawanych cięgów?. Przeciwnicy byli jednak mocni, należało więc dalej wspierać lwy. Rzuciła więc wyjątkowo szybko wykonując gesty, a nawet mówiąc niezwykle przyspieszonym głosem dwa razy "Magiczne pociski", biorąc za cel Półelfa i porąbanego pokurcza.
Elf się zachwiał pod jej ciosem, a gnom wrzeszczał.- Jeszcze, jeszcze!
Wrogi czarodziej krzyknął do sojuszniczki, pijąc leczniczy eliksir.- No pozbądź się tego czarującego babsztyla.
Kastus zaś podszedł od tyłu do magini i położywszy swe dłonie na jej ramionach mamrotał coś cicho do Gonda. Czarodziejka usłyszała jakby cichy ryk niedźwiedzia i poczuła w całym ciele przyjemne mrowienie i wigor. Jakby sił jej przybyło.
Kobieta, która już prawie zaszlachtowała swojego lwa krzyknęła do gnoma.- Tincus, pozbądź się jej.
Gnom przetoczył się pod nogami wielkiego lwa i wyciągnąwszy wąski sztylet z buta cisnął w kierunku magini. Cios był celny...wąskie ostrze wbiło się głęboko, w lewy obojczyk Sylphii.
Ale lew dopadł za to gnoma, przyciskając go do gleby i próbując ostatecznie zabić.

Ciśnięty sztylet wbił się w ciało Magini, wywołując okropną falę bólu i gorąca, doprowadzając do jęku Sylphi, oraz pojawienia się w jej oczach łez. W końcu nie była cholernym wojakiem przyzwyczajonym do brania na siebie razów przeciwników... . Zmełła pod nosem przekleństwo, po czym przyjrzała się dokładniej wrogiemu półelfowi. Było w nim coś, czego początkowo nie zauważyła, teraz jednak była już niemal pewna, on również był Mistycznym Wyznawcą, tyle że Umbrelle... .
- Psi synu suczej królowej! - Krzyknęła do mężczyzny, a następnie ignorując ból i cieknącą po jej ciele krew z rany, po raz kolejny sięgnęła po moc Splotu. Jeden z przyzwanych lwów był już martwy, drugi ledwie zipał. Ostatni co prawda właśnie zabierał się za Gnoma, jednak ogólnie sytuacja nie wyglądała dobrze.

Czekała na odpowiedni moment..., gdy lew zakończył żywot szalonego gnoma, miażdżąc szczękami jego głowę, z rąk Sylphi wystrzeliła w stronę wrogów ogromna smuga lodowatego wiatru. Może waleczny stwór "przeżyje" atak własnej pani, ważniejsze jednak by zabolało pozostałych.

Nie byli przygotowani do walki, to było widać...zarówno półelf, jak i czarcia kobieta oberwali stożkiem lodowatego powietrza, które ich poraniło. Lwy jednak nie wytrzymały. Zbyt poranione padły martwe na ziemię, znikając z pola boju. Diablica ruszyła biegiem w kierunku drzwi karczmy, a ranny półelf odpowiedział magicznym pociskiem w Sylphię. Cztery magiczne pociski trafiły w kobietę lecz brosza osłona pochłonęła ich energię w rozbłysku niebieskiego światła. Kastus rzucił na siebie siłę byka i szepnął jej.- Wytrzymaj, ja będę musiał zmierzyć się z napastniczką, jeśli się tu wedrze.

- O mnie się nie martw kochanieńki
- Sylphia mrugnęła do Kapłana - Damy sobie radę, i jak co jestem tu cały czas - Powiedziała, a po wymamrotaniu paru słów... zniknęła. Będąc niewidzialną obserwowała poczynania wrogów, gotując się do finału starcia (a przynajmniej taką miała nadzieję).

Jak się okazało... pod tym całym usłużnym i potulnym kapłanem, kryło się coś więcej. Bo plan Kastusa się udał. Przeciwniczka wdepnęła w glif aktywując go i obrywając jego energią, tak jak to sługa Dru przewidział. I nie dając się jej otrząsnąć po ataku, zaatakował z furią za pomocą swego buzdyganu. Rozgorzała walka między kobietą, a kapłanem. Acz było widać, kto ostatecznie będzie górą w tej walce...ona. Szybsza i zwinniejsza, była lepszym wojownikiem od Kastusa, a choć kapłanowi udało się mu ją trafić, to ona oddała mu z nawiązką.
Tymczasem wrogi półelf podszedł bliżej okna i rzucił zaklęcie które dodatkowo namieszało szyki Kastusowi, rozproszenie magii. Czar ten jednak nie zdołał zaszkodzić niewidzialności magini, rozproszył jednak zaklęcie którym wsparł ją kapłan, przez co ból od sztyletu stał się bardziej dojmujący.

Niewielu zdawało sobie sprawę, że ta z pozoru dziwkarsko ubrana Sylphia van der Mikaal mogła być tak niebezpiecznym przeciwnikiem. Co prawda Mag jak to Mag, jednak pozory często mylą, zwłaszcza w jej przypadku, branej przez wielu głupców za kobietę lekkich obyczajów. Zazwyczaj była to ich ostatnia pomyłka w życiu.
- Ani zielony, ani czerwony - Rozległo się przy oknie - świat jest szary i brudny... .

Nastąpił podwójny huk wystrzału.

Padający na plecy Mag z dziurą w torsie, gasnącym wzrokiem wpatrywał się w "babsztyla" w oknie z dymiącym pistoletem w jej dłoni. W lewej z kolei, wycelowanej w walczącą z Kastusem, unosił się dym z drugiego samopału. Rogata oberwała w plecy... .

Sylphia stała tak, z przebarwioną własnym szkarłatem suknią i wbitym w okolice barku sztyletem, z dymiącymi lufami i zaciśniętymi zębami. Kapłan aż zamrugał oczami.

Nie był to śmiertelny postrzał, ale wystarczył, by odwrócić uwagę diablicy od kapłana. I od jego buzdyganu, który grzmotnął ją w kark pozbawiając przytomności. Kastus uśmiechnął się tylko i rzekł.- Niezły strzał panno van der Mikaal.
Schylił się i podniósł jej miecz, po czym odrzucił w bok jakby się nim sparzył, mówiąc.- Ostrze czaszki, ona jest gorliwą czcicielką Cyrica.
Podrapał się za uchem i spytał.- Co teraz zrobimy?
- Trzeba by ją związać
- Odpowiedziała Sylphia słabym głosem, opuszczając dosyć bezwładnie lewą rękę w dół. Pistolet wypadł z jej dłoni na podłogę, a Magini nieco pociemniało w oczach, usiadła więc odrobinę pobladła na pobliskim krześle, przez chwilę wpatrując się w sztylet cały czas tkwiący w jej ciele - No i opatrzyć nasze rany, a potem może ją jakoś przesłuchać... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-03-2010, 22:31   #210
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy ruszyli na zamek elf zdawał się jeszcze dąsać coś pod nosem o straconej okazji, niezbadanej wiedzy elfów, zdobyczy minionych pokoleń i takie tam. Dopóki nie usłyszał głosów. Z początku myślał, że to może alkohol do reszty przejął kontrolę nad elfią główką, jednak po twarzach towarzyszy zrozumiał, że nie on sam słyszy głosy. Okolica zrobiła się ewidentnie ponura i złowroga, co dotarło w końcu nawet i do podpitego Lilawandra. Wizje zaś przyprawiały go o odruchy wymiotne. Obrzydliwe, niemożliwe wręcz sceny zdawały się wracać do świadomości z coraz większą intensywnością. Wykręcone w grymasach bólu i rozkoszy ciała elfów...i te biedne dzieci. Masakra krew i zgroza, sceny których nie spodziewałby się po żadnej rasie a już na pewno nie po elfach. Te tutaj zdawały się być jedynie snem paranoika, ponurym odbiciem jakże pięknej i szlachetnej rasy. Ale żadne słowa nie były w stanie opisać rozmiaru okrucieństwa i sadystycznej nienawiści, bólu i pogardy jakich był świadkiem Lilawander. Był magiem, i brał pod uwagę że opary bagienne mogą mieszać im zmysły, że wpływ zamku może mieszać w umysłach, wiedział jednak, że wizje nawet jeśli nie były prawdziwe, że tkwiło w nich przynajmniej ziarno prawdy. Obecnie cieszył się że nie ruszyli do świątyni, wolał sobie nie wyobrażać jakie nauki mógłby tam zgłębić i jakie obrazy na zawsze wyryć w swej pamięci - niekoniecznie z własnej chęci i woli.

Upiorna brama otworzyła się sama co wywołało kolejna falę niepokoju, nie było co się łudzić, już byli obserwowani - co chwile później okazało się trafnym przypuszczeniem. Poznali bowiem Kelianę, małżonkę arcymaga Elsimenera, ostatnią władczynie Jaor’alain. Było to niesamowite spotkanie lecz jednocześnie przykre na wskroś. Elf z trudem wytrzymywał wcześniejsze okropne obrazy i głosy, lecz zdawały się być jedynie wizjami, być może nigdy nie istniejącej przeszłości. Keliana wydawała się zaś tak realna... z tym stwierdzeniem nikt już nie mógł się kłócić, nie po śmierci karczmarza która chyba nie poszła na marne...

Keliana najwyraźniej usłyszała prośbę karczmarza i postanowiła ją spełnić, w zamian pobierając "standardową" opłatę. Transakcja niekoniecznie była opłacalna - ale to już zależało od punktu siedzenia, jak i od tego czy bohaterowie zdołają wypełnić misję. Na tym trzeba było się skupić. Było trochę z tym ciężko, nie pomagał też stres jaki dotknął elfa. Usłyszał pytania kamratów i mimo że z początku uznał je za zmarnowane, po chwili musiał im przyznać słuszność dzięki nim dokładnie dowiedzieli się gdzie jest pierścień i co mają zrobić. Pozostawała tylko kwestia jak się tam dostać aby zdążyć, rytuał był najwyraźniej już odprawiany i nie wiedział czy do zakończenia dzieliły ich minuty czy godziny. Nie wiedział, czy labirynt korytarzy pozwoli im wystarczająco szybko znaleźć się na górze, wiedział że nie ma możliwości przetransportować wszystkich a już na pewno nie za jednym zamachem.

"Może gdyby zapytać ją o sposób na dokładną realizację proroctw?" - nie chcąc marnować pytania podpytał Dru- Może zapytam tak: Jakie znasz wskazówki mogące ułatwić nam wypełnienie proroctw od Helma i Marthammora Duina -które to mówią o zabiciu obecnego posiadacza pierścienia Keliany i opleceniu zła obręczą mithrilu, złota i miłości?
-Wiesz... proroctwo jest po to byś ty je rozgryzł, a nie jakieś widmo z przeszłości.- rzekła gnomka sięgając po butelczynę.- Miło by było, gdyby elficzka skołowała trochę dobrego trunku. To miejsce działa mi na nerwy.- odpowiedział Dru
- Masz rację...szkoda pytania...i masz tu specjał, zabrałem jeszcze z karczmy weselnej, na specjalne okazje...a to już chyba jest okazja, bo możemy stąd nie wyjść.
Sam gulnął łyczka zanim podał gnomce, od razu poczuł się lepiej.
-Nie myśl, że nie skorzystam.-odparła Dru i sięgnęła po butelkę, chybcikiem ją opróżniając.

Elf pokrzepiony trunkiem zebrał w sobie odwagę. Musiał się zapytać o drogę. Wolał jednak pytanie przekuć w prośbę.

- Pomóż nam odzyskać pierścień Keliany służący zapieczętowaniu Oka Bluźnierstwa poprzez przeprowadzenie nas najszybszą i możliwie bezpieczną drogą na górny dziedziniec, do tego który zamierza przebudzić Azathora i poprzez walkę z nim.

- Cenę jaką płacę za to życzenie jest rezygnacja z osobistego życzenia czy pytania jakie mógłbym wyrazić dzięki poświęceniu karczmarza. - dodał upewniając się że 'królowa" nie wymyśli własnej zapłaty. Życia bynajmniej nie zamierzał poświęcać za tą pomoc - ta miała uchronić właśnie jego życie i być może życie towarzyszy. W takim zamku stworów i pułapek mogło być sporo a czasu na ich pokonanie niewiele.
Miał nadzieję, że odpowiednią opłatę za zyczenie wniósł już karczmarz, ale wolał nie ryzykować, że po wyjawieniu życzenia usłyszy nową cenę... wolał się zabezpieczyć przed tą zbyt wygórowaną, jeśli miało do niej dojść.

Nie wiedział czy jego życzenie zostanie potraktowane za dwa czy za jedno, ale specjalnie ułożył je w sposób rozbudowany. W najgorszym razie nie spełni drugiego, w najlepszym spełni oba wykonując to podstawowe życzenie - odzyskanie pierścienia.
Wolał też dokładnie wyrazić życzenie, pierścieni mogła mieć wiele, najszybsza droga mogła być śmiertelnie niebezpieczna, zaś sam górny dziedziniec mógł być rozległy i nie wiadomo czy nie będzie tam kolejnej trudnej drogi. Pozostawała jeszcze walka z kimś naprawdę niebezpiecznym i co prawda mieli ogromną przewagę liczebną to nie wiadomo było czy nie stopnieje w drodze na górę i czy na górnym dziedzińcu nie czai się coś więcej niż tylko brat maga ze wsi. Lilawander był już niemal pewien, że to on stał za morderstwem i rytuałem odprawinym na górze. Poza tym nie przypadkowo wstępował do harfiarzy, za obowiązek, najwyższy obowiązek poczytywał sobie obecnie zapieczętowanie zła z zamku, aby nigdy więcej nie udzielało się jego zło a już tym bardziej aby się nie rozprzestrzeniało. Wizje, szepty, brak życia a właściwie życie ale jakże odmienione - to wszystko było ledwie emanacją uśpionego zła, zła które ktoś właśnie próbował obudzić. Elf wolał nawet nie myśleć o skutkach takiej pobudki, wolał zaryzykować poprzez wyjawienie prośby, niż bezpiecznie zadać kolejne pytanie.

Keliana wykonała gest dłonią, kawałki gruzu i kamienie zaczynały się zbierać w kupę, łączyć i stapiać, jedne ze schodów ulegały szybkiej odbudowie. Minuta po minucie środkowe schody na piętro odzyskiwały dawny splendor. Aż w końcu były takie, jak w przeszłości. Zaś Keliana rzekła.- Gotowe... Zrobiłam co było w mej mocy.
I spojrzawszy na Sabrie dodała.- Twoja kolej...i pospiesz się. Czas wam się powoli kończy

Łaaaał
- wydusił z siebie przeciągle Lilawander obserwując efekty swego życzenia, potem wzrok przeniósł na Sabrie nerwowo wyczekując na jej ruch. Praktycznie już prawie szykował się do biegu na schody, wiedział jednak że nie wolno opuszczać kręgu światła. W zamku oznaczało to prawdopodobnie śmierć. Ponieważ wszystko wskazywało, że zaraz odbędzie się walka, elf nie czekał bezczynnie aż Sabrie wyrazi życzenie lub pytanie.

- Agrom alzaf therns back
- wymamrotał zaklęcie lustrzanego odbicia, wiedząc, że w starciu nie będzie miał czasu na takie pierdoły... Z drugiej strony dobrze wiedział, że każda ochrona może być obecnie na wagę złota...albo i życia nawet.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 05-03-2010 o 01:17.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172