Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-07-2011, 20:03   #481
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz karczmy sytuacja była cóż... ciężka.
Umierający Hralm, poranieni obrońcy przesyłki. Zaginięcie Dru, o wierzchowcach i chowańcu nie wspominając.
Jak się okazało krasnolud nie miał otwartych ran. Zapewne zaciekle walczył z widmami, a potem legł po ich naporem. A gdy burza minęła dwa drapieżniki postanowiły skorzystać z darmowej wyżerki.
I pokłóciły się nad talerzem... Typowe.
Uzdrowienie Hralma i uleczenie rannych spowodowało uszczuplenie zapasów leczniczych drużyny. Tym większy to był problem, że Kastus nie mógł korzystać z łaski Gonda i uzdrawiać. Nie pomógł też fakt, że drużyna miała trochę objawionych zwojów z zaklęciami leczniczymi. Te były równie zablokowane co Kastus. I Teu... odcięty od wzmacniającego go Planu Cienia był równie pozbawiony swej potęgi co kapłan Gonda.

Za to wiedział wiele... I ta wiedzą była jego bronią. Jedyną jaka mu się ostała.
Wkrótce zaczęto planować działania, także w kwestii głowy w skrzyni.
Która zresztą wszystko podsłuchiwała i z typową złośliwością rzeczy martwych (choć nie do końca) skomentowała ofiarę krwi.- Co wy jesteście czterolatki? Myślicie, że jak zatniecie się w paluszek to wielki Demogorgon wam pomoże? Bądźcie poważni. Potrzebna jest krwawa ofiara z jednego z was, rozprucie brzucha żywej istoty i wyjęcie z niej jeszcze bijącego serca. Jeśli ją dokonacie... cóż.... przynajmniej niektórzy z was dostąpią zaszczytu odrodzenia się jako pomniejszy demon, a nie jako pojękująca dusza więziona przez dwugłowego lorda chaosu.
Inną sprawę poruszył Hralm domagając się podziału przedmiotów znalezionych przy czterech nieboszczykach. Choć głównie mu chodziło o eliksiry, uznając resztę przedmiotów, za sprawy drugorzędne.
-Skoro drużyna się rozdziela, to i eliksiry powinny być porozdzielane, co by... w razie kłopotów każdy sam mógł się poratować.-argumentował.

Po załatwieniu spraw na miejscu Rogerowi i Sabrie pozostało wyruszyć. Niemniej, ponieważ Teu nie ruszał z nimi, postanowił się podzielić podstawową wiedzą na temat planu eterycznego.
Wedle tego co się nauczył plan eteryczny współistniał z Faerunem na tyle ściśle, że można było z niego zerkać na plan materialny, choć... szczegóły zwykły się rozmywać. Nie powinno na nim być grawitacji i pozwala przenikać przez obiekty materialne, aczkolwiek... Teu przez chwilę się stropił. Coś było nie tak z tym miejscem. Dopiero spojrzenie na karczmę, uświadomiło mu, że ten budynek może generować anomalie w planie eterycznym, tak jak mały głaz w potoku zakłóca przepływ wody. Niemniej takie anomalie są zapewne ograniczone w przestrzeni.
Co do drapieżników, najpospolitszymi z nich z nich są eteryczni drapieżcy i fazowe pająki. Ale te nie powinny atakować o ile nie poczują się bardzo głodne lub zagrożone.
Co innego zjawy. Ci nieumarli będą atakować zawsze i wszędzie. I nie ma chyba sposobu by ich odstraszyć choć woda święcona może pomóc, albo woda aksjomatyczna choć... tej już Teu nie był aż tak pewny.
Kolejną sprawą którą poruszył czarodziej cienia, były zasłony koloru, zwane też eterycznymi kurtynami. W niektórych miejscach planu eterycznego mgiełka przybiera intensywniejszy kolor. Są to naturalne przejścia od innych światów. Ale należało być ostrożnym, tylko doświadczeni znawcy planów mogą odróżnić do jakiego planu prowadzi dana mgiełka, a przejścia są zwykle jednokierunkowe.
Teu przykazał wypatrywać poszczególnych takich kurtyn, zapamiętać ich położenie. Ale pod żadnym pozorem nie przekraczać ich.
Wedle słów elfa plan eteryczny jest jeszcze miłym i przyjaznym miejscem w porównaniu do planów żywiołów czy niektórych planów zewnętrznych.
Teu wspomniał też o cyklonach eteru, olbrzymich tornadach przetaczających się po Planie Eterycznym i równie równie groźnych co na Planie Materialnym, ale łatwiejszych do wypatrzenia.
-Unikajcie więc gigantycznych cylindrów wirującej mgły.- przestrzegł.

Sabrie z Rogerem więc wyruszyli na gryfie oddalając się od karczmy i... im dalej byli tym widoczność była gorsza.
Mgły.


Cały ten obszar otulała gęsta mgiełka kryjąca szczegóły w swych oparach.
Im wyżej Roger z Sabrie wznosili się na gryfie, tym mniej widzieli. Więc paradoksalnie najwygodniej było blisko ziemi.
Wtedy bowiem można było dostrzec cokolwiek. Oboje widzieli wszystko jak przez zaparowane szkło, wąwozy... wzgórza.
Konie.
Zauważyli sylwetki koni, te większe pewnie były lantanami. Ta szczuplejsza mogła być Miie’le. Trójka koni skryła się wśród wzgórz. Niestety Sabrie nie mogła się z nią skontaktować choć była na wyciągnięcie.
Dłoń wojowniczki zanurzyła się w ciele konia, przechodząc przez nie bez problemu.
Tak blisko, a tak daleko jednocześnie.
Nieco dalej od tej grupki wierzchowców, znajdowały się kolejne... oraz czarny wilk i rosły pies. Zapewne Vraidem i Lilawanderowa Sara. Inteligentne czworonogi, zadbały zapewne by zebrać spłoszone konie w jedną grupkę i oczekiwały na powrót reszty grupy.
Dobrze wiedzieć...
Obok koni znajdował się półokrągły obszar zielonkawej mgiełki. Zapewne jeden z owych przejść o których wspominał Teuivae.
Ruszyli dalej na gryfie, mimo że nie musieli. Elf miał rację... grawitacja przestawała działać kilometr od karczmy. Dwunogie bestie przestawały chodzić, a zaczynały pływać unosząc się w mglistej przestrzeni, przenikając przez materię niczym duchy.
I zjawy, których zwiadowcy starali się unikać, docierając lotem kolejnej zasłony koloru, tym razem małego mglistego wiru czerni, wsysającej pobliską mgiełkę.
Oraz do Kamiennego Mostu.
Roger i Sabrie mogli wreszcie ujrzeć słynny most spinający brzegi rzeki Surbrin był imponującą konstrukcją, spinającą dwa brzegi rzeki Dessarin. Zbudowany bez żadnych filarów granitowy łuk miał nieco ponad 3 kilometry długości i wznosił się na wysokość 122 metrów w najwyższym punkcie łuku. Szeroka na sześć kroków konstrukcja była dowodem solidności i geniuszu architektonicznego starożytnych krasnoludów.
I była zajęta...
Na moście rozbili obóz najemnicy Zentchów. Około dziesiątka żołnierzy i mniej więcej podobna liczba szkieletów. Dowodzący nimi elfi wojownik do tego kapłan zapewne Bane’a i kręcący się pomiędzy nimi dwa niziołki. To były jedynie dobre kłopoty w porównaniu z magiem i łaszącą się do niego czworonożną skrzydlatą bestią i najstraszniejszym z nich wszystkich wrogiem.


Dorosłym beholderem. Mgła nie pozwalała dostrzec szczegółów, ale sylwetka była zbyt charakterystyczna by ją pomylić z czymkolwiek.
Niestety... Na przesyłkę, na Kamiennym Moście czekał beholder.
A tymczasem przy karczmie...

Rozmowa z głową w skrzyni okazała się... kiepsko przebiegać. Zajęty rozmyślaniami i poszukiwaniami wokół karczmy Teu póki co zostawił sprawę dyskusji w rękach mało elokwentnego Kaktusika i elokwentnego inaczej Hralma.
Nic więc dziwnego, że Kastus niewiele informacji wyciągnął z trupiej gęby, a Hralm rzucił się na nią z toporem i okrzykiem bojowym “Na plasterki ją !”.
Od głowy udało się jedynie dowiedzieć tyle, że wieki temu odbył się tu wspaniałe rytuały na cześć Demogorgona, które powtarzają się same z siebie co pięćdziesiąt lat przez trzy dni, mimo że... No właśnie.
Poza tym głowa z rechotem powtarzała, że drużyna jest już zgubiona i skończy jako niewolnicze duszyczki, pod władzą dwugłowego lorda Otchłani... chyba, że się któryś ukorzy i uczyni coś co zadowoli Demogorgona. Przez owo coś główka miała na myśli bardzo brutalny mord na współtowarzyszu podróży.
Teu korzystając z okazji postanowił się rozejrzeć po okolicy, nie oddalając się jednak za bardzo od karczmy i wozu.
Na szczęście zjawy jakoś nie zbliżały się do tego miejsca, więc było w miarę bezpiecznie.
I kilkanaście metrów dalej znalazł czerwony niczym krew “staw”, otulony mgiełką...


Portal do Otchłani, jak zdołał wydedukować po zbadaniu go.
Tymczasem Hralm i Kastus zamknęli skrzynię i zajęli się przywiązywaniem wozu do karczmy za pomocą liny.
A potem Hralm wpadł na genialny pomysł...Cóż... na drugi po odkryciu tajemnych zapasów alkoholu Dru i opróżnieniu ich pospołu z Kastusikiem.
-Rozwalimy tę karczmę w drobny mak. Przecież mamy cudowną broń, czyż nie? - spytał retorycznie kapłana krasnolud.
-Cóż... mamy, ale...-protestował kapłan.
-Co ale, co ale... wiesz chociaż czy ta cudowna broń działa?- spytał Hralm zerkając na Kastusa, który się stropił pod tym spojrzeniem.-No... nie. -
-A widzisz... niewątpliwie trzeba wykorzystać okazję. Umiesz obsługiwać to ustrojstwo?-kontynuował przekonywanie Hralm.
-Teo...retorycznie.- mruknął Kastus drapiąc się po głowie i patrząc na armatę. Teoretycznie wiedział co robić. W praktyce nigdy nie było okazji.
Więc po chwili obaj zaczęli ściągać armatę z wozu, by przyszykować ją do boju... to jest ostrzału drzwi karczmy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-07-2011, 02:35   #482
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Sylphia-Krasnoludka odstawiła w końcu Ale, po odpowiednim znieczuleniu swego nowego ciała, będąc już odrobinę w bardziej znośnym nastroju zaistniałą sytuacją. Nie wiedząc co też konkretnego dalej uczynić, postanowiła standardowo zasięgnąć języka u karczmarza...
- Witojcie gospodarzu - Zagadnęła brodacza starając się naśladować Krasnoludzką gwarę - Jak tam sie mo wasz interes?.
-Ano dobrze dziewuszko, bardzo dobrze. Ty musisz być z daleko, boś...
-jakoś nie znalazł odpowiedniego określenia na strój magini. A ta rozglądając się po karczmie, znudzonym wzrokiem spojrzała na herb owego przybytku zawieszony naprzeciw drzwi wejściowych do karczmy. Topór owinięty wstążką, co za... babski znak. Nie pasujący do krasnoludów. Wstążka?
Gdy tak się jej przyjrzeć to ów znak wydawał się bardziej znajomy. A gdy uznać wstążkę za język gada kojarzył się z demonologią. A dokładniej z kultem Demogorgona.
- Ano z daleka, z daleka... - Zamrugała do niego teatralnie rzęskami, uśmiechając się od ucha do ucha - A powiedzcie no, co to za znak, takiego jeszcze nie widziałam. Toż chyba nie herb klanowy?.
-Aaaa toooo... Mój prapraprzodek takie malowidło zakupił. Nie lza go więc ruszać. Takoż ta karczma została.
- ładne wytłumaczenie. Gładkie kłamstewko, sądząc po drżeniu głosu i zaskoczeniu malującym się na twarzy karczmarza. Przez moment, jego twarz zmieniła się na bardziej drapieżną, złowieszczą niemal. Ale to była chwila. A potem znów był nieco gapowatym sklerotycznym staruszkiem.
- Ahaaaaa - Uśmiechnęła się promieniście udając kompletną idiotkę. Czuła zaś każdym skrawkiem ciała, iż na karczmarza należało wyjątkowo uważać, może więc lepiej nie spożywać tu więcej trunków, ani ewentualnego jadła?. Ogólnie zaś całe miejsce miało w sobie coś... hmmm... naprawdę niepokojącego, nie wspominając o takim szczególe, jak ożywiona, chodząca sobie po podłodze ręka...
- A tak sie jeszcze spytom gospodarzu, co to za gości tu mocie, jest kto ciekawy?. Pewnikiem wiecie o każdym nieco.
-Anom... ci tam to architekci i kapłani z chramu Moradina. Oni projektują wielki kamienny most który ma spiąć oba brzegi rzeki Dessarin. Po lewej od nich są wojownicy krasnoludzcy, co mają dzikie plemiona ludzi trzymać z dala od robotników. No i som robotnicy.
-odparł karczmarz, po czym spytał przyglądając się bacznie Sylphii.- A panienka pracuje w branży rozrywkowej? Z Wielkiej Rozpadliny, może?
Magini zachichotała, starając się pozostać w roli słodko-ciekawskiej-idiotki, po czym pokręciła głową.
- Noooooooo... nie wiem czy tą branżę można by tak nazwać - Znowu zamrugała teatralnie, po czym dodała - W Wielkiej Rozpadlinie dawno już nie byłam... ale nie będę jużci przynudzać i przeszkodzoć w robocie, pogodamy se później, jakbyście gospodarzu jeszcze chcieli...

Po czym Sylphia zakończyła rozmowę z karczmarzem, i przez chwilę przyglądała się zarówno gościom, jak i swym towarzyszom przebywającym w karczmie, czyli... Drucilli popijającej z kolejnymi krasnalami. Bowiem ta nowa towarzyszka podróży i Revalion gdzieś się już ulotnili. Dosyć dziwne, że nikt jeszcze nie udał się "na zwiady?". Nie mając zamiaru nadal bezczynnie siedzieć, udała się na piętro mając zamiar pomyszkować tu i tam w nadziei na odnalezienie jakiś wskazówek pozwalających na opuszczenie tego dziwacznego miejsca.
Schody skrzypiały niemiłosiernie, gdy szła na górę. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na Sylphię. Co prawda krasnoludy zerkały na wchodzącą na górę ślicznotkę, to jednak były zbyt dobrze wychowane by zaczepiać kobiety. Na piętrze było cicho i spokojnie. Długi korytarz i kilkanaście zamkniętych pokoi. Słabo oświetlony korytarz, wyściełany wełnianym dywanem.
Z pozoru było tu... spokojnie. Ale i im dłużej szła korytarzem, tym bardziej...
Obróciła się nagle. Na początku wydawało jej się to złudzeniem optycznym, ale nie...
Ściana rzeczywiście lekko wybrzuszyła się na kształt płaskorzeźby nagiego krasnoluda próbującego przerwać powierzchnię ściany, jakby ta była błoną oddzielającą go od prawdziwego świata.
Płaskorzeźby śmiertelnie przerażonego krasnoluda.
- Eeeeee... - Wydusiła z siebie wielce elokwentnie Sylphia na widok nietypowego zjawiska. Z walącym w piersi sercem wpatrywała się w to, co wyprawiało się na ścianie, obserwując z dziwną suchotą w ustach.
- Sły... słyszysz mnie? - W końcu szepnęła do "płaskorzeźby".
-Ratuj swą duszę...- niemal na skraju szeptu odezwała się płaskorzeźba. Wokół "rzeźby", ze ściany wyłoniły się pazurzaste łapy i wciągnęły krasnoluda z powrotem do ściany. Która stała się znów zwykłym kawałkiem..cegły. Nie było to budujące przeżycie.
To miejsce z każdą chwilą stawało się niebezpieczniejsze, a Sylphia... była tu sama.
Kochasie gdzieś zniknęli, a Drucilla była na dole. Kątem oka magini zauważyła jakichś ruch. Jakiś cień przeciął chyłkiem zakręt korytarza. Ale... czy warto to było sprawdzać samemu?


Samotnie myszkująca Magini nie byłaby sobą, gdyby nie wściubiała nosa gdzie nie powinna. Z drugiej zaś strony, aż tak wielce płochliwa nie była, żeby ją jakaś maszkara w ścianie czy cienie w korytarzu przegnały na wszystkie wiatry. Ruszyła więc w głąb słabo oświetlonego celu...
Coś umykało szybko, niskie zakapturzone. Przemknęło do schodów prowadzących na stryszek.
Do opuszczanych schodów na łańcuchach, które szybko podniosło do góry zaraz po wejściu.
Sylphia wyciągnęła ze swojej podręcznej torby okulary o przyciemnionych szkłach, dzięki którym mogła doskonale widzieć w ciemności. Następnie rzuciła na siebie czar "Niewidzialności" a na końcu "Stanu lotnego".
- No - Stwierdziła po przygotowaniach sama do siebie. Pod postacią niewidzialnego, mglistego obłoczka uniosła się w górę pakując na strych...
Osobnik ów okazał się być krasnoludem siedzącym na taborecie w starym pełnym pajęczyn strychu. Smród tu był straszny, smród potu, odchodów i uryny. Krasnolud kiwał się na tym stołeczku tam i z powrotem pojękując.-Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie widziałem, nic nie słyszałem...
W zakamarkach strychu kryły się szczury, dziesiątki szczurów... żywych, martwych na których żywe ucztowały i... rozkładających się nieumarłych szczurów. Pławiły się one w starych ludzkich odchodach i gnijących wnętrznościach. "Cudne" miejsce i krasnolud nie mający w głowie wszystkich klepek.Niemniej , gdy mu się przyjrzała z bliska to... To był ten sam krasnolud którego mieli podwieźć ! Tylko że młodszy... i żywy!
Sylphia, zakrywając nos i usta dłonią, była bliska zwymiotowania. Powstrzymywała się jakoś jednak resztkami sił, starając nie gapić na szczury i wnętrzności, i skupiać na (cholernym) Krasnoludzie z traktu. Pojawiło się tak wiele ewentualnych pytań... Magini zakończyła więc jedno z zaklęć, pozostając jeszcze skryta niewidzialnością.
- Nie bój się - Odezwała się do niego miłym, spokojnym głosem - Wszystko będzie dobrze...
-Nie będzie. Nigdy nie jest. Kolejne rogi diabła,kolejne ofiary, kolejne rogi diabła, kolejne ofiary...
- krasnolud zmienił nieco swoją mantrę patrząc się do przodu.
- Ofiary kogo, lub czego? - Spytała.
-Ofiary ze wszystkich. Ofiary z każdego. Dusze dla dwugłowego pana, ciała na mięso, słaby umysł na okrucieńca, dłonie na bestie. -szeptał szalony krasnolud kiwając się coraz energiczniej na stołku, wyrzucając z siebie bełkotliwie.- Sala pełna krwi, wrzaski tak głośne, nie ustają nawet, gdy życie przeminie, nie da się ich uciszyć... one wchodzą, wchodzą do uszu, potem do głowy... a potem zagnieżdżają się w snach.Obrazy i krzyki. Nie dają spać, nie spać, nie wolno spać, wtedy przychodzą, wtedy leje się krew i ból, sen to koszmar, sen to zło, nie spać, nie spać, nie spać.
Sylphia słuchała wywodów nieznajomego z coraz większym niepokojem. W jakim oni też się znaleźli porypanym miejscu, i czy istniał sposób na ucieczkę?. Był jeszcze jeden, i to chyba najważniejszy szczegół...
- Powiedz kto za tym stoi, kto jest za to odpowiedzialny. Zakończę te piekło i w końcu nastanie pokój - Powiedziała, rezygnując już i z niewidzialności, ukazując się swojemu rozmówcy.
-Odpowiedzialny?- zachichotał krasnolud jakby usłyszał żart.- Wszyscy jest odpowiedzialny. Wszyscy.Wszyscy.I...- pojawienie się czarodziejki zaskoczyło krasnoluda. Być może dotąd brał Sylphię za kolejny głos w swej głowie. Przyglądał się jej przez chwilę w zastanowieniu.- Ty... i nie ty, prawda? Dobroć zawsze doznaje odpłaty. Zejdź w głąb, by poznać odpowiedzi. Zejdź w głębię... jeśli chcesz przerwać krąg. Inaczej się nie da. Uratuj siebie, bym zaznał pokuty.
- Pokuty za co?
- Zastanowiła się - Uczyniłeś coś złego?. A ma to może wszystko jakiś związek z wisielcami na trakcie?.
-Pokuty za strach, pokuty za nie czynienie nic, pokuty za odwracanie oczu od zła. Pokuty za to że patrzę i udaję, że nie widzę. Nie wolno udawać.-
szeptał cicho krasnolud. Spojrzał na swoje dłonie.- Gdybym...był silniejszy. Gdybym... znalazł odwagę. Zawiodłem i zostałem skazany... na pamięć cyklów. Obserwowanie własnego dzieła.
- A jeśli zaproponuję byś poszedł ze mną, byśmy razem stawili czoła zagrożeniu?. Wspomogę cię moją magią
- Zrobiła krok ku niemu, stojąc o metr od Krasnoluda - Razem zwyciężymy!.
-Za późno, dla mnie za późno...za późno, o wieki za późno... Ratuj siebie, zniszcz korzeń, samo zniszczenie pnia nie wystarczy. Dotrzyj do korzenia. Zniszcz go.
-odparł nerwowo krasnolud zaprzeczając gwałtownymi ruchami głowy.- Idź już... twoi towarzysze... są zagrożeni.
- No dobrze, jak tam chcesz...
- Odpowiedziała Sylphia wzruszając ramionami - Wszyscy jednak w tym siedzimy, zajmę się problemem.
-Czas ucieka czas, czas ucieka czas, czas ucieka czas...
- krasnolud zaś znów zamknął się w swoim szaleństwie odseparowując od nieprzyjemnej rzeczywistości.

Van der Mikaal udała się więc ponownie do głównej sali przybytku, by podzielić się z zresztą nowinami, jakie poznała. Na miejscu jednak okazało się, że niemal wszyscy gdzieś wyparowali, samemu podejmując się zadania zbadania zakamarków karczmy... jak najmniej rzucając się w oczy wyjaśniła więc Dru o co biega, mając zamiar udać się teraz do karczemnych piwnic w poszukiwaniu odpowiedzi na cały rozgrywający się wokół cyrk.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-07-2011, 16:00   #483
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Niewiele myśląc Revalion i Missy postanowili pójść na przeszpiegi - bard rzucił na nią i na siebie zaklęcie niewidzialności, po czym złapał Missy za rękę i przemknęli się do drzwi prowadzących na zaplecze. Tam Revalion śpiewem je ożywił i przejście stanęło przed nimi otworem. Weszli i...
Drzwi zamknęły się za dwójką poszukiwaczy... pomocnej dłoni. Zamknęły na głucho i magia pieśni ulotniła się z nich błyskawicznie.
Trzeba przyznać, że karczma mogła się pochwalić bogatymi zdobieniami i kamiennymi ścianami. Pobielonymi w dodatku.


Więc czemu zarówno Missy jak i Rev poczuli gęsią skórkę na karku?
Było tu cicho i jedyny odgłos jaki oboje słyszeli, to skrzypienie desek pod ich stopami.
Jakimś cudem nie dochodziły tu żadne dźwięki z sąsiedniej sali biesiadnej.
I nikt nie usłyszy ich krzyków.

Po krótkich oględzinach okolicy bard zauważył, że w korytarzu są jedne drzwi, jedne schody prowadzące na górę i jedna dziura przy kredensie za którą zniknęła rączka. Wpadł na pomysł - rzucił na ziemię włochatą kulkę wyciągniętą z jego torby sztuczek...


Niedźwiedź brunatny... mógł okazać się przydatny. Jednak zwierzak nie mieścił się w korytarzu - zaklinował się i zawodził żałośnie.
- Miewałem lepsze pomysły... - jęknął bard patrząc na Missy.
- Po co ty chciałeś przywołać niedźwiedzia? - zdziwiła się Missy.
- To skomplikowane. Po pierwsze to nie miał być niedźwiedź. Po drugie chciałem, żeby za nas sprawdził co jest za tymi drzwiami, bo mi się jakoś nie spieszy żeby tam iść samemu. - westchnął i odesłał niedźwiedzia z powrotem do torby.
- Czy jesteś w stanie jeszcze coś przywołać?
- Właściwie... to tak. A co byś sobie życzyła zobaczyć?
- Na przykład... - tutaj się zastanowiła. - em, papugę albo kruka?
- Kruka powiadasz... - uśmiechnął się bard, po czym zabrał się za czarowanie.
I magiczna pieśń przywołała kilka czarnych jak smoła kruków, którym źle z oczu patrzyło. Dosłownie. Trzy latające bestyjki krakały głośno z nienawiścią patrząc na barda, zmuszone do posłuszeństwa pętami magii.


- Wiesz, jednego z nich możesz posłać na przeszpiegi.
- A pozostała dwójka? - spytał odganiając rękoma nieznośne ptaszyska.
- Ja popilnuję - zaoferowała się.
Nie bardzo wiedział o co jej chodziło, więc jednego kruka wysłał na górę, zaś drugiemu próbował uchylić drzwi, żeby wleciał do środka i sprawdził co tam było.
Kruki wykonały zalecenia, poleciały tam gdzie im kazano. Problem jednak polegał na tym, że ptaszki nawet czarcie nadal miały zwierzęcą inteligencję. I nie potrafiły mówić w żadnym języku.
- Był ktoś w tym pomieszczeniu? - spytała jednego z kruków, które przeszpiegowały pomieszczenie.
- Za bardzo to z nimi sobie nie pogadasz... - zaśmiał się bard. - No, ale skoro tam weszły i przeżyły to chyba można założyć że i nam się uda. - otworzył drzwi. - Panie przodem...
- Och, dziękuję za wielką uprzejmość - myślach Missy stwierdziła, że przydałoby się, ażeby panowie też bronili damy. Ale nic nie zamierzała gderać. Poszła z wielką ostrożnością do pokoju, a bard tuż za nią, wyciągając pierw rapier.

Pierwsze co w nich uderzylo to zapach krwi. Mocny zawiesisty. Niemal namacalny odór posoki.
Było tu dość ciemno, więc z początku nie wiedzieli co to są te podłużne kształty, do jednego z których doczepił się kruk i zaczął szarpać. W pokoiku było też nienaturalnie zimno.
Wchodząca pierwsza Missy niewiele dostrzegała w mroku tego pomieszczenia, ale rozcieńczone elfie dziedzictwo Revaliona, pozwoliło dostrzec więcej. Półtusze, wieprzowe, bydlęce zwisały z haków, ociekając krwią. Byli w spiżarce.

- No tak, to było do przewidzenia. - stwierdził Revalion zasłaniając na chwilę nos rękawem, po czym wyśpiewał zaklęcie światła na czubek własnej broni.
Po rozświetleniu można było obejrzeć dokładniej zwierzęce półtusze, tworzące niemal mur. Niemniej światło pozwoliło dostrzec coś więcej. Gdy bard tak machał swym świecącym mieczykiem, Daphne zauważyła w kącie spiżarki, coś... okrągłego. Niestety przyjrzenie się temu, wymagało wejścia w głąb, pomiędzy półtusze.
Ostrożnie Missy podeszła i tam.
- Rev, w razie czego atakuj.
Bard pokiwał głową i ruszył ostrożnie za kobietą. Jednak jego wzrok, zamiast na potencjalnym zagrożeniu, bardziej był skupiony na niej...
Daphne zbliżyła się do swego znaleziska, krok za krokiem dotarła do... głowy. Odciętej krasnoludzkiej głowy, na której zastygł okrzyk przerażenia. Głowy z wyłupiony mi oczami i odciętym językiem. Revalion zaś... zbladł, bowiem idąc do celu Missy roztrącała półtusze na boki, i odsłaniała mięso z drugiego i trzeciego rzędu. Wypatroszone jak prosiaki zwłoki krasnoludzkie, zwisające z haków. Gdzieś w głowie barda tłukło się pytanie: "Czy jadłem w tej karczmie posiłek mięsny i czy... ono przypadkiem nie smakowało dziwnie?".
- To ja... proponuję stąd iść... - teraz bard zdecydowanie musiał sobie zasłonić usta.
Tymczasem...drzwi zza bardem zaskrzypiały i zamknęły się przy wtórze maniakalnego chichotu, osoby która je zamknęła.
W dwóch skokach Revalion był już przy drzwiach i zaczął je szarpać próbując otworzyć.
Missy podeszła do drzwi, zaczęła majstrować przy zamku, próbując otworzyć drzwi.
A zza drzwi rozlegał się niemalże obłąkańczy chichot i szept.-Przebudźcie się, przebudźcie się, przebudźcie się...
 
Gettor jest offline  
Stary 25-07-2011, 16:05   #484
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Haki na których zawieszone były połcie mięsa zaczęły dźwięczeć, gdy wiszące na półtusze poruszały się nerwowo, w celu zerwania się z nich. Szybkie ruchy nadgarstków, pozwoliły Missy otworzyć zamek, ale drzwi się opierały otwarciu. Szaleniec, który ich zamknął zapewne napierał na nie ciałem, by nie można było ich otworzyć.
- Że niby mamy tu zginąć? O nie nie nie... - wymamrotał bard sięgając do pasa. Podał swoją broń Missy. Chwycił, a następnie szybko wypił miksturę "byczej siły", po czym przystąpił do mocowania się z drzwiami, mając nadzieję je jednak otworzyć.
Po chwili wpadł na dodatkowy pomysł.
- Missy, sięgnij mi do pasa! - zawołał. - Mam przypięte dwie talie kart. Weź tą czarną. Wyjmij z niej jedną kartę i wyrzuć przez szparkę w drzwiach!
Poczyniła to, co polecił jej bard. Kości... znaczy się karta została rzucona!
A połcie mięsa spadły z haków, także i wyprute zwłoki krasnoludów...i ruszyły na dwójkę desperacko walczących o życie awanturników.
Drzwi puściły i oboje mogli wypaść na korytarz by zobaczyć śmierdzącego zdeformowanego krasnoluda tasakiem przecinającego iluzję licza. Garbus miał rzadką brodę i dłonie pokryte naroślami, niemniej mimo łachmanów wydawał się być bardziej straszny niż żałosny.

Missy nie zamierzała cackać się z łażącym mięsiwem. Kopnęła solidnie drzwi, wyciągnęła kuszę i wystrzeliła pociski w najbliżej znajdujących się truposzy.
- Rev, mały prezencik dla ciebie, tuż obok - mruknęła zimnym głosem. - Taa, chyba się przerzucę na wegetarianizm - głos w tym momencie się zaostrzył.
Bard zmierzył szalonego krasnoluda wzrokiem. Na szczęście z karty wyszło "coś" co mieściło się w korytarzu i ich przeciwnik nabrał się na iluzję.
- Prezent? Dla mnie? Naprawdę, nie musiałaś... - odparł nieco obojętnym tonem, ponieważ skupił się na krasnoludzie. Po chwili wyśpiewał też kolejną magiczną pieśń.
A krasnolud skupił się na nim. Po zlikwidowaniu iluzji, pognał na półelfa machając szaleńczo tasakiem i równie szaleńczo chichocząc. W tym szaleństwie była jednak metoda, bo ostrze do siekania mięsa wbiło się w ciało Revaliona tuż pod żebrami, wywołując eksplozję bólu. Niemniej udało się bardowi zachować na tyle koncentracji, by dokończyć ową pieśń i unieruchomić krasnoluda. Kusza Missy wywaliła z siebie kolejne trzy bełty, powalając nimi dwójkę z ożywionych tusz wieprzowych, mrożąc je błyskawicznie. Ale pozostałe dwie nie odpuszczały młócąc krótkimi kończynami, próbowały powalić Daphne, póki co załatwiając jej paskudne sińce na łydkach.
- Rev, żyjesz jeszcze? - Daphne zniosła prezencik od ożywionych podrobów i oddaliła się od nich. - Och, masz! - oddała bardowi jego broń.
Półelf, a raczej krasnolud, wypuścił ze świstem powietrze, kiedy szaleniec wbił w niego swoje ostrze. Omal nie stracił koncentracji... jednak na szczęście teraz jego przeciwnik stał sobie grzecznie i nie planował dalszego wymachiwania tasakiem.
- Jeszcze... tak. - odpowiedział biorąc rapier do ręki, po czym momentalnie wbił go krasnoludowi prosto w serce zamierzając zakończyć jego nędzny żywot.
Ostatnie dwie "żyjące szynki" ruszyły w kierunku Reva i Daphne. Rapier właśnie zakończył żywot krasnoluda, więc... walka potoczyła się po ich myśli. Mniej więcej...
Rana Revaliona krwawiła mocno i była brudna.
Daphne postanowiła dobić te żyjące szynki. W międzyczasie bard zajął się swoją nową dolegliwością - wyjął z plecaka butelkę wina i polał ranę odrobiną zawartości, żeby ją przemyć. Następnie wyśpiewał leczniczą pieśń.
Kolejne dwa pociski rozprawiły się z ostatnią szynką, na ostatniego przeciwnika zabrało amunicji.
Samopowtarzalną kuszę trzeba było przeładować.
- Miło, a teraz zmywajmy się stąd. Coś tu jest nie tak...
- Opuściłaś jednego... - skomentował Revalion upewniając się, że jego rana już się zasklepiła, po czym rzucił się na niby-prosiaka z rapierem.
Ostrze rapiera wbiło się w mięso, jak... w połeć mięsa. Potworna abominacja została przyszpilona do ziemi i wierzgała przez chwilę, nim stała się zwykłą wołową półtuszą.
- A więc powiadasz, że coś tu jest nie tak? - bard wyciągnął rapier z... mięsa. Uśmiechnął się z cieniem szyderstwa. - A kiedy się zorientowałaś? Kiedy zamknięto nas w spiżarce i prosiaki próbowały nas zjeść, czy może kiedy czyjaś niewychowana dłoń czmychnęła przez salę do zaplecza? W każdym razie masz rację, powinniśmy wrócić do Dru.
Zaleczona rana Ravaliona, swędziała go niemiłosiernie. Zupełnie jakby coś chciało się z niej wyrwać na wolność.
- O to się nie martw - Missy uśmiechnęła się kwaśno, nie chowając kuszy, za to wsadzając kolejną ładownicę. - Boję się, że to... ta esencja zła... maczała w tym palce... Wracajmy do towarzyszy... - rzekła to do Revaliona.
Złodziejka podeszła do drzwi. Bez wahania zabrała się za otwarcie zamka - w jej ręku "błysnął" wytrych i zaczęła nim się "bawić". Efektem owej zabawy było otwarcie drzwi i wykorzystanie szansy na dotarcie do towarzyszy.
 
Ryo jest offline  
Stary 28-07-2011, 14:00   #485
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wygrzewanie się w cieple płynącym od płonącego drzewa niestety dla Rogera nie trwało długo. Zresztą trudno by było sądzić, że tego typu przyjemności będą do osiągnięcia gdy w pobliżu jest Sabrie. Z drugiej strony nie można było zaprzeczyć, że dziewczyna miała rację - im szybciej wyruszą, tym lepiej. Na jej miejscu Roger postąpiłby dokładnie tak samo. Była jednak strona trzecia - dopóki nie wiedzieli, jak dostać się do tych, co siedzieli w karczmie, nie musieli się spieszyć.
Lot był prawie przyjemny. Zawieszeni między zakrytym chmurami niebem a zasłoniętą przez mgły ziemią mogli tak płynąć i płynąć przez świat. Nie zauważywszy przy okazji nic ważnego. Nic więc dziwnego, że po chwili takiego lotu Sabrie kazała gryfowi się zniżyć. Inaczej zapewne nie zobaczyliby swoich koni.
- Widać - powiedział Roger - mądrzejsze od nas, to i znalazły przejście.
Czy zielonkawa mgiełka stanowiła bramę do 'ich' świata? Czy gdyby tam zanurkowali pozbyliby się setek zjaw? I nad wyraz kłopotliwej przesyłki, tudzież paru kompanów przy okazji.
- Myślisz, że da się jakoś oznaczyć to miejsce? Obawiam się, że łatwo je będzie zgubić latając wokoło - wojowniczka uważnie przypatrywała się "bramie".
- Jeśli polecimy odpowiednio nisko - odparł Roger - to będziemy mogli się kierować punktami orientacyjnymi z tamtego planu. - Wskazał ziemię pod sobą. - Mam wrażenie, że ten plan i tamten nie przesuwają się względem siebie.
- Obyś miał rację
- Sabrie zniżyła lot, uważając na przeszkody (oraz na to by nie wpaść do ich rzeczywistości) i w myślach licząc ile czasu działania czaru im jeszcze pozostało.

Trudno było Morganowi od razu orzec, czy decyzja o dalszym locie była słuszna. Może trzeba było porozmawiać z Teu na temat odkrytej bramy prowadzącej do innego planu. Być może nawet ich planu. Ale gdyby tego nie zrobili...
- Popatrz, jak nas lubią - Roger spojrzał na zgromadzone przy moście siły. - Nie bardzo pamiętam, jak się walczy z takim czymś... - Wskazał na beholdera.
- Trzeba go... oślepić? - niepewnie rzekła Sabrie. - Poza tym chyba tak jak z każdym magiem; uniemożliwić czarowanie. Może w przedmiotach przyniesionych z Planu Cienia będzie coś ciekawego? - przyjrzała się uważnie Mostowi, starając się zapamiętać pozycje przeciwników. Kiedy (nie chciała rozważać opcji "jeśli") znajdą Dru będą musieli obmyślić kolejną strategię. Najlepiej zawierającą dużą ilość ognia alchemicznego zrzucanego z powietrza. Szkoda, że nie dało się zrobić ataku z zaskoczenia z planu eterycznego, by potem szybko na niego wrócić przez bramę. To znacznie ułatwiło by sprawę bez narażania przesyłki. A może się dało? Trzeba było porozmawiać z Teu, albo z nim tu powrócić.
- Szkoda, że stąd nie można ich zaatakować - powiedział Roger. Doświadczenie z końmi dobitnie świadczyło o niemożności fizycznego oddziaływania na kogoś, kto jest na tamtym planie. - Pewnie jakiś nekromanta - wskazał na kapłana. - A na wypadek, gdyby im szkieletów nie starczyło, to mają jeszcze jakiegoś maga i skrzydlatego potwora. Ciekawe, czy potrafimy latać tak wysoko, jak ta poczwara.
- Podejrzewam że wyżej; ta beka mięsa nie wygląda na zbyt lotną. Gorzej, że jej czary zapewne już tak. - skrzywiła się wojowniczka. - Chyba nic tu nie wymyślimy więcej; wracamy do reszty? Może wyciągnęli coś z tej dowcipnej zgnilizny.
- Myślałem o tej ze skrzydłami
- powiedział Roger. - A jeśli chodzi o powrót, to nie mam nic przeciwko temu. Zobaczyliśmy, co chcieliśmy, a nawet więcej. A główkę, jeśli nie będzie zbyt rozmowna, powinniśmy spalić.
- Popieram pomysł. Może po takim potraktowaniu nie wróci... za szybko - odparła kobieta i zawróciła gryfa. Jeśli brama przerzuciła by ich na właściwą stronę mostu, zawsze można było by go szybko zawalić. Ale znając ich szczęście - a raczej jego brak - nie mogła na to liczyć.

Dalsze rozmyślania przerwał jej malowniczy obraz Hralma i Kastusa przygotowujących armatę do strzału.
- Powywieszam kretynów - warknęła Sabrie. - Trzymaj się! - rzuciła do Morgana, po czym wykonała ostry skręt i zapikowała gryfem w dół, by staranować mężczyzn nim zdążą podpalić lont. Co prawda nie wierzyła, że broń zdoła zniszczyć karczmę wraz z zawartością, ale wolała nie ryzykować. Podobnie jak nie miała zamiaru ryzykować nagłego wybuchu wozu spowodowanego przez pijanych rębajłów.

A Teu spacerował po okolicy. Ech...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-07-2011 o 14:50.
Sayane jest offline  
Stary 28-07-2011, 15:52   #486
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gospoda okazała się być pięknym kwiatkiem zaatakowanym przez pasożyty. Z pozoru ślicznym, ale dłuższe przyjrzenie odsłaniało kolejne pokłady zgnilizny.
Zresztą, jak się dobrze przyjrzeć... gospoda rzeczywiście gniła.


Czwórka przybyszy zaczynała dostrzegać coraz więcej niepokojących szczegółów dotyczących tego miejsca. Dziwnego nieco smaku alkoholu, złowrogich błysków w oczach obsługi, zacieków na ścianach przypominających symbole używane w mrocznej magii.
Drobiazgów nie rzucających się na pierwszy rzut oka w oczy, ale... zwracających uwagę, gdy ich szukano.
W głównej sali biesiadnej był już mniejszy tłok, część gości udała się do pokojów. Inni posnęli przy ławach.
Muzykanci nie grali już tak skocznie.
Biesiada nie wydawała się już tak wesoła.

Magini po dość szokujących widokach i nie mniej pokręconej rozmowie ze zwichrowanym umysłowo krasnoludem, szybkim truchcikiem dopadła alkoholizującej się Dru. I patrzącej podejrzliwym okiem Dru.
Gnomka wysłuchawszy wypowiedzi magini, na temat jej odkryć, była pełna entuzjazmu.
I wyszarpnęła coś z swej sakwy, coś co wzbudziło u Sylphii dziwne skojarzenia.


-To jest mój kluczyk.-rzekła pijana gnomka. A czarodziejka z powątpiewaniem w głosie spytała.-A jakie drzwi on otwiera?
-Każde... tutaj się podpala, a potem rzuca.-mruknęła Drucilla objaśniając.-Rozwali każde drewniane drzwi i poszatkuje każdą zaporę z żywych istot, lub tłumek... widzisz... to wybucha rozrzucając małe ołowiane kulki. Masakrujący efekt.
No tak... Nawet pozbawiona magii kapłańskiej gnomka, potrafiła siać grozę i zniszczenie.
Tymczasem sforsowawszy drzwi, dwójka uciekinierów ze spiżarki dopadła do stolika gnomki i magini, by opowiedzieć o tym co widzieli. I w czym uczestniczyli.
Rana zadana Revalionowi przez szalonego krasnoluda, nadal piekła mimo że została wszak zaleczona magiczną pieśnią. Na czole przemienionego półelfa pojawiły się krople potu, a ręce zdawały się palić żywym ogniem.
Revalion osunął się na ziemię wrzeszcząc z bólu i wyjąc jak szaleniec.
Jego skóra na rękach czerniała, palce zdawały się stapiać ze sobą. By w końcu obie ręce półelfa zmieniły się w


... gumowate długie macki pokryte przyssawkami.
Wrzaski i przemiana Revaliona zwróciły uwagę pijanych krasnoludów. Większość była przerażona tym zdarzeniem, ale niektórzy wojownicy nadal mogli ustać, nadal mogli machać toporami i wrzeszczeć.-Deeemoooon, zabić deeeemonaaaa!
Jeden z nich, chwiejąc się na boki ruszył w kierunku trójki kobiet i odzyskującego zmysły mackowatego Reva.
Bardzo pijany i bardzo wściekły.


-Bić zabić deeeemona!- wrzasnął ruszając w kierunku Revaliona.
Sytuacja w karczmie z kiepskiej robiła się fatalna, a poza nią...

Armata stała załadowana i gotowa, do wystrzału. Tak przynajmniej sądził Kastus.
O ile miał rację. Obsługę armaty znał jedynie z instrukcji napisanej przez genialną i wspaniałą Dru.
Z instrukcji dość zawikłanej i pełnej drucillowej nowomowy.
Już się przymierzali do strzału, gdy... Sabrie i Roger wlecieli im pomiędzy cel a lufę. A potem prosto na nich odganiając ich od armaty.
- O co chodzi?! Wyraźnie przeszkadzacie nam w strzelaniu!- warknął Hralm.
A potem jakoś nie przejął połajanką Sabrie.-Kastus twierdzi, że nie rozwali całej chaty, co najwyżej całą przednią ścianę. Poza tym... macie jakiś inny plan na wydostanie ich stamtąd.? Macie?
Kwestię rozmowy z nieumarłą głową kapłan skwitował jednym slowem.- Porażka.
-A elf poszedł sobie na wycieczkę.-
wzruszył ramionami Hralm.- Ktoś coś musiał zrobić... wypadło na nas.
Teu zdążył wrócić, akurat tak wcześnie, by usłyszeć ową uszczypliwą uwagę od krasnoluda. I powiedzieć o tym co znalazł.
Opowiedział o przejściu do Otchłani w pobliżu w domostwa i o swojej teorii, dotyczącej tego faktu. -Gdyby ją zamknąć... może to by spowodowało zniknięcie karczmy i pojawienie się naszych towarzyszy.-
Problem tkwił w tym, że nie potrafił wskazać sposobu by to zrobić, a pomysły Hralma by przejście wysadzić, lub zatkać, skwitował ironicznym uśmieszkiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-07-2011, 23:52   #487
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
To... nie mogło się dziać...
Ale jednak się działo. Właściwie to czemu nie... W takim miejscu nie powinno go nic dziwić.
Nie chciał wrzeszczeć, wydzierać się wniebogłosy. Ale dźwięk sam wydobywał się z jego gardła i tak jakby w malutkim stopniu uśmierzał ból, który towarzyszył jego deformacji.

Nim się zorientował, na Revaliona biegł już jakiś awanturnik i to z toporem w ręce. Więc bard zrobił jedyną słuszną rzecz - uciekł na piętro, gdzie rzucił na siebie zaklęcie przebrania, którego zazwyczaj używał żeby udawać kogoś innego.
Tym razem jednak potrzebował go, żeby imitować samego siebie - a raczej zdrową, krasnoludzką wersję siebie. W imię tego, by nie rzucać się w oczy.
Kiedy tylko to mu się udało, dostrzegł na ścianie wyryty krwią napis:
Cytat:
Idziemy po ciebie. Twa dusza już należy do dwugłowego władcy.
Jednak całość zniknęła nim bard zdążył w jakikolwiek zareagować. Machnął na to chwilowo macką. Miał inne, bardziej namacalne zmartwienia na głowie...

Westchnął z głęboką ulgą, kiedy zorientował się że goniący go krasnolud przegrał wielką, walną batalię ze schodami na piętro, gdzie ukrył się bard. A ponieważ jego "koleżkowie" zaczęli się z niego nabijać, stracił wszelkie zainteresowanie Revem.
Więc teraz...

- Nie róbcie takich min, to tylko iluzja. - wyjaśnił schodząc do Missy, Sylphii i Dru. - Znaczy... macki są prawdziwe. Te ręce są iluzją. Dru, jeśli pozwolisz za mną na górę...
- A takiego, nigdzie nie idę! - zaprotestowała gnomka. - Znaczy na dół idę i tyle!
Bard był w ciężkim szoku. Upewnił się jeszcze, że kapłanka rozumiała powagę jego sytuacji.
Jednak nie pomogły jego jęki, prośby i lamenty. A lamentować to Revalion umiał. Iście poetycko.
- ... i tam jestem ja. Mała, bezbronna istotka wśród ciemności. Ty zaś, niby latarnia świetlista, jako jedyna zdolna mnie uratować od mej niedoli. Patrzysz na mnie, zaintrygowana moim bytem, a także mymi ciemiężcami. Jednak odwracasz prędko wzrok, nie chcąc być w to zamieszana. Czemuż?! Wszak jedyne co musisz zrobić to wyciągnąć rękę i...

- Tere fere, nudzisz pan! - przerwała mu gnomka po kilku, czy może nawet kilkunastu minutach takiego monologu i litanii. Missy i Sylphia wyglądały na rade, że Revalion już przestał.
A półelf... przypomniał sobie nagle o napisie widzianym na górze. I zapamiętał sobie, by powtórzyć jego treść Dru, kiedy ta już wytrzeźwieje. Zwłaszcza tą część o dwugłowym władcy...
- W sumie... mogę też iść z wami! - powiedział nagle z głosem w którym brzmiał łamiący się optymizm. Bard stwierdził, że kiedy już nawet ściany zaczynają mu grozić, najlepiej jest trzymać się w kupie.
 
Gettor jest offline  
Stary 01-08-2011, 22:43   #488
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie tylko ściany tutaj groziły czwórce kompanów...
To oznaczało, że zło wisiało nie tylko w powietrzu, ale także było wbudowane w tą karczmę...
Pewne jego oznaki złodziejka dostrzegła nie tylko w postaci zgnitych belek podtrzymujących strop karczmy, dziwnego smaku alkoholu czy niepokojącego obłędu w oczach biesiadników. Nawet nacieki na ścianach nie sprzyjały czwórce błędnych “rycerzy”. Missy przypominały one znaki z mowy otchłannej, zaś układ klepek w podłodze... pentagram. Ciemnowłosa znając mowę Otchłani odczytała z nacieków “ofiara z duszy”. Czy to wszystko to jeden, feralny ciąg przypadków? Niestety, umysł Missy nie mógł się przekonać do tej hipotezy. A po chwili, gdy Revalion powrócił - hipoteza na temat przypadków została ostatecznie obalona.
- I kij z twojej teorii, Dru. - odparła Missy do pijanej gnomki. - Tej na temat załamania czego tam... - Missy zapomniała tej pokręconej nazwy, którą wymyśliła Dru.
-Nikt nie zrozumie... geniuuuusszu...- burknęła i beknęła w odpowiedzi kapłanka.
- Nie musi nikt rozumieć. Jakaś siła się nami po prostu bawi - prychnęła Missy. - Ma taką radochę z tego, że kurwa mać - przychodziły jej do głowy coraz bardziej niepokojące myśli. Wśród klientów dostrzegła trzech niechlujnie wyglądających krasnoludów, którzy na nadgarstku mieli rzemienie zrobione z jaszczurczego języka.
-Tiaaa... w takim razie nie ma nadziej, wszystko stracone. Możesz się rozebrać, położyć w łóżeczku i dać się zarżnąć.- Drucilla wyjęła z sakwy dwa spore pistolety.

- Dru, weź się ogarnij...
Chwyciła za rękojeści obu i rzekła z radością.-Ja zamierzam jednak trochę powaliczyć o swoje.
Tak samo złodziejka - kusza w dłoń i odrzekła z cwaniackim uśmieszkiem:
- Miło, że zgadzamy się w tej materii.

Na jej oczach palce barda czerniały i stapiały się w jedność, ręce wygładzały się i przemieniały w macki. Nawet iluzja rzucona na nie nie zmieniła faktu, że Daphne widziała, co stało się z kończynami kompana. Nie wiedziała, czy klątwa nie przerzuca się na inne osoby za pośrednictwem fizycznego kontaktu czy też nie. Dlatego na wszelki wypadek starała się na razie nie dotykać Revaliona.
- Nie, Rev, nie histeryzuj, proszę, przestań! - Missy starała się uspokoić Reva, żeby zaprzestał tych litanii.
Kiedy bard się uciszył, złodziejka rzekła do niego stanowczo:
- Rev, opowiedz nam, jak to się stało... że masz macki.
Bard wziął głęboki oddech.
- Wydaje mi się... nie, wróć. Jestem pewien, że to od tego szalonego krasnoluda, który nas próbował zabić przy pomocy wypatroszonych prosiaków. - powiedział. - A raczej od jego broni, tego tasaka. Musiał być zatruty, czy może nawet przeklęty...
-I nie przyszło do głowy wam go... przeszukać? Drucilla pokiwała z politowaniem głową.
- Możemy po niego pójść - zaproponowała Missy.
- O ile dalej tam leży... - dodał tajemniczo bard.
- A, właśnie mi przypomniałeś, Rev. Niczemu tu nie można ufać. Jak już ścianom nie można zaufać, to dlaczego tasaka mielibyśmy zignorować?
- Ściany powiadasz? A to się ciekawie składa, bo jedna mi właśnie groziła. Tam, na górze, jak na chwilę uciekłem, pokazał się krwawy napis twierdzący, że już po mnie idą i że moja dusza należy już do dwugłowego władcy.
- Dwugłowy władca. - powtórzył. - Komuś coś mówi ta nazwa?
Magini i Missy miały podobne skojarzenia. "Demogorgon". Wedle opowieści był bestią o dwóch głowach. Władcą solnych moczarów i mórz o nazwie Abysm w Otchłani.
- Niestety, mówi... - odezwała się Missy, nie chcąc za bardzo ciągnąć tego tematu. - Idziemy po ten tasak?
- I tak miałam zamiar wybrać się do piwnicy - Odezwała się milcząca do tej pory Magini, która wyraźnie nad czymś przez dłuższy czas myślała przysłuchując się rozmowie - Na piętrze też widziałam dziwadła, a na strychu miałam pogawędkę z Krasnalem, tym samym którego spotkaliśmy na szlaku z wisielcami. Tylko, że tu był żywy... i mocno obłąkany. Powiedział, że jedynym sposobem powstrzymania tego wszystkiego jest właśnie zejście w dół?.
- Zejście na dół? - głos Missy wypełniony był zdecydowanym zwątpieniem i nieufnością. - Ha, pewnie po coś gorszego niż to, co spotkało Reva...
- Jeszcze dodaj, że i to spotka mnie. Tak do kompletu. - prychnął bard. - Ale pierw ten tasak. Piwnica raczej nigdzie nie ucieka, a ja nie mam ochoty niepotrzebnie do końca zmieniać się w... coś.

- Spotkało, bo mnie tam nie było - Odparła Sylphia z naprawdę rozbrajającą miną. -Jeszcze parę macuszek i będziesz smaczny gotowany parze. Tęsknię za owocami morza.-westchnęła gnomka.
- Tyle mięska na jeden posiłek? Jeśli się nie zadławisz to przytyjesz niepomiernie. A kobiety powinny wszak dbać o linię. - rzucił bard do gnomki, uwagę Sylphii przemilczając. - Ruszymy się wreszcie na to zaplecze?
- Eee, Dru? Co ty masz to tu? - złodziejka dojrzała coś dziwnego koło ręki Drucilli, coś co budziło u Missy wielorakie skojarzenia. Dru raczej nie wyglądała na osobę, która lubiła takie... zabawy.
-Mój uniwersalny klucz. Otwiera każde przejście... z wyjątkiem ściany mocy i pryzmatycznej ściany, ale tak poza nimi to każde.-odparła gnomka, biorąc do łapki ów przedmiocik.
Cicha woda brzegi rwie. Missy mogła sobie pomyśleć, że Dru jest bardziej zboczona niż się jej wydawało, ale odczytała też drugie dno tej wiadomości. Dru była nie tylko kombajnem do wysokoprocentowego alkoholu chodzącym po wioskach, ale także chodzącą mini maszynką do zabijania i destrukcji. Już nie wiedziała, czy bać się tego domu czy pijanej, nieobliczalnej gnomki. Hmm, stwierdziła, że bardziej domu - teoretycznie byłaby w stanie zastrzelić małą apokalipsę, ale karczmy już nie mogła ot tak zniszczyć.
-Czyli najpierw do ...znaczy na zapiecek...zaplecze. A potem do piwnicy, a każdemu kto nas zatrzyma, kij w oko!- wyszeptała buńczucznie gnomka.
- I nie tylko - Dodała Sylphia, przyglądając się nieco uważniej Dru. Na wstawioną Gnomkę należało nieco bardziej uważać, jeszcze ich wszystkich tym... sztucznym fallusem wysadzi w powietrze.
- Chodźmy dalej, tylko uwaga na... wszystko tutaj... - rzuciła na koniec Daphne i mimo obaw, postanowiła dowiedzieć, co kryją podziemia dziwnej, coraz niebezpieczniejszej tawerny. Najpierw jednak postanowili odszukać tasak, którym zadano bardowi przeklętą ranę.
Bard tylko pokiwał głową, zmęczony tym zwlekaniem, poszedł za pozostałymi.
Za pozostałymi po jeden głupi, diabelny... tasak.
 
Ryo jest offline  
Stary 03-08-2011, 21:37   #489
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sytuacja przy wozie także nie przedstawiała się miło (choć o niebo lepiej niż w karczmie), zwłaszcza że zirytowany swoją bezradnością Teu nie zamierzał puścić mimo uszu kąśliwej uwagi krasnoluda. Gdyby to był elf to mógłby Teu przemyśleć jego słowa, ale sprawa wyglądała zupełnie inaczej w przypadku krasnoludów…
-Zgadzam się co do jednego, Hralm, ktoś coś musiał zrobić, a dokładniej to ktoś chyba palnął cię w łeb jak byłeś dzieckiem, że masz takie pomysły! W środku są nasi towarzysze, armata mogłaby ich zabić!- odparł sycząc jak wąż.
Tiaa... klecha twierdzi, że armata ta nie ma takiej siły. Nie przy zwykłych kulach, co innego specjalna, ale tych ta mała nie przygotowała.-stwierdził pokrótce krasnolud, wzruszając ramionami.-A ty się mojej mamusi nie czepiaj długouchy, kastrowałem czarne szpiczaste mordki, gdy jeszcze srałeś w pieluchy.
- Oczywiście... w każdym razie, nieopodal znalazłem portal do otchłani. Przypuszczam, że to on utrzymuje karczmę Demogorgona w tym miejscu… Gdyby ją zamknąć... może to by spowodowało zniknięcie karczmy i pojawienie się naszych towarzyszy.- westchnął. – Niestety nie mam tutaj żadnej mocy, a i Kastusa moc chyba nie wróciła?- spojrzał wyczekująco na kapłana i westchnął kolejny raz. Na co kapłan smętnie pokiwał głową, mówiąc że nie wróciła.

- Czy zamiast strzelać w drzwi i próbować rozwalić na kawałki przednią ścianę - Roger zwrócił się do Kastusa - nie lepiej byłoby spróbować pozbyć się narożnika tej karczmy? Przynajmniej mniejsze by było prawdopodobieństwo, że pozabijamy wszystkich, co są w środku. Jakby nie było, jest tam paru naszych.
-A on trafi w ten narożnik?- spytał Hralm wskazując kciukiem Kastusa.- Najpierw wolałbym się upewnić że on wogóle potrafi w coś trafić. A potem poszukamy trudniejszych celów.
-Mam nadzieję... ale ostatecznie...- kapłan podrapał się po karku przyglądając przyszykowanej do boju armacie.- Ważniejszy problem to czy nie za dużo, albo nie za mało prochu dymnego.
- Może tak pozbędziemy się przy okazji tej głowy - zaproponował Roger. - Nabijemy nią armatę i zobaczymy, jak sobie łepek poradzi z twardą ścianą. Albo też wrzućmy ją do ognia. W końcu nasze drzewko tak ładnie się pali. Ewentualnie wrzućmy do tej dziury, prowadzącej do Otchłani. Stamtąd nie powinna zbyt szybko wrócić. Chyba, że rzucanie tam czegokolwiek jest niebezpieczne dla wrzucającego. - Ostatnie zdanie skierował do Teu.
- Słyszałem... a wrzucajcie mnie gdzie chcecie. Ja nie mogę umrzeć - zaśmiała się pogardliwie głowa.
-Zaraz ją kopnę - burknął Hralm.
- Słyszałem, że Otchłań jest bardzo nieprzyjemnym miejscem. - Roger zadumał się. - Wieczność w Otchłani nie koniecznie musi składać się z samych nieprzyjemności, ale osobiście bym w to wątpił. Wrzućmy go tam - zwrócił się do pozostałych - i będziemy mieć jeden kłopot, że tak powiem, z głowy.
- Mhm, wkop go w otchłań i po sprawie - rzuciła do Hralma Sabrie, doceniając dowcip. Przynajmniej obaj członkowie krasnoludzkiej rasy choć na chwilę się przymkną. - Tylko wcześnie zapytaj kiedy wróci ta przeklęta mgła.
- Eeee tam... sama spytaj. On jedynie bluzga na temat mojej rasy lub plecie o naszej zgubie - burknął Hralm, odmawiając rozmowy z gnijącą głową.

Sabrie jakoś nie miała ochoty na konwersację ze zgniłkiem, zwłaszcza że szansa wydobycia interesujących ich informacji - czyli takich, które wykluczają brutalne mordy i inne tego typu atrakcje - była w jej ocenie nikła. Czuła się w ogóle zmęczona i zniechęcona, a żadne pomysły nie przychodziły jej do głowy. Nie znała się na magii, przejściach, planach, bogach (na szczęście imię Demogorgona niewiele jej mówiło) i rytuałach. Jej pomysł ostrzelania Kamiennego Mostu z planu eterycznego (prosto, łatwo i bezpiecznie) został szybko storpedowany przez Teu. Nie dało się i koniec. Przecież nie będą się tu nudzić przez trzy doby! Chociaż kto wie, kiedy rzecz w knajpie się zaczęła... Bogowie się chyba na nich uwzięli; co i rusz natykali się na jakichś fanatycznych wyznawców tego czy owego. "Gdzie się podziali normalni ludzie?! Siedzą w domach" - odpowiedziała sama sobie.
- Może przepchamy wóz do przejścia przy naszych koniach? - zaproponowała smętnie. I tak nie mieli nic lepszego do roboty, a jakoś się połączyć z wierzchowcami było trzeba. Odruchowo zaczęła powtarzać w myślach litanię, ale szybko się zreflektowała, że Helm i tak nie usłyszy. Kastus był tego najlepszym przykładem. Mimo wszystko plan bez boga jakoś nie mieścił jej się w głowie.

A wracając do łba... Mus to mus.
- Czyli rytuał w karczmie będzie trwał trzy dni? Kiedy się zaczął? - kobieta otworzyła skrzynię i odsunęła się na bezpieczną odległość, od zawietrznej. - Najwyraźniej ciebie na imprezę nie zaprosili, co?
- Rytuał się zacznie wkrótce, a skończy za kilka godzin. A wraz z nim i wasze życia.- odparła złośliwie głowa.- Możecie je oddać jeszcze memu panu zyskując coś w zamian, ale musicie się spieszyć. Bo nim dobiegnie, wasze marne żywota będą niewiele warte.
- A niby czemu nasze życia? Cały plan się zawali?

-Jesteście ofiarą... wasze życia są powiązane z tym miejscem.-odparł gnijący łepek śmiejąc się. Po czym, na twarzy pojawiła się melancholia.- Tak jak... moje dziesięć lat temu.
 
Sayane jest offline  
Stary 03-08-2011, 22:03   #490
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jakie znów twoje życie? - wtrącił się Roger. - Mówisz o swoim obecnym stanie, czy o przeszłym? Jak tu trafiłeś? I od dawna to wszystko się powtarza? - spytał
Jeśli to się zdarza co jakiś czas, to mogliby poustawiać jakieś ostrzegawcze napisy, pomyślał.
- Tak samo jak wy... głupcy. Byłem takim samym podróżnikiem, który tu zabłądził lata temu. Tak samo jak wy stałem się ofiarą dla dwugłowego księcia. Powtarza się ten rytuał od wieków. Starożytne krasnoludy zabiły karczmarza i jego przeklętą rodzinę. Wybili cały kult, zrównali miejsce z ziemią. Ale nic to nie dało...Ponoć na stosie karczmarz twierdził, że będzie żyć wiecznie - zaśmiała się głowa i dodała smutno. - I żyję, na swój sposób. Cyklicznie karczma dostarcza dwugłowemu władcy nowych dusz.
- Mówiłeś przecież, że rytuał powtarza się co pięć dekad - przypomniała Sabrie, wskazując nieścisłość w rozumowaniu. - Skoro tyle tu siedzisz to nie znalazłeś sposobu by to powstrzymać? Mógłbyś dzięki temu przenieść się na plan twojego własnego boga, a nie ten smętny padół - kusiła.
- Ja pojawiam się tak samo jak karczma i znikam wraz z nią. Możesz mnie spalić, wyrzucić w Otchłań, porwać nawet... - odparł ze zniechęceniem truposz. - A i tak pojawię się z kolejnym objawieniem karczmy. Taką rolę ON mi przypisał i nic tego nie zmieni. A JEMU jedynie bogowie mogą dorównać potęgą. Nie tacy śmiertelnicy, jak wy.
- Nie znalazłeś nikogo, kto chciałby ci pomóc w uwolnieniu się?
- spytał Roger. - Czemu jesteś tutaj, a nie w karczmie? - zadał kolejne pytanie. - I co się stało z innymi, co padli ofiarą przeklętej karczmy?
- Byli tacy, teraz jęczą w łańcuchach
- odparła głowa. I dodała. - Ja zaś zostałem wybrany, by... dawać wa ofertę.Możecie oddać sami swoje dusze, zyskując po zgonie status pomniejszego demona. Możecie też... liczyć, że wasi towarzysze jakimś cudem uratują i siebie i was od zguby.
Czyli liczyć na Drucillę, Revaliona, Sylphię oraz enigmę w postaci Missy. Niezbyt ciekawa perspektywa.
- A jak konkretnie ma wyglądać ów cud w ich wykonaniu? - dopytywała się wojowniczka.
- Jeśli wyjdą stamtąd żywi, tak jak ich poprzednicy... Aaaa spotkaliście ich prawda? Czwórkę wisielców... Więc, jeśli wyjdą stamtąd żywi... i nie skończą wkrótce na gałęziach, z podciętymi żyłami... wasze dusze mogą liczyć na ocalenie - zaśmiała się szyderczo głowa.
- Skąd wiesz, że tamci się powiesili? Przecież byłeś na tym planie... albo i wcale. I dlaczego?
- Nie wiesz komu służę. Ale wiedz, że potrafię czytać w waszych myślach i sercach. I pamięci
- odparła głowa. - Takie otrzymałem dary, by móc odgrywać swą rolę w tym miejscu.
- Czyli jesteś tylko kukiełką, która nie ma na nic wpływu
- podsumowała Sabrie i machnęła ręką na dalszą dyskusję. Prócz zabijania czasu nie prowadziła do niczego.
- Jestem tu, by dać wam propozycję i tyle. Ufasz na tyle swoim kamratom w karczmie, by powierzyć im swoją duszę? Codziennie rano, będziesz sprawdzała, czy żyją... czy może już się powiesili? O ile wyjdą żywi z karczmy - odparł czerep.
- Jakoś nie odpowiedziałeś czemu się mają wieszać - wywróciła oczami Sabrie.
- Jakoś nie muszę... - odparła głowa. - Nie chcę psuć niespodzianki.
- To do dziury
- Sabrie zatrzasnęła wieko i pociągnęła kufer w stronę Otchłani.
- Pomogę ci - zaoferował się Roger. Głowa niewiele chciała czy mogła im pomóc w wykaraskaniu się z tej opresji. Lepiej było się z nią rozstać.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172