Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2012, 16:27   #571
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Praca zespołowa :)

Przeciwnik zdecydowanie ich nie docenił. Tak przynajmniej ocenił to Teu. Członkowie wyprawy, w której brał udział, już nie jedno przeżyli i uciekali z niejednego więzienia. Co prawda jeszcze długa droga zanim opuszczą wieżę... ale pierwszy krok już za nimi.
Elf rozprostował członki i pomasował nadgarstki, które jeszcze niedawno były skute magicznym żelazem. Rozejrzał się po lochach i zobaczył Dru. Nieco się skrzywił.
-Asura...-elf szeptem wypowiedział nazwę gatunku istoty przyzwanej przez kapłankę. Niebianka może i pasowała do natury gnomki, ale grupa powinna jak najmniej rzucać się w oczy i uciec po cichu - na tyle ile to możliwe. Natomiast Asury... bywały głośne.
Teu wziął głęboki oddech i ruszył do tych, którzy jeszcze mieli na sobie łańcuchy bądź byli zamknięci, aby uwolnić ich. Następnie poprawił szaty i ruszył do Dru i jej koleżanki.
- Witam cię potężna Asuro. Jestem Teuivae'Vaehlar Nantar. To zaszczyt móc przebywać w twojej obecności. - ukłonił się. Szanował niebiańskie istoty, jak niemal każdy rodzaj przybysza.
Stworzenie skinęło głową w odpowiedzi i uśmiechnęło się. Ale potem powróciło do targów za swe usługi. Kapłanka bowiem miała sprecyzowaną prośbę do przyzwanej istoty. Gorzej niestety było z zapłatą. Problem też polegał na tym, że już zapewne ciężko byłoby ciężko i dyskretnie uciec. Atak magiczny Dru był głośny, jak zwykle zresztą. Że też tego nikt nie przewidział, po tylu wspólnych dniach podróży...

Roger skłonił głową przyzwanej istocie, a potem zajął się sprawami ważniejszymi - dokładnym obszukaniem pokonanych strażników. Co dwie pary oczu, to nie jedna, ale nawet pomoc Sabrie nie zmieniła istniejącego stanu rzeczy - strażnicy nie mieli przy sobie nic, co mogłoby pomóc uciekinierom w realizacji jakiegokolwiek planu.
- Wolisz mieczyk, czy toporek? - Roger zwrócił się do Sabrie. - Jedno i drugie równie dobre - dodał. - Albo raczej tak samo byle jakie.
- Straszni łachmyci z tych strażników
- zgodziła się Sabrie. - Nic dziwnego, ze harfiarze zeszli na psy - skrzywiła się, podnosząc żałosną parodię miecza. - Wszystko mi jedno, umiem używać obu... choć miecz mi lepiej leży - dodała po namyśle.
- Nie myl spraw - wtrącił Harvek uwolniwszy swą przyjaciółkę.- Ci tutaj, to nie są harfiarze. Władca wieży wynajmuje lokalnych żołnierzy do obrony twierdzy.
Tymczasem mniszka zajęła się prowizorycznym opatrywaniem rannych strażników.
- To chyba nie czas na zawodową dumę, nie uważasz? - prychnęła wojowniczka. Po zdradzie Eaerlrauna bronienie honoru Harfiarzy na przykładzie strażników było raczej śmieszne. Ale jeśli tak wygląda tutejsza straż, to mają spore szanse na ucieczkę z miasta. Tyle że póki co należy prysnąć z budynku. - Lepiej powiedz którędy najlepiej stąd uciec.
- Jest tylko jedna droga z lochów, trzeba wyjść z nich schodami na dziedziniec. Innej nie ma, wszak to lochy
- odparł Harvek, i podrapał się za uchem. - Problem w tym, że schody są kręcone dookoła kolumny. I wąskie, na dwóch ludzi. Ciężko się na nich walczy.
- Może poczekamy na posiłki?
- zaproponował Roger. - To znaczy na tych, co za chwilę tu przybiegną, ściągnięci hałasem? Może łatwiej się będzie walczyć tutaj, niż na schodach. A potem pójdziemy do góry.
- Może będą mieć lepszą broń, co nie postawi nas w lepszym położeniu
- zakpiła Sabrie. - Tu mamy niejaką przewagę... ale jeśli ze schodów zrzucą nam jakąś usypiającą lub paraliżującą substancję to nie unikniemy jej w zamkniętym pomieszczeniu. Dru, co wy planujecie? - odwróciła się do debatującej gnomki.
- Wsparcie. I tyle - mruknęła kapłanka wyraźnie zniecierpliwionym głosem. I dając w ten sposób znać, że jest zajęta.
- Mogą was wziąć głodem lub na przeczekanie - stwierdziła mniszka włączając się do rozmowy. Wskazała kciukiem na opatrzonych strażników.- Błędem jest uważanie, że następni będą równie łatwi do pokonania.
- Oni nie muszą zdobywać lochów. Wystarczy, że nie pozwolą nam wyjść
- zgodził się z mniszką Harvek.
- Jeśli za chwilę nikt tu się nie zjawi - powiedział Roger - to trzeba się będzie wybrać na mały spacerek by sprawdzić, co tam się dzieje.
Zaopiekował się jednym krótkim mieczem, a potem wybrał się obejrzeć schody prowadzące ku wolności. Miał nadzieję, że odpowiednio wcześnie usłyszy, jak ktoś schodzi na dół.

- Zwiadem mogę zająć się ja lub Vraidem - dodał elf. - Zastanawia mnie bardziej jednak kwestia naszej przesyłki... nasz gospodarz dość dosadnie dał nam znać, że ma ją zamiar zniszczyć. Musimy zatem się spieszyć, a nie grać tu na zwłokę i bronić się. No i jeszcze jest kwestia ucieczki z przesyłką... Mogę oczywiście znowu otworzyć portal do planu cienia... - urwał. Wiedział, że ostatnia wizyta na planie cienia nie za bardzo im się udała, ale... No i Teu pamiętał o jednym. Mogło ich troszkę wyrzucić z dala od celu, co oznaczało stratę czasu, na którą już nie bardzo mogli sobie pozwolić. Było to jednak ryzyko, które równie dobrze mogło im się opłacić - mogli zostać wyrzuceni w miejscu bliższym Silverymoon.
- Na innym planie nie powinni nas wyśledzić. Oczywiście zajmie mi chwilę zanim znowu będę mógł nas przenieść, ale... ucieczka przez bramę główną może być ciężka... - elf nadal się zastanawiał.
- Ilu jeszcze jest tu harfiarzy? Pomogliby nam gdybyś dał im znać? - spytał Harveka.
-Nie sądzę. Tych których uważał za nielojalnych wobec swej sprawy, zamknął w lochach z nami.- stwierdził Harvek przecząc ruchem głowy.

Posiadanie jedynie dwóch harfiarskich pomocników w wieży (i to obojga w lochach) nie nastrajało Sabrie optymistycznie. Podróż na plan cienia - w tym akurat mieli wprawę.
- Drucillo, nie masz przypadkiem wymodlonego czaru powrotnego? - spytała bez większych nadziei. Rozejrzała się po otoczeniu czy nie ma czegoś, co można by użyć jako broni, lecz zdawała sobie sprawę, że starcie w walce wręcz było najmniej prawdopodobne. Zarówno oni, jak i ich przeciwnicy będą używać głównie magii (i kuszników na blankach, jeśli stracą cierpliwość). Trzeba wywlec przesyłkę z wozowni i zaprząc do niej konie - to kolejne potrzebne minuty i względny spokój, by wierzchowce się nie szarpały. Może Miee'le pomoże. Poza tym prócz wozu musieli odzyskać swój ekwipunek. Gdyby leżał w wozowni byłoby to nadmiarem szczęścia, ale może jednak...
- Nie. -odparła krótko gnomka, po czym wróciła do negocjacji z Asurą. - Chyba se żartujesz...tyle, za tą malutką, malusieńką przysługę? Chcesz żebym poszła z torbami?
Taaa....Drucilla...urodzona negocjatorka. Wcielenie dyplomacji.
-Dodam tylko, że jak pamiętacie podróż przez plan cienia może nas wysłać w inne miejsce niż na początku się znajdowaliśmy - może to być zarówno dalej od jak i bliżej Silverymoon. Może to być naprawdę daleko, więc zostawmy tę opcję na sytuację kryzysową. - dodał elf, aby przypomnieć grupie.
- Mogę tak kogoś przemienić, by wyglądał jak jeden ze strażników, kolejnego uczynić niewidzialnym, następnego również, choć potężniejszą niewidzialnością... - Zaczęła wyliczać Sylphia, będąc w końcu oswobodzona dzięki wytrychom jednego z towarzyszy z kajdan - ...Kolejny mógłby nawet przez najmniejsze szczeliny się przeciskać, praktycznie niewidzialny dla załogi twierdzy...

Sabrie wzruszyła ramionami. Byli tak naprawdę na etapie wyboru - przesyłka, albo własne życie. Z tego rodzaju twierdz ciężko było wydostać się w jednym kawałku; zwłaszcza z tak potężnym bagażem, jakim była armata. Ciekawe, czy harfiarze zajęli się nią od razu, czy stwierdzili, że jednak ją zbadają? A może tak naprawdę zostawią ją dla siebie? Kto wie... Ponoć zależało im na zachowaniu równowagi w świecie... co do tego, że wynalazek kapłanki ją zaburzy nie było wątpliwości.
- Sylphie, a wystarczy ci zaklęć dla wszystkich? - spytała wojowniczka. - Jeśli mielibyśmy ich użyć to natychmiast i uciekać, zanim zbiegną się tu wszyscy. Pewnie by wtedy spróbowali rozproszenia magii, wątpię czy są tak głupi, żeby wierzyć, że zostawimy przesyłkę i teleportujemy się w bezpieczne miejsce. A zmniejszoną osobę może nieść w kieszeni niewidzialna - zażartowała na koniec.
- Moglibyśmy spróbować kogoś wezwać na pomoc. W ferworze walki ktoś może uciec niezauważony - wtrącił kapłan.
Sabrie zamyśliła się. Mogłaby uwolnić Miee'le i polecieć po Magnusa. Tylko czy zdąży obrócić w obie strony? I co najważniejsze - czy paladyn jej uwierzy?
- Ja chętnie stąd wyjdę niewidzialny - powiedział Roger. - A na górze łatwiej coś zrobić, niż tu.
- Mogłabym spróbować uwolnić Miee'le i polecieć po pomoc
- odrzekła z wahaniem Sabrie. Jeśli nie Magnus to choć Tau pomoże... chyba. Chociaż paladyn miałby pewnie większe prawo szarogęsić się u wrót harfiarskiej twierdzy.
- Mogę powstrzymać atak ścianą ognia, jakby co... A panienka Drucilla może postawić ścianę z kamienia. Długo możemy się bronić. Gorzej z atakowaniem.- stwierdził cicho Kastus.
-W każdym razie, czy mam udać się na mały zwiad? - szata maga zaczęła falować aż przybrała kształt zbroi, którą nosili strażnicy we wieży. - To tak na wszelki wypadek - wytłumaczył. Od dawna nie miał okazji zmieniać wyglądu swojej zbroi, więc nie miał zamiaru zmarnować tej, która teraz się nadarzyła.

Nie słysząc żadnych sprzeciwów, elf udał się na mały zwiad. Sabrie zaś, po dokładnym przeszukaniu pomieszczenia (bukłak z piwem w tajnej skrytce, też mi znalezisko!), zajęła się czatowaniem przy schodach.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2012, 16:39   #572
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Płonący kominek, butelka napoczętego wina. Na wpół opróżniona butelka. On siedzi w fotelu, spoglądając w ogień, popijając wino z kielicha. Ona na łożu, trzyma sporą księgę przeglądając ją bez większego zainteresowania.
-Nie powinieneś tyle pić. Zwłaszcza teraz.- rzekła, ale w jej głosie nie było ni krztyny zainteresowania.
-Co ty możesz wiedzieć?! Co ty w ogóle wiesz?!- odparł jej z wyraźną wściekłością w głosie.
-No to mi powiedz. W końcu kapłani są ot tego by wysłuchiwać innych.- odparła spokojnym tonem kobieta. Jego wybuch wściekłości nie zrobił na niej żadnego wrażenie.
-Nie podoba mi się to co muszę zrobić.- odrzekł zmęczonym głosem jej rozmówca. Zaś reakcją kapłanki na tą wypowiedź, był jedynie kpiącm uśmieszek i słowa.- Ach... znowu to? Ile jeszcze będziesz się z tym męczyć. Nie chcesz to nie rób, chcesz to rób.
-Mówisz jakby to było takie proste. To są moi towarzysze broni. Przyjaciele.-
padła odpowiedź mężczyzny.
-I znowu ta sama śpiewka. To już nie są twoi przyjaciele. Zdradziłeś ich. Zamknąłeś w lochach. Nie ma odwrotu.-westchnęła kobieta, poprawiając swój warkocz.- Przestań dramatyzować.
-Może nie uciekną. Może nie spróbują.- rzekł mężczyzna przyglądając się winu czerwonemu jak krew w kielichu.
-Może...- potwierdziła kapłanka.- I nie będziesz miał powodu do zmartwień, to w końcu tylko jeden dekadzień.
-Spróbują uciec. Harvek to doświadczony Harfiarz. A reszta to awanturnicy. Nie poddadzą się tak łatwo. Najpierw muszą zostać złamani porażką.-
łyknął wina mówiąc nerwowo i nieco bez składu i ładu.-A i wtedy... Harvek musi zginąć. I ta... jak jej tam.. Sabrie. Ona też. Reszta nie ma silnego kręgosłupa moralnego. To najemnicy wynajęci do misji. Bez nich dwóch, reszta stanie się potulna.
-To czemu od razu ich nie zabiłeś?-
spytała kapłanka obojętnym tonem, skupiona na przeglądaniu księgi.
-Ja... nie mógłbym, od tak.- odparł drżącym głosem mężczyzna.
Od drzwi się odgłos uderzania pięścią i krzyk.-Panie, z lochów słychać było słychać hałas!
-Już idziemy.
- mężczyzna i rzekł do kapłanki. -Sabrie jest twoja i Kezharika. Z Harvekiem rozprawię się osobiście .Zasłużył na to sobie.
-Jak sobie chcesz Eaerlraunie, choć moim zdaniem... dramatyzujesz niepotrzebnie.-
odparła kapłanka Azutha, Azara.

Potracony przez mężczyznę kielich przewrócił się. Wino rozlało się po stoliku. Wkrótce tak samo miała być rozlana krew.


Podczas gdy gnomka paktowała z asurą, plany reszty drużyny się krystalizowały. No cóż... mniej więcej krystalizowały.
Dwa miecze, topór i trzy bicze. Ten cały ekwipunek należało podzielić między siebie. Caelyn, znajoma Harveka broni nie potrzebowała. Kastus oręż dla siebie potrafił wymodlić, drucilla i magini przedkładały nad walkę wręcz, masakrowanie wrogów zaklęciami.Zresztą Sylphia miała jeszcze broń palną.
A reszta? Harvek najlepiej czuł się mając dwa oręże w dłoni. Ale mógł się zadowolić jednym krótkim mieczem i własnym sztyletem.
Kastus zresztą tylko raz wtrącił się w rozmowę zajmując się głównie rzucaniem wspomagającej magii na siebie i kapłankę.
Rozmowa przyniosła pewne plany, ale niewiele czasu na ich realizację. A Teu skryty w ciemnościach ruszył na zwiad. Kręte schody, szerokości dwóch ludzi stojących obok siebie. Ciemne schody, oświetlane ledwo tlącymi się pochodniami.


Idealne miejsce do ukrycia się. Dużo cieni. Niestety mało miejsca do wyminięcia kogoś. Niewiele miejsca do uniknięcia kuli ognia, lub podobnego czaru.Śmiertelna pułapka, dla osób polegających bardziej na zwinności niż na potężnym pancerzu.
Krok za krokiem, coraz bliżej wyjścia.
Hałas!
Teu zatrzymał się i przysłuchiwał. Kroki. Miarowe. Żołnierskie. Coraz bliżej. Kroki ostrożne.
Światło. Coraz jaśniejsze.
Kroki coraz głośniejsze. Miarowe.Żadnych rozmów.
Tak nie chodzą strażnicy nie podejrzewający nikogo. Nie było w tych krokach swobody.
Światło... Coraz bliżej.
Teu rozejrzał się. Nie było tu miejsc do ukrycia. A światło pozbawi go cieni w których mógłby się ukryć.
Był zagrożony.
Pojawili się po chwili w zasięgu jego wzroku. Na szczęście oni w jego jeszcze nie.
Dwa duże pawęże, dwie długie włócznie z ostrymi grotami.
Za nimi kusznicy z latarniami, potem kolejni żołnierze. W sumie ósemka, za którą stał krasnoludzki mag.
Tyle zauważył elf, zanim blask latarni, pojawił się zbyt blisko jego pozycji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-02-2012, 13:48   #573
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie z mieszanymi uczuciami zostawiała kapłanów pod opieką towarzyszy - jak zwykle zresztą. Teraz przynajmniej znali wroga, ale co z tego? Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że ujdą wolno... przynajmniej nie kapłani. Przecież jaki sens w niszczeniu armaty, skoro Drucilla może zbudować nową? Jasne, nie za dzień czy dwa, nie na wyznaczony przez Silverymoon termin, ale koniec końców nowa broń powstanie i Równowaga ponownie będzie zagrożona. Podobnie jak pozycja magów jako decydującej siły w bitwach. Khelben nie był tak głupi, by tego nie przewidzieć. I to martwiło wojowniczkę.

Póki co jednak uwięziona w gazowej postaci przeciskała się przez szyby wentylacyjne budowli. Dziwnie czuła się bez ciała... nie spytała Sylphie o skutki uboczne czaru; oby nie był podatny na przeciągi, bo zamiast ratunku zostanie tylko kupa szczątków rozrzucona po okolicy. Na szczęście wyfrunięcie na dziedziniec obyło się bez problemów. Problemy za to czekały na dziedzińcu - Eaerlraun wraz z uzbrojonym po zęby oddziałem. Co prawda na mgłę nie zwrócił uwagi, ale wyjścia z lochów pilnował aż za dobrze. Na szczęście przy stajniach i wozowni postawił jedynie dwóch strażników. Ilość zniszczonych narzędzi walających się wokół armaty świadczyła o tym, że Gwiazdy nie znały się na inżynierii... albo że Dru znała się aż za dobrze. Sabrie podleciała do boksu-klatki Miee’le. Pomimo wyraźnych wysiłków klacz nie zdołała się sama uwolnić.
- Ciii... - szepnęła kobieta, przybierając z powrotem materialną postać i szybko siodłając wierzchowca, ignorując przy tym pytania i pretensje Miee’le. Na wyjaśnienia będzie czas później. Teraz liczyła się szybka ucieczka.

Niestety, może strażnicy przy stajni byli opieszali, ale ci na blankach już nie. Na uciekinierki poleciał deszcz strzał. Większość odbiła się od zbroi Sabrie, jednak jeden trafił Miee’le. Klacz kwiknęła boleśnie, ale nie zniżyła lotu.
- Jak przeżyjemy to zlecenie sprawię Ci końską zbroję - obiecała Sabrie, na co klacz tylko prychnęła pogardliwie. Pościgu nie były, więc już wkrótce kołowały nad centrum. Wybór nie był duży: paladyn lub czarodziejka. Tausersis pewnie nie będzie trzeba namawiać i tłumaczyć, ale zasoby miała znacznie mniejsze. Z drugiej strony ciężko było powiedzieć, czy paladyn uwierzy Sabrie... i ile czasu zajmie przekonanie go. W końcu wojowniczka zdecydowała się polecieć najpierw do karczmy dla magów, potem zaś poszukać paladyna.

“Żeby się nie okazało, że Tau jest w zmowie z Czarnokijem, który chciał byśmy bezpiecznie dojechali do harfiarzy, by armata nie wpadła w niepowołane ręce...” - dumała wojowniczka, zniżając lot. Teraz każdy wybór wydawał się zły.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-02-2012, 11:10   #574
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Albo ktoś ich lekceważył, albo też była to kolejna pułapka.
Najpierw pozwolono im się uwolnić, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której się przed chwilą znajdowali. Wszak nie krańcowym lekceważeniem. Nawet głupiec nie lekceważyłby grupki, co wbrew przeszkodom przebyła taki kawałek świata. Teraz dla odmiany ktoś wysyłał oddział, z którym powinni sobie poradzić bez większych problemów. Czyżby faktycznie chodziło o to, by sami na siebie ściągnęli taki a nie inny los? By ktoś mógł powiedzieć "Chcieliśmy ich tylko przetrzymać kilka dni w lochu, ale oni... Jakoś się uwolnili i nie mieliśmy wyjścia..."
Całkiem dowcipne rozwiązanie. Im za to pozostawało pokrzyżować ten plan i jakoś się z tej kabały wydostać. Powiedzmy - w miarę w całości.

Plany mają to do siebie, że nie zawsze się udają. Szczególnie gdy nie można spełnić warunków początkowych.
Tym razem los Rogerowi nie do końca sprzyjał. Pajęczą wspinaczką nikt nie dysponował. Nie można było się prześlizgnąć nad nadciągającymi przeciwnikami, a potem wykończyć jednego lub drugiego ciosem w plecy. Pozostawało oczekiwanie na nich na dole. Udawać parawanik? Odegrać roślinkę w doniczce? Przykleić się do ściany?
No i w jaki sposób wciągnąć wszystkich do środka...? Dość prawdopodobną rzeczą było, iż idący na samym końcu mag nie wyściubi nosa dopóki sytuacja nie będzie jasna, albo krytyczna. A w końcu chodziło o to, żeby załatwić wszystkich po cichu... Gdyby tak ktoś rzucił strefę ciszy, czy jak się zwał ten czar, to nikt by nie usłyszał ewentualnego wołania o pomoc. Ani jęków rannych. Potem tylko przemknąć się za plecy maga... Jeden cios... i jeden kłopot z głowy. Potem by można zobaczyć, czy można w jakiś w miarę dyskretny sposób opuścić lochy.
To, co mówił Teu, to była, delikatnie mówiąc, bzdura. Ktoś, kto był przeciwko nim, też był wrogiem, a fakt, że szli uzbrojeni po zęby bynajmniej nie świadczył o pokojowych intencjach. A w ramach robienia porządków - jako że głowy nie było pod ręką, to można było zacząć je od palców.

Skryty pod osłoną niewidzialności Roger stanął w pewnej odległości od wejścia do podziemi. Wolałby nie zostać stratowany przez wbiegających do środka żołnierzy.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-03-2012, 22:57   #575
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sabrie wiedziała gdzie jest "Smoczy Jęzor", dość ekscentryczna a przy tym piekielnie droga karczma dla bogatych awanturników marzących o szybkim pozbyciu się złota w wygodnych warunkach.
Przyczółek wszelakiej maści czarodziejów i bardów, jako że inne profesje były mniej wygodnickie (jak wojownicy czy mnisi), bardziej uduchowione (jak paladyni i kapłani) lub zbyt skąpe (łotrzyki) by płacić dodatkowe monety za parę miękkich poduszek do łóżka.
Więc łatwo było sądzić jakim typem jest miłosna czarodziejka. Zresztą Sabrie poznała ją dobrze, aż za dobrze.
Przyjazna (aż do przesady), nieskora do kłótni i wyjątkowo ugodowa czcicielka Sharess nie była typem wojownika. Niemniej, już wielokrotnie im pomogła. Zawsze, gdy mogli na nią liczyć, nie zawiedli się.
Owszem, kilka razy Tausersis walczyła ramię w ramię z drużyną. I jej potencjał był znaczący.
Ale... ile może zdziałać jedna zaklinaczka?
No i? Czy zechce zadziałać? Nawet jeśli nie jest sojuszniczką Księżycowych Gwiazd, to czy można od niej wymagać tak wiele? Czy można się zdziwić, jeśli odmówi?
Byli towarzyszami broni parę razy, ale... czy Sabrie pomogłaby Tau, gdy ta by była w kłopotach?
Czy mogła więc teraz prosić o pomoc? I jak wielki dług zaciągnie u Tausersis?
I jak go spłaci?
Nagle Sabrie wzdrygnęła się, odruchowo spinając Miee’le. Wspomnienie dotyku jej warg, wspomnienie kąpieli, nasunęło na myśl, że Tau może zażądać spłaty długu w naturze. Mimo wszystko miłosna czarodziejka niespecjalnie wydawała się przykładać wagę do pieniędzy, a dużo bardziej do... rozkoszy cielesnych doświadczeń.
Na razie jednak wojowniczka ruszyła dalej uliczkami miasta, odkładając rozmyślania o spłacie długu na później.


Przemierzając puste o tej porze uliczki miasta, mijała wesołe i głośne tawerny pełne życia. Pod tym względem "Smoczy Jęzor" się wyróżniał. Ale nie tylko pod tym.


Przede wszystkim wyróżniał się konstrukcją, jakże inną w porównaniu ze zwykłymi tawernami. Także wydawał się z zewnątrz cichy. Ale tylko ze zewnątrz, bo gdy Sabrie weszła do środka przekonała się, że tam również panuje jazgot rozmów i śpiewy bardów. Po prostu za pomocą magii, wyciszano dźwięki wychodzące poza budynek. Trzeba też było przyznać, że nie tylko to wyróżniało "Smoczy Jęzor".
Było tu też bardziej kulturalnie. Rozmowy się toczyły na bardziej filozoficzne tematy, jedzenie wyglądało na bardziej sycące. A adeptów Sztuki, było jak pcheł na psie.


Owszem, trafiali się i tacy co z magią tajemniczą nie mieli wiele wspólnego. Ale tych nie było wiele.
Niemniej Sabrie nie wpłaciła dwóch sztuk złota za samo wejście (co było zdzierstwem, nawet jak na takie luksusy), by podziwiać zawartość lokalu. Jej spojrzenie wędrowało po głowach w poszukiwaniu bujnej czarnej czupryny, przeciętej pasmem białych włosów.
W końcu trafiła. Tausersis siedziała otulona gromadką około dziesięciu magów, starych i młodych, ba... trafiły się nawet kobiet zauroczone jej charakterem. Sabrie sama to rozumiała, choć czuła się przy Tau nieswojo, to jednakże nieswojo w przyjemny sposób.
Wojowniczka ruszyła w jej kierunku, a gdy była już blisko ich spojrzenia na moment się skrzyżowały.
-Sabrie.- rzekła przyjaznym, acz zdziwionym głosem miłosna czarodziejka.-Co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś w wieży? Szczerze powiedziawszy sądziłam, że raczej Sylphia zdecyduje się odwiedzić Smoczy Jęzor, by na moment odpocząć od tych pompatycznych Harfiarzy. Przysiądź się, napij wina... na mój koszt.
-Bzdura... na mój koszt.
- odezwał się brzuchaty czarodziej.- Nie wypada by przyjezdni stawiali, zwłaszcza gdy są nimi tak urocze panie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-03-2012, 22:31   #576
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Galop przez wieczorne niebo, a potem przez ulice miasta dał Sabrie chwilę wytchnienia i czas na przemyślenie dalszych działań. W zasadzie nie miała żadnej karty przetargowej, a tą... hm... teges... uparcie wypychała z myśli. Zresztą Tau nie była tak wyrachowana. Gorzej, że nie miała ani pieniędzy, by jej zapłacić, ani przysługi na wymianę. A byli już tak blisko celu...

W końcu dotarła do “Smoczego Jęzora”, zapłaciła zdzierczy wstęp (podejrzewała, że jej żołnierski, brudny wygląd miał tutaj coś do rzeczy) i odnalazła służkę Sharess.
-Co ty tutaj robisz? - spytała Tausersis. - Czemu nie jesteś w wieży? Szczerze powiedziawszy sądziłam, że raczej Sylphia zdecyduje się odwiedzić Smoczy Jęzor, by na moment odpocząć od tych pompatycznych Harfiarzy. Przysiądź się, napij wina... na mój koszt.
- Bzdura... na mój koszt. - odezwał się brzuchaty czarodziej. - Nie wypada by przyjezdni stawiali, zwłaszcza gdy są nimi tak urocze panie.

Sabrie uśmiechnęła się słabo do brzuchacza i zwróciła do czarodziejki.
- Możemy porozmawiać na osobności? Mam... hm... dyskretną sprawę do omówienia.
- Oczywiście, chodźmy do mojego pokoju.- rzekła czarodziejka poufale obejmując jej ramię i prowadząc do zacisznego i ładnie urządzonego pokoiku z wygodnym łóżkiem. Nie wiedzieć czemu, ale fakt, że pokój był zaciszny nieco niepokoił wojowniczkę. Wygodne łóżko trochę też.
- Mamy... hm... mamy problem. - Sabrie też miała problem - z dostosowaniem się do sytuacji i rozpoczęciem wyjaśnień. Westchnęła. - Harfiarze nas zdradzili. Przejęli przesyłkę by ją zniszczyć i zamknęli nad w lochu... z którego reszta właśnie próbuje się uwolnić. Podejrzewam, że tym razem nie pozwolą nam wywinąć się żywcem. Chciałam prosić cię o pomoc. Obecnie nie mamy czym zapłacić, ale mogę odwdzięczyć się jakąś przysługą... w granicach rozsądku.
-Co... dokładnie się stało. I jakąż to przysługę masz na myśli.- spytała ostrożnie Tausersis rozważając jej słowa. -I jak to możliwe, że Harfiarze was zdradzili? Chyba nie jesteście jakąś złą organizacją. Nie służycie chyba Cyricowi, albo... Shar?
W sumie takie pytanie nie mogło dziwić. Tau nigdy specjalnie nie zagłębiała się w sprawy drużyny. Podróżowała z nimi i pomagała, bez zbędnych pytań.

- To hm... bardziej skomplikowane - westchnęła Sabrie. Teraz i tak nie było zbytniego sensu w utrzymywaniu tajemnicy. - Służymy Silverymoon, Marchiom. Nasza misja ma pomóc zwyciężyć w nadchodzącej wojnie z orkami. Harfiarze zgodzili się nam w tym pomóc, dostarczali złota, najemników... Ale okazało się, że tutejsi działają z rozkazu Czarnokija i chcą sabotować naszą misję, bo “Marchie i tak nie przetrwają” - skrzywiła się. - Nie obchodzą ich ludzie, którzy ucierpią w czasie najazdu, tylko nieokreślone “większe dobro”. Czy też neutralność raczej.
-To masz duży problem.- odparła po chwili namysłu Tau, podrapała się po podbródku.-Ale jak ja... mogę pomóc?
- Nie oczekuję, że szturmem zdobędziesz twierdzę - roześmiała się nieco wymuszenie wojowniczka. - Ale mogłabyś może odwrócić jakoś uwagę strażników na dziedzińcu i murach? Zmylić ich, uśpić, cokolwiek co masz w swoim arsenale czarów. Oczywiście zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała narażać się tak potężnej organizacji. Mam zamiar zaraz udać się do rezydującego tu paladyna z Siverymoon; on bedzie miał najwięcej powodów, by nam pomóc... o ile mi uwierzy - westchnęła. Ze służbistami różnie bywało.
-Wiesz.- Tau podeszła blisko do wojowniczki, bardzo blisko. I wywołując przyspieszone bicie serca spojrzała w oczy Sabrie i szepnęła.- Znam parę sztuczek, ale nie jestem osobą zaprawioną w bojach, ale... tu jest cała karczma podchmielonych magów i zaklinaczy. Podążasz za moją myślą?

Sabrie aż zakrztusiła się z wrażenia, a potem wybuchnęła śmiechem. No tak, to był pomysł dokładnie na miarę osobowości Tau i jej możliwości. I rozładował choć na chwilę śmiertelnie poważną sytuację.
- Nie wątpię w twój urok, ale nawet on nie zmusi magów do wyprawy na Harfiarzy. No, chyba że chcesz użyć argumentu “dama w niebezpieczeństwie”? - roześmiała się, ale już mniej wesoło. W końcu szanse na przeżycie uwięzionej grupy malały z każdą chwilą. - Czy raczej: “darmowa impreza u Eaerlrauna Cienilina”?
-Myślałam raczej o czymś patriotycznym. Bandyci napadli na twierdzę Harfiarzy, Zhenci w twierdzy, no i... Sylphia nie jest z tobą, więc i dama w potrzebie, będzie prawdą.- ujęła dłońSabrie w swoje dłonie.- Coś zaimprowizujesz na miejscu. Ja mogę cię wspomóc, ale to ty poprowadź swą przemową magów na mury. I nie martw się, mężczyźni po kilku głębszych to duzi chłopcy. Nie zwrócą uwagę na kilka nieścisłości, zwłaszcza jeśli będą mieli uwagę skupioną na czymś innym. Więc zdejmuj zbroję. Mogę ci w tym pomóc, jeśli pójdzie ci szybciej.

Magów na mury i do tego patriotyczną przemową?! Te lenie śmierdzące nie ruszały zadków, jeśli w perspektywie nie było dobrych magicznych przedmiotów lub darmowego wina.
- Ty mogłabyś ich poprowadzić dokądkolwiek nawet w zbroi - burknęła Sabrie, wywijając się z rąk czarodziejki.
-Ale nie jestem tutejsza, a ty tak - stwierdziła Tausersis.
- I tak mnie nie znają; dla nich liczą się tylko cyce! - jęknęła wojowniczka. Nie wyobrażała sobie wzniosłej przemowy do MAGÓW! Na wszystkich bogów, nie było chyba mniej altruistycznej profesji. Ale tak na prawdę nie miała czasu na spory i niewiele mogła stracić... no ale na dziewicę w opresji też nie wyglądała. Faktem było, że mogła chyba tylko liczyć na niechęć tubylców do Zenthów.
-Ale ja znam ciebie i twoją pasję. Poradzisz sobie.- rzekła wciskając w dłonie Sabrie flakonik.- Potem rozliczysz się z niego. To eliksir krasomówstwa.
- Dobra... ale to TY roztaczasz swój zabójczy urok; wtedy nie będą zwracać uwagi na moją paplaninę - Sabrie zaczęła sprawnie rozpinać paski i zbroi, ale chciało jej się wyć. Co za przeklęta misja! I zaraz będzie musiała wdziewać zbroję z powrotem!
-A co do zapłaty. Wspólna upojna noc będzie w sam raz.- rzekła niespodziewanie Tausersis choć dziwnie żartobliwym tonem.
- Dobra, dobra, rynkowe stawki i koniec - wywróciła oczami wojowniczka. - I lepiej daj mi jakąś kieckę, przecież w koszulinie przed nimi nie stanę. - nawet jeśli by harfiarze nie zabrali całego jej ekwipunku to i tak nie miała w nim strojów by uwodzić - tfu! - magów.
- Żadne rynkowe stawki, moja droga... choć z tą upojną nocą to był żart.- rzekła czarodziejka wypowiadając słowa magii i sprawiając, że całe ubranie spadło z wojowniczki. Przez co Sabrie stała przed Tau, golutka. - Obiecasz, że będziesz odwiedzała mój przybytek za każdym razem jak los sprowadzi cię do Silverymoon. Niewiele tam osób znam, więc miło by było mieć z kim powspominać przygody.
Odwróciwszy się tyłem nagiej wojowniczki zaczęła wyciągać z sakwy suknie, kolorowe i wzorzyste... i dość prześwitujące.
- Pośpiesz się... cokolwiek twojego się nada - kichnęła Sabrie, puszczając komplement mimo uszu i dumając nad przemową. Zenthci napadli skrycie na harfiarzy, więżąc w murach ich twierdzy jej towarzyszy i - ach - biedne, bezbronne kobiety, wracające do Silverymoon z misją od samej władczyni! Jej udało się uciec, ale tamci zostali odcięci w lochach i dzielnie się bronią, choć niewiele mają na to sposobów! Żałosne, ale może się nada... I tak wszyscy będą gapić się na Tau.
-To się nada, ale będziemy musiały dopasować resztę.- rzekła Tausersis wybierając jeden ze strojów. I ubierając w Sabrie w niego. Bowiem był kolejny problem. Tau też nie nosiła sukienek. Kolorowa szata była miękka w dotyku i bardzo delikatna. A zaklinaczka za pomocą kilku magicznych sztuczek utrefniła i przyciemniła włosy wojowniczki. Sabrie z trudem rozpoznawała się w lustrze.




-Widzisz? Pod tym całym pancerzem jesteś piękną kobietą potrafiącą oczarować każdego mężczyznę.- szepnęła jej do ucha Tau muskając je wargami.

- Dobra, dobra, fiokuj mnie dalej, to w wieży zastaniemy same trupy! - burknęła wojowniczka, maskując zażenowanie. - Idziemy - podkasała niby-kieckę, złapała zbroję w rękę (miała zamiar zostawić ją na chwilę u szczytu schodów) i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę sali biesiadnej. Miała nasilające się wrażenie, że Tau się z niej naigrawa i bawi ją sytuacja, która dla Sabrie była sprawą życia i śmieci - całkiem dosłownie i z kilku powodów.

Przykuła spojrzenie wielu. Magom gęby otwierały się na jej widok, spojrzenia wyrażały zachwyt (inna sprawa, że były też mętne od nadmiaru trunków). Nigdy dotąd Sabrie nie była w centrum męskiego zainteresowania, aż takiego w każdym razie. Idąca za nią Tau jedynie chichotała.

Sabrie stanęła dwa stopnie przed końcem schodów, by być lepiej widoczną, wzięła głęboki oddech i...
- Co za nieszczęście - zawyła, mając ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. - Moje towarzyszki obrały za miejsce noclegu Wieżę Księżycowej Poświaty, to miało być najbezpieczniejsze miejsce w mieście i co!? Napadli je! Bandyci! Mordercy! Gwałciciele! Ani chybi Zenci czy inne tałatajstwo! Zagnali do lochów i bogowie wiedzą co im tam zrobią! A toć to wysłanniczki samej pani Silverymoon były, wracające z niezwykle ważnym posłannictwem do domu! Co za nieszczęście!!! Wstyd i sromota na Everlund! - zakończyła i ukryła twarz w dłoniach, bo strasznie zachciało jej się śmiać.
-Słyszycie drodzy obywatele Everlund, słyszycie znamienici magowie i patrioci?!-krzyknęła głośno Tau obejmując czule i opiekuńczo ramieniem Sabrie.- Słyszycie i pozwalacie by taka zbrodnia, taki uczynek uszedł, tym zbójom na sucho. Nie wzruszają was łzy tej cnej dziewicy?! Czyż nie jesteście śmietanką tego miasta, najpotężniejszymi z potężnych. Czyż potęga oddana w wasze dłonie nie służy po to by karać? I czyż nie ma wspanialszej rzeczy na świecie, niż wdzięczność niewiasty... zwłaszcza ślicznej. A tak kobiety niewolą zbóje. Na Wieżę ruszajmy! Na Wieżę! Ukarać winowajców!
-Na Wieżę! Jakiem Singwal, Pogromca orków!- krzyknął jeden z brzuchatych magów, a jego okrzyk pochwycili kolejni. I jeden po drugim odrywali się ze stołów, by ruszyć w kierunku drzwi i swą magią wykazać się przed ślicznotkami... aaa... i wymierzyć sprawiedliwość oczywiście. Przy okazji.
Kiedy pierwsza fala pijanych magów ruszyła, za nimi poszły i czarodziejki. Jedne pod wpływem uroku Tau, jaki Sabrie... Inne, co by pokazać że mężczyźni nie są tu jedynymi sprawiedliwymi.
Koniec końców w kierunku Wieży ruszyło ponad trzydziestu doświadczonych magów.
-Widzisz? Podchmieleni mężczyźni są łatwym celem manipulacji.-rzekła wesoło Tau i dodała.- Pamiętaj o swej obietnicy. Masz mnie odwiedzac w Silverymoon. A szatę zatrzymaj, ładnie ci w niej.
- Dla ciebie łatwym celem jest każdy, nawet stojący jedną nogą na tamtym świecie - prychnęła Sabrie, mocując się z napierśnikiem i rozglądając za mieczem. - Ale dziękuję ci. Na pewno narobią niezłego zamieszania.-To nie tylko moja zasługa. Jesteś piękna Sabrie i zmysłowa. Tylko... dobrze to maskujesz - odparła czarodziejka i dodała po chwili zastanowienia.- Ja mam jeszcze coś do załatwienia. Pewnego dżinistę wyciągnę z pieleszy i objęć pewnej służki. I razem ruszymy na wieżę.
- Jasne, jasne. Z magią każdy jest. Tylko się pośpiesz - odparła, ruszając również na piętro. Skoro miała chwilę, zamierzała porządnie wdziać zbroję. A potem poszukać Magnusa. Magów i tak napędzał alkohol i męska duma, nie potrzebowali przewodnika. Za to wsparcie oficjalnego ramienia sprawiedliwości mogło im być potem bardzo przydatne.
 
Sayane jest offline  
Stary 18-03-2012, 23:55   #577
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie mieli czasu do stracenia. Po tym jak Sabrie wyfrunęła przez otwory wentylacyjne, Teu udał się na zwiad wszyscy zabrali się do działania. No, prawie wszyscy.
Magowie i kapłani mogli rzucać czary, by przygotować się do walki. A Asura korzystać ze swych zdolności, natomiast reszta mogła tylko czekać.
Nie musieli czekać zbyt długo. Warczenie Vraidema było dobrą informacją, że coś się czai na schodach. Jakieś zagrożenie które wypatrzył Teu.
Przybywszy z powrotem do swych towarzyszy elf poinformował drużynę o zbliżającym się zagrożeniu.
Szli tu, zakuci w zbroje żołnierze, wraz krasnoludzkim magiem. Elf dostrzegł tylko początek kolumny, ale niewątpliwie było ich więcej.
Teu sięgnął po swą moc osłaniając siebie Vraidema i gnomkę cieniami tańczącymi w świetle kaganków i pochodni.
-Pamiętajcie, to nie są nasi prawdziwi wrogowie, nie powinniście używać czegoś co może ich zabić. - szeptem dodał do ostrzeżenia elf.
-Zamknęli mnie, grozili moim dzieciom... Ja im zgotuję piekło.- uniosła się gniewem Drucilla. Gnomka najwidoczniej nie była w nastroju do bycia miłą i sympatyczną. Wszak tam na górze jej "Skarbka" chcieli mordować. A nie ma nic straszniejszego niż matka walcząca w obronie własnych dzieci.
Ukryty za niewidzialnością Roger czekał na zbliżające się zagrożenie, podobnie jak reszta czatując przy drzwiach.

Na zbliżających się osobników uderzyła nawałnica zaklęć. Magini swym czarem poraziła umysł strażnika, który zatrzymał się nagle i stał głupio szczerząc zęby. Nie wywołało to jednak zaskoczenia u reszty.
Co tylko potwierdziło fakt, że wiedzieli co mogą zastać. Strażnik którego Teu chciał miłosiernie uwięzić w bąblu, próbował zwinnie uskoczyć. Ale nie miał niestety gdzie.
I skończył w kuli nie do poruszenia.
Kapłanka, tak jak można się było spodziewać uderzyła z wykopem, korzystając z uderzenia płomieni.
Korytarz w którym szli wypełniły gorejące płomienie bez dymu. A po chwili słychać było jęki bólu ciężko ranionych strażników.
Asura napięła łuk i wystrzeliła pociski w stronę maga, ale jego magia ochronna zniwelowała owe trafienia.
A reszta czekała na okazję... która nie nadchodziła. Bowiem walka zaczęła się na terenie wroga. Czyli w wąskim i ciasnym korytarzu, blokującym możliwość zmasowanego ataku, zwłaszcza kiedy ciężko się było przecisnąć obok pół realnej bańki.
-"Co za debil to rzucił?"- pomyślał Roger, z wyraźną pretensją spoglądając na drużynowych magów. Koło kuli co prawda można się było przecisnąć, ale wystarczyłby jeden ruch któregoś ze stojących jeszcze na nogach strażników, by ujawnić obecność niewidzialnego przeciwnika.
Pozostawało poczekać na to, co zrobią strażnicy, a potem dopiero spróbować przejść.

Rozzłoszczona niepowodzeniami swych ataków asura, przywołała magię defensywną tworząc tarczę ze srebrzystego światła przed sobą.
Drucilla sięgnęła zaś po kolejną masakrującą modlitwę. Dźwiękowa kakofonia poraziła strażników powalają ich na ziemię, nieprzytomnych i ciężko poranionych.
Ale na miejsce leżących, wyraźnie szykowali się kolejni. Zaś sam krasnoludzki mag jedynie kpiąco się uśmiechnął. Bowiem na nim czar kapłanki nie zrobił najmniejszego wrażenie.
Elf westchnął. Jego zaklęcie nie zadziałało dokładnie tak jak jak miało, z tego co pamiętał. Niemniej była to tylko iluzja, więc problem nie był aż tak wielki. Kula miała też swoje plus... wzdychając elf zaczął zbierać ciemność wokół siebie jego dłonie stały się czarne niczym heban. Niedługo czarne żmije polecą w stronę jego wrogów, ale teraz skoncentrował się na krasnoludzkim magu. Następne zaklęcie jakie krasnolud miał zamiar rzucić Teu przechwyci.
Sylphia, stojąc w sumie nieco z boku całego zamieszania, zaczęła nagle wypowiadać wyjątkowo długą formułkę, przymykając nawet w jej trakcie oczy. Szept Magini zdawał się nie mieć końca, i mało kto wiedział, co ona tak naprawdę robi. Równie dobrze, mogła bowiem przecież choćby w obecnej chwili się modlić. Nagle jednak, wśród niewielkiego błysku i odrobiny dymu, w lochu pojawił się zbrojny jegomość o dosyć niebezpiecznym wyglądzie. Na polecenie Sylphii czym prędzej zaatakował stojącego przed nim brodacza.


Ów przywołany przez maginię bralani pojawił się pośrodku jęczących z bólu strażników, tuż przed zaskoczonym krasnoludem. I prawie trafił czarodzieja za pierwszym uderzeniem broni.
Prawie... jednakże ani pierwszy, ani drugi atak nie dotarł do celu. Brodacz był ciężkim orzechem do zgryzienia.
Kastus zaś przywołał do swej ręki młot bojowy iskrzący od przeskakujących po nim błyskawic.
Zaskoczony tą sytuacją Khezarik sięgnął po swą moc i rzucił kolejny czar wypowiadając słowo pełne mocy. Wola Teu i krasnoluda na moment zwarły się w mistycznym pojedynku, gdy cieniste węże elfa próbowały ukraść jego czar. Walka była zacięta, ale upór krasnoluda zatriumfował.
I Khezarikowi udało się wypowiedzieć słowo mocy... pozbawiając przyzwanego eladrina wzroku.

Walka zmieniła się w pojedynek magów. Teoretycznie przeważali w nim awanturnicy, bowiem ich było więcej. Ala połączone moce magini, Dru oraz Teu ledwo sobie radziły z „opancerzonym magią” krasnoludzkim czarodziejem.
Roger korzystając z niewidzialności jaką był obdarzony, postanowił wkroczyć. Tym bardziej, że niewidzialność nie miała trwać wiecznie.
Asura nie mając czystej okazji do strzału, przyczaiła się z łukiem. W obecnej chwili mogła jednak trafić przyzwanego przez maginię niebianina. A także zapewne niewidzialnego Rogera.
Kapłanka zaś poświęciła czas na rzucenie czaru, po którym zaczęła świecić perłowym blaskiem. I utraciła to, czym ją obdarzyła moc Teu.
Elf wypuścił z ręki cienistego węża, którym miał zamiar trafić krasnoludzkiego maga, podczas gdy jego chowaniec zaatakował najbliższego wroga.
-Poddajcie się, a darujemy wam życie! - krzyknął do patrolu.
Ci jednak poddać się nie zamierzali, pomijając tych ciężko rannych leżących na schodach. Kusze wystrzeliły, a pociski choć trafiły w oślepionego bralaniego, to nie uczyniły mu większej krzywdy.
Zaś krasnoludzki mag krzyknął.- Ja proponuję wam to samo. Złóżcie broń i poddajcie się. A ocalicie życie.
- A wal się! -
Krzyknęła wnerwiona Sylphia, po czym wymówiła kolejną inkantację, tym razem mając zamiar przemienić wrogiego Maga w małego, potulnego kotka... choć jakoś wewnętrznie, wbrew własnej logice, nie wierzyła w sukces...

Magia czarodziejki zmiażdżyła magiczne osłony, tłamsząc ich opór, ale wrodzony wigor krasnoludzkiego maga, oparł się tej sztuczce. Khezarik zdołał wytrzymać napór jej magii. Ale nie zdołał uniknąć ataku oślepionego przyzwanego przez nią stwora.
Kastus, mniszka i harfiarz nie włączyli się do walki. Powód tego był prosty. W wąskim korytarzu, takie działania nie miały sensu. I tak było tu tłoczno.
Zaś sam Khezarik rzucił kolejny czar, mając nadzieję, na pomieszanie szyków przeciwnikom.
Udało mu się rzucić czar, ale...tym razem Teu przejął energię zaklęcia, choć z trudem.
Krasnoludzki czarownik był potężny.
Przejście obok kuli się udało, prześlizgnięcie obok walczącego z magiem stwora - również, i to bez szwanku. A że mag miał na głowie dosyć kłopotów, nie zwracał uwagi na plączących się obok niego, niewidzialnych ludzi. Rogera konkretnie. Ten uniósł miecz i zadał cios w ciało niespodziewającego się ataku krasnoluda.
Rapier wbił się niczym żądło w ciało krasnoludzkiego maga i z irytacją Roger stwierdził, że tyle co żądło... ale osy, wyrządził szkód. Coś tam się zafajczyło, trochę krwi pociekło, ale precyzyjne pchnięcie Rogera w swe żywotne organy czarodziej ledwo raczył zauważyć.
Asura i Dru nie podjęły działań, obecna sytuacja bowiem była kłopotliwa dla obojga. Jakikolwiek atak z ich strony mógł wszak narażać sojuszników.
Obecność Rogera za linią wroga była... uciążliwa. Elf był pozbawiony możliwości użycia zaklęć obszarowych i mógł tylko używać bardziej precyzyjnych tajemnic. Wysłał zatem kolejnego węża w stronę krasnoludzkiego czarodzieja. Teu czekał. Czekał aż Sylphia bądź krasnoludzki mag użyje jakiegoś ciekawego zaklęcia, którego echo on będzie mógł potem użyć. Vraidem dalej atakowałby każdego kto mu wpadł do łap. Chętnych jednak nie było.

Magini, nie bardzo wiedząc co w zaistniałej sytuacji uczynić, nie chcąc jednocześnie (jeszcze) doprowadzać do zgonów wśród przeciwników, miała mały orzech do zgryzienia. Po chwili zastanowienia Sylphia rzuciła więc na wrogiego im brodacza "Rozproszenie magii", chcąc pozbawić typa choćby części magicznych barier, a tym samym ułatwić dobranie się do niego pozostałym...
Uderzenie mocy magini i woli maga starły się w tytanicznym wysiłku. Krasnolud był twardy, jego moc potężna. Ale gorliwa czcicielka Mystry też nie była nowicjuszką.
Fala jej magii uderzyła w osłony maga i zmagała się z nimi. W końcu jednak Sylphii udało się zaklęciem zneutralizować osłonę magiczną krasnoluda, co ten przyjął ze zdziwieniem.
Oślepiony Bralani atakował w furii zamaszystymi zamachami sejmitara. Jeden z jego ciosów dosięgnął krasnoluda, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Drugi także dosięgnąłby, gdyby nie... stojący obok niewidzialny Morgan, który oberwał sejmitarem w bok, nie zdążywszy zejść z linii ciosu. I nie spodziewający się oberwać od sojusznika.
Reszta drużyny czekała tuż przy schodach, bądź co bądź wąski korytarz, pełen leżących ciężko rannych wojaków i tłoczących się wrogów, raczej nie pozwalał na sensowną walkę.
Teu po raz kolejny próbował wykraść energię czaru wrogiemu magowi i znów... poniósł porażkę. Krasnolud był zbyt potężny, jego wola zbyt silna. Był ciężkim przeciwnikiem. O wiele cięższym, niż się mogło z pozoru wydawać. Jednakże czar, który rzucił, był prostacki w swej naturze.
Krasnoluda wystrzeliła na wszystkie strony mgiełka iskrzącego pyłu, pokrywając błyszczącymi iskierkami.
Roger i bralani zdołali zaatakować, przy czym przyzwany potwór chybił. Za to Morgan mocno zranił krasnoluda, który jednak i obrażeniami się zdawał nie przejmować.
Gorzej, że te iskierki nie dość że oblepiły Rogera czyniąc jego osobę widoczną (i błyskotliwą, szkoda że dosłownym znaczeniu), to jeszcze moc magii sprawiła że awanturnik oślepł. Co prawda trzech najbliższych strażników także, ale to detal.
Sytuacja była więc poważna...

Niewidzialny wojownik to jedno, ale niewidzący to coś nieco innego. Jedyne, co można było teraz zrobić, przynajmniej według Rogera, to wycofać się jak najszybciej. Zadał jeszcze jeden cios, na ślepo, magowi, a potem ruszył w stronę, skąd przyszedł, czyli w kierunku więziennego korytarza. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Krasnolud stał pośród ślepców, ranny ale zadowolony z siebie. Kapłanka zaś gotowała się w sobie mając zapewne zamiar użyć kolejnego przykładu dewastującej magii.
Drucilla sięgnęła po potęgę magii swego bóstwa i z jej dłoni wystrzeliła z sykiem wstęga ciemności, która ugodziła w maga w pierś wywołując u niego ból i grymas zaskoczenia na obliczu Khezarika. Kastus zaś nawoływał Rogera.- Tutaj chodź, tutaj.
Co by oślepiony, orientował się gdzie iść. Bo łatwo nie było. Nie dość że nie widział, to jeszcze szedł po schodach wśród ciężko rannych najemników leżących i pojękujących.
A Asura czekała, aż Morgan zejdzie z linii strzału.

Teu nieznacznie się uśmiechnął widząc zaklęcie Drucilli. Cienie były jego specjalnością, ale kapłanka najwidoczniej też posiadała pewien wgląd w tej materii. Postanowił zatem wykorzystać moc, którą użyła kapłanka i przywołał cieniste echo jej zaklęcia, również celując w czarodzieja.
Kolejny cienisty promień uderzył w czarodzieja dość dotkliwie go raniąc. Widać krasnolud pozbawiony osłony magicznej, z atakami opartymi na magii przestał już radzić sobie tak dobrze jak przedtem.
Ponieważ Magini nie miała już żadnych "łagodnych" czarów, ponieważ Krasnolud wciąż nie odpuszczał, chociażby oznajmiając, że się poddaje, i w końcu ponieważ Sylphia miała już tego wszystkiego serdecznie dosyć, wpakowała w niego całą serię "Magicznych pocisków". Nie interesowało jej już, czy jegomość przeżyje, czy nie, cała bowiem zaistniała sytuacja działała już jej zdrowo na nerwy. Co innego robienie za najemnika, a całkiem co innego bycie robionym w konia....
Jednak te pociski coś pochłonęło, coś co znajdowało się przed krasnoludem. Jakaś niewidzialna tarcza. Bralani zaatakował tym razem niecelnie. Niemniej i tak mocno zmaltretowany atakami czarodziej chwiał się już na nogach i miał zapewne dość walki. Bowiem kolejnym jego czarem była teleportacja.
Znikł w blasku niebieskiego światła umykając z pola bitwy.
To oczywiście wywołało panikę i tumult wśród żołnierzy, którzy znajdowali się za nim. A paniczna plotka o ucieczce krasnoludzkiego maga przemieniała się w coraz straszniejszą plotkę wraz z każdymi ustami które ją przekazywały wyżej.
-Widać krasnolud był jakąś osobistością... powinniśmy jak najszybciej się stąd zbierać! - krzyknął elf widząc panikę żołnierzy.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Co prawda żołnierze wpadli w panikę i część z nich próbowała się wydostać. Ale pozostali nie bardzo chcieli im to ułatwić.
Schody nadal były zatłoczone, więc przedarcie się przez nie było niemożliwe. Przynajmniej na razie.

Może to i lepiej?
Na razie należało się pozbierać po obecnej walce.
Najgorzej było z Rogerem, ale posiadanie dwóch doświadczonych kapłanów w drużynie popłacało. Kastus bez problemu poradził sobie z uleczeniem oczu Morgana.
W tym czasie Dru nasłuchując odgłosów chaosu z góry schodów, mówiła.- Co teraz ? Siłą się nie przebijemy, nawet idąc po trupach. A tamci, przegrupują się i uderzą ponownie.
-Pozostało więc przygotować się na oblężenie.
– stwierdził Harvek znosząc do cel ciężko rannych których jego przyjaciółka sprawnie opatrywała.
-Nie możemy tu tkwić wiecznie! – wybuchła czarodziejka, której obecne warunki mieszkaniowe najmniej odpowiadały.
-Nawet z użyciem bojowej magii i tak będziemy się przebijać powoli.- potarła czoło gnomka.- A oni tam mordują mego Pysia!
-Jedyna nadzieja w Sabrie i jej sojusznikach.-
rzekł Kastus. I akurat chwilę później, słychać było odległy huk, potem kolejny. Niewątpliwie jakaś siła atakowała twierdzę.
I ta sytuacja przyspieszyła ewakuację żołnierzy z korytarzy prowadzących do lochów.
Drużyna mogła wreszcie wyjść z lochów zamku i ruszyć na górę, by wyjść na dziedziniec. A tam... się działo.


Tej bowiem nocy Everlund zostało przebudzone przez ogień i hałas wywołany działaniami wojennymi. Wieża Księżycowej Poświaty bowiem była atakowana.
Kto i czemu? I dlaczego?
Nikt z przebudzonych mieszkańców miasta, tego nie wiedział. Ale wszyscy przyglądali się fajerwerkom wywołanym przez magię.
A na samym dziedzińcu, toczyły się chaotyczne walki. Z jednej strony pijani magowie rzucali na wrogów i przeciwników wszelkie zaklęcia jakie mieli na podorędziu.


A że alkohol szumiał im w głowach, to i z celowaniem były kłopoty. Nic dziwnego więc, że na dziedzińcu panował chaos nad którym nikt nie panował. Żołnierze albo atakowali na własną rękę magów, albo szukali kryjówek. Wszelkie osoby próbujące zebrać żołnierzy i przeprowadzić skoordynowany atak przeciw magom, atakowały ogniste pociski z latającego dywanu, bądź srebrna smoczyca.
Za tą bandą pijanych magów rzucających czarami w co się tylko dało stały więc myślące trzeźwo umysły.
A wychodzącym z lochów awanturnikom latający dywan i srebrny smok pozwalały na domyślenie się, kto za tym stoi.
-Jedna grupa niech wyruszy po silverymoońską broń i konie, druga po ekwipunek. Ja zaś... mam osobistą sprawę do załatwienia.- rzekł w Harvek i ruszył w kierunku kotłujących się żołnierzy.
Caelyn spojrzała po grupce i rzekła.- Mogę was poprowadzić do komnat gościnnych , szybko i w miarę bezpiecznie. Kto idzie ze mną?
A Dru już pognała w kierunku stajni w której stała armata. Kapłan rzekł zaś smutnie.- Tym razem ja idę po nasze graty.
I zerknął na Asurę.
Ta natychmiast pognała za gnomką, wpierw przybrawszy mniej rzucającą się w oczy postać.



Zaś Sabrie gnała przez miasto w poszukiwaniu znanej jej osoby. Magnusa.
Rycerz zapewne siedział w jednej z gospód. Ale w której?
Wybrała jedną z lepszych gospód w mieście, znaną z tego że schodzili się tam wojacy i wojownicy. Pasowała do rycerza, który wykazał się wiele razy dzielnością w boju. Magnus bowiem nie był byle szlachetką.
Tak więc karczma „Miecze i Topory”, ulubiona karczma krasnoludzkich najemników i ludzkich wojaków, wydawała się wojowniczce najbardziej odpowiednia.
I miała rację...



Magnus, wysoki mężczyzna o blond włosach i niebieskich oczach, siedział pomiędzy wojownikami i podkomendnymi obserwując siłowanie się na rękę.
Na jego lewej dłoni osłoniętej grubą, siedział jastrząb. Bowiem Magnus był pasjonatem sokolnictwa.
Na widok zbliżającej się wojowniczki zamrugał ze zdziwienia oczami.- Ej, Sabrie czy ty.. utrefiłaś włosy? I masz makijaż? Szczerze powiedziawszy, choć ładnie ci w nim to jednak... sam nie wiem, jakoś dziwnie wyglądasz. Jakbyś sobą nie była.
Nagle do karczmy dobiegać zaczęły odgłosy wybuchów. I to zanim Sabrie zdołała się odezwać.
Magnus klnąc pod nosem.- Co do cholery.- ruszył do drzwi, ale ktoś go uprzedził wpadając z zziajany do karczmy i wrzeszcząc.- Wieżę Księżycowej Poświaty smok zaatakował... i czaromioty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-03-2012, 21:05   #578
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciemność. Wieczny mrok. Nieprzenikniony. Jak można żyć w taki sposób?
Roger stał oparty o ścianę, usiłując z dochodzących do niego dźwięków stworzyć jakiś w miarę jasny obraz sytuacji, chociaż słowo 'jasny' nie do końca odpowiadało okolicznościom. Zdawać się mogło, że walcząca garstka byłych więźniów (no, może nie do końca byłych) zyskuje jakąś przewagę, o czym świadczyły przerażone głosy atakujących. I odgłosy świadczące o dość pospiesznej ich panice.
Dzięki bogom, a dokładniej dzięki Kastusowi, Roger nie musiał się na własnej skórze przekonywać, co to znaczy żyć w wiecznym mroku. Magia zamknęła mu oczy na światło, inna magia przywróciła mu wzrok.
- Stokrotne dzięki, Kastusie - powiedział, odsuwając się od ściany. - Ale mam nadzieję, że nie będę miał okazji do rewanżu.

Słuch go nie mylił - towarzyszący krasnoludzkiemu magowi żołnierze rzucili się do ucieczki, a sam mag - zniknął. Na schodach zostali tylko ciężko ranni i martwi. Nie zajmując się ani jednymi, ani drugimi Roger popędził po schodach do góry. Trwało tam jakieś dziwne zamieszanie, które - jeśli nikt się nie spodziewał tego, że więźniowie wygrają potyczkę - można by wykorzystać. Może przynajmniej chwilowo nikt nie będzie miał czasu by myśleć o zorganizowaniu kolejnego szturmu na lochy i broniących się tam obrońców Przesyłki.

Zachowując odpowiednią ostrożność wyjrzał na podwórze by przekonać się, że ostrożność - przynajmniej tego typu - była zbędna. Wyglądało na to, że mieszkańcy Wieży mają na głowach inne problemy, niż grupka uciekających więźniów. Roger wnet doszedł do wniosku, że na ich miejscu on sam bardziej by myślał o tym, jak ocalić własną skórę i ujść cało z tego zamieszania, niż łapać uciekinierów. Nie trzeba więc było się przejmować żołnierzami, tylko baczyć na to, by któryś z atakujących magów nie wziął na cel nieodpowiedniej osoby.
W samym wejściu zatrzymał się na moment, wypatrując głównej (jak sądził) sprawczyni całego zajścia, lecz Sabrie jakoś nie rzuciła mu się w oczy. Nie było jednak na co czekać - trzeba było odzyskać swoją własność.
Z pewnością zamiast plątać się po dziedzińcu i narażać na zabłąkaną magię rozsądniej byłoby siedzieć w lochach i czekać na zakończenie starcia, jednak ci, którym rozsądek dyktuje wszelkie kroki siedzą w domach i nie włóczą się po szlaku. Dlatego też Roger, zamiast skryć się w mysiej dziurze i przeczekać, ruszył za Caelyn do pokojów gościnnych. Jako że nie trafił go żaden pocisk magiczny czy pocisk uznał, że proponowanej przez przewodniczkę drodze nie nie można zarzucić.
- Jest tam coś ciekawego? - zwrócił się do Caelyn. W końcu półelfka, bardziej zaznajomiona z tajnikami Wieży, powinna wiedzieć, czy warto odwiedzić jakieś pomieszczenia, z których można by zabrać coś na pamiątkę lub rekompensatę za straty moralne.
- Są oczywiście pokoje gościnne, jest zbrojownia, no i jest skarbiec.
To zabrzmiało bardzo interesująco.
- Ale skarbca, z tego, co wiem, pilnuje jakiś konstrukt - dokończyła Caelyn.
To już było mniej optymistyczne.

Ekwipunek, ku radości Rogera, okazał się być nienaruszonym. Zabrawszy swoje rzeczy i ekwipunek tych, którzy z takich czy innych powodów po niego nie przybyli (i nie przysłali nikogo) Roger postanowił rozejrzeć się po okolicy.
- Wybrałabyś się ze mną do skarbca? - zwrócił się do Sylphii. Magini jednak nie była zainteresowana ewentualnym pomnożeniem swego majątku.
Samotne zmagania z nie wiadomo czym strzegącym skarbca nie leżało w planach Rogera. Rzuciwszy tylko okiem do zbrojowni (pustej, jak się okazało) pospieszył na dół, by kontynuować wypełnianie obowiązków w charakterze strażnika Przesyłki.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-03-2012, 00:03   #579
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdy cholerna potyczka w lochach dobiegła w końcu do - mniej więcej - zadowalającego finału, Sylphia głęboko odetchnęła. Nie, żeby Magini obawiała się całego spotkania, i przyjęła jego zakończenie z ulgą, lecz najzwyczajniej w świecie miała po prostu dosyć owej sytuacji, w trakcie której nie było wskazane zabijanie przeciwników. A to, że niektórzy jej towarzysze tego nie przestrzegali, było już pomniejszą kwestią. Ona postanowiła nikogo nie ukatrupić i się udało.

- Czekaj Roger, idę z tobą - Burknęła za mężczyzną, choć zanim się pozbierała, ten był już daleko z przodu.

Spotkali się więc dopiero ponownie na pokojach jakie im wcześniej przydzielono. I tu Roger był wyjątkowo szybki, zbierając pozostawione przez nich klamory. I Sylphia jednak nie próżnowała, pakując szybko swoje manele, a następnie zabierając się za pozostawione samopas rzeczy towarzyszy, wspierając w tym Morgana. Zbierała je w każdej izbie na łożu, a następnie używając prześcieradła zawijała wszystko w prowizoryczny worek, ten z kolei lądował w jej niezwykle praktycznej, i mało komu u niej zauważonej, "przenośnej dziurze".

Na wspominkę o zajrzeniu do skarbca, i jednak ewentualne spotkanie z pilnującym go Golemem, panna van der Mikaal ochoty nie miała. W chwili obecnej najbardziej bowiem interesowało ją odzyskanie własnych dóbr, a gdy już do tego doszło, na drugim miejscu pojawił się problem ich cholernej przesyłki... nie żeby Sylphia nagle zrobiła się w trakcie wykonywania owej parszywej misji święta, miała jednak na uwadze fakt, za co jej( i nie tylko jej) płacą.

Skarbiec znajdzie się jeszcze nie jeden, a zszargana reputacja, spartaczeniem powierzonego zadania, nie była luksusem, na jaki Magini mogła sobie pozwolić. Co jak co, ale renoma powiązana z jej nazwiskiem, była dla Sylphii ważnym elementem w jej pokrętnym życiu. Wraz z Rogerem wróciła więc czym prędzej do lochów, przynosząc pozostałym ich ekwipunek.

A gdy wszyscy już się opancerzyli, dozbroili, i pochowali swoje klamory na właściwym miejscu, Magini przywołała w swej dłoni jeden z pałaszy, który ponownie załadowała. Następnie zaś, ze złowieszczym uśmieszkiem, i gnatem w dłoni, spojrzała na towarzyszy, i na wyjście z lochów.
- Chodźmy narobić burdelu - Wycedziła przez zęby.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 29-03-2012 o 00:07.
Buka jest offline  
Stary 30-03-2012, 00:02   #580
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Po ucieczce krasnoludzkiego maga rozpętało się malutkie piekiełko. Panika, czarodzieje, smok… choć prawdę mówiąc to Teu sądził, że smok raczej jest iluzją wywołaną przez któregoś z magów. Elf nie miał jednak czasu wyglądać przez okno. Ruszył za Rogerem i Sylphią do ich byłych komnat, Vraidema tymczasem posłał z drugą grupą. Tak jak się spodziewał znalazł swój ekwipunek nienaruszony. Ich napastnicy nie mieli zamiaru ich skrzywdzić, chcieli ich tylko powstrzymać.

Elf jednak nie mógł sobie pozwolić na takie zatrzymanie. Czekała na niego misja od Silvanusa, czekała na niego zagadka skrzynek Mystryl i… ewentualna posada na uniwersytecie. Te myśli jednak odłożył teraz na bok.

Mag cieni chował się przez całą drogę w swojej domenie, nawet jego sojusznicy mogli mieć problem w zlokalizowaniu jego osoby. Kiedy jednak Roger zaproponował wypad do skarbca Teu się odezwał ukazując się.

-Nie mamy na to czasu. Golem to jeden problem, oprócz niego masz pułapki, rozwścieczonych czarodziei i smoka – powinniśmy jak najszybciej się stąd wydostać. – po czym zebrał resztę swoich rzeczy i to co zdołał zapakować do magicznej torby a co należało do jego sojuszników. Następnie, skryty w cieniach, bezszelestnie ruszył do stajni. Najwyższy czas się stąd wynieść.
 
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172