Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2012, 14:43   #581
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
No cóż... nie były to słowa, jakimi Sabrie chciała być witana - zwłaszcza przez Magnusa. W pośpiechu zapomniała, że co prawda łaszki od Tau zdjęła, ale magia upiększająca nadal działała. Nic to - szybki rozwój wydarzeń nie pozwalał na dywagacje, choć wojowniczkę zdziwiło, że magiczni spaślacy tak szybko znaleźli się pod wieżą. A może to i lepiej?

- Czekaj! - kobieta chwyciła za ramię rycerza, który już rwał się na ratunek harfiarzom. - Ci magowie... Harfiarze nie potrzebują twojej pomocy. Marchie potrzebują - skoro patetyczny heroizm zadziałał na magów, to i na Magnusa powinien. Tym bardziej. W krótkich, konkretnych słowach streściła mu swoją “tajemniczą” misję, która wcale tajemnicą już nie była. - Na pewno słyszałeś plotki o tajemniczej, niemagicznej broni zamówionej przez Silverymoon. Wraz z towarzyszącymi mi najemnikami byłam... jestem odpowiedzialna za dostarczenie tej broni do miasta. Zostało nam jeszcze tylko kilka dni, natomiast część harfiarzy sprzymierzyła się z Czarnokijem, by uniemożliwić nam wypełnienie misji. Chcą zniszczyć broń, która może powstrzymać orczą inwazję. Zwłaszcza teraz, gdy mythal został skradziony - rzekła z naciskiem. - Nie obchodzi ich ilu ludzi zginie w trakcie wojny, czy miasto i całe marchie przetrwają. Obchodzi ich tylko Równowaga i zapewnienie magom monopolu na wojenne zniszczenia. Moi towarzysze są uwięzieni w lochach Wieży, a atak pijanych magów to hm... jedyna dywersja jaką udało mi się zorganizować przed przyjściem tutaj - zakończyła.
-Moment.- zdziwił rycerz zaskoczony tak długą przemową.- Nie słyszałem żadnych plotek o tajemniczej broni.
Spojrzał w stronę wieży i wskazał palcem na nią.- Twierdzisz, że to twoja sprawka?
- A moja! - wkurzyła się nieoczekiwanie Sabrie. Nie miała czasu na tłumaczenia, a ten nie dość, że słuch miał wybiórczy to jeszcze będzie szukał winnych najmniej ważnej sprawy. Furda orki, furda mythal, ważne że magowie się popili. - Działam z rozkazu pani Silverymoon i zrobię wszystko, by bezpiecznie dowieźć broń do miasta. Dobro Marchii jest dla mnie na pierwszym miejscu i nie mam zamiaru przebierać w środkach. A ty jak masz zamiar siedzieć tu i szukać winnych, to siedź aż orki podejdą pod Everlund. Zresztą wcale nie są daleko, zaledwie w najbliższym lesie - zakończyła uszczypliwie, pijąc do ich ostatniej walki, po czym wypadła na zewnątrz. Skoro Magnus grzał swój zakuty w stal zad w karczmie, na pewno nie wiedział co wyrabiało się nieopodal elfich ruin. Wskoczyła na Miee’le, mając zamiar polecieć w stronę Wieży Księżycowej Poświaty, ale zerknęła jeszcze co zamierza rycerz.
-Będziesz mi musiała to wyjaśnić, ale później.- burknął Magnus i rzekł głośno do jednego ze swych ludzi.- Yanos skocz do garnizonu po ludzi, każdego kogo zastaniesz zbieraj. Nawet wartowników, mają być za kilka minut pod bronią pod Wieżą Księżycowej Poświaty.
-Sie robi.- krzyknął żołnierz i pognał do garnizonu.
-Nie wiem ile moi ludzie pomogą. Walczymy w polu, nie mamy doświadczenia w zdobywaniu umocnień. Ni sprzętu.- rzekł Magnus do Sabrie tłumacząc sytuację.- cała nadzieja w tym, że to całe zamieszanie z magami sprawiło, że straż wierzy nie wciągnęła mostu zwodzonego i nie napełniła fosy wodą, bo jeśli to zrobili... to my możemy co najwyżej nie pozwolić im wyjść, o ile z fortu nie ma jakiegoś tajnego przejścia.
- Dzięki - szczerze rzekła Sabrie. - Wyjaśnię, obiecuję. Jeśli tylko nasz wóz wyjedzie z Wieży to Twojej gestii będzie raczej wyprowadzenie nas z miasta. O ile Teu nie zabierze wozu... - w takiej sytuacji Plan Cienia znów mógł być lepszy od wyrywania się z obwarowanej twierdzy. Ale miała nadzieję, że Magnus wykorzysta swoje koneksje do uprawomocnienia ich ucieczki. Bo tłumaczenie się przez tutejszymi władzami zabrałoby stanowczo zbyt wiele czasu. - Do zobaczenia przy wieży! - krzyknęła i poderwała Miee’le do lotu.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-04-2012, 18:46   #582
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Roger, Teu, Kastus i magini zebrawszy swoje klamoty pod wodzą mniszki przemierzali kolejne korytarze wież.
Caelyn prowadziła ich pewnym, krokiem co chwile jednak się rozglądając. Bo choć na dziedzińcu wrzała walka to nie oznaczało, że mieli tracić czujność. Nikt też nie skusił się na propozycję Rogera. Wszak mieli misję i uważali się za profesjonalistów. Morgan co prawda też się za takiego uważał, ale... ostatnio jego wyliczenia pozwalały mu stwierdzić, że na tej misji poniósł więcej strat niż zysków.
Póki co jednak szybko wracali z powrotem do stajni, w których czekała kapłanka, Vraidem i przywołana przez gnomkę Asura. Jedyny jej ochroniarze.
I wtedy zza zaułka wyszła


kapłanka Azutha, Azara.
-Cześć wam bohaterowie.- rzekła ironicznym tonem głosu.-Macie ochotę na kielich wina?
A widząc, że drużyna szykuje się do walki, rzekła.- Możemy innym razem się poprztykamy. Teraz mi się nie chce, a i wam tracenie czasu na walkę nie jest potrzebne. Proponuję rozejm i układ. Ja nie będę się wam wtrącała w wasze działania i przymknę oko na to spotkanie, a wy... nie będziecie się wtrącać w to co się wydarzy.
Westchnęła i dodała.- Widzicie. Mój Eaerlraun i wasz Harvek są ze sobą w sporze. I jak wszyscy twardogłowi bohaterowie mogą to rozstrzygnąć tylko w jeden sposób. Poprzez walkę na śmierć i życie. Wiedziałam, że tak się stanie. Przewidziałam to w porannej wizji. Ten dzień tak musi się zakończyć.
Skłoniła się i dodała.- Dlatego pokornie was proszę o nie wtrącanie się w ten bój. To ich walka i ich chwila. I ich losów rozstrzygniecie.
Wskazała dłonią na pobliskie okna.- Ale jeśli macie ochotę, możecie sobie popatrzeć.

Pośród szalejącej nawałnicy czarów, walczących ze sobą sylwetek, pośród wybuchów ognia. Dwie postacie ruszały w swym kierunku. Jedną z nich był Harvek, który po drodze zdołał się wyposażyć w nieco lepszy oręż. Drugą zaś Eaerlraun.
Dwóch przyjaciół. Dwóch towarzyszy broni. Obecnie, dwóch zaciekłych wrogów.

Dwie błyskawice pędzące na siebie nawzajem. Ostrza się zderzyły.


Rozpoczął się bój. Obaj przeciwnicy zwinnie unikali ciosów i równie szybko wyprowadzali kontrataki.
Krążyli wokół siebie jak dwa wilki wyczekujący okazji do ataku, szukający nawzajem luk w obronie przeciwnika. Nie padło żadne słowo z ich ust. Bowiem słowa utraciły swe znaczenie. Liczyły się czyny.
Obaj rzucili się na siebie jednocześnie. Dwa miecze półelfa, przeciw jednemu mieczowi Harveka.
Mimo to Harfiarz, zdołał wybić na boki tory obu ostrzy mieczów zmierzających ku swemu ciału i zadać cios.
Półelf tanecznym krokiem zszedł z linii pchnięcia, doznając jedynie niegroźnego draśnięcia szyi i ciął z boku. Harvek nie zdołał całkiem sparować tego pchnięcia. I choć ich miecze się spotkały, to i tak końcówka broni Eaerlrauna, dosięgła boku, wbijając się nieco pod żebra Harfiarza.
Harvek uskoczył unikając w ten sposób śmiercionośnego pchnięcia. Przetoczył się po ziemi i pochwyciwszy leżący na ziemi sztylet, cisnął nim w półelfa. Trafił w bark, tuż przy szyi. Ból i zaskoczenie pojawiły się na obliczu władcy twierdzy. I owo zaskoczenie wykorzystał Harvek, błyskawicznie zrywając się z ziemi i wykonawszy szybkie pchnięcie. Eaerlraun spróbował jej zablokować, ale mieczowi Harveka udało się przeniknąć przez tą paradę. Ostrze wbiło się w serce półelfa. I upadł on na ziemię z grymasem bólu i rozczarowania na twarzy.
Harvek także nie wydawał się radosny z tego powodu, spoglądał na leżącego u jego stóp martwego półelfa.
I zamarł w milczeniu przeżywając tą śmierć.
Zaś Azara wyskoczyła nagle przez okno zupełnie nie przejmując się wysokością. Wylądowała jednak na ziemi bez szwanku. Ruszyła pewnym krokiem do Eaerlrauna i Harveka. Wyjęła miecz z piersi półelfa. I objąwszy ramieniem zwłoki przytuliła je do siebie. Po czym wypowiedziała słowa modlitwy zmieniając siebie i ciało półefla w mglisty opar. Po czym ulotniła się z pola walki. I to dosłownie.

Dalszą rozróbę przerwało wkroczenie wojsk Srebrnych Marchii pod wodzą Magnusa i z Sabrie u boku.
Jak się bowiem okazało, nikt w tym całym chaosie nie miał czasu by podnieść most zwodzony lub opuścić kratę.
Śmierć Eaerlrauna i ucieczka kapłanki kompletnie rozbiły i tak już kiepskie morale. Wieża została opanowana w kilka chwil. Żołnierze się poddali, a wieża przeszła pod kontrolę Magnusa i Harveka.
Reszta nocy upłynęła na rozmowach i wyjaśnieniach, zakończonych decyzjami.
Panem wieży został Harvek, który już zaczął pisać raport o zdradzie dla władz Harfiarzy w Berdusk.
Obdarował też każdego z członków drużyny przedmiotem magicznym pochodzącym ze skarbca Wieży księżycowej Poświaty. Rogerowi został podarowany pierścień, Teu otrzymał kamień Ioun jasnolawendowe jajo, magini poręczną laskę a Sabrie kamień przynoszący szczęście, podobne drobiazgi otrzymała także Dru i Kastus. Była to rekompensata nieprzyjemnych zdarzeń jakie spotkały ich w tym miejscu.
Magnus natomiast, przydzielił Sabrie do pomocy, czterech swoich najlepszych ludzi. Więcej, jak tłumaczył, nie mógł. Gdyby chciał wysłać z nimi choćby mały oddział, to musiał by się w tym celu porozumieć z tutejszymi władzami. A to oznaczałoby co najmniej dzień jeśli nie więcej negocjacji.
A czasu nie mieli już zbyt wiele.

12 Flamerule 1372 RD Roku Dzikiej Magii, 34 dzień podróży




Pięciu doświadczonych wojowników, oraz przywołana przez Drucillę Asura. Takie było wsparcie Przesyłki na ostatnim odcinku podróży. Wyruszyli z rana, zmęczeni po nieprzespanej nocy, podczas której wpierw walczyli, a potem rozmawiali i debatowali. Zaś gnomka dokonywała pospiesznych i prowizorycznych napraw wozu. Oby dotrwały do Silverymoon, wszak miasto było już tak blisko nich.
Wyruszyli z porannymi mgłami, nie niepokojeni przez nikogo. Magnus o to już zadbał.
Co ich czekało? Jakież to zagrożenia? Tylu już pułapkom udało im się wymknąć po drodze, tyle zasadzek uniknęli. W tylu bojach walczyli przelewając krew i tracąc towarzyszy.
I brnąc dalej, na przekór piętrzącym się trudnościom, zdradom i własnym słabościom.
Co wynieśli z tej podróży, oprócz materialnych bogactw i przelanej krwi?
Na to pytanie każde z nich musiało odpowiedzieć sobie w samotności.
Kolejne biwaki pod gołym niebem i w przydrożnych karczmach, nie przynosiły zapowiedzi kłopotów. Ale też nie tracili czujności. Ileż to razy pozory ukrywały prawdę. Ileż to niebezpieczeństw skrywały uśmiechy na obliczach napotykanych osób?

W końcu dotarli...

Dzień przed końcem terminu, dojrzeli mury miasta. I z każdym krokiem zbliżali do nich.
Silverymoon, Klejnot Północy. Miasto magii, miasto cudów, miasto harmonii z naturą. Miasto w którym wiele ras żyło ze sobą w niewidzialnej od dawna harmonii.


Miasto świetlanej przyszłości i nadziei. Miasto zagrożone tak jak i całe Srebrne Marchie. Czy to co wieźli ze sobą było antidotum na zagrożenie jakim był najazd orków ?
Czy jeden wynalazek może odmienić przyszłość? Czy Czarnokij i Księżycowe Gwiazdy miały rację? Czy sprowadzili ratunek dla Marchi, za cenę zagłady całego świata? A czemu Silvanus popierał ich działania?
Bo że popierał, to tego Teu był pewien.

W Silverymoon nie bawiono się w uroczystości, czy bankiety z okazji ich przybycia. Misja była tajna na początku i została tajną do końca. Taern Ostroróg podziękował wylewnie każdemu członkowi ochrony i nadszedł czas zapłaty...

Roger mógł nacieszyć się pękatym kuferkiem zawierającym sporą ilość złota, srebra i klejnotów.
Tak suta zapłata pozwoliłaby mu założyć własną karczmę i to całkiem sporą, albo kupić ziemię i zostać rycerzem.. albo kupcem, albo wydać ją na przeżycie dwóch lub trzech następnych lat w komfortowych warunkach. Miał w kuferku szansę na nowe życie, lub na przyjemne kontynuowanie starego.
Tak czy siak... samotne życie. Bo czyż jego zapłatą za ten cały trud nie było tylko złoto?
I nic poza nim? Bo choć mając takie bogactwo mógł czuć się szczęśliwy, to jednak nie mógł podzielić się tym szczęściem.

A Sylphia? Magia i bogactwo, było jej nagrodą. Potężne czary i drogie błyskotki. I przygoda w której brała udział. W której miała chwile radości, gniewu, bólu, strachu, namiętności. W których nawiązała znajomości z różnymi osobami. I spojrzała w lustro swej duszy.
Co jeszcze zyskała oprócz magii. Z czym opuściła Silverymoon? Za czym będzie tęsknić? Lub... Za kim będzie tęsknić?

Sabrie zaś walczyła ani o złoto, ani o nagrody magiczne.
Walczyła o uznanie. Walczyło o swoją ojczyznę.


Tego dnia i w tym miejscu, Sabrie otrzymała zaszczytny tytuł Błędnego Rycerza z Silverymoon, dołączając w ten sposób do grona ludzi takich jak ona. Patriotów przemierzających Marchie, walczących ze złem i niesprawiedliwością. Ale mających coś więcej niż tylko miecz w ręku. Mianowicie mających za sobą powagę i wsparcie całych Srebrnych Marchii. Do tego otrzymała wynagrodzenie za swe trudy i pomoc dla sierocińca. Czyż mogła chcieć więcej?
Zapewne tak. A czy chciała? To już inna historia.

Największe piętno podróż wycisnęła na Teu, i na jego duszy. Elf został odmieniony, zarówno jego spojrzenie na świat, jak i na własną moc uległo przemianie.
Także i jego cele się zmieniły. I Teu mógł zacząć wykładać magię na uniwersytecie w Silverymoon, przekazując swoją wiedzę i spojrzenie na świat kolejnym pokoleniom.
Powiadają, że jest to sposób na osiągnięcie nieśmiertelności. Jeden z najszlachetniejszych sposobów.

Zdobyczna kostka Mystryl została ukryta w tajnym skarbcu pod świeżo budowaną świątynią ku czci Gonda w centrum Silverymoon. Świątynią której arcykapłanem został Kastus, bowiem Drucilla miała zbyt wiele spraw na głowie by się nią zajmować. Gnomka jednak zadbała, by nikt nie mógł wedrzeć się tak łatwo do środka. Pułapki mechaniczne i magiczne, podstępne labirynty i różne sztuczki miały zapobiec kradzieży. Podobnie jak ściany pokryte ołowiem i runami naznaczonymi krwią gorgony.
Nikt więc nie mógł wejść do środka. I kostka Mystryl mogła w nim spokojnie czekać, aż nadejdzie czas, gdy będzie potrzebna.

Zaś sama Dru miała inne rzeczy na głowie. Armata była dopiero początkiem, w kuźniach miasta powstawały już kolejne egzemplarze jej Pysia, oraz muszkiety i hakownice. Ktoś musiał tym wszystkim się zająć, podobnie jak wyszkoleniem żołnierzy w ich użyciu.


Siedząc przy oknie Erynia o skrzydłach barwy krwi przyglądała się formującym się w krasnoludzkiej twierdzy wojskom. Uśmiechała się wsłuchując w głos kochanka. Głupca, który uwierzył jej czułym słówkom. Była wolna, ale też pragnęła zemsty.

Głowa maga o biały włosach tkwiła nabita na włócznię, gdzieś na bezdrożach Faeurunu. Wyłupione oczy, usta rozwarte w przerażeniu odsłaniały brak języka. Zapewne wyrwanego w którejś z godzin tortur.
Bractwo Tajemnic z Luskan nie toleruje porażek.

Gdzieś w otchłani rozlegały się ryki wściekłości. Demogorgon, pan i władca setek legionów demonów był niezadowolony. Sześć rybek umknęło z jego misternie zastawionej sieci. To było... niebywałe.
To niespotykane. To niemożliwe.
Czuł, że za tym kryje się ingerencja któregoś z bogów, a może któryś władców niebian.
Mylił się w obu przypadkach. I jednocześnie był bliski prawdy.
Lecz co ważniejsze, pragnął odzyskania tego co do niego należało. Kilku śmiertelnych dusz. Nikt bowiem nie okrada bezkarnie władcy demonów z jego zdobyczy. NIKT.

Następnego roku, orki zeszły z gór. Potężna horda na równinach zetknęła się z dwukrotnie mniej licznym wojskiem. Ale za to w szeregu stało kilka dużych żeliwnych luf.
A żołnierze ustawieni w dwuszeregu wycelowali w orczą nawałnicę dziesiątki długich. Jednoczesny huk z nich wszystkich załamał linię wroga, zmasakrował oddziały i wywołał panikę wśród zielonoskórych wojaków.
Na nic się zdał manewr oskrzydlający sprytnie zastosowany przez orczego władcę Oboulda. Orki przegrały tą bitwę, a impet najazdu który miał zmieść Srebrne Marchie został roztrzaskany już na samym początku.

Poprzez magiczne kule i kryształy, wiele oczu przyglądało się tej wojnie. W tym i oczy pewnego orczego szamana, który ze swej kryjówki w Wysokim Lesie przyglądał się tej sytuacji. I cieszył się.
Bowiem długie zmagania Srebrnych Marchii z Oboludem były mu na rękę. Potrzebował czasu, by jego mała organizacja urosła w potęgę. Potrzebował czasu i spokoju. I oczu zwróconych na Srebrne Marchie. A z dala od Wysokiego Lasu.

A Tausersis ?

Kronikarz powoli pisał kolejne słowa. Stawiał kolejne litery na welinowym papierze. Litera za literą.
“Opowieść o kłopotliwej przesyłce i bohaterach z nią się zmagających.”
Preludium tego co miało nadejść? Czy też zamknięta opowieść?
Czasami to drobne gesty mają ważniejsze znaczenie, niż to co z pozoru ważne.
-Długo tak będziesz gryzmolił? Pamiętasz o obietnicy jaką złożyłeś ? Ja swojej dotrzymałam.-Ciemnowłosa kobieta poprawiła opadający na twarz kosmyk włosów. Biały kosmyk. Jedyny pośród czerni włosów.
-Już, już...ostatni akapit.- po tych słowach kronikarz zamknął księgę.


-Więc czekam, na twą odpowiedź. Wygrałam ją uczciwie.
- rzekła kobieta. Po czym spytała żartobliwym tonem -Kim jesteś, twórcą czy obserwatorem historii?
Czerwonowłosy gnom zaśmiał się głośno.-Trudne pytanie...Otóż jestem...


Tau przybyła do Silverymoon kilka dni po przesyłce. Spędziła lato negocjując zwaśnione strony z powodu kryzysu w świątyni pana poranka. Bezskutecznie. Niekiedy nawet najlepszy negocjator może zawieść.
Tausersis wyruszyła potem w dalszą drogę. Nie była bowiem kobietą stworzoną do wiecznego siedzenia w jednym miejscu.

A reszta?
A reszta jest milczeniem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-04-2012 o 21:27. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 01-04-2012, 19:51   #583
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu w milczeniu przyglądał się pojedynkowi Harveka. Ostrza dwóch bohaterów grały swoją zabójczą pieśń. W pewnym momencie mag stracił nadzieję, że harfiarz wygra – jego przeciwnik był doświadczonym wojownikiem i najwidoczniej wyszkolonym w elfich sztukach walki. Jednak to Harvek przebił serce wroga. Półelf może i był wyszkolony w elfiej sztuce walki, ale nie był elfem.

Kapłanka skoczyła, dosłownie, do swojego kochanka i uciekła z jego ciałem. Elf spodziewał się, że jeszcze on nich usłyszą – Azara była potężną kapłanką i zapewne posiadała odpowiednie zaklęcia aby wskrzesić ukochanego, o ile on będzie chętny do współpracy.

Noc, która nastała potem szybko zmieniła się w dzień. Nie było czasu na zwlekanie, przesyłka musiała jak najszybciej dostać się do Silverymoon. Jadąc wyboistą drogą, elf podziwiał kamień Ioun. Był to bardzo hojny dar i nadzwyczaj użyteczny.

~*~

Silverymoon przyjęło ich w ciszy. Przesyłka została dostarczona, ludzie im gratulowali i dziękowali. Na podziękowania Taerna elf odpowiedział tylko uśmiechem i prośbą o zgodę na nauczanie na uniwersytecie. Miał wiele do powiedzenia i przekazania, i do dowiedzenia się. Zasoby uczelni pozwoliłyby mu dowiedzieć się czegoś więcej o królu Slannów, tajemniczej grupie którą spotkali na planie cienia, jak i o samej kostce Mystryl.

Nadszedł w końcu czas, aby pożegnać się z tymi, których mógł już w sumie nazwać… kolegami? Przyjaciel był wciąż zbyt mocnym słowem, ale elf zdążył się do nich przywiązać i polubić.

-Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy, choć nie koniecznie w takich okolicznościach. – tymi słowami się pożegnał z grupą. Jeszcze ich na pewno spotka na dniach, ale będzie to innego rodzaju spotkanie. Nie będzie łączyć ich przesyłka. To było pożegnanie dla misji, którą razem dzielili.

Opuściwszy grupę, Teu udał się z Vraidemem do jednego z gajów wewnątrz Silverymoon. Czuł, że Silvanus go wzywa, kieruje jego krokami i wzrokiem. W końcu, wewnątrz ciemnego gaju znalazł serce – centralne, wiekowe drzewo promieniujące wręcz potęgą natury. Elf położył dłoń na jego pniu i wsłuchiwał się długie godziny w jego pieśń, w historię jego dorastania, w historię kochanków, którzy wyryli w jego pniu swoje imiona, w historię rannego skowronka, który znalazł w jego koronie azyl, w historię wszystkich i wszystkiego czemu on towarzyszył. Drzewo to, a był to dąb, w końcu zadało mu pytanie, na które Teu natychmiast odpowiedział – wszystko odbyło się bez słów.

Liście dębu zaszeleściły, opadając delikatnie na elfa i jego chowańca, oplatając ich niczym druga skóra. Nie było świateł, nie było huku. W ciszy i cieniu drzew elf stał się elfem, a migopies migopsem. Znowu byli normalni, znowu mogli żyć.

~*~

Minęło parę miesięcy. Teu opanował nowe moce dzięki błogosławieństwu Silvanusa. Na uczelni nie miał wciąż wielu uczniów, jednak paru z nich było wyjątkowo obiecujących. Połączenie magii tajemnej, magii cieni z magią druidyczną było dość unikalne. Niektórzy wykładowcy patrzyli na elfa z ukosa ze względu na jego dziwną cienistą magię, inni traktowali go jako ciekawostkę, ale było też wielu takich, którzy cenili sobie jego umiejętności.

Magia cienia stawała się coraz bardziej rozpoznawalna na uczelni, a nieco bardziej wtajemniczeni w tajemnice magii ze zdziwieniem zauważyli, że magia ta nie musi konieczne korzystać z zakazanego cienistego splotu. Połączenie magii i druidyzmu również stawało się coraz bardziej popularnym tematem, choć niewielu odpowiadał taki styl życia.

Mając przerwę od wykładów, Teu udał się do wydziału wieszczenia, gdzie spotkał swojego nowego przyjaciela Fergusa.
- Znalazłeś ich?- spytał elf.
- Nie wypadało by się najpierw przywitać? – odparł nieco złośliwie czarodziej na co elf się tylko uśmiechnął.
- Widzieliśmy się już rano, nie pamiętasz?
- A nie było to wczoraj? – podrapał się po brodzie.
- W każdym razie, tak – znalazłem ich. Choć trochę mi to zajęło. Masz wszystko czego ci potrzeba? Możemy zacząć rytuał? – spytał Fergus.
-Tak, możemy zacząć. – elf wyciągnął koperty. Siedem kopert. Każda zaadresowana do innej osoby: Drucilla, Kastus, Harvek, Sabrie, Roger, Sylphia, Tausersis.
Magowie położyli koperty na kamiennym piedestale obarczonym wieloma dziwnymi runami. Po chwili zaczęli skandować zaklęcia i unosić ręce w górę. Listy zaczęły się spalać, ale nie towarzyszył temu ani dym ani swąd. Po chwili nic z nich nie pozostało.

Gdzieś daleko lub blisko, wymienione osoby znalazły na swojej drodze koperty zaadresowane do nich. Koperty były nieco cięższe niż zwykle, a w środku wyczuwalny był kształt pierścienia.

Wewnątrz koperty znajdował się metalowy sygnet z wizerunkiem armaty oraz krótki list:

Dawno się nie widzieliśmy, czyż nie? Minęło sporo czasu, ale nadal wspominam dni spędzone pod wspólnym sztandarem. Nie zawsze są to miłe wspomnienia, ale jednak – ich zakończenie daje mi dużo satysfakcji. Sygnet, który zamieściłem w kopercie pozwala raz na dekadzień porozmawiać z innymi właścicielami sygnetów, a wysłałem je wam wszystkim, przez około godzinę. Można tak porozmawiać z wszystkimi na raz.

Pozdrawiam serdecznie,
Teuivae’Vealahr Nantar
 
Qumi jest offline  
Stary 04-04-2012, 09:52   #584
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie siedziała w swoim mieszkaniu w Silverymoon, obracając w ręku prezent od Teuivae’a. Ciągnąca się wieczność podróż z Waterdeep nareszcie się skończyła... ale tak na prawdę był to tylko początek prawdziwych kłopotów. Marchie nadal były zagrożone. Dru co prawda dostała swoją “twierdzę” by w niej wyrabiać nowe cudeńka, ale macki Czarnokija sięgały daleko; o szpiegów w mieście magów, jakim było Silverymoon, nie było trudno. Zresztą zaginiecie klucza do mythalu samo w sobie pokazywało jak wątłe są zabezpieczenia miasta. Z drugiej strony nikt o takim czymś nie słyszał, ale kobiecie nie dawało to spokoju. Może powinna wybrać się z powrotem do Wysokiego Lasu? Zebrać zaufanych ludzi i ruszyć na poszukiwania? Teu pewnie byłby zainteresowany, on lubił takie zagadki. Albo wyjaśnić choćby zaginięcie oddziału Srebrnych, który miał im pomóc, poinformować rodziny? W jakiś sposób była im to winna...

Westchnęła, opierając się o ścianę i patrząc w dal. Miee’le poleciała do rodziny. Tak samo jak i wojowniczka cieszyła się wolnością, bez spisków, pułapek i wszechobecnej polityki. Sabrie była mocno zaskoczona gdy - odmówiwszy miejsca wśród Srebrnych - otrzymała tytuł Błędnego Rycerza. Ale odpowiadało jej to o wiele bardziej niż podporządkowane rządowi miasta rycerstwo. Zwłaszcza teraz, gdy zobaczyła jak bardzo polityka odstaje od spraw zwykłych ludzi. Miała dość spisków, knowań i kombinacji. Ostry miecz i wierni towarzysze - to liczyło się w życiu. Dzięki nim mogła chronić to, co najważniejsze. Spojrzała nad dachami domów w stronę, gdzie leżała twierdza i sierociniec, po czym przekręciła magiczny pierścień. Tak... Teu z pewnością będzie zainteresowany wyprawą do Wysokiego Lasu...
 
Sayane jest offline  
Stary 09-04-2012, 22:12   #585
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
EPILOG


1 Eleasis 1373 RD Roku Zbuntowanych Smoków


Obould wiedział, że ta wojna będzie wojną ostateczną.
Ta wojna miała zadecydować czy Obould Wiele Strzał zostanie królem Srebrnych Marchii. Pierwszym orkowym królem, którego uznać musiałyby ludzkie nacje. Czy też pójdzie w zapomnienie.
Ale... w swych najgorszych koszmarach nie przewidział tak straszliwej klęski. Jego wojska były dziesiątkowane przez nową broń.
Orczy najazd zmienił się w rzeź. I zamiast walczyć z ludem Srebrnych Marchii o władzę nad ich ziemiami, został zmuszony do desperackiej obrony.

Kolejna bitwa wśród dolin Grzbietu Świata.
Wojna o Srebrne Marchie jest przeszłością. Teraz toczy się bój o przetrwanie reszty orków z niegdyś tak licznej armii.
Ludziom wystarczyło odpędzenie najazdu hordy. Ludzie są leniwi i łatwo zapominają.
Ale krasnoludy już nie. Potężny korpus ekspedycyjny pod wodzą Harnotha syna Harbromma, władcy Cytadeli Adbar, przybyły tu by oczyścić Grzbiet Świata i z głową Oboulda powrócić do Cytadeli by ją złożyć u stóp grobu ojca. Bo choć Harbromm rozgromił armię orków na przedpolach swej twierdzy, to sam zginął w boju.
Potężna armia krasnoludów uzbrojona w gondowe machiny wojenne szykowała się do boju.


Orki ruszył z furią, strzelając z łuków i ciskając oszczepami. Na próżno. Lufy dział i rusznic wystrzeliły. Rozpoczęła się kolejna bitwa. Kolejna rzeź zielonoskórych. Wojsko Harnotha było coraz bliżej Twierdzy Mrocznej Strzały...

A w samej twierdzy, król Obould siedział na swym tronie i dumał.


Rozpaczliwie poszukiwał rozwiązania swego problemu, jakim były zbliżające się do jego zamku siły krasnoludów. Siedział w ciszy, opuszczony przez swych doradców i zastępców. Wśród orków nie znalazł się już nikt, kto by mu doradził.Wszyscy go opuszczali. Dezercja szerzyła się wśród szeregów jego wojska. Orki w panice uciekały na daleką północ, jak najdalej od twierdzy, jak najdalej od krasnoludów i ich hałaśliwej broni.
-Pozdrawiam cię królu Obouldzie, królu orków i władco Twierdzy Mrocznej Strzały.- rozległ się głos na poły ironiczny na poły służalczy.
Tuż za tronem pojawił się człowiek.


Rudowłosy i rudobrody mężczyzna ubrany w szaty bogatego dworzanina.Jego widok nie zdziwił bynajmniej Oboulda. Ani fakt, jakim cudem człowiek ów pojawił się w jego pełnej orków twierdzy.
-Gdzie byłeś... przeklęty gadzie? To jest twoja obietnica? Tak ją wypełniasz?-warknął Obould, wywołując kpiący uśmieszek na twarzy mężczyzny.-Wasza wysokość, ja dotrzymałem słowa. Lata temu obiecałem ci Felbarr. I dotrzymałem słowa. A to że ją utraciłeś na rzecz Emerusa... Cóż, co prawda spełniam życzenia, panie. Ale nie jestem niczyją niańką.
-Przybyłeś patrzeć na moją zgubę? A może...-ork zbladł nagle. I sięgnął po swój wilki miecz, którego ostrze stanęło w płomieniach.-Nie oddam ci mojej duszy! Jeszcze nie! Jeszcze nie osiągnąłem tego, co planowałem.
-Nie jest moim zamiarem budzić twój niepokój o wielki królu orków. I nie obawiaj się. Czymże jest jedna dusza? Mgnieniem płomienia w ciemności. Mogę na nią poczekać.-odparł z uśmiechem mężczyzna.
-Więc czego chcesz.- spytał nieufnie ork.
-Dobić kolejnego targu, uratuje cię on i.... pomoże zdobyć Północ dla ciebie.-rzekł w odpowiedzi osobnik wyjmując zza pazuchy niewielki kajecik i otwierając go na jednej ze stron.-Wystarczy podpisać... Tu i tu...
Podsunął mu książeczkę usłużnie wskazując miejsce do podpisania.
-A co chcesz w zamian?-spytał Obould bez większego wahania składając podpisy. Co mu zostało wszak do stracenia?
-Och, drobiazg... doprawdy, drobiazg niewarty uwagi.- rzekł ze śmiechem dworzanin.

2 Eleasis 1373 RD Roku Zbuntowanych Smoków


Ten sam dworzanin pojawił się następnego dnia w dolince tuż obok Twierdzy Mrocznej Strzały. I przekartkował swój kajecik. Tyle karteczek, tyle umów, tyle dusz, tyle zobowiązań.
Uśmiechnął się i zaczął kreślić na śniegu jakiś skomplikowany znak. Nagle zerwała się śnieżyca próbująca przeszkodzić mu w tej pracy, ale bez skutku... Znak nie dawał się zetrzeć.
A dworzanin rzekł głośno.- Daruj sobie. Nie możesz nic zrobić. Wiesz, że nie łamię żadnego z praw tu ustanowionych. I wiesz... że są prawa które obowiązują nawet ciebie!
Śnieżyca się uspokoiła, a osobnik kontynuował tworzenie znaku.
-Tak lepiej, usiądź wygodnie na swym nadboskim tyłku i oglądaj przedstawienie.-zaśmiał się ironicznie osobnik kończąc znak i kładąc na jego środku kajet z zapisanymi stronami. Zadrasnął się się sztyletem i szepcząc słowa.- Przez krew moją i dusze łaknące odmiany, przez wrota czasu i wrota przestrzeni, niech przejdą ci którzy słyszą zew tęsknoty śmiertelnych.
Strony kajecika przekartkowały się a litery zabłysły złociście. Zaś ziemia zatrzęsła się.


I pobliska góra otwarła się z hukiem ujawniając olbrzymi świecący na jadowicie zielony kolor portal.


Z którego hordy demonów nieznanych na Faerunie zaczęły się wylewać. Widząc to na twarzy dworzanina pojawił się złośliwy uśmiech.-Witajcie w nowym domu moje dzieci.
Podniósł kajecik i chowając go mruknął pod nosem.-No dobra... Czas na kolejny etap mego planu.

C.D.N. ?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-04-2012 o 23:13. Powód: poprawki
abishai jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172