Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2011, 12:58   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Dark Sun] - "Propozycja nie do odrzucenia"


“Lepiej zginąć z włócznią w ręku, niż żyć w kajdanach całą wieczność”
elfie przysłowie



Szkarłatne słońce wychyliło się zza horyzontu. Wraz z pierwszymi promieniami przepędzającymi mrok od razu wzrosła gwałtownie temperatura. Znośne ciepło nocy zastępował coraz bardziej dokuczliwy upał.
Trzask batów oraz ryk zwierząt oznajmił wszystkim w karawanie, że zaczął się kolejny dzień.
Grupa potężnie umięśnionych krasnoludów biegała wokół drewnianej platformy na której ustawiono klatki ze schwytanymi niewolnikami. Klatek było kilkadziesiąt, ustawione w czterech długich rzędach i trzech kondygnacjach. Krasnoludy sprawdzały stan klatek i kół platformy.
stojący nieopodal wysoki elf w kościanej masce, co i raz chłostał ich skórzanym batem, wrzeszcząc przy tym plugawe przekleństwa we wspólnej mowie.
Przysadzista ludzka kobieta rzucała w tym czasie w stronę klatek kawałki suszonego mięsa. By zaspokoić poranny głód trzeba było wykazać się nie lada sprytem i zwinnością. Nawet jednak te umiejętności nie gwarantowały sukcesu. Zbyt wiele zależało od przypadku i miejsca w którym miało się klatkę.
Dopilnowawszy wszystkiego wysoki elf wskoczył na grzbiet potężnego Inixa i chwycił mocno lejce. Zwierzę zawyło z bólu i pomału ruszyło naprzód.

Żar lejący się z nieba sprawiał, że słabsi z niewolników mdleli w swoich klatkach. Niewiele obchodziło to ich panów. Grupa łowców składająca się głównie z elfów i ludzi starała się utrzymać swoją zdobycz przy życiu jak najmniejszym kosztem. Niewolników karmiona dwa razy dziennie, rano i wieczorem, a pojono tylko raz w południe. Łowy się udały i teraz trzeba było tylko dowieźć łup do najbliższego miasta. Przy takiej ilości schwytanych niewolników nie można było sobie pozwolić na marnotrawstwo wody. Poza tym utrzymywanie niewolników w kiepskim stanie gwarantowało, że nikomu nie przyjdzie do głowy ucieczka. Brak sił i perspektyw o wiele lepiej krępował więźniów niż kościane klatki.

Wieczór o dziwo nie przyniósł ochłodzenia. Tylko wiatr ze wschodu sprawiał, że jeszcze było czym oddychać. Zmęczeni podróżą członkowie karawany układali się do snu. Także schwytani niewolnicy próbowali znaleźć wygodną pozycję w swoich ciasnych klatkach.

Upiorny krzyk przerwał nocną ciszę. Po chwili kolejny. W następnych sekundach cały obóz wypełniały krzyki bólu i cierpienia.
W płomieniach stanął namiot dowódcy grupy. Niespodziewany atak sprawił, że członkowie karawany nie myśleli o obronie swego dobytku, a o ratowaniu życia. Niewielu się to jednak udało. Napastnicy byli bezlitośni. Ostrza ich mieczy pruły brzuchy, odcinały kończyny i głowy. Część więźniów dostrzegła w napastnikach wybawicieli. Nie raz mówiono, że na pustyni żyją nomadzkie plemiona, które brzydzą się niewolnictwem i robią wszystko, by je ukrócić.
Wojownicy, który zaatakowali obóz ku zdziwieniu większości więźniów także byli w przeważającej większości elfami. Było co prawda kilku mułów i niziołków, ale zdecydowaną większość stanowiły błyskawicznie działające elfy.
Niewolnicy poza obserwowaniem rzezi i podtrzymywaniem nadziei, że nadeszło ocalenie, nie mogli zrobić nic więcej. Mocne klatki nie ustępowały nawet pod brutalną siłą mułów.

O świcie siedzący w klatkach niewolnicy mogli zobaczyć rezultat wczorajszej rzezi. Walające się wokół ciała ich oprawców, pozbawione członków i krwawo poszatkowane. Krew wsiąkał w piasek, czyniąc go ciemno brązowym. Palące słońce sprawiało, że ciała zaczęły szybko wydzielać duszący swąd.
Czterej mocno zbudowani, jak na elfów mężczyźni, oraz sześciu mułów zaczęło wypuszczać ludzi z klatek.
Uwolnienie byli prowadzeni przed oblicze wodza grupy. Był nim otyły niziołek siedzący w drewnianej lektyce z kwiecistym baldachimem. On i jego skryba, wysoki człowiek o śniadej cerze, oceniali do czego nadaje się dany niewolnik.
W krótkim czasie podzielono zebranych na dwie grupy. Jedna wróciła natychmiast do klatek i została przeznaczona na sprzedaż lub do pracy. I druga, mniej liczna, otrzymała propozycję z rodzaju tych nie do odrzucenia.
Propozycja była prosta, jednak to co mieli zrobić by odzyskać wolność już nie.

Siedzący pod baldachimem niziołek z wrednym uśmieszkiem patrzył na stojących przed nim niewolników. Ślizgał się wzrokiem po każdym z nich i mruczał coś pod nosem.
Gorące promienie słońca patrzyły i tak już spieczone karki pojmanych istot.
- Słuchajcie niegodni, pan Lazam Ishaar, w swej dobroci i miłości daje wam szansę na wyswobodzenie się z krępujących was więzów niewoli. Jak widzicie nie wszyscy otrzymali tę szansę, doceńcie więc to i pokłońcie się czcigodnemu Lazamowi.
Zapadła wymowna cisza i stojący przed niziołkiem widzieli, że należy oddać pokłon jeżeli nie chce się poczuć na plecach skórzanego bicza.
- Czcigodny Lazam wybrał was spośród tak licznej grupy, gdyż widzi w was moc i potencjał. Macie nie powtarzalną szansę, by wyrwać się z niewolniczej kasty i stać się wolnymi obywatelami. Wszystko zależy od was. Czeka was próba, która pokaże czy jesteście godni miana wolnych istoty. Tylko podejmując wyzwanie macie szansę, by zyskać wolność. Jeżeli uznacie, że próba jest ponad wasze siły bez żadnych konsekwencji możecie zrezygnować.
Otyły niziołek wachlował się cały czas i znudzonym wzrokiem wodził po stojących przed niewolnikach, przytakując tylko co kilka chwil.
- Próba jaka was czeka nie jest łatwa i być może niektórym przyniesie śmierć. Jednak jak mówi elfie przysłowie “lepiej umrzeć z włócznią w ręku, niż żyć w niewoli całą wieczność” Pół dnia drogi stąd wznosi się Szkarłatny Szczyt. W jego wnętrzu, na dnie rozległej jaskini znajduje się iłowe jezioro. Na jego środku leży niewielka wyspa. Tam to uwij sobie gniazdo Pustynni Wij zwany także Myriopodem. Mają one teraz one okres lęgowy i nie są tak groźne, jak zazwyczaj. Waszym zadaniem jest odnaleźć leże bestii i zdobycie jaj, które złoży.
Stojący przed Lazamem niewolnicy jeszcze przed chwilą uradowani z szansy jaka przed nimi stoi, teraz posmutnieli i pobladli. Niektórym z nich na samą myśl o spotkaniu z Pustynnym Wijem przeszły ciarki po całym ciele.
Myriopod był bardzo niebezpiecznym drapieżnikiem nie tylko ze względu na swoje potężne rozmiary. W oazach spotkać można nomadów opowiadających o trzydziestometrowych osobnikach tego gatunku. Nie tylko ze względu na potężne szczęki i umiejętność plucia żrącym kwasem. Wszyscy unikali spotkań z tymi drapieżnikami przede wszystkim z powodu ich psionicznych zdolności. Ponoć Wije potrafiły przenikać do umysłów śmiertelników i otumaniać ich. Każdy osobnik miał ponoć inny wachlarz zdolności i nigdy nie wiadomo na co trzeba się było przygotować.
W czasie okresu godowego Myriopody faktycznie były mniej aktywne i często popadały w letarg. Jednak wieź jaka łączyła rodzica z niewyklutym jeszcze potomstwem sprawiała, że kradzież jaj była bardzo trudna, o ile w ogóle niemożliwa.
Propozycja Lazama była więc bardzo przebiegła. Wiedział on, że niewolnicy najbardziej na świecie pragną wolności i zrobią dla niej wszystko, także zaryzykują życie.
- Kto jest gotowy na wolność niech wybierze broń - krzyknął śniady mężczyzna i rzucił na ziemię duży skórzany worek - i przygotuje się do drogi.
Worek z głuchym trzaskiem upadł na piaszczystą ziemię. Oprócz kilku chitynowcy sztyletów oraz drewnianej tarczy z wora wyleciała też bardzo egzotyczna i cenna broń. Potężny, metalowy topór. Promienie słońca odbijały się od jego gładkiego ostrza i oślepiały wybrańców Lazama Ishaara.
Była ich siódemka. Różnych ras i profesji. Stali mrużąc oczy, przed oślepiającym blaskiem bijącym od egzotycznej i drogocennej broni.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 17-09-2011 o 14:13. Powód: drobny dopisek
Pinhead jest offline  
Stary 15-09-2011, 13:20   #2
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Gdyby nie to, że sytuacja była, jaka była, elf o niebieskich włosach od razu powiedziałby, co o tym wszystkim myśli. Niestety, nie miał wielkiego wyboru. Zresztą i tak wolał zginąć gdzieś w piaskach pustyni niż być niewolnikiem. Wprawdzie misja była faktycznie samobójstwem, ale może mu się poszczęści. Do tego nie był sam, co powiększało szansę na przeżycie i odzyskanie wolności. Słuchając propozycji niziołka, przyjrzał się pobieżnie wszystkim, którzy również dostali tę propozycję. Warto było poznać przyszłych towarzyszy. W końcu to od nich mogło zależeć jego życie.

Jednak wracając do elfa, warto byłoby go trochę opisać. Jego oczy, podobnie jak włosy, miały barwę niebieską, chociaż morską, bardziej tutaj pasuje. Taki wybryk natury chyba. On sam nigdy nie lubił tego koloru i nawet teraz się do niego nie przyzwyczaił. Jedyne dobre skojarzenie z kolorem włosów, to życiodajna woda i nic poza tym. Jeśli chodzi o odzienie, to nie było to nic specjalnego. Luźne spodnie z cienkiego materiału, wyglądające, jakby były za duże jak na tego osobnika. Poza tym, luźna szata z tego samego materiału, sięgająca do połowy ud. Do tego zwyczajne buty. Strój lekko żółtawy, lecz jego pierwotny kolor był biały i to przybywanie na pustyni, do prowadziło do wyżółknięcia. Ubranie, mimo że, w kilku miejscach były dziurawe(z powodu przebywania w klatce zdecydowanie za długo), nadawały się do użytku i utrudniały dostrzeżenie budowy ich właściciela.

Gdy tylko worek z uzbrojeniem został przed nich rzucony, długouchy natychmiast zareagował. Niemałe było jego zaskoczenie, gdy zobaczył, że nie ma tam rzeczy, które naprawdę mógł uznać za przydatne. Chociaż... Tak topór był bardzo interesujący. Może i był elfem, ale wśród rasy wyróżniała go spora siła. A z tego ,co widział, nie było nic, co by mu pasowało. Nie dla niego sztyleciki, czy krótkie mieczyki. Potrzebował czegoś większych rozmiarów. Lepszy byłby miecz, ale topór też mógł być. Dlatego też elf jak najszybciej wziął do ręki ową broń. Poza tym, na wszelki wypadek wziął sztylet i jedną z par chitynowych karwaszy. Te ich kolce mogły się okazać przydatne. Gdy tylko zabrał to, co chciał, odsunął się trochę, trzymając wszystko blisko siebie. Wolał nie ryzykować straty swojego nowego sprzętu. Do wody i jedzenia się nawet nie rzucał. Był przystosowany do trudnych warunków. Teraz znajdował się właściwie w swoim domu. Radził sobie tutaj bardzo dobrze przez wiele, wiele lat. Woda i jedzenie bardziej się przyda pozostałym, którzy do takich warunków nie są przygotowani.
 

Ostatnio edytowane przez Saverock : 15-09-2011 o 13:29.
Saverock jest offline  
Stary 15-09-2011, 16:23   #3
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Ledwo co ułożył się w swej przyciasnawej klatce i zmrużył oczy, a postawiły go na nogi potężne krzyki i wrzaski. Próbował dostrzec co się dzieje, jednak w ciemni mógł dostrzec tylko szybko przemieszczające się cienie. Po chwili stający w płomieniach namiot rozjaśnił sytuację, pozwalając Martarowi dostrzec, przemykające cicho i szybko, elfie postacie, a przy nich masę trupów na ziemi.

Wizja, która zobaczył, od razu sprowadziła na niego myśli przedstawiające jego przyszłe życie na wolności, zaczął się zastanawiać jak to będzie, cóż ze sobą zrobi. Całą resztę nocy nie przespał spędzając ją na tego rodzaju przemyśleniach. Z rana jednak spotkało go niemałe rozczarowanie, okazało się, że to wcale nie są wybawcy, a przynajmniej nie tacy, jakich się spodziewał. Była to tylko kolejna banda, która chciała ich przejąć. Wraz z resztą został wyprowadzony z klatki, i umieszczony w jednej z dwóch grup niewolników. Wyraźnie byli segregowani, w jednej wypatrzył same wybiedniałe postacie, a w drugiej, jego, wyraźnie silniejsze. Właśnie jego grupa została zaprowadzona przed oblicze dowodzącego niziołka – Lazama Ishaara, który przedstawił im pewną propozycję.

Martar usłyszał, że uzyska swą upragnioną wolność, gdy wykona zadanie. Zadanie polegające na dostaniu się na pewną niewielką wyspę w jaskini i skradzenie jaj Pustynnemu Wijowi, który właśnie je złożył. Może i nie uzyskał od razu wolności, ale teraz uwierzył, że jest jej blisko. Może nie będzie to łatwe zadanie, ale na pewno możliwe do wykonania, więc bez długiej chwili zastanowienia i bez słowa ruszył w kierunku wora z bronią rzuconego, przed ich nogi.

Wielki, potężnie zbudowany gladiator, od razu wypatrzył sobie ogromny, metalowy topór. Przypominał on mu bardzo broń, którą zwykle walczył na arenie. Promienie słońca, które odbijały się od jego ostrza, jakby zapraszały go do sięgnięcia broni. Już sobie wyobrażał, jak ją bierze, jak chwyta mocno naprężając mięśnie rąk i nieodzianego torsu, jak ukazuje innym swoją tężyznę fizyczną, zniechęcając do jakiejkolwiek zwady z nim.
-Gotów – tylko miało wydobyć się z jego ust
Po chwili miał sięgnąć tylko jeszcze po karwasze, sztylet, racje żywnościowe i bukłak wody, który zapakowałby do wora. Był najsilniejszy, więc mógł tyle ponieść.

Jednak rzeczywistość wyglądała inaczej, a z jego ust wydobyły się inne słowa
- Ożesz kurwa! Co jest?! – ryknął widząc, jak elf zbliża się do broni i wybiera ‘jego’ topór
- Dawajże to i bier mieczyk – warknął w kierunku Kendara, wskazując jednocześnie na topór
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 15-09-2011 o 16:29.
AJT jest offline  
Stary 15-09-2011, 17:55   #4
 
Papa*'s Avatar
 
Reputacja: 1 Papa* nie jest za bardzo znany
Z deszczu pod rynnę - myśl ta najlepiej obrazowała nastawienie elfa do usłyszanej przed chwilą propozycji. Wszystko co go spotkało od momentu dostania się w niewolę do tej chwili wydawało mu się być jakąś koszmarną kpiną losu. Ten który był odpowiedzialny za sytuację w której się teraz
znajdował ukręcił na siebie bicz, bicz który pewnego dnia odpłaci mu się po stokroć. Teraz jednak elf musiał przystać na zaoferowaną mu szansę. Nie był głupcem, dobrze zdawał sobie sprawę że nie mógłby podjąć żadnych działań z bandą prześladowców na karku, gdyby po przyjęciu oferty przy najbliższej okazji po prostu się ulotnił. Planowanie zaś ucieczki po definitywnym dostaniu się w czyjąś niewolę również byłoby nierozsądne, skończyłoby się tym samym.

Miał już wystąpić z szeregu po morskowłosym elfie odzianym w luźne ubranie, gdy uprzedził go jakiś imponująco zbudowany dryblas. Podszedł za nim do walającej się sterty przedmiotów z której wybrał dwa krótkie miecze, choć od krótkich mieczyków preferował dwa, porządnie wykonane miecze średniej długości. Do cherlaków nie należał, jego uwagę również przykuł topór wykuty ze stali, broń której od dawna nie miał okazji oglądać. Jednakże nie dla niego były ciężkie, wymagające posługiwania się oburącz oręże. Nie dostrzegł niczego więcej co uznałby dla siebie za niezbędne. Przez chwilę myślał o wzięciu karawaszy, lecz widząc reakcję dryblasa na sprzątnięty mu z przed nosa topór, darował sobie. Wiedział jak o siebie zadbać na pustkowiu, nie potrzebował niczego więcej.

Może poza czystym ubraniem i porządną kąpielą - pomyślał wracając z ekwipunkiem na swoje miejsce, poświęcając sobie chwilę uwagi. Nie miał zamiaru brać udziału w ręcznej wymianie argumentów do której mogło lada
chwila dojść - Ci którzy ich wyzwolili sami zadbają o jej rozwiązanie. Jego mocna koszula z szerokimi rękawami i spodnie w kolorze oliwkowym wciąż trzymały się w jednym kawałku, choć były wytarte i zakurzone w wielu miejscach, tak jak brązowe buty z długimi nogawkami. Dawno zakupiony płaszcz był teraz okropnie postrzępiony, mimo to wciąż nadawał się do użytku. Jasne, proste włosy opadały elfowi do ramion, zza których spoglądały modre oczy. Mierzył nieco ponad pięć i pół stopy.

Ciekawe co za przedstawienie urządzi nam ten narwany olbrzym - elf spojrzał z rezygnacją w niebo.
 
Papa* jest offline  
Stary 15-09-2011, 18:01   #5
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Asceline była jedną z tych, którzy nie narzekali w czasie podróży. Nie błagała o wolność, łaskę, nie domagała się wody czy pożywienia, nie narzekała na gorąco i paskudne warunki. Siedziała tylko w swojej klatce, kucając na palcach stóp, opierając ciężar ciała na dłoniach niczym jakieś zwierzę czy dziki człowiek nie znający wcześniej kontaktu z innymi. Obserwowała wszystko czujnie. Czasem, gdy tak zastygała w bezruchu wyglądała prawie jak statua, gdyby nie liczyć poruszających się oczu.

Nie znaczy to, że nie nic nie odczuwała. Wręcz przeciwnie. Może gorąco nie było dla niej aż tak uciążliwe, jednak nie była przyzwyczajona do takiego traktowania czy żywienia. Niewolnicą była od zawsze. Ale... dostawała dobre, porządne posiłki. Wiedziała, jak smakują słodycze, nawet te wyszukane. Niejednokrotnie spała w atłasowej pościeli... co z tego, że tylko wtedy gdy pan brał ją do swojego łoża? ale nawet później, gdy się nią znudził i tak miała wygodne życie. Na łeb nie kapało, było co włożyć do paszczy, nikt po grzbiecie nie smagał biczem... żyć nie umierać.

Nawet trochę żałowała swojego pana. Nie dlatego, że umarł. Żałowała tego, że po jego śmierci nie było już dla niej miejsca w pięknym pałacu. Jedni bali się 'tego dziwoląga', inni nie byli pewni, czy kiedyś Asceline nie rzuci się im do gardeł... a nowy pan po prostu się jej brzydził. Ale wiedział, że może przynieść mu zysk. Więc ją po prostu sprzedał.

Żegnaj fajne życie! Już nie będzie wyrka, strawy i cotygodniowych walk na arenie, gdy mogła patroszyć kolejnych przeciwników. Co ją czekało? Musiała przyznać, że trochę się tego bała...

Noc, w czasie której dokonana została rzeź na jej obecnych panach była przełomem. Asceline siedziała w swojej klatce obserwując wszystko z uśmiechem na ustach. Tak, zapowiada się nieźle! Nawet, jeśli ci nowi to kolejni handlarze... nie ma nic przeciwko takim, który przemocą załatwiają sprawy!

W czasie podziału niewolników zaobserwowała dokładnie jak został on dokonany i kto trafił do poszczególnych grup. Jak na razie w jej towarzystwie znalazły się istoty, które najwyraźniej potrafiły coś zrobić. Może być ciekawie.

Propozycja Lasagne, czy jak on się tam zwał, brzmiało to w każdym razie jak jakieś egzotyczne danie, była niezła. Wolność? To akurat miało małe znaczenie dla Asceline. Ale najwyraźniej szykowała się jatka. A tego kobieta nie mogła sobie odpuścić.

Nie czekając na innych sięgnęła po broń. Widziała, że co po niektórzy również się za to zabrali - jednak nie sięgali po to, czego chciała ona. Złapała tylko ostatnią parę karwaszy - tym nie pogardzi. Chwyciła jeden ze sztyletów i już miała sięgnąć po miecz, gdy ktoś ją uprzedził. Syknęła na niego krótko, niczym wąż, ukazując szpiczaste zęby i wężowy język. Zgarnęła więc szybko bicz i cofnęła od reszty.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 16-09-2011, 07:58   #6
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Gdy do pogrążonego w zamyśleniu elfa dotarły krzyki zarzynanych oprawców, jedynie lekko się uśmiechnął. Cóż, nie lubił ich, ale był niemal pewien, że ich "wybawcy" będą równie źli lub nawet jeszcze gorsi. W jego duszy nawet nie zapłonął płomyk nadziei - wiele razy był świadkiem takich sytuacji. Tylko że zazwyczaj nie siedział w klatce... Z doświadczenia wiedział, że nie ma sensu oczekiwać wolności - po prostu jedna banda rabusiów napadła drugą. Oni są tylko towarem, który mieli zamiar przejąć i sprzedać na targu w jednym z miast.

Szczerze się zdziwił gdy został rankiem wypuszczony z klatki, mimo to nadal miał dziwne przeczucie, że odzyskanie wolności nie będzie takie proste. Niemniej się zdziwił gdy został poprowadzony przed oblicze otyłego niziołka, który najwyraźniej rządził tą bandą. Z niechęcią się mu pokłonił. Schlebiło mu, iż Lazam widział w nim "moc i potencjał". Moc i potencjał by dokonać właściwie niemożliwego - zdobycia jaj Pustynnego Wija.
"- Banał. Przecież takie heroiczne czyny to dla mnie drobnostka" - pomyślał z ironią i gorzko się uśmiechnął. Z Lazama to jednak był straszny skurwiel. Elf by się nie zdziwił gdyby posłał ich na pewną śmierć ot tak, jeno dla zabawy. Ale czy mieli jakiś wybór? Nikt przecież dobrowolnie nie wróci do klatki, a tak to może zdołają uciec...

Mężczyzna był wysoki i chudy, wręcz wychudzony. Mimo tego był umięśniony - był stworzony do biegu, nie mógł być cherlawy. Jego włosy, w przeciwieństwie do niebieskowłosego pobratymca przypominały barwą piasek pustyni, zaś lekko skośne oczy były zielone. Spiczaste uszy wskazywały na elfią krew. Cerę miał bladą, mimo prażącego słońca. Prawą część jego twarzy pokrywały niebieskawe wzory, był to tatuaż mówiący o jego przynależności do jednego z nomadzkich plemion. Elf odziany był w łachmany. Podarta koszula odsłaniała plecy pokryte pręgami po uderzeniach bata. Nie wyglądał zbyt dobrze, ale nadrabiał miną.

Jego wzrok od razu przyciągnął metalowy topór. Co z tego, że nie potrafił walczyć toporem - on był metalowy! Nie zdziwiłby się gdyby ten topór przewyższał wartością całą jego "drużynę". Nie dziwnym też było, że wielki muł (połączenie ludzkiej głupoty i krasnoludzkiej upierdliwości, jak twierdził - oczywiście, nie przy mułach) chciał go zabrać elfowi, który jako pierwszy złapał za broń. Trzeźwo myślący Finrael uznał, że lubi obecny wygląd swej facjaty, więc postanowił nie mieszać się do kłótni.
Wziął chitynowy sztylet, pięciometrową linę, którą się obwiązał i egzotyczną broń, którą rozpoznał jako używaną przez thri-kreenów. Skoro to "coś" potrafiło się tym posługiwać to z pewnością i jemu uda się ta sztuka.
Nic więcej nie wziął, gdyż jeden z niewolników go ubiegł i zabrał oba kościane miecze. Mało było tej broni...

Ponownie się pokłonił, podchodząc w stronę niziołka - okazując "należny" szacunek miał większą szansę dostać to co chciał.
- Czcigodny Lazamie Ishaarze, twa hojność jest zadziwiająca. Jednak zmuszony jestem cię prosić, byś podarował nam coś jeszcze. - Wskazał na łachmany w które był odziany. - Nie chcesz chyba, by drużyna reprezentująca twoje interesy tak wyglądała, prawda? Nikt by nam nie uwierzył, że tak wyglądając pracujemy dla ciebie. Dlatego proszę cię byś ofiarował nam jakieś ubrania i może... pancerze? Posiadając je będziemy mieli większą szansę przeżycia, a co za tym idzie - spełnienia misji, którą nam zleciłeś. - Czuł do siebie odrazę, że podlizuje się takiej kanalii. Ale przyda się wszystko, co zwiększy ich szanse na przeżycie.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 16-09-2011, 10:54   #7
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Siedziała w swojej klatce skulona, obejmując rękami podciągnięte kolana i opierając na nich podbródek. Uważnie obserwowała to co dzieje się wokół, nie widziała jednak niczego, co mogłoby dać jej choć cień nadziei na uwolnienie. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale nie przejmowała się nim. Łuski doskonale chroniły ukrytą pod nimi delikatną skórę przed poparzeniem, jak również znacznie spowalniały wyparowywanie z ciała cennej wody. Gadzi metabolizm pozwalał czerpać część energii niezbędnej do życia prosto z promieni słonecznych. Teoretycznie była więc nieco mniej spragniona i głodna niż pozostali, co wcale nie oznaczało, że nie walczyła o jedzenie, wręcz przeciwnie. Każdy kawałek pożywienia był cenny gdyż pomagał jej zachować siły.

Usłyszała krzyk, potem kolejne, przez chwilę w jej sercu zagościła nadzieja, że to jej plemię przybyło jej na ratunek, szybko jednak zorientowała się, że to nie Drakoni i straciła zainteresowanie całym zajściem. O poranku miała okazję dokładniej przyjrzeć się skutkom nocnego zamieszania i ku swemu zaskoczeniu została wypuszczona z klatki. Wreszcie mogła rozprostować zdrętwiałe kończyny, przeciągając się jak kot kontem oka obserwowała podział niewolników. Sama stanęła kilka kroków od reszty jakby chciała podkreślić swoją odrębność, dać im do zrozumienia, że nie ma i nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Nie zdradzając szczególnego zainteresowania słuchała słów niziołka przywodzącego jej na myśl wielkiego pulpeta. „O czym on gada? Szkarłatny Szczyt? Jajo wija? Zdaje się ten baldachim na niewiele się zdał, jak nic dostał porażenia słonecznego.” Dopiero kiedy zagrzechotała wysypywana z worka broń Velga wykazała większe zainteresowanie. Jej uwagę od razu przykuł metalowy topór, nie żeby umiała się czymś takim posługiwać albo chciała zagarnąć broń, nic z tych rzeczy. Topór stanowił po prostu ciekawy rzadki widok. Jeszcze ciekawsze było to, że podniósł go elf. Zapatrzyła się na reakcję osiłka, który do tej broni pasował jej zdaniem znacznie bardziej i nim się zorientowała kolejny elf zagarnął broń tym razem z przed jej nosa. Te dwa krótkie miecze zdawały się wprost dla niej stworzone, była wściekła i z miłą chęcią rzuciłaby się na spiczastouchego by odebrać swoją „własność”. Z trudem się powstrzymała. „Nierozważnie jest kopać psa, kiedy sfora patrzy.” Kiedy wszyscy wybrali już dla siebie broń i ona podeszła do tego, co zostało. Wybór miała niewielki, zabrała więc sztylet i z widoczną niechęcią podniosła z piasku oścień i małą okrągła tarczę. Tak wyposażona wróciła do szeregu z narastającym poczuciem odrębności. Jej zakurzone złote łuski kontrastowały z nagą skórą pozostałych, błękitne oczy z pionowymi źrenicami były tak odmienne od ich oczu. Nawet ubrana była zupełnie inaczej, miała na sobie jedynie spódniczkę ze skórzanych pasów w kolorze piasku i krótką tunikę bez rękawów z tego samego materiału. Z pogardą patrzyła na kolejnego elfa, który wziął Chatkchę, a teraz podlizywał się „pulpetowi”.
 
Agape jest offline  
Stary 16-09-2011, 20:36   #8
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Rebis już od kilku dni siedział w tej brudnej klatce. Nigdy nie był niewolnikiem, był druidem, kiedyś przysiągł sobie powstrzymać się od zabijania tak długo jak to będzie możliwe. Nawet gdy napadli na niego łowcy niewolników on nie stawił najmniejszego oporu. Wiedział jednak jak przeżyć na pustyni, rozumiał pustynię, to było coś co nigdy nie jest pożądane w miastach.

Na rzeź swoich oprawców patrzył obojętnie, Rebis uważał bowiem, że tylko łowcy niewolników i najwięksi zbrodniarze zasługują by umrzeć. Ponadto myślał o tym ile istnień mógłby uratować gdyby go nie zamknęli. Pocieszał się tym, że udało mu się uratować swego jedynego towarzysza, niewielką fretkę, imieniem Kuli. Ukrył ją w rękawie swojego rękawa. Nie była to fretka trenowana, zwyczajne stworzenie, nie umiało ukraść kluczy, ani zrobić czegoś co mogłoby pomóc druidowi uciec. Kuli po prostu nie chciał odejść.

Druid w milczeniu wysłuchał tego czego się od nich wymaga, na jego ramieniu już wtedy siedział Kuli. Rebisa zawsze pasjonowały pustynne wije, niezwykłe są to stworzenia, każde podobne do każdego, a jednak z innymi zdolnościami, niemal jak ludzie. Druid nie powiedział tego głośno, wiedział jak się mogło skończyć przyznawanie do interesowania się powszechnie budzącymi grozę stworzeniami . Gdy na ziemi wylądował worek z bronią wodą i żywnością, przez chwilę zatrzymał wzrok na toporze, nie planował go brać, po prostu dawno nie widział stali. Sam podniósł jedynie oścień którym podparł się niczym kosturem. Gdy elf skończył mówić do Lazama druid także postanowił coś powiedzieć, nie znał się jednak na tym jak należy się zwracać do "swojego pana", był zwykłym człowiekiem pustyni.
-Jeśli to możliwe, to ja bym prosił o zwykły kawałek drewna który mógłby mi posłużyć jako kostur. Nie lubię walczyć, jestem takim niewalczącym typem człowieka.- Dodał do wypowiedzi elfa z lekkim uśmiechem, jak gdyby chciał rozładować swoje napięcie.

Oczywiście gdyby otrzymał kostur odłożyłby oścień bez wahania, nie lubił takich broni.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 16-09-2011, 22:35   #9
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Wyjątkowo chudy elf zdecydował się zabrać głos. Był to nie tylko wyjątkowy akt odwagi, ale także rzecz bez precedensu. Niewolnik zwraca się bezpośrednio do swego pana. Nie tylko do niego mówił, ale o zgrozo patrzył mu w oczy.
Wysoki mężczyzna stojący obok Lazama już sięgnął po bicz, by skarcić niepokornego niewolnika. Uniósł broń w górę i bicz z głośnym świstem przeciął powietrze. Wtedy jednak stało się coś niebywałego. Schowany w cieniu baldachimu niziołek krzyknął:
- Stój!
Wysoki mężczyzna w ostatniej chwili zmienił kierunek uderzenia i bat w głuchy świstem uderzył w ziemię. Oczy Finrael spotkały zabójczy wzrok zausznika Lazama.
- Pozwól mu mówić! - zażądał niziołek.
- Czcigodny Lazamie Ishaarze, twa hojność jest zadziwiająca. Jednak zmuszony jestem cię prosić, byś podarował nam coś jeszcze. - elf wskazał na łachmany w które był odziany. - Nie chcesz chyba, by drużyna reprezentująca twoje interesy tak wyglądała, prawda? Nikt by nam nie uwierzył, że tak wyglądając pracujemy dla ciebie. Dlatego proszę cię byś ofiarował nam jakieś ubrania i może... pancerze? Posiadając je będziemy mieli większą szansę przeżycia, a co za tym idzie - spełnienia misji, którą nam zleciłeś.
Lazam słuchał słów elfa z coraz większym uśmiechem na twarzy. Widać było, że pochlebstwa działają na niego bardzo kojąco. Nie ulegało wątpliwości, że Lazam nie wierzy w szczerość niewolnika. Mimo to cieszył go i schlebiał mu fakt, że może się chełpić swoją władzą przed tak licznym gronem.
- Wydać im odzienie i pancerze. - rzekł tylko Lazam.
Słudzy niziołka przynieśli najróżniejsze szaty. Ich różnorodność sprawiła, że każdy mógł wybrać coś dla siebie. Znalazło się też kilka sztuk pancerza. Były to skorupy żółwi iłowych, ale i tak lepsze to niż nic. Oprócz tego, zapewne już przez nadgorliwość sług Lazama, w stosie rzeczy znalazł się także drewniany kostur, włóczni o dwóch ostrzach zwana Lotulis oraz bojowa siatka, jakiej używają gladiatorzy.
Na szczęście niziołek nie widział, jakie rzeczy zostały przyniesione. W przeciwnym wypadku mógłby zareagować bardzo różnie. Znudził i zmęczył się on już doglądaniem niewolników i kazał zanieść się do namiotu.
Doglądaniem niewolników zajął się wysoki mężczyzna, który do tej pory stał przy lektyce Lazama. Nie miał on jednak odwagi sprzeciwić się decyzji swego pana. I tak dzięki odwadze Finraela drużyna najemników zyskała dodatkowy sprzęt i odzienie.
Wysoki mężczyzna w spokoju doglądał jak grupa niewolników dzieli się ekwipunkiem. Gdy wszyscy byli już dozbrojeni, dryblas warknął:
- Za mną!
Mężczyzna zwany Rebisem zauważył, że do grupy dołączył jeszcze jeden człowiek. Nie wyróżniał się niczym i nikt poza nim nie zwrócił na niego uwagi. Szedł on na końcu pochodu i uważnie obserwował wszystkich wybrańców Lazama. Druid już wiedział dlaczego ich marsz ochrania tylko trzech strażników. Mężczyzna na końcu pochód musiał być potężnym psionkiem. Jego rysy twarzy wyraźnie wskazywały, że w jego żyłach płynie szlachetna krew. Obecność kogoś takiego w świcie Lazam lekko zdziwiła Rebisa. Moc jaka biła od tego człowieka była wręcz namacalna. Pozostawało mieć nadzieję, że nikomu z najemników nie przyjdzie do głowy uciekać i nie będą musieli poczuć na sobie mocy tego człowieka.

Po około godzinie marszu grupa doszła do wysokiej góry. Prowadzący ich mężczyzna zatrzymał się przed niewielkim wejściem do groty i rzekł:
- Oto Szkarłatny Szczyt. - jego głos był spokojny i pewny siebie. Słychać było, że długi marsz uspokoił jego nerwy. Dryblas wiedział, że teraz on ma władzę nad życiem stojących przed nim istot i żadne gładkie słówka, wygadanego elfa tego nie zmienią.
- Tutaj zaczyna się wasza misja. Na końcu tej groty znajduje się wąski tunel, który doprowadzi was do właściwej jaskini o której mówiłem. To w tej jaskinie na wyspie położonej na środku iłowego jeziora ma leże pustynny wij. Zejdźcie tam, zdobądźcie to o co prosił czcigodny Lazam, a będzie wam dana wolność. Nie próbujcie ucieczki, gdyż ta równoznaczna jest ze śmiercią. - zakończył swoją mowę dryblas. Jego ostatnie słowa nie brzmiały, jak groźba, czy przestroga, ale zwykłe, beznamiętne stwierdzenie faktu.
- Ruszajcie!

Siedmiu niewolników weszło do groty z nadzieją, że wszyscy wyjdą z niej żywi i wolni. U wyjścia z groty stanęło trzech uzbrojonych strażników, wysoki zausznik Lazama oraz tajemniczy mężczyzna. Wszyscy oni obserwowali jak grupa znika w tunelu prowadzącym do leża pustynnego wija.

W blasku, trzaskających pochodni grupa szła przez grotę w kierunku wskazanego tunelu. Grota była dość duża i spokojnie mogłaby posłużyć jako prowizoryczne lokum dla całej siódemki. Tunel jednak był wąski i mogły w nim iść obok siebie co najwyżej dwie osoby. Na szczęście po kilkunastu metrach rozszerzał się dość znacznie. Po przejściu kolejnych kilkudziesięciu metrów grupę zatrzymały dziwne dźwięki. Nie były to jeszcze na szczęście odgłosy wija, ale coś równie niepokojącego. Ci którzy byli obyci z życiem na pustyni rozpoznali w nich dźwięki charakterystyczne dla Thri-kreenów. Osobnik, który tak zawodził musiał być ciężko ranny. Odgłos dochodził z niewielkiej wnęki kilka metrów dalej. W świetle pochodni dało się dostrzec leżącego na ziemi Thri-kreena, który ściskał w ręku miecz. Leżał on na czymś co przypominało worek i wyglądało to tak, jakby swym ciałem próbował chronić pakunek.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 17-09-2011 o 12:09.
Pinhead jest offline  
Stary 16-09-2011, 23:40   #10
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Rebis niezwykle ucieszył się z tego, że mógł porzucić oścień i pochwycić w swe ręce kostur, wdział też na siebie elfią tunikę, która w dzień chroniła przed słońcem, a w nocy zapewniała ciepło. Nie interesowało go co o tym pomyślą inni, ale druid zwykle ubierał się w stroje podobne, choć nie tak misterne, od razu więc poczuł się nieco lepiej. Kuli także, fretka bardzo szybko weszła odkryła, że w środku tuniki jest chłodno, więc tam się schowała. Mężczyzna przypasał sobie do pasa także bukłak z wodą do którego jakoś nikt się nie pchał.

-Jak za starych czasów.- mruknął druid.

Gdy szli w kierunku Szkarłatnego szczytu Rebis zauważył, że człowiek który ich pilnuje jest potężnym psionikiem, był więc pewien, że ucieczka to nie najlepszy pomysł.

Szli powoli tunelem groty. Szmaragdowo zielone oczy druida połyskiwały w ciemnościach, jego podpieranie się kosturem obijało się echem po całym korytarzu. W pewnym momencie Rebis usłyszał bardzo charakterystyczny dźwięk, dźwięk który mógł wydawać tylko Thri-kreen. W świetle pochodni druid zauważył rannego przedstawiciela tej rasy, nie zastawiając się wiele podbiegł do niego, pokazując, że nie ma wrogich zamiarów i powtarzając kilka słów w ich języku.

-Pomogę ci, nie zranię cię.- Rebis znał kilkanaście słów w ich języku, jak i w kilka innych w językach innych ras. Zwykle tyle by powiedzieć, że nie zamierza się kogoś skrzywdzić. Druid na wszelki wypadek pokazał Thri-kreenowi swoje ręce, żeby ten widział, że nie zamierza go skrzywdzić, po czym okręcając bukłak z wodą, dał mu się napić, jednocześnie pytając:
-Co się stało?- Miał jednocześnie nadzieję, że Thri-kreen, zna choć trochę ludzką mowę, by Druid go zrozumiał.
 
pteroslaw jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172