Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2009, 13:34   #1
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
[DnD FR]Okruchy

Cario

To miała być kolejna, standardowa misja, rutynowy patrol, na który wysłali go zwierzchnicy domu Jearle. Wraz z nowymi „braćmi”, dwoma kusznikami, jednym magiem i jeszcze jednym szermierzem oprócz Cario, ostrożnie stąpał po leśnej ściółce Cormanthoru. Niegdyś wielka metropolia elfów teraz krzyczała pustką. Mieszkańcy elfiego królestwa w większości opuścili swoje domostwa i udali się na Evermeet, gdzie obiecany im był odpoczynek od spraw ludzi i innych ras Faerunu.


Majestatyczne drzewa zdawały się nieść ze sobą, szumiąc liśćmi, pieśni o dawnej chwale swoich byłych opiekunów. Gdzie niegdzie w koronach drzew lub tuż przy korzeniach znajdowały się opuszczone domostwa elfów. Nie były to lite w skale budowle jakie budują ludzie, czy nawet drowy, ale zdawało się jakby wyrastały z drzewa niczym korzenie czy gałęzie starannie kierowane myślą elfich mędrców.

Była już noc. Dzienne patrole były dla Cario jeszcze niemożliwe, gdyż jego oczy wciąż miały problem z przystosowaniem się do jasnego światła słońca. Nie żeby mu się jakoś spieszyło, tak czy inaczej. Korony drzew Cormanthoru były zresztą na tyle gęste, że niemal cała ściółka była oblana ich błogosławionym cieniem. Pewien kapłan Vhaerauna twierdził, że las nas akceptuje i uważa za swych prawowitych właścicieli – dlatego dba tak o nas i daje nam swoje błogosławieństwo. Pomijając fakt, że drzewa były tu tak wysokie na długo przed przybyciem domu Jearle, Cario raczej nie wierzył w te opowiastki.

Noc była bezchmurna, a pojedyncze promienie księżyca i światło odległych gwiazd przebijały się przez szpary między liśćmi w koronach drzew. Gdzie niegdzie latały zielone światełka, owady zwane świetlikami, z tego co usłyszał drow od pobratymców. Młody szermierz nie podzielał entuzjazmu innych drowów na powierzchni, lecz nawet on musiał czasem przyznać, że jest coś w tym miejscu, coś zupełnie innego niż Podmrok, co sprawia, że chce się tu być.

Błękit księżyca, zieleń drzew i świetlików sprawiały, że na chwilę Cario poczuł jak jego mięśnie się rozluźniają, a umysł wsłuchuje się w powiem wiatru i szelest liści… wtedy jednak nowy element został dodany do krajobrazu – czerwień krwi maga, który z nimi się wybrał. Przez chwilę, jakby świat był teraz nieco odległy, czerwień krwi maga zdawała się wspaniale wkomponować w nastrój nocy, dopełniać ją, dziewicza natura skalana czerwoną posoką życia… trwało to jednak tylko ułamek sekundy.

Cario chwycił za miecz u pasa. Był on dość lekki, uchwyt był mocny i szorstki, aby przypadkiem mu się nie wyślizgnął, ostrze natomiast lśniło nieprzyjemnym czerwono-czarnym blaskiem. Spojrzał na maga, bełt utkwił mu między oczami. Ci, którzy ich zaatakowali na pewno nie byli grupką leśnych elfów, z którymi czasami się ścierali, elfy korzystały z łuków. Kusze… to raczej broń drowów. Zanim jednak skończył się zastanawiać nad sytuacją drugi bełt trafił tym razem jednego z ich własnych kuszników. W innej sytuacji drow pomyślałby o ironiczności tego zdarzenia, teraz jednak nie było mu w śmiech. Ktoś wybijał jego towarzyszy jednego po drugim z zabójczą precyzją, a on nawet nie potrafił namierzyć tej osoby i ustalić skąd strzela. Wyostrzył swoje zmysły, skupił się na otaczających go dźwiękach… las mimo delikatnego wietrzyku był spokojny, zwierzyny też nie było zbyt wiele… wtedy usłyszał dźwięk napinania cięciwy kuszy. Natychmiast pobiegł w kierunku, z którego dochodził odgłos. Wskazał drugiemu szermierzowi i kusznikowi miejsce za pomocą migów. Sztuka ta była powszechnie znana drowom, ale dla innych ras wręcz do nauczenia. Dzięki temu, jeśli ich wrogami nie są drowy, mogliby zyskać dość znaczącą przewagę.

Cienie zdawały się zgęstnieć. Nawet będąc w biegu Cario od razu to zauważył ku swojemu lekkiemu zdziwieniu. Spod ziemi, gdzie biegło dwóch pozostałych jeszcze przy życiu jego towarzyszy nagle wyrosły pionowe nici utkane z ciemności, wyrosły przebijając się przez wszystko co stało na ich drodze. Cieniutkie, niemal dwuwymiarowe nici ciemności przebiły się przez ciało towarzyszy Cario sprawiając, że przypominali teraz popękane skały, które zbyt długo leżały na słońcu. Został sam, osaczony, dookoła ciemność zdawała się robić coraz gęstsza i gęstsza. Cario czuł ją niemal jako namacalną substancję, niczym woda zdawała się wlewać przez gardło do wnętrza drowa, dusząc go i dławiąc. Półprzytomny padł na ziemię. Resztką sił zerknął w górę.

Stała przed nim drowia sylwetka obleczona ciemnością niczym płaszczem. Po chwili przybiegli inni napastnicy. Było ich trzech, zdawali się być podenerwowani i nieco wystraszeni obecnością mężczyzny obleczonego w ciemność.

-Mistrzu Shemshal, wybacz moją poufałość, ale czemu tutaj jesteś? – spytał powoli, ostrożnie, bardzo ostrożnie, jakby miał przed sobą gotową do ataku kobrę, a on do obrony miał tylko skrawek materiału, niestety nie na tyle duży, aby schwytać w niego kobrę.

Mężczyzna chyba się uśmiechnął, po czym beztrosko odpowiedział:

[i]-Czasem lubię sam wybierać się na polowanie, szczególnie gdy łup jest tak cenny.[i] – pozostali spojrzeli po sobie w ciszy potaknęli i o nic więcej nie pytali, obawiając się, że za drugim razem kobra ukąsi… Chwilę potem Cario był w pomieszczeniu wypełnionymi dziwnymi przedmiotami, a przed nim jawił się błękitno świecący portal jak mniemał…



~*~



Anna



Muzyka

Być może wyznawcy Vhaerauna byliby niesmacznie zaskoczeni myślą, że dla kogoś to podmrok mógłby być dla kogoś zbawieniem i azylem od problemów na powierzchni. Większość jaskiń przez jakie Anna miała zamiar dostać się do podmroku okazywało się nie sięgać tak daleko. Ślepe zaułki, leża zwierząt i potworów, czasem nawet ukryte świątynie plugawych bóstw. Wszystkie te miejsca odwiedziła w poszukiwaniu miejsca, gdzie w końcu odpocznie od swego przekleństwa.

Selune jaśniała na nieboskłonie, zostały jeszcze dwa dni do pełni. Srebrna tarcza księżyca jaśniała delikatnym błękitno-bladym światłem, otulając ciało Anny płaszczem księżycowej poświaty. Las był dziś nieco poruszony, w pobliżu jakaś grupa poszukiwaczy przygód toczyła bój z rozzłoszczonymi wyznawcami plugawego bóstwa, którego świątynię podczas ich nieobecności rozniosła na strzępy Anna. Dziewczyna z uśmiechem wspominała ten moment, z drugiej strony szkoda jej było tych, którzy musieli przyjąć na siebie gniew kultystów.

Księżycowa panna wiele dała Annie, a Anna wiele jej zawdzięczała. To właśnie dzięki niej mogła czasem odetchnąć i to on zapewniła jej iskrę nadziei na zbawienie. Słyszała o tym od kapłanek, które spotykała, które ją uczyły. Słyszała, że Selune swoim oddanym sługom ofiarowuje dar kontrolowania swoich bestialskich zapędów, że z klątwy potrafi uczynić błogosławieństwo. Anna szczerze miała nadzieję na otrzymanie łask Selune, ale bała się że jej niekontrolowane wybuchy gniewu… mogły ją stawiać w nieco złym świetle przed boginią.

Ze strachu, w obawie o innych postanowiła, więc uciec. Uciec głęboko ponad powierzchnie, gdzie światło Selune jej nie dosięgnie, lecz jej klątwa również osłabnie. Była to ciężka decyzja, jedna z najcięższych jakie musiała podjąć. Czuła jednak, że nawet jeśli światło Selune na nią nie będzie padać, to sama bogini będzie z nią przez cały czas. W ciemnościach podmroku spotka wiele plugawych bestii Shar, złej bliźniaczki bogini. To będzie jej pokutą za niewinne śmierci, których przyczyną była. Oczyści podmrok z pomiotu Shar i wtedy bogini ją wynagrodzi. Mimo tych deklaracji tliły się w niej myśli, wątpliwości, czy bogini nie uzna tego raczej jako akt tchórzliwej ucieczki i wymówkę do zaspokojenia swoich bestialskich instynktów?

Anna stała przed kolejną jaskinią, która mogła prowadzić do podmroku. Ostrożnie weszła i rozejrzała się po jaskini, sprawdzając czy przy wejściu ktoś się nagle nie pojawił. Podróżując samemu po Faerunie musiała nauczyć się ostrożności. Stalaktyty i stalagmity zdobiły jaskinię od wewnątrz. Krople wody spadały z sufitu jaskini tworząc drobne zbiorniki wodne, przy których wyrastały fosforyzujące grzyby oświetlające jaskinię zielono-fioletowym światłem. Idąc coraz głębiej miała wrażenie jakby wchodziła w paszczę jakiegoś potwora a twory skale były jego kłami. Z tyłu słyszała jak zaczyna padać deszcz. Dźwięk roznosił się echem po całej jaskini.

Jak do tej pory jaskinia wyglądała obiecująco. Flora jaskini, z tego co słyszała, musiała być połączona z pomrokiem, gdyż ten rodzaj grzybów występował tylko w jaskiniach podmroku. Poza tym minęło już parę godzin od momentu gdy Anna zaczęła schodzić w głąb jaskini. Korytarz zdawał się jednak zmierzać ku końcowi, lecz zamiast ślepego zaułku ukazała się przed nią wielka jaskinia, wysoka na 100 metrów, natomiast końca Anna zdawała się nie widzieć, nawet dzięki jej wyostrzonym zmysłom. Stała na skarpie, jakieś 50 metrów nad dnem jaskini.


Tuż przy wyjściu z korytarza były ku zdziwieniu kobiety schody wyżłobione w szarej skale jaskini. Wyżłobione w mniemaniu Anny było jednak nieodpowiednim słowem. Schody wyglądały raczej jakby wyrosły z boku jaskini, jakby za pomocą magii. Dobrze znała zaklęcia zdolne do takich rzeczy i podejrzewała, że albo zrobił to ktoś dawno temu przechodząc tędy, albo był to częsty szlak podróżny, którego ktoś mógł pilnować.

Trzymając gardę zaczęła schodzić powoli w dół. To były jej pierwsze chwile w podmroku, czuła jednocześnie podekscytowanie jak i strach przed nieznanym. To była jednak jej decyzja i karciła siebie w myślach za to ostatnie uczucie, mimo to nie mogła go powstrzymać. Większość ludzi gdy zaczyna nowy etap swojego życia czuje irracjonalny strach, Anna w tym względzie nie różniła się od zwykłych ludzi. Sama nie widziała tego w ten sposób oczywiście, choć gdyby ktoś jej to powiedział może i nawet mogła odebrać to jako komplement.

Była już prawie na dnie, zostały jej tylko trzy stopnie do zejścia ze schodów, gdy usłyszała głos.

-Czekaliśmy na ciebie- głos był męski i jakby rozbawiony. Szybko odgadła położenie mężczyzny i kolejny raz skarciła siebie za intensywne emocje, które teraz nią władały – gdyby nie one być może zauważyła by go wcześniej. Mężczyzna był drowem, ubranym w czarną skórzaną zbroję, która zdawała luźno się opadać na jego mięśniach zamiast mocniej je podkreślać i owijać się wokół jego ciała. Zbroja miała zupełnie inny krój niż ta stworzona przez człowieka. W ręku trzymał długi miecz o czarnym ostrzu i srebrnej rękojeści.

Ku zdziwieniu Anny mężczyzna wcale nie był zbity z pantałyku gdy Anna pewnie spojrzała mu w oczy, nawet w ciemnościach jakie panowały w podmroku. Nie, zamiast tego jeszcze szerzej się uśmiechnął.

-To pułapka! – mimowolnie stwierdziła na głos Anna. Mężczyzna miał tylko odwrócić jej uwagę, miała na nim skupić wszystkie swoje zmysłu podczas gdy inni mieli ją zaskoczyć od tyłu. Było jednak już za późno. Dwa bełty wbiły się w jej dwoje ramion, czemu towarzyszył krzyk kobiety. Gniew zaczął rosnąć wewnątrz duszy dziewczyny. Oczy zmieniać kolor na złoty, szybko jednak wrócił do normalnego koloru. Anna padła na ziemię, obijając się jeszcze na paru ostatnich stopniach, z których spadła. Bełty były zatrute, mogła się domyśleć, że drowy użyją trucizny.

Szaleńczy śmiech zalał jej duszę. Podmrok miał być jej zbawieniem, a nie potrafiła postawić w nim nawet jednego kroku, zabrakło jej tylko trzech stopni… kiedy przestała się niesłyszalnie śmiać ze zdziwieniem stwierdziła, że była nadal przytomna. Nie zabili jej, a trucizna tylko sparaliżowała jej ciało.

-Szkoda, że nie możemy jej jeszcze zabić… wiem, że mistrz bywa nieprzyjemny gdy ktoś się bawi jego zabawkami przed nim, no ale chyba w pewien sposób moglibyśmy się zabawić…. – mężczyzna zaczął się śmiać, a Anna mogła niemal czuć jego wredny uśmiech na jej ciele.

-Chcesz to spróbuj, droga wolna, ale jak sam mówiłeś, mistrz nie lubi zużytych zabawek… sam miałbym ochotę sprawdzić na ile stać dziwkę z powierzchni… – dwoje mężczyzn na chwilę zamilkło jakby zastanawiając się czy gra jest warta świeczki… jak się jednak okazało nie jest. Wrzucili Annę na wóz zaprzężony w wielkie jaszczury i ruszyli w głąb podmroku…



~*~



Iru'khatriz


Iru`khatriz miał dziś kolejne zlecenie. Tym razem miał udać się do gospody, gdzie przebywała Alaye, kapłanka Lolth, która była w trakcie pielgrzymki do Menzoberranzan, a która to nudziła się nieco w mieście. Drow zwykle odmówiłby takiej propozycji, niosła ze sobą wiele niebezpieczeństw, a i gospoda nie miała najlepszej opinii – choć z drugiej strony nie miała również najgorszej. Jego mistrz jednak nalegał, kapłanka płaciła sporą sumę za najlepszą męską kurtyzanę w mieście. Było to oczywiście nadzwyczaj podejrzane, ale takiej sumy jaką zaproponowała nie łatwo się odrzuca. Ershekh nie był jednak głupcem i wysłał za swoim uczniem parę zwiadowców, którzy mieli go obserwować z daleka i zadbać, aby nie zdarzyła się żadna niespodzianka.

Iru’khatriz nie był oczywiście dla licza nie do zastąpienia, ale trudno było znaleźć dobrych uczniów, drow miał już pewną renomę w mieście, a co najważniejsze – licz nie cierpiał gdy wodziło się go za nos. Przekonało się o tym już wielu i zapewne jeszcze więcej miało.

Ulice miasta były zatłoczone i pełne przeróżnych ras. Miasto, w którym od jakiegoś czasu żył Iru było miastem handlowym, nie tak wspaniałym jak Menzoberranzan, lecz mającym spory potencjał. Pełny różnych niższych istot bazar kipiał życiem, a nie-drowy kipiały strachem. Podróż na drowie targowisko zawsze była niebezpieczna, lecz bogactwa jakie można było tu nabyć z nawiązką nadrabiały ryzyko. Gdzie niegdzie wędrowały patrole jaszczurzych jeźdźców, miejscowej straży. Każdy ustępował im drogi, wiedząc jak nieprzyjemne mogą być konsekwencje zignorowania strażników, którzy nie mieli zwyczaju zatrzymywać się aż przechodnie ustąpią miejsca…

Z bazaru droga prowadziła to dzielnicy, gdzie mieszkali kupcy. Iru doszedł do rozwidlenia i wybrał ścieżkę prowadzącą do gospody. W pewnym sensie czuł się nieco dziwnie. Zwykle skręcał w tym miejscu w kierunku dzielnicy świątynnej, gdzie oczekiwała go jakaś drowia kapłanka. Tym razem również zmierzał, jak przypuszczał, do drowiej kapłanki, ale kierunek, który miał obrać był zupełnie inny. Kościół Lolth był mocny w mieści, nie tak mocny jak w innych miastach, ale jednak miał decydujący głos w wielu sprawach. Istotnym, więc było mieć znajomości wśród kapłanek, o czym doskonale wiedział zarówno Iru jak i Ershekh.

Po wyjściu z bazaru zagęszczenie ludności na ulicy gwałtownie się zmniejszyło, co więcej większość była drowami. Ci którzy nimi nie byli, byli niewolnikami. Po chwili był już na miejscu. Gospoda nosiła miano Kieł Selvatarma. Wszedł do środka. W powietrzu unosił się zapach gorzałki i kobiecych perfum. W przeciwieństwie do ulic, bywalcy gospody byli bardziej zróżnicowani rasowo. Było tu paru ludzi, krasnoludów, o dziwo znalazł się nawet jeden gnom, choć Iru podejrzewał, że to tylko niewolnik, bo do czego innego nadają się gnomy?

Zgodnie z wytycznymi udał się na piętro, do pokoju nr 4. Spojrzał na klamkę, przyjrzał się jej uważnie, ale nie zauważył niczego niepokojącego. Rozejrzał się wokół. Zastanawiał się co ze zwiadowcami, którzy mieli go obserwować, choć cóż by to byli za zwiadowcy gdyby mógł ich dostrzec? Wziął głęboki wdech, poprawił włosy, uśmiechnął się szarmancko i otworzył powoli drzwi…


Na karmazynowym łożu leżała nieco roznegliżowana drowia kobieta. Tuż przy niej, na podłodze siedział klęcząc i gładząc jej nogi drowi mężczyzna. Kobieta miała gładką skórę po której frywolnie pląsały kropelki potu, Iru mógł tylko podejrzewać skąd się wzięły. Najwidoczniej dzisiejsza noc miała być nieco… urozmaicona. Nie było to dla niego nowością, drowie kapłanki często lubiły spędzać czas w większym gronie… Dla drowa to i tak była praca, czasami tylko przyjemność.

Włosy miała nieco ciemniejsze niż większość drowich kobiet. Rysy miała ostre i drapieżne, a wzrok wrzący od namiętności. Była oszałamiająco seksowna. Na widok Iru podniosła i zgięła w pół prawą nogę zasłaniając, a jednocześnie odsłaniając co nieco – jakby go kusiła i zachęcała. Mężczyzna u jej boku instynktownie położył dłoń na jej miednicy, która zsunęła się nieco niżej, będąc jednak poza zasięgiem wzroku czarodzieja. Kobieta na chwilę zamknęła oczy biorąc głęboki wdech. Druga dłoń mężczyzny zsunęła się w stronę jego własnego krocza, siedział on jednak tyłem odsłaniając jędrne, umięśnione pośladki, więc cała ta teza pozostawała również w sferze domniemywań.

Iru zrobił wtedy parę kroków w przód, powoli zdejmując koszulę, którą miał na sobie. Zamknął drzwi i było to ostatnim co pamiętał. Ktoś go nagle uderzył w kark, drow padł nieprzytomny. Ershekh natomiast wpadł w ogromny szał, gdy dziesięć minut przed tym stracił kontakt ze zwiadowcami.



~*~



12 Flammel, Drowie miasto, Komnata rytualna

Muzyka

Minęło już parę tygodni od kiedy zostaliście uwięzieni w lochach, przykuci do nagich ścian za pomocą żelaznych łańcuchów. Dwa razy dziennie dawano wam strawę i wodę, abyście przypadkiem nie zmarli z niedożywienia. Jeśli ktoś nie chciał jeść, to zwyczajnie wlewano mu szarawą papkę, którą was karmiono, do gardła. Strażnicy wręcz uwielbiali to robić, więc kiedy już nikt się nie opierał wyjątkowo posmutniali. Na szczęście jednak jeden z nich wpadł na pomysł, że przecież i tak nikt się nie dowie… Przez ten czas, chociażby z nudów, poznaliście swoje imiona i co nieco o sobie nawzajem.

Brudna cela, w której was trzymano, stopniowo zapełniała się kolejnymi więźniami. Na ścianie było 9 miejsc, więc była to zapewne docelowa liczba jeńców. Z pewnym niepokojem obserwowano jak kolejni się zjawiają. W osiągnięciu tej liczby tkwił zarówno pewien strach, co z nami będzie, jak i nadzieja, wreszcie to się skończy. Wśród więźniów było przedstawicieli wielu ras, ludzie, elfy, drowy, krasnoludy, a nawet jakieś drzewo podobne stworzenie, którego rasy nikt nie mógł odgadnąć, mimo że sam ją ujawnił – Volodni.

Gdy magiczna liczba została osiągnięta napięcie jeszcze bardziej wzrosło. Przez kolejny tydzień więźniowie spoglądali po sobie z niepokojem. Myśleli, że po dziewiątce coś się stanie, a tymczasem nadal stali przykuci do ściany. Strażnicy tylko wrednie się uśmiechali na pytania jeńców, a następnie bili delikwenta do nieprzytomności.

Po deka dniu w końcu przyszedł czas na to, na co wszyscy czekali. Zdjęto im łańcuchy, ubrano w czarne szaty, upuszczono krwi i zabrano gdzieś. Szli ciemnym korytarzem wykutym w czarnej skale, aż doszli do masywnych żelaznych drzwi. Jeden ze strażników powoli je otworzył a przed więźniami ukazała się wielka sala z mistycznymi napisami, misami z krwią i tronem nad którym unosił się czarny klejnot. Na ścianach były również kajdany. Nie wyglądało to dobrze, ale co słabsi odetchnęli z ulgą, że to już koniec, nawet gdy założono im ponownie kajdany.


W momencie, gdy kajdany znalazły się na nadgarstkach więźniów, przeszyła ich jakaś dziwna moc. Zupełnie nie panowali nad swoimi ciałami i głosem. Zrobili krok do przodu skandując jakąś pieśń i unieśli ramiona w górę. Fala chłodu wzniosła się od tronu, dusze opuściły ciała. Skandowanie nadal trwało….

Poczuliście lekko, jakbyście się unosili nad oceanem chmury, jakby niosły was wiatry przeznaczenia. Przed wami jawił się astralne morze, skąd wasze dusze wyruszyły w wybranym przez siebie kierunku, wszystkie drogi jednak prowadziły przez Plan Letargu. W oddali słychać było nawoływanie, słodki, władczy śpiew, który wskazywał wam drogę.

Na przestrzeni idealnej bieli, niczym plama krwi na białej sukni, za duszami jeńców podążały wstęgi zmaterializowanej czerni, głębszej niż jakakolwiek najczarniejsza z nocy. Był to kolor, który był kwintesencją czerni, pierwotnym założeniem tego koloru, gdy Ao stworzył świat. Czarne wstęgi owinęły się wokół nóg, rąk, talii i szyi dusz, ciągnąc je z powrotem do miejsc, z których przybyły.

Ciała w Sali nagle tknęły. Wstały i rozejrzały się po zmasakrowanej i zniszczonej komnacie rytualnej. Na ścianach były ślady pazurów, miski z krwią rozbite, tron połamany, a fragmenty kryształów porozrzucane dookoła. Spośród 9, w Sali zostały tylko 3 osoby. Zostaliście tylko wy, reszta zniknęła. Drzwi zostały wywarzone. Byliście wolni, ale coś was bolało, jakaś rana. Problem polegał tylko na tym, że nie było po niej śladu w żadnym miejscu na ciele.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 13-10-2009 o 08:39.
Qumi jest offline  
Stary 22-10-2009, 19:57   #2
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Anna stała na środku polany.

Krwistoczerwone słońce zachodziło powoli za najbliższym pagórkiem, zanurzając wszystko w swym agonalnym blasku. Kobieta rozłożyła święte zioła wokół płonącego ogniska i wrzucała je wedle ściśle określonej kolejności. Płomienie wzbiły się wysoko w górę, patrząc z góry na kapłankę, która zaczęła ryć rytualnym sztyletem runy na swym ciele i ekstatycznie tańczyć .

Jasnowłosa nie miała czasu. Czuła, jak w jej duszy narasta Bestia, gotowa zawyć, gdy tylko ziemię skąpie blade światło księżyca. Płynne, delikatne ruchy rytuału nie pomagały jej zapomnieć o grożącym niebezpieczeństwie. Z strachem spoglądała w stronę, gdzie spodziewała się ujrzeć srebrną tarczę Selune.

Gdy na horyzoncie pojawił się fragment ciała niebieskiego, Anna poczuła, jak narasta w niej Szał…

~*~

Długo poszukiwała odpowiedniej jaskini. Jaskini, która zaprowadziłaby ją do ukrytego, niedostępnego Podmroku, gdzie mogłaby się schować przed promieniami Księżyca. Cena była jednak wielka. Miała już nigdy nie ujrzeć światła słońca, na zawsze porzucić swoje dotychczasowe życie i wszystko, co znała. Wzrok likantropki pomagałby jej żyć, podobnie, jak zaklęcia zsyłane jej przez boginię, jednak perspektywa spędzenia reszty swych dni pod ziemią, gdzie królowały mrok, potwory i zdrada była przygniatająca. Anna przeszła w swym życiu wiele, ale nawet ją to przerażało.

W końcu, na dwa dni przed pełnią, znalazła. Z narastającym podnieceniem zagłębiła się w głąb, szukając wszelkich dobrych omenów. Jaskinia była długa, i choć się zwężała, to kobieta była pełna nadziei. Grzyby rosnące w niej były spotykane w podmroku, co dawało Annie siłę na kolejne godziny marszu. W końcu, jej oczom ukazała się ogromna jaskinia, której nie ogarniała wzrokiem, słuchem ani węchem. Czując, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, powoli schodziła na dół schodami stworzonymi przez jakiś rodzaj magii. Wiedziała, że powinna być ostrożna, mogła znajdować się pod obserwacją, przekraczając granicę pomiędzy światem powierzchni a podziemi, a także zapewne wchodząc na teren jakiegoś państwa-miasta, lecz po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu czuła się szcześliwa. Powoli stawiała kroki, coraz bardziej dumna.

Wreszcie odnalazła Podmrok.

Zostały jej tylko trzy stopnie, gdy ktoś rozproszył je uwagę.

- Czekaliśmy na ciebie- powiedział wyraźnie rozbawiony. Odwróciła się, nazbyt intensywnie, by móc udać hardą. Wiedziała, że z ich dwójki to rozmówca powinien obawiać się jej, lecz będąc głęboko pod ziemią, na obcym terenie nie potrafiła się do tego przekonać. Mężczyzna okazał się drowem wojownikiem, ubranym całym na czarno.

Nigdy o tym nie myślała, ale współczuła drowom. Tak jak i ona, były dotknięte klątwą, jedyna różnica polegała na tym, że ona próbowała walczyć ze swoim przekleństwem, mroczne elfy zaś zanurzyły się w nim całkowicie., czyniąc z niego własną siłę. Na samą myśl, że kiedyś mogłaby tak skończyć, przeszły ją ciarki po plecach.

Wtedy właśnie w jej plecy uderzyły dwa bełty. Nie zdążyła nawet odwrócić głowy, gdy upadła na ziemię, ranna i otruta. Toksyny natychmiast zaczęły krążyć w jej ciele, odbierając wszelką siłę i wolę walki. Skarciła się w myślach. Dała się tak łatwo zaskoczyć, jak jakaś głupia, pusta dziewka.

Porównanie nieoczekiwanie ją rozśmieszyło. Naprawdę zachowała się jak pusta, głupia dziewka, zupełnie, jakby od kilku lat nic się nie zmieniło w jej życiu. Było to tak absurdalne, że aż śmieszne.

Kiedy przestała, drowy zaczęły debatować, czy nie mogłyby zabawić się jej ciałem. W normalnych warunkach by się przestraszyła i zaczęła błagać o litość, ale nie tym razem. Ich przywódca powiedział, ze była wyczekiwana. Zastanowiło ją to. Nie była nikim na tyle ważnym, by ją porywać, a jeśli chciały wilkołaczej śliny czy innego komponentu, to naprawdę były lepsze i prostsze sposoby, zwłaszcza na słynnych targowiskach Podmroku.

Dopiero potem zaczęła się domyślać, w czym biernie uczestniczy.

~*~

W celi powoli przybywało nowych więźniów. Anna nie była zbyt rozmowna, ledwo co przedstawiła się kilku osobom, które potem powtarzały jej imię tym, którzy przybyli później i byli zainteresowani. Całe dnie poświęcała na modły do Selune. Na powierzchni nigdy nie czuła do niej tak szczególnej więzi. Kochała ją, ale jednocześnie bała się światła, które z sobą niosła. Tu nie istniała księżycowa poświata, więc wreszcie mogła poczuć się zjednoczona z bóstwem. Średnio się orientowała w tym, co dzieje się z jej współwięźniami, całe dnie rozmawiając z swą patronką.

Tak mijały jej doby…

~*~

W końcu, nadszedł długo oczekiwany dzień. Wyprowadzono całą dziewiątkę z celi i przykuto do łańcuchów przy magicznym kręgu. Anna wnet pojęła, co się stało. Upuszczenie krwi, czarne szaty, dziewięciu jeńców. Jakiś cholerny magik chciał odprawić rytuał, a oni mieli być ofiarami.

Zamknęła oczy i zaczęła się desperacko modlić. Bała się śmierci, ale jeszcze bardziej tego, co stanie się po ich zgonie. Mag mógł zabić wiele drowów, pewnie tak samo złych jak i on, ale jednak zabić. Tu w Podmroku wiecznie panowało zło, ale i tak było jej żal tych biednych istnień, które poniosą śmierć podobnie jak oni.

Najbardziej jednak rozpaczała nad tym, że nie zdąży zrobić czegoś konstruktywnego w życiu. Jak dotąd była tylko źródłem bólu, niepowodzeń oraz śmierci. Gdziekolwiek poszła, sprowadzała klęski i strach, nie panując nad własną furią i mocą. Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, zawsze wszystkie jej wysiłki odwracały się przeciw niej i innym, którzy byli wokół.

Zanim zginie, chciała zrobić coś dobrego, choć raz. Czy to tak wiele?

Ponure rozmyślanie przerwała jej fala magicznej mocy, przejmując kontrolę nad jej ciałem.

~*~

Komnata rytualna zmieniła się w pobojowisko. Cokolwiek z ich udziałem próbował zrobić czarodziej, na pewno przekraczało jego zdolności magiczne. Wszystko zostało zniszczone, krystaliczne odłamki leżały na podłodze obok resztek mis i plam krwi, a tron został rozbity w drobny mak. Anna przeszła się po pomieszczeniu, analizując dziwne uczucie, które nie do końca rozumiała. Czuła się… rozdarta, zraniona, obita. Jakby miała migrenę, jakby jej dłoń przeszył miecz, jakby ciężki, ostry kawałek metalu ugniatał jej wnętrzności. Wszystkie te odczucia były odpowiednią metaforą, ale jednocześnie kompletnie nie pasowały do stanu, w jakim się znalazła. Gdy jej dłonie dokładnie przesunęły się po ciele, odkryła przerażającą prawdę- rana miała naturę duchowa.

- Uszkodził nasze jestestwo… akurat teraz, gdy mogliśmy opuścić świat- stwierdziła smutno, bardziej do siebie niż do innych. Czuła się przygnębiona, astralne obłoki były tak cudowne, czuła na sobie światło Selune, wzywające ją do siebie, po raz pierwszy nie zmieniając ja w krwiożerczą bestię, a potem wszystko się skończyło, nagle i brutalnie. A była tak blisko raju.

Przez chwilę zwątpiła w to, czy bogowie istnieją.

- Idę szukać swojego ekwipunku, może też zabrać jakąś dokumentację czarnoksiężnika. Cokolwiek się stało, nie posiadamy na ten temat nawet podstawowych informacji, a on nam ich nie udzieli. Możliwe, że już nie może- stwierdziła bardziej praktycznie, zwracając się do pozostałej dwójki. Następnie opuściła komnatę, kierując się w stronę, gdzie powinny znajdować się pomieszczenia drowa i jego uczniów.
 
Kaworu jest offline  
Stary 23-10-2009, 10:35   #3
 
Wissereth's Avatar
 
Reputacja: 1 Wissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodze
Powoli otwierał oczy, czuł się jakby strażnicy znowu skopali go do nieprzytomności ale nie pamiętał niczego takiego. Pamiętał zimną mokrą celę, poczucie bezradności i wściekłość. Pamiętał rozpoczęcie rytuału... I dziwne obrazy i odczucia, chyba wtedy zginął, miał wrażenie że o to chodziło w rytuale. Ale najwyraźniej nie był martwy, wiedział dość o tym co dzieje się z duszami po śmierci żeby wiedzieć że nie jest martwy. Nie żeby nie był zadowolony z pozostania po tej stronie śmierci, nurtowało go jednak pytanie co na Otchłań się stało?

Krzywiąc się wstał i rozejrzał dookoła, widok przypominał prezentację pod tytułem "Dlaczego każdy centymetr kręgu przywołań jest tak cholernie ważny"~Ktoś coś nieźle schrzanił.~ pomyślał wesoło zastanawiając się jak nieprzyjemne musiały być konsekwencje czegoś co tu się wydarzyło dla jego porywaczy.
~Tylko jakim cudem przeżyłem?~ pomyślał po raz kolejny, gdy zobaczył, że nie jest jedynym który przeżył dziwny rytuał, niedaleko właśnie z jękiem podnosił się inny z więźniów Cario chyba na siebie mówił i Anna o ile dobrze pamiętał imię kobiety.

Idąc w stronę dwójki byłych więźniów zastanawiał się czy zniszczenia w sali nie były dziełem jego mistrza. Nie żeby uważał się za na tyle ważnego aby jego mistrz miał się mścić, po prostu stare truchło było bardzo dumne więc jakiekolwiek naruszenie jego własności skutkowało szybkim i brutalnym odwetem. A Iru jak by nie patrzeć był całkiem użyteczną własnością.
~Nie, gdyby Ershekh się tu pojawił na pewno nie zostawiłby trupów, poza tym budowla a przynajmniej jej część nadal stała, no chyba, że został odpędzony lub pokonany. To tłumaczyłoby przerwany rytuał i ślady walki ale czemu w takim razie nikt nie przyszedł uprzątnąć bałaganu? Czyżby wybito większość mieszkańców? A może walki wciąż trwają?~ nie była to wesoła myśl, jeśli natknie się na niego jedna ze stron to właściwie jest trupem, bez broni, magicznych przedmiotów i składników zaklęć czuł się nieprzyjemnie bezbronny. Może jednak uda się im we trójkę stąd wydostać, wtedy mógłby skontaktować się z Ershekhiem i...
~Chwileczkę, dlaczego miałbym wracać do tego sadystycznego trupa?~ pomyślał nagle olśniony.
~W tym burdelu nie uda mu się zidentyfikować ciała, a nawet jego brak można łatwo zrzucić na działanie co wredniejszych zaklęć lub potworów. Nie ma mowy żeby mnie znalazł o ile nie natknie się na mnie osobiście.~ Jego umysł pracował szybko starając się znaleźć jakiś ślad mogący wskazać Ershekhowi że jego narzędzie wyrwało się spod kontroli. Ale całe zdarzenie było logiczne i bardzo prawdopodobne, na tyle, że lich najpewniej nie będzie nawet szukać zbytnio trupa i spisze Iru na straty.

A więc był wolny. Jeśli tylko się stąd wydostanie, będzie mógł się cieszyć tą wolnością, musi tylko przeżyć. A do tego będzie potrzebował sojuszników. Spojrzał na stojącą przed nim dwójkę i uśmiechnął się słabo. Byli nieuzbrojeni i tak samo skołowani jak on ale wciąż mogli się przydać, wyczuwał że jego chowaniec jest gdzieś w okolicy ale najwyraźniej został uwięziony.
Wolałby mieć S`xor przy sobie, ale jeśli mały futrzak jest zbyt dobrze pilnowany to trudno znajdzie nowego.

-Najwyraźniej los zdecydował się dać nam szansę na przeżycie.
-powiedział do dwójki byłych więźniów- Sądzę że mądrym posunięciem będzie ją wspólnie wykorzystać.
 
Wissereth jest offline  
Stary 24-10-2009, 16:42   #4
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Pamiętał jak odzyskiwał przytomność w ciemnej celi przykuty łańcuchami do ściany. Jak strażnicy wprowadzali kolejne istoty i powoli zapełniali cele. Miejsca było na dziewięciu więźniów i Cario domyślał się, że ta liczba ma jakieś znaczenie. Nie przypuszczał jednak, że ten szalony mag, który go porwał planuje jakiś rytuał. Niestety Cario nie znał się na zaklęciach, rytuałach i innych otoczkach towarzyszących magicznym efektom. Nie rozumiał, więc dlaczego to właśnie jego owy Shemshal wybrał właśnie jego i jego współtowarzyszy niedoli. W sumie to nic ich raczej nie łączyło nie znał żadnego z nich. Chociaż w niewiedzy długo żyć mu nie przyszło. Paru współwięźniów okazało się niezłymi gadułami. Osobnicy poślednich ras lubią użalać się nad sobą. Sam Cario za tym nigdy nie przepadał, dlatego jemu samemu przez czas oczekiwania towarzyszyło uczucie frustracji, które wynikało z myśli, że nie uda mu się wbić sztyletu temu magowi, który zburzył jego dotychczasowy sposób bycia. Cario wiedział, że nawet jeśli przeżyje całą tą szopkę to i tak nie będzie mógł wrócić na powierzchnię, a członkowie Domu Jaerle z pewnością nie ucieszą się z jego powrotu. No, bo niby dlaczego mieliby to zrobić? Przecież znajdą pięć ciał jego towarzyszy z patrolu i odkryją jego zniknięcie. Na pewno stwierdzą, że zdradził ich. Trzeba będzie pomyśleć nad nowym sposobem życia. O ile przeżyje. Cario słyszał zbliżających się strażników tym razem nieśli czarne szaty i mieli nieprzyjemny wyraz twarzy co oznaczało dla niego ból.

~*~

Energia magiczna przejęła kontrolę nad jego ciałem. Potem było już uczucie pustki, a następnie była już dziwna lekkość. Lekkość planu astralnego. Miejsca przechodniego. Teraz jak niejasno pamiętał Cario każde z nich trafi do prywatnego nieba. Albo piekła. Drow zastanawiał się, który to bóg postanowi się o niego upomnieć. Może Vhaeraun przygarnie go do siebie za wierną służbę Domowi Jaerle? A może Lolth postanowi go ukarać za próbe zabicia jej kapłanki i ogólne lekceważenie z jakim odnosił się do jej służek? W sumie było mu to obojętne i tak nie wierzył w nich za życia. Dlaczego teraz po śmierci miałby się tym przejmować? Obejrzał się i zobaczył sunącą na niego czerń.

~*~

Cario powoli podnosił się z podłogi z cichym jękiem bólu. Czuł, że coś go boli. Odruchowo podniósł rękę w okolice serca, pomacał dłonią, ale nie wyczuł żadnej rany. Co się z nim stało? Ból jakby zaczął pulsować w zupełnie innym miejscu. Co to ma znaczyć? Drow rozejrzał się po pobojowisku i wtedy przypomniał sobie wszystko, co zdarzyło się od momentu jego porwania. Najwyraźniej rytuał się nie udał, mag i jego pomocnicy pewnie są martwi. Cario poczuł żal, bo to nie z jego ręki zginęli jego oprawcy. A miał przygotowany taki miły spektakl dla jednego z bardziej brutalnych strażników. Parę godzin zabawy poszło do Otchłani. Cario usłyszał słowa dwójki z pozostałych w komnacie osób. Kobiety Anny i drowa, który przedstawił się jako Iru’khatritz. Pomyślał nad sensem wspólnego podróżowania i stwierdził, że póki nie odnajdzie jakiegoś ekwipunku i nie dowie się o co tu chodzi jest mu ono na rękę.

- Jeśli los zetknął nas ze sobą faktycznie mądrze będzie mu się nie sprzeciwiać. Chodźmy poszukać jakiejś broni może nam się przydać, kiedy natkniemy się na to co zrobiło tutaj ten cały burdel.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.

Ostatnio edytowane przez Chester90 : 25-10-2009 o 12:57.
Chester90 jest offline  
Stary 25-10-2009, 17:39   #5
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Troje staliście naprzeciwko siebie w czarnych szatach, dokładnie przyglądając się sobie. Drowom nie należało ufać, z perspektywy drowa, oprócz braku zaufania dla swojej własnej rasy, inne rasy są zbyt niekompetentne, aby przydzielić im trudniejsze zadania. Oto jednak staliście razem, we troje, zmuszeni do współdziałania… przynajmniej na razie.

Skupieni na dziwnym bólu, który towarzyszył im od przebudzenia, nikt się nie zastanowił czemu cała sala jest pokryta śladami pazurów – lecz miejsca gdy wy leżeliście i inni więźniowie było czyste. Nie zastanawiając się nad tym ruszyliście korytarzem przed siebie, tym samym, którym tu przybyliście. Był on równie mocno pokryty śladami szponów, jeśli nie bardziej, gdzieniegdzie kamień był pokryty sadzą czy innymi dziwnymi substancjami. Jak do tej pory nie było widać żadnych strażników, ani nawet ciał ofiar rzezi, która prawdopodobnie miała tu miejsce.

Wszystko to się zmieniło, gdy doszliście do niewielkiego posterunku, z którego prowadziły trzy drogi. Jedna w stronę waszych cel, środkowa, i dwie inne, na lewo i prawo. Nie wiedzieliście, bądź nie pamiętaliście dokąd prowadzą te drogi, było jednak coś innego co przykuło waszą uwagę – ciała. W małej przechodniej Sali, która pełniła rolę posterunku leżały porozrzucane kawałki rąk, głów, klatek piersiowych czy genitaliów, zmiażdżonych w nieprzyjemny sposób. Wyglądało to tak jakby ktoś niedbale postanowił przemalować salę na czerwono, ale zapomniał umyć pędzel, który zostawiał ślady brudu i grudek na ścianach, podłodze i suficie.

Zarówno ciała jak i dobytek strażników został rozszarpany, nawet miecze były połamane – z wyjątkiem jednego. Leżał on przy jednej ze ścian komnaty. Ręka, która go dzierżyła nawet po śmierci nie chciała najwidoczniej puścić rękojeści. Ostrze miało nieprzyjemny czarny kolor, który zdawał się błyszczeć czymś co nie można inaczej nazwać niż czarnym światłem. Rękojeść była ledwie widoczna, można jednak było zauważyć, że była równie czarna co ostrze. Co ciekawe ostrze było czyste, nie było na nim nawet śladu krwi. Aby dostać się zarówno do ostrza lub do ścieżek, które mogły prowadzić do zbrojowni, pracowni maga czy czegokolwiek innego, trzeba było przejść przez kałuże krwi, w których pływały fragmenty narządów.
 
Qumi jest offline  
Stary 30-10-2009, 13:25   #6
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Anna stała naprzeciwko drowów.

Sama nie wiedziała, co o nich myśleć. Byli takimi samymi więźniami jak ona, jednakże nalecieli do jednej z najbardziej zdradzieckich ras Faerunu. Nie znała ich w ogóle, zaufanie im więc było czystą głupotą. W głębi serc mogli być równie zdradzieccy co mag, który ich tu sprowadził, niewykluczone także, że mieli z nim jakieś osobiste porachunki. To, że kobieta nic nie widziała o rytualne nie znaczyło, że mężczyźni także byli w tej samej sytuacji.

Jednakże, obecne wydarzenia zmusiły ja do współpracy. Tak długo, jak byli w komnatach maga, powinni się trzymać razem. To, co jednak stanie się, gdy opuszczą kompleks, to zupełnie inna historia.

Kapłanka odwróciła się i podeszła do jednego ze śladów pazurów na ścianie. Jej dłoń pogładziła rowki na ścianie, gdy zastanawiała się, czy było to jej sprawką. Czyżby czarodziej nie wiedział nic o jej wilkołactwie i jego magia obudziła w niej Bestię? To mogło być możliwe, ale mało prawdopodobne. Anna była pewna, ż e wiedział wszystko o każdym ze swoich więźniów, skoro bezbłędnie wiedział, gdzie i kiedy zejdzie do Podmroku. Czy istniał jednak choć cień prawdopodobieństwa, że coś poszło nie po jego myśli i wyzwolił w niej potwora?

Nie, jej szaty były nienaruszone, poza tym dziwnych śladów nie było ani wokół niej, ani innych więźniów. To zaś oznaczało, że gdzieś pobliżu może czaić się inny potwór. Należało zachować ostrożność ponad wszelką cenę.

Kobieta wyszła z pomieszczenia bez słowa, tą prawdę drowy akurat znały od momentu narodzin. W swej okrutnej ojczyźnie nigdy nie były bezpieczne.

Tunel ciągnął się, aż przerodził się w posterunek. Dopiero tu grupa natrafiła na ślady niedawnej rzezi. Podłoga, ściany, nawet sufit były pokryte gęstą, czerwoną posoką, a także oderwanymi częściami ciała. Potwór musiał zagonić tu zdesperowanych uciekinierów z Sali rytualnej, a następnie rozerwać na strzępy, gdy ich dogonił, lub gdy gospodarze postanowili stawić opór w miejscu, które uznali za odpowiednie.

- Amatorzy- stwierdziła Anna. Gdyby się rozdzielili, może choć część z nich by przeżyła, a problemu nie byłoby w ogóle, gdyby odpowiednio odprawili swój głupi rytuał. Nie dość, ze zabili samych siebie, to najpewniej zgubili też swe ofiary, skasują ich… na co?

Nieistniejąca rana zapulsowała tępym bólem, przypominając o swoim istnieniu. Kobieta znów podniosła rękę do piersi, starając się przyłożyć dłoń do zranionego miejsca, wiedziała jednak, że to na nic. Wątpiła, by była w jakikolwiek sposób zdolna uzdrowić siebie, choć w jej sercu tliła się iskierka nadziei, że ból sam zniknie z czasem, gdy jej dusza się zregeneruje.

Kapłanka przeszła obok dziwnego miecza, kompletnie go ignorując. Nie walczyła taką bronią, a fakt, że nie było na niej ani kropelki krwi czynił ja podejrzaną. Nie chciała mieć do czynienia z upadła magią drowów, być może pochodzącą od samej Shar. Nie wiedziała, co zrobią jej towarzysze, choć podejrzewała, że chwycą ostrze w ręce, być może nawet zaczną się o nie bić. Ona miała inną broń, znacznie potężniejszą.

- Dobra, ja idę w lewo, jeden z was do cel, a drugi w trzeci korytarz. Szukamy naszego ekwipunku i czegokolwiek, co pozwoli nam przeżyć lub rozwiązać zagadkę tego miejsca. I bez krętactw, nie chcecie mnie zdenerwować. Póki tu jesteśmy, stanowimy drużynę, pamiętajcie o tym- ostrzegła, znikając w jednym z ciemnych tuneli.

Jej ścieżkę znaczyły krwawe ślady stóp, które po sobie zostawiała.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 30-10-2009 o 13:31.
Kaworu jest offline  
Stary 31-10-2009, 16:31   #7
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Idąc Cario w duchu oceniał dwójkę przypadkowych towarzyszy. Ludzka kobieta Anna była przedstawicielką pośledniejszej rasy. Rasy słabej i głupiej niewartej nawet splunięcia. Cario widywał już ludzi na powierzchni w Coramanthorze, na krótko przed tym jak strzelał do nich z kuszy lub zanurzał miecz w ich plecach. Słabi, głusi i ślepi. Nie potrafili ich zobaczyć i nie potrafili się później bronić. Cario miał nadzieję, że ta kobieta będzie lepsza od swoich pobratymców. Przynajmniej do czasu aż przestanie mu być potrzebna.

Drugi towarzysz tak jak Cario był drowem. Z jednej strony dobrze. Jest lepszy od innych ras, co oznacza, że będzie bardziej przydatny podczas podróży. Z drugiej strony zdradę i krętactwo miał we krwi. Skrytobójcę zastanowiło kto pierwszy z nich wbije nóż w plecy drugiemu.

Doszli do posterunku i rozwidlenia dróg. Cario znów poczuł ból w klatce piersiowej i znów kiedy odruchowo sięgnął ręką do wyimaginowanej rany, zniknął i nasilił się w innym miejscu. Nie jest dobrze. Trzeba jak najszybciej to wyjaśnić. Drow rozejrzał się po pomieszczeniu. Całe unurzane we krwi i resztkach wnętrzności. Widok raczej nie robił na nim wrażenia, chociaż czuł niepokój na myśl o spotkaniu z istotą bądź istotami, które potrafiły dokonać takiej masakry. W tym momencie dostrzegł jedyny jeszcze cały miecz. Oczy mu rozbłysły wewnętrznym blaskiem. Sięgnął po niego, oderwał rękę poprzedniego właściciela i odrzucił ją na bok. Chwycił za rękojeść i na próbę zamachnął się orężem. Nie była to może wymarzona broń, ale na początek wystarczy. Przynajmniej nie czuł się już taki bezbronny.

- Dobra, ja idę w lewo, jeden z was do cel, a drugi w trzeci korytarz. Szukamy naszego ekwipunku i czegokolwiek, co pozwoli nam przeżyć lub rozwiązać zagadkę tego miejsca. I bez krętactw, nie chcecie mnie zdenerwować. Póki tu jesteśmy, stanowimy drużynę, pamiętajcie o tym. – słowa Anny oderwały go od oceniania miecza.

Drow patrzył jak kobieta odchodzi wybrany przez siebie korytarzem i cicho powiedział uśmiechając się do siebie:

- Teraz to Ty nie chcesz mnie zdenerwować, skarbie. - głośniej dodał w kierunku Iru’khatritz – Idę w prawo jeśli chcesz możesz iść ze mną. Nie wiem czy w celach może być cokolwiek ciekawego. Oczywiście to Twój wybór. – odwrócił się i ruszył wybraną przez siebie odnogą.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 01-11-2009, 10:16   #8
 
Wissereth's Avatar
 
Reputacja: 1 Wissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodze
Pomieszczenie wyglądało okropnie, jakby ktoś bawił się ofiarami. Najdziwniejszy był fakt pozostawienia przez owo coś miecza najwyraźniej nietkniętego i czekającego na użycie. ~Albo pułapka albo ktoś nie chciał go brać do ręki, czy może łapy sądząc po śladach... Dużej łapy...~ Pomyślał Drow. Wtem Jasna poleciła im sprawdzić pozostałe korytarze a sama udała się w stronę trzeciego.
-Niezwykle mądra decyzja, rozdzielać się będąc na nieznanym terenie gdzie grasuje nieznana bestia lubiąca efektowne egzekucje. Na pewno wrogowie docenią ten prezent. - Powiedział Iru, patrząc na Corio biorącego miecz, w każdej chwili gotowy poczęstować go czymś niemiłym gdyby ten zdradził jakiekolwiek oznaki opętania lub po prostu chciał sprawdzić na kimś czy jego nowy nabytek jest dość ostry.
Ponieważ nic takiego nie nastąpiło nieco się rozluźnił.
-Jeśli pozwolisz, chciałbym coś sprawdzić. To tylko czar wykrywający magię, nic potężnego ale może da nam jakieś pojęcie czemu nie zabrano go jak reszty przedmiotów. -Widząc przyzwalające skinięcie wyszeptał krótką formułę i skoncentrował się na mieczu. ~Ciekawe, zdecydowanie magiczny, nekromancja i coś jeszcze... Uroki? Czyżby jakieś zaklęcia przeciw istocie która zrobiła ten bajzel?~
-Gratuluję.- powiedział- zaklęty, raczej nie opętany ani przeklęty ale stwierdzić to z całą pewnością mógłbym dopiero po badaniu potężniejszym zaklęciem. Idę z tobą, nie chciałbym trafić na strażnika lub to coś co się tu bawiło samemu. –To mówiąc zatoczył krąg ręką pokazując pomieszczenie. ~A poza tym, nie ufam ci na tyle aby wierzyć, że wróciłbyś tu z moim sprzętem. ~Dokończył w myślach mag.~Tej głupiej samicy też nie ufam, należałoby ją nauczyć nieco rozsądku ale na to przyjdzie czas. Zresztą i tak nie będzie mogła użyć moich rzeczy a sprzedać ich w Podmroku nie sprzeda. Pewnie nawet nie umiałaby się porozumieć ze sprzedawcą.~Zastanowił się. Nawet gdyby umiała się dogadać nie przeżyje w Dziczy sama nawet jednego cyklu, a jeśli jakimś cudem, cóż, zapomniała chyba, że jest na jego terenie. Da radę ją odszukać i załatwić, robił już nie takie rzeczy. Skoncentrował się, przypominając dostępne mu bez składników czary bojowe i ruszył z drugim Drowem w korytarz.
 
Wissereth jest offline  
Stary 01-11-2009, 16:41   #9
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Posterunek, a raczej rzeź w nim dokonana, zdawał się nie szokować więźniów Shemshala. Być może to wina czasu, który spędzili w niewoli, lub wynik własnych doświadczeń nabytych przez ich długie życia. Nie wahali się również stąpać po czerwonej posoce, choć oczywiście próbowali omijać fragmenty organów, które przy nadeptnięciu miały brzydki zwyczaj pękać rozpryskując dookoła krew, a ta była już gęsta, zasychała. Była też zimna i niezbyt przyjemnie pachniała, choć to była pewnie wina rozdartych organów, które w niej pływały, chociażby jelit...

Podejżliwa Anna postanowiła ruszyć korytarzem w lewo, sugerując aby każdy z nich wybrał inną część budynku do przeszukania. Zanim dwójka drowów zdążyła jej odpowiedzieć, kapłanka zniknęła w tunelu. Tymczasem Cario wyrwał miecz z dłoni która go dzierżyła. Był on lekki, dobrze wyważony, rękojeść nieco szorstka, dzięki czemu nie wyślizgiwała się z dłoni. Iru użył natomiast prostego zaklęcia, które dostarczyło mu podstawowywych informacji o mieczu, zdecydowanie podstawowych. Mag postanowił iść towarszyć Cario, wolał nie ryzykować spotkania z tym czymś co zmieniło wystrój posterunku... jak mi się zdaje Beshaba musiała szepnąć mu do ucha ten pomysł.

Kiedy tylko Cario zbliżył się do wejścia korytarza, zatrzymał się. Stał jak sparaliżowany, ostrze miecza odbijało twarz drowa. Przez chwilę wpatrywał się we własne oblicze, a ono z każdą sekundą zmieniało się... rysy stawały się ostrzejsze, bardziej drapieżne, żrenice oczu zwężały się na wzór kocich, a usta rozchylały się w nieprzyjemnych uśmiechu... Twarz Cario nie ulegała zmianom, jeno jego odbicie. Drow się wyprostował, czubek miecz uderzył o zakrwawioną posadzkę posterunku... drowi mag miał wrażenie, że poziom posoki na podłodze nieco się obniżył...

~*~

Anna

Kiedy Cario i Iru'khatiz stanęli przed wejściem w korytarz, Anna była już dość daleko, posuwając się ostrożnie w głąb korytarza. Po drodze co jakiś czas widywała kawałki ciała dziwnych stworzeń, wyrwane przez pułapki w ścianach czy podłodze. Wyglądało na to, że cokolwiek tędy podróżowało zdawało się nie przejmować jakimikolwiek przeszkodami. Z czasem pułapek było coraz więcej, a w powierzu czuć było siarką i spalenizną.

Anna dotarła w końcu do końca korytarza. Stały przed nią duże drzwi z obsydianu wzmocnione żelazem. Po uważniejszym przyjrzeniu się zauważyła również magiczne runy, zaklęcie ochronne wyryte na kamiennej części drzwi. Było coś jeszcze. W miejscu gdzie powinna być dziurka od klucza było coś innego....trzy małe wgłębienia, wokół których zapisano runami tekst w niezrozumiałych dla Anny języku. Przez chwilę przyglądała się w skupieniu i badała palcami wgłębienia. Niestety język ten nie przypominał żadnego jej znanego...

- Może w czymś pomóc?- odezwał się piskliwy głosik, który brzmiał jakby ktoś zaraz miał zacząć się śmiać. Kobieta rozejrzała się dookoła, nikogo nie odnalazła..



-Oh, najmocniej przepraszam panią... gdzie moje maniery. - kiedy głosik zamilkł przed Anną nagle pojawiło się... małe coś... wyglądało nieco komicznie. Miało duże uszy, spory nos, czerwoną skórę, krzywe nogi i wielkie oczy. Unosiło się w powietrzu na parze małych nietoperzych skrzydełek, które wydawały się być nieproporcjonalnie małe jak na tak duże ciałko. Być może to był powód dla którego co chwilę opadało powoli w stronę ziemi, aby potem w sekwencji szybkich ruchów wnieść się nieco w górę, i tak w kółko. Dopiero po chwili kobieta zauważyła małe różki wyrastające z tyłu głowy stworka.

-Jestem Mitrix, imp. – ukłonił się w powietrzu delikatnie opadając – Przybyłem tu wraz z innymi... towarzyszami gdy wrota zostały otwarte - mówił powoli, jakby do dziecka, choć może zwyczajnie starał się być ostrożny w doborze słów [i]- Nie martw się jednak moi... znajomi postanowili jak najszybciej opuścić to miesce i udali się do wyjścia... ja zostałem - wskazał drzwi - z tego powodu. Za drzwiami jest skarbiec Shemshala, tego kto was więził. Są tam wasze rzeczy i wiele innych skarbów. Jest tylko jeden problem – dostać się tam.

Anna uważnie słuchała, choć nie przepadała za istotami pokroju Mitrixa.

- Jak zapewne już zauważyłaś na drzwiach są trzy wgłębienia, a wokół nich jakiś tekst, są to zagadki. Z tego co widziałem, że potrafisz ich odczytać – a ja tak. – odparł z dumą unosząc swój wielki nos w górę, po chwili jednak z grymasem na twarzy go opuścił -
Niestety nie znam odpowiedzi na nie... a więc mam dla ciebie propozycję! Ja przeczytam zagadki, ty znajdziesz rozwiązanie, a ja wezmę dowolne dwa przedmioty ze skarbca, jakie tylko zechcę.... to... chyba uczciwa oferta? -
oczywiście diabły nie były uczciwe, ale trzeba było jedno przyznać, nie łamały słowa, mogły je naginać, wykrzywiać, ale zawsze były zobowiązane przez swoje słowo. Pytanie czy w tej prostej obietnicy był jakiś fortel? Tego nigdy nie można było jasno stwierdzić przy okazji umów z diabłami.

~*~

Iru'khatiz


Cario zachowywał się dziwnie, drowi mag odsunął się od niego jak najdalej, aby mieć miejsce na rzucenie zaklęcia jeśli zajdzie potrzeba. Dzierżyciel miecza obrócił głowę w stronę maga, patrząc wprost w jego oczy. Nawet z tej odległości mag mógł zobaczyć pustkę w jego oczach, którą wypełniało tylko odbicie Iru'khatiza, jego i tylko jego. Za głową ruszyła reszta ciała. Teraz posiadać Pazura Krwi stał na wprost maga, i jak się zdawało – gotował się do ataku.

Zrobił krok do przodu, wychodzą z początku korytarza do posterunku. Dziwną miał pozę do ataku, wyglądał raczej jakby to nie drow, a miecz przyjmował postawę, a ciało szermierza było tylko niezbędnym dodatkiem. Wyglądało na to jednak, że miecz był przeklęty i kontrolował Cario, czy to oznacza, że mag musi teraz zabić swojego niedoszłego kompana?

Cario uniósł miecz w górę i nagle uderzył nim o posadzkę zalaną krwią. Posoka wzniosła się w górę, lecz nie opadła. Lewitowała zawieszona w powietrzu, nieruchoma, jakby czas dla niej zamarł. Mimo to ruchy zarówno Cario jak i miecz były jakby otępiały, jak kogoś kto niedokońca się przebudził, wyglądało na to, że pierwszy ruch należy do Iru.

~*~

Cario


W chwili gdy stajesz w korytarzu nagle doznajesz wizji, po jej zakończeniu stoisz otoczony ciemnością, w ciemności, lecz nie tak głębokiej i nieskończonej jak poprzednio. Zdajesz sobie sprawę, że możesz kształtować ją, rozszerzać i kurczyć, że jest poddana twojej myśli. Po paru próbach udaje ci się ją skurczyć do wielkości małej kulki mieszczącej się w twojej dłoni. Czerń w niej zamknięta pulsuje niczym serce, niczym twoje serce. Jesteś niemal pewny, że twoje serce i kulka ciemności pulsują w tym samym rytmie. Co ciekawe, mimo prób, nie jesteś wstanie sprawić, aby ta ciemność zniknęła. Możesz ją kształtować i kontrolować, lecz nie możesz się jej pozbyć.

Chowasz ją do kieszeni, rozglądasz się po bezmiarze srebrno-białej przestrzeni, w oddali widzisz jakiś punkt, coś co nie jest srebrno-białe. Nagle usilnie chcesz się tam znaleźć - i jesteś, jesteś tam gdzie chciałeś. Oto przed tobą stoi potężny diabeł, czart z tego co ci wiadomo. Dzierży on czarny miecz, który niedawno sam podniosłeś... diabeł zaczyna się śmiać i uderza mieczem w miejsce gdzie stałeś - udało ci się w ostatniej chwili odskoczyć. Nie wiesz kim jest diabeł, ale wygląda na to, że możesz go nazwać "wrogiem".

~*~
Wizja w materiałach w komentarzach
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 01-11-2009 o 16:53.
Qumi jest offline  
Stary 12-11-2009, 03:50   #10
 
Wissereth's Avatar
 
Reputacja: 1 Wissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodzeWissereth jest na bardzo dobrej drodze
~Xsa! Jednak opętany…~Pomyślał Iru, patrząc na dziwaczne zachowanie drugiego drowa. Przez krótki moment czuł się niemal winny ale natychmiast mu przeszło. Nie mógł sprawdzić czy miecz jest zły, lub czy zawiera jakichś mieszkańców, dostępną mu magią, nie był kapłanem ani jednym z tych śmiesznych paladynów którzy takie rzeczy wykrywali w kilka sekund. Chciał tylko wiedzieć czy dysponowali magiczną bronią na wypadek spotkania z czymś niewrażliwym na normalne ostrza. Fakt obecności szkół nekromancji i uroków na nic nie wskazywał bo większość drowich magicznych broni miała różne ciekawe dodatki z różnorakich szkół. Teraz jednak należało zneutralizować tego głupiego rothe zanim zrobi komuś krzywdę. Na rozważania teoretyczne będzie czas potem. I kto wie może znajdzie się chwila żeby porozmawiać z mieszkańcem tego przerośniętego noża do sera, a jeśli nie będzie chciał rozmawiać to cóż, kąpiel w poświęconej wodzie przez dekadzień jeszcze nikomu nieodwracalnie nie zaszkodziła…
Drow przestał rozważać możliwości rozrywek intelektualnych jakim miał zamiar oddać się w przyszłości i skoncentrował na dostępnych metodach walki. ~Może przemiana? Szkoda marnować tą moc ale lepiej nie ryzykować. A jeśli to nie pomoże to ochrona przed złem… Taak powinno się udać. A jako plan awaryjny zawsze pozostaje urwanie mu głowy i zrzucenie winy na jakiegoś demona.~Wolał zachować Cario przy życiu w stanie możliwie nienaruszonym, kto wie kiedy przyda się ktoś umiejący walczyć, ale zawsze był praktycznym Drowem, jeśli okaże się, że nie da się uwolnić opętanego to rozerwie go na strzępy. Ułamek sekundy zajęło mu wybranie postaci, widział kiedyś to zwierzę w laboratorium Ershekha
Maszyna do zabijania, jeszcze zanim Lich zabrał się za jego „udoskonalanie”. Na wspomnienie ostatecznego efektu zadrżał nieznacznie.
Spokojnym głosem zaczął inkantację, kilka szybkich gestów, uczucie przepływającej przez ciało mocy i na miejscu drobnego maga stała góra mięśni i futra znana na powierzchni jako złowieszczy niedźwiedź.
Nie lubił zmieniać się w zwierzęta, konieczność przystosowywania się do instynktów, inna intensywność odczuwanych bodźców oraz zmiany dotyczące zmysłów i poruszania zawsze go irytowały. Tak jakby ubrał się w coś skrajnie niewygodnego a na oczach miał dziwnej barwy okulary. Nie wspominając zapachów... Smród krwi wymieszanej z innymi wydzielinami jakich mnóstwo było w ciałach humanoidów o mało nie sprowokował u niego odruchu wymiotnego.
Jednak siła nowych mięśni, gęste dobrze chroniące futro oraz potężne kły i pazury były autami które były ważne w tej chwili rekompensowały one wszystkie niewygody. W końcu czy nie lepiej być żywym i móc odczuwać niewygody czy też zdechnąć w kałuży posoki? ~Ciekawe czy ten demon jest na tyle głupi żeby zostać w tym ciele? Ja bym się wycofał zanim olbrzymi niedźwiedz zacznie gruchotać mi kości. No chyba że trafił mi się jakiś bardziej masochistyczny okaz...~ Pomyślał Iru warknąwszy i spinając się do natarcia.
 
Wissereth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172