Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2009, 22:43   #11
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Trzeci dzień w Winterheaven, dzień targowy, był dla Otta bardzo męczący. Wstał z samego rana, by przez okno na piętrze karczmy Wraftonów poobserwować plac, na którym już dzień wcześniej pojawiły się wozy kupieckie. Widział więc, kiedy zostają otwarte bramy. Nie zdziwił się wcale, że mały Tomasz wstał jeszcze wcześniej niż on. Sam jako dziecko pomagał ojcu w karczmie, więc wiedział że wieczorem chłopak będzie padał z nóg. Polubił nieśmiałego młodzieńca, z którym miał okazję dłużej porozmawiać. Dowiedział się kilku rzeczy o miasteczku i kupcach, którzy przybywali na targ i zwykle nocowali u Wraftonów.. Zauważył, że tego dnia po Winterheaven kręciło się sporo więcej straży niż dzień wcześniej, nie wspominając już o ludziach, którzy jeszcze przed południem wypełnili placyk targowy głośnym tłumem. Po śniadaniu skierował swe kroki ku świątyni, skoro miał uchodzić za bogobojnego pielgrzyma musiał przez jakiś czas pomęczyć się w jej murach. Także tam ludzi było więcej. Na ten dzień zaplanował sobie kilka działań. Po pierwsze musiał wypytać przybyłych kupców, o to kiedy wyruszają i czy może zabrać się – oczywiście za opłatą - z nimi. W ten sposób miał zamiar dowiedzieć się jak podróżują, czy mają strażników, dokąd jadą i o której godzinie wyruszają. Dzień okazał się męczący, ale i owocny. Wiedział już, o której godzinie zmieniają się strażnicy i kiedy obsada jest najmniejsza, bo idą oni na obiad.
Po południu wrócił do karczmy i ku swojemu zaskoczeniu usnął jak niemowlę. Kiedy się obudził był już wieczór, hałas który dochodził z dołu mówił mu, że część licznych gości karczmy musi być już solidnie pijana. Przemył twarz wodą ze stojącego u boku łóżka wiadra, potarł obiema rękami swędzący zarost na twarzy i zszedł na dół, w nadziei, że zostało jeszcze trochę gulaszu pani Silvany, który tak bardzo mu smakował. Kiedy spróbował go po raz pierwszy, przed oczami stanęła mu kuchnia w karczmie ojca i wywary, których jako dziecko zawsze próbował jako pierwszy, przegryzając świeżutkim, jeszcze gorącym pieczywem. Schodząc natknął się na Tomasza, któremu kazał żwawo przynieść mu ciepłą zupę i zasiadł przy wolnym miejscu, do którego przyprowadziła go Silvana. Otto ucieszył się, bo co najmniej jedna osoba wyglądała na majętnego kupca.
- Nazywam się Otto Walden. Miło mi... – niezbyt wysoki, ale też nie niski mężczyzna usiadł niepewnie przy stole, wyraźnie było widać, że nie chce przeszkadzać biesiadnikom...
Uśmiechnął się lekko pod gęstym wąsem, skinął wszystkim głową, po czym odwrócił wzrok i udawał, że patrzy gdzie indziej nie zainteresowany tym co dzieje się przy stole. Czekając na posiłek rozglądał się po karczmie, wyłapywał szczątki odległych rozmów. Nie zdradził tego po sobie, ale bardzo uważnie przysłuchiwał się rozmowie, jaka odbywała się w jego sąsiedztwie. W międzyczasie wyciągnął mały, skórzany futerał i od nabijania fajki tytoniem rozpoczął swój wieczorny rytuał. Powoli wciągał i wypuszczał dym, tak by nie leciał na nikogo z siedzących obok. Dziwne to było towarzystwo i dziwna rozmowa. Po kilku minutach był już pewien, że Ci ludzie się nie znają i zaskoczyła go otwartość z jaką rozmawiają o nie do końca legalnych działaniach. Uśmiechał się w duchu, bo taka nieuwaga mogła być w pewnym sensie dla niego korzystna. Słyszał już wcześniej o nagrodzie jaka czeka za informacje o podejrzanych wydarzeniach na północ od miasteczka. Niedoszli spiskowcy po kolei odchodzili do stołu kiedy on spokojnie skończył posiłek i wrócił do fajki. Przyszło mu do głowy, że rankiem może przyczynić się do schwytania koniokradów. Ale z drugiej strony może także zrobić coś innego. I tak nie mógł zostać w Winterheaven zbyt długo. Przy stole, w zasięgu głosu Otta został jeszcze jeden z planujących wyprawę, ten z przerażającą blizną na twarzy. Nawet gdy siedział widać było, że jest wysoki.
- Chcąc nie chcąc podsłuchałem waszą rozmowę, dobrze radzę twoim towarzyszom, by nie próbowali realizować swojego planu – powiedział ściszonym głosem Otto nachylając się w kierunku Blizny, zauważył jego zdziwienie, ale nic sobie z tego nie zrobił – ukraść konie to nie problem, ale przejechać przez zamkniętą bramę będzie trudno, chyba że chcą zaatakować strażników… Głupotą będzie wtedy wracać po nagrodę, co powiesz na bardziej subtelne działanie? - Otto miał w głowie kilka pomysłów, każdy z nich zakładał wyjazd z Winteheaven na cudzym koniu w biały dzień.
 
Azazello jest offline  
Stary 19-11-2009, 00:04   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
W "Karczmie u Wraftonów" - wieczór (Post wspólny Graczy)

Karczma była pełna i, chcąc czy nie chcąc, wszyscy znaleźli się przy jednym stole. Po kilku chwilach pojawiły się zamówione trunki i potrawy. Atmosfera była ciężka, ale piwo szybko rozwiązało języki...

- Witajcie nazywam się Amberlen i tak się złożyło że dzisiaj będziemy siedzieli razem.
- Ja jestem Kumalu podróżnik i poszukiwacz wiedzy.
- Jestem Markus Kapłan Pelora "Jaśniejącego" ale również poszukiwacz przygód. Szukam grupy z która mógłbym się udać na tutejsze ruiny czy nikt z was nie chciałby się przyłączyć do tej "wycieczki"?


Sascha usiadł przy stole i oznajmił:

- Ja nazywam się Sascha, Sascha Vale. Poszukiwacz przygód - Sascha spojrzał na siedzącego na przeciwko Kumalego. - Jestem tu, żeby odwiedzić pobliską twierdzę, a raczej to co z niej zostało.
- Czy według Ciebie wyglądam na archeologa którego cieszyła by wycieczka do jakiś ruin? -
zaczęła Amberlen po czym opróżniła zawartość swojego kufla - Lepiej przestań owijać w bawełnę i powiedz co naprawdę mamy tam zrobić i ile na tym zarobimy, a tak przy okazji czy nie słyszał ktoś może o kupcu Verdilu lub jego przyjacielu Parlu Cranewingu? Mam bardzo ważną wiadomość którą muszę mu przekazać a niestety nie potrafię go znaleźć.- dokończyła kobieta po czym spojrzała na swych rozmówców czekając na ich reakcje. W międzyczasie zawołała służąca do stolika i zamówiła kolejne piwo.
- Parl Cranewing? Coś mi mówi to imię.... ach tak słyszałem o tym że zaginał i szuka go straż miejska.- odezwał się Marcus. - Co do wyprawy to straż płaci, oczywiście dzielimy się po równo. Co wy na to?? - zapytał i spojrzał pytającym wzrokiem na resztę - być może - przyszłych kompanów.

Dopiero teraz, gdy w rozmowie pojawiła się chwila przerwy, odezwała się. Cicho, ale głos miała miękki i przyjemny:
- Emaretta. Znaczy na imię mam Emaretta. - speszyła się nieco i zarumieniła, próbując zmieszanie zakryć uśmiechem, który sprawił, że na policzkach dziewczyny pojawiły się niewielkie dołeczki - Miło mi was poznać.
Trochę nie do końca wiedziała jak się zachowywać, to było dość nowe doświadczenie. Zwłaszcza, jak będą musieli walczyć ramię w ramię: - Również chętnie przyłączę się do wyprawy. Jestem w Winterhaven już od dwóch dni, a straż może nam zapłacić za dwie rzeczy - jakaś kobieta opowiadała o krwi i szczątkach w lesie i chcą by to zbadać, a także jest stara prośba o wykonanie dokładnych szkiców zamku. Na poszukiwanie Parla Cranewinga jest również ogłoszenie, prywatne. Bałam się wyruszać tam samotnie, ale jeśli jesteście chętni... Ponoć w okolicy są koboldy i samotnie strach chodzić.

Emmy uśmiechnęła się nieśmiało raz jeszcze i miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zdecyduje się wyruszyć.

- Witam, nazywam się Welgan. – powiedział. Nie lubił dużo mówić, ale Markus, Sascha i Emaretta powiedzieli że chcą iść do ruin, więc można by iść z nimi w celu sprawdzenia tego kultu. – Przepraszam że podsłuchałem, ale nie byłem pewien czy to mój stolik… Właśnie co chcesz robić w tych ruinach? Więc jak dobrze zrozumiałem jest nas piątka chętnych na, jak to powiedział Markus, "wycieczkę", czy może ktoś jeszcze? – spytał, rozglądając się za barmanką z kolacją, przecież ostatnio jadł rano. Silvana Wrafton podeszła do stolika z zamówionymi trunkami i potrawami oraz przyprowadziła z sobą mężczyznę:

- Przy Państwa stoliku jest jeszcze miejsce. Proszę więc tu usiąść. Zaraz podam zamówienie.
- Nazywam się Otto Walden. Miło mi... -
mężczyzna usiadł niepewnie przy stole, wyraźnie było widać, że nie chce przeszkadzać biesiadnikom... Był szczupły i niewysoki. Włosy nadawały się do obcięcia, chociaż nie były długie, to mocno zmierzwione. Dwutygodniowy zarost pokrywał jego twarz, a wąskie usta zasłaniały długie, gęste wąsy. Otto zaczął rozglądać się po sali, po czym wyciągnął mały skórzany zwój i wyciągnął z niego drewnianą, rzeźbioną fajkę i jak gdyby nigdy nic zaczął ją nabijać, by po chwili wypuszczać z ust kłęby dymu.

- Moglibyśmy wyruszać już jutro rano... - Emaretta ściszyła głos - W tej karczmie są strasznie wysokie ceny!
- Miło mi cię poznać Emaretta. Cieszę się że będziemy razem podróżować. -
odpowiedział Markus - a co z resztą??
- Dobrze jeśli władze miasta są gotowe zapłacić szczerym złotym za zabicie kilku koboldów to pisze się na to -
odpowiedziała Amberlen - Jeśli o mnie chodzi możemy wyruszyć nawet dzisiaj.
- Dziś będzie już za wcześnie proponuję wyspać się i przygotować a wyruszymy jutro rano a poza tym nie chciał bym spędzić nocy na dworze.
- Odpowiedział Markus
- A co z transportem do twierdzy? - Odezwał się Sascha - Ja mam konia i mógłbym wziąć kogoś jeszcze. Poza tym mam ochotę wykonać wszystkie "zlecenia". Wpadnie mi i wam trochę złota do kieszeni.
- Ja niestety przybyłam tu na pieszo -
Odpowiedziała Amberlen - Chyba będę zmuszona skorzystać z twojej pomocy - zakończyła po czym uśmiechnęła się do Saschy
- Ja również mam wierzchowca - Emaretta wciąż mówiła tak samo cicho - Ale nie wiem, czy to dobry pomysł, byśmy podróżowali po dwie osoby na jednym. Przecież dochodzi ekwipunek i cała reszta...
- No cóż jeżeli o to chodzi to mój wierzchowiec padł w drodze do miasta -
- Wiesz jakie tego będą koszta? To będzie samobójstwo finansowe. Można jechać na oklep, bez siodeł, ale to nie zmienia sytuacji.Chyba, że... -
Odparł Markus - proponuję przed wyjazdem zakupić konie i siodła w stajni widziałem jakąś za rynkiem.
Sascha powiedział zimno patrząc się na Otta. - Tej nocy mógłbym coś zdziałać w tej sprawie.
- Hola, hola czy nie działamy zbyt pochopnie, może warto byłoby dowiedzieć czegoś więcej o tych zadaniach i samej okolicy. -
rzekł Kumalu - Nie chciałbym natknąć się w dziczy na coś z czym nie damy sobie rady.
- Na pierwszy rzut oka wydawałeś mi się odważniejszy a tymczasem tchórzysz na myśl o spotkaniu grupy koboldów? -
odpowiedziała Amberlen po czym z pogardą spojrzała na Kumalu - Zresztą jeśli nie chcesz jechać to twoja sprawa, będzie więcej złota do podziału. A co do propozycji Saschy z chęcią usłyszała bym więcej szczegółów na temat jego planu jak tylko znajdziemy się w jakimś spokojniejszym miejscu.
- Racja, racja. -
Syknął Sascha - Chodzi mi o, hmm... ominięcie wariantu zapłaty za wierzchowce.
- Chcesz ukraść wierzchowce z fortu, a potem wrócić tu odebrać nagrodę? -
Emmy była co najmniej zdziwiona i zaniepokojona tym, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.
- Może od razu idź opowiedz o tym tutejszym władzom - odpowiedziała Amberlen i wymownie spojrzała na Emmy - Nie wszyscy muszą przecież wiedzieć że pracujemy jako grupa i razem wykonywaliśmy te zadanie prawda?
- Taka była pierwotna koncepcja. Gdyby udało się jakoś zdobyć konie, bylibyśmy ścigani. Chyba lepszym wyjściem byłoby wykorzystanie ciemnej masy. Działanie w przebraniu oraz zastraszanie. Może dobrowolnie oddaliby, powiedzmy osły do dźwigania ekwipunku. -
Mówił Sascha - Lub mógłbym ukraść konie, razem wykonalibyśmy zadanie, a tylko wy odebralibyście nagrodę. PO całym zajściu, rozdzielenie łupów i wszystko.
- Jeśli jesteście tacy pewni siebie, to czemu po prostu nie ukradniecie i tych nagród, które wyznaczono za zbadanie tych spraw i nie pójdziecie w swoją stronę, hm? -
Emaretta wstała - Ja w każdym razie nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Wyruszam jutro z samego rana, na własnym wierzchowcu i zgodnie z prawem. Dobranoc. - skierowała się do swojego pokoju, nie chcąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie.
Sascha przewrócił oczyma:
- Snujemy tylko plany i domysły. Jak na razie nie zaproponowałaś żadnej propozycji w sprawie wyprawy do twierdzy, czy innych. Skoro nie chcesz, cóż nikt cię nie zmusza.- Powiedział za odchodzącą Emarettą.
- Chyba trzeba będzie ją uciszyć, za dużo słyszała i wygląda na taką która ma długi język - Amberlen szepnęła do Saschy - A co do tych koni jeśli nie masz nic przeciwko chętnie wybiorę się po nie z tobą.
- Jest nas piątka, a koń jeden. Trzeba skombinować dodatkowe cztery. Bez pożyczki może się obejść. Gdyby tylko kłamstwem lub manipulacją uzyskać to czego potrzebujemy. -
Podsumował Sascha mówiąc cicho - Co do Emaretty, może faktycznie trzeba coś z nią zrobić. Na to nie mam głowy.
- Konie to największy kłopot.... nie pochwalam kradzieży ale jeżeli naprawdę nie będzie innego wyjścia... -
odpowiedział Markus i poszedł do swojego pokoju "Czy naprawdę nie ma innego wyjścia" pomyślał przed zaśnięciem w końcu musiał jutro rano wcześnie wstać.
- W ostateczności możemy iść na pieszo, w końcu to niecałe dwie mile drogi stąd - Dodała Amberlen - Ale według mnie konie mogą się jeszcze przydać więc jestem za pomysłem Markusa...
- Chcąc nie chcąc podsłuchałem waszą rozmowę, dobrze radzę twoim towarzyszom, by nie próbowali realizować swojego planu –
powiedział ściszonym głosem Otto nachylając się w kierunku Blizny, zauważył jego zdziwienie, ale nic sobie z tego nie zrobił – ukraść konie to nie problem, ale przejechać przez zamkniętą bramę będzie trudno, chyba że chcą zaatakować strażników… Głupotą będzie wtedy wracać po nagrodę, co powiesz na bardziej subtelne działanie? - Otto dalej spokojnie pykał sobie fajkę, niemal widział trybiki przesuwające się w głowie mężczyzny; nie odpowiedział jednak pozwalając na domyślanie się czegokolwiek...
- Ja też nie mam zamiaru brać udziału w tej farsie - wtrącił się Kumalu i wstał od stołu - ale nie obawiajcie się nie powiem nikomu o waszych planach - następnie odszedł w nadziei że dogoni jeszcze Emarettę.
- To co widzimy się na targu godzinę przed otwarciem bram? - zapytała Amberlen - Skoro wszystko ustalone to ja też już będę się kładła - dokończyła po czym chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku swego pokoju.
- Jeszcze pomyślę o tych koniach. - Powiedział Sascha wstając od stołu. - Do jutra. - Kilka chwil później był w swoim pokoju.

Po kilku chwilach w milczeniu również Otto i Welgan odeszli od stołu. Sala pustoszała...
 
Aschaar jest offline  
Stary 19-11-2009, 01:07   #13
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kumalu odszedł od stołu w sali biesiadnej zdenerwowany i rozczarowany. Okazało się, że osoby z którymi przyszło mu razem spożywać posiłek, zachowywały się jakby co najmniej były szalone.

Cholerni głupcy, ledwo się poznali i już planują konie kraść. Idioci albo wariaci. Skoro tak łatwo przyszło im planować poważną kradzież z obcymi, to tak samo łatwo wygadają się o tym byle komu, a ja mam dość własnych kłopotów, żeby pakować się w kolejne. I jeszcze ta durna półelfka„ - pomyślał ze złością - „Pomyliła sobie odwagę z głupotą, a mnie nie było by tutaj gdybym starannie nie zaplanował ucieczki. Wuj miał rację wpajając mi, że rozum jest ważniejszy niż brutalna siła.

Tylko jedna osoba, którą Kumalu poznał przy stole, wydawała się godna zainteresowania. Była to ciemnowłosa Emaretta.

Takiej osoby szukałem. Jest ładna, niegłupia i ma zasady. Jeżeli uda mi się z nią zaprzyjaźnić, to na pewno będzie dobrym wsparciem, a gdyby udało mi się zawrócić jej w głowie, mógłbym liczyć także na chwile przyjemności” - Na tę myśl czarownik oblizał się w duchu. - „No, ale najpierw muszę ją dogonić.

Udało mu się ją dogonić na szczycie schodów prowadzących na piętro.

- Wybacz pani - rzekł Kumalu przytrzymując Emarettę za ramię - Nie chciałem dalej zostawać w towarzystwie tych szaleńców. Jeżeli nadal masz zamiar zbadać ruiny twierdzy to chętnie bym ci towarzyszył.
- Ochotę, nie wiem czy mam, jeśli mam być szczera. - Emaretta uśmiechnęła się, chociaż dziwny odcień skóry mężczyzny wyraźnie ją onieśmielał -Ale potrzebuję pieniędzy. Oni wydawali się najmniej zainteresowani tymi śladami krwi w lesie, więc może od tego bym zaczęła. Nie wiadomo co zrobią tacy ludzie, gdy spotka się ich na trakcie. Chętnie przyjmę twoją pomoc. I możesz mi mówić Emmy, żadna ze mnie pani.- zarumieniła się lekko.

Hmm... jest także nieśmiała. To znacznie dodaje jej uroku.

- Przyznam, że mnie jako badacza bardziej interesują ruiny twierdzy, ale pieniądze też by mi się przydały. Moja propozycja jest taka, wcześnie rano zaczniemy szukać wszelkich informacji o wszystkich tych sprawach w samym miasteczku i dopiero po tym małym wywiadzie zdecydujemy co wykonamy najpierw, zgoda?
-Spędziłam już dwa dni w Winterhaven, nie sądzę, byśmy musieli jeszcze raz zasięgać tych informacji. Możemy tylko kupić mapę i zaznaczyć na niej te miejsca.
-Czy opowiesz mi czego się konkretnie dowiedziałaś? - Kumalu zawahał się na moment - Chodźmy do mego pokoju, schody to nie jest dobre miejsce na rozmowę.
-Nic poza tym, co zostało powiedziane tam na dole. Nikt tu najwyraźniej wiele nie wie. - skinęła głową, ale wskazała swój pokój - Bliżej i będę czuła się bezpieczniej, wybacz.
-Oczywiście, chodźmy więc.

Emmy zaraz po wejściu do pokoju zaczęła ładować swoją kuszę.
-Tak na wszelki wypadek.
-Nie mnie powinnaś się obawiać, ale raczej tamtych na dole -rzekł rozbawiony.
-Przecież nie strzelam. Myślisz, że to tak łatwo naładować kuszę?
-Dobrze ładuj sobie kuszę, a ja dam ci parę pytań. Zacznę od tego co interesuje mnie najbardziej, czyli ruiny. Czy wiesz coś o tej twierdzy? Rozmawiałaś może o tym z miejscowym mędrcem Altrunem?
-Nie słyszałam wcześniej tego imienia. Wszystkie informacje, które posiadam, są od straży i wiszących u nich ogłoszeń.
-Ja trochę przepytałem miejscowych na temat ruin i oni skierowali mnie do Altruna, mędrca mieszkającego w wieży blisko bramy wewnętrznej. Niestety on przyjmuje tylko w dzień targowy, a dzisiaj miał tylu interesantów, że nie udało mi się do niego dostać. No dobrze, a czy rozmawiałaś z tą kobietą, która znalazła ślady krwi w lesie?
-Nie widziałam potrzeby, opowiedziała co widziała, a prosta kobieta i tak nie będzie wiedziała więcej. Rozmowa wiele nam nie da, musimy po prostu dowiedzieć się gdzie te miejsca leżą i z mapą wyruszyć.
-Ja jednak spróbowałbym spotkać się chociaż z tym mędrcem, zanim wyruszymy. Aha i jeszcze jedna sprawa, czy wiesz coś o atakach tych koboldów? Chodzi mi oto gdzie następowały ich ataki i w jakiej mniej więcej liczbie, no i ilu ludzi zginęło podczas ich napadów?
-Zawsze zadajesz tak dużo pytań? Jestem pewna, że wiedza na ten temat wiele nam nie pomoże. - Emmy westchnęła, lekko zirytowana - Jeśli bardzo chcesz to spotkaj się jutro z tym mędrcem, ja zadbam o bezpieczeństwo swojego konia i przygotuję mapę. A teraz jeśli pozwolisz, chciałabym się położyć spać.
-Niech i tak będzie. Życzę ci dobrej nocy - rzekł Kumalu i skierował się do wyjścia - I nie zapomnij dobrze zaryglować drzwi - rzucił na odchodne, a następnie skierował się do swego pokoju.

„Tak samo jak ci głupcy na dole, Emmy nie przywiązuje wagi do zbierania informacji w mieście” - pomyślał zakładając rygiel na drzwi. - „Ja jednak wolę być dobrze zorientowany o robocie, którą mam wykonać.
 
Komtur jest offline  
Stary 19-11-2009, 01:36   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Przed brzaskiem / wczesny ranek.

Wczorajsza dyskusja nie należała do najspokojniejszych... Emaretta definitywnie odrzuciła ofertę współpracy i wyszła w połowie rozmowy. Czarnoskóry mężczyzna również nie wydawał się przekonany... Po kilkudziesięciu minutach - bez owocnych ustaleń - potrawy zostały zjedzone, trunki wypite i wszyscy rozeszli się do pokojów. W izbie jadalnej karczmy wielu zaczęło już pokładać się pod ścianami czy spać na stołach. Wiele osób również wychodziło w stanie bardziej, bądź jeszcze bardziej wskazującym na spożycie trunków wszelakich.

Pierwsza poświata zaczynała szarzeć na wschodzie, kiedy w pobliskiej stajni dało się słyszeć wierzgania, rżenie koni i rumor straszny. Praktycznie wszyscy zostali obudzeni i znaleźli się na nogach niezależnie czy to planowali i tego chcieli czy nie...

Było około godziny przed świtem...


Dobrych kilkanaście minut trwało zanim ludzie dobudzili się, zorientowali co zaszło i sytuacja jakoś się unormowała... co wcale nie znaczyło, że zapanował spokój... Wręcz przeciwnie...
Okazało się, że przyczyną całego zamieszania i rabanu były konie. Które z niewiadomych powodów zaczęły się szarpać i gryźć w zagrodach, wierzgać, a niektórym nawet udało się zniszczyć zagrodę i uciec w wioskę... Z końmi stało się coś dziwnego; toczyły pianę z pyska; wyglądały na wystraszone, a trzy chyba nawet padły...




Kapitan Ninaran przybył na miejsce i widać było, że wyrwano go z błogiego snu. Ubrany tylko w koszulę, bez broni... Zebrał raporty i porozmawiał z kilkoma ludźmi oraz wysłuchał kilku skarg. Zażądał wezwania kowala, który chyba najlepiej ze wszystkich znał się na koniach...

- Jeżeli ktoś z was zna się na koniach proszę, aby sprawdził co się stało lub co się mogło stać. - powiedział donośnym głosem kiedy wszyscy tłoczyli się w sali jadalnej karczmy – Coś stało się koniom, jakie przebywały w stajni. Nie sądzę, aby nadawały się do jazdy, czy zaprzęgu. Z tego co mi wiadomo ktoś od strony karczmy przeszedł do stajni i po jakimś czasie zaczęły się tam dziać dziwne rzeczy. Tak zeznał strażnik mający wartę przy bramie. Strażnicy nie widzieli, gdzie udała się ta osoba. To w kręgu podejrzeń stawia wszystkich będących wewnątrz miasta, bo każdy mógł najpierw przejść za karczmę, a potem pójść do stajni... Nie będę jednak trzymał tutaj nikogo na siłę i brama zostanie otwarta o świcie. - Przeczekał głosy zdziwienia i, być może, oburzenia – Z tego co mi doniesiono – w stajni nie ma żadnych dowodów, ani śladów. Oczywiście – każdy, kto uważa, że ma ku temu zdolności może sprawdzić pracę moich ludzi. Fiago wskazał na stojącego za nim mężczyznę – odpowie na ewentualne pytania; to on dokonał oględzin miejsca. Ponieważ nie ma dowodów mogę kierować się tylko poszlakami... Mimo to mam do paru osób kilka pytań...

- Obejrzałem konie – powiedział postawny mężczyzna, który podczas ostatnich słów kapitana wszedł do karczmy – od razu zastrzegam, że nie jestem specjalistą, ale wygląda mi na to, że coś przestraszyło konie... Koń wtedy wpada w coś na kształt szału... Trzy konie padły w stajni, trzy kolejne musieliśmy dobić w wiosce – złamały nogi na bruku. Resztę udało się opanować, ale nie nadają się do jazdy, może do zaprzęgu, choć ja osobiście bym nie ryzykował... Osłom, które również były w stajni nic się nie stało, mam przynajmniej taką nadzieję...

Kapitan rozejrzał się po sali po czym podszedł do jednej z osób i wspólnie wyszli na zaplecze karczmy. Ludzie głośno dyskutowali ostatnie wydarzenia, a zaspana służba roznosiła pierwsze trunki i potrawy... Wielu ciekawskich wyszło na zewnątrz, aby na własne oczy ocenić sytuację... lub spróbować wytrzeźwieć...


Przy stajni wystawiono wartę z czterech porządkowych, a kilku młodych ludzi starało się całkowicie uspokoić konie i udzielić im pomocy.
 
Aschaar jest offline  
Stary 19-11-2009, 19:40   #15
 
Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znany
Amberlen obudziło stukanie do drzwi pokoju:
-Proszę otworzyć, Jestem ze straży i mam do pani kilka pytań-usłyszała
-Już otwieram- krzyknęła, po czym zaczęła się ubierać. Założyła buty, skórzane spodnie i tunikę, za pas wsadziła jeden sztylet natomiast drugi schowała w bucie. "Ostrożności nigdy nie za wiele" pomyślała i ruszyła w kierunku drzwi. Gdy je otworzyła zobaczyła przed sobą człowieka w wieku około trzydziestu lat, wyglądał jakby też dopiero co wstał, włosy miał rozczochrane, ubrany był tylko w jakąś luźną koszule i spodnie. Nie było widać żadnej broni no i był sam. Jeśli coś poszło by nie po jej myśli nie miała by prawdopodobnie większych problemów z pozbyciem się go, ale na razie postanowiła posłuchać co ma do powiedzenia.
- Witam nazywam się Ninaran i jestem kapitanem straży. Jest pani przyjezdna i stąd pytania. Oczywiście o nic pani nie oskarżam, ale sama pani rozumie...
-Owszem, rozumiem, Proszę pytać nie mam nic do ukrycia.
- Czym się pani zajmuje?
- Czym tylko się da aby zarobić na życie, aktualnie miałam przekazać jakąś wiadomość jednemu z kupców w tym mieście.
- Co pani robiła w nocy? Czy coś pani widziała, może słyszała? Cokolwiek?
- W nocy spałam jak zabita, szczerze mówiąc trochę za dużo wczoraj wypiłam.
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło pani w pamięci? Zwróciło uwagę?
- Pamiętam kilka bójek wieczorem nie wiem czy to typowe w tej karczmie a oprócz tego dużo osób rozmawiało o koboldach i jakiś śladach w pobliskim lesie.
- Kilka osób zeznało, że przy stoliku przy którym pani siedziała rozmawiano o koniach. O czymś konkretnym mówiono? To dość interesujący zbieg okoliczności...
- Wiele z wczoraj nie pamiętam, wie pan przez ten alkohol ale pamiętam jakiegoś człowieka o brązowej skórze i młodą czarnowłosą kapłankę którzy chcieli podjąć się jakiejś pracy w wiosce ale nie mieli koni.
- Gdzie pani była kiedy w stajni zaczął się rumor?
- W moim łóżku z którego zresztą zostałam przez pana wyciągnięta, a teraz czy ma pan jeszcze jakieś pytania czy mogę już wrócić do łóżka?
-Myślę że to wystarczy, Przepraszam że panią niepokoiłem.
- odpowiedział po czym pożegnał się i zszedł na dół.
Amberlen postanowiła wyjść na dwór się przewietrzyć. Chyba rzeczywiście trochę za dużo wczoraj wypiła bo teraz bolała ją głowa.
Gdy wyszła, uderzył ją podmuch zimnego powietrza, musiało być jeszcze bardzo wcześnie bo słońce nisko wznosiło się nad horyzontem. W czasie spaceru zastanawiała się co kto mógł to zrobić. Co prawda wczoraj kilka osób mówiło że ma plan jak zdobyć konie jednak wydawało jej się że nikt nie zacznie działać sam, bez wcześniejszych ustaleń. Miała nadzieję że spotka się w nimi w czasie śniadania i dowie się co w końcu z tą pracą. Nagroda nie była zbyt wysoka ale nie potrzebowała pieniędzy, bardziej interesowała ją przygoda i myśl że może tam znajdzie jakieś informacje dotyczące jej celu. Gdy ból głowy trochę się zmniejszył skierowała się z powrotem do karczmy. Zamówiła śniadanie, coś do picia i usiadła przy stoliku przy którym wczoraj siedzieli czekając na jej wczorajszych współrozmówców.
 
Lynx jest offline  
Stary 20-11-2009, 00:33   #16
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kumalu sypiał ostatnio głębokim i mocnym snem, może dlatego iż czuł że chwilowo jest bezpieczny, mimo tego jakieś hałasy na korytarzu zdołały go obudzić. Ubrał spodnie, wziął sztylet do ręki i wyjrzał zza drzwi. Na korytarzu kłębili się ludzie komentując jakieś wydarzenie. Kumalu postanowił że ubierze się i sprawdzi co się stało. Gdy zszedł do głównej szybko dowiedział się o nocnych wydarzeniach w stajni. Gdy stał tak przysłuchując się rozmowom i próbując w tłumie odnaleźć Emmy, podszedł do niego kapitan straży.

- Jestem kapitan Ninaran. Czy możemy zmienić kilka słów na osobności?
- Ależ oczywiście. Moje imię brzmi Kumalu.
- Przejdźmy na zaplecze.

"Ci głupcy chyba wprowadzili swój plan w życie"
- pomyślał idąc tuż za kapitanem.

- Jest pan przyjezdny i stąd pytania. Oczywiście o nic pana nie oskarżam, ale sam pan rozumie... - rzekł Ninaran już na zapleczu.
- To pański obowiązek, więc proszę pytać.
- Czym się pan zajmuje?
- Jestem podróżnikiem i badaczem. Interesują mnie stare i zapomniane budowle.
- Co pan robił w nocy? Czy coś pan widział, może słyszał? Cokolwiek?
- Spałem, dopóki nie obudziły mnie zaniepokojone głosy, gości tej karczmy.
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło pani w pamięci? Zwróciło uwagę?
- Nie przypominam sobie nic takiego.
- Kilka osób zeznało, że przy stoliku przy którym pani siedziała rozmawiano o koniach. O czymś konkretnym mówiono? To dość interesujący zbieg okoliczności...
- Tak, kilka osób wspominało, że przydałby im się konie, ale nie przysłuchiwałem się dokładnie, bo nie dość że nie umiem jeździć konno to jeszcze nie za bardzo czuję sympatię do tych zwierząt.
- Rozumiem, a gdzie pan był kiedy w stajni zaczął się rumor?
- Jak już wspominałem spałem w swoim pokoju. Czasami mam bardzo głęboki sen.
- Dobrze to na razie wszystko, może pan już iść.
- Jeżeli będzie miał pan więcej pytań to jestem do dyspozycji.
- to rzekłszy Kumalu udał się do sali biesiadnej, zamierzał coś zjeść, najlepiej w towarzystwie Emmy.
 
Komtur jest offline  
Stary 20-11-2009, 16:55   #17
 
reddora's Avatar
 
Reputacja: 1 reddora nie jest za bardzo znany
Sascha przeciągnął się i potężnie ziewnął. Podrapał się po policzku przypominając sobie co wymyślił tej nocy. Po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że usłyszał tęten kopyt, krzyki oraz hałasy na ulicy.
-"Niemiłosierni ludzie. Od samiutkiego rana muszą budzić człowieka" -Zrzędził, mówiąc do siebie w duchu.
Chłopak ubrał się wolno i ślamazarnie. Jeszcze się nie obudził całkowicie. Dopiero co włożył buty, gdy usłyszał zdecydowane pukanie do drzwi. Wrzucił sztylet po koc.
-Zaraz otworzę! -Zawołał i przygładził ubranie.
Zamek szczęknął, a drzwi się uchyliły.
-Witam. Jestem kapitanem straży. I mam kilka pytań... -Kapitan otaksował wzrokiem Saschę.
-Witam. Proszę zadawać te pytania śmiało. Nie mam nic od ukrycia. -Sascha przywdział maskę obojętności z lekkim uśmiechem. Zdawałoby się wyzywającym.
Kapitan odchrząknął.
-Jest pan przyjezdny i stąd pytania. Oczywiście o nic pana nie oskarżam, ale sam pan rozumie...
-Rozumiem. Na pana miejscu też tak bym się troszczył o bezpieczeństwo miasta. Wiem dlaczego jest pan kapitanem straży w Winterhaven.
Kapitan lekko się zmieszał, ale brnął dalej. -Czym się pan zajmuje?
-Wszystkim po trochu. Głównie handluję, a czasami wykonuję zlecenia. Dlatego też tu jestem.
- Co pan robił w nocy? Czy coś pan widział, może słyszał? Cokolwiek?
-Tej nocy spałem, spałem i rozmyślałem, uściślając. Truduno było coś widzieć w ciemności, ale nic mnie nie zaniepokoiło. Nic, a nic. Tylko te huki mnie obudziły.
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło panu w pamięci? Zwróciło uwagę? -Kapitan drążył temat z większą dociekliwością.
Sascha zamyślił się. Niezręczna chwila ciszy zawisła w powietrzu.
-To była zwykła rozmowa przy piwie. Żadnych niezwykłych wydarzeń. Oprócz ludzi. Sprawiali wrażenie porządnych, ale pozory mylą.-Uśmiechnął całkowicie przyjaźnie i pokręcił głową.
-Kilka osób zeznało, że przy stoliku przy którym pan siedział rozmawiano o koniach. O czymś konkretnym mówiono? To dość interesujący zbieg okoliczności...
-Czyli to konie tak hałasowały. -Sascha zaśmiał się, obserwując każdy ruch Kapitana Straży. -Tak rozmawialiśmy. Konkretnie o tym kto je ma, a kto nie. To dziwne, ale niektórzy byli poddenerwani tym tematem. Jedna dziewczyna nawet odeszła od stołu. Czy to może mieć jakiś związek ze sprawą?
Sascha udał zmartwionego, a w pytaniu brzmiała nutka ciekawości.
-Może tak...-Kapitan zmierzył go stalowym spojrzeniem. - Gdzie pan był kiedy w stajni zaczął się rumor?
-Tu w pokoju. Jak mówiłem, spałem. Może pan sprawdzić łózko. Jest ciepłe.
Sascha uczynił wymowny gest w stronę wybebeszonego łózka.
-Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję, informacje mogą okazać się pomocne.
Kapitan skinął głową, strzelił butami i wyszedł.
Sascha głęboko odetchnął. Myślał, że już go chcą zgarnąć. Jednak to tylko przesłuchanie.
-"Co oni zrobili? Trzeba było ich ostrzec. Choć to nawet dobrze. Światła sprawiedliwości skierują się teraz na nich."-Myślał schodząc do sali głównej karczmy.
Zastanawiał się kot to mógł być. Może ten Otto, albo ta Emaretta. Niby nie chciała brać w tym udziału, a jeśli to ona. Czyżby myślała, że zgranie jej się okazję z przed nosa?
Sascha usiadł przy barze i zamówił zimną, wręcz lodowatą wodę. Było jeszcze kilka godzin do śniadania. Wypił zawartość kubka na odświeżenie i wyszedł na ulicę. Rozejrzał się. W tłumie zobaczył Amberlen. Chciał ją dogonić, ale wieśniacy skutecznie mu to utrudniali. Zaniechał prób rozmowy i pobiegł w kierunku najgłośniejszych okrzyków. Wszędzie kręciła się straż. Na ziemi było widać ślad krwi. Paru mężczyzn ciągnęło nieżywego konia. Sascha gdzie by się nie skierował to i tak natykał się na ludzki zator. Zrezygnowany poszedł na rynek. Nic nie ciągnęło go do karczmy. Postanowił zagadnąć któregoś z mieszkańców.
-Hej ty! -Przywołał do siebie jakiegoś weśniaka umorusanego we krwi.
-Co?
-Powiesz mi co się wydarzyło?
-Konie zwariowały... Muszę iść.
I odszedł.
Sascha westchnął i ruszył przez ulicę. Musiał się przejść.
-Musi być wcześnie, bardzo wcześnie. Tylko, co teraz?
 
reddora jest offline  
Stary 20-11-2009, 19:57   #18
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie spała dobrze. Zaryglowała i podparła krzesłem drzwi, ale nawet z kuszą w ręku nie czuła się bezpieczna. Dlatego usnęła dopiero po dłuższym czasie i wywierceniu w łóżku kilku ładnych dziur, gdy przekręcała się z boku na bok. Obudził ją dopiero harmider o świcie, a zmusiło do podniesienia - pukanie do drzwi. Otworzyła strażnikowi, wciąż zaspana i nie do końca orientująca się co do tego, co się dzieje.
- Jest pani przyjezdna i stąd pytania. Oczywiście o nic pani nie oskarżam, ale sama pani rozumie...
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że rozumie. Czarne, będące wciąż w nieładzie włosy zsunęły się jej na twarz, więc odgarnęła je powolnym, porannym gestem.
- Czym się pani zajmuje?
- Praktykuję magię, podróżuję, by rozwijać swoje umiejętności i jeśli mam być szczera - zarabiać.

Głos Emmy był wciąż niezwykle zaspany.
- Co pani robiła w nocy? Czy coś pani widziała, może słyszała? Cokolwiek?
- Niestety, w nocy tylko wierciłam się na łóżku, a potem usnęłam. Obudziło mnie dopiero całe to zamieszanie. Jestem strasznym śpiochem.

Uśmiechnęła się niepewnie. Nigdy nie była poddawana takiemu przesłuchaniu, za to całkiem przekonana o braku swojej winy, przynajmniej nie była zanadto zdenerwowana.
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło pani w pamięci? Zwróciło uwagę?
- Poza tłumem gości w karczmie, niestety nic.
- Kilka osób zeznało, że przy stoliku przy którym pani siedziała rozmawiano o koniach. O czymś konkretnym mówiono? To dość interesujący zbieg okoliczności...
- Owszem, rozmawiano o koniach, bowiem kilkoro z nas chce się udać na zdabanie tych spraw, o których dopytywałam przez ostatnie dwa dni, a własnych wierzchowców część nie posiadała. Inna sprawa, że konie raczej wszystkim były potrzebne, a jeśli coś zwierzętom się stało... Będę musiała sprawdzić czy z moją klaczą wszystko jest w porządku.

Jej oblicze na prawdę wyglądało na zaniepokojone. Dopiero teraz do jej głowy dotarł fakt, że przecież to jej wierzchowiec mógł nie przeżyć.
- Gdzie pani była kiedy w stajni zaczął się rumor?
- Spałam, oczywiście. Widać po mnie niestety.


Zarumieniła się lekko, bowiem stała przed nim tylko w nocnej, prostej koszuli, bez butów i z nieuczesanymi włosami. Skinęła mu głową ponownie, na pożegnanie i zaczęła się szybko ubierać. Na poranną toaletę nie było teraz czasu, ale chociaż włosy zaplotła w niedbały warkocz. Lepsze to, niż to co miała na głowie teraz. Zbiegła szybko ze schodów i weszła między ludzi. Większość koni już uspokojono, przynajmniej na tyle, by można było do nich podejść. Na szczęście jej klaczy nic się nie stało! Nie była może zbyt piękna, ale była jej. Jakaś deska ją obtarła i zdecydowanie nie dało się na niej podróżować, ale Emmy i tak pogłaskała ją po szyi, mówiąc spokojne, czułe słowa. Dzień się dopiero zaczynał, a ona już myślała o zdobyciu mapy okolicy i dowiedzeniu się, gdzie dokładnie znajdowały się ruiny, ślady krwi czy widzianow ów koboldy. A potem w drogę, nawet bez wierzchowca. Wierzyła, że to wszystko było całkiem blisko.
 
Lady jest offline  
Stary 21-11-2009, 18:40   #19
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Otto obudził się sporo przed świtem. Od razu wiedział, że coś jest nie tak. Nigdy nie miał problemów z porannym wstawaniem, nawet gdy był mocno zmęczony po ciężkiej pracy. Miał się obudzić sam, więc ogromnie zaskoczył go fakt, że z płytkiego, niespokojnego snu wyrwały go hałasy dochodzące z pola. Jeszcze na boso skoczył do okna, z którego widać było stajnię, otworzył masywne okiennice, by ukazały mu się rozwścieczone konie, które rozbiegły się i za chwilę zniknęły z pola widzenia. Na niebie było widać jeszcze jutrzenkę, znak że zaraz wzejdzie słońce. Ciekawe co mogło się stać tym zwierzętom? Otto widział już wystraszone konie, ale wyglądały na rozszalałe. Czyżby Ci głupcy jednak coś wykombinowali? Durnie! Od razu widać, że coś poszło im nie tak jak miało. Spaprana sprawa. Widział w szerokich drzwiach stajni stratowanego konia. Jak można było obudzić całe miasteczko. W rzedniejącym mroku poranka nie widział nikogo, kto mógłby być za to odpowiedzialny. Szybko na placu zaczęli pojawiać się ludzie. Najpierw kilku niosących pochodnie strażników – to pewnie straż nocna, warto zapamiętać, że pojawili się szybko, mimo że czas przed samym świtem jest najtrudniejszy w całej nocy, bo człowiek jest już bardzo zmęczonyOtto nie raz słyszał opowiadane w karczmie jego ojca historie, o tym jak żołnierze zasypiali na wartach. Po chwili przy „jego” konie pojawiły się kolejne śpiące w tej sali osoby. Otto odsunął się więc od niego. Wiedział, że teraz przede wszystkim nie może wzbudzać podejrzeń. Mimo, że nie miał nic na sumieniu podejrzewał, że strażnicy będą chcieli za wszelką cenę znaleźć sprawcę tego zamieszania, przecież konie nie zaczęły się tak zachowywać bez powodu. Założył buty, sprawdził swój przygotowany ekwipunek – zawsze był przygotowany do szybkiej ucieczki. Nauczył się tego jakiś czas temu, gdy musiał uciekać przed strażą w samej koszuli i spodniach. Po chwili usłyszał, że na placu pojawił się ktoś wydający rozkazy, poznał kapitana straży, który wyszedł właśnie ze stajni i krzycząc na swoich ludzi kierował się ku karczmie, patrząc na ludzi zgromadzonych w oknie pokoju. Otto odsunął się nieco w głąb pomieszczenia. Po kilku minutach i wysłuchiwaniu jałowych rozważań obudzonych, krzątających się gości, z którymi przyszło mu dzielić salę, postanowił zejść na dół. Na dole schodów wpadł na kapitana straży. Wyglądał na wyrwanego ze snu i tak pewnie było. Dostrzegł też innych żołnierzy, jeden stał przy drzwiach, drugi rozmawiał z Silvaną. Przy dużym stole dla gości dostrzegł jedynie kobietę, ale nie wiedział kto to, bo siedziała do niego tyłem. Nie miał czasu na dalsze rozważania, bo szybko zagadnął go kapitan, który nie wiedział, że Otto już pierwszego dnia w Winterhaven dowiedział kto jest tu kim i przedstawił się grzecznie.

- Nazywam się Otto Walden – nie bał się przedstawiać tym nazwiskiem nawet przedstawicielom prawa, gdyż sam je sobie wymyślił. Imię było prawdziwe, ale zbyt popularne, by wywoływać jakieś skojarzenia, szczególnie na takim zadupiu. Otto nie miał zamiaru być specjalnie pomocny. Udawał więc bardzo zaspanego.

- Pielgrzymuję na północ, zatrzymałem się na kilka dni tutaj, by pomodlić się w świątyni – gdy kapitan drążył temat, skłamał mu o zmarłej żonie, ale udał zdenerwowanego, że kapitan rozdrapuje gojące się już rany i ten dał mu spokój.

- Co mogłem robić w nocy? – udał lekką irytację i sam sobie odpowiedział – Spałem. Obudziły mnie hałasy na polu, ale było zbyt ciemno by coś widzieć. Widziałem na placu strażników, oni na pewno coś wiedzą.

- Tak, przy stole przy którym siedziałem rozmawiano o koniach. Typowe przechwałki w stylu: czyj koń jest najszybszy, ktoś – nie pamiętam kto – mówił o potrzebie zakupu konia na wyprawę. Myśli Pan, że to może mieć związek z tym zachowaniem koni? Otto dokładnie opisał, które z osób mówiły o potrzebie zdobycia koni, ale celowo nie wspomniał o tych, które mówiły o ich kradzieży – mówił więc tylko o tych, którzy w jego mniemaniu nie mieli nic na sumieniu.

-Ja z nimi zresztą nie rozmawiałem – uciął Otto zjadłem i poszedłem spać, jak dla mnie ludzi było tu zbyt dużo. Gdy kapitan podziękował mu za pomoc Otto życzył mu powodzenia i dodał – niech Bogowie mają Pana w opiece. Gdy kapitan wszedł po schodach do góry Otto zauważył, że kobieta przy stole, to ta, która wczorajszej nocy planowała kradzież. Nie wyglądała na aresztowaną. Podszedł więc do stołu, usiadł niedaleko niej i rzucił od niechcenia, ale tak by słyszała go tylko ona.
- Podaj mi jakiś argument, bym nie powiedział kapitanowi o tym, jak wczoraj wieczorem planowałaś kradzież koni? - udało mu się ją nieco zaskoczyć. Nie mogła słyszeć jego rozmowy z kapitanem, więc czekając na reakcję zaczął nabijać swoją fajkę. Starał się nie okazywać żadnych emocji...
 
Azazello jest offline  
Stary 21-11-2009, 22:02   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Jako Jonn

Jonna coś obudziło. Wszystko go bolało i raczej zapadał w krótkie, lekkie drzemki niż w jakiś głębszy sen. Kiedy myślał już, że po prostu mu się przywidziało, za oknem rozległo się rżenie koni, jakieś łupanie i jakieś krzyki... Koniec spania... Raczej koniec przeklinania przy każdym ruchu...

- Cholera – zaklął głośno, kiedy stanął nieopatrznie na tej nodze... Ubrał się i wyszedł z pokoju, aby usłyszeć, że koniom coś się stało a osłom nie... Jedno i drugie go nie interesowało, bo nie miał ani konia, ani osła... Jeden z wielu plusów poruszania się na własnych nogach...

Kiedy zastanawiał się czy jeszcze się położyć, czy może już pójść na śniadanie podszedł do niego jakiś mężczyzna i tłumiąc ziewanie powiedział:
- Jestem kapitanem tutejszej straży. Nazywam się Ninaran. Jest pan przyjezdny i stąd mam parę pytań. Oczywiście o nic pana nie oskarżam, ale sam pan rozumie...
- Oczywiście... Co się stało? - odparł Jonn myśląc: „zawsze obcy w mieście są podejrzani... Ta sprawa musi mieć związek z porannym rozgardiaszem.”
- Ktoś zrobił coś koniom, staram się ustalić co się właściwie stało. Czym się pan zajmuje?
- W chwili obecnej... lizaniem ran – odparł Jonn uśmiechając się krzywo – normalnie... towarzyszeniem w podróży, ochroną...
- Co pan robił w nocy? Czy coś pan widział, może słyszał? Cokolwiek?
- Wydaje mi się, że nad ranem, kilka minut przed zgiełkiem wywołanym przez konie ktoś przeszedł pod moim oknem, przebudziłem się wtedy... Ale nic dokładnego nie mogę powiedzieć...
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło panu w pamięci? Zwróciło uwagę? - zapytał mężczyzna podchodząc do okna – Nie otwiera się...
- Nietypowego... - Jonn usiadł, nawet opieranie się o kij nie ułatwiało mu zadania jakim było otrzymanie się na stojąco. - Nie sądzę... Przy jednym ze stolików wybuchła jakaś burda, ale szybko ją zażegnano. Jeżeli miałbym szukać – ^odwrócił głowę i spojrzenia obu mężczyzn się skrzyżowały.

Kapitan uśmiechnął się:
- Niewielu ludzi potrafiło by to dostrzec pod tym kątem... Jeżeli miałbyś szukać... - uśmiechnął się delikatnie, a jego oczy zwęziły się jak u polującego kota...
- Stolik przy którym siedzieli obcy... Nie są jedną drużyną, chyba nawet nie znają się za dobrze... Wydaje mi się, że doszło do jakiejś kłótni. Ciemnowłosa kobieta odeszła jako pierwsza od stołu i chyba była zdenerwowana – wydaje mi się, że nawet nie dokończyła wieczerzy. Chwilę potem wstał też ten ciemnoskóry... Reszta jeszcze przez chwilę rozmawiała, ale w końcu odeszli osobno od stołu...
- Hmm – Ninaran wyraźnie się zastanowił... Po chwili wykonał gest jaki znali wszyscy, którzy kiedykolwiek pracowali w straży – Co ty na to?

Jonn znalazł się w sali jadalnej karczmy. Zamówił przysłowiowe „cokolwiek z czymkolwiek” i wodę. Usiadł przy wolnym stoliku i czekał na zamówienie. Sala była dość pusta... Bez większych problemów można było znaleźć wolne miejsce. Przy jednym ze stołów siedziała kobieta i mężczyzna, którzy wczoraj siedzieli razem z resztą przyjezdnych. Czarnoskóry mężczyzna siedział osobno... Kilka stolików dalej usiadł Kapitan z dwoma swoimi ludźmi. Naradzali się przez chwilę jedząc chleb ze smalcem. W trakcie posiłku jeden z podkomendnych wyszedł i po chwili wrócił z jakimś młokosem. Ninaran tłumaczył młodemu coś przez chwilę po czym trójka opuściła karczmę... Młokos zajął się spokojnie pałaszowaniem reszty chleba...

- Jajecznica z chlebem. Smacznego. - dziewczę postawiło talerz przed Jonnem.
- Dziękuję - odparł ułamując kawałek z pajdy chleba.
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172