Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2009, 23:39   #21
 
Kołek's Avatar
 
Reputacja: 1 Kołek nie jest za bardzo znany
Kto tak się dobija i to jeszcze o tej porze?” pomyślał Welgan patrząc w okno zaspanymi oczami, gdy przebudził się słysząc stukanie do drzwi. Nie miał zamiaru otwierać, a co dopiero wstawać z łóżka, lecz gdy natręt jeszcze intensywniej zaczął walić w drzwi, szybko się ubrał, otworzył drzwi i już miał zbluzgać natręta, ale ten odezwał się pierwszy:
- Przepraszam że obudziłem, ale muszę zadać panu kilka pytań. Nazywam się Ninaran i jestem kapitanem straży. Jest pan przyjezdny i stąd pytania. Oczywiście o nic pana nie oskarżam, ale sam pan rozumie... – powiedział kapitan bez żadnego wyrazu na twarzy.
- Dobrze proszę pytać, byle szybko.
- Czym się pan zajmuje?
- Podróżuję po świecie, produkuję i sprzedaję różne wywary z ziół w takich właśnie wioskach.
- Co pan robił w nocy? Czy coś pan widział, może słyszał? Cokolwiek?
- W nocy to co zwykle, spałem. Jedyne co słyszałem to pukanie do drzwi które mnie obudziło.
- Czy może podczas wczorajszej wieczerzy stało się coś nietypowego? Coś co utkwiło panu w pamięci? Zwróciło uwagę?
- Nic oprócz jednej dziewki pracującej w karczmie, ona zwróciła moją uwagę.
- Kilka osób zeznało, że przy stoliku przy którym pan siedział rozmawiano o koniach. O czymś konkretnym mówiono? To dość interesujący zbieg okoliczności...
- Nic mi o tym nie wiadomo, przywitałem się, zjadłem i poszedłem do siebie spać.
- Gdzie pan był kiedy w stajni zaczął się rumor?
- Jaki znowu rumor? Zapewne spałem, co mogłem robić innego… To wszystko?
- Tak, wszystko. Dziękuje bardzo nam pan pomógł, przepraszam że obudziłem – powiedział Ninaran odchodząc od drzwi.

Zdziwiony tym że to właśnie jego nękają w sprawie jakichś koni, Welgan usiadł na krześle w swoim pokoju i zapalił fajkę. Rozmyślał o wczorajszej kolacji i zamiarach ludzi którzy z nim jedli. „Co mi szkodzi, dołączę się do nich, pieniądze się przydadzą” doszedł w końcu do wniosku. Delektując się dymem nie zauważył upływu czasu, zdał sobie z tego sprawę gdy spojrzał w okno i stwierdził że jest około godziny po świcie. Wstając z krzesła przygasił fajkę, schował ją do kieszeni i postanowił udać się na śniadanie. Upewniwszy się że zamknął pokój, zszedł na dół do głównej sali. Zmierzając do stolika przy którym wczoraj jadł kolację z resztą gości Silvany, zauważył że siedzi już tam czarnowłosa półelfka. „Amberlen, tak, chyba tak właśnie ma na imię” pomyślał starając sobie przypomnieć jej imię i nieco dalej od niej Otto Walden.

Gdy dotarł do stołu usiadł naprzeciw Amberlen. Chwilę przyglądał się ludziom w karczmie, po czym się przywitał:
- Witam, jak minęła noc? – nie czekając na odpowiedź kontynuował – Myślałem nad wczorajszą rozmową i doszedłem do wniosku że chcę się dołączyć do waszej wyprawy, tylko wczoraj nie słyszałem żadnych konkretów. – podsumował czekając na reakcję Amberlen.
Tym czasem podeszła dziewka służebna niosąc jakąś smacznie pachnącą kaszę.
- Smacznego – powiedziała stawiając parujący półmisek przed Welganem.
- Dziękuję, i czy mógłbym prosić o coś do picia? – odpowiedział, zabierając się do kaszy, lecz wzrok nadal miał skierowany na zielonooką sąsiadkę.
 
__________________
"Im mniej o mnie wiesz tym lepiej dla ciebie" - tak powiedział KOŁEK.
Kołek jest offline  
Stary 23-11-2009, 22:49   #22
 
Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znany
Amberlen siedziała sama przy stole oczekując na wczorajszych kompanów kiedy podszedł do niej Otto. Przywitał się po czym zaczął rozmowę.
-Podaj mi jakiś argument, bym nie powiedział kapitanowi o tym, jak wczoraj wieczorem planowałaś kradzież koni? - udało mu się ją nieco zaskoczyć, nie mogła słyszeć jego rozmowy z kapitanem, więc czekając na reakcję zaczął nabijać swoją fajkę. Starał się nie okazywać żadnych emocji...
-Może mój sztylet między twoimi żebrami wystarczy za argument? Nie mam nic wspólnego z tym co stało się w nocy, poza tym i tak pewnie za kilka godzin będę daleko od tego miasta- odpowiedziała Amberlen po czym groźnie spojrzała w kierunku Otta, czekając na jego odpowiedź.
- Świetny pomysł, zabij mnie tu i teraz. Ciekawe jak Ci się to uda tymi chudymi rączkami. Pomysł ten będzie równie beznadziejny jak wczorajszy plan dotyczący koni. Nie ma to jak ukraść konie w miasteczku z zamkniętymi bramami - znów pociągnął ze swojej drewnianej fajki, udając, że za nic ma groźne spojrzenie pół-elfki.
- Żebyś się nie zdziwił jak te chudziutkie rączki potrafią być zręczne, a co do tego planu to wiem że nie był najlepszy dlatego tej nocy grzecznie spałam w łóżku, myślałam że inni też tak zrobią bo w końcu wczoraj nic konkretnego nie ustaliliśmy - robiła się coraz bardziej nerwowa, ta rozmowa od początku jej się nie podobała.
- A jednak znalazł się jakiś baran wśród obecnych... - Otto starał się ocenić prawdę, wychwycić fałsz w głosie, hmm... - mam nadzieję, że kapitan go znajdzie.- Otto zauważył, że do stolika zbliża się mężczyzna z Blizną, który nie wydawał mu się zbyt rozmowny, "może nie jest też głupi?" - pomyślał Otto.

Ich rozmowę przerwało nagłe pojawienie się Welgana, który przysiadł się do stołu i zaczął:

- Witam, jak minęła noc? – nie czekając na odpowiedź kontynuował – Myślałem nad wczorajszą rozmową i doszedłem do wniosku że chcę się dołączyć do waszej wyprawy, tylko wczoraj nie słyszałem żadnych konkretów. – podsumował czekając na reakcję Amberlen.
Tym czasem podeszła dziewka służebna niosąc jakąś smacznie pachnącą kaszę.
- Smacznego – powiedziała stawiając parujący półmisek przed Welganem.
- Dziękuję, i czy mógłbym prosić o coś do picia? – odpowiedział, zabierając się do kaszy, lecz wzrok nadal miał skierowany na zielonooką sąsiadkę.
- Witam, Ja też nie znam jeszcze żadnych szczegółów, może teraz jakoś uda nam się dogadać-Odpowiedziała pół-elfka po czym kontynuowała- A tak przy okazji nie wiesz może co dokładnie stało się w nocy i kto za tym stał?-zakończyła.
Otto zwrócił się do mężczyzny z blizną :
- O koniach możemy zapomnieć, z tego co mówią ludzie, nie nadają się do jazdy. Możemy ruszyć na piechotę, to ponoć nie daleko. Ja jestem chętny, możemy zapytać kto jeszcze. Nie wiem, kto zrobił zamieszanie z końmi, ale mam nadzieję, że nie pójdzie z nami. Gardzę takimi idiotami! - główka fajki delikatnie jarzyła się, gdy wciągał dym do ust.
- Jeśli chodzi o mnie, również nic na ten temat nie wiem i bym nie wiedział gdyby nie ten cały kapitan... - blizna na policzku rozciągnęła się, gdy na jego twarzy zagościł dziwny grymas - Pieszo też można, mi to jest obojętne. - powiedział wzruszając ramionami - Czyli dołączasz do wyprawy, mimo wczorajszej chęci subtelniejszego działania? - wskazał łyżką na Otta. "Ciekawe czemu zmienił zdanie..." pomyślał patrząc prosto w oczy Otta.
- Zwróć uwagę na to, że od początku byłem zainteresowany, ale nie szybką śmiercią, tylko skutecznym działaniem - Otto odłożył fajkę na stół i spojrzał na paskudną bliznę rozmówcy, przeniósł wzrok na kobietę i z powrotem na Bliznę - teraz - dzięki czyjejś pochopności - koni mieć nie będziemy, więc problem głowy. Trzeba zabrać trochę potrzebnych rzeczy, żarcie, kilka chętnych osób i koło południa ruszać - Otto nie chciał pozostawiać zbyt wiele do dyskusji - koboldy nie uciekną, ale nagrodę może ktoś nam sprzątnąć sprzed nosa. Co Ty na to? - Otto ponownie zaczął pykać fajkę, udając całkowitą obojętność, tak jak gdyby rozmawiali o smaku parującej jajecznicy.
-Jak dla mnie może być- wtrąciła Amberlen- Ciekawe czy ta kapłanka i człowiek z południa będą chcieli z nami współpracować po tym co się wczoraj stało, jeśli spróbują działać na własną rękę będą dla nas konkurencją a tego nie potrzebujemy. A co do tego wydarzenia w nocy, nie chciałabym współpracować z kimś kto postępuje tak lekkomyślnie więc przydało by się znaleźć winnego. Skoro nas trzech można wykluczyć, Emarettę i Kumulego prawdopodobnie też, to zostają Sasha i Markus. Powinniśmy z nimi porozmawiać jeśli chcemy się upewnić.
Welgan cały czas spokojnie obserwował, kalkulował i rozważał wszelkie za i przeciw po czym - Jestem za, tylko jeśli chodzi o czas kiedy będziemy wyruszać, ja sam osobiście proponuję jutro rano - spojrzał na wyraz twarzy Otta po czym przeniósł wzrok na Amberlen, kontynuując dodał - Każdy ma na pewno jeszcze coś do załatwienia, kupienia... Po za tym nie wiemy kiedy w ogóle spotkamy Sashe i Markusa. Lepiej poświęcić trochę więcej czasu na przygotowania niż przypomnieć sobie o tym że ktoś nie ma broni podczas gdy zaatakują nas te koboldy, czyż nie mam racji? Zaś jeśli chodzi o tą kapłankę i południowca chyba dosyć wyraźnie okazali "chęć współpracy", a dużą konkurencją to oni raczej nie są. - dokończył z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym zaczął strzelać stawami palców.
- Jest wcześnie rano i mamy tyle czasu, że nauczylibyśmy pieprzonego krasnoluda jeździć na koniu, po co czekać do jutra? - Otto zirytował się chyba zbyt łatwo - Ja nie muszę nic kupować, Ty - spojrzał na Bliznę - też mi nie wyglądasz na takiego, co by miał zbyt dużo złota do wydania. -Otto powoli wstał, przeciągnął się, trzymając fajkę zębami wypuścił szary dym na stół i podszedł do baru zamówić piwo, po czym wrócił i usiadł na ławie, czekając na decyzję tego wyglądającego strasznie człowieka i na piwo. Miał nadzieję, że się zgodzi, bo nie uśmiechało mu się siedzieć bezczynnie w tej dziurze, w takich momentach stawał się nieuważny.
- Mi też nie uśmiecha się zostawać tutaj jeszcze jeden dzień -Odpowiedziała Amberlen, cały ten dialog zaczynał powoli ją nudzić - Potrzebuję kupić tylko kilka drobiazgów i mogę wyruszać - Dokończyła po czym spojrzała na współrozmówców, chciała jak najszybciej ustalić szczegóły i wyjść na świeże powietrze.
- Nie jestem tu po to żeby się kłócić, więc niech będzie. - odpowiedział z irytacją w głosie - No to spotykamy się przy bramie o godzinie drugiej popołudniu, tak? - powiedział Welgan zerkając to na Otta to na Amberlen - Teraz pozostaje nam tylko spytać Sashe i Markusa czy dołączają, bo tamtą dwójkę wykluczyliśmy o ile się nie mylę... - skwitował to takim tonem żeby wszystko było jasne.
-Nie wiem o kim mówisz, mam nadzieję, że nie o tym głupcu, który nie wie co to tajemnica i planuje kradzież koni przy obcych, chyba że będzie słuchał innych, bo myślenie nie jest jego mocną stroną... Dwie godziny po południu? Hmm... to oznacza, że trzeba mieć pochodnie, trochę jadła, koce...-bardziej myślał na głos niż mówił Otto - "ja muszę zdobyć jeszcze trochę informacji" - pomyślał - do zobaczenia za kilka godzin pod bramą - rzucił i niespiesznie, nie patrząc nikomu w oczy skierował się ku wyjściu z karczmy.
Welgan odprowadził wzrokiem Otta po czym zwrócił się do półelfki - Czyli jeśli ktoś spotka tamtych dwóch trzeba im powiedzieć że jeśli chcą wyruszyć z nami muszą być o drugiej przy bramie - stwierdził, po czym wyjął fajkę i zaczął palić - Nie wiem jak ty ale ja jeszcze poczekam około godziny bo i tak jest za wcześnie żeby coś zdziałać w wiosce, może w tym czasie któryś z nich sam przyjdzie na śniadanie - powiedział wypuszczając dym z ust, w tym samym momencie spojrzał w stronę schodów na piętro potem na drzwi do karczmy w nadziei że ujrzy tam Sasche bądź Markusa. Jak się okazało jego pomysł nie był zły ponieważ po krótkiej chwili ujrzał w drzwiach wejściowych Sashe. Ten na nic nie czekając od razu skierował się do ich stolika po czym powiedział.:
-Czy wiecie, jaki to cholerny głupek sprawił tę farsę z końmi?! -Pokręcił głową i usiadł na najbliższym stołku. -Eh, a więc przejdę do konkretów. Co jest ustalone w sprawie ekspedycji?
-Z tego co wiem spotykamy się o drugiej przy bramie, a co do tej farsy to skoro ty nic nie wiesz to pozostaje tylko Marcus - odpowiedziała Amberlen zadowolona że ich spotkanie zbliża się ku końcowi.
-O drugiej. Zapamiętam. Wybieramy się zdziesiątkować koboldy? A może najpierw rozwikłać tajemnicę tego kultu. -Proponował Sascha. - Pewnie ten cały Parl Cranewing został uprowadzony przez kult, a ich zaatakowały koboldy. Najpewniej ukrywają się w twierdzy. -Zaśmiał się złowieszczo. - To tylko moje domysły, nie trzeba się niepokoić, ale mam przeczucie, że te wszystkie sprawy coś łączy. Nie wiem co. Może to pomyłka. Zwykłe domysły.
- Mi też się zdaję że powinniśmy zacząć od przeszukania twierdzy, a teraz jeśli nie masz więcej pytań to idę jeszcze kupić kilka drobiazgów, widzimy się o drugiej- Podsumowała Amberlen po czym odeszła od stołu i wyszła z karczmy.
-Druga, do twierdzy. Do zobaczenia, wkrótce. -Rzekł Sascha z krzywym uśmieszkiem i wstał z swego miejsca. Poszedł do swego pokoju, nawet nie patrząc się na marudera przy stole.
"No cóż wszystko jasne, więc po co ja tutaj jeszcze siedzę?" pomyślał Welgan wyrywając się z zadumy, po czym wstał, wyszedł z karczmy i udał się prosto do Altruna.
 
Lynx jest offline  
Stary 24-11-2009, 16:34   #23
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Winterheaven przygotowywało się do kolejnego dnia. Dnia, który zaczął się nietypowo i którego to poranne wydarzenia już głośno dyskutowano na każdym kroku. Wszyscy snuli domysły kto mógł zrobić coś koniom i, przede wszystkim, dlaczego. Roztrząsano wiele motywów począwszy od zemsty do nieudanej kradzieży... Każda kolejna teza była bardziej niepoważna niż poprzednia – chociaż jedno nie ulegało wątpliwości – przynajmniej nie w ocenie komentujących zdarzenia mieszkańców. Czynu tego musiał dokonać ktoś obcy... Wszyscy mieszkańcy i stali goście miasta wiedzieli przecież, że brama jest zamknięta i nie ma sposobu na jej otwarcie przed świtem...

Gdy tylko brama została otwarta tłum ludzi wylał się na zewnątrz. Nie chodziło o to, że komuś gdzieś się spieszyło... Po prostu wszyscy zostali obudzeni o jednej porze zamiast – jak zwykle – wstawać; po pierwsze później, po drugie – nierównocześnie. Zdawało się, że miasteczko nagle opustoszało.

Przed karczmą zawzięcie dyskutowano o cenie koni, która ze zrozumiałych względów kilkukrotnie poszła w górę, ale kupiec z wozem pełnym towaru miał tylko dwa rozwiązania... Zostawić tutaj wóz i po jakimś czasie wrócić z koniem, lub klnąc na czym świat stoi i złorzecząc winowajcy zapłacić za konia i odjechać...



*****

Emaretta:

Poranne zamieszanie z końmi w roli głównej wywołało zrozumiałe zaniepokojenie u Emaretty. Gdy tylko została sama w pokoju, ubrała się szybko i pobiegła w stronę stajni. Stajnia była obstawiona przez strażników, jakich wielu widziała poprzedniego dnia i przez chwilę musiała tłumaczyć jednemu z nich, po co chce wejść do stajni i jak wygląda jej koń. Niektóre konie były bardziej poranione, inne mniej. Jej, z natury bardzo spokojna klacz była na tym tle osobliwością – była tylko stosunkowo lekko ranna, ale – niestety – umiejscowienie jej uniemożliwiało założenie siodła... Upewniła się, że klaczy niczego nie zabraknie wciskając w dłoń stajennego kilka dodatkowych miedziaków i podążyła do budynku straży...

Emaretta była rozczarowana wizytą w straży. Jej pytanie o mapę wywołało spore zdziwienie. Jeden ze strażników wyjaśnił, że mapy nie ma, bo nikomu nie jest potrzebna... W okolicach Winterheaven nic nie ma... Poza Twierdzą Shadowfell, ale ona jest przy trakcie, więc... Rozmowa szybko zeszła na problem krwawych śladów w lesie. Strażnik potwierdził wcześniejsze informacje o ich rzekomym znalezieniu, ale był bardzo sceptyczny co do ich faktycznego istnienia... Stwierdził, że miasteczko jest bardzo spokojne i nigdy nic takiego się tutaj nie działo, więc dlaczego nagle miałby się pojawić jakiś kult składający krwawe ofiary? Ponadto zasugerował, że jedyną osobą, która widziała te ślady była „lekko stuknięta” kobieta, która już o różnych bujdach opowiadała... Narysował jednak Emmy mapę z przybliżoną lokalizacją „krawawych śladów” - wyglądało, że jest to niedaleko za miastem w odległości może godziny drogi; początkowo szlakiem na południe, potem trochę w las...

Wracając do karczmy Emaretta zauważyła wychodzącego z wieży Altruna – Kumalu. On również ją zauważył i razem wrócili do karczmy. Było około południa. W karczmie było praktycznie pusto.



*****

Kumalu:

Czarnoskóry mężczyzna zjadł śniadanie i przez chwilę czekał na Emmy w sali jadalnej karczmy. Nie zauważył jednak kobiety – być może wyszła innym wejściem, może postanowiła pozostać w pokoju... Jemu samemu ta cała sytuacja nie podobała się – w oczywisty sposób ktoś powiązał ich... grupę, bo przecież nie byli drużyną, z wydarzeniami z nocy. Wszyscy w karczmie widzieli ich przy jednym stoliku i wszyscy wiedzieli, że są nietutejsi... Nawiązanie współpracy z niektórymi z wczorajszych biesiadników wydawało się możliwe, przynajmniej na jakiś czas... Otto, czy mężczyzna z blizną... wydawali się rozsądni – w przeciwieństwie do pół-elfki, której chyba wydawało się, że jak na kogoś nakrzyczy to coś zyska... Jakby na nim to robiło jakiekolwiek wrażenie... Po tym co przeszedł... Żal mu było Emmy – dziewczyna wydawała się przestraszona tym co mówiono przy stoliku, tymi głupotami bez sensu... Z nią na pewno dałoby się coś zdziałać...

Czekanie w karczmie nie miało już większego sensu. Wyszedł na zewnątrz przez chwilę rozkoszując się delikatnym wiaterkiem muskającym twarz. Udał się do wieży Altruna spotykając czekającego pod drzwiami Welgana. Gdy zamierzał zagaić rozmowę drzwi otworzyły się ukazując stare pomarszczone oblicze mędrca:
- Wy razem? - zapytał skrzekliwym głosem patrząc na mężczyzn.
- W zasadzie...
- ...nie.
- To dobrze, bo nie przyjmuję band. -
wykrzywił usta w grymasie, który zapewne miał być uśmiechem... i dokończył: - Który był pierwszy?

Drzwi zamknęły się za Welganem i Kumalu rozejrzał się po okolicy. Wyglądało, że miasteczko wróciło do swojego normalnego życia...

Po kilkunastu minutach drzwi wieży otworzyły się ponownie i Kumalu wszedł do środka. Wewnątrz czuć było charakterystyczny zapach „starości”... Mędrzec zaczął wchodzić po schodach i mężczyzna podążył za nim mijając dwa – jak się wydawało puste i nie używane piętra.

- O co chodzi? - zapytał w końcu głośno sapiąc i usadowił się w starym, powycieranym fotelu.
- Co to za twierdza i czemu służyła? - zapytał Kumalu zajmując jeden z licznych taboretów.
- Istnieje wiele legend dotyczących Shadowfell. Zamek wybudowano bardzo dawno temu, w czasach formowania się imperium Narath. Najbardziej prawdopodobną wydaje mi się teza, że zamek miał stanowić dużą strażnicę na rubieżach imperium.
- Czemu w takim wypadku czuć od niej wibracje energii?
- Hmmm... -
Altrun jest wyraźnie zaskoczony tym pytaniem – Inna teoria głosi, że magowie Narath stworzyli sieć magicznych portali, które umożliwiały podróże po całym obszarze imperium. Być może twierdza jest jednym z takich punktów? Ciężko mi powiedzieć...
- Czy można tą energię spożytkować?
- Nie sądzę... Nie jestem magiem, ale wydaje mi się, że po tylu latach magia mogła się już zdegradować... Myślę, że korzystanie z niej może być niebezpieczne... Ale – jak mówię – nie jestem magiem... Nigdy nie chciałem być magiem...
- A ostatnie wydarzenia w mieście? Koboldy, krwawe ślady w lesie, wydarzenia ostatniej nocy?
- Koboldy są problemem od jakiegoś czasu... Ja nie opuszczam miasta, ale wiele osób przychodziło do mnie po poradę – podobno koboldy zaczęły atakować najodleglejsze domy... To dziwne... Niestety jedyna rada to wybić to paskudztwo... Krwawe ślady? O to coś nowego; nie słyszałem o tym... ale to dobry pretekst, aby iść na dobre wino -
zastanowił się – ostatnie ślady jakiś krwawych ofiar miały miejsce ponad sto lat temu... Jak dobrze pamiętam. Mieszkańcy miasta wierzą w kilkanaście różnych bóstw, ale... w nic złego. To bardzo spokojna okolica... Raczej ktoś coś wyolbrzymia... Tak sądzę... Oj, młodzieńcze, młodzieńcze... w moim wieku człowiek się szybko męczy... W nocy po dniu targowym, śpię jak kamień – nic mnie nie obudzi...
- Kto to jest Parl Cranewing?
- Słyszałem to nazwisko... Tylko gdzie? -
zastanowił się przez długą chwilę i Kumalu wydawało się nawet, że zasnął – wiem! To był kupiec, albo poszukiwacz skarbów, albo jednocześnie jedno i drugie... Chyba miał jakiś wspólny biznes z tym nieużytym sknerą kupieckim Valderem. Ale to trzeba by popytać kupców, albo Starego Eiliana, który pewnie siedzi już w karczmie... Jeżeli to wszystko to zejdź sam i zamknij za sobą drzwi.

Wychodząc z wieży Altruna Kumalu zauważył Emmy. Był przekonany, że ona również go zauważyła. Razem wrócili do karczmy. Było około południa. W karczmie było praktycznie pusto.


*****

Otto:

Poranne rozmowy pozostawiły w umyśle Otta kilka natrętnych myśli... Z jednej strony rozmowa z Ninaranem była bardzo niepokojąca – wyglądało, że kupuje wszystkie kłamstewka Otta, ale z drugiej – ciężko było przypuszczać, żeby totalny głąb był kapitanem straży... Dobrze, Winterheaven było dziurą, ale... wielkość wczorajszego targu, a przede wszystkim sposób w jaki porozstawiani byli strażnicy; przypominał bardziej dobrze obstawiony targ w dużym mieście... Ten człowiek coś planował... Musiał coś planować, albo był skończonym idiotą... Cholera... nie był.
Rozmowa przy stoliku była równie dziwna. Udało się niby zawiązać drużynę w celu wyprawy do zrujnowanej twierdzy, ale... pozostawało właśnie to „ale” - czy w jakikolwiek sposób mógł liczyć na kogoś, kto w pierwszych słowach oferuje mu sztylet pomiędzy żebra? On też nie zamierzał za nikogo nadstawiać ani piersi, ani dupy, ale miło byłoby wiedzieć, że przynajmniej od kompanów nie dostanie się kosą... albo czym innym...

Wyszedł z karczmy bocznym wejściem i poszedł w kierunku świątyni. Kobieta, którą mu wskazano jako miejscową kapłankę – Linora - pakowała podróżną torbę... Wyjaśniła, że jak zawsze po dniu targowym udaje się do starych i zniedołężniałych mieszkańców, którzy nie mogą sami dotrzeć do świątyni...
Na pytanie o koboldy odparła zadziwiająco ostro: „Koboldy dają się we znaki nie tylko na szlaku, ale również atakują dalej położone zagrody porywając zwierzęta i niszcząc obejścia! Mówiłam o tym problemie księciu, ale wydaje mi się, że on nie ma albo ludzi, albo pieniędzy, aby rozwiązać ten problem!”. O ruinach zamku opowiedziała bardzo ogólnie, że znajduje się na północ traktem i, przynajmniej ona, nie ma potrzeby tam chodzić...

Skład Towarów Wszelakich Balwina był w dniu dzisiejszym jedynym z niewielu miejsc oferującym cokolwiek do sprzedaży. Kilku kupców, nie mając możliwości odjechania z miasta również postanowiło rozłożyć swoje przewoźne stragany. Wszystko razem wyglądało dość komicznie – sprzedających było więcej niż kupujących. Wszystkich targów dobito wczoraj i dziś... Otto obszedł wszystkie stoiska dając sobie świetną okazję do porozmawiania ze wszystkimi i wybrania sprzętu. Udało mu się kupić wszystkie zaplanowane przedmioty: jedzenie na 2 dni, dodatkowy koc i pochodnię. Wszystko to uszczupliło jego zasoby o kolejnych 13 sztuk złota. Przez długą chwilę rozważał zakupienie niegasnącej pochodni, ale w końcu uznał, że 50 sztuk złota to chyba lekka przesada... Kupcy o koboldach mówili dużo, ale mało konkretnie. Wszyscy byli zgodni, że te małe natrętne pokurcze pojawiają się w nietypowych miejscach i w nietypowym czasie – zamiast zasadzać się na jakiś bocznych drogach, wieczorami lub wczesnym rankiem – atakowały w jasny dzień, nawet dobrze uzbrojonych podróżnych... Przeważnie uciekając gdy walka się przeciągała. Jednak każde starcie powodowało jakieś straty... „Z koboldami problem tu był zawsze, bo były w okolicy i od czasu do czasu, coś się działo. Tylko, że teraz to przechodzi wszelkie pojęcie – jakby się uparły atakować każdego, kto przechodzi traktem” - powiedział jeden z kupców, gdy przeliczał należność... Również dla kupców ruiny zamku były mało interesujące – w ruinach zawsze siedzieli jacyś zbójcy, czy inne tałatajstwo... Więc po co ryzykować przejazd tamtędy, zwłaszcza, że więcej osad jest na Drodze Królewskiej, z której i tak potem da się dotrzeć do miasta Tukka?

Wizyta w straży zaowocowała wpadnięciem na Ninarana, którego, w pierwszej chwili Otto nie poznał – w lekkiej, ale misternie wykonanej zbroi zupełnie nie przypominał „ciepłej, rozlazłej kluchy” z jaką rozmawiał rano. Nie było się jak wycofać, więc Otto zapytał o ruiny i koboldy.
- Władze miasta zdecydowały się zapłacić 100 sztuk złota za rozwiązanie problemu koboldów. Mamy liczne sygnały od mieszkańców o ich atakach i zniszczeniach jakie powodują. Problem w tym, że okoliczne lasy są dość rozległe i ciężko zorganizować poszukiwania leża tych natrętnych istot... Dodatkowo, mogę powiedzieć, że wszystko co zostanie przy koboldach znalezione stanie się własnością znalazcy, nawet jeżeli będziemy mieli zgłoszenie kradzieży takiej rzeczy... Ruiny... Ruiny to nęcą wszystkich poszukiwaczy przygód od kilkudziesięciu lat... Czy tam coś jeszcze po nich wszystkich zostało, poza kurzem i śmieciami? Ale co tam na pewno zastaniesz to hordy koboldów, goblinów, pająków i może innego stworzenia... Powodzenia, jeżeli tam idziesz...

Mężczyzna wrócił do karczmy i spakował plecak. Mógł powiedzieć, że w tej jednej rzeczy był na pewno mistrzem. Dobrze rozłożony ciężar, nic nie stuka, nie puka i jeszcze zostało trochę wolnego miejsca... Wyszedł przed bramę i usiadł pod drzewem w odległości na tyle dużej, aby nie intrygować strażników i na tyle małej, aby dogodnie obserwować ruch przy bramie. Wyciągnął fajkę i po chwili zaciągnął się dymem... Było koło południa, miał więc trochę czasu na przemyślenie sytuacji...



*****

Welgan:

Mężczyzna wyszedł z karczmy z mieszanymi uczuciami. Coś go niepokoiło... Kiedy podchodził do stolika, przy którym siedziała Amberlen i Otto wydawało mu się, że zaraz któreś z nich wyciągnie sztylet i zrobi się gorąco... Jednak w jego obecności oboje byli dziwnie mili i sympatyczni. Pół-elfka nawet wysiliła się na jakieś ugrzecznione „smacznego”... Szybko zaczęli rozmawiać o zawiązaniu drużyny i jakby naturalnie uznali, że on się na to pisze... „Ludzie, którzy są mili coś chcą od ciebie, albo chcą ci wsadzić nóż w plecy” - przypomniał sobie starą maksymę. O które chodziło tym razem?
Które z nich było mniej warte zaufania? Spokojny zamknięty w sobie mężczyzna, który mógł pod tym spokojem kryć dowolną przeszłość i zachowanie... Czy roztrzepana, nierozważna kobieta, przy obcych, w pełnej karczmie mówiąca o tym, że kogoś trzeba... uciszyć?

„Cholera!”

Udał się do wieży Altruna. Przez dłuższą chwilę walił w drzwi po czym zauważyła zbliżającego się Kumalu. Gdy zamierzał zagaić rozmowę drzwi otworzyły się ukazując stare pomarszczone oblicze mędrca:
- Wy razem? - zapytał skrzekliwym głosem patrząc na mężczyzn.
- W zasadzie...
- ...nie.
- To dobrze, bo nie przyjmuję band. -
wykrzywił usta w grymasie, który zapewne miał być uśmiechem... i dokończył: - Który był pierwszy?

Welgan wszedł do środka. Wewnątrz było dość ciemno i czuć było charakterystyczny zapach „starości”... Mędrzec zaczął wchodzić po schodach i mężczyzna podążył za nim mijając dwa – jak się wydawało puste i nie używane piętra.

- O co chodzi? - zapytał w końcu Starzec głośno sapiąc i usadowił się w starym, powycieranym fotelu.
- Chciałbym dowiedzieć się czegoś o tym pierścieniu – powiedział podając go Altrunowi.

Ten przyjrzał mu się z bliska i następnie odsunął rękę jak najdalej. Wstał z fotela i pokuśtykał do biurka spośród kilkunastu rozłożonych dokumentów wyciągając binokle. Zastanawiał się przez chwilę po czym podszedł do biblioteczki i wyciągnął jeden z tomów. Wertował go zawzięcie po czym odsapnął uradowany.

- Wiedziałem, że wiem co to może być... To pierścień wykrycia magii. Zasada działania jest bardzo prosta – jeżeli pierścień zbliża się do źródła magii zaczyna świecić – tym mocniej im bliżej się znajduje i im mocniejsze jest źródło. Oczywiście magowie, czy inni parający się magią, potrafią go wykorzystać znacznie lepiej niż pozostali ludzie...
- Czy widziałeś kiedyś taki znak? -
zapytał Welgan chowając pierścień.
- Hmmm... - Popatrzył przez dłuższą chwilę na pokazany mu symbol – Nie. Absolutnie nic mi to nie mówi...
- Dziękuję to chyba wszystko... Jak będę miał jakieś pytania... -
dodał na schodach, kiedy Altrun odprowadzał go do drzwi.
- Tak, tak, oczywiście.

Wyszedł na zewnątrz w drzwiach mijając Czarnoskórego. Skład Towarów Wszelakich Balwina był w dniu dzisiejszym jedynym z niewielu miejsc oferującym cokolwiek do sprzedaży. Kilku kupców, nie mając możliwości odjechania z miasta również postanowiło rozłożyć swoje przewoźne stragany. Wszystko razem wyglądało dość komicznie – sprzedających było więcej niż kupujących. Wszystkich targów dobito wczoraj i dziś... kupcy ewidentnie się nudzili...
Udało mu się kupić podróżne racje żywności na 5 dni, procę i 150 pocisków do niej. Po wielkich targach – bardziej dla zabicia czasu niż faktycznego utargowania czegokolwiek – zapłacił 16 sztuk złota i wrócił do karczmy. Poza Kumalu nikogo nie spotkał w mieście i miał nadzieję, że może ktoś pojawi się w karczmie. Kiedy jadł obiad do karczmy weszli Emmaretta i Kumalu. Siedział w takim miejscu, że na pewno w pierwszej chwili go nie zauważyli...
Szybko dokończył posiłek, kiedy tamci rozmawiali z stojącą za barem kobietą - wrócił do pokoju. Spakował cały swój dobytek i wyszedł na spotkanie z resztą...



*****

Amberlen:

Poranna rozmowa przy stole miała dla poł-elfki dziwny wydźwięk. Jej groźba nie zrobiła żadnego wrażenia na Otto, co więcej - praktycznie ją wyśmiał. Ninaran też zbyt łatwo kupił jej kłamstwa... Co jeżeli już zdążyła zrobić sobie wrogów? Wyszła z karczmy i rozejrzała się - kilku kupców, nie mając możliwości odjechania z miasta postanowiło rozłożyć swoje przewoźne stragany. Wszystko razem wyglądało dość komicznie – sprzedających było więcej niż kupujących. Wszystkich targów dobito wczoraj i dziś... kupcy po prostu się nudzili i zdecydowanie dłużej targowali. Udało jej się kupić koc, linę i zapas jedzenia, uznała, ze trzydniowy zapas będzie odpowiedni i wszystkie te zakupy uszczupliły jej kiesę o 18 sztuk złota. Problem pojawił się przy mapie... nie było mapy. Jeden z kupców wyjaśnił, że mapy nie ma, bo nikomu nie jest potrzebna... W okolicach Winterheaven nic nie ma... Poza Twierdzą Shadowfell, ale ona jest przy trakcie, więc...

Kupcy pytani o sprawę kultu byli bardzo sceptycznie nastawieni do sprawy:
„Kult? Nie, to śmieszne. Tu żyją spokojni ludzie...”;
„Może gdzieś w lasach? Ale nie sądzę. Dopiero od Ciebie słyszę o jakimś kulcie...”;
„Krwawe ślady? Pewnie ktoś oprawiał zwierzynę i została krew... Kult? Tutaj? Niezły dowcip”


Koboldy były za to szeroko dyskutowanym tematem, zwłaszcza w kontekście zniszczeń jakie powodują w przewożonym towarze. Podobno również atakują najdalej położone osady i porywają trzodę. Jeden z kupców stwierdził, że podobno straż zdecydowała się na wyznaczenie jakiejś nagrody za rozwiązanie tego problemu. Wszyscy byli zgodni, że te małe natrętne pokurcze pojawiają się w nietypowych miejscach i w nietypowym czasie – zamiast zasadzać się na jakiś bocznych drogach, wieczorami lub wczesnym rankiem – atakowały w jasny dzień, nawet dobrze uzbrojonych podróżnych... Przeważnie uciekając gdy walka się przeciągała.

Kupca Valdera widziano podczas targu w zeszłym tygodniu, niektórzy są zaskoczeni, ze nie przybył na wczorajszy targ; ale ktoś wspomina, że udawał się na wyprawę z jakimś poszukiwaczem Cranewingiem czy Granebigiem... Więc może jeszcze nie wrócili z tej wyprawy?


Około godziny drugiej Amberlan znalazła się w okolicy bram miejskich...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 24-11-2009 o 22:23. Powód: logika, deklaracje...
Aschaar jest offline  
Stary 24-11-2009, 22:30   #24
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wizyta u Altruna nie była zbytnio owocna, choć ta wzmianka o magicznych portalach bardzo zainteresowała Kumalu. Gdyby udało mu się znaleźć takie ponad przestrzenne przejście i poznać zasadę jego działania, wtedy mógłby zniknąć z tego rejonu nie pozostawiając żadnych śladów. Rozmyślając o tym i jednocześnie wracając z wieży do karczmy, czarownik natknął się na Emarettę.

"Hmm... Robi miłe dla oka wrażenie, mimo że wiele ukrywa pod swym strojem. Z chęcią pomógłbym jej go ściągnąć."

- Witaj Emmy! - rzekł uśmiechając się do niej - Ciekawe rzeczy działy się dzisiaj w nocy, nieprawdaż?
 
Komtur jest offline  
Stary 25-11-2009, 15:10   #25
 
reddora's Avatar
 
Reputacja: 1 reddora nie jest za bardzo znany
Klął siarczyście.
-Gdzie ten cholerny sztylet?! Uff, w końcu.
Sascha znalazł swoja broń. Rano schował ją w łóżku i teraz trudno było mu to znaleźć. Teraz mógł włożyć sztylet za pazuchę i odetchnąć z ulgą. Wysypał zawartość swojego plecaka. Chwilę sprawdzał trwałość liny nim wrzucił ją do tobołka. Tak z każdą rzeczą. Czy jest sprawna, niezniszczonai ile jeszcze może wytrzymać. Swój ekwipunek przerzucił przez ramię. Wychodząc zabrał łuk i strzały.
Na sali podszedł do barmanki.
-Oto klucz do pokoju. Dziękuję bardzo i do widzenia.
Skierował się do wyjścia. Omiótł wzrokiem salę, po czym wyszedł pośpiesznie na słońce. Zanim udał się do bramy, dużymi krokami poszedł do stajni. Z ciężkim sercem przyglądał się swojej klaczy.
-No nic. Trzeba będzie iść na piechotę. -Powiedział do siebie.
Wychodząc jeden chłop rzucił mu niechętne spojrzenie i rzekł.
-Panie, jak pan nie ma konia to proszę sobie kupić. Ktoś był zdesperowany, żeby zrobić coś takiego.
-Nie strasz. Ta kasztanka jest moją własnością, więc po co na przykład ja miałbym robić coś takiego? -
odpowiedział mu Sascha.
Nie tracąc rezonu, strażnik wypalił.
-Masz jakieś dowody, hę?
-A ty masz jakieś dowody, żeby coś sugerować? Przy okazji - możesz iść do właściciela stajni.
Sascha nieźle zdziwiony obrócił się na pięcie i skierował się do bram miasteczka. Nie bardzo mu to było na rękę, żeby ktoś zaczął go o coś podejrzewać. Zaciągnęli by go na przesłuchania i nici z wyprawy.
Zanim się obejrzał, już dotarł do bramy. Odszukał swoich towarzyszy i skinął im głową na powitane.
 

Ostatnio edytowane przez reddora : 26-11-2009 o 11:09.
reddora jest offline  
Stary 26-11-2009, 23:36   #26
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
- Cholerny świat… - wysoki, ciemnowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna szedł pieszo traktem, prowadzącym do Winterheaven.- „Przyjmij to zlecenie. Świetna okazja żeby łatwo zarobić”. I po co ja cię słuchałem parszywy krasnoludzie…

Wędrowiec istotnie miał powody do narzekania. Jeszcze poprzedniego wieczora był pewien, że nic złego nie może mu się przytrafić w zwykłej mało miejskiej karczmie na uboczu traktu. Nic bardziej mylnego.
Powinien się domyślić już, gdy wszedł do gospody, że kłopoty same go odnajdą. Od początku przyciągał zbyt wiele par oczu. Z resztą zdążył się do tego przyzwyczaić- w miejscach, gdzie obcy nie pojawiają się zbyt często, każdy przybysz brany jest, jako potencjalny łup.

Dagna- bo tak na imię było owemu wędrowcu- znacznie wyróżniał się owego wieczora w karczmie. Jak zwykle miał na sobie białą koszulę, która przykryta była skórzanym kaftanem, gdzieniegdzie nabitym ćwiekami. Szerokie, czarne spodnie wsunięte były w skórzane buty z cholewkami, sięgającymi do połowy łydki. Przed zimnem i deszczem chroniła go popielata peleryna z kapturem.
Na plecach, koło podróżnego plecaki zaczepiony był kołczan strzał oraz długi łuk ze ściągniętą cięciwą. Przy pacie natomiast zawieszony miał długi i krótki miecz, oraz ledwo widoczny sztylet ukryty za pasem prawie przy plecach.
Jednak głównym powodem zainteresowania jego osobą był prawdopodobnie przytroczony do pasa mieszek, dzwoniący przy każdym kroku.

Gdy podchodził do lady z zamiarem wynajęcia pokoju na nocleg, dostrzegł starszego mężczyznę, siłującego się z jakimś wielkim workiem w bocznej sali, która akurat był pusta. Nie mogąc patrzeć jak starszy człowiek się męczy podszedł do niego, aby mu pomóc i wtedy właśnie światło dookoła niego zgasło.
Obudziło go szturchanie karczmarza, następnego dnia rano. Chcąc nie chcąc musiał opuścić karczmę, ponieważ wszystkie pieniądze, jaki miał zostały zabrane. Na domiar złego zniknął także jego koń… Jak on nienawidził małych miasteczek.

Przeklinając swój los ruszył pieszo traktem w kierunku Winterheaven. Cel jego podróży nie był przypadkowy. Od kilku tygodni był na tropie mordercy- Ditto Waldeza, którego podobno widziano właśnie w tym mieście. Równocześnie wykonywał także drobne zlecenie dla Lady Misari, której skradziono naszyjnik.

***

Po całodziennej, mozolnej i męczącej wędrówce w końcu dotarł pod mury miasta. Słońce dano zaszło za horyzont, ustępując miejsca księżycowi, więc bramy miasta jak zwykle o tej porze były zamknięte. Nie widząc innego wyjścia rozbił małe obozowisko kawałek od bramy, zaraz przy skupisku krzaków.
Nie był to pierwszy raz, gdy zmuszony był do nocowanie pod murami. Jego życie polegało na ciągłych podróżach, więc noc pod gwiazdami wydawała mu się bardziej „domowa” niż spanie w innych warunkach.

Następnego dnia o świcie spakował swoje rzeczy i ruszył do bram miasta. Gdy znalazł się po drugiej stronie murów, jego uwagę przykuło zamieszanie wokół miejskiej stajni. Przysłuchując się dyskusjom dowiedział się, że problemem jest dziwne zachowanie wierzchowców w nocy.
Zaintrygowany całą sytuacją podszedł do stojących przy wejściu do stajni strażników.
-Widzę, że macie tu nie lada bałagan.- powiedział zbliżając się do mężczyzny.
-Ano nie lada! Te przeklęte chabety poszalały w nocy i porozbiegały się, albo zostały stratowane przez inne.- odrzekł.
-Wiadomo już co się stało?
-A ty coś taki ciekaw, hmm?
-Właśnie przybyłem do miasta i chcę zarobić, może mógłbym w czymś pomóc?
-Ano właściwie to możesz. Kazano nam zbadać wnętrze i poszukać jakiś śladów, ale u nas nikt się na tym nie zna i boimy się, że tylko byśmy coś napsuli-
powiedział drapiąc się po głowie- My nie zapłacimy, ale kapitan Ninaran na pewno się jakoś odwdzięczy, o tam stoi.- wskazał na mężczyznę rozmawiającego z jakimś mieszczaninem- Chcesz to właź, tylko lepiej się postaraj!

Dagna wkroczył do stajni, rozglądając się po pomieszczeniu. Drewniane ścianki i płotki były doszczętnie zniszczone, wszędzie dookoła walało się rozrzucone siano. Musiało rozpętać się tu istne piekło.
Mężczyzna wiedział, że jeżeli zachowanie zwierząt spowodował człowiek to musiało to być użycie magii lub zatrucie wody. Dagna podszedł do przewróconego wodopoju i kucnął przy nim. Po chwili oględzin dostrzegł na ziemi strzępki zielonych listków. Wziął je na rękę, powąchał, a następnie posmakował. Kiedy tylko poczuł gorzki, delikatny smak wypluł kawałek rośliny, wycierając usta.
Nie widząc nic innego wyszedł ze stajni i skierował się do kapitana.

-Zdaje się, że wiem co mogło spowodować szał u zwierząt- powiedział prosto z mostu podchodząc do kapitana.
-Aaa… To ty.- mruknął patrząc na Dagne- Seryn wspominał mi, że zgłosiłeś się do pomocy. Więc?
-Bieluń. Znalazłem resztki tego ścierwa przy wodopoju.
-To by tłumaczyło zachowanie zwierząt… Dzięki, przydałeś się. Co cię w ogóle sprowadza do tej dziury ?
-Szukam kogoś… Może słyszałeś o Ditto Walderze, lub o złodziejaszku, który ograbił Lady Misarę?
-Niestety nie pomogę ci pomóc, jednak powiem ci, do kogo możesz się zwrócić. W okolicach targu powinieneś znaleźć młodego mężczyznę- Jonna. Powinieneś go rozpoznać- utyka na jedną nogę i musi wspierać się na kiju. Wie dosłownie o prawie wszystkim, co się tu dzieje, więc za informacje o tym, co wywołało szał u zwierząt pewnie pomoże i tobie.

Powinieneś też spotkać się z niejaką Emarettą. Jej koń też ucierpiał, więc na pewno będzie wdzięczna za tę informację. Jest szczupła, niska, zawsze opatula się szczelnie szatą kapłanki, czy kogoś takiego. Jest niczego sobie, na pewno zauważysz.
-Dzięki za radę.
- odrzekł trochę zawiedziony, że nie dostał zapłaty.
-A i jeszcze jedno.- dodał pośpiesznie- Wyjaśnię ci jedną kwestię. Ostatnio trochę się tu dzieje, więc nie chciałbym mieć na głowie kolejnego poszukiwacza wrażeń. Zajmij się sobą i obym nie musiał cię zbyt często oglądać.

Dagna nie odpowiedział. Ruszył w kierunku targowiska, aby znaleźć Jonna. Zależało mu, żeby szybko załatwić sprawy w tym mieście i ruszyć własną drogą.
Po kilku minutach był na miejscu. Było tak jak mówił kapitan- kulawy mężczyzna podpierający się na kiju.

-Masz chwilę na rozmowę? Wydaje mi się, że mam coś, co może cię zainteresować.- powiedział podchodząc do Jonna.
-Niby co takiego.
-Informację na temat spłoszonej zwierzyny w stajni dzisiejszej nocy. W zamian chcę tylko innych informacji na temat Ditto Waldera oraz złodzieja, który okradł Lady Misarę.
- Nie będe zbyt pomocny, przybyłem dopiero do miasta i... Jest tu kilku obcych, których o to mógłbym podejrzewać. Wyglądasz na takiego, któremu... z którym mógłbym się dogadać. Ja... może się czegoś dowiem. W zamian mam prośbę - w lesie... Nie. zapomnij o tym. Nieistotne... Masz gdzie spać?

Mężczyzna był podejrzanie- jak dla Dagny- troskliwy.
- Nie, dopiero przybyłem do miasta i w dodatku nie mam zupełnie pieniędzy.
- Daj ręce.
- wsparł się na kiju i skrzywił opierając na nodze. Kiedy mężczyzna podał rękę, Jonn wysypał na nią trochę złota.- Oddasz, jak będziesz mógł.
- Nie. Nie lubię długów, wolę spać pod gołym niebem, niż mieć u ciebie jakiś dług. Wrócę jutro, mam nadzieję, że będziesz miał informację, które mnie interesują.
- To nie jest dobre rozwiązanie. Ja się nie ruszę z miasta. A bramy są zamykane na noc. Musisz być wewnątrz, a to znaczy spanie w karczmie, a to znaczy pieniądze. To znaczy, że... Rozumiesz?
Muszę mieć opisy tych ludzi, których szukasz.
- Dam sobie jakoś radę.
- odrzekł wyraźnie zdziwiony- Morderca to Ditto Waldez, a tego drugiego opisują, jako "biały mężczyzna o atletycznej budowie ciała". Nic więcej nie wiem.
- Dobrze... Skoro nie chcesz tych pieniędzy to daj je na ofiarę w świątyni... Albo wykorzystaj te, a te, które zarobisz daj na ofiarę... Mojemu przyjacielowi już tylko to jest potrzebne.
- odwrócił się i bez słowa odszedł.

Dagna wzruszył tylko ramionami i obserwował przez chwilę oddalającego się mężczyznę. Nie lubił brać pieniędzy od innych, jednak w jego sytuacji było to istotnie jedyne wyjście. Postanowił udać się do karczmy i wynająć pokój, tam też mógł wypytać się o kobietę, z którą miał porozmawiać.
 
Zak jest offline  
Stary 27-11-2009, 17:31   #27
 
Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znanyLynx wkrótce będzie znany
Amberlen samotnie zmierzała w kierunku targowiska rozmyślając. Zastanawiała się czy dołączenie do tej wyprawy było na pewno dobrym pomysłem. Nie podobała jej się drużyna z jaką miała współpracować, nigdy zresztą nie lubiła pracować w drużynie, wiedziała że może polegać tylko na sobie. Mimo wszystko coś mówiło jej że to zadanie może się okazać całkiem ciekawą przygodą, miała przeczucie że nie skończy się na zabiciu kilku koboldów ale dojdzie do walki z czymś silniejszym. Cieszyła ją myśl o nowym wyzwaniu, do tej pory zabijała głównie słabeuszy którzy nawet nie potrafili się bronić a to nie wystarczało, potrzebowała adrenaliny, kogoś lub czegoś dzięki komu będzie się mogła przekonać jak silna się stała odkąd opuściła wioskę. Z rozmyślań wyrwał ją gwar ludzi gdy dotarła na rynek. Zaczęła kupować niezbędny ekwipunek. Każdy kupiec chciał się targować o swoje towary co dawało dobry pretekst do nawiązania rozmowy więc przy okazji chytrze rozpytywała ludzi o koboldy, ślady krwi i o Valdera. Nie udało jej się dowiedzieć zbyt wiele nowego więc po zakończeniu zakupów ruszyła pewnym krokiem w kierunku bramy miejskiej gdzie spotkała towarzyszy swojej przyszłej podróży. Przybrała jakiś miły wyraz twarzy po czym przywitała się.
 
Lynx jest offline  
Stary 28-11-2009, 14:02   #28
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Jako Jonn

Poranek, razem ze wszystkimi dziwnymi zdarzeniami, jakoś przetoczył się przez karczmę. Po rozmowie z Ninaranem Jonn siedział jeszcze przez długą chwilę w pokoju. Ostatnie dni nie należały do najlepszych i chyba nawet dobrze, że... „Nie ulega wątpliwości, że coś się tutaj kroi” - pomyślał wychodząc z pokoju. Wyszedł z karczmy zauważając, że wszyscy, którzy chcieli opuścić miasto już to zrobili – bramy były bowiem otwarte. Część straganów przewoźnych ponownie była rozstawiana, ale szybko wyjaśniło się, że niektórzy z kupców po prostu nie mają jak opuścić miasta... Stajnia była obstawiona strażnikami, co wydawało się już lekko niepotrzebne, ale robiło zapewne dobre wrażenie na mieszkańcach.

Kuśtykając pomiędzy straganami zastanawiał się o co chodziło w zamieszaniu z końmi. Raczej nikt na tym nic nie zyskiwał, przynajmniej nie bezpośrednio... Oczywiście motywy takie jak zazdrość, zawiść czy głupota również były, mogły być, brane pod uwagę, ale wydawały się one zbyt nieprzekonywujące... Obiektem ataku były wszystkie konie, a nie wybrane, co sugerowało, że ktoś nie wiedział o jakiego konia idzie... Bo tuszowanie w ten sposób sprawy byłoby głupie. A sprawca nie był głupi – Jonn sam nie sprawdzał stajni, ale był pewny, że gdyby coś oczywistego tam pozostało – Ninaran nie bawiłby się w podchody... „Po co eliminować konie?” - pytanie wracało natrętnie jakby odpowiedź była tuż obok... Zagryzł zęby kiedy kij o kilka cali przesunął się po bruku i ciężar ciała wylądował na rannej nodze... „Oczywiście. Poruszanie się. Wyeliminowanie koni spowodowało, że wszyscy w Winterheaven stali się piechurami. To znaczyło, że komuś zależało na tym, aby ograniczyć możliwość poszukiwań i równocześnie narazić zwiadowców na ataki...” - pomyślał. - „Tylko po co?”

W zasadzie to dzień targowy był dnia wcześniejszego, ale – ponieważ nie wszyscy kupcy byli w stanie opuścić miasto z powodu zamieszania z końmi – rozłożyli swe stragany, aby choć tak zrekompensować sobie straty. Jonn kupił nową zbroję i przyglądał się kuszy. Ta, którą miał została tam, gdzie... w lesie. Nie miał siły, aby ją taszczyć ze sobą, zresztą; chyba nie nadawała się już do użytku po tym jak potraktował ją jak młot i przywalił jednemu z wilków w głowę.

Słowa nieznajomego wyrwały go z rozmyślań. Dziwnym, dla Jonna, zbiegiem okoliczności mężczyzna zapytał go o rzeczy, które powinien wiedzieć tylko, albo aż ktoś, kto wiedziałby dużo o mieście... On nie wiedział. Zastanawiał się przez chwilę czy skłamać i powiedzieć cokolwiek, czy raczej... W tym mieście było zbyt wiele niewiadomych i nie chciał dokładać sobie kolejnej...

- Jestem w mieście od niedawna... - przyznał i obiecał, że jak tylko się czegoś dowie... To była obietnica na wyrost, bo w tym stanie to ciężko było czegokolwiek się dowiedzieć i cokolwiek załatwić. Dalsza rozmowa potoczyła się w kierunku zamieszkania i finansów. Jonn pomyślał, że może poprosić o przysługę, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu... On sam musi to dokończyć, jest to winny Travisowi... Musi go pochować, a nie tylko wcisnąć w szczelinę w skałach i przywalić zniszczonym sprzętem; tak jak to zrobił kilka dni temu...

Dał trochę pieniędzy mężczyźnie i odwrócił się szybko; nie lubił kiedy inni widzieli jak płacze... Udając, że ściera pot z czoła wrócił do straganu i zakupów.

Dopiero kiedy kupił wszystko – zbroję, kuszę, nowe ubranie, bandaże i maść na rany – zorientował się, że problemem stanie się zaniesienie tego wszystkiego do karczmy. Normalnie, oczywiście nie było by problemu, ale w tym stanie...

- Jak mi zapłacisz to ci pomogę. - bosy, umorusany, może sześcioletni chłopaczek uśmiechał się spoglądając to na mężczyznę to na górę wyposażenia. Tak, czasami dzieci dorastają szybciej...
- Jak mi pomożesz to ci zapłacę – odparł Jonn.
- Połowa teraz, połowa potem – mały nie dawał za wygraną – tylko dwie sztuki srebra...
- Dobrze –
chłopak wyjął sztukę srebra i dał małemu.
- Ja mogę pomagać częściej – mały był wyraźnie zadowolony kiedy dostał drugie srebro. Zdołał jednak zniknąć zanim Jonn zapytał go o imię.
 
Aschaar jest offline  
Stary 29-11-2009, 12:10   #29
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie dowiedziała się niestety za wiele i do karczmy wracała trochę rozczarowana. Nie mieli mapy? Tak jakby zupełnie ich nie interesowało co działo się poza tym fortem, a przecież tam mieszkali również ludzie! Nie rozumiała takiego podejścia, ona w swoim uporządkowanym życiu zawsze starała się zrobić wszystko, co mogłoby się przydać. Oczywiście przez długi czas był to bardziej przymus - to o czym zapomniała i tak musiała zrobić, gdy przypomniał jej o tym Mistrz. Może to się zmieni, gdy już żyła własnym życiem? Z pewną obawą wróciła do karczmy, ale na szczęście Kumalu siedział osobno. Od wczorajszej rozmowy przy stole czuła nieprzyjemny ucisk w piersi, gdy myślała o tych ludziach planujących kradzież koni.

- Witaj Emmy! - rzekł Kumalu uśmiechając się do Emaretty spotkanej w drodze do karczmy - Ciekawe rzeczy działy się dzisiaj w nocy, nieprawdaż?
Dziewczyna nie była wcale skora do uśmiechu, ale usiadła przy tym samym stoliku.
- Dzień dobry. Raczej straszne rzeczy. Moja klacz została ranna! Teraz będę musiała iść pieszo. I nie mają tu żadnej mapy okolic. Nakreśliłam co mogłam, ponoć nietrudno wszędzie trafić. A ile ty się dowiedziałeś?
- Niewiele. Mędrzec, albo nic nie wiedział, albo nie chciał się podzielić swą wiedzą. Z konkretów to podał mi tylko imię człowieka, który podobno dobrze zna Parla Cranewinga i chyba tu w karczmie można go spotkać.

Kumalu rozejrzał się w poszukiwaniu osoby, która choć trochę mogłaby przypominać opis Starca. Niestety nikogo takiego nie było w karczmie. Drzwi otworzyły się dość raptownie i stanął w nich wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach sięgających ramion, które niechlujnie opadały na twarz. Jego zmęczone, piwne oczy padały na każdego, kto aktualnie znajdował się w karczmie; wzrok spoczął w końcu na Emmy, do której stolika podszedł pewnym krokiem.

- To ty jesteś Emeretta? - zapytał odgarniając włosy, ukazując zmęczoną twarz pokrytą kilkudniowym zarostem - Na pewno tak. Pasujesz do opisu… W każdym razie mam informacje na temat tego, co się stało z wierzchowcami dzisiejszej nocy. - ciągnął nie dając sobie przerwać - Znalazłem przy wodopoju resztki bielunia. Jeżeli ktoś zmieszał go z wodą, którą potem piły zwierzęta tłumaczy to ich zachowanie. To cholerstwo rozluźnia wszystkie mięśnie i powoduje halucynacje.
Kapitan Ninaran powiedział, żebym przekazał ci tą wiadomość.
- dodał pospiesznie.
- Dziękuję... Ale sama nie wiem, co mogłabym dalej z tym zrobić, mojej klaczy się polepszy, gdy bieluń rozpuści się w organizmie klaczy. To sprawa straży, ja chciałam tylko znaleźć tu jakąś pracę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nieznajomego łagodnie i delikatnie i wróciła wzrokiem do Kumalu.
- Może przejdziemy się do lasu i zbadamy te ślady? Są tylko godzinę drogi stąd. A ten Parl, on ma mieć jakieś informacje? Ale na temat czego?
- Emmy chyba nie wyspałaś się dzisiaj zbyt dobrze -
rzekł zdziwiony Kumalu - Przecież sama wczoraj mówiłaś, że jest nagroda za odnalezienie Parla Cranewinga i nie on ma mieć informacje, ale stary Ellian ma mieć informacje o nim.
- Och, faktycznie...
- zaczerwieniła się i umilkła nie chcąc walnąć kolejnej gafy.

Drzwi do karczmy ponownie się otwarły i do wnętrza weszło dwu mężczyzn. Jeden z nich, w sile wieku, przypominający łowczego, czy leśnika podszedł do bocznego stolika stojącego praktycznie pod schodami wejściowymi na wyższe piętro i rozłożył jakieś papiery. Spokojnie zajął się pisaniem, a po chwili na jego stoliku pojawiło się piwo. Drugi, z wchodzących, stary i zgarbiony rozglądał się przez chwilę po sali jakby czegoś lub kogoś szukając, po czym usiadł przy stoliku i poczekał, aż kelnerka do niego podejdzie. Po chwili pojawiło się przed nim jadło i napitek. Kumalu uważnie przyjrzał się starej, pomarszczonej twarzy - to na pewno był Eilian.

Emmy wskazała człowieka gestem. Ale w jej głosie wciąż słychać było sceptycyzm.
- Wygląda na miejscowego myśliwego, może spytasz go o co chciałeś? Tylko bez innych informacji nie wiadomo, czy to się przyda.
- Och nie musisz mnie poganiać, dobrze wiem co mam robić
- to rzekłszy Kumalu wstał i podszedł do staruszka, zaczynając z nim rozmawiać. Emmy się temu nie przysłuchiwała, bowiem zagadnął ją znowu ten trochę niechlujny mężczyzna, który chyba nie miał ochoty sobie pójść. Na szczęście dziewczynie nie przeszkadzało jego towarzystwo, może dlatego, że był całkiem przystojny? Czasem łapała się na tym, że patrzy zdecydowanie za długo na takich mężczyzn.
- Wygląda na to, że pracujecie nad czymś… Właściwie to mógłbym wam pomóc - rzekł niepewnie do kobiety, gdy czarnoskóry mężczyzna zajął się rozmową z kimś innym - Mogę się wam przydać, wbrew pozorom umiem to i owo… Dodatkowa para rąk chyba nie zawadzi, a zapłaty wiele też wam nie ubędzie. - dodał pospiesznie.
- Chcemy zwiedzić okolicę. Grzeczność nakazywałaby najpierw się przedstawić. Jestem Emmy - podała mu delikatną dłoń i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ohh, tak. Zapomniałem. Nazywam się Dagna - lekko uścisnął dłoń kobiety - Jeżeli szukacie w okolicy kogoś, lub czegoś konkretnego to mogę wam to ułatwić. Od lat zajmuję się tropieniem.
- Byłoby to pomocne, jakaś kobieta widziała krwawe znaki w lesie, chciałabym je odnaleźć. A potem podążyć dalej, może do tamtej twierdzy, za której szkice płacą?
Gdy Kumalu wrócił, opowiadając im o cmentarzu, na który ponoć poszedł zaginiony człowiek, dziewczyna skinęła głową, jakby trochę w zamyśleniu. Przedstawiła nawzajem obu mężczyzn, czując się z tym trochę nieswojo bo obu przecież nie znała i próbując ukryć zmieszanie i rumieniec, szybko wróciła do tematu.
- Na cmentarz też moglibyśmy zajść. Ale musimy się ruszyć, teraz. Za rozmowy nic nam nie zapłacą...
- Jestem gotowy w każdej chwili, możemy ruszać.
- rzekł Dagna.
Emmy wstała, szukając wzrokiem właścicielki przybytku.
-No to postanowione, najpierw śniadanie a potem ruszamy do lasu poszukać tych znaków i cmentarza. Cieszę się, że z nami idziesz. Nie wyglądasz na takiego, który myśli tylko o kradnięciu koni.
Uśmiechnęła się przyjaźnie do Dagny, pokazując białe ząbki i delikatne dołeczki w policzkach. Dzień mógł nie być taki zły, mimo złego początku.
 
Lady jest offline  
Stary 29-11-2009, 20:22   #30
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Początkowy wzmożony ruch już osłabł. Wszyscy, którzy planowali poranny wyjazd już dawno wyruszyli z miasta. Kilku kupcom udało się zaprząc konie do swoich wozów i z nieco lepszym humorem opuszczali Winterheaven. Otto siedział na głazie, opierając się plecami o mur miasta, obserwując znajdującą się kilkanaście metrów od niego bramę. Widział stąd wyraźnie zmęczonych i znudzonych strażników. Po wczorajszym targu i wydarzeniach poranka dopadła ich codzienna nuda. Mimo, że przedpołudnie było ładne, nie widział wśród gospodarstw bawiących się czy nawet pracujących dzieci, a okiennice rozsianych w okolicy bramy domów były pozamykane. Otto wiedział, że ma to związek z grasującymi koboldami. On sam nigdy nie widział kobolda, ale słyszał dużo opowieści o nich. Podobno były podobne do psów, tylko nieco większe. W pojedynkę nie stanowiły żadnego zagrożenia, ale zawsze grasowały w bandach. Raczej bały się miejsc zamieszkałych przez ludzi, więc Otto nie miał pojęcia czemu są tu aż tak dużym problemem.

Dym fajkowy powoli wypuszczany z ust pomagał mu się odprężyć. Nic mu tu na razie nie groziło, ale nie mógł dopuścić do siebie przekonania, że jest bezpieczny, to mogło go zgubić. Sporo rozmyślał na temat dzisiejszej wyprawy Pewnie przeciągnie się co najmniej do jutra, chyba że wrócimy po zmroku. Nie powinno to stanowić problemu, bo wszystko wskazywało na to, że twierdza jest przy trakcie kilka mil na północ – w swoich rozważaniach nie zapominał oczywiście o tym, że coś nietypowego może stanąć im na drodze. Czy banda koboldów może stanowić poważny problem dla uzbrojonej drużyny? Otto miał szczerą nadzieję, że ludzie z którymi dziś rozmawiał potrafią posługiwać się bronią lepiej niż on. Niektórzy wyglądali groźnie, ale Otto dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Ci najgroźniejsi nigdy na to nie wyglądają. Miał nadzieję, że nikt nie będzie zgrywał bohatera, lepiej zdawać się na trzeźwy osąd każdej sytuacji i planowanie każdego działania. Kiedy przy bramie pojawił się Sasha, Otto ucieszył się, że początkowo nie został zauważony, nie trwało to jednak długo i kiedy ten kiwnął mu głową, skinął głową także i niespiesznie zaczął czyścić fajkę z resztki tytoniu, było go trochę, co oznaczało, że wychodzi z wyprawy w paleniu, a - może to tylko nerwy? -pomyślał.

Dopiero, gdy w bramie pojawiła się kobieta, na widok której znowu przeszły go ciarki, Otto postanowił dołączyć. Gdy stanął w bramie dostrzegł na placu miasteczka wychodzące z karczmy znajome postacie – kobietę i czarnoskórego mężczyznę – pewnie też chcą zarobić – i jeszcze jedną osobę, mężczyznę którego nie było dzień wcześniej przy stole.
- Proponuję ruszać – zaczął Otto bez ceregieli – jeśli mamy się czegoś dowiedzieć musimy dojść do Shadowfell sporo przed zmrokiem, jeśli nic tam nie znajdziemy, to proponuję zostać tam na noc i jutro zbadać okolicę. Co Wy na to, by omówić nasze działania w drodze na północ?
 
Azazello jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172