lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Tajemnice Kryształowej Wyspy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/8336-tajemnice-krysztalowej-wyspy.html)

Mizuki 03-12-2009 23:18

Tajemnice Kryształowej Wyspy
 
1373 RD. Uktar; Magazyny Gildii Anathana Gentrasha w Dokach Waterdeep

W całym mieście trwały przygotowania do Święta Księżyca - święta przodków i zmarłych. Wiele świątyń szykowało się na przyjęcie wiernych , odprawienie modłów. Ulice były odpowiednio przyozdabiane przez mieszkańców, przez kolejne trzy noce na ulicach miasta miały być pełne ludzi. Tych przybyłych z okolic Waterdeep jak i mieszkańców. Można było się zastanawiać, czy pośród tych trudów przygotowań, prac i zakupów , mieszkańcy naprawdę mieli czas na refleksję i rozmyślania o swych zmarłych bliskich.
Straż miejska miała również pełne ręce roboty. Wszak co może być gorszego, niż ulice skąpane w mroku, oblegane przez świętujących ? Raj dla kieszonkowców, opryszków oraz pospolitych awanturników.
Wszystkie Gildie kupieckie prowadziły otwartą wojnę, starając się wycisnąć każdego miedziaka jakiego mogli ze świąt. Sprowadzali urny, kadzidła, kwiaty, wazy, wszelakie świece, wydania świętych pism, szykowne ubiory dla modnych dam, ozdoby, trunki z najdalszych zakątków Fearunu . Co niektórzy szykowali nawet niewielkie stoiska, pośród miejskich ulic z napitkami i jadłem, chcąc nadać świętu charakter miejskiego festynu.Nie wszystkie Gildie jednak skupiły się na przygotowaniach.
We wschodniej części doków, panowała względna cisza i spokój. Znajdowały się tutaj liczne spichlerze i magazyny prywatne, należące głównie do Gildii Anathana Gentrasha , Shili Ponpette oraz Gothura Szarookiego - Kupieckiej śmietanki Waterdeep. Sytuacja ta pozwoliła owym kupca z łatwością ukryć przed władzami , zakrojone na szeroką skale poszukiwania Poszukiwaczy przygód, najemników czy nawet popularnych opryszków. Każda para rąk była dla nich w tej chwili ważna, gdyż okres Świąteczny był dla takiej rekrutacji niepowtarzalną przykrywką.
W jednym z pustych magazynów , wieczorną porą spotkała się trójka kupców - Gentrash, Szarooki oraz Ponpette. Oczekiwali dzisiaj przybycia kilku kolejnych śmiałków. Tym razem chcieli zobaczyć i ocenić każdego z nich, tak aby popłynęli ci najlepiej się zapowiadający.

- Dobry wieczór przyjaciele. Dobrze widzieć was zdrowych.- Anathan jak zwykle był uprzejmy. Może nawet zbyt bardzo. Słysząc jego słowa, krasnolud wywrócił oczami. Zapewne owa przesadna grzeczność, była rzeczą najbardziej go irytującą.

- Ilu dzisiaj się spodziewasz Gentrash ? I jeśli znowu mają to być takie ścierwojady jak wczoraj... Tfu !- splunął na bok. - To lepiej daj mi beczkę prochu i pozwól ze sam zatopię ten zapyziały okręt !
Shila przysiadła przy niewielkim stole, ustawionym niemal w centrum pustego magazynu. Na blacie znajdowała się butelka z winem, pięć kielichów , kawałek wysmażonego mięsa i świece.
- Panie Gothurze, jeśli każdy z nas wysłał do swoich przyjaciół stosowne wiadomości to powinni się oni prędzej czy później zjawić, prawda? Wśród wczorajszych ...ekhm... Bogom się pożalić, rekrutów nie było nikogo kogo zarekomendowano mi. - zerknęła na Anathana, który lekko się uśmiechnął i dodał.
- Wczoraj nie zjawiła się żadna z osób, które bym poprosił o pomoc, panno Ponpette. Ale z drugiej strony, nie mogę być pewien ile tych wiadomości pozostanie bez odzewu. Z przyjaźnią różnie bywa w tych czasach.- przysiadł przy stole, po czym napełnił trzy kielichy.
Podirytowany Gothur chwycił za jeden z nich energicznie.
- Aye ! Perfumożłopy ! - przez otwarte wrota magazynu , w towarzystwie kilku ludzi , wśród których znajdował się Sorin , wszedł admirał Hervel. Jego przepity, dla niektórych drażniący głos, wystraszył nieco Szarookiego. Kilka kropel z kielicha ulało się na jego potężne brzuszysko , wylewające się zza mocno zaciśniętego pasa.
- Żeby to Smok zadem trzasnął ! Hervel, wiecznie musisz pruć tą jadaczkę ?! Ta szata jest droższa niż ...
- Wiem , wiem ! Pochędożył bym za to przez miesiąc w niezłym domu ! Nie denerwuj się panie Szarutki, będzie poezja.
- Uciszcie się proszę ! Patrzcie.- Anathan wskazał na wrota. Jego sługus Tarev wszedł do magazynu wraz z kilkoma osobami. Niechybnie byli to nowi rekruci. Nad grupką wzrostem jak i rozmiarami wyraźnie górował półork. Ponpette lekko skrzywiła się na jego widok, jednak jej gusta estetyczne nie miały być tutaj kryterium oceny.
Szarooki zasiadł przy stole, sapiąc przy tym lekko. Spod rudych brwi , na przybyłych spoglądały szare, zimne oczy. Każdy z kolei był przez niego lustrowany niczym koń wyścigowy.
- Dobrze... Proszę abyście się przedstawili i coś o sobie powiedzieli. Interesują nas konkrety, zatem proszę abyście nie opowiadali nam tutaj swojej historii...
- Dam głowę, że tragicznej...- mruknęła pod nosem Shila, wybijając tym z rytmu Anathana.
- Koniec pierdzielenia ! Po kolei. Imię, skąd żeście przypełźli , co potraficie i czy potraficie to udowodnić ! - warknął zniecierpliwiony Gothur.

Anathan

Shila Ponpette

Gothur Szarooki

Hervel

Whiter 04-12-2009 01:05

Na przestrzeni ulic miejskich czuł się izolowany. Domy i kamienice stanowiły klatkę, w której ludzie i inne rasy dobrowolnie mieszkały. Głupota- bynajmniej dla niego. Pytając się bez mała co krok jakiegoś przechodnia by nie zgubić się w tym swoistym labiryncie, w końcu dotarł na miejsce. Bynajmniej tak mu się zdawało. Przed jedną z wielu budowli w tym mieście stała postać, najwyraźniej wyczekująca czegoś. Kiedy Gerax podszedł bliżej by ewentualnie porozmawiać z nieznajomym, ten machnął by podszedł bliżej. Kiedy już się zbliżył, rzekł:

-Witam. Mniemam że jesteś jednym z poszukiwaczy przygód?- Zapytał niepewnie

-Tak-odparł pewnie i krótko pół ork. Przyglądał się bacznie rozmówcy, a on przyglądał się jemu.

-To dobrze. Musimy chwile zaczekać na resztę. Już powinni się zjawić.-kontynuował rozglądając się we wszystkie strony. Prawdopodobnie wypatrywał reszty.

I słowa stały się prawdą. Po odczekanie zaledwie kilku chwil, kiedy dołączyło do nich kilku nowych rekrutów, mężczyzna z którym rozmawiał zaprowadził ich przed oblicze pracodawców. Kiedy weszli do pomieszczenia, wzrok bez mała wszystkich utkwił w górującym wzrostem barbarzyńcy. Ten przyzwyczajony już do wyobcowania zbył to prychnięciem. „Jeszcze i oni usłyszą o moich czynach i będą sławić moją osobę” pomyślał. Na zapytanie gadatliwego krasnoluda rosły wojownik wystąpił dumnie przed szereg.

-Gerax Warscream z klanu Stalowego Młota. Pytasz, co potrafię? Potrafię walczyć, zabijać, palić, grabić, gwałcić. Udowodnić to mogę poprzez czyny. Mogę przynieść skalp każdego zabitego przeze mnie wroga, jeśli będzie to możliwe, albo mogę skręcić komuś kark gołymi rękoma- odpowiedział krzyżując ręce na piersi. Na jego twarzy zagościł pewny uśmiech.

Xulux 04-12-2009 02:26

Na ulicach było mnóstwo ludzi. "I dlatego nie lubie miast" pomyślał Droga ze świątyni do doków gdzie miał się stawić dłużyła się niemiłosiernie, zajęła mu aż dwie godziny. Poza tym dziwne wydało mu się miejsce spotkania. Mało uczęszczane doki, do tego ta pora roku, było cholernie zimno. Kiedy dotarł do doków przez moment czuł się nieswojo, a to uczucie wzmogło się kiedy ujrzał czekającą na niego osobę, przynajmniej tak myślał gdyż nie było w okolicy innych ludzi, stało się to dlatego, że koło człowieka stał ogromny półork. Po przemożeniu tego uczucia, podszedł do dwójki czekających i powiedział:
-Witam panowie, czy do was miał się zgłosić skromny najemnik? - Tu zwrócił się bardziej do człowieka niż półorka, jednak ukłonił się w stronę obydwu panów.
- Jestem Cadom Berandill- przedstawił się. Potem już się nie odzywał tylko poczekał na resztę wraz z nowymi znajomymi, co chwila trwożliwie spoglądając na zielonoskórego olbrzyma.
Po kilku minutach kiedy zeszła się reszta najemników, nienagannie ubrany sługa zaprowadził ich do jednego z doków. W środku oczekiwały cztery osoby. Kobieta, pracodawczyni jego znajomego, oraz trzech mężczyzn, którzy rozmawiali ze sobą. Później padło polecenie by się przedstawić, najpierw wyrwał się półork. Na wzmiankę o zabijaniu, grabieniu i gwałceniu skrzywił się lekko, następnie po wypowiedzi orka on wyszedł na środek i skłonił się najpierw damie a potem panom.
- Więc tak Nazywam się Cadom Berandill i jestem kapłanem błogosławionego Helma. Potrafię leczyć, rzucać czary, a także wiele godzin spędziłem na treningu walki. -Tu wskazał na buzdygan zawieszony przy pasie, po czym cofnął się do tyłu, dając się wypowiedzieć innym.

Elthian 04-12-2009 08:39

Udając się na miejsce spotkania z panem Gentrash'em elf ujrzał grupkę znacznie wyposażonych w różnorodny oręż osób. Dołączając do grupy skłonił się lekko w stronę pozostałych rekrutów w znak powitania. Podnosząc głowę jego wzrok utkwił na twarzy wyrosłego półorka, usta się lekko skrzywiły, lecz Ilian nie pozwolił, aby jego, a raczej jego pobratymców, przekonania decydowały o atmosferze panującej, być może w przyszłej kompanii. Podczas krótkich rozmów jeszcze przed magazynem, a także podczas prowadzenia grupki przez sługę Gentrash'a elf starał się okazywać dobroć, uśmiechał się przy każdym usłyszanym przez jednego z rekrutów żarcie i starał się z zainteresowaniem wdawać w dyskusje, lecz o te nie było łatwo w grupie dopiero co poznanych osób. Stoją przed zgromadzeniem kupców dokładnie przyjrzał się twarzy każdego z nich, krasnolud wyraźnie wprawiał go w dobry humor, gdyż brak jakiegokolwiek poczucia humoru oraz jego zdenerwowanie wyglądały dla elfa komicznie. Anathan wyrażał ze swoją osobą całkowite opanowanie, wyrozumiałość i dobroć, choć wnioski Iliana, nie zawsze musiały być słuszne. Najwięcej zainteresowania przykuła urodziwa kobieta, łagodne rysy twarzy, przenikliwy wzrok, wspaniałe kasztanowe włosy i... Elf zniżył wzrok wyraźnie się rumienią, lecz jego szczęście, że stał za kilkoma wyższymi od niego osobami doskonale ukrywającymi przez damą jego odczucia. Przemówienie kapłana się skończyło toteż czując okazję niski, uszasty osobnik przecisnął się pomiędzy stojącymi przed nim rekrutami i pokazując się zgromadzeniu kupców przyjął wyprostowaną postawę nie zapominając o dobrodusznym uśmiechu. Pogrążając się w niskim ukłonie rozpoczął swoje przemówienie.
- Szanowni panowie, urodziwa damo. Jestem Ilian, pochodzenia elfiego jak widać, urodzony w Wysokim Lesie, ojczyźnie wszelkiej maści elfów. Chciałbym zaoferować wam swoje umiejętności walki i... - podnosząc się z ukłonu ponownie rzucił spojrzenie w kierunku dekoltu Shilii Ponpette. - I... tropienia, tak właśnie. Odnalezienia zwierzyny jakakolwiek by ona nie była to moja smykałka. Nie ograniczając się tylko do umiejętności łowieckich dodam iż nieobce mi ostrze, a tym bardziej dwa i umiejętnie poprowadzę atak moimi dwoma mieczami, miejmy nadzieję z zamierzonym skutkiem - ostatni raz zerkając kątem oka w kierunku pani Ponpette, Ilian powoli zaczął odsuwać się do grupki rekrutów.

Kerm 04-12-2009 08:55

Waterdeep...
Był już tu tyle razy, że z pamięci mógłby narysować plan miasta. A do doków trafiłby z zamkniętymi oczami.
Panujący na ulicach tłok wcale mu nie przeszkadzał. Chociaż wiele czasu spędzał na szlaku, z dala od wielkich skupisk ludzkich, to zawsze z przyjemnością wracał do tak zwanej 'cywilizacji'.
Wyminął niosących wielką pakę ludzi, a potem skręcił w wąską uliczkę, najkrótszą drogą prowadzącą do miejsca spotkania.
Chociaż zjawił się nieco zbyt wcześnie, w umówionym miejscu stały już cztery osoby. To, że był wśród nich półork niezbyt mu przeszkadzało. Podobnie jak wśród ludzi bywały półorki i półorki.
- Witam. Czy tu Anathan Gentrash zbiera najemników? - spytał. Gdy jeden z mężczyzn, wyglądający raczej na mieszczucha niż poszukiwacza przygód, skinął głową potwierdzająco, nowo przybyły przedstawił się. - Paul White.
Czekali jeszcze chwilę na kolejne osoby, a potem ruszyli.

Weszli do magazynu należącym podobno do Anathana Gentrasha i jego wspólników. Podobno, bo interesy gildii kupieckich w Waterdeep były nad wyraz zawiłe i niekiedy informacje znane całemu światu nie pokrywały się z rzeczywistym stanem rzeczy.
W pustym niemal pomieszczeniu siedziały cztery osoby. Jego, a raczej ich, potencjalni pracodawcy.

Paul uśmiechnął się lekko, gdy półork zapewniał o swych umiejętnościach rabowania i gwałcenia. Czy były to najlepsze referencje? Podobnie jak kapłańskie zapewnienia o wielogodzinnych treningach?
Paul stłumił ochotę udzielenia odpowiedzi w stylu, w jakim zagadnął ich spasiony krasnolud. Nie chciał zniechęcać tych, którzy mieli go zatrudnić.
- Paul White - przedstawił się. - Od ośmiu lat po szlaku wędruję i, jak widać, żyję jeszcze. Odwiedziłem Amn, Tethyr, Calimshan, Cormyr, Mirabar. Broń nie do ozdoby noszę i razie potrzeby siebie i innych bronić potrafię.

Nathias 04-12-2009 10:13

Sorin wraz z kompanami i Admirałem Hervelem przeciskali się przez tłum na słabo oświetlonych ulicach Waterdeep. Zbliżało się Święto Księżyca i ludzie dosłownie powariowali. Na ulicach panował totalny chaos. Można by wychędożyć szlachciankę na środku rynku a i tak by nikt tego nie zauważył. I to właśnie uwielbiał. Brakowało mu tutaj tylko jednego….no może dwudziestu beczek rumu. Cała droga upłynęła im na sprośnych żartach i niewybrednych docinkach w kierunku handlarek. Żaden sobie nie żałował, jednak prym jak zawsze wiódł Admirał.
Kiedy dotarli do magazynu nikogo jeszcze nie było, poza sługą Anathana Tarevem.
- Ah, witam pana admirała i jego kompanię. Zapraszam do środka. Poza organizatorami nie ma jeszcze nikogo.Pośpiesznie otworzył drzwi i wpuścił wszystkich.
- Aye ! Perfumożłopy ! – admirał lubił efektowne wejścia, pomyślał Sorin.
Tym razem także zrobił odpowiednie wrażenie. Gothur widać nie darzył admirała sympatią. W sumie nie on jeden…

Kiedy marynarze oddalili się w głąb pomieszczenia wrota otwarły się. Do pokoju wszedł Tarev wraz z grupą ludzi. Sorin od razu zauważył olbrzymiego półorka. „Co za bydle” – pomyślał Sorin. Rozpoczęto prezentację. Rozpoczął właśnie ów olbrzym - Gerox. Na wzmiankę o plądrowaniu, jeden z kamratów Sorina szepną
-A kto tego nie lubi? – Sorin tylko uśmiechną się pod nosem.
Następny był jakiś klecha imieniem Cadom, potem elf – Ilian oraz człowiek Paul.

Sorin zauważył, że jego towarzysze zaczynali się pomału niecierpliwić. Nie dziwił im się, woleli działać niż siedzieć bezczynnie i bardzo nie lubili jak się ich ignoruje. Postanowił więc przerwać to ciągłe milczenie. Przecisną się miedzy kumplami aby podejść bliżej stołu. Kiedy się zbliżył deska pod jego nogą zaskrzypiała. Wszyscy jednocześnie odwrócili głowę.
-Jestem Sorin i też wybieram się na tę wyprawę. Od dziewięciu lat pływam pod Admirałem Hervelem. Jako rekomendację przypomnę, że to nasza załoga przywiozła tutaj wasze wypucowane zadki z powrotem, racja chłopaki?
-Aye!! – odkrzyknęli chórem z końca Sali jego towarzysze.

Nefarius 04-12-2009 12:47

-Stormak Kamienna Pięść.- rzekł donśnym tonem młody krasnolud. -Z Adbaru. Syn Rurika, wnuk Gandaluga. Członek miejscowej Gildii Magów. Na poświadczenie mych słów daję krasnoludzkie słowo honoru, a jeśli to nie wystarczy to i glejt wystawiony przez szefów pokazać mogę.- ciągnął głosem jakiego pozazdrościliby mu nie jedni mówcy i władcy. Był średniego wzrostu, zaś w krasnoludzkich standardach dość wysoki. Miał na sobie brązowe odzienie, bogate w skórzane paski i stalowe elementy. Na ramionach spoczywała czerwona szata, o wygniecionym kapturze i poszarpanym spodzie. -Zapewniam komfort posiadania maga w tejże grupce. Nie łapię się iluzji i nekromancji, bo pierwsza dziedzina jest dla słabeuszy i chowających się wyrzutków, druga zaś dla tych co za miedziak szacunku do życia i śmierci nie mają.- kontynuował z lekkimi przerwami na złapanie tchu. Gothur Szarooki, powinien był go kojarzyć, bo już dwa razy zdarzyło mu się na zlecenie Gildii wykonywać drobne zadania dla krasnoluda. Stormak oparł swój kostur na barku i poprawił pasek zarówno ten trzymający kuszę na plecach, jak i ten który trzymał przy pasie jego topór, w krasnoludzkiej kuźni wykonany. -Wojaczki się nie boję i jak magia zawiedzie toporem w łeb pierdolnąć mogę.- rzekł chłodno, lecz z przekonaniem. Nie był ni arystokratą ni elfem wysokiego rodu, by szorować brodą podłogę w trakcie pokłonów. Był sobą i miał nadzieję, że to może się spodobać jego pracodawcom, a na pewno Gothurowi, który jeśli nie pamiętał młodego krasnoluda, to teraz z pewnością sobie go przypomniał.

Cieszył się bardzo z kolejnego zadania. Ale konsekwentnie to ukrywał i nie dawał po sobie poznać. Miał podejście profesjonalnego awanturnika, który cieszył się na wyprawę, ale nie pokazywał nikomu, bo po co. Jego twarz i prawe ramię zdobiły liczne tatuaże przedstawiające krasnoludzkie runy. Broda jego była jeszcze dość krótka, lecz zadbana i wraz z wąsami idealnie wpasowała się w jego facjatę. W duchu wspominał, jak jeszcze dwa dni temu nudził się w kilkuosobowej komnacie, którą dzielił z innymi członkami gildii. Szefostwo, którego nigdy nie zawiódł i tym razem dało mu szansę wykonania kolejnego zadania i polepszenia swej reputacji w gronie znakomitych magów z gildii. Skrycie miał nadzieję, że jeszcze przed wyprawą dostaną jaką zaliczkę, co by mógł zakupić jaki zwój z czarem, jednak był realistą i zarazem pesymistą. Wiedział, że to mało prawdopodobne. Kompani jak kompani. Nie znał ich i trudno było ocenić. Zielony ryj zdawał się być dla Stormaka najwartościowszym towarzyszem, z racji gabarytów i zdolności bojowych, pod warunkiem, że nie był narcyzem, który przesadza. Obawiał się konfliktów z elfem, miał nadzieję, że takiego elegancika struga tylko przed pracodawcami, zaś w robocie będzie normalnie się do reszty odzywał. Helmita. Nie wyglądał na głupka, a jeśli potrafił leczyć, to był chyba równie wartościowym członkiem grupy co półork. Paul, czy jak tam się nazywał. Ciężko coś było o nim powiedzieć. W przeciwieństwie do Sorina. Miał prostokątną mordę i uśmiech jak z obrazka. Wyglądał na takiego co gustuje tylko w najdroższych kurwach portowych. Stormak przekręcił oczami i uśmiechając się pod nosem wejrzał na swoje buty...

Bronthion 04-12-2009 13:14

Ludzie czasami bywają pomocni, poza chwilami kiedy śmierdzą, chędożą, przekrzykują jeden drugiego i zmniejszają liczebność swojej rasy w ciemnych zaułkach. Dzięki wskazówkom jednego z przechodniów miał przynajmniej jakąś koncepcję jak dotrzeć do gildii Anathana, ale biorąc pod uwagę wielkość miasta jak i to, że jest w nim pierwszy raz skala wyzwania znacznie rosła. Jedna ulica… druga… trzecia, a znaków jakich miał wypatrywać jak nie było tak nie ma. Rozejrzał się trochę po okolicy i zauważył stragan oblegany przez tłum ludzi, jak zwykle kłótnie o ceny i zawody w tym czyja matka jest gorsza, babka, prababka i kolejne pokolenia wstecz. Jednak nie to zainteresowało Bronthiona tylko pudło soczystych jabłek zapewne tylko w tej chwili nie pilnowane przez właścicieli. Korzystając z okazji wtopił się w tłum i bezczelnie zwinął dwa duże egzemplarze. Uśmiechnął się pod nosem i udał przed siebie konsumując ze smakiem swoją ostatnią zdobycz. Czas mijał a znaków nadal ani widu ani słychu, nieco zirytowany zapytał najbliższego przechodnia o kierunek do gildii Anathana na co ten odpowiedział, że dwie ulice wcześniej trzeba skręcić w lewo i jest się na miejscu. Wyrzucił ogryzek za siebie i szybkim krokiem skierował się w stronę celu tym razem bez żadnych przystanków. Na miejscu o dziwo stała już dosyć spora grupa ludzi jak i nieludzi, która zapewne przybyła tu w tym samym celu co on, bez ogródek zapytał:

- To tutaj zbierają się najemnicy Anathana ?

Kiedy ktoś mu potwierdził kiwnął głową w podziękowaniu i po prostu czekał na rozwój wypadków.
Po jakimś czasie pewien osobnik przyszedł po wszystkich zgromadzonych, którzy udali się za nim w miejsce przeznaczenia. Stanęli w końcu przed swoimi pracodawcami, może nie wyglądali zbyt obiecująco, ale przecież nie musieli, ważne że płacili. Najwięcej hałasu czynił krasnolud, któremu dobrobyt zdecydowanie odbił się na masie brzucha, ale nie było to nic czego Bronthion by się nie spodziewał. Kiedy kazano im się przedstawić nie spieszył się, odczekał aż kilku z najemników zrobi to pierwszych. Kiedy uznał, że nadeszła pora przemówił:

-Na imię mi Bronthion, możecie mi powierzyć wszelkie subtelne zadania. Infiltracja pozycji przeciwnika nie jest problemem, bystry wzrok, czujny słuch i cichy krok to jedne z moich zalet, jestem wszędzie tam gdzie mnie być nie powinno. Oczywiście nie ograniczam się jedynie do tego, rozbrajam pułapki, otwieram zamki, potrafię używać różdżek jak i zwojów magicznych, mogę po cichu wyeliminować kogoś niewygodnego za pomocą różnych metod, jakich nie zamierzam zdradzać. Bywałem w wielu miejscach takich jak Neverwinter, Amn czy Wrota Baldura lecz w tej chwili jak można zauważyć przebywam w Waterdeep. Jeśli zaś chodzi o udowadnianie mych umiejętności to na miejscu dosyć trudno to zrobić chyba że mi przyniesiecie kilka zamkniętych skrzyń czy każecie zebrać pewne informacje, lecz wtedy należy to wliczyć w koszta moich usług rzecz jasna "Uśmiechnął się prawie niezauważalnie"

Chester90 04-12-2009 21:49

Waterdeep… Kolejne miasto, kolejny punkt przejściowy. Tylko w ten sposób mógł myśleć o tej metropolii młody kapłan Pani Szczęścia. Mordimer był młodym zaledwie dwudziestojednoletnim mężczyzną o długich do ramion czarnych włosach i ciemnych granatowych włosach. Jasna karnacja skóry i szczupła budowa ciała uzupełniała obraz i sprawiała, że kapłan mógł uchodzić za przystojnego. Ubrany w łuskową zbroję, z przywieszonym u pasa buzdyganem i magiczną różdżką oraz zarzuconą na plecy tarczą z mithrilu prezentował się godnie i dostojnie. A przynajmniej miał taką nadzieję. Przybył tutaj zaledwie przed 3 dniami mając za sobą długą wędrówkę z półwyspu Vast. Ale kiedy napędza cię wiara i potrzeba wykonywania posłania bogini czas i miejsce nie mają znaczenia. Dlatego też kiedy przybył do niego posłaniec od kupca Anathana Gentrasha kapłan nie zastanawiał się długo. Wiedział, że to bogini ma dla niego misję. Będzie musiał ponieść jej słowo i wypełnić jej wolę na nieznanej nikomu, dopiero co odkrytej wyspie. Dodatkową zaletą całego przedsięwzięcia była możliwość przeżycia wspaniałej podróży, o której marzył od kiedy wędrowcy zatrzymujący się w jego rodzinnej świątyni opowiadali o własnych niesamowitych przeżyciach.

Dlatego pewnym krokiem zmierzał na miejsce spotkania z przyszłym pracodawcą. A właściwie zmierzał na tyle pewnie i szybko na ile pozwalał ścisk i lekki chaos panujący na miejskich ulicach. Mordimer musiał parę razy pytać o drogę, ale w końcu trafił na właściwe miejsce. Reszta poszukiwaczy już na niego czekała, ale dla pewności ten sam osobnik, który zaproponował kapłanowi pracę odczekał jeszcze parę minut czekając na ostatnich spóźnialskich. Potem wprowadził ich do magazynu. Grupa trójki najpotężniejszych kupców w mieście poprosiła ich, żeby powiedzieli o sobie parę słów. Kapłan spokojnie poczekał, aż inni spełnią ich prośbę, a w końcu sam wystąpił przed szereg i lekko pochylając głowę na powitanie powiedział:

- Moje imię Mordimer i jestem pokornym sługą bogini Tymory, Pani Szczęścia. Pochodzę z półwyspu Vast, ale byłem także w Cormanthorze, Cormyrze, Wysokim Lesie, a teraz wola bogini przygnała mnie do Waterdeep. A wy skierujecie nasze ścieżki na nową drogę. Co do moich umiejętności znam się na leczeniu i wojaczce. Dzięki łasce Naszej Uśmiechniętej Pani dysponuję także pewną gamą magicznych umiejętności i jestem gotów bronić jej czci za pomocą buzdyganu. – Mordimer poklepał lekko ręką wiszącą u pasa broń i czekał na reakcję kupców.

Mizuki 05-12-2009 20:38

- Pozwólcie, że porozmawiamy na osobności.- Anathan powstał i przemówił grzecznym tonem w kierunku zbieraniny.
Jego sługa Tarev poprowadził ich do kilku skrzyń, stojących w zachodnim rogu magazynu. Na rekrutów czekało tam kilka butelek wina i rumu. Panował tutaj półmrok, a jedynym źródłem światła było , to wpadające przez wrota.

- Co o nich sądzicie ?
- Ten zielono skóry... Typowy. Co prawda nigdy nie spotkałam innego półorka, ale reprezentuje sobą dokładnie to, czego się spodziewałam. Prosty, ograniczony i...- Krasnolud nie pozwolił jej dokończyć zdania.
- Profesjonalny ?! Czego się krzywisz Ponpette ? Nie szukamy wojowników w rajtuzach, tylko takich , którzy poradzą sobie w każdej sytuacji, nie? A taka chodząca szafa, zawsze, ale to zawsze się przydaje !- wskazał energicznie w kierunku rekrutów.
- Zatem... Przyjęty. Tak samo kapłan Helma. Myślcie, ze mógł znać Algena ?
- Cholera wie. Nigdy mnie nie interesowało życie ... zakonne. Moża się znają, moża ni. Co to zmienia ?
- Poniekąd zgadzam się z panem Gothurem. Poniekąd...
- w jej głosie dało się słyszeć lekką dezaprobatę. - Jeśli go zna, może starać się bardziej. Za złoto nie da się kupić determinacji. A my możemy ją od niego uzyskać, bez dodatkowych monet.
-Następny... Był ten elf, czyż nie ? Myślę, że przyda się osoba wśród elfów wychowana. Kto lepiej , niż one znają się na dziczy ?
- Gapił się na mnie maślanymi ślepiami...
- mruknęła- Ale muszę się z tobą zgodzić, Anathanie. Podkreślam, że jeśli zrobi to jeszcze raz...To za siebie nie odpowiadam...
- Na bimber mej ciotki ! Co zrobi do diaska? Chyba powinnaś się cieszyć, nie ?
- Nie wiem jak u krasnoludów... Ale mnie uczono, że gapienie się w dekolt kobiecie, to żadne okazywanie szacunku.
- Za parę lat , jesio zatęsknisz za takimi gestami.
- zarechotał rubasznie Krasnolud, po czym sięgnął po wino.
- White... Zdaje się, widział wiele. Gdybym miał na któregoś postawić sakwę złota, byłby to on.
- Ha ! Przegrałbyś , Gentrash. Stormak ! Kilka razy już mi służył, za odpowiednią opłatą co prawda...
- Krasnoludzka dusza...
- Gothur spojrzał na nią zdziwiony.
- A no ...Jaka inna miałaby w nim siedzieć, a? Bo chyba nie ta sama co w tym ylfie , ślepcu z Wysokiego Lasu. - uśmiechnął się wrednie.
- Nie jestem pewien czy mag z takim temperamentem sprawdzi się w obecnej sytuacji, panie Szarooki. Wolałbym aby został w Waterdeep i...
- O ni !
- Krasnolud trzasnął w stół. Po sali rozeszło się głuche echo, nagle ucięte przez upadającą na ziemię , blaszaną tace z kawałem mięsa. - Jeśli chcecie tam posłać tego ELFA ! Elfa sodomitę , co to jeno pół okrętu w drodze nam wychędoży , to i mojego pobratymca tam pośleta. ! Albo ,klnę się na Clangeddina , szlag mnie trafi ! A tego nie chcecie, oj niee ! Złe rzeczy wtedy się z mordami innych dzieją !- Z każdym słowem jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona, zlewając się z brodą. Energicznie gestykulował, pluł się mówiąc i groził palcem. Retoryką czy dyplomacją nazwać to ciężko... Jednak tak Anathan jak i Shila osłupieli. Patrzyli na swojego współpracownika z niemałym przerażeniem.
- Do...dobrze Gothurze... Zatem twój krewniak tam popłynie .- Anathan dopiero po chwili, odważył się odezwać. - Czy ... jakieś jeszcze wnioski odnośnie reszty ?- Ponpette pokręciła przecząco głową, a krasnolud upił z kielicha wina.
Stojący nieopodal Hervel, zaśmiał się pod nosem i nachylił w stronę Sorina.
- Popatrz no, jaka ta zielona baryła jest wylewna... Z chęcią upchałbym go w armacie i wystrzelił w kierunku wroga. To by była salwa !- ostatnie zdanie wypowiedział głośniej. Kupcy jednak pozostawili jego słowa niemal bez reakcji.
Tarev znów podprowadził najemników bliżej kupców. Zapewne każdy z nich mógł usłyszeć wybuch emocji Szarookiego. Dlatego też posępne miny pani Ponpette i Gentrasha nie były niczym zaskakującym.
Anathan powstał i zmusił się do nieszczerego uśmiechu. Jego ton nie był już tak przyjazny i spokojny, jak przed chwilą.
- Postanowiliśmy, iż każdy z was zostanie zatrudniony. Każdy z was musi podpisać się pod odpowiednim papierem...- wskazał na sługę, który pojawił się jakby znikąd. Na dużej , srebrnej tacy niósł stos niewielkich zwojów. - Zaufajcie mym słowom, złota wam skąpić nie zamierzamy. Pięć sztuk złota za dzień służby na miejscu. Sto ! opłaconych po podpisaniu umowy, na wydatki związane z przygotowaniem do wyprawy. I pięćset , dla każdego po powrocie. Dodam jeszcze, iż sama podróż przez może nie jest wliczana w okres służby.- każdemu podano po zwoju, a na stole ustawiono kilka kałamarzy. - Każdy również zobowiązany jest utrzymać wszystko co z wyprawą związane, jak i sam jej fakt w tajemnicy... Czy są jakieś pytania ?

Treść umowy
Ja , niżej podpisany zobowiązuję się do służby na rozkaz Gildi kupieckich: Anathan Gentrash, Aelin Kuld oraz Rodzina Ponpette, na czas określony przez nich przed umowy podpisaniem.
Gildia zobowiązuje się do wypłacania ustalonego żołdu i właściwego traktowania swych podkomendnych.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:54.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172