Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2010, 20:29   #11
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Nie jadł ani nie pił nic więcej poza jednym kielichem wina z prostego powodu - jego organizm odwykł zarówno od normalnego jedzenia jak i od alkoholu. Nie chciał obrazić swojego towarzysza odmawiając całego poczęstunku dlatego zmusił się, by wypić zaproponowany przez niego trunek. Teraz czuł jak nieprzyzwyczajony organizm radzi sobie z zawartością jego żołądka co znacząco pogorszyło jego samopoczucie. Jedzenie i picie zwykle były luksusami, na które w swoim zajęciu najzwyczajniej w świecie po prostu nie miał czasu. Swoje życie poświęcił tępieniu demonów, diabłów oraz śmiertelników z nimi związany, a ciągłe podróże w miejsca gdzie niekoniecznie zdobycie pożywienia jest możliwe zmusiły go, by nauczył się radzić sobie bez niego. Rozbił również wystarczająco wiele siatek i stowarzyszeń nekromantów i demonologów by zamach na jego życie był bardziej niż prawdopodobny. A nie było chyba łatwiejszego sposobu zabicia kapłana niż zatrute jedzenie lub picie w taki sposób, by nie mógł sobie pomóc magią. Dlatego wolał być ostrożny, niż martwy

Chłodne, wieczorne powietrze orzeźwiło kapłana pozwalając mu uspokoić wymykający się spod kontroli organizm. Panowanie nad swoim ciałem i jego odruchami było bardzo ważną zasadą, która obowiązywała nie tylko inkwizytorów, ale wszystkich którzy w imieniu Pana zobowiązywali się do ścigania sług zła. Ruszył powolnym krokiem rozglądając się po osadzie do której dotarli. Cienie były już naprawdę długie i niewielu mieszkańców było o tej porze na zewnątrz. Co dziwniejsze wszyscy najwyraźniej zmierzali w stronę karczmy. Choć miejsce wydawało się spokojne Jack wiedział, że nie powinien dać się zwieść sielankowemu krajobrazowi. Niebezpieczeństwo mogło ukrywać się wszędzie, ale nic nie mogło się ukryć przed wzrokiem inkwizytora

Na całe szczęście aura domów była neutralna. Osada wyglądała na miejsce naprawdę bezpieczne. Oczywiście Jack nie wątpił, że niejeden raz działy się tutaj złe rzeczy, jednak nie na tyle by natura tego miejsca zmieniła się na złą. O wiele gorzej wyglądała sprawa klasztoru, od którego pomimo odległości biła naprawdę zła aura. Choć twarz kapłana prawie zawsze wyglądała jak pozbawiona emocji maska, to w chwili gdy wpatrywał się w klasztor na jego obliczu malowała się złość. Ręce zacisnął w pięści wiedząc, że tam właśnie czeka go konfrontacja ze sługami złych. Właśnie przez takie miejsca świat potrzebuje sług Heironeousa.

Uspokoił się wiedząc, że nie może okazywać złości. Na nich, kapłanach spoczywała ogromna odpowiedzialność za niesienie pociechy duchowej i nie mógł swoją postawą wyrażać negatywnych emocji. Powinien być przykładem dla tych wszystkich ludzi, by nie zabrakło im odwagi gdy przyjdzie stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. To była rola, dla której oddał nie tylko swoje życie ale i wszystko, co posiadał cennego - dom, swojego mistrza a nawet swoją narzeczoną. I choć wiedział, że zrobił słusznie nigdy nie udało mu się do końca pozbyć wątpliwości

Gdy wrócił do karczmy zobaczył, że zebrało się tam dość sporo ludzi, zwłaszcza mieszkańców osady wraz z dziećmi. Bliźniacy widziani przez niego wcześniej dawali niesamowity koncert. Muzyka zdawała się przepełniona magią - a może naprawdę taka była? Jej piękno zdawało się nie pasować do tego ubogiego miejsca. Niestety, cały występ nie trwał wystarczająco długo by nacieszyć się w pełni jego pięknem, ale kapłan nie był pewien czy jakikolwiek czas byłby wystarczający. Po koncercie Jack zwrócił się do właściciela karczmy

- Mam prośbę. Chciałbym wynająć pokój dla jednej osoby. Dodatkowo, jeśli możesz, prosiłbym o wstawienie do niego balii, bym mógł się oczyścić gdy tylko wrócę

Gdy tylko dostał klucz do pokoju ponownie wyszedł z karczmy. Ruszył najpierw w stronę stajni, gdzie zostawił swoje dwa konie. Nie interesował go jednak jego koń bojowy, tylko drugi którego używał do transportu bagaży. Potrzebował kilku rzeczy, których nie zdążył przenieść do karczmy. Po przeniesieniu całego swojego bagaż do pokoju Jack był gotowy, by ruszyć na nocną przechadzkę. Nie potrzebował wiele snu, więc czas ten mógł spokojnie poświęcić na to, by zbadać jaka jest sytuacja. Tym razem, zamiast rozglądać się po osadzie skierował się w stronę wieży strażniczej, którą zobaczył jeszcze zanim dotarli do karczmy. Szedł tam ze sztandarem swojego boga i pochodnią w ręce. Co prawda poradziłby sobie i bez niej, księżyc i gwiazdy dawały dość światła, jednak wolał by strażnik wiedział, że nie nadchodzi wróg, tylko przyjaciel. Gdy był już pod wieżą strażniczą zakrzyknął do wartownika

- Witaj. Czy masz coś przeciwko rozmowie z duchownym?
-Oczywiście, że nie - odpowiedział wartownik z góry

Jack wspiął się na górę sprężystym krokiem, charakterystycznym bardziej dla wojskowego niż kapłana. Gdy dotarł już do strażnika zgasił pochodnię i zagadnął

- Jestem Jack z rodu Willow'ów, kapłan Heironeousa. Przybyłem tutaj wraz z trójką poszukiwaczy przygód by zbadać sprawę ostatnich wydarzeń w klasztorze. Wiem, że spoczywa na tobie ciężkie brzemię dlatego chciałem cię w nim wesprzeć dzięki mocy Pana. Masz może coś przeciwko magii? Bo jeśli nie to chciałbym ci zapewnić ochronę dzięki mocy, jaką daje mi Pan
-Jeśli łaska - odpowiedział strażnik patrząc na kapłana z szacunkiem i lekko skłaniając głowę - Ale jestem tylko marnym strażnikiem. Prosiłbym, byś panie porozmawiał z naszym dowódcą. znajduje się w koszarach nieopodal, lecz wątpię by miał coś przeciwko temu. To dobry człowiek, lecz wymagający.
- Mylisz się, na twoich barkach spoczywa ciężar ochrony całej tej osady. W twoich rękach spoczywają życia wszystkich jej mieszkańców, przez co spełniasz o wiele większą rolę niż myślisz. Twoja funkcja jest powodem do dumy. Teraz, jeśli wybaczysz...

Kapłan dotknął swojego symbolu po czym rozpoczął krótką modlitwę o ochronę strażnika oraz o wsparcie go w jego obowiązkach. Gdy tylko skończył uśmiechnął się do strażnika

- Cieszę się, że choć w tak skromny sposób mogę cię wesprzeć. Mam nadzieję, że Heironeous ochroni cię od złego. Może mógłbyś mi jeszcze powiedzieć, co wiesz o klasztorze? Słyszałeś może jakieś plotki lub pogłoski o tym, co tam zaszło?
-O tym się nie mówi... Nikt raczej nie wie, co tam zaszło, a kapłan który kiedyś przybył z Kuźni, stwierdził ze jest to przypadek beznadziejny....
- Wybacz w takim razie, że pytałem. Nie ma jednak przypadków beznadziejnych, co najwyżej Ci, których wiara jest za mała by to zrozumieć. Wiara jest potężną mocą, sam się przekonasz o tym gdy powrócimy stamtąd i obwieścimy wam dobrą nowinę. Tymczasem żegnaj i niech Heironeous cię wspiera
-Niech bogowie was prowadza, dzielni śmiałkowie


Kapłan zszedł z wieży i ponownie spojrzał na przytulony do stoku klasztor. Choć teraz w ciemności wydawał się on cichym i spokojnym miejscem to inkwizytor wiedział, że niedługo przyjdzie im właśnie tam przelewać krew lub nawet oddać własne życia. Dla niego było to normalne, jednak ci, którzy mu towarzyszyli nie wyglądali na chętnych do takiego poświęcenia. Jego obowiązkiem była ich ochrona i doprowadzenie to tego, by wrócili bezpiecznie, nawet jeśli będzie go to miało kosztować życie

Gdy wrócił do karczmy na dole po gościach nie było nawet śladu. Starając się iść cicho by nikogo nie obudzić dotarł do swojego pokoju. Balia czekała już na niego, więc używając jednej z prostszych mocy danych mu przez Pana napełnił ją wodą. Nie podgrzewał jej w żaden sposób, gdyż zimna kąpiel w przeciwieństwie do gorącej nie rozleniwia, tylko hartuje ciało. Zmycie z siebie brudu długotrwałej podróży było naprawdę przyjemnym uczuciem. Zbroję zostawił na stole, jednak miecz położył tuż obok łóżka tak, by w razie czego móc od razu po przebudzeniu chwycić za rękojeść. Może to zbytek ostrożności, jednak było to kolejne przyzwyczajenie nabyte przez lata służby inkwizytorskiej

Jeszcze przez kilka godzin zajmował się czytaniem pisma świętego, dopóki nie poczuł pierwszych objawów zmęczenia. Jednocześnie cały czas nasłuchiwał, czy nie zbliża się niebezpieczeństwo. Dopiero na trzy godziny przed świtem, gdy zmęczył się wystarczająco zdołał zasnąć
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 27-01-2010 o 13:52.
Blacker jest offline  
Stary 27-01-2010, 07:50   #12
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
- W obu tych rzeczach gustowanie z czystym sumieniem odrzuciłem , mości Hattonie - odrzekł do wesołka rycerz.
-Ah, nie wiesz co tracisz przyjacielu. Jednak szanuję twój wybór bo to nie łatwa droga i wielu ją porzuca dla uciech ciała. Twoje zdrowie. - podniósł kielich i upił trochę szkarłatnego trunku.

Koncert był wspaniały. W mgnieniu oka karczma zapełniła się chyba wszystkimi mieszkańcami wioski. Noc już zawładnęła doliną, gdy dwaj bracia skończyli występ. Rozległa się burza oklasów. Wiwatom nie było końca. Sam Hatton też sumiennie oklaskiwał występ bardów gwiżdząc co chwila na palcach.

Gdy gwar ucichł do normalnego poziomu, jak na karczmę oczywiście, usiedli znowu do stołu. Pogawędzili jeszcze jakiś czas o wszystkim i o niczym, po czym Hatton zauważył, że ludzie po mału udają się na spoczynek. Mężczyzna dopił resztkę wina z pucharu. Jego kompani właśnie załatwiali sobie pokoje na noc. Zauważył jeszcze, że Noir zagadnął bardów przy ich stole. Naprawdę musiał mu się spodobać występ.

Wstał z krzesła i przeciągnął się.
-No, przyjaciele. Czas wypocząć. Podróż nużąca była. Życzę wszystkim dobrej nocy. - po tych słowach ukłonił się delikatnie, odebrał klucz od karczmarza i poszedł na górę.

Pokój był zwykły. Najbardziej zwykły, karczmarny pokój jaki kiedykolwiek ktoś wymyślił. Przywykł do nich. Bardzo często sypiał w karczmach i nawet polubił te pokoiki. Prawdopodobnie w luksusowej komnacie z łaźnią czuł by się mniej komfortowo. Zdjął do spania wszystko co zbędne. Ubrania powiesił na krześle, które ustawił tuż obok łóżka. Koszulę starannie złożył, tak samo jak pancerz. Spodnie i płaszcz przewiesił przez oparcie. Torbę natomiast postawił na podłodze między stolikiem a krzesłem. Resztę gratów ułożył na stoliku. Poza bronią. Tą ułożył na złożonych ubraniach. Sprawdził łatwość dostępu z łóżka. Odległość doskonała. Nie spodziewał się tutaj kłopotów. Robił to już odruchowo. Kilka razy został niemiło zaskoczony we śnie. Wolał chociaż tak się zabezpieczyć. Na koniec podszedł jeszcze do drzwi, przekręcił kluczyk i zostawił w zamku.

Przeciągnął się jeszcze raz podchodząc do okna. Osada szykowała się na spoczynek. W okiennicach gasły delikatne łuny płonących świec. Chwilę przyglądał się jeszcze nocy panującej nad osadą po czym położył się spać. Musiał wstać o świcie. Punktualność była cechą najistotniejszą jeśli chodzi o rozmowy z możnymi tego świata. Z takimi myślami odpłynął w świat marzeń i snu.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 28-01-2010, 16:36   #13
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ranek, jak to ranek. Zimny ziąb ciągnął do waszych łóżek z nieszczelnych okiennic przypominając wam, gdzie jesteście. Spaliście tak, jak za dawnych lat, kiedy każdy z was był niedoświadczony w swym fachu. Wtedy każdy zamach mieczem, czy też najprostszy czar wymagał od was nadnaturalnego wysiłku, by stać się silniejszym. Rankiem, po kilku pianiach koguta, który panoszył się gdzieś w pobliżu karczmy, wstaliście ze snu. Bynajmniej niektórzy. Nie wszyscy musieli spać, korzystając z dobrodziejstw magii. Po kilku kolejnych chwilach, kiedy już mieliście się sposobić do ponownego odziania na siebie swego ekwipunku, do drzwi zapukał karczmarz, obwieszczając wam, że za jakieś dwadzieścia minut będzie śniadanie. Zebraliście cie się w pustej karczmie. Nikogo w niej nie było, prócz zgrabnie przebierającej nogami dziewczynki.



Podawała wam ona półmiski z smażonymi jajkami, pajdą chleba, jak i herbatę w glinianych kubkach. Posiłek co prawda nie był królewski aczkolwiek bardzo pożywny. Kiedy byliście mniej więcej w trakcie spożywania, do waszego stolika podszedł starszy jegomość, który prowadził ten dobytek. Karczmarz. Przysunął sobie krzesło od sąsiedniego stolika do waszego, po czum usiadł na nim koło was. Twarz miał przeoraną znakami czasu, a budowę godną niejednego wprawnego wojownika. Po krótkim zbadaniu sprawy, czy aby nie będzie wam przeszkadzał, podjął się rozmowy.

-Witajcie mości śmiałkowie - przerwał, nie wiedząc chwile co ma powiedzieć - Mam nadzieję, że w nocy nie zmarzliście nazbyt. Okiennice są co prawda niezbyt szczelne, ale da się wytrzymać. Gorzej w zimę. Wtedy to i nos może odpaść. Miałem wam przekazać pewne koordynaty, do kogo macie się udać. Zastanawia was pewnie, jak was poznałem, nawet bez okazania tego śmiesznego papierku. To proste. Sława o was dotarła szybciej od waszych wierzchowców, a na domiar tego sługa boży, wraz z zacnym rycerzem to nie lada codzienność. Stary Burbin, zarządca tej wioski, chce się z wami spotkać, i omówić pewne sprawy. Co jak co, ale z min znajdziecie wspólny język. On, jak i ja pałaliśmy się bez małą tym co wy, lecz... - tutaj zamyślał się na chwile, z dość uśmiechniętą miną - ...z kończyliśmy z tym. Nie warto narażać życia dla kilku złotych monet. Jego siedzibę znajdziecie tuż nieopodal. Rozpoznacie ją po wielkości, jak i kamiennej podbudówce, a teraz wybaczcie. Musze wracać do swoich spraw, lecz jak czegoś będziecie potrzebowali, to mówcie. Będę na zapleczu.

Barman wstał, i udał się tak, jak mówił. Po skończeniu śniadania, które wcale nie było takie złe, udaliście się do burmistrza, wójta, czy czymkolwiek on jest.
Dom od razu wpadł wam w oko. Stał na skrawku wolnej przestrzeni, gdzie gdzieniegdzie wokół niego porastały skąpe w liście drzewa.



U drzwi stał jeden z strażników miejskich. Jego postura, jak i uzbrojenie od razu mówiły, że jest pierwszym lepszym łamagą. Musiał znać się na swoim fachu, a ten wysłużony topór, który wraz z tarczą stał oparty o ścianę domostwa, nie służył tylko na pokaz.



Przyglądał wam się uważnie, lecz gdy podeszliście bliżej, nie stawiał wam oporu. Po zapukaniu do drzwi, które uszczelnione były jakimś dziwnym roztworem, otworzył wam je człeczyna niskiego wzrostu, i wieku sędziwego. Spojrzał po was zmrużając oczy, po czym zaprosił was do środka. Najprawdopodobniej był to majordomus tego domostwa. Jednym prostym ruchem wskazał wam drzwi, do osoby która już najprawdopodobniej was oczekiwała, sądząc po bezproblemowym dostaniu się.

Po przekroczeniu kolejnych drzwi tego ranka, zastaliście za mini dobrze umeblowany pokój. Wyglądał on raczej jak kancelaria, lecz nie wiedzieliście czy aby nią nie jest. Dywan wykonany z czerwono-fioletowego materiału prezentował się zacnie. Meble które stały na prawo od was, wykonane z dębiny warte były zapewne nie mało. Na lewo od was na ścianie wisiały liczne trofea. Znalazł się tam niedźwiedź, wilk, łoś, i na centralnym miejscu tej ściany wisiała czaszka jakiegoś rogacza. Jack, po chwilowym przestudiowaniu jej wiedział, że to demon. Pozostali natomiast mogli się domyślić, że przyczyną jego śmierci była długa i wąska dziura na jego czole. Pod czaszka prawdopodobnie wisiało narzędzie jego śmierci. Był to mistrzowsko wykonany topór krasnoludzki, który swoje właściwości skrywał głęboko przed wami.



-Yh, hmmm -burknął krasnolud, który siedział na końcu tego pomieszczenia. Był on odziany w czerwony jak burak kaftan, który ciasno dociskał do jego klatki piersiowej. Po jego twarzy widać było, że pałał się tym samym, co karczmarz. Wojaczką. Popatrzał po was z zaciekawieniem, po czym położył na blat swą lewą dłoń. Dostrzegliście na niej brak małego, i towarzyszącego jemu palca.

-A wiec to wy - rzekł bez zawodu w głosie - może wam się uda chociaż przeżyć to piekło, które czeka za tamtymi murami. Zgodnie z nakazem namiestnika, mam wam udzielić wszelkich możliwych odpowiedzi i informacji na to, co znajduje się w tamtych rejonach - rozłożył zapraszająco ręce, po czym splótł je na klatce piersiowej. Przechylił się w tył na swym krześle.



-Pytajcie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 07-02-2010, 17:11   #14
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Noc nie była w niczym ciekawa. Księgi które wertował znał prawie na pamięć. Były to grube tomiszcza zawierające jego potęgę. Czary. Odkąd opuścił swe dotychczasowe wiezienie nie często przyszło mu zmieniać taktyki walki więc dzień w dzień przygotowywał identyczne zaklęcia. Kiedyś myślał o stworzeniu własnego czaru. Utkania mocy tak jak nikomu wcześniej się nie udało. Jednakże na to trzeba było środków których mu trochę brakowało. I czasu który ostatkiem miał zapełniony. Noc powoli oddawała władanie nad światem swemu bratu - dniowi. Słońce skromnie i nieśmiało poczęło przebijać się wśród ciemnych odmętów nieba. Nie ukazało jeszcze swego jaśniejącego oblicza. To tylko jego straż przednia wywalczała przejście swemu panu. Szarość - skutek tych walk - była najmniej ciekawym punktem doby. Najczęściej też przeznaczona była na sen. Dwie godziny do świtu. Dwie marne godziny... Oj jakże za czasów akademickich cierpiał z powodu zmniejszonego snu. Jakże przeklinał na brak kawy... Jakże to dawno było. Minęło.

Obudziło go pienie koguta. Świt właśnie nadchodził, a w przybytku pierwsze ranne ptaszki poczęły wstawać. Noir nie czekając na żadne wizyty w celu pobudki wstał po czym szybko przywdział swe ubranie. Dużo tego nie było ale musiał sprawdzić wszystkie małe kieszonki po wewnętrznej stronie płaszcza. Kieszonki zawierające znaczną ilość śmieci. Kawałków sznurka, bryłek węgla czy siarki... Skarby czarodzieja. Składniki jego mocy.
- Brandon! Wstawaj już! - rzekł lekko rozkazującym tonem podrażniony tym, że jeszcze ktoś śpi w jego obecności. Mała płonąca istota przeciągnęła się teatralnie po czym szybko znalazła się na głowni kostura. Ułożyła się wygodnie i niczym płonący klejnot przyozdabiała laskę czarodzieja.

Śniadanie znów zignorował niczym natrętną muchę. Przypatrywał się wszelakim gościom i wysłuchał karczmarza. Nie odpowiedział. Nie miał zamiaru. Chciał szybko skończyć tą farsę z opętanym klasztorem i zająć się czymś na czym naprawdę mu zależało. Znaleźć brata...

Gdy wyszli na zewnątrz świeże, górskie powietrze uderzyło ich w nozdrza. Była to miła odmiana od zwykłego zapachu siarki i smoły bądź rynsztoków i uryny. Zwłaszcza od tych drugich. Nienawidził życia w mieście. Zwłaszcza w takim śmierdzącym.
Ruszyli do władyki. Na drodze stanął jakiś strażnik miejski. Nim doszli do jego persony pewna myśl zakwitła w umyśle elfa. "Nie ruszy się. Nie przepuści. Będę mógł go spalić!" Przepuścił.
Weszli do środka. Widać było, ze burmistrz, należący to zacnego rodu khadazów umiłował sobie polowanie. Z toporem w ręku. Czaszka Babau - średniej rangi demona - była dobrym przykładem. Co prawda nie był to stwór który mógł przerazić kogoś z ich niewielkiej drużyny, to jednak zwykli mieszkańcy ginęli by pokotem pod pazurami tego piekliszcza.
Powitanie było iście na krasnoludzką modłę. Bardzo krótkie i nie wylewne. Noir czuł za punkt honoru pokazać jak to się robi wśród jego ludu.
- Powitać zacny zarządco tej skromnej osady. Niech Muradin błogosławi ciebie i twą rodzinę. - skłonił się uroczyście. Uśmiech zawitał na jego twarzy. - My, skromni poszukiwacze wytrawnych przygód, jak Ci wiadomo chcemy uwolnić twych ludzi od zła piekielnego jakie nawiedziło tamten niczego winny klasztor. A i pytanie mamy nie jedno. Zapewne wszystkich nas interesuje co tak naprawdę nawiedziło ów przybytek. Demony? Diabły? Grobczyk jakiś nie wierny? Widząc dowód twej odwagi wiszący na ścianie - skinął na trofeum - mniemam, iż wiesz dokładniej co niepokoi te ziemie.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 12-02-2010, 18:24   #15
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Inkwizytor obudził się około godziny przed świtem, po dwóch godzinach snu. Nie przywykł kiedykolwiek sypiać dłużej, sen był tylko niepotrzebnym przyzwyczajeniem którego wiele osób nie było w stanie porzucić. Jako zbrojne ramię kościoła działające często w sprawach ogromnej wagi nie mógł sobie pozwolić na beztroskie marnowanie czasu na czynność tak trywialną jak odpoczynek. Miał swoje obowiązki i żył tylko po to, by je wypełniać, a te często wymagały od niego wielu dni obywania się kompletnie bez snu czy jakiegokolwiek innego odpoczynku. Pozwolił sobie teraz na to słodkie nieróbstwo tylko i wyłącznie z tego powodu, że w momencie rozpoczęcia faktycznych działań musiał być w pełni sił zarówno fizycznych jak i umysłowych by nie narazić na niebezpieczeństwo siebie i swoich towarzyszy.

Chłód poranka skutecznie pomógł odpędzić wywołane snem odrętwienie. Woda, którą pozostawił w balii przez noc stała się jeszcze zimniejsza, więc po przemyciu nią twarzy był już w pełni obudzony. I najwyższy czas - pora była rozpocząć modły. Jack podniósł największy z przyniesionych do pokoju dzień wcześniej kufrów, ustawił go w centralnym miejscu pomieszczenia po czym rozłożył go zmieniając niepozorny pakunek w ołtarz Heironeousa. Inkwizytor ustawił na nim dwa świeczniki, umieścił w każdym po trzy świece, a po ich zapaleniu uklęknął i pogrążył się w modlitwie. Postronnemu obserwatorowi wydawałoby się, że inkwizytor niczym nie różni się od posągu, gdyż tak samo jak posąg nawet nie drgnął gdy słyszał jak pozostali mieszkańcy karczmy budzą się i rozpoczyna się poranna krzątanina. Trwał tak pogrążony w bezgłośnej a mimo to żarliwej modlitwie przez godzinę, do chwili gdy pierwsze promienie słońca nie rozświetliły pokoju świadcząc o tym, że światło po raz kolejny zwyciężyło mrok i nastał nowy dzień.

Po zakończeniu modlitwy i ponownym złożeniu ołtarza Jack założył na siebie zbroję i przypasał miecz. Następnie zszedł na dół, do głównej izby karczmy spodziewając się, że będzie tam pierwszy, jednak ku swojemu zaskoczeniu zobaczył że ognisty mag już siedzi na dole. Przypomniał sobie, że elf ten jeszcze lepiej niż on obywa się bez snu - gdy kiedyś zajmował się jego obserwacją nie zauważył, by sypiał kiedykolwiek. Pozdrowił go tylko delikatnym skinieniem głowy po czym bez słowa usiadł przy tym samym stoliku oczekując aż pozostali zejdą na dół

Gdy pozostała dwójka dołączyła do nich podano śniadanie. Kapłan tym razem nie jadł ani nie pił nic. Po jakimś czasie karczmarz zbliżył się do ich stolika i zagadnął, twierdząc że zajmował się tym samym co oni i że powinni udać się do zarządcy osady. Inkwizytor uśmiechnął się na te słowa ironicznie

- Paraliście się tym samym, co my... Naprawdę, byliście panie duchownym?

Gdy wszyscy skończyli śniadać nadszedł czas, by porozmawiać z Burbinem. Udali się do jego domu, który o dziwo, nie dość że ze swoją kamienną podmurówką na tle pozostałych domostw w osadzie wyglądał jak pałac to na dodatek przed wejściem stał strażnik. Było to dość nietypowe, przynajmniej według kapłana jednak mogło mieć swoje uzasadnienie w przeszłości zarządcy. Kto wie jakie mógł zgromadzić dobra i komu zajść za skórę w swojej bojowej przeszłości. Majordomus, kolejny wyznacznik statusu i bogactwa właściciela zaprowadził ich do pokoju Burbina, który okazał się... krasnoludem. Albo świadczyło to o tolerancji mieszkańców albo o prestiżu jaki ów Burbin posiadał. W zdecydowanej większości miast w jakich bywał krasnoludy nie miały większych szans nawet na urzędnicze stanowiska a co dopiero na pozycję zarządcy. Najwyraźniej co kraj, to obyczaj

Po krótkim wstępie Noir zadał pierwsze pytanie o to, co nawiedziło klasztor. Kapłan wiedział, że tylko taka informacja to za mało. Zapytał więc wprost, bez zbędnych formalności i ozdobników

- Oprócz tego, na co możemy się natknąć w klasztorze potrzeba nam więcej informacji. Musimy wiedzieć kiedy dokładnie zaczęło się dziać tam źle. Czy były jakieś wcześniejsze symptomy nadciągającej tragedii, działo się coś podejrzanego lub nietypowego? Czy krążyły jakieś niesamowite plotki i pogłoski, może ktoś dziwny przybył do miasta niedługo przed tym? Nawet pozornie nieistotne zdarzenia mogą nam powiedzieć coś więcej o przyczynie tych wydarzeń. Interesuje mnie również to, czy podejmowano jakieś działania albo wysyłano do klasztoru ludzi. Ważne może być także czy w wiosce nie ma krewnych bądź przyjaciół kogoś, kto był w klasztorze? Mówię zwłaszcza o rodzinach zakonników, jeśli takowe tu mieszkają. Powiedz nam także w jaki sposób dowiedzieliście się, że w klasztorze dzieje się coś złego
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 20-02-2010, 10:31   #16
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Obiegł wzrokiem całą drużynę kilka razy, zastanawiając się jak wielkie szanse mają by tam przeżyć. Jeden inkwizytor, mag, rycerz i chyba łotrzyk albo bard. Szanse były spore, bo na tak małą drużynę, dobrani byli wystarczająco. Pierwszy z pytaniem wyszedł pan goła klata... yyy zacny mag. Krasnolud odwzajemnił uśmiech, w którym nie było nic, tylko szczerości. Nie był chamem, ani niczym w tym stylu. Głupotą by było zniechęcać wojowników do wyruszenia na tą jakże zacną misje.

-Ta czaszeczka, jak widzicie - wskazał na trofeum wiszące na ścianie - jest moją zdobyczą z przed kilkunastu ładnych lat. Zabiłem go nieopodal wioski, kiedy kręcił się, i atakował bestialsko zwierzynę, po naszych okolicznych lasach. Co dziwne, monstra tego pokroju, demony jak i diabły kręciły się w tej okolicy już od sporego czasu. Tylko nie mogę sobie tego powiązać z niczym ciekawym... Mam. Nie jestem pewien, ale chyba przed dawien dawna, jeszcze za panowania starego namiestnika, kiedy przenieśli się w te strony mnisi ze wzgórza, wtedy zaczęto przypadkowo spotykać te paskudztwa. Może to ma jakiś związek z tym, ale nie jestem pewien. Nie byłem tam ani razu, w obrębie tych murów.

Zakończył na tym, myśląc że dostatecznie dużo powiedział na to pytanie. Następnie zapytał inkwizytor. Krasnolud spojrzał na niego poważniej, kiedy ten zalewał go potokiem pytań. Można było zauważyć, jak na palcach ręki zaczyna coś zliczać. Kiedy pytania ustały, zacisnął pięści, i odparł

-Na część pytań już odpowiedziałem, jak mi się zdaje. Mnisi przybyli z daleka, co mi wiadomo. Jako że ludzie, mieszkający w tej osadzie wyznają Boga Słońca, regularnie odwiedzali dobytek, oddając tam modły. Kiedy wieśniacy - krzywił się to mówiąc- wyruszyli pielgrzymką do klasztoru, spotkali już wiele metrów od murów porozrzucane ciała mniszków. Okropny widok. Wtedy postanowiłem ruszyć dupsko, i samemu się tam przejść. Mam przyjaciela, druida, który bezpiecznymi szlakami przeprowadził mnie pod same mury. Widziałem tam, lecz tego nie jestem pewien, demony, kręcące się to tam, to ówdzie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 23-02-2010, 07:47   #17
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Poranek był rześki. Hatton wstał skoro świt, jednak przygotowania do wyjścia zajęły mu trochę czasu. Musiał przyznac, że dawno tak dobrze nie spał. Zapomniał już uroków pokojów w karczmach i słodkich niewygód jakie one za sobą niosły. Gdy przyodział cały swój ekwipunek, łącznie z kapeluszem zszedł na dół. Tam zastał czekających na resztę Jacka i Noira.
-Witam. Wspaniały poranek na rozpoczęcie przygody, nieprawdaż? - rzucił jeszcze ze schodów do kompanów. Po dłuższej przemowie karczmarza Hatton odpowiedział
-Mi osobiście już brakowało tych delikatnych przeciągów karczmarnych pokoi, mój panie. Myślę, że o warunki tam panujące zbytnio martwić się nie musisz. - odrzekł z uśmiechem.

Cała drużyna zasiadła do sniadania, z którym uwinęli się dość szybko. Widać każdy z nich chciał jak najszybciej poznać szczeguły sprawy, przez którą się tutaj znaleźli.

Dom włodarza wyróżniał się w wiosce. Widać było, że postawił go możny człowiek. Przed budynkiem stał potężnie zbudowany strażnik. Hatton miał wrażeniej, jakby tylko czekał na okazję, aby rzucić się na nich z pięściami. Gdy przeszli obok nawet się nie poruszył. Za przybyszami powędrował tylko jego wzrok. Gdy drużyna zapukała do drzwi otworzył im sędziwy już służący.
"Jak go stać na majordomusa, to pewnie nie wprosił się w takie salony"

Hatton szedł powoli rozglądając się po ścianach. Wisiało na nich pełno łowieckich trofeów, łącznie z czaszką czegoś, co napewno nie mogło być zwierzęciem. Tuż pod trofeami wisiał doskonale wykonany krasnoludzki topór. Hatton odrazu wyczuł, że nie jest to zwykły kawałek żelaza. Magiczna aura przedmiotu była bardzo wyraźna. Krasnolud chrząknięciem zwrócił uwagę na swoją osobę
-Pytajcie

Noir i Jack zarzucili krasnoluda pytaniami co, gdzie i jak. Ten spokojnie na wszystko odpowiadał. Hatton spokojnie przyszłuchiwał się rozmowie. Nie miał pomysłu o co by można zapytać do momentu gdy włodarz wspomniał o mnichach i druidzie.
-Mnisi? Czy ktoś z nimi rozmawiał? Wiesz panie ilu ich było? I gdzie znajdziemy owego druida? Mógłby nam pomóc. Może wiedzieć o wszystkich zajściach więcej niż mieszkańcy.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 24-03-2010, 20:03   #18
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Krasnolud siedział, wsłuchując się w potok pytań. Staranie odpowiedział na nie, nie chcąc wzbudzać nieporozumień. Następnie głos zabrał jegomość, prezentujący się mniej okazale, ale nie można było powiedzieć, że nie znał się na swoim fachu. Krasnolud wysłuchał jego zapytanie, pocierając dłonią po szczęce. Wspominał pewnego mnicha ...

-Tak, tak... Dobre pytanie. Popytałem się to ty, to tam ludzi, ilu mogło ich tam się znajdować. Trzydziestu ogółem. Piętnastu nowicjuszy, przełożony, czterech kapłanów, czterech nauczycieli, pięciu mistrzów i Pelor - kończąc uśmiechnął się chytrze.

-Co do druida, to raczej on was znajdzie, i zapewniam was, jest bardzo mądry. Nie oceniajcie go zbyt pochopnie - skrzywił się ponuro a następnie splótł palce oczekując dalszych pytań.


***

Krasonul po raz kolejny spojrzał po waszych twarzach, po czym zwiesił swą głowę, spoglądając na własne ubranie, lecz po chwili spojrzał prosto na Jack'a, i uwiesił na nim swój wzrok.

-Wyruszacie na niebagatelną misje, lecz wierze że wywiążecie się z zadania - następnie przesunął wzrok na każdego z obecnych w tym pomieszczeniu, nawet na czaszkę na ścianie- i pomożecie w osiągnięciu spokoju i ładu na tych ziemiach. Na ostatek mogę powiedzieć wam, jak dojść pod same mury opactwa. Jak zapewne widzieliście, kiedy tu przybyliście, istnieje droga prowadząca przez pola, która ciągnie się w las. Oto ona. W lesie istnieje jedno rozdroże, które prowadzi do " Bastionu kruków" i do miejsc docelowego. Musicie tam skręcić w lewo, kierując się pod bardziej strome wzniesienie. Po drodze kogoś spotkacie, w co nie wątpię. A teraz pozostaje życzyć mi wam powodzenia, i... - tutaj się zawiesił w pół zdania - powodzenia - dokończył nie wiedząc co miał najwidoczniej do dodania.

Skierowaliście się do wyjścia, rozważając i rozmyślając co może was spotkać. Co prawda, za zadaniem szedł prestiż, sława i ręka księżniczki. Dobra, dobra... Zagalopowałem się troszkę. Sporo od was oczekują mieszkańcy tej krainy, wiec się postarajcie. Po wyjściu z dobytku, koło drzwi nadal stał człowiek okuty w zbroje. Nie zmienił pozycji, wiec można było by pomyśleć, że jest posągiem arcymistrza rzeźbiarstwa, albo jest tu przygwożdżony, albo na patyk w... wiecie czym. Skierowaliście cie się dalej, w głąb wioski. Pierwsze co wam się spodobało/nie spodobało to to, że przed wymarszem, który planowaliście po dwu godzinnej przerwie na przygotowanie, wszyscy mieszkańcy spoglądali na was z zaciekawieniem. Tak, plotki szybko się rozchodzą. A wiec teraz jest czas dla was...

***

Spotkaliście się wnet pod bramą miasteczka, pozostawiając za sobą wzrok młodzianek, które z łezką w oku odprawiały was w dal. "Nie płaczcie" mógłby któryś z was powiedzieć, ale to by wiele nie zmieniło. Ci ludzie pokładają w was nadzieje.

Droga najpierw ubita solidnie, która prowadziła was aż do skrętu umilała wam przemarsz. Teraz zaczyna się problem. Może nie jest on tak wielki, jak prastary jaszczur, ale jednak uciążliwy. Błoto, które rozmyło ścieżkę, wcale wam nie pomagało. Grzęźliście tak przez czas jakiś, aż doszliście do gospodarstwa rolniczego. W oddali, tuż za drewnianym domem, z podmurówką postrzegliście małą dziewczynkę, która pomachała wam, a następnie z chowała się za załomem. Nieopodal, latały gęsi i... co tu opisywać. Po protu małej wielkości gospodarstwo rolne.

W oczy wpadła wam sieć desek, rozmieszczona wokół domu, i wbita na sztorc w ziemie. Przedstawiciele sił wyższych, jak i mistycznych od razu domyślili się co to może być. Runy ochrony, które miały za zadanie odpędzać złe istoty. Mało skuteczne jak na wasz gust, ale chochlik nie przejdzie, oj tak !

Teraz przed wami rozciągały się pola pszenicy, który ledwo sięgały wam do kolan. Widać było, że do żniw jeszcze kawałek. W końcu jest dopiero wiosna. Kiedy las stawał się coraz bliższy, a wioska za wami zanikała bez mała całkowicie, dostrzegliście na skraju lasu postać, a obok niej... niedźwiedzia ? No cóż, to chyba musi być druid.

Kiedy zbliżyliście się jeszcze bardziej, dostrzegliście że siedzi na jednym z samotnych głazów rozsianych na tej polanie (już nie polu). Koło niego leniwie leżał jego kompan, ignorując waszą obecność.

Jak was znam, to i tak byście podeszli by pogadać z nim. Ten obrócił się w waszą stronę, prezentując swoją osobę. Nie wiele mogliście dostrzec, gdyż bardziej spostrzegawczy z was dostrzegli, że pod kapturem jego twarz jest osłonięta brudnym płótnem. Kiedy wstał, jego uranie porywane nagłym podmuchem wiatru, falowało na nim, trzepocząc strzępkami płaszcza, jak i fragmentami szaty. Jego osoba najwidoczniej miała swój wiek, sądząc po postawie. Podparł się kijem o ziemie, by wiatr nie obalił go na nią. W międzyczasie rzekł



-Witajcie śmiałkowie, zmierzający w nieznane - powiedział w wspólnym, lekko gardłowym akcentem - zwijcie mnie Brzozą, a jestem tym, o kim już słyszeliście.

Kończąc wypowiedź suchym kaszlem. Najwidoczniej czegoś od was oczekiwał, tylko czego ?
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 26-03-2010, 20:05   #19
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Audiencja była już skończona. Dostali tyle potrzebnych informacji, że nadal nie wiedzieli z czym przyjdzie mi się spotkać. Z druidem, to na pewno, ale z czym jeszcze. Nie zważając na to i głęboko wierząc, ze nieważne jaki był by to demon czy inny diabeł wiedza Noira nie zawiedzie i da odpowiednie wiadomości jak pokonać czające się tam Zło. Mieli trochę wolnego dla siebie czasu - wystarczające by przeanalizować swą księgę czarów jeszcze raz. Zarówno diaboły jak i demoniczne piekliszcza były mocno oswojone z wysokimi temperaturami ognia wiec jego magia na nic by się zdała. Jednak nie mógłby nazywać siebie czarodziejem gdyby nie miał innych sztuczek w swym dwunastu tomowym zbiorze ksiąg. Co prawda inne żywioły nie interesowały zbytnio elfa i do tego złe istoty posiadały różne odporności to jednak jeden żywioł ranił je równie skutecznie co ostry miecz wspomagany dawką zaklęć.

Wychodząc ze wsi wszystkie oczy skierowane były na poszukiwaczy przygód. Mag był przyzwyczajony do takiego widoku. Jako żywa istota w swym wiezieniu budził nie małe zdziwienie oraz jako wiecznie gorący wśród swej rasy również nie był zwyczajny. Jednak mały Brandon siedzący do tej pory spokojnie na dzwonni jego kostura wydawał się być trochę speszony. jego kontakty miedzy ludzkie nie były zbytnio zaawansowane. Rzadko kiedy miał styczność z planem materialnym. Przed poznaniem Noira był tu tylko raz. I o ten jeden raz za dużo. Kobieta z miotłą i mężczyzna z wiadrem pełnym wody goniący przez trzy godziny były nie przyjemnym wspomnieniem małego żywiołaka.

Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Błoto nieprzyjemnie chłodziło nogi i parowało pod krokami mężczyzny. Noir nie posiadał konia. Był szybki niczym wiatr w polu i był w dobrej kondycji, jednak teraz dałby dużo by nie musieć dotykać tej brei. Niestety życie jest złe.

Prowizoryczne kręgi chroniące przed złem. Tak prowizoryczne, że elfa przyszła nawet chęć poprawienia tych marnych ochron. Jednak jakiekolwiek takie kręgi wzbudzały pogardę w oczach małego chowańca. Odpowiednio zmienione symbole i puf! Nie mógł by sobie spokojnie tam chadzać.

W końcu słowo ciałem się stało i zmieniło się w druida. Sędziwy staruszek przybrany w poszarpany płaszcz trzymający drewnianą lagę w towarzystwie niedźwiedzia nie był najmilszym widokiem dla maga. Nie wiedział czemu ci obrońcy natury nie miłym okiem patrzyli na płonące drewno. Nie mogli znieść widoku gorąca płomieni i myśli, ze ktoś tak napalony mógł by chodzić po ich lesie. Elf jednak starał sie zachowac te poglądy dla siebie i dac szansę staruszkowi.
- Bądź pozdrowiony. Jam jest Noir i tak, spodziewaliśmy się ciebie. Może ty nam w końcu powiesz co tak naprawdę stało się w tamtym klasztorze i czego spodziewać się możemy?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 01-04-2010, 18:19   #20
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Starzec ledwo utrzymując się na nogach spoglądał na śmiałków. Po chwili oczekiwania zebrał się na wyjaśnienia

-Tak drogi chłopcze - rzekł chrypliwym głosem- wiatr rzekł mi swe bóle, drzewa płaczą z cierpienia, zwierzyna ucieka z tych terenów. Miejsce to jest skażone. Skażone plugawą magią prosto z otchłani. Demony, złowieszcze pomioty zaatakowały te mury. Kiedy to się wydarzyło, byłem w pobliżu i na czas przybiegłem. Widziałem po przybyciu bramę, rozłamaną w pół, u której leżały truchła mnichów. Chciałem tam wejść, pomóc walczącym, lecz z murów wybiegł chłopczyk, nowicjusz możliwe. Zbryzgany krwią plugawą, że chyba same czarty nie potrafiły go odróżnić od swoich. Zabrałem go pewnie jak nigdy do mego zagajnika, gdzie resztkami sił utrzymuję harmonie natury. Jeśli chcecie się z nim zobaczyć, zapraszam.

W czasie rozmowy kaszlnął jeszcze kilka razy, po czym oparł się ciężko na drągu. Widać każda chwila sprawiała mu cierpienie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172