Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2010, 23:17   #21
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zdyszana Amarys przebiegła przez korytarze dziewczęcego skrzydła i dopiero przed ostatnim zakrętem zwolniła, uspokajając oddech. Jednak jeszcze w korytarzu usłyszała z sypialni znajomy szum oznaczający, że współlokatorki już wstały, więc bez problemów wmieszała się w tłum. Była zła sama na siebie, że tak długo zamarudzili, ale z drugiej strony do śpiącego pokoju wślizgnąc było by się trudniej - wszystkie zawiasy Domu skrzypiały, jakby od czasów Radcy nikt ich nie naoliwił. Zapewne był to jeden ze sposobów ojca Edrina na konstrolowanie ruchów wychowanków... Teraz jednak Amy nie musiała się tym martwić - szybko chwyciła swój ręcznik i obmyła twarz i ręce z resztek kurzu. Przez chwile zastanawiała się, czy by nie ukryć mapy w pokoju; w końcu jednak wzięła ją ze sobą. Koleżanki - zwłaszcza te młodsze - były zdecydowanie zbyt wścibskie; wokół domu istniały o wiele lepsze kryjówki niż własne łóżko. Zadowolona z efektów nocnej wyprawy i jej pomyślnego zakończenia ruszyła wraz z towarzyszkami do jadalni

Jednak w miarę marszu korytarzem podniecenie odkryciem nowego oblicza Ansalonu ustąpiło miejsca nieokreślonemu niepokojowi. Wśród dzieciaków buczało jak w ulu, stanowiąc kontrast ze zwykłym porannym marudzeniem i ziewaniem. Wkrótce zaś z szumu głosów można było wyłowić jedno, jedyne słowo: Dziura...

Rav, Trzmiel, Aglahad... i Tych Trzech prowadzonych przez akolitów i ojca Edrina... ziejąca wilgocią i ciemnością otchłań piwnicy... Amarys nie wiedziała, czy bardziej przerażona była tym, że w ogóle ich złapano, że i ją mogli zaraz wywlec z tłumu i wrzucić do Dziury, czy też samą Dziurą. Przez jedną szaloną chwilę miała ochotę krzyknąć, że to nie tak, że to przez nią cały ten raban - i biblioteka, i czytanie księgi... Tylko co by to dało? Ojciec Edrin nie zmieniał zdania, a współwinni byli tak samo winni jak... no, główni winowajcy. No i Dorośli nie przyznawali się do błędów.

Pocieszające spojrzenie Rava nie poprawiło jej nastroju (kto tu komu powinien dodawać otuchy?!), jednak otrzeźwiło nieco, więc bez problemu wyłapała dziwne zachowanie Trzmiela - zwłaszcza, że po nim nie spodziewałaby się takiej reakcji. Drobne zamieszanie, upadek i.. księga! Drogocenna księga leżała między chudymi jak patyczki nogami dziewcząt, obutymi w toporne trzewiki. Jednak nie spodziewała się też, że Katia - zawsze wpatrzona w Trzmiela jak obrazek - również zauważy kombinacje swego obiektu westchnień i jego newralgiczną "zgubę". Na szczęście dziewczyna należała do rodzaju tych wielkookich i wielkobiustych krówek, które chłopcy określali jako romantycznie rozmarzone i uroczo niezgrabne, a dziewczęta - jako nieco głupawe i powolne. Toteż nim dłonie Katii znalazły się na wysokości jej kolan, Amarys zdążyła już upuścić na księgę brudną chustkę i szybko wsunąć obydwa przedmioty do kieszeni sukienki. Uśmiechnęła się słabo do przyjaciółki i odprowadziła chłopców wzrokiem póki nie zniknęli w ciemnościach. Musiała przyznać, że i Rav i Trzmiel zaimponowali jej odwagą. Bała się jednak, że już nigdy nie zobaczy swoich... przyjaciół... Albo z piwnicy wrócą ich marne cienie, które wcale nie będą zainteresowane mapą, księgą czy czymkolwiek nielegalnym, choćby podkradaniem śliwek z przydomowego sadu!
 
Sayane jest offline  
Stary 18-04-2010, 20:51   #22
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Kłamstwo? Ale niby skąd wiedział! Nie mógł wiedzieć! Co za uparty stary.. może to przez te uszy? Rzeczywiście krew jakby mocniej napłynęła w ich kierunku. Efekt mógł być tylko jeden. Czerwone do granic możliwości małżowiny. Arght!

Dziura! Było w niej coś strasznego. Takiego, że na dźwięk tego słowa bledli nawet najwięksi twardziele, a raczej "twardziele", tacy jak Stam chociażby. Aglahad bał się jej tak jak i wszyscy, ale było w niej coś takiego, co ciężko wyrazić. Korciła go bardzo ta dziura i jej wnętrze. No bo w końcu istotą dziury jest to, że jakieś tam wnętrze posiada.

Jaka jest legenda tego miejsca? Każde pokolenie wychowanków Domu Sierot miało na to swoją teorię. Jedną dziwniejszą i co za tym idzie ciekawszą, od drugiej.

Może gdzieś tam kryje się wejście do głębszej części podziemi, jakiegoś starożytnego lochu na ten przykład?

A może.. może. I tych może było coraz więcej i więcej. Im dłużej nad tym myślał, tym większy dreszczyk emocji czuł na swoim karku...

Kątem oka dostrzegł co też wyczynia Trzmiel. Aglahad zawsze był dobrym obserwatorem, ale i tak nie mógł się nadziwić, że nie reaguje żaden z akolitów. Przecież było to działanie wręcz jawne. Taka niedyskrecja, taki brak subtelności, oj, on by to lepiej zrobił. Może chociaż w owianej zła legendą Dziurze będzie miał okazję się wykazać?
Może.. może.
 
Keth jest offline  
Stary 18-04-2010, 23:13   #23
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny

Za Waszymi plecami, z głośnym hukiem zamknęły się piwniczne wierzeje, odcinając Was od gwaru głosów podekscytowanych wychowanków domu. Ciemność spadła na Was ze wszystkich stron. Jeden z akolitów zatrzymał się na chwilę by skrzesać ogień. Waszym nieprzywykłym do mroku oczom ukazały się wąskie schody prowadzące w dół. Dało się słyszeć donośnie chlipanie przeplatane cichszymi jękami zgrozy i lęku - oto ciemiężyciele Trzmiela struchleli w obliczu kary. Ciche syknięcie jednego z akolitów dało Wam znać iż pora ruszać dalej. Powoli, noga za nogą poczęliście schodzić w ciemność.

Schody były strome, lecz nad wyraz krótkie. Ledwie jeden zakręt minęliście a już stanęliście na progu szerokiego korytarza, po obu stronach otwierającego się na liczne pomieszczenia. Prowadzący ten ponury kondukt akolita stanął przed ostatnimi z rzędu drzwiami. Sięgnął po skryty pod fałdami szaty łańcuszek, na końcu którego połyskiwał duży, mosiężny klucz. Drzwi z cicha zgrzytnąwszy z rzadka używanymi zawiasami stanęły przed wami otworem.

- Witajcie w Dziurze! - Szepnął złowieszczym tonem młody akolita, zapraszającym gestem wskazując na wnętrze Waszego więzienia. - Wejdźcie do środka, o potępieni!

Waszym oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie. Mogło mieć może i z pięć kroków długości, a z połowę tego szerokości. Nie było tam wygód. Ot, trzy sienniki, dwa stołki, jeden kulawy stolik, do tego kilka pocerowanych derek, które zapewne widziały lepsze czasy. Całości dopełniał wąski świetlik, dzięki któremu to celę dzieliła na pół jaskrawa smuga słonecznego blasku. Jak na złość nawet szczury nie chciały przemykać po schludnie zamiecionej podłodze (kamiennej, bynajmniej nie było to zasłane odpadkami klepisko), nie mówiąc już o karaluchach.

- Na dobrych bogów. - Rzekł Wasz przewodnik szyderczo. - Naprawdę nie wiem czego się te dzieciaki tak boją. Ojciec Edrin jest dla Was zbyt dobry! Za miękkie ma serce, ot co! Dalejże włazić! W przeciwieństwie do Was, nieroby, my mamy swoje zajęcia!

Drzwi zamknęły się za Waszymi plecami, podobnie jak za tamtymi trzema w bliźniaczej celi po drugiej stronie korytarza. Przez chwilę dochodziły Was jeszcze głosy oddalających się akolitów a potem zapanowała cisza.


***


Po nabożnej chwili skupienia i modlitwy (tudzież ściszonych, ukradkowych szeptów) przy stole jadalni zawrzało. Gadali wszyscy. Od najmniejszego pędraka, który ledwie potrafił wydukać kilka słów, po najstarszych wychowanków. Ba, nawet kilku ledwo co wyrosłych z wieku dziecinnego akolitów dołączyło się do tego szaleństwa wymiany wszelakich informacji o porannych zdarzeniach. Jednym słowem zdawało się, że jadalnie Domu dla Sierot imienia radnego Bidney'a opanowała horda wściekłych przekupek. Mało kto interesował się stygnącym posiłkiem, który jak to zwykle rano składał się przede wszystkim z masy szarawej, oślizgłej owsianki, świeżo wypieczonych jęczmiennych placków i gorącego, parującego mleka (bynajmniej nie było ono gotowane). Spekulowano, plotkowano, doinformowywano niedoinformowanych, okłamywano łatwowiernych i spierano się z tymi, którzy wierzyli, że wiedzą więcej niż reszta.

- W Dziurze! - Mówiła podnieconym tonem jedna z siedzących przy Amarys dziewcząt. - Całe wieki nikogo tam nie zamykali!

- I dobrze im tak! - Odpowiedziała jej sąsiadka, niska dziewczynka o pokrytym piegami nosie i chudziutkich jak mysie ogonki rudych warkoczykach. - Sobie są winni! Stam i te jego łobuzy! A ten cały Ravere niewiele lepszy od tamtych, jak nic wyrośnie na jakiegoś zbója, albo i pijaka! Tak mówią siostry! Tak samo ten cały Trzmiel, kaleka...

- Ale ten Ravere na pewno nie może być zły. - Rzekła siedząca tuż obok Katia, spoglądając gdzieś w dal. - Był taki dzielny, gdy go prowadzili do Dziury. I spojrzał na mnie tak... No wiecie... Tak, że poczułam, że patrzył tylko i tylko i wyłącznie na mnie, jakby tam nikogo innego w ogóle nie było! A potem ten głupi Trzmiel się wywrócił! - Powiedziała ze złością, po czym znów jej spojrzenie zawisło gdzieś w próżni i dodała cicho, jakby do siebie tylko. - Ach, jak on się na mnie patrzył...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 21-04-2010, 12:41   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Popis, jaki Trzmiel zaprezentował na schodach, wystarczyłby w zupełności na to, by każdy, kto nie chciał trafić do Dziury zdążył się ulotnić. Widocznie jednak żaden ze skazanych - wbrew opinii ojca Edrina - nie był aż tak zatwardziałym przestępcą by próbować uniknąć kary.
Raw poczekał cierpliwie, aż zamieszanie się uspokoi, a potem ruszył w dół.

Huk, z jakim zamknęła się brama prowadząca do Dziury stanowił jedyny ponury element wkraczania do miejsca uwięzienia. Nic nie sugerowało, że wkraczają na drogę bez powrotu, że trzeba porzucić wszelką nadzieję. Ciemność, jaka zapanowała po zamknięciu drzwi nie była niczym strasznym. W korytarzyku Aglahada było ciemniej. I, jak się okazało po zapaleniu świecy, znacznie czyściej.
Na dodatek prowadzące w dół schody nie liczyły się w dziesiątkach, zaprzeczając tym samym teorii głoszonej przez niektórych, iż Dziura znajduje się poniżej poziomu rzeki i, od czasu do czasu, jest zalewana. Co - biorąc pod uwagę odległość Domu od wspomnianej rzeki - było nad wyraz mało prawdopodobne.

Zgrzytnięcie drzwi do celi nie było aż tak głośne, jak powinno, klucz w zamku również się nie zacinał. Widocznie od czasu do czasu ktoś otwierał te drzwi, oliwił zamek i zawiasy, ułatwiając co prawda pracę tym, co je otwierali, ale całkowicie psując wrażenie, jakie drzwi tego typu powinny wywierać na tych, co mają przekroczyć złowrogi próg. Nie poparty dodatkowymi efektami ton akolity tracił nieco na złowieszczości.

W pomieszczeniu nie było tak źle i gdyby Rav miał 'na górze' taki pokoik do własnej dyspozycji to wcale by nie narzekał. Siennik, chociaż mógłby być grubszy, dostatecznie izolował od chłodu płynącego od podłogi. Derka, chociaż bardziej godna włóczęgi, nie składała się z samych dziur.
W dodatku mieli okno na świat...
I żadnej świecy, co oznaczało, że chodzić spać będą z kurami.

Gdy akolita ponownie przekręcił klucz w zamku, tym razem po to, by na dobre odciąć ich od wolności, Rav powiedział:
- Nie jest źle. Jeśli nie zagłodzą nas na śmierć to grozi nam najwyżej śmierć z nudów. Chyba że jakaś dobra duszyczka zapewni nam jakąś rozrywkę. - Wskazał na świetlik.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-04-2010, 00:34   #25
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wzięła? Czy nie?! Oh... że też Katia musiała tam stać... Nie zauważył już, co się stało z dziennikiem. Popychany przez kapłanów minął zakręt korytarza czując na sobie tylko gniewne spojrzenie Katii. Kolejna dziewucha, którą drażnił swoim defektem... i pewnie tym, że się tak dawał Tym Trzem. Jakże on takich nie znosił... Przełknął ślinę i powtarzał sobie w myślach, że Amarys na pewno widziała co zrobił i z ich czwórki poza nim, właśnie w niej dziennik wzbudził największy entuzjazm. Na pewno nie odpuści Katii... Zejście do piwnicy przerwało te nadzieje.

***

Nie wiedział, że Dziur może być więcej niż jedna. Zawsze wyobrażał sobie to miejsce jako zwyczajną komórkę podobną do tej w jakiej trzymano na tyłach kuchni, kartofle i buraki. A nie jak taką prawdziwą celę... i to jeszcze dwie. Przez parę przyśpieszonych wdechów bał się jednak. Nie co mogło się wiązać z taką wersją Dziury, a tego, że młodzi kapłani mogli dostać jakieś okrutne polecenie od ojca Edrina, by go oddzielić od Rava i Aglahada i zamknąć dajmy na to z bliźniakami. Bez Stama Udręka i Ból nie byli tacy straszni, ale wizja spędzenia z nimi w ciasnym pomieszczeniu więcej niż paru minut zwyczajnie wyrabiała normę tysiąca Dziur razem wziętych.
Trzmiel zatrzymał się na chwilę na środku celi patrząc prosto w górę. Światło dzienne? Dziwne... Światła nie wpuszcza się przecież w miejsca, które mają być straszne... Ściany proste, kamienne. Stare. Spoiwo między blokami w wielu miejscach było już wykruszone, zostawiając po sobie tylko puste żłobienia. Po jakie licho ktoś kto projektował Dom... a może nawet sam Pan Bidney, miałby uwzględniać takie miejsca?
Trzmiel zmarszczył brwi. Nic jednak nie powiedział. Nawet gdy Rav zaczął chyba żartować o ucieczce. Jeśli wczoraj w kuchni w brzuchu czuł tylko kłucie, to teraz można było otwarcie nazwać to bólem. Skuliwszy się opadł na jedno z posłań czując jak całe napięcie powoli z niego uchodzi pozostawiając po sobie tylko kwestię pustego żołądka. Zamknął oczy i przez pewien czas się nie ruszał starając się skupić myśli na czymś co odwróci uwagę od głodu. Mapa... Mapa była dobrym obiektem. Szkicowana nie przez jakiegoś kapłana na kreślarskim biurku, a przez podróżnika, który pewnie widział na własne oczy większość z tych krain. Nie tak dokładna i ładna, ale o niebo bardziej niesamowita. Po stokroć bardziej prawdziwa. Jej obraz w pamięci był dobrym obrazem. Nawet jeśli nieco podkolorowanym. Leżąc na boku odwrócony przodem do ściany, otworzył oczy i począł wodzić palcem po gładkiej powierzchni kamienia umiejscawiając na nim obrazy... Abanasinia, Lasy Qualinestii, Wysoczyzna Kharolis...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 26-04-2010, 11:22   #26
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
- To już..? - Aglahad ogarnął pomieszczenie wzrokiem i westchnął, jakby się trochę rozczarował. Na koniec posłał za akolitą bardzo złe spojrzenie i burknął pod nosem - Drań.

Nie odzywał się przez jakiś czas. Poświęcił go na dokładne oględziny celi. Przez chwilę lustrował zamek wzrokiem. Spojrzał w górę na świetlik i zastygł w tej pozycji na dobrą minutę z dziwnym grymasem. Postukał w kilka, zdawało by się lekko odstających cegieł, przykładając przy tym ucho do ściany. Nawet tupnął dwa razy i zajrzał pod najbliższą derkę. Wreszcie podrapał się po głowie, obojętnie wzruszył ramionami i usiadł, krzyżując nogi.

- Żadnych lochów i smoków. Obawiam się, że to tylko zwykła dziura w ziemi.. - Powiedział z przekąsem. - Nie mogą nas tu tak trzymać...

Chłopak był w złym nastroju. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Dziwny splot wypadków zaprowadził go do tej dziury. W momencie gdy towarzyszący jej legendzie dreszczyk emocji zniknął i czuć było nadciągające uczucie nieopisanej nudy Aglahad stracił ochotę na robienie czegokolwiek. Przycupnął w kącie, opierając głowę o kolana i począł łypać na wszystkich z byka
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 26-04-2010 o 12:05.
Keth jest offline  
Stary 26-04-2010, 21:25   #27
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amy sztywno siedziała na ławie, energicznie wiosłując łyżką. Dziura nie Dziura, ale kolacji to ona nie jadła, więc młody organizm intensywnie domagał się pożywienia. A że nie kłapała dziobem jak wszystkie inne dziewczęta, toteż skończyła o wiele szybciej niż one. Cierpliwość zaś skończyła jej się już po drugiej łyżce. Głupie krowy. Głupie, leniwe mątwy! Teraz to "dobrze im tak", a wcześniej było "aaach, Raaavereeee..."; "och Raaaavereeee..."; "Amy, Amy, szepnij mu o mnie słówko..."; "Amy, powiedz mu to, albo tamto..."; "Amy, bo ty się z nim tak dobrze znasz, to ciebie posłucha..."; "Ach, Raaav..." - wścieklicy można było dostać. Obłudne dziewuchy. Właśnie dlatego wolała Rava. Był mniej skomplikowany i łatwy w utrzymaniu.

- I dobrze im tak! Sobie są winni! Stam i te jego łobuzy! A ten cały Ravere niewiele lepszy od tamtych, jak nic wyrośnie na jakiegoś zbója, albo i pijaka! Tak mówią siostry! Tak samo ten cały Trzmiel, kaleka... - już te słowa podniosły Amy ciśnienie. Mysza była wyjątkowo bezmyślna, wszystko można było jej wmówić i zdanie każdego brała jako swoje. Cóż, dzieciak z niej był jeszcze, jednak to Katia rozsierdziła ją najbardziej.
- Ale ten Ravere na pewno nie może być zły. - Rzekła Katia, spoglądając gdzieś w dal. - Był taki dzielny, gdy go prowadzili do Dziury. I spojrzał na mnie tak... No wiecie... Tak, że poczułam, że patrzył tylko i tylko i wyłącznie na mnie, jakby tam nikogo innego w ogóle nie było! A potem ten głupi Trzmiel się wywrócił! Ach, jak on się na mnie patrzył...

- Jak na krowę, którą jesteś - warknęła Amarys, podrywając się z ławy. To leniwe, bezmyślne spojrzenie... skierowane na JEJ Rava? Niedoczekanie!! - Przedtem to jęczałaś do Trzmiela - tak tak, do Trzmiela wzdychała tak, że aż szyby w oknach drżały - ze złośliwą satysfakcją wyjawiła siedzącym przy stole dziewczętom wstydliwy sekret Katii. - A teraz to "Ach Ravere...". Tak samo zresztą jak wy wszystkie. Powinnyście się cieszyć, że się ktoś Stamowi postawił, bo od rana do wieczora o tym jadaczkami kłapałyście, że mu trzeba dać nauczkę. A teraz powtarzacie głupoty jak bezmyślne gęsi, żeby się siostrom podlizać. - Amy huknęła ręką w stół; na szczęście dźwięk ten utonął w ogólnym rozgardiaszu. Dziewczęta podskoczyły jednak wystraszone. - A ty Mysza, zapomniałaś już jak ci Ravere niósł gdy nogę skręciłaś na wykrotach? Ten zbój i pijak? Powinien był cię tam zostawić, ale jest lepszy od ciebie! Od was wszystkich, tak samo jak Trzmiel i Aglahad! Głupie, zarozumiałe, dwulicowe, paskudne raszplaki! Nienawidzę was! - huknęła raz jeszcze w stół, zawinęła spódnicą i wypadła z jadalni.

Przepruła przez korytarze w stronę sypialni, zawrócił w połowie, poleciała na podwórko, omal nie potknęła się o kowala; zawinęła znowu i wyleciała na ogród, a stamtąd pognała na łąki. Po drodze tupała, ciskała się, klęła najgorzej jak tylko potrafiła i kopała kępy bogu ducha winnej trawy. Dopiero jak przebiegła przez pastwisko i zdyszana dotarła do linii lasu, przypomniała sobie że miała dziś pomagać w świątyni... Dziewczyna wydała z siebie pełen wściekłości wrzask od którego z najbliższych drzew poderwały się ptaki - i pobiegła spowrotem.

Mimo wszystko biegi przełajowe podziałały dobrze na jej samopoczucie. Wściekłość i śmiertelna obraza na koleżanki trochę minęła, a jej miejsce zajął zdrowy rozsądek. "Czyli tak - myślała - wszyscy trzej są w Dziurze do nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jacy z niej wyjdą, gdy w końcu wyjdą. Książkę mam, ale sama przecież z niej użytku nie zrobię.
A wyciągnąć ich stamtąd... jakby chcieli zwiać, to by zwiali akolitom, a nie z głębin Domu.
A jak ich coś zje?! Nie... przecież ojciec nie dałby im zrobić krzywdy. Jest niesprawiedliwym cholerykiem, ale krzywdy zrobić im nie da... tylko on może...
A może jednak?
A jak siedzą z Tymi Trzema? Pozabijają się!" - w opinii Amy Dorośli wykazywali się niespotykaną ignorancją jeśli chodziło o wyczyny Stama i spółki.
"Piwnica musi mieć jakieś okno, inaczej by się podusili! pewnie na poziomie ziemi, a skoro nikt go jeszcze nie znalazł... Może te krzaki pod murem? A może tam między Domem a stajniami...? A może..."

Na rozważaniach o sposobach dotarcia do chłopców przeszła Amarys cała droga do kaplicy. Pomysł kradzieży klucza odrzuciła z miejsca - akolici niezbyt przepadali za dzieciakami; pewnie dlatego, że sami chcieli zapomnieć, iż wywodzą się z sierot... Nadęte buce. Za to kapłanka Habbakuka lubiła Amy i dziewczynka postanowiła wykorzystać to na swoją korzyść. Nawet jeśli nie dowie się nic o Dziurze, to może choć o zawartości księgi... Dyskretnie oczywiście. Odruchowo pomacała obciążoną pamiętnikiem kieszeń. Gdy znękani okropnościami Dziury chłopcy wyjdą w końcu na powierzchnię, uraczy ich takimi opowieściami, że od razu odzyskają rezon i dawną odwagę!!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-04-2010 o 16:39. Powód: kosmetyka
Sayane jest offline  
Stary 26-04-2010, 23:30   #28
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Cały poranek i przedpołudnie minęło Wam na bezowocnym wpatrywaniu się w ściany, drzwi i świetlik, tudzież przepatrywaniu sienników i podłogi pod nimi w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Jedynym znaleziskiem godnym uwagi okazał się nieludzko oberżnięty miedziak, który jakimś cudem uniknął wymiecenia spod posłania wybranego przez Aglahada.

Gdy dzwon wybił wezwanie na południowy posiłek, usłyszeliście kroki na korytarzu. Z mocno bijącymi sercami wpatrywaliście się w drzwi, w których szczęknął klucz a zaraz potem przez uchylone skrzydło wjechała taca. Taca, na której stały trzy miski parującej polewki i trzy pajdy chleba... najpiękniejszy widok, jaki mogliście sobie w tym momencie wymarzyć. Nie potrzebowaliście zachęty, by w mig opróżnić naczynia. Gdy tylko ostatni kęs został przełknięty, drzwi na powrót się uchyliły i taca zniknęła, zaś na jej miejsce pojawił się dzban wody ze studni i gliniany kubek.

Nie tak wyobrażaliście sobie dziurę... Czysto, sucho, dość ciepło, nawet jeść i pić dają a pracować nie trzeba... Co w tym strasznego? Jak takie wakacje można uważać za karę?

Rozmowa się nie kleiła, całonocne czytanie mocno dawało się już we znaki a pełne żołądki mile ciążyły więc nie minęło dużo czasu, gdy jeden po drugim zapadliście w drzemkę. Przebudził Was dzwon wzywający na wieczerzę. Tak jak poprzednio, na korytarzu dały się słyszeć kroki, później szczęk zamka i taca, na której tym razem leżały słodkie bułki. Nie była to co prawda pełna kolacja ale jedzenie to jedzenie. Ważne, że w wystarczającej ilości.


Powoli zapadła noc. Przez świetlik wpatrywaliście się w gwiazdy, dopóki z potwornym zgrzytem nie zostały czymś przysłonięte... i w Dziurze zapadła ciemność absolutna. Zabrzmiał jeszcze tylko stłumiony krzyk strachu (sądząc po głosie to któryś z bliźniaków) i zapadła cisza. Usnęliście...


Trzmiel

...Paniczu, panienko, szybko...

Ze snu wyrwał Cię przerażony szept. Otworzyłeś oczy i zobaczyłeś stłumione światło kaganka. Gdy tylko oczy przywykły do otoczenia, zobaczyłeś otwierające się drzwi a za nimi sylwetkę służącej i... dzieci. Chłopiec, na oko pięcioletni, jeszcze przecierał zaspane oczy, nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Starsza od niego dziewczynka ośmio- lub dziewięcioletnia, z przerażeniem wpatrywała się w coś, co znajdowało się za nią na korytarzu.

- Przyszli? Kto to jest? Nerakijczycy? Mama tak mówiła... Kim oni są? Gdzie mama i tato...? - ledwo powstrzymywała się od płaczu - Nianiu, ja nie chcę tam schodzić, proszę, tam jest ciemno...

Nagle z góry dobiegł jakiś łomot, wrzask wściekłości mężczyzny, krzyk bólu kobiety... Rozglądałeś się w poszukiwaniu przyjaciół, lecz byłeś sam. Nie licząc dzieci, służącej i - sądząc po dźwiękach, całej hordy Rycerzy Nerakijskich na górze...

- Panienko, proszę zaprowadzić panicza... wie panienka, gdzie. Ja tu zostanę i zamknę przejście...

Aglahad

...Z bezbrzeżnym zdumieniem zauważyłeś, jak Niania odtacza na bok jedną z beczek stojących w pomieszczeniu, odstawia na nią kaganek i wciska dłoń w wykruszone spojenie przy samej ścianie. Jak się okazało, musiał się tam znajdować ukryty mechanizm, gdyż przylegająca do niego płyta leciutko się podniosła. Służąca bez trudu uchyliła klapę ukazując ciemne wejście do tunelu.

- Szybko dzieci, czas nagli... - to mówiąc wcisnęła dziewczynce w rękę kaganek, po czym popchnęła oboje w kierunku ciemnego otworu. W tym momencie coś z ogromną siłą uderzyło w drzwi prowadzące do piwnicy. Sądząc po odgłosach, długo nie wytrzymają... Rodzeństwo zdążyło zniknąć w tunelu, gdy ponad narastający harmider dał się słyszeć szyderczy krzyk - Niezłą masz żonkę, Bidney! Szkoda, że Cię tu nie ma, zobaczyłbyś, co potrafi!!! - po czym dał się słyszeć kobiecy szloch i rechot grupy mężczyzn - Ciekawe, co jeszcze chowasz w piwnicy, co? Przekonajmy się...

Ravere

...Usłyszałeś z głębi tunelu płacz. To był chłopczyk, który bał się ciemności i chciał wracać do mamusi i tatusia. Niemal równocześnie dał się słyszeć trzask wyłamywanych drzwi i korytarz rozświetliła łuna pochodni. Kobieta rzuciła się do włazu, nakazując dzieciom zgasić kaganek i schować się za schodami dopóki nie zrobi się cicho. Później uciekać do lasu... Słychać było, że Rycerze zaglądają do każdego mijanego pomieszczenia, ale w żadnym nie zatrzymują się na dłużej.

Kroki się zbliżały a właz nie chciał się odpowiednio ułożyć i zamknąć. Czy to za sprawą jakiegoś kamyczka blokującego mechanizm, czy też może Niani za bardzo trzęsły się ręce... Chciałeś pomóc, lecz palce nie natrafiły na kamień tylko przeszły jak przez dym...

Usłyszałeś, że Nerakijczycy wpadają do pomieszczenia naprzeciwko i zawiedzeni zwracają się ku ostatnim drzwiom. Ciemna postać jednym kopnięciem otworzyła drzwi - No, no, no... Co my tu mamy... - w głosie napastnika słychać było satysfakcję. - A dokąd to się wybieramy, hę?


Z przerażeniem przyglądałeś się, jak napastnicy odciągają skamieniałą ze strachu kobietę od wejścia do tunelu a jeden z nich zagląda do środka. Modliłeś się, żeby niczego nie zobaczył i wyglądało na to, że Twoje modły zostaną wysłuchane... jednak ciekawość wzięła górę. - Jeśli ktoś tam wszedł, wykurzymy go stamtąd. - Nerakijczyk okręcił pochodnię jakąś szmatą, przez co ta zaczęła potwornie dymić i wrzucił ją do tunelu. Po kilku minutach znudziło mu się czekanie. - Chyba rzeczywiście nic tam nie ma. - Wzruszenie ramion, zamknięcie klapy, która - jak na złość, tym razem wskoczyła na właściwe miejsce.

Rycerze wywlekli odrętwiałą służącą i podpalili piwnice. Zacząłeś się dusić, ale nie to było najgorsze. Z piwnicy dobiegł krzyk. - Naniu, otwórz, nie możemy oddychać, tu jest pełno dymu... Nianiu, Elli tak długo nie wytrzyma... - Do krzyku dołączyło się skrobanie w klapę - Ratunku... - Głos powoli cichł w miarę, jak dziewczyna zdawała sobie sprawę, że tutaj nie ma już czego szukać. - Chodź, Elli, poszukamy drugiego wyjścia... - Bina, chce mi się spać. Kiedy pójdziemy do łóżka? - Musimy tylko wyjść z tego tunelu. Pamiętasz domek w lesie? Tam tatuś na nas czeka... - dalsze słowa utonęły w szumie pożaru. Zorientowałeś się, że całe pomieszczenie stoi w ogniu a Ty nie masz żadnej drogi ucieczki...


***


Obudziliście się z krzykiem, wpatrując się w osłupieniu w siebie nawzajem. Odetchnęliście głęboko. To był tylko sen. Świadomość obecności towarzyszy dodała Wam otuchy, jednak coś było nie tak, jak powinno. W pomieszczeniu było jakby jaśniej...

Aglahad i Trzmiel przetarli oczy i spojrzeli po sobie jeszcze raz, zatrzymując w końcu wzrok u wezgłowia siennika Rava. To stamtąd promieniowała niezwykła poświata. Ten, zdziwiony przerażonymi minami przyjaciół obejrzał się i jak oparzony z krzykiem poderwał na równe nogi. Jednak to nie był sen. Błagalne spojrzenie dwojga dzieci dotarło prosto do Waszych serc. Nie będziecie mogli o nich zapomnieć, dopóki nie zaznają spokoju.


Z przeciwległej celi dobiegł Waszych uszu krzyk przerażenia a Wy z napięciem wpatrzyliście się w drzwi. Czy ktoś tu zaraz wejdzie? Jednak w zaległej ciszy słychać było tylko Wasze przyspieszone oddechy. Najwyraźniej to tylko Tych Trzech śniło jakiś koszmar... Odwróciliście się z powrotem do ściany, ale tam nie było już nic.

Czy rzeczywiście kiedykolwiek było?
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 28-04-2010 o 13:15.
Viviaen jest offline  
Stary 27-04-2010, 14:35   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cóż zatem robimy? - spytał Rav. - Cierpliwie czekamy, aż nasza kara się skończy, czy też zaczynamy planować wspaniała ucieczkę z miejsca, w którego jakże niesłusznie nas wtrącono? Ponoć wszyscy więźniowie planowali ucieczki - uśmiechnął się.
- Podkop? - kontynuował żartobliwym tonem, stuknąwszy najpierw obcasem w kamienną podłogę. - Wyłamiemy kraty? - spojrzał na świetlik, na którym nawet najmarniejsza pajęczyna nie przypominała krat. - A może obezwładnimy akolitę, gdy przyniesie nam jedzenie?
Prawdę mówiąc ciekaw był, czy w ogóle dostaną coś do jedzenia. Nie jedli kolacji, poranny posiłek przeszedł im koło nosa... W książkowych więzieniach skazańcy jadali nieostrożne szczury, ale wyglądało na to, że jeśli ktoś zaplanował ich głodówkę, to zapobiegawczo postarał się o pozbawienie ich tego źródła pożywienia.

Głodówka jednak nie była im pisana.
Dostali zarówno obiad, jak i kolację. Uwzględniając fakt, że równocześnie nie byli gnani do żadnych obowiązków, były to niemalże wakacje. Albo pobyt w izbie chorych - marzenie niemal wszystkich dzieci z Domu.
Do pełni szczęścia brakowało im tylko odwiedzin przyjaciół i kolegów. Oraz jakichś rozrywek, bowiem opukiwanie ścian i oglądanie podłogi nie dostarczyło zajęcia na zbyt długo.
Świetlik był tak skonstruowany, że owszem - mogli widzieć niebo - ale nie mogli określić, w jakim fragmencie otaczającego Dom terenu wychodził.
I wyleźć się przez niego nie dało. Nawet Aglahad by utknął...
Z zewnątrz dobiegały od czasu do czasu jakieś odgłosy świadczące o tym, że gdzieś tam daleko istnieje normalny świat, ale trudno było się zorientować, kto, co i do kogo woła.
Na ich wołanie nikt nie odpowiedział, więc szybko dali sobie spokój.

Czas mijał powoli. W końcu nadeszła noc.
Widok rozgwieżdżonego nieba natychmiast przypomniał Ravowi, jakie to plany snuli wraz z Amy na poprzednią noc. Plany z winy paru osób zakończonych totalną klapą.
Może w złym momencie przyszło mu na myśl to słowo, bo nagle, z trzaskiem i zgrzytem 'coś' odcięło ich od tego widoku.
- Widać przyszła pora nocna - powiedział z krzywym uśmiechem, którego w mroku nikt i tak dostrzec nie mógł.
W zasadzie w tym momencie powinni zacząć opowiadać sobie historyjki o duchach i innych ciekawych stworach nocnych, ale - chociaż atmosfera Dziury sprzyjała tego typu opowieściom - czuł się nieco senny.
- Dobranoc - powiedział, z mocnym postanowieniem odespania poprzedniej, zarwanej nocy.
Nim zasnął usiłował sobie przypomnieć, kto ostatnio trafił do Dziury i co się z nim dalej stało. Pamiętał, że było to dość dawno... On sam był wtedy małym gzubem, co na starszych patrzył bardzo pod górkę.
Jak mu było...

Obudził się dławiąc się własnym krzykiem.
Usiadł i aż się zachłysnął chłodnym, nocnym powietrzem, które wpadło do płuc zamiast gorącego dymu.
Otarł z czoła zimny pot i rozejrzał się.
Stale był w piwnicy, ale dokoła nie było beczek i płomieni. Zza drzwi nie dobiegały śmiechy i okrzyki Nerakijczyków.
Aglahad i Trzmiel siedzieli na swoich posłaniach, wpatrzeni w niego...
- Niech demony Thaksisis pochłoną twoją duszę, sadysto - powiedział. Nie do końca był pewien, czy ma na myśli radnego Bidney, który stworzył taką dręczącą dzieci piwnicę, ojca Edrina, który ich tu wepchnął, czy też akolitę, co ich zamknął ze słowami 'czego się te dzieciaki tak boją'.
- Miałem... - zaczął gdy zauważył, że i Trzmiel, i Aglahad nie wpatrują się w niego, tylko...
Z okrzykiem zerwał się z siennika i wbił wzrok w dwie niewyraźne, seledynowe sylwetki, które pojawiły się przy jego posłaniu.
- Na Mishakal - wyszeptał.
Krzyk zza drzwi sprawił, że odruchowo odwrócił głowę w tamtą stronę, przywołując na myśl nerakijskich żołdaków.
Gdy z powrotem odwrócił głowę sylwetek już nie było. I nie wiedział, czy rozpłynęły się w powietrzu, weszły w ścianę czy zapadły się pod podłogę.
- Na Mishakal - powtórzył szeptem. Po omacku znalazł stołek i usiadł na nim. Od materaca, przynajmniej na razie, wolał trzymać się z daleka.
Poza tym i tak wiedział, że do rana już nie zaśnie.
Gdy tylko przymykał oczy widział spojrzenie tamtej dwójki...


Czy radny Bidney miał dzieci? tego Rav nie wiedział. Ile razy jeden z akolitów rozpoczynał czytanie życiorysu Radnego Rav zaczynał drzemać, zanim jeszcze kończyły się umoralniające scenki z dzieciństwa Założyciela Domu.
Ale jesli miał, to dlaczego oboje snuli się po tej piwnicy?
Stare opowieści głosiły, że duchy nie znajdują odpoczynku gdy pozostawiły za sobą niewykonane zadanie. Byli również tacy, którzy mówili, że jeśli kogoś się nie pochowa, to też duch nie może znaleźć spokoju.
O to chodziło w tym momencie?
Dom spłonął, dzieci zginęły w ukrytym przejściu, a ich ciał nikt nie odnalazł i nie pochował?
Dlaczego pokazały się akurat im? Dlaczego w dodatku wybrały sobie jego posłanie? Miał czuć się zaszczycony, czy wprost przeciwnie?
W dodatku przegapił odpowiednią chwilę i nie wiedział, dokąd dzieci poszły. Nie dzieci - ich duchy.
To jak miał znaleźć ich ciała? Rozwalić posadzkę czy ścianę? Nożem?
A może... przypomniał sobie słowa dziewczynki, Biny, o domku w lesie. Może trzeba by zacząć szukać z tamtej strony?
Ale Rav nie potrafił sobie przypomnieć, by kiedyś widział coś takiego. Albo choćby słyszał. Nic po chatce w lesie nie zostało?
W takim razie szukanie jej byłoby jak szukanie wiatru w polu.

- Jeśli tu zostaniemy dłużej, to nie kładę się spać, tylko poczekam, aż się znów pojawią - powiedział zdecydowanym tonem.
Spać mógł w ciągu dnia...
A może w ciągu dnia znajdą w kamieniach podłogi lub cegłach ściany jakiś szczegół, którego nie dostrzegli wcześniej...
Jak tak się zastanowić, to piwnica z sennego koszmaru była identyczna jak cela, w której ich zamknięto.
Tylko gdzie wtedy był ten kamień... Ten uruchamiający wejście...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-04-2010 o 16:47. Powód: Chatka w lesie
Kerm jest offline  
Stary 28-04-2010, 22:07   #30
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

To miejsce zwano Świątynią Dobrych Bogów. Była to jedna z większych sal przybytku, ciasno zastawiona twardymi drewnianymi ławkami. Panowała tu przepełniona szacunkiem cisza i spokój. Była pozbawiona okien, poza bajecznie kolorowym witrażem przedstawiającym Kiri-Jolitha, Habbakuka, Mishakal i Branchala. Na witrażu wyraźnie czegoś brakowało - puste miejsce w prawym górnym rogu, na które ze smutkiem spoglądali pozostali bogowie. Tu powinien być Platynowy Smok - Paladine, ale już go nie było.

Amarys oderwała wzrok od rozświetlonego witraża, którego kolorowy blask rozlewał się na podłodze sali i podeszła ku niewielkiej wnęce znajdującej się w samym narożniku komnaty. To miejsce przeznaczone było Habbakukowi i tu też zwykle przebywała jedyna kapłanka tego boga w przybytku. Stara Zimira siedziała na koślawym zydelku pochylona nad samą ziemią. Odziana była w szaty koloru morskiej zieleni, na które nałożona była biała, niczym morska piana, stuła. Na oko Amarys szaty wymagały już prania, a i kilka łatek dobrze by im zrobiło, ale widać Zimirze to nie przeszkadzało. Kobieta musiała pochodzić z odległego Ergoth o czym świadczyła jej ciemna, prawie że hebanowa skóra, teraz już pomarszczona niczym suszona śliwka oraz krótkie, mocno kręcone i już posiwiałe włosy.

Kobieta nachylała się nad podłogą, cicho szepcząc. Amarys ze zdziwieniem dostrzegła, że kapłanka przemawia do sporej wielkości szczura o połyskującym czernią futerku. W końcu z szerokich rękawów szaty wydobyła niewielki skrawek chleba i rzuciła go gryzoniowi. Ten porwał go w locie i umknął w ciemność. Zimira powoli odwróciła się, a na jej ciemnej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech:

- Witaj dziecinko.
- Witaj, matko - Amarys skłoniła się z szacunkiem. - Nowy przyjaciel? - wskazała za uciekającym szczurem. Normalnie piszczałaby już ze strachu, ale w obecności Zimiry nawet najbardziej obrzydliwe stworzenia nabierały... no, może nie cech ludzkich, ale zdawały się być na równych prawach z tymi istotami, które nie wyzwalały w dwunogach nieprzyjemnych reakcji. Ot, choćby z psem na przykład.

- Bynajmniej nie nowy. - Kobieta uśmiechnęła się z lekka przeczesując pomarszczoną dłonią krótkie włosy. - Znam się z jego rodziną od wielu lat. Często przychodzą do mnie w potrzebie, a czasami jedynie porozmawiać. Nam ludziom ciężko jest zaskarbić sobie szacunek wśród przedstawicieli ich rasy. Dlatego też szczególnie sobie tą przyjaźń cenię. Ale chyba nie przyszłaś rozmawiać ze staruszką o jej czworonożnych znajomkach, hę? Widzę, że coś Cię trapi dziewczyno, a jeśli dobrze pamiętam co o mnie mówiono to nie tylko szczurom potrafiłam pomagać w potrzebie. Dalej, mów z czym przychodzisz.

- Po... posprzątać... - zająknęła się Amy, kręcąc głową w poszukiwaniu miotły. Ostatecznie miała dziś pomagać staruszce, którą wielu, z akolitami włącznie, uważało za zdziwaczałą. Zresztą rozmowa ze szczurami stanowiła tylko jeden z powodów. Nie, żeby nie wierzono w jej moce... po prostu część z nich dyskretnie pomijano, jakby rozmowa z istotą mniejszą od człowieka w jakiś sposób ubliżała temu pierwszemu. Amy z jednej strony zdolności matki Zimiry fascynowały (i czasem nawet po cichu próbowała robić to samo; bez większych efektów zresztą), z drugiej jednak wstydziła się ujawniać ze swoimi zainteresowaniami, jak większość dzieci bojąc się kpin i ostracyzmu. "Szczurzyca Amy" - nie, to stanowczo nie brzmiało zbyt ładnie.
Dziewczyna dojrzała wreszcie opartą o ścianę miotłę, chwyciła ją, wykonała kilka zamaszystych gestów na poparcie swych słów, po czym zniechęcona klapnęła na jedną z ław, zastanawiając się co powinna powiedzieć. W jej pojmowaniu Zimira była tak stara, że nie zaliczała się już do Dorosłych - była jakby dziwnym okazem zwierzęcia, podobnym swym małym i większym przyjaciołom. Może zresztą nie na darmo wolała ptaki, ssaki i bogów od ludzi?
- No bo... - zaczęła niepewnie i zerknęła w przyjazne, uśmiechnięte oblicze kapłanki. - No bo... Rava zamknęli w Dziurzeee... - wbrew jej woli łzy wydostały się z oczu, drobnym ciałem wstrząsnął szloch, słowa zaś same zaczęły płynąć. - A on nic nie zrobiiiił... Tylko chcieliśmy sobie wziąć książkę i oni tam byli... i... on chciał ratować Trzmiela... a potem już samo poszło... I teraz tam potwory go zjedzą... albo co... To wszystko moja winaaaa... - rozryczała się rozpaczliwie.

Przez twarz starej kapłanki przemknął grymas złości. Jej usta ściągnęły się w jedną linię, a brwi zmarszczyły groźnie i złowieszczo. Wymamrotała kilka dziwnych słów, których Amarys nijak nie mogła zrozumieć, po czym spojrzała na nielicho już przestraszoną dziewczynkę i rzekła:

- Ten głupiec Edrin do reszty postradał rozum. - Westchnęła ciężko, po czym energicznie powstała ze swojego niepewnego siedziska. - Tyle razy powtarzałam temu dzieciakowi, że w ten sposób nie rozwiąże żadnego problemu, a jeszcze wiele nowych stworzy. Zamykać dzieci w jakiejś paskudnej piwnicy! A niech mnie niedźwiedź uściska, ależ z niego kretyn!

Przerwała na chwilę swoją tyradę, w trakcie której groźnie potrząsała zaciśniętą pięścią i zerknęła raz jeszcze na dziewczynę. Uśmiechnęła się ciepło, po czym suchą i szorstką jak niewyprawiony pergamin dłonią przesunęła po włosach Amarys.

- Widzę moja droga, że będę zmuszona INTERWENIOWAĆ. - Rzekła, ruszając w stronę wyjścia ze świątyni. - Muszę raz na zawsze wyjaśnić temu dzieciakowi Edrinowi, co jest dobre a co złe w kwestii wychowywania dzieci. A Ty z łaski swojej zostań tu trochę.

Gdy tylko skończyła mówić, nie oglądając się za siebie ruszyła dziarsko, niczym galera na pełnych żaglach. Amarys zadrżała na myśl o jej spotkaniu z ojcem Edrinem. To mogło skończyć się trzęsieniem ziemi albo i czym gorszym...

W oczekiwaniu na powrót kapłanki zaczęła zamiatać świątynną posadzkę. Czas mijał powoli swoim rytmem. Nie wiedzieć kiedy porzuciła miotłę, by zacząć wycierać z kurzu skromną kapliczkę Habbakuka. Dotarła do połowy kamienia ofiarnego, gdy spostrzegła, że przypatrują się jej czujne, czarne ślepka, połyskujące niczym maleńkie paciorki. Czarny szczur przysiadł na tylnych łapkach. Poruszając nerwowo długimi wąsami przyglądał się jej z nieskrywaną uwagą. W prawie że doskonałej ciszy kaplicy dało się słyszeć cieniutkie "pip".

Amy musiała przyznać, że tego się nie spodziewała. Szła do świątyni z jednym planem, wyszedł drugi... o rezultacie zaś bała się nawet myśleć. Zdecydowanie nie chciałaby być teraz w pobliżu gabinetu ojca Edrina i modliła się, by ten nie dowiedział się dlaczego niewychodząca zazwyczaj z kaplicy Zimira doznała olśnienia względem wychowania dzieci.

- Pip.

Amarys zamarła, zezując na jeden z licznych występów ołtarzyka. Tak. Nie ulegało wątpliwości. To był szczur. Duży, błyszczący szczur, z długim, łysym, obrzydliwym ogonem i wielkimi zębiskami. Ponieważ zaś kapłanki nie było w pobliżu, szczur ze szczura stał się Szczurem... A wręcz SZCZUREM. I się patrzył. Gapił się raczej. Pewnikiem miał zamiar zaraz na nią skoczyć! I mówił "pip".

Amy też miała ochotę zrobić "pip", jednak w o wiele wyższej tonacji i większym rozmachu. Bała się jednak ruszyć, a Szczur nadal się patrzył, poruszając wąsikami. Po kilkunastu sekundach wzajemnej obserwacji, która dla dziewczynki ciągnęła się jak wieczność, Amy stwierdziła, że Szczur nawet całkiem sympatycznie porusza tymi swoimi wąsikami. Prawie jak królik. Przednie łapki zaś wyglądały, wypisz-wymaluj, jak ludzkie dłonie - tyle, że z przydługimi paznokciami. Stopy zaś - jak stopy Rava; tak samo nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do reszty. Myśl o towarzyszu zabaw przypomniała dziewczynce o całym zamieszaniu i powodzie, w wyniku którego była teraz sam na sam ze Szczurem. Kapłanka poszła wstawić się w ich sprawie... no a Szczur był przyjacielem staruszki. Amarys uznała, że byłoby bardzo nieuprzejmie z jej strony spanikować na widok Szczura - w końcu Zimira ceniła znajomość z gryzoniem.
Przełknęła ślinę.
- Pip...? - powiedziała słabo.

Zwierzątko jakby właśnie na to czekało. Zastrzygło uszami, intensywniej zaczęło poruszać wąsami, po czym ruszyło w stronę Amarys. Szczur podszedł na tyle blisko, że gdyby tylko chciała, mogłaby go wziąć do ręki. Ponownie stanął słupka i zaczął węszyć przekrzywiając mały łepek, jakby chciał lepiej przyjrzeć się dziewczynie.

"Gdzie leziesz?! Nie podchoooodź!", jęknęła w myślach Amy, z przerażeniem patrząc na radosną wędrówkę Szczura. Czyżby powiedziała w szczurzym coś, co sprowokowało go do ataku? Obraziła go, czy co?

- Pip! - Zapiszczał, a było w jego cieniutkim głosie coś natarczywego i... roszczeniowego. - Pip, pip!
Zwierzak wyciągnął pazurzaste łapki w kierunku Amarys.


"Głupia, to tylko szczur!", skarciła się w myślach, gdy zwierzak stanął przed nią, w wyraźnie żebraczej pozie. Żaden tam atak, tylko jeść od niej chciał tak samo jak od kapłanki. Amarys ostrożnie (jakby Szczur jednak zmienił zdanie i chciał na nią skoczyć) przeszukała kieszenie, lecz poza garstką śmieci i okruchów nie znalazła niczego jadalnego. Niepewnie spojrzała w stronę wyczekującego Szczura i z przepraszającą miną wysypała okruchy na ołtarz.
- Przepraszam, nie spodziewałam się... eee... gości i nie mam nic do jedzenia. - dziewczynka czuła się trochę głupio mówiąc do Szczura, z drugiej strony jednak tak mądrze się patrzył... na pewno mądrzej niż Katia! Amy zebrała jeszcze z sukienki źdźbła, które przyczepiły jej się w czasie biegu. Co prawda ziarenka traw Szczur sam mógł sobie pozbierać na łące, jednak może usposobi go to bardziej przyjaźnie... a może jest chory i nie może sam sobie iść pozbierać? Wtedy tym bardziej należało mu dać. Rozejrzała się po wnęce, czy staruszka nie pozostawiła gdzieś zapasów dla zwierzaka.

Okruszki okazały się interesującą przekąską, na kilka chwil gryzoń zajmował się tylko i wyłącznie nimi. Każdy najmniejszy kawałek chleba, czy ciasta dokładnie obwąchiwał, a te większe obracał dokładnie w łapkach zanim ostatecznie postanowił je zjeść. Co jakiś czas zerkał na Amarys, ale widząc że najwyraźniej nie planuje nic szczurobójczego, szybko wracał do posiłku. W końcu, gdy ilość okruszków zdecydowanie się zmniejszyła, zwierzątko ponownie stanęło słupka i zręcznymi łapkami zaczęło dokładnie czyścić sobie pyszczek z resztek jedzenia. Po zakończeniu tej najwyraźniej niezwykle istotnej czynności szczur ponownie począł się przypatrywać dziewczynie i...
- Pip! - Amarys z przerażeniem stwierdziła, że w głosie zwierzaka usłyszała nutę wdzięczności.
- Eee... proszę bardzo... - odparła, mając nadzieję, że odpowiedziała właściwie. Rozmawia z gryzoniem. Ależ Rav by się śmiał! Z drugiej strony jednak dziewczynce coraz bardziej podobała się ta sytuacja. Czuła się taka... kapłańska!

Szczur zbliżył się jeszcze o krok i ruchliwym, różowym nosem począł obwąchiwać rąbek jej sukienki. Gdy nagle zerwał się do biegu i znikł w zakamarkach za ołtarzem Amy o mało nie podskoczyła z zaskoczenia. Nie minęła jednak nawet sekunda, gdy pojawił się ponownie. Stał jakby wyczekując:
- Pip! - Tym razem brzmiał stanowczo, wyraźnie żądając od niej działania.

Amarys niepewnie ruszyła w tamtą stronę i zajrzała w ciemny kąt. Coś błysnęło w ciemności. Wyraźnie dosłyszała skrobanie szczurzych pazurków i jakby metaliczny dźwięk...

Schyliła się, ostrożnie sięgając do kąta. Zwierzak wyraźnie ją tu przyprowadził, ale też był tam, w ciemności. A na przypadkowe dotknięcie Szczura Amy nie czuła się jeszcze gotowa... chyba.

Cóż to mogło połyskiwać w ciemności? Tyle razy sprzątała już zakurzoną kapliczkę Habbakuka i zdawało się jej, że już wiele razy zaglądała we wszystkie zakamarki. A jednak! Wyraźnie coś tam było i choć wyciągając się jak tylko mogła udawało jej się jedynie musnąć koniuszkami palców ten przedmiot to jednak wyraźnie czuła jego metaliczny chłód. Już zaczęła rozglądać się za czymś co mogło by jej pomóc i czym mogłaby przyciągnąć do siebie to coś, gdy pod ręką poczuła dotknięcie aksamitnego, szczurzego futerka. Amarys zerwała się na równe nogi głośno pisnąwszy. Po chwili z ciemnego kąta wyłonił się łepek szczura czujnie się jej przyglądając. Gryzoń przekrzywił główkę z niewinnym wyrazem pyszczka:
- Pip? - Jakby był mocno zdziwiony jej nagłą reakcją.
- Yyy... - jęknęła dziewczynka, ale Szczur nie czekał na odpowiedź i znów zniknął w ciemnym kącie. Amarys jakoś brakło odwagi, by ponownie narazić się na możliwe zetknięcie ze zwierzęciem. Kurtuazja kurtuazją, no ale w końcu to był szczur! Nie minęło nawet kilka minut, gdy gryzoń ponownie pojawił się na widoku. Tym razem na światło dzienne najpierw wyłonił się jego łysy, długaśny ogon, a zaraz za nim pojawiła się reszta zwierzaka, który to w pysku targał coś połyskującego. W końcu zdecydował się porzucić znalezisko by odwrócić się do niej i, stanąwszy ponownie na tylnych łapkach, pipnąć wyczekująco.

Amarys schyliła się i ostrożnie, by przypadkiem nie dotknąć Szczura, podniosła znalezisko - łańcuszek; długi, wykonany z delikatnej srebrnej nici, którego zwieńczenie stanowił zmatowiały i zakurzony medalion przedstawiający błękitnego ptaka zrywającego się do lotu.



Dziewczynka westchnęła w zachwycie. Nigdy nie miała w rękach czegoś tak pięknego i cennego, a medalion był kropka w kropkę jak ten, który widziała kiedyś u Zimiry. Odruchowo sięgnęła po własny, wypłowiały drewniany wisiorek, który kiedyś dostała od kapłanki. Nie był jeszcze taki stary, ale niebieska farbka już dawno się złuszczyła. Jednak na srebrze błękit trzymał się idealnie - wystarczyło tylko odczyścić wisior mokrą szmatką (no, może z odrobiną sody), by zalśnił jak nowy.
- Dziękuję... - szepnęła do Szczura, po czym podniosła się chcąc schować wisiorek do kieszeni... i zamarła. A jeśli to była własność kapłanki? Zimira była już stara, mogła nie być na tyle sprawna by wejść w ten kąt i poszukać zguby... albo wręcz zapomniała, że go zgubiła. Pewnie połozyła go kiedyś w czasie sprzątania na kamieniu ofiarnym, a potem zrzuciła miotłą czy czymś... Amy spojrzała raz jeszcze na symbol jej ulubionego boga i westchnęła ciężko. Stanowczo powinna oddać to kapłance. Uśmiechnęła się słabo do Szczura.
- Dziękuję... Zimira się ucieszy;
z nawiązką odpracowałeś chlebek, którym cię karmiła.

Zebrało jej się na płacz. Wyszła ze szczurzego kąta, wzięła ścierkę, usiadła na ławce i zaczęła czyścić wisiorek. Jak ma go oddać to niech przynajmniej porządnie wygląda... no i nacieszy się nim przynajmniej te kilka chwil dłużej. W zamyśleniu podniosła bardziej już błyszczący medalion patrząc, jak wpadające przez witraż światło odbija się od srebra.

Rozświetlony wielobarwnym blaskiem bijącym z witraża medalion przyciągał wzrok, wprost hipnotyzował. Kolory mieniły się na jego powierzchni sprawiając, że wyobrażony nań feniks zdawał się wprost zrywać do lotu. Amarys zamrugała, nie mogąc pozbyć się dziwnego złudzenia. Gdy ponownie otworzyła oczy, na balustradzie przed nią siedział znajomy szczur. Tym razem był dziwnie nieruchomy, niczym mała, czarna statuetka. Dziewczyna ledwie widziała zarys jego sylwetki w oślepiającym blasku bijącym z witraża. Zdawało jej się, że jest już po południu. Skąd tak jasne światło? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, szczur przemówił. Nie tak po prostu pipnął jak to dotychczas, ale przemówił pełną gębą! Ot tak, jakby przemawianie należało do czynności codziennych każdego gryzonia w okolicy:




- Nie, żebym marudził... - Powiedział z niejakim przekąsem, biorąc się przy tym pod boki. - Ale wiesz, my bogowie mamy całkiem sporo zajęć, a jest już dosyć późno...

Nim Amarys zdążyła choćby pisnąć, szczur wygładził długaśne wąsy i jakby na próbę nimi zastrzygł. Przy okazji wyprostował się jeszcze, przybierając iście majestatyczną pozę... po czym znów z rozdrażnieniem przygładził wąsy niszcząc przy tym cały efekt.

- Po co ja im dałem aż takie długie te wąsy. - Wymruczał. - Strasznie to denerwujące, gdy ci tak coś dynda przy twarzy. Po części rozumiem irytację pierwszego słonia... Ale wróćmy do rzeczy. - Szczur pisnął robiąc krótką przerwę. - Ja, Habbakuk, wybrałem sobie Ciebie śmiertelniczko, byś służyła mi przez swoje życie całe... Tak to chyba miało być... Mam straszliwą ochotę na ser... PIP... Dość! Amarys, musisz wiedzieć, że robota będzie podła i czeka Cię naprawdę ciężki kawałek chleba... Okruszki... Nie jestem dobry w tym całym nawiedzaniu. - Pokręcił łebkiem z konsternacją. - Musimy sobie pomagać, moja droga. Ty i ja. Potrzebujemy się, bo idą ciężkie czasy. A poza tym to Cię lubię. Obserwowałem Cię... Ale do rzeczy. A zatem, śmiertelniczko! Wolą moją jest byś w moim blasku przez to życie szła i siłą swego ducha czyniła go lepszym!

- Eee... pip?... znaczy się... ten no... przynieść sera? - Amarys była tak zaskoczona, że prawie zapomniała języka w gębie, co nieczęsto jej się zdarzało. Toteż zakończenie wypowiedzi było dość rozpaczliwe. Nie żeby miała coś bardzo przeciwko szczurom... ale bóg? Przyjrzała się uważnie miniaturowej figurce nawiedzonego przez boga Szczura, który na zmianę przyjmował pozy mniej i bardziej... no, szczurze. Czyżby zasnęła na ławce i Szczur był częścią jej snu? Nie wyglądało na to. Szczu... znaczy się Habbakuk przyglądał się jej z niecierpliwym wyczekiwaniem. "Wypada chyba uklęknąć?", przemknęło przez głowę Amy, ale ciało jakoś nie chciało jej słuchać. Spojrzała na medalion, a potem znów na Szczura - nadal tam był. I się patrzył. Gapił wręcz. I czekał.
Dziewczyna zsunęła się z ławki na kolana i spojrzała na stojącą przed nią małą figurkę. W blasku padającym przez witraż - a może nie tylko - wyglądała nawet całkiem dostojnie.

- Khem... - jak w ogóle rozmawia się z bogami?! Zimira nigdy o tym nie mówiła, a jej bezpośrednie podejście było takie same i do ludzi i do zwierząt... więc pewnie do bogów też. Amy postanowiła zaryzykować. - Dziękuję ci, o Habbakuku, za szczerość... i propozycję oczywiście... znaczy się - chyba nie mam wyboru, prawda? Ale miło, że postawiłeś sprawę tak konkretnie... e... o panie - miała nadzieję, że było to wystarczająco uprzejme. Okazywanie szacunku nigdy nie wychodziło jej dobrze, a w końcu to był BÓG, zasługiwał więc na co najmniej podwójną dawkę. - Ale... ten... czego ode mnie oczekujesz? Ja przecież nic nie umiem... To znaczy umiem szyć i gotować; no i w pasieniu owiec jestem całkiem dobra... nawet tych małych - znaczy się owiec, nie dzieci, bo z nimi jakoś mi nigdy nie wychodzi. Nie żebym kiedyś któreś upuściła, tylko... - bogowie, co ona za głupoty wygaduje! Dziewczyna przełknęła ślinę. - Chodzi mi o to, że nie będę chyba szczu... znaczy Bogu zbytnio przydatna. Nawet nie pamiętam wszystkich modlitw, których uczyła mnie Zimira... - zakończyła ze wstydem i spuściła głowę. Faktycznie, z takimi kwalifikacjami bardziej nadawała się na kapłankę Szczura niż Habbakuka.


Szczur, czy też może należało by rzec, Habbakuk, zaczął popiskiwać. Popiskiwał donośnie, energicznie przy tym podrygując. Przerażona Amarys widziała w tym nic innego jak atak szczurzej apopleksji. Po chwili jednak zwierzątko przerwało szaleńczy taniec, który jak nic musiał być szczurzą odmianą śmiechu i wygładziwszy nastroszone w międzyczasie wąsiki rzekło:

- Jam jest Habbakuk Błękitny Feniks! Przeto zaprawdę powiadam Ci, śmiertelniczko, że masz w sobie silnego ducha i to właśnie jemu zawdzięczasz ten zaszczyt!

Szczur zakończył przemowę przekrzywiając łepek.

- Amarays. - Powiedział, a jego głos stał się jakby cichszy i smutniejszy. - Zbliżają się naprawdę ciężkie czasy. Wszystko co jest mi drogie, a i pewnie Tobie również, będzie zagrożone. Dlatego będziemy musieli sobie zaufać. Bo jak ja potrzebuję Ciebie tak i Ty nie podołasz temu wszystkiemu beze mnie. Zapamiętaj to dobrze. Tylko we wspólnocie przetrwa to, co dobre. Tylko w przyjaźni i zaufaniu. Bo to, co związane przyjaźnią i miłością stokrotnie jest mocniejsze niźli to, co samotne. Zaufaj mi dziewczyno, a nie opuszczę Cię nawet w najczarniejszej godzinie. Zaufaj...

Błysk kolorowego światła rozlał się po całej kaplicy. Wszystko rozmyło się feerii barw, tak jasnych, że nie sposób było nie zamknąć oczu.

- Amarys? - Głos starej kapłanki zdawał się być zaniepokojony. Dziewczyna poczuła na ramieniu szorstką dłoń. - Nic Ci nie jest dziecko?

Otworzyła oczy, sprzed których powoli znikały tańczące plamy. Klęczała przed ofiarnym kamieniem Habbakuka, a na jej szyi kołysał się niespodziewanie ciężki medalion Błękitnego Feniksa. Spojrzała w górę, napotykając czujne i wciąż niespokojne spojrzenie Zimiry.

Amarys nieprzytomnie wlepiła oczy w kapłankę, po czym rozejrzała się po wnęce. A więc to był tylko sen... Poczuła się głęboko rozczarowana. Naprawdę chciała stać się kimś... specjalnym - nawet jeśli tylko dla szczura... Habbakuka znaczy! Miała nadzieję, że nie zacznie teraz myśleć o bogu jako o czarnym gryzoniu. Spojrzała na zaniepokojoną kapłankę i na drżących nogach podniosła się z ziemi - kończyny zdrętwiały jej zupełnie.
- Nie, matko, nic... zasnęłam chyba, przepraszam. - Medalion zadyndał na łańcuszku. Z westchnieniem przełożyła go przez głowę i podała Zimirze. - Ten... szczurek to dla ciebie odnalazł - rozejrzała się po pomieszczeniu, dostrzegając w kącie błysk czarnych ślepków.
Ich posiadacz użył całej siły woli, żeby nie wypaść z kąta i nie potrząsnąć dziewczyną. Miał ochotę rwać sobie włosy z głowy... futro znaczy. Zirytowany machał tylko niewidocznym w cieniu ogonem i mamrotał do siebie - Z tymi śmiertelnikami zawsze ta sama heca. Starasz się, objawiasz, a oni i tak przypisują wszystko własnej podświadomości... Ludzie...

Kobieta nawet na chwilę nie odwróciła od niej wzroku. Z ciemnych oczu kapłanki znikło zaniepokojenie. Teraz były rozświetlone ciekawością, z którą o lepsze walczyło niedowierzanie.
- Nie, dziecko. - Zimira zatrzymała jej dłoń, po czym patrząc jej głęboko w oczy zamknęła ją na medalionie. Drugą ręką sięgnęła po swój wisior, bezpiecznie wiszący na szyi pod szatą. - Nic nie zgubiłam. To, co znalazłaś, należy do Ciebie. Nikt nie byłby w stanie
Ci tego odebrać. Jesteś teraz jedną z nas. Witaj, siostro.

Amarys opadła szczęka - dosłownie. Trochę bała się uwierzyć... i ucieszyć. Na wszelki wypadek uszczypnęła się mocno w rękę, ale to z pewnością nie był sen. Dla pewności jeszcze raz zerknęła w kąt - Szczur nadal tam był... i chyba nie był z niej zadowolony.
- To znaczy, że szczurze objawienia są u Habbakuka na porządku dziennym? - wypaliła, po czym zganiła sama siebie za taką bezczelność. Ale było już za późno.

Kobieta roześmiała się donośnie, po czym objęła Amarys chudym ramieniem.

- Któż zrozumie naturę bóstwa? - Zaśmiała się ponownie i zmęczona przysiadła na koślawym zydelku. - Każdy z nas doświadcza go inaczej. Do każdego przemawia innymi słowami. Niektórzy jedynie czują jego milczącą obecność. Szczur? Cóż... kimże jesteśmy by ograniczać bogów?

Dziewczynka w oszołomieniu skinęła głową. Faktycznie, zapewne dla Habbakuka szczur niczym nie różnił się od konia czy biedronki. A że był pod ręką... Lepsze to, niż karaluch - gdyby machnęła miotłą, to nawet nie zdążyłby się odezwać.

Zimira jęknęła z cicha powoli sadowiąc się na siedzisku.
- Stara już jestem. - Powiedziała, rozmasowując przygarbione plecy. - Wiele już widziałam i choć za każdym razem obiecuję sobie, że nie będę się dziwić, to i tak nie mogę przestać zachwycać się jego dokonaniami. Cieszę się, że to właśnie na Ciebie padło jego spojrzenie. Powiedział Ci coś jeszcze? Każde jego słowo jest cenne i w każdym tkwi wielka mądrość. Pamiętaj o tym.

Amarys, która przycupnęła obok kapłanki, przeraziła się, że nie zapamiętała nic z tyrady szczu... Boga znaczy; ku swemu zdumieniu odkryła jednak, że pamięta każde słowo. Choć to o serze i okruchach jej pamięć naprawdę mogłaby sobie darować. Psuło jej podniosły nastrój. A może to i dobrze... przynajmniej nie popadnie w pychę; ostatecznie każdy ma takie objawienie jakiego jest wart, ona zaś powinna się cieszyć z samego zaszczytu, a nie marudzić na jego formę.
- Mówił... - zacięła się na moment. Czy na pewno powinna o tym mówić kapłance? Może te słowa były tylko dla niej? Po chwili jednak potrząsnęła głową. Jak nie Zimirze to komu? Miała tyle pytań... że żadnego nie mogła sformułować. - Szczu... ee... Habbakuk mówił, że idą ciężkie czasy i musimy bronić tego, co nam drogie. Że w miłości, jedności i zaufaniu siła; że on będzie pomagał mnie a ja jemu i w ten sposób wspólnie przetrwamy; i... coś o słoniach? Czymkolwiek by nie były... - zawahała się na moment. Bóg powiedział też, że ją lubi i była wybrana... ale jeszcze Zimira mogłaby pomyśleć, że się przechwala. Zmilczała więc. - Że mam silnego ducha i powinnam czynić świat lepszym. Ale ja nie wiem jak! - wbiła zagubione spojrzenie w kapłankę.

- Czasy zawsze są ciężkie, choć... - Staruszka zawahała się przez chwilę, a przez jej twarz przemknął cień zmartwienia. - Jeśli sami bogowie przepowiadają złe dni... Tak jak powiedział, sama bym tego lepiej nigdy nie ujęła, to właśnie miłość i zaufanie oraz rodząca się z nich jedność pozwala nam przetrwać trudne dni. Ech! Nie ma co się martwić na zapas. Gdy zło nadejdzie trzeba być gotowym, silnym wiarą i odwagą, a nie będzie takiego wyzwania, któremu nie dane by Ci było sprostać. Bogowie nie wybierają głupio, a Tobie naprawdę nie brak silnego ducha. Poradzisz sobie, tego jestem pewna. Ale dość już smęcenia. Nie wiem czy wiesz, ale jutro o brzasku Twoi przyjaciele opuszczą tą przeklętą Dziurę. Trzeba było z lekka przytemperować Edrina. Chciałam, żeby wypuścił ich jeszcze dziś, ale uznał że to by zaszkodziło jego autorytetowi! Mężczyźni bywają naprawdę głupi...

- Na prawdę?! Dziękuję matko! - wykrzyknęła Amarys i spontanicznie uściskała staruszkę. Od razu odzyskała rezon; z Ravem przy boku na pewno sobie poradzi! No i oczywiście z pozostałymi chłopcami też... - To ja posprzątam resztę świątyni - zerwała się, chwyciła miotłę i dziarsko nią zawinęła, omal nie zamiatając szczurzego kąta. Odskoczyła, ukłoniła się przepraszająco na wypadek, gdyby Habbakuk jeszcze tam był i pobiegła wgłąb budynku.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-04-2010 o 22:09.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172