|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-05-2010, 16:07 | #111 |
Reputacja: 1 | Strażnik, do którego zagadała Nyarla otwarł szeroko usta z zdziwienia i długą chwilę spoglądał na towarzyszącą kobiecie grupę. -Y... Tak. Tak, oczywiście! Proszę za mną!- rzekł i ruszyli w stronę budynku straży miejskiej. Po przejściu kilku uliczek spotkali również i tego strażnika miejskiego, który budził u nich mieszane uczucia. Lares spojrzał z niedowierzaniem na maszerującą gromadę i gdy tylko odzyskał kontrolę nad ciałem, pokonując niepewność, podbiegł do syna i uściskał go mocno. -Synku!- krzyknął podnosząc go i przytulając z całych sił. Jego oczy zaszkliły się nieco. Po tej wzruszającej chwili powitania, Lares postawił syna na ziemię i podszedł nieco spokojniejszy do Nyarli. -Gdy już odbierzecie obiecaną nagrodę... Przyjdźcie proszę do mego domostwa. Porozmawiać z wami muszę.- rzekł, po czym nie czekając na odpowiedź raz jeszcze przytulił syna. Zaklinaczka czuła, że mężczyzna będzie chciał im wyjaśnił powód swojego postępowania, miała pewność, że żałuje. Było to niemal wyryte w jego oczach, gdy odezwał się do czarownicy. Ruszyli dalej. Kapłanka Torma, idąca w pierwszym szeregu, wraz z Nyą i Formitem miała wysoko uniesioną głowę i wypiętą pierś, jakby szczyciła się symbolem swego boga, znajdującym się na napierśniku jej zbroi. -Mnie te poczwary porwały z szlaku. Jechałam konno traktem do Nesme i zaatakowały jakieś pół mili przed bramami miasta. Było ciemno, nie wiedziałam gdzie mnie prowadzą. Związali mi ręce i nogi i nieśli na zmianę. Kilku innych podróżników też tak porwali.- wyjaśniła w końcu Nyi okoliczności porwań. -Ci, którzy mieszkali tutaj w mieście, ponoć byli ogłuszani. Budzili się dopiero w tamtej jaskini. Tak mówili. Ich zeznania się zgadzały, sprawca zawsze działał tak samo.- dodała. Grupa w końcu doszła pod budynek straży miejskiej. -Proszę tu zaczekać.- polecił im mundurowy, po czym wszedł do środka. Minęło kilka minut, nim powrócił do grupy. -Sir Mannock jest na spotkaniu z jednym z burmistrzów miasta, lecz jego zastępca Akahai, porozmawia z wami.- rzekł po czym poprowadził grupę do środka. Korytarze budynku były skromne i czyste. Mundurowy zatrzymał się przed drzwiami i otwarł je, wpuszczając do środka dość liczną grupę. Za drewnianym biurkiem siedział młody elf, o czarnych włosach i jasnej cerze. Miał na sobie kolczugę, na którą nałożona była szata mundurowego. Był przystojny. Jego poważna twarz dziwnie poświadczała o jego kompetencji, choć tak na prawdę nikt nie wiedział, czym sobie elf zasłużył na pozycję zastępcy dowódcy strażników miejskich. -Witajcie, więc to wy jesteście bohaterami Nesme? Mieszkańcy naszego miasteczka powinni postawić wam pomnik. Udało się wam rozwiązać zagadkę, nad którą straż miejska niestety głowiła się od długiego czasu... Z miernym skutkiem...- był szczery, a jeśli nie to świetnie udawał. -Idźcie do domów, do rodzin. Cieszcie się wolnością. Ja nagrodzę naszych śmiałków...- zapewnił oswobodzonych, a tamci zgodnie z wyjątkiem kapłanki Torma, opuścili jego gabinet. Gdy drzwi za ostatnim osobnik zatrzasnęły się Akahai wstał z stołka i podszedł do każdego z członków grupy ściskając mu rękę. -Dziękuję wam bardzo... Z pewnością po drodze napotkaliście się z przeciwnościami... Niestety niektóre rzeczy nie zależą ode mnie...- próbował się wytłumaczyć. Elf wzruszył ramionami i westchnął głośno. Mundurowy sięgnął ręką do szuflady biurka i wyciągnął z niego klucz. -Chodźcie za mną.- poprosił ich i wspólnie opuścili komnatę. Elf prowadził ich korytarzami siedziby aż do piwnicy. Tam mężczyzna minął dwóch strażników i otwarł stalowe drzwi, wpuszczając do środka resztę. -To dla was... Tak jak straż miejska obiecała.- rzekł wręczając Gabrielowi kufer z brzęczącą zawartością. -Mam dla was propozycję.- dodał po chwili -Dowiedzcie się, jak to się stało, że oni znikali z obrębu miasta a dostaniecie premię w wysokości kolejnego tysiąca.- zapewnił ich. |
12-05-2010, 18:39 | #112 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Reakcja strażnika bramy wywołała na jej ustach triumfalny uśmiech. Kiedy ten w końcu się ocknął i poprowadził ich w stronę budynku straży miejskiej, kroczyła za nim pewnie i dumnie. Po drodze wzięła Demona na ręce. Postanowiła nie zwracać uwagi na to, w jakim stanie jest jej ubiór czy włosy. Po tylu przejściach mogła jedynie polegać na własnym, wrodzonym uroku i wdzięku. Miała przemożną chęć w końcu spotkać się z Mannockiem i wyjaśnić parę spraw. Nim jednak dotarli na miejsce, spotkali Laresa. Nya zatrzymała się, wbijając w niego spojrzenie zielonych oczu. Z nim też miała do pogadania. Kiedy jednak zobaczyła jego reakcję na widok syna, zaszklone oczy, ulgę tak wielką, że niemal sprawiającą ból... Sama poczuła jak ściska się jej serce. Jej rodzice nigdy nie podarowali jej nawet cząstki tego ciepła, co Lares w tej chwili Aramirowi. Zapragnęła, by ktoś kiedyś równie mocno ucieszył się na jej widok. Odnosiła wrażenie, że właśnie zjednali sobie sojusznika. Zmrużyła lekko oczy, patrząc na zbliżającego się strażnika. W odpowiedzi skinęła mu jedynie głową. Miała pewność, że powie im tym razem więcej. Mimo to, z cieplejszym odnoszeniem się do niego wolała poczekać do czasu, aż udowodni, że na to zasłużył. Podczas dalszej drogi, w milczeniu wysłuchała słów kapłanki na temat porwań. Mogli się tego w zasadzie spodziewać. W końcu likantropy i ich wspólnik - o ile taki istotnie był - głupi nie byli. Strasznie nurtowało ją to, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło. Miała nadzieję, że Lares co nieco im rozjaśni. Na polecenie prowadzącego ich strażnika, poczekali przed budynkiem. Kiedy powrócił i oznajmił im, że Mannock jest nieobecny, Nya miała przemożną chęć zrobić komuś krzywdę. Na szczęście jednak znalazł się ktoś kompetentny, kto mógł ich przyjąć. Nie zwlekając wkroczyła do budynku, podążając za mundurowym. Kiedy zobaczyła Akahaia, uśmiechnęła się lekko. ~ Może na dobre wyjdzie nam nieobecność Mannocka... - przemknęło jej przez myśl, gdy lustrowała elfa spojrzeniem. Słowa zastępcy brzmiały szczerze. A przynajmniej tak jej się wydawało. Czarownica pożegnała ocalonych uśmiechem i skinieniem głowy. Gdy tamci wyszli, przyjęła bez słowa gratulacje i podziękowania od Akahaia. Postanowiła się nie odzywać. Odniosła wrażenie, że elf naprawdę wolałby, aby straż była bardziej aktywna i miała w akcji ratunkowej jakiś udział. Wolała więc przemilczeć, co myśli o faktycznych poczynaniach i zostawić ten temat, do czasu, aż uzyskają więcej informacji. Mężczyźnie zaś chyba naprawdę zależało na prawdzie, skoro oferował im premię za poznanie powodów ostatnich wydarzeń. Czarownica uśmiechnęła się uprzejmie i odparła: - I tak początkowo zamierzaliśmy się tym zająć. Skoro ofiarowujesz nam, Panie, dodatkową premię za to, tym chętniej to uczynimy. Przynajmniej już wiemy do kogo możemy się w całej tej sprawie zwrócić... - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyraźną goryczą - Myślę, że do czasu powrotu z pełnymi informacjami możemy tu zostawić złoto? Weźmiemy tyle, ile potrzeba nam na przygotowania a po resztę wrócimy, żeby i ten dodatkowy tysiąc zabrać. Nie ma sensu tego nosić, nie mamy na to czasu, a wolałabym w karczmie bez nadzoru takiej ilości gotówki nie zostawiać. - wyjaśniła. - Nie widzę problemu, złoto jest Wasze, może czekać tu na Wasz powrót. Będzie bezpieczne. - odpowiedział jej elf. Skinęła lekko głową i gdy Gabriel odłożył kufer, otworzyła go i zabrała garść złotych monet, by wrzucić je do sakiewki. Każdy z jej kompanów poszedł za jej przykładem. - Weźcie ile potrzeba na zakup tego, co niezbędne. Resztą podzielimy się równo jak uporamy się z tym do końca... - poleciła swoim towarzyszom, po czym ponownie zwróciła się do czarnowłosego mężczyzny - Zgłosimy się do Ciebie, gdy tylko sprawa się wyjaśni. W końcu opuścili budynek i odeszli kilka kroków. Nyarla przeciągnęła się, zadowolona z takiego obrotu spraw. - Powinniśmy dowiedzieć się, czego chce jeszcze Lares. Ale jak pójdziemy wszyscy, będzie to tylko strata czasu. Moja propozycja jest taka - ja i Gabriel złożymy mu wizytę, w tym czasie Luiz i Chris zajmą się niezbędnymi rzeczami typu mikstury leczące i wszystko, co może nam się przydać, a Kayl i Rurik niech zorganizują jakiś prowiant. Przekąsimy coś w drodze. Odpoczniemy jak się to wszystko skończy. - zakończyła z uśmiechem. Dobór osób był nieprzypadkowy. Z Gabrielem czuła się najbezpieczniej. Sama była dość łatwym celem, ale z elfem u boku mogła się dalej włóczyć po mieście. Chris znał się na przetrwaniu a kapłance może być nieco łatwiej otrzymać magiczne wsparcie. Zaś Kayl i Rurik lubili jeść i pić, więc i to zadanie, było dla nich najodpowiedniejsze. - Chyba, że macie coś przeciwko? - zapytała dla zasady, ale wyglądało na to, że plan został zaakceptowany - To widzimy się niebawem przed 'Wypchanym niedźwiedziem'. Kayl, Rurik, możecie przy okazji zapłacić gospodarzowi za te dni, gdy zmuszony był opiekować się naszym dobytkiem. Gdy wszystko zostało już ustalone, Nyarla ruszyła w kierunku domostwa Laresa, ze Strzaskanymi Niebiosami u boku i Demonem w ramionach. Wieści w Nesme rozchodziły się zadziwiająco szybko. Niektórzy ludzie posyłali im pełne wdzięczności uśmiechy, inni witali skinieniem głowy. Ci nieuświadomieni zaraz dopytywali się znajomych o co chodzi, by także obdarzyć elfa i dziewczynę uśmiechem. W końcu dotarli do celu. Zaklinaczka zapukała energicznie. Drzwi otworzyły się po chwili, a Lares zaprosił ich gestem do środka. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwała się Nya, mierząc go uważnym spojrzeniem: - Nie wiem dlaczego nie chciałeś nam powiedzieć wszystkiego co wiesz. Ale chyba teraz jest ku temu dobra okazja. Twój syn żyje, jest cały i zdrowy. Dzięki nam i mimo Twego postępowania. A my zajmiemy się także tym, by już nic nie groziło ani jemu, ani Nesme. Słuchamy. Wyjaśnij nam. |
26-08-2010, 21:08 | #113 |
Reputacja: 1 | Proszę moderatorów o zamknięcie i przeniesienie do archiwum pozostałości po mojej sesji. |
|
| |