Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2010, 21:42   #11
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Już dawno dostrzegł dziwny stan przyrody w okolicy budowli.
~Gdzie zwierzyna?~ łysy mag usłyszał w głowie. Lilian była wyjątkowo bystra jak na zwierzę. Dostrzegała wiele rzeczy i faktów, które umknęłyby nie jednemu człowiekowi. Nefarius również zauważył dziwny, nienaturalny spokój wokół twierdzy. Czy bał się? Lata życia w Thay przeobraziły strach w przezorność. Nie czuł strachu od dawien dawna. Legendy i opowiastki mieszczan z Teziir nie robiły na nim wrażenia. Nawet, jeśli w budowli czaiła się jakaś przeklęta, nieznana siła to jego wrodzona chęć do zdobywania wiedzy i tak go tam pchała, aby poznał sekret tego miejsca.
~Leć dookoła, sprawdź brzeg i podnóża muru Baszty.~ nakazał chowańcowi po czym usłyszał głośny trzepot sowich skrzydeł. Ptak pofrunął zgodnie z poleceniem swego pana dookoła budowli, jednak nic nie dostrzegł.

Nefarius zatrzymał się przed drewnianym pomostem badając wzrokiem jego stan. Nie wyglądało to jakby mogło doprowadzić go do śmierci. Nie znał się na pułapkach, ale jednego był pewien. Z magii nikt tutaj nie korzystał przez ostatnie dni, przynajmniej w okolicy pomostu. Nefarius zmrużył oczy i ruszył. Skrzypiące deski zdradzały jego obecność w całej okolicy.
~Nic nie ma.~ usłyszał w głowie charakterystyczny głos swego chowańca. Sowa przeleciała mu nad głową i usiadła na murze, obserwując dziedziniec z góry. Obserwując swego pana kroczącego w głąb Baszty. Czarownik oparł kostur o bark i zawiesił ręce na biodrach. Jego starczy, ale ciągle nie najgorszy wzrok dostrzegł masę skrzyń i kufrów, rozładowanych nieopodal wejścia na dziedziniec.
-Byli tu?...- spytał sam siebie.

Myślał głośno. Może i za głośno. Kroków spowitej iluzją kobiety nie miał prawa usłyszeć. Ona była tak blisko. Niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło szybkim i precyzyjnym ciosem noża trafić w witalny punkt jego ciała. Już czuła satysfakcję z prawie wykonanego zadania. Wtedy zdradził ją jej profesjonalizm. Z niewielkich ran na dłoniach, które spowodowały kolce krzewów pod murem Baszty ciekła krew. Siedząca na wysokości sowa nie mogła dostrzec kobiety, ale dostrzegła niewielkie krople krwi na podłożu kilka kroków za swym panem.
~Zraniłeś się panie?~ mag usłyszał w głowie. Czarownik wejrzał zdziwiony w stronę, gdzie siedział jego chowaniec.
~Nie, dlaczego?~ spytał.
~Uważaj!~ usłyszał nagle. Nefarius mimowolnie pochylił się nieco i zrobił krok w przód.

W powietrzu świsnął dźwięk ostrza.
-Agrr!- krzyknął mag, gdy na jego ramieniu pojawiła się krwawiąca rana. Czarnoksiężnik upadł na plecy i skierował kostur w miejsce gdzie przed chwilą stał.
-Arte Firmum Asatai!- krzyknął i z głowicy laski wystrzelił promień ognia. Mag szczerząc zęby z złości skierował broń łukiem w bok, tworząc z ognistą falę. W końcu usłyszał szybkie, kroki uciekającej osoby.
~Gdzie?!~ spytał chowańca. Sowa uważnie lustrowała dziedziniec, lecz przez długą chwilę nic nie mogła dostrzec. W końcu jednak zadziałał jej niezwykle czuły słuch. Ktoś stal lekko dotknęła kamiennego muru, jakby ktoś oparł się zbroją o ścianę.
~Pode mną mistrzu! Pod murem!- usłyszał mag. Płomień buchający z jego kostura zniknął. Czarodziej, ponownie wartko oparł kostur o bark i rękami wykonał słowa wyzwalacz czaru.

Nagle z jego dłoni wystrzeliła skrząca błyskawica. Czar pędził wprost na ukrytą kobietę. Była szybka jak kocica. Udało jej się. Elektryczna siła nawet jej nie musnęła, lecz gdy uskoczyła przed zaklęciem jej niewidzialność przestała działać. W końcu ją zobaczył. Zdziwił go fakt, że była to kobieta, ale nie było czasu na pertraktacje. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Prawicą sięgnęła po krótki miecz schowany w pochwie i rzuciła się w szaleńczy bieg w stronę maga. Wiedział, że jeśli nie zdąży przed nią, to zginie. Sięgnął ręką za pas, gdzie tkwiło kilka zwojów. Rozwinął jeden błyskawicznie i przeczytał jego zawartość. Magiczne runy, stanowiące treść zalśniły i po chwili zniknęły z pergaminu. Ona była zaledwie dwa kroki od niego. Nefarius cofnął się o krok i przewrócił na plecy. Poczuł na szyi zimną stal... Czarnoksiężnik otwarł oczy i widział jak ona stoi nad nim, przykładając mu ostrze miecza do karku. Wystarczyłoby jedno pchnięcie by zakończyć jego żywot. Nie pchnęła... To oznaczało jedno.
-Zadziałało!- warknął triumfalnie mag. Czar, który rzucił był szybszy niż jej kroki i ostrze...

Nefarius dotknął wskazującym palcem lewej dłoni tępego boku mieczyka i odsunął jego ostry kraniec od swego gardła. Na jego twarzy widniał złowieszczy i złośliwy uśmiech. Mag podniósł się z ziemi i otrzepał szatę z kurzu i pyłu. Następnie jak gdyby nigdy nic wejrzał na ranę na ramieniu. Złowrogi i pochmurny wzrok padł na niewzruszoną twarz niedoszłej zabójczyni.
-Harda suka, co?- spytał zachrypniętym głosem.
-Kto Cię posłał za mną aż tutaj?- dodał niezwykle zaintrygowany odpowiedzią. O jego pobycie w Baszcie wiedział praktycznie tylko Gorm, chyba, że jego stary nauczyciel wspomniał o misji i zamiarach wysłania Nefariusa, komuś innemu.
-Mów natychmiast.- dodał gniewnym tonem. Wbijała w niego zimne spojrzenie. W duszy czuła szalejącą nienawiść i nieposkromiony gniew. Stała nieruchomo, tylko jej oczy śledziły ruchy maga. Wciąż nie mogła uwierzyć, jak udało mu się uchylić przed jej ostrzem.
- Gówno Ci powiem... - powiedziała powoli i dobitnie, powściągając gniewne warknięcie.

Czarodziej zdawał się zignorować jej jakże przewidywalną odpowiedź. Łysy mag rozejrzał się dookoła jakby szukając wzrokiem ewentualnych towarzyszy kobiety.
-Powiesz... Prędzej czy później powiesz. A teraz... Teraz powiem Ci jak działa mój czar, który na Ciebie rzuciłem.- rzekł uśmiechając się fałszywie.
-Moje zaklęcie spowodowało, że nie będziesz mogła na mnie podnieść ręki, skrzywdzić mnie ani tym bardziej zabić... Ale to nie wszystko!- dodał uniesionym tonem uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Moje zaklęcie sprawiło, że od tej pory jesteś moim sługą, jeńcem, niewolnikiem, pierdolonym przydupasem!- krzyknął agresywnie.
-Od teraz służysz mi i chronisz mnie swoim ciałem. Nakazuję Ci dbać o moje bezpieczeństwo, do póki nie uznam tego za stosowne...- rzekł mężczyzna. Na jego twarzy znów pojawił się fałszywy uśmiech.
-Jeśli nie dopilnujesz zadania umrzesz w męczarni... Takiej, o jakiej nigdy nawet nie słyszałaś. Wierz mi na słowo, nie chcesz się przekonać na własnej skórze...- przestrzegł ją, po czym rozejrzał się raz jeszcze dookoła.
-To, kto Cię tu przysłał?- ponowił pytanie.

Słowa Czarnoksiężnika wstrząsnęły dziewczyną. Była przygotowana na najgorsze, oczekiwała śmierci. Samo to w zasadzie jej nie przerażało - osoba, którą była kiedyś już dawno umarła. Najgorsze było konanie u stóp psa z Thay, kiedy to on miał być ostatnią rzeczą którą zobaczy w życiu. Okazało się jednak, że może być coś gorszego.
- Suka na rozkazy skurwysynów z Thay? - wycedziła przez zęby.
- Blefujesz. - była o tym przekonana, to było niemożliwe. Nie mogła dać ujarzmić się w ten sposób. Dla niej to było gorsze niż śmierć, gorsze niż wieczna agonia. - Zabiję Cię. Przysłały mnie elfie wróżki, które uznały, że trzeba trochę posprzątać.- Nefarius uśmiechnął się podle i delikatnie dwoma palcami dotknął raz jeszcze jej miecza, którego nie schowała. Mężczyzna uniósł broń w górę, na wysokość swojej piersi, po czym zrobił pół kroku i dotknął lekko ciałem śmiertelnie ostry kraniec.
-Pchnij.- rzekł pogodnym tonem wiedząc, że zaklęcie nie pozwoli jej ranić maga.

Nie zastanawiając się i nie wahając, pchnęła wkładając w to całą duszę. Ale nic się nie stało. Miecz ani drgnął. Ostrze nie rozcięło szaty, nie drgnęło nawet, nie przesunęło się ani o krztynę. Warknęła cicho, zirytowana.
~ Więc to prawda... - przeszło jej przez myśl, ale mag mógł jedynie dostrzec błysk zrozumienia w oczach, gdy dotarło to do niej.
Cofnęła rękę i schowała Błysk do pochwy, Piekielny ząb także wrócił na swoje miejsce. Odgarnęła kosmyki jasnobrązowych włosów, które wymknęły się z upiętego kucyka.
- Nie będę służyć żadnemu z pomiotów Thay, staruchu. - powiedziała bez cienia uczuć i zmrużyła lekko oczy - Zabić Cię nie mogę, ale mogę odejść.
Nagle, jakby dopiero teraz coś do niej dotarło, rozejrzała się uważnie. Dziwnym było, że wciąż jeszcze nikt nie wyszedł do nich. Podobno w Baszcie miało być znacznie więcej osób... Nefarius uśmiechnął się.
-Nie założyłem Ci na nogi łańcuchów. Droga wolna, idź. Za dekadzień będziesz błagać żeby ktoś Cię dobił, albo zapragniesz mojego widoku jak stęskniona kochanka.- rzekł do niej obojętnie i wejrzał na siedzącego na murku chowańca.

Te słowa dały jej do myślenia. Mogła iść i błagać o śmierć. A mogła stawić czoło zaklęciu maga i zrobić, co tam chciał. Poznać wroga. A może kiedy już wykona, czego on oczekuje, to zaklęcie minie i będzie mogła go zabić?
~ A co jeśli nie? Wtedy wszystko na marne. - zapytała samą siebie.
Znała jednak odpowiedź. Zamknąć dumę w najgłębszym zakamarku umysłu, za masywnymi drzwiami, tak, by nie przeszkadzała. I dać się upokorzyć. To na pewno lepsze niż skomlenie o śmierć. Czym wtedy różniłaby się od tych, których zabijała? Dziewczyna ściągnęła łopatki, prostując się i zsunęła z twarzy prowizoryczną maskę. Na jej ustach pojawił się nieznaczny uśmiech, który jednak nie złagodził zimna bijącego od niebieskich oczu.
- Zapomnij. Czego chcesz?
-Pytania, na które odpowiedzi mnie interesują, już Ci zadałem...- odrzekł bez ogródek nie mając zamiaru się powtarzać. Wzruszyła lekko ramionami.
- Odpowiedziałam. Wróżki lubią figle...- Mag zignorował po raz kolejny jej głupią odpowiedź. Uznał, że w końcu zacznie mówić a on miał sporo czasu. Sporo czasu i pracy. Ciekaw był, gdzie podziali się Thayanie, którzy mieli przygotować Basztę do otwarcia tu enklawy. Mag odwrócił się do kobiety plecami i ruszył w stronę wejścia do głównej budowli. Shalia przewróciła oczami i powlokła się za starcem.
 
Nefarius jest offline  
Stary 01-05-2010, 01:01   #12
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Ruszył przed siebie i dopiero teraz, idąc ku wrotom wejściowym, zauważył, że coś na dziedzińcu zamku umknęło jego uwadze. Na samym środku placu stał pionowo masywny głaz czarnej barwy. Z lotu ptaka wziął ów czarną plamę za wygasłe palenisko, z tej perspektywy w której znajdował się teraz wyglądało to zgoła inaczej. Zarzucił kierunek drzwi do hallu zamkowego i skierował kroki do dziwnego obelisku. Lilian rozkazał spocząć na najwyższym dachu twierdzy, tak by miała dziedziniec na oku.

Shalia podążała za nim wzrokiem, ona też nie zauważyła posągu wcześniej całą koncentrację kierując na likwidację jej niedoszłego trofeum w czerwonych sukniach. Kamień jednak nie interesował jej tak bardzo jak jego, badanie go wydało jej się zbędnym przystankiem na drodze do wolności, którą przed paroma chwilami straciła. Której już jej brakowało. Podniosła oczy ku niebu w mimowolnym geście bezsilności. Ciemne chmury gromadziły się nad nimi w niemej groźbie, zza północnego muru wyłaniał się powoli wielki, jasny glob księżyca. Postanowiła zająć się ranami, które może nie były bardzo bolesne, ale jak się okazało przed chwilą zbyt ryzykowne do zignorowania.

Ciemna jak węgiel skała zdawała się wyrastać spod ziemi co wydało mu się zupełnie nienaturalne. Gdy znalazł się o krok od niej dostrzegł, że jej kształt jest niedoskonały, niesymetryczny. Obiekt był nierówną, ale litą sumą dwóch części i co bardziej go frapowało: pokrywały go wyryte w powierzchni znaki. Musnął dłonią ciemną masę- poczuł silną energię drzemiącą w głazie. Starał się odczytać znaki. Spisane chyba w smoczym, jakimś ledwie zrozumiałym dialekcie. Znaki były niezrozumiałe również w składni- w jednym miejscu przywodziły mu na myśl magię ochronną.., fragment obok zdał mu się wyglądać już na klątwę, kolejny na modlitwę do jednego z bóstw. Wątpił by bez lepszego przygotowania udało mu się zrozumieć coś z tej układanki. Na łysą głowę maga spadły pierwsze krople deszczu.

Shalia najpierw usłyszała deszcz. Szum dochodzący zewsząd i z nikąd. Nim dosięgły jej pierwsze krople zdążyła schować się pod zadaszeniem stajen po lewej od maga stojącego jeszcze pośrodku placu. Tam dobiegł jej uszu inny dźwięk- krzyk. Przypominało to kobiecie zwierzęcy ryk, w którym pobrzmiewały najgorsze ludzkie emocje- strach i nienawiść. Rozejrzała się przytomnie jednak nie dostrzegła źródła, zgadywała, że pochodzi z wewnątrz głównego budynku znajdującego się teraz za plecami Czerwonego Maga, który znajdował się w połowie odległości. On sam jednak chyba nie słyszał tego co ona, stał nieruchomo. Jego chowaniec siedzący na dachu również nie poruszył się, zwątpiła w swoje zmysły. Patrząc z nienawiścią na zniewoliciela wyłowiła jednak w deszczu i mroku kształty, ruchome sylwetki powoli sunęły w kierunki niczego nie podejrzewającego maga wyłaniając się jedna za drugą z otwartych drzwi jednego z budynków gospodarczych. Jego sowa siedziała prawie nad owym budynkiem, toteż dachy zasłaniały jej napastników. Szybko wysnuła z tych okoliczności idealną okazję by uwolnić się od znienawidzonego czaromiota.

Nefarius dopiero po chwili oderwał się od tajemniczego obelisku orientując się, że jego ubranie powoli wsiąka deszczową wodę. Wzrokiem omiótł plac w poszukiwaniu schronienia i swej niedoszłej zamachowczyni. Stała pod wiatą służącą pewnie kiedyś za odsłoniętą część stajni zamkowej, a przed chwilą jeszcze była o krok za nim. Zmarszczył czoło zastanawiając się kiedy szczęście i umiejętności okażą się nie wystarczające i ta niepoprawna żądza wiedzy zgubi go. „Co ona robi do cholery?”- podniósł dłoń do czoła niedowierzając, zabójczyni powoli i jakby z trudem podnosiła rękę w której błyszczało krótkie ostrze. „Nie możliwe, żeby miała wolę tak silną by walczyć z moim zaklęciem.., więc co ta suka wyprawia?!” Ledwie dostrzegł jakąś sylwetkę za jej plecami, skrytą w cieniach zadaszenia. Wtem jego niedoszła oprawczyni zamachnęła się, a on zauważył jedynie księżycowy refleks na ostrzu wylatującym spod zadaszenia prosto w jego stronę.

Skrytobójczyni była wstrząśnięta. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiła opanować własnego ciała. Sztylet wyleciał z jej dłoni przedzierając się przez strugi deszczu z olbrzymią prędkością by wbić się w czerep ożywieńca za plecami maga prawie go urywając. Tylko jej nadzwyczajny refleks pozwolił jej samej zauważyć napastnika za własnymi plecami, uskoczyć do przodu, zrobić przewrót i rzucić magicznym sztyletem, który dopiero co pojawił się w jej dłoni wbijając go po rękojeść w oczodół kolejnego nieumarłego. Mało tego, że wiele energi kosztowała ją walka z urokiem to jeszcze o mało nie przypłaciła tego własnym życiem. Do teraz nie dowierzała ironii sytuacji w jakiej się znalazła będąc pod wpływem zaklęcia. Wszelkie wątpliwości rozwiały się- była skazana na służbę Czarnoksiężnika choćby miała przypłacić to własnym życiem.

Mag nie zdążyłby uchylić się przed szpicem ostrza gdyby to on był na celu, klinga jednak minęła go o włos by zaraz za jego uchem wbić się z chrzęstem łamanych kości w głowę zombie. Odwróciwszy się zorientował się, że pół tuzina ożywionych zwłok zmierzało w jego kierunku od strony jednego z budynków w różnych odległościach, najbliższy –po właśnie zabitym- miał do niego zaledwie kilka ociężałych kroków.

Kobieta wstała na równe nogi w mgnieniu oka szacując sytuację- sześć zdechlaków zmierzało w stronę magika, było jednak coś jeszcze, gdzieś ponad nimi w jednej z okiennic zamku. Przez gęsty deszcz nie mogła dojrzeć szczegółów, ale na pewno nie był to jeden z zombie, poruszał się zbyt szybko wyskakując z okna i biegnąc po dachu w ich stronę. Plama bieli i czerwieni zatrzymała się na skraju budynku.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 01-05-2010 o 01:15.
majk jest offline  
Stary 03-05-2010, 11:19   #13
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Cóż to może być?...- rzekł do siebie samego, zastanawiając się nad pochodzeniem dziwacznego obelisku. Nigdy czegoś takiego nie widział. Ba! Nawet nie słyszał o takiej skale. Było to dla niego nowe odkrycie. Tajemnicze i intrygujące. Był pewien, że kiedy już zbada całą twierdzę wróci tu i przyjży się bliżej obeliskowi. Nie miał prawa słyszeć kroków istot, zbliżających się ku niemu. Szum, deszczu spadającego mu na głowę, oraz głębokie skupienie, na badaniu skały skutecznie przyćmiły jego zmysły.
-Nie teraz stary capie. Nie teraz...- ponownie odezwał się do siebie, po czym zorientował się, że pada deszcz. Jego szata była już ciężka i mokra. Zrozumiał, że musi padać od kilku długich chwil. Trzeba było się schronić. Rozejrzał się po dziedzińcu i wtedy na chwilę oniemiał. Zaklęta suka gotowała się do ataku. Wątpił, by wygrała z magią, którą ją spętał. Jaki zatem cud sprawił, że ona próbowała na niego się zamierzyć. Ostrze świsnęło i błysnęło. Sztylet, jednak nie trafił go. Już wtedy wiedział, że to zaklęcie opętania, zmusiło ją, by go chroniła, wszak profesjonalistka, jaką ona z pewnością była, nie chybia a już na pewno nie tak bardzo jak teraz. Wartko odwrócił się i dostrzegł nieumarłego człeka z rozoranym łbem. Ciało osobnika osunęło się na brukowaną kostkę dziedzińca. Nefarius zmrużył oczy. Było ich wielu, jednak nie ich liczba była tu problemem.

Łysy mag od razu dostrzegł ich ubiór, charakterystyczną broń. Ba, jeden z nich miał nawet łysy czerep z licznymi tatuażami zdobiącymi wysokie czoło. To musiała być służba i ochrona jego poprzednika. Zombie dla niego nie były problemem. Nefarius znał kilka skutecznych zaklęć, które mogły bez większego problemu powalić grupę ożywieńców, nawet jeśli oni byli rozproszeni. Nie to był jednak największy problem. Na dachu, jednego z licznych budynków majaczyła w półmroku postać osobnika w czerwonej szacie. Szata była tak dobrze Nefariusowi znana, sam nosił podobną, różniącą się od tamtej jedynie kilkoma ochronnymi runami. Właściciel czerwonej szaty maga, nie był jednak człowiekiem. Miał dziwnie, zniekształcone ciało. Dłonie sprawnego maga przypominały śmiercionośne, pazurzaste łapy. Skóra osobnika była ciemnoszara, jakby jakaś potężna magia go spaczyła. Czy był człowiekiem? Z pewnością nie. Osobnik wywarł na magu jeszcze większe wrażenie, gdy niezwykłym susem przeskoczył na sąsiedni dach, prostopadły do tego, na którym chwilę temu stał. Był szybki i zwinny.

Kolejny zombie był bardzo blisko Nefariusa. Czarodziej wiedział, że najpierw musi pozbyć się przynajmniej tego jednego ożywieńca, by mieć chwilę na rzucenie czaru. Czarnoksiężnik złapał oburącz drąg, który służył mu za podporę i wyrżnął nim ożywieńcowi w głowę. Mimo starczego wieku, mag miał jeszcze sporo sił. Nieumarły zatoczył się do tyłu i czarodziej ponowił atak, z równie wielką skutecznością. Dolny kraniec kostura śmignął w stronę umarlaka i po raz drugi uderzył go w głowę rozbijając ją i powalając ożywieńca na ziemię. Czarownik miał cenną chwilę na strącenie z dachu dziwacznego osobnika. Już dobrał sobie w głowie czar, którym miał zamiar zająć osobnika. Nefarius rozpoczął inkantację kreując energicznie dłońmi magiczne runy w powietrzu, szepcąc przy tym słowa wyzwalacz, czaru. Jego przeciwnik na dachu nie był chyba świadomy, jakiego zaklęcia użył czarnoksiężnik, stojący na dziedzińcu. Podmuch wiatru, nad dachem zawirował i po chwili krople deszczu natrafiały na półprzezroczystą przeszkodę przypominającą nieco ciało ludzkiej kobiety. Żywiołak, którego przyzwał mag od razu rzucił się na pazurzastego stwora, będącego pozostałością Reigtana. Nefarius miał kilka chwil, na zajęcie się kilkoma umarlakami na dziedzińcu.

 
Nefarius jest offline  
Stary 03-05-2010, 21:09   #14
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Kamień nie obchodził ją ani trochę. Mógł sobie być i potężnym artefaktem z zamierzchłych czasów, który dałby jej władzę nad światem, ale nie tego teraz pragnęła. Chciała jedynie uwolnić się od tego przeklętego czaru i wbić nóż w serce Czerwonego Czarnoksiężnika. Nie byle jakiego. Tego właśnie, który stał teraz plecami do niej.
~ Plecami! A ja nie mogę nic zrobić...
Zajęła się drobnymi rozcięciami na rękach, przemywając je wodą i przecierając świeżym bandażem. Nie zamierzała nakładać opatrunków, by zadrapania szybciej się zagoiły. Miały jej też przypominać o fatalnym błędzie jaki popełniła w swej pogoni za zemstą. W jej myślach zaczęły pojawiać się obrazy, jak to podchodzi do mężczyzny i przebija go mieczem, jak sztylet także upuszcza mu krwi. W końcu jak stoi nad nim, w rosnącej kałuży krwi, patrząc w gasnące oczy i pierś wydającą ostatnie tchnienie. Cichy, przyjemny szum zwiastujący śmierć, niesioną jej rękami. Jednak jedynym szumem jaki dosłyszała w tej chwili, były krople deszcze opadające z nisko wiszących chmur.

Nim woda dosięgnęła ziemi, dziewczyna stała już pod zadaszeniem, chowając pozostałości opatrunków do niewielkiej torby. Spojrzała z politowaniem na maga, który zdawał się być tak zapatrzony w swoje znalezisko, że nie zwrócił nawet uwagi na deszcz. Ledwie jednak pozwoliła myślom płynąć dalej, nieludzki ryk przedarł się przez dochodzący zewsząd szum. Przytomnie rozejrzała się dookoła, nie dostrzegając w pierwszej chwili nic, co mogłoby ów wrzask wydać. Póki zaś starzec znajdował się między nią a miejscem, w którym mogła przebywać istota zdolna wydać z siebie taki dźwięk, wszystko było w porządku. Sowa także nie zareagowała i choć Shalia była pewna, że to nie burza czy wiatr sobie z niej drwią, postanowiła nie przejmować się zbytnio. Wbiła spojrzenie w plecy znienawidzonego człowieka...

...lecz zanim mogła w spokoju oddać się wyobrażeniom o jego śmierci, pierwsza błyskawica przecięła niebo. I wtedy je dojrzała. Powolne, zniekształcone istoty sunęły w stronę maga. Shalia przyczaiła się w cieniu, obserwując sytuację.
~ Tak, niech go zabiją! A wtedy ja pozbędę się ich i... - nie skończyła myśli, czując w dłoni przyjemną lekkość Moskita.


~ Co do cholery...?!
Choć pragnęła walczyć z tym z całych sił, ciało nie poddawało się jej rozkazom - prowadzone zaklęciem pętającym skrytobójczynię, powoli i z lekkim oporem, w końcu złożyło się do rzutu. Moskit pomknął przez strugi deszczu, z charakterystycznym dźwiękiem. Mijając głowę maga, wbił się z impetem w łeb ożywieńca i zniknął, by zaraz pojawić się w dłoni właścicielki. Dopiero teraz doszło do niej, że i za nią coś jest. Już dawno nauczyła się ufać przeczuciom, rzuciła się do przodu, robiąc przewrót i rzuciła sztyletem. Trafił bezbłędnie, powalając kolejnego nieumarłego.
~ Nie blefował ani przez chwilę... - przeszło jej przez myśl, gdy Moskit znów znalazł się w jej dłoni. Rozejrzała się, oceniając sytuację na dziedzińcu.

Nie zastanawiała się co ich atakuje i dlaczego. To nie miało znaczenia. Sześć trupów sunęło w stronę jej wroga. A nad nimi, gdzieś wśród dachów było coś jeszcze. Przeciwnik szybki i groźny. Miała ochotę zająć się właśnie nim, chciała, żeby mag musiał sam radzić sobie z ożywieńcami. Wiedziała jednak, że nie ma to sensu. Czar, którym była spętana nie pozwoliłby jej zostawić go w niebezpieczeństwie. I tak musiałaby wrócić i go chronić. Każdy sprzeciw wobec potęgi zaklęcia powodowałby tylko spowolnienie jej ruchów, w ostatecznym rozrachunku i tak dając oczekiwany przez maga efekt. Nie było sensu walczyć w ten sposób, równie dobrze mogła skomleć o śmierć. Szybkość i zwinność były jej atutami. Nie mogła sobie pozwolić na ich utratę, bo byłby to jej koniec.
~ Pooglądaj sobie z kim masz do czynienia, starcze...
Moskit zniknął w rękawie, a w dłoniach pojawiły się Błysk i Piekielny ząb. Wszystkie rozważania zajęły jej ledwie kilka uderzeń serca. Nim skończyła myśl, była już na plecach jednego ze zmierzających ku magowi przeciwników.

Pierwszego ożywieńca nawet nie zauważyła. Coś było przed nią, po chwili błysk błękitnego światła - który wydobył się z jej miecza w trakcie ciosu - sprawił, że truchło leżało nieruchomo na dziedzińcu.
~ Jeden.
Rzuciła się ku kolejnemu, będącemu najbliżej. Ten zdążył odwrócić się w jej kierunku i zamachnąć. Shalia była jednak szybsza. Cięła z dołu. Błysk zagłębił się pod ramieniem ożywieńca. Nie dbała o to, czy udało jej się go zabić, najważniejsze, że padł. Spowolniony, dotrze do maga później, dając jej czas na unieszkodliwienie kolejnych.
~ Drugi.
Dopadła następnego. Zajaśniało błękitem, kiedy Błysk zagłębił się w piersi napastnika. Impet, z jakim Shalia wyprowadziła cięcie, popchnął ją do przodu, na zombie. Ten, czując okazję zamachnął się, chcąc rozorać jej pierś pazurzastą łapą. Dziewczyna poczuła tylko tępe uderzenie. Koszulka kolcza, na którą wydała swego czasu sporą ilość złota, sprawdziła się idealnie. Żadne z kółeczek nie zostało nawet rozerwane, cios zwyczajnie nie przebił się przez misternie wykonaną zbroję. Trup nie zdążył zrobić już nic więcej, gdy Piekielny ząb zanurzył się w jego szyi, sprowadzając go do parteru.
~ Trzeci. - wyliczyła w myślach triumfalnie.

Zmrużyła oczy spoglądając w stronę Czerwonego Czarnoksiężnika. Tkał jakieś zaklęcie. Po chwili dojrzała istotę żywiołu kształtującą się na dachu. Teraz wyraźnie już widziała kolejne zagrożenie. Zagrożenie tym większe, że poruszające się niezwykle szybko i zwinnie. Niebieskie oczy dziewczyny zabłyszczały złowrogo. Ten był jej. Dopiero teraz dojrzała coś na kształt czerwonych szat. Jeśli nie może zabić psa z Thay, to zabije chociaż to coś, co kiedyś takim psem było. Nagle poczuła znów coś za sobą. W pełni ufając swoim instynktom, rzuciła się do przodu. Poczuła jedynie świst pazurów za sobą. Szybko oceniła sytuację na placu walki. Poza ożywieńcem, który właśnie ją atakował, pozostał jeszcze jeden brnący uparcie w stronę maga i drugi, niemal pozbawiony ramienia, który próbował podnieść się z ziemi. Miała nadzieję, że z tego, co dawniej było magiem a teraz skakało po dachach zostanie dla niej coś jeszcze, gdy już pozbędzie się chodzących trupów.
 
Amanea jest offline  
Stary 04-05-2010, 22:04   #15
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Żywiołak, którego przywołał czarnoksiężnik miał jedno zasadnicze zadanie. Miał zwrócić na siebie uwagę dziwnie zmienionego ex-czarodzieja, tak długo jak będzie to Nefariusowi potrzebne, do wyeliminowania zombie i znalezienia sposobu, na zbliżenie się do poczwary, by razić jeszcze bardziej niebezpiecznym zaklęciem. Jego ledwie widoczne łapy stworzone z gęstych kłębów powietrza, wywijały chaotycznie próbując trafić niezwykle gibkiego przeciwnika. Reigtan jednak uskakiwał raz po raz przed zamaszystymi ciosami burzowego tworu, uchylał się i odsuwał od łap żywiołaka furkocząc długą szatą na porywistym wietrze, który uparcie ciął powietrze dookoła siebie. Po którymś z kolei takim chybieniu ożywieniec przeszedł do ofensywy. Gdy sferowiec nie trafił go potężnym ciosem od góry rozbijając płytki dachowe pod sobą wampir wymknąwszy się pod jego prawą kończyną wściekle uderzył na niego nienaturalnie drapieżnymi szponami. Pazury wbiły się w kłęby burzowego powietrza jednak nie wyleciały tnąc ciało drugą stroną tak jak by tego oczekiwał napastnik, utknęły wewnątrz esencji błyskawic. Przybysz na to czekał, po rękach Reigtana od dłoni aż po stawy barkowe przemknęły wiązki elektryczne spinając jego ciało w nieopanowanym skurczu wszystkich mięśni. Żywiołak zamachnął się potężnie i uderzył w wampira wywołując przy tym kolejną eksplozję energi piorunów. Ex-Czarnoksiężnik co prawda wyrwał się z pułapki elektrycznego ciała jednak za pewną cenę- trafiony zamaszystym ciosem wręcz przeleciał nad mokrymi dachówkami po czym z trzaskiem i wybuchem czerwonych płytek wbił się w skos dachu plecami prawie wpadając przez strop do środka.

W tym samym czasie Nefarius kątem oka dostrzegł, jak jego "zaklęta suka" rąbie na kawałki ożywione trupy próbujące ich zaatakować. Czarodziej zmrużył oczy i prędko ocenił sytuację. Jeden jeszcze sunął w jego stronę, jeden zaś leżał prawie pozbawiony esencji życiowej, próbując wstać z ziemi. Łysy czarownik wydobył z jednej z licznych kieszeni swej szaty komponent i rozpoczął inkantację kolejnego zaklęcia. W swej prostocie było genialne, a i skutecznością mogło rozwiązać wszelkie problemy z zombie. Przy każdym palcu maga pojawiła się niewielka kula energii. Nefarius wykonał energiczny ruch ręką, jakby chciał trafić brzęczącą mu przed twarzą muchę i pociski wystrzeliły. Trzy z nich pognały w stronę idącego zombie uderzając go jeden za drugim z pod różnych kątów w pierś i po chwili umarlak padł totalnie martwy w kałużę, ochlapując Nefariusa błotem. Dwa pozostałe uderzyły w pierś leżącego truposza, kończąc zadanie niewolnicy maga. Shalia dojrzała kątem oka jaśniejącą energię pocisków przywołanych przez mężczyznę. Dość miała już zabawy z ostatnim zombie, który najwyraźniej nie zamierzał jej dać spokoju. Zmieniła chwyt na mieczu - teraz ostrze ułożyło się równolegle do jej przedramienia - po czym prowadząc je szerokim zamachem, wbiła je w łeb stwora, niemal przyszpilając go do ziemi. Spojrzała w kierunku żywiołaka walczącego z ciekawszym przeciwnikiem.

Nie zdążyli nacieszyć się widokiem unicestwienia ożywieńców gdy ich uwagę przykuł huk ponad, już całkiem martwymi, zwłokami. Drzwi głównego hallu otworzyły się tak szybko jak głośno, z mroku zamkowego korytarza na zalewany falami ulewy, ledwie oświetlony księżycowym blaskiem dziedziniec wybiegło pięciu kolejnych napastników. Widocznie zaalarmowały ich eksplozje na dachu zamku wywołane przez burzowego sferowca, czy raczej jego starcie z wampirem i przebicie nim pokrycia budynku. Nie przypominali jednak tych leżących u stóp maga. Sylwetki były niemal o połowę wyższe i dwa razy szersze od umarlaków, ich skóra miast trupio-blada zdała się mu ciemna, mieli też oręż jakiego nie używały zombie. W blasku błyskawicy dojrzał ich dokładniej. Muskularne postaci o przekrwionych źrenicach, spłaszczonych nozdrzach i wystających zaraz pod nimi nieregularnymi kłami, zielonkawej skórze opinającej muskuły na której pierwsze krople deszczu rysowały strużki wody i wielkich mieczach już w dłoniach- przeczesały wściekłymi spojrzeniami dziedziniec. Wyglądało na to, że dwóch orków startuje w kierunku Nefariusa zrywając się do biegu, dwaj kolejni robili to samo celując w Shalię, jeden zaś wydawszy szybko polecenia wrócił pośpiesznie do wrót hallu. Magowi przemknęła przez myśl opowieść "o przeklętym i opuszczonym zamku Morskiej Baszty", która krążyła po Smoczym Wybrzeżu...

~ Następni...~ pomyślała dziewczyna, całkowicie skupiając uwagę na dwóch najbliższych celach. Póki biegli w jej kierunku stała nisko na nogach, przyczajona przy ziemi, oczekując ich ataku. Dotarli do niej, z mieczami wzniesionymi do uderzenia. Uskoczyła na bok w ostatnim momencie. Orkowie nie byli już w stanie zahamować impetu uderzenia, obaj zaryli bronią o bruk, aż sypnęło iskrami. Byli wielcy i przerośnięci, przy tym okropnie silni, ale skrytobójczyni wiedziała, że im ktoś większy i więcej ma mięśni tym trudniej poruszać się mu szybko i zwinnie. W tym mogła upatrywać swojej szansy. Uzbrojeni byli całkiem dobrze, co mogło nieco utrudnić jej powalenie napastników. Ledwie wylądowała po skoku, a mrok nocy na chwilę rozjarzył się błękitnym światłem, gdy Błysk wgryzł się w ciało jednego z orków, trafiając idealnie pomiędzy płyty pancerza, chroniące żebra. Napastnik zgiął się w ataku bólu, a wtedy dokończyła dzieła, pozwalając Piekielnemu zębowi ukąsić go w kark. Ciało przeciwnika zwaliło się z głuchym łoskotem na ziemię i po chwili z błotem i deszczem zmieszała się krew wydostająca się z ran orka.
~ Piękne uderzenie.~ pochwaliła samą siebie. Tak uczono ją walczyć, wynajdywać odsłonięte, wrażliwe miejsca i właśnie tam uderzać. Nie był to jednak czas na radość z wygranej walki, miała przed sobą jeszcze jednego woja. Wiedziała, że z tym nie będzie już tak łatwo. Ten nie da się już zaskoczyć, a i ona nie będzie miała na tyle czasu, by okryć się niewidzialnością. Przeniosła ciężar ciała na zakroczną nogę, gotując się na atak o wiele większego i silniejszego przeciwnika.

Tymczasem ponad ich głowami na nowo rozgorzała batalia pomiędzy burzowym przybyszem i nieumarłym. Wampir gramolił się z leju którego był przyczyną szarpiąc coś w dziurze gdy sferowiec skracał dystans szykując się do ostatecznego uderzenia. Magia we wnętrzu ciała-chmury przybierała na sile kotłując wewnątrz obłoki i spięcia elektryczne, hucząc od mocy błyskawic i przesuwając gromy z torsu do kończyn, które podnosiły się do ciosu. Coś trzasnęło, świsnęło i gruba na łokieć drewniana belka niewiarygodnie szybko jak na jej masę uderzyła w przybysza z wielką siłą niwecząc plany żywiołaka. Reigtan zaśmiał się złowieszczo pośród piorunów błyskających na ciemnym niebie, tryumfował. Jednym susem znalazł się znowu na długość swej improwizowanej broni od istoty z błyskawic, uderzył ponownie, tym razem z góry, i znowu, wręcz wgniatając przeciwnika w powierzchnię płytek. Zanosił się przy tym szaleńczym śmiechem przerywanym rykami gniewu podczas kolejnych uderzeń.
...Herszt wracający z wnętrza Baszty niósł na ramieniu masywną machinę. Shalia stojąca bliżej, choć i tak kilkanaście metrów od niego, dostrzegła rysy konstrukcyjne- ork targał ze sobą olbrzymią wręcz kuszę. Co gorsza, złowieszcza katapulta była już zaciągnięta, widać zrobił to zawczasu, wystarczyło, że zielonoskóry wyceluje w któreś z nich i pociągnie za spust. Czuła się jak w koszmarze sennym - to co przed chwilą było ledwie złą prognozą w jej myślach stawało się rzeczywistością w sekundy po tym, jakby złośliwi bogowie czytali jej z głowy. Herszt z wysiłkiem podrzucił bełtomiot do ramienia zapierając jednocześnie drugą ręką o klatkę piersiową od spodu, wycelował w Shalię i jego ręka niechybnie podążająca do kolby zacisnęła się na niej. Nie dostrzegała tego przez kurtynę deszczu, ale była pewna, że jego brudny, zgniły paluch wpycha się w oczko, szorstkim opuszkiem napiera na cyngiel i jak katowski topór opada na pień wydając nieodwołalny wyrok. Widziała jak bełt wystrzelony z monstrualnej kuszy przebija ją, rozszerza magiczne oczka kolczugi, skórę, serce, znowu skórę i wszystko inne za jej plecami. Jak krew jej własna tryska z jednej i z drugiej strony jej piersi, chwyta się za ranę, pada na kolana...

Wiedziała jednak, że to nie czas na takie myśli. Nic jeszcze nie było przesądzone, jedynie wyobraźnia dziewczyny wyrwała się z ram, które ta jej już dawno narzuciła.
~ Póki możesz się ruszać, nic nie jest stracone.~ wspomniała słowa półdrowa, który nauczył ją tak wiele.
Sytuacja była ciężka, przed sobą miała jednego orka, który właśnie zamierzał się na nią rzucić. Od boku w każdej chwili mógł trafić ją olbrzymi bełt, który zapewne zakończyłby jej żywot. Postanowiła czekać do ostatniej chwili, by jakoś zejść z linii strzału. Pociski miały to do siebie, że im większe - tym większej siły było trzeba, by nimi miotać, ale i łatwiej było ich unikać. Zamierzała uskoczyć, gdy już bełt zostanie wypuszczony i nic nie będzie mogło zmienić toru lotu. Zamarła w bezruchu, obserwując wojownika przed sobą i nasłuchując dźwięku zwalnianej cięciwy. Nie usłyszała go jednak w zamian ,w wręcz tytanicznym skupieniu, notując inny dźwięk i widok. Świst, który słyszała już tego wieczoru. Poniżej oka mierzącego do niej orka wybiła szkarłatna fontanna, a w jej centrum zdała się dostrzec sztylet. Z niedowierzaniem zacisnęła rękę oczekując teleportacji Moskita z powrotem do jej dłoni, nic takiego jednak się nie stało. Zdążyła jeszcze wymacać swoje ostrze tam gdzie uprzednio je włożyła, w specjalnie przygotowanej kieszonce w rękawie gdy ork stojący kilka kroków od niej warknął głośno i znowu natarł na Shalię.

Nefarius znał świetne zaklęcie, które mogło tutaj mocno namieszać. Na dziedzińcu panował ogromny chaos, czego mag nie mógł znieść. Czarodziej wiedział, że biegnące w jego stronę kreatury mogą być dość trudnym wyzwaniem, gdyby doszło między nimi do bezpośredniego starcia. Było ich wielu. Zbyt wielu. Nefarius musiał skorzystać z czaru, który zaprowadzi porządek na polu bitwy. Wiedział, że orki w większości przypadków to tępaki o słabej woli i najlepszym sposobem na tego typu przeciwników, to zaklęcie z szkoły, w której się specjalizował. Mag sięgnął wartko po komponenty i wykrzyczał słowa wyzwalacz czaru. Jego oczy zalśniły dziwnym, nieludzkim blaskiem a po chwili słowa, które wymawiał miały tak wielki dar przekonywania, że trudno było im nie uwierzyć.
-Jestem potężnym magiem... Stańcie po mojej stronie, a nie stanie się wam krzywda...- zasugerował wszystkim wrogo nastawionym istotom na dziedzińcu, zaś dziwny blask, którym świeciły jego oczy pojawił się również na ustach, jakby nadając mocy jego słowom.

Dwóch orkowych siepaczy pędzących w jego stronę zatrzymało się w miejscu co mogło jedynie znaczyć, że czar zadziałał- jednak tylko na tych pędzących w jego kierunku. Z uniesionymi nad szczeciną kudłów okazałymi, choć zaniedbanymi półtora ręcznymi brzeszczotami stanęli jak wryci o parę metrów od Nefariusa, który właśnie opuszczał ręce po rzuceniu zaklęcia. Zielonoskóry walczący z jego niewolnicą był tym tak pochłonięty, że czar nie miał szans go sięgnąć- nadal nacierał na Shalię w właściwej orkom furii i chaosie. Obaj zaś atakujący jego jak sparaliżowani czekali na kolejne słowa potężnego maga, a w ich oczach płonęły podobne do Nefariusowych, błękitne ogniki magicznej manipulacji. Na dziedzińcu kilkanaście metrów od maga coś eksplodowało. Ktoś mniej uważny przysiągłby, że to piorun uderzył niebezpiecznie blisko wojujących. Nefarius wiedział jednak, że piorun to nie był, przynajmniej nie dosłownie- widział jak z eterycznego ciała przyzwanego przezeń towarzysza uchodzi magiczna energia w postaci miniaturowych błysków tworzących siatkę wokół krateru jaki spowodował upadkiem z dachu z wielką siłą. Kilka sekund później i parę metrów dalej miękko, acz z tej samej wysokości, wylądował makabryczny ex-czarnoksiężnik. Jego okazałe, drapieżne szpony były czarne od spalenizny i poharatane do krwi późniejszą walką, na twarzy jednak gościł pyszny, zwycięski grymas ukazujący groźne i olbrzymie nawet jak na wampira uzębienie.

-Bierzcie go!- czarodziej syknął do dwójki orków wskazując ich kompana z sporych rozmiarów strzelecką bronią. Czarodziej spojrzał w bok, gdzie w podłoże dziedzińca dosłownie wbił się jego przywołaniec. Po chwili dołączył do niego zniekształcony osobnik, który był niegdyś czerwonym magiem. Nefarius zmrużył oczy. Kątem oka widział, że zaklęta suka wciąż z tyłu walczy z jednym orkiem. Mag wiedział, że żywiołak długo sobie nie poradzi z nieumarłym. Czarodziej sięgnął ręką po kolejny komponent.
-Assa Afre Pectus Non Demonicum!- wykrzyczał słowa wyzwalacz czaru. Na dziedzińcu, kilka metrów obok żywiołaka i wampira pojawił się wirujący okrąg stworzony z ludzkich kości. Okrąg lewitował w pionie. Miał objętość ponad trzech metrów. Jego wnętrze nagle wypełniło się bordową materią, która po chwili przypominała taflę wody. Widać w niej było zniekształcone góry i połacie jałowej ziemi. Do uszu wszystkich świadomych istot dobiegł dźwięk ciągniętego po ziemi łańcucha. Z między wymiarowego portalu wyłoniła się istota o ludzkiej budowie ciała, kompletnie poowijana różnorakimi łańcuchami. Wiele z nich zwisała bezwładnie, sporo zaś tych łańcuchów było zakończonych ostrymi jak brzytwa ostrzami i hakami. Stwór zmrużył oczy i wejrzał złowrogo na maga. Czarodziej wiedział, że tego typu bestie przeważnie targują się z wzywającymi je osobami.
-Dusze wszystkich tych orków, za pomoc.- krzyknął. Może i byli głupimi orkami, ale doświadczenia w boju nie można było im zaprzeczyć. Diabeł skinął głową i wejrzał na nowy cel. Był nim oczywiście ex-czarnoksiężnik.

 
Nefarius jest offline  
Stary 05-05-2010, 20:18   #16
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Była przygotowana na uskoczenie przed pociskiem, jednocześnie obserwując orka na przeciw. Nagle coś uderzyło w orka z olbrzymią kuszą. Słyszała charakterystyczny dźwięk. Dostrzegła też sztylet w centrum rany, która teraz buchnęła strumieniem krwi. Nie miała czasu ocenić toru lotu ostrza. Miała jedynie pewność, że to nie jej nóż. Moskit spoczywał bezpiecznie na swoim miejscu.
~ Więc jest tu ktoś jeszcze... - zdążyła jedynie pomyśleć i zaraz musiała ponownie uskoczyć przed wielkim mieczem nacierającego na nią orka. Kątem oka zdołała ocenić sytuację na placu boju. Suczy syn z Thay najwyraźniej miał zamiar wybronić się jakimś zaklęciem. Nie musiała zatem przejmować się ciążącym nad nią urokiem, który nakazałby jej znów go chronić. Skupiła się na swoim przeciwniku. Z początku chciała go zmęczyć, uskakując i uciekając przed jego ostrzem. Widziała jednak, że furia, która opętała przeciwnika skutecznie blokuje zmęczenie. Nie miała czasu. Zanurkowała pod opadającym ostrzem, a błękitne wyładowanie energii oznajmiło, że trafiła orka. Ten jednak ryknął tylko z wściekłością i nie dawał za wygraną. Wiele osób na miejscu skrytobójczyni byłoby już zdesperowanych, próbowaliby za wszelką cenę przebić się przez obronę napastnika. Choć czas ją gonił poświęciła kilka kolejnych sekund na oczekiwanie na błąd atakującego. Nie mogła sobie pozwolić na żadne potknięcie, a wiedziała, że może to skończyć jednym ciosem. Udając zmęczenie, czekała aż wojownik wyprowadzi zamaszysty cios z góry, pragnąc rozciąć ją wielkim mieczem na pół. Przypadła do ziemi, osiadając nisko na nogach.
~ Jeszcze nie... - uchyliła się przed płaskim zamachem. I w końcu dostrzegła błysk triumfu w oczach wroga. Zaczął unosić broń nad głowę.
~ Teraz. - skoczyła, niczym kot na niczego nie spodziewającą się ofiarę. Celnie cięła Błyskiem, przecinając tętnicę pod pachą orka. Wylądowała tuż obok niego. Obróciła się w miejscu i wbiła Ząb między blachy chroniące plecy, przerywając kolumnę kręgową. Wiedziała, że nawet jeśli miał jeszcze pożyć, to niewiele już będzie w stanie zrobić. Rozejrzała się po dziedzińcu, orientując się w sytuacji.

Dwóch orków jeszcze przed chwilą nacierających na Nefariusa zmieniło kierunek ataku o 180 stopni teraz biegnąc z uniesionymi brzeszczotami na swojego dowódcę. Ten jednak zdawał się wyjątkowo hardy. Z jego twarzy tryskała krew jednak Shalia nie dostrzegła już sztyletu tkwiącego pod okiem. Widziała za to jak mierzącą jeszcze kilka chwil temu w nią pseudo-balistą unosi nad głowę i z wielką siłą miota nią w swych zielonoskórych podkomendnych. Drzewiec zwalił ich z nóg siłą uderzenia, a herszt zniknął w mroku wrót zamku.

Tak jak się spodziewała, mag poradził sobie z dwójką napastników -sądząc po ich zachowaniu omamił magią uroków. Za to żywiołak wyraźnie nie radził sobie z tym czymś, co kiedyś kolegą jej zniewoliciela było. Nigdzie nie dostrzegła natomiast właściciela noża, który ugodził herszta bandy zielonych. Postanowiła zająć się tym później. Został im jeden - najtrudniejszy cel. Łysy starzec najwyraźniej coś przyzywał. Z portalu wkrótce wyłonił się jakiś demon. Shalia miała wrażenie, że już kiedyś coś takiego widziała. Ale nie był to czas na wspomnienia. Ruszyła łukiem w stronę maszkary, która stała się celem demona. W międzyczasie sięgnęła do sakiewki i czując pod palcami mały, okrągły przedmiot o fakturze drewna szepnęła krótką inkantację. Jej broń zalśniła srebrnym blaskiem, który przepełznął z ostrza na jej ramię, aż do twarzy i zgasł. Teraz mogła być pewna, że gdy nadejdzie pora wyprowadzić uderzenie, będzie ono celne. Okrążyła zbiorowisko, planując zajście ex-maga od tyłu.

Stali się świadkami pokazu siły dwóch monstrów szykujących się do walki. Kyton kroczył powoli po łuku dzwoniąc swymi łańcuchami i bujając jednym z nich zwieńczonym groźnie wyglądającym hakiem. Wampir podobnie, tyle, że w drugą stronę okręgu- rycząc wściekle i demonstrując zabójcze szpony -nie zauważając okrążającej go skrytobójczyni, bądź nieostrożnie ją lekceważąc. Świst. Łoskot napinanego łańcucha. Reigtan był jednak czujny i hak diabła tylko drasnął jego bark- dał jednak upust gniewowi skrzecząc w stronę maga i jego obrońcy. Kolejny świst kytonowych pnączy. Przeciwnik zręcznie uchylił się przed ostrzem zmierzającym w jego twarz, przez to nie zauważył jednak drugiego pocisku. Diabeł szarpnął łańcuchem. Hak tkwiący w udzie wampira poruszył się, wręcz słychać było jak ostrze przerywa tkanki, i wynurzył się z kończyny nieumarłego, a za nim z poszarpanych mięśni trysnęła vitae powalając Reigtana na kolano. Nim zdążyli zobaczyć jak Kyton łapie wracający do niego łańcuch ten wystrzelił już drugą salwę. Wampir był szybki, ale rana nogi skutecznie go spowalniała, zdążył jedynie przesłonić twarz ręką w którą dźwięcznie przebijając mięśnie wbił się hak masakrując dłoń. Nim jednak kyton zdążył zareagować krwiopijca stał już na nogach, owinął łańcuch dookoła przedramienia i wściekłym szarpnięciem wyrwał diabła do lotu torem jego własnej broni. Nim sięgnął ziemi Reigtan był już przy nim, jego szpony były w nim- zaparłszy się w wykroku z całych sił rozciągnął ramiona rozrywając Łańcuchowego Demona prawie w pół. Jego pazury cięły ciało jak metal, gdy napotykały oczka więzów krzesały iskry, łamały kościec nie znosząc sprzeciwu.

Lodowato błękitne oczy zmrużyły się, obserwując w skupieniu przeciwnika. Miała wielką ochotę utoczyć mu krwi i całą siłą woli powstrzymywała się od bezładnego rzucenia się na wroga. Przyglądała się walce, cicho zbliżając się do swojego celu. Chciała zaatakować, gdy będzie miała pewność, że wampir jest na tyle zajęty swoim przeciwnikiem, by zauważyć ją dopiero, kiedy poczuje chłód stali w swoim ciele. W końcu nadarzyła się okazja. Lepszej nie mogła sobie wymarzyć. Reigtan był tak skupiony na rozszarpywaniu ciała demona, że nie miał szans zauważyć nadchodzącej Shalii. Co prawda przywołaniec łysego maga mocno na tym ucierpiał, w zasadzie mógł już tego nie przeżyć, ale przynajmniej dostarczył jej okazji do wyprowadzenia idealnego ciosu. Dopadła do istoty, która kiedyś była Czerwonym Czarnoksiężnikiem i cięła Piekielnym Zębem w jego kark. Poczuła jak stal przejechała po kości, zahaczając o kręgi. W tym samym czasie, Błysk zanurzył się w obojczyku dzikiego napastnika. Ostrze zajarzyło się błękitem swej magii i srebrem jej zaklęcia gładko przecinając twardą skórę i wchodząc w kość. Dziewczyna szarpnęła z całej siły w dół, po skosie, szarpiąc i rozrywając skórę i mięśnie. Miecz tępą stroną miażdżył kolejne części szkieletu podczas gdy sieczna strona rozpruwała jego wnętrzności by wreszcie wynurzyć się z klatki piersiowej wampira. Nie miał szans przeżyć tak niszczycielskiego ataku, upadł na kolana, a siła grawitacji rozdzieliła na dwoje jego rozpłatane po skosie cielsko tworząc makabryczny obraz drugiej i ostatecznej śmierci Reigtana, Czerwonego Czarnoksiężnika. Odskoczyła od padających na ziemię zwłok i uniosła lekko brew.
- Co tak szybko? - mruknęła pod nosem, na poły zaskoczona, na poły zirytowana. Pochyliła się i wytarła ostrza w resztki szat trupa. Zaraz po tym, umknęła pod najbliższe zadaszenie, by zejść z otwartego placu. Gdzieś tam, w środku kręcił się niezwykle silny i wytrzymały herszt orków. Poza tym, miała przeczucie, że jest tu ktoś jeszcze. Ktoś, kto im pomógł, ale wobec kogo nie miała pewności czy jest sojusznikiem czy też wrogiem...
 
Amanea jest offline  
Stary 05-05-2010, 22:31   #17
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Leżące w środku krwawego kleksa na ziemi strzępy ciała i metalu zaczęły płonąć niebieskim ogniem, podobnie masywne cielska zielonoskórych które przed chwilą głucho padły na równą kostkę kamieni dziedzińca. Umowa to umowa, bez względu na wynik bitwy dla diabła, który najzwyczajniej powrócił tym sposobem do macierzystej sfery. Z dwoma duszami zarobku za ten krótki trud, jak by nie patrzeć. Po chwili truchła spopieliły się i zniknęły w błękicie ognia. Ognia, który zamiast gasnąć w miarę spalania jakby wsiąkał w ziemię.

-A, co mało Ci?- spytał łysy mag rozglądając się po polu bitwy. Miał świadomość, że mogą za chwilę paść ofiarą kolejny ataków. Mężczyzna wartko dobył odpowiednich komponentów i wyczarował lewitującą przed sobą tarczę z magicznej energii, oraz półprzezroczystą zbroję, która miała chronić go, w razie, gdyby ktoś dał rade niepostrzeżenie zbliżyć się do niego. Ciekaw był, czy trup byłego czarnoksiężnika ma przy sobie jakieś ciekawe rzeczy. Nie tylko zwoje i różdżki były jego celem przeszukania, ale i wszystkie listy, wiadomości i tego typu dokumenty mogły się przydać.
-Mam nadzieję, że przyślesz mi Vvo'cusa...- rzekł pod nosem, do siebie. Jego żona była mądrą kobietą, wierzył, że pośle jego osobistego ochroniarza do Gorma a ten pośle Vvo'cusa do Teziir.

- Mało. Ząbek chętnie posmakowałby Twojej krwi. Ale musi jeszcze poczekać... - rzuciła Shalia, rozglądając się uważnie po placu. Nie miała pojęcia kim jest ten cały Vvo'cus, ale pewnie był kolejną zaklętą istotą na usługach Thayańskich psów. Wszak chyba nikt przy zdrowym umyśle, nie służył im dobrowolnie.

-Mój czar przestanie na Ciebie oddziaływać dopiero, kiedy umrę z naturalnych przyczyn. Twój ząbek poczeka i to długo, bo jak na razie nie wybieram się do domeny Kelemvora.- wyjawił jej czarnoksiężnik -A jak się zdecyduję, to może wykonam na sobie pewną przemianę. Wtedy będę żyć wiecznie, a Ty będziesz mnie chronić do usranej śmierci.- dodał po chwili uśmiechając się fałszywie.

- Oglądać tę wstrętną, starczą mordę już zawsze? - uniosła lekko brwi, zastanawiając się nad tą opcją - Nie, dzięki, to już wolę skomleć o śmierć w jakiejś zapadłej dziurze. Ale nie dojdzie do tego. Znajdę jakiś sposób na to Twoje zaklęcie... - powiedziała uprzejmym tonem, uśmiechając się słodko - Ale dzięki za informacje.

Nefarius spoważniał i zmrużył oczy. Czarnoksiężnik wyprostował się i wejrzał złowrogo na kobietę.
-Zważaj na słowa nieudolna suko, bo służba u mnie jest najmilszą z opcji, które Cię czekają. Jeśli chcesz, to chętnie zmienię warunek mojego czaru i nakażę Ci zadowolić każdego orka, trolla, ogra i olbrzyma, zamieszkującego daleką Północ, w takiej kolejności jaką wymieniłem...- odezwał się do niej złowrogim tonem -Zapewniam Cię, że dopiero wtedy będziesz skomleć i błagać o litość i zatęsknisz za moją starczą gębą. Dam Ci wybór, znaj moje dobre serce. Chcesz mnie chronić? Czy może szukać wiecznie niewyżytych seksualnie kreatur? Zastanów się dobrze...- zagroził jej machając nieznacznie wskazującym palcem prawej ręki.

Taka groźba nie zrobiła na Shalii większego wrażenia. Przypominała trochę teksty jakimi raczył ją jej pierwszy pan i władca. Cała ta historia zdała jej się zabawna, można by rzec, że poniekąd zatoczyła koło. I pewnie roześmiałaby się w głos na tę myśl, gdyby nie to, że już od bardzo dawna nie miała w zwyczaju się śmiać.
- Ah, ah, jak się boję. - parsknęła cicho. Sytuacja jaką jej nakreślił może nie była zabawna, ale wszystko było dla niej lepsze niż służenie Czerwonemu Czarnoksiężnikowi - Gdyby nie Twoje podstępne zaklęcie leżałbyś tutaj, we własnych flakach, wyglądając jak ten... hmm... wampir? Przypominam także, że gdyby nie ja to pewnie z Twojej starczej gęby zostałyby takie same strzępy jak z tego śmiesznego demona z łańcuchami. Chyba byłoby szkoda marnować moje talenty na tak przyziemne sprawy jak dawanie przyjemności nic nie wartym istotom, podczas kiedy Twoje życie może potrzebować ochrony? Dobrze się zastanów, nim mnie odeślesz w jakiejkolwiek innej misji. O lepszego ochroniarza... - wypowiedziała to słowo z pogardą i obrzydzeniem - ...może być Ci ciężko. - przysunęła dwa palce do ust, ucałowała je i posłała buziaka starcowi.

-O moje życie się nie martw. Ty nie dałaś mi rady i nie zdążyłaś przed moim starczym refleksem, więc i z tego typu bestiami sobie poradzę.- zapewnił ją czarodziej. -Moje przywołane istoty bez problemu poradzą sobie z wszelkim plugastwem, kręcącym się po tej Baszcie. Twoja służba nie robi mi różnicy. Myślisz, że gdyby Cię tu nie było to bym sobie nie poradził?- spytał rozkładając ręce w geście bezradności.
-Uwierz mi. To czysta złośliwość. Tylko świadomość, że robisz to z największym obrzydzeniem trzyma Cię przy życiu.- zapewnił ją -W innym razie dawno byś nie żyła. Z resztą... Lada dzień dołączy do mnie mój ochroniarz z prawdziwego zdarzenia. Może wtedy przestaniesz tak kłapać dziobem, jak za dnia będziesz służyć mi, a nocą będziesz służyć jemu?...- odrzekł, po czym odwrócił się do niej plecami dając jej do zrozumienia, że zakończył z nią rozmowę.

Spojrzała na trupa wampira kilka metrów przed nią. Był znacznie szybszy od niej, ale uznała, że nie ma sensu tłumaczyć tego temu ograniczonemu magowi, któremu najwyraźniej duma z bycia Czerwonym Psem wyżarła rozsądek. Wzruszyła lekko ramionami.
- Postaram się czerpać ze służby Twemu podwładnemu jak największą przyjemność, aby tylko pokazać Ci, że ciężko Ci będzie mnie poniżyć... - powiedziała do jego pleców, kłaniając się lekko. Było jej obojętne czy jej słucha czy też nie. Na pewno nie zamierzała być posłuszną sunią, która milknie, gdy tylko jej pan przestaje zezwalać na dawanie głosu.
 
Nefarius jest offline  
Stary 06-05-2010, 19:27   #18
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Przeszukal truchło Reigtana jednak nie znalazł niczego nadzwyczajnego. Amulet leżący krzywo na jego bladej, zimnej piersi był co prawda wykonany ze złota ale nie wykazywał znamion Sztuki. W wewnętrznej kieszeni szaty były za to dokumenty dość dużej wagi. Dobry ich stan utrzymał się chyba tylko dzięki temu, że solidna tuba na zwoje znajdowała się na biodrze po przeciwnej stronie cięcia Shalii. Akt właścicielstwa zamku „minas Oio-tir” opiewający na sumę 200 tysięcy złotych monet. „Minas Oio-tir –Czarnoksiężnik nie władał biegle elfickim, ale przekład wydawał się prosty- wieża wiecznej straży, jeśliby tłumaczyć dosłownie.” Sprzedający zwał się August Helefonius. Była również wiadomość na drugim z rulonów.

Reigtanie,
Twoje obowiązki mam nadzieję są jasne, po przejęciu nieruchomości użyj Kuli by się ze mną skontaktować.


Gorm Yertong


Zwinął dokumenty, włożył do zasłużonej tuby, a tubę do tej samej co Reigtan wewnętrznej kieszeni szkarłatnej szaty maga. Ruszył w stronę wielkich drzwi na zamek, były otwarte na oścież. Stanąwszy przed ciemną jamą korytarza przebrał palcami u dłoni, zaczynając od najmniejszego palca i kolejno w górę. W jego pięści zamrugało blado zielonkawe, prawie białe światło, wykonał ruch ręką jakby wrzucał monetę do fontanny. Podrzucony ognik zawisł w powietrzu kilka metrów przed nim. W szerokim holu z żebrowymi sklepieniami osadzonymi na pół-okrągłych kolumnach również stały skrzynie. Karawana musiałaby być dużo większa niż szacował. Świetlik zatrzymał się na wysokości drzwi po obu stronach korytarza. Te po prawej były zamknięte, po lewej otwarte, a na wprost w bladym półcieniu zdawały się majaczyć większe wrota- jak te którymi weszli. Z otwartych drzwi dobiegł ich hałas. Jakiś metaliczny stukot o kamienną podłogę, jęk.

Tam skierowali się najpierw. Na ścianach wisiały wielkie płótna z wymalowanymi sylwetkami zbrojnych, chorągwie i herby, wszystko przykryte grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Przy ścianach jakieś klamoty, zdewastowane meble i części wyposażenia sali. Bliżej środka kilka legowisk wymoszczonych strzępami materacy, piórami i słomą i prowizoryczny ruszt nad paleniskiem między nimi. Po lewej zaś źródło hałasu, ich niedawny, niedoszły oprawca. O wyciosany niezdarnie drewniany stół opierał się wielki zielonoskóry, w tym świetle wyjątkowo wyraźnie dostrzegali barwę jego skóry, ale również rysy. Miał wymalowane więcej człowieczeństwa na gębie niż jego krewniacy, wyraz twarzy jakby mniej dziki i złowieszczy, za to tępy i nieobecny. Może dlatego, że myślał wolniej i mniej temperamentnie został wyznaczony na dowódcę. Po zarośniętej gębie ciągnęła się ciemno czerwona smuga, dłonią trzymał przebitą twarz.



-Stójte! -podniósł drugie ramię. -Ne zabijaj!

-Gadaj, kim żeś jest, co tu robisz i kto kazał Ci nas zabić?- rzekł złowrogim i stanowczym tonem czarnoksiężnik. Nie był głupi. Rozglądał się dookoła szukając ewentualnych kompanów zielonoskórego.
-Moja Nuragh. Czarownik nas wynajął, stary czarownik co na tronie siedzi. Myśmy pilnowali zamku, ze dwie wiosny, chcieliśmy odejść. On czarownik, nie pozwolił, zaczarownik nas.

Słowa orka zgodnie z oczekiwaniami maga były niezrozumiałe. Nefarius miał więcej pytań. Nie miał zamiaru tracić czasu. -Jaki czarownik? Z jakiego tronu? Jego imię? Dlaczego mieliście pilnować tego miejsca?- pytał stanowczym tonem, żądając natychmiastowych odpowiedzi.
-Yyy.. Czarownik, stary nie mówił, imienia. Tron tam -wskazał palcem róg pomieszczenia po ich prawicy, miał pewnie na myśli dalsze komnaty. Nefarius przypomniał sobie majaczące w mroku wrota na końcu korytarza.- On przychodzić, my pilnować jak go nie ma, ale przychodzić. Często, wczoraj i wczoraj i wczoraj. Goście przysli do Stary Czarownik -uśmiechnął się paskudnie, opanował grymas.. -Ja wiem wiela, wypuscisz a ci powiem.

Czarnoksiężnik spojrzał na orka złowrogo. Tępy kretyn o zielonym ryju jeszcze chciał się targować.
-Niech będzie!- rzekł układając w głowie formułę zaklęcia, które może zamienić orka w posłusznego sługę. Dodatkowy ochroniarz nie zaszkodzi mu.
Orkowa gęba wyszczerzyła się rzędem nierównych kłów spod krwawej maski pękającej na pofałdowanym policzku.
-Czarownik siedzi na tronie, czeka na was, nie idziecie. Tam -wskazał drzwi po drugiej stronie korytarza-, gadają rzeczy, jest schowane drzwi w ognisku. Do piwnicy drzwi. Kazał pilnować żeby nikt nie chodził, tam serce trzyma. -spoważniał mówiąc to jakby zdradził sekretny sposób na zabicie bajkowego potwora.

~Licz?...~ pomyślał stary mag. Cała ta sprawa stała się dla niego bardzo dziwna. -Ilu takich jak Ty tutaj przebywa na Baszcie?- spytał magus.
-Zabiliśte. Dwoja w lasy poszło. Szukali jeleni wczoraj. Nuragh ich znajdzie, chcieliśmy odejść. -krzywy ryj dalej wyginał się w uśmiechach, strata połowy ludzi zdawała się go nie trapić gdy miał przed oczyma perspektywę ucieczki z Baszty. Stanął na prostych nogach zdając im się jeszcze wyższym i potężniejszym. -Ne wrócimy, moja słowo. -zapewnił.

Postąpił krok w ich stronę- niepewnie i pytająco. Mag zmarszczył wysokie czoło, skinął na swą zabójczą służkę, która niechętnie ustąpiła Nuragh’owi z drogi. Uśmiechnęła się pod nosem przyjrzawszy się z bliska szramie na jego policzku, była zaskoczona, że nadal oddycha- rana była głęboka i na odpowiedniej wysokości by sięgnąć mózgu. Widać Nuragh ten organ miał mniejszy niż ogół jego rasy. Ork przyśpieszył jednak nadal zachowując dozę nieufności wobec nieoczekiwanych wybawców, jakby przepraszając swoją niepewnością za wcześniejsze zachowanie na placu. Minąwszy drzwi przeszedł do niezdarnego biegu. Shalia jeszcze przez chwilę słyszała nierówny stukot i chrzęst pokrzywionych płyt pancerza. Ratował siebie, nie spodziewaliby się więcej po orku, wcale ich to nie dziwiło. Jak szczur z tonącego okrętu- przez korytarz w stronę wolności. Zostawił ich samych w cuchnącym stęchlizną i orkowymi barłogami pomieszczeniu, które kiedyś mogło być komnatą rycerską. Splendor dawnych dni odbijał się echem po zaniedbanym zamczysku.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 06-05-2010 o 19:30.
majk jest offline  
Stary 09-05-2010, 20:35   #19
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~Nie ma przy sobie żadnych magicznych rzeczy... Dziwne...~ pomyślał Nefarius, kończąc przeszukiwanie powalonego chwilę wcześniej wampira. Mag zmrużył oczy i wejrzał w kierunku wejścia do jednego z budynków. Był zmoknięty, trzeba było się schować. Dokumenty, które znalazł przy Reigtanie, schował do obszernej kieszeni w wewnętrznej części swej szaty i ruszył do wejścia.
~Jest nasza zguba...~ pomyślał widząc orka. Ciężko ranny chciał pertraktować. Nefarius nie miał tego w zwyczaju. Przeważnie dowiadywał się, czego chciał a rozmówcę zamieniał w bezmózgiego sługusa za sprawą magii, lub zwyczajnie zabijał go. Tego dnia miał wyjątkowo dobry humor. Zielonoskóry widział do czego są zdolni mag i jego "zaczarowana suka", więc Nefarius podejrzewał, że osobnik z wystającą żuchwą nie jest na tyle głupi by powrócić. Informacje, które zaś podał łysemu magowi były dość ważne i cenne. Czarnoksiężnik wejrzał w stronę pomieszczenia, o którym wspominał ork.

Z bełkotu rannego tępaka wynikało, że jego pracodawca przebywał w jakimś pomieszczeniu w piwnicy, do którego tajemne wejście znajdowało się w kominku. Nefarius wziął głęboki wdech, uniósł kostur i ruszył w tamtą stronę. Sala była dość wielkich rozmiarów. Zadbana i elegancko urządzona. Mimo iż ktoś tutaj zadbał o estetykę masy fantów, zdobiących ściany, wszystko zalegało grubą warstwą kurzu. Czarownik pozwolił wejść swej służce jako pierwszej. Jeśli znała się na cichym mordowaniu, to z pewnością musiała znać się na wynajdowaniu i rozbrajaniu pułapek. Po chwili dołączył do niej, stając na środku pomieszczenia. Na sporym, jadalnym stole leżał rozbity żyrandol, który musiał urwać się z sufitu. Być może zaszkodził tu potężny wstrząs wywołany uderzeniem przywołańca Nefariusa, a może zwyczajnie zadziałał czas. Nie interesowało to maga.

Interesowała go silna i dobrze wyczuwalna aura magii.
-Ciekawe...- burknął pod nosem. Wszędzie po kontach, oraz pod ścianami stały drewniane fantomy, na których spoczywały zadbane elementy zbroi, które mimo wszystko powoli zaczynały poddawać się efektowi korozji.
-Bardzo ciekawe...- powtórzył mag. Jego oczy niczym zaklęcie szkoły poznania lustrowało każdy kąt sali szukając w niej czegoś interesującego i pomocnego.
-Kominek...- dodał po chwili czarnoksiężnik, przypominając sobie słowa orka. Ten wspominał coś o tajemnym przejściu.
 
Nefarius jest offline  
Stary 09-05-2010, 21:02   #20
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
-Artikuum nos Kharat!- czarodziej rzucił zaklęcie, pozwalające wyczuć dokładnie, skąd bije magiczna aura. Był wielce zaintrygowany całą tą budowlą. Mimo niebezpieczeństwa zaczynało mu się to podobać.
[Nefarius rzuca wykrycie magii]
Pomniejsze przedmioty w pokoju poczęły wibrować. Zaklęcie które rzucił nie zadziałało należycie, tego był pewien. Po chwili cały pokój począł trząść się samoistnie i klekotać w rosnących hałasie. Cisza.

- Nareszcie! Chyba przenieśli nas na Grzbiet Świata... –jakby z oddali jęknął ktoś z wyrzutem.
- Cisza! Mamy gościa. –zabrzmiał inny ojcowskim tonem już nieco wyraźniej.
- To’t mówię, że pora. Cóż wiatr przywiał? –odgryzł się pierwszy.
-...nosi znamię. Jest jednym z nas.. –szepnął trzeci.
- Krew ma na rękach, w szatę ją wyciera... – inny odrzekł pogardliwie
- Nie szata go znaczy, lecz Pani.. – zakończył poważnym tonem jeszcze kolejny.

Szepty ucichły niespodziewanie. Shalia uporczywie wytężała wzrok w poszukiwaniu właścicieli głosów, bez rezultatu. Mag po swojemu zmarszczył czoło powoli pojmując naturę zamku. Chór głosów przemówił jednocześnie.

Na grzbiecie co ważył się Magii sprzeciwiać,
W martwym zamczysku Magia wciąż żywa,
W nim Magii mężów czeluść pokrywa,

Gdy padały kolejne wersy na ich oczach pokój przemieniał się. Zrujnowany żyrandol leżący na stole rozbłysnął zalewając pokój ciepłym światłem. Całe kilogramy kurzu, pajęczyn i innych brudów zalegających dosłownie na każdym centymetrze komnaty kominek dosłownie wessał odsłaniając salę- jak nową. Foremny blat stołu wyobrażał spiralnie zwiniętego w kłębie jaszczura, cały wykonany był z płasko-rzeźbionego metalu, a jego podstawy zdawały się wrastać w posadzkę z jednego końca jako kończyny gada, a z drugiego jako złożone skrzydła. Podłoga również niby wypolerowana przedstawiała symbol siedmioramiennej gwiazdy, którą Nefarius już gdzieś kiedyś widział. Na sześciu podestach po obu stronach sali wisiały na stojakach nadgryzione zębem czasu pancerze z mieczami u boku. Zbroje wypełniły się plamami tajemniczej poświaty, w tych których stali najbliżej mogli wręcz dostrzec widma postaci w nie odzianych. Jak na komendę magiczne wizerunki uniosły swe ostrza równolegle do podłoża, jakby szykując oręż do pchnięcia. Głosy nadal recytowały jak jeden mąż. Żaden jednak nie drgnął, stali z zamkniętymi ustami patrząc gdzieś w dal.



Strzec Magii blasku byli się obowiązywać.
W niełasce Magii mrok ich zatrzymał,
Was coście weszli... ich magia wyzywa...


Nefarius miał wręcz wrażenie, że głosy pochodzą z pancerzy, widma sprawiały raczej rolę sztuki lub marnego blefu. Shalia natomiast parskęła śmiechem i prawie klasnęła- jej dłonie jednak nie spotkały się w iście aktorskim geście.
Ruszyła energicznie w stronę kolejnych drzwi stwierdzając kąśliwie, że nie ma czasu na zagadki i magiczne duperele. Ukradkiem śledziła linię-granicę pułapki przed kominkiem. Kilka kroków od portalu poczuła ten sam rodzaj oporu kiedy walczyła ze sobą by nie wybronić maga przez umarlakiem. Jej ruchy więzły w powietrzu, czuła jakby wchodziła w niewidzialną ścianę piasku. Cofnęła się i nie odwracając założyła ręce na biodra w groźnej pozie.

- Mógłbyś nieco wydłużyć tą pieprzoną smycz, starcze. Nic tu po mnie, że już nie wspomnę gdzie mam te wasze głupawe rymowanki. –prawie wysyczała nadal nie obdarzając go choćby spojrzeniem.

On za to patrzył na nią przenikliwie, patrzył, od kiedy ruszyła tym dziarskim krokiem przez salę, ominęła o włos zasięg różdżki wiszącej nad kominkiem i ugrzęzła w polu zaklęcia odrzucania. Wtedy jego usta wygięły się na moment w uśmiechu satysfakcji. Jej zamaskowana prośba jeszcze bardziej go bawiła, wiedzą na temat Sztuki wyprzedzał ją o eony. Postanowił jej to naświetlić i tym samym wskazać jej miejsce. Odwrócił wzrok na zaklęte zbroje.

- Nie mówię, że bym nie mógł. Tym razem to jednak nie ja piesku, to ten.. ta sala, jest zaklęta.

Podszedł do jednego z pancerzy, gdy to zrobił rozległ się znowu chór głosów nielicho go przy tym zaskakując. Serce zabiło mu szybciej, ona jednak wciąż była odwrócona.

Tyś wybawcą czy pogrążysz w rozpaczy,
Gdy nie spróbujem ten nie zobaczym.
Lecz jeśli ma Ci się misja ta powieść,
Wpierw znamion łaski musisz nam dowieść.
Każdy z nas głosem sławi swą Panią,
Każdy inaczej korzysta z jej znamion,
Wieczni strażnicy na skalnym cokole,
Wszyscy swe miejsce mamy przy stole.


Tym razem nawet jemu słowa rymowanej formuły wydały się co najmniej wydumane. Z drugiej strony jednak wątpił by było to zaklęcie, czy nawet inkantacja- sądził wręcz, że zbroje są po części świadomymi przedmiotami i same ułożyły pseudo-wiersz. Na taką właśnie okazję, by raczyć nim każdego maga czy też użytkownika magii o której tak wspominali. Coraz bardziej był ciekaw historii Morskiej Baszty. Nie był za to pewien co do tożsamości „Pani” i udziału Gorma w całym zamieszaniu. Postąpił kolejny krok w stronę najbliższego rynsztunku, a ten zgodnie z przewidywaniami przemówił zagadkowo.

Gdzie by co nie było- czy tu czy tam,
Co też bym nie chciał- pałace czy kram,
Mej Pani skinienie, mówię i mam.

Shalia zrezygnowała z drzwi, odwróciła się z niecierpliwością oglądając salę, wtedy zauważyła, okno! Na białym szkle okna wyróżniła cień humanoidalnej sylwetki trzymający się bocznych ram, po chwili jednak nic nie już nie dostrzegała za bladą powierzchnią. Ufała jednak swoim zmysłom- jak zawsze.
Nefarius odstąpił –nie aktywował żadnego czaru, mógł spędzić na zagadce dosłownie wieczność ważąc słowa rymowanki-, podszedł do kolejnego i wysłuchał. Wysłuchał wszystkich. Shalia raz za razem zanosiła się śmiechem.

Widzieć to wiedzieć rzeczy koleją,
Głupcy nad błędem wyboru boleją,
Pani pcha mądrych, wiatry im wieją,
Wiedza im mówi, „traktem czy knieją”.


Siła ataku leży w obronie,
Warto mieć tedy Pani mej zbroję,
Pancerz jej myśli staje w obronie,
Bólu nie czuję gdy za Nią stoję.


Widzieć i słyszeć możesz potrafić,
Czego nie możesz to wytłumaczyć:
Widzisz i słyszysz- nie możesz mnie trafić.


Mieczem energii i tarczą żywiołu,
Strzałą Ognistą i Zimna pospołu,
Walczyłem za Nią, walczyłem do grobu,
Miast do wiecznej glorii w setce sposobów.


Bez armii pod bulą i wroga nie znając,
Z mą Panią porażki nie doświadczając,
Armiami wodziłem złych mi poniżając.
Gdy wojów nie mam to nie przegrają.
 
majk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172