Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2010, 15:00   #11
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent patrzył po wszystkich zebranych i podskakiwał z podekscytowania. Nie spodziewał się ,że trafi na tak wspaniałą grupę! Krasnolud, wojownicy i szlachcice, zapowiadała się wspaniała podróż. Do tego miał u boku swego ulubionego kuzyna, nie mogło być lepiej. Vincent miał bystry wzrok i zobaczył uśmiech Eryki na widok Psikusa. Młody szlachcic skupił się i telepatycznie skontaktował ze swoim małym chowańcem.

Chyba się jej spodobałeś! Dalej zrób dobre wrażenie, nie możemy wyjść na jakiś gburów! W ogóle będę musiał im wszystko opowiedzieć, jak będziesz chciał to też będziesz mógł!” – nawet telepatycznie głos młodzieńca był wesoły i pełen ekscytacji. Stworzonko poruszyło się na głowie chłopaka i odpowiedziało mu w myślach.
Takkkk, dobre wrażenie zrobić musimy. Zostaw to mnie przyjacielu

Psikus rozłożył swoje małe skrzydełka i ziewnął pokaźnie odsłaniając swe małe ząbki. Zatrzepotał skrzydłami zrzucając z nich śnieg, i wzbił się w powietrze robiąc kilka małych kółek nad głową Vincenta. Pseudosmok leniwie sunął w powietrzu w stronę Eryki ,a gdy znalazł się nad nią wykonał kilka beczek w powietrzu, i delikatnie wylądował na głowie kobiety. Tam ułożył się by okazać jej swoją akceptację i leżąc na jej zmierzwionych włosach patrzył na swego młodego pana. Vincent zaśmiał się i wyszczerzył zęby, poczym zwrócił się do szlachcianki.

- Polubił panią! A pani lubi takie zwierzaki? Psikus jest bardzo przyjacielski zazwyczaj ma więcej energii, ale ta podróż go zmęczyła. A skąd pani przybywa, a pani przyjaciele? Długo podróżowaliście, nie było wam niewygodnie na tych koniach? – i ponownie fala pytań i słów wyleciała z uśmiechniętych ust młodzieńca. Mówił to tonem przyjacielskim i wesołym, jak gdyby żył w przekonaniu ,że każdy mówi tyle co on, i każdego to interesuje. Jego srebrne oczy błyszczały kiedy młodzieniec czekał na odpowiedź. Przestępując z nogi na nogę, kątem oka zobaczył buty Sangwiniusa, piękne czarne buty ,które aż się prosiły o jakiś żart. Natura młodziaka poczęła brać górę, wciąż wpatrzony w Erykę i czekając na jej reakcję niezauważalnie wskazał buty szlachcica palcem. Gdy tylko to zrobił sznurowadła możnego poczęły delikatnie się poruszać,powolutku i niezauważalnie zmieniać węzeł. Już po chwili buty bladego szlachcica były ze sobą związane tak ,że następne kroki zapewne skończą się jego przykrym upadkiem. Vincent zachichotał w duszy, czekając na efekty swego żarciku.

Mam nadzieje ,że tego nie widziała...”- przekazał swemu chowańcowi wiadomość zerkając na mroczną elfkę. Ten tylko pokręcił swoją małą główką przecząco, upewniając młodzieńca ,iż jego opiekunka nie miała prawa tego widzieć.
Psikus przeciągnął się na głowie Eryki i szarpiąc delikatnie jej włosy swoimi małymi pazurkami ułożył się wygodnie na jej głowię i począł przysypiać.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 26-04-2010 o 15:04.
Ajas jest offline  
Stary 26-04-2010, 16:05   #12
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Sangwinius Berguise Delatrox


„No to będzie ciekawie” Pomyślał Sangwinius. „Co jak co, ale ja nie jestem największym indywiduum z tej… szacownej kompanii” Krasnolud raczej go nie polubił. Niezbyt przyjemny typ, to prawda. Chyba zirytował go fakt, że ma do czynienia z wymuskanym szlachcicem. Cuż, gdyby poznał prawdę, byłby nieco skołowany… Ale jej nie pozna. Wszyscy mieli swoje role do odegrania i wszycy nosili maski. Półsmok stanowił nieco większą zagadkę. Tego typu istoty nie były częstym widokiem, to prawda. Inna sprawa, że nigdy by się nie spodziewał, się, że półsmok będzie wzbudzał takie zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Widać, te wszystkie opowieści o smokach, dziewicach i rycerzach miały nieco inny przebieg. Jego młodszy towarzysz (Syn?) absorbował znacznie nie więcej uwagi. Gadatliwy i wesoły raczej średnio pasował do tego towarzystwo.
- Nie, zabiłem jeszcze żadnego wilkołaka młody człowieku. Zdarzyło mi się zabijać potwory, choć tylko te dwunogie i kryjące się w pałacach, a nie jaskiniach.
Po wygłoszeniu tych słów spojrzał na wyniosłego szlachcica na koniu. Był to człowiek wyniosły i obdarzający pogardą wszystkich po za sobą. On będzie stanowił największe zagrożenie ze wszystkich.
Potem odezwała się arystokratka. Sangwinius podszedł do niej pewnym krokiem, ujął jej dłoń w swoją i złożył na niej pocałunek. Zawsze miał słabość do kobiet. Wśród osób jego stanu było to właściwie dobrze widziane… ale on miał swoje kłopoty
- Jedno twoje słowo madam, a gotów jestem w pojedynkę wybrać się na to monstrum i przynieść ci jego futro, aby dodało ci jeszcze więcej uroku.
Potem jego oko padło na drowkę. Nigdy wcześniej nie miał do cózynienia z przedstawicielami tej rasy. Wiedział, że większość przedstawicieli tej rasy to psychotyczni mordercy, ale ta przebywała na powierzchni, w towarzystwie półsmoka i jego synobrata, a oni zdawali się być mili, więc ona też musiała być porządną istotą. Wyszeptał parę słów przeprosin wobec damy i podszedł do mrocznej elfki. Ujął jej dłoń w swoją, jak zawsze chłodną, schylając się tak, że niewidoczne bandaże wokół jego piersi napięły się i rzekł
- Zaprawdę, wszelkie słowa o urodzie waszej rasy jakie mówią minstrele i uczeni mają się tak do prawdy, jak blask gwiazd do blasku słońca. A może to sama Elistrae stanęła przed nami abyśmy mogli podziwiać cud Seldarine? – na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
Odszedł trochę od pozostałych, ujął w swe dłonie dwie ciężkie torby bez większego wysiłku i rzekł do wszystkich.
- Myślę, że powinniśmy niebawem udać się do barona. Chyba najrozsądniej będzie, jeśli to ja pierwszy przemówię, bo nasza kompania składa się z osób niewątpliwie szlachetnych, ale też cokolwiek cudacznych – „I kto to mówi”. Postąpił krok do przodu, i wywalił się na ziemi jak długi. Jednym szarpnięcie wyzwolił nogi. Nie musiał zgadywać kto jest za to opowiedzialny, w dwóch susach znalazł się przy najmłodszym i rekł
- Nieźle mały, ale uważaj, bo inni mogą nie mieć takiego poczucia humoru jak ja
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 27-04-2010 o 19:25.
Slan jest offline  
Stary 26-04-2010, 17:21   #13
 
MarcusdeBlack's Avatar
 
Reputacja: 1 MarcusdeBlack nie jest za bardzo znany
- Corahel von Embercrown. – półelf przedstawił się po słowach Eryki. – Przyjaciel przyjaciół. – rzekł nieco chłodno, kątem oka spoglądając na smokopodobnych. Wulgarny język jakże cholernie przemiłego Veth’a, sprawił że Cor niezauważalnie się skrzywił. Zaskoczenie i początkowa fascynacja dwoma gadami, przemieniła się w gorzkie obrzydzenie. Drugie wrażenie bywa czasami dobitniejsze. Niestety,

Obecni na placu podróżnicy, wywoływali w nim coraz to nowe pokłady irytacji i zdziwienia. Każdy z przyszłych łowców w służbie u Wilstona, był ewenementem samym w sobie. Smokowcy, drowka, młody szlachcic i ten nieszczęsny krasnolud. Dodoria, jak się przedstawił uporczywemu gadowi, przypominał Embercrown’owi zdradzieckiego Glamdlinga. Syn Tel’Quessir poprawił poły ciemnoszarego płaszcza i ułożył prawą dłoń na koszu swego rapiera. Gest subtelny, acz wymowny.
Wolał oszczędzić sobie na razie jakichkolwiek innych przemyśleń na temat tej wesołej kompani, z pewnością jeszcze znajdzie na to czas. Oby jak najpóźniej.

Chrząknął na widok smoczątka lądującego na głowie Dessie, która uśmiechnęła się, skutecznie kryjąc tak zaskoczenie towarzyszące temu wątpliwemu zaszczytowi. Mahkran za to zareagował w typowy dla siebie sposób, natychmiast sięgnął po swą ukochaną kuszę i wycelował w pyszczek łuskowatej bestii. Corahel całkowicie rozumiał reakcję towarzysza, ale sądził, że jednak lekko przesadził. Szkoda, że sam Mah tak nie uważał.
- Stój spokojnie, Eryko. Zaraz zdejmę tego gada z twej głowy. – szlachcic w czerni rzucił po chondacku w stronę towarzyszki, nie spuszczając wzroku z małego smoka.
- Spokojnie. – półelf syknął do przyjaciela. Tego jeszcze im brakowało, by temperament Mah’a doprowadził do burdy na samy początku wyprawy.
Spiczastouchy szlachcic, złapał uporczywe stworzenie za kark i zręcznie usunął go z potarganych włosów Eryki. Na szczęście, dziewczyna nie straciła żadnego z włosów. Na szczęście dzieciaka.
- Pilnuj swego zwierzaka. – rzucił chłodno w stronę gaduły. Nadal trzymając chowańca, podniósł go do góry i spojrzał na jego pysk. Zwierz spał spokojnie i całkiem nie przejmował się całą tą sytuacją. Corahel skrzywił się mimowolnie, a dwie stare blizny zatańczyły na jego twarzy. – Nie każdy lubi mieć na głowie worek łusek. – rzekł spokojnie i uśmiechnął się szyderczo.
W tym samym momencie, młody szlachcic, który jako jedyny przedstawił się w miarę normalnie z tego całego towarzystwa, nieoczekiwanie padł jak długi. Berguise nie przejął się tym za bardzo i od razu podniósł się na nogi. Blady mężczyzna po chwili znalazł się przy młodzieńcu. Cor musiał pochwalić cierpliwość tego człowieka, sam zareagowałby w nieco odmienny sposób.
Tymczasem Makran, nie zważając na otaczający go świat, skupił się na celowaniu w smoczątko.
- Przytrzymaj go Corahelu, to zastrzelę tego gada. – mruknął po chondacku do półelfa.
Podróż zapowiadała się naprawdę wyśmienicie.
 

Ostatnio edytowane przez MarcusdeBlack : 27-04-2010 o 15:31.
MarcusdeBlack jest offline  
Stary 26-04-2010, 18:20   #14
 
Kivi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kivi nie jest za bardzo znany
Eryka zachichotała infantylnie, jak przystało na szlachciankę, uśmiechając się czarująco do Sangwiniusa.
- Obawiam się, że gdybyś udał się tam w pojedynkę, musielibyśmy polować także na twoje futro, mój drogi. – Odparła przepełnionym słodyczą głosem, odprowadzając panicza Berguise zaciekawionym wzrokiem. Poznała już wielu fircykowatych szlachciców, lecz niewielu z nich potrafiło poprzeć swoje przechwałki czynami. Być może wkrótce będzie miał okazję się wykazać.
Nie zdążyła zrobić nic więcej, gdyż po chwili pojawił się przed nią ten rudy chłopak. Ze zmieszaniem na twarzy starała się wyhaczyć sens z potoku jego słów. Przez chwilę zastanawiała się, kto tu jest czyim chowańcem.
- Jest doprawdy urokliwy. – Odparła po chwili spokojnym, aksamitnym głosem. Bała się, że dzieciak zaraz jej przerwie, więc natychmiast kontynuowała. – To gdzie właściwie go znalazłeś? Nasze rumaki są bardzo wygodne i nawet tak daleka podróż na nich nie jest szczególnie męcząca. Wydajesz się być bardzo utalentowanym chłopcem, masz może jakieś szczególne talenty, prócz niewątpliwie uroczego obycia? – Zakończyła z błyskiem w oku, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Dopiero, gdy „Psikus” ułożył się na jej głowie, jej usta nieco się wykrzywiły. Przez tę krótką chwilę, kiedy zastanawiała się jak właściwie powinna zareagować, jej towarzysze podjęli decyzję za nią.
- Mówiłam ci, Jastrzębiu. Bez żadnych wyskoków. – Syknęła również po chondatsku do nadpobudliwego przyjaciela. – Opuść kuszę, potem sobie odbijesz. – Dodała po chwili, z powrotem uśmiechając się wesoło do reszty, jakby nic się nie stało.
Widząc, jak Sangwinius się przewraca, nie mogła powstrzymać się przed wybuchem śmiechu. Dopiero po kilku sekundach przysłoniła usta dłonią, a jej policzki pokryły się kolejnym rumieńcem.
- Myślę, że powinniśmy jednak poczekać na kogoś, kto nas tam zaprowadzi. – Skomentowała jego poprzednie słowa, nie mogąc ukryć rozbawienia. – Naturalnie, osobiście nie mam nic przeciwko, byś pierwszy przemówił, jednak powinieneś chyba wcześniej otrzepać się ze śniegu. – Stwierdziła z zadowoleniem, poprawiając potargane przez pseudosmoka włosy. – Póki co proponuję zatrzymać się gdzieś i przygotować do spotkania z baronem.
 
Kivi jest offline  
Stary 26-04-2010, 18:37   #15
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Qualnvyll westchnęła, lekko tylko uspokojona. Wyglądało na to że krasnolud został w miarę uspokojony, skupiła się więc na przyglądaniu się reszcie otoczenia, wyszukując ewentualnych zagrożeń. Kiedy tak stała obok chłopaka podszedł do niej Sangwinius. Co ją zdumiało nie wykazywał wrogości. Co więcej, potraktował ją dość dziwnie, jak dla niej.

Nie rozumiem.. O co chodzi? Czemu on to robi, czy to jakiś zwyczaj? Muszę się spytać chłopaka.


Ledwo to pomyślała do jej uszu doszły słowa mężczyzny:


-
Zaprawdę, wszelkie słowa o urodzie waszej rasy jakie mówią minstrele i uczeni mają się tak do prawdy, jak blask gwiazd do blasku słońca. A może to sama Eilistraee stanęła przed nami abyśmy mogli podziwiać cud Seldarine?

Początkowo nie wiedziała co odpowiedzieć, w końcu jedyne na co było ją stać to chłodny, wyuczony przez lata gest. Lekkie skinięcie głową, tak częste między Domami jej miasta.


Ciekawe jak to odczyta. Oby tylko nie w sposób pejoratywny.


Wróciła do obserwowania, jednocześnie sprawdzając mocowania tarczy. Dopiero wywalenie się jej niedawnego rozmówcy, o ile można było mówić o rozmowie w tamtym wypadku, sprawiło że zerknęła w bok, odrywając się od poprzednich czynności.


--
Nieźle mały, ale uważaj, bo inni mogą nie mieć takiego poczucia humoru jak ja- odparł Sangwinius, podchodząc do Vincenta. Od razu, zbliżyła się odpowiednio bliżej, tak by móc szybko zareagować.Kończąc swoją wypowiedź Sangwinius ujrzał błoniaste skrzydło, zagradzające mu dalszą drogę do psotnika.

- Nieźle, człowieku, ale uważaj, bo zwykle nie mam tyle cierpliwości - powiedział właściciel owego skrzydła - dwa kroki do tyłu. I trzymaj się z dala od Vincenta.

Drowka nadal nie spuszczała oczu z potencjalnego zagrożenia dla Vincenta, chociaż można było dojrzeć że trochę uspokoiła się. Tyle że jej oczy nadal pozostały czujne, a czaiło się w nich ostrzeżenie, nie tylko dla mężczyzny, ale dla każdego.

- Nie chciałem nic zrobić pańskiemu synowi, tylko go przestrzec.- uśmiechnął się łagodnie- Mi ten żart nie przeszkadzał, ale są tacy,- wskazał nieznacznie na srogiego szlachcica.- którzy mogą być bardziej nerwowi. Bratanek? Wnuk? Trudno określić wasz wiek mości smoku.

Już miał się uspokoić, ale na każde określenie Młodego Veth śmiał się od nowa. W końcu, tytanicznym wysiłkiem, udało mu się opanować, jednak wciąż miał szeroki uśmiech na pysku, a ogon machał na boki.

- Faktycznie, masz poczucie humoru. To jest mój brat, właściwie kuzyn- odparł Veth.
- Przykro mi za moją pomyłkę, smoki praktycznie się nie starzeją, więc nie mogłem być pewny. Ta urodziwa kobieta to chyba nie twoja siostra?-
rzekł szybko szlachcic.

Drowka pokręciła głową, na to pytanie. Uwagę jednak przykuło smoczątko, które nie wiedzieć kiedy, znalazło się na włosach szlachcianki. Spojrzała na swego podopiecznego, zaciskając dłoń na rękojeści, jakby wietrząc kłopoty. I nie pomyliła się. Od razu jeden z towarzyszy kobiety ściągnął gada z jej włosów, po czym wycelował w niego kuszę i coś rzekł do swego towarzysza. Co prawda nie znała języka, ale gest był wystarczająco wymowny. Nie czekając wyciągnęła Pieśń Księżyca, jej półtoraręczny miecz, jednocześnie ruszając w stronę szlachty.
- On nic wam nie zrobił.- rzekła ze stoickim spokojem, zadziwiającym jak na tę scenę.- Puśćcie go i niech wraca do chłopaka.
Czekała na reakcję trzymających małego smoczka. Jednak nie czekała długo, postąpiła krok naprzód.
- Nalegam- głosem który był jednocześnie dźwięczny i melodyjny, z drugiej niósł pewną groźbę.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 26-04-2010 o 20:16.
RyldArgith jest offline  
Stary 26-04-2010, 19:00   #16
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Sangwinius drobnym gestem przywołał oba miecze - O tym mówiłem - wskazał na krewkiego szlachcica. W prawej dłoni trzymał zwykły miecz, który wyróżniało tylko to, że w rękojeści miał bursztyn, w ale w lewej trzymał piękne zdobne ostrze. Jego rękojeść wykonano ze srebra na kształt ptasich szponów
- Rzuć to… Jestem szybszy od ciebie – rzekł
Gdy jednak zobaczył, że kobieta nakazała im schować, sam wsadził miecze do pochew
- Jest zimno – „a ja nie czuję żeber” – Nie ma sensu czekać. Strażnicy mnie wpuszczą.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline  
Stary 26-04-2010, 22:04   #17
 
Khas's Avatar
 
Reputacja: 1 Khas nie jest za bardzo znanyKhas nie jest za bardzo znanyKhas nie jest za bardzo znany
Amnijczyk nie przestając celować w pseudosmoczą poczwarę, skierował wzrok na drowkę. Rysy twarzy mu stężały a na twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek. - Powiedz swojemu chłoptasiowi aby trzymał to swoje ścierwo przy sobie, bo inaczej się z nim pożegna - zwrócił się ostro Mauschwitz do drowki. - Jeszcze raz to stworzenie będzie niepokoiło moją towarzyszkę a ubiję jak psa - kontynuował tym samym tonem. Szlachcic był nawet gotów opuścić już kuszę, gdyby nie ostatnia reakcja mrocznej elfki, która spróbowała mu grozić. Za kogo się ona uważała. - Jak uważasz Cor strzelać, czy szkoda wysiłku? - zwrócił się po chondatsku do towarzysza, który trzymał za kark kreaturę. Jego głos był pełen wyniosłości i zimnego sztucznego rozbawienia. Jednak pod tą niepozorną maską, miał na oku drowkę, aby za bardzo się do niego nie zbliżyła. Życie nauczyło go aby mieć oczy dookoła głowy. Plusem było to, że znajdował się blisko swoich towarzyszy, a w pewnej odległości od reszty. To dawało mu kilka możliwości, z których w razie czego mógłby skorzystać.
 
Khas jest offline  
Stary 26-04-2010, 23:09   #18
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent od razu wychylił się za skrzydła kuzyna. Nie lubił gdy traktowano go jak dziecko, był już przecież dorosły. A szlachcic nie chciał zrobić nic złego, po prostu podobał mu się żart młodzieńca. Tak samo jak kobiecie która tłumiła śmiech. Vincent od razu wyszczerzył zęby, lubił gdy ktoś śmiał się z jego żartów. Z początku tak się ucieszył ,że nie zwrócił uwagi na cała sytuację z Psikusem, dopiero gdy jego opiekunka wyciągnęła miecz. Młody szlachcic zrobił wielkie oczy patrząc to na kusze, to na swego pupila a to na drowkę. Nigdy jeszcze nie widział kapłanki z bronią w ręku, oczywiście bywała ostra i oschła, ale zazwyczaj kończyło się na ciągnięciu za ucho i tym podobnym karą. Ponadto Vincent nie wiedział czemu jeden z konnych celował do Psikusa z kuszy, ale nie wydawał się on przyjacielski. Młodzieniec nie lubił takich osobników, to zwykle oni strofowali go za jego kawały. Zaklinacz odsunął skrzydło swego półsmoczego kuzyna i podszedł szybkim krokiem do konia na którym siedział Cor. Srebrne oczy młodzieńca przeszyły pół-elfa, a po chwili ręka młodego wystrzeliła do góry zatrzymując się koło zaciśniętej na psikusie dłoni szlachcica.

- Mogę dostać już Psikusa? Pewnie jest zmęczony, a po za tym on nie lubi ostrych rzeczy. Jak się obudzi i zobaczy tą strzałę to zacznie panikować. Ma tak od wtedy gdy przypadkiem mój ojciec nakłuł go widelcem przy posiłku. Śmieszna historia bo w sumie nie wiedział ,że to on, ale się wtedy uśmiałem potem wam opowiem! Ale teraz proszę oddaj mi już go.

Vincent nie myśląc długo złapał za rękaw szlachcica i pociągnął w dół, niczym bobas który chce dostać swa ulubioną zabawkę. Drugą rękę ustawił tak by Cor mógł spokojnie położyć na niej stworzonko. Jako ze jego młodzieńczy umysł stwierdził ,że zagrożenie zostało zażegnane to czekając na reakcję pół-elfa zaczął paplać, w stronę Eryki.

- Podobała się pani ta sztuczka z butami? Bo widziałem ,że się pani śmiała, umiem jeszcze sporo takich! Pokaże wam potem, pamiętam jak raz pozamieniałem księgi ojca. Nieźle mi się wtedy oberwało bo to były jakieś ważne towary. No ale po za tym to była kupa śmiechu jak szukał ich po całej rezydencji! Czyli te konie są aż tak wygodne? Nie wyglądają, ja jeszcze nigdy nie jechałem długo na koniu, pewnie było by ciężko!-

Vincent paplał wesołym tonem jak gdyby wycelowana w jego pupila kusza już znikła, a wszyscy świetnie się dogadywali. W jego mniemaniu właśnie tak było, bo po co ktoś by miał strzelać do Psikusa, to musiało być jakieś nieporozumienie.
Pseudosmok spał w najlepsze trzymany przez Cora nie zdając sobie sprawy ,że swa próbą wywarcia dobrego wrażenia narobił tyle kłopotów...
 
Ajas jest offline  
Stary 27-04-2010, 10:38   #19
 
MarcusdeBlack's Avatar
 
Reputacja: 1 MarcusdeBlack nie jest za bardzo znany
Wybornie. Strasznie wybornie. Cholernie wybornie. Sytuacja ze śmiesznej stała się całkiem poważna. Kusza. Tarcza. Miecze. Smok. Drowka. Mah. Sangwinius. Dzieciak. Ciąg zdarzeń wywołany przez te rzeczy, doprowadził do umieszczenia Corahela, na te kilka mroźnych sekund, w centrum uwagi. Stał pomiędzy przysłowiowym młotem, a kowadłem i piecem z jeszcze jednej strony. I wcale mu się to nie podobało.
- Jasne, trzymaj go i 'pilnuj'. - odparł, nakładając na lekkie zniecierpliwienie, ironiczny i wymuszony śmiech. Oddał chowańca bez żadnego wahania, jego prawowitemu właścicielowi. Młodego Drakano od razu ucieszył ten fakt, w końcu odzyskał swego łuskowatego kociaka.
Embercrown był pewny że ten chłopak, będzie sprawiał nieliche problemy. Niczym naiwne dziecko. Mężczyzna uważał że to całe polowanie, to nie jakaś zabawa i według niego, Vincent nie powinien w ogóle tu się znaleźć. Ale to nie był jego problem, to nie on będzie go grzebał w razie tragicznej śmierci i nie on będzie go opłakiwał. Miał już dosyć swoich zmartwień.

Nie robiąc sobie nic z gotowej do ataku mrocznej elfki (nie wzruszył go także wybuch bladego szlachcica.) i jej wcześniejszych gróźb, zwrócił się spokojnie do przyjaciela.
- Odpuść już. Nie masz chyba zamiaru obrażać bez powodu naszych współpracowników, prawda? - spytał retorycznie i wykonał gest otwartej dłoni. - Odłóż to, do diabła. - dodał po chondacku, zachowując całkowicie neutralny ton. Przez chwilę mierzył się z Mahkranem wzrokiem i wiedział że nie wygra tego osobliwego pojedynku, na jego szczęście czarnowłosy postanowił go na razie usłuchać. Opuścił kuszę, posłał córce Podmroku wrogie spojrzenie i wybuchł krótkim szyderczym śmiechem.
Corahel odetchnął w duchu i podszedł do swego karego rumaka, czarnoskórej elfce nie miał zamiaru poświęcać swojej uwagi. Przynajmniej w kwestiach społecznych, w kwestiach "ewentualnego-noża-w-plecach" zgodnie z jego dotychczasowymi doświadczeniami z przedstawicielami jej rasy. Czy raczej przedstawiciel, bo miał jak na razie, nieprzyjemność spotkać i walczyć z jednym mrocznym elfem, co w zupełności mu wystarczało.

Na jego długie ciemnozielone włosy, padały co chwilę, kolejne płatki śniegu, ale jasnolicy mieszaniec nie przejmował się tym. Stał obok swego wierzchowca i jakby nad czymś rozmyślał. Postronni mieli świetną okazję na ocenę jego wyglądu. Cor zdecydowanie, odziedziczył znaczenie więcej po swych ludzkich przodkach, tylko kolor włosów i spiczaste uszy przypominały o obecności elfiej krwi w jego żyłach. Nie miał nawet typowych dla półelfów zielonych oczu, w żadnym razie. Posiadał oczy w kolorze piwnym. Z kolei jego surowe oblicze przecinały dwie stare blizny, dodające mu pewnego dzikiego majestatu. Twarz Embercrown'a, zdobiła także krótko przystrzyżona i zadbana broda. Co by nie mówić, Corahel nie był też mikrusem, mierzył ponad metr siedemdziesiąt i posiadał atletycznie zwinną budowę ciała. Jego sylwetka przywodziła na myśl akrobatę, albo szermierza, bądź kogoś pomiędzy.
Czekanie na posłańca półelf zabijał rozmyślaniem nad rzeczami minionymi i zabawą jednym ze swych pierścieni. Na sygnecie, uważny obserwator mógł dojrzeć wygrawerowane inicjały C.E. i kiść winogron w tle. Srebrna pamiątka była wykonana o wiele lepiej, niż prosty stalowy pierścień, który znajdował się na wskazującym palcu jego lewej dłoni. Wydawało się że to jedyna biżuteria wchodząca w skład jego garderoby, ale było to wrażenie całkiem złudne. Corahel, pomimo że był zmuszony przyodziać strój podróżny, nie zrezygnował z trzeciej i ostatniej ozdoby. Srebrnego naszyjnika, na którym zawieszona była, misternie wykonana róża z jakiegoś czarnego kryształowego kruszcu. Małe arcydzieło przypominało najprawdziwszy kwiat.
 
__________________
Care to not care?

Ostatnio edytowane przez MarcusdeBlack : 27-04-2010 o 15:40.
MarcusdeBlack jest offline  
Stary 27-04-2010, 14:44   #20
 
Dira's Avatar
 
Reputacja: 1 Dira nie jest za bardzo znany
*Coraz gorzej*
Biedny Psikus... Chciał zrobić dobre wrażenie, a jeszcze chwila, a zostałby ubity. Cholerna szlachta. Na szczęście dla kusznika, zanim Veth coś zrobił, Młody zdążył odzyskać chowańca.
-Normalnie jak Amnijskie bandziory - warknął - Jakie to szlachetne - wyżywać się na zwierzaku. Spróbuj z kimś swojego rozmiaru, albo większym - Całym sobą prezentował teraz chęć konsekwentnego skopania po nerach "szlachcica" - Ale oczywiście, pewnie za wysokie progi... O ileż lepiej jest zabawiać się dręczeniem tych, co nie mogą się bronić. Nieprawdaż, "szlachetny panie"? - ostatnie słowa były tak jadowite i przesycone drwiną, że gość z kuszą poczuł się jednocześnie wyśmiany, obrażony... i bardzo mały - Ale gdzie mi tam sądzić arystokrację... W końcu kim ja jestem? - *dowiedzą się tego później*. Urwał i spojrzał na szlachciankę.
- Pani, nie wiem, gdzie poznałaś swoich przyjaciół, ale mam nadzieję, że nie podzielasz ich charakterów. Takie zachowanie jest niegodne szlachty. - Machnął dłonią, z której wyleciał ni to dym, ni mgła, lecąca w stronę kobiety. Spłynęła jej na płaszcz, by uformować kwiat z Gór Krańca Świata, Zimową Różę - Po za tym, szkoda by było, by tak piękna dama miała tak brzydki charakter. - dodał.
Przez tę jedną chwilę rozmowy z Eryką, Veth wyglądał, mówił i zachowywał się inaczej, niż poprzednio. Znikł gdzieś wulgarny półsmok, zamiast niego pojawił się ktoś szarmancki i dobrze wychowany. I posiadający świetną dykcję, niczym zawodowy mówca.
A zaraz potem wszystko było jak zwykle.
-Vincent, nie zwracaj uwagi na tego ćwoka - gość nie ma poczucia humoru. Sangwiniusie, jeśli jesteś pewien, że ci otworzą, prowadź. Dodoria, idziesz z nami?
Poszli, zostawiając trójkę szlachciców na rynku.
 
Dira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172