Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2010, 11:20   #11
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Hank
Nie zaklął nawet, gdy zobaczył ciała. Inni go wyręczyli i to wielokrotnie. Właśnie odwracał się do schodów by ruszyć na górę. Niestety, nagła cisza objawiła ich przyszły los. Mieli przesrane. Może był przesadnym optymistą, ale szybko obejrzał jednego z drugim krasnoludem. Starali się zapamiętać jak najwięcej, być może teraz nic mu to nie powie, ale w przyszłości… o ile będzie jakaś, w przyszłości może się przydać.
- Nie ma co płakać. Nie spodziewaliście się chyba śmierci w łożu otoczeni wnukami – mruknął. - Stryczek nam pisany, ale katowskie narzędzia. Ale, że z nasz skurwysyny są to dziś liczba wdów i sierot powiększy się trochę. – przyklekł za beczką opierając o nią automatyczną kuszę. Nie miał pojęcia jak to cacko działa, ale na małe dystansie było darem niebios. O ile, rzecz jasna ktoś nie będzie miał ciężkiej płyty. Kiedyś nawet rozłożył taką kusze, niestety. Wiedza mechaniczna nie była jego mocną stroną. Dwie pensje poszły jak psu w rzyć, bo rzecz jasna rozłożona kusza jakoś nożyc się nie chciała i nadmiarowe części zostawały.
Przez chwilę rozważał czy poddanie się nie byłoby lepszą opcją. Niby dłuższe życie, ale rzec by można bardzo intensywne i zakończone widowiskowym finałem.
 
Mike jest offline  
Stary 28-04-2010, 01:25   #12
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Visk Mayer

Odkąd opuścił chatę swego mistrza minęło kilka miesięcy. Szlak ponownie stał się jego niemal jedynym towarzyszem. Niemal bo nie można było pominąć kruka dumnie siedzącego na Viska ramieniu, oraz kija, który chociaż specjalnych właściwości czy też osobowości nie posiadał zawsze był przydatną podporą.
Mimo wszystko nie lubił w taki sposób podróżować. Wolał mieć przed sobą jakiś konkretny cel, za którym mógłby gonić. Teraz znalazł się na gościńcu z braku innego wyjścia i z ciekawości. Świadom był, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, lecz jak do tej pory sprawnie tychże otchłani piekielnych unikał. Duża tu zasługa jego chowańca - Khelbena, który sporą ilość czasu poświęcał poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń w okolicy jakie mogłyby zaszkodzić jemu i jego mistrzowi. Warto także zauważyć, że krucze imię „Khelben” wzięło się od pierwszego Viskowego nauczyciela, nadał mu je na jego cześć.


Wracając do szlaku to dzięki bystremu oku latającego przyjaciela udało mu się uniknąć bandytów czekających w małej kotlince, przez którą miał przechodzić. Czasami znajdował się jakiś bezpieczny skrót, mniej lub bardziej bezpieczny. Tak czy siak Visk kiedy mógł to podróżował lasem, mniejsza była tu szansa spotkania najstraszniejszego potwora wszechczasów – człowieka. Ze zwierzętami zawsze dało się jakoś „porozumieć” czy to przy pomocy Khelbena czy po prostu opuszczając terytorium, które zwierze uznawało za własne.


Kiedy zdarzyło im się wspólnie natrafić na jakieś miasteczko lub wieś zazwyczaj chwytali się dorywczych prac, dzięki którym mogli napełnić nieco sakiewkę. Z tych dwóch możliwości Visk zdecydowanie preferował wieś, gdyż tam jego magiczne sztuczki o wiele bardziej oddziaływały na mieszkańców. Może i nie mieli wiele twardej waluty jak mieszkańcy miast, ale jedzenie jakim go częstowali wynagradzało to z nawiązką, poza tym byli bardziej życzliwi więc Visk czuł się w takich miejscach niemal jak w domu i niechętnie ruszał dalej.

Sztuczki jakie prezentował we wsiach może i były prymitywne, ale mieszkańcy bardzo się im dziwowali w końcu na co dzień nie oglądali takich rzeczy. Przykładem może być tańczący, a raczej próbujący tańczyć kruk, który czasami nawet pisał trzymanym w dziobie piórem. Co prawda wielu z wieśniaków czytać nie potrafiło, ale zwykle sołtys utwierdzał resztę, że zapisane ręką, a raczej dziobem zwierzęcia słowa są jak najbardziej prawidłowe i zrozumiałe. Dzieci cieszyły się, ludzie bili brawo a kruk teatralnie skłaniał się w stronę publiczności. Visk byłby jednak zaiste podły gdyby wszystko kazał robić tylko swemu chowańcowi. Czasami ku uciesze dzieci unosił siłą woli niewielkie kamyczki i tworzył z nich ruchome sceny, opowiadał przy tym bajki mu znane lub zmyślane na biegu odpowiadające temu co działo się przed oczyma maluchów. Jeśli zapadł zmrok wokoło pojawiały się niewielkie kolorowe światełka rozświetlające okolice. Widok był urzekający.

Zwykle po takim przedstawieniu mógł najeść się do syta, napić i spędzić noc w ciepłym łóżku bez żadnych zmartwień – oczywiście za darmo. Zyskał opinię wędrownego kuglarza i bajarza, sam Visk śmiał się z tego. Robił to tylko i wyłącznie dlatego by zarobić lub zostać ugoszczonym, gdyby miał pieniądze z pewnością zająłby się czymś ciekawszym.

Z kolei jeśli trafiał do miasta musiał być bardziej dyskretny. Kościołowi nie spodobałoby się zapewne gdyby zobaczono go na środku rynku demonstrującego swoje kuglarskie sztuczki, spotkanie z ewentualnym magiem - członkiem jakiejś gildii mogłoby także zakończyć się źle. Miejscem, które Visk odwiedzał w takich wypadkach była karczma. Nie spełniał tam roli klienta tylko… pracownika tymczasowego. Mówiąc wprost zmywał naczynia, stoły, podłogi i inne powierzchnie. Nie brudził sobie jednak przy tym rąk. Kiedy zabierał się do pracy prosił by zostawiono go samego bo jak twierdził „Lubię „pracować” w samotności, zostawcie mi wszystko i o nic się nie martwcie”. Co im zależało ? Skoro chciał sam zmyć tę stertę talerzy i kufli to proszę bardzo…

Nie zajmowało mu to dużo czasu, siedział przy stole lub stał, a wszystko czyściło się samo. I niech ktoś powie, że magia przydaje się tylko na polu bitwy. Brud i tłuszcz znikał gdzieś w niebycie, nigdy nie interesował się gdzie mógł on trafić, miał jedynie nadzieję, że sam nigdy nie znajdzie się w tym miejscu. Gdzie wtedy był Khelben ? Swego czasu Visk nabył od wędrownego handlarza kosz dla chowańca. Koszem było to jedynie z nazwy, tak naprawdę było to średniej wielkości pudełko wykonane z metalu i drewna, wewnątrz obite miękkim materiałem, dodatkowo w konstrukcję było wbudowane okienko i drzwiczki otwierane na życzenie chowańca – praktyczna rzecz. W takich wypadkach jak zmywanie kruk wolał nie oglądać do czego jego pan używa magii ~Są pewne granice…~ myślał, lecz nigdy nie skomentował na głos(lub telepatycznie) poczynań mistrza.

***

Visk długo nie pozostawał w jednym miejscu, kolejnym przystankiem w jego podróżach było miasto Gniew. Podejmował się wielu prac, godnych czy niegodnych czarownika to kwestia dyskusyjna, po prostu zarobki nie były wystarczające. Połączenie pustej sakiewki z nudą i monotonią mogło wykończyć każdego toteż zaczął się rozglądać za ciekawszym zajęciem. Visk miał z pewnością wybujałą fantazję, ale nigdy nie przypuszczał, że będzie rządowym szpiclem. Zawsze mogło być gorzej poza tym ludzie w pogoni za pieniędzmi dopuszczali się jeszcze bardziej „niecnych” zajęć.

Tak jak się spodziewał Trybunał skupiał wokół siebie najróżniejszych ludzi jak i nie ludzi. Viskowi przyszło pracować z konkretną grupą przez ostatni czas jednak żadnego z nich bliżej nie poznał. Ot zwykli współpracownicy, nie miał na temat żadnego z nich jakiejkolwiek opinii, może to i lepiej?

Aktualną robotę zamierzał wykonać idealnie, a raczej spróbować wykonać idealnie. Bycie szpiclem niezbyt mu pasowało z powodów moralnych, a dodatkowo obcięcie połowy pensji stawiało ów „zawód” w niezbyt pozytywnym świetle. Kruk Khelben niezbyt przydawał się w miejscu, do którego zmierzali, oczywiście Visk nie „posiadał” go z powodów czysto praktycznych i najchętniej zabierałby go niemal wszędzie, ale w ciasnych pomieszczeniach mógłby łatwo odnieść obrażenia czego woleli obaj uniknąć. Wspólnie ustalili, że najlepszym wyjściem dla chowańca będzie obserwacja budynku z lotu ptaka, gdyby coś się działo przekaże on informacje prosto do umysłu czarownika.

Karczma jak karczma, nie wyróżniała się czymś wyjątkowym od całej reszty w jakiej Viskowi zdarzało się bywać. Miłą odmianą było to, że nie przyszedł tu zmywać, tym razem. Poza tym mieli tutaj inne sprawy do załatwienia i właśnie na tym zadaniu wypadałoby skupić całą uwagę. Po krótkiej „rozmowie” z oberżystą zeszli do piwnicy. To co tam zastali wywołało w czarowniku obrzydzenie. Rozumiał… śmierć, ludzie umierali codziennie, tak było jest i będzie, ale niezbyt często z własnymi klejnotami w ustach. Starał się omijać wzrokiem obecne na miejscu zwłoki.

- Wątpię byśmy wydostali się stąd bez walki, na pewno ktoś to zaplanował, w tym planie nie mogło być mowy o naszej cichej ucieczce. Niewiele tu miejsca… -mówiąc to cofnął się za pozostałych dobywając kuszy-

Spojrzał na schody i palcem który lekko rozbłysł złotym światłem, narysował w powietrzu prostą linię, która natychmiast wniknęła w załadowany na kuszy bełt. Ogarnęło go uczucie, które dobrze znał - uczucie pewności. Stosował to zaklęcie nie raz, jego ręka była pewna, a wzrok skupiony, szanse trafienia przeciwnika były o wiele większe.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 28-04-2010 o 18:24.
Bronthion jest offline  
Stary 30-04-2010, 00:17   #13
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Ciemna piwnica szybko stała się jeszcze ciemniejszą. Wnet po przygaszeniu łuczyw wziętych z oberży. Skryci w cieniu analizowali to wszystko co już zdążyli się dowiedzieć i czekali na to, co nieuniknione. Słysząc nadchodzących wprawnym uchem rozpoznawali skrzypienie skórzni, chrzęst kolczug i lekkie pobrzękiwania łuski. Ci którzy schodzili w dół byli przygotowani do boju. W to, że nagle przez piwnicę oberży na przedmieściach Gniewu przechodzi przypadkowo oddział uzbrojonych po zęby knechtów uwierzyć było nie sposób. Zważywszy zaś na to, że w piwnicy tej leżały ciała…

Ciała same w sobie też były ciekawostką. Pozostawione z wszystkim co cenne, nie mogły być ofiarami zbójców. Ciężkie złote pierścienie tkwiące na krasnoludzkich palcach warte były same w sobie tyle, co niezły rumak. I nie były rodzynkami w cieście sknerowatej gospodyni. Jeden z krasnoludów zaś miał gruby łańcuch. Łańcuch na którym wisiał za życia a teraz smętnie leżał symbol Gildii Mechaników – zębate koło opasujące młot. Ten który leżał teraz za kupą ziemniaków mógł być kimkolwiek, jeśli nosił ów symbol bezpodstawnie. Jednak jeśli nosił go praw, był ni mniej ni więcej Starszym Gildii. Jeśli w całym Ainorze był jeszcze jaki wpływowy krasnolud ważniejszy od niego, to pewnikiem przejazdem. Gildia Mechaników bowiem była posiadaczką największej ilości kopalń bogatych w złoża drogocennych kruszców. Jednak tak naprawdę zebranych w piwnicy, czekających na rozwój wypadków szpicli Trybunału najbardziej interesowało co Uwe Zeev robił w tym miejscu z tymi krasnoludami. I czemu zginął. I jak.

Choć na jedno pytanie udało się znaleźć odpowiedź niemal od razu po obejrzeniu dokładniejszym ciał. Wnet bowiem okazało się, że każdy z zabitych, poza niespodziewanym miejscem położenia własnego przyrodzenia, posiada dziurę wielkości małego jabłka. Wypaloną jakby rozżarzonym prętem na wylot. Na wysokości serca. Każdy. Ciało i przyodziewek zaś na brzegach było spalone i stopione. Żar jakim ich zatem potraktowano, musiał być ogromny. I znajdował jedynie jedno wytłumaczenie. Siły nieczyste. Magia. Diabelstwo, przez które w życiu najwięcej ludzie miewali problemów. Inkwizycja co prawda w Ainorze nie miała tej mocy co w innych dziedzinach Bissel, aczkolwiek nadal od czasu do czasu w co większych miastach zapalano stosy. Ku przestrodze. Skala jednak była tego procederu licha albowiem i magia w Ainorze nie działała z taką mocą, jak w innych księstwach Królestwach. Tu jednak o dziwo zadziałała całkiem składnie. Co z całą pewnością nie radowało nikogo, kto w tej chwili był w piwnicy „Karpika”.

Łuczywo niesione przy ścianie w poszukiwaniu szczeliny, która mogła by być dowodem na istnienie tajnego przejścia, drgało równomiernie w rytmie kroków Cilliana. Bez żadnych śladów dziwnych drgnień i wahań. Jeśli istniało tu tajne przejście, nie wiało ku niemu nawet tchnienie muchy. Jednak ciał, które Cillian radził poprzesuwać ku schodom, nie ruszył nikt. Nie było chyba nawet na to czasu.

- Hej tam na dole! Poddajcie się! Stańcie pod ścianą i rzućcie broń! Jesteście aresztowani pod zarzutem stosowania czarnej magii oraz zabójstwa i spisku! Nie macie szans! Poddajcie się!

Cokolwiek myślał sobie i uwidział ten, który krzyczał z góry ponad głowami maszerujących zbrojnych, raczej nie miał prawa wierzyć w to, że jego wezwanie odniesie skutek. Maszerujący w dół zbrojni nie zwolnili nawet na chwilę i wnet na schodach pojawiły się pierwsze pary nóg oświetlone chwiejnym blaskiem pochodni. Jedne, drugie, trzecie…

- Jeśli się poddacie, macie jakąś szansę wyjść z tego cało!

Zabójstwo przywódcy mniejszości nieludzkiej oraz Trzeciego Namiestnika Trybunału w Ainorze, czarna magia i możliwy spisek. „Macie szansę wyjść z tego cało!” Dobre sobie.

Teraz nóg już był las. Zbrojni w czarnych jakach na błyszczących pancerzach byli już coraz niżej, pierwsze postacie idące powoli, ostrożnie, jakby z pewną obawą, wyłoniły się jednak z ciemności oświetlone pochodnią niesioną przez jednego z nich. Czarni. Skurwiele w służbie wysokich funkcjonariuszy Kościoła. Prywatna gwardia biskupów, kardynałów i innych szafarzy ludzkiej duszy. Nie darzeni przez nikogo w Ainorze większą estymą. Raz, bo obnosili się ze swoją wyższością nad innymi formacjami zbrojnymi uważając się za elitę elit. Dwa że faktycznie wspierani przez Kościół i Inkwizycję mogli wiele. Więcej nawet od Tępicieli, których coraz częściej odsuwano od dochodzeń Inkwizycji. Trzy zaś, że faktycznie elitą elit nazywali się nie bezpodstawnie. Nie każdy gwardzista, który przecież do gwardii dostawał się już po latach wybitnej służby, miał szansę przyjęcia do Czarnych. To więc dawało im przekonanie, że są nietykalni. Przekonanie, które mało kto miał odwagę stawiać pod znakiem zapytania.

- Jeśli nie poddacie się natychmiast, zostaniecie zabici!

Dupek nie ustawał w swoich próbach. Nadal niewidoczny, choć zbrojnych na schodach można było już wyliczyć do sześciu. Za nimi pewnie szli kolejni. Wszyscy z obnażonymi krótkimi mieczami. Wystarczającymi w piwnicznym ścisku. Przygotowali się. Pierwsi powinni właśnie w tej chwili dostrzec przyczajone sylwetki stłoczonych w piwnicy ludzi Trybunału. Powinni zareagować…

Cios nożem pod odsłoniętą łydkę przeciął powietrze świstem. A powietrze w piwnicy wypełnił krzykiem upadającego knechta, któremu Dancan podciął mięśnie i żyły. Upadający runął, lecz od razu zbrojni sypnęli się kupą. Szczęknęły kusze, padły pierwsze strzały. Visk trafił idealnie, tam gdzie mierzył. W oko. Jego ofiara runęła pod nogi nacierających, którzy skłębili się w wąskich schodach. Strzelający za nim Hank trafił w jednego, który upadał. Bełt wszedł mu gdzieś w bark, pod łopatkę. I tak padał. Pod miecz Mortisa. Ten furknął w powietrzu. Sypnęły się skry, gdy przytarł o sklepienie . Dwuręczny miecz średnio nadawał się do takich starć. Ostrze uderzył płasko zamieniając wykrzywione złością oblicze w maskę błogiego ukojenia. Mały, Niziołek, który strzelił ostatni, trafił w kłębowisko. Nie trafić się nie dało. Ktoś tam stęknął. Dorgar był już przy Mortisie i zamieniał skłębionych gwardzistów Kościoła w krwawe ochłapy niezdolne unieść oręża. Ilmar wraził nóż w udo kolejnego schodzącego, który chciał już się cofnąć. Zawył, zachwiał się. Upadł. Nie wstał już później. Czarni chwilę drobili na schodach. Dwóch chyba jeszcze dostało bełtami. Zbrojni Kościoła zaczęli się cofać. Z góry ktoś krzyczał.

- W tył! W tył! Cofać się!

Czarni nie od razu zaczęli wykonywać polecenia. Ale zaczęli. Bo tam, na dole w piwnicy, nie poszło im za pierwszym razem najlepiej…



[Wszystkich działających proszę o wykonanie 3 rzutów d20 i podanie wyników na GG]
 
Bielon jest offline  
Stary 30-04-2010, 22:27   #14
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Belzenefer

Odgłosy stali zbliżały się coraz bardziej. Wszyscy zachowali ciszę, gdyby się wsłuchać można by było jedynie wyczuć wartki rytm bicia zgromadzonych w ciemnej piwnicy serc.

Padły słowa… A po nich w piwnice wlała się kruczoczarna plama zbrojnych zlewających się z mrocznym tłem pomieszczenie, a rozświetlających swoje szpetne facjaty słabym blaskiem pochodni. Zgrabne ostrza i świstające bełty zaskoczyły Czarnych, którzy mieli nadzieję bezproblemowo zaaresztować rzekomych morderców . Tak się nie stało.

- Ładnie… - pomruknął Mały, gdy bełt jego towarzysza przeszył czaszkę jednego ze zbrojnych wylewając na zewnątrz resztki ślepia i masę krwi… O ile nie fragment tkanki mózgowej.

Niziołek także nie próżnował. Wypuścił strzał w ciemne zbiorowisko Czarnych skurwieli. Nie miał prawa chybić, w takiej gęstwinie mięsa armatniego bełt na pewno nie przemknąłby się omackiem bez przeszycia żadnego truchła. Bolesny jęk uszczęśliwił Belzenefera.

Jeszcze bardziej uradował go fakt iż Czarni unikają walki krzycząc do swoich kompanów rozkazy o cofnięcie. To w pewien sposób przechylało szalę na rzecz Tępicieli… Jednak – jedynym znanym im wyjściem były właśnie schody, a te zajęte przez zbrojnych, nieważne czy na dole, czy we właściwej części karczmy, były po prostu zablokowane. Wyratować ich mógł magiczny cud… Lub tajemne przejście.

Mały nie miał zamiaru kolejne raz używać kuszy. Zresztą, strzelając jeszcze w schodach prędzej trafiłby kompana niżby jednego z kardynałów. Zajął się za to skrupulatnym wycofaniem. Natykając się na jedno z krasnoludzkich ciał przyjrzał się mu dokładniej. Nie rozpoznawał twarzy zabitego, ani rany… A raczej dziury, która szpeciła jego pierś… Wyposażenie jego dłoni było jednak całkiem interesujące i co ważniejsze na pewno drogocenne. Ukradkiem zatem wyszarpał kilka złotek z grubych palców krasnoluda, nie zwracając zbytniej uwagi na konkrety ich wartości.

Zajęcie to nie przejęło go doszczętnie. Ważniejszym na pewno okazało się odnalezienie wyjścia. Widząc Cilliana badającego ściany postanowił mu pomóc… W końcu liczą się sekundy, a dodatkowa para oczu wypatrujących głębszych szczelin była w tej sytuacji nieoceniona. Mały nie niósł łuczywa, jednak radził i sobie bez niego. Niemal wtulony w kamienną ścianę starał się wyczuć jakikolwiek podmuch chłodu. Po chwili nieudolnego badania postanowił przenieść uwagę na podłogę i sufit.

Czy w piwnicy znajdowała się klapa? Może za jakimś regałem, lub wałem mięsa. Może skrywa ją pod sobą tyłek jednego z nieludzi? Niziołek miał gdzie szukać, więc czym prędzej oddał się temu zajęciu.
 

Ostatnio edytowane przez Elthian : 30-04-2010 o 22:34.
Elthian jest offline  
Stary 30-04-2010, 23:09   #15
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Andarius

Zbrojni po wcześniejszy krzykach zaczęli wsypywać się do piwnicy. Jednak członkowie Trybunału, nie należeli do tych co to dają schwytać się żywcem. Noże, bełty i miecze ot co przywitało pieprzonych Czarnych. Lecz to nie była walka w której Andarius miał wziąć udział. Piwnica zupełnie nie nadawała się do używania jego długiego łuku, a w walce na miecze nie był mistrzem. Gdy zobaczył że czarni cofają się, schował jedno ostrze do pochwy i zaczął powoli cofać się w ciemność piwnicy. Jednak nie było to cofanie na ślepo, bowiem łowca zmierzał powoli w stronę ciała Uwa. Teraz kiedy miał chwilę, postanowił przyjrzeć się dokładniej zwłoką tego skurwiela. Lecz zanim przystąpił do oględzin, zwrócił swa nieogoloną twarz w stronę małego i basowym głosem rzucił do niego:

- Mały, szukaj wyjścia jak najlepiej umiesz, czarnymi skurwysynami się nie przejmuj osłaniam wasze plecy. Jak będzie się źle działo to was poinformuje, wy skupcie się teraz tylko na szukaniu wyjścia z tej pieprzonej pułapki. – gdy powiedział co musiał począł przeszukiwać ciało Uwa. Nie wiedział kto go załatwił, ale pewne było że bronią tego nie zrobił. Ktoś kto zna się na magii, próbuje ich wrobić, no pięknie nie ma co. Pokrytą bliznami twarz człowieka wykrzywił grymas niezadowolenia. „Nawet jeżeli uda nam się stąd uciec, to będą nas ścigać, za zabójstwo tych tutaj, atak na czarnych i obrzędy magiczne, już sam nie wiem co gorsze”

Andarius spojrzał na martwą twarz Uwa. Pomyśleć ,że nawet po śmierci ten gnojek sprawia im tyle problemów, pięknie nie ma co. Ale teraz nie było czasu na użalanie się nad losem, i myśleniem co będzie dalej, teraz było teraz, więc łowca szybko wziął się za dokładne przeszukiwanie truchła.
 
Ajas jest offline  
Stary 01-05-2010, 00:30   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Hank
Kościelni przeliczyli się. Tak to już jest gdy jazda na opinii wejdzie w krew. Dla ludzi niemających nic do stracenia opinia jest gówno warta.
W zasadzie jedynym problemem Hanka było znalezienie wyjścia z piwnicy. Jeśli tylko by znalazł się między ludźmi, jego nijaka twarz i szaro bure włosy stały by się kamuflażem. Co prawda bury kapelusz o oklapłym rondzie zwracał uwagę, ale to właśnie było jego zadanie. Będą szukać osobnika w śmiesznym kapeluszu.
Pozostał na stanowisku za beczkę wciąż mierząc w drzwi, pozostawił szukanie, być może, nieistniejących przejść pozostały.
Kolejnej fali mogą nie przetrwać. Z drugiej strony być może zechcą wziąć ich głodem, choć to mało prawdopodobne. Schwytanie „spiskowców” miał być spektakularnym sukcesem do wykorzystania przez kościół. Nie mogli sobie pozwolić na opieszałość.
 
Mike jest offline  
Stary 01-05-2010, 14:36   #17
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy czekali na zejście przeciwników spojrzał na ciała zabitych, te wypalone dziury i stopione ubranie… skrzywił się wyraźnie. Miał nadzieję, że nie przyjdzie im się spotkać z czarodziejem, mogłoby się to bardzo źle skończyć… przełknął ślinę i skupił wzrok na schodach.

Nienawidził być wrabiany… a ta sytuacja z pewnością do takich należała. Dodatkowo te obietnice „macie szansę wyjść z tego ciało” wywoływały w nim gniew, który jednak starał się dobrze maskować. Ciężkie kroki były co raz bliżej i bliżej, kiedy czarni pokazali się od razu zostali odpowiednio powitani. Ręka Viska była pewne i trafiła idealnie, uśmiechnął się pod nosem widząc to co zostało z czaski oponenta. Na słowa Belzenefera zareagował szybkim kiwnięciem głowy co w jego języku oznaczało „Dzięki”.

Kompani radzili sobie perfekcyjnie, widać nie z jednego pieca już chleb jedli. Czarni padali pod ciosami sztyletów i mieczy, bełty grały w powietrzu melodię śmierci posyłając kościelnych do wszystkich diabłów gdzie z pewnością czeka na nich już dawno przygotowane miejsce. Ciosy spadały, lała się krew, przeciwnicy zaczęli się wycofywać…

Być może członkowie Trybunału zwyciężyli pierwsze starcie, ale następne nie pójdzie już tak dobrze. Czarni będą wiedzieć co ich czeka na dole, wyciągną wnioski z tej małej rzezi i zaatakują skuteczniej. Mogą ich nawet podpalić… trzeba było znaleźć wyjście. Visk kątem oka dostrzegł niziołka i kogoś jeszcze przeszukujących ściany w poszukiwaniu drogi ucieczki, postanowił użyć skuteczniejszej metody.

Odłożył kuszę na bok i złączył dłonie jak do modlitwy. Wymówił pod nosem słowa zaklęcia, skoncentrował się. a jego dłonie otoczyła delikatna srebrna poświata. Wyciągnął przed siebie ręce prostując palce wskazujące, na ich końcach światło skupiło się. Jeśli zaklęcie zadziała poprawnie dłonie czarownika skierują się w stronę ukrytego przejścia, a światło z palców popędzi w jego kierunku. Pozostało mieć nadzieję, że jest tu jakieś wyjście…
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 01-05-2010, 22:38   #18
 
Mortiss's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortiss nie jest za bardzo znany
Mortis

Zdziwił się widząc jak dobrze im idzie. Choć sam skutecznie opanował walkę podróżując w towarzystwie swojego mentora to jednak nie sądził by inni tak dobrze sobie radzili. Bliźniacy wyglądali na obytych z walką jednak reszta robiła dość nikłe wrażenie co wcale nie oznaczało, że teraz nie budzili w nim szacunku. O tak... Szacunek zdobywa się walcząc. A oni robili to, co potrafili najlepiej. Czasem banda szmuglerów, którzy nie mają nic do stracenia prócz swojego życia potrafi zrobić wielkie wrażenie. Przekonali się o tym żołnierze trybunału. Myśleli, że pójdzie im łatwo. Co to to nie.

Jeden z przeciwników trafiony bełtem w ramię zachwiał się i runął wprost na ostrze półtoraręcznego miecza. Następny został skrócony o kilka cennych centymetrów głowy gdy Mortiss zakręcił się w młynku.

Szło im za dobrze... Jedyne wytłumaczenie było takie, że Czarni mięli ich schwytać, nie zabić. To dawało pewne szanse. Nie skupiał się na znajdowaniu tajemnych przejść. Inni zrobią to lepiej
- Szukajcie. Ja zostanę na straży, jakby próbowali się wedrzeć zatrzymam ich dostatecznie długo. - Rzucił, po czym skierował się w stronę schodów z twarzą wyrażającą tylko dwa uczucia... Nienawiść i determinację. Musi przeżyć... Nie nadeszła jeszcze jego pora, tego był pewien jednak nie wiedział jak ma spędzić resztę życia. Czy jako wolna istota, czy jako więzień tego pierdolonego kościoła... Tępiciela odmienności...
 
__________________
Śmierć jest ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany
------------------------------------------------------
See you in the other side...
Mortiss jest offline  
Stary 02-05-2010, 02:51   #19
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cillian Mahone

Mrucząc pod nosem przekleństwa, chodził wzdłuż ścian, szukając ukrytego wyjścia. Jednak nadal nic nie znalazł, a zbrojni byli już prawie na dole.
Szukał do ostatniej chwili. W momencie, gdy kościelni już wchodzili do pomieszczenia, obrócił się miejscu i cisnął w wejście pochodnię. Trafiła żołdaka prosto w twarz. Zraniony zawył jak zwierzę i trzymając się za twarz, próbował na oślep wydostać się z piwnicy, ale w panującym tam ścisku nie był w stanie.

Szybko ocenił wielkość pomieszczenia i odległości, po czym wyciągnął sztylet. Nie musiał czekać z użyciem go, bo jeden z kościelnych wdarł się do środka. Cillian rzucił się w jego stronę. Wykorzystał jego impet, rzucając mu się pod nogi i obalając na ziemię. Przygniótł zdezorietowanego, wbijając mu kolano w plecy, po czym chwycił za włosy, odciągnął głowę i jednym szybkim ruchem poderżnął gardło. Człowiek zagulgotał makabrycznie, a w ostatnich sekundach życia tłukł chaotycznie rękoma i próbował zrzucić z siebie Mahone'a, oczywiście bez efektu. Po chwili krew przestała tryskać, a zbrojny zamarł w bezruchu.

Zerwał się natychmiast na nogi i obrócił w stronę wejścia, gotów do dalszej walki, ale knechci, ponaglani okrzykami z góry, wycofywali się się bezładnie.
Cillian nie sądził, by kupili sobie więcej niż parę minut, więc, nie schowawszy sztyletu, wrócił do szukania innego wyjścia, skupiając się tym razem na podłodze, zaglądając pod trupy i wszystko inne, co na niej stało.
Jednocześnie notował w pamięci te przedmioty, które nadadzą się do zabarykadowania wejścia, w razie gdyby nie znaleźli jakiejś drogi ucieczki.
 
Cohen jest offline  
Stary 02-05-2010, 03:33   #20
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Ilmar

Żołnierz leżał twarzą do ziemi. Krew tryskała mu z uda wąską silną strugą, ochlapując Ilmarowi nogawkę. Nie był już zdolny do walki, ale szpicel wolał nie ryzykować. Pochylił się i szybkim ruchem podciął mu gardło.

Nie był to pierwszy raz, kiedy musiał kogoś zabić. Teraz jednak zrobiło mu się nieswojo. Zabijanie Czarnych podpadało już chyba pod prawo kościelne - czyli nie dość, że śmierć, to jeszcze wieczne potępienie. Oczywiście Niezwycieżony weźmie prawdopodobnie pod uwagę wierną służbę królestwu, ale i tak Ilmar czuł się nieswojo.

W pośpiechu rozejrzał się jeszcze raz po piwnicy. Świetnie można było się w niej bronić, ale z tego samego powodu była też idealną pułapką. Kościelni żołnierze nie musieli zresztą przeprowadzać od razu szturmu. Równie dobrze mogli ich wykurzyć dymem. Lepiej, żeby to tajne przejście szybko się znalazło... o ile w ogóle istniało. I nie było również obstawione.

Ze zdwojoną siłą wziął się do poszukiwań. Co jak co, ale nie zamierzał jeszcze umierać.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172