lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD – Grehawk: Bisseld20] [I] Racja stanu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/8875-dnd-a-grehawk-bisseld20-i-racja-stanu.html)

Bielon 25-04-2010 23:16

[DnD – Grehawk: Bisseld20] [I] Racja stanu
 
[DnD – Grehawk: Bisseld20] [i] Racja stanu



* Prowadzący: Bielon i malahaj
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. Greyhawk.
* Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność, data rozpoczęcia przygody to wiosna [czerwiec] roku 621. Moja interpretacja settingu jest moją interpretacją settingu. A świat jest nieco inny. Jaki? Przede wszystkim wiele znajdziecie na Bissel . Reszta w sesji się okaże.
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG lub zdesperowany Gracz. Gramy korzystając z mechaniki. Bissel d20. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG. Spory z mechaniką MG rozstrzyga również. Zawsze na swoją korzyść. Spory pomiędzy Graczami najczęściej są powodem stosowania mechaniki. Jakiejkolwiek. Wszystkie istotne sprawy mechaniczne zostaną po sesji przedstawione w formie osobnego wątku, dla ocenienia wydajności mechaniki stosowanej.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich znaczących czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Należy jednak pamiętać, by starać się pisać tak, aby nie ucierpieli na tym Bohaterowie innych Graczy. Ani też, by ich wolna wola nie była gwałcona. Gwałcicieli nikt nie lubi. Niemal.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: To jest życie, więc konflikty w drużynie są akceptowane, choć nie patrzę już na nie tak przychylnym okiem jak niegdyś. Fabularnie uzasadnione są zawsze zasadne. W sumie zaś radzę pamiętać, że to Bissel. Drużyny tu wszak nie ma…
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jak najczęstszą. Dbajcie jednakże o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie większa. Lub mniejsza. Proszę jednak na wzięcie pod uwagę, że mam 2 maleństwa i ostatnio nawał pracy. Myślę więc, że 2 posty/tydzień to minimum. Nie bądźmy minimalistami. Ja i malahaj postaramy się nie być. Wolał też będę postować krócej a częściej. Tym pierwszym postem się nie sugerujcie. To wstępniak. Kolejne będą krótsze, bo być muszą. Prosił bym o zachowanie tej rytmiki: post MG, dzień na odpowiedź Graczy, post MG w przedziale 24h-48h po poprzednim poście MG a do 24h po ostatnim poście Graczy. Bym miał czas przemyśleć co napisaliście. Lekkie obsuwy są zrozumiałe. Częstsze będą penalizowane. Jakoś. Byle nie zmuszać MG do definitywnego usuwania postaci. Choć ich ilość powinna dać Wam do myślenia.
* Kwestia preferowanej długości postów: Długość się liczy mniej, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik". Jednak 5 stron opisu blasku księżyca jest widziane równie mile.
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują nasz nastrój. Post zaczynamy imieniem postaci, by go nie musieć poszukiwać w treści notek.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisów pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. Lub nie. Można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej. Wedle wolnej woli jednostek.
* Postacie sesyjne Graczy i postacie Tła: W sesji tej póki co nie ma Tła. Ale nie twierdzę, iż pojawić się nie może. Jak na razie się nie domówiliśmy z kandydatami i każdy zaczyna na prawach Gracza. Każdy, kto będzie do sesji dołączał w jej toku, będzie dołączał Tłem. Jakby to cokolwiek zmieniało. Tytułem zaś wyjaśnienia co to Tło pozostawiam z opisu z poprzedniej sesji. Zatem … wprowadzam podział na postacie pierwszo i drugo planowe. Postacie pierwszo planowe [postacie Graczy] uczestniczą w głównym wątku sesji na jej początku i będą prowadzone tak, by uczestniczyć w jej głównym nurcie. Ich posty są inspirowane przez MG a skutki ich działań zależą również od niego. Ich również obowiązuje rygor częstotliwości postowania w sposób bezwzględny. Postacie drugoplanowe [postacie Tła] są w rzeczywistości takimi postaciami, którym jako MG powierzam pisanie nieograniczone poza sytuacjami „stykowymi” z meritum sesji. Te postacie jednak wciąż są uczestnikami sesji. Ci gracze mogą pisać co chcą i kiedy chcą nie przejmując się limitem postowania. Wyjątkiem są sytuacje, które wymagają odpowiedzi Gracza w poście. Wobec jej braku w razie konieczności pisał będę sam. To się może nie spodobać. Należy również pamiętać, iż rozdział na postacie pierwszo i drugoplanowe jest płynny i od samych postaci zależy jaką rolę w danej historii odegrają. To novum, mam nadzieję, że się sprawdzi. Dodam również, że osoby bawiące się Tłem przygody mogą dowolnie zmieniać postacie imieniem których piszą, ale jeśli będą dokonywać w toku sesji zmian, ich postacie nie będą awansować. Bo Tło awansuje tylko wówczas, gdy grane jest jak BG.

*Walki w grze: Rzecz bardzo ważna o ile nie najważniejsza. Chciałbym byście pamiętali a od tej sesji wzięli sobie to poważnie do serca, że walka to ostateczność. To sposób rozwiązania konfliktu, gdy wszelkie inne metody zawiodły. A walkę wygrywa nie ten który zabije przeciwnika, tylko ten, który przeżyje. W walce można wszak zginąć i wierzcie mi, może się to stać waszym udziałem w tej sesji. Nie życzę wam tego. Wy sobie, jak sądzę, również tego nie życzycie. Pamiętajcie więc o tym obywając broni. Bo nasi NPCowie dobywając jej iść będą zwykle na pewniaka. Bo też chcą żyć. Czego i wam życzymy.

UWAGA:
Kto chce dołączyć do sesji może zawsze do niej dołączyć pod warunkiem uzgodnienia postaci z MG. W takiej sytuacji pisał będzie z pozycji Tła.



Gracze:
1. Gantolandon
2. Mike
3. cohen
4. Bronthion
5. Khadgar
6. Szu
7. Icarius
8. Ajas
9. Elthian
10. Mortiss


Jak powiedziałem, miało być 6 Graczy. Mamy 10. Jednym słowem skłamałem. Zwykle w tej materii kłamię. Się zredukuje niebawem, jak znam życie.



Powodzenia.


***


- Witam Waszą Wielebność! – głos stającego na widok swego gościa dostojnika nie zadrżał, choć w myślach daleki był od przyjaznego tonu, jaki rozpłodził jego język. „Obyś zdechł stary capie! To przez ciebie i podobnych tobie jesteśmy w tej czarnej dupie. Ale przyjdzie czas… Przyjdzie czas rozliczeń…”.

- Wasza Godność. To wielki zaszczyt i wyróżnienie być przez was goszczonym. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich lat współpraca Kościoła z urzędem nie była usłana różami. – Kardynał bez cienia wahania wkroczył do chłodnej sali i rozsiadł się na jedynym wolnym krześle. Jego purpurowa szata kąśliwie atakowała przyzwyczajony do stonowanych barw wzrok gospodarza. On sam unikał obnoszenia się ze swoją godnością czego wyrazem był całkowity brak ozdób, skromność odzienia i pospolitość wyglądu. Jednak niewielu w Gniewie dało by się zwieść. Jan Telma był Pierwszym Namiestnikiem Trybunału w Ainorze. I od jego decyzji zależało w księstwie bardzo dużo. Jego gość, kardynał Cycero de Furella był zdawało się jego całkowitym przeciwieństwem. Wkraczający już w wiek starczy, nosił się z modną fryzurą, wąsy skrywające zajęczą wargę miał starannie przystrzyżone. Jego kardynalska szata haftowana była złotą nicią a wypielęgnowaną dłoń zdobił pierścień biskupi, którego dźwiganie kosztować musiało kardynała niemało. Zdobiący opasłą pierś złoty łańcuch na którym wisiał złoty klucz był dopełnieniem przepychu jakim kardynał starał się otaczać co dnia. Wieści o jego umiłowaniu bogactwa zataczały szerokie kręgi. Jan Telema znał je wszystkie i miał je wszystkie zarchiwizowane w czeluściach zasobów dokumentacyjnych urzędu. Poparte zeznaniami, donosami i notkami zawierającymi zasłyszane opinie. Był to całkiem opasły tom. I zawierał wiele ciekawych informacji, które mogły zmienić życie dostojnika kościelnego. Na zawsze…

- Pomińmy Wasza Wielebność rzeczy nie ważne w tak doniosłej dla Kraju całego chwili. Prosiłeś o spotkanie, więc tuszę, że skłoniła Cię do tego sprawa większej niźli animozje sprzed lat, wagi. – Ton głosu Pierwszego Namiestnika nie uległ zmianie. A spokojny, chłodny wzrok taksował przybyłego dostojnika na wskroś. Ten zaś zdawał się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Jakby skorupa wiary chroniła go przed wszystkim.

- W rzeczy samej, pomińmy. Zatem ad rem, ad rem. – Kardynał ochoczo pokiwał głową i uśmiechnął się sympatycznie. Skorpion i kobra spoglądali na siebie z uczuciem, które mogło by wstrząsnąć kimś, kto byłby w stanie empatycznie odczuwać to co czuli oni obaj. Obaj się uśmiechali. – Trafnieś Panie odkrył, że nie mała sprawa mnie do Was sprowadza. Wiem ja, że w Ainorze zwykle największe niepokoje wybuchały na przestrzeni ostatnich lat. Zwłaszcza w chwilach kiedy kraj nasz przeżywał ciężkie chwile. Jak teraz na ten przykład. To dziki kraj dzikich ludzi. Przez lata jednak, poprzez nazbyt łagodną, nie bójmy się tego słowa, politykę ów kraj dodatkowo zasiedlili ludzie o sprzecznych z naszą wiarą światopoglądzie…

- Wasza Wielebność ma na myśli ludność bakluńską.

- W rzeczy samej. Acz nie tylko. Elfowie, krasnoludowi, gnomy wszelakie i niziołki o inszych potwornościach nie wspominając, żyją tu społem z ludźmi nie bojąc się niczego. Co gorsza wszyscy oni czczą swoich bogów, bożków w zasadzie, ku obrazie Pana Naszego!

- Jakby Wasza Wielebność raczyła zapomnieć, czynią to wszystko na mocy przywileju. Królewskiego. To taki papierek podpisany przez kogoś, kto chyba miał po temu jakiś powód.
– sarkazm w głosie Namiestnika pojawił się niepotrzebnie, sam się za to zganił, ale mleko się już rozlało. Kardynał przerwał na chwilkę. A emocje z jakimi zaczął swą tyradę również uległy ochłodzeniu. – Przybyłeś Wasza Wielebność w jakimś celu. Pomińmy zatem zbędne ozdobniki, za starzy na to jesteśmy. Ad rem, jak raczyłeś Panie sam stwierdzić. Ad rem.

- Kościół w swej nieomylności wie, że za zabójstwem Miłościwie Nam Panującego Króla stoją wywrotowcy i buntownicy. Oni to wysadzili zamek królewski. Wysadzili. Prochem. Wiesz Panie zapewne, że proch to domena baklunów. I krasnoludów. I gnomów. Oni znają jego produkcję, oni go użytkują. Oni winni są śmierci naszego władcy!

- Pewnyś Wielebny?
– powątpiewanie w głosie Pierwszego Namiestnika było tak namacalne, że można było je kroić.

- Nie Panie. Co to ma jednak do rzeczy? Za dużo obcej krwi mamy w Królestwie i rolą Kościoła jest zadbać o to, by to zmienić. By utrzymać prymat wiary w Jedynego. By wyżąć wszystkich tych, którzy stają jej na przeszkodzie. A okazja zdaje się po temu najlepsza. Stąd i moja wizyta. I prośba Kościoła o pomoc Trybunału. Waszą pomoc, Wasza Godność. A Kościół jest pamiętliwy. Zarówno w rzeczach złych, jak i dobrych.

- Jak ludzie, Wasza Wielebność, jak ludzie…


Obaj zmierzyli się wzrokiem, który mówił wiele a nie mówił nic tak po prawdzie. Dwaj gracze przy jednej szachownicy powoli poruszali pionki stając do gambitu. Gambitu, który na zawsze zmienić mógł losy wielu… pionków…


***


Dwaj bliźniacy spoglądali na Uwe Zeeva spode łba. Nikt przy zdrowych zmysłach nie darzył Trzeciego Namiestnika sympatią. Upierdliwy do granic możliwości w każdym raporcie potrafił znaleźć coś, co mu nie odpowiadało. A to brak personaliów świadka, a to nie do końca określone okoliczności, a to znów braki podpisów lub nieczytelność zeznań. Sprawujący pieczę nad zbiorem dokumentów urzędowych dbał o jego kompletność i komplementarność. Kosztem tych, którzy mieli tego pecha iż przyszło im je sporządzać. I pewnie z racji tego mało kto darzył go jakąkolwiek sympatią.


- To mają być zeznania świadka? Świadka? Jakiego świadka, że się spytam? – Uwe miał również drugą poza drobiazgowością, przywarę. Nurzał się wręcz w radości udowadniania ludziom braku kompetencji. Pedancik.


- No, tego karczmarza… - mruknął Dancan Murhe mając nadzieję, że jego brat się nie odezwie. To mogło by niepotrzebnie spotęgować problemy.


- Jakiegoś konkretnego? - ton głosu Uwe sięgnął zjadliwej słodyczy. Było bardzo źle. – Czy potencjalnego może? Jakiego?


- No jak napisane. Taki pucułowaty. O, jako wy, jak żywo… - Dancan czasami pozwalał sobie na żarty w najmniej spodziewanej chwili . Dorgar parsknął. To też było naturalne. Zwykle żarty brata bawiły go bardziej od tych, którzy byli ofiarami tychże żartów. Uwe poczerwieniał aż po białka oczu a jego usta zwęziły się w wąską kreskę. Stojący społem z bliźniakami Andarius i Visk nie skomentowali tego w żaden sposób. To było by niepolityczne.


- Żart przedni. Znam się na żartach, docenić potrafię. – kłamał Uwe. Był skurwielem kompletnie pozbawionym poczucia humoru. Nie uwierzył mu nikt. – Pójdziecie zatem raz jeszcze podowcipkować z tym karczmarzem. A raport chcę dostać dziś wieczorem. Mam nadzieję więc że go zastaniecie, inaczej w wypłaty nici.


- Ale…


- Idźcie już pożartować gdzie indziej. Tu się pracuje…



***


- Wedle otrzymanych raportów wydaje mi się, że powoli sytuacja się klaruje. – Uwe spoglądał na obu swoich starszych kolegów przenikliwym wzrokiem. Zimna komnata piwniczna nie była najlepszym miejscem do spotkań z najwyższymi przywódcami Trybunału w księstwie, ale nie zawsze dostawało się od życia to, co było w danej chwili najodpowiedniejsze. Uwe, syn starego skryby wiedział o tym od małego. Od chwili kiedy pochował w wieku nastu lat swego ojca. Od czasu kiedy na świecie został sam. – Jest ich coraz więcej. Czarnych znaczy się. Każdemu klesze w mieście przypada piątka służby i drugie tylu pachołków. Wychodzi mi ponad tysiąc dusz. Tysiąc! Połowa to zawodowi żołnierze, weterani noszący jedne barwy i karnie szkoleni. Mówię i ostrzegam, coś jest na rzeczy!


- Ale żaden z raportów na to nie wskazuje? – głos Drugiego, Joachima Pontusa brzmiał neutralną obojętnością. Przysłuchujący im się Pierwszy wiedział, iż to pozór. Klerofobia Uwe była w urzędzie znana. Nie podzielał jej nikt. – Nie ma zatem wieści o celowym posyłaniu zbrojnych w mury miejskie, nie ma donosów o próbach ingerencji w nasze struktury, nie ma śladów na działania wspólne, na przygotowywanie się do przejęcia władzy w mieście. Nie ma niczego takiego?


- Nie wiem, nie jestem w stanie przejrzeć wszystkich napływających informacji. A ogólne rozprężenie w urzędzie temu nie służy. Ludzie odwykli od raportowania, od informowania o rzeczach istotnych i zawracają nam głowę cudzołożeniem sąsiadów i trefnymi odważnikami kupców. Po prostu nie wiem. Ale kazałem wzmóc wysiłki archiwistom. Nakazałem powtórnie przejrzenie wszystkich raportów a te w których pojawia się słowo Kościół lub Niezwyciężony w jakiejkolwiek koniugacji natychmiast ląduje na moim biurku. Wiele jest niekompletnych, inne poginęły i są do tych dokumentów tylko odnośniki. Nie sposób w tym bałaganie…


- Krytykujesz Uwe moją pracę. Moją pieczę nad archiwum i moje lata włożone w to, by dokumentacja w Ainorze była kompletna. – Joachim zniżył głos. Mówił cicho, ale i tak słowa jego zagłuszyły słowotok Trzeciego. Nie lubili się, bo Uwe zajął jego miejsce przejmując rolę Trzeciego po awansie Joachima. A że do roboty nadawał się jak nikt inny wciąż kwestionował jakość pracy poprzednika. Co nie mogło temu ostatniemu przypaść do gustu.


- Nic nie krytykuję Joachimie. Tylko stwierdzam, że z racji za małej ilości ludzi nie jestem w stanie odkryć niczego, co nie zostało należycie zarchiwizowane.


- To tylko archiwum. Nie działania operacyjne. Nikt ci ludzi nie weźmie z ulicy byś sobie porządki porobił.


- Dosyć.
– Pierwszy rzadko bardzo się wtrącał, ale gdy już to czynił zwykle kończył wszelkie spory. Tak było i tym razem. - Rozumiem w czym rzecz. Zrobimy więc tak…


***


- Tak wiem, że ostatnio wszędzie was za wiele i takie narzucanie się ze swoją osobą to rzecz ryzykowna, więc o brawurę was nie proszę. – Tom, przełożony szpicli spoglądał na nich wszystkich ponurym wzrokiem. Był u swojego szefa i wrócił w złym humorze. To nie zdarzało mu się zbyt często, bo zwykle był człekiem pogodnym i radosnego usposobienia. Byli tacy, którzy mówili że ma gdzieś rodzinę. To mogło tłumaczyć wiele. – Jednak wszyscy dostaliśmy po dupach za brak efektów. Zabrano nam pół pensji. Tak pół! – podniósł głos by zapanować nad złością niektórych spośród zebranych. Rzadko, bardzo rzadko zbierali się w tak licznych gronach. Jednak tu i teraz byli sami swoi. Tacy, którzy znali się z widzenia i pracowali czasami w zespołach. Belzenefera znali wszyscy, bo też w Trybunale bodaj był jedynym Niziołkiem. Podobnie Mortisa, którego od pozostałych wyróżniały zaostrzone lekko po przodkach uszy. Skryte zresztą zwykle, ale nie przed takimi szpiclami jakim sam był. Reszta, Stary Hank, Janos, Cillian, bliźniacy, Młody, Andarius, Hans, Vist, Ilmar, Wu czy Hank nie wyróżniała się prawie niczym. Ideał szpicli.


- To co mamy robić? – spytał jeden z bliźniaków. Ten wymowniejszy.


- To co zwykle. Pójdziecie na miasto i porozpytujecie się o wszystko. Szukamy informacji o klerze i duchowieństwie, więc na to się nastawiajcie. I spróbujcie zrobić to tak, żeby nasycić tę kurwę…


Jaką kurwę dopowiadać nie musiał. Wiedzieli to wszycy.


***




Gniew był dużym miastem. Największym w Ainorze. Był jego stolicą w końcu. Miasto opasał podwójny mur obronny, teraz już podniesiony znacznie. Podczas pierwszej krucjaty w czasach które mało kto pamiętał, podobno ten niższy starczył by odstręczyć od napaści na miasto samego Nadziaka, wielkiego księcia Bissel, Horna de Gordiana. To były stare czasy. Wtedy mur w niczym nie pomógł, bo broniący się w Gniewie możni wydali lud na niewolę Hornowi a ten wszystkich rozsiec kazał. Miasta tym czynem możni nie ocalili, ale na zawsze w historii czyn ten zbrukał rycerską pamięć po Nadziaku, niepokonanym wiktorze wszystkich turniejów w jego czasach. Wtedy mur nie pomógł, więc nie bardzo rozumiano pośród zwykłego ludu po jaką cholerę buduje się go teraz. Ale budowano, skoro sam Król kazali. Miasto rozrastało się, potężniało. W obrębie murów, tam gdzie stały kamienne domy i lśnił bruk uliczny, mieszkało ledwie jedna czwarta jego mieszkańców. Reszta pomieszkiwała w licznych podgrodziach, które sięgały brodów na Esrerze i Topieli, portu na Strumieniu Real oraz Rzeźni, czyli dawnego miejsca kaźni tysięcy mieszkańców Gniewu. Teraz były tam ubojnie i zagrody a okolica tłoczna była od rzeźników. Można było rzec, że są na właściwym miejscu.


Lud Gniewu nie pamiętał dawnych czasów, bo niemal wszystkich mieszkańców miasta trafił wówczas, przed laty, szlag. Teraz w Gniewie każdy był niemal nuworyszem wywodzącym rzec jasna swe korzenie z przodków mieszkających niegdyś w stolicy. Jednak intensywny rozwój miasta sprawił, że wciąż przybywało ludzi. Stąd też miasto, które niegdyś mieściło się w kamiennych murach, teraz opasał pas podgrodzi otoczonych ziemnym wałem. I dalszych nie otoczonych niczym. Ludzie zaś przelewali się przez miasto nieprzerwanym strumieniem. I nie sposób było określić ile ich tak naprawdę jest w mieście mieszkających. Dość było rzec, że samych kościołów Niezwyciężonego wzniesiono w mieście pięć. I katedrę poświęconą Świętemu Werencjuszowi. Do tej ostatniej zresztą często przybywali pielgrzymi, którzy w Ainorze byli złożyć pokłon w jego sanktuarium. Było im tym bardziej po drodze, że w Gniewie był port. A z portu tego można było popłynąć na południe wielkimi rzecznymi barkami, którymi poza ludźmi pływał bakluński, przeładowywany w mieście z garbów idących w karawanach z północy mułów, towar. Małymi zaś płaskodennymi czółnami można było popłynąć Esrerą niemal pod samo sanktuarium. Aż po Kozią Grań. Tak położone miasto nie mogło się nie rozwijać. A ogrom mieszkańców i wędrowców przewijających się jego ulicami dawał nieustanne zatrudnienie tysiącom ludzi różnych specjalności. Bednarzom, karczmarzom, cieślom, skrybom, szewcom, prawnikom, handlarzom, złodziejom i dziwkom. I donosicielom rzecz jasna też.


***


- Wybaczcie nagłość wezwania. – Joachim Pontus nie zwykł przepraszać. Nie zwykł się również ze zwykłymi szeregowymi szpiclami spotykać, więc rzecz musiała dotyczyć spraw niezwykłych. To mogło im się nie spodobać. Podobnie jak miejsce wyznaczonego spotkania. Otwarta kaplica Niezwyciężonego na południowym żalniku. Stali tak nad trumną jakiegoś zimnego udając żałobników. Wychodziło im nieźle. Mimo to Bliźniacy, Mały, jak zwano powszechnie Nizioła o trudnym do zapamiętaniu imieniu zaczynającym się na Belze, Hank, Cillian, Mortis, Ilmar, Andarius i Visk woleli milczeć. Milczał również noszący się z rycerska mąż stojący jako i oni. Widać taki jak i on szpicel.


- Chodzi o niezwykle delikatną sprawę. I wieść o tej rozmowie nie ma prawa opuścić tej komnaty. Mamy kreta. U nas. Takiego, który robi dla kogoś. To rzecz pewna. Was dobrano ze szczególną uwagą bacząc byście nie mieli z tym kimś nic wspólnego. Udacie się z mości Kasprem na spotkanie. To nasz człowiek, acz z racji pełnionej funkcji może się cieszyć pewnym autorytetem. To wam z pewnością pomoże. Jako że jest obcy musicie na to uważać. Macie złapać tego skurwiela na gorącym. To ważne. Choćby i siłą. I dla tego was tylu.


- Dziesięciu na jednego?
– powątpiewanie było niemal namacalne w głosie Dancana. Zawsze odzywał się pierwszy. Nie pytany. I zwykle trafiał w sedno. Drugi Namiestnik Trybunału w Gniewie spojrzał nań surowym wzrokiem, po czym poważnie skinął głową.


- Zgodnie z naszą wiedzą będzie w otoczeniu trzech krasnoludów. To zmienia postać rzeczy? Są uzbrojeni i mogą być niebezpieczni. Zależy nam jednak na nim, nie na nich.


- Gdzie i jak go znajdziemy?


- Spotkanie ma odbyć się dziś o zmroku. W „Karpiku”. Oberżysta to nasz człowiek. Macie się tam zjawić po zmroku, on wskaże wam pokój. Wszystko ma pójść bez pudła. Nie ma tu miejsca na fuszerkę.



Więcej mówić nie musiał. Wiedzieli, że tą robotą można będzie odkupić ostatnie fuszerki. To dawało zaś szansę na powrót do normalności. Zresztą… sama robota warta była uwagi. Nikt nie lubił donosicieli. Nawet sami donosiciele…


***


„Karpik” był zwykle o tej porze tłoczny. Tak było i tym razem. Dziwki, te najtańsze, bo portowe, siedziały na werandzie, na schodach i wystawały w podcieniu. Wesoło przekomarzając się z gośćmi gospody i dając się wstępnie zmacać każdemu. Za sekala. Za więcej trzeba było zapłacić więcej. Pokoje na górze w końcu kosztowały. Podobnie jak zagroda w stodole na tyłach oberży. Chętnych jednak nie brakowało. O zmroku w „Karpiku” ludzie chcieli się zabawić. Portowi robotnicy, najczęstsi klienci takich panien, pili śpiewając gromko swe cechowe przyśpiewki. Grupka zbrojnych piła społem, w milczeniu. Mogli by wyglądać na podejrzanych, gdyby nie to, że pili zdrowie nieobecnego towarzysza przypijając do stojącego na stole szłomu. Widać było, że brak druha leży im na wątrobie. Zważywszy na tempo w jakim pili rankiem ów zmarły kompan mógł zalec im znacznie bardziej. Grupki pielgrzymów mieszały się przy biesiadnych stołach z rzemieślnikami i kupczykami, którzy nawet teraz nie tracili czasu i ustalali warunki transakcji i omawiali rynkowe ceny narzekając na ździerstwo jednych i chwaląc się swoimi zyskami kosztem innych. Kręcący się pośród nich oszuści, złodzieje i karczemne posługaczki czynili w tym wszystkim sztuczny tłok. Mimo to do oberży raz po raz wchodzili jedni a wychodzili inni. W licznych mniej i bardziej grupkach. Pewnie dla tego idąc na akcję postanowili rozdzielić się tylko na dwie grupy. Jedna weszła pierwsza i biesiadowała już dobre dwa pacierze, kiedy z Kasperem na przedzie weszła druga. Oberżysta zapytany grzecznie a ukradkowo obdarzony sekretnym gestem miejsce tajemnego spotkania wskazał szybko i sekretnie. Mieli szczęście. Kret iście krasno ludzką modłą wybrał sobie za miejsce spotkania piwniczną część oberży, co wyłączało konieczność obstawiania okien. Piwnica oberży bowiem okna miała, ale tymi i tej wielkości oknami nawet Mały by nie wyszedł. Jednak oberżysta był ostrzegł ich; swój chłop; że skurwieli jest siedmioro. To zmieniało postać rzeczy.


Początkowo chcieli zostawić na zewnątrz człowieka, by ostrzegł ich przed nieprzewidzianym. Nie mówiąc już o planie asekurowania okien. Okien na szczęście nie było, więc odpadały. Jednak w sytuacji, kiedy na dole miało być sześciu ludzi i szpicel, w tym krasnoludy, każdy nóż i każda pałka były na wagę złota. A przewaga trójki ludzi wobec krasnoludów nie koniecznie musiała oznaczać przewagę. Zeszli więc ostrożnie wszyscy. Powoli i cicho. Tłumieni w swoich krokach przez wrzawę, jaka dochodziła z biesiadnej izby gospody. Kręte schody zrobiły ledwie dwie spirale a już byli w piwnicy. I tak było to dziwne, że oberżysta tyle trudu zadał sobie w budowę piwnicy. Jednak z drugiej strony dzięki temu jego karczma cieszyła się mianem tej, gdzie można dobrze a świeżo zjeść; żarcie wszak wymagało chłodu; oraz napić przyzwoitego trunku; piwo i wino też wymagało chłodu; o przyjemnie schłodzonej nucie. Zawsze.


Piwnica zaczynała się od razu w miejscu gdzie kończyły się schody, ale niesione przez nich łuczywa nie wyłowiły z mroku nikogo innego. Oraz żadnego źródła światła. Tyle, że pomieszczenie w którym się zgromadzili było jedynie przedsionkiem większej piwnicy. W blasku pochodni ujrzeli w końcu rząd stojących beczek, wiszące naręcza kiełbas i suszonych półtusz, usypane w kopczyki ziemniaki roztaczały słodkawy, piwniczny zapach. Rozglądali się ostrożnie unosząc coraz to wyżej łuczywo. Gdzieś tu musiała być jakaś sekretna kryjówka, gdzie szpicel się ukrywał wespół ze swoimi plugawymi; wybacz Mały; nieludźmi. Obnażona broń była gotowa do użycia a napięte do granic nerwy szukały tylko pretekstu do ataku. To było wszak bardzo ważne by zaatakować pierwszemu. Gdyby bowiem kurduple miały kusze i pierwsze wystrzeliły to wynik spotkania byłby z góry przesądzony. I to bynajmniej nie na korzyść ludzi z Trybunału. Musieli zaatakować pierwsi. Z zaskoczenia. Musieli. Jednak to krasnolud zaskoczyły ich. W sposób, jakiego żaden z nich by się po kurduplach nie spodziewał…


Pierwsi dostrzegli krasnoluda Andarius i Dorgar. Ostrzegli pozostałych syknięciem skupiając ich uwagę na sobie. W blasku chybotliwych łuczyw leżące, porąbane ciało krasnoluda wyglądało groteskowo. Zwłaszcza, że w usta wsadzono mu wykrojoną mosznę. Wystający z ust kutas niczym drugi nos spuszczony był na kwintę. Nie było w sumie się czemu dziwić. Leżący powodów do radości miał raczej niewiele. Wnet we wnęce znaleźli i drugiego oporządzonego podobnie. I trzeciego. Wszyscy zaś wyglądali na ludzi majętnych, noszących się dostatnio. Nie byle chmyzy z areny walczące za kilka sekali ku uciesze gawiedzi. Ci tu musieli być kimś znacznym. Nie mogło zresztą być inaczej, skoro spotykali się z taką szychą, którą chybotliwy płomień pochodni wyłowił z mroku w najciemniejszej i najdalszej części piwnicy. I którego oprawcy oporządzili podobnie jak krasnoludy. Zważywszy na znajomość osoby nikt ze stojących w piwnicy nie mógł powiedzieć, że się skurwielowi nie należało. Jednak widok Uwe Zeeva z ustami wypełnionymi wyciętą jemu samemu moszną i prąciem poraził ich na wskroś. Nie co dzień bowiem widzi się człowieka tak znaczącego, należącego do ścisłego grona kierowniczego tajnej organizacji donosicieli, szpiclów i morderców, oporządzonego tak podle.


- Jest za cicho… - wyszeptał Dorgar.


- Trudno by gadali, mają pełne usta roboty. – zażartował Dancan. Choć i jego samego widok piwnicznej komory zmroził.


- Na górze jest za cicho… - wyprowadził brata z błędu Dorgar. I w tej chwili dostrzegli to wszyscy. Odgłosy biesiady przygasły, choć wcześniej nie zwrócili na to uwagi skupieni na nasłuchiwaniu odgłosów z piwnicy. Faktycznie zrobiło się znacznie ciszej a gwar rozmów jakby został stłumiony. Ale był słyszalny. Tyle, że bardziej słyszalny był chrzęst pancerzy i ciche stąpania butów nadchodzących gości…







[Witajcie w Bissel. Mam nadzieję, że tym razem się uda zakorzenić mnie i Wam na dłużej. Powodzenia życzę, bo to brutalny świat. I szczęścia. Będzie Wam potrzebne.]

Mortiss 26-04-2010 00:31

Mortis

Wszedł cicho, jako trzeci. Choć nie był do końca elfem słuch i wzrok miał lepszy od ludzi. Również zauważył, że odgłosy z góry z wolna cichły, by po chwili zastąpił je chrzęst pancerzy. „Pułapka czy pomyłka? Cholera jeśli jest ich za dużo nie mamy wielkich szans. Jeśli zechcą walczyć możemy być w tarapatach. Kryjówka, zasadzka… To nasza jedyna szansa.” Ze ścigających stali się ściganymi. Odór krwi zaczął powoli wypierać zapach kiełbas, ziemniaków. Atmosfera stała się nieprzyjemna. Mortis na chwilę odwrócił wzrok. Był zszokowany odkryciem krasnoludów, którzy zginęli tak brutalną śmiercią. „Ktoś nas przejrzał...” Musiał pozbierać myśli. „…zdradził. Albo ktoś z nas, albo nasze spotkanie nie było wcale tak tajne i dowiedzieli się o nim niepowołani.” Miał mętlik w głowie. Deklamując krótki wiersz zabrał się za porządkowanie myśli. „Szybki kot, zwinny kot, łowca myszy, skaczący przez płot. Goni, drapie lecz czy wygra? Kota los lepszym od szczygła.” Powtórzył kilka razy, przy czym chyba ostatni raz szeptem, bo reszta popatrzyła na niego dziwnie. Nie przejmował się tym. Przyzwyczajony do zdziwionych lub niechętnych spojrzeń.
- Panowie. Prawdopodobnie coś poszło nie tak, do czego chyba sami już doszliście. Teraz trzeba jakoś to wszystko odkręcić. Musimy się stąd wydostać niepostrzeżenie lub siłą. Nieważne jak ważne by nie zginąć. Jestem raczej za pierwszą opcją jeśli to możliwe, lepiej nie robić hałasu i nie ściągać tu kolejnych zbrojnych… - Wyszeptał.

Ajas 26-04-2010 10:15

Andarius

Widok zmasakrowanych zwłok zaskoczył łowcę. Na jego pokrytej bliznami twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia. " Wiem ze się skurwysynom należało, no ale jednak trochę chyba przeadzili. Kto kolwiek to zrobił." Była to piewsza myśl jaka przęmknęła przez jego głowę. Wtedy usłyszał to co inni. A właściwie przestał słyszeć gwar dobiegający z góry, odgłosy biesiady zastąpiły chrzęst pancerzy i tupot okutych butów. Andarius zmarszczył czoło, i szepnął basowym głosem do towarzyszy.
- Panowie jak się nie pospieszymy to skończymy tak jak oni. - wskazał ciała krasnoludów i Uwa.
- Więc lepiej ruszmy dupy i zmywajmy się stąd póki jeszcze czas.
Mówiąc to wytężył wzrok szukając w mroku drogi ucieczki lub potencjalnej kryjówki. Nie wiedział kto tu idzie, ale wolał się z nim nie spotkać. Życie było mu jeszcze miłe, a znaleziony w takim miejscu w takiej sytuacji nie miał zbytnich szans na jego zachowanie. Jego łuk w takiej ciasnocie był bezużyteczny toteż dobył swych dwóch krótkich mieczy. Popatrzył na towarzyszy, każdy z nich reagował błyskawicznie. Niektórzy dobyli broni inni rozglądali się za wyjściem.
- Panowie jeżeli przyjdzie nam walczyć, to wykorzystajmy przewagę jaką daje nam ciemność. Umiemy pracować w ukryciu to i to ukrycie do walki należy wykorzystać - dorzucił jeszcze, i mocniej chwycił miecze. Miał głęboką nadzieje że jednak istnieje stąd inne wyjście.

Khadgar 26-04-2010 13:13

Kapser

Uve Zeev z własnym kutasem w ustach. Za taki widok wielu zapłaciłoby więcej niż za noc z jedną z karpikowych kurew. Trzeciemu śmierci życzyli bowiem niemal wszyscy, którzy go znali. Kasper nie był wyjątkiem. Prędko zdał sobie jednak sprawę, że jeśli ktokolwiek znajdzie ich teraz w tej piwnicy, będą musieli martwić się o swoje własne przyrodzenia.

Cokolwiek by nie mówić o Zeevie, był osobą, która najlepiej zdawała sobie sprawę z liczby swoich wrogów. W końcu nie był jakimś obszczymurem, tylko Trzecim. ~Nie zarżnął go przecież byle szpicel.~ Ferl pogładził nerwowo czuprynę i spojrzał po towarzyszach. Na twarzach tych, których Niezwyciężony obdarzył choć iskrą intelektu, widział w świetle łuczywa rysujące się powoli przerażenie.

Nie trzeba być wytrawnym szachistą, żeby wiedzieć, że czasem trzeba stracić piona, żeby samemu zbić mocniejszą figurę. Dla Ferla coraz bardziej oczywiste stawało się, że figura ta leżała przed nimi na wznak, dławiąc się własnymi jądrami. O co w tym wszystkim chodziło? Kasper, co docierało do niego z irytacją - zwykły pionek w tej rozgrywce nie miał zielonego pojęcia. Chętnie, w towarzystwie kilku ostrych, rozgrzanych narzędzi, rozmówiłby się z tym, kto za tym wszystkim stoi. Wiedział jednak, że na to nie było chwilowo szans. Musiał czym prędzej się ulotnić. Szkopuł w tym, że byli w piwnicy.

-Kurwie syny musiały stąd jakoś wyleźć!- syknął Kasper, ponaglając do poszukiwania wyjścia. Nie chciało mu się wierzyć, że Uve Zeev w towarzystwie krasnoludzkich bogaczy mógł wejść do takiego przybytku jak "Karpik" frontowymi drzwiami. Nim jednak sam zabrał się do macania ścian i podłóg, Ferl pochylił się nad trupem Trybunalczyka, szukając... w sumie sam nie wiedział czego. Czegokolwiek. Wskazówki. Jedno było pewne. Ktokolwiek stał za tym wszystkim, zdołał zwabić w jedno miejsce dziesięciu trybunalskich szpicli i Trzeciego Namiestnika. Ucieczka z tego pierdolonego lochu mogła być jedynie początkiem.

Bielon 26-04-2010 13:17

Dancan Murhe

- Jasna kurwa. – skomentował słodko to co ujrzał w lochu. Obok byli sami swoi, nie musiał udawać kogoś, kim nie był. Nie bardziej niż zwykle. Jego umysł galopował w wymyślaniu coraz to kolejnych kombinacji z uwzględnieniem produktu finalnego, czyli gówna w które wepchnięto ich po samą szyję. Rolę buciora, który wepchnie ich pod powierzchnię owej breji pełnić mieli żołdacy, którzy właśnie schodzili w dół do piwnicy. No chyba że to pomoc kuchenna chadzała w kilku w pancerzach na ziemniaki.

- Albo walczymy, albo się poddajemy. Trzeciej opcji nie ma. Jednak nie ma czasu na sejmikowanie. Moim zdaniem wrobiono nas a świadków więcej niż ci w karczmie nie trzeba. „Stawiali opór przy zatrzymaniu”, tak to brzmi. Tu nie ma przypadku. Albo walczymy, albo się poddajemy. Chyba, że jest tu wyjście o którym karczmarz nie wie.

Nie musiał dodawać, że szans na odnalezienie wyjścia o którym by właściciel oberży we własnej piwnicy nie wiedział były równe zeru. O nawet lepiej, równe szansie, że wszystko to było przypadkiem. Najpierw zebrano do kupy tych, co mieli z tym skurwielem Uwe na pieńku, później szef który nigdy nikomu nic nie zlecał spotkał się z nimi sekretnie i pod pozorem szukania „kreta” zlecił wizytę tu. Później jeszcze oberżysta wskazał im piwnicę jako miejsce docelowe a mnogość biesiadników widziała, jak tu schodzili. Tu nie było miejsca na przypadek. Mimo to Dancan liczył na łut szczęścia. Dorgar, jego rodzony brat bliźniak, mniej bo właśnie obszukiwał ściany w poszukiwaniu sekretnych przejść. Czasu było coraz mniej.

Dancan dobył miecza, ocenił piwnicę czy da radę nim w ścisku walczyć, po czym jeszcze dobył noża. Tak zwykle walczył. W ścisku łatwiej przecie było godzić kogoś nożem niż mieczem. Kilka takich noży czekało na podorędziu skrytych w różnych częściach przyodziewku. Na wszelki wypadek. Jednak czuł rosnące napięcie. „Trzeba było jeszcze przeszukać ciała” pomyślał zrezygnowany świadom tego, że później możliwe, że nie będzie już okazji. Mimo tego już nic nie rzekł, za mało było czasu na gadki, nadchodzili goście. Pozostało jeszcze powalczyć o ślad przewagi jaką mogła im dawać ciemność.

- Stłumcie światło! – szepnął do najbliższego druha trzymającego łuczywo. Gdy goście wejdą w ciemność ze światłem będą widoczni jak na dłoni a samemu nie będą zbyt dobrze widzieli reszty. To była kolejna cegiełka w mozolnie budowanym murze obronnym. Teraz pozostało tylko skryć się za wyłomem schodów. Obszedł je najciszej jak potrafił. Tutaj miał szansę zaatakować gości od tyłu. Zawsze to dwa, trzy ciosy przewagi. Może dwaj trzej napastnicy niezdolni do walki. To już coś. Duże coś.

Cohen 26-04-2010 13:41

Cillian Mahone

Już na schodach tknęło go, że coś jest nie tak. Poczuł, tak dobrze mu znany, metaliczny i mdły zapach krwi.
Na dole okazało się, że jego źródłem jest zarąbany krasnolud. A raczej paru.
Zmarszczył nos, ale nie czuł specjalnego obrzydzenia. W wojsku przywykł do takich widoków, nieraz sam się do nich przyczynił. Bardziej zaintersowało go to, że krasnoludy w żadnym razie nie wyglądały na ochroniarzy. A rzekomym celem okazał się Uwe Zeev, sprawiony podobnie jak nieludzie.

Zaklął ciężko. Domyślił się, co to wszystko znaczy.
Nie było żadnego kreta, ani spotkania. To jedna wielka cholerna prowokacja. Jednak na rozważania, kto, co i dlaczego czas będzie później, gdyż na górze ucichły odgłosy biesiadowania, a rozległ się chrzęst pancerzy i stukot butów.

Chwycił mocniej łuczywo i zaczął chodzić wzdłuż ścian, szukając możliwego ukrytego przejścia. Szansa na to, że istnieje była spora, bo taki paranoik jak Zeev na pewno nie wszedłby w ślepą uliczkę, ale szansa jego znalezienia w tak krótkim czasie była minimalna.
Alternatywą była jednak walka z niewiadomą liczbą przeciwników, nasłanych przez niewiadomo kogo.

Wiedząc, że ma dosłownie sekundy, opukiwał ściany, zbliżał do nich pochodnię, by lepiej je oświetlić, a także obserwował płomień. Może drgnie, co będzie świadczyło o przeciągu, który musi powodować inne wyjście?
Dłonią w skórzanej rękawiczce sprawdził ułożenie sztyletów i miecza.
- Połóżcie trupy w wejściu, może to ich trochę spowolni, jeżeli będziemy musieli walczyć. - rzucił do reszty.

Icarius 26-04-2010 15:01

Dorgara niektórzy zwali niedźwiedziem. Co w oczywisty sposób sugerowało z kim ma sie do czynienia. Był wielkim człowiekiem. Mimo iż miał bliźniaka byli podobni choć nie identyczni. Nie był człowiekiem głupim. Był niesamowicie bystry wręcz jak na kogoś jego postury.Miał za to pewną przywarę był niesamowicie prostym człowiekiem. A może jeszcze inaczej starał się uproszczać świat. Tam gdzie inny stosowali negocjacje, manipulacje on zwyczajnie walił w ryj. O ile mógł, niestety jeśli musiał wtedy myślał. Choć starał się tego nie robić. Dlatego cieszył się że ma brata on tu robił za człowieka od relacji pozytywnych. Dorgar był tym złym, zawsze odpowiadał mu rolą złego strażnika miejskiego. Trybunału nie lubił za wiele spraw.... jedną z nich było to że każda robota dla nich śmierdziała.

Ta śmierdziała dosłownie. Już w korytarzu to wyczuł. Jego zaletą było że starał się mieć oczy do okoła głowy był czujny i spostrzegawczy. Po dokonaniu oględzin pomyślał. "Szkoda że to nie mi dali na niego zlecenie. Kurwa kutas w ryj, orginalne w końcu był kutasem. Ja bym to zrobił inaczej...."

Nagle na górze ucichło. Jest za cicho… - wyszeptał Dorgar.

Już wiedział co się święci. Kret to może i jest ale to on nas tu wysłał. W sumie to by się zgadzało. Co by nie powiedzieć o Uwe Zeevie był on kurwa dociekliwy i bystrym człowiekiem. I kościołofobicznym czy jak to się powinno nazywać. Więc go zajebali a teraz wina spadnie na nas....

Wiedział że czeka ich walka. Myślał tak jak i brat. Ale wiedział też że skoro ten kto ich wrobił wie ilu ich jest to tych na górze jest za dużo.... Co mu w zupełności nie przeszkadzało. Dwuręczny miecz w piwnicy co prawda był nie najlepszy. "Jak stanę z daleka od schodów będzie już normalnie." Duncan do mnie doskoczy jak się zacznie robić gorąco. O brata co prawda się nie martwił w sensie że wiedział iż nie jest on "małą dziewczyną". Ale niepokój pozostawał był w końcu jego "mniejszym" bratem. W dodatku jedynym.

Zanim się dam wciągnąć w jatkę, może uda się znaleźć jakieś wyjście. W końcu ci co ich tak oprawili, niekoniecznie mieli układ z karczmarzem. A jeśli nie mieli? To zostają dwa wyjścia. Magia na którą i tak nic nie poradzi. I tajne przejście. Liczył na to drugie. I z wielką dokładnością rozpoczął poszukiwania....

Elthian 26-04-2010 15:47

Belzenefer

Niziołek przykucną przy zmasakrowanym Zeevie. Widok dławiącego się własnym penisem Trzeciego wzbudzał w nim mieszane uczucia. Cała ta sytuacja poruszyła jego umysł do myślenia, myślenia, które przerwała deklaracja Dorgara.

Istotnie, wkrótce każdy odczuł brak czegokolwiek, tam na górze. Pustkę w powietrzy wkrótce wypełnił szczęk pancerzy i obuwia uderzającego ciężko o schody. W głowie niziołka zaczął kształtować się obraz wyjaśniający poniekąd zaistniałą sytuację.

- Rzeczywiście... Dupa - przerwał Mały. - Jednak można się tego było spodziewać, nasz... - przerwał chwilowo jakby dławiąc się kolejnym słowem - przyjaciel został tu niemile zaskoczony, teraz gonią i po nas. Może to straż, otrzymawszy cynk o morderstwie wysoko posadzonych osobistości, biegnie by schwytać morderców, może i tajemniczy zabójcy liczą na kolejną ofiarę... Z nas.

- Nieważne - zakończył swoje rozważania. - Warto poszukać stąd wyjścia, jak i gotować broń do walki - dodał sięgając po kuszę, wzrok jego skierował się na podłogę i sufit, tajemniczych wejść, czy skrytek nie robi się już tylko w ścianach.

W obliczu coraz głośniejszych kroków utrzymał pewnie kuszę i skierował się flegmatycznie ku jednej z bocznych ścian. Cień zapewniony przez narożniki pozwoli mu wypuścić bełt bez większego zwracania na siebie uwagi. Przyklęknął, broń oparł na ręce i wycelował w miejsce, gdzie oczekiwał pojawienia się jasnych punktów reprezentujących pochodnie. Nie zamierzał strzelać od razu... Taki głupi nie był, więc palec jego spoczywał luźno i spokojnie na spuście. Pamiętał też o nożu przy boku... Jednak jego postura i siła rzadko wymuszały na nim użycie ostrza.

Gantolandon 26-04-2010 19:09

Ilmar

Nie tak wyobrażał sobie swoją pierwszą poważną robotę.

Oczywiście, już wcześniej pracował dla Trybunału. Trudno jednak było się oszukiwać, jak do tej pory szło kiepsko. Ainor przecież roił się od zdrajców: separatystów, kultystów Korda i innych pogańskich bogów, czy chociażby tych heretyków od Panienki. Krążyły legendy o tajemniczych zamachowcach, resztkach siatki szpiegowskiej dawnego władcy, czy nawet o demonach. Takie właśnie informacje chciał przynosić swoim zwierzchnikom. Tylko, że - co tu dużo mówić - to były tylko legendy...

W rzeczywistości zazwyczaj zbierał informacje o nieuczciwych sklepikarzach, kieszonkowcach, stręczycielach i dziwkach okradających klientów. Tom lubił dużo dziwek i alfonsów w swoich raportach, bo można było ich postraszyć i zrobić z nich całkiem niezłych informatorów. Na nieszczęście już po kilku miesiącach okazało się, że jego kariera skręciła w ślepy zaułek. Jakimś cudem zaczęły go omijać poważne zadania po tym, kiedy Uwe skomentował jego kolejny raport słowami "Więcej, kurwa, kurew". Miał wrażenie, że gdzieś w archiwach Trybunału jego papiery na stałe znalazły się w szufladzie podpisanej "Inspektorzy burdeli".

W dodatku nagły wysyp krost przyprawił go o niezłego stracha. Szczęśliwie po wizycie u medyka zniknęły.

Ta robota mogła sprawić, że góra wreszcie zacznie traktować go poważnie. Mogła...

Nie zajęło mu wiele czasu szybkie skojarzenie kilku faktów. Uzbrojona grupa ludzi zostanie znaleziona w jednym pomieszczeniu ze zmasakrowanymi trupami. To oznaczało, że ktoś to przygotował i ich wystawił. Każdy sędzia w Bissel zrozumie tą sytuację w jedyny możliwy sposób. A co potem - wiadomo.

W jego dłoni pojawił się zakrzywiony sztylet. Walka szła mu dość słabo, ale nie najgorzej, a w tym ścisku taka broń była jedynym sensownym wyjściem. Zresztą i tak nie umiałby się posługiwać niczym dłuższym.

Teraz jeszcze tylko znaleźć sobie dobre miejsce... tak, pod schodami będzie w sam raz. Był w stanie chlasnąć po nogach pierwszego, który wejdzie. Być może też drugiego. A potem się zobaczy...

Mortiss 26-04-2010 22:57

Mortis

Pogodził się już z koniecznością walki, wszystko poszło nie tak. Mięli zdobyć chwałę,a okazało się, że zostali posłani jako mięso armatnie. Praktycznie bez szans. "Kurwa... powinienem był to przewidzieć. Ten stary pierdziel nigdy nie wydawał poleceń osobiście. Musiał mieć jakieś zabezpieczenie, a tym zabezpieczeniem byliśmy my. Teraz musimy męczyć się z jakimiś cholernymi żołnierzykami licząc na to, że nie jest ich za wiele. Chociaż jeśli stał za tym on, dokładnie wiedział ilu ludzi posyła więc wiedział też ilu wysłać żołnierzy".

Zbliżali się. Coraz głośniejsze kroki, coraz głośniejsze uderzenia podkutych rękawów o zbroje. Mortis zajął pozycję obok Dorgara po czym delikatnie, bez hałasu wyciągnął swój póltoraręczny miecz z pochwy. Złapał go obiema rękami, pozwalała na to wydłużona rękojeść. I tak nie miał przy sobie tarczy więc postawił na siłę. Lubił posługiwać się kuszą, jednak jego żywiołem był miecz, a w tym starciu nie ma czasu na zabawę.
- Spróbujmy zatrzymać ich przy schodach, żeby nie wlali się do tego pomieszczenia niczym wartka rzeka. Jeśli będziemy zabijać kolejno pierwszych, którzy wychylą swoje zapchlone łby za róg schodów, jest szansa, że wybijemy ich nie odnosząc ran.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172