Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2010, 15:47   #11
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Marysia została, mniej lub bardziej, zignorowana. I chociaż właściwie bycie pozostawioną w spokoju było jednym z życzeń każdej Wiedźmy, teraz gdy większe wzburzenie od niej wywołał jakiś...jakiś "jakiś", poczuła lekkie ukłucie bliżej niesprecyzowanego uczucia. Hmpf.
Gorzej, że Jakiś Jakiś (Elliot, tak?) prezentował poglądy na tyle dobre, że aż za dobre, na wiedźmie gusta. Osoba szefa grupy zawsze wiązała się z silniejszą władzą, a to oznaczało, że gdyby wpadli na pomysł jej nieprzychylny, dużo łatwiej byłoby im się zgodzić i go dokonać. A prawdę mówiąc, potrafiła wyliczyć naprawdę dużo pomysłów które byłyby pozytywne dla całej grupy, a bardziej niż negatywne dla niej jako jednostki. Dlatego im dłużej będą w pewnej dezorganizacji, z zarysem konfliktu w powietrzu, tym lepiej dla niej. A mimo wszystko bardziej ceniła sobie swoją własną spódnicę niż interes ogółu. Trzeba mieć, jak to powiadała, a raczej na pewno gdzieś nadal powiada Babcia, trzeba mieć priorytety.
-Um, panie Elliocie, myślę że rozmawianie o przywódcach teraz jest pomysłem zabarwionym negatywnie.-Jednocześnie, trzeba było to ubrać w ładne słowa, by nie oskarżyli ją o bycie agentką orczej machiny wywiadowczej.-Głównie z tego powodu, że teraz każdy jest w takim wieku, gdzie wydaje mu się, że jego poglądy są najlepsze, no i to tylko do konfliktów może prowadzić. Plus, taka władza może prowadzić do nadużyć...z tego powodu chyba lepiej byłoby chyba trzymać się na razie równouprawnienia.
Tak, znając życie, zaraz dowie się że ma wracać do kuchni, a nie pchać się do arkanów rządzenia i ogólnie męskich spraw. No nic, to powinno kupić jej odrobinę uznania w oczach ceniących sobie niezależność. Jeśli chodziło o powrót do wioski...
Po chwili zrozumiała, dlaczego ta wyprawa mogła być niezbędna, jeśli mają ochotę na chociaż odrobinę komfortu, który nie zakładałby nadużywania jej osoby.
Komfort jest dobrem. Za dobra się płaci. Srebrem. Złotem. Czy inną walutą.
Oni srebra czy złota, raczej ze sobą zbyt wiele nie mieli. A na pewno nie na tyle, by spędzić chociaż najbliższy tydzień w umiarkowanym luksusie. A brak luksusu prowadzi do frustracji, a frustracja prowadzi do dziwnych pomysłów, a dziwne pomysły prowadzą do wydłubywania im oczu z pomocą Królikodźgaja.
Nie mieli też za bardzo czego sprzedawać, bo to co mieli przy sobie było niezbędne do przetrwania. A ona nie miała najmniejszej ochoty zamieniać swojego wiedźmiego uniformu na jakieś łachmany za trzy srebra.
Najbliższym źródłem wartościowych przedmiotów do sprzedania, nie licząc leśnych zasobów, była spalona wioska. Niezależnie co udałoby im się odratować, pewnie zapewniłoby to chociaż ciepłą kolacje, więc...może było warto?
Mimo wszystko, chyba nie na tyle, by ryzykować spotkanie z orkami. Ale głupi podobno ma zawsze szczęście, więc może jak trzech pójdzie, to dwóch zginie, a trzeci przytarga nie tylko ich zwłoki z cennym ekwipunkiem, ale też jakieś dobra na sprzedaż z Brim. Teraz pytanie brzmiało-jak zachęcić prostaczków do wyprawy, jednocześnie zachowując autorytet i w miarę silną pozycje, nie wychodząc na tchórzliwy pomiot Otchłani? Swoją drogą, tak po prawdzie, niezdrową, kocią ciekawość wywołała w niej wieść o nietypowym zachowaniu zielonej hordy. Rozumiałaby porywanie niewiast, ale dzieci? Chyba żadne wściekłe bóstwo nie cisnęło w nich klątwą bezpłodności czy innego podobnego błyskotliwego oraz złośliwego stanu?
-Za to rozumiem pobudki, najlepsze pobudki, pana Elliota, jeśli chodzi o zbadanie tego co zostało z Brim. Widzicie, w dużym mieście nigdzie nas nie przyjmą z otwartymi ramionami, jeśli nie usłyszą najpierw brzęku monet.-Babcine książki zawsze bardzo nieprzyjemnie opisywały przyjęcie pozbawionego pieniędzy bohatera w takich miejscach.-A tych raczej za dużo nie mamy, no i samymi królikami czy ziołami miejsca do spania sobie nie wykupimy. Dlatego wypadałoby odratować co się da, żeby uniknąć potem przykrego rozczarowania.-Nabrała powietrza w płuca i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Nadchodziła najtrudniejsza część wypowiedzi, gdzie musiała ważyć każde słowo. -Oczywiście jest to zadanie bardzo niebezpieczne, a w dodatku wielu z was widok spalonego Brim pewnie dostarczyłby paraliżującego i wywołującego depresje szoku. I choć dedukuję, znaczy się, rozumiem że chcielibyście pożegnać swoich bliskich, to lepiej nie ryzykować i pozostawić to osobom, które są mniej niż bardziej ze zgliszczami powiązane i wejdą oraz wyjdą bez zbędnych, ummm, jakie to było słowo, tsssssszzz bez zbędnych sentymentów, tak. Sentymentów. Podczas gdy badacze zajęliby się badaniem, reszta mogłaby narąbać drewna czy nabrać ziół do sprzedania w mieście. Ja sama mogłabym pójść do ruin wioski, mimo wszystko powalić orka to dla wiedźmy nie problem, skradać się potrafię na tyle by zaskoczyć królika, a potrafiłabym również oszacować wartość tego co zostało i optymalnie wybrać to, co sprzeda się najlepiej. No. Właśnie tak. Najlepiej.
Tak po prawdzie, to czarownica liczyła, że rozbudzi ich uczucia i wywoła pragnienie spojrzenia na Brim po raz ostatni, przy okazji wbije im szpilę w męską dumę (kobieta sugeruje że lepiej poradzi sobie z łorkiem niż ja mężczyzna? sssssskandal!) i hokus pokus, będzie tylu chętnych, że będzie musiała zrezygnować z udziału w wyprawie, z wielkim "smutkiem". Przy okazji przypomniała, że jest czarownicą, a te nie dają sobie w kieckę dmuchać, oraz pokazała, iż można na nią liczyć w wielu aspektach, więc może lepiej nie zostawiać jej w pobliskim rowie.
Naprawdę, błyskotliwie to wykombinowała, powinna przydzielić sobie medal czy inny order wiedźmy manipulantki.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 09-05-2010 o 15:57.
Nemo jest offline  
Stary 09-05-2010, 16:24   #12
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Jednym uchem słuchając przepychanki słownej rozpieczętował tubę z której pojedynczo wyciągał kartki i analizował je:
"...dziś nauczę go fachu, mimo wyglądu i zachowania to zmyślny chłopak, poza tym ma wyczuwalną smykałkę do zawodu..."
Kartki przechodziły z jednej części tuby, przez ręce i mózg Iana do drugiej części "naczynka"
"...minęło 12 lat, czas mu powiedzieć prawdę....nie był zaskoczony, wiedział...15lat, dziś ma urodziny, dałem mu kilka miedziaków...16 rok....wyrósł na zwinnego młodzieńca, chciał uciekać..."
Na tych kartkach było spisane całe jego życie oczami Aidana, wszystkie te tygodnie trudu i męczarni z twardym i stanowczym opiekunem którego zachowania z tej strony wyglądają na oznaki opiekuńczości...
-Stek bzdur syknął sam do siebie po czym wyciągną lekko przypaloną kartkę z rysunkiem technicznym, przedstawiającym urządzenie wyglądające jak kusza, jednak z obrazka wyczytać można było, że całość jest mocno zmniejszona i do montażu na nadgarstku obsługującego, opisy pod rysunkiem zapisane były krasnoludzkimi runami, techniczny bełkot urywał się na poczerniałej i wystrzępionej od ognia końcówce pergaminu...przynajmniej połowy kartki brakowało.
Ian wetknął kartkę do rulonu po czym wyciągnął następny dokument, zapisany ozdobnym pismem z pieczęcią u prawego rogu.

"A
Gratuluję pomyślnego przebiegu zadania, zabierz X do punktu B, masz go przygotować, eskortą w drodze będzie dla was L, wiesz co jest twoim zadaniem więc gdy nadejdzie czas odezwiemy się z kolejnymi instrukcjami
Niech cień cię strzeże
Z"


Wiadomość była oczywista
"Cała ta szopka to nie było przypadkowe odnalezienie, nawet nie litość, ani współczucie czy chęć zarobku, a zwykły jasny i spójny rozkaz, którego iksem byłem ja..."
Chłopak nie był zdziwiony...zbyt wiele przeszedł by być, ostatni zwój który wyciągną zapisany był jakimiś dziwnymi literami, gdzieniegdzie pojawiały się zwykłe napisy z poprzestawianymi literami, jednak wszystko było nielogiczne.
"Nawet mapy nie zostawił" Ian siarczyście przeklął w duchu po czym zamknął dokumenty w tubie, i położył obok pochwy ze sztyletem i lutni, po czym podniósł różany kaptur tak by jego oczy były innym udostępnione, spojrzał na wygłaszającego swoje zdanie chłopca, nie znał go, dotarło do niego że tak naprawdę nie zna imienia nikogo kto tam jest. Oczywiście spotykał czasem niektóre z nich, kilka razy nawet rozmawiał z poszczególnymi osobnikami, jednak imion nigdy nie znał...a może po prostu nie pamiętał.
Do głosu dorwała się młoda wiedźma ciągle stojąca z dziwnie spreparowaną miotłą. Ian uświadomił się jeszcze bardziej w tym że nie lubi kobiecego głosu i nie chodziło tu nawet o treść, ale o samą otoczkę techniczną, o budowę i ton dźwięków wydawanych przez "płeć piękną" jak ujmowali to niektórzy bywalcy karczmy w Brim z dużym stężeniem zabawy we krwi...
-Popieram wiedźmę- był to raczej głos z zaświatów niż zwykły rozmowny ton.
"Nareszcie będę mógł przekonać się co tak naprawdę umiem"
 
zodiaq jest offline  
Stary 09-05-2010, 17:58   #13
 
Mr.Johnny's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Johnny nie jest za bardzo znany
Harril trochę przysłuchiwał się rozmowie trochę myślał nad tym co się stało jednego był pewien chciał wrócić do wioski.Bał się orkowie przed chwilą spalili całą wioskę i prawdopodobnie zabili mu rodziców często słuchał opowieści ojca i wiedział że oni raczej nie biorą jeńców a jednak dziś było inaczej porwali dzieci.Ale nie miał na rozmyślanie czasu przypomniał sobie ojca i to jak dzielny był a strach zniknął za to pojawiła się odwaga.Harril wysłuchał wszystkich i zabrał głos:

-Przychylam się do planu Eliota jeśli chodzi o jazdę na koniu to jestem całkiem dobrym jeźdźcem i mogę pojechać do miasta.Wracając jednak do twojego planu zwiadowcy powinni wyruszyć za jakieś pół godziny jeszcze jest za wcześnie.Jeśli okaże się że w wiosce na straży zostało kilka goblinów to myślę że nie będziemy mieli najmniejszego problemu z załatwieniem ich zabraniem zapasów i wszystkiego co może się przydać.Ale najważniejsze jest to ,że musimy sobie zaufać daleko nie zajdziemy jeśli będziemy pilnować by ktoś nas nie dźgnął w plecy i chociaż każdy z nas jest inny to siedzimy w tym wszystkim razem i dlatego musimy trzymać się razem.Jeśli chodzi o zakradnięcie się do miasta to nie umiem się skradać ale jak przyjdzie co do czego to możecie na mnie liczyć dlatego mam pomysł gdy zwiadowca przyniesie informacje o orkach a później utworzymy grupę uderzeniową która wróci do wioski i ją wyczyści z zielonego plugastwa zgłaszam się do tej właśnie grupy.Myślę,że pięć osób wystarczy w tym czasie reszta musi być gotowa do drogi i przygotowana do załadowania tego co przyniesiemy na konie.

Harril starał się brzmieć jak doświadczony wojownik jak jego ojciec ale sam wiedział jak daleko mu do niego.Wiedział też,że jeśli mają przeżyć to muszą trzymać się razem i być jedną drużyną tak jak bohaterowie z opowieści ojca.
 

Ostatnio edytowane przez Mr.Johnny : 09-05-2010 o 18:07.
Mr.Johnny jest offline  
Stary 09-05-2010, 19:41   #14
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Ciężko westchnął słysząc słowa kolejnych towarzyszy niedoli.
Myśl że ma udać się w nieznane nie wiedząc co się stało z jego rodzicami przerażała go bardziej niż orki. "Czy oni nie rozumieją, że tak nie wolno?"
Nauczony by troszczyć się o innych i przestrzegać zasad nie mógł zrozumieć podejścia co poniektórych.

Sugestie by udać się tam jedynie z żądzy rabunku napawały go odrazą. "Ograbienie zmarłych i zostawienie ich bez pochówku nie jest z pewnością godne krasnoluda...."
Choć musiał przyznać, że zgrzebna koszula i spodnie w których uciekł, oraz kilka kromek chleba na drogę, nie były najlepszym sposobem rozpoczynania samodzielnego życia. "Żebym chociaż miał ojcowski topór, lub kuszę znad kominka." Westchnął ciężko rozważając swoje położenie.

"Widać muszę jaśniej się wyrażać. Cóż to za kapłan, którego nikt nie rozumie."

Podniósł się z ziemi, otrzepał ubranie, złożył ręce jak do modlitwy i spokojnie przemówił.

- Przyjaciele pora przestać zachowywać się jak dzieci. Jesteśmy sobie równi i nie potrzebujemy przywódców to nie znaczy jednak, że każdy ma robić co się komu podoba...

- Ja z pewnością nie mam zamiaru przewodzić. Proszę tylko jako wasz sąsiad byśmy sprawdzili co się stało z innymi. Mają prawo do pochówku jeśli zginęli, lub pomocy jeśli leżą ranni i umierają. Nie wszyscy są przybłędami i złodziejami - zdanie zaakcentował wymownym chrząknięciem, nie spojrzał jednak na żadnego z obecnych- niektórzy z nas mieli rodziny i chcą się dowiedzieć co się z nimi stało.

Dalsze słowa skierował bezpośrednio do Sandro.

- Nie twierdzę wcale, że należy wracać natychmiast. Poczekajmy do rana i upewnijmy się, że nas nie ścigają. Wiem z opowieści ojca, że orki widzą w ciemności równie dobrze jak krasnoludy. Natomiast nie przepadają za jasnym światłem dnia. Dzień powinien zapędzić ich z powrotem do nory z której wyleźli...

Powiódł błagalnym wzrokiem po zebranych.

- Mimo to zrobię co zdecyduje większość.

Po czym spokojnie udał się na swoje miejsce pod drzewem i zaczął się cichutko modlić by się uspokoić i zebrać myśli.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 09-05-2010 o 19:46.
Ulli jest offline  
Stary 09-05-2010, 20:31   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eburon oparł się o drzewo i spoglądał z mieszanymi uczuciami na tych, których los, przeznaczenie lub wola któregoś z bogów zgromadziły na tej polanie.
Nie odpowiedział na pytanie Falanthela. Co miał rzec, skoro inni powiedzieli już wszystko? Nie miał nic do dodania jeśli chodziło o zdarzenia w Brim.
Zielonoskórzy przyszli, pozabijali starszych a dzieci łapali żywcem. Brali do niewoli? Orki i gobliny trzymały niewolników? Nigdy nie słyszał o czymś takim.
Robiły zapasy żywności na czarną godzinę? Aż się wzdrygnął na taką myśl.
A może jakiś handlarz żywym towarem zapłacił za garstkę żywych, ludzkich dzieci?
Nie wiedział. Podobnie jak nie wiedziało tego żadne z dzieci.

Nie miał pojęcia, czy ktoś z jego bliskich zdołał przeżyć - wpadł w łapy orków, czy też uciekł, jak oni, do lasu. Nie miał czasu by się rozglądać. Każdy, kto choćby na chwilę się zawahał czy zwolnił padał ofiarą zielonoskórych. Ci, co stawiali opór - ginęli.
Napastników było zbyt wielu, uderzyli znienacka na nieprzygotowane miasteczko.

Przez moment przysłuchiwał się ożywionej dyskusji i sam się zastanawiał, co należy dalej robić. Szukać pomocy? gdzie? U kogo?
Próbować robić coś na własną rękę? W tym gronie? Gdzie natychmiast zaczęli się spierać, zamiast pomyśleć o jakiejś współpracy?
Wyglądało na to, że muszą sobie radzić sami. Przynajmniej chwilowo. A do tego potrzebna była zgoda, a nie jakiś genialnym wszystkowiedzący przywódca.

- Zanim zaczniemy podejmować jakieś działania na szerszą skalę - powiedział, gdy na chwilę zapanowała cisza - proponowałbym znaleźć jakieś inne miejsce. Orki ani gobliny nie są ślepe i z pewnością zobaczyły, jak uciekamy w las. Pytanie, czy jakaś grupa nie zdecyduje się ruszyć za nami.
"A chyba żadnemu z was się nie wydaje, że jak nas zobaczą w takiej gromadzie to staną i pozwolą się pozabijać."
- Nim ktokolwiek wybierze się do miasta - mówił dalej - a nie łudźcie się - nikt nas tam nie przyjmie z otwartymi ramionami - chciałbym się dowiedzieć, gdzie jest owo miasto, o którym tyle się mówi. Ile dni stąd? W którą stronę?
- I ostatnia sprawa... Musimy wrócić do Brim. Może znajdziemy coś, co się nam przyda, ale - jak powiedział Oskar - przede wszystkim powinniśmy pochować naszych bliskich.
- Znam las i mogę się przekraść do naszego miasteczka by sprawdzić, co się tam dzieje. Najlepiej rano.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-05-2010, 08:21   #16
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Ah w końcu powrót do domu. Timmy nie widział rodziców od kilku miesięcy, więc nic dziwnego, że cieszył się na tą wizytę. Gdy tylko stary puścił go do domu, chłopak błyskawicznie przebiegł całą drogę, któa normalnie zajęła by z pół dnia drogi. Gdy wpadł do wioski, przypadł do pierwszej z brzega beczki aby napić się wody. Nigdy przedtem, gdy biegał z rówieśnikami, taka zadyszka nie cieszyła jak teraz. Gdy złapał w końcu pierwszy dech pobiegł do domu, z hukiem otworzył drzwi i stanął w wejściu. Radości nie było końca. Matka od razu podała coś do zjedzenia, zasiedli do stołu a Timmy opowiadał. A miał o czym. Kilka miesięcy terminu u starego, zdziwaczałego maga obfitowało w dziwne przygody i śmieszne anegdoty.

Gdy rodzina zaspokoiła pierwszy głód tęsknoty Timmy pobiegł w odwiedziny zobaczyć się z resztą wioski. Tak dawno tu nie był, a wszystko wyglądało tak, jakby minęło zaledwie pięć minut.

Timmy gadał, ganiał się i ogólnie spędzał czas z resztą młodszych mieszkanców wioski do samego wieczora. Gdy słońce zaczęło już chylić się ku zachodowi pożegnał się i ruszył do domu na wieczerzę, gdzie dyskusja o jego przygodach i tym co się nauczył trwała do późnych godzin wieczornych. Matka chłopaka jednak nie pozwoliła długo siedzieć z nimi i kazała iść spać - taka już była, trochę zbyt opiekuńcza, ale niespecjalnie to Timmiemu przeszkadzało.

Następnego ranka Timmy wstał skoro świt, aby pomóc ojcu na roli. Na szczęście nie zapomniał co ma robić. Po tak długim czasie spędzonym w zakurzonej pracowni, w której swoją drogą niesamowicie mu się nudziło, miał ochotę popracować trochę fizycznie. Timmy naprawdę nie rozumiał po co ma studiować i uczyć się tych wszystkich bzdur zapisanych w księgach większych od niego, skoro i tak nie ma problemu, oczywiście jak na swoje możliwości, z kontrolą mocy. Ale teraz go to nie obchodziło. Najważniejszy był ojciec i to, że w końcu mógł mu pomóc.

Minęło południe. Timmy z ojcem usiedli na chwilę w cieniu aby odpocząć, napić się wody i pożywić odrobinę. Nie rozmawiali w tej chwili za dużo. Po prostu cieszyli się wspólnymi chwilami. Ale nagle wszystko się zmieniło. Lorenc - bo tak miał na imie ojciec Timmiego - postawił uszy na sztorc niczym osioł i zaczął rozglądać się dookoła. Gdy wyrostek chciał się dowiedzieć o co chodzi ten uciszył go spojrzeniem. Obaj podeszli na środek pola. I wtedy się zaczęło. Zza drzew wylałą się wala zielonych, rozjuszonych bestii, biegnących w stronę wioski. Lorenc wypuścił dzban z ręki, podbiegł do pługa i chwycił krzymocowaną do niego motykę. Odwrócił się i spojrzał na Timmiego żałosnym wzrokiem.
-Biegnij... szepnął. Obydwaj rozbiegli się. Lorenc na przeciwników, Timmy w przeciwną stronę. Biegł i biegł. Nie obejrzał się. Biegł jakby go sam diabeł po piętach smagał. Nie zauważył, że obok niego biegnie grupka innych dzieciaków. To nie było teraz ważne. Nic nie było teraz ważne. Wpadł na polankę i zatrzymał się. Nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Był w szoku. Co z jego ojcem? Co z jego matką? Powinien tam być i jej bronić. Wykorzystać swoją siłę, i zniszczyć wrogów. Ale potrafił raptem przesuwać dzbany i zamykać okiennice. Tak napewno by nie zabił żadnego przeciwnika. Upadł na kolana. Nie miał nawet siły płakać. Nie czuł nic. Nie widział rodziców przez prawie pół roku i kiedy w końcu do nich wrócił, stracił ich na zawsze. Nie widział nic. Nie słyszał nic, tylko jakieś odległe echo głosów, jakby z innego świata. Wbił palce w ziemię i zacisnął pięści.
~Pomszczę was. Zabiję wszystkich. Zczezną u mych stóp. Jak tylko opanuję moją moc. Zginą wszyscy i będą cierpieć! - krzyczał w swoim umyśle Timmy, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Dopiero po jakiś 15-tu minutach dźwięki, które uznał za echa tragedii w wiosce zaczęły nabierać kształtów i formować się najpierw w słowa, a potem w zdania. Na polance trwała zaciekła debata. Rozejrzał się po obecnych. Wielu z nich znał. W sumie to prawie wszystkich. Rozprawiali chyba o tym co robić dalej. Jemu w tej chwili było wszystko jedno. Musiał ochłonąć i przegryźć to co się stało przed chwilą. Usiadł na mchu i oparł się o drzewo. Nie miał ochoty teraz z nikim kolwiek rozmawiać...
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 11-05-2010, 16:58   #17
 
necrodoth's Avatar
 
Reputacja: 1 necrodoth nie jest za bardzo znany
Uciekając, Garret wciąż słyszał za sobą odgłosy walki, krzyki kobiet i płacz dzieci, które dostały się w niewolę zielonoskórych. Jedyne o czym teraz myślał, to jak najszybciej oddalić się od miasteczka. Gdy wreszcie wraz z innymi uciekinierami dotarł do niewielkiej polany, całkiem wyczerpany padł bez sił na ziemię tam, gdzie się zatrzymał.

Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Slawia, jego towarzyszka, jego mentorka, nie żyła. Widok jej ciała leżącego w kałuży błota i krwi uporczywie do niego wracał. W jednej chwili jego życie wywróciło się do góry nogami. Po raz kolejny. Do tej pory wszystko było proste. Przyjeżdżali do miasta, Slawia śpiewała, a on zbierał datki. Czasem śpiewał on:
- "Bo trening czyni mistrza" - mawiała.
Tak miało być i dziś wieczór, lecz teraz... Teraz już nic nie będzie jak do tej pory. Powróciły czasy, gdy musiał sam sobie radzić.

Rozejrzał się po polanie. Wśród pozostałych wywiązała się właśnie dyskusja co należy zrobić. Padły pomysły powrotu do wioski, ruszenia do najbliższego miasta. Sam nie wiedział co będzie lepsze. Podróż do miasta nie wydawała się taka zła. Tam na pewno jakoś by sobie poradził. Spojrzał na siebie. Słusznego jak na swój wiek wzrostu, przeciętnej postury, niczym się nie wyróżniał. Dobrze utrzymane podróżne ubranie ("Pamiętaj, że wyglądając jak włóczęga nigdy nie wzbudzisz podziwu w słuchaczach" pouczała go Slawia) było lekko pobrudzone od kurzu.

- Jeśli chcecie iść do miasta to niestety nie będzie to łatwa droga. Najbliższe, Vasu, leży ok 2 tygodnie drogi stąd. Może puszczą byłoby bliżej, jednak ja się nie znam na tym. Nawet jeśli uda nam się tam dotrzeć, co chcecie zyskać? Pomoc? Dobrze wiem, że sierotą, a tym w tej chwili jest większość z nas, nikt się nie przejmie. Ot, kolejny żebrak na ulicy, którego straż miejska szybko przegoni. Powiedzmy, że jednak się uda i ktoś nas wysłucha, to bardziej prawdopodobne jest, że wyśle jedynie patrol by wiedzieć, jak bardzo ich własne miasto jest zagrożone. Wygląda na to, że jesteśmy zdani na siebie, czy to się nam podoba czy nie. Lepiej zastanówmy się co jest dla nas teraz najlepsze i to myślmy szybko, bo jak to trafnie zauważył Eburon, jeśli jeszcze nas nie ścigają, to niedługo mogą zacząć. Mogę się mylić, w takim przypadku mnie poprawcie, ale o ile zdążyłem się rozeznać, to Marysia i Falanthel znają okolicę. Może będziecie w stanie poprowadzić nas w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie będziemy mogli się ukryć i tam ustalić co począć dalej? Zresztą, zrobicie jak uznacie za stosowne.

Nieświadomie jego dłonie sięgnęły po lutnię. Jego palce, jakby bez udziału rozumu zaczęły błądzić po strunach. Przez myśl przemknęły mu słowa Slawi
- Zawsze, gdy dopada mnie smutek bądź zwątpienie, ta melodia pozwala mi się pozbierać
 

Ostatnio edytowane przez necrodoth : 11-05-2010 o 17:06. Powód: literówki, interpunkcja
necrodoth jest offline  
Stary 11-05-2010, 18:06   #18
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Mylay zarzucił laskę na ramię. Poprawił kapelusz. Przez dłuższą już chwilę rozmyślał nad wieloma rzeczami. Między innymi nad tym co zrobił jego opiekun który zawsze dbał głównie o siebie tym razem jemu rozkazał uciekać a sam pozostał aby się bronić. Co prawda powiedział że być może kiedyś się spotkają. W to akurat Mylay nie wątpił. W końcu każdy kiedyś umrze. Zastanawiał się nad tym co zrobił jego mistrz z prostego powodu, nie pasowało mu (Venteriemu) motyw z rodzicielskimi uczuciami. A Mylay zawsze martwił się jeśli nie rozumiał motywu osoby która coś uczyniła. W końcu postanowił zabrać głos.

-Po co nam przywódca? Naprawdę myślicie że ktoś go będzie słuchał. W końcu i tak on pójdzie tam gdzie większość. W pewnych barbarzyńskich częściach kraju pojęcie to funkcjonuje jako demokracja oznacza z tego co wiem i jak najogólniej znaczy to tyle co wola ludu. Większość decyduje co zrobią inni. Nie wiem czy to u nas zadziała, wiem natomiast że urząd przywódcy możemy powołać. Nie obiecuję że będę go słuchał ale nigdy nie zaszkodzi spróbować. Jak chyba zauważył jeden z was powinniśmy sobie stąd pójść. Jestem za. Orkowie być może nas szukają.

Mylay skończył swój wywód. Po czym ściągnął kapelusz i rozpoczął kontemplacje swojego kapelusza, a właściwie czterolistnej koniczynki na kapeluszu. Tylko on i kilka innych osób na świecie wiedziało co ona znaczy. A Mylay nie lubił o tym rozpowiadać.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 11-05-2010, 18:58   #19
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Oglądając twarze i dokładnie sprzęt jaki mają ze sobą wszyscy obecni zastanawiał się nad wieloma kwestiami. Nie lubił zmieniać zdania. Grupa podzieliła się więc na 2 odłamy : osoby, które chcą wrócić pierw po rzeczy i osoby, które chcą pójść do miasta. Sprawa przywódcy też była nieroztrzygnięta. Ponownie zabrał głos :
- Na Twoim miejscu nie grałbym teraz na swoim instrumencie. Ktoś mógł nas śledzić. Jeżeli chodzi o przywódce to tylko na bazie zabierania głosu jako osoba ostatnia. W tym celu mówiłem o tym. Ale jeżeli nie wszyscy są do tego chętni to nie sądze by był to pomysł dobry. Tak jak wspominane było : przyjdziecie do miasta i co? - zrobił charakterystyczną pauzę i przeleciał wzrokiem zebranych
- Nikt nie przyjmie was z otwartymi rękami. Kto z was umie przeżyć na ulicy? Bard tylko? Może i Łowca? A jak myślicie na ile starczy wam to co macie? Naprawdę. Nim coś postanowicie musicie to dobrze przemyśleć. Uważam też za głupi pomysł stanie na środku, na widoku prawie z każdej strony. - odetchnął głęboko
- Koń będzie potrzebny po to, by go ewentualnie sprzedać później. Konie są drogie w miastach. Ale jeżeli będziecie tu stali przez całą wieczność to z konia możecie sobie zabrać jedynie martwe kopyta i nogi. Nie zamierzam kończyć jako żebrzące dziecko przepędzane z ulicy przez straż miejską. - tutaj spojrzał tylko i wyłącznie na Garreta .
- Tak jak mówiłem, ja ruszam ponownie do wioski. Chciałbym, żeby poszedł ze mną ... Harill? - spytał pytająco czy dobrze zapamiętał imię danego osobnika. - Także Lajl, gdyż uważam, że najszybciej biega z nas wszystkich. Przybiegnie tu by poinformować was czy można jako tako bezpiecznie przyjść i wynieść sporo rzeczy z wioski. Jeżeli się nie da , przyjdziemy z Harillem z tym co uniesiemy na koniach i w rękach. Mogłaby się przydać jeszcze jedna osoba na wszelki wypadek...albo dwie. Ale to i tak tylko jak będzie na tyle bezpiecznie by wejść. Myślę, że pani mała wiedźmo, mogłabyś przydać się przy wiosce, aby ewentualnie podpowiedzieć jakąkolwiek strategią. Uważam, że możesz być najbardziej inteligentną osobą z nas tu obecnych, nie obrażając oczywiście tutaj nikogo. Więcej osób nie jest potrzebnych. Większą grupą ciężko będzie wejść niezauważenie. - Gwałtownie zamachnął się w geście przepraszającym.
- Tak jak powiedziałem, ja ruszam. Jeżeli te 3 osoby nie zechcą iść ze mną, nie musicie. Reszta postarałaby się dowiedzieć gdzie jest jakiekolwiek miasto, ile dni stąd, naradzić się na jakieś pomysły. Szczególnie o to, co zrobimy jak DOTRZEMY już do tego miasta. - kończąc wypowiedzenie odwrócił się powoli i ruszył w drogę powrotną w stronę lasu. Z rękawa wyleciał mu sztylet, który złapał przed upadkiem na ziemię.
"1 kilogram metalu. A ile bólu i cierpienia może nadać światu." - pomyślał w napięciu, które gromadziło adrenalinę przed jego pierwszą sytuacją, w której naprawdę, mógł stracić życie.
 
BoYos jest offline  
Stary 11-05-2010, 19:18   #20
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Ian gwałtownym ruchem poderwał się z ziemi, z przełożoną przez ramię lutnią resztą gratów niedbale przywiązaną do skórzanego paska spodni ruszył lekkim rytmicznym krokiem za Eliotem w odstępie około 5metrów.
Cała ta przepychanka słowna była stratą czasu, "czas działać"

-Jeśli chata Aidana nie spłonęła doszczętnie to coś można uratować...-powiedział z dość ironicznym entuzjazmem. Wiedział, że większość i tak nie kojarzy starego dziwaka wysługującego się swoim podopiecznym do roznoszenia wiadomości, zarabiania i kupowania jedzenia.
"Pewnie ten stary sukinkot miał sporo cennego złomu ze swojego...poprzedniego życia"
-...poza tym z wioski łatwiej będzie znaleźć drogę dokądkolwiek będziecie chcieli uciekać z tego zadupia...-burknął nie odwracając się do reszty.

"Muszę przeszukać zgliszcza...może znajdę więcej ciekawych papierków..."
 

Ostatnio edytowane przez zodiaq : 11-05-2010 o 19:27. Powód: literówka :/
zodiaq jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172