Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2011, 10:44   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD-GH/Bissel] - I - Początek


Bissel - I - Początek



Solinar Talfer, baron Zielonej Skały z zachwytem spoglądał na swego ulubieńca. „Grom” był pięknym ptakiem. Łapaj, który trzymał go na swym przedramieniu spoglądał na swego podopiecznego już inaczej. Układał ptaka na tyle długo, by wiedzieć że ma przed sobą mordercę. Wprawionego, praktykującego, szkolonego do tego zadania przez długi czas. Mistrza w swoim fachu. Wiedząc na co go stać Łapaj, sokolnik Jego Wielmożności barona Solinara, spoglądał na ptaka z wyrzutem. Jak mógł pozostawić ofiarę w takim stanie?


- Piękny łów mości Łapaju! – baron Solinar powiódł dokoła dumnym wzrokiem konstatując pełne pochwał spojrzenia swoich zauszników ledwie przy tym zauważając oczekującego gońca. On sam zresztą też nie specjalnie starał się być zauważalny. Wieści, które przynosił nie były wszak dobre. – Doprawdy jestem z „Groma” zadowolony. Kiedy wrócimy na zamek chciałbym, byś w końcu wybrał sobie jaką nagrodę. I dłużej odmowy nie zniosę!

- Wasza Wielmożność jest zbyt łaskawy. Ptak chybił. – wszystko można było rzec o Łapaju, ale z całą pewnością główną jego cechą, poza wyśmienitym darem układania ptaków i znajomości okolic była skromność. I uczciwość. Do bólu. Pewnie dla tego właśnie baron trzymał go tak blisko siebie.

- Mylisz się mój drogi. Nie chybił. Zrobił dokładnie to, czego odeń oczekiwałem. Weźmiecie teraz nasz łów w pęta i do zamkowej ciemnicy z nim. Ma jeszcze jedno oko, więc dostrzeże różnicę. Chcę by Pieszczoszek się nim zajął jak najszybciej. – baron z wysokości swego siodła spojrzał raz jeszcze na ofiarę „Groma”, skulonego na ziemi mężczyznę w bogatej przyodziewce, który twarz skrywał dwoma dłońmi. Dłońmi spod których sączyła się krew. Spod dłoni wyglądały bruzdy, które na ludzkiej twarzy pozostawiły sokole szpony.

- Każdy spogląda na to z własnej strony, Wasza Wielmożność. – już sam głos sprzeciwu był zuchwalstwem. Łapaj pozwolił sobie jednak na ton, którego nie dopuszczała by do świadomości połowa dworaków z Zielonej Skały. Nie po raz pierwszy.

- W rzeczy samej! Dość o tym! – baron uciął a Łapaj się zamknął. To było znakiem dla gońca, który wnet zbliżył się z czapką w dłoni i pokłonił przed siedzącym w siodle baronem. – Gadaj! - Padł krótki rozkaz. Goniec, po którym widać było daleką podróż, zaczął bez szemrania referować przywiezione przez się wieści.


- Sir Jakob wysłał mnie, gdy tylko udało mu się w końcu ustalić termin i miejsce spotkania z pozostałymi. Będą tam ludzie z Ostrogu, Białego Lasu, Martwego Garbu i Śródwody. Suchy Las i Czarny Wierch nie odpowiedzieli a reszta… - głos gońca zawisł, ale więcej mówić nie musiał. Reszta odmówiła. W najlepszym razie. Możliwym było, że już wieści o mającym odbyć się spotkaniu mknęły ku powolnym na takie informacje uszom. Które wszak zawsze znaleźć można było. A że uszy takie zwykle przyległe były do głowy…

- Kiedy?! I gdzie?

- Panie? …
- głos gońca zawisł a on bezbarwnym wzrokiem powiódł po wszystkich wkoło. Uszu było tu też zbyt wiele. Przynajmniej wedle jego oceny.

- Mów śmiało, nie mam przed ludźmi, którzy mi służą, tajemnic. Ufam im!

- W stolicy. Za sześć tygodni. W poniedziałek, zaraz po Świętym Werencjuszu…


- Dobrze! – baron aż klasnął w dłonie. Nie zdarzało mu się to zbyt często. Otaczający go ludzie nie mieli jednak wątpliwości, że ma powód do radości. Plany, którym poświęcił większość swego życia wkrótce miały się ziścić. Czymże bowiem było owych sześć tygodni wobec ludzkiego życia? Stąd też i mieli powód do radości i świętowania.

Niemal wszyscy.

Skulony na ziemi jeniec, który usłyszawszy słowa barona zrozumiał, że Zielonej Skały żyw nie opuści, radował się mniej…

***

Ptak z wieściami o rychłym spotkaniu w stolicy poszybował do powolnych na takie wieści uszu jeszcze tego samego wieczora. Z w wieściach ujęto nie tylko termin spotkania, ale i listę potencjalnych gości. Baron rzeczywiście otaczał się najbardziej zaufanymi ludźmi…

***

Tylko goniec i dwie inne osoby wiedzieli, że lista gości i termin ich spotkania, nie były prawdziwe.

Baron też głupcem nie był…


.


------------------------------------------------------

[To prlolog naszej zabawy, która niebawem się zacznie. Gdy tylko się zrekrutujemy do końca. W tym czasie nasza historia będzie tu zyskiwała dalsze dno.]
 
Bielon jest offline  
Stary 15-09-2011, 13:40   #2
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Dupa! – powiedział Sergio Rost, rozkładając bezradnie zakrwawione ręce.

- Jakże to dupa? Przecie gołym okiem widzę, że w pierś a nie w żywot cięty! Rost, ty se jaj z dedukcji nie rób, bo jak…! – dowódca patrolu uniósł prawicę w skórzanej rękawicy pokazując co i jak stać się może, kiedy to Sergi jaj nie przestanie sobie robić. Dwóch żołdaków w zielono żółtych kubrakach obojętnym, beznamiętnym wzrokiem spoglądało na umazanego we krwi cyrulika. Ich dowódca pieklił się nie po raz pierwszy. Do tego widoku, jak i do widoku trupów w Portowej nawykli.

- Dupa w sensie, nic już nie poradzę. – Sergio wolał wytłumaczyć. Nie w smak mu było dłuższe odpytywanie na odwachu, gdzie wkurwiony dowódca wziąć go w każdej chwili mógł. A że wszystkiemu jeszcze przypatrywał się z podcienia Roland, osiłek który nie grzeszył lotnością i mógł wiele rzeczy zrozumieć opatrznie, to i zbędne nieporozumienie mogło rozniecić się w co zupełnie innego. Tego właśnie Sergio wolał uniknąć.

- Widzieliście co? - zadane już spokojniejszym tonem pytanie wskazywało na to, że i dowódca patrolu nad ciałem zaczyna przechodzić do porządku dziennego. W końcu był zawodowcem i trupy w Portowej widywał nie po raz pierwszy.

- Wiecie panie Klaus, my tu głównie przy interesie się kręcimy i na byle co nie gapimy się bez musu. A ten i do oberży nie zajrzał, to i co rzec? Nic nie widzielim. Znaczy dupa… znaczy nie pomogę. – Klaus, dowódca patrolu stołecznej Straży Miejskiej, obrzucił go ciężkim spojrzeniem, po czym skinął na swoich ludzi wywołując ich z letargu. – Bierzcie ciało na wózek i na odwach z nim. Tam się go sprawdzi i zbada raz jeszcze.

- Coś jeszcze panie Klaus? – Sergio pozwolił na to, by odrobina zniecierpliwienia pojawiła się w jego głosie. Klaus Erh, dziesiętnik Straży Miejskiej w Rustycji, pokręcił głową i ruszył za swoimi ludźmi. Po dwóch pacierzach poza ciemną plamą na pisaku podworca położonego na zapleczu „Miłej”, oberży Rodziny Rost, nie pozostał żaden ślad na dowód mordu, jaki o poranku tu się wydarzył.

Poza rozmywaną przez krople deszczu, rdzawą plamą na piasku…

***

„Miła” nie była miłym miejscem. Położona w suterenie walącej się kamienicy, dzieląca podwórze z garbarnią, gościła zwykle uboższych robotników. I okoliczne moczymordy. Których w Portowej, jak sama nazwa mówi portowej dzielnicy Rustycji, było niemało. Nie była jednak również najpopularniejszym z lokali portowych, bo i nie była położona w bezpośrednim sąsiedztwie portu czy doków a na uboczu. Trzy przecznice od nadbrzeża. Zbyt daleko by gościć wysuszonego rejsem marynarza. Nie była to najlepsza z lokalizacji na tego typu interes, ale nikomu z Rostów to nie wadziło. „Miła” była im miła a resztę świata mieli w okolicach okrężnicy.

Rostowie zresztą również nie należeli do najmilszej kompanii. Bandę, którą tworzyli, jednoczył wspólny cel, który pod przykrywką prowadzonej oberży mogli doskonale ukryć. Żyli z łupienia ludzi w promieniu dwóch przecznic. Od Karskiej po Trwożną i od Nadbrzeżnej po Ainorską. Nieregularny teren gdzie kamienice pamiętające lepsze czasy przemieszane były z magazynami, składami i nienajlepszej jakości sklepikami. Teren ten, ich teren, dawał im chleb. Był ich, co znaczyło tyle, że wszelkie rabunki, napady, kradzieże, wymuszenia czy w końcu i morderstwa popełniane na ich ziemi dokonywali oni sami. Lub mieli z nich swoją działkę. Działo się to za wolą i zgodą Księcia, szefa wszystkich szefów. Pana Rustycji. Księcia Złodziei trzymającego wszystkich „dobrych ludzi” na krótkiej smyczy, której długość zależała od ich lojalności. Rostowie niczym w tej materii się nie wyróżniali. Żyli spokojnie robiąc swoje, płacąc komu trzeba należną mu dań, dbając o swoje interesy wedle konieczności. Jak każdy w tym mieście.

Tym bardziej zastanawiający był ten mord. Zabity nie miał wiele przy sobie, nic co pozwoliło by go zidentyfikować. Nawet średnia waga sakiewki nie pozwalała na jakąkolwiek klasyfikację. Szary człowieczek nie wyróżniający się z tłumu. Pomimo tego wyróżniała go jedna rzecz, był martwy. I zginął na podworcu „Miłej” co dla Rostów zbyt miłym zbiegiem okoliczności nie było. Nikt nie robi we własne gniazdo.

- Może to kto świnie nam podłożył? – pomyślał głośno Roland, kiedy wszyscy obecni w mieście Rostowie zebrali się na zapleczu swej karczmy. Już samo to, że pomyślał było zdumiewające! Inną sprawą było, że Roland, choć był tłukiem jakich mało, miewał przebłyski wiedzy o którą nikt go nie podejrzewał. Byli i tacy, którzy nazywali go roztropnym. Albo Se jaja robili, albo mówili to ze strachu, tego pozostali Rostowie byli niemal pewni.

- Po co? Straż ma wszystko w dupie, nikogo trup nie obchodzi. To coś innego. I coś mnie w tym człeku niepokoi… - odezwał się Dalmar. Dalmar, który jak i Roland był człowiekiem czynu, wychowanym z orężem w ręku. W przeciwieństwie jednak do Rolanda, on wszystko co robił z wyrachowaniem i skutecznością. A choć był od Rolanda znacznie silniejszy, skrzętnie rzecz ową skrywał. I myślał. W przeciwieństwie do Rolanda.

- Taki nikt… kim ty byłeś u licha? – myślał na głos Sergio, bojąc się wniosków, które gdzieś tam powoli kleiły się mu we łbie.

Wiedzieli, że coś wisi w powietrzu. Żałowali nawet, że jest ich ledwie trzech. Coś było na rzeczy a oni nie wiedzieli co i to wkurwiało ich niepomiernie. Póki co jednak musieli zająć się pracą. Oberża sama się nie prowadziła a głosy wkraczających do biesiadnej gości wyrwały ich z marazmu. I zastanawiania się nad sprawami, na które i tak nie mieli wpływu…

***

Pachniało zadymą. I to od chwili, kiedy do „Miłej” weszło tych kilku. Byli do się czymś podobni, choć przecie różnili się znacznie. Każdy uzbrojony był, jak na wojnę i tylko pancerza im brakło do pełnej wojennej krasy. Przy mieczach, które mocno obciążały ich pasy na poły z kordami. O podobnie doświadczonych twarzach i jakimś takim nieuchwytnym sobiepaństwie. Musieli być urodzeni, choć ubrali się w zwykłe kubraki na których nigdy nie gościł ślad herbu. Gdy zamawiali „czerwone arborskie”, również obnażyli swe wielkopańskie upodobania. Mimo to siedli przy możliwie najbardziej skrytej w kącie ławie i zaczęli coś tam po cichu mącić. Szóstka przebierańców zajęła się sobą i może by wszystko poszło jak z płatka, gdyby Dalmar, który właśnie siedział na tyłach oberży, nie zauważył dwóch niepozornych człowieczków, którzy jak cholera starali się udawać zajętych. Mogli by zmylić wielu, ale nie Rostów. To był ich kwartał i wiedzieli o nim wszystko. Po tamtej stronie uliczki w miejscu gdzie pod płotem siedziała rzeczona dwójka można było tylko wilka dostać. A dłubiąc w ziemi dokopać się do nieodżałowanego Hieronima Bednarza. Którego rodzina szukała do dziś.

- Coś wisi w powietrzu… - mruknął do przybyłego z biesiadnej Sergio Dalmar wskazując skinieniem głowy „zajętą” dwójkę. „Coś” wisiało, bo w tej właśnie chwili dwójkę zajętych ludzi zmieniła dwójka innych, którzy wnet stali się równie zajęci skrobiąc swe buty z błota. Zwolniona dwójka zaś ruszyła ulicą, wyraźnie zmierzając ku Wąskiej, przy której było frontowe wejście do „Miłej”.

Dalmar i Sergi potrzebowali tylko chwili, by skonstatować , że w biesiadnej gości się o tej wczesno popołudniowej porze wyłącznie szóstka przebierańców. A usługujący im Roland nie ma zbyt wiele roboty, bo owa nieznana im szóstka wyraźnie zajęta była swoimi sprawami. Najwidoczniej jednak kogoś jeszcze ich sprawy interesowały. I najwyraźniej ktoś jeszcze postanowił wsadzić w nie swój nos.

Sergio potrzebował niewiele czasu by skoczyć na pięterko a w rzeczywistości parter położonej w suterenie karczmy. I przez małe okno rozejrzeć się po okolicy. Kiedy zaś dostrzegł w dwóch sąsiednich bramach po trzech „zajętych”, którzy wyraźnie na coś czekali nie miał wątpliwości, że lada chwila wydarzy się jakaś draka…


.
------------------------------------------------

[Witam wszystkich w sesji i wciąż zapraszam do szybkiej rekrutacji]
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 15-09-2011 o 13:46.
Bielon jest offline  
Stary 15-09-2011, 16:19   #3
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Dalmar poprawił swój pas z bronią, obserwując gości "Małej". Przyzwyczaił się do ciężaru miecza, broń dodawała mu otuchy i pewności siebie, ot nie raz okazywała się dla niego najlepszym przyjacielem, ratowała mu życie i w niejednej bitwie prowadził do celu. Teraz wyraźnie studiował uzbrojenie zarówno gości karczmy, jak i obserwatorów z zewnątrz.

Wydawało się, że uzbrojenie mieli dobrej jakości, dodatkowym faktem godnym zanotowania było to, że z pewnością nie była to broń paradna czy turniejowa. Ot proste narzędzie do mordowania, w tym względzie przypominające jego miecz. Gdyby miał ich ocenić tylko na podstawie broni, powiedziałby, że to najemnicy, mordercy, psy wojny, tacy jak on. Ich zachowanie świadczyło jednak o wysokiej pozycji. Czyżby byli rycerzami? Takimi prawdziwymi rycerzami - wojownikami, a nie turniejowymi paniątkami? Było to ciekawe spostrzeżenie, które rodziło kolejne pytania, skąd ci ludzie wzięli się w "Małej".

Spojrzał ponownie na Sergio i odezwał się nad wyraz jak na tą sytuację spokojnym głosem

-Coś tu śmierdzi, od czasu znalezienia tego trupa ... coś tu śmierdzi - jego palce zabębniły na rękojeści miecza, po chwili na jego usta powrócił tajemniczy, kpiący uśmieszek, który wydawał się być jego stałym towarzyszem.

-Te paniątka wyraźnie chcą pozostać anonimowe, jak dla mnie na kilometr śmierdzi to jakąś konspiracją. Miejmy tylko nadzieję, że nie okaże się ona nad wyraz nieudolna, bo i nam może się oberwać - po tych słowach skierował się ponownie na zaplecze, do schodów prowadzących na kolejne piętra kamienicy, odchodząc rzucił krótkie "Zaraz wracam".

Nie był tchórzem, ale wiedział ile może oznaczać wcześniejsze przygotowanie terenu czy miejsca, w które można się wycofać. Otworzył kolejne drzwi i okna prowadzące na dachy, a dalej na podwórza i labirynty zaułków i uliczek. Obserwatorzy cały czas siedzieli wokół karczmy, ale nikt z nich nie powinien zwrócić uwagi na otwierane jedno okno, bo i po co?

Nie miał pojęcia czy to przyjaciele, czy wrogowie siedzących teraz w ich karczmie żołnierzy. Szczerze powiedziawszy nie wiedział, czy chciał się o tym przekonać, jednak coś mu mówiło, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Gdyby jednak zadyma miała zacząć iść w nieodpowiednim kierunku, będzie miejsce, gdzie się wycofać. A potem można szukać wiatru w polu ... nie podobało mu się to. "Mała" była wszakże jakąś stałą w jego życiu, a siedząc w jakimś namiocie, pod wzgórzem, wokół którego walały się ciała wrogów i przyjaciół, myślał czasami o niej jako o domu. Wolałby, żeby wojny pozostawały poza nią. Wiedział już jednak dobrze, że człowiek nieczęsto dostaje to czego pragnie.

Wrócił do karczmy, gdzie sytuacja nadal się nie zmieniła. Konspiratorzy, jak zaczął ich nazywać w myślach nadal rozmawiali o czymś w swoim kąciku.
-Gdyby sprawy przybrały zły obrót, uciekajmy na dach - powiedział do Sergio, gdy mijał go w drzwiach prowadzących z zaplecza do głównego pomieszczenia karczmy.

Z jednej z półek zdjął kolejną butelkę wina i ruszył z nią w kierunku stolika gości. Tutaj po drodze złapał Rolanda
-Coś się będzie działo. Lepiej uważaj - po czym kontynuował swój spacer w kierunku jedynych gości.

Położył na ich stole butelkę i odezwał się jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi -Spodziewają się panowie jeszcze jakiś przyjaciół ... ktoś chyba zmierzał w stronę naszej małej karczmy, to dobrze ... ruch o tej porze ... dobry interes - nie czekał na ich reakcję, zaczął wracać na upatrzoną sobie wcześniej pozycję.

Karczmę znał pewnością lepiej niż ktokolwiek, kto postanowiłby ją zaatakować. Wiedział gdzie usiąść, żeby dobrze się bronić. Natomiast wolał, żeby tajemnicza szóstka była ostrożna. Człowiek ... nawet dobrze wyszkolony człowiek mógł postąpić głupio i nierozważnie, kiedy go zaskoczyć. Często w takich chwilach ludzie działali bez zastanowienia, dając się ponieść odruchom, a one mogły okazać się śmiertelne. Nie obchodził go jakoś szczególnie los tych gości "Miłej", jednak jeżeli miał już wybierać, to wolałby żeby los dopadł ich gdzieś indziej ... poza ich małym przybytkiem. Śmierć nie była dobra dla interesów, a przynajmniej nie tak otwarta.

Cóż karty zostały rozdane, teraz wypadało tylko czekać, jak zagrają pozostali gracze ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 15-09-2011, 18:56   #4
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Roland chadzał po karczmie w tą i tamtą stronę. Nie miał za bardzo co robić, wspominał sytuacje z rana, kiedy niedaleko wejścia do ‘Małej’ znaleziono trupa. Co ten trup tam mógł robić wciąż się zastanawiał. Ale poza stwierdzeniem, że ktoś go mógł podrzucić nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedzieć czemu, był iście przekonany, że tak rzeczywiście było, tylko po co, jak i dlaczego to już wyraźnie przerastało jego możliwości dedukcyjne.
- Ktoś nas zapewne nie lubi – w końcu wykombinował. Już miał się podzielić swą błyskotliwą myślą, z mocno ostatnio jak zauważył zabieganym Dalmarem, jednak on rzekł pierwszy

- Coś się będzie działo. Lepiej uważaj – padło z ust towarzysza

-He? – Roland nie za bardzo zrozumiał jego wiadomość. W karczmie nie widział nic podejrzanego, nic poza sześcioma nie do końca pasującymi mu do reszty osobnikami. No, ale oni nie wyglądali mu jakoś groźnie, więc o czym była ta wiadomość do niego. Dodatkowo Dalmar podszedł do nich i coś do nich przemówił, jednak nie doszło to uszu Rolanda.

Jego wewnętrzny głos podpowiedział mu, że jednak w całej tej sytuacji, trzeba uważać, bo taka ruchliwość Dalmara zawsze coś znaczyła. Stanął za ladą, pod którą chowany był jego wielki, dwuręczny miecz. I czekał…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 15-09-2011 o 18:59.
AJT jest offline  
Stary 15-09-2011, 21:08   #5
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
-Gdyby sprawy przybrały zły obrót, uciekajmy na dach - usłyszał od kuzyna gdy ten mijał go w drzwiach prowadzących na zaplecze.
Przystanął na ułamek chwili chcąc skomentować pomysł, lecz po zastanowieniu skinął jedynie nieznacznie głową przyjmując do świadomości plan Dalmara. Nawet jeśli sam uważał, że inne rozwiązanie będzie słuszniejsze, nic nie szkodziło być mieć w odwodzie i plan ucieczki. Problem jednak polegał na tym, że o ile prowadzący żywot najemnika młodszy od niego o niemal połowę bratanek mógł z łatwością zmienić Miła na jakąkolwiek inną gospodę, w której jego usługi nadal byłby w cenie, o tyle Sergio miał już sakramencko dość uciekania i zgodnie z postanowieniem podjętym kilka miesięcy temu, zgodnie z obietnicami złożonymi właścicielowi tego przybytku musiał zrobić wszystko, żeby bez względu na to co miało się w Miłej stać móc dalej w spokojny sposób prowadzić interes. Ten oficjalny oraz szereg nie podlegających miejskiej jurysdykcji, a korzystnie umiejscowionych pod tym samym dachem.

- Pozwól tu Szarleju - zwrócił się cicho do robiącego im na posyłki rudowłosego chłopaka - taki chudy drab bez prawej dłoni, Slawko, znasz go?
- Oczywiście Panie Rost - odparł wesoło smarkacz czując już pod nosem szanse na zarobek.
- Spraw aby pojawił się tu w dwa pacierze, wraz z ludźmi.
- Nooo - mały pociągnął nosem.
- No i co jeszcze czekasz?
- Noo - Szarlej przestąpywał z nogi na nogę wyraźnie czekając na dodatkową zachętę.

Nim moneta zdążyła wznieść się do najwyższego punktu dłoń malca zacisnęła się na niej pewnym i wyuczonym chwytem a chwile później ruda czupryna zniknęła za węgłem...

***

Sytuacja nie była zwyczajna i nie trzeba było posiadać umysłu stratega, by zrozumieć, że w jeden dzień Rostowie znaleźli się przypadkowymi aktorami na deskach dużo szerszego spektaklu. Główni aktorzy byli na tyle znaczni, by urządzać swoją grę na cudzym terenie zupełnie się tym nie przejmując. Sergio wiedział doskonale, że nie są w pozycji zmieniać warunków przedstawienia, musieli się szybko do niego zaadaptować, aby nie okazało się, że zostaną zupełnie pomięci, lub co gorsza zdeptani przez nie spoglądających pod nogi wielkich.

Założył, że wie jeszcze zdecydowanie za mało, by konkurować jakością, ilość również stawiało ich raczej w dalszych rzędach, lecz akurat na zmianę tego czynnika mógł mieć jeszcze nadzieję.

***

Wrócił na dół ryglując po drodze tylne drzwi. Podsunął się do kontuaru spoglądając wymownie w twarz Rolanda - Zajmij się głównymi drzwiami, nie sądzę, żeby ta szóstka szukała guza sama ze sobą...
 
Akwus jest offline  
Stary 16-09-2011, 09:58   #6
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
W „Miłej” zrobiło się jakby milej mniej. Jeśli w ogóle było to możliwe. Spośród szóstki biesiadników, dotychczas cichcem debatujących przy pitym z drewnianych kubków arb orskim, na słowa Dalmara zareagowała dwójka. Zareagowała nader nerwowo zerkając za okna, wypatrując tych, którzy gdzieś tam sobie czekali. „Czaili się” było by może nawet lepszym określeniem. Roland, który ostrzeżony przez Dalmara wnet ujął w dłoń swój największy atut wydobywając go spod lady, ostentacyjnie ruszył ku wejściowym drzwiom wiodącym do oberży. Spoglądając na jego sylwetkę można było mieć pewność, że póki dzierży w rękach ten swój dwuręczny miecz nikt bez jego zezwolenia progu „Miłej” nie przekroczy.

- To wasi? Ludzi ze sobą przywlekliście wbrew uzgodnieniom? – podniesiony głos najstarszego z szóstki, posiadacza sumiastych wąsów i krzaczastych brwi skierowane były z kolei do dwóch, którzy jako i on żywiej zareagowali na słowa Dalmara. Ta dwójka nawet podobna była do siebie. Na jeden, wspólny wszystkim mieszańcom sposób. Krew Starszej Krwi musiała w ich żyłach mieć swój udział. A rysy, pomimo tego że jeden był blondynem o długich włosach a drugi krótko ściętym szatynem, zawierały tę samą, elfią drapieżność.

- Uspokój się de Lorh! To nikt od nas. To pewnie ogon. Któryś z nas wszystkich okazał się głupcem. Stawiał bym na Burnsa. – dodał długowłosy wskazując na jednego z tych którzy dopadli okna. Solidnej postury mąż dzierżył już w prawicy miecz gotów wycinać sobie drogę odwrotu. Spod kapoty wyłaziła mu kolczuga, której chrzęst tłumiły szmaty. Widać było, że gotów jest na solidną potyczkę.

- Zdrada? – spytał półgębkiem ostatni z siedzących przy stole, ten z którego twarzy nie zniknął wyraz filozoficznej zadumy. Chudy, nie miał prawa być człekiem wojennego rzemiosła ale i on nosił przecie miecz u pasa. I nie wygląd a coś innego, ulotnego, sprawiało że nie dało się go lekko traktować.

- A zdradziłeś Sarasani? Zdradziłeś, że o zdradzie bajdurzysz?! Hę?! – drugi z tych co się zerwali od ławy ku oknom odwrócił się gwałtownie i przyskoczył do siedzącego filozofa. Uniósł nawet prawicę, ale zamarł w pół kroku. Jakby naraz cała ochota mu na wycięcie w pysk swego rozmówcy minęła.

- Siadajcie! I to szybko! Naradzić się musimy… - warknął najstarszy, ten z sumiastymi wąsami. Wnet posłuchali go wszyscy, poza Burnsem, który przy oknie wyglądał na zewnątrz lustrując okolicę. I przy ławie rozgorzała żarliwa acz szeptana dyskusja. Widać rozmówcom nie zależało na wtajemniczaniu Rostów w ich sprawy.

Do czasu…

***

Slawko przybywał na wezwanie Rosta od czasu do czasu. Chudy obdartus, pozbawiony prawicy na miejskim rynku za kradzież a złapany na gorącym, żył na pograniczu kwartału Rostów. Miał kilku żebraków pod sobą i wespół rzezali kogo się tylko dało oddając uczciwie trzecią część łupu Rostom. No, przynajmniej w teorii. Najważniejsze jednak było coś zupełnie innego. Slawko cieszył się zgodą Rostów na tę swoją małą chałturkę na ich terenie a oni zawsze mogli nań liczyć w potrzebie. Na niego i jego czwórkę obdartusów. „Po pozorach ich sądzicie”, głosiły słowa jednego z mędrców zgłębiających tajniki natury ludzkiej i spisanych w „Wielkiej Księdze Mądrości Narodów” przez niejakiego Benocjusza z Thornwardu. Księgę wnet zakazali posiadać wszyscy kapłani Jedynego, ale i tak popularne z racji swego nowoczesnego spojrzenia na świat i ludzi dzieło zyskiwało szeroki odbiór. Spośród obecnych w „Miłej” biesiadników i obsługi jedynie Sergio miał przyjemność do lektury owej sięgnąć, ale niektóre z prawd w niej zawartych zapamiętał na całe życie. I nie osądzał innych po pozorach. Stąd nie wahał się nigdy sięgać po pomoc do Slawka i jego ludzi. I cenił sobie łączącą ich, zawodową, przyjaźń. Czekał więc ze zniecierpliwieniem na rozwój wydarzeń. I wypatrywał Slawko.

***

Narada szóstki nie trwała długo. Nie mogła trwać bo i radzili w wielce nerwowej atmosferze. W końcu jednak coś uradzili, bo wstali z miejsc i ławą niemalże ruszyli ku szynkwasowi za którym teraz stał Dalmar. On również wyczuwał nerwową atmosferę i jakieś napięcie. Znał to uczucie nie od dziś i zwykle poprzedzało jaką drakę. Dłoń sama powędrowała ku głowicy miecza, szczęśliwie niewidoczna zza lady dla szóstki spiskowców.

- Gospodarzu, dzięki wam wielkie za ostrzeżenie! Dłużnikami waszymi jesteśmy. Teraz jeszcze jedna prośba do cię i wiedz, że nie poskąpimy grosza, jeśli nam pomożesz. Na zewnątrz czekają na nas tacy, co krzywdę nam chcą uczynić. Nie wiem jak za nami tu trafili, ale źle się stanie, jeśli nas wszystkich tu znajdą. Wyprowadź nas stąd jakim sekretnym wyjściem, które z pewnością masz w oberży bo mieć musisz. Pomórz nam gospodarzu, a nie pożałujesz… - słowa starego brzmiały statecznie i pewnie. Choć Dalmar nie miał wątpliwości, że jego głos niezbyt jest wdrożony do próśb. Raczej zdawał się nawykły do rozkazów.

- Masz tu trzy lwy! A dostaniesz trzy razy tyle, jeśli nas stąd skrycie wyprowadzisz. Jak nas tu tamci zatrzymają, będą nas pytać. Nas. Ale nie tylko nas. No bo z pewnością pytać będą co my tu robili. Nie chcecie by was pytano. A my się po trupach nawet, ale przebijem. Ino po co? Pomórz nam nie za darmo przecie dobry człowieku. Pomórz… - krótko ostrzyżony z domieszką Starszej Krwi nalegał. A jego chude palce nerwowo bębniły po blacie. Długowłosy zachodził już z boku lady. Burns z dobytym mieczem nerwowo wpatrywał się w wejściowe drzwi i stojącego przy nich z dwuręcznym mieczem Rolanda.

Atmosfera w „Miłej” gęstniała z każdą chwilą. Tą teraz chyba dało by się już kroić…

***

Sergio od dawna nie czekał na powrót Szarleja z takim utęsknieniem. Kiedy zobaczył smyka, który przemknął przez tylnie podwórze i załomotał w drzwi, otworzył niemal od razu i wciągnął malca do środka. Zdyszany smyk z trudem łapał powietrze.

- I co? Znalazłeś? Powiedziałeś com ci kazał? Długo cię nie było… - Sergio jednym ciągiem zasypał Szarleja pytaniami jednocześnie na powrót ryglując drzwi. Rudzielec w końcu złapał oddech. I zaczął mówić…

- PanieRost! Slawko znalazłem, choć nie łatwe to było. Musiałem…

- Nie interesuje mnie co musiałeś. Mów na czym stoimy? Gdzie on i jego ludzie?
– Sergio był bardziej zdenerwowany niż chciałby to przed sobą przyznać. Słyszał rozmowę przy kontuarze i wiedział, że nadchodzi czas decyzji. Urażony Szarlej żachnął się, ale przeszedł do rzeczy. Sergio wrył sobie w pamięć by mu to wynagrodzić.

- Slawko czeka u garbarza ze swoimi ludźmi, ale tylko trzech ich przyprowadził. Nowy i Kulawy Henio tak się spili, że jako te żłoby leżą w korycie u Fica na placu. I rzygają jak koty. Aaaa. Tak, do rzeczy. Slawko kazali wam rzec, że to szpicle siedzą po bramach. I ich chłopoki od mokrej. Ale głównie to niuchacze. Mówi, byście Panie Rost uważali, bo coś tu śmierdzi…

Nie musiał tego mówić. Sergio, jako jeden z nielicznych Rostów, dwa do dwóch dodawał przednio. I nie potrzebował łopatologii by zrozumieć pewne kwestie. Jeśli zaś „szpicle”, czyli nieoficjalnie mianem tym określani urzędnicy Trybunału, wzięli sobie „Miłą” pod lupę to musiał być po temu powód. I z całą pewnością musiał mieć coś wspólnego z obecnymi biesiadnikami goszczącymi w oberży, bo do dnia dzisiejszego nikomu w Trybunale Rostowie nie wadzili. Nie mogło wszak przecie być inaczej. Rostowie płacili komu trzeba i nawet Straż Miejska miała z ich interesu swoją działkę. A Trybunał wszak zajmował się zgoła innymi sprawami. Sprawami Królestwa. Skoro więc teraz tajni urzędnicy Trybunału wzięli ich oberżę pod lupę, z całą pewnością nie wróżyło im to nic dobrego…

Skąd zaś Slawko znał niuchaczy i szpicli Trybunału, było pytaniem na później…


.
 
Bielon jest offline  
Stary 16-09-2011, 13:10   #7
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Złoto, lekki uśmieszek na twarzy najemnika jakby powiększył się. O tak naprawdę te kilka samotnych lwów, to były ochłapy. W bitwach można było zdobyć bardziej pękate sakiewki, jeżeli człowiek się postarał, to naprawdę bogate łupy potrafiły zmienić właściciela. Jednak taki zarobek niósł ze sobą ryzyko. Wszakże prostaczkowie mówili: "nosił wilka razy kilka, ponieśli i wilka". To był łatwiejszy zarobek.

Dalmar chwilę przyglądał się twarzom spiskowców. Mógłby im odmówić, chociaż pewnie mieli rację, co do tego, że udałoby im się tak czy siak wydostać. Z pewnością, nie poprawiło to by sytuacji Rostów. Kiedy wielcy rozpoczynali swoje gry, to zazwyczaj malutcy obrywali.

Młody Rost podniósł się ze swojego miejsca. Podjął decyzję, pieniądze to pieniądze. Być może wdzięczność tych ludzi, chociaż ona akurat raczej na niewiele by się zdało. Największym plusem było jednak pozbycie się tych ludzi z "Miłej". Problemy raczej tak łatwo ich nie opuszczą, ale przynajmniej nie powinny dojść jakieś większe. Tak czy siak wydawało się to lepsze rozwiązanie, niż zostawienie ich samopas.

-Panowie pozwolą za mną - powiedział w końcu do nich, jego uwadze nie uszła wyraźna ulga widziana na twarzach rycerzy. Ruszył w stronę zaplecza, otwierając przed tymi ludźmi drzwi i wprowadzając ich do pomieszczenia.

Nie zwracał na nich większej uwagi, gdy otwierał drzwiczki do spiżarki. Tam znajdowały się wszystkie produkty, które powinny być trzymane w chłodzie, wina ... a zdarzały się nawet lepsze, wszakże niektórzy kupcy, również odwiedzali ich dzielnicę, czasami tracąc towary.

Gdy tylko szóstka gości weszła do piwnicy, Dalmar dołączył do nich zamykając klapę i prowadząc ich wśród, w większości, pustych szafek. Przy jednej ze ścian stała wydawałoby się ciężka szafa z beczułkami ale, najemnik nie miał jednak większych problemów, aby odsunąć ją ujawniając małe przejście w ścianie.

-Trzeba się schylić - oświadczył sucho jego tymczasowym towarzyszom. Tutaj znów przeszedł jako ostatni zasuwając za sobą przejście. Złapał jedną z wiszących przy ścianie zgaszonych pochodni, po chwili starań odpalił ich i ruszył w dalszy spacer.

Był to mały korytarz, pełny pajęczyn i kurzu. Kiedyś korzystali z niego przemytnicy, ale porzucili go długo przed narodzinami Dalmara. Melina stała się nieopłacalna, teraz już wszyscy o nim zapomnieli ... no prawie wszyscy Rostowie, znali swój dom, swoją dzielnicę ... wiedzieli o wszystkim, ale Rostowie nie byli głupi, nie chwalili się tą wiedzą zanadto.

Po kilkuminutowym kluczeniu i spacerku Rost doprowadził spiskowców, do ciężkiej kraty i otworzył ją za pomocą klucza, który wziął razem z pochodnią. Otworzył ją szybkim gestem i zrobił miejsce, aby szlachcice mogli przejść.

-Już. To kanały, jeżeli pójdziecie panowie prosto 150 metrów, a potem skręcicie w lewo dojdziecie do wyjścia z nich, dalej port ... mniej ruchliwa część ... tam musicie radzić już sobie sami - miał nadzieję, że otrzyma swoją zapłatę, a ludzie ci pójdą sobie w swoją stronę. Chciał jak najszybciej wrócić do "Miłej", jeżeli obserwatorzy wpadną do środka, to wolał tam być ... wywoła to wszakże mniej pytań ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 16-09-2011, 22:17   #8
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Roland stał przy zaryglowanych drzwiach wejściowych, naprężając wszystkie swe mięśnie, trzymał uniesiony w górę swój miecz dwuręczny. Był przygotowany, by ukrócić o łeb śmiałka, który odważyłby się wtargnąć bez jego pozwolenia do środka. Tak, ochrona lokalu, była tym do czego się szczególnie nadawał. Dzięki temu, znalazł swą rolę w rodzinie. Akurat pod tym względem mogli oni zawierzyć osiłkowi, że dobrze wykona swój obowiązek.

Jak zwykle nie był wtajemniczany w inne plany, widział tylko jak raz to Dalmar, raz Sergio rozmawiają z obecną w lokalu szóstką, naradzają się, zastanawiają co robić. Wierzył, że wspólnie dojdą do sensownego konsensusu, co dalej czynić.
- Co robim?! – w końcu wrzasnął, cały czas w razie konieczności będąc przygotowany do obrony karczmy. Na chwile obecną jego planem było nikogo nie wpuścić, ale jeżeli mądrzejsza część Rodziny zdecyduje inaczej, to się do nich dostosuje.

Nie dostał wyraźnej odpowiedzi, ale zauważył, że Dalmar wyprowadza spiskowców z pomieszczenia. Sam więc trochę się uspokoił i opuścił miecz. Po chwili, gdy już wyszli, odryglował drzwi i wrócił za ladę, kładąc miecz w jego wcześniejszym miejscu. Cały czas jednak był przygotowany, by go ponownie sięgnąć.
 
AJT jest offline  
Stary 16-09-2011, 23:58   #9
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
~ Przebijecie się po trupach, alibo i się nie przebijecie, tudzież nie wszyscy. ~ Myślał słuchając słów szlachcica. Wierzył, że nie rozmawia z chłystkami, którzy popiwszy przechwalają się swoją siłą i trzeźwo mierzą możliwości, szczególnie, że czekających na nich w bramach aż tak wielu znów nie było.
Błędem radzących w Miłej był jednak fakt, że próbowali opłacić Rostów, by ci ze stanu neutralnego przeszli do przychylnego i wyprowadzili grupę. Błędem oczywistym dla Sergia, ale właściwie dla nikogo innego, bo wszak tylko szaleniec mógł zakładać, że gospodarze zaczynać mogliby w roli nie bezstronnych obserwatorów a wrogów, takie zaś założenie łatwo mogło przechylić mogło szansę przeciw spiskowcom...

Na szczęście jednak dla nich nikt w karczmie nie zdawał sobie jeszcze sprawy z rangi wydarzenia, a Sergio daleki był od podejmowania jakichkolwiek pochopnych decyzji. Możliwość cichego wyprowadzenia grupy zdjęła z jego barków konieczność podjęcia decyzji, a nawet jeśli nie zupełnie, to przynajmniej znacząco odsunęła je w czasie. Niuchacze bowiem w bramach stali dalej, co oznaczało że zainteresowanie ze strony Trybunału nie
zmalało i marna szansa, że miałoby zmaleć, a znaczyło to, że koniec końców będzie trzeba jakkolwiek wytłumaczyć komuś tajemnicze zniknięcie z karczmy pół tuzina rosłych mężczyzn.

- Slawko.
Krótkim słowem Sergio ściągnął do siebie kalekę.
- Dzięki, żeś przyszedł - zaczął klepiąc druha po ramieniu i ściskając jednocześnie jego lewicę - nim powiem ci co trze zrobić, mów skróconą wersję, skąd na bogów wiesz kim są ci, którzy węszą wokół Miłej. To nie jest brachu powszechna wiedza.
Decyzję o dalszych krokach trzeba było podjąć opierając się niemal wyłącznie na tym co mógł przekazać Slawko, a pewnym było, że przynajmniej dla Lorha, Burnsa, Sarasaniego, dwóch mieszańców i jednego nerwusa to co dalej zrobią Rostowie mogło mieć równie daleko idące konsekwencje jak długie były jeszcze kanały w których zostawił ich Dalmar...
 
Akwus jest offline  
Stary 17-09-2011, 09:00   #10
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Szóstka spiskowców nie traciła czasu, nie mitrężyła go na rzeczy zbędne. Wiedziona sekretnym, znanym do dnia dzisiejszego wyłącznie Rostom korytarzem, szła w milczeniu. Nerwowym milczeniu. Przerywało je jedynie ciche przekleństwo, gdy który z mniej ostrożnych w ciemnościach przyrżnął łbem w zbyt niskie sklepienie, albo zawadził o nazbyt wąską framugę. Korytarza nie robiono jednak z myślą o paradnym marszu a o skrytej i bezpiecznej ucieczce. Idący przodem Dalmar nie czekał na maruderów. Nie było zresztą maruderów. Wypełniony szuraniem ciężkich buciorów, brzękiem ostróg korytarz wiódł ich w dal…

Aż w końcu doprowadził do upragnionego dla nich miejsca. Miejsca, gdzie Dalmar miał zamiar się z nimi rozstać.

***

Slawko uśmiechnął się szeroko słysząc nerwowość w głosie Sergia. Raz pod wozem, raz na wozie mawiano. Tutaj był tego żywy przykład. Sergio zarejestrował zainteresowanie, jakie ich spotkanie na placu z tyłu oberży wywołało pośród skrytych w podcieniu bramy obserwatorów. Przeklął się w duchu za tę nieostrożność. Mleko się jednak rozlało i pozostało grać kartami rozdanymi przez los. Slawko podrapał się kikutem w szczeciniastą brodę, po czym odparł. – Wiecie, mnie tam różne w życiu się rzeczy przytrafiały. Jakieś pół roku temu Walhor z Rybiego Kwartału zapłacił nam za to byśmy baczenie mieli na jeden taki stateczek. A jemu, znaczy Walhorowi, płacić miał właśnie jeden taki ciul. Pokazywał mi nawet chełpiąc się komu to on nie pomaga. To ten właśnie co w bramie siedzi, oko do mord mam, wiesz przecie. – Sergio wiedział. To zaś znaczyło, że jeśli Walhor nie łgał, a potrzeby nie miał, to rzeczywiście w bramie naprzeciwko „Miłej” siedział wykazujący nadmierne zainteresowanie oberżą szpicel Trybunału.

I w dodatku nie był sam…

***

Roland wsparty na głowicy miecza czekał przy zamkniętych wrotach frontowych. Widział, że reszta Rostów zajęła się sprawą a on miał jedynie zadbać o to…

O co miał zadbać w sumie nie wiedział. Chyba chodziło o to, by nikt przez frontowe wrota nie wlazł. Co jak co, ale takie zadanie wypełniał nie raz. Był prawdziwym królem drzwi frontowych. Stał czekając na rozwój wypadków myśląc nad tym co zrobi Dalmar i Sergio. Szczęściem, jak częściej już bywało, zdjęli mu z barków ciężar decyzji. Nie musiał wybierać, decydować, robić cokolwiek. Wystarczyło…

- W imieniu Króla otwierać! – krzyk i łomot kułaka o wrota „Miłej” wyrwały go z zadumy. Zaryglowane drzwi nie wpuściły tych, którzy czynili harmider na zewnątrz a być ich musiał co najmniej kilku. Solidne dębowe drzwi nie ustąpiły, choć ktoś tam naparł na nie mocno. – Otwierać mówię! Opór będzie traktowany jako zdrada stanu! Otwierać bo głowy dacie!

Ktoś tam za drzwiami pieklił się, ale nawet Roland zrozumiał, że to nie przelewki i o grubą sprawę idzie. Tyle, że decyzję co począć musiał chyba podjąć sam. Sergi był gdzieś na zapleczu a Dalmar w podziemiu. Tylko on był przy wrotach i do niego należała decyzja.

Niestety…

***

Dalmar wracał spiesznie. W sakiewce pobrzękiwały mu monety, które wszak zarobił całkiem łatwo. Skoro tak, dzień nie mógł być znów taki zły. Dziesięć lwów piechotą nie chadza. W sumie to była równowartość kilku dni ciężkiej pracy w „Miłej”. Lub jednego fartownego skoku. A do tego obietnica starego! Dalmar w myślach po raz wtóry wspominał słowa, jakimi ten, którego zwali de Lorh, go pożegnał.

„Dzięki ci dobry człowieku! Nie zapomnimy ci tego, nikt z nas tu obecnych a dadzą bogowie nadarzy się i okazja do odpłaty. Gdybyś kiedyś czego potrzebował masz tu znak. W Strzygach okaż go oberżyście a on ci we wszystkim pomoże. Powiedz, że de Lorh cię posłał”

Znak. Znak, phi. Wielkie mi hura bura. Zwykła wyblakła moneta. Z czasów zasranego Evarda Storma, barona Ainoru. Buntownika i mordercy. Fakt, nie bywała już w obiegu a ta nadto miała koronę wybitą co znacznie później uczyniono, ale zaraz znak. Mimo to powędrowała do sakiewki a Dalmar ruszył czym prędzej dalej. Już dochodził do piwnicy zadowolony z tego, że wszystko skończyło się tak szczęśliwie…

***

Sergio usłyszał hałas od biesiadnej i zrozumiał, że ma coraz mniej czasu na działanie. Roland mógł wszak… wszystko. Po Rolandzie bowiem można się było wszystkiego spodziewać. A Dalmar… niech to licho porwie! Żeby zaś wszystkiego było mało stojący na zapleczu Sergio, obserwujący sekretnie skrytych w bramie szpicli dostrzegł pośród nich poruszenie. I zauważył, że chyłkiem ruszają od tyłu ku oberży.

I to bynajmniej nie w dwóch…


.
 
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172