lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Macki i Maski [sesja D&D 18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/9008-macki-i-maski-sesja-d-and-d-18-a.html)

abishai 23-08-2010 21:01

Macki i Maski [sesja D&D 18+]
 
Sny...
Sny nieprzyjemne...
Sny niemiłe...
Sny oślizgłe...

Macki, oślizgłe, macki wijące się niczym węże...Szepty, głosy, słowa...Nawiedzające, niezrozumiałe.
Noce nie były tym, co Ur'Thog lubił. Noce sprawiały, że samotny półork tęsknił za dniem.
Wędrował na zachód, polując, urządzając tymczasowe siedliska. Żyjąc tak jak jego lud...ten, wśród którego się wychował
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie...sny i wspomnienia, fragmenty rozbitych wspomnień.
Krew, śmierć i coś jeszcze...spychanego w głąb.
Fragmenty strzaskanej przeszłości.
Rany na ciele zagoiły się gładko. Rany na umyśle... to już inna historia.
Dzień mijał za dniem, noc za nocą. Każde ze swoimi „atrakcjami”. Spokój wydawał się trwać wiecznie. Ale było to tylko złudzenie.
Wąski szlak wśród gór...
Z obu stron sosnowo świerkowy bór. On sam skryty, wśród drzew i krzaków.
Spojrzenie jego wędrowało po dwóch przemieszczających się istotach. Niziołku i elfie.
Nie widział dwunożnych istot od wielu dni. Nie odzywał się do nikogo od wielu dni.
A ci tutaj nie byli zwykłymi wędrowcami.
Uzbrojony w dwa dziwne noże i kuszę,niziołek tropił. Nie jego co prawda, ale na pewno kogoś lub coś innego. Niziołek wyglądał na doświadczonego w walce.
Jego blady towarzysz w skórzanej zbroi, już mniej. Aczkolwiek pozory mogą być mylące.

Wychudły elf ciemnoblond włosach, obwieszony był fiolkami, miksturami i butelkami.
A chyba żadna z nich nie zawierała bimbru...A szkoda. Natura zapewniała Ur'Thogowi wszystkie wygody...poza gorzałą.

Nefarius 24-08-2010 06:34

Agrhh!...- krzyknął półork budząc się nagle. Ciało jego było gęsto pokryte kroplami potu mimo iż noc była zimna. Słońce jeszcze nie wstało i szarawe niebo dopiero się rozjaśniało, żegnając ostatnie, najwytrwalsze gwiazdy. Otarł nadgarstkiem czoło. Po ognisku pozostał jedynie dogasający okrąg w czarno-pomarańczowym kolorze. Nie wiedział, dlaczego koszmary nie dają mu spokoju. Wcześniej, przed bitwą z krasnoludami takich nie miewał. Chyba. Wstał i wysikał się na żarzące się jeszcze kawałki drewna, gasząc je. Żył z naturą w zgodzie. Nie chciał by z jego winy coś się wydarzyło. Pożar nawet zimą był wielkim niebezpieczeństwem. Odkąd półorka nawiedzały koszmary sypiał mało. Kładł się jak najpóźniej i wcześnie wstawał budzony za sprawą koszmarów. Mieszaniec pozbierał swoje rzeczy i spakował do plecaka, powiesił na sznurze łuk i podniósł topór, opierając go drzewcem o ramię. Ruszył w dalszą drogę.
Był niezbyt przystojny, choć jeszcze dość młody. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Ciało jego miało odcień szarości, twarz była charakterystyczna dla przedstawiciela rasy mieszańca. Z żuchwy wyrastały dwa kły, będące dziedzictwem orczej linii jego przodków. Bujne, czarne włosy, skryte były pod poszarpanym kapturem jego płaszczu. Choć było dość chłodno, on nie był jakoś specjalnie, grubo ubrany. Trudno było pod wierzchnim ubraniem dostrzec jego lekką zbroję. Wielkie piwne oczy uważnie lustrowały okolicę. Bacznie szukał wszelkich niebezpieczeństw. Był gotowy na wszystko. Kilka dni wcześniej napotkał dorosłego dzika i tylko los szczęścia, który się do niego uśmiechnął pozwolił mu przeżyć i zwyciężyć trudną walkę z rozjuszonym zwierzem. Na szczęście zadrapania i rany zrekompensowało pyszne mięso upieczone nad ogniskiem.
Wędrówka jego trwała już kilka godzin, on zaś nie zrobił sobie żadnej przerwy. Uznał w końcu, że najwyższy czas zjeść i dać nogom odpocząć. Z plecaka wyciągnął zawinięte w szmatę kawałki mięsa z wspomnianego dzika, które zabrał ze sobą. Niska temperatura wokół na szczęście sprzyjała noszeniu z sobą mięsa w wszelakiej postaci. Ledwie odgryzł kawałek i zaczął rzuć, gdy uwagę jego przykuły dwie sylwetki wędrujące nieopodal. Zaintrygowali go. Niziołek oraz elf. Nigdy nie spotkał niziołka, z elfami też miał niewiele do czynienia, raz tylko jego klan został napadnięty przez grupę elfów o grafitowej skórze, jednak grubo się przeliczyli i choć udało im się za sprawą zatrutych bełtów zabić kilku orków, ostatecznie to zielonoskórzy triumfowali, zabijając mężczyzn i gwałcąc jedyną w schwytanej grupie kobietę.
Półork obserwował kilka dłuższych chwil podróżników. Wahał się. Nie rozmawiał z nikim od dawna. Jednak ciekawiło go, czym się kierowali, zapuszczając się w te dość niebezpieczne rejony. Przez myśl przeszło mu nawet to, że może w okolicy jest gdzieś jakaś osada. Warto było spytać. A że elf miał do płaszcza zawieszoną masę kolorowych płynów w flaszkach, to też Thog pomyślał, że może ma przy sobie coś co rozgrzeje go zimnymi wieczorami. Wartko wrzucił na ramię plecak i oparł swój topór o drugie ramię jak miał w zwyczaju po czym wyszedł z krzaków ostatecznie się ujawniając. W jego mniemaniu było to najlepsze rozwiązanie.
-A czegoż to dwójka wędrowców szuka w tych niebezpiecznych regionach?- rzekł głośno, by dobrze go słyszeli.
-Roi się tu od dzików i czarnych kotów, które jednym zamachem łapy potrafią kark swej ofiary rozpruć.- dodał po chwili. -Nie wyglądacie na takich, co znaliby się na tajnikach dziczy i przetrwaniu na jej łonie.- kontynuował podchodząc w ich stronę wolno, celowo nie robiąc żadnych agresywnych ruchów. Broń jego jedynie mogła budzić mieszane uczucia, jednak topora takich gabarytów nie sposób było nigdzie schować, to też zawsze nosił go na wierzchu. Miało to też i dobre strony, bo zawsze był przygotowany na walkę. Półork zatrzymał się kilkanaście metrów od dwójki mężczyzn spoglądając na nich z zainteresowaniem. Nie zapomniał języka w gębie, jak wcześniej się obawiał a i wspólna mowa nie była dla niego niczym trudnym, choć na co dzień korzystał z dialektu orków.

abishai 24-08-2010 12:48

Pojawienie się Ur’Thoga przerwało „sielankowy spacerek” dwóch podróżnych.
Reakcja niziołka nie zaskoczyła półorka. Niemal odruchowo sięgnął po kuszę na plecach.
I załadowaną wycelował w przybysza. W górach należało być ostrożnym. Reakcja elfa był już bardziej przyjazna, choć niecodzienna.
Zwłaszcza że w przeciwieństwie do słów, charczący głos Thoga nie brzmiał przyjaźnie. Gardło nienawykłe do wspólnej mowy, gardło które nie odzywało się od dłuższego czasu do nikogo, zabrzmiało...wrogo. Wbrew intencjom swego właściciela.
-On się zna...to tropiciel. I to całkiem biegły w swym fachu. A polujemy na gobliny.- rzekł przyjaznym głosem elf, wyciągając jakiś papier i machając nim niczym flagą.- Ostatnio pojawiło się w okolicy bardzo złośliwe plemię. Bardziej upierdliwe niż groźne. Jak to gobliny. Napadają na wioski, świniaki kradną i owce, atakują znienacka karawany, rabując co popadnie i uciekając przy silniejszym oporze. Ostatnio, trochę ludzi ubili. Jest za nich nagroda. Dwieście sztuk złota, do podziału. Za ubicie szefa i przepędzenia bandy.
Oczy elfa się zwęziły, a jego uśmiech stał się bardziej złowieszczy.- Podobno ich przywódca jest czymś więcej niż...goblinem.
-Na razie szukamy ich kryjówki, by ocenić sytuację. Potem się zatrudni dodatkowych najemników, co by nie wpaść w kłopoty, podczas ataku na goblińską bandę.-
wtrącił niziołek. -Ale przywódca drużyny i jego przyboczny, zawsze dostaje największą działkę. –dodał elf, potarł podbródek.- A skoro już tak gadamy, to wypada się przedstawić. Jestem Darios Wygnaniec, a to Greenbo Underhill. Jak ciebie zwą?
Po czym spojrzał na niziołka i znów spojrzał w stronę półorka dodając.- Dodatkowe wsparcie jest mile widziane, więc jeśli idziesz w naszą stronę.

Nefarius 24-08-2010 22:41

Gdy mały tropiciel, wycelował w Ur'Thoga z kuszy, ten cofnął się o krok. Fakt. Żył w dziczy nierzadko zachowywał się jak zwierze, jednak nie brakowało mu instynktu samozachowawczego. Nie chciał dać karłowi powodu do naciśnięcia spustu. Szybko jednak sytuacja się uspokoiła i zielonoskóry wypuścił trzymane w płucach powietrze nosem. Na szczęście drugi z dwójki podróżników miał bardziej przyjazne podejście do otoczenia niż niziołek. Sprawa stała się jasna.
-Nie wygląda na takiego.- skomentował półork spoglądając na karła -Przypomina raczej targowego kieszonkowca... Bez urazy.- był szczery, bo czemu by nie? Wszak taką miał naturę. Kłamstwo nie było mu w niczym potrzebne. Kiedy zaś elf wspomniał o goblinach mieszaniec z toporem wejrzał na niego zaintrygowany przedstawioną sprawą.

Gobliny były fałszywymi i tchórzliwymi pokrakami. Często paktowały z orkami, ale tylko dlatego, że obawiały się ataku z strony większych zielonoskórych. Thog nie raz nie dwa zabijał przygłupiego pokurcza, z byle powodu. Było mu z tym dobrze. Teraz zaś stał przed nim dylemat, czy pożegnać dwójkę wędrowców i życzyć powodzenia w zabijaniu goblinów, czy też może dołączyć się do nich. Za i przeciw było sporo. Przede wszystkim mając do kogo się odezwać mógłby choć na chwilę zapomnieć o koszmarach, które go nawiedzały. Z drugiej zaś strony nie mógł ufać elfowi i niziołkowi. Kto wie, czy nocą nie obezwładnią go w śnie i nie zaprowadzą do najbliższej osady oskarżając go o bycie okolicznym potworem, który działał w zmowie z rzeczonymi goblinami.

Złoto na wiele mu się zdać nie mogło. Wszystko czego potrzebował miał w zasięgu ręki. Wszystko, co mogło mu się przydać, dawała mu natura. Jednak dobrze byłoby kiedyś udać się do miasta i kupić jakiś lepszy pancerz. Ten, który miał na sobie należał niegdyś do nierozsądnego łowcy, który zabrnął za głęboko w tereny klanu Ur'Thoga. Półork nawet nie pamiętał nazwy owego klanu. W końcu wziął głęboki wdech.
-Ur'Thog. Tak się nazywam. Ale... Możecie mówić mi Thog.- odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia, którą poświęcił na przemyślenia.
-Idę gdzie oczy mnie poniosą...- zawahał się jeszcze przez krótką chwilę -A dzisiaj niosą mnie tam, gdzie i wy się udacie.- odrzekł w końcu wyrażając swoje stanowisko, po czym podszedł bliżej do dwójki.
-Macie jakiś trop?- spytał na koniec.

abishai 24-08-2010 23:11

Darios spojrzał na niziołka mówiąc.- Bo jest kieszonkowcem...także.
Greenbo zareagował na te słowa spojrzeniem na elfa i wzruszeniem ramion.
Jednak w przypadku tropu niziołek miął więcej do więcej powiedzenia.- Tropy worgów i wilków, obciążone. Dużo jeźdźców...z dziesięciu.
Po czym wskazał palcem kierunek.
A Wygnaniec dodał.- Zna się na swojej robocie.
I ruszyli we trójkę, przy czym niziołek tropił, a elf paplał. Przez pewien czas zdawało się półorkowi, że ci dwaj pozamieniali się na rozumy. Bowiem skupiony Greenbo był jakiś mało niziołkowaty, a wesoły Darios był gadatliwy. Co więcej, chętnie odpowiadał na zadane pytania ( o ile nie dotyczyły bezpośrednio niego).
Niemniej Ur’Thog miał wrażenie że elf jest...dziwny. Od czasu do czasu jego spojrzenie wydawało się być...nienormalne. Czasami ton jego głosu pełny był szalonej ekscytacji.
Za to niziołek, był mrukliwy...może dlatego, że skupił się na tropieniu. I nie lubił gdy mu ktoś zawracał głowę przy robocie.
Trop prowadził doliny wyżłobionej i przecinanej przez rzeczkę, niezbyt zresztą głęboką.


Dolinę ukrytą wśród gór, dolinę idealną dla małej społeczności , która chciała się odciąć od świata. I rzeczywiście.


Wkrótce napotkali pierwsze ruiny domów. Które od razu wzbudziły zainteresowanie Dariosa, biegał od jednych ruin do drugich z wyraźną fascynacją w spojrzeniu.
A Ur’Thog...półorkowi wydawało się, że coś słyszy. Cichy szept, pełen słów których nie rozumiał.
Ale nie potrafił powiedzieć skąd ten szept dochodzi. I jak się okazało, tylko on go słyszy.
Lecz nie było czasu na roztrząsanie tego. Niziołek zakomunikował cicho.- Są już blisko.
I gestami nakazał by członkowie grupy trzymali się blisko i byli cicho.
Niziołek skulił się, choć nie miał pewnie powodu...Niemniej elf postąpił tak samo, jak i półork.
Przedzierali się przez krzaki by dojść do kotliny do której to wpadała rzeczka.
Kotliny którą Darios ocenił słowami.- Nie powstała w sposób naturalny.
Kotlina ta otoczona była otoczona rozpadającym się obecnie kamiennym murem, a w jej centrum stała również rozpadająca się olbrzymia budowla. Na pewno nie dom...coś znacznie większego.
Na resztkach kamiennej bramy, kiedyś broniącej drowi wjazdowej do kotliny siedziały obecni jej władcy.


Jeden kolekcjoner oręża i jeden „dzikus”...siedzieli na trzymetrowej kamiennej bramie i mieliby dobry widok na okolicę, gdyby nie była ona tak zarośnięta.
Dużo drzew i gęste poszycie, zasłaniało pole widzenia wartowników.

Nefarius 25-08-2010 17:52

Półork przyglądał się dwójce karłowatych glizd z nieskrywaną niechęcią. Nie znosił goblinów, szczególnie takich, które uważały, że są panami. Obojętnie czy jakiegoś miejsca, jakiegoś przedmiotu czy też sytuacji. Mieszaniec uwielbiał na prawdę przekonywać ich o tym iż nie są panami niczego.
-Proponuję wpaść tam i rozjebać im łby!- warknął, lecz na tyle cicho by tamta dwójka zielonoskórych go nie usłyszała.
- Wartownicy...tam w środku, jest ich więcej.- rzekł cicho niziołek. A Darios dodał.- Przewaga liczebna jest po ich stronie.
Zwrócił się do Greenbo.- Podkradniesz się niezauważony do muru?
-Może... nie jestem pewien.- odparł niziołek.
Półork był zdziwiony taktycznymi zagrywkami nowo poznanych kompanów. Być może dlatego wolał samotną wędrówkę. Nie trzeba było myśleć nad tym, co przed bojem się opłaca, co należy zrobić, a czego zrobić nie należy.
-Przecież i tak wejdziemy do środka żeby ich zabić, czy będziesz skradał pod murem czy nie...- odrzekł nieco rozczarowany Ur’Thog. Gdyby był sam pewnie już stałby nad dwoma trupami i czekał z niecierpliwością na pojawienie się pozostałych. Nie mógł jednak za bardzo szaleć, wszak dołączył się do tej dwójki i to było ich zadanie, on zaś tylko pomagał. -Czyli jaki macie pomysł?- spytał po chwili, chcąc poznać plan elfa i niziołka.
-Zabić goblinów, nie problem...jednakże przeżyć tą walkę tak.-mruknął Greenbo.- Tam jest kilkanaście goblinich jeźdźców. Wystarczająco dużo, by nas... ubić, nie zbliżając się na zasięg topora.
-Zabić dyskretnie to sztuka.-potwierdził Darios... I jak się okazało nie pomysłu mieli. Może poza próbą wycofania się od bramy i znalezienia odpowiedniego miejsca do przekradnięcia się przez mur.
Zielonoskóry wojak zamyślił się. Tak przynajmniej wyglądał. Nie znał żadnej metody skradania się, zabijania po cichu i eliminowania przeciwników dyskretnie, jeden po drugim.
-Ty nie znasz czarodzieju jakiś sztuczek, które wysadzą w powietrze te paskudy?- spytał spoglądając na elfa. Widział kiedyś jednego z orkowych szamanów w boju, ciskał błyskawicami jakby władał potęgą żywiołu. Ur’Thog miał nadzieję, że ten mag, również tak potrafi.
-Ale będzie dużo huku i...przyciągnie to na pewno czyjąś uwagę.- mruknął Darios i po chwili dodał.- I... nie jestem czarodziejem.
-Powinniśmy rozeznać sytuację...a nie rozpoczynać walkę. Czy nie taki był plan?- dodał niziołek i rzekł.- Pójdźmy na prawo. I przyjrzyjmy się murowi, może da się po nim wspiąć.
-No nie wiem. Moglibyśmy nieco nadkruszyć ich siłę przed walnym starciem.- zamyślił się Darios.
-Faerun do Dariosa...Jest nas trzech i ich koło dwudziestu goblinów, o wilkowatych nie wspominając. Jeśli się damy wciągnąć w walkę to nas liczebnie przygniotą.- westchnął z irytacją Greenbo.
-Jesteś pewien, że tylu ich tam jest?- warknął coraz bardziej rozdrażniony sytuacją półork. Kiedyś słyszał hasło, że kto walczy ten wygrywa, czy jakoś tak. Jakby nie było, uważał to za prawdę.
-Czyli nie atakujemy, ale i nic innego też nie robimy bo nie wiecie co?- chciał się upewnić czy dobrze zrozumiał.
Przez chwilę elf i niziołek spoglądali po sobie, by wreszcie Darios rzekł.- Niezupełnie. Widzisz mamy plany, problem w tym że...każdy swój.
-Ja bym wolał po prostu iść dalej ...wzdłuż muru i znaleźć miejsce niestrzeżone.- odparł Greenbo.
Zaś elf dodał.- Ja zaś jestem za małym atakiem prewencyjnym i ucieczką. Mamy więc impas.
-Ucieczką?...- lekko nie dowierzał temu, co usłyszał -Ten plan odpada. Jeśli mają jeźdźców, to dogonią nas w ciągu kilku chwil. Idźmy wzdłuż muru. Jeśli taki znajdziemy, to będziemy kombinować co dalej...- zaproponował półork. -Prowadź.- zwrócił się do niziołka.

abishai 30-08-2010 16:26

Mur który otaczał „świątynię” był wysoki, ale też mocno naruszony zębem czasu. Pełen pęknięć i szczelin, był łatwy do sforsowania. Niemniej Ur’Thog pomógł elfowi i niziołkowi przedostać się przez mur. A sam wszedł po nich i przyjrzał się sytuacji za murem. A nie była za ciekawa.
Mur otaczał olbrzymią świątynię zbudowaną na planie kwadratu, z kwadratowymi przybudówkami w każdym z rogów. Pośrodku głównego sześcianu wznosiła się wysoka wieża...Obecnie już nieco zrujnowana. Jak zresztą cała świątynia. Kamienne mury nosiły ślady pęknięć i były pokryte pnączami bluszczu. Część dachu świątyni zawaliła się do środka, przez wybite okna wychylały się gałęzie drzew rosnących wewnątrz.


Jednak ten widok napawał twarz Dariosa zachwytem, graniczącym wręcz z obłędem...a może nawet go przekraczającym?
Półork miał inne odczucia, ilekroć spoglądał na świątynię, tylekroć czuł, że szepty w jego głowie nabierają na sile.
Zresztą był ciekawszy widok dla niego....Gobliny okupowały rozwalające się budynki przyświątynne, przystosowując je do swoich potrzeb. Czyli zatykając szczeliny sianem i mchem, prowizorycznie łatając dachy. Było ich tu około 20-30 goblinów. Głównie samce, mało samic...brak drobnicy w postaci młodych i starców. To nie było plemię, tylko banda zbójecka. Wszyscy byli uzbrojeni, w jatagany lub krótkie miecze. W dzidy, różnego rodzaju...oraz krótkie łuki. Nosili broń przy sobie, ale widać było, że nie spodziewają się napaści. Bo rozluźnieni, oddawali się piciu i hazardowi, oraz kłótniom i wzajemnemu wydzieraniu sobie łupów. To był „podział” zdobyczy typowy dla goblińskich społeczności. W prowizorycznej zagrodzie spało około 20 wilków i worgów.
Całe goblińskie zabudowania otaczał niski płotek zrobiony z gałęzi, bardziej dla zaznaczenia „granic” osady, niż w celach obronnych.

Ale to już Dariosa nie interesowało. Elf ruszył w kierunku świątyni, korzystając krzaków porastających gęsto dolinkę, jako osłony przed goblińskimi oczami.
Widząc zachowanie elfa, niziołek zaklął cicho pod nosem i zaczął skradać się za nim, chcąc zapewne dogonić go i odwieźć od całkiem szalonego zamiaru spenetrowania wnętrza świątyni.

Nefarius 01-09-2010 13:55

Zielonoskóry szedł za dwójką nowopoznanych towarzyszy. Kilka chwil wcześniej, Ur’Thog chciał wejść z toporem w garści i porąbać na kawałki gobliny, wtedy został uświadomiony iż to niebezpieczne. Elf i niziołek teraz sami sobie zaprzeczali pchając się tam, gdzie mogło być gorąco.
-Czekajcie!- syknął do nich ściszonym tonem -Mam pomysł! Udam się do nich jako wysłannik orkowego plemienia. Zaproponuję im pakt i zaproszę najważniejszych z nich jaskini mego klanu, aby omówić więcej szczegółów.- przedstawiał krok po kroku swój plan. -Wy zaś zaczaicie się na nich gdzieś w okolicy i gdy dojdę do tego miejsca wspólnie ich zaatakujemy pozbawiając ich gromadę, herszta. Będą łatwiejszym celem.- zaproponował.
-To zrób to... odciągnij uwagę goblinów, a ja spróbuję złapać tego szaleńca, zanim wpakuje nas w kłopoty.- odparł równie ściszonym, acz bardziej spanikowanym głosem niziołek. A elf... on się nie odezwał, wpatrzony urzeczonym wzrokiem w świątynię.I ruszył dalej, ku wściekłości Greenbo.
Ur’Thog skinął głową niziołkowi i odwrócił się na pięcie ruszając wartko w stronę, z której przybyli, tam gdzie znajdowała się dziura w murze, przez którą widzieli gobliny.

Doszedł w końcu do wysokiej, zniszczonej czasem bramy, której pilnowały dwa pokurcze. Jeden z kilkoma sztukami broni drugi przypominający typowego goblina z lasu. Ur'Thog zmrużył oczy. Chwilę się zastanawiał, jak uwiarygodnić swoje słowa i nagle wpadł na pomysł. Krańcem wskazującego palca przejechał po ostrzu swego topora. Sekundę później palec krwawił. Barbarzyńca naznaczył na piersi kształt przypominający złamaną w pół strzałę. Teraz mógł w końcu zadziałać. Zielonoskóry okrążył gąszcz, by gobliny nie dostrzegły, skąd dokładnie przychodzi. Thog wątpił by się czegoś domyślały, ale ostatecznie nigdy nic nie wiadomo.
-Thanga z klanu złamanej strzały!- rzekł głośno w języku orków. Wielu goblińców znało ten język. By być bardziej wiarygodnym przemówił właśnie w rodzimej mowie.
-Jam jest wysłannikiem klanu złamanej strzały. Przybywam by paktować z waszym hersztem o nieagresji.- dodał po chwili by wyjaśnić strażnikom powód jego przybycia.

Widok półorka zdziwił oba gobliny. Zaczęły gadać między sobą w swym piskliwym języku. Po czym, ten futrem na głowie przedstawił się.- Kul’ar...wielki goblińska wojownik i szaman. My nie słyszeć o twym klan. Jak ty znaleźc to miejsce?

Ur’Thog właściwie nie musiał się za bardzo wczuwać.
-Zawołaj herszta tempe ścierwo, bo nie z Tobą przybyłem pertraktować.- burknął złowrogo -Nikt nie pytał Cię, czy znasz mój klan. Wołaj wodza, z nim będę rozmawiać!- warknął mając nadzieję, że uda mu się zastraszyć pokurcza.
-Czekaj.- syknął goblin i znikł...By po piętnastu minutach przyprowadzić swego przywódcę.
Stworzenie o niebieskawej skórze, goblina mającego aż metr osiemdziesiąt wzrostu i zarost na policzkach i dziwne spojrzenie...jakby wilcze. To nie był zwyczajny goblin.
- Czego tu chcesz mieszańcu?- nie bawił się też w dyplomację.

-Przybywam z północy. Klan Złamanej strzały, z Ususem na czele zamierza przenieść się na te tereny. Klan Złamanej strzały ma plany co do pobliskich wiosek.- odrzekł zielonoskóry. -Jednak klan nie potrzebuje wrogów wśród swojaków. Moim zadaniem było przybyć w te okolice i znaleźć sojusznika, który pomoże ograbić i zdobyć te tereny. Jestem jednak tylko wysłańcem i jeśli się zgodzisz, na współpracę musisz udać się do mego przywódcy.- wyjaśnił półork -Jeśli się nie zgodzicie, mój klan i tak tu przybędzie, ale nie skupi swej uwagi na wioskach ludzi a na tych, którzy nie przyjęli mej propozycji.- przeszedł do sedna.
-To niech twój przywódca przyjdzie do nas.- warknął wyrośnięty goblin. W dodatku nieuzbrojony goblin. W przeciwieństwie do swych podwładnych, ich lider nie miał przy sobie oręża.- Masz mnie za głupca? Chcecie pertraktować to pofatygujcie się tutaj.

-Źle to określiłem...- syknął co raz bardziej poirytowany półork -Chcemy nie rozbijać was w miał. Jeśli liczysz, że orkowie przybędą w te miejsce, żeby rozmawiać z goblinami, to rzeczywiście jesteś głupcem, za którego Cię mam.- warknął Thog. Nie był dyplomatą. Potrafił straszyć rozmówców i to wykorzystywał, ale jeśli chodzi o dłuższe dialogi nie miał do tego cierpliwości. -Udasz się do mego wodza? Czy wybierasz potępienie swojemu stadku?- zapytał, chcąc uzyskać ostateczną odpowiedź.
-Uciekaj, póki jeszcze możesz.- syknął przywódca bandy , a jego ciało powoli zaczynało się zmieniać i przybierać półwilcze kształty.



Ku uciesze dwóch rechoczących goblinów siedzących na szczycie bramy... Bestia zawyła i ruszyła w kierunku swej ofiary,U’r Thoga.

Zielonoskóry dostrzegł w tym swoją szansę. Sam na sam nie poradziłby sobie z niesamowitym potworem. Lecz z pomocą elfa i niziołka mogli pokonać stwora. Tamci również nie mogli interweniować na oczach goblinów, gdyż te wezwały by pomoc. Pozostawało zwabić stwora do miejsca, gdzie czekać miała dwójka mężczyzn. Ur’Thog rzucił się do ucieczki w tamtym właśnie kierunku.

Oczywiście były z tym problemy, wynikające choćby z tego, że i niziołek i elf znajdowali się za murem, na który trzeba było się wdrapać. A Greenbo starał się złapać Dariosa, który niczym obłąkany podkradał się do opuszczonej świątyni.

Biegł ile sił w nogach czując na plecach oddech bestii. W końcu dostrzegł miejsce, gdzie przeskakiwał przez płot, wraz z elfem i niziołkiem. Wtedy nagle zatrzymał się w miejscu i odwrócił energicznie biorąc potężny zamach swoim toporem. Miał nadzieję, że odgłosy walki sprowadzą czujnych kompanów z powrotem.

abishai 04-09-2010 19:19

Stwór nie próbował go dopaść...rozkoszował się polowaniem na niego. To dawało mu odrobinę czasu. Kilka chwil życia więcej.
Zatrzymał się przy murze wzniósł topór do ciosu. Bestia się tego nie spodziewała. Rozpędzona nie zdołała się uchylić. Topór zatoczył łuk i trafił w szyję bestii, odrzucając ją w bok. Stwór przetoczył się po ziemi odrzucony. Ale podniósł się szybko z ziemi i błyskawicznie zaatakował. Thorg próbował sparować atak toporem, prawie się udało prawie.
Lewa łapa bestii i trafiła na ostrze, zębata paszcza zacisnęła się na trzonku. Ale lewa łapa rozorała prawy bok barbarzyńcy. Polała się krew...


Thorg się cofnął i kopniakiem odrzucił od siebie , bestię by zaatakować i...trafić toporem w pysk bestii, czego śladem było draśnięcie jedynie. Draśnięcie. Mimo że włożył w atak całą swą siłę i desperację. Sprawy nie wyglądały dobrze, tym bardziej że stwór szykował się do kolejnego ataku.
- Było nawet zabawnie, ale czas to kończyć.- wycharczał stwór ze złowieszczym uśmieszkiem na pysku...twarzy...jakkolwiek określić tą jego gębę.
A Ur’Thog czuł jak jego serce powoli wypełnia rozpacz...Rozpacz nienaturalna, zupełnie jakby macki tego uczucia oplatały i "dusząc" jego serce i wolę.
Stwór ruszył do kolejnego ataku i...wtedy jego przednie łapy oplątał plączonożny worek.
Ciśnięty przez niziołka siedzącego na górze. Syknął cicho.- Na co czekasz, pakuj się na górę. Zgubiłem tego szurniętego elfa, gdzieś przy świątyni. Musimy go znaleźć i ulotnić się stąd jak najszybciej.
Spojrzał na bestię i jęknął.- Na Brandobarisa...Miałeś tylko kupić trochę czasu, a nie pakować się w bójkę z bestią z piekieł rodem.
Zeskoczył z muru, więc Thog go nie widział, za to słyszał jego słowa.- Przełaź przez mur i ruszamy szukać tego elfa, zanim ta jego głupawka nie wpakuje nas w większe kłopoty.

Nefarius 08-09-2010 19:27

Ur'Thog nie był pewien czy dobrze wybrał przyłączając się do dwójki podróżników. O ile niziołek miał łeb na karku i był przydatny, to już jego kompan był totalnym kretynem, samotnie buszując po ruinach zamieszkałych przez plemię goblinów.
-Szedłeś kilka kroków za nim, jak mogłeś go zgubić?!- spytał zirytowany półork. Zielonoskóry wejrzał raz jeszcze na chwilowo skrępowanego stwora, którego unieszkodliwił maluch na murze. To była kwestia kilkunastu uderzeń serca, jak czworonożna poczwara ogłosi alarm i ściągnie im na głowę całe plemię goblinów.

Ur'Thog nie wiedział, czy podjąć próbę dobicia stwora, czy udać się za niziołkiem. Przez myśl przemknęło mu również aby przy najbliższej okazji rozłupać kurduplowi łeb, zgarnąć wszystko, co przydatne i uciec z tego miejsca. Elfa pewnie już dopadły gobliny. Ostatecznie jednak zrezygnował z tego dość haniebnego planu i postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Tracili czas szukając elfa. Wspólnie mogli zabić potwora, ale zamiast tego musieli iść szukać kretyna, który stracił rozum.
-Jak go kurwa znajdziemy, to wybije mu zęby i przy okazji takie krzywe akcje ze łba...- skomentował wykorzystując okazję i wskakując na mur.
-Prowadź do miejsca, gdzie ostatnio żeś go widział.- burknął.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172