|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-09-2010, 02:03 | #141 |
Reputacja: 1 | Kapłan z uśmiechem wyskoczył czym prędzej z łodzi, ciągle trzymając w dłoniach swoją kuszę, drugą dłonią zaś sięgnął po bełt, aby jeżeli zajdzie taka potrzeba wbić go w tors wroga. - Myślisz, że to... Pelor cię wybawił - odpowiedział towarzyszowi ze śmiechem na ustach, po czym podążył za paladynem. I chociaż wydawało się, że to już koniec podziemnej batalii to elf zachował krztynę rozumu i wyostrzył zmysły, aby przygotować się w razie czego. _________________________________________ k20 = 1 |
13-09-2010, 17:05 | #142 |
Reputacja: 1 | Ruszyli nie czekając ni chwili. Ronir pierwszy, za nim Nydian i Vallan. Spieszyli się, jakby świadomi tego, że im dłużej przebywają w tych podziemiach w tak nieprzyjaznym im miejscu, tym bardziej narażają się sami. Tym większa szansa na to, że stanie im się co złego. Tym większe prawdopodobieństwo, że pójdą w ślady Corvusa i Draholta. Od razu, po opuszczeniu palisady „szczurków” dostrzegli, że coś się zmieniło od chwili, kiedy widzieli to miejsce po raz ostatni. Nie od razu skojarzyli co to takiego być mogło. Jednak odczucie, że są w tym miejscu obcymi, nieproszonymi intruzami narastało. Oraz świadomość tego, że coś ulotnego wciąż im umyka. Rozglądali się trwożnie, jednak minęło sporo uderzeń serca nim zauważyli o co chodzić mogło. Vallan zauważył. - Gdzie są ciała tych poczwar? – zapytał rozglądając się czujnie. W jednej chwili pojęli, że to właśnie mogło być „to”. Ciał zabitych przez nich „szczurków”, obrońców palisady, nie było. Nie było również po nich żadnego śladu z wyłączeniem krwawych nalotów na kamieniach. Nalotów, wśród których też uwijały się jakieś maleńkie, mrówko podobne owady. - Może ich zeżarły? – mruknął z powątpiewaniem Vallan. Rzecz wydawała się nieprawdopodobną, ale wykluczyć jej nie mogli. Nie rozwikławszy tego problemu ruszyli korytarzem tak wydeptanym, że nie mogło być wątpliwości, że tą właśnie drogą tu dotarli. Wszechobecna wilgoć z każdym krokiem ustępowała dając dowód tego, że oddalają się od rzeki. Coraz bliżej legowiska pająka, coraz bliżej studni, coraz bliżej portalu, który szalona anomalia umieściła w studni. Studni… Studni… - Potrzebna nam będzie lina z łodzi! – powiedział Nydian spoglądając na swoich kompanów. Jednak był z nim tylko Ronir. Kapłan odwrócił się jako i on spoglądając w mrok korytarza. Ciemność tunelu, który dopiero co pokonali, nie rozświetlał żaden blask. Nie było też słychać żadnego odgłosu. Jakby Vallan zniknął, rozpłynął się w ciemnościach. Chyba, że czaił się tam niewidzialny wróg, który potrafił człeka zabić od ręki tak, że nie wydawał on nawet dźwięku?! Z korytarza powiało zimnem a ściany zdawało się zeszroniły się przez chwilę. Tylko przez chwilę, ale nie czekali na to, co się wydarzy dalej. Pomknęli na złamanie karku ku pieczarze ze studnią świadomi tego, że lina przestała być aż tak palącym problemem. Zwolnili po dwustu może krokach. Sprawił to upiorny, błękitny blask. Żywy dowód na to, że portal wciąż był otwarty. Blask rozjaśniający komnatę. Rozjaśniający ją na tyle, by byli w stanie dostrzec zagrodę z której na początku wyprawy po rozprawie z pająkiem się wydostali. Zagrodę, w której coś się ruszało… To czym owo „coś” jest, dostrzegli po dłuższej chwili obserwacji. „Coś” przypominało stonogę. Tylko wypasioną. Cholernie wypasioną. W sumie jednak nie było w tym nic dziwnego. Stonoga pożerała właśnie truchło zabitego przez nich pająka. Który przecież też mały nie był. Jej szczęki wielkości solidnych maczet porcjowały ciało włochatej bestii a segmentowaty pancerz błyskał rdzawo osłaniając dziesiątki nóżek. Dwa czułki wyrastające z głowy stonogi chwiały się leciutko na różne strony, jakby przeczesując powietrze wkoło. Jakby powolne dziwnemu, niezrozumiałemu dla dwójki Śmiałków, rytmowi… *** [proszę Farałona o niepostowanie] . Edycja: spowodowana oczywistą pomyłką MG Ostatnio edytowane przez Bielon : 13-09-2010 o 18:03. |
15-09-2010, 14:11 | #143 |
Reputacja: 1 | Kiedy obrócił się powoli i spostrzegł, że nie ma z nimi już Vallana, Ronir wzdrygnął się. Po wymianie spojrzeń z kapłanem, było jasne że żaden z nich nie wiedział co się stało z łowcą. A to wróżyło bardzo źle... Puścili się biegiem wgłąb korytarza - w stronę z której przybyli na początku wyprawy. Błękitna poświata była dla paladyna wielką ulgą. Zaś stonoga... cóż, nie wyglądało na to żeby była nimi zainteresowana - zwłaszcza w środku swojego posiłku. - Mam linę. - powiedział Nydianowi wyciągając zwoje z plecaka. - Piętnaście metrów, powinno wystarczyć. Szkoda tylko, że nie mam do niej haka. Postanowił nie przejmować się stonogą, dopóki ta nie da im powodu że trzeba się nią przejmować. Kątem oka obserwował jej zachowanie, jednocześnie szukając jakiegoś sporego, ostrego kamienia, który mógłby posłużyć w ich sytuacji za hak do liny. A następnie rzucić linę do góry, ku portalowi. _________________________________ Ronir: 2k20 = 1 + 15 |
15-09-2010, 14:38 | #144 |
Reputacja: 1 | Zniknięcie towarzysza przyśpieszyło bicie serca kapłana, dość porządnie. Ale nie ma co biadolić i wzdychać. Wzrokiem ogarnął kolejną poczwarę, serce przyśpieszyło jeszcze bardziej. Ale sam nie wiedział czemu, uważał że stonoga zajęta jest teraz pożeraniem pajęczaka, i nie będzie zwracała uwagi na małych ludzików. Lecz wbrew temu co podpowiadał mu umysł, wyciągnął swój korbacz, tak dla bezpieczeństwa. Gdy tylko paladyn zaczął szukać prowizorycznego haka, Nydian po chwili pomógł w poszukiwaniach, przepraszając w myślach swego boga o to, że oferuje pomoc swemu wrogowi, lecz w sumie kapłan też chce się stąd wydostać, ale jednak wolał przeprosić. ________________________________ k20 = 19 |
16-09-2010, 08:49 | #145 |
Reputacja: 1 | Kamień to nie był hak. Trudno było mieć nadzieję, że uda się nim trafić w oko stalowego pierścienia. Trudno było mieć nadzieję, że się nie rozplącze, zwłaszcza kiedy wiązały go na końcu liny drżące ręce paladyna i kapłana. Jednak pomimo wszystkiego udało im się jakoś znaleziony hak umocować. Dopiero w tej chwili uzmysłowili sobie, że wielki segmentowy robal od jakiejś chwili nie daje po sobie znaku życia. Unieśli swój wzrok, ale dostrzegli go w tym samym miejscu co był wcześniej. Tylko sterczące w górę czułki wachlowały nieco bardziej nerwowo, jakby stwór wyczuwał ich bliskość. Ich obecność. Krótka modlitwa do opiekuńczych bóstw mogła pomóc. Zaszkodzić z pewnością nie mogła. Dopiero po niej ruszyli ostrożnie wzdłuż ściany pieczary ku wyzierającej ze sklepienia studni. Skąpani w upiornym, błękitnym blasku portalu. Bez pochodni. Paladyn z liną w ręku a kapłan z korbaczem. Tak… profilaktycznie… Byli może kilka kroków od pierścienia, kiedy równocześnie Ronir cisnął liną w górę szczęśliwie trafiając w pierścień i pozwalając by lina spadła z drugiej strony a wielka stonoga zwinęła w miejscu swe segmentowe cielsko i stanęła na wprost biegnących śmiałków. Jakby chciała odstraszyć ich. Przestrzec przed próbą zagarnięcia jej na wpół już skonsumowanego posiłku. Jej wielkie szczęki w paszczy i jadowe kolce na odwłoku nerwowo zatrzaskały, bestia gotowała się do ataku… Ronir nie tracąc ni chwili, kiedy tylko drugi koniec liny znalazł się na ziemi, schwytał go i z desperacją człeka, który widzi już bliski koniec pełnej udręki drogi, skoczył. Szarpiąc linę ile sił wspinał się nie zważając na kapłana. Nydian… miał w ręku korbacz. Wielki segmentowy potwór opadł na swe chude łapki i ostrożnie ruszył ku niemu. Kapłan miał świadomość, że może nie zdążyć. Paladyn już znikał w czeluści studni, już chwytał się kamiennych wypustek, już był… bezpieczny. Ciśnięty precz korbacz odwrócił na chwilę uwagę wielkiego, większego od elfa trzykrotnie stwora, który najwidoczniej reagował na dźwięk i ruch. Kapłan zamarł na chwilę czy to celowo, czy też sparaliżowany ze strachu. Wystarczyło. Wielka stonoga ruszyła ku korbaczowi, dając mu jedyną szansę na ocalenie. Skoczył i kilkoma ruchami ramion wzniósł swe ciało w górę. Był w studni… Do błękitnego, falującego portalu dotarli bardzo szybko, choć nie bez wysiłku. Wcześniejsza droga w dół była znacznie łatwiejsza. Przez chwilę wahali się, czy wkroczyć w rozświetlający podziemny tunel blask, ale wiedzieli, że to jedyna szansa na powrót do domu. Raz jeszcze poprosili w myślach Bogów o błogosławieństwo … i wkroczyli w tętniącą kolorami przestrzeń… KONIEC Niniejszym gratuluję Ronirowi i Nydianowi powrotu do Wrót. Jesteście chłopcy w domu. Doświadczenie i inne sprawy załatwimy na GG. Niebawem Wyprawa II… |
|
| |