Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2010, 14:41   #31
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Coś zostało w niej z człowieczeństwa. Livet czuła... Czuła tak wielką nienawiść do człowieka, który był jej ojcem, który nic sobie nie robił z jej prośby, który nie był już przecież człowiekiem. Był bestią, bestią w wilczej skórze, w wampirzej skórze w jakiejkolwiek skórze. Kiedy więc poczuła podwójny ciężar w pierwszej chwili zamarła. Przypomniały jej się słowa ojca... Ciesz się, że nie ma tu twego chłoptasia, kazałaby nam obu na raz... “Czyżby miał rację, czy Mal wrócił aby pomóc... im pomóc?”, przeleciała jej myśl przez głowę jak błyskawica. Jednak sekundy które jej się wydawały wiecznością pokazały, że jednak pomaga jej. Poczuła że nikt już nie przyciska jej do ziemi, jest wolna. Przed jej oczami kłębiły się ciała dwóch walczących ze sobą wilków. Nie zastanawiała się ani chwili zadziałał instynkt. Jej zęby rozerwały brzuch napastnika, który jeszcze chwilę wcześniej bezlitośnie chciał ją skrzywdzić. Poczuła smak krwi, wampirzej krwi, jednak odskoczyła do tylu. Stała z pyskiem ochlapanym krwią basiora i patrzyła jak Mal rozrywa mu gardło i chłepcze tryskającą krew. W mgnieniu oka po jej ojcu został tylko pył na podłodze. Nim pomyślała, nim mrugnęła okiem już rzuciła się w stronę gardła siedzącej na łóżku wampirzycy, która patrzyła na Mala i jej otwarte usta sugerowały, że coś krzyczy. Livet jednak nie słyszała co, jej uszy wypełniał szum własnej krwi, jej umysł rozrywała nienawiść tak wielka, że pchnęła ją do działania.

Po raz kolejny tego dnia Mal znalazł się na granicy szaleństwa. Walka, krew, odniesione rany wprowadziły go w stan zbliżony do transu. Pole jego widzenia się zawęziło, a on sam mógł skupić uwagę na zaledwie jednej rzeczy na raz, reszta była rozmazana i tak jakby za mgłą. Otaczające go dźwięki brzmiały głucho i bez wyrazu, a najsilniejszym, hipnotyzującym go było miarowe dudnienie jego serca. Gdy jego przeciwnik rozpadł się w pył, rozejrzał się dookoła próbując skupić wzrok. “Lina.... ona gdzieś tu przecież jest” powolna myśl ledwie nadążała za spojrzeniem. Jednak to nie stara wampirzyca pojawia się pierwsza przed jego oczami, lecz Livet, która napięta niczym cięciwa wpatrywała się w jakiś punkt. Nie zdążył mrugnąć gdy nagle rzuciła się do przodu wyzwalając całą energię wściekłości jaka w niej była. Mal, tak jakby jej ruch przeszedł na niego, włączył się w akcję i natychmiast też rzucił się do przodu szczerząc kły. Dopiero po chwili dostrzegł co jest celem ich ataku. Lina. Najeżył się cały ze strachu, lecz nie był już w stanie się wycofać. Impetem całego ciała runął na wampirzycę.

Livet z impetem wylądowała na łóżku, ale starej wampirzycy już tam nie było - z trzepotem skrzydeł unosiła się pod powałą, zmieniając się w nietoperza by zmniejszyć swój rozmiar i utrudnić wilkom doskoczenie do niej.
- Seev! Rozkazuje ci natychmiast przestać mnie atakować! - krzyknęła władczo. Z jej głosu zniknęły poprzednie histeryczne nutki; teraz górowała nad młodymi wampirami i wprost emanowała pewnością siebie. - Jeszcze jeden taki wyskok, niewdzięczny draniu, a zrobię z tobą to samo, co ty z Fergusem! Rozkazuję ci zabić, zniszczyć tę cnotliwą wieśniaczkę i MASZ BYĆ POSŁUSZNY!

Władczy głos Liny wibrował w powietrzu wciskając się do kosmatych uszu Mala, burząc mu krew i blokując mięśnie. Prymitywna, zwierzęca nienawiść i żądza mordu jaką czuł poddawała się woli starszej i silniejszej istoty - przywódcy jego “stada”. Czy był to wpływ wypitej krwi słabszego wampira? Mal wiedział, że niewola wampira płynie w jego żyłach, a tamten był przecież posłuszny, tak bardzo posłuszny... Dopiero teraz do chłopaka dotarło co wilki robiły na podłodze w chwili gdy wyważył drzwi. Tamten wampir nie chciał zagryźć Livet, ale ją... zgwałcić! Inaczej dlaczego by krzyczała? Gdzieś w powietrzy wyczuwał resztki zapachu pożądania - ich i swojego, gdy brał Linę w jedyny sposób, w jaki było mu wolno. Przed chwilą jeszcze, gdy rzucił się do ataku, widział kobiecość Liny w całej okazałości. Była taka słodka... I czuł, że ciało Livet też reagowało na poprzednie wydarzenia. Czy przyglądała się jak się parzyli? Czy chciała tego? Czy sprowokowała tamtego wampira? Na pewno tak...
Zabij, zabij! - echo głosu Liny zniewalało jego zmysły, otępiając wolę. Lina była jego panią, jego boginią, pokarmem i rozkoszą. Livet była... nikim; nieposłuszną, obcą latawicą.
Zniszcz ją!!
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 21-10-2010, 14:45   #32
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Nakaz posłuszeństwa nie zadziałał na Malu z taką siłą, jakiej Lina się spodziewała. Być może sprawił to trans bojowy w jakim się znajdował, być może zebrane w jeden punkt oporu resztki woli, ale udało mu się utrzymać koncentrację na Linie i odepchnąć Livet poza granicę swego postrzegania. Teraz pałały w nim mieszające się odczucia - rzadza walki, krwi, ale też i obudzone przez wampirzycę pragnienie kobiety. Nie zauważył jak to się stało i załomotał wściekle w powietrzu skrzydłami i niczym strzała poleciał w stronę unoszącej się pod sufitem nietoperzycy. Nie wiedział co z nią zrobi gdy wbije swoje pazury w futerko na jej ciele, czy rozszarpie, czy zawładnie nią. Wiedział tylko, że przepełniająca go energia musi znaleźć ujście na Linie.

Trafiając w pustkę w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedziała wampirzyca wzburzająca w niej tyle emocji Livet. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu kobiety. Nie szukała długo, gdyż tamta sama ją nakierowała na siebie swoimi wrzaskami. Słysząc co wykrzykuje poczuła jak sierść jeży jej się na karku. “Ona ma nad nim taką samą władzę jak nad moim ojcem, co z tego, że jego już nie ma, jest Mal... Jednak nie poddam się bez walki, nic z tego.” Przypomniało jej się jeszcze jak chłopak mówił, że nie potrafi się zmieniać. “To moja jedyna szansa...” Przymknęła na chwilę oczy i już leciała jak wściekła kula w stronę unoszącej się wampirzycy. “Może i jest ich dwoje, może i mnie zabiją, ale i ja pozostawię jej po sobie pamiątkę...”

Lina wrzasnęła wściekle nieludzkim głosem i sekundę później oba mniejsze nietoperze spadły na łóżko, łopocząc w oszołomieniu skrzydłami, zahaczając pazurkami o materiał i plącząc się w nim.
- Mnie atakujesz?! MNIE?! Ty zdrajco, ty! Dzięki mnie zyskałeś nieśmiertelność, niewdzięczniku! - krzyczała Lina, unosząc się nad nimi. - Myślisz, że mozecie mi coś zrobić, prostaku? MNIE?! Przemieniłam cię ze zwykłego ulicznika, a sama przed śmiercią byłam czarownicą, a po zgonie zachowałam swe moce! - to powiedziawszy wbiła wzrok w łoże, które w jednej chwili zajęło się ogniem, płonąc jak wiecheć siana. - Nie jesteś nawet wart pożarcia!

Potężne uderzenie fali dźwiękowej oszołomiło Mala tak, że padł jak trafiony kamieniem. Leżał jak ogłupiały na łóżku i nie mógł się skupić nawet na tyle by zrozumieć sens wrzasków dobiegających jego uszu. Raz i drugi spróbował podnieść się wspierając na skrzydłach, lecz nic z tego. Od wysiłku zrobiło mu się czarno przed oczami i chyba na chwilkę stracił przytomność, gdyż gdy ponownie uniósł powieki był z powrotem człowiekiem. Dostrzegł unoszącego się nad nim nietoperza wykrzykującego swoje groźby, co nawet przez chwilę zabawne mu się nie wydało. Zacisnął dłoń na prześcieradle i nagle rzucił tak by chwycić latającą Linę niczym w sieć.

Ból upadku złagodziło łóżko. Jednak nim Livet zdążyła zareagować, kolejny ruch Mala, który pociągnął za prześcieradło sprawił że łomotnęła o ziemię jak długa. Z jej ust wydobył się jęk. Poderwała się z ziemi i zobaczyła, że w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą leżeli jako dwa nietoperze płonie ogień. Roztarła obolałe miejsce i zaczęła się rozglądać za Malem i Liną. “Czyżby go upiekła jak kurczaka?” Poprzez płomienie udało jej się dojrzeć po drugiej stronie łoża chłopaka wymachującego prześcieradłem. “Co on robi? Czyżby jednak chciał mi pomóc?” Nowa nadzieja wstąpiła w dziewczynę i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co mogło by im pomóc. Jej wzrok zatrzymał się na kołku, którym chciała pozbawić życia wamiprzycę. Podbiegła i chwyciła go w dłonie, po czym odwróciła się aby sprawdzić czy wampirowi udało się złapać nietoperza.

A Malowi zaiste się udało! Kto by pomyślał, że wiekowa wampirzyca, doświadczona kusicielka i czarodziejka zostanie schwytana w brudne, stare prześcieradło przez “wieśniaka”, którym tak pogardzała? Potwierdzało to tylko znany ze wszystkich baśni fakt, że wrogów należy zabijać od razu, a nie gawędzić przed egzekucją.
Lina pisnęła zupełnie po nietoperzemu, gdy materiał owinął się wokół jej drobnego ciałka, a ogień przypalił futerko. Podmuch sprawił, że tlący się materiał buchnął żywszym płomieniem i przerażona wampirzyca morfowała szybko w ludzką postać, próbując równocześnie wyplątać się z materiału. Płonące łoże wypełniało komnatę gryzącym dymem, który co prawda nie utrudniał oddychania - wampiry przecież nie potrzebowały tlenu do życia - ale szczypał w oczy i gardło. Tańczące na ścianach cienie wzmagały jeszcze grozę sytuacji, gdy trzy wampiry walczyły ze sobą o prawo do dalszego nieżycia.

Rozpaczliwa akcja w chwili gdy się wydawało, że już nie ma najmniejszej nadziei na pokonanie Liny, w zdumiewający sposób zakończyła się powodzeniem. Snop iskier i rozdzierający pisk wypełniły komnatę w szalonym zamieszaniu. Mal nie zdążył się odturlać gdy wampirzyca runęła na niego i wgniotła w łoże, tak, że się zapadło. Młody wampiry przyciśnięty kobietą i zakryty płonącym prześcieradłem poczuł na skórze, że i jego ogarniają płomienie. Z całej siły wywołanej bólem jaki tylko ogień może wywołać, szarpnął się, zwinął w pół i gwałtownie wyprostował by powstać. W tym wszystkim Lina jednak nie straciła głowy. Wpiła się swoimi dłońmi w ramię Mala i nic, żadne susy, czy szarpnięcia nie były w stanie poluzować tego uścisku. Zapamiętałej walce towarzyszyły narastające płomienie, tak że wkrótce przypominali płonącą pochodnię sypiącą snopami iskier i buchającą gwałtownym płomieniem. Nagle Mal poczuł że trafia nogą na coś, chyba na deskowe obramowanie łóżka, i że traci równowagę. Gruchnęli oboje na ziemię, na całe szczęście Lina znalazła się pod nim, tak ze dla odmiany to on ją przycisnął do ziemi całym ciężarem swojego ciała, tak że na chwilę ją zamroczyło. Wtedy, nieoczekiwanie otworzyła się przed nim szansa, po raz kolejny taka, jakiej się nie spodziewał. Szyja Liny znalazła się tuż przed jego oczami, zachęcająco wygięta i uwypuklająca promieniującą pożądaniem tętnicę. Mal wbił swoje kły w ten dar losu i zaczął pić krew Starej Wampirzycy. W ogniu płomieni to była niebiańska rozkosz.


Kłębiący się wszędzie dym utrudniał Livet dobrą ocenę sytuacji. Podbiegła do łoża na którym kotłował się Mal z Liną ujęła trzymany kołek w dłonie i widząc wampirzycę na chłopaku wzięła zamach i już miała go w nią wbić jak sytuacja znów się odwróciła. W szamotaninie wampiry spadły na ziemię po przeciwnej stronie łoża i zginęły z oczu dziewczynie. “Przeskoczyć po łóżku czy przebiec naokoło?”, zastanawiała się trzymając kołek w dłoniach. Jednak buchające coraz bardziej płomienie przeważyły nad drugą opcją. Obiegła więc łoże dookoła i jej oczom ukazał się widok pleców Mala przykrywającego swoim ciałem Linę. Odgłos jaki wydawał zatrzymał dziewczynę w miejscu. “Co on znów wyprawia? Czyżby było już po wszystkim?” Jednak przypominiały jej się słowa wampirzycy, że wampir rozpada się w pył a ona nadal do pyłu nie była podobna. Widząc jednak chłopaka, który wpił się w szyje wampirzycy i przypominając sobie jak rozszarpał gardło basiora zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co ugasiłoby płomienie, które lizały jego skórę. Zaufała mu kolejny raz wierząc, że zajmie się wampirzycą, że wie iż nie będą mięli już drugiej szansy, aby ją unicestwić. Jej wzrok zatrzymał się na stojącej w komnacie misce, podbiegła do niej i z zadowoleniem zauważyła, że znajduje się w niej woda. Chwyciła miskę w obie dłonie i skrzywiła nos czując jak bardzo stęchła jest jej zawartość, lecz w tej chwili nie zapach był najważniejszy, potrzebowała tej wody. “Przecież pić jej nie będę!”, pomyślała jeszcze i chlusnęła jej zawartością na plecy chłopaka.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 23-10-2010, 18:05   #33
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Pomimo przewagi Mala Lina nie poddawała się. W młodego wampira raz po raz uderzały jej ogłuszające wrzaski, roztrzaskując mu narządy wewnętrze. Niby ich nie potrzebował... nie było to jednak przyjemne. Paznokcie wampirzycy wydłużyły się w szpony i wbiły w ramię chłopaka, oddzielając ciało od kości. Drugą ręka próbowała wbić pazury w mózg, by utrudnić regenerację, jednak tę Mal zdołał powstrzymać. Szarpanina wzmagała pożar, ogarniający obydwie sylwetki, a do Mala dotarał fakt, że nawet jeśli nie zabiją się nawzajem, to płomienie dokonają reszty. Wampiry może i powstają z martwych ale nie powstają z popiołu. Płonąca koszula paliła mu plecy, ogień trawił spodnie parząc najwrażliwsze partie jego ciała. Lina miała więcej szczęscia - naga i osłonięta przez ciało chłopaka poparzone miała tylko boki. Walczyła tym bardziej zaciekle chcąc pozbyć się śmiertelnego ciężaru.

Nagle łóżko załamało się pod nimi i wydarzenia potoczyły sie błyskawicznie. Mal utonął w rozkosznej słodyczy wampirzej krwi, przesyconej mocą i siłą. W porównaniu z krwią tamtego basiora była jak najlepsze wino przy pospolitym jabłeczniku. Pił i pił, a euforia tłumiła jego zmysły jak najlepszy narkotyk. Dopiero fala lodowatej wody, któa wylądowała mu na plecach, otrzeźwiła go nieco. Nad nim stała Livet z pustą misą. Od łoża bił nieznośny żar; po chwili baldachim zawalił się z trzaskiem. Półprzytomna Lina zwisała z ramion chłopaka. Oczy miała zasnute mgłą, rany regenerowały się, ale bardzo powoli. Mal nie zdołał wyssać jej do sucha lecz utrata krwi wyraźnie ją osłabiła. Nadal była piękna, pociągająca, nadal miała na niego wpływ... i leżała teraz pod nim słaba i bezbronna.

Livet spoglądała z góry na poparzonego chłopaka, którego usta umazane były krwią, a oczy pełne szaleństwa. Już poprzednio doświadczyła jak nieobliczalny potrafi być w bitewnym szale, teraz zaś dodatkowo wyssał dwa wampiry pod rząd i wyraźnie mu się to spodobało. A Lina nadal żyła...
 
Sayane jest offline  
Stary 25-10-2010, 18:29   #34
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Livet upuściła miskę z hukiem na podłogę. Zapadające się łoże, strzelające w górę płomienie i gryzący ją dym sprawiły iż przed oczami zaczął krystalizować jej się obraz. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, coraz bardziej przerażona. “Nie! Nie! Tylko nie kolejny wampir, tylko nie kolejne zagrożenie. Muszę z tym skończyć... MUSZĘ!


Spojrzała na przelewającą się przez ręce Mala Linę i w panice zaczęła rozglądać po komnacie. Dojrzawszy to czego szukała podbiegła chwyciła w dłonie i odwróciwszy się spowrotem pewnym krokiem podeszła do widocznych pomiędzy płomieniami wampirów. Uniosła kołek i z całej siły wbiła go w zwisająca wampirzycę. Tym razem nie chybiła. Ujrzała jak ona drga a po chwili między palcami Mala zaczął się przesypywać...


Livet odskoczyła do tyłu, przed jej oczami poruszały się płomienie palącego się łoża i siedzący pośród nich Mal. Siedział tam nie ruszając się, tak jakby liżące go płomienie nie robiły mu żadnej krzywdy, tak jakby był z kamienia. Tylko gorejące zielenią oczy świadczyły o tym że kamieniem nie jest. Przez głowę dziewczyny przelatywały spanikowane myśli. “O czym myśli? Co zamierza? Czy to iż wypił krew dwojga wampirów sprawi, że i mojej będzie chciał zakosztować? Może powinnam przebić i jego... ale jak? Co teraz... co ze mną będzie? Co z nami będzie? Czy istnieje jakieś MY?”

Stała ze spuszczonymi rękoma czekając na kolejny ruch chłopaka, obserwując go z niepokojem. Przesuwała swój wzrok po gołym wampirze; nie zostało już nic z jego ubioru, nie miał włosów ani brwi, był dość mocno poparzony. Jednak jego oczy gorzały... swoim wewnętrznym blaskiem, czuła jakby ją przypiekały tak jak ogień przypiekał jego. Nie wiedziała co wpłynęło na jej decyzję, jednak krok po kroku powili zaczęła się zbliżać do niego. Położyła mu dłoń na ramieniu i pomogła stanąć na nogi. Razem wyszli z szalejącego ognia płomieni. - Mal... co z nami będzie? - wyszeptała przez zaciśnięte zęby, a po policzku spłynęła jej jedna krwawa łza pozostawiając na nim swój ślad.

Chciała go dotknąć, ale patrząc na niego zatrzymała drżącą dłoń. “Jest taki poraniony, mój dotyk może sprawić więcej szkody niż korzyści, jeszcze mu coś odpadnie...” Sunęła wzrokiem po poparzonym wampirze obserwując czy rany zaczną mu się goić. Przesuwała wzrok centymetr po centymetrze oglądając jego poranione ciało. A on stał drżący, wydawałoby się że osłabiony, ale dziewczyna stojąca obok niego widziała, ze to tylko pozory, czuła jego siłę ,która rozpierała go od wewnątrz. Był wampirem, który jednego dnia opił się krwi nie tylko ludzkiej, ale krwi z dwóch innych wampirów, to dawało mu siłę, ale jaką tego już nie była w stanie dojrzeć.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 03-11-2010, 00:52   #35
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Spiętrzone i wzburzone niczym fale przyboju podczas burzy emocje opadły pozostawiając Mala w pustce, bez oparcia. Dziwne to było... Lina znikła z jego rąk, tak jakby była utkana z dymu, nie pozostawiając po sobie nic oprócz rozsypanego na posadzce złocistego piasku. To było wszystko. Siła napędowa, która pchała, ciągnęła go przez świat przez taki czas przestała istnieć, a on.. poczuł się zagubiony i pusty. Nagle sflaczały osunął sie na ziemię i szklistym wzrokiem wpatrywał w proch, jaki pozostał z jego wampirzej matki. Poczuł zawroty głowy, silne aż do mdłości, tak że po chwili wstrząsnął nim spazm. Bure strugi trysnęły z jego wnętrzności i zmieszały się ze złocistym pyłem w błotnistą breję. Znowu nim zatrzęsło, resztki dopiero co wypitej krwi opuściły jego usta. Po chwili, która skradła mu wszystko co miał, drżąc podniósł się i ruszył przed siebie. Sam nie wiedział dokąd, lecz nogi, choć osłabione i roztrzęsione niosły go nie pytając o zdanie. I tak szedł zataczając się, chwiejąc i podpierając co chwila o ścianę. Pozostawiał za sobą ślad z krwi, być może bardziej jego własnej niż wampirów, których przed chwilą wyssał. Livet, obserwująca w niemym zdumieniu jego poczynania, wkrótce dostrzegła, że krwawe odciski stóp Mala zmierzają w konkretnym kierunku.

Poczuł w końcu że zbliża się do miejsca swojego przeznaczenia. Pchnął ostatnie drzwi stojące mu na drodze i znalazł się w komnacie z sarkofagiem. Napisy na ścianach pulsowały i zdawały się wypływać z nich krwistą czerwienią. Już nie milczały kamienną ciszą, lecz szeptały do niego, gadały, a nawet krzyczały w języku którego nie rozumiał, lecz który zdawał się być mu tak bardzo znajomy. Obce słowa kusiły go i wabiły, a on ulegał im i krok po kroku zmierzał w stronę sarkofagu, a gdy znalazł się już przy nim, to bez wahania zajął w nim miejsce. Ostatnim odgłosem towarzyszącym jego świadomości był grobowy zgrzyt płyty, która zasunęła się nad nim przykrywając całunem ciemności. Nie trwało mrugnięcia oka, gdy Mal pogrążył się w letargu tak bliskim śmierci, jak tylko to jest możliwe w przypadku wampira.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 22-11-2010, 14:26   #36
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
.

Mijała minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem, a Mal nadal spał w baronim sarkofagu. Nie pomagało ani siłowe budzenie, ani wabienie świeżą krwią. Rany wampira zagoiły się niemal błyskawicznie, jednak zapadł on w jakiś dziwny letarg, z którego ocknął się dopiero po dekadniu. W tym czasie Livet zajmowała się ich nowym “domem”. Często nawiedzała ją myśl, że nie powinna czekać na przebudzenie chłopaka, że powinna uciekać. Wszak co o nim wiedziała? Był jej niemal tak samo obcy jak leżący na kamiennej posadzce martwi wieśniacy. Widziała jego krwiożerczość i bezwzględność. Czyż nie dlatego właśnie Lina go wybrała? Czy wypijając jej krew i krew ojca Livet nie wchłonął on ich niegodziwości, do reszty zatracając swoje człowieczeństwo? Czy pierwszą rzeczą, na jaką będzie miał ochotę po przebudzeniu nie będzie posiłek z kolejnego wampira? Mimo to jakiś dziwny sentyment trzymał Livet w ruinach dworku.


Nie próżnowała przez ten czas. Gdy pierwszego dnia wieczorem ośmieliła się wylecieć na zewnątrz okazało się, że po wieśniakach nie ma śladu - tylko porzucone łowieckie sprzęty wskazywały na to w jakim pośpiechu się oddalili. Zdziwiłaby się, gdyby ośmielili się wrócić...
Kilka samotnych nietoperzy, gnieżdżących się w grobowej komnacie, okazało się poślednimi wampirzymi pomiotami - przerażone rzezią, jakiej dokonała para młodych wampirów nie oponowały gdy Livet zagoniła je do pracy. Trupy zostały wyniesione do lasu i zakopane, zakrwawione i zaplamione ekskrementami posadzki umyte, gnijące szmaty wyrzucone a popioły po pożarze w sypialni rozrzucone na cztery wiatry. Podziemia zaczęły przypominać dom...

Gdy Livet nie czuwała przy śniącym Malu zwiedzała okolicę. Bagna otaczało pięć niewielkich wiosek, które nawet dla dwóch wampirów - przy rozsądnym odżywianiu - stanowiły całkiem przyzwoitą spiżarnię. Czasem siadała pod strzechą, przysłuchując się rozmowom mieszkańców. Pogrom w ruinach odbił się szerokim echem i ludzie drżeli teraz nocami oczekując wampirzego odwetu. Starzy wspominali stare, dobre czasy za rządów Barona, gdzie wszystko było na swoim miejscu - bezpieczne, bo znane. Tak Livet dowiedziała się jak można wychować sobie ludzi... Nieprzyjemnie kojarzyło jej się to z hodowlą bydła, nie mogła jednak nic na to poradzić. Coś musieli jeść.

Zaś kolejnej nocy, przy pełni księżyca, zbudził się Mal.

Chłopak wydawał się takim, jakim Livet go spotkała. Trochę gwałtowny, trochę bezmyślny, nie miał nic przeciwko zajęciu ruin domu Barona. Nie rozmawiali o Linie ani ojcu Livet, lecz przez wzgląd na ich śmierć służebne wampiry trzymali żelazną ręką. Sprawiedliwie dzielili między sobą jedzenie i obowiązki. W końcu zostali kochankami. Tylko czasami Livet niepokoił dziwny wzrok, jakim czasami mierzył ją Mal - wzrok, jakim gospodarz mierzy tucznika, czy już nadaje się na rzeź...


***



Od wielu, wielu lat zachodzące nad Lisowem słońce było jednym z najbardziej znienawidzonych przez ludzi widoków. Płomienna kula znikająca za horyzontem nikogo nie zachwycała; żaden z wieśniaków nie cieszył się, że pełen znoju i problemów dzień wreszcie się kończy. Mrok nie przynosił ukojenia lecz lęk. Zawierano szczelnie dębowe okiennice, spuszczano ze smyczy psy, przed figurami bogów zapalano kadzidła, a do potraw dorzucano kolejne garście czosnku. W niczym nie zmieniało to sytuacji, dawało jednak złudne poczucie bezpieczeństwa, którego wszyscy potrzebowali.

Lisowo było niewielką wsią, podobną wielu innym rozrzuconym wokół Bagien. Mniej niż setka domów zamieszkana była głównie przez rodziny drwali, smolarzy, zielarzy i myśliwych. Twardych, surowych ludzi przywiązanych do swych domów i ziemi. Odpornych na mróz, harówkę i morowe powietrze. Zaprawionych zarówno w bojach z dzikimi zwierzętami, które zimą podchodziły pod niską palisadę, jak i potworami, które niekiedy zjawiały się wraz z nadejściem roztopów. Upartych i zaciętych, a nade wszystko kochających swoją wieś. Gdzie zresztą mieli by pójść? Tu mieli wszystko, czego do życia było im potrzeba. Za wyjątkiem spokoju.

Wszystko zmieniło się po zniknięciu Barona. Nikt nie znał jego imienia. Mieszkał w okolicy od czasów dziadów i pradziadów. Zbierał okrutną daninę, lecz zapewniał okolicznym wsiom bezpieczeństwo i spokój. Chronił przed potworami i bandytami. Odpędzał błędne ogniki i topielice, które wciągały ludzi w głębinę. W czasach głodu dawał złoto na żywność, a w czasach zarazy na leki. Był dobrym panem, który nie wymagał więcej niż mogli mu dać.

Był wampirem starej daty.

Ludzie z trudem uczyli się żyć bez niego. Żyć w pokoju. Żyć samodzielnie. Żyć bezpiecznie. W ogóle - żyć. A gdy zdawało się, że wszystko już się ułoży, pojawili się oni. Inne wampiry. Krwiożercze. Brutalne. Nienasycone. Gorsze niż bandyci, zaraza i wilki. Opór pociągnął za sobą tylko więcej ofiar.

Potem zaś coś się zmieniło. Wampiry przyszły do wiosek. Wyznaczyły daniny, zasady, określiły wzajemne relacje... Ludzie nie wiedzieli, że rządy nad ich wsiami po raz kolejny przeszły w nowe ręce. Nie miało to zresztą znaczenia. W nadbagiennych siołach zapanował spokój. Nowy Lord i Lady nie byli tak dobrzy jak Baron, lecz ludziom i tak żyło się lżej. I jakoś to było...

Żadne z nich - żywych i nieumarłych - nie miało pojęcia, że w ich lasach żyje jeszcze jeden potwór; potwór o wiele bardziej okrutny i zdeprawowany niż wszystko to, co do tej pory spotkało pięć nadbagiennych wsi Królestwa; niż to, co spotkało Livet i Mala






Ale to już inna historia...


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-04-2014 o 22:04.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172