lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D FR 3,5ed.] A gdyby tak... Zmienić bieg histori? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/9219-d-and-d-fr-3-5ed-a-gdyby-tak-zmienic-bieg-histori.html)

Nefarius 20-09-2010 19:27

[D&D FR 3,5ed.] A gdyby tak... Zmienić bieg historii?
 

A gdyby tak... Zmienić bieg historii?



Uzbrojone i gotowe na wszystko elfy otoczyły zdziwionych towarzyszy. Żaden z nich nie miał pojęcia, o co elfom się rozchodzi. Wojownicy spoglądali na grupę z pełną powagą, a może nawet i nutą wrogości. Każdy z nich był uzbrojony w taki sam sposób. Brzęcząca kolczuga, z elementami przypominającymi liście drzew w zielonym kolorze. Hełmy takie same, o ostrym szpicu, unoszącym się kilka cali nad głowę. Mogło to nie dziwić kompanów, jednak większość z członków grupy była w stanie bez żadnego problemu rozpoznać poszczególnych przedstawicieli elfich podras. Było kilka elfów leśnych, były elfy słoneczne, były też i elfy księżycowe. Złote włosy i błękitne oczy były domeną wysokich, słonecznych długouchów. Czarne jak sadza włosy i blada cera charakteryzowały elfy księżycowe, zaś wzrost był domeną leśnych.

Jedni mieli w ręki dwuręczne miecze, inni gotowi byli zaatakować szablami, chroniąc się tarczą, trzymaną w wolnej dłoni. Byli i tacy, którzy stali nieco z tyłu trzymając w garści łuk, wraz z strzałą nałożoną na cięciwę.
-Co tu się dzieje?- szepnął któryś z członków grupy.
-Milczeć!- rozległ się gburowaty, niski i zachrypnięty głos. Elfy rozstąpiły się zaś oczom kompanów ukazała się dwójka mężczyzn. O ile obecność słonecznego elfa, uzbrojonego w dwa miecze nie była tutaj w żadnym wypadku dziwna, to już obecność krasnoluda, w płytowej zbroi zdziwiła chyba każdego. Pytania, które rodziły się w głowach towarzyszy wciąż pozostawały bez odpowiedzi.
-To szpiedzy czartów!- warknął krasnolud.
-Spokojnie Crotonie.- towarzyszący brodaczowi elf ostudził rozgoryczenie przyjaciela.


-Nie uciszaj mnie Avarionusie! Spójrz tylko na nich! Toż to prawdziwi szpiedzy!- kontynuował wojownik w ciężkim pancerzu.
-Większość z nich to elfy. Nie rzucaj bezpodstawnych oskarżeń!- syknął długouch mrużąc oczy. Krasnolud odpowiedział podobną miną i nadął usta.
-Kimże jesteście i co tutaj robicie? Odpowiadajcie wartko!- ponaglał ich elf. Większość z nich nie chciała kłopotów, choć każdy spoglądał niepewnie na stojącego na przedzie grupy Hordyankę, znając jego zapał do walki i łatwej bitki.


ObywatelGranit 20-09-2010 22:26


Corrax zdecydowanie nie należał do większości w grupie, jaką stanowiły elfy. Był potężnym, muskularnie zbudowanym mężczyzną, który co najmniej o głowę (albo i dwie w przypadku krasnoluda) przewyższał towarzystwo. Stał wyprostowany, z wypiętą piersią i mięśniami napiętymi i gotowymi do skoku. Jego ciało osłaniał napierśnik, wykonany z jakiegoś rodzaju połyskującego, gładkiego drewna. Zbroja posiadała wiele elementów skórzanych. Karwasze, naramienniki, pas i buty zdobiły wilcze skalpy. Jego spojrzenie było srogie i dumne, włosy jasne i spięte w kitę. Nie posiadał żadnej widocznej broni, choć zdecydowanie były to tylko pozory. Tuż przy jego nodze warowała Biała Wilczyca, nieodłączny towarzysz Corraxa. Zwierze prezentowało się bardzo okazale, a cofnięta górna warga zdradzała srogie zamiary. Kark wilka zdobiła wykonana z srebra obroża, której powierzchnie pokrywały skomplikowane, tajemne wzory. Wilczycy nisko warczała i tylko uspokajający dotyk dłoni Corraxa powstrzymał ją przed atakiem, szepnął ciepło, wprost do jej ucha:
- Suaimhneas... Siad bi ná bhur fior dainséar

Biała, jak ręką odjął przestała warczeć. Druid spojrzał raz jeszcze po zebranych elfach i krasnoludzie:
- Nie szukamy kłopotów. Właśnie uszliśmy czartom, a przynajmniej tak miało się stać. Nasz sojusznik zawiódł... bądź zdradził. - głos druida był stanowczy, ale jednocześnie wyprany z wszelkich objawów agresji. - Nazywam się Corrax Łamiący Kły

Elthian 20-09-2010 23:03

Ervan nie odstawał od towarzyszy, wykazał się ponadprzeciętną kondycją nie pozwalając zmęczeniu przejąć kontroli nad płucami. Mimo wszystko miał swoje lata i wigorem odstępował od młodszych członków grupy, nie dał się jednak zostawić w tyle. Znał tych ludzi… i nie ludzi. Jego ostatnia stała ekipa, jeszcze nie rozbita i wyraźnie potrafiąca sobie poradzić w wymagających sytuacjach. Rad był, że może podróżować z takimi osobami, szczególnie jeżeli wiązało się to z wzbogaceniem się, a trzeba przyznać, że drużyny poszukiwaczy przygód pałające się odnajdywaniem artefaktów i plądrowaniem pradawnych ruin, mogą liczyć na sowite wynagrodzenie. Aktualnie nie brakowało mu wiele. Co prawda ostatnio na ostrze nie napatoczył się żaden nieumarły, ale Ervan nie tracił nadziei. Po Faerunie stąpa jeszcze tyle plugawych dusz… W końcu będzie miał okazję wyzwolić przynajmniej garstkę z nich.

Podniósł głowę, a znad opuszczonego kaptura zauważył czerwień szat Tomasa. Był w grupie od niedawna, zatem nie mógł sobie jeszcze zasłużyć na zaufanie Ervana. Mimo to mężczyzna traktował go przyjaźnie, jak to miał w zwyczaju. Wyprostował się, gdy mag rozpoczął tłumaczenie działania zwoju teleportacyjnego. Ervan nie przepadał za takimi sposobami przemieszczania się, ale zdawał sobie sprawę z faktu iż podróż do Suzail konno trwała by o wiele więcej niż… Kilka sekund. Grupa wartko zebrawszy się stanęła w pobliżu Tomasa, który rozpoczął odczytywanie magicznych znaków. Zaraz potem…

Stali w tym samym miejscu, a w zasięgu wzroku brak było ich nowego kolegi. Mężczyzna skrzywił się wyraźnie, gdy nieobecność Tomasa stałą się faktem dla wszystkich. Ukazała się jego podejrzliwość, a umysł wypełniły dziesiątki obelg skierowanych do czarodzieja, jednak nie śmiał dzielić się swymi przemyśleniami z drużyną. „Przynajmniej wciąż mamy ostrze…” – pocieszał się w duchu. Chwilę potem sytuacja pogorszyła się, gdy z leśnej gęstwiny wyłoniła się mała kompania różnej maści elfów. Niestety, nie nastawionych zbyt przyjaźnie. „Przynajmniej zaczęli słowem, nie czynem…”.

- Milczeć! – odparł gruby, krasnoludzki głos na pomruk w drużynie poszukiwaczy przygód.
Tak, krasnoludy zawsze był narwańcami, choć Ervan był świadom ich waleczności i mężności to zawsze traktował ich z dozą ironii i sarkazmu, oraz ogromem humoru, nigdy bowiem nie pozwolił sobie zepsuć humoru przez kaprys jakiegoś krasnoluda.

Po ostrej wymianie zdań pomiędzy krasnoludem, a jego elfim towarzyszem odezwał się Corrax. Ervan musiał przyznać, że bardzo lubi jego zwierzęcą towarzyszkę, choć w aktualnej sytuacji prezentowała swoją dzikszą, agresywniejszą stronę. Po przedstawieniu się druida odezwał się Ervan.

- Jak wspomniał mój towarzysz… - wskazał na Corraxa skinieniem głowy – nie mamy żadnych złych zamiarów. Można wręcz powiedzieć, że czujemy się nieco zagubieni… - zaczął wyjaśniać Ervan powoli podnosząc ręce zwiększając ich dystans od zawieszonych u pasa mieczy. Każdy z jego kompanów wiedział jednak, że może on w ułamku sekundy sięgnąć po ostrza i przyjąć postawę do walki nie dając przeciwnikowi szansy na inicjatywę.
- I zapewniam, że nie jesteśmy żadnymi szpiegami, tym bardziej czarcimi… - wieńcząc stanie postanowił przekazać i swe imię zrzędliwemu krasnoludowi… Zresztą, każdy krasnolud zawsze był dla niego zrzędą i marudą. Me imię Ervan, i wdzięczny bym był, jakbyśmy mogli pomówić o zaistniałej sytuacji bez presji wywołanej wieloma strzałami wycelowanymi w naszą grupę.


__________________________________
Użyłem dyplomacji do zmiany nastawienia elfów na lepsze, nie wiem jak turlamy więc pozostawiłem to pod osąd MG. Mój rzut na kostnicy to: Dyplomacja [26]. Jak Nef będzie wolał, albo uzna, albo rzuci sam.

Amanea 21-09-2010 01:46

Gdyby tak można było cofnąć czas... O ile łatwiejsze byłoby życie. Cofnąć dawno podjęte decyzje; działania, które lata temu wydawały się słuszne, a prowadziły jedynie do samotności i polegania tylko na sobie; czyny, które sprowadziły cierpienie na niejedną osobę. Na dodatek żaden z celów nie został jeszcze osiągnięty. Może i była bliżej, może i wiedziała więcej, może i nauczyła się wiele... Ale koszt tych doświadczeń był tak duży, że czasem zastanawiała się, czy aby czyny przeszłości na pewno miały sens. Czy to, do czego dążyła, warte było aż tyle? Nie wiedziała. Jednak mimo wszystko, musiała znaleźć odpowiedź. Odpowiedź na to i na wiele innych - być może ważniejszych - pytań.

Cóż podkusiło ją do podróży z tą grupą? Ciężko powiedzieć. Być może świadomość, że nie poradzi sobie sama w takim miejscu. Być może potrzeba towarzystwa, ileż można działaś samotnie? No, może nie była aż taka sama. Miała wszak swoją boginię, swoją magię i Otta. Może nie był zbyt rozmownym kompanem, ale na pewno nie zamierzał jej opuścić. Zazwyczaj przesiadywał na ramieniu elfki, ciemnymi oczkami uważnie lustrując okolicę. Otto był jaszczurką - małym, niepozornym gadem o czarnych łuskach, połyskujących granatem, zupełnie jak włosy jego właścicielki.


Choć tak niepozorny, czasem tylko jego obecność pomagała jej przetrwać ciężkie chwile. Mimo wszystko zdecydowała się na podróż z tą ekipą, nie była już sama, choć wciąż samotna. W każdym razie cisza nie doskwierała już tak bardzo, a ona znów potrafiła się uśmiechać.

A teraz jeszcze Myth Drannor. Miejsce, w którym mogła się tyle dowiedzieć. Niestety - nie wszystko poszło po ich myśli. Czarty pojawiły się znikąd, a Tomas wykorzystał magię zwoju, co wydawało się w tej sytuacji najrozsądniejszym pomysłem. Niestety efekt zaklęcia był zupełnie odmienny od oczekiwanego. Wcale nie znaleźli się tam, gdzie być powinni. Zamiast tego zdawało się, że nadal są tam, gdzie byli. Coś było inaczej, ale nie potrafiła jeszcze określić dokładnie co. Wtem pojawili się elfowie, co dziwniejsze - pochodzenia różnego. Ravarath była niezmiernie zdziwiona tą wizytą. Trudno było powiedzieć, skąd się wzięli. Oni najwyraźniej również zdziwieni byli obecnością grupy. Świadczyła o tym choćby nieufność z jaką ich podjęto.

Elfka postąpiła o krok do przodu, unosząc dłonie wnętrzem ku górze w zwyczajowym powitaniu. Długie, czarne - połyskujące granatem - włosy opadały swobodnie aż do pasa, kontrastując z biała skórą. Błękitne oczy, nakrapiane złotymi cętkami skierowały się ku nieznajomym. Naszyjnik, spoczywający na jej piersi, prezentował symbol Mystry. Acz ci, którzy już ją znali wiedzieli, że nie tylko magią objawień potrafi się posługiwać.
- Jestem Ravarath Al'thiana. - przedstawiła się, by zaraz dodać - Nie mamy złych zamiarów. - odezwała się w śpiewnej, elfiej mowie - Cokolwiek się stało, jesteśmy tu przez przypadek, a osoba, która jest za to odpowiedzialna...zniknęła. - wyjaśniła obcym.
Mimo uprzejmej postawy, zachowywała jednak ostrożność. Na szczęście patrol - czy jakkolwiek ich zwać - nie rzucił się od razu na nich, zatem była szansa, że zechcą rozmawiać.

daamian87 21-09-2010 10:10

Krasnolud przyczepił się do elfa jak rzep do psiego ogona. Ale z drugiej strony, psychopatyczny kurdupel, który atakuje wszystko, co można zaatakować może się przydać. Dopóki będzie przydatny, zostanie. Później go zabije. Przyłączenie się do grupy poszukującej artefaktów w Myth Drannor było pomysłem Jamfire'a. Krasnolud, początkowo oporny przed grzebaniem w ziemi, kiedy tylko usłyszał o możliwości walki i mordowania wszystkiego, co żywego lub nie-żywego tam znajdzie, zgodził się szybciej niż portowa dziewka na widok sakiewki złotych monet.

Elfi mag stanął jak wryty, widząc grupę, z którą miał badać ruiny. Konkretnie, obecność jednej osoby wprawiła go w takie osłupienie. Momentalnie wróciły wszystkie wydarzenia z odległej przeszłości, o których tak bardzo chciał zapomnieć.
Las, rzeka, polana... Wioska, chata, ciała... To nie tak miało wyglądać. Jego dłonie momentalnie spociły się. Zdenerwował się pierwszy raz od dawna.

Jamfire wiedział, że nie sposób poznać go w chwili obecnej. Długie, złote włosy poczerniały, obcinał je na krótko, aby nie przypominały elfich. Oczy straciły swój pierwotny blask, skóra zbladła. Schudł niewiarygodnie, urósł kilka ładnych centymetrów. Mimo tych wszystkich zmian schwał swoją twarz głębiej w kaptur, obserwując osobę, którą widział pierwszy raz od kilkudziesięciu lat.


Myth Drannor. Kolejny cel jego podróży. Wiele słyszał o tym miejscu. Miał nadzieję odnaleźć to, czego tak pożądał.
Grupa, z którą przybył do ruin, mogła przeszkodzić mu w poszukiwaniach. Nie był jednak takimi ignorantem, aby nie doceniać niebezpieczeństwa, które czaiło się pomiędzy zawalonymi i opuszczonymi budynkami. Jeżeli ktoś miał zginąć, to nie będzie z pewnością on.

Ucieczka nie była tym, co popierał Jamfire, jednak nie było czasu na dyskusje. Biegli długo, omijając zawalone budynki, dziury i inne przeszkody. Chudy elf nie miał takiej kondycji jak choćby ten druid z wilkiem, nie zostawał jednak z tyłu. Po chwili wszyscy stanęli, będąc pewnym iż niebezpieczeństwo minęło. Mag nie był jednak tego taki pewien. Przygotowany na wszystko, był gotów rzucić czar w każdym momencie. Tomas miał przenieść ich w bezpieczne miejsce.
~Pośpiesz się durniu, nie mam zamiaru tutaj umierać.~ myślał Jamfire, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. W końcu czar zadziałał. Teleportowali się. A przynajmniej tak im się wydawało. Elf zaklął pod nosem czując, że coś poszło nie tak. W momencie, w którym mieli coś postanowić, zza krzaków i drzew wyłoniły się smukłe sylwetki elfich wojowników. Jedni trzymali łuki z nałożonymi strzałami na cięciwy, inni mieli w rękach miecze i widać było, iż umieją się nimi posługiwać.
Po szybkich oskarżeniach ze strony brodatego wojownika, do głosu doszedł elfi dowódca.
~Gdybyśmy byli szpiegami demonów, to większość z twoich ludzi leżała by martwych, a pozostali błagali by o śmierć.~ przeszło elfowi przez myśl. Nie odzywał się jednak. Zrobili to za niego druid ze swoim wilkiem, wiekowy jegomość oraz jedyna kobieta w towarzystwie.

Elf zamiast tracić czas na rozmowy, przygotował w myślach czary, którymi miał nadzieję zabić jak największą ilość przeciwników, jeżeli dojdzie do walki. Czekał spokojny i nienaturalnie opanowany, jak zawsze, na rozwój wydarzeń.

Nathias 21-09-2010 14:52


Biegli ile sił w nogach. Zatrzymali się dopiero po dobrych kilkuset metrach. Zdyszani popatrzyli za siebie. Pusto. Nikogo nie było. Co jak co, ale takiego komitetu powitalnego się nie spodziewali. Ale przynajmniej zdobyli to po co przybyli. Tomas szybko pogrzebał w swoich tobołkach i wyciągnął zwój, którzy miał ich przenieść do pracowni Althariasa. Pomimo, że Sinthel nie był zbyt wyczulony na działanie magii Splotu, tym razem wyraźnie poczuł zawirowania mocy. Zaklęcie poderwało cała grupę, powodując bardzo nieprzyjemne zwroty głowy i żołądka. Chwilę później wylądowali...

Elf potrzebował chwilkę, by dojść do siebie. Gdy jego zmysły odzyskały pełną sprawność dostrzegł ruch pomiędzy zaroślami. Bez namysłu sięgnął za plecy. Koniuszkami palców musnął lotkę strzały, chwycił ją i błyskawicznym ruchem założył na cięciwę. Naciągnąć już jej jednak nie zdążył. Z lasy wyłoniło się niewielkie komando elfów z wycelowanymi w nich łukami i podniesionymi ostrzami. Nie, lepiej było ich nie prowokować. Sinthel przeciągnął tylko dwoma palcami po lotkach strzały założonej na swym łuku, wyprostował się i zrzucił kaptur na plecy.

Widok musiał być dla komanda co najmniej ciekawy. Bowiem w grupie, którą przyłapali, stało dwóch identycznych mężczyzn. Elfów. Różnili się tylko wyposażeniem, oraz tym, że jeden z nich miał na oku bliznę. Poza tymi dwoma szczegółami nikt nie byłby w stanie ich odróżnić. Sinthel spojrzał ukradkiem na brata. Ten był gotowy do ataku.

Sinthel zdjął prawą dłoń ze strzały, przyłożył do piersi i delikatnie się skłonił
-Elen sila lumenn omentilmo*. Sami przed czartami ledwo uciekliśmy. - dopełnił wyjaśnienie ciemnowłosej elfki.

Gdy elf się wyprostował odrzucił płachtę płaszcza za plecy. Oczom wszystkich ukazał się pięknie zdobiony zielonym, liściastym motywem pancerz. Przy dłuższym wpatrywaniu się w niego, obserwator miał wrażenie, że jest on zrobiony z liści, co nie odbiegało to zbytnio od prawdy. Na ramionach miał skórzane ochraniacze. Na lewej ręce ochraniacz był gruby i solidny, chroniący przedramię przed pędzącą cięciwą łuku, natomiast prawy był większy, sięgający od łokcia do połowy zewnętrznej części nadgarstka. Resztę dopełniały skórzane wstawki pasa od kołczanu, w którym upakowany był olbrzymi pęk strzał, wysokie skórzane buty oraz szary płaszcz zdobiony bardzo subtelnym, ledwo widocznym haftem w kształcie liści. Przy pasie przymocowany luźno długi miecz, a w dłoni misternie rzeźbiony długi łuk. Kaptur przykryty burzą czarnych włosów, był niemal niewidoczny. Mimo tego jasna twarz mocno kontrastowała z ciemnymi włosami elfa, a twarz była pogodna, pomimo poważnej miny i sytuacji.

__________________________
*Niech gwiazdy oświetlają godzinę naszego spotkania (tłum. z elfickiego)

Fearqin 21-09-2010 17:11

Elfi czarodziejek przyczepił się do krasnoluda jak rzep do psiego ogona. Ale był tak chudy i kościsty, że Hordyanki miał by mała frajdę z zabijania go. Mało w nim było tego co najlepsze, krwi, tłuszczu i innych rzeczy, które sprawiają, że nowi w fachu poszukiwaczy przygód rzygają, a Robhun czuje się jak... dobrze się czuję. Towarzystwo Moonshadowa dało się znieść. Miał nawet niezły pomysł, szukanie artefaktów, w sumie była całkiem duża możliwość walki przy szukaniu. Jednak krasnolud nic nie wiedział o tym, że będą podróżować z jeszcze większą ilością osób. A im więcej osób tym większa możliwość, że któryś z nowych "przyjaciół" jest łowcą nagród, który co nieco słyszał w Neverwinter o Robhunie zwanym "Rozpruwaczem.

Banda gamoni. Nie tylko towarzysze krasnoluda, ale i pomagający im mag. Żałosne. Teleportacja, kolejny wymysł idiotów. Pewnie ludzi, nie żyją na tyle długo by móc swobodnie podróżować na piechotę to se musieli wymyślić teleporty. No i jaki tego skutek? Marny.

Leśna polanka, sielanka. Tylko, że to nie to miejsce, które powinno być.
- Czy wszyscy czarodzieje są równie nieudolni jak ty elfiku?- Zwrócił się krasnolud do Moonshadowa, ignorując jakąkolwiek jego odpowiedz. Robhun już nie raz próbował denerwować elfa, nigdy mu nie wyszło. A szkoda, głupio by było wszcząć z nim bójkę bez powodu.

Gdy tylko zostali otoczeni przez elfów, chyba czymś się różnili, ale dla Rozpruwacza wszystkie elfy są takie same, durne i dają mało frajdy z zabicia. No chociaż był jeden, którego zabicie sprawiło Robhunowi niezłą frajdę. Ale to było z zemsty. Trochę się różni.
Wraz z pojawieniem się elfów (i o dziwo jednego krasnoluda, a te się fajnie zabijało, z powodu stosunku Robhuna do jego braci) Hordyanki chwycił za zielony tasak i jego uśmiech od ucha do ucha już miał sie przemienić w wesoły krzyk wzywający do krwawego obrzędu zabijania, a tu nagle przeciwnicy zaczęli gadać. A kompani krasnoluda im odpowiadali!

Robhun znacznie posmutniał. Puścił tasak i podrapał się po brodzie. Postukał w napierśnik wzmocniony Entropium. Świetna rzecz. Chociaż Robhun swoją krew też lubił, to lepiej było zachować umiar w utracie swojego płynu podczas walki. Podczas rozmowy zaczął się nudzić. A to źle.
~Jak tak dalej pójdzie to odejdziemy stąd bez walki! Co to w ogóle jest? Mierzą do mnie z łuku? Zabijam! Obrażają mnie mierząc do mnie z łuku a nie strzelając, czym zapewne chcą mnie przestraszyć? Zabijam tym bardziej! Z kim ja tutaj "podróżuję, mają za delikatne stópki coby się przejść. Skończą tak samo jak koledzy ze straży miejskiej Neverwinter. ~

Bronthion 21-09-2010 19:20

Teleportacja to całkiem ciekawy wynalazek. Niemal natychmiastowe przeniesienie się przez tysiące kilometrów jest diabelnie praktyczne. Salarina interesowało jaki proces zachodzi podczas tego cudu, jeśli chodzi o sztuki tajemne to starał się zgłębiać je jak tylko mógł. Nie był jednak czarodziejem, zdecydowanie większy pociąg miał do walki kontaktowej, magia była jedynie dodatkiem.

Zaiste dziwna to była drużyna. Skupisko tak różnych charakterów mogło przypominać bulgoczący kocioł zupy – można się sparzyć. Z drugiej jednak strony jeśli się odpowiednio zmiesza składniki może wyjść coś smacznego. Pozostaje jednak kwestia czy jedne będą nadawały się do połączenia z innymi. Nic jednak nie było stracone, część pieprzu przecież dało się wyłowić i wyrzucić. Salarin zdążył sobie wyrobić opinię kto jest takim małym, nic nie znaczącym ziarenkiem pieprzu. Niby nic ale jak się je rozgryzie to zepsuje smak najprzedniejszej potrawy.

Nie byli rodziną ani przyjaciółmi, nie musieli się lubić. Salarin pomimo swego wybuchowego charakteru był całkiem tolerancyjny. Nie był rasistą, mógł zbratać się nawet z krasnoludem jeśli ów dał się polubić. Niestety niektórzy przedstawiciele tej rasy pozostawali prymitywnie stereotypowi co zaowocować mogło jedynie starą jak świat nienawiścią między leśnym ludem, a dziećmi ziemi. Odkąd tylko ujrzał Robhuna miał złe przeczucia. Po jakimś czasie wspólnego podróżowania jego wszystkie domysły się potwierdziły. Salarin patrzył na krasnoluda z obrzydzeniem i wyższością, to że jeszcze nie doszło do krwawych starć było zaiste cudem. Może pewne znaczenie miała tutaj obecność kobiety, która mogłaby przypadkiem ucierpieć. Nie chodzi tu o to, że była bezbronna, krasnolud był szalony co wiedział każdy z członków grupy. Tacy „ludzie” byli nieprzewidywalni. Jak na razie Salarin tolerował brodacza, mięso armatnie bywało przydatne. Granica była jednak bardzo cienka.

***

Wreszcie dzięki pomocy Tomasa opuścili to miejsce – Myth Drannor. Legendarne ruiny pełne skarbów i potworów będące dumą, ale zarazem przykrym wspomnieniem elfiej rasy. Salarin przybył tu gdyż miał powody. Nie chodzi w tej chwili jednak o złoto i zdobycie ostrza, prawda jest dużo bardziej skomplikowana.

Słyszał, że przy teleportacji ciało rozdziela się na miliony cząsteczek… wyjątkowo podłym uczuciem był zanik jego męskości, dobrze że trwało to tylko ułamek sekundy. Kiedy doszedł do siebie i rozejrzał po okolicy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Następnym co zrobił było dobycie rapiera. Miał bystry wzrok jak każdy elf jednak nie tym się w tej chwili kierował. Znał dobrze swego brata Sinthela, poznał te ruchy. Oznaczały, że tropiciel uznał coś za zagrożenie, w tej kwestii zdawał się na niego.

Widząc komando i napięte łuki nie schował broni. Nie oznacza to, że chciał walczyć z nimi wszystkimi w tej chwili. Zdawał sobie sprawę z proporcji sił, w okolicy zapewne było ich jeszcze wielu. Nie zamierzał być potulny jak baranek ani prowokujący swoją głupotą i chamstwem niczym krasnolud. Często wystarczyło jedynie okazać brak strachu oraz to, że nie ma się do czynienia z byle kim tylko z równym by oponent nabrał choć odrobinę szacunku.

Były jednak rzeczy przez które potrafił się zapomnieć. Wymierzone łuki w niego lub pozostałych mężczyzn to co innego. Jednak na jedno musiał zwrócić uwagę, taki już miał charakter. Wystąpił do przodu zasłaniając Ravarath samym sobą.

- Nazywam się Salarin Keleb’Sur. Jestem elfem tak samo jak wasi towarzysze oraz część moich. Nie jesteśmy szpiegami czartów klnę się na swą dumę. Jeśli kłamię niech w tej chwili spadnie na mnie gniew mego Boga Corellona Larethiana. –spojrzał w oczy ponaglającego ich elfa- Jednego jednak nie zdzierżę, jak wam nie wstyd mierzyć do kobiety?! Opuście broń to i my to zrobimy. Nie chcemy zwady. –kończąc swoją kwestię pierwszy opuścił nieco rapier-

Prezentował się całkiem dostojnie. Nosił wykonaną z najwyżej jakości mithrilu koszulkę kolczą, która tylko w niewielki sposób krępowała jego ruchy. Pod nią miał czarną koszulę dobrze kontrastującą ze srebrną zbroją oraz innymi dodatkami. Spodnie wykonane z ciemnej skóry zdobione były gwieździstym motywem natomiast buty wyposażone były w liczne klamerki zapewniające idealne dopasowanie do nogi. Aksamitny, czarny płaszcz dodawał mu tajemniczości, natomiast skórzane rękawice koloru spodni dopełniały wizerunku. Całość będąca wymieszaniem srebra oraz mroku nocy świetnie pasowała do włosów Salarina oraz jego ostrych rysów twarzy. Jednej z niewielu rzeczy nieznacznie różniących go od brata.

Nagle obok stopy Salarina pojawiło się coś futrzanego i z ciekawością spoglądającego na wszystkich wokoło.

Nefarius 22-09-2010 18:18

-Jestem Avarion. Lub Avarionus, jeśli tak wolicie.- przedstawił się długouch. Jego wzrok skierował się na towarzyszącego mu brodacza.
-To jest Croto.- dodał po chwili, wskazując osobnika niedbałym ruchem ręki. Wojak spojrzał na elfa i po krótkiej chwili znów wbił świdrujące spojrzenie w grupkę.
-Alakahai.- zwrócił się do swoich podkomendnych, którzy na rozkaz opuścili broń. Nie każdy jednak chował swój sprzęt do pochwy, czy za pasek. Widocznie nie byli tak ufni jak ich przywódca. Słowa otoczonych najwyraźniej przekonały długoucha o tym iż nie mieli oni złych zamiarów. Avarion zmrużył oczy, spoglądając na miecz, który miała przy sobie Ravarath. Ci mniej spostrzegawczy nie zauważyli chwilowego skupienia elfa na broni. Wojownik jednak nie spytał o broń. Ravarath akurat dostrzegła spojrzenie Avariona, domyśliła się iż elf rozpoznał artefakt.

-Czego tu szukacie? Ostatnimi czasy okolice Myth Drannor są bardzo niebezpieczne, choć nasze patrole starają się jak mogą.- wyjaśnił Avarion. -Nie wiedzieć czemu pałęta się tu masa czartów. Kto wie, co knują. To bardzo dziwne, zważywszy na fakt iż Mythal Myth Drannor utrzymuje paskudy z daleka od miasta.- wyjaśnił. Ci mniej zorientowanie nie zrozumieli, że elf zdaje się nie być świadomy tego, co mówi, wszak Mythal zniknął wraz z upadkiem miasta.
-Tępimy to kurestwo jak tylko się da, ale niestety nie możemy być wszędzie na raz.- dodał od siebie Croto.
-Dlatego prosimy abyście wybaczyli nam nasze chłodne powitanie. Nie z tego słynie nasze miasto, wiem.- tłumaczył się Avarion.
-Skąd przybywacie?- spytał długouch spoglądając na Ervana.

On, jednak miał teraz wyraźnie inne zmartwienia. Nie wiedzieć czemu jego dusza nie czuła charakterystycznej- dla 'uduchowionego'- więzi z jego bogiem. Ervan czuł się tak, jak gdyby Kelemvor w ogóle nie wysłuchiwał jego modłów, jak gdyby w ogóle nie istniał i to go mocno martwiło. Paladyn wiedział iż ruiny Myth Drannor w różnoraki sposób oddziałują na poszczególne osoby, dlatego też wierzył, że to minie i przejdzie.

Amanea 22-09-2010 20:53

Ravarath położyła delikatnie dłoń na ramieniu Salarina. Mithrilowa koszulka kolcza, chroniąca elfkę, zamigotała lekko.
- Jestem pewna, że zaraz dojdziemy do porozumienia. - powiedziała uspokajająco.
Kamień spadł jej z serca, gdy spostrzegła, że przbysze opuścili broń. Mogło zatem obejść się bez rozlewu krwi. Wystarczająco irytowało ją zachowanie tych z ich grupy, którzy najbardziej palili się do bitki. Skinęła lekko głową Avarionowi i powiodła za jego wzrokiem, gdy spojrzał na miecz, który znaleźli w ruinach. Ale skoro on nie miał nic do powiedzenia to i ona nie miała. Jasnym było, że wielu poszukiwaczy przybywało w te okolice w poszukiwaniu przeróżnych przedmiotów. Ona także czegoś szukała, ale miecz był jedynie częścią zadania.

- Szukamy tego, czego szukają wszyscy przybywający tutaj. - odpowiedziała uprzejmie.
Zapewne stojąca przed nimi grupa także miała zamiar zdobyć coś wartościowego w ruinach. Niemniej coś tu nie grało.
~ Patrole? ~ zapytała samą siebie ~ Co tu niby robią jakieś patrole?
~ Coś tu nie gra... ~ usłyszała potwierdzający jej przypuszczenia komentarz.
Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że nie czuje jego obecności tak intensywnie jak zwykle. Głos także był jakiś osłabiony, jakby bardzo daleki. Potrząsnęła lekko głową.
- Mythal? - wyrwało jej się, nim zdążyła się powstrzymać - Przecież Mythal nie istnieje już od... dawna. - patrole patrolami, ale to dopiero było szokujące!

~ Tu naprawdę jest coś nie tak. Skąd oni się urwali? ~ usłyszała w głowie drwinę.
- Wasze miasto? Jakie miasto? Myth Drannor? Przecież to... - urwała - Nie, nie. To niemożliwe...
Ravarath miała już swoją teorię. Byli w ruinach. Trafili na czarty. Ucieczka. Zwój. Magia. Przeniesienie w przestrzeni. Nie od dziś wiadomo było, że zaklęcia oddziałujące na przestrzeń i czas mogły dziwnie działać. Ale czyżby...?
~ Zwariowałaś? Nigdy o czymś takim nie słyszałem. To niemożliwe...
A może jednak było możliwe.
- Ja przybywam z Evereski. To na zachód od Anauroch... - odezwała się słabym głosem, uważnie obserwując reakcje elfów i krasnoluda.
Otto niespokojnie przedreptał z jednego ramienia księżycowej - przez kark - na drugie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:45.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172