Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2011, 01:13   #101
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jedno, malutkie, powiadasz? Gdybym ja cię tak potraktował, to pewnie inaczej byś mówiła. - Kenning z plecaka wyciągnął kolejną butelkę, bliźniaczkę poprzedniej, i postawił na ławce. - Chociaż aspekty masz, przyznaję, godne podziwu. - Z uznaniem skinął głową.
- Och, jak miło. - Zatrzepotała rzęsami. - Że jednak widzisz we mnie kobietę... - Po czym zmieniła nieco ton, na niby-poważny, patrząc na kolejną flaszkę wina - Masz mnie zamiar upić?.
- Bez żartów
- skrzywił się Kenning. - Żebym musiał nieść pijaniutką bardkę do jej pokoju? Jeśli się przypadkiem upijesz, to z własnej nieprzymuszonej woli - stwierdził, odkorkowując butelkę.
Uszczknęli więc sobie następną kolejkę, a oczka Krisnys zaczynały już specyficznie błyszczeć po odpowiedniej ilości spożytego alkoholu...
- To o czym podyskutujemy teraz?. Choć szczerze powiedziawszy, przekąsiłabym i coś, nie samą gadką i winem się żyje. - Spojrzała na niego w dosyć dziwny sposób, w jaki jeszcze się nie zdażyło w trakcie tej rozmowy.
- W takim razie pora zamówić jakąś przekąskę. Zjemy tutaj, czy zmieniamy scenerię? - spytał.
W uszy obojga wdarła się kolejna fala pijackich śpiewów i rechot godny zalanej w trupa żaby.
- Zdecyduj sam - odpowiedziała, wzruszając ramionami, i powstrzymując się od uszczypliwego dokończenia zdania “skoro taki z ciebie wielki mężczyzna”. - Mnie tam sceneria nie przeszkadza, chociaż stolika tu na przykład brakuje...
- Poczekasz chwilę?
- spytał. - Zaraz ci coś przyniosę. Coś z ulubionych potraw?
- Szczególnych wymagań nie mam
- odparła.


Nim minęło dziesięć minut koło ławki pojawił się niewielkich rozmiarów stolik, na którym chwilę później kelnereczka w stroju uważanym tutaj za służbowy postawiła zastawioną tacę. Dygnęła uprzejmie, wprawiając w ruch niektóre elementy swego “służbowego wyposażenia”, a potem wyszła, obdarzając powłóczystym spojrzeniem zarówno Krisnys, jak i Kenninga.

- Całkiem apetycznie wygląda prawda? - powiedziała Krisnys, w momencie gdy służka opuszczała ich towarzystwo, i trudno było powiedzieć, o co Bardce konkretnie chodziło... - O zakąskach mówię! - dodała sama wyjaśniając, i mrużąc oczy.
- A o czym innym mogłabyś mówić? - Kenning zrobił niewinną minę. - Chyba nie o tej smukłej szatynce, co przed chwilą przyniosła nam małe co nieco?
- Też ją zauważyłeś?
- odparła z równie niewinną miną - Więc... pewnie chcesz jak najszybciej zakończyć przynudnawe spotkanie ze mną, by poznać bliżej miejsce w którym przebywamy i jego zalety? - Poczęstowała się kawałkiem sera z tacy.
- Po cóż mi inne uroki tego miejsca. - Kenning spojrzał na swoją rozmówczynię i, podobnie jak ona, poczęstował się serem. - Wszystko, co najlepsze, jest tutaj. - Do sera dołożył plaster szynki.
- Wielkie słowa, ale tylko słowa - powiedziała, mrużąc oczy. - Więc, jeśli mogę spytać, nieco odbiegając od tematu... była kiedyś jakaś pani Kenning? - Zaśmiała się, nie wiedząc jak jej rozmówca ma na nazwisko.
- Przeróżne głupoty popełniałem w okresie szaleństw młodości - stwierdził Kenning - ale to jakoś mnie ominęło. Widać nie trafiła się w owym czasie odpowiednia osoba.
Spojrzał na Krisnys jakby pytając: Skąd ta ciekawość?
- To chyba jak u każdego, jest czas żeby się wyszaleć, i żeby ustatkować... - powiedziała, wymachując przy tym pucharem w dłoni, efektem czego nieco ulała wina, po czym się roześmiała. - Ja jednak wciąż szaleję, co mi tam!. Ups, chyba rozlałam, a taaaaakie dobre winkooo...

- Winko! Wino!
- Jakiś przepity głos z dołu niespodziewanie zawtórował słowom Krisnys! - Więcej wina!
- I kobiet!
- wrzasnął inny. - Dwie, trzy... Dziesięć!!
- Dobrze gadasz!
- poparł go trzeci. - My chcemy kobiet!
- My chcemy kobiet! My chcemy kobiet!
- zaczęli skandować coraz głośniej.
Brzęk tłukącego się szkła i kobiecy, niezbyt przestraszony, pisk świadczyły o tym, że przynajmniej jeden ze spragnionych towarzystwa flaszki i kobiety przeszedł od słów do czynów. Chociaż, jak mogło by się zdawać, osiągnął tylko połowę sukcesu.

- Zatem na ciebie również nie czeka, w małym domku, stęskniony małżonek i gromadka dzieci? - Kennig, z kpiącym nieco uśmiechem, kontynuował temat.
Spojrzała na niego z równie kpiącą miną, nadstawiając ponownie kielich do napełnienia.
- Że mąż i dzieci? Nie, nie, jak na razie mnie to nie interesuje... a tam się bawią na dole! - Nagle się poderwała z ławeczki, i mocno nią zarzuciło - Idziemy?? Bedzie orgietka! - Zachichotała. - Kurczę, potańczyłabym sobie, pobawiła się! - Zakołysała nagle biodrami.
Tym razem nie będziesz wiele stratna, jak zaczną z ciebie zdzierać te parę szmatek, pomyślał Kenning, wspomnieniem wracając nagle do wczorajszego wieczora.
- Jak szaleć, to szaleć - zgodził się. Z myślą o dniu następnym, a raczej poranku dnia następnego, zakorkował butelkę i schował do plecaka. - Wstał i podał bardce rękę.
- Pani pozwoli? - spytał, a odpowiedział mu wielki uśmiech nieco już wstawionej Krisnys.


Tańce, hulanki, swawole...
I opór Krisnys, która za wszelką cenę chciała jak najdłużej balować. Jakby nie wystarczało jej wrażenie jakie wywołała wykonując na stole taniec brzucha.


Niezbyt też opędzała się przed tymi, co chcieli jej za stanik, i nie tylko, garściami wpychać złote lwy... Nie zniechęcały jej nawet kose spojrzenia, jakimi ją częstowały dziewczyny, niezadowolone z takiej konkurencji.
Dopiero gdy stół runął pod naporem kibiców, a ona sama o mały włos nie znalazła się na ziemi, dała się wyłuskać z obejmujących ją ramion jakiegoś zapalczywego ‘ratownika’ i wyprowadzić z tłumu. Gdy zakończyła więc swoje popisy, a rozgrzani kibice, mający wciąż ochotę na swawole - jednak i wystarczająco respektu przed towarzyszem Bardki, i oleju w głowie - pochwycili pobliskie dziewoje. Krisnys rozkręciła więc sporych rozmiarów zabawę, nie zapominając jednak i o Kenningu. Po małych oporach (a może i nie?), ruszyli w tan i oni.
- Juhuuuu! - piszczała co chwilę z rumieńcami na twarzy, wśród szalonych obrotów i podskoków. - Jednak coś potrafisz!
Zawirowali w kolejnym szalonym piruecie, o mały włos nie zwalając z nóg jakiegoś nieostrożnego balowicza, który w ostatniej chwili uskoczył pod ścianę z niezbyt wyraźnym przekleństwem na ustach.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-01-2011, 23:20   #102
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Z wolna towarzystwo zaczęło się przerzedzać. Jedni spoczęli pod stołami, trzymając w garści butelkę, dzbanek czy kufel, inni, ciągnąc za sobą nie stawiające oporu dziewczyny, ruszyli szukać bardziej ustronnego miejsca. Jeden z bardziej napalonych balowiczów, nie zwracając uwagi na innych, w kącie sali zaczął dobierać się do swej partnerki, która poganiała go jeszcze pytając, czemu się grzebie. Oboje byli ślepi i głusi na otaczający ich świat.
Trzech mężczyzn, dla których z nieznanych Kenningowi powodów zabrakło dziewczyn, łakomym wzrokiem zaczęło wpatrywać się w tyłeczek Krisnys, która kołysząc biodrami w rytm tylko sobie słyszanej muzyki tuliła się do Kenninga.
- A ty... ty jesteś kana...kana... kana... szuja - Wybełkotała Kenningowi do ucha Krisnys - Jednak mnie spiłeśśśśśś - Po czym zachichotała, “wieszając” się na mężczyźniej jeszcze bardziej. Zapomniała chyba całkowicie o fakcie, że sama pchała się do wina, pijąc na umór - To soooo... walniemy jesze jednego?. Zoba.. zobaszymy kto tfardszy?.
- No to chodźmy gdzieś usiąść
- odparł Kenning, nie zmieszany niesłusznym zrzutem. - Picie na stojąco powinno być karalne - dodał.
Chwycił nieco mocniej ‘pływającą’ nieco dziewczynę i ruszył w stronę schodów. Niezbyt szybko, bo chociaż bardka nie stawiała oporu, to jednak kierowanie jej niepewnymi krokami wymagało uwagi i rozwagi, co okazało się wielce potrzebne zwłaszcza przy pokonywaniu schodów, wśród jej licznych, pijackich chichotów, i zasiadaniu do stołu w pokoju dziewczyny. Krisnys bowiem w tym momencie nieźle zarzuciło, i wpadła na Kenninga ciężarem całego ciała. Obyło się jednak bez wykopyrtnięcia, za to efektem porządnego klapnięcia na miejsce, z Bardką... na jego kolanach. Ta momentalnie ponownie się do niego przytuliła, pakując nosek w szyję mężczyzny.
- To polej - szepnęła... kilka razy klepiąc go nagle dłonią po policzku.
Kenning co prawda uważał, że bardka ma już zbyt mało krwi w płynącym w jej żyłach alkoholu, ale wyciągnął butelkę. Rozejrzał się dokoła.
- Masz jakiś kubek? - spytał.
- A po kiego? - Wymamrotała, po czym pochwyciła butelkę, i napiła się prosto z niej. Spora ilość nie trafiła, gdzie powinna, cieknąc jej po brodzie, i spływając na dekolt. Gdy się już napiła, przetarła dłonią usta, po czym wyszczerzyła do Kenninga ząbki, pakując mu butelkę pod nos. Po chwili wyczekiwania zaś, oblizała czubkiem języka swoje usta. Czy to z premedytacją, czy jedynie delektując się resztkami wina.
Kenning potrząsnął butelką, popatrzył pod światło, jaszcze raz potrząsnął, po czym demonstracyjnie obrócił butelkę do góry dnem. Na stół spadły dwie samotne krople wina.
Odstawił butelkę, po czym popatrzył w nieco mętne oczy dziewczyny.
- Chyba pora, żebyś poszła spać - powiedział. - Jutro będzie cię boleć głowa, a lekarstwo - wskazał głową butelkę, się skończyło.
Spojrzała na niego zdziwiona, po czym siedząc na jego kolanach, tak jakby podskoczyła, ni to naparła... własnym tyłkiem na niego, gniotąc co nieco, w chwili małego oburzenia.
- Zwariowałeś? - Pogroziła mężczyźnie palcem, machając nim przed jego twarzą - Noc młoda, dopiero się rozwija!. Czas zabawy trwaaaaa! - Wyrzuciła nagle obie ręce w górę, niebezpiecznie na nim balansując, i przy okazji - ukazując przypadkowo znów widoki ze sporej bliskości na swój wyrywający się na wolność dekolt.
- W takim razie proponowałbym małą kąpiel - odparł Kenning. - Słyszałem, że mają tu wspaniałą łaźnię i bardzo głębokie balie. A ponoć jest i rzeczka, z nimfami i satyrami tańczącymi w świetle księżyca.
Miłośniczka zabawy ziewnęła rozdzierająco, a po chwili poczochrała się po głowie.
- Łaźnie? Pfff... a w rzeszce to mi tyłek zmarśnie kurcze... ale kąpiel to dobry pomysł! - Niemal krzyknęła i poderwała się na nogi. Zachwiało nią niczym marynarzem na pokładzie w trakcie sztormu, i tylko pochwycenie jej przez Kenninga uratowało przed wyłożeniem się na podłodze. - Nic mi nie jessss... - Odpędzała go od siebie, po czym skierowała swoje niepewne kroki do dużej balii, stojącej w kącie izby, w której wciąż jeszcze stała woda po jej wcześniejszej kąpieli. Niedbale pozbyła się pantofelków, kopiąc je gdzieś w bok, po czym wyraźnie już mocno zalana, próbowała wpakować się w ubraniu do balii. Próbowała, ponieważ w obecnym stanie, nie mogła poradzić sobie z tak prostą czynnością, jak przełożenie nóg przez brzeg balii, walczyła więc dzielnie, z jedną nogą uniesioną już nieco w górę, w połowie drogi do celu... ogólnie jednak, miała zamiar właśnie brać kąpiel!.
- Poczekaj, pomogę ci - powiedział Kenning, chwytając ją w pasie i ratując przed upadkiem. - Stój spokojnie, to ci pomogę to ściągnąć...
Czyżby Krisnys miała zamiar przywołać z zamierzchłej przeszłości obyczaje polegające na tym, że panie, bez względu na wiek, kąpały się w odzieniu, by nikogo, nawet siebie, nie gorszyć nagością?
Stała więc tak, trzymając się balii, z jedną nogą w górze, on zaś obejmował ją w pasie... opuściła jednak stopę po chwili na podłogę, po czym odezwała się do Kenninga:
- Tooo rosepnij, z tyłuuu siem otwiera. - I czekała cierpliwie.
Tym razem miast sznurówek był tuzin mikroskopijnej wielkości guziczków. Kenning jednak poradził sobie z nimi nieoczekiwanie dobrze. Nawet jednego nie urwał. Może dlatego, ze nie spieszył się...
Czarna sukienka spłynęła z Krisnys i spoczęła u stóp dziewczyny. Pod spodem... Szybko się okazało, że do dalszego ściągania nie było już nic. Krisnys najwyraźniej nie lubiła krępować siebie różnymi nakazami i zakazami, a ciała bielizną. Stała więc przed nim, kompletnie zalana, i nagusieńka, kurczowo trzymając się balii i wypinając w jego stronę kształtny, ponętny tyłeczek... po chwili zaś zaczęła nagle drżeć na całym ciele. Nie trwało to jednak ani mrugnięcia, gdy nagle obróciła się w jego stronę, zarzucając mężczyźnie ramiona na szyję. Przytuliła się do niego całym, rozpalonym ciałem, patrząc głęboko w oczy Kenninga.
- Wykąpiemy się razem? - szepnęła.
Co innego kąpiel dla relaksu w płynącej rzeczce, co innego wchodzenie do równie zimnej wody w balii. Nawet z gorącą dziewczyną, której żar zniknąłby wnet w lodowatej kąpieli.
Krisnys chyba jednak kąpiele wyparowały nagle z głowy, w przeciwieństwie do sporej ilości spożytych procentów, bowiem nagle wyraźnie stanęła na palcach, a jej twarz zaczęła zbliżać się do twarzy Kenninga. Kształtne usta były już tuż tuż, migoczące oczy wpatrywały się w jego oczy, a dłonie Bardki ześliznęły się nieco z jego karku na ramiona...
- Może byśmy jednak zrezygnowali z kąpieli - zaproponował.
Balia była jakby na nieco mniej niż dwie osoby, zaś woda wyglądała na zimną.
- Woda niezbyt ciepła - dodał.
- Ale ja jestem gorąca - powiedziała Krisnys, po raz kolejny zmieniając zdanie. Wysunęła się z objęć Kenninga i wskoczyła do wanny. Woda nie zaczęła parować, za to na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka.
- Nnnoo dddalejjj - powiedziała, nieco szczękając zębami. - Nniiie bbbęęędddęęę tuuu siieedddzzzzieć sssammmma.
- Może najpierw umyję ci plecy
- zaproponował Kenning. Mała kula ognia może ogrzałaby wodę, ale Krisnys chyba nie byłaby zachwycona takim luksusem.
- Myślałem o czymś nieco cieplejszym - powiedział. - I o pianie. Oceanie piany.
- Teraz mi ttto mówisz
. - Krisnys prawie opanowała szczękanie zębami. Obróciła się w stronę Kenninga. Chłód w nader interesujący sposób wpłynął na jej sutki, od których trudno było oderwać wzrok.
- Już się na nie gapiłeś... Miałeś mi plecy umyć!.
Wbrew własnym słowom pogładziła się po biuście gestem, od którego temperatura krwi w żyłach Kenninga wzrosła o parę stopni. Zimna kąpiel zdała mu się dobrym pomysłem.
- Tooo jak? - Spytała po chwili, zwrócona do niego plecami - Też wchodzisz czszy co?.
Typowy konflikt interesów. O wiele prościej byłoby wyciągnąć dziewczynę z balii, niż się pakować do zimnej kąpieli.
- Już, już... Tylko się posuń.

Po chwili był w wodzie. Może i nie była taka zimna, jak zdawało mu się, gdy patrzył na Krisnys, ale jakąkolwiek ochotę na igraszki w wodzie odebrało mu natychmiast. Chwycił pospiesznie kawałek mydła i zajął się plecami dziewczyny.
- Miło... - Mruknęła, nieco pochylona w przód, gdy mył jej plecy, a po dłuższej chwili odezwała się znowu - To teraz ja tobie...aaaaaaapsiiiiiiiiik!!. To teraz ja tobie umyję plecki? - Spytała, gramoląc się w jego stronę.
- Jak widzę, coś jeszcze zostało do umycia - powiedział Kenning, musnąwszy dłonią wystawiony przez moment w jego stronę tyłeczek dziewczyny.
- A co? - Spytała rozbawionym głosem, odwrócona już do niego przodem, siedząc na własnych piętach. Przejechała dłonią po jego torsie, słodko się uśmiechając.
- Parę kawałków tu, parę kawałków tam... Sama wiesz dobrze, co pominąłem.
Namydlone dłonie powędrowały ku piersiom dziewczyny, zajmując się nimi dużo delikatniej, niż plecami.
Krisnys cichutko westchnęła, gdy ciepłe dłonie mężczyzny spoczęły na jej piersiach. Przymknęła oczy, delektując się tymi miłymi pieszczotami, by po chwili zaskoczyć Kenninga pewnym ruchem. Jej dłoń oto bowiem, niczym jakiś zręczny wąż, ześliznęła się po udzie, znikając pod wodą w okolicach podbrzusza mężczyzny. Bardka otwarła nagle oczy z figlarnym uśmiechem na ustach.
Kenning na moment wstrzymał oddech.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-01-2011, 00:50   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- A proponowałem ci gorącą kąpiel - powiedział, z pewnym odcieniem pretensji w głosie. - Wyskakuj z tej balii, i to już. Za zimno tu na niektóre rzeczy.
Na ustach Krisnys pojawił się lisi uśmiech, i puściła Kenninga, za to pochylając się mocno do niego, położyła znowu obie dłonie na barkach mężczyzny, tym samym mocniej przyciskając swoje piersi do jego dłoni.
- Złap mnie za biodra - szepnęła z rozpalonym wzrokiem, pochylając się jeszcze bardziej ku niemu, i w końcu przytulając gorącymi półkulami do jego torsu, złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
- Pierzyny mają za to ciepłe - powiedziała, odrywając w końcu od niego usta.

Jakość obsługi w gospodzie stała na wysokim poziomie i ręczników starczyło, by dokładnie wytrzeć dwie dość zmarznięte osoby. Nawet jeśli bardziej sobie przeszkadzały niż pomagały, wycierając się nawzajem. Krisnys po chwili porzuciła niedbale ręczniki na podłodze, szybko czmychając do dużego, wygodnego łoża, pachnącego świeżo wypraną pościelą. Kenning stracił z kolei tylko tyle czasu, ile trzeba było na staranne zamknięcie drzwi i znalazł się pod pierzyną.
- Ciepło, przyjemnie. Mięciutko - dodał, przyciągając do siebie Krisnys.

***

Słońce wdarło się do pokoju przez okno, którego nikt wieczorem nie zasłonił. Figlarne promyczki zatańczyły we włosach dziewczyny, rozpalając tam prawdziwą burzę ognia.
Kenning zastanawiał się przez moment, czy, korzystając z tego, że Krisnys jeszcze śpi, nie wymknąć się chyłkiem z pokoju. Bywało i tak, słyszał o tym nieraz, chociaż sam tego nigdy nie doświadczył, że rankiem kobieta spoglądała na osobę, którą znajdywała obok siebie w łóżku, zdecydowanie innym wzrokiem, niż w nocy. Słowa ‘co tu robisz?’, albo ‘co myśmy robili? Nic nie pamiętam...’ nie były czymś, co chciałby usłyszeć skoro świt. A kto wie jak zareaguje bardka, która wieczorem była, trudno to ukryć, dość wstawiona.
Wpatrywał się więc w jej twarz, łapiąc na tym, że po raz kolejny odkrywa przed sobą każdy jej kątek, wypatrując drobnych, miłych szczegółów. Jej nosek, policzki, czający się gdzieś w kąciku ust, ledwie widoczny, ulotny uśmiech. Nagle drgnęła, poruszyła się pod kołdrą, po czym otwarła oczy, spoglądając prosto na niego.

W jej oczach pojawiło się coś dziwnego. Wyraźnie widział, jak błysnął ogień, jako poszerzyły jej się źrenice...
- Wody - szepnęła na granicy słyszalności, a on mimowolnie się uśmiechnął. Spełnił jej prośbę, Krisnys zaś podniosła się nieco na łokciu, pijąc dosyć łapczywie, i nie zdając sobie sprawy, że rąbek nakrycia zsunął się nieco w dół, odsłaniając lekko jedną z jej krągłości.
- Dziękuję. - Znów ledwie usłyszał, po czym Bardka nakryła niemal całą głowę pierzyną, zostawiając jedynie na widoku czoło i burzę włosów.
W zasadzie była to idealna chwila, by cmoknąć ją w czółko i na paluszkach wyjść, pozwalając jej na odespanie tańców i alkoholu. Jednak Kenning zrezygnował z tego zamiaru. W końcu po co miał sobie odmawiać przyjemności porannego przytulenia się do czegoś ciepłego, miękkiego i kształtnego.
Krisnys poruszyła się, przywierając do niego sporym fragmentem owego kształtnego ciała. Skorzystał z okazji i przytulił ją mocniej, chwytając przy okazji fragment idealnie się do chwytania nadający.
Chwile słodkiego lenistwa przerwał nagle ktoś dobijający się do drzwi.
Krisnys nie otwierając oczu zaczęła szperać pod łóżkiem w poszukiwaniu czegoś ciężkiego i poręcznego zarazem. Jako że poszukiwania nie dały rezultatu dziewczyna postanowiła przenieść je na drugą stronę łóżka... nie zważając na to, że opuszcza schronienie pod kołdrą i pokazuje nie tylko słońcu, ale i Kenningowi bardzo apetyczne fragmenty ciała. Zdążył już co prawda, tuż przed kąpielą, poznać trochę bardkę od tej tak zwanej drugiej strony, ale teraz nieco odmienny, znacznie lepszy punkt widzenia pozwolił na bardziej dogłębne zapoznanie się z zagadnieniem...
Stukanie rozległo się po raz kolejny, jakby bardziej niecierpliwe, ale wtedy bardka miała już w ręku but. Pocisk z trzaskiem uderzył o drzwi, a towarzyszyło mu dobitne polecenie:
- Won stąd!
- Cham jakiś! - mruknęła bardka słysząc oddalające się kroki. - Wyspać się nie da.
Przytuliła się do Kenninga, przymknęła oczy. Spokojny oddech wnet zaświadczył o tym, że znów pogrążyła się we śnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-01-2011, 19:06   #104
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kwestia jaja wprawiła w osłupienie gnoma, na tyle że zdawał się zaniemówić. A i jedyny wtajemniczony w tą sprawę... Kenning, też nie zdołał zbyt wiele powiedzieć, zanim Gaccio znikł z Katriną.
Szlachcic jak zwykle wspaniale udowadniał, że... nie ma pojęcia jak być przywódcą. Ale też i za przywódcę się nie uważał. Był pracodawcą. Niestety, był też pracodawcą dającym zły przykład.
Porwawszy Katrinę do pokoju, zamknął się tam na cztery spusty. Podobnie uczynił Kenning porwawszy bardkę do wielu miejsc. Przy czym łóżko było ostatnim miejscem jakie odwiedzili.
Cypio poznawszy zawartość liściku krzyknął.-[B]Hibbo[/b] mas jakieś jajo? Bo ja mam jakies. Możemy udawać, ze to twoje jest, może się nabiorą! Albo rzucimy w nich tym jajem, a zanim się zorientują, to polwiemy Romualda i już!!
Co prawda na obecną chwilę nie mógł tego jaja znaleźć, bo znowu mu się torba zagraciła różnymi dziwnymi drobiazgami (damską i męską bielizna, deseczkami, bacikami, świecznikami, obrożami, kapelutkami drużyny Robina, a nawet parą zielonych rajstop...czego to ludzie i nieludzie nie zgubią.).
No cóż...niziołek udał się więc do swojej komnaty, by po drodze pozbierać nowe rzeczy (ręczniki, olejki zapachowe do kąpieli grzebienie, perfumy, emulsje, mydełka). Cypio nie rozumiał nigdy jak można być tak nieuważnym.
Vincent zaś najpierw wdał się w rozmowę z Draceą, a potem udał się na podbój karczmy. Miał więc okazję zakosztować kąpieli, masażu, był nawet hazard, ruletka i karty.
Oraz Nyhm śpiewający na stole i wykonujący przy tym taniec zawierający wiele machania bioderkami.

“Jestem Nyhm maleńka
to dla ciebie piosenka.
Największym jestem Faerunu bohaterem
Przy mnie Elminster jest zerem.
Dla ciebie rozgrzewam swe ciało
By ci się nocą przyjemnie ze mną spało....”


Taaaa...niewątpliwie miał oryginalne piosenki.
I było miejsce, którego pilnowały dwa rosłe półorki. Z tabliczką “ Tylko dla BWO”. I tam już Dracano wcisnąć się nie zdołał, przynajmniej nie konwencjonalnymi środkami.
A Hibbo czując się winny całej sytuacji, zamknął się w pokoju i zaczął opracowywać plany odbicia Romualda z rąk porywaczki. W tych planach ważną rolę odgrywała róża, oddział krasnoludzkich wojowników i sterta poduszek z pierzem. Problem jednak stanowiło zdobycie tego, wszystkiego.

Każdy więc spędził noc pracowicie.... niekoniecznie udanie, bądź owocnie. Ale na pewno pracowicie.

Było cieplutko. Był ranek, a ona obudziła się wtulona w czyjejś. W jego ciało. Przyciskał ją do siebie pieszczotliwie. I ustami muskał jej nos. Katrina pamiętała wczorajszą, gorącą noc. Pamiętała jego usta i dłonie na swym ciele i jego wigor... Same wspomnienia przyspieszały bicie serca i powodowały że tam w dole, dziewczyna czuła ciepełko. To była dzika noc... druga z Gacciem i druga w jej życiu. Nie sądziła, że coś takiego można przeżyć.
Uśmiechnęła się nie otwierając oczu. Przysunęła się jeszcze kawałeczek aby wtulić się w niego. Powoli zaczęła pocierać swoją stopą o łydkę młodego szlachcica. Czuła obejmujące ją jego ramiona, nawet ich nogi były splecione jakby w miłosnym uścisku.


Powoli rozchyliła powieki i spojrzała w jego oczy. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak zanim jakikolwiek dźwięk się z nich wydostał przytuliła je do ust Gaccia w delikatnym muśnięciu.
-Słodko.- wymruczał Gaccio, przytulił dziewczynę do siebie i zaczął całować namiętnie.
Dłonie wędrowały po jej ciele, gdy szeptał.- W moich ramionach wydajesz się być, taka delikatna i kruchutka.
- Yhmmm...
- wymruczała odwzajemniając jego pocałunki. - A ja czując jak mnie nimi obejmujesz, mam wrażenie, że... - przerwała i znów go pocałowała nie wyjaśniając jakie wrażenie ma.
Usta Gaspaccia zaczęły wędrować po szyi Katriny, dłoń jego masowała jej pierś, ugniatając i pieszczą. Pod swymi palcami, dziewczyna czuła je tors unoszący się w szybkim oddechu.
-Co do miłosnej sztuki... ty też jesteś cudowną kochanką, Katrino.- rzekł cicho pieszcząc jej uszko językiem.
- Mhmmmmmm... -mruknęła ponownie dziewczyna po czym dodał z przekornym błyskiem w oku - Nie ma to jak słowa znawcy... To w ilu zamtuzach porównywałeś cudowne kochanki Gacciu?
-W wielu Katrino... jeśli chcesz wiedzieć to znam większość zamtuzów w Srebrnobrzegu.- pocałował ją długo i namiętnie delektując się miękkością jej warg. Spojrzał w oczy kochanki rzekł.-Nie ma co udawać. Nie jest moją pierwszą, ale może będziesz ostatnią.
Powoli przesuwała opuszkiem palca po jego torsie. Przygryzła delikatnie wargę jakby się nad czymś zastanawiała. Jej wzrok wędrował za palcem,który zatrzymał się w miejscu gdzie czuła bicie jego serca. - Zastanawiam się... czemu szukałeś kochanek w zamtuzie Gacciu? Czy tak było bezpieczniej? Czy Twoje serce... - rozpostarła dłoń i przytuliła ją całą do jego piersi - nie biło tak szybko dla innej dziewczyny? Wszak chyba Ruda sprawiała, że ona biło szybciej?
-Kiedyś... dawno temu. To serce biło szybciej dla Angie.- przycisnął jej dłoń do swej piersi, po czym samą Katrinę do siebie całując ją drapieżnie. Dziewczyna czuła jego rozpalone wargi, ale co więcej...czuła jak jego serce bije mocniej i szybciej, gdy ją całował. Spojrzał jej w oczy.-Nie jestem Romualdem. Po prostu lubię figlować z ładnymi panienkami. Ale... ty jesteś wyjątkowa. Przy tobie, czuję się lepszy.
Katrina roześmiała się słysząc jego słowa. Pochyliła głowę i przesunęła koniuszkiem języka po jego piersi w miejscu gdzie biło jego serce i wymruczała - Lepszy... yhm... i smaczniejszy... Czuję się jakbym zabrała najsmaczniejszy kąsek z zastawionego na przyjęciu stołu. - uniosła oczy i zatrzymując jego spojrzenie wyszeptała - Tylko czy mi go ktoś nie ukradnie... zanim... zanim zaspokoję swój głód.
-Mam wrażenie.- dłoń Gaspaccia powędrowała na pośladek Katriny i zacisnęła się na nim.-Że tobie niełatwo coś ukraść, a i twój głód zamiast maleć wraz z jedzeniem, rośnie.
Roześmiała się ponownie i rzekła - Może... pewnie ten zamtuz tak na mnie wpływa. O jakich to atrakcjach wczoraj wspomniałeś... - zawiesiła głos i wymruczała mu w ucho ostatnie słowa - ...miły mój?
-Najpierw miła pobudka.- mruknął szlachcic i zanurkował pod pościel i po chwili, jego pocałunki zaczęły schodzić po jej brzuchu w dół. Kierunku tej wędrówki Katrina się domyślała, Gaccio zmierzał pomiędzy jej uda. Przymknęła oczy i czuła jak jej ciało reaguje na jego pieszczotę. Chwilę później musnęła jego włosy dłonią zwracając jego uwagę na siebie i wyszeptała: - Czyż nie mamy już za sobą... miłej pobudki? -uśmiechnęła się na wspomnienie jego delikatnych całusów, które wyrwały ją ze snu.
-Twoja się jeszcze nie skończyła.- mruknął Gaspaccio i zapędził swój język do innego działania. A Katrina poczuła, jak pieszczota intensywnie promieniuje z jej podbrzusza. Czyż nie lubiła tej igraszki, czyż Gaspaccio nie topił za pomocą niej, jej oporów?
Dziewczyna poddała się zarówno jego pieszczocie jaki i swoim odczuciom jaką ona na niej wywierała. Delikatnie przygryzła wargę i wygięła swoje ciało w kierunku namiętnego kochanka, który sprawiał, że jego pobudka obudziła nie tylko ją ale również wszystkie jej zmysły.
A Gaspaccio kotłował się pod pledem którym byli przykryci, masując jej uda i wijąc językiem w jej wnętrzu. Oj, nie dawał jej spokoju, sprawiając że oddech jej stawał się szybszy i gorętszy. Bawił się w rozpalanie jej gorętszy żądz. Coraz mocniej i silniej. Wyraźnie miał w tym upodobanie.
Katrina wiła się pod wpływem jego pieszczoty zatracając się w niej. Jej oddech przyspieszył, serce biło szybko tak jakby chciało wyskoczyć z piersi i połączyć się z sercem mężczyzny, który był sprawcą uczucia, które ją ogarnęło. Z jej ust wydobyło się westchnienie - Gacciuuuuuuuuuu...
Na moment oderwał usta od niej i spod koca rozległ się głos.- Co lisiczko?
Uśmiechnęła się do niego zalotnie i... pokiwała na niego swą dłonią.
Głowa Gaspaccia wynurzyła się całkiem z spod przy przykrycia i przesunęła pomiędzy piersiach. Spoglądał na nią ciekawy jej... zachowania. Spytał.- Masz jakieś życzenia? Wczoraj spełniłaś moje, kusicielko? Teraz moja kolej.
Przytuliła się do niego i delikatnie ocierając swoim ciałem o jego ciało wyszeptała mu do ucha - Po prostu mnie pokochaj... - Nie wyjaśniła mu co miała na myśli to mówiąc. Czy chodziło jej o miłość fizyczną czy może o uczucie... Pozostawiła to w domyśle młodemu mężczyźnie.
Gaspaccio zaczął całować jej usta delikatnie i czule, podobnie czule masował jej piersi i...połączył się z nią. Szlachcic i dziewczyna poruszali się w wolnym leniwym rytmie, rozkoszując się każdą chwilą ich połączenia. Gaspaccio starał się być jednocześnie delikatny i czuły, ale pożądanie sprawiało, że ruchy jego bioder były stanowcze.
Katrina przesuwała dłońmi po ciele mężczyzny wtulając się w niego swoim ciałem, tak jakby chciała stopić się z nim w jedno. Odwzajemniała jego pieszczoty oferując mu w zamian swoje. Coraz bardziej poddając się doznaniom jakie wywoływał w niej młody szlachcic, coraz bardziej zatracając się w jego ramionach.
-Pragnę cię Katrino...- dyszał coraz bardziej rozpalony szlachcic gorączkowo obsypując jej szyję i policzki pocałunkami. Ruchy bioder jej kochanka, wprawiały Katrinę w coraz większy żar, coraz bardziej rozpalone ciało zbliżało się do ekstazy. A on szeptał.- I nie puszczę.
Cokolwiek to znaczyło, zmysły przepełnione rozkoszą nie pozwalały trzeźwo myśleć dziewczynie.
Czując zbliżające się spełnienie Katrina zacisnęła palce na barkach swojego kochanka, tak jakby chciała jeszcze bardziej zagarnąć go dla siebie, tak jakby chciała zatrzymać go na zawsze w swoich ramionach. Jej ciało wygięło się w łuk jeszcze bardziej przylegając do mężczyzny. Z jej ust wyrwał się jęk - Gaaaaaaaaaaaacccciiiiiuuuuuuuuu....
Ich rozkosz sprawiła, że dwa drżące ciała przywarły do siebie, podczas ekstazy. Ona opadła na łoże, on na nią. Katrina pomyślała nad wczorajszym dniem i przedwczorajszym i pierwszym w którym się spotkali. O kolejnych chwilach rozkoszy. I o tym, jak z dnia na dzień, był jej coraz bliższy... jak głęboko, już się przebił, przez zbroję wokół jej serca? I czemu ją to cieszyło?
- Do Grot dojedziemy stąd w pół godziny... mamy więc trochę czasu na planowanie i trochę czasu na przyjemności. Z tych kobiecych toooo... Tutaj mają fryzjera i masażystów i kąpiele.-Gaccio dyszał, leżąc na wybrance i wyrzucając kolejne propozycje.
- Yhmmmmmm... - wymruczała Katrina delikatnie przesuwając opuszkiem palca po plecach kochanka, by po chwili dodać z leniwym uśmiechem na ustach - Po tylu odwiedzinach w zamtuzach to i ty Gacciu chyba wyuczyłeś się masażu, co? Z tego co zauważyłam pojęty z ciebie... uczeń. Zerknęła na niego i dodała - Może jednak na ten masaż się skuszę, fryzjera sobie raczej odpuszczę, splotę włosy w warkocz, aby mi nie przeszkadzały. No może jeszcze kąpiel po tym masażu... Tak myślę że masaż i kąpiel - podjęła decyzję.
-Masaż w moim wykonaniu, doprowadziłby...- Gaspaccio cmoknął ją w usta dodając.-...wiesz do czego. Zostawimy sobie to na inną okazję. Aczkolwiek, bądź pewna, że gdy uporamy się z problemami Romualda, to zamknę się z tobą w pokoju, na dobę by się tobą nacieszyć.
- I doba ci wystarczy? spytała z przekorą dziewczyna.
-Nie...ale będzie preludium do naszej dalszej współpracy. Jak już wspomniałem, zgodnie z naszą umową jestem tylko twój, a ty... moja, Katrino.- odparł Gaccio całując namiętnie kochankę.
- No tak... umowa... - wymamrotała i zaczęła się wyplątywać z jego ramion aby wstać z łóżka. Nagle usiadł Gaccio chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie szepcząc do ucha.-Wiesz przecież, prawda? Że zależy mi na tobie, a umowa była wybiegiem by się do ciebie zbliżyć.
Wtuliła się ponownie w jego ramiona i spytała cicho: - Czemu Gacciu? Czemu akurat do mnie?
- Bo im dłużej jedziemy tym...bardziej mi zależy na tobie. Romualdo ma swoją miłość, a ja...mam ciebie.-mruknął Gaspaccio tuląc dziewczynę i całując ją w ucho.-Nie jestem tak ckliwy jak on. Nie potrafię tak mówić, jak on. Jak Romualdo. Ale jesteś ważna dla mnie. Zapamiętaj to Katrino.
Pokiwała głową wtulając twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem. Przymknęła oczy i tuliła się do niego nic już nie mówiąc.

A później była kąpiel z olejkami i masaż. Trzeba przyznać, że zamtuzy to Gaccio wybierał z wyższej półki.
Po chwilach rozkoszy poza ramionami Gaspaccia, Katrina dołączyła do reszty grupy na śniadanie i naradę wojenną. Do całej wyprawy dosiadł się także i Nyhm, lepszy poszukiwacz przygód niż poeta. A co więcej, znający doskonale teren wokół Smoczych Grót. Ba... nawet posiadał mapę.


Półelf rozłożył ją przed oczami całej grupki i rzekł.- Smocze Groty kiedyś rzeczywiście były siedliskiem smoka. Ale to było wieki temu. Teraz są skatalogowane i dobrze zbadane. Taką mapę, jak ta można kupić za sztukę srebra.- przerwał na łyk wina i kontynuował.-Zapewne ona nigdy tam nie była i posiada podobną. Na tej mapie widać tylko tę część labiryntu, która jest bezpieczna. Po za nią rozciągają się tereny smoczydeł, czy jak się tych drani nazywa. Cóóż..skoro nie napisała gdzie chce wymienić Romualda. To są dwie opcje do rozważenia. Albo główne wejście, albo... centralna sala. Ja bym jednak obstawiał główną salę. No więc panie - tu ukłonił się bardce i Katrinie.- i panowie, jaki proponujecie, plan ratowania naszego druha, Gaspaccia? Ktoś coś wczoraj wspominał o jaju?

No właśnie... jajo. Kiedyś w posiadaniu Hibbo, ale ten je zgubił w zamtuzie. Jajo o którym wiedzieli tylko on i Kenning. Cóż … o jaju wiedziała też Krysnis. I o tym, że jest kluczem... nie wiedziała tylko do czego kluczem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-01-2011, 23:01   #105
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kolejna upojna noc w ramionach Gaccia minęła i nastał ranek. Ze snu wybudziły dziewczynę czułe usta budzące ją z samego rana. Czułe ramiona i ich ciepło otaczające ją przez całą noc i rankiem. Kolejne czułe słowa, kolejne wspólne igraszki. Katrina leżała rozleniwiona w ramionach Gaccia niczym dzika kotka wygrzewająca się na dachu w gorących promieniach słońca muskających jej wyprężony grzbiet. Uśmiechnęła się na samą myśl jak zareagował by Gaccio gdyby zaczęła pomrukiwać tak jak ta kotka. Niechętnie z ociąganiem wyplątała się z ramion młodego szlachcica i zaczęła zbierać po podłodze swój strój. Powolnymi ruchami wdziała go na siebie i odwracając się do obserwującego ją mężczyzny rzekła:
- Chyba pójdę skorzystać z tego masażu i kąpieli Gacciu. A potem pewnie jakieś śniadanie. Spotkamy się na dole? - spytała na koniec.
Gaspaccio wstał i objął ją rękoma.-Tak...lisiczko. Wiesz, to całkiem przyjemne uczucie, gdy się do mnie tulisz, zamiast... wymykać.
Usta szlachcica przywarły do jej ust w krótkim, acz namiętnym pocałunku.
- Yhmmmmm... -wymruczała dziewczyna znowu wtulając się w jego ramiona. - Powinnam iść... bo... jak tak dalej pójdzie to nigdy stąd nie wyjdę... - ale nadal wtulała się w Gaccia.
Gaspaccio głaskał dłońmi pośladki Katriny, mrucząc jej do ucha.-Masz rację. I chyba naprawdę się we mnie zakochałaś.
- Myślisz? -wymruczała pytanie wprost do ucha młodego szlachcica muskając je delikatnie swoim oddechem.
-Myślę...-Gaspaccio zaczął całować szyję wybranki, przy zacisnął dłonie na jej pośladkach.
Po chwili przerwał całowanie szepcząc.- Cała doba, w łóżku...ja i ty...czy kochałaś się kiedyś tak intensywnie. A to cię czeka Katrino.
-Daleka droga, jeszcze do tego... -odparła dziewczyna tajemniczo się uśmiechając. I powoli zaczęła wysuwać się z ramion młodego szlachcica nie potwierdzając ani nie zaprzeczając, a tym bardziej nie odpowiadając na jego przypuszczenia i pytania.
-Jestem uparty...- odparł uśmiechając się zawadiacko do dziewczyny. Nie powstrzymywał jej jednak przed wyswobadzaniem się z jego objęć.
- Wiem... wiem... - odparła mu dziewczyna ponownie szybko przysuwając się do niego, głośno cmokając w usta, by po chwili odsunąć się i rzec z wielką niechęcią i ociąganiem w głosie: - Iiiiiiiiiiiiiidęęęęęęęęę...
-Idź za nim cię znowu złapię i zaciągnę do łóżka. Wiem jak lubisz figlować.- trudno było stwierdzić czy mówi żartem czy serio.
Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi raz po raz zerkając przez ramię na Gaccia i posyłając mu uśmiech, a nawet od czasu do czasu całusa. - Tooooooooooooo spotkamy się na dole. - rzekła ujmując klamkę w dłonie i ostatni raz zerkając na stojącego na środku pokoju gołego młodego szlachcica.

***

Katrina najpierw poddała się sprawnym rękom masażystki. Leżała na miękkim łożu, wdychając zapach palących się wokół kadzidełek i ciepłego olejku, który został rozprowadzony po jej ciele. A potem poczuła te dłonie, dotykające ją lekko i mocniej w miejscach gdzie należało. Przesuwające się wzdłuż jej kręgosłupa od dołu ku górze. Sprawiające, że z jej ust wydobyło się westchnięcie. Te dłonie sprawiały, że jej ciało ożywało na nowo. Czuła jego pulsowanie, czuła jak wprawne dłonie sprawiają, że poczuła się jak nowo narodzona. Leżała wygodnie na brzuchu i z przymkniętymi oczami poddawała się kolejnym zabiegom masażystki.


Po zakończonym masażu Katrina udała się aby skorzystać z oferowanej w zamtuzie kąpieli. Weszła do wanny i zanurzyła się w aromatycznej wodzie. Po chwili obsługująca ją dziewczyna zaczęła polewać ją kozim mlekiem zmieszanym z miodem tłumacząc przy tym. Iż kozie mleko ma właściwości nawilżające, wygładzające i łagodzi wszelkie podrażnienia. Taka kąpiel w kozim mleku, miodzie i wodzie sprawia, że skóra staje się piękna. Katrina przymknęła oczy i zanurzona w wodzie starała się jak najbardziej skorzystać z oferowanej jej usługi.


Po skończonej kąpieli dała się jeszcze natrzeć wonnymi olejkami. Odczekała aż jej skóra wchłonie w siebie zarówno olejki jak i ich zapach, założyła luźną tunikę i poszła na poszukiwanie śniadania i współtowarzyszy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 02-02-2011, 16:01   #106
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent przechadzał się po zamtuzie nudząc się niezmiernie, wszyscy gdzieś się rozeszli, a on po rozmowie z właścicielką czerwonego smoka zupełnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Lecz wtedy jego oczy ujrzały to! Coś co mogło dać mu rozrywkę na cały wieczór, coś niezwykłego i przyciągającego młode osoby niczym magnes. Zamknięte drzwi! Do tego nie byle jakie bowiem z napisem „BWO” oraz dwoma rosłymi strażnikami przed nimi. Uśmiechnięty chłopak podszedł do pół-orków i spojrzawszy na nich zapytał głośno.
- Co oznacza BWO?
- „Bardzo Ważne Osoby” oczywiście.- odparł ochroniarz twardym głosem.
- Ja jestem Bardzo ważną osobą! – ucieszył się chłopak i już chciał otworzyć drzwi kiedy to ręką pół orka zagrodziła mu przejście.
- Urośnij chłopczyku, wzbogać się i stań się kimś ważnym to pogadamy. A teraz nie zawracaj dorosłym głowy. – najemnik gestem nakazał Vincowi odejść, a smołowaty mrucząc pod nosem odszedł od drzwi.
- Co za impertynencja! Powiadam, gdyby tylko te dwa orcze móżdżki wiedziały do kogo mówią szybko zmieniłyby ton! Hańba i zniewaga! – oburzyło się ostrze, i złorzeczyło na twardoskórych najemników przy pasie chłopaka.
- Chciałbym się tam jakoś dostać… – mruknął Vinc siadając przy wolnym stoliku. – Pomożesz?- zwrócił się do swojego ostrza.
- Oczywiście! Niech nie myślą że mają do czynienia z byle kim! po tych słowach miecz zalśnił lekkim blaskiem. Światło pulsowało chwilę, a ostrze nic nie mówiło. Gdy po kilku sekundach tajemniczy blask zniknął miecz przemówił swym poważnym głosem.- Nie istnieje żaden legalny sposób, ani żadna prosta magia by ukryć się przed szklanym wzrokiem osiłków. Jedynie podstęp i to wyrafinowany, pozwoli zajrzeć tam gdzie nie sięga Prawo.
Vinc przytaknął i poklepał miecz po głowicy. – No to sobie odpuścimy! Nie jesteśmy rabusiami by łamać prawo! – stwierdził wesoło smokowaty i zamówił sok od przechodzącej służki.
- Starałem się jak mogłem młody, nie ma tam żadnego tajnego przejścia.- stwierdził miecz ciepłym tonem.

Vinc wypił swój napój i upewniwszy się, że Psikus spokojnie siedzi na jego czuprynie ruszył na dalsze zwiedzanie. Wtedy to też zobaczył jak potężny czarnoksiężnik Nyhm tańczy na stole wyśpiewując wspaniałą pieśń. Rudzielec zachwycony patrzył na półelfa, a po chwili już wkładał dłoń do swego plecaka. Jednym ruchem wydobył z magicznego wnętrza gitarę, którą niegdyś dostał od swego kuzyna. Tobołek wraz z mieczem i Psikusem oparł o krzesło a sam wskoczył na stół obok Nyhma i uderzył palcami w strony wywołując dźwięk. Młodemu daleko było do profesjonalnego barda ale z grą radził sobie nawet nieźle. Przygrywał Nyhmowi póki ten nie skończył swojej pieśni, a potem zawadiacko poprawiając kapelusz rozpoczął własną pieśń, zainspirowany twórczością Nyhma.

Jestem Bohaterem jakich mało.
Smocze łuski pokrywają moje ciało.
Przygód zaś nigdy mi nie mało!

Gadający miecz nosze przy sobie.
On biegły w ludzkiej mowie.
Nie jedną historie opowie!

Psikus z nami podróżuje.
Do rytmu nam wtóruje.
Mimo że spanie preferuje!

W drodze muszę wstawać co rano.
Na koniu przed siebie pędzić mi dano.
Bo jestem Vincent Drakanno!

Całej wymyślonej na szybko przez Vincenta heroicznej pieśni towarzyszył taniec młodzika. Starał się on jak półelf ruszać biodrami, co jakiś czas podskakiwał zwinnie i wykonywał obrót. Wygrywając do tego wesołą melodyjkę na swej gitarze.

Młody Drakanno już w lepszym humorze ruszył na dalsze podboje karczmy. Przy jednym ze stołów kłębiło się sporo osób toteż zaklinacz nie mógł go od tak ominąć! Przecisnął się przez tłum wysłuchując narzekań swej broni na ciasnotę i hałas. W końcu rozpychając się łokciami i klując kilku bywalców pazurem w tyłek młodzian dopchał się do obleganego stolika. Szybko stało się jasnym czemu budzi on tak powszechne zainteresowanie. Grano tu bowiem w ruletkę!
Vinc wyszczerzył zęby i oznajmił głośno tak by wszyscy go usłyszeli.
- Ja też chce zagrać! Tylko jakie są zasady? - mówiąc to pochylił się nad stołem na którym rozrysowana była mata do obstawiania. – Już Ci wszystko tłumaczę.- odpowiedział odpowiedzialny za tą rozrywkę mężczyzna z chytrym uśmieszkiem i przeczuciem że zaraz czeka go szybki zysk. W mgnieniu oka wytłumaczył Vincowi zasady obstawiania. Smołowaty uśmiechnął się i wydobywszy z mieszka 50 sztuk złota oznajmił głośno.
- No to najpierw … Nieparzyste! – stwierdził i położył monety w odpowiednim miejscu.
Potężnie zbudowany mężczyzna łypnął spojrzeniem na Vinca i potem na położone na stole do ruletki pieniądze. Spytał.- Mamusia wie co robisz?
- Trzymaj się lepiej swoich spraw mości panie!- burknął w stronę osiłka miecz chłopaka.
-Nieważne...koniec obstawiania. Kręcimy.-mruknął osiłek i zakręcił kołem. Kulka potoczyła się po kole...
i wypadło dwadzieścia dwa. Po tym jak Vinc obstawiał nieparzyste. No nic...młody nie zamierzał się poddać tak łatwo. Obstawił dwa numery 13 i 22... podczas gdy wypadło 36. Ostatnie monety postawił na 16 i wypadło 34. Sto sztuk złota Drakano przehulał w kilka minut.
Vincent posmutniał lekko i mruknął coś na wzór – Głupia ta gra…- po czym oddalił się od stolika.

Chłopak wspiął się po schodach i ziewnął głośno prezentując światu swe kły. Zmęczenie po dniu pełnym przygód, emocji i rajtuzów. Postanowił więc zażyć ciepłej kąpieli z olejkami, która niesamowicie go odprężyła. Ponad godzinę pluskał się w ciepłej wodzie. Kiedy w końcu wyszedł z tego małego raju przeciągnął się. Czas było iść spać! Chłopak skierował się do swojego pokoju i położywszy plecak i miecz na ziemi opadł na łóżko w samych gatkach. Nim zdążył pomyśleć o przebraniu zasnął snem błogim. A w jego umyśle jak zawsze pojawiły się szybujące po przestworzach majestatyczne gady.

~*~

Ranek przyszedł niespodziewanie szybko a chłopaka obudziło marudzenie jego miecza na twardsze niż kiedyś podłogi. Chłopak wstał i przeciągnął się ziewając przy tym potężnie. Przeczesał czuprynę i zamrugał zaspanymi oczyma. Było jeszcze wcześnie toteż Vinc skorzystał z dobrodziejstw przybytku i oddał się kąpieli i masażowi. Była to naprawdę kojąca rozrywka. Zrelaksowany i pachnący olejkami młody ubrał się i zszedł do głównej izby, gdzie zamówił olbrzymi posiłek.
 
Ajas jest offline  
Stary 04-02-2011, 20:15   #107
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina dołączyła do reszty współtowarzyszy i usiadłszy przy stole zamówiła śniadanie.
Słuchała z uwagą to co im mówił Nyhm zastanawiając się o jakie jajo chodzi porywaczce.
- To kto ma wreszcie to jajo, za które mamy dostać Romualdo? - spytała rozglądając się po twarzach zgromadzonych.
Vincent który akurat pałaszował jak zwykle olbrzymi posiłek ( który stał na osobnym stoliku, dostawionym obok miejsca chłopaka) spojrzał na Katrinę i przełykając kawałek mięsiwa stwierdził.
- Ja tam go nie mam. Na pewno bym zapamiętał gdybym znalazł jakieś ciekawe jajo. - chłopak łyknął soku ze szklanicy i kontynuował.- W razie czego można by spróbować zrobić jakąś podróbkę. Gdybym wiedział jak ono dokładnie wyglądało mógłbym coś spróbować wykombinować. - chłopak widocznie się rozmarzył bowiem dodał po chwili.- Gdybym miał czas mógłbym zrobić takie wybuchowe.... albo z bryzgające klejem. o .. o albo takie co po dotknięciu wypuszczało by zasłonę dymną! - Rudzielec podskoczył na krześle wymachując kanapkę z ekscytacją, a plasterek ogórka poleciał gdzieś w bok na upragnione wakacje. Ostrze które jak zawsze miał przypięte do pasa westchnęło tylko i teatralnie spojrzało w niebo... znaczy się spojrzałoby się gdyby miało czym.
-To jest pomysł, pamiętam jak sam...- tu Nyhm chyba chciał rozwinąć jakąś swą wypowiedź, ale zamilkł nagle.
Przy stole zjawiła się Krisnys, zasiadając do niego jako ostatnia. Wyglądała dosyć kiepsko, blada, i z nieco podkrążonymi oczami... pewnie znowu popiła.
- Witam - Szepnęła zasiadając - Dla mnie tylko wodę...
Spojrzała na Kenninga, i w kąciku jej ust na drobny moment pojawił się cień uśmiechu.

Katrina poczochrała smokowatego z uśmiechem po czuprynie i rzekła: - Może uda nam się zlokalizować to właściwe, zanim zaczniesz robić te swoje wybuchowe, dymne czy jakie tam jeszcze uważasz... To kto ma to jajo wreszcie?! -spytała już bardziej niecierpliwie. Czekając na odpowiedź spytała Vincenta - Wyspałeś się? Jej wzrok zaś śledzący lot ogórka zatrzymał się na głowie jednej z półelfek, którą latające warzywo przyozdobiło. Próbowała powstrzymać uśmiech, ale niestety przegrała z kretesem i roześmiał się perliście przyglądając “ozdobie”. Pochyliła się do smokowatego i szepnęła: Vinc pilnuj, bo ci śniadanie... ucieka. -po czym mrugnęła do niego okiem.
Vinc przeciągnął się i spojrzał na dziewczynę.- No... nawet się wyspałem... Znaczy w porównaniu do wczoraj. Bo tak normalnie jak byłem w Enklawie to spałem o wieeeleee dłużej. - mówiąc to rozchylił dłonie by zobrazować ilość dodatkowego snu. - Ale tam nie było tak ciekawie! - dodał z entuzjazmem, po czym spojrzał na ogórka który wylądował na półelfce. - Mam dużo nie ma się co martwić! - odpowiedział wesoło Katrinie pokazując stolik zastawiony jadłem, którym cała reszta ich drużyny mogła by zasycić głód. - Ponoć w moim wieku trzeba dużo jeść bo się rośnie. - dodał z mądrą miną.
- A prawda, prawda. W tym wieku młodzież musi dużo jeść, bo to okres najsilniejszego wzrostu. Hodowanie skrzydeł już nie wymaga tylu składników odżywczych.- odezwało się ostrze gdzieś spod stołu.
- A Pani się wyspała? - zapytał Vinc smarując kolejną kromkę masłem.

Katrina zakrztusiła się winem, które akurat starała się przełknąć kiedy padło pytanie. A Gaccio uśmiechnął się do niej wesoło, patrząc na jej gwałtowną reakcję. Katrina próbując odzyskać oddech pokiwała równocześnie głową tak jakby to miało oznaczać, że się wyspała. Kiedy już doszła do siebie zmieniła temat “spania” pytając: - Skrzydła? Będziesz miał skrzydła Vinc? Takie duuuuuże co pozwolą ci latać? Masz już choć malutkie? Czy jeszcze żadnych? - z uwagą zaczęła przyglądać się jego plecom.
- Jeszcze nie mam, ale już pojawiają się widoczne znaki w miejscach gdzie będą się przebijąć. Ponoć wyrośnięcie tych pierwszych, malutkich trochę boli bo łuski muszą się rozejść ale potem to już z górki. A same skrzydła są dość spore, i można na nich latać bez problemu. Przynajmniej tata i mama na swoich latają. - odpowiedział dokładnie gestykulując przy tym.
Katrina minimalnie się odchyliła z zasięgu rąk młodego, aby jej nie zahaczył przy demonstracji latania. - To jak już będziesz miał takie duże... to ja się wpraszam na jeden z lotów. - rzekła do niego z uśmiechem - A ból... heh... dzieciom jak ząbki wyłażą to też boli, a przecież wszystkim smokom rosną i wytrzymały ten ból to i ty dasz radę. Na pewno dasz... dzielny jesteś. - i ponownie poczochrała młodego po ryżawej czuprynie.
Vinc wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu, ale potem jak gdyby entuzjazm mu opadł. - Ale one pewnie mi wyrosną dopiero za rok... a może i dwa.... - zdania nie dokończył, ale można było sobie samemu dopowiedzieć co chciał zawrzeć w tych słowach, na temat rezerwowania sobie lotów.
- Porozmawiamy jak urosną, nie martw się. - rzekła Katrina i spytała - Coś ciekawego wczoraj robiłeś? Jakiś psikus czy coś? A może spotkałeś kogoś ciekawego?
Vincent zastanowił się nad dniem minionym. Kąpiele i masaże do najciekawszych nie należały, więc wybrał innego ciekawsze rzeczy o których mógłby opowiedzieć.
- Poznałem tutaj bardzo Ciekawą kobietę! - powiedział z wrodzonym entuzjazmem.
- Z wrednym gadem na ramieniu. - dodał miecz.
- Ano, ano! - przytaknął rudzielec.- Miała ze sobą pisklę czerwonego smoka, i ponoć jest poszukiwaczką skarbów.
- Bardzo ponętną poszukiwaczką - mruknęło ostrze na tyle cicho, że niemal nikt nie mógł tego usłyszeć. Z całą pewnością zaś nie Krisnys, która... usnęła przy stole. A im dłużej tak drzemała, tym bardziej pochylała się nad blatem, by w końcu całkowicie na nim zalegnąć, śpiąc dla wygody na własnych ramionach podpierających głowę.
- Nie śpię... - Burknęła, choliba wie do kogo.
-A to ciekawe... opowiadaj.- zainteresował się Nyhm. I Gaccio też, choć udawał obojętność.

Katrina ponownie zakrztusiła się pitym winem, przypominając sobie, że przecież są w zamtuzie. Odchrząknęła i spytała trochę mniej pewnie: - Jak poznałeś? Gdzie poznałeś? Skąd wiesz kim ona jest i … co z nią robiłeś? - przy ostatnim pytaniu zerknęła potępiająco na miecz. “Też mi opiekun”, przemknęło jej przez myśl.
- No siedziała sobie przy stoliku, a mi się nudziło bo wszyscy gdzieś poszli. - zaczął odpowiadać Vinc.- A, że miała smoka to stwierdziłem, że będzie można z nią ciekawie porozmawiać! - stwierdził wesoło.- Jaszczur okazał się jednak straszną zrzędą, ale z nią rozmawiało się bardzo miło. Opowiedziała mi po co tu jest, i że czeka na kogoś i w ogóle dużo fajnych rzeczy mi odpowiedziała! - młodzian łyknął soku i kontynuował. - No a jak mówiłem jest poszukiwaczką skarbów! I idzie teraz do jakiś ruin niedaleko! - młody wyszczerzył zęby kończąc to krótkie sprawozdanie.
- Do ruin czy do Smoczych Grót, tak jak my? - - spytała młodego Katrina.
- Do ruin! - młody pogrzebał w pamięci w poszukiwaniu zaginionej nazwy. -zamczyska niedaleko posiadłości rodu jakiś Derriczkowy... Deri... Dericków czy jakoś tak. - niemal wykrzyknął chłopak gdy przypomniał sobie nazwę.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Gaccia i spytała: - Znasz te ruiny Gacciu?
-Ród Derricków? I tak, i nie. Znam Fredericka Derricka, ale w samej posiadłości Derricków nigdy nie byłem. Ale będę, wraz z wami - rzekł Gaspaccio.-To kolejny punkt na mojej mapie postojów.
Katrina podejrzliwie spojrzała na młodego szlachcica. - A nie umówiłeś się tam z jakąś panienką ze smokiem?
-Nie. Zresztą ona jedzie do starego zamku, a my do nowego. Czyli... kilka kilometrów różnicy.-odparł Gaspaccio zerkając w oczy Katriny, po czym nachylił się o szepnął jej do ucha.-Chyba nie jesteś o mnie zazdrosna?
- Ona mówiła, że czeka tu na jakiegoś wspólnika! - powiedział Vinc pochłaniając kanapkę.
- A nie mówiła jak ten wspólnik wygląda? - tym razem Katrina odwróciła się z pytaniem do Vinca ignorując pytanie o zazdrość.
- Nie, nie chciała powiedzieć kto to, w tym wypadku była tajemnicza bardzo. - powiedział i złapał półmisek z ogórkami.- Chce ktoś?

Katrina zerknęła na ogórki po czym na półelfkę, która nadal była nieświadoma swojej “ozdoby” na włosach i wybuchła śmiechem. Kiwając do młodego głową, że tym razem podziękuję za ogórka.
Vinc wzruszył ramionami i pochłonął w tempie natychmiastowym dwa ogórki, po czym podsunął półmisek Gaspaciowi i ich nowemu towarzyszowi, proponując i im ten niebywały przysmak.
-Nie dziękuję... ogórki przypominają mi o bibkach. A raczej o porannych konsekwencjach bibek.-odparł Gaccio zerkając niechętnie na zielone warzywo.
- To jak z tym jajem? -spytała ponownie Katrina przypominając sobie o tym, że nadal nie usłyszała odpowiedzi na swoje pytanie.
-Ostecznie zamówimy gotowane jajo strusia i...owiniemy jakimiś szmatami. Albo w ogóle nie pokażemy jaja tylko...hmmm...- zamyślił ich przywódca.- Może torbę pokażemy twierdząc że jajo jest w niej. W końcu porywacze Romualda, czy też porywaczka, sądząc że je mamy.
Katrina spojrzała ze zdziwieniem najpierw na Gaccia potem na Hibbo i zanim się zorientowała z jej ust padło pytanie - To gnomy mają jaja wielkości strusiego jaja? Tam było coś o gnomim jaju chyba...
- To gnomy wykluwają się z jaj? - spytał zbity z tropu Vincent. - Łaaaaaaaał! - wyraził głośno swój podziw.
-Może to jakaś jego wielbicielka...zdradzona kochanka która chce je mu urżnąć.-zasugerował Nyhm,zerkając na kobiety.
- Tak właściwie... - wtrąciło się ostrze ignorując wstawkę mrocznego czarnoksiężnika.-... to przewaga leży po naszej stronie. Naszym celem przecież nie jest zachowanie jakiegoś tam jaja tylko odzyskanie poety. Tak więc można, oddać im prawdziwe, o ile się znajdzie. A jak nie to można by ich zagadać, a w tym czasie jakoś odbić naszego poetę. Mamy tu przecież kilku magów, młody zna się na niewidzialności więc można by wystosować jakiś fortel. - miecz przerwał na chwilę i rzucił do swojego podopiecznego.- Młody połóż mnie na stół, bo nienawidzę gadać spod stołu! - młody prośbę wykonał i po chwili ostrze było już na blacie.
- To ktoś ma już jakiś pomysł chytrego fortelu, czy znowu muszę was wspomóc moją nieopisaną mądrością i doświadczeniem? - dopytał się miecz swym dumnym głosem.

Katrina miała na końcu języka, że może pod tym stołem gnomie jajo wypatrzy, ale przezornie nic nie powiedziała. Czekała co inni powiedzą na propozycję fortelu.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 04-02-2011, 22:00   #108
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Póki co, nie wtrącając się do rozmowy Hibbo “konspiracyjnie” patrzył na Kenninga, nie wiedząc czy wspomnieć co wie o tym jaju. Mimo że wszak krótki liścik od porywaczy wspominał o gnomie. A był on jedynym gnomem (lub produktem gnomopodobnym w zależności od punktu widzenia).
- Ależ możesz nas wspomóc, możesz - odparł Kenning na propozycję miecza. - Wszak masz wieloletnie doświadczenie w różnych intrygach, spiskach, zasadzkach i podstępnych zagraniach. Zechciej się z nami podzielić swą wiedzą. - Nawet najwytrawniejsze ucho nie zdołałoby się w tych słowach dopatrzyć choćby cienia ironii.
Nałożył na talerz kolejny kawał szynki, dołożył chleb i ser. Jeśli czekał ich dzień spędzony na myszkowaniu po różnych jaskiniach, skałach i bogowie wiedzą gdzie jeszcze, warto było się najeść na zapas.
- A wiecie chociaż, jakie duże jest to jajo, skoro chcecie zrobić podróbkę?
-Owiniemy podróbkę wiele razy szmatą i nie będzie wiadomo jak duże jest. Zważywszy jednak na... sytuację. Dobrze by mieć plan awaryjny.-
odparł Gaspaccio rozważając tę wielce skomplikowaną sytuację.
- Nie będę wszystkiego robić za was. - oburzyło się ostrze w stronę Keninga.- Niech pierwej wasze młode głowy popracują, a jeżeli zupełnie nic nie wymyślicie to wtedy uraczę was moimi cennymi radami.- zakończył dumnym głosem oręż.
-Znaczy...ten tego...Ja wiem jak ów jajowaty obiekt pożądania wygląda.-odparł w końcu gnom, po dłuższej chwili milczenia. -Ów przedmiot był w moim posiadaniu tylko, że... zgubiłem w...- oficyer szukał odpowiedniego określenia które nie wystawiało by na szwank dobrej opinii wojsk w których służył. A słowa, “burdel”, “zamtuz” i “dom schadzek”, brzmiały nieodpowiednio. W końcu, to że się tam chodzi, nie oznacza że trzeba ten fakt nagłaśniać.- tajemniczych okolicznościach.
Katrina spojrzała podejrzanie w kierunku milczącego do tej pory gnoma i spytała - W jak bardzo tajemniczych? Jak wyglądało to jajo? Jesteś pewien, że zginęło, może gdzieś wcisnąłeś do swojego bagażu?
-Dżentelmen nie opowiada o pewnych sprawach.- odparł tajemniczo Hibbo i zmieniając temat zaczął opisywać dobrze mu znane (i Kenningowi też) kryształowe jajo.
Vincent który dalej rozmyślał o wykluwających się z jaj gnomach przysłuchiwał się wymianie zdań oraz opisowi tegoż obiektu. - To znaczy że Pan Hibbo czekał na wyklucie się dziecka? - zaciekawił się młody gdy opis został zakończony. - I czemu jajo było kryształowe? Istnieją kryształowe gnomy. - a ostrze jego miecza po tych słowach westchnęło tylko głośno.
Katrina nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Starała się pohamować, ale co spojrzała na młodego smokowatego, a po chwili na gnoma to znów parskała na nowo.
Kenning stłumił uśmiech, chociaż sytuacja była co najmniej komiczna. W końcu spytał:
- Widziałeś kiedyś kurze jajo? Powiadają, że jego skorupka zbudowana jest głównie z wapienia. A czy widziałeś kiedyś wapienną kurę? To, co się z jaja wykluje, nie do końca jest związane z rodzajem materiału, z jakiego jest ono zbudowane. Poza tym, kryształowe gnomy byłyby strasznie niepraktyczne. Trzeba by się z nimi obchodzić jak z... jajkiem - dodał na zakończenie.
- W sumie to jak z alchemią. - powiedział młody po głębszym zastanowieniu się.- Ostateczy produktu często nie przypomina składników jakie na niego zużyliśmy.- chłopak podrapał się po ryżawej czuprynie. - To jaki mamy plan? Może spróbujmy ich jakoś podejść? Uśpić, zaskoczyć i wyrwać im Pana Romualdo albo coś takiego? - rzucił swoje sugestie chłopak.
- Jeśli nie są głupi - odparł Kenning - to będą mieli w zanadrzu jakąś nieprzyjemną niespodziankę. A chodzi o to, by nasz poeta trafił w nasze ręce cały i zdrowy.
Chłopak postukał się palcem w brodę i zamyślił zajadając kolejną kanapkę. - To co zrobimy? Skoro Pan Hibbo zgubił jajo to musimy wymyślić jakiś fortel! A po za tym, skoro oni porwali Pana Romualdo to dobrymi osobami na pewno nie są, więc nie powinniśmy dawać im tego czego chcą.- oznajmił chłopak przeżuwając chleb z szynką. - Smocze Groty są rozległe... - mruknął i spojrzał na mapę. - A gdyby tak zrobić jakieś zamieszanie? Upozorować atak smoczydeł, albo.. Drowy! - zakrzyknął jak gdyby coś sobie przypomniał.- Ta kobieta mówiła wczoraj, że w jaskiniach mogą żyć drowy! A jak by tak przy pomocy jakiegoś przebrania sprawić by sytuacja nie była już pod ich kontrolą? Zdezorientowanego wroga łatwiej zaskoczyć i coś mu odebrać! - stwierdził podekscytowany smokowaty.
Katrina jadła swój posiłek i z uwagą przysłuchiwała się rozmowie. Jej wzrok przesuwał się po twarzach współtowarzyszy, a ona sama zastanawiała się nad tym co proponują. Jej wzrok na dłużej przyciągnął nic nie mówiący Nyhm. Zerkając na niego zastanawiała się “Ciekawe co jemu chodzi po głowie i czy dołączy się do akcji odbijania Romualda z rąk porywaczki?”
-Oto dobry pomysł...Powinniśmy mieć asa w rękawie. Kogoś kto tam będzie wcześniej i w razie kłopotów wkroczy do akcji!- zapronował entuzjastycznie Nyhm, uśmiechnął się i dodał.-Oczywiście nie ja... Jestem zbyt mało subtelny na takie skryte akcje.
A Cypcio dotąd długo milczał by w końcu wypalić.- Ale ja oddam mój skarb! Znalazłem go jak psesukiwałem moje zecy. Planowałem je dać w ramach prezentu - tu niziołek westchnął - slubnego, ale najpierw tza uratować pzesies Romualda!
W dłoniach Cypia znajdowało się kryształowe jajo, to samo które zgubił Hibbo.
- Chyba wystalcająco podobne do tego co zubiłeś Hibbo?
Podobne... przecież to było to samo jajo! Ale gnom tego nie mógł rzec, bo właśnie się zadławił posiłkiem, gapiąc się wybałuszonymi oczami na swój skarb.
Kenning błyskawicznie walnął Hibba w plecy.
- Proszę... Jajo jak żywe - powiedział. - To i żadna inna podróbka nie będzie nam potrzebna. Ciekawe tylko, kto chce to jajo odzyskać - prawowici właściciele, czy też kto inny.
- Myslicie, ze zywe?
- Cypiowi błysnęły oczy. - Zywe... zywe... ciekawe co się z niego wykluje... Moze.. moze SMOK?! Mały, krystałowy smocuś... - z fascynacją szepnął kender, wpatrując się w jajo. - Wykluje się porywacom, pozre ich na śniadanie, a potem wróci do nas i będzie z nami podrózował, bawił się, łapał robacki i spał z Puffciem w budzie... - rozmarzył się.
- Sądząc po wielkości jaja to on będzie mały tylko na początku - z udawaną powagą powiedział Kenning, nie wnikając w to, w jaki sposób mały smoczuś mógłby pożreć dużych porywaczy. - Raczej nie zmieściłby się w budzie.
- To potem będziemy na nim jeździć!
- odparł nie zrażony komentarzem Cypio. - A wceśniej on na nas. I zapsyjaźni się z zabą i ze smokiem smoka, i z miecem, i w ogóle!
-Jedna wielka szczęśliwa rodzina...eee... a co z odbijaniem Romualda?
- Nyhm wrócił na właściwy tor tej rozmowy.
- No przecież mamy jajo! - powiedział Vinc szczerząc się. - Wystarczy je oddać i tyle!- smokowaty wgryzł się z dumą w kanapkę. Miecz który leżał na blacie odchrząknął znacząco pragnąc wyrazić swoje zdanie.
- Nie oddawałbym go od tak, jak sam mówiłeś Vinc nie wiadomo po co im ten kryształowy przedmiot. Ale, wszak mamy oryginał, więc powinniśmy bez trudu wykonać podróbkę, wszak kilka godzin mamy, a wykonanie sztucznego jajka które będzie przypominało kryształ nie powinno zając długo. - powiedział jak gdyby takie legowiska małych kryształowych gnomów produkowano w ilościach hurtowych. - No a tak właściwie skoro jesteśmy tu wszyscy to Vinc nie chciałbyś może wszystkim powiedzieć CZEGOŚ bardzo ważnego? - zapytał się miecz akcentując jedno słowo tak wyraźnie, że nie było możliwości by ktoś tego nie wychwycił.
Chłopak zatrzymał rękę z kanapką w połowie drogi do ust i jak gdyby spróbował się skulić w sobie.
- Emm... może...em potem... ymmm nom.. no tak.. um..- mruknął i zsunął się lekko w dół na krześle jak gdyby miało to sprawić, że wszyscy zapomną o jego obecności tutaj.
Katrina słysząc słowo “czegoś” akcentowane szczególnie przez miecz i dziwne zachowanie młodego smokowatego ponownie zakrztusiła się winem, które miała zamiar właśnie przełknąć. Spojrzała na młodego Vinca z niepokojem i rzekła: - Jeżeli to “coś” jest ważne, nie ma go co odwlekać Vinc...
 
Kerm jest offline  
Stary 08-02-2011, 20:19   #109
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Czy ja wiem czy takie ważne... - wydukał chłopak pod nosem, a wzrok wbił gdzieś pod stół.
- Gdyby to nie było ważne to na pewno byś to powiedział młody. Wiesz przecież, że jak nie powiesz tego teraz to potem mogą wyniknąć z tego powodu pewne... komplikacją. No z odwagą chłopie, ty sobie to poukładaj w głowie, a ja ich wprowadzę. - miecz odchrząknął po czym zwrócił się do zebranych przy stole swym metalicznym głosem. - Jak wam już młody wspominał w swoim czasie, to pochodzi z rodu Drakkano w którym każdy członek cechuje się smoczymi cechami. Jest to bardzo stara rodzina, a jej historia sięga wielu wieków wstecz ale nie o tym teraz będę prawił. - ostrze odkaszlnęło ponownie i kontynuowało swój wywód. - Przed tym co powie Vinc chciałem zauważyć, że jest to bardzo tradycyjny ród, opierający się na dawno ustalonych zasadach, takich jak małżeństwa dozwolone tylko w obrębie osobników o smoczej krwi, jak i hierarchia władzy. No a teraz Vinc mów co masz do powiedzenia! – rzucił miecz do swego podopiecznego.
Gaspaccio starał się zachować powagę... naprawdę się starał, ale w połowie napuszonej mowy miecza, zaczął chichotać, zakrywając sobie usta, dłonią.
Łuskowaty zakręcił młynka palcami, a jego twarz zaczęła przybierać kolor wstydliwej purpury. Wziąwszy głęboki oddech i z walącym w piersi sercem zaczął powoli dukać słowo za słowem.
- No... bo... chodzi o to że... tak jakby... no... bo to jest tak... no że.. no... - pazury kręcące młynki zaczęły ustanawiać nowe rekordy prędkości a Vinc wziąwszy głęboki oddech wyrzucił z siebie potok słów jednym tchem. -Rodzicetakzabardzoniewiedzążetujestemnoimogąmni ewsumieszukaćbotakajkbytodzisiajwłaśniewrócili noajamiałemnanichczekaćnoalejakośtakwyszło.. no i tak właśnie...- zakończył łapiąc oddech i opuszczając wzrok jeszcze bardziej.
-Chciałbym nadmienić, że aktualnie ojciec Vincenta piastuje stanowisko Króla rodu, ale to szczegół... - dodał miecz po czym zazgrzytał (co mogło być gwizdaniem w jego wykonaniu) dźwięcznie jak gdyby spacerował wśród łąk, a to co powiedział było tylko nieistotnym faktem.
Gaccio nachylił się do Nyhma i spytał.- O czym oni właściwie mówią?
A półelf dodał.- A żebym to ja wiedział. Miecz pociska jakieś głupoty, a chłopak zaczął gadać szyfrem. Myślisz że jak mam dłuższe uszy, to oznacza że słyszę jak nietoperz?
No proszę, mamy uciekiniera z domu, pomyślał Kenning. Pojawią się rodzice i zabiorą małego. Biedaczek.
Miecz po odczekaniu chwili dodał jeszcze tym samym niewinnym tonem co ostatnio. -[i] Wspominałem że matka Vinca jest dość nerwowa i nad opiekuńcza? Bo jak nie to warto nadmienić, że za pewne uzna to zniknięcie za porwanie...-[I/] Miecz odchrząknął i dodał wesoło- No ale to nic! Wszak na pewno poradzimy sobie z wynajętymi strażnikami, i możliwe że kilkoma smokami prawda? - po tych słowach szybko szepnął półgębkiem do Drakkano. - A teraz powoli zdejmij mnie ze stołu... bez gwałtownych ruchów bo może się nie zorientują, że maja na karku pewnie połowę straży miejskiej i zapewne trochę naszej rodzinki.
-Jasne, jasne... smoki nie mają nic do roboty, tylko szukać po całym Srebrnobrzegu jednego dzieciaka.- Nyhm jako rasowy poszukiwacz przygód był sceptycznie nastawiony i do opowieści miecza i do samego tytułu Vincenta: “Król rodu”.
Katrina próbowała odszyfrować to co Vincent wypalił jednym tchem i tylko jednym uchem słuchała komentarzy Nyhma i miecza. “Ciekawe czy szykują się nam kolejne kłopoty... tym razem nie mające nic wspólnego z Rudą i jej uczuciami”, przemknęło jej przez myśl, kiedy przyglądała się smokowatemu.
- Te jajco, to klucz... - Burknęła nagle, niby wciąż śpiąca Bardka - Kluuuucz...
Katrina nachyliła się do siedzącego obok niej Gaccia i spytała: - Czy ona powiedziała, że to do czegoś klucz? To jajo co mamy je oddać?
-Na to wygląda, choć...- szlachcic zerknął na klucz.-Wydaje mi się że dziurka pasująca do klucza jest...nietypowa.
- Typowa … nietypowa... ty lepiej Gacciu pomyśl co może się za nią kryć... - oczy Katriny rozbłysły niczym gwiazdy w letnią noc na niebie, kiedy szeptała do szlachcica te słowa
Pod pewnymi względami Krisnys uczyniła najgorszą rzecz z możliwych, do aktualnego problemu, odzyskania narzeczonej, dorzuciła zagadkę z tym problemem niezwiązaną - pytanie “gdzie jest dziurka?”
- Macie zamiar porwać kogoś z tamtych i wydusić z niego informację, co ów klucz otwiera? - spytał.
-To jest pomysł godny bohaterów! Złapiemy piękną i złą porywaczkę. I ja swoim urokiem osobistym wydobędę z niej informacje i sprawię, że przejdzie na naszą stronę.- rzekł niemal entuzjastycznie Nyhm, a Gaspaccio dodał.-Eeeee... Chyba uratowanie Romualda wystarczy, co?
Szlachcic osaczony, pomiędzy zaintrygowaną Katriną, a rozentuzjazmowanym Nyhmem, wydawał się być małą ostoją rozsądku. W końcu wybąkał.- To jakie mamy w końcu plany?
- Zróbmy dużo dymu, może jakieś wybuchy oraz drowy i te noo jeszcze smoczydła! I wtedy odbijmy Pana Romualdo! - szybko wykrzyknął Vinc któremu udzielił się heroiczny nastrój.
Nastrój Kenninga był dużo mniej heroiczny.
- Chciałbym przypomnieć, że naszym głównym zadaniem jest porwanie pewnej dziewczyny - powiedział. - A jeszcze wcześniej uwolnienie Romualdo. Wystarczy nam chyba Angie na głowie w charakterze przeszkody. Proponowałbym zatem przeprowadzić zwykłą wymianę. Bez podróbek - zaznaczył.
- A jaką mamy gwarancję, że my im to jajo oddamy a oni nam Romualdo? - spytała Katrina zerkając na Kenninga.
 
Ajas jest offline  
Stary 09-02-2011, 20:26   #110
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- A po co im Romualdo? - spytał Kenning. - Poza tym i tak musi to być równoczesna wymiana. Przy okazji sprawdzimy, czy oni z kolei nie podrzucili nam jakiegoś falsyfikatu zamiast prawdziwego poety - dodał z odrobiną ironii w głosie.
- To jajo musi być sporo warte, skoro fatygowali się z porwaniem.- odparł Nyhm, biorąc klejnot w dłoń.- Pozostaje więc odpowiedzieć na pytanie, kto będzie powiernikiem jaja... Do czasu wymiany. Gnom już raz je zgubił.
- Najlepszy oczywiście będzie nasz szanowny szef. - Kenning spojrzał na Gaccia. - Wygląda na dość odpowiedzialnego - dodał. - Poza tym, jako przyjaciel Romualdo, najlepiej będzie dbać o to jajo.
- A mi się wydaję, że lepiej niech je dalej trzyma Cypio... Odzyskał je gdy Hibbo zgubił je w “tajemniczych okolicznościach”. - była pewna, że uwielbiający poetę niziołek, będzie strzegł jaja jak “oka w głowie”.
- Ja też moge pilnować! - ogłosił ochoczo posyłając tym razem plasterek ogórka z kanapki na środek ich wspólnego stołu. - Będę go pilnował jak oka w głowie! Albo nawet jak dwóch oczu! - zapewnił młodzik.
-A ty nie miałeś przypadkiem robić za tajną broń, czy coś w tym rodzaju?-zastanowił się półelf.
- Moge pilnować jajka i być tajną bronią na raz! zapewnił Nyhma Vinc.
- Eeeeeeee... to chyba nie najlepszy pomysł Vinc... to tak jak z tym... trzymaniem kilku srok
za ogon. Ty się lepiej skup na tajnej broni a Cypio na jajku
- mruknęła swoje zdanie Katrina czochrając ryżawą czuprynę smokowatego.
- No dobra... - mruknął chłopak. - A jako tajna broń co mam robić tak właściwie? - zainteresował się szerokim uśmiechem.
- Spytaj jego... - Katrina wskazała palcem na pólelfa.
-Mnieee?...eee...wiesz udasz się tam wcześniej. Znajdziesz jakąś miłą kryjówkę i...będziesz wszystko na oku. W razie czego.-odparł Nyhm drapiąc się za uchem.
Krisnys zbudziła się, podnosząc buźkę ze stołu, gdzie nieświadomej faktu Bardce spadły ogórki z głowy. Następnie przeciągnęła się, unosząc ręce w górę, a na końcu przetarła palcami oczka.
Po tym małym przedstawieniu z cyklu “budząca się kobita”, rozejrzała po zebranych.
- Smoka trza jakiegoś do czegoś przekonać?. Nie ma problemuuuuu - Ziewnęła, nie będąc ani krzty w temacie.
-W sumie, kto wie...- Nyhm zgodził się z sugestią bardki i kontynuował.-Vincent uda się wcześniej ukryje i stanie naszą tajną bronią.
Po czym wskazał na niziołka.-Cypio pilnuje skarbu, a my Cypia. Pozostaje sprawa negocjacji z porywaczami. Ja nie mogę, jestem półelfem czynu nie słowa. Gaspaccio...zna się za słabo na bohaterskiej robocie. Pozostaje więc ktoś z was.
- Najbardziej elokwentna z nas wszystkich jest oczywiście Krisnys - powiedział Kenning i pogłaskał drzemiąca bardkę po głowie. - A do tego czasu z pewnością się obudzi, dojdzie w pełni do formy i będzie umiała przeprowadzić odpowiednią rozmowę.
Vincent z entuzjazmem podniósł się ze swego miejsca.
- To ja tylko spakuje plecak i już tam jadę! Znajdę sobie jakąś dobrą kryjówkę... o i może jakiegoś Drowa!- co powiedział to i zrobił, bowiem chłopak szybko pognał w stronę schodów
odrzucając w pół dojedzoną kanapkę na bok.
Katrina słuchała z uwagą propozycji rozwiązania ich sytuacji. Popatrzyła w ślad za znikającym Vincentem i rzekła: - To ja, jeżeli pozwolicie będę trzymała się blisko Cypia i jego skarbu.
-Miałbym co do tego pewne wątpliwości, znaczy do negocjacyjnych talentów Kri...- zaczął Gaccio przypominając sobie pyskówkę przy wozie, ale... Nyhm wszedł mu w słowo i rzekł z entuzjazmem.-Doskonale... niewątpliwie tak czarująca dama, jak ty, Krisnys poradzi z tą
kluczową rolą.

- To kiedy ruszacie? Rozumiem, że Cypio pilnujący jaja i reszta pilnująca Cypia nie idzie na miejsce wymiany? Tylko Krisnys i kto z nią... może ty? - spytała Katrina zerkając Kenninga.
- Prawdopodobnie i tak będzie to rozmowa jeden na jeden - odparł Kenning - ale mogę iść. Chociaż - uśmiechnął się lekko - nie sądzę, by Krisnys potrzebowała jakiejkolwiek eskorty.
- A kto tam wie... -Odezwała się Półelfka - Może jednak lepiej mieć jakąś obstawę przy sobie, dodatkową i również, choćby ukrytą pod jakąś niewidzialnością czy cuś. Samej jakoś mi się nie uśmiecha tam iść, i wpadać jak nic we wrogie sidła.
- Pójdę z tobą, jeśli nie masz nic przeciwko temu - stwierdził Kenning. - Ale żadnego kombinowania z niewidzialnością. Zbyt łatwo można wykryć takie zabawy.
-To ustalone...-rzekł z entuzjazmem Nyhm.- A więc, mamy trochę czasu na przygotowania. A potem wyruszamy, po chwałę, sławę, glorię...
- I po Romualda.- wtrącił Gaccio.
-Właśnie... i po niego.- zgodził się półelf.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172