Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2012, 17:33   #251
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wino się lało kielichami. Żołądek przyjemnie zapełniał się jadłem. A pomysły pojawiały się same. Jedne lepsze, drugie gorsze.


W zależności od ilości procentów we krwi. Potem zaś każdy zaczął działać na własną rękę.

Katrina wybrała się z Nyhmem w kierunku portu, bowiem bardka jakoś nie chciała by natrętny czarnoksiężnik łaził za nią. Więc dyplomatycznie wcisnęła złodziejce Nyhma, jako pomocnika i ochroniarza. Dla niej jak i dla Juliana.
Tak więc Katrina w towarzystwie Nyhma i... Cypia, bowiem jego bardka podsunęła dziewczynie.
Niestety nie można było inaczej. Kender nie ufał w ogóle Kenningowi.
Tak więc, ruszyli we trójeczkę do kryjówki zapuszczonych dokach w starej części portu, nazwanej po prostu Stary Portem.
Początkowo nie zauważyli dziwnego poruszenia wśród mieszczan. Podobnie jak nie dziwiło ich duże zatłoczenie uliczek i kanałów im bliżej byli starego portu. Z czasem jednak zaczęło dziwić. Stary Port był bowiem częścią magazynową dla biednych kupców, zapomniany i rzadko używany przez statki stanowił kryjówkę dla biedaków i żebraków. Dlatego też nie przyciągał tłumów.
A teraz... Im bliżej tej części doków tym, trudniej się było przepchać przez tłumek. Aż w końcu stanęli prze zaporą o wiele trudniejszą do przebycia.
Rządkiem zakutych w ciężkie zbroje i uzbrojonych w ostre miecze bahamutiańskich najemników.


To nie byli członkowie straży miejskiej, a doświadczeni w bojach wojownicy.
I cała trójka poznała nowy termin. Kordon bezpieczeństwa.
Jak wyjaśnił im jeden z pilnujących wejść do tej części miasta bahamutianin, na terenie Starego Portu pojawiły się dziwne bestie, które zaczęły dokonywać rzezi. W tej chwili miasto posłało tam swoje wojska, by zwalczyć potwory i ocalić tych, którzy zabarykadowali się w domach. Oraz otoczyło całą dzielnicę wojskiem, co by nie pozwolić bestiom na wydostanie się poza dzielnicę.
I by nie wpuszczać do dzielnicy cywili. Takich jak Katrina, Cypio i Nyhm.

Kenning zaś udał się by załatwić sprawę gołębi pocztowych, uzbrojony w mapę i wskazówki od Nyhma. Miał się udać do niejakiej Amandy Torchelm, alchemiczki i aptekarki przygotowującej zarówno zioła jak i takie eliksiry, przedmioty magiczne i alchemiczne.
Półelf ją polecał, co mogło świadczyć o tym, że była zapewne śliczną i figlarną dziewuszką.
Nie była...


Jak się okazało Amanda Torchelm, była posuniętą w latach kobietą, ubierającą się zgrzebnie, noszącą chustę na swych kręconych włosach i wiele zmarszczek na twarzy.
Przenikliwe spojrzenie szarych oczu, skupiło się na Kenningu, gdy tylko wszedł do jej zagraconego sklepiku i pracowni zarazem. -Czym mogę służyć?

Bardka była zadowolona. Załatwiła kapłana i być może nawet fiolki z wodą święconą. Co prawda kosztem ewentualnych umizgów jaszczurowatego. Ale cóż... nie można mieć wszystkiego, prawda?
Nic więc dziwnego, że z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wracała do karczmy. I najwidoczniej ktoś tam w górze nie lubił Krisnys, bowiem jak inaczej można wytłumaczyć następne wydarzenia?
Zapewne Tempusowi nie podobało się robienie w koni a jego kapłana.
Bowiem bardka rąbnęła twarzą w jakiegoś mężczyznę. I już miała go obrzucić stekiem wyzwisk, gdy spojrzała na niego i... zamarła.


On też zresztą zamarł nie dowierzając swemu szczęściu. Bowiem trafił na poszukiwaną przez niego osóbkę. A i ona trafiła na swego “wielbiciela”, agenta krasnoludzkiego pościgu o imieniu Angelo.
-Ty!!!!- zakrzyknęli jednocześnie, panna Fletcher i zabójca w bieli wskazując na siebie palcami.

Zaś biedny Vinc z równie biednym Juliano, obudzili się … głodni. Juliano naprawdę głodny, a smokowaty "wygłodniały z przyzwyczajenia".
Ale czyż to miało znaczenie? Vincent miał genialny plan, nawet jeśli arcymag był odmiennego zdania wyrażonego w słowach.-”Porąbało cię do szczętu?
Pomysł smokowatego powiódł się w kwestii ustalenia adresu Gaspaccia.
-Gaccio jest tam, gdzie dwaj wrogowie się spotykają.-rzekł metalicznym głosem miecz podając odpowiedź w formie zakamuflowanej.
Problemem jednakże było też to że na dworze...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=EjOahgYYDzQ[/media]

regularna bitwa się toczyła. Bestie z morza walczyły już nie ze strażą miejską, a z regularnymi oddziałami wojskowymi miasta oraz wojennymi magami. Wrzaski rannych i umierającym mieszały się z szczękiem oręża i wybuchami magii.
Juliano i Vinc mogli też poprzez niewielkie szczeliny w ścianach magazynu przejrzeć się sytuacji. I przekonać się że okolice starych doków zmieniły się w strefę wojny. A na ulicach rozgrywały się regularne starcia wojska z bestiami. Zaś ci mieszkańcy, którzy jak Juliano i Vincent nadal żyli, siedzieli zabarykadowani w domostwach. Niełatwo więc będzie się wymknąć, nie wspominając o samym polowaniu na wampiry.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-01-2012 o 20:14. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 02-02-2012, 21:50   #252
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Katrina szła wraz z współtowarzyszami w kierunku doków, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Vinca i zając się realizacją ich planu ratowania Gaccia i Romualdo. Niestety coraz bardziej gęstniejący tłum spowalniał jej wędrówkę, a również wędrówkę jej towarzyszy Cypia i Nyhyma. Zwłaszcza Cypia. Niezrażona jednak tym dziewczyna parła do przodu niczym statek prujący fale oceanu, a co do statku, to przecież właśnie sama naocznie niedwano się przekonała jak takie "prucie" wygląda. Niestety tak jak i poprzednio nie dotarła do celu, tym razem nie zatopiona łódź, lecz kordon strażników zagradzający jej drogę przerwał możliwość przesuwania się na przód.
- Przepraszam! Ja muszę się tam dostać. - rzekła machając w stronę "tam" jednemu ze strażników.
-Przykro mi panienko.- huknął bahamutianin donośnym głosem.- Nie przepuszczamy nikogo, dla ich własnego bezpieczeństwa. W tej chwili oddziały wojska Venettici przeprowadzają akcje wojenne w związku z zagrożeniem, które wypełzło z wody. Potworami.
- Wampirami? - spytała Katrina, bo dla niej to właśnie w tej chwili najgorsze potwory były, może akurat w tej chwili te oddziały Romualdo i Gaccia z ich rąk ratują.
-No co panienka za głupoty wygaduje. Toć wampiry w dzień śpią w trumnach i nie wyłażą z wody. Zresztą, w mieście nie ma takich poczwar.- zaśmiał sie rubasznie najemnik i zaczął tłumaczyć.- Rekinoludzie wylazły z morza i modrują. Albo rekinoczłeki... nieważne jak ich zwą, ważne że przez nich dzielnica zmieniła się w strefę wojny do której cywilom wstęp wzbroniony. Dla ich dobra.
- Kiedy ja tam muszę! - zaszlochała Katrina i nagle przyciągając Cypia do swej piersi, by tylko jego tył było widać dodała - Tam mój małżonek i ojciec mego syna, ja muszę do niego. Przemkniemy boczkiem. - ręką przesuwała po głowie Cypia jakby chciała go pocieszyć, że "dobry pan strażnik" puści ich do tatusia.
- Taaaataaaa!! - rozdarł się rzewnie kender, uradowany takim obrotem sprawy (przedstawieniem, nie biustem). - Taaaataaaa! Gdzie moje kiesonkowe!! Miales mi wynająć oddział najemników do walki z potworami!! Miałem być bohatereeeem!! A teraz bawis się saaaaam!! Tataaaa!!
-Tam też jest strefa wojny panienko. Potwory szaleją po ulicach, walcząc z regularnym wojskiem. Ci którzy przeżyli pierwszą falę najazdu, zabarykadowali się w domach. Lepiej pomódl się biedaczko, by twój małżonek był wśród nich, bo dotrzeć do niego nie zdołasz.-stwierdził najemnik ze współczuciem w głosie.Niemniej był nieustępliwy.-[I]Nie wejdziecie tam. Nikt nie może wejść do tej dzielnicy, a my pilnujemy, by żaden stwór nie przelazł. Lepiej skieruj swe kroki do świątyni i proś bogów o łaskę dla swego męża.[/i]

Cypio łypnął na bahamutianina. Faktycznie, nie wyglądało na to, by Katrina zdołała się prześlizgnąć. Ale Cypio był o połowę mniejszy od strażników. Trzasnął piętami uaktywniając butki szybkości i z entuzjastycznym okrzykiem “Tataaaa!” ruszył z kopyta w stronę doków. Łatwo udało się przemknąć pomiędzy nogami jaszczura, wywołując konsternację na jego paszczy.
- Łapać tego karypla! - ryknął bahamutianin do strażników stojących w głębi zakazanej strefy, ale nie ustąpił miejsca i nie zamierzał raczej przepuścić Katriny. Zaś zajęty popisywaniem się przed jakąś młódką Nyhm w ogóle nie zwrócił uwagi na sytuację.
- Móóóóóóóóóóój synek! Puszczaj mnie do niego gamoniu!!! Muszę go chronić! - wydarła się Katrina kopiąc strażnika i okładając go torbą raz po raz biorąc solidny zamach. Niestety złodziejka nie przewidziała tego, że strażnicy mieli już do czynienia z rozhisteryzowanymi matkami/żonami/córkami. I została szybko pozbawiona torby i spacyfikowana. Nyhm, przez chwilę szykował się do walki, ale... uznał przewagę liczebną wroga.

Natomiast Swiftbzyk poczuł się mocno rozczarowany faktem, że bahamutianie nie docenili genialności jego planu i nie puścili Katriny. Kolejna skaza na bohaterskiej zbroi jego serduszka! Ponieważ jednak w czasie, gdy wszyscy omawiali plany, listy i inne takie, on - Cypio - zajmował się kontemplacją najnowszych znalezisk (szczególnie fascynujący był kamyk prowadzący na inne plany! ach, jaka szkoda że musiał zaczekać z wycieczką na Romualdo!) i zupełnie nie zwracał uwagi na przytaczane w rozmowie fakty. W związku z tym nie miał zielonego pojęcia dokąd się udać!! Zresztą pomarańczowego i karminowego w złote kropki też nie. Mniej odporną psychicznie osobą zapewne zdołowałby ten fakt (zwłaszcza kropkowane pojęcie było szczególnie godne zapamiętania), ale to był Cypio! I właśnie dlatego, że był on sobą miał teraz kolejny życiowy dylemat - pozwiedzać nabrzeże na własną rękę, zaznajomić się z rybopotworami (może pokazały by mu swoje podwodne domy?) i znaleźć Vinca przy okazji; czy też poczekać na Katrinę? Oczywiście myślenie nie przeszkadzało mu w poruszaniu nogami, toteż kluczył i wił się po okolicy, próbując umknąć strażnikom, a równocześnie nie oddalić się zbytnio od kobiety. Bo niestety, ach niestety, Odwaga, Brawura i Niespożyta Energia Kenderskiego Odkrywcy musiały polec w bohaterskim boju z malutką szczyptą rozsądku, która czaiła się w kącie cypiowej czaszki, dwa centymetry na lewo za prawym uchem. Ów rozsądek ponadto (wyraźnie upojony nieoczekiwanym zwycięstwem) dzwonił szaleńczo srebrnym dzwoneczkiem przypominając, że co prawda wampirzyca nie określiła jak szybko mają odbić Romualdo... ale zegar tykał. Cypio niby nie miał nic przeciwko zwampirzonemu poecie, jednak podskórnie czuł, że półelf może nie być zachwycony takim obrotem sprawy.


Bahamutianie zaś próbowali dzieciaczka osaczyć, fachowo zresztą. Powoli, krok za krokiem. Najpierw dwójka, potem kolejna dwójka z odwodów zmniejszali Cypiowi pole manewru.Nie bardzo wiedząc jak zareagować w takiej sytuacji wołali: Tas taś, dobra dziew...chłop... dobra dzidzia, choć do wujka jaszczurka! - i szykowali się do próby złapania kendera.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-02-2012 o 09:04.
Sayane jest offline  
Stary 03-02-2012, 09:00   #253
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina zaś ze złością szarpnęła swoją torbę z rąk strażników drąc się przy tym:
- Oddawaj złodziejuuuu!!! Nie dość że przez was męża nie zobaczę przed śmiercią, dziecko stracę to jeszcze ostatni dobytek mi kradniecie! Gdzie tu sprawiedliwość?! Luuuuuuudzie pomóżcie mi bo władza mnie nęka i pozbawia wszystkiego com w życiu osiągnęła. - zaczęła podpuszczać stojących wokoło mężczyzn dziewczyna.
-Proszę się pani uspokoić. Przecież łapiemy pani dzieciaka, a i torba jest bezpieczna.- irytował się bahamutianin, którego rosła sylwetka odbierała rezon mężczyznom. Podobnie jak rosłe sylwetki jego towarzyszy. To nie była grupka strażników miejskich, a regularne wojsko z którym mieszczanie nie zamierzali zadzierać.
- Oddajcie mi mojego męża! Oddajcie mi mojego synka! Oddawaj torbę !!! - histeryzowała Katrina - Pewnie te potwory to wasze kłamstwo, okradacie mój dom tak jak teraz mnie okradliście z najbliższych i dobytku! Oddaj mi torbę to się uspokoję i poczekam na męża i syna. - rzekła Katrina ponownie szarpiąc za swoją torbę.
-Nikogo nie okradamy. Proszę się uspokoić, albo trafi pani za kratki.-bahamutianin puścił torbę, ale ton jego głosu świadczył, że to nie przelewki. Najemnik był zirytowany i coraz bardziej groźniejszy.-Proszę przywołać do siebie, dzieciaka.
- Nie mogę, on niedosłyszy. Więc albo mnie do niego przepuścicie, albo sami musicie go złapać. - rzekła Katrina wycofując się do tyłu za Nyhma i kiedy już stała za jego plecami z całej siły go pchnęła na strażnika mówić przy tym grubym głosem:
- Ładnie to tak niewinną niewiastę straszyć?!
-Raczej pyskatą babę.- ryknął rozwścieczony bahamutianin i spojrzał na Nyhma, który tak jakoś... się skurczył pod jego wzrokiem?
-A ty tu czego?-ryknął ponownie bahamutianin gromiąc wzrokiem półelfa. A ten wypiszczał cieniutkim głosem.-Eeee bo ja... którędy do najbliższ... tej no taw.. ee...ka...skle.. świątyni? Pomodlić się te... dusze... eee.. o zdrowie dzielnych żołnierzy chciałem.
-Sieci przynieście. W sak smarka złapiemy!- zadecydował w końcu co bystrzejszy z najemników, podczas gdy pozostali odcinali Cypia w wąskiej uliczce.

Katrina zaś korzystając z zamieszania i z uwagi skupionej na polowaniu na Cypia spokojnie i bez pośpiechu obrabiała kieszenie tłoczących się wokół kordonu osobników. Wszak Gaccio został porwany, a kasa na święconą wodę była im niezbędna, więc trzeba było korzystać z okazji. Miała zamiar w razie czego gdyby się okazało, że ktoś się zorientował iż został okradziony wskazać na strażnika mówiąc iż ją też chcieli okraść z dobytku. Powoli też kierowała swe kroki w bok by nie tracić z oczu pościgu, a równocześnie zniknąć z oczu temu, którego okładała torbą.

Za to Swiftbzyk zdążył już tak zapamiętać się w gonitwie, że zupełnie zapomniał o celu wyprawy do doków. Wesoło podskakując przemykał między rosłymi jaszczurami, przy okazji biorąc pod opiekę różne zagubione rzeczy (ach, ci roztargnieni ludzie! Pogubili pewnie uciekając przed... co to miało być?). Niestety zapędzenie się w wąską uliczkę zwiastowało rychły kres zabawy, a na to kender nie mógł pozwolić. Zręcznie wywinął rękę, sięgając do bocznej kieszeni plecaka i wyjął znaleziony jakiś czas wcześniej Klejnot Jasności. Trochę szkoda było mu używać go bez pozwolenia właściciela, no ale cóż... Przeprosi później. Skupił się na moment i klejnot rozbłysnął jaskrawym światłem, oślepiając polujących na kendera strażników.
- Jupi!!! - zawył Cypio widząc, jak bahamutianie zaczynają się obijać o ściany. - Dzięki tatusiu! Miales rację, oswiecenie jest idealne na porywacy, zbrodnicieli i gwałcicieli, któzy porywają niewinne dzieciątka!! Pats mamo, jak sobie swietnie radzę! Jestem wojownikiem, jak tatus! Ha! Hahaha! - upojony zwycięstwem kender ze zdwojoną energią ruszył by kontynuować galopadę. Katrina miała ochotę po dopingować "synka", już nawet otwierała usta, ale uświadomiła sobie, że gdyby ją zaaresztowali to nici z zakupów wody święconej. Zajęła się więc dalej szabrowaniem i oddalaniem się od strażników, którzy ją zatrzymali wraz z "synkiem". Z za pleców nowych strażników kiwając mu ręką aby wiał w tą stronę i szykując się do wiania wraz z nim. Droga do doku, w którym się ukrywał Vinc (a przynajmniej miała taką nadzieję, że tam się ukrywał), była bowiem dla nich jak na razie zamknięta. Strażnicy wszak chcieli złapać Cypia by go "odtransportować" w bezpieczne miejsce czyli za swoimi szeregami. Tak więc chyba lepiej było na razie udać się po święconą wodę, zwłaszcza, że udało jej się co nieco ukraść.

To zamieszanie, a zwłaszcza blask ściągnęły uwagę osoby, która już mogła sprawić większy kłopot. Tuż przy najemnikach wylądował bowiem unoszący się dotąd wysoko na dzielnicą hobgobliński czaromiot, ubrany jak odpustowa podróbka Elminstera. Machał tym swoim kijaszkiem wrzeszcząc.-Co tu się dzieje ? Co to za zamieszanie? Po co mnie wezwano?
-Bo ten tego...tamten maluch, przeszkadza.- rzekł jeden z najemników.
-Nie potraficie sobie z jednym niziołem poradzić.-prychnął hobgoblin. I trochę się zdziwił... a raczej bardzo się zdziwił, gdy zaklęcie mające uśpić Cypia nie zadziałało.


Do kolejnego czaru hobgoblin się jednak przyłożył i uciekający zwinnie niziołek zatrzymał się w miejscu, sparaliżowany... ku niezadowoleniu gapiów, którzy z gonitwy najemników za kenderem mieli sporo uciechy. Potem zaś czaromiot, uniósł się w powietrzu i ruszył w stronę ważniejszych spraw, a Cypia oddano “zapłakanej matce.”
- Mój syyyyyynuś! Nic ci nie jest skarbeńku?! - dawała przedstawienie radości i zatroskania Katrina, równocześnie ciągnąc Cypia poza zasięg strażników. Nachyliła się i szepnęła mu do ucha - Nic tu po nas, do doków nas nie puszczą, chyba czas na zakupy, po drodze ci powiem co i jak.
Cypio wiele mówić nie mógł, bo był sztywny jak deska. Tylko pełny oburzenia wzrok sygnalizował, że jest absolutnie zdegustowany tak prymitywnym zakończeniem zabawy. Ale zgodnie ze słowami najemników - paraliż mu kiedyś przejdzie. Nic chcąc tracić czasu i narażać się na to, że ktoś za szybko odkryje, że został "oskubany" Katrina ostentacyjnie wzięła "synka" na ręce mówiąc:
- Mamusia cię zabierze od tych złych panów synku, pójdziemy w bezpieczne miejsce i poczekamy na tatusia. - i ruszyła przepychając się przez tłum. A pomagał jej w tym Nyhym ochoczo oddalając się od rosłych przedstawicieli władzy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 04-02-2012, 18:02   #254
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wbrew obawom Amanda Torchelm nie okazała się niedoświadczonym podlotkiem, któego największą zaletą była uroda. Wprost przeciwnie - aptekarka i alchemiczka zarazem zdała się być kobietą doświadczoną i sprawną w swym fachu.
- Dwa pierzaste talizmany - powiedział. - Ptaki - dodał szybko, widząc pytające spojrzenie właścicielki sklepu.
- Trzysta za sztukę. - Na ladzie znalazły się dwa małe piórka. - Coś jeszcze? - spytała.
Kenning skinął głową.
- Pięć flakonów z ogniem alchemicznym - powiedział, sprawdziwszy oferowany asortyment. Niestety nie znalazł nic innego, co mogłoby mu się przydać do walki z wampirami. I co, oczywiście, byłoby w zasięgu jego kieszeni. O takich rzeczach, jak mikstura ognistego oddechu mógłby najwyżej pomarzyć.
Zakupił jeszcze kawałek węgla drzewnego i pół litra wyciągu z czosnku po czym wyszedł.

***

Teoretycznie plan był prosty - wystarczy się ustawić w jakimś punkcie miasta, znaleźć na mapie ten sam punkt, ustawić mapę w zależności od kierunków świata i sąsiednich ulic, wypuścić gołębia, prześledzić jego lot, zaznaczyć kierunek na mapie. Potem przejść kawał drogi, by znaleźć się na drugim końcu miasta, odszukać jakiś ładny placyk i powtórzyć działanie.
Na szczęście gołębie latały po prostej, a nie zygzakiem...

Dwie linie przecinały się w okolicach doków. Na średnio wprawne oko Kenninga - niedaleko hangaru szalonego maga, a obecnie ‘własności’ drużyny. Teraz trzeba było tylko powiadomić pozostałych, wybrać się do portu, rzucić zaklęcie, które zlokalizuje miejsce pobytu obu zaginionych. To jest porwanych.
Reszta to drobiazg. Co tam dla nich horda wampirów...

Kenning uśmiechnął się ciut krzywo, po czym ruszył na miejsce spotkania.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-02-2012, 22:20   #255
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vinc po obeznaniu się z sytuacją złapał się za głowę siadając na ziemi.
- Wszystko się komplikujeeeee. -jęknął przeciągle i spojrzał na swoich towarzyszy niedoli po czym dodał już z hardością w głosie. - Ale nie będziemy tu bezczynnie siedzieć, czekając na to aż odnajdzie nas straż, czy potwory. Trzeba rozwiązać zagadkę, na temat miejsca pobyciu Gasspacia, a następnie się tam udać. -mówiąc to poderwał się z miejsca i począł chodzić to w jedną to w drugą stronę. - Tam gdzie dwaj wrogowie się spotykają... tam gdzie dwaj wrogowie się spotykają. -zaczął powtarzać na głos chłopak. - Jest kilka możliwości, możliwe że chodzi o wampiry i jakiegoś ich wroga, ale to mało prawdopodobnie, bo my jesteśmy chyba tym wrogiem, a wtedy podpowiedź nie miała by sensu. Ale co jeszcze może być tym wrogiem hym... -Vinc zacisnął powieki skupiony, po czym wypalił nagle. - A może chodzi o sytuacje na zewnątrz?! W sensie walkę, to by znaczyło że wampiry są gdzieś w pobliżu, gdzieś w tej strefie wojny! Co o tym sądzicie? -zapytał mózga i Juliano chłopak.
-Skoro spytałeś o adres to... raczej nie dotyczy konkretnie naszych wrogów... Może wrogie idee, albo nazwy?- mruknał Juliano, a mózg dodał idąc za wywodami arystokraty w sukience.-”Na przykład zakład pogrzebowy i żłobek naprzeciw siebie. Albo coś w tym rodzaju... A co na to nieomylne ostrze? Jak skomentujesz swą radę do du.. rękojeści?”-
Łatwo powiedzieć... niestety mapa w rękach Vinca, należała do tych tak zwanych promocyjnych mapek, z dobrze rozpisanymi dzielnicą kupiecką i rynkiem, używaną częścią portu. Natomiast dzielnice nie mające walorów turytyczno-handlowych, takich jak właśnie stare doki, potraktowano po macoszemu i rozpisano jedynie tylko główne kanały i trasy.
- Ale przecież mówimy o wampirach, przecież nie siedzą raczej w karczmie na przeciwko oddziału odwykowego.- mruknęło ostrze. - Nie moja wina że mój twórca lubił zagadki, ja myślę, że odpowiedź musi mieć jakiś związek z pytającym ale nie do końca bezpośredni. -dodał lekko skruszonym tonem miecz.
- A może, idąć tym tokiem rozumowania... jest jakieś miejsce w mieście gdzie istnieje ewidentny konflikt poglądów. Straż i typowe oprychy, czy też dwa walczące gangi? Tylko myślcie o miejscach, które mogły by być kryjówką dla wampirów. -dodał Vinc zerkając na Juliano który to miasto znał najlepiej.
-Kilka takich miejsc by się znalazło. Za dużo nawet.- stwierdził Juliano, a pan mózg dodał.-”Powtórz pytanie i odpowiedź, może w nich obu kryje się jakaś wskazówka.
- Pod Jakim adresem jest teraz Pan Gasspacio. -powtórzył spokojnie Vinc po czym dodał odpowiedź ostrza. - Gaccio jest tam gdzie dwaj wrogów się spotykają.- po czym westchnął i zapytał. - Pewnie nie ma tu ulicy wrogiej co?
-Nie... ale tu może chodzić o dwie ulice. Bo w końcu to adres, a są budynki stojące na przecinających się ulicach.-stwierdził Juliano.
- W sumie tak... -stwierdził Vinc, a miecz dodał. - Tylko teraz trzeba by znaleźć jakieś ulice które ze sobą w jasny sposób “walczą” jak złodziejska i targowa, a do tego przydałby się konkretny plan miasta a tego nam brakuje.
-Czyli wracamy do punktu wyjścia.- stwierdził Juliano, a pan mózg dodał.-”Nawet gdybyśmy odkryli to.... nikogo nie powiadomimy, a atak w pojedynkę na gniazdo wampirów to głupota. Nie wspominając o wyjściu na zewnątrz.
Vincent był jednak odmiennego zdanie bowiem z szerokim uśmiechem i błyszczącymi oczami oznajmił.



-No to mamy plan! Zdobędziemy plan miasta, odnajdziemy siedzibę wampirów, pokonamy je i zdobędziemy cała sławę. Bohaterowie zawsze tak robią! Można by złapać jakiegoś strażnika i to zrobić! -dodał zarzucając swój plecak na ramię. - Nie ma co czekać, czas ruszać na spotkanie przeznaczenia.
- Ty i ta cała drużyna macie na niego zły wpływ -mruknęło ostrze do mózga, kiedy zafrasowany Vincent przypinał je do pasa
-Oooo tak...zwalaj na mnie jego brak rozsądku. Nie nauczyłeś go jeszcze jak wygląda plan? I że to nie są gołosłowne deklaracje?”-burknął arcymag.
- Nie ma strachu mam plan, a nawet kilka. -zapewnił chłopak i naciągnął na uszy Juliano czapkę przemian. - Niech się Pan zmieni w strażnika czy coś takiego, będzie Pan nam potrzebny, umiesz walczyć mieczem? -zapytał chłopak po czym zwrócił się do mózga. - Ty tez nam pomożesz, najlepiej znasz wampiry i ich zwyczaje.
-Jeśli tak dobre ja ten... to niewiele nam z tych planów przyjdzie. A wampiry nie króliki, nie mają zwyczajów.”-burknął krótko pan mózg, a Juliano dodał.-Zapewne walczę mieczem lepiej od ciebie... bohaterze.
Gdybyśmy tylko mieli jakiś miecz, a nie atrapę na kominek, który ktoś przez przypadek obdarzył mową.” -lamentował Sidious.
- Odezwał się zamarynowany arcymag, którego najlepszą sztuczka jest oczarowanie kilku hobgoblinów. -mruknęł ostrze, które chłopak wręczył Juliano, po czym dodało. - A ty spróbuj jakiś sztuczek to tak Ci paluchy kwasem poparzę, że Romcio nie będzie miał na co pierścionka wsunąć.
Vinc natomiast po chwili namysłu zabrał czapkę Juliano i wcisnął ją sobie na głowę. - Niech Pan schowa miecz pod kiecką, zrobimy tak, w razie zagrożenia przemienię się w strażnika i powiem że eskortuje Cię do bezpiecznej strefy. A tak teraz sobie jeszcze pomyślałem. To miasto ma w swojej historii jakiegoś sławnego bohatera? Lub kogoś bardzo ważnego? -zagadnął chłopak.
-Wielu, ale wątpię by ci się udało któregokolwiek udawać. Nie znałeś żadnego.- stwierdził szlachcic pakując miecz pod suknię. Sidious zaś stwierdził.-”Ja mam wiele sztuczek w zanadrzu i brak chęci marnowania ich na wygłupy.
- Nie, nie... -pokręcił chłopak głową. - Nie chce nikogo udawać. Chodziło mi o ulice. -powiedział wzruszając ramionami.-[i] Nie znam tego miasta, a kto wie może był tu kiedyś ktoś wielki, który pokonał bestię czy jakiegoś maga, a ulice jakoś z nimi związane się krzyżują czy coś takiego.[/] -stwierdził omiatając wzrokiem cały hangar, aby upewnić się że wszystko zostało zabrane.
-Nie...Żadnej ulicy nie nazwano imieniem. Wiesz, Venettica to kłótliwe miasto. Nie ma nikogo, kto by był popierany przez wszystkich. Co innego silne grupy wpływu. Każda nacja rasowa, ma na przykład własną ulicę. Ba... Niezły był raban, gdy okazało się że ulica gnomów krzyżuje się z kanałem koboldów.- zaśmiał się Juliano.
- A niby czemu? Koboldy nie lubią się z gnomami? -zapytał zdziwiony chłopak.
-Nienawidzą się wręcz. To ma podłoże religijno-środowiskowe. Po pierwsze ich bogowie się nienawidzą. Gnomi bóg zrobił koboldziego w konia i zawalił mu jaskinię na głowę. Poza tym... mieszkają na tych samych terenach, więc zajmują tą samą niszę środowiskową.”- wytłumaczył pokrótce arcymag.
- To brzmi jak dobry trop. -powiedział miecz do zgormadzonych. - Gdzie jest ta gnomia ulica?
-Dość... blisko, chyba.... szczerze powiedziawszy, zapewne gdzieś w najbliższej okolicy. Ale nie znam za dobrze tej części miasta.- wzruszył ramionami Juliano.
- A więc mamy plan, wypatrujcie ulicy Gnomiej, lub kanału koboldów, no i jakichś pojedynczych lub rannych strażników. Ich można wypytać o to miejsce pod jakimś pretekstem. -zadeklarował Vincent po czym zwrócił sie do swojego chowańca. - A ty staraj się ciągle łapać kontakt z resztą drużyny... lub też Gacciem! Czemu ja o tym nie pomyślałem! Staraj się komunikować telepatycznie z Panem Romualdo lub też Gasspaciem. -zachęcił chowańca Vincent.
-Jasne, jak tylko znajdą się około osiemnastu metrów od nas. Tyle że to że potrafię mówić w twoich myślach, nie czyni ze mnie istoty zdolnej do wykrywania innych myślących istot w okolicy.”-burknał telepatycznie Psikus i zwinął się w kłębek.-”Lepiej pomyśl nad innym moim zastosowaniem.
- Psikus a mógłbyś niewidzialny polecieć i rozejrzeć sie po okolicy za ulica gnomią? -zapytał chłopak głaszcząc swojego smoczka po łebku.
- Wierzę, że dasz radę skontaktuj się jeżeli coś znajdziesz, ale nie odlatuj za daleko. -powiedział chłopak i mrucząc coś w smoczym języku dotknął swego chowańca skrywając go pod osłoną niewidzialności.

Gdy chowaniec jednym z małych okienek opuścił magazyn, Vinc westchnął i oparł się o ścianę zamyślony. Martwił się o to jak opuścić magazyn w najbezpieczniejszy sposób, na zewnątrz wszak panowała bitwa. Jednak najbardziej chłopak martwił się o swego przyjaciela, wszak to była pierwsza tak niebezpieczna misja Psikusa.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 10-02-2012, 23:24   #256
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
W końcu jednak Krisnys odzyskała język w gębie po początkowym szoku, i mrużąc oczy odezwała się do jegomościa:
- Co ty tu do cholery robisz? - Syknęła.
- Jak to co? Próbuję odzyskać coście ukradli. Gdzie jest jajo?- warknął w odpowiedzi Angelo.
- A bo ja wiem? - Obruszyła się Półelfka - Nizioł je chyba dalej ma, poszedł do portu czy coś...

Czy ona właśnie powiedziała prawdę?.

- Lepiej je oddajcie. Moi pracodawcy są poirytowani i wpływowi.- warknął w odpowiedzi Angelo machając jej palcem pod nosem. Po czym zerknął na jej dekolt wzdychając.- Gdybym nie był żonaty...
- Nie mam wpływu na mego towarzysza, więc nie "my", tylko "on"
- Odpowiedziała, robiąc profilaktycznie krok w tył, po czym założyła rękę na rękę - Gdybyś nie był żonaty, i tak nie byłbyś w moim typie.
- Taaa... gdybym miał nastawać na twą cześć, to już bym nastawał. Znaczy wcześniej, gdy była okazja
.- burknął w odpowiedzi Angelo. Przysunął się bliżej dziewczyny.- Nie masz może wpływu, ale i tak odpowiadasz za karypla. Jesteście towarzyszami broni i przez to obowiązuje was odpowiedzialność zbiorowa. A teraz pójdziesz ze mną.
- Nigdzie nie idę
- Warknęła, znowu robiąc kroczek w tył, a dłonie opuszczając wzdłuż ciała - To nie moja sprawa, nie jestem odpowiedzialna za czyny osób poznanych ledwie przed miesiącem!.
- Nie trzeba było się zapisywać na wyprawę z niepewnymi ludźmi.
- burknął w odpowiedzi Angelo i wzruszył ramionami.- No chodź... Pójdziemy do karczmy, porozmawiamy przy butelce wina. A nie tutaj.
- Niestety, ale nie mam czasu...
- Uśmiechnęła się do niego wielce promieniście.
- Phi... Ja chcę to załatwić polubownie. Wiesz, bez brudzenia sobie rączek waszą krwią. -wzruszył ramionami Angelo i odwrócił się mówiąc.- Ciao bella, uważaj na mnie następnym razem. Prawdopodobnie, gdy się znów spotkamy, pozbawię cię życia. Wybacz. Taka praca.

Krisnys zszokowana ostatnimi słowami jegomościa, stała jak słup wpatrując się w oddalające plecy mężczyzny...
- Ja nic nie zrobiłam! - Krzyknęła za nim, sama jednak już postanawiając ruszyć swoją drogą...
- Kanały tego miasta są pełne niewiniątek. Nie wiedziałaś?!- krzyknął w odpowiedzi i zniknął za zakrętem.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-02-2012, 21:08   #257
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Psikus dotąd cenił sobie swego właściciela. I pracę u niego. Dotąd bowiem sprowadzała się ona do spania, jedzenia, spania, rozmowy telepatycznej, spania, robienia za łącznika, spania pomiędzy biustem Katriny, spania w plecaku, jedzenia... i jeszcze więcej spania.
Wbrew nadziejom Vinca i nadanemu przez zaklinacza pseudonimowi, Psikus był dość statecznym pseudosmokiem o flegmatycznym usposobieniu. Ceniącym spokój nader wszystko... i wygodne łóżko jeszcze bardziej.
Dlatego Psikus był nieco zirytowany tym, że kazano mu coś robić. Nie takie miał plany na ten wieczór. O nie.

Marudzenie, marudzeniem... a wypchany zza drzwi pseudosmok nie miał wyboru. Musiał wykonać misję. Choć osobiście wolałby nadal spać w zacisznej kryjówce.
Chowaniec rozłożył skrzydła i uniósł się w powietrze. Ukryty przed spojrzeniami, oglądał zaciekłą walkę pomiędzy stworami z głębi, a nacierającymi na nie siłami obronnymi miasta. Bój zacięty, acz nierozstrzygnięty dotąd. Marsz stworów został zatrzymany, ale nie zostały dotąd zepchnięte do morza.
Krew spływała po ulicach, i płynęła kanałami.
Latający pseudosmok był drobinką, która w tym całym zamęcie przemykała nie zauważona. I musiała uważać na przypadkowe błyskawice oraz kule ognia... I koty. Na nie też trzeba było uważać.
Szczególnie na koty.
Wredne brudne i duże dachowce, dla których pseudosmoki stanowiły ciekawą odmianę w codziennej diecie. O tak, Psikus nie cierpiał kotów.

I w końcu znalazł ulicę gnomów, teraz należało znaleźć kanał z którym się ona przecinała.
Szkoda tylko, że w tej okolicy kręciło się sporo żołnierzy, uzbrojonych po zęby. No i bestii.
Wkrótce pseudosmok trafił na przecinający się z nią kanał. A na przecięciu tych dwóch stał magazyn.



Ani stary, ani nowy. Ani ładny, ani brzydki. Opuszczony magazyn, jeden z wielu w tym rządku.
Jakoś nie pasował na siedzibę wampirzej koterii.
Psikus ostrożnie się zbliżał do tego przybytku. Podobnie jak ostrożnie obchodziła go grupka żołnierzy. Tyle że pseudosmok wystrzegał wampirów, a żołnierze potworów z głębin.
I to zgubiło jednego z nich. Nagle bowiem z ściany wynurzył się dziwaczny gargulec o kocim pysku.


Capnął jednego z żołnierzy i wniknął w ścianę, zanim reszta zauważyła co się stało. Psikus zamachał skrzydłami i dał dyla w przeciwną stronę. Tego już za wiele jak dla niego. Wampiry to jedna bajka, koty jeszcze zniósł, ale kociogłowe gargulce przechodzące przez ścianę, jak przez powietrze?!
Psikus postanowił zaraportować Vincentowi co znalazł, a potem zakopać się w jego plecaku i nie wychodzić z niego aż do opuszczenia Venetticy.

Na razie jednak na opuszczenie miasta się nie zapowiadało.
Nastał czas łowów!
Grupka amatorskich łowców wampirów, ponownie się zebrała. Kenning przybył z zakupami, a bardka z Roagelem kapłanem Tempusa, a Cypio, Nyhm oraz Katrina z informacjami.
Dzielnica starych doków została odcięta i zmieniła się w strefę walki z dziwnymi morskimi wynaturzeniami. Dzielnicę odcina kordon bezpieczeństwa, jak się okazało, dość szczelny.
Oprócz tego złodziejce udało się zebrać łup wśród gapiów. I to dość spory. Oczywiście część tego łupu trafiło do kanału. W końcu komu potrzebne są stare guziki i inne równie bezwartościowe duperele.
Katrina nie była jedynym kieszonkowcem w tłumie. Cóż, jedni tracą, drudzy się bogacą.
A złodziejka się wzbogaciła i za te fundusze dokonała kilka niezbędnych zakupów.


Noc... Ciemny zaułek miasta. Boczny zaułek miasta. Woda tutaj cicho przepływa kanale. Ludzie tutaj śpią w domach, nie przejmując się zdarzeniami dziejącymi się w ich mieście. Wszak władze mówiły, że wszystko jest pod kontrolą czyż nie?
W tym bocznym zaułku czaiło się jeszcze kilka innych osób, Nyhm, Katrina, kryjąca się za beczką Krisnys wraz z uwiedzionym przez nią kapłanem, oraz Kenning.
Jedynie przynęta Cypio chodził otwarcie. Zaś Puffcio uciął sobie drzemkę, po dewastacji kosza na odpadki i wyjedzeniu z niego wszystkiego co można było uznać za... zdatne do strawienia.

Minęła godzina, jedna, druga trzecia. Kendera nogi bolały od łażenia tam i z powrotem.
Aż tu nagle...



Gdy księżyc wyłonił się zza chmur, na dachu jednego z budynków widoczne były dwa wampiry. I one to zaczęły schodzić powoli po ścianie budowli, starając się osaczyć niziołka.
Puffcio na ich widok tylko mocniej wtulił się w ścianę. Jak każde zwierzę obawiał się nieumarłych.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=NNGCzWjNYoY[/media]

Stwory ciemności niczym dwa drapieżniki zbliżały się do Cypia, oblizywały swe wargi i szczerzyły kły pewne, że tym razem ów drobiazg im nie ucieknie. Nie wiedzieli, że nie są jedynymi łowcami w tym miejscu.
Problem jednak z łowami na przynętę, to zamknąć pułapkę na tyle szybko, by zwierzyna nie zdołała uciec.
Lub schrupać ze smakiem przynętę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-02-2012 o 22:40.
abishai jest offline  
Stary 15-02-2012, 13:18   #258
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cypio się nudził. O jakże Cypio się nudził!! Takiego poziomu znudzenia nie osiągnął chyba nigdy w życiu. A miało być przecież tak wspaniale! Już całe dwa razy spotkał wompierze w mieście, więc oczekiwał, że i tym razem szybko sie na nie napatoczy, a potem uwolni poetę... i będą żyć długo i szczęśliwie. Tymczasem jak na złość, po nieumarłych nie było nawet śladu! Nawet nawoływania nic nie dały! Zresztą te ostatnie zostały szybko ucięte przez sykającego z ukrycia Kenniga. Wstrętny zdrajca; od razu widać, że trzyma z porywaczami! Kender postanowił mieć na niego cały czas oko, lecz obserwacja siedzącego w zaułku mężczyzny nie była zbyt zajmująca. Zresztą wtedy zaczęła sykać Katrina, że ich kryjówkę wskazuje. Ech... Nie było nawet Cienia, który mógłby dostarczyć mu rozrywko w postaci dręczenia Nympha, czy choćby Puffcia. Puffcio spał. Nogi bolały. Towarzysze nie pozwalali wypuścić mu się dalej w miasto, czy choćby pozwiedzać okolicznych domostw... Pułapka była wielkim niewypałem.

Do czasu.

- Są, są, wy sstrętne, nieumarłe smierdziele!! - podniecił się Cypio na widok schodzących po ścianach wampirów. Odczekał jeszcze chwilę, by wampiry znalazły się niemal na dole, po czym chwycił magiczny klejnot i wycelował w nieumarłą parę. - Do atakuuuu! - zawył, po czym odpalił wybuch jasnego światła, który miał (w założeniu przynajmniej) oślepić obu przeciwników.
 
Sayane jest offline  
Stary 19-02-2012, 19:15   #259
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zanim Psikus wrócił ze swej misji Vincent robił rzeczy...co najmniej dziwne. Najpierw przeszukał magazyn w poszukiwaniu kilku beczek, które związał grubą liną wyjętą z plecaka. Potem upchnął do swego magicznego bagażu, dość duża płachtę, jakich pełno tu było. Następnie zaś usiadł na ziemi i począł zwijać wszystkie zapasowe ubrania w kulkę, i obwiązywać je sznurkiem tak by jednym pociągnięciem można było węzeł zerwać.
- Co robisz?- spytał zdziwiony Juliano, a Sidious dodał.-”Pewnie będzie stracha na potwory robił, albo co gorsza kolejną łódź do pływania pod wodą.
- I tak i nie.- odparł Vinc po czym zaczął tłumaczyć swe poczynania dokładniej. - Beczki przydadzą się nam do wyjścia stąd, ale o tym później... a płachta i ubrania to prezent dla tych nietoperzołaków. Pamiętam że umiały mnie dostrzec niewidzialnego i zastanawiało mnie jak, dopiero potem wpadłem na to, że zapewne działa to jak u normalnych nietoperzy. Dla tego gdy przyjmą swą latająca formę, pojawienie się w powietrzu wielu nowych elementów powinno sprawić, że “zwariują” -stwierdził rudzielec z uśmiechem.
-To nie są durne zwierzaki i mają też oczy.”- stwierdził chłodnym tonem pan mózg.-”Możesz rzucić i setki przedmiotów, a i tak zauważą niewidzialną istotę.
- O ile ich oczy będą w tym czasie w stanie zobaczyć cokolwiek. -powiedział Vinc tajemniczo.
-Nawet wtedy... Te miecz... wytłumacz mu... Chyba, że chcesz potem opłakiwać jego zimne ciałko.”- Sidious niemalże się rozsierdził. Po raz pierwszy tak poważnie.-”Powiem krótko chłopcze... Ja nie będę się dla ciebie narażał. Jak teraz wpakujesz się w gówno, to radzisz sobie sam. Może ten kawałek blachy pisał się na twoją niańkę, ale nie ja!
- Te, te konserwa trochę spokojniej co? Młody przynajmniej stara się coś robić, a nie siedzi tylko w słoiku marudząc na cały świat. Pragnę przypomnieć, że jak nic nie zrobimy to wszyscy skończymy w tej mgiełce. -furknął miecz do arcymaga po czym już spokojnie powiedział do swego podopiecznego. - Ale mózg trochę racji ma, to nie będzie byle jaka wycieczka po domu starców. Jeżeli chcesz wkroczyć do gniazda wampirów potrzeba nam lepszego planu niż... niż wiązka ubrań i liczenie na cud. A jeżeli nic nie wymyślimy lepiej brać nogi za pas i uciekać z miasta póki można. -powiedział niechętnie stary miecz.
- Niby mam jeszcze jeden plan... no ale on jest dość ryzykowany. -westchnął chłopak siadając na ziemi.- Fakt jest nas mało by wkroczyć tam od tak. -mówiąc to pstryknął palcami. - Nawet z resztą naszej drużyny mógł oby być ciężko, noo dla tego pomyślałem, że może warto w to wciągnąć Angelike i jej zbirów? -powiedział niezbyt przekonany do tego pomysłu. - Wiecie gdzie dwóch się bije tam Vincent korzysta.
-I to już jest jakiś pomysł warty uwagi.”-dla odmiany pochwalił pan mózg. I dodał.- “Ja mam plan. Mój plan, to rzucić tą robotę w pierony i uciekać póki jeszcze mgły nas nie pochłonęły.
- Robotę rzucimy dopiero gdy nie będzie już żadnych szans na jej wykonanie. -zadecydował miecz zaś Vinc oznajmił. - To jak kto jest za tym bym poszedł do tej siedziby Angeliny o której mówił Kening i wkręcił ich w wykonanie brudnej roboty za nas?
-Ja!”- krzyknał pan mózg, a Juliano dodał.-Lepiej idź sam. Lepiej, żeby ta kobieta nie widziała mnie.
- Dobra jak wróci Psikus, wypłynę razem z mieczem i Panem mózgiem, a ty na nas poczekasz. -stwierdził Vinc do Juliano. - Damy Ci znam przez Psikusa jak nam poszło. -zadecydował chłopak.
-Tylko uważaj na siebie.- stwierdził szlachcic.

~*~

Gdy zestresowany Pseudosmok wrócił do magazynu i zdał relację ze swych poczynań, Vinc wyściskał go mocno po czym umieścił w bezpiecznym miejscu jakim był plecak.
- Dobra to wiemy już gdzie są wampiry. -powiedział uradowany rudowłosy zaklinacz zaś miecz mruknął ponuro.- Ja tam nie wiem czy to dobra wiadomość no ale...
-I potworki, zrobione przez krasnoluda... o potworach i wojsku nie wspominając. I o fakcie tego, że nie dojdziemy tam zanim słońce zajdzie.”-uprzejmie przypomniał pan mózg.
- Dobra to do beczek i idziemy pokazać co to bohaterstwo!- zakrzyknął z werwą młodzian, ignorując kąśliwą uwagę miecza, jak i równie złośliwe “wątpliwości” zakonserwowanego arcymaga, i starając się zmobilizować swoja małą grupkę do działania.
- Dobra plan jest taki, zakładamy beczki na ramiona i przepływamy tak jak nasza łódź... tylko że w stronę brzegu, a potem to będzie juz z górki. -powiedział optymistycznie chłopak podchodząc do beczek.
-Eeee... możesz to dokładniej objaśnić?- spytał się Juliano przyglądając się z wyraźnymi wątpliwościami na twarzy beczkom. A arcymag dodał.-”Czy przypadkiem wasza łódź, nie utonęła? A była bardziej rozbudowana, niż te beczki.
- No właśnie była za skomplikowana! Przerost formy nad treścią, a to to plan prosty i niezadownie skuteczny. -mówiąc to Vinc pokazowo założył beczkę na głowę. - Tutaj mamy powietrze zaś reszta beczek które związałem linami będzie nas ciągnęła ku górze, tak wiec wystarczy kawałek przepłynąć... można przy pomocy rekina holowniczego i oto jesteśmy już na brzegu. -powiedział radośnie chłopak.
-To brzmi...- Juliano szukał właściwego słowa. Oczywiście martwy mag był w tym pomocny.”-Idiotycznie. Czemu po prostu nie zanurkujecie? Bez tych całych beczek.
- Bo nie wiem jak daleko jest do brzegu... no i nie pływam za dobrze... -wybąkał chłopak pod nosem, zawiedziony odrzuceniem jego beczkowego planu.
-To ci pan Juliano zrobi usta-usta.-”zarechotał mag, a szlachcic dodał.-Potrzebujemy się zanurzyć tylko na chwilę, by stąd wypłynąć. Potem możemy płynąć na powierzchni, zważywszy na to, że te potwory wyłażą z morza, to i tak nie jesteśmy bezpieczni ani na wodzie, ani pod wodą.
- Dobra no to Pan mózg ładuj się do plecaka, a Psikus zostajesz z Juliano, płyniemy trochę zamieszać. -powiedział Vincent powoli wchodząc do wody.
-Pan mózg se poleci.”- odparł lewitujący arcymag, niechętny pakowaniu się do plecaka.”-Ktoś musi wołać pomocy, gdy się podtopisz młody.
- Dobra to widzimy się na brzegu. -stwierdził zaklinacz i ze strachem w sercu przed najgłupsza z śmierci dla bohatera skoczył nurem pod wodę.

Odległość do przepłynięcia okazała się jednak dla niewprawnego smoczego nurka zbyt wielka do samodzielnej podwodnej wędrówki. Tak więc przy użyciu potężnej laski arcymaga przywołał demonicznego rekina, który w mgnieniu oka dowiózł Vinca do brzegu.
Mokry zaklinacz wypełzną na brzeg ociekając wodą, zaś magiczną laskę ukrył w swym magicznym plecaku. Mózg w słoiku szybko podleciał do Vinca z pobliskiego zaułka, gdzie też chłopak się szybko skrył. Plan w założeniach był prosty. Chłopak miał zamiar zaułkami i pod osłoną niewidzialności ruszyć w stronę kwatery Angeliki. W razie problemów użyje czapki przebierania by uniknąć strażników, lub też zaklęcia tłuszczu by zgubić ewentualną pogoń.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 20-02-2012, 18:16   #260
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kiedy już oddalili się od stojących im na drodze strażników. Kiedy Cypio doszedł do siebie. Katrina spojrzała na niego oceniając w jakim jest stanie, po czym zostawiła go wraz z Nyhmem twierdząc, ze ma jeszcze coś do załatwienie i skręcając pospiesznie w pierwszy napotkany zaułek. Rozejrzała się z uwagą dookoła i nie widząc nikogo ani też niczego podejrzanego pospiesznie sprawdziła co udało jej się zdobyć w czasie "łowów" jakim się chwile wcześniej oddawała.
Zadowolona ze zdobyczy, schowała je do bagażu, i zaczęła się rozglądać gdzie by tu jeszcze zakupić potrzebną broń do walki jaka ich czekała.
Wyszła na ulicę i spytała pierwszego napotkanego przechodnia:
- Można gdzieś tu w mieście zakupić wodę święconą, czy też jakieś eliksiry co zwalczają wampiry?
- Wodę święconą? To chyba w każdej dobrej świątyni sprzedają. A eliksiry, to można kupić w dowolnym sklepie alchemicznym. A po co panience?- zdziwił się zaczepiony mężczyzna.
- A bo wybieram się w podróż do narzeczonego, gdzie będziemy ślubne przygotowania kończyć i wolę mieć zabezpieczenie, przed wszelkim takim niespodziankami. Nigdy nie wiadomo kiedy na jakieś takie paskudztwo człek się natknie. - wytłumaczyła swą potrzebę Katrina.- A najbliższy sklep alchemicki gdzie? Tylko nie taki z jakimiś tandetnymi podróbkami. - dodała zerkając na rozmówce.
-”Oczy bazyliszka”, tam.- wskazał palcem nieduży sklepik, na którego szyldzie bazyliszek obejmował fiolkę z zielonym płynem.
- Dziękuję. - entuzjastycznie odpowiedziała dziewczyna i pospiesznie udała się w stronę sklepiku. Weszła z impetem do środka i kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do półmoroku panującego w sklepiku, podeszła do stojącego tam mężczyzny mówiąc:
- Potrzebuję wody święconej i co tylko możesz mi zaproponować do walki z wampirami.
-Wampiry... Ojej.- chudy alchemik wyglądał na rzeczywiście zatrwożonego słysząc te słowa. Podrapał się po głowie. spoglądając na swą klientkę.


Zwłaszcza na jej pierścień, ten który dostała od Gaccia.- Śliczny kawałek biżuterii. Bardzo śliczny.
- Czy ja trafiłam do jubilera czy do alchemika? Nie potrzebuje byś waść podziwiał mój pierścień tylko byś mnie zaopatrzył w broń przeciw tym zimnokrwistym bestiom.- odpowiedziała zniecierpliwiona Katrina, Gaccio był coraz dłużej przetrzymywany przez tą bladolicą wywłokę, a ten tutaj o biżuterii prawił marnując jej czas.
- Mam kilka fiolek krwawego wina. To poksytoksyna, która działa jak zwykła trucizna, ale tylko na nieumarłych. Można nią pokryć ostrze lub grot, by potem zranić nim wampira. Esencja czosnku czyni ją dość groźną. Można ją również wypić, a wtedy wampir który w ciągu dwunastu godzin spróbuje twojej krwi, będzie miał niemiłą niespodziankę.- uśmiechnął się alchemik i zerknął lubieżnie na pierścień.-A może masz ochotę go sprzedać, dam dobrą cenę za niego.
- A może masz ochotę sprawdzić na sobie jego osobisty urok? - spytała Katrina w parodii uśmiechu wykrzywiając usta. - Nie jestem zainteresowana sprzedażą. Czy te twoje krwawe wino może pokryć ostrze lub grot razem z olejkiem pobłogosławienia broni, czy będą sobie przeszkadzać? I jaka cena tego wina? - dopytywała się dziewczyna o to co w tej chwili ją ciekawiło, ignorując spojrzenie alchemika.
Alchemik zatrwożył się słysząc o uroku. Zbladł niemalże wydając z siebie.-Hssssss....
Po czym dodał.-Nasmarowane ostrze jest użyteczne tylko do jednego ciosu, potem znów trzeba nasmarować kolejną fiolką. Olejek pobłogosławienia broni może być używany razem z poksytoksyną. A cena jest 250 sz za fiolkę. Mam ich tylko sześć na składzie. Może jeszcze miksturę mądrości sowy, chce panien zakupić ? Przyda się coś na wzmocnienie ochrony przed ich dominującym spojrzeniem.
- I też ją muszę łyknąć? I ile za nią chcesz? - spytała Katrina, która w myślach już liczyła ile eliksirów ma i na co są oraz ile ich będzie musiała wypić. Na samą myśl o tym aż się wzdrygnęła.
- Eliskiry się pije.-stwierdził alchemik w odpowiedzi. Po czym spytał.- A jak masz na imię panienko?

- A jakieś różdżki? Bo w sumie nie wiem czy się tak opijać chcę. - rzekła Katrina pomijając milczeniem swe imię.
- Mam jeszcze... o właśnie. Eliksiry ukrycia przed nieumarłymi. Bardzo przydatne, choć... wampiry nie są aż tak głupie. Mimo to będziesz niewidoczna dla nich.- rzekł alchemik przeszukując półki. Po czym zerknął na dziewczynę. - Nie. Różdżek nie robię i nie sprzedaję. Jedynie eliksiry i... różne takie do picia i wąchania.
- To te krwawe wino wezmę wszystkie sześć fiolek. - stwierdziła Katrina i po zastanowieniu się dodała: - Sowiej mikstury nie chcę, mam różdżkę. Coś na niewidzialność też chyba. Po ile ona?
-Tanio. Pięćdziesiąt sztuk złota od fiolki.- rzekł w odpowiedzi alchemik.
- Poszukaj może coś jeszcze przydatnego mi znajdziesz. A wodę święconą? - spytała Katrina uśmiechając się do niego i dodając - Jako dobrej klientce co tyle fiolek kupuje chyba jakiś rabat mi dasz, albo coś w bonusie?

- Dobrej klientce... Też mi coś. - burknął alchemik, ale zadrżał pod jej wzrokiem i złowrogim błysku światła na oczku pierścienia.- Kilka fiolek ognia alchemicznego do tego wszystkiego, może być?
- Aaaaaa chętnie. A co z tą wodą święconą? - zgodziła się łaskawie dziewczyna.
- Mam wodę święconą, przeklętą, wodę prawa i chaosu. Ale w niewielkich ilościach.- odparł alchemik zdejmując trzy fiolki.- Kupuję u kapłanów. Sam jej nie wytwarzam.
- To może bardziej mi się opłaca u nich kupić, bo ty pewnie dorzucasz jakąś swoją cenę i zedrzesz ze mnie kasę do ostatniej sztuki złota. - zaczęła się zastanawiać na głos dziewczyna - Która z tych wód jeszcze mi się przyda dla tych wampirków? Tylko mnie nie okantuj, bo... - machnęła wymownie pierścieniem tuż przed jego nosem.
-Żadna.. chyba że coś przywołują.- drgnął nerwowo alchemik.-Gdzieżbym śmiał, pani. Hssssss...

- To po ile ta woda święcona i ile jej masz? I która z nich może mi się przydać do przywołania takiego wampirzego pomiotu? - Katrina doszła do wniosku, że może na takie przywołanie wampira będzie jednak im przydatne.
- Nie o tym mówię. Jeśli jest wśród nich mag, to pewnie przyzywa bestie... jak to mag.- stwierdził alchemik. - No i zapewne coś chaotycznego lub praworządnego. Na praworządne bestie, najlepsza jest woda chaosu, na chaotyczne woda prawa.
- Wezmę te sześć fiolek wina i tych na niewidzialność też sześć. Wody święconej ile masz i po ile? No i nie zapomnij tego obiecanego ognia alchemicznego dołączyć. - mruknęła dziewczyna zastanawiając się co jeszcze by tu zakupić.
-Tak jest, pani.- mruknął w odpowiedzi alchemik z dużym wigorem biorąc się za pakowanie jej zakupów.
- To po ile ta woda święcona?!- ryknęła głośniej Katrina, bo już któryś raz z kolei nie dostała odpowiedzi na swe pytanie i zaczęła tracić cierpliwość.
- 25 sztuk złota. Cena świątynna.- jęknął jakby został smagnięty biczem.
- A ile jej masz? - spytała już ciszej.
-Trzy. Nie trzymam jej zapasów.- syknął.
- Heh... marnie, ale niech będzie te trzy. - stwierdziła dziewczyna rozglądając się co by tu jeszcze sobie zakupić, po czym spojrzała na pakunek przygotowany przez alchemika i spytała:

- To co mi już zapakowałeś?
- Wszystko czego chciałaś, pani.- syknął alchemik.
- A ile tego ognia dodałeś? Mam nadzieję że nie jeden. - rzekła sięgając po złoto by mu zapłacić za zakupione eliksiry.
-Cztery.-odparł alchemik z wyraźną niechęcią względem dziewczyny.
- Dziękuję.... miło z twej strony. - podsumowała Katrina sięgając po jedną z fiolek i oglądając ją z uwagą:


- To to wino prawda? - spytała dla pewności.
-Tak.-rzekł alchemik mrużąc oczy lekko.
- Czyli dla pewności... mogę trochę wylać na ostrze, a resztę wypić i te bladolice paskudy będą miały podwójną niespodziankę jak mnie spotkają? - spytała chowając fiolkę spowrotem.
- Zdecydowanie, pani. - odparł alchemik, garbiąc się nieco.
- A może masz coś co sprawi, że taki osobnik zostanie sparaliżowany i zatrzymany w miejscu? - spytała Katrina odliczając monety by zapłacić za wybrane eliksiry.
-Na to wystarczy kołek w serce. Zwykły kołek wbity w ten organ sprawia, że wampir popada w odrętwienie. Fachowcy nazywają ten stan torporem.- rzekł alchemik z uśmiechem.-Za takiego wampira... hmm... znajdą się kupcy na niego.
- Oooo a ja zawsze myślałam, że jak mu się kołek w serce wbije to on się w proch rozleci, a tu proszę... odrętwieje i można z nim robić co się chce. Całe życie się człowiek uczy. Może mi polecisz sklep, w którym mogę nabyć te zwykłe kołki? Byle nie za daleko i by nie trzeba było ich zamawiać, tylko od razu zakupić. - rzekła Katrina podając mu odliczoną kwotę.
-Zależy jaki kołek i jak się go wbije. Najpierw musi być obezwładniony, albo przyszpilony do ziemi.- stwierdził alchemik i wzruszył ramionami.-Nikt nie sprzedaje coś, co można wystrugać po prostu. Najlepiej z osikowego drewna.

- Przecież nie będę tracić czasu na szukanie osikowego drewna i struganie. Może jakiegoś stolarza polecisz? Nie mam czasu na marnowanie. - dopytywała się dalej dziewczyna.
-To struganie kołków, a nie rzeźbienie w drewnie. Byle głupek to potrafi.- bryknął alchemik.-Nie potrzebujesz stolarza, tylko kogokolwiek co ma nóż, drewno i dużo wolnego czasu.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić. - stwierdziła Katrina po czym zerknęła na niemłodego alchemika i uśmiechając się do niego spytała - Ty chyba głupkiem nie jesteś? I jakiś nóż posiadasz?
- Znajdziesz w porcie wielu nierobów.- burknął alchemik coraz bardziej poirytowany.
- Port zamknięty, jakieś wodne potwory do miasta z niego wypełzły i zamęt sieją. No cóż... to tyle na temat głupoty. - odrzekła dziewczyna zabierając zakupy. - Dziękuję za "dobre rady" i eliksiry. Dużo klientów życzę, choć uśmiech i milsze traktowanie zapewne bardziej by sprzyjało ich napływowi. - ruszyła w stronę drzwi zastanawiając się czy wystarczy jej kołek, który posiada czy lepiej poszukać tych nierobów w porcie.

Katrina wychodząc ze sklepu rozejrzała się w około i skierowała swe kroki do nowego portu w celach znalezienia kogoś kto by jej te kołki wystrugał. Znalazła w nim nudzącego się marynarza, dogadała się z nim i dając połowę zapłaty umówiła, na odbiór wystruganych kołków. Sama zaś udała się do świątyni aby dokupić jeszcze fiolek z wodą święconą. Jak wojna to wojna, im więcej amunicji tym większa szansa na wygraną. Nabywszy wodę święconą wróciła do portu i lżejsza o 120 sz wepchnęła do bagażu 12 kołków. Podziękowała marynarzowi i udała się do karczmy, gdzie na wyprawę przeciw wampirom szykowała się reszta wspóltowarzyszy. Podeszła do szynkarza i zapłaciła mu za wynajęcie pokoju, gdzie zaciągnęła pozostałych. Rozłożyła swoje zdobycze i zakupy mówiąc:
- To napewno nam się przyda do walki z tymi poczwarami. Proponuję by każdy zabrał sobie to co uważa, że mu się przyda.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172