Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2010, 17:26   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kenning gestem zaprosił Gaccia do zajęcia miejsca koło nich.
- To fakt, że większość kobiet uwielbia zakupy - powiedział. - Nawet jeśli nie mają grosza przy duszy, to uwielbiają odwiedzać sklepy. Trzeba się do tego przyzwyczaić. I nastawić duchowo.
- Jeśli zaś chodzi o Angelikę... Urocza niewiasta. I diabelnie zdecydowana, by nie wypuścić Romualdo ze swych...
- Szponów?
- starał się wtrącić maluch. Potem odwrócił się w stronę Gaccia, a jego zbroja gniewnie zabrzęczała. Morgensztern obijający się o metalowe płyty, zaśpiewał wysoko po czym znieruchomiał wisząc u pasa. - To jakie są te następne plany? - spytał zniecierpliwiony, nie zważając, na to, że szlachcic nie był jeszcze w temacie.
- Nic w tym dla mnie nowego - mruknął Gaspaccio, przy okazji zamawiając kolejkę dla siebie i towarzyszy. A gdy służka się oddaliła, dodał - Plany? Od planów, to wy jesteście. Nie chcę wyjść na kapryśnego, ale... jestem nowy bohaterskiej robocie. Romualdo zresztą też.
- Rączek, mój drogi. Rączek
- Kenning poprawił Hibbo. - Nigdy nie używaj takich słów, gdy będziesz mówić o kobiecie, ani za jej plecami, ani, tym bardziej, prosto w oczy. Nawet gdybyś mówił najprawdziwszą prawdę.
- Nie taka Angie straszna jak ją malujecie
- mruknął krótko Gaspaccio.
Naiwniak, pomyślał Kenning, ale nie miał zamiaru się spierać. Zwrócił się do Gaccia.
- Rozmowa z uroczą Angeliką była nad wyraz owocna - powiedział. - Zaangażowała mnie w charakterze swojego oka i ucha, dlatego też musimy ustalić, co mam jej przekazać. Jakiś bardzo prawdopodobny plan, wraz z planem awaryjnym.
- Taaa... to w jej stylu - odparł zupełnie nie zaskoczony Gaspaccio, potarł kciukiem za uchem. - Ona taka jest. Manipulatorka, ale z zasadami.
- Ooooo...a ty mówiłeś, że plotka i dezinformacja za długo będą trwały. A gdyby jej tak powiedzieć kilka minut przed ucieczką, że za trzy dni będziemy uciekać inną bramą?
- rzekł Hibbo ściszonym głosem świadom, że stoły, kufle i ściany mają uszy.
- Była mowa o przebraniu Romualdo za kobietę... - powiedział Kenning. - A co by zrobili strażnicy, gdyby za bramą, poza murami miasta, zobaczyli naszego poetę we własnej osobie? Czy czasem nie zaczęliby za nim gonić, usiłując sprowadzić go z powrotem?
Gaspaccio wzruszył ramionami i rzekł spokojnym acz cichym tonem. - A bo ja wiem? To chyba zależy od...strażników.
- Ale chyba wówczas nie zwracaliby uwagi na to, kto przez bramę przechodzi, skoro nie mieliby już kogo pilnować?
- stwierdził Kenning. - Masz wśród strażników jakiegoś zaufanego człowieka? - spytał. - Albo wiesz, kogo można by przekupić? Starczy mi jedno nazwisko...
- Kurtis Hobbard
- odparł Gaspaccio, pocierając kciukiem podbródek. Pokiwał głową entuzjastycznie dodając. - Znam go z paru popijaw. Nie wiem jednak czy... zechce pomóc, nawet za pieniądze. Trudno powiedzieć, to humorzaste diablę.
- Ale i przebierzemy Romualdo i zdezinformujemy strażników i diabelską...
- Hibbo przypomniał sobie naganę jego towarzysza - diabelsko uroczą Panią Angelikę. Czemu by nie kompilować naszych działań? Zresztą plan z przebraniem ptaszka jest już zapewne wdrażany w życie, toteż trudno było by go zatrzymać, a straty wynikające z nieprzemyślanym zastopowaniem procesu mogły by wynieść w złocie i humorze kupujących pań.
- Wypiję za to
- rzekł nieco zbyt entuzjastycznie Gaspaccio, dodając. - Kobiety mają po zakupach dobre humory.
- Warto by wiedzieć
- powiedział Kenning - przy której bramie pracować będzie ten strażnik, by tamtędy nie próbować przemycić Romualdo. Mam zamiar, w ramach wymiany informacji - uśmiechnął się złośliwie - podać go jako wspólnika. Skoro wszyscy wiedzą o waszej znajomości, będzie to wieść dość wiarygodna. Czy jesteś w stanie załatwić jakiś wóz z dużą skrzynią, trudną do otwarcia, i pyskatym woźnicą?
Maluch wpierw nie zorientował się, że wóz potrzebny będzie do zmylenia strażników.
- Ale toż to wozy bardziej skrupulatnie sprawdz... Aaa! - dostrzegł geniusz Kenninga w jego prostym planie - cwani jesteście mości Kenning. Nie chciałbym mieć was za wrogów co by nie musieć martwić się o wozy z wielkimi skrzyniami - rzekł z uznaniem.i skłonił głowę.
- Plan jest dobry wówczas, gdy się powiedzie - odparł Kenning. - Wcześniej nie ma co wychwalać ani pomysłu, ani pomysłodawcy.
- Nie wiem...trochę to zajmie... może nawet cały dzień. Zwłaszcza skrzynia
- rzekł Gaccio wyraźnie nie zainteresowany planowaniem szczegółów. Albo zajęty planowaniem czegoś innego?... Było to chyba niezbyt w tej chwili ważne, bowiem do karczmy wkroczyły panny K., nieco zagubiony ze spojrzenia Romualdo, oraz uśmiechnięty kender.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-10-2010, 17:39   #22
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Poeta zauważył swego druha i ruszył w jego kierunku mówiąc głośno.
- Ach Gaccio, cóż to była za wyprawa?! I jakież niespodziewane owoce przyniosła! Bowiem wena godna bogów mnie odnalazła. Tak! Mam już pierwsze wersy mojego nowego wiersza. Och...jakiż on będzie piękny jakiż natchniony. Sztuka mnie wzywa!
Cypio entuzjastycznie przytakiwał, zapatrzony w swego bożyszcze, a głowa omal nie odpadła mu od kiwania.
- A sprawa którą miałeś z damami załatwić? - spytał Gaspaccio, zerkając bardziej na obie towarzyszki Romualdo, niż na samego poetę.
Dłoń poety wylądowała na jego klatce piersiowej, a na twarzy wykwitła mina świętego oburzenia. Jak to tak? On właśnie przeżywa moment twórczego zapału, a Gaccio pyta o przyziemne sprawy? Po chwili zaskoczenia jednak, poeta westchnął smutno. Jego druh wszak nie był tak uduchowiony, jak być powinien. Więc lekceważącym ruchem dłoni kwitując sytuację Romualdo rzekł.
- Tak Gacciu, kupiliśmy. Suknie obu pań są.... olśniewające. Czynią z nich promieniejące boginie, które dotykiem swych wdzięcznych stóp zawstydzają ten niegodny ich padół.
- Nie o to pytałem, ale dziękuję za wieści. - odparł Gaccio pocierając palcami skroń i zerkając na panny K.
- I nie tylko nasze - wtrąciła Katrina zerkając na minę młodego szlachcica - Nie poznasz Romualdo jak wystroi się w szatki jakie dla niego wybrałyśmy. Nie wiem czy nie przyćmi on nas swym blaskiem wtedy... Wybrałyśmy dla niego błękit... wszak w błękicie mu tak do twarzy, podkreśla jego oczy i urodę... - dodała i roześmiała się perliście.
Romualdo zamilkł spoglądając na dziewczynę, po czym spąsowiał jak róża. Cypio zaś przymknął oczy, wyobrażając sobie tak cudny widok.
Katrina spojrzała na poetę i zanim zdążyła ugryźć się w język już wypaliła:
- I różu na policzki kłaść mu nie będziemy musiały, bo naturalne kolory mu dopisują. A jaki piękny poemat potem z tego będzie mógł stworzyć, taki, że ho....ho... Sam poczuje przecież, jak to jest być wielbionym przez męskie spojrzenia. I te komplementy, te westchnienia, te propozycje “nie do odrzucenia”... Ech... żyć nie umierać - westchnęła pełną piersią trzepocząc przy tym zalotnie rzęsami. “I te obmacywanki przy nadarzającej się okazji. Może jak będzie miał szczęście to i w pośladek jakiś wielbiciel go podszczypie”, ale tego już nie dodała na głos.
- Tak tak, wena, wena, pomyśl, sanowny Romualdo, co za poematy stwozys, co za dzieła wiekopomne!! - podskoczył Cypio. - Wspaniałe fraski o losie kobiecym, cudowne eposy o bohaterskich ucieckach z oblęzonego miasta, spod oczu smocych, spod pazurów drapieznych dzielnymi ciosami mieca i umysłem sprytnym, AAACH, cóz to będzie za dziełoooo!! - zapiał w zachwycie, wymachując hoopakiem i niechcący strącając kenningowy kufel. - O, pseprasam. A jak wstydzicie się, że to wy w przebraniu niewieścim, choć ja tu nic niegodnego nie widzę, to mozecie napisać ze to Gaccio się psebrał a wyście go bronili. Oooo!!!! O właśnie!! Może obu panów psebiezemy dla zmyłki!? Albo wsystkich w ogóle i kazdego inną bramą puścić?! W zyciu się nie poznają, że ta najpiękniejsa, najbardziej kobieca, w ogóle nie wyglądająca na psebraną to ty!! A nie będziesz się cuł samotny! - zachwycił się genialnością swojego planu, bynajmniej nie dyskretnie.
- Oooooooo mały ma rację - podchwyciła Katrina z błyskiem w oku - ekhem.. ekhem... - odkaszlnęła - to znaczy Cypio ma rację. Gaccia też powinniśmy przebrać w suknię. - zaczęła się uśmiechać promiennie do obserwującego ją szlachcica i przesuwać po nim wzrokiem tak jakby już brała miarę na suknię dla niego. - Nawet już wiem w jakim kolorze sukni będzie mu do twarzy.
-Jak miło, że się o troszczysz o moją urodę.- odparł Gaspaccio i uśmiechnął się dodając figlarnym tonem głosu.- Zabawne jest to, że ja właśnie wyobrażam sobie, w jakim stroju chciałbym cię zobaczyć.
- Oj, a co masz do zarzucenia temu co mam na sobie? - spytała zadziornie dziewczyna i okręciła się wokoło aby zaprezentować swój strój w całej okazałości. - Chyba nie wygląda źle? Choć może powinnam iść się przebrać, jeżeli zaproszenie na kolacje nadal jest aktualne... Zaczęła rozglądać się za bardką, która ulotniła się po cichu. “Pewnie poszła się przebrać. Jak kolacja nadal jest w planach to i ja pójdę. Warto choć raz założyć kreację jaką wybrał dla mnie ten krawiec gaduła i zobaczyć jakie zrobi wrażenie.”
-Nic a nic moja panno...chętnie bym cię jednak zobaczył...- tu zleceniodawca nachylił się i szepnął Katrinie do ucha. Pozostali mogli dosłyszeć jedynie urywane słowa”skąpa”, “koronki”, bielizna”... Dziewczyna jednak usłyszała pełen pikantnych szczegółów opis odważne i niewiele zakrywającego stroju, godnego kurtyzany w buduarze.
- Co jednak nie znaczy, że i ten strój nie dodaje twej urodzie blasku.- mruknął na koniec Gaspaccio. Uśmiechnął się dodając.- I oczywiście chętnie pokażę ci uroki tego miasta przy kolacji.
- W takim razie... pozwolicie, że udam się do swojego pokoju, aby się do niej stosownie przygotować - odparła dziewczyna robiąc w tył zwrot i ruszając w kierunku schodów.
- Cekaj, cekaj! Jak gacie chcesz to ja mogę dać!! - krzyknął za nią Cypio, wywijając parą wyciągniętych z toboła koronkowych majtek, które składały się głównie ze sznurków. - No chyba ze Romualdo w psebraniu tez będzie zmieniał bieliznę, na wypadek gdyby go ktoś macał... Ale ja na to nie pozwolę, o!!! - zreflektował się, wywijając groźnie majtkami. - Znacy się na macanie. Ale w takich łaskach to zimno w dupkę jak fiks, nie rozumiem zupełnie tej mody... - rozciągnął bieliznę między dłońmi, przyglądając się jej krytycznie.
Na słowa Cypio dziewczyna zatrzymała się w półkroku. Odwróciła i popatrzyła na gatki, którymi wymachiwał. - Wiesz tak się im przyglądam i przyglądam i przyglądam i... to chyba nie mój rozmiar, bardziej jednak przydadzą się Romualdo... nie będą go piły w strategicznym miejscu. - po czym posłała ostatni uśmiech do reszty i już beż przystanków podążyła do pokoju.
Machanie majciochami, zauważyła za to mocarna krasnoludka, w koszulce kolczej barwi krwi i tatuażu na ramieniu z napisem “Smokobójczyni” i przebitym mieczem czerwonym smokiem. Przez chwilę patrzyła przekrwionymi oczkami na niziołka, to na egzotyczną bieliznę. Wreszcie czerwona niczym burak na twarzy, podeszła do Cypia, machnięciem dłoni przechwyciła majteczki i z trudem wydukała.- To je moje.
- Taaak? To fantastycnie ze się właściciel znalazł, w zyciu bym go nie odsukał w tak ludnym mieście. Prose - z szerokim uśmiechem Cypio wyciągnął przed siebie dłonie, po czym skonstatował iż są puste. - A. Juz sobie wzięłaś. To dobze, niech ci słuzą w boju i w pokoju. Gdzieś tu jakieś inne były chyba, moze tez są twoje? - jął z entuzjazmem grzebać w plecaku.
Ale czerwona jak burak na twarzy krasnoludka zdążyła sie ulotnić, a Gaccio spytał Cypia.
- Co... ty... majtki kolekcjonujesz? Nie lepiej kolekcjonować właścicielek tej bielizny?
- Eeee, nie kolekcjonuje, same się przyplątały - machnął ręką rozczarowany Cypio. Nie lubił jak nie doceniano jego dobrych chęci. - Wies jak to jest, podrózuje się to tu, to tam, a ludzie są tacy nieuwazni i wsystko wsędzie gubią. To biorę i zbieram, co się ma marnować. Jak się właściciel znajdzie to oddaje a jak nie... dawniej nawet casem ogłosenia na słupie dawałem, ale ludzie są tacy niewdzięcni... To psestałem - kender klapnął na ławie i podrapał się w ucho wyciągniętym z plecaka grzebieniem Katriny.
-Taaa...tylko czemu przy tobie gubią akurat majtki?- spytał Gaccio zabijając czas i nudę. Popijał piwo, podczas gdy zgorszony tak przyziemnymi i wręcz wulgarnymi tematami Romulado obrzucał ich potępiającym spojrzeniem.
- A co, zazdrościs? - Cypio spojrzał wyzywająco na Gucia i bojowym gestem chwycił kufel z piwem.
-Współczuję raczej.- mruknął Gaccio do Cypia, nie przejmując się groźnymi minkami niziołka.
- Nnnno - odmruknął Swiftbzyk, pociągając z kufla. - I słuznie - piekielnie trudno nosić na plecach taki tobół, a znaleźć w nim coś też nie sposób.

Miał wrażenie, że Gaccio nie traktuje go poważnie i zaczął nielubić go jeszcze bardziej niż zwykle.
 
Sayane jest offline  
Stary 29-10-2010, 15:56   #23
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zaklinacz, który dotychczas siedział z rozmarzonym spojrzeniem, wyrwał się z zamyślenia i energicznie zwrócił się do Kenninga. Drakkano starając się mówić jak najciszej wypuścił z ust potok słów.
- Mam pomysł co zrobić żeby ze skrzynią męczyli się dłużej niżby nam to zapewnił jakikolwiek zamek!- młody niemal podskakiwał na krześle szczęśliwy, że wpadł na ten genialny w swej prostocie pomysł.- Jeżeli użyjemy mojego specjalnego kleju do zamknięcia skrzyni, to łatwiej będzie im ją rozerwać niż otworzyć. Nawet mój kuzyn nie potrafił odkleić swoich ulubionych butów od ziemi bez ówczesnego wyrywania desek z podłogi!
- Tylko sobie rąk nie przyklej do tej skrzyni - powiedział Kenning. - Proponowałbym zastosować wóz i tamtego strażnika - te słowa skierował do wszystkich - jako tak zwaną dezinformację. czyli coś, co można sprzedać pięknej Angelice.
- Cooo, już jest inny plan? - rozczarował się Cypio, po czym zaczął wyciągać z licznych kieszeni różne różności, które nie wiadomo skąd tam się wzięły, a jakoś dziwnie go uwierały.
- A tak w ogóle, Romualdo, najprostszym sposobem znalezienia się za murami miasta byłaby randka z Angeliką na łonie natury. - Kenning przerwał na moment, ciekaw reakcji poety.
Romualdo skamieniał na te słowa. Jego głowa zaznaczona grymasem przerażenia odwróciła się powoli w kierunku Kenninga. Z zaciśniętych mocno warg wypadały nerwowo słowa.- Nie... nie.. nie.. nie.. W żadnym wypadku. Nie ma mowy. Nie wiesz, co ona ...Gaccio powiedz mu. Nie może mnie on.- dłonie poety wylądowały na jego twarzy zakrywając ją, gdy mówił płaczliwym tonem głosu.- To brzmienię jest dla mnie zbyt wielkie. Sam na sam... z nią. To już lepiej rozstać mi się z tym padołem łez, by dołączyć do grona wielkich nieśmiertelnych poetów.
Po tych słowach wskazał teatralnym gestem Kenninga mówiąc oskarżycielskim tonem.- Ja wierzyłem, że chcesz mi pomóc, a ty mnie posyłasz prosto w jej objęcia?!
Gaccio zareagował dopiero słysząc ostatnie słowa. Oderwało go to od dyskretnego gapienia się na żeńską część drużyny. Spojrzał na panikującego półelfa, po czym na Kenninga i rzekł spokojnym tonem głosu.- Chyba raczej ten pomysł odpada.
- To była raczej luźna propozycja - odparł Kenning. - Z takiego pikniku byśmy cię zabrali bez problemów. - Zanim by ci się stała jakakolwiek krzywda, dodał w myślach.
- Czy w tym mieście są jakieś kanały, prowadzące poza mury? - zwrócił się do Gaccia.
- A co ja wyglądam na szczura, żeby wiedzieć gdzie prowadzą kanały?- burknął Gaspaccio, zniesmaczony samym pomysłem babrania się w ściekach.
- Haha! - zakrzyknął maluch po czym nie wiadomo dlaczego wybiegł wręcz z karczmy niczym oparzony żeliwnym prętem.

Gnom udał się na zewnątrz. Miasto tętniło życiem i zdawało się nie przejmować w ogóle problemami jego mieszkańców. To ktoś został okradziony podstępnie, a to ktoś knuł jakby wyrwać się z więzienia. Nie zwróciło takoż i uwagi na małego osobnika w pełnej płycie klękającego tuż przy zakratowanym otworze do kanałów. Kanałów tętniącym życiem równie mocno co świat u góry.
- Szczurku, szczurku, chodź tu na chwilę - powiedział żołnierz, rzuciwszy wcześniej pewną sztuczkę znaną większości gnomom. Dodatkowo wyciągnął kawałek starego sera co za rację podróżną mu służył. - Kochany włądco podziemnego świata, czy zaprowadził byś mnie do większego wejscia do kanałów i wskazał jakze klimatyczną drogę na zewnątrz miasta co by nie pokazywać swego oblicza złym strażnikom w bramie?
Szczur nie przyszedł. Przyszło całe całe stado. Dwanaście szczurów otoczyło Hibbo. Największy z nich duży czarny gryzoń piskliwym głosem rzekł.- Kto być?Duży za kot, mały za szczurołap.
- Ja jestem Hibbo Ronald Armando Belbio Ilve Asmoden Bolinos Imbrochlap Brudek Wypraniec Akattar, Kroczący wśród kropel i Żywy pośród maszyn. Pierwszy oficer oddziału polowego do spraw geografii nieoznakowanej i przewodnik maszyn po świecie na górze. I jestem tylko skromnym gnomem i poszukiwaczem przygód.
-Gdzie iść? Co to być pozamiasto?- szczury to inteligentne zwięrzeta, ale nadal zwierzęta. Nawet ich lider miał pewne problemy z pojmowaniem świata. Za to był głodny. Bardzo głodny. I do tego łypał nie przyjemnie oczami na Hibba oceniając jego wartości spożywcze i walory smakowe. - Gnom jadalna?
- Gnomy ponoć z brudu się rodzą, to chyba nie. - odpowiedział i zadumał się chwilkę. Filozoficzne aspekty powstania jego rasy strasznie go nurtowały, zwłaszcza po spotkaniu elfki Leavi - Nie wiesz czasem gdzie rzeki podziemne, co kolor nie klarowny mają, wypływają? Gdzie kończą swój nurt? - postarał się trochę przeredagować swe pytanie, podając smakołyk wątpliwego smaku.
- Tu i tam.- rzekł przywódca.- ...daleko na obrzeżach. - mruknął gryząc konsumując podany kawałek.
- A nie wiesz czy jakieś kraty nie chronią wylotu rzeki? Smacznego. - rzekł wesoło gnom widząc, że podarunek został przyjęty z aprobatą.
- Pergamin smaczniejszy... i mniej chrupie.- odparł szczurek wyraźnie nie doceniając racji żywnościowych Hibbo.- Krata... jest, przejść łatwo.
Uśmiech trochę zszedł mu z twarzy, ale nie był by sobą gdyby czegoś nie wykombinował. Wyciągnął księgę, za notatnik mu służącą i z ostatniej strony oderwał kawałek kartki. Podając go sierściuchowi uśmiechnął się pod nosem.
- Tobie, a dużym ludziom?
-Dużym? - zdziwił się zwierzak i zaczął precyzować. - Dużym kot, dużym pies, dużym szczurołap, dużym ogr?
- Szczurołap... - rzekł sądząc, że jest to określenie na ludzi. Jednak poprawił się szybko zdając sobie sprawę, że szczur nie koniecznie lubi hyclów - który jednak lubi szczury, a koty jeść.
- Szczurołap wróg, szczurołap zły... - zasyczał wściekle szczur. - Ty być kumpel szczurołap? Ty być wróg?!
- Niee... ino mój znajomy wielkości szczurołap, ale on przyjaciel szczór - rzekł pospiesznie, odchylajac się do tyłu i zasłaniając rękami.
- Nie nie...nie przejdzie. - zwierzak widocznie się uspokoił po czym kontynuował - Zresztą po co? Wychodzić nazewnątrz źle. Tu bezpiecznie. Tu unikać jastrząb, tu unikać koty. Jedynie ogr i szczurołap groźni. Ale duzi i wolni.- odparł przywódca szczurów.
- Ogry mieszkają w kanałach? - zaciekawił się oficer
- Jeden... duży...zły...- odparł szczur.
- Taki z maczugą? - przeraził się Hibbo. - czy... może... taki co... umie latać i stawać się neiwidzialny... - przeraził się bardziej
- Taki który je szczury? - spytał gryzoń retorycznie.
- Czyli zły ogr... - odrzekł - dziękuję przyjacielu. może kiedyś uda mi się trafić na dół i przekonać tego ogra co by szczórów nie jadł. Bywaj zdrów i niech szczęście sprzyja waszemu stadu.
-Następnym razem...ciasto - pożegnał się szczurek i zniknął w ciemnościach. Gnom zaś wstał, otrzepał swe kolana i ruszył z powrotem do karczmy.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 29-10-2010 o 16:18.
andramil jest offline  
Stary 29-10-2010, 21:05   #24
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
w karczmie ;)

Kenning dyplomatycznie powstrzymał się przed wyrażeniem opinii o osobach, które nawet dobrze nie znają własnego miasta.
- Skoro mamy przeprowadzić Romualdo przez bramę - powiedział - to dobrze by było, gdybyś się, Gaspaccio, trzymał jak najdalej od tej właśnie bramy. Jest rzeczą jasną, że na twój widok czujność strażników wzrośnie. Dlatego też uważam, że dobrze by było, gdybyś pokręcił się niedaleko wozu.
-Acha... acha.- potwierdził Gaspaccio zaraz po słowach o tym co ma robić.
- Masz może jakąś łódkę? Łódź? Statek? Cokolwiek, co jest w stanie pływać? - spytał Kenning, - Albo mógłbyś wynająć jakąś jednostkę pływającą? Czy wyjście do portu jest tak samo zabezpieczone, jak bramy miejskie?
-Nie... Nie mam łodzi, nie wynajmę okrętu.- odparł krótko Gaccio i zamilkł. A poeta dodał delikatnie głaszcząc kamrata po ramieniu i uśmiechając się łagodnie.
- Choć Gaspaccio ma wiele zalet, to ma i kilka wad.Między innymi... chorobę morską.
- A ty, Romualdo? W końcu nie musicie opuszczać miasta tą samą drogą.-
Poeta zawahał się i wyraźnie zmieszał na twarzy. Opuścił głowę zerkając na Kenninga to na Gaccia. Nerwowymi ruchami palców skubał rękawy swych szat, by wreszcie wybąkać.- Wolałbym ... nie.
- Statki są nudneeee!!!- wygłosił głośno swój komentarz smokowaty i podrapał Psikusa za łuskowatym uchem.- Ale te kanały brzmią fajnie! Nigdy nie byłem w kanałach! Możemy iść kanałami, możemy? - Vincent zrobił oczy jak mały szczeniak czekając na przysmak i machając nogami czekał na odpowiedź.
- Gdzie tam nudne, statki ciekawe są szalenie, tyle skrytek, zakamarków, kryjówek, lin na które mozna się wdrapać i podziwiac niezmiezony przestwór oceanu!! A kanały jakie fascynujące!! Ile psedmiotów upusconych przez ludziów, ile potwórów i stworów do spotkania, odkrycia, poznania.... - rozmarzył się Cypio.
- Kanałami?- twarz Romualda wykrzywiła się w wyrazie odrazy. Zakrył usta perfumowaną chusteczką. Po czym zaczął nią wymachiwać energicznie dodając wprost coraz głośniejszym głosem i trzęsąc się ze wzburzenia. - Kanały są ciasne, ciemne i śmierdzą... to nie miejsce dla cywilizowanego człowieka. Nie ma tam nic... ciekawego! Nie ma powodu byśmy... eee... się tam wybierali. Na pewno wymyślimy coś znacznie lepszego.
- To prawda.- stwierdził Gaccio, który bardziej od planowania, był zajęty przyglądaniem się żeńskiej części drużyny. I jednym uchem słuchał pomysłów reszty członków drużyny, a właściwie to przyglądał się jedynie Katrinie, Krisnys bowiem dopiero co się zjawiła, schodząc z pięterka w jednej z nowo nabytych kreacji.


- Wszystkich witam, i o zdrowie pytam! - Wręcz krzyknęła na powitanie, podchodząc do pozostałych - Przepraszam za zwłokę, dzień jednak był taaaki owocny. Napijmy się czegoś!.

Jak widać, humor jej dopisywał wyjątkowo, i każdy chyba mógł się domyślić, co było jego (dosyć banalnym?) powodem. Usiadła przy stoliku z resztą osóbek, po czym nachyliła się w ich stronę.
- Pewnie już planujecie, jak wykonamy nasz pierwszy ruch? - Szepnęła konspiracyjnie - Jestem więc otwarta na wszelkie propozycje, byleby było ciekawie - Dodała nieco... dwuznacznie, po czym zaprezentowała zebranym szeroki, czarujący uśmiech.
- Moja propozycja negocjacji w przyjemnym lokalu tylko we dwoje - tu zerknął na Katrinę.- lub we troje...jest aktualna.- odparł Gaspaccio uśmiechając się do kobiety, czemu wtórowało delikatne westchnienie Romualdo i jego pełne zrezygnowania spojrzenie.
- To jakie atrakcje dla nas przewidziałeś na dzisiejszy wieczór Gaccio... - spytała Kartina czując na sobie wzrok szlachcica - Idziemy już teraz czy nadal będziemy tu stać? A może jednak wolicie we dwoje... to ja zamówię kolację do pokoju - dodała szybko.
- Zdecydowanie nie.- rzekł Gasspaccio podając obu kobietom dłonie.- Pokażę wam dziś wszystkie uroki Evertown.
Po czym wziąwszy obie kobiety pod ramię wymaszerował z nimi z karczmy, wzbudzając po drodze zazdrość wielu mężczyzn... i kilku kobiet.
Romualdo westchnął nieco dramatycznie odprowadzając przyjaciela wzrokiem.- Ech ten Gaccio, nigdy się nie zmieni.
Wstał i obdarzając delikatnym uśmiechem pozostałych bywalców stołu, rzekł uprzejmym tonem głosu.- Wybaczcie, ale będę musiał was opuścić, by... przygotować się na jutro.
Po czym poeta, wzdychając od czasu do czasu głośno, udał się na pięterko do swego na pięterko do swego pokoju.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-10-2010, 21:07   #25
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Romantyczna kolacja cz.1

Gaspaccio znał najlepsze knajpy w mieście. I wybrał najlepszą, jego zdaniem, knajpkę do zauroczenia obu pań.
Po drodze do niej, obejmował obie panny w talii, rzekomo co by je nie zgubić. I prawił im do uszu czułe słówka, jak i komplementy. Że prześlicznie wyglądają, że gwiazdy przy nich tracą blask, że oświetla je błogosławieństwo Sune.
Katrina szła obok puszącego się bawidamka i puszczała jego słowa mimo uszu. “Kogucik... jest jak kogucik, stroszy swe piękne piórka i pieje aby zrobić na nas wrażenie.” Jego peany pochwalne nad urodą towarzyszących mu kobiet nie robiły na niej wrażenia. Nie jednego już takiego lalusia spotkała na swojej drodze i nie jeden już obrzucał ją komplementami płynącymi z ust niczym potok rwącej rzeki. Wiedziała do czego te słowa mają służyć, wiedziała, że padają z ust idącego obok mężczyzny na widok każdej ładniejszej zawartości spódniczki. “Czy on nas bierze za naiwne dzieweczki? Jak na razie nie zaskoczył mnie niczym oryginalnym, ciekawe dokąd nas prowadzi i co tam nam zaoferuje. Kolacja... kolacją, ale może być miła, a równie dobrze może być ciężko strawna. Biedak jak w czasie niej tak samo mu się usta nie będą zamykać to sam z głodu padnie.” Przyoblekła lekki uśmiech na twarz i szła nic nie mówiąc, udając że słucha z uwagą wypowiadanych przez mężczyznę komplementów.
Mając dwie tak piękne dziewczęta przy boku Gaccio wkroczył do “Królewskiej Przystani” niczym... król.
A i “Królewska Przystań” nie była zwykłą karczmą. Wejścia do niej pilnowali dwaj krasnoludzcy halabardnicy którzy powitali Gaspaccia uśmiechem i zaproszeniem do środka.
W środku panował luksus. Krzesła obite były pluszem i wymoszczone puchem. Stoliki okrągłe i rzeźbione w motywy rycerskie.
Nadzy od pasa półelfi słudzy, oraz równie skąpo odziane półelfie służki przynosiły do stolików zamówienia.


Czasami przysiadali się do gości...co dało pewnie podejrzenia co do drugiego dna “Królewskiej Przystani”.
Tak jak przemowa Gaccia nie zrobiła na niej wrażenia tak wnętrze karczmy ją zaskoczyło, zauroczyło. Przesuwała wzrokiem z ciekawością po wyposażeniu i po półnagich sługach. Zerkała jak krążą między stolikami obsługując siedzących przy nich gości. Tylko lekki uścisk Gaccia na jej ramieniu sprawił, że podążyła za nim do ich stolika a nie stała w miejscu niczym zamurowana. Idąc za nim raz po raz zerkała przez ramię na jednego z półelfów, którego widok przyciągał jej wzrok. Umiała docenić piękno, nie ważne czy to było piękno drogocennego kamienia, piękno namalowanego obrazu czy też piękno męskiego ciała. Ten chłopak miał piękne ciało, aż poczuła mrowienie w palcach, chętnie przesunęłaby nimi po jego ciele. Miła wrażenie, że krzyczy ono do niej zachęcająco, aby dotknęła i zobaczyła czy jest prawdziwe, czy to nie jakieś fałszerstwo. Po długiej chwili oderwała wzrok od chłopaka i podążyła za Gacciem do stolika.
Poza tym jednak karta dań, którą przyniosła do ich stolika pewna półelfka zawierała imponującą listę potraw. Imponująco drogich. Podobnie się miało z kartą win.
- No to moje drogie...zamawiajcie. -rzekł z uśmiechem Gaccio. Poza atrakcjami dla podniebienia, były tu i podniety dla ducha... Grupa muzyków, która wykonywała skoczne utwory muzyczne, wprost stworzone do tańca.


Gaspaccio zaś był w wyjątkowo dobrym humorze. Co zresztą nie dziwiło. Z jednej strony siedziała przy nim Katrina, z drugiej strony Krisnys. I trzeba przyznać, przyciągały uwagę tutejszych bywalców, równie dobrze jak “służki” obsługujące gości.
Gaccio uśmiechnął się.- Moje drogie...dziś sługą waszym, nie pracodawcą. Wasze życzenia są dla mnie rozkazem...przynajmniej te, które będę mógł spełnić. Co więc moje kwiaty życzą sobie?

Słysząc ostatnie pytanie Gaccia Katrina z nosem w karcie dań wreszcie zabrała głos:
- To ja poproszę... na początek może...hmmm... no niech będzie Sałatka z marynowanej kaczki z malinami, a do niej jeszcze poproszę... Bakłażan zapiekany z kozim serem... i może jeszcze... Wątróbka drobiowa zasmażana z jabłkami podlana czerwonym winem...
Przesuwała palcem po kolejnych daniach i wyliczała:
- i jeszcze... Indyk w ziołach z grzybami leśnymi w śmietanie z kluseczkami i Pieczony filet z kaczki z jabłkami i pomarańczami z zasmażaną czerwoną kapustą oraz Bitki cielęce w pod grzybkowym sosie z kluseczkami kładzionymi i smakowicie brzmi jeszcze Befsztyk z polędwicy z masełkiem ziołowym i może jeszcze... hmmm... hmmm... hmmm... sama nie wiem. Gacciu Ty jako stały bywalec może coś mi polecisz? - zapytała się zerkając z nad karty w stronę mężczyzny - bo deser będzie później prawda?
-To zależy jaki deser preferujesz moja droga. - uśmiechnął się tajemniczo Gaspaccio, zerknął w kartę dań.- No, no...kto by pomyślał, że tak w zgrabnej sarence, jest wilczy apetyt. Co by tu...hmmm.. Węgorz panierowany, z dodatkiem drobno siekanych rydzów z odrobiną białej trufli. Wykwintne danie. Choć osobiście gustuję w trunkach. Wino lodowe jest najlepsze. Zamówię dwuletnie, dla pań polecił bym “Złoty Blask”. Gnomy nie mają gustu jeśli chodzi o jedzenie, natomiast trunki to inna sprawa. W ich piwie gustuje wiele kobiet.
Szlachcic dodał dyskretnie do służki. - Rachunek jak zwykle... na ojca.
Katrina zrobiła żałosną minkę i odparła:
- Ale... ale przecież zaprosiłeś nas na kolację, piwem nawet najwyborniejszym się nie najem, więc czy aby na pewno nie pomyliłeś lokalu? - po czym zatrzepotała rzęsami.
- Moja droga...zamawiaj co chcesz. Pytałaś mnie o radę, to ci jej udzieliłem. -uśmiechnął się dobrodusznie Gaccio, choć w jego oczach były wesołe ogniki. - Jeśli masz ochotę na coś innego, czemu nie?
- Tooo... mooooże, jak Ty tylko tego węgorza polecić umiesz, to może... - rozejrzała się po pomieszczeniu i wskazała palcem półelfa, który przykuł jej uwagę jak tylko weszli - on nam może coś poleci?
- Zanim jego spytamy o zdanie.- Gaccio nachylił się w kierunku dziewczyny, tak że jego twarz znalazła się bardzo blisko jej.- Może zdradzisz mi kwiatuszku, na co masz dziś kaprys, poza jedzeniem?
Katrina ponownie zatrzepotała rzęsami i z niewinnym uśmiechem odparła - W tej chwili to mój brzuszek ma kaprys, na... coś dobrego, więc może jednak najpierw spełnijmy jego kaprysy.
- Na razie tylko zamówienie dla mnie, czyli węgorz i wino. Dla tej pani tamten półelf, na razie... nic ekstra.- odparł szlachcic do służki. Ta skinęła i oddaliła się po drodze zaczepiając “wybranka Katriny”. Podszedł wtedy do stolika i spojrzał na Gaccia, ten wskazał na Katrinę, która mogła się przyjrzeć mu z bliska. Powiadają bowiem, że nie ma piękniejszej rasy, niż elfy...jest to nieprawda.

Dla ludzi i elfów, kobiety z “pięknej rasy” uchodzą za olśniewające. Ale elfy już nie. Zbyt zniewieściałe jak na gust ludzi. Ale półelfy, to co innego. Sumują w sobie drapieżność sylwetki i rysów ludzi i piękno elfów. Takiż i był ten osobnik, o pięknym obliczu i muskulaturze godnej fechtmistrza...i takiej też gracji. Spojrzał na Katrinę i melodyjnym głosem spytał.- Czym mogę służyć, pani?
- Tak sobie zerkam w tę kartę dań i zerkam... i nie wiem na co się zdecydować... chciałabym usłyszeć co polecacie - odparła Katrina uśmiechając się promiennie do stojącego koło niej młodzieńca. - bo Gaccio tylko węgorza potrafi polecić.
Półelf nachylił się na kartą dań, wypinając przy okazji pośladki w pobliżu Katriny, zgrabne męskie pośladki...czego ta nie mogła nie zauważyć. Spojrzał do karty dań i rzekł.- Węgorz to jedno z najbardziej wykwintnych i najbardziej drogich dań. Niemniej każde danie może przypaść do gustu. Befsztyk z polędwicy z masłem ziołowym jest bardzo smaczny, ale jeśli pragniesz pani lekki posiłek dodający wigoru to... ostrygi z kawiorem, są równie dobrym wyborem.
-A ty moja droga Krisnys, na co się skusisz?- spytał Gaccio, zwracając się do drugiej z kobiet.
- Zdam się na wasze wybory, wszak skoro tak dobrze jesteście moi mili opanowani z wykwintnymi jadłami wyższych progów, sama nie wiedziałabym co tu wybrać - Odezwała się po raz pierwszy tego wieczoru Bardka. Jej dotychczasowe milczenie, przerywane jedynie miłymi dla oka uśmiechami, było wywołane pewną dosyć niecodzienną sprawą, a właściwie to jej brakiem. Ale o tym później...
- Apetyt dopisuje nam jednak chyba wszystkim prawda? - Mrugnęła do towarzystwa.
- Zdecydowanie.- stwierdził Gaccio nie precyzując o jaki apetyt mu chodzi.
Katrina tym razem z uwagą oglądała to co prezentował jej tuż pod nosem półelf. Jej wzrok zamiast po karcie dań ze skupieniem przesuwał się po jego muskulaturze. Po chwili oderwała od niego za fascynowany wzrok i zwróciła się do Gaccia:
- To jeszcze do tego o czym mówiłam poproszę tego węgorza i ostrygi z kawiorem... - następnie odwróciła się do stojącego przed nią mężczyzny i podziękowała mu uśmiechem za radę. - a Ty Gacciu na diecie jesteś? Takim maleńkim węgorzem się zaspokoisz? - spytała z ciekawością zerkając na szlachcica.
- Nie wypada mi zamawiać przed damami.-rzekł Gaspaccio, po czym wyrecytował z pamięci potrawy wybrane przez Katrinę, oraz dodał.- Dla mnie wszystko to samo, poza bakłażanem i filetem z kaczki. I poczekaj chwilę.
Obrzucił przystojną sylwetkę półelfa z kwaśnym uśmiechem, westchnął ciężko i nachylił się do Katriny by szepnąć jej do ucha.- Możesz dotknąć, jeśli masz... ochotę.
Dziewczyna zerknęła na niego po czym z wahaniem uniosła dłoń i przejechała opuszkami palców po skórze półelfa muskając ją delikatnie. Przesuwała palcem powoli ku górze delektując się ciepłem jego skóry i siłą drżących pod wpływem jej dotyku mięśni.
- Hmmm... to coś czym można się zachwycić... Chcesz dotknąć Gacciu? Nie każdy może się pochwalić taką sylwetką, jest doskonały... wprost nieprawdo podobnie doskonały...
Nie ruszył. Połelf, z tym swoim uprzejmym uśmiechem, stojąc niczym posąg pozwalał palcowi Katriny błądzić po swej skórze. Choć pewna reakcja na jego ciele była. Gaccio zaś spoglądał na czyny Katriny z ironicznym uśmieszkiem. Po czym szepnął jej do ucha .- Chcę dotknąć...
I korzystając z okazji cmoknął lekko ucho dziewczyny wargami.- ...ale nie jego.
Po czym zaśmiał się.- Cieszę się, że się dobrze bawisz Katrino. Bowiem to najlepsza knajpka w tym mieście. Inne też mają dobrą kuchnię, świetnych muzyków, bądź inne... atrakcje. Ale ta...ta ma je wszystkie.
Dziewczyna roześmiała się słysząc słowa szlachcica i odparła- w myślach zaś dodała “Szkoda, że nadal jednak siedzisz w sakiewce u ojca. Ciekawam co będzie jak Cię od niej odetnie.”
- Wszystko się kiedyś skończy, moja droga.- odparł nieco... melancholijnie Gaspaccio. Spojrzał na dziewczynę i rzekł.- Więc korzystaj póki jest okazja, bo następnej może nie być.
- Korzystam... korzystaaaaaaaam, wszak jak sam widzisz siedzę tu obok Ciebie i czekam na obiecaną kolację. Przy okazji ciesząc wzrok miłymi dla niego widokami... no nie tylko wzrok - dodała na wspomnienie dotyku półelfa.
- Możesz się oddalić.-rzekł Gaccio do półelfa, po czym rzekł.- Ale jak przyniesiesz potrawy, zostań...może będziesz potrzebny.

Półelf skinął głową i oddalił się, zaś szlachcic spytał.- O czym moje panie chcą pogwarzyć, zanim dostaniemy jedzenie?
- Ciekawi mnie... taki z Ciebie bywalec, masz tyle do zaoferowania... więc może nam powiesz co poza smaczną kolacją może nam zaoferować... to miejsce, to miasto... w sumie wieczór jeszcze wczesny, a w naszej karczmie gwarno to i spać od razu nie ma co. Z tego co widzę musisz być częstym bywalcem tego miejsca... - podpytywała dziewczyna rozglądając się ciekawie wokoło.
-To miejsce zaspokaja różne apetyty. Można tu nieźle podjeść. Potańczyć...- tu Gaccio przesunął palcem, wskazując grajków i tańczące pary.- nawet zamówić serenadę do stolika. A nawet maga, który... pokazuje sztuczki i dostarcza nietypowych atrakcji. Niemniej taki mag musi zamówiony z wyprzedzeniem, więc...-spojrzał na Katrinę, splatając dłonie rzekł.- Poza tańcami, karczma dostarcza też rozrywek cielesnych, dla oka i ciała. Można popatrzeć, podotykać... wreszcie posmakować rozkoszy cielesnych. Ja... z racji mej nietypowej karnacji i typu urody, zazwyczaj nie musiałem, ale czasem... zwłaszcza jeśli ma się ochotę na coś więcej, niż jedną towarzyszkę.
- Ooooooooo tańce powiadasz! Wspaniale... już dawno nie tańczyłam. A serenadę... no cóż nie wiem czy Krisnys będzie zadowolona z kogoś wyśpiewującego nam nad głową serenady w czasie posiłku.
- Jak na razie, nie będzie to chyba konieczne. Już po jadle, bardzo jednak chętnie wysłucham repertuaru tutejszego wykonawcy - Odparła z uśmiechem Krisnys - Co do tańców, to ja chwilowo odpuszczę...
- W takim razie...zapraszam do tańca, przed lub po posiłku.- odparł Gaspaccio uśmiechając się do Katriny. Odruchowo przeczesał platynowo blond włosy, ostro kontrastujące z jego ciemną karnacją.
Widząc ruch dłoni mężczyzny i słysząc jego słowa Katrina roześmiała się i odrzuciwszy teatralnym gestem włosy z ramion odparła - To zależy Gacciu ile będziemy czekać na posiłek... ja bardzo chętnie zatańczę czy to przed czy to po nim. Mam nadzieję, że jesteś tak dobrym tancerzem jak mówcą - dodała lekko ironicznie, patrząc mu przeciągle w oczy.
Gaccio nachylił się do jej twarzy tak blisko, że mógłby ją pocałować. Uśmiechnął niemal lisio i rzekł.- Sprawdź mnie więc...Tak dużej porcji, jedzenia nie przygotują za szybko.

Wstał i podał dłoń dłoń Katrinie, w niewątpliwie szarmanckim geście.
- Sprawdzę... sprawdzę, tak kuszącej propozycji nie można odrzucić - odparła dziewczyna ze śmiechem, podała dłoń mężczyźnie unosząc się i dając mu poprowadzić się do tańca.
Umiał... ledwo doprowadził Katrinę, na parkiet, a już jego ręka oplotła ją w talii, a druga chwyciła delikatnie dłoń dziewczyny. Przycisnąwszy ją delikatnie ruszył w tan, prowadząc niczym najprzedniejszy tancerz. Katrina zdawała się być piórkiem w jego ramionach, kręcąc się i wirując do melodii granej przez muzyków. Świat wirował, a Katrina wraz z nim.
Dziewczyna musiała mu przyznać, że tancerz z niego wyborny. Podążając za nim do tańca miała lekką obawę, że taki laluś jak on będzie po prostu obściskiwał ją udając, że tańczy. Jednak zaskoczył ją bardzo. Wirowała w jego ramionach uśmiechając się do niego promiennie. Nie pamiętała już kiedy tak wybornie się bawiła. Taniec z nim był wielką przyjemnością. Trzymając dłoń na jego barku raz po raz delikatnie przy obrotach muskała jego szyje palcami. Czuła również, że pomimo iż nie wyglądał na takiego jego ramiona również były silne. Teraz prowadził ją pewnie mimo iż trzymał delikatnie. - Warto było sprawdzić Gacciu... - wyszeptała w trakcie kolejnego obrotu. - Tancerzem jesteś rzeczywiście wybornym, musiałeś sporo czasu spędzić na parkiecie... Chyba, że to wrodzony talent?
-Trochę talentu...dużo okazji do praktyki, poza tym szermierka jest bliska tańcu.- odparł Gaspaccio, gdy muzyka zwolniła czyniąc taniec spokojniejszym. Uśmiechnął się.- Może i nie jestem doświadczonym najemnikiem jak ty, moja pani, ale w walce nie będę waszym utrapieniem.
Nachylił się do jej ucha i musnął je wargami szepcząc.- No i..przyznaję, że taniec z tobą to przyjemność i zaszczyt.
- Czy nie będziesz naszym utrapieniem to się jeszcze okaże mój panie - odparła dziewczyna przekornie - utrapienia mogą być różne.... Mnie natomiast ciekawi jak to się stało, że to Romualdo podbił serce tej Rudej a nie Ty?
- Sam nie wiem...- odparł zaskakująco smutnym głosem Gaspaccio. Jego spojrzenie również spochmurniało.- Angie... znam ją od dzieciństwa. Wychowaliśmy się razem, przyjaźniliśmy się. Niektórzy wierzyli, że się pobierzemy. A potem zjawił się Romualdo i... jak tylko, go zobaczyła.
Zawirował szybko trzymając w objęciach Katrinę i dodał nieco ironicznie. - Miłość od pierwszego wejrzenia. Ślepa i ... trochę niedorzeczna miłość. Nie pytaj... czemu.- wzruszył ramionami.-... Nie wiem.
Dziewczyna widząc jego minę i słysząc ponury głos od razu pomyślała... “Hmmm... a tu jest <<pies pogrzebany>>, chyba już wiem czemu mu tak chętnie pomagasz ożenić się z inną. Wszak wszedł Ci chyba w paradę...” Po czym przyglądała się dalej z uwagą twarzy młodego szlachcica szukając w niej uczucia do Angie. - A jaka jest ta jego wybranka... ta którą on miłuje? - zadała kolejne pytanie.
- Ona? Miłość Romualda ?- chwilka zdziwienia, zawitała na twarzy Gaccio. Uśmiechnął szerzej. - Po prawdzie, nie znam jej za dobrze. Z tego co wiem...odważna, szlachetna, bardzo miło się... rozmowy były miłe.
Nagle twarz Gaspaccia zbliżyła się do twarzy Katriny, oczy jego patrzyły w jej oczy.- A jak tam, twoje zauroczenia, moja droga. Jest ktoś, z kim będę musiał bić się o twe względy?
Dziewczyna spoglądała w oczy mężczyzny próbując zachować powagę i zapytała zadziornie: - Oooo a masz zamiar się bić jak jest ktoś taki?
- Może... niemniej o serce kobiety, można walczyć na wiele sposobów.- Figlarny uśmieszek i błyszczące oczy mężczyzny, nie zdążyły ostrzec Katriny przed tym co się zdarzyło chwilę później. Gdy Gaccio przywarł swymi ustami, do jej ust w namiętnym, acz krótkim pocałunku.
Odsunął się szybko i rzekł cicho.- Wybacz ten podstęp pani, chciałem ci tylko pokazać, iż walka o serduszko kobiety, nie zawsze jest drogą rapiera.
Katrina uśmiechnęła się i odparła. - Oj pokazałeś Gacciu, pokazałeś, że nie tylko tancerzem wybornym jesteś i nie tylko w tańcu się ćwiczyłeś... Jednak nawet najwyborniejszy pocałunek nie zawsze sprawi, że serce kobiety żywiej zabije...
-Ale i tak, zawsze przyjemnością jest go skraść.- odparł Gaccio, delikatnie odgarniając kosmyk, który opadł na czoło dziewczyny. Posiłek już stał na stole. Takoż i wino zamówione przez Gaspaccia, jak i półelf stojący tuż obok. Ten sam, którego uroda, tak zauroczyła Katrinę.
Czując muśnięcie palców Gaccia na czole Katrina mimowolnie się zarumieniła, ich dotyk podziałał na nią bardziej niż pocałunek skradziony chwilę wcześniej. Zerknęła w stronę stołu i rzekła, aby odwrócić uwagę od rumieńca wpływającego na jej policzki:- Wiem już jakim wybornym tancerzem jesteś, wiem już jak smakują Twe pocałunki... może teraz warto sprawdzić jak smakuje zaproponowana przez Ciebie kolacja....
Gaspaccio jednak zerkając na dziewczynę bardziej niż na kolację, dostrzegł jej rumieniec. I skomentował to słowami.- Wyglądasz uroczo, tak... niewinnie.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 29-10-2010, 22:30   #26
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent już miał pokonać rozwścieczonego mnicha gdy do walki nagle wkroczył jakiś wielki osobnik w którego żyłach płynęło zapewne sporo krwi smoczej rasy. Młody zaklinacz musiał przyznać, że nowo przybyły podobny był do jego trochę starszego kuzyna Esghera, chociaż Esgh nigdy nie ubrałby na siebie tyle żelastwa. Przybycie potężnego wodza zakonu Tempusa przesądziło los walki w kilka chwil, mnich odniósł porażkę, a dzielni obrońcy z Vincentem na czele odnieśli wspaniałe zwycięstwo.
Łuskowaty z uśmiechem wsunął miecz na jego miejsce i powiedział do zgromadzonych kurtyzan.
- Nie ma się już czego bać! Pokonaliśmy zło które zagościło w tym przybytku! – była to pierwsza walka młodego zaklinacza i stwierdził, że powiedzenie czegoś takiego jest jak najbardziej na miejscu. W książkach które czytywał zawsze główny bohater mówił coś po ciężkim boju!
Słowa młodziana były niczym zapalnik to bomby, materiału który wybuchł radością i głośnym piskiem. Skąpe ubrane kobiety rzuciły się na rudzielca, ściskając go i co chwile prawiąc mu komplementy. Zaskoczony i speszony Vincent zarumienił się i jedyne co był w stanie powiedzieć to co jakiś czas „ Ale to naprawdę nic takiego
Jednak po dłużej chwili bycia obściskiwanym kurtyzany rozstąpiły się robiąc miejsce kobiecie która była tej chyba tej samej rasy co rycerz Tempusa który pomógł im w walce z mnichem.
- Wiesz co młody? Masz więcej szczęścia niż rozumu, takiego tyłeczka to ja dawno nie widziałem!- stwierdził miecz który wiele by dał by aktualnie znaleźć się na miejscu młodego zaklinacza. Kobieta podeszła do rozczochranego i zdezorientowanego zaklinacza.

-Pomogłeś nam w potrzebie zacny rycerzu. W nagrodę, twój pierwszy raz tutaj, będzie za darmo.- rzekła lekko mrukliwym głosem, po czym pochyliła się i gdy jej twarz była na wysokości twarzy Vincenta dodając żartobliwym tonem.- Oczywiście, jak już będziesz na tyle duży, by móc docenić uroki naszego domku.

Po tych słowach przywarła pyszczkiem do ust zaklinacza, a jego świat zrobił kilka kolorowych obrotów wokół własnej osi i wkroczył na zupełnie nowe tory. Czas w którym trwał pocałunek był dla młodzika niczym blask fajerwerków na niebie dla małego dziecka. Wrażeniem które mogłoby się nigdy nie skończyć.
Gdy usta kobiety oderwały się od jego ust, rudzielec dalej stał w miejscu z zamglonymi oczami i miękkimi kolanami. Gaccio złapał go za kołnierz i pociągnął za sobą, niczym nie nakręconego żołnierzyka.

~*~

- Vincent, Vincent dzieciaku słyszysz mnie!? Vincent jesteś tam!? Vincent!
– miecz na próżno próbował zwrócić na siebie uwagę młodego zaklinacza. Chłopak szedł tylko obok Gaccia i zamglonym rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w niebo.
- Pomógłbyś chłopakowi, a nie leziesz przed siebie! Oblej go wodą czy porządnie kopnij w rzyć! – miecz z oburzeniem zwrócił się do najstarszego osobnika w okolicy którym w tej grupie był ich pracodawca. Szlachcic westchnął tylko i zatrzymał się na środku drogi razem ze smokowatym i kilka razy poklepał go po policzku.
- Młody wracamy do świata realnego! – wydarł mu się do ucha.
Vincent potrząsnął głową niczym dziecko po przebudzeniu i zamrugał kilka razy. Rozejrzał się niepewnie i zdziwionym głosem wypalił.
- Kiedy stamtąd wyszliśmy?
-[i] Jakiś kwadrans temu [/I] – burknęła klinga.
- Ooo... Trochę się zamyśliłem...
- To widzimy... – odpowiedział obrażonym głosem miecz.
Kilka minut jednak pozwoliło zaklinaczowi wrócić do swego normalnego samopoczucia. Znowu był energiczny oraz rozgadany, jak i również miał wiele pytań do Gaccia.

- Co to był z wielki smokowaty? Ten który nam pomógł? Nie wyglądał na mojego kuzyna, na pewno bym ich poznał, a po za tym przyjechałem tu tylko z rodzicami!- Młody odgarnął czuprynę czekając na odpowiedź szlachcica.

-W zasadzie to są nie smokowaci, a bahamutianie...Ci, którzy odrodzili się. Synowie króla smoków, boga Bahamuta. Mają wiele epitetów. Kiedyś... zza czasów mego prapraprapradziadka wyłoniło się ich ponad pięć tysięcy z mgieł. Były to akurat czasy najazdu tuigańskiej hordy, albo... nie pamiętam dokładnie, kto najechał wtedy Srebrnobrzeg. W każdym razie ich armia uratowała wówczas naszą krainę. I potem tu zostali.-odparł Gaccio gestykulując przy tym energicznie.- Bahamutianie żyją na całym obszarze Srebrnobrzegu, więc ich jeszcze nie raz spotkasz.

Vincent przytaknął i z uśmiechem odpowiedział.
- Myślę, że się z nimi dogadam! Ten był bardzo podobny do jednego z moich kuzynów, mówiłem Ci już o nim. Nie? A więc... – tutaj nastąpiła dość długa i pełna różnorakich niedokończonych wątków opowieść o kuzynie młodego zaklinacza. Gdy już skończył mówić o swoim krewnym z jego ust wypłynęło kolejne pytanie.
- A czemu ten Bahamutianin kłócił się z... – wzrok Vincenta zamglił się na wspomnienie kobiety która skradła jego pierwszy pocałunek. – ... Z tą piękną, miłą, uroczą, cudowną, niesamowitą...
- O zgrabnym tyłeczku... – dodał miecz jak gdyby sam do siebie.
- O zgrab... – zaczął mówił płomienno-włosy.
- Nie powtarzaj tego!! – szybko krzyknęło ostrze.
Vincent otrząsnął się jak na komendę i dokończył pytanie.
- W każdym bądź razie, czemu się kłócili?
-Cóóóż...to bardzo skomplikowane. Pierwotni bahamutianie byli gorliwymi czcicielami Bahamuta i wrogami złych smoków oraz innego smoczego bóstwa Tiamat. Tyle, że Bahamut nie przeszedł z nimi przez mgły, a złych smoków choć w Faerunie wiele, to napotkać ciężko. Powiedzmy, że po jakimś czasie kolejne pokolenia tej rasy, zatraciły cel... musiały się zmieniać.- wzruszył ramionami szlachcic.- Pierwszym dla nich problemem, było wymieranie. Bahamutianie, ci pierwotni składali śluby czystości. Ale ich bóstwo, nie budziło w faeruńczykach członków ich rasy. Zaczęli się więc krzyżować, z ludźmi przeważnie.Dzięki temu niektórzy z ich potomków mogli się ponownie narodzić i stać członkami ich rasy.- Gaccio potarł kark, dodając.- A potem, wiesz jak to jest...kiedy jeden nakaz religii przestaje mieć znaczenie. Padają pytania o sens kolejnych.
Następnie zasępił się i rzekł.- Obecnie ich rasa rozpadła się na kilkanaście frakcji. Ale to co widziałeś to... Wiesz. Oboje mają inne poglądy na życie. To wszystko.

Rudzielec przytaknął kiwając głową niczym filozof badając największy problem natury metafizycznej. Po chwili jednak kolejne pytanie wypłynęło z jego ust.
- A co właściwie miałeś tam do załatwienia?
- O Bogowie... – miecz westchnął zastanawiając się co za wymówkę wymyśli Gaccio

-Musiałem się pożegnać z przyjaciółką...wylewnie pożegnać i odzyskać to.- rzekł Gaccio podnosząc przed oczy chłopaka kunsztownie zdobiony rapier.- Pamiątka rodowa i najlepszy oręż jakiego miałem okazję użyć w boju. W pojedynkach, zazwyczaj.

Vincent spojrzał na ostrze i wyszczerzył zęby.
- Mój stryj jest kowalem, mówiłem Ci już o tym.... – i Tym sposobem kolejna opowieść ruszyła przed siebie.

~*~

Obrady trwały w najlepsze pojawiło się wiele sugestii i pomysłów co do przemycenia artysty poza mury miasta. Vincent nigdy nie uczestniczył w akcji przemycenia kogoś po za miasto więc było to dla niego wielce ekscytujące. Jak zawsze bił od niego niezwykły entuzjazm a pytania sypały się niczym z automatycznej kuszy.

- To jakiej wersji wydarzeń się trzymamy? Po co opuszczamy miasto?
-Ja... jadę do domu. Mój ojciec właścicielem ziemskim. Mamy rodową posiadłość poza Everton.- rzekł krótko Gaccio.

Smokowaty zaklinacz zadał kolejne pytanie nim Gaccio odpowiedział do końca na pierwsze.
-Moja magia może się jakoś przydać?
-Nie wiem...nie znam się na magii.- mruknął Gaccio.
- Zobaczysz, że na pewno nie będę wam kula u nogi! – odpowiedział z uśmiechem potomek starożytnych gadów.

-Czy potrzeba nam zwojów lub czegoś magicznego, bo jeżeli tak to mogę wynieść trochę z domu!- dodał po chwili zastanowienia rudzielec.
-Eeee...lepiej nie. Wiesz, nie chciałbym, byś miał przeze mnie kłopoty.- odparł nerwowo Gaspaccio.
- W sumie racja, ojciec pewnie by się zdenerwował.

-Czy mam jakieś specjalne zadanie? – zapytał konspiracyjnym szeptem młody zaklinacz.
-Romualdo pilnować?- spytał retorycznie Gaccio.
Vincent zasalutował przyjmując ten niezwykle ważny rozkaz.

-No i co po wyjściu z miasta mamy w planach? – zapytał na zakończenie chłopak którego zębów mógł pozazdrościć nie jeden rekin.
-Jak wspomniałem pojedziemy do innego miasta by wykraść miłość Romualda. Niestety nie mogę nic więcej powiedzieć, na obecną chwilę. Wszystko w swoim czasie.- zakończył sprawę Gaspaccio, wyraźnie dając do zrozumienia, że nic więcej nie powie.

~*~

Wszyscy rozchodzili się powoli a Vincent znowu został bez konkretnych wytycznych co do swojej osoby. Jednak skoro wszyscy się rozeszli to kto miał pilnować artysty! Wszak ktoś mógł zakraść się do jego pokoju i porwać go w worku, a to oznaczało by porażkę ich misji, no i kolejną przygodę! Zaklinacz poderwał się z krzesła i złapał za rękę osobę która do ochrony Romualdo na pewno podejdzie z całym sercem. Szponiasta dłoń ciągnęła Cypia do góry po schodach, na piętro gdzie udał się Romualdo.
Przed Vincentem wykwitł szereg drzwi, a na twarzy zaklinacza pojawił się szeroki uśmiech. Trzeba było znaleźć odpowiednie odrzwia, a kto wie na co można natknąć się za tymi nie właściwymi! Drakkano podszedł do najbliższych drzwi i zobaczywszy ze są zamknięte wyszeptał cicho kilka słów. Jego ręką zaświeciła fioletowym blaskiem a gdy dotknął nią zamka te szczęknął cicho. Młody Zaklinacz pociągnął za klamkę...
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 29-10-2010 o 22:32.
Ajas jest offline  
Stary 30-10-2010, 22:25   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Buki cz.1

Gdy para tańczyła, do bardki podchodzili mężczyźni, młodzi i przystojni. Parka bliźniaków, o długich ciemnych włosach. Zapytali kobietę, co tu robi sama. Czy uczyniła by im ten zaszczyt przysiadnięcia się do jej stolika.
- Nie jestem tu sama - Odparła Krisnys z rozbrajającym uśmiechem. Miała drobny moment dla siebie, pozostawiona samopas, a tu takie coś... gdyby nie pewien fakt, bardzo, bardzo jej by to było na rękę. Tym jednak razem wygrało zupełnie inne pożądanie.
- Wybaczcie panowie, jednak nie teraz. Może później - Starała się zrobić zawiedzioną minkę, co nawet dobrze jej wyszło.
Gdy dwóch przystojniaczków już się oddaliło, sięgnęła do pół swej sukni, po czym wyciągnęła z niej małe zawiniątko, a na ustach Bardki pojawił się wielki uśmiech.

Gasspcio wziął dłoń Katriny w swoją i delikatnie ściskając doprowadził do stolika uginającego się pod potrawami. Które niewątpliwie były bardzo smaczne. Tutejsi kucharze znali się na swej robocie. To trzeba było im przyznać. Gaspaccio powoli pałaszował kolejne potrawy, ostrożnie też racząc się winem. Nie bez powodu. Bo choć było wyborne, to było też mocne.
Gdy Gaspaccio wraz z Katriną powrócili do stolika, Krisnyns przywitała ich wyjątkowo szerokim, dziwacznym uśmiechem, oraz dziwnie szklącymi się oczami. Na czubku jej nosa znajdowała się zaś dziwna drobinka białego proszku... I szeroki, wręcz rozmarzony uśmieszek zdobił jej twarz.
Katrina ze smakiem pochłaniała powoli kolejne potrawy. Przymykała przy tym oczy zachwycając się ich niebiańskim smakiem. Od czasu do czasu unosiła kielich do ust, jednak jej usta tylko moczyły się w nim, wiedziała, że nadmiar wina nie służy niczemu dobremu. Po chwili odwróciła się w stronę półelfa i poprosiła: - Wody bym poprosiła do tych potraw... - i zerknęła na niego czy dosłyszał.
Sługa oczywiście dosłyszał, skinął głową z uśmiechem i oddalił się powoli, każdym ruchem prezentując swe idealne ciało. Gaccio nie miał aż takich oporów przed winem, choć pił mniej, niż się można było spodziewać. Pomiędzy jednym, a drugim kęsem posiłku spytał.- To na co panie mają ochotę po tym posiłku. Albo... o czy chcecie porozmawiać, moje kwiaty?
- Na deser -
odparła Katrina z przymilnym uśmiechem.
-Co na deser?- spytał Gaccio, nie przerywając jedzenia potrawy.
- Zaskocz nas czymś... - odparła dziewczyna z niewinną miną.
Bardka nie zajadała się za dwóch. Ona, mówiąc wprost, obżerała się co nie miara, wychylając również jeden kielich wina za drugim. Do tego z kolei, aż dwa razy głośno jej się odbiło, co skwitowała grzecznym przystawieniem do ust dłoni, lecz zamiast typowego “przepraszam” raczyła towarzyszącą jej parkę z powodu owych odgłosów głośnym chichotem.
Gaccio wypił kielich wina, klęknął przed Katriną i rzekł z uśmiechem.- Wyjdziesz za mnie?
- A pierścionek gdzie? I kwiaty... i muzyka? Tak przy tłustej kaczce to takie... mało romantyczne -
odparła dziewczyna z zawodem w głosie.
Gaccio usiadł z powrotem na krześle i rzekł żartobliwie.- Prosiłaś o zaskoczenie, nie o romantyzm....ech... zawsze jest jakieś ale...- mrugnął okiem zaznaczając, że oświadczyny były żartem. Splótł dłonie razem.- ...Mogę cię zaskoczyć na wiele sposobów Katrino. Ale nie każdy mógłby być dla ciebie przyjemny. Opowiedz mi co lubisz, a ja...dobiorę rozrywkę do twych gustów.
W tym czasie wrócił półelf niosąc zamówioną wodę i postawił dzbanem przed dziewczyną.
Katrina zerknęła na kielich, który stał przed nią. Był wypełniony winem, zaczęła więc rozglądać się za jakimś wolnym, do którego można byłoby wlać wodę przyniesioną przez służącego. W między czasie odpowiadając młodemu szlachcicowi:
- Propozycja małżeństwa raczej mnie nie zaskoczyła Gacciu, bardziej jej forma. Nie sądziłam, że tak pierwszego wieczoru gruchniesz na kolana. A co lubię... cóż... lubię wiele rzeczy, jednak sama nie wiem czy ci o nich powiedzieć czy pozostawić cię w nieświadomości. Wszak kobieta im bardziej tajemnicza, tym podobno bardziej pożądana. - uniosła kolejny kęs posiłku do ust. - Jedzenie tutaj jest wyborne... więc i deser wyborny zapewne będzie....
-Spodziewałaś się oświadczyn. Czyżbym był w twoim pamiętniczku wpisany na listę. Mężczyźni których serca zdobyłam?-
spytał żartobliwie Gaspaccio.
- Pamiętniczka nie prowadzę... może być niebezpieczny w niepowołanych rękach... a serce mężczyzny... cóż nie raz łatwo je zdobyć, ale jak trudno nie raz je utrzymać... - odparła mrugając do niego zalotnie okiem - Poza tym czy myślisz, że każda kobieta marzy o małżeństwie i oświadczynach?
-Nie... znam wiele kobiet, które doceniają przyziemne przyjemności.-
uśmiechnął się Gaspaccio, potarł policzek dłonią.-Jak tam panie zapatrują się na hazard?
- Hazałd dobła szecz -
Wypaplała Krisnyns z pełną gębulą jadła, po czym energicznie pokiwała głową.
- Nie wiem czy stać mnie na hazard z Tobą Gacciu - odparła dziewczyna ze śmiechem. - Jednak propozycja jest wielce kusząca, więc może zaryzykuję...
-Zapewniam pani... masz skarby, które wielu chciałoby zdobyć.-
uśmiechnął się Gaccio wymownie spoglądając na piersi Katriny.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze bardziej i odrzekła. - Niektóre skarby powinny zostać na swoim miejscu, jak się nimi szasta na lewo i na prawo to przestają być już tak cenne, zachwycające.
-Powiedzmy, że mam nieco inne zdanie na temat.-
uśmiechnął się Gaspaccio i zmienił temat.- Zabronowałbym pikantną zabawę drogim paniom, ale...-wzruszył ramionami.-... od jutra będziemy dość długo przebywać razem, więc będę grzeczny. Odrobinę.- wskazał palcem drzwi pod schodami na piętro karczmy.- Tam jest zabawka, czy też przyrząd gnomów. Zwie się ruletką. Kamienna kulka toczy się po kole, pełnym cyfr. Jeśli uda się wam przewidzieć gdzie upadnie, wygrywacie. Oczywiście, korzystanie z dywinacji, jest zakazane.
- Oooo... to ja bardzo chętnie spróbuję w niej swojego szczęścia... To po kolacji? Będziesz mi dopingował, aby udało mi się wytypować poprawną cyfrę
- spytała zerkając zalotnie na mężczyznę.
-Oczywiście moja droga.- rzekł w odpowiedzi Gaccio, uśmiechając się lekko. I spojrzał na Krisnys.- A ty, pani?
- No pytanie! -
Bardka machnęła pucharem wina, rozchlapując sporo trunku.
Kolacja powoli zbliżała się do końca, a po jej spożyciu, był obiecany deser. Gaspaccio udał się wraz z Katriną i Krisnys do sali z ruletką, obejmując obie kobiety nieco poufale, bo w pasie.... Każdą po jednej stronie. I oczom obu kobiet, nie umknęły zazdrosne spojrzenia mężczyzn, skierowanie ku Gacciowi.
Sala ruletki, zawierała stół z cyframi i owo koło ruletki, kręcone przez mężczyznę z blizną na policzku. Gaspaccio porozmawiał przez chwilę z wysokim wąsaczem stojącym pod ścianą i otrzymał, po dwa tysiące drewnianych krążków, każdy z nim miał napis “1 lew”.
-Tysiąc lwów dla jednej, jak i dla drugiej panny.- rzekł szlachcic wręczając sztony kobietom.- Każdy z nich można potem wymienić na jedną złotą monetę.
Katrina wzięła sztony od młodego mężczyzny i z uwagą zaczęła śledzić ruch ruletki.
Kulka trafiała losowo, na różne pola kręciła się szybko. Ciężko było za nią nadążyć wzrokiem. A skupiona dziewczyna, nie zauważyła jak Gaccio zaszedł ją od tyłu, i objął w pasie ramionami, tuląc do siebie. Szeptał jej przy tym do ucha całując je od czasu do czasu wargami.- Można obstawić kolor pola, można obstawić liczbę parzystą lub nieparzystą. Można obstawić też i przedział liczb, oraz pojedynczą cyfrę. Im mniejsza szansa na wygraną, tym... cóż... tym wyższy zysk, jeśli Tymora spojrzy łaskawym okiem.
- To ja... - dziewczyna przygryzła leciutko język zastanawiając się jaki numer obstawić - postawię na... to może... czerwoną... Jak myślisz jaką?- spytała zerkając przez ramię na Gaccia.
-Hmmm...czy to ma znaczenie? Sama gra jest wszak przyjemnością. Przypuszczam, że przehulamy te dwa tysiące, niż zyskamy.-Gaspaccio pocałował policzek dziewczyny, mrucząc.- Serce ci szybciej bije, czyż to nie jest wystarczający zysk?
- A więc niech będzie zysk... dwójkę poproszę, co by serce szybciej biło dwojga osób potrzeba i czerwoną jak serce -
odparła dziewczyna i postawiła kilka sztonów na czerwoną dwójkę.
Kulka toczyła się szybko po okręgu wprawiona w ruch dłonią człeka z blizną. Oczy wszystkich podążały za nią. Zwalniała, tocząc się coraz wolniej i wolniej, wreszcie powoli kończyła swój bieg i... 0, 1...Tak...zatrzymała się na dwójce. Mężczyzna z blizną przesunął nowe sztony, na jej pole. A Gaccio musnął wargami szyję Katriny, mrucząc.- Gratuluję wygranej.
- Wygrałam? Wygrałam!
-krzyknęła radośnie Katrina odwracając się i rzucając stojącemu za nią Gacciowi na szyje i z radości całując go siarczyście. Po czym odwróciła się w stronę ruletki z uwagą obserwując kupkę sztonów leżących przed nią. - To teraz... było dwoje... więc może niech będzie troje... czerwoną trójkę poproszę - powiedziała przesuwając stosik na czerwoną trójkę.
Fortuna to jednak kapryśna pani, kolejne ruchy ruletki nie dawały wygranej. Co prawda raz jeszcze udało się Katrinie, wytypować właściwą liczbę, zaś Krisnys trzy razy. Niemniej stosik sztonów u obu pań topniał coraz więcej. Z tysiąca u Katriny, wkrótce zostało tylko dziesięć sztonów.
Dziewczyna stała i przygryzając w skupieniu wargę postawiła ostatnie sztony na czarnej dwójce. - Niech los zadecyduje - rzekła zerkając na toczącą się kulkę.
Kulka potoczyła się szybko, wzrok Katriny wędrował za nią. A serce jej biło pośpiesznie. Jednak Tymora, a może Beshaba, zadecydowały, że zwycięstwo będzie należało do...Krisnys. To właśnie jej liczba, była tą na której zatrzymała się kulka. Nie było to jednak wielkie zwycięstwo. Bardka postawiła co prawda, wszystkie swe sztony, ale miała ich ledwie cztery.
A Gaccio nadal obejmujący Katrinę, cmoknał dziewczynkę w ucho mówiąc.- Cóż... hazard to nie sposób na zarabianie, na życie. Tylko dla zabawy jest hazard.
- Masz rację... bawiłam się świetnie... jednak kiedy wygrywasz ta zabawa jest bardziej zabawniejsza, ale cóż los to los raz wygrywasz raz nie -
odparła dziewczyna ze śmiechem - Nie raz nie warto go kusić, a nie raz aż sam się o to prosi... To co nam jeszcze pokażesz? - spytała zerkając przez ramie na mężczyznę.
-Krisnys jeszcze gra więc...chodźmy stąd, by nie przeszkadzać jej.- rzekł w odpowiedzi Gaspaccio i wyprowadził dziewczynę z powrotem do sali głównej. Jednak, gdy zamknęły się za nimi drzwi, objął ją nagle w pasie i korzystając z cienia schodów skrywającego ich przed wzrokiem innych rzekł.- Ostatnią atrakcją wieczoru, chyba... jestem ja. Powiedziałaś, że nie każdy pocałunek wprawia serce w drżenie. A mój?
Nachylił się i przycisnął swe usta do ust Katriny, całując powoli, namiętnie, wędrując językiem po jej wargach. Nie spieszył się z tym, delektując miękkością ust dziewczyny. A gdy skończył spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem i ciekawością w spojrzeniu.
Dziewczyna przymknęła oczy delektując się pocałunkiem. Smakował winem, które Gaccio pił do kolacji. Otworzyła oczy, kiedy się skończył i z przekornym uśmiechem odparła na jego pytanie. - Nie jestem pewna czy to Twój pocałunek czy też emocje związane z ruletką są przyczyną... drżenia mego serca...
-W takim razie...będę musiał ponowić próby. Aż dotrzemy do prawdy.-
Gaccio lekko docisnął Katrinę ciężarem swego ciała do drewnianej ściany gospody i zaczął całować. Wpierw usta, delikatnie jak i namiętnie...i aby nie skupiać się tylko na jej wargach, gorącymi pocałunkami obdarzał, także jej policzki, i szyję. Od czasu do czasu, pozwalał sobie nawet na lubieżne wodzenie językiem po jej skórze.
Katrina odwzajemniała pocałunki młodego szlachcica przymykając oczy i poddając się ich mocy. I kiedy usta Gaccia wędrowały po jej szyi udało jej się wyszeptać - Tym razem... mogę Cię zapewnić, że jednak w drżenie, wprawiają je Twoje pocałunki. Choć może raczej nie w drżenie lecz sprawiają iż szybciej bije....
-To tak jak moje...
- uśmiechnął się Gaspaccio i dodał.-...wiesz, że w tej karczmie można wynająć pokój z bardzo wygodnym łożem, z kolumienkami?
Po tych słowach, wrócił do całowania szyi i dekoltu Katriny, a dłonie jego niegrzecznie przesunęły się na jej pośladki, by przez suknię obdarzać je pieszczotami.
Słowa o łożu podziałały na Katrinę jak kubeł zimnej wody, odepchnęła szlachcica od siebie i rzekła:- Hmm... hmmm... ja już mam wygodne łoże...
Gaccio uśmiechnął się i rzekł.- Wybacz więc, że ci się narzucałem z tym pomysłem. Myślałem, że poczułaś, ten żar...który ja przy tobie teraz czuję.
Wziął dłoń dziewczyny w swoje dłonie i przyłożył do policzka. Rzeczywiście był ciepły. Po czym na tej dłoni Gaccio złożył pocałunek mrucząc.- Przepraszam Katrino, jeśli mój nastrój przysłonił mi twoje potrzeby.
Katrina delikatnie musnęła opuszkami palców policzek Gaccia. Po czym przesunęła opuszkami po jego ustach gdy składał pocałunek na jej dłoni. - To może zobaczymy jak idzie wygrywanie naszej bardce? - spytała patrząc mu w oczy.
-Uciekasz lisiczko... umykasz sidłom, jednak nie da się uciekać wiecznie.- rzekł Gaccio podchodząc bliżej do dziewczyny i patrząc jej prosto w oczy. Jego spojrzenie było pewne siebie i wesołe. Delikatnie pogłaskał Katrinę po policzku.- Popatrzymy na zmagania Krisnys i co dalej? Jak pragniesz zakończyć ten wieczór?
Dziewczyna roześmiała się na porównanie jej do lisicy. Po czym odparła - Czas pokaże.... Chodźmy więc...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-10-2010, 22:40   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post Buki cz.2

-Katrino...kwiecie tej nocy. Czas powoli się kończy.- rzekł żartobliwie Gaccio, kładąc dłoń na jej lewej piersi.- Kiedyś będziesz musiała zdecydować o swych pragnieniach w swym serduszku. - uśmiechnął się łobuzersko.- Czuję jak szybko bije.
Spojrzał dziewczynie w oczy dodając.- Moje pragnienia znasz...- znów się nachylił, znów usta jego przywarły do jej warg w pocałunku, powolnym i namiętnym, pieszczotliwym. Po nim znów spojrzał w jej oczy.- No to idziemy, po bardkę?
- Może jej los bardziej sprzyja i wygrała właśnie fortunę
- odparła dziewczyna ze śmiechem gdy usta mężczyzny oderwały się od jej ust, pomijając stwierdzenie Gaccia odnośnie decydowania milczeniem. - Chodźmy.
-Wątpię...nie zaryzykowałabym utraty najemniczek, dając im wygrać więcej niż zarobiły.-
rzekł żartobliwie Gaccio obejmując czule Katrinę w pasie.- W ruletkę, rzadko się wygrywa spore sumy. Gdyby było inaczej, kasyno nie zarabiałoby na siebie.
Bardka tymczasem bawiła się świetnie, choć ilość jej żetonów zmalała do dwóch. Niemniej przyciągnęła uwagę wielu mężczyzn swą osobą.
- Czy znajdzie się może jakiś wspaniały, i szczodry dobroczyńca ratujący niewiastę w opałach?. Mała pomoc by się przydała, obiecuję, że oddam z nawiązką - Zatrzepotała rzęskami, posłała rozbrajający uśmiech, a nawet wypięła nieco bardziej, co do wypięcia było...
Zdecydowanie ten widok przyciągnął uwagę wielu mężczyzn i paru przystanęło przy bardce szarmancko dorzucając żetony do puli Krisnys...i mniej szarmancko, acz ukradkiem dotykając wypiętych pośladków.
Gaccio przyglądał się jej, nadal pieszczotliwie obejmując Katrinę w pasie i mrucząc.- Ona się chyba dobrze bawi i bez naszej obecności.
- Myślisz?
- spytała dziewczyna nie spuszczając oczu z pochylającej się nad ruletką bardki.
-Myślę.- odparł chichocząc Gaspaccio i zaczął delikatnie całować szyję i ucho Katriny.- Nawet nie zauważyła, że nas nie ma. Mówiłem ci już... że masz skórę jak jedwab?
- Wiesz... w sumie... nie mówiłeś.... wszak oprócz dzisiejszego wieczoru jeszcze ze sobą nie rozmawialiśmy -
odparła dziewczyna puszczając do niego oczko.
-Nie martw się...postaram się odkryć więcej sekretów twego...- tu przerwał i delikatnie przejechał językiem po skórze jej szyi. Spojrzał na Katrinę.- Jeszcze tyle słów do wypowiedzenia i tyle czynów...- ustami musnął kącik jej warg.- Pokusą jesteś Katrino.
- Nieraz lepiej pokusę zwalczyć Gaccio... można więcej stracić niż zyskać ulegając pokusie - odparła z ustami tuż przy jego ustach.
Pocałował ją...drapieżnie zachłannie, z olbrzymi żarem i dociskając jej ciało do swego. Jakby nie zamierzał jej już wypuścić, ani przestać całować. Przedłużał ten pocałunek, niemal drżąc z pożądania. W końcu jednak zakończył pocałunek odrywając usta od jej.- Czy ja wiem... Pokusa to obietnica czegoś niezwykłego. Tak jak ruletka, nie wygrasz jeśli nie zagrasz.
Tymczasem bardka patrzyła jak jej ostatnie sztony, stają się przeszłością.
- A żeby to wszystko... - Zmełła pod nosem siarczyste przekleństwo, mocno zaciskając dłoń na stole.
Gaspaccio spojrzał na Krisnys, potem na Katrinę i mruknął.- Co teraz?
Dziewczyna z trudem złapała oddech po namiętnych pocałunkach jakimi ją młody mężczyzna obdarzył i wyszeptała - Jej zapytaj... wszak z nami na kolacje przyszła - i zamrugała niewinnie oczętami.
-Pytam ciebie...jak mi nie odpowiesz, wezmę cię na ramiona zaniosę na górę i postawię przed faktem dokonanym, a dokładnie przed łóżkiem z kolumienkami.- rzekł żartobliwie Gaccio, choć łobuzerski błysk w jego oczach, nie pozwalał stwierdzić, ile było w tym żartu.
- Jakoś się nie boję - odparła ze śmiechem dziewczyna. - Zasapiesz się waść zanim na pierwszy stopień wejdziesz... Poza tym czy to nie Ty mówiłeś, że nie możesz sobie pozwolić na utratę najemniczek?
Dłoń Gaspaccia pieszczotliwie ujęła lewą pierś dziewczyny, gdy mówił.- Twoje serduszko mówi mi, że nie utraciłbym cię, gdybym cię zaniósł na górę.
Cmoknął Katrinę w policzek, dodając.- To że nie lubisz ulegać pokusie, nie oznacza, że jej nie odczuwasz.
- Kusisz Gaccio... kusisz niczym najprzedniejsze złoto, ale nie raz i ono oczy mami. Po bliższym przyjrzeniu się można zauważyć, że nie jest prawdziwe... -
odparła dziewczyna delikatnie przesuwając dłonią po jego twarzy. - i wtedy nic nie pozostaje...
-Katrino, musisz zdecydować czego pragniesz.-
spojrzał wprost w oczy dziewczyny, po czym gdy zbliżyła się bardka, rzekł głośniej.- Obie musicie zdecydować. Jest jeszcze tylko jedna atrakcja tego przybytku, godna wypróbowania. Ale wiąże się ona z... cóż... z nagością. Pokoiki na piętrze, są dla rozkoszy cielesnych. Jak więc chcecie zakończyć ten wieczór, moje panie?
- Jaaaak dla mnie... (hic!)... to suuuper -
Wybełkotała z rumieńcami na policzkach, mocno już wstawiona Krisnys, choć co niektórzy zaczynali już zdecydowanie podejrzewać, że i nie tylko alkohol był odpowiedzialnym za jej stan. A jakby na potwierdzenie owych domysłów, chwiejąca się Bardka zaczęła nagle coś recytować o... kurczaku?.
-Dla niej to...trzeba zamówić oddzielny pokój, by przynajmniej sobie pospała.- rzekł zaskoczony nieco jej zachowaniem Gaspaccio. Nie był pewien, czy Krisnys jest w stanie dojść z powrotem do “Piwożłopa”.
- Nieeeeeeeee - Sprzeciwiała się Bardka, wymachując palcem przed nosem mężczyzny - Nieeeeeee. Ja chcę tych... no... rozkoszy cielesnych!.
- Ja chcę rozkoszy cielesnych!. Ja chcę rozkoszy cielesnych! -
Zaczęła nagle głośno skandować i wywijać rękami, zwracając na siebie uwagę wielu osóbek w przybytku.
-Eeee...a z kim chcesz tych rozkoszy zażyć?- spytał zaskoczony Gaccio wpatrując się w bardkę, która, cóż...straciła nad sobą kontrolę. A szlachcic przestał mieć kontrolę nad sytuacją. W dodatku, jej krzyki, przyciągały uwagę wielu mężczyzn spoglądających na Krisnys z minami albo zaskoczenia, albo nadziei. Przebywający w tym pokoju mężczyźni, pamiętali obietnice bardki składane przy ruletce.
Katrina nie wytrzymała i szepnęła na ucho Gacciowi ze śmiechem: - Obiecałeś nagość... rozkosz... to jak to mówią.... “Słowo się rzekło - kobyłka u płota”... nieprawdaż?
Przez chwilę spojrzenie Gaccio wyrażało zdziwienie. Niemal zatkało go z wrażenia. Przełknął nerwowo ślinę.-Cóż...spełnię wasze żądanie. Zabiorę was obie na górę.
Przesunął spojrzenie na Krysnis...bardka wyglądała na tak zalaną, że pewnie uśnie zaraz na łóżku. Następnie rzekł do Katriny.- Więc chyba spędzimy tę noc w jednym pokoju. Dobrze, że łoża tu mają spore.
Przypominając sobie wcześniejsze przechwałki młodzieńca dziewczyna zaczęła go podpuszczać trzepocząc niewinnie rzęsami: - Hm... hm... patrząc na Krisnys, wydaje mi się, że ona na to pięterko nie wejdzie bez Twej pomocy panie... nie pozostało Ci więc nic innego jak ją na rękach tam zanieść.
Gaccio podszedł do bardki i zgrabnym ruchem chwycił ją pod pupą, by po chwili podnieść wierzgającą nieco kobietę. A by ją uspokoić mówił.-Idziemy po rozkosz cielesną.. zaniosę cię tam.
- Do bojuuuuuuuu!! -
Wrzasnęła Bardka na rękach niosącego ją mężczyzny, wyginając się przy tym dosyć gwałtownie, przez co omal nie skończyła na schodach, Gaccio jednak jakoś udało się ją w ostatniej chwili lepiej złapać, co skwitował głośnym wypuszczeniem oddechu.
Wyszli we trójkę i ruszyli po schodach, a do wartującego przy nich mężczyzny Gaccio, rzekł.- Jeden pokój do rana, na koszt mego ojca.
Ów człek podał Katrinie klucz i powiedział jak dojść do pokoju.
Komnata zaś była urządzona luksusowo.


Oczywiście królowało w niej wielkie łoże z kotarami. Łoże na cztery osoby. Poza tym był stolik i krzesełko i szafa na ubrania.
Gaspaccio zaniósł Krisnys na łóżko i położył bardkę delikatnie, po czym podszedł do Katriny i wziąwszy od niej klucz, zamknął na niego drzwi. Klucz wylądował na stoliku. Gaspaccio uśmiechnął się zbliżył do Katriny, delikatnie położył dłoń na jej dekolcie i zaczął całować jej usta, powoli acz namiętnie, z pomocą języczka.
Katrina odwzajemniała namiętne pocałunki mężczyzny zatracając się w nich powoli. Jednak jakiś chochlik w jej głowie znów dał znać o sobie. Z trudem oderwała usta od Gaccia i wyjąkała mu zdanie jakie udało jej się sklecić: - A obiecana nagość? Krisnys znów podniesie alarm jak jej nie dasz tego co obiecałeś...
Zalana i naćpana Krisnys, zalegając na łożu, wpatrywała się swoimi ledwie nadążającymi na rzeczywistością oczami w sufit. Uwagę Bardki skupił niezwykle (w jej przekonaniu) wspaniały, kryształowy żyrandol, będący tak naprawdę... jakąś plamą na suficie. Powierciła się chwilę w miejscu, wplątała dłonie we włosy, potrząsnęła głową, po czym jej się głośno odbiło. Skwitowała to wszystko głośnym śmiechem, a następnie...

“Weszli kiedyś do stajni
Dwaj chłopcy nieobyczajni.
Tam im kobyłki
Skopały tyłki,
bo byli mało wydajni.”

Po czym Krisnys zaczęła rechotać pijackim śmiechem, w końcu się jednak opanowała, i ułożyła na boku, podpierając na ręce głowę. Szklącymi oczkami zaczęła przyglądać się scenom rozgrywającym w pobliżu łoża.

Gaccio odsunął się od Katriny i zaczął się rozbierać. Na początek pas i buty...zdjęte szybko i nerwowymi ruchami. Potem kamizela, i koszula. I dziewczyny mogły się przekonać, że szlachcic bynajmniej nie ma brzuszka od nadużywania alkoholu, jest zgrabnie zbudowany i umięśniony choć bez przesady. Sylwetka tancerza, nie wojownika.
Ciemna skóra Gaccio w blasku świec wydawała się być barwy hebanu i kontrastowała z białymi niemal włosami mężczyzny. Zdjęcie koszuli odsłoniło coś jeszcze, srebrny łańcuszek na szyi Gaccia zakończony medalionem, zapewne z małymi portretami.
Lecz na dalszą kontemplację tej sprawy nie było czasu. Gaspaccio, zdjął obcisłe spodnie, odsłaniając parę zgrabnych nóg i twardych łydek, po czym usunął ostatni skrawek materii.
I panny K. mogły się przekonać, że Gaccio ma czym walczyć w sypialni, w dodatku jest w pełni gotowości bojowej. Zabawne przy tym były białe kręcone włoski otaczające, którymi był tam w dole porośnięty.
- Jakiż on rozkoszny!! - Wypaliła nagle Krisnys, układając się na brzuchu, i podpierając brodę na dłoniach. Jej wypowiedź rozbroiła zdaje się przynajmniej jedną osobę, przebywającą akurat w tej samej komnacie. Tylko czy Bardka naprawdę miała na myśli to, co rozgrywało się przed nią?.
Katrina nie spuszczała oczu z odsuwającego się od niej Gaccia. Z uwagą śledziła jego dłonie, które z wprawą pozbywały się kolejnych części garderoby. Uśmiechnęła się pod nosem widząc jak nerwowo rozpina pas i ściąga go odrzucając w bok szybkim ruchem, zaraz za nim zobaczyła jak leci pierwszy a potem drugi but, kamizelka, koszula i tu dziewczynie mimowolnie wydarło się z ust westchnięcie. Jej oczy przywarły do pięknie wyrzeźbionej klaty mężczyzny. Kolor skóry dodawał jej jeszcze polotu. W myślach porównała go z półelfem, którego skórę i posturę podziwiała jeszcze nie tak dawno. Choć tamten miał bardziej rozwiniętą muskulaturę to jednak Gaccio również w jej oczach wiele zyskał. Poza tym zafascynowała ją barwa jego skóry, a właściwie światło padające z palących się świec i oświetlające młodego szlachcica. Przełknęła ślinę aby zwilżyć nagle wysuszone gardło i dalej podążała wzrokiem za sprawnymi dłońmi młodego mężczyzny. Przywarła spojrzeniem do porastających go włosków i uśmiechnęła się pod nosem, gdy przez myśl jej przeleciało: “Niczym biała owieczka”, jednak uśmiech powoli znikł kiedy zobaczyła w całej okazałości gotowość mężczyzny, w niczym już nie przypominał owieczki, a wprost przeciwnie skojarzył jej się z innym zwierzęciem...

Nagi już Gaccio okręcił się wokół parę razy przy okazji wypinając pośladki w stronę Katriny, po czym szybkim krokiem udał się do leżącej na łożu Krisnys. Wpierw zdjął jej buty. Potem wlazł na łoże. Klęknął na nim, zręcznymi ruchami dłoni, rozwiązał wiązania jej koszuli, by odsłonić piersi bardki. Uśmiechnął się, jedną dłonią zaczął pieścić obnażony biust Krisnys, drugą zsuwał w dół jej spódnicę, spoglądając ukradkiem na Katrinę.
Niekontrolowane pomruki ze strony bardki, świadczyły o tym, że reagowała na pieszczoty dłoni Gaccia.
- Ty świntuchu ty... - Szeptała zarumieniona Krisnys - Taki z ciebie... taki... - Najwyraźniej nie umiała znaleźć odpowiednich słów, lub może i nie chciała dokańczać, wpijając swoje usta w usta Gaccio.
Katrina czuła jak jej oddech przyspiesza, każdy kolejny ruch mężczyzny sprawiał że pierś unosiła jej się coraz szybciej. Pomruki jakie słyszała z ust bardki sprawiły że lekko zadrżała. Oparła się o ścianę tak jakby poszukiwała podpory. Przygryzła lekko wargi ząbkami i z uwagą śledziła poczynania pary znajdującej się na łóżku.

Szlachcic już nie raz zapewne rozbierał kobietę, bo zsunął już suknię z ud na kolana, odsłaniając figlarne majteczki skrywające skarb Krisnys. Odsłonił też zawiniątko, zamocowane za pomocą podwiązki do udzie Krisnys. Jednak zbyt zajęty samą kobietą, nie zwrócił na nie większej uwagi. Na twarzy Gaccia pojawił się lisi uśmieszek. Zamiast usunąć tą koronkową barierę, wsunął dłoń pod nią i zaczął szybko i energicznie poruszać pod koronką palcami. Coraz głośniejsze jęki nad którymi Krisnys nie mogła zapanować i drżenie jej ciała, świadczyły o tym, że Gaccio wiedział jak sprawić przyjemność kobiecie. Był jednak hulaką i bawidamkiem, miał więc wiele okazji do nauki.
Gaccio nachylił się i do dłoni pieszczącej biust bardki, dołączyły usta. Od czasu do czasu zerkał na Katrinę, obserwującą czynione przez niego karesy na ciele kobiety.
Wydawał się być wirtuozem, a bardka jego instrumentem, wydającym jęki i westchnięcia podług ruchów jego dłoni.
Katrina patrząc na sprawne palce mężczyzny i słysząc jakie dźwięki wywołują z ust Krisnys nie była pewna, które z nich zajmuje się graniem. Wszak bardka grała na instrumentach wydobywając z nich miłe dla ucha dźwięki, tak on grał wprawnie na ciele kobiety wydobywając z jej ust dźwięki działające nie tylko na zmysł słuchu.
Krisnys prężyła się i wiła niczym jakaś niesforna kotka, poddawana rozkoszy - bądź co bądź - znającemu się na rzeczy mężczyźnie, do tego wzdychając i coraz głośniej, z zamkniętymi oczami, i coraz szybciej poruszającymi się w rytm jej przyspieszonego oddechu nagimi, pokrytymi już pierwszymi kropelkami potu piersiami, gdy nagle...kichnęła niezwykle głośno (aaaaaaaaaaahuuuuuuuuuuuj!!), co skwitowała kolejnym atakiem pijackiego śmiechu.

To trochę wybiło Gaccia z nastroju. Lecz uznał że bardka jest zadowolona, przynajmniej na razie.Wstał więc i podszedł do Katriny, nagi i z rozpalonym spojrzeniem. Krok po kroku zbliżył się do niej z figlarnym uśmieszkiem. Spojrzał jej w oczy mówiąc.- Wolisz być rozbierana, czy rozebrać się ...sama?
Widząc jak mężczyzna podnosi się z łoża i idzie w jej stronę Katrina nerwowo przełknęła ślinę. Jednak jej wzrok przesuwał się po zbliżającym mężczyźnie, tak jakby ją zaczarował. W sumie była zaczarowana, a może bardziej zafascynowana, czuła mrowienie w opuszkach palców, które aż rwały się aby dotknąć jego skóry, aby poczuć jego ciepło, jej dotyk.
Rozpalona miłostkami Krisnys, i pozostawiona chwilowo samej sobie, przeturlała się w bok, efektem czego leżała ponownie na brzuchu, wpatrując się w Katrin i Gaccio. Przed oczami Bardki cała komnata zaczynała coraz bardziej kołysać się na wszystkie możliwe strony, co można było porównać jedynie chyba do naprawdę zabójczej jazdy powozem po największych wertepach. Do tego wszystkiego, to raz jej ciemniało przed oczami, a raz jeszcze coś widziała, w chwili obecnej, jeszcze nie żałując swojego stanu.
Gapiła się więc na parkę przed sobą z naprawdę nieco głupawym uśmieszkiem.

Gaccio spoglądał na przylepioną do ściany Katrinę z ciekawością. Nie odpowiedziała mu, a jej wzrok był lekko zamglony. Szlachcic przybliżył się bardziej i położył dłonie na jej piersiach, delikatnie masując je dłońmi. Przy okazji jego twarz zbliżyła się do szyi dziewczyny i zacząwszy ją całować szeptał.- Chciałaś nagości...więc może cię rozbiorę?
Katrina nerwowo przełknęła ślinę i wydukała - Masz... ekhmm... masz złą pamięć w tak młodym wieku... nagości chciała ona, nie ja! Nie wiem czy to dobry pomysł z rozbieraniem... bo jak zmarznę... przeziębię się... i będę kichać... ona już kicha - wskazała ręką leżącą na łożu bardkę.
-Według mnie...jest bardzo gorąco.-
mruknął w odpowiedzi Gaccio, chwycił dłonie Katriny i położył je na swych pośladkach. Ciepłych i sprężystych pośladkach. Przycisnął swe usta do ust najemniczki smakując jej wargi w namiętnym pocałunku. A gdy skończył całować uśmiechnął się patrząc w jej oczy.- No i... czy ja ci wyglądam na zmarzniętego?
Katrina czując pod palcami prężne pośladki Gaccia zaczęła je uciskać jak kucharka ciasto. A kiedy oderwał od niej usta odparła: - Raczej jakbyś miał gorączkę... to pewnie już następny etap przeziębienia...
-Gorączka...może masz rację.-
odparł z lisim uśmieszkiem Gaspaccio, czując dłonie Katriny masujące jego ciało. Cmoknął czubek jej nosa, mrucząc.- Możesz dotykać gdzie chcesz, wiesz?
A jego palce majstrowały przy zapięciu sukni dziewczyny.
- Rozkosze cielesne?! - Burknęła nagle z łoża Bardka.
- Gdzie chcę powiadasz... a więc chcę... hm... no chcę... - rozejrzała się po pokoju - może na łóżku... albo nie... choć może tak.
Tymczasem palce Gaspaccia uporały się zapięciem sukni i powoli zsunął z górnej partii ciała dziewczyny materiał odsłaniając gorsecik czerwonej barwy, uwydatniający piersi dziewczyny.
Uśmiechnął się na ten widok i rzekł.- Przyznaj się, chciałaś żebym go zobaczył?
- To nie ja chciałam żebyś go zobaczył to... Fabrizo pragnął byś jako koneser rzucił na niego okiem. Spytaj jej ona może zaświadczyć, że tak było
- machnęła ręką w stronę leżącej na łóżku bardki.
- Eeee... co?. Znaczy się tak, tak. A potem było wiele sukienek, taaaaaaaak wieeeeeeleeee - Krisnys zaczęła machać w powietrzu rękami, obrazując ileż to tam było kreacji.
Jednak Gaspaccio nie wydawał się zainteresowany zdaniem bardki, za to zainteresowany był samymi piersiami Katriny, obsypując je pocałunkami i lubieżnymi pieszczotami języka.
Przy okazji dłonie Gaccia, pracowały energicznie zsuwając suknię Katriny z pośladków.
On sam zaś szeptał.- Jesteś taka urocza, gdy się peszysz. To twój pierwszy raz z mężczyzną?
- W tym gorsecie? Tak... pierwszy jak nic
- wyjąkała Katrina przybierając na policzki barwę gorsetu który ściskał ją w tali - ale czy to ma jakieś znaczenie? - zapytała zadziornie unosząc brodę do góry.
-Chcę by ci było przyjemnie. W końcu...-nie dokończył, ześlizgnął się niżej, pozbawiając Katrinę sukni. Jego głowa znalazła się na wysokości jej skąpych czerwonych majteczek. Też zakupionych dzisiaj. Lecz dziewczyna poczuła jego usta, na swych udach powyżej pończoszek, a pomiędzy pocałunkami jego szept.- Jak lubisz być kochana Katrino? Jakie pieszczoty sprawiają ci przyjemność?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-10-2010, 23:00   #29
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Grand finale...

Oddech dziewczyny przyspieszył. Krew dudniła w uszach tak iż dosłyszała tylko słowa Gaccia o przyjemności. Przełknęła ponownie ślinę i po kilku próbach udało jej się mu odrzec: - Przyjemnie powiadasz... to może... - oparła dłonie o ramiona klęczącego przed nią szlachcica i lekko zaciskając na nich palce popchnęła go do tyłu. Czując jak odsuwa się od niej zrobiła krok i kontynuowała swoją przemowę - Ja tu sobie siądę i popatrzę co masz mi do zaoferowania, a może posłucham... - siadła zdecydowanie na krześle zakładając zgrabną nóżkę obleczoną w cienką pończoszkę na drugą nóżkę.
Gaspaccio zaśmiał się głośno...wstał i obrócił dookoła jak tancerz. Powoli jednak i bez pośpiechu. Podszedł do Kartiny, stając w rozkroku i mówiąc.- Wycałuję ciebie Katrino, wypieszczę językiem w sposób, jaki zapewne nigdy nie czułaś.

Podszedł bliżej do niej i zaczął czubkiem palców wodzić po jej nodze osłoniętej pończoszką.- Boisz się ? Nadal uciekasz lisiczko. Ale... stąd wszak nie ma ucieczki.
Katrina uśmiechnęła się na ostatnie słowa Gaccia - Jesteś pewien, ze nie ma ucieczki?
Po czym z niewinną miną wskazała brodą miejsce, gdzie mężczyzna odłożył klucz do pokoju. - A skąd wiesz, że chcę uciekać?
Gaspaccio obszedł krzesło, stając za Katriną, kucnął a jego dłonie objęły piersi Katriny ugniatając je stanowczo aż delikatnie przez materiał gorsetu. Szlachcic całował jej uszko, szepcząc.- Oj... to czemu uciekasz przede mną?
Język...wilgotny i ciepły wędrował po szyi Katriny, gdy mruczał.- Albo przed swoimi pragnieniami.
Dziewczyna odchyliła głowę tak jakby zapraszała do dalszej pieszczoty. Po czym po chwili powoli odwróciła się na krześle bokiem do mężczyzny i unosząc dłoń oparła ją o jego pierś w miejscu gdzie biło jego serce. Przytrzymała ją chwile w tym miejscy by po chwili opuszkami przesuwać po skórze mężczyzny powoli w dól. Dotarła do pępka i zaczęła zataczać wokół niego kółka szepcząc w odpowiedzi na zarzut jaki jej postawił - Gdybym uciekała... nie byłoby mnie tutaj...
-Więc...cieszę się...że ..jesteś.
-szeptał urywanymi słowami, wędrując po jej szyi w dół. Po czym palcami rozwiązując wiązania gorsetu. Piersi uwolnione z tego więzienia wysunęły się sprężyście, by po chwili znaleźć się w pieszczocie silnych dłoni Gaspaccia. A pod swymi palcami Katrina czuła drżenie. Gaspaccio drżał z pożądania, jego mięśnie napinały się pod jej dotykiem, serce mężczyzny biło jak szalone. Przez chwilę dłonie szlachcica zacisnęły się drapieżnie na piersiach, gdy mówił.- Jesteś przepiękna... Katrino.
I nieco chrapliwym z pożądania głosem dodał.- Pragnę cię.
Dziewczyna przesuwała po jego brzuchu opuszkami, by po chwili zacząć przesuwać w tym samym miejscu jednym palcem, a właściwie zaczęła delikatnie rysować ślad na jego skórze paznokciem. - Jak bardzo ?- wyszeptała przy tym sunąc palcem powoli w dół brzucha.
-Ty się mną bawisz.- odparł nieco zaskoczony Gaspaccio, choć nie było w jego głosie wyrzutu.

Skierował jej dłoń niżej, między swe uda...pozwolił zacisnąć na czymś drżącym i długim...serdelku? Tak... to w innym przypadku mógłby być tłusty serdelek. Pieszcząc drugą dłonią piersi Katriny, wędrował ustami po jej szyi podbródka, po czym spojrzawszy jej w oczy rzekł.- Czy to co czujesz wystarczy ci na porównanie?
I pocałował, drapieżnie namiętnie, długo...niemal szturmował jej usta swym językiem.
Katrina zacisnęła mocniej palce, a przez głowę przeleciała jej myśl. “Jest niczym bakłażan, który jadłam na kolację. Ma taką miłą w dotyku skórkę...” Jednak pocałunki jakimi ją raczył Gaccio odwróciły jej uwagę od jedzenia i tego co trzyma w garści. Odwzajemniła namiętny atak na swoje usta, a kiedy już udało jej się uwolnić od nich odszeptała mu: - Taki sam dowód miałeś leżąc na łóżku z Krisnys... więc nie wiem czy pragniesz... mnie...
-Zabiorę cię na łóżko by sprawić ci pieszczotę, jakiej Krisnys ode mnie nie zaznała.- mruknął Gaspaccio, żarliwie całując policzek dziewczyny.- To ci wystarczy na dowód?
- Okaże się -
odparła dziewczyna podnosząc się z krzesła, po czym ruszyła do przodu nie puszczając trzymanej przez swoją dłoń części ciała mężczyzny i prowadząc go w kierunku łóżka.
- Dawaj go tu - Machała energicznie ręką nabzdryngolona Bardka, nie zdając sobie tak do końca sprawy, że ta mała imprezka już od długiego czasu nie dotyczyła jej (nie)skromnej osóbki...

Gaccio dziwnie czuł się tak prowadzony, przez Katrinę... niczym niewolnik. Ale po chwili doszli do łóżka. Szlachcic ułożył na nim dziewczynę na plecach...Spore łoże było wygodne. I nawet obecność półprzytomnej Krisnys nie przeszkadzała. Dłonie Gaccia nieco drżąc chwyciły za czerwony materiał majteczek i powoli zsunęły odsłaniając najbardziej skryty skarb Katriny. Gaspaccio uśmiechnął się.- Jesteś śliczniutka lisiczko.
Po czym nachylił się znacząc mokry ślad od pępka Katriny w dół i po chwili najemniczka poczuła pocałunek mężczyzny między swymi udami. Ale i coś więcej...język Gaspaccia. Ten giętki język używany dotąd do prawienia komplementów. W tej chwili udowadniał swą giętkość wijąc się Katrinie i dostarczając jej silnych i nowych doznań. Razem z dłońmi Gaspaccia masującymi jej uda.
Dziewczyna czując pieszczotę jaką obdarzał ją młody szlachcic wiła się pod jego dotykiem na łóżku. Przymknęła oczy bo pokój wokół niej rozpadał się na tysiące kawałków. Poddała się odczuciom, nie zwracając uwagi na nic poza Gacciem i tym w jaki sposób okazuję on jej swoje pragnienie. Zaplotła dłonie w jego włosy, nie wiedząc sama czy chce go od siebie odepchnąć czy raczej jeszcze bliżej przyciągnąć. Wiedziała za to jedno... czas negocjacji się skończył, a może jednak zaczął...
A Gaspaccio oddawał się figlom z wyraźnym uwielbieniem, używając języka do tropienia wrażliwych miejsc w intymnym skarbie Katriny. Dłonie jego zaciskały się na jej udach, drapieżnie i mocno. Ciało jego drżało. Szlachcic pragnął rozpalić ją mocniej...tak mocno, jak sam był rozpalony. I temu celowi poświęcił się całkowicie, próbując zalać umysł Katriny falami rozkoszy, wywołanymi gorączkowymi ruchami jego języka.
I najwyraźniej w niczym im nie przeszkadzało... chrapanie Krisnys. Półelfka bowiem zaległa na łożu, odpływając w siną dal. Spała więc niemal całkiem naga na brzuchu, z sukienką ściągniętą aż do kolan, świecąc wszem i wobec gołym tyłkiem, jedna ręka opadała z łóżka, podobnie jak rozczochrane włosy, przesłaniające twarz.
- Rozkosze... cielesne... - Wymamrotała przez pijacki sen.

Pijackie mamrotanie Krisnys tuż nad głową dziewczyny wywołało efekt jakby jej ktoś dzwonem wprost do ucha przydzwonił. Poderwała się gwałtownie o odepchnęła do tyłu, waląc niechcący Gaccia kolanem w głowę. Wyjąkała przepraszającym tonem:
- Przepraszam... niechcący to było... - i zaczęła rozmasowywać dłonią obolałe kolano.
Celny cios kolanem dosięgnął do szczęki Gaspaccia i przez ten rozmasowywał sobie podbródek siedząc na kolanach i będąc jednocześnie w stanie wzbudzenia.- Chyba mi zęba wybiłaś...a nie tylko mi się wydawało.
- Pokaż... zobaczę... - uklękła na łóżku pochylając się w stronę klęczącego na podłodze mężczyzny, nieświadomie wachlując mu przed nosem swoimi atrybutami.
Pozwolił się zbadać, pozwolił jej dłoniom dotykać jego twarzy. Patrzył przy tym prosto w jej oczy szepcząc.- Podobało ci się ... Katrino.
- Nie gadaj bo nie widzę wszystkich zębów! Otwórz szeroko i powiedz... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.... - w skupieniu starała się dojrzeć uzębienie młodego szlachcica. Pomagając sobie przy tym palcem,który wepchnęła mu do ust i obmacywała po kolei ząb za zębem.
-AAAAAA- odparł Gaspaccio, pozwalając się badać. Przy okazji też coś badał. Jego dłonie delikatnie i powoli masowały piersi Katriny. A stan jego uzębienia nie wykazywał żadnego ubytku.
- Hmmmm... chyba wszystko w porządku, ale może fleczer powinien luknąć w twe uzębienie? Tak dla pewności coby ci po drodze jakiś ząb nie wypadł?- wymamrotała z nosem tuż przy ustach Gaccia, próbując zajrzeć jak najgłębiej w jego usta.

Usta te zamknęły się nagle na jej palcu, wargi ssały, język pieścił. Gaspaccio znienacka objął kochankę i plecami runął na łóżko, ciągnąc ją za sobą. Wylądowała na nim przyciskając biust do jego torsu, przytulona do jego nagiego ciała.
Katrina pisnęła na całe gardło kiedy poczuła usta zaciskające się na jej palcu. Kolejny ruch Gaccia i ich wspólne lądowanie na łóżku wywołały w niej salwę śmiechu.
Gaspaccio spojrzał na nią i pogłaskał ją po głowie.- Nikt jeszcze nie sprawdzał mi stanu uzębienia podczas figlów.
Dziewczyna zarumieniła się i odoparła zadziornie: - Sprawdzam czy dbasz o zęby i czy dobrze je szorujesz... - po czym roześmiała się i cmoknęła młodzieńca siarczyście w usta, aż zadźwięczało w całym pokoju.
- Pieścił cię już ktoś w sposób jaki ja... pieściłem?- zapytał Gaccio, jednocześnie masując dłońmi sprężyste pośladki Katriny.
- Ciekawski z ciebie mężczyzna... Czy ja się Ciebie pytam czyś pieścił tak już kogoś? - po czym podparła się na piersi Gaccia i spojrzała z góry w jego roziskrzone oczy.
- Musiałbym napisać całą listę alfabetycznie.- westchnął szlachcic i spojrzał na nią z lisim uśmieszkiem.- Podobało ci się.
- Hmmmm.... cała listę powiadasz... alfabetycznie... dobrze, że moje imię zaczyna się na “K” to w środku alfabetu, nie tak łatwo Ci będzie je wyciąć - odparła śmiejąc się w głos. Po czym zaczęła się wiercić na mężczyźnie szukając sobie wygodnego miejsca.

A z każdym ruchem ciała wywoływała szybkie oddechy, sama też czuła przyjemne mrowienie rozchodzące się po całym ciele. A promieniujące z dołu.
Cóż...gotowość bojowa Gaccia ocierała się przy tych ruchach o obszar między jej udami.
Gaccio oddychając ciężko i patrząc na nią zamglonym wzrokiem, drapieżnie zacisnął palce na jej pośladkach i spytał żartobliwie.- Przecież nie uwierzyłabyś że to mój pierwszy raz... prawda?
- Oczywiście, że nie... taki czaruś jak Ty pewnie się ogania od chętnych kobiet... Romualdo wspomniał na ten temat coś - kiwnęła głową aby potwierdzić swoje słowa. Po czym uniosła się na łokciu i ze skupieniem zaczęła przesuwać opuszkiem po piersi mężczyzny patrząc na to jak drga pod jej dotykiem i dostaje gęsiej skórki. - Zimno ci? - spytała z uśmiechem.
- Tak bym tego nie określił...Katrino.- odparł z uśmiechem, drżąc po jej dotykiem. Zamknął oczy i skupił się na doznaniach, jakich dostarczało jej wiercenie i palec.
Słuchała odpowiedzi mężczyzny nie przerywając dotykania jego skóry. Palec powoli sunął coraz niżej sprawiając, że ona sama musiała się odchylić do tyłu. - A jak byś To określił - spytała marszcząc brwi.
Naprężył mięśnie pod jej dotykiem, zacisnął palce na jej pupie drapieżnie i mocno.Czułe je bardzo wyraźnie. Uśmiechnął się mówiąc.- Wyrafinowana gra wstępna?
- Gra wstępna powiadasz... - sunęła palcem w dół, chcąc mieć lepszy dostęp do miejsca do którego zmierzała, odepchnęła się lekko od mężczyzny aby ułożyć się obok niego. Wykonując ten ruch niechcący zepchnęła bardkę z łóżka. Słysząc jak Krisnys z hukiem wali o ziemię wykrzyknęła wprost do ucha Gaccia - OOOOOOOOOOOO matko zabiłam ją!!! - po czym zerwała się na równe nogi i zsunęła na podłogę aby zobaczyć czy dziewczyna żyje.

Gaspaccio przyłożył dłoń do czoła i zaklął pod nosem. Ta sytuacja powoli go frustrowała.
Wstał i podszedł do spanikowanej Katriny i wesoło chrapiącej Krisnys. Bardce nic się nie stało, więc Gaspaccio wziął dziewczynę na ramiona i ułożył na łóżku, po czym ruszył...w poszukiwaniu własnej bielizny, mówiąc.- Idź się, połóż do łóżka i... prześpij Katrino. Widzę że coś ci dziś nastrój szwankuje. A to moja ostatnia noc w tym mieście. Pożegnalna że tak powiem, więc... nie chcę ją spędzić na próbach figlowania, a na figlowaniu.
Uspokojona dziewczyna nie dała się długo namawiać na łóżko. Wdrapała się na nie z entuzjazmem kręcąc przy tym kusząco wypiętą pupą. - A gdzie obiecane... spełnię wasze wszystkie życzenia? - spytała próbując wcisnąć się pod kołdrę i równocześnie obserwując paradującego po pokoju Gaccia z gatkami w ręku - Ja mam takie jedno maleńkie takie tyci tyciuśieńkie życzenie... No ale jak musisz sobie pofiglować to pewnie obietnicy nie spełnisz. - dodała robiąc żałosną minkę.
Gaspaccio spojrzał na kobietkę, której słowa podziałały na jego dumę jak płachta na byka.
Ruszył w kierunku łoża rzucając bieliznę na ziemię, zerwał kołdrę z dziewczyny, przykrywając nią, śpiącą w najlepsze bardkę.
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na jej udach, rozchylając uda Katriny, gdy rozpoczął szturm.
Tym razem nie bawił się w subtelności, zdobywając intymną fortecę Katriny jednym pchnięciem swego tarana. Gaccio opadł na dziewczynę, przyciskając swym ciężarem ciała do łoża. Usta przylgnęły do jej ust, dusząc ewentualne próby werbalnego oporu, dłonie zacisnęły się na piersiach w drapieżnej pieszczocie. Gaccio rytmicznie ponawiał szturmy na jej kobiecość, kochając się z Katriną z wyraźnym wigorem i dzikością.

Katrina chciała powiedzieć jakie ma życzenie, ale nim zdążyła otworzyć usta już czuła na sobie ciężar ciała mężczyzny. Nim zdążyła mrugnąć powieką już brał ją w swoje posiadanie, a wraz z tym dawał jej przyjemność, której się poddała. Wbiła więc paznokcie w plecy mężczyzny i wraz z nim podążyła do krainy cielesnych rozkoszy.
A było to wiele wiele rozkoszy, zanim Gaspaccio pozwolił jej odpocząć, gdy finalne ruchy jego bioder obwieściły eksplozję rozkoszy, którą i Katrina poczuła. Gaccio jednak nie pozwolił jej na odpoczynek. Choć wigor, na razie mu “opadł”, to jego miejsce zajął język, którym to doprowadzał Katrinę do jęków rozkoszy. By potem przewrócić ją na brzuszek i by znów go poczuła w sobie jego “obecność”. I tak przez trzy godziny nocy...Gaccio nie dawał jej odpocząć, pieszcząc jej ciało na wszelkie znane mu sposoby i dając spełnienie w różnych akrobacjach łóżkowych.
Wymęczona dziewczyna leżąc z głową opartą o pierś Gaccia wyszeptała w pewnej chwili. - Ale słowa i tak nie dotrzymałeś.... moje życzenie nadal pozostaje niespełnione.
Głaszcząc Katrinę po głowie leniwym ruchem Gaccio mruknął.- Echhh...kobietki, zawsze waaam...mało. Jakie to życzenie, księżniczko?
Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc jego pytanie i odparła mrucząc mu w pierś: - Chciałam abyś opatulił mnie kołderką do snu i cmoknął w czoło na dobranoc, zanim se pójdziesz pofiglować. Ale żeby nie było, że jestem zachłanna to może się zadowolę tym co dostałam... Choć życzenia nie spełniłeś - dodała na koniec z przekorą i roześmiała się perliście.
Gaccio lekko się nachylił, tak że medalion, który nosił na szyi, puknął lekko w czubek nosa Katriny, cmoknął ją w czoło mrucząc.- Jesteś cudownie wspaniałomyślna... wynagrodzę ci to, przy okazji, jakoś. A poza tym... nieważne. Jestem nieco śpiący, a ty?
- Ooooo a wydawało mi się, że wybierałeś się... na jakieś figle chyba... - odparła dziewczyna ze śmiechem, ale wbrew swoim słowom przytuliła się mocniej do Gaccia układając się do snu.
Gaccio już nic nie odpowiedział, ale mocniej przytulił Katrinę do siebie, grzejąc ją ciepłem swego ciała.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 30-10-2010, 23:10   #30
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaklinacz pociągnął za klamkę... I rozległ się głośny wrzask, piskliwy i spanikowany.
Romualdo był półnagi...a może nawet całkiem nagi, bo zakrywał dolną część ciała, trzymaną dłońmi suknią, przeznaczoną na jego przebranie. Miał na głowie założoną perukę i zapewne szykował suknię na jutrzejszy występ. I mógł się podobać kobietom. Pod tymi powłóczystymi szatami, kryło się ,co prawda blade, ale i harmonijnie zbudowane ciało szczupłego mężczyzny, z ładną rzeźbą brzucha. Co prawda ciężko to było docenić, gdy twarz poety wykrzywiał grymas wściekłości, wstydu i przerażenia zarazem.
Blady jak ściana Romualdo piskliwym głosem wykrzyczał.- Wwwwynnnocha mi stąd! Wyyjjśść ! Ttto jest napaaaaść!
Machał nerwowo palcami wskazując to na dzieciaka, to na niziołka.- Wyjdźcie! Wyjdźcie!! Wyjdźcie!!!
I wydawał się być na skraju histerii. A te odgłosy przyciągały uwagę osób z pobliskich pokojów.
Docierały też na dół karczmy. W dodatku piskliwy głosik spanikowanego Romualda, do złudzenie przypominał głos kobiecy.
I wśród pijanych poszukiwaczy przygód okupujących salę jadalną znaleźli się tacy, których rajcowało ratowanie dziewic w opałach.


I pozbawianie ich dziewictwa w ramach opłaty. A że był wstawiony, to i... istniała możliwość, że nie zauważy, iż Romualdo niespecjalnie mieści się w kategorii: „kobieta”.
-Nie bój... się... pani ma... Krugar Niszsz..szczyciel idzie..hep...idzie...ci na pomoc!- ryknął głośno.
Kenning rozpoznał ten piskliwy głosik i...wiedział, że nie należy on do kobiety, a Romualda.
Rozejrzał się dookoła. Koniec końców, został sam. Gaspaccio porwawszy obie kobiety znikł w mroku wieczoru. Zresztą bardziej niż planowanie wyprawy, interesowały go wdzięki obu poszukiwaczek. I dobranie się do nich.
Hibbo Ronald Armando Belbio coś tam coś tam... również tajemniczo się oddalił, w nieznanym kierunku.
A młody smokowaty z małym niziołkiem mieli pilnować poetę i wywołali chryję. Cudnie!

Gdy Hibbo wrócił po tajnej rozmowie ze szczurami, było już późno. Póki co korzystał z okazji jaką był pojedynczy pokój. Jednak wątpił by Gaspacciowi starczyło pieniędzy na takie luksusy. Prędzej czy później, będzie musiał wybrać sobie towarzysza z drużyny, z którym będzie dzielił pokój. Na razie jednak był zmęczony, wędrówkami i całym pełnym wrażeń dniem.
I zapadł w sen... Nie był to jednak sen zbyt przyjemny, choć obfitował. w atrakcje w postaci różowego dinosaura, zjadającego metalowe konstrukty i ziejącego ogniem. I goniącego Hibbo po jakiś tunelach. I gdy gnom już prawie lądował w jego pysku... przebudził się.
I patrzył ze zdziwieniem, jak mały humanoid z błoniastymi skrzydłami i ogonem zakończonym żądłem, przeszukuje jego pakunki, klnąc na czym świat stoi.


Quasit też zauważył, że gnom się przebudził i rozglądając się nerwowo rzekł.- Eeeee... ty mnie nie widzisz. Mnie tu tak naprawdę nie ma, to tylko iluzja... eee... sen. Tak! Ty śnisz! A skoro śnisz, to nie musisz się mną przejmować, prawda?

Ranek... był ciężki dla Krisnys. Ciało miała obolałe, w żołądku szalało jej tornado, głowę rozsadzał jej kac gigant. Odetchnęła ciężko i rozejrzała się oceniając sytuację.
Leżała naga... no może nie tyle naga, co rozebrana. Zarówno spódnicę, jak i majtki miała zaplątane na wysokości kostek. Koszula była rozwiązana, odsłaniając biust. A niedbale narzucona kołdra nie zasłaniała je wypiętego w górę zadka. Co gorsza, na łóżku nie leżała sama. Tuż obok chrapał nagi Gaspaccio, a na jego torsie wtulona w niego Katrina.
Cała trójka balangowiczów, jak mogła ocenić bardka, nie znajdowała się w Piwożłopie, a w wysokiej klasy burdelu. A i wspomnienia Krisnys były poszatkowane. Pamiętała męskie dłonie pieszczące jej wypięty tyłek, pamiętała jak całowała Gaspaccia namiętnie, pamiętała jak Katrina również całowała szlachcica. Pamiętała usta na swym biuście i czerwoną jak burak Katrinę w gorseciku i majteczkach. Nie pamiętała czyje to były usta... może nie Gaspaccia, a Katriny właśnie?! Albo ich obojga?! Przesunięcie dłonią po udzie, pozwoliło bardce wyczuć jej zaschniętą wilgoć... Chyba wczoraj doszła do szczytu rozkoszy. O bogowie?! Czyżby brała udział w orgii z pracodawcą i współtowarzyszką podróży?! Głowa i obolałe ciało stwierdzały, że było ostro.
Przymknęła oczy, starając się zapomnieć o kotłującej się zawartości jej żołądka. W tym stanie mogłaby doczłapać do łazienki, nie wspominając o tym, że wpierw powinna się ubrać.
Bardka potrzebowała jeszcze godziny, albo dwóch by pozbierać się do kupy.

Katrina tymczasem otworzyła oczy, po tym jak śniło się, że znów jest w domu. Koszmar który sprawił, że po jej ciele przeszła gęsia skórka. Otworzyła oczy odruchowo tuląc się mocniej do ciała mężczyzny, z którym spędziła noc...
A przecież nie miało tak być. Miała być kolacja w towarzystwie bawidamka. Ale od wejścia do lokalu sprawy powoli zaczęły się wymykać spod kontroli. Kolejne, coraz bardziej odważne pieszczoty, jego usta na jej całym ciele. Po prostu ją zdobył...
Mimo, że wiedziała kim jest Gaspaccio, mimo że znała takich typków, mimo że nie piła alkoholu. Mimo to, on ją zdobył, Pozwalała mu się całować. Pozwalała mu się coraz śmielej pieścić. Wreszcie, pozwoliła mu się posiąść. Ciekawość i chęć przyjemności zagłuszyły rozsądek.
Przespała się ze swym pracodawcą i... wspomnienia tej nocy przyprawiały jej ciało, o przyjemny dreszczyk.
Wędrowała palcami po klatce piersiowej Gaspaccio, w dół po jego brzuchu. W zamyśleniu przygryzała wargę rozważając swą sytuację.
Kolejny gniewny okrzyk... Rozpoznała ten głos. Reginald Tijou! Jej ojciec.
Głos dobiegał zza okna podbiegła do niego, dopiero przy oknie orientując się, że jet „ubrana” jedynie w rękawiczki koronkowe bez palców i białe pończoszki na nogach. Reszta jej garderoby walała się po pokoju, zmieszana ze ubraniami Gaccia.
Otworzyła okno, i wychyliła się odrobinę tylko, mając na względzie swą nagość. I rzeczywiście...

Tuż przed zamtuzem w którym nocowali, stała kareta z herbem rodu Tijou.


Z jej herbem...
Drogę tej karocy, zatarasował inny pojazd. Wóz z beczkami z winem, ciągniętym przez dwa muły. I to na dłużej, bo przy wozie z winem pękło koło. Co oczywiście irytowało, siwowłosego pasażera owego wozu. Jej ojca.
-Co się stało?- usłyszała za sobą szept, męskiej dłonie objęły ją w pasie. Po chwili jedna z nich objęła pierś Katriny, masując ją w czułej pieszczocie. Były to dłonie Gaccia, tak samo jak i ocierający się o jej pupę... „mieczyk” szlachcica. Widać ciało Gaspaccia, już się wyspało, a jej widok dodał jemu wigoru. Lekko ziewając szlachcic wędrował ustami po szyi Katriny. A ona patrzyła w dół, na karetę swego ojca. Co by powiedział, gdyby wiedział, że jego córka wczoraj figlowała rozpustnie w zamtuzie? I to nie tylko z mężczyzną, ale i w towarzystwie innej kobiety? Co by powiedział, gdyby wiedział, że gdy on tam się piekli na woźnicę i sługi, ona stoi w otwartym oknie, naga i obściskiwana przez gołego mężczyznę, przynosząc wstyd jego nazwisku?... Co on tu właściwie robił, z dala od domu?

Dość długo trójka zaginionych balangowiczów wracała do „Piwożłopa”. Dopiero późnym rankiem następnego dnia zawitali do karczmy. Z całej trójki, to Krisnys wyglądała najgorzej, podkrążone oczy i bladość cery świadczyły, że nie żałowała sobie ni wina i innych przyjemności. I najwyraźniej mocno z nimi przesadziła. Wyglądała jak siedem nieszczęść razem wziętych.
Wczoraj debata drużyny, przyniosła kilka planów, ale który z nich zostanie zrealizowany i jak?
Przy stole usiadła cała grupka, zarówno dwóch pracodawców, jak i ich pracownicy.
Czas planowania się kończył, nadchodził czas działania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-10-2010 o 14:57.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172