Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2010, 19:02   #21
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Czas był odpowiedni, czas by zacząć wplatać delikatną nić swoich myśli reszcie grupy. Nikt nikomu nie ufał i to było tak bardzo wspaniałe że każdy jednak chciał mieć sojuszników. Zaczynajmy.
- A więc jeśli nikt nie ma nic przeciwko Xun i Cexeriel będą prowadzić, za nimi Suspualshalee wraz ze mną - jego akcent był bezbłędny gdy wypowiadał elfie imię, zastanawiała wręcz doskonała pamięć do imion które przecież słyszał dopiero po raz pierwszy - Profesor z Sephirem i Graffenem na końcu. - krasnolud mógł wyczuć swoje imię wypowiadane z akcentem krasnoludów z Królestwa Zachodnich Gór - Jeśli które kolwiek z was zauważy że magia wróciła proszę poinformujcie resztę i może magowie zechcą wtedy rzucić na nas kilka zaklęć ochronnych. Mój towarzysz będzie śledził nas z góry i postara się ostrzec nas gdyby coś się zbliżało. Mam nadzieję że nikt nie ma żadnych zastrzeżeń co do mojej propozycji. Jeśli nie to ruszajmy. - Gabriel zrobił więcej miejsca by przepuścić resztę i w odpowiednim momencie włączyć się do orszaku. Stanął pod drugim z filarów które podtrzymywały bramę, opierał się o niego i wpatrywał w elfkę niezbyt wiele uwagi poświęcając już współtowarzyszom.
- Nie wiem czy to dobry pomysł by kurdupel osłaniał tyły... - ta odrzekła złośliwie, nieco głośniej mową wysokich elfów. Porzuciła jednak temat przechylając głowę na bok nieco i z ukosa patrząc na Gabriela.
- Zapamiętałeś je... to niezwykłe, nie spodziewałabym się tego.- powiedziała ciszej z lekką ekscytacją. Opuściła jednak szybko twarz, by nie dojrzał jej oczu. Wyglądało to tak jakby się zawstydziła. W końcu podeszła bliżej niego, gdy reszta przeszła i nastała ich kolej.
- Czemu akurat ze mną? Czyżbyś bał się mnie na tyłach? - elfka zaśmiała się idąc obok, zupełnie swobodnie, nie licząc tylko unikania kontaktu wzrokowego. W każdym razie nie wydawała się spięta. Sephir przechodząc przez bramę minął zamaskowaną Suspualshalee.
- Każdy bałby się zatrutego ostrza w plecach. - mijając ją powiedział na tyle cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć. Skryba zatrzymał się za bramą i stał bez ruchu przez kilka sekund, po czym obrócił się i z przyjaznym uśmiechem powiedział na głos.
- Nie traćmy czasu.
- To że noszę przy sobie sztylety nie oznacza od razu że jestem wariatką która skacze wszystkim do gardeł. Każde morderstwo wymaga motywu, a zapewniam Cię że takiego nie mam. - odparła drowka, nieco kpiąc sobie z jego stwierdzenia, choć jej słowa brzmiały przyjaźnie.
- Czemu uważasz że się boję - Gabrel poczekał aż Sephir odejdzie by się w końcu odezwać. Poprawiał rękawice na dłoniach, całkowicie ignorując rozmowę o morderstwach ale notując każdy najdrobniejszy szczegół, wiedział doskonale jak istotne one są w późniejszych rozgrywkach. - Poza tym nie rozpoznaję Twojego akcentu, z której części Cesarstwa pochodzisz? - Jedną z dłoni położył na głowicy miecza przy czym rozglądał się ciekawie na boki. Zakapturzona elfka obróciła nieco swoją twarz w jego stronę wyraźnie zwracając uwagę na dłoń na mieczu. Zza maski wydobył się spokojny, delikatny, kobiecy głos.
- Więc po co tak kurczowo trzymasz się oręża gdy zagrożenia wokół względnie nie widać? - Pytanie o akcent zaś zignorowała, licząc że pominie ten temat w rozmowie, zapominając o nim.
- Czy zawsze reagujesz dopiero jak widzisz zagrożenie? - spytał się uprzejmie nie przestając lustrować okolicy. - Nie jesteś z zachodu bo tam elfy mają piękny śpiewny akcent, wiem że na północy jest całkiem spora wasza enklawa. Szkoda że wojna zawitała do waszych domów. - pokiwał głową jak by naprawdę się przejął.
- Zabawne, bo wcześniej nie czułeś takiej potrzeby a jesteśmy w dość... zagadkowym terenie. - powiedziała. Niespodziewanie “kując” go palcem w bok, przez szczeliny jego zbroi i wykorzystując fakt że zamiast na nią wolał rozglądać się dookoła. Nie było w tym nic niezwykłego no może poza faktem że zrobiła to z wyjątkową wprawą, musiała więc znać się na tym jak omijać pancerne płyty i inne osłony ciała ponieważ wszystko zabrało tylko moment płynnego ruchu dłoni cofając ją zachichotała rozbawiona.
- Dawno opuściłam swój dom, wyruszając na szkolenie w zamkniętej szkole walk... możliwe że z tego powodu troszkę zmienił się mój akcent. - gdy zaczęła mówić dyplomata właśnie chował częściowo wyciągnięte ostrze krótkiego miecza. Spojrzał na nią i minęła chwila zanim się odezwał, poważną i stanowczą przez chwilę twarz znów oblekł uśmiech.
- Proszę o wybaczenie, stare odruchy których nawet życie dyplomaty nie potrafiło oduczyć. - potarł się w miejscu gdzie został ukłuty zdejmując na chwilę dłoń z miecza, po chwili położył ją tam jednak z powrotem.
- Więc to szkołą wysłała Cię tutaj by towarzyszyć w wyprawie? - Gabriel dopiero teraz zaczął zastawiać się kim ona tak naprawdę jest. Nie chciał poświęcać jej teraz żadnej myśli ale ta kobieta wyraźnie domagała się uwagi. Ponownie skupił na niej wzrok tym razem próbując sobie przypomnieć sztukę flirtu.
- Nie martw się, mój paznokieć nie był zatruty. - drowka roześmiała się patrząc jak ukłuty mężczyzna pociera bok, jednak pilnowała twarzy by nie pokazać mu jej przypadkiem. - Jesteś za bardzo spięty jak na dyplomatę, jeśli nie podejdziesz to tego z większym dystansem stracisz wkrótce zmysły. To miejsce... pachnie mi lekko paranoją.- mówiąca zamyśliła się na chwilę - Dokładnie szkoła wysłała mnie tutaj, nie jednak aby towarzyszyć, a aby być aktywną częścią naszego... dziwnego zespołu.
- Uwierz mi że rozluźnię się tylko jak opuścimy to miejsce - Gabriel chyba nawet nie zdał sobie sprawy z tego że uśmiecha się kącikami ust i że ktoś może na niego patrzeć. Musiał się jednak zreflektować gdyż ponownie twarz przybrała wyraz pełen uprzejmości i zainteresowania tym co mówiła.
- Jak na aktywną osobę wydajesz się dość skryta i... - tutaj wyraźnie szukał dobrego słowa - jak byś dawno nie przebywała wśród równych sobie. - Jeśli tylko podniosła by głowę zobaczyła by jego drapieżne spojrzenie które usiłowało wedrzeć się pod osłonę maski i kaptura ale gdyby tylko wiedziała że nie chodziło mu tylko by ujrzeć jej twarz. Ona natomist często zerkała na niego i równie często znienacka uciekała wzrokiem. Mogło wyglądać to nieco zabawnie jednak ostatecznie bynajmniej wrażenie sprawiała jakieś takie ciepłe, naturalne gdyby nie kostium budzący raczej lęki.
- Nie każdy musi być głośny i rzucać się w oczy by robić coś przydatnego, już zbadałam domy w zewnętrznym okręgu.
Elfka uniosła rękę, przesuwając palcami przez kontur swego kaptura najwyraźniej jakby poprawiając długie uszko.
- A Ty? Jak to się stało że tu trafiłeś? - zapytała swego rozmówcę.
- Suspualshalee czy posiadasz może krótszą wersję tego imienia lub inne krótsze i łatwiejsze do zapamiętania może, dla mnie to nie problem ale innym na pewno ułatwi komunikację - gdyby nie otoczenie można by odnieść wrażenie że Gabriel właśnie siedzi przy kolacji racząc się wybornym winem i na pewno nie przejmuje się niczym szczególnym.
- Mój suweren wysłał mnie tutaj w roli obserwatora, jeśli wyprawa powiodła by się najlepsi według mojej oceny dostali by ofertę pracy. W tych okolicznościach jednak liczy się tylko to by się stąd wydostać cało i zdrowo. Muszę jednak przyznać że mimo niepokoju o losy naszych zaginionych towarzyszy jestem zadowolony z poziomu wyzwania jakie przede mną postawiono. - Naprawdę gdyby tylko trzymał kieliszek wina w dłoni... kilka razy kobieta przyłapała go jak przypatrywał się nie tylko jej twarzy ale i sylwetce. Elfka na chwilę zatrzymała się po tym co powiedział po czym cały czas z ukosa zerkając po nim odpowiedziała jakimś takim niewinnym głosem, choć miał on w sobie drobną gorycz pretensji.
- Nie Gabriel, nigdy nie skracaj imienia elfa. Każde z nich jest niczym książka, nienawidzimy gdy ludzie nie potrafiąc się nią obsłużyć ucinają je by było im łatwiej wymówić. Takie coś dozwolone jest tylko w miłości... - ostatnie zdanie zabrzmiało nieco dziwnie jakby bez przekonania. Drowka dostrzegła jak wzrok dyplomaty uciekł z jej twarzy, błąkając się gdzieś po ciele, opiętym zgrabnie czarnym kostiumem. Musiał zdać sobie sprawę że i ona to zauważyła, bo przez chwile śledziła jego wzrok po czym odwróciła twarz, a spod maski dało się słyszeć cichy przytłumiony chichot. Wytraciła nieco szybkości, doganiając go i przystawiając swą twarz milimetry od jego ucha odezwała się nieco dyszącym, rozbawionym szeptem elfiej mowy brzmiącej jakoś tak magicznie niczym recytowane zaklęcie.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
Tylko przez moment jej oddech głaskał jego zanim uciekła ona na jego lewą stronę, zrównując się krokiem i wertując wzrokiem puste nagrobki cmentarza dodała.
- Za wcześnie by uciekać z tego miejsca, niczego jeszcze nie dokonaliśmy. Musimy odnaleźć Arona. Ryzykowałbyś własny tyłek by wyjść stąd z pustymi rękoma?
- Już tam byłem Suspualshalee. - dodał szeptem płynnie w elfim z lekkim akcentem, po czym już we wspólnym.
- Och nie mam zamiaru się wycofywać stąd na pewno, nie zaryzykował bym drugi raz spaceru przez mgłę, jedyna droga wiedzie prze grób bohatera. Z pustymi rękami? - spojrzał na elfkę ze zdziwieniem. - Po pierwsze nikomu do tej pory nie udało się opuścić tego miejsca nie wiemy czy nasi poprzednicy również nie przemierzali tej drogi przez cmentarz a po drugie to długa historia nie na tą popołudniową porę. - Gabriel spojrzał w górę i zasyczał przeciągle. Znad nich dobiegła cichutka seria skrzypnięć i świstów. Dyplomata przestał się jej przyglądać. Intrygowało go to miejsce ale czuł że potrzebuje jeszcze kilku dni by rozprostować swój język, przeklinał się w myślach za każdy mały błąd który już popełnił a nie mógł sobie pozwolić na ani jeden więcej, miał dziwne przeczucie że szczególnie nie z tą kobietą. Spojrzał powoli na groby rozpościerające się przed nimi i bezbarwnie odezwał się.
- Więc czemu to akurat Ciebie wybrano byś tu przybyła? Najlepsza wśród swoich? Bardzo ładne perfumy tak przy okazji, bardzo oryginalny zapach praktycznie niespotykany w stolicy. - Ona westchnęła cicho gdy dyplomata zadał pytanie, odpowiedziała po chwili skupiając na nim większą uwagę, zastanawiając się czemu tak nagle stał się chłodny.
- Chciałabym wiedzieć czemu mnie... - drowka zamyśliła się na chwilę. W międzyczasie zaczęła się zastanawiać czy aby przypadkiem nie zorientował się kim jest. Wykorzystała też moment gdy wpatrywał się w nagrobki by unieść twarz i spojrzeć dłużej w jego oczy ciekawie. Gotowa jednak znów ją opuścić gdyby na nią spojrzał.
- Podobają Ci się? To chyba był ten.. no.. komplement? Zdajesz się być jakiś taki nieobecny... coś się stało?
Wydawało się że mężczyzna albo jej nie usłyszał albo zignorował pytanie i gdy można był odnieść wrażenie ze rozmowa właśnie dobiegła końca on odezwał się.
- Po raz trzeci dzisiejszego dnia zostałem zaskoczony i zwyczajnie zastanawiam się ile niespodzianek jeszcze mnie czeka. - uśmiechnął się kącikiem ust ale nie spojrzał na nią ani razu, zupełnie jak by dawał jej czas na to by teraz ona spokojnie mogła go obejrzeć. Znów poruszył dłonią na głowicy miecza i nagle niespodziewanie spojrzał na nią, ich spojrzenia na moment zetknęły się. Przez sekundę czy dwie patrzyli na siebie po czym on znów odwrócił głowę patrząc się wprost przed siebie a uśmiech zadowolenia wydawał się poszerzać z każdą chwilą. Uśmiech doskonale skrył zaskoczenie jakim okazały się rubinowe oczy drowki. Cała ta rozmowa tak bardzo nie pasowała do tego co o nich słyszał, zabójczynie wysokich elfów tak ale nie czarny elf... Ona lekko drgnęła z początku jakby przestraszyła się tego spojrzenia. Nie odwróciła jednak twarzy bo było już na to za późno. Gdy spojrzał przed siebie opuściła lekko głowę, zerkając tylko lekko z ukosa na jego dłoń na mieczu. Z jej ust wydobyły się delikatne elfie słowa, szeptane cicho do niego, a brzmiały niczym brzemię.
- A więc już wiesz...
- Nie, teraz zwyczajnie jestem pewny - również odpowiedział w elfim, coś w nim wrzało i z tą młodzieńczą brawurą która niegdyś kipiała w nim odwrócił głowę w jej stronę i bezczelnie schylił się nieco próbując zajrzeć pod kaptur. Drowka nie powstrzymując go uniosła nieco swe oczy by przez chwilę przytrzymać go spojrzeniem. Mimo że zdawała się spokojna, to jednak szybki oddech i unoszące się w jego rytmie piersi zdradzały iż taka nie jest.
- Wszyscy i tak się dowiedzą w końcu, ale rób jak uważasz. Jesteś młoda czy dopiero pierwszy raz tutaj zawędrowałaś, wydajesz się nieco zagubiona. Co tylko dodaje Ci uroku Pani. - Zawyrokował Gabriel. Jego uprzejmy i wesoły ton zdawał się świadczyć że nawet jeśli wie nie za bardzo się tym przejął, oto dostał układankę w której puzzle kompletnie do siebie nie pasowały. Odpowiedziała niespokojnym szeptem.
- Więc nie będziesz próbował mnie zabić? - Gabriel zauważył że wolała gdy miała możliwość wracać do elfiego języka, unikając wspólnego. - Ja.... musiałam was okłamać, moje prawdziwe imię nie brzmi Suspualshalee. Na imię mi Lairiel... Lairiel Do’viir. - ostatnie słowa wypowiadała wyraźnie ciszej jakby bojąc się że ktoś inny może usłyszeć. Mimo że dyplomata nie mógł zobaczyć całej jej twarzy mógł ponownie spojrzeć w jej oczy. Biły one jakąś taką ukrytą siłą, nie wyglądały jak u starszych elfów. Dostrzegł wtedy też kosmyk śnieżno białych włosów kryjący się głębiej za kapturem. Uśmiechnął się bardzo ciepło, po czym jak by niechętnie oderwał od niej wzrok.
- Szkoda chować tak słodkie oczy pod kapturem Pani i grzechem było by pozbawiać życia kogoś takiego jak Ty - wypowiedział przyciszonym głosem w elfim, specjalnie akcentując niektóre sylaby tak by mogła odczuć na podkreśleniu których słów mu zależało. Nie patrzył już na nią ale wyglądał jak byłby troszkę zawstydzony swoją śmiałością. Jej oblicze na chwilę zamarło, gdy słysząc te słowa lekko przechyliła twarz w jego stronę, wzdychając lekko rozbawiona. Po chwili przesunęła wzrokiem po jego sylwetce, ramionach, ku twarzy, zerkając ciekawie z ukosa. Z drugiej strony było w jej spojrzeniu coś lekko iskrzącego. Nie powiedziała jednak nic spoglądając znów, nieco zamyślona przed siebie. Uśmiechała się, ale nie mógł tego zobaczyć. Zdawało się że pierwszy raz ktoś mówił do niej w taki sposób. W końcu szepnęła dość wesołym głosem nawet na niego nie spoglądając.
- Nie mów do mnie “Pani”, zawsze musiałam się tak zwracać do tych nadętych kapłanek... - Lairiel była nieco zdezorientowana własnymi myślami i uczuciami, spojrzała na niego jakby chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała od czego zacząć. Maszerowali tak przez chwilę milcząc.
- Wybacz Lairiel nie chciałem Cię urazić - ten mężczyzna który jeszcze przed chwilą wydawał się tak pewny siebie, nagle zdał się zakłopotany i lekko zagubiony. Czyżby jego słabym punktem była bliskość kobiety i ta dziecięca nieświadomość, co wolno a co jest surowo zabronione? Wyglądało to jak by naprawdę przestał się skupiać na tym gdzie idzie bo potknął się i niezgrabnie poleciał w jej stronę elfki wspierając się na jej ramieniu by nie upaść całkiem.
- Przepraszam... - wyszeptał bardzo cicho w elfim i odwrócił wzrok. Lairiel z niezwykłą zręcznością złapała go, gdy na nią upadał, przytrzymując przez chwilę aż poczuła że odzyskał równowagę, wtedy też dopiero zwróciła mu wolność. Ten moment gdy się na niej oparł była dla niej bardzo dziwna. Mimo że nie wyznawała Lolth i jej bogini, Shaenali nie pogardzała mężczyznami to nie przywykła do tego że obcemu samcowi uchodzi płazem kładzenie rąk na kobiecie bez jej zgody. Z drugiej strony jeśli chciała nauczyć się żyć na powierzchni musiała, podchodzić do niektórych rzeczy z większym dystansem. Gabriel znów zaczął lustrować okolice tylko że tym razem szedł już zdecydowanie bliżej niej.
- Może zechcesz opowiedzieć mi o sobie trochę. Nigdy nie miałem okazji poznać nikogo z Twojej rasy a słyszałem wiele co chyba nie do końca jest prawdą. - Jego głos jak by próbował wrócić na poprzedni trakt ale częste pochrząkiwanie świadczyło że ma z tym pewne kłopoty. Zdecydowanie był zmieszany. Troszkę niezdarny, ale na pewno Gabriel był zabawny. Elfka zaśmiała się głośno tak że wszyscy dookoła mogli usłyszeć jej miękki głos.
- No, no. Niech nasz dyplomata uważa, bo jeśli się potłucze z powodu małego kamyczka to kto go poskleja? - Drowka patrzyła się na niego jeszcze chwilę rozkosznie się śmiejąc, dopiero po kilku chwilach opanowując się i powoli milknąc. Skłonił się w jej stronę i dodał we wspólnym, rozbawionym głosem.
- Suspualshalee wybacz proszę moją nieostrożność, postaram się patrzeć baczniej pod nogi. Mam nadzieję że Cię nie obraziłem. - Podnosząc się dodał tylko ledwie słyszalnie w elfim.
- Uciekłaś, prawda? - mężczyzna nie spojrzał na nią a głowę obrócił w stronę tych którzy poruszali się za nimi by znów spojrzeć na to co było przed nimi. Elfka nie była pewna czy było to pytanie czy tylko stwierdził fakt. Znów wrócił do lustrowania okolicy tak jakby spodziewał się że zagrozić im może tylko to co było wokół nich. I znów zaskoczyła go gdy delikatnie położyła dłoń na jego dłoni, tej na głowni miecza i delikatnie spróbowała skłonić go by ją z niej zdjął on jednak nie przesunął dłoni do póki elfka delikatnie nie zaczęła na nią napierać, zsuwając ją na pas. Niezdarny dyplomata jak go nazwała wydawał się lekko zaskoczony jej śmiałością ale na koniec uśmiechnął się do niej. Gdy jego dłoń zjechała z oręża ona spojrzała w jego oczy. Jej wzrok był jakiś taki triumfalny, zadowolony, ale i ciepły. Cofnęła rękę i odparła nie ukrywając faktu że z nim rozmawia, choć dalej mówiąc cicho.
- Mmm.... mmm... Mooooże - drowka przeciągnęła rozkosznym tonem - kiedyś Ci opowiem, gdy będziemy mieli chwilę przy ognisku, a nie w czasie drogi.
Zbliżali się już coraz bardziej do snopu światła i mimo wszystko przykuwał on coraz bardziej ich uwagę.
- Nie mogę się doczekać - kącik jego ust uniósł się niedostrzegalnie w uśmiechu, nie wiedział czy wygrał czy przegrał ale był pewny że na następna ich rozmowa będzie tylko i wyłącznie na jego warunkach.

***

To było niezwykłe, tysiące myśli przemykało przez jego głowę i choć każdej z nich mógł poświęcił chwilę nie przykuła jego uwagi dość by ją zatrzymać na dłużej. Cała ta teleportacja i zmiany w otoczeniu... wszystkie te możliwości gdyby naprawdę cofnęli się w czasie, dwójka mrocznych elfów i każdy z jego współtowarzyszy był zagadką, był układanką którą on próbował rozwiązać. Był zafascynowany całą sytuacją, nawet jeśli przyjdzie mu tu zginąć nic nie zastąpi już nigdy tego uczucia które teraz przenikało jego umysł. Nawet myśl o jego bliskich wydawała się jakaś odległa i bledła szybko gdy oddawał się emocjom związanym z całą tą “przygodą”. Krótka wymiana zdań z Sephirem wprawiła go tylko jeszcze lepszy humor, przypuszczał że ten młodzieniec stanowi ewentualnie największe zagrożenie ale myśli te wolał zachować dla siebie póki co. Nagle jak iskra jego myśli zaskoczyły na całkiem nowy tor, pamiętał to uczucie, gdy dowodził operacją, gdy miał swoich ludzi pod sobą i wszystko to co tylko potrafiła stworzyć jego wyobraźnia. Miał swoich przyjaciół i współtowarzyszy. Ale było to niczym w porównaniu z tym co przeżywał teraz - ekscytacja połączona z euforią. Wciągnął głęboko powietrze z nowego miejsca, nasyconego kakofonią zapachów. I znów wyłapał ten jeden, zapach jej perfum, spojrzał na nią ostatni raz zanim zniknie używając swojej magii, tylko że tym razem wiedział już jak ją znaleźć. Uśmiech znów wpełzł na jego usta, nie pamiętał również kiedy ostatnio tak często się uśmiechał i nie był to ten sztuczny uśmiech do którego był tak bardzo przyzwyczajony. Szczery i naturalny, jego najlepszy z całego zestawu który mógł zaoferować. Przyglądał się budynkowi który stał w miejscu gdzie jeszcze niedawno była cmentarna brama. W głowie kiełkował mu plan i choć wiedział że Sephir miał rację co do inskrypcji to nie należało ignorować ich doczesnych potrzeb i możliwości. Na siedzenie i myślenie zawsze jest czas, zresztą takie dyskusje najczęściej prowadzą tylko do kłótni. A więc zacznijmy po kolei, Profesor jest dobrym i logicznym sprzymierzeńcem i łączy go z krasnoludem wspólna przeszłość. Krasnolud wygląda na honorowego i słownego, więc lepiej mieć w nim przyjaciela. Szybko uczynił notatkę w głowie. Podszedł do straganu i sięgnął po jeden z owoców. Sehphir, ten jest niebezpieczny ale Gabriel jeszcze nie wiedział jak i czemu więc wystarczy mieć więcej sojuszników niż on i to powinno wystarczyć póki co. Centaur wydawał się w ogóle nieobecny i zdawał się trzymać z nimi tylko dlatego że z nimi tu przybył, zbędny balast według dyplomaty ale musi trzymać się konwencji stworzonej przez siebie. Drowy były zagadką samą w sobie, inna kultura i wychowanie, inny stosunek do reszty ras oraz to że przebywały na powierzchni sprawiał że musiał tutaj polegać bardziej na intuicji niż własnych doświadczeniach i być niezwykle elastyczny. Na dodatek o ile mężczyzna był zgodny z jego przewidywaniami i wydawał się opanowany dopóki traktowało się go należycie o tyle jego towarzyszka, renegatką jak mu się zdawało była już całkiem nieprzewidywalna i miał okazję na próbkę jej możliwości w czasie ich krótkiej rozmowy do której musiał przyznać z przyjemnością jeszcze powróci. Ta kobieta intrygowała go i zdał sobie sprawę że jeśli tak dalej pójdzie zrobi z tego swoją prywatną sprawę a do tego nie mógł dopuścić, to wiązało się zawsze z komplikacjami. Przypomniał sobie ostatni raz gdy sobie na to pozwolił. Do tej pory płacił cenę... Spojrzał w kierunku gdzie powinna być elfka i wgryzając się w soczysty miąższ zastanowił się czy warto w ogóle. Przez głowę przemknęło mu tylko niewinne pytanie gdzie mogą szyć tak skrojone kostiumy jaki ona miała na sobie ale dał sobie spokój stwierdzając że jego myśli uciekły i tak już zbyt daleko od głównego toru którym chciał podążać.
Skupił się na Howlicie i całym jego imperium...
- Ciekawe jak daleko jesteśmy w przeszłości o ile to nie iluzja - ostanie zdanie niewyraźnie wypowiadał już sam do siebie.
- Bo byli ci przed nami i albo pochłonęła ich mgła albo musieli się również tu dostać. Albo jeśli nie tu to gdzie są, bo jeśli byli by tu to sklepikarz widział by już to wcześniej ale mimo to uciekł więc nie tu. hmm czyli jesteśmy w naszej własnej prywatnej przeszłości lub iluzji... - całą swoją konkluzję wypowiedział do siebie ale wyraźnie już całkiem tak że wszyscy którzy słuchali mogli go usłyszeć. Zresztą nie było to najważniejsze dopóki żyli, ale Howlit zaprzątał jego głowę, ten człowiek był legendą a wziął się podobno znikąd. Musi się jeszcze nad tym zastanowić a póki co dajmy wykazać się innym w podejmowaniu decyzji. Na niego jeszcze przyjdzie czas.
 

Ostatnio edytowane przez Uzuu : 16-02-2011 o 00:48.
Uzuu jest offline  
Stary 14-11-2010, 19:57   #22
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Krasnolud powstał z kupy ludu leżących obok. Z zadowoleniem stwierdził, że kłębowisko dymu znów pojawiło się wokół jego fiolki, a zbroja nie wydawała się już tak ciężka jak wcześniej. Odetchnął powietrzem czystszym niż w zwyczajnych miastach, jednak nie tak idealnym do jakiego przywykł w swoim życiu. Jego węch został zaatakowany tysiącem różnych zapachów często nie przyjemnych i drażniących jego śluzówkę nosową. Skrzywił się widocznie i splunął na ziemię. Nie przepadał za miastami.
Owo nie wielkie przyprawiało go o dreszcze, jednak szybko pogodził się zmyślą straty ukochanego środowiska. Ach, ci bogowie. Wpierw wchodzi do lasu, by nagle znaleźć sie w mrowisku ludzkim.
- Odmiana, odmianą. Jo wolałem los. Tam czułem se bezpieczny. - rzekł zgryźliwie krasnolud po czym spojrzał na niedźwiedzia leniwie ziewającego. Na ten widok kilku mieszkańców doszło do wniosku, że mleko na palenisku zostawiło. - Muniek! ni strosz panów! - rzekł - Tu cu tera? Spróbujemy wyjść z tego ulu? Ciekawe co je poza granicom miasta...
Z pewnym trudem spod kłębowiska ciał zdołał wyczołgać się Profesor, z wyraźnie zdegustowaną miną. Nie przepadał za tak bliskim kontaktem z innymi, jednak gdy tylko zobaczył otoczenie w jakim się znalazł irytacja została zastąpiona zaciekawieniem - wyjął z kieszeni ubrania monokl i założył go, lustrując tłum i mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Gdy usłyszał pytanie Graffena odpowiedział
- Nie sądzę, by opuszczenie miasta było dobrym pomysłem. Wiem, że nie przepadasz za skupiskami ludzkimi, ale według mnie to miejsce może być cennym źródłem informacji, koniecznych w naszym zadaniu. Na sam początek powinniśmy ustalić gdzie i kiedy tak naprawdę jesteśmy. Czy to iluzja, potężne zakłócenie przestrzeni, rodzaj teleportacji wstecznej czasowo czy inne zjawisko, którego natury jeszcze nie znamy? Wygląda jak to miasto w którym byliśmy, ale nie słyszałem jeszcze o tak odległych podróżach czasowych, by pozwoliły nam wrócić do czasów jego świetności...
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 14-11-2010, 20:25   #23
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Tajemnicza inskrypcja, barwny wir i znalezienie się w miejscu do złudzenia przypominającym wymarłe jeszcze przed chwilą miasto musiały byś ściśle związane z zagadką mgły i lasu. Po wyczołganiu się spod pozostałych wygłosił nawet swoją roboczą teorię na ten temat, jednak zdawał sobie sprawę że większość albo jej nie zrozumie, albo pojmie tylko podstawy. Tak naprawdę jednak zachował część domysłów tylko dla siebie, nie będąc ich pewnym. Nie przepadał za sytuacją w której jego teorie okazywały się błędne, wolał najpierw zdobyć nieco więcej poszlak by móc dokładnie określić co się dzieje wokół nich. Otrzepując swoje ubranie z zanieczyszczeń i przywracając działanie swoich czarów ochronnych słuchał rozmowy pomiędzy Graffenem a Gabrielem


- Dobra jak tam chcesz. Tylko nich mi Muńka nie stresujo tymi krzykami. - rzekł krasnolud lekko nadąsany. Był ciekaw czy las też tu jest i czy czasem po wyjściu z miasta nie wrócą do ich planu, znów przemieszczą się w czasie lub iluzja się rozwieje.

Gabriel podniósł się z jękiem, wyprostował i przeciągnął. Zamiast zbroi znów miał na sobie bogate ubranie szlachcica. Z torby zaraz też wyjął drugi bogato zdobiony płaszcz który przywdział, stary chowając z powrotem do torby. Wysyczał coś do swego towarzysza który po chwili odleciał znikając z widoku.

- Mam nadzieję że nic nikomu się nie stało. Wstawajcie nie czas na leniuchowanie...- zaśmiał się ciepło do tych słów jak by tak naprawdę nie miał nic przeciwko temu by poleżeli i odpoczeli tu chwilę. Podał rękę elfce by pomóc jej wstać a potem każdemu kto tej pomocy mógł jeszcze potrzebować.
Krasnolud ściskając prawicę człowieka o nietypowym acz ładnym imieniu wydźwignął się do góry. Drewniana zbroja była lżejsza niż jej metalowy odpowiednik jednak nie na tyle by samemu wstać. Krasnolud otrzepał się z pyłu i wdrapał powoli na niedźwiedzia.

- Uważam że Profesor ma rację, powinniśmy się dowiedzieć czy w ogóle znają tu tego bohatera i czy przypadkiem nie wypadało by nam odwieść go od sprowadzenia klątwy na to miasto lub czegokolwiek co tu nastąpiło... ale czy to nie sprawi że znikniemy. Profesorze, Sephir?. Potrzebujemy się wypytać i w międzyczasie nie narobić sobie więcej kłopotów. Hmm wybaczcie mi Xun i Suspualshalee ale miejscowi mogą mieć pewne wątpliwości co do naszych intencji jeśli was ujrzą więc jeśli jest jakiś sposób by ukryć was na chwilę gdy będziemy próbowali się czegoś dowiedzieć... - zawiesił na chwilę głos i spojrzał niepewnie na dwójkę drowów.

- Proponowal bym się udać do rady miasteczka lub świątyni tutejszej. - Gabriel nie chciał odbierać innym inicjatywy w podejmowaniu decyzji, wolał w tej chwili poddać się głównemu nurtowi i lekko tylko korygować jego bieg.

Gdy tylko skończył przywracanie ostatnich czarów podszedł do straganu, jednak nie brał nic z niego. Jeśli faktycznie znajdowali się w jakiejś fałdzie czasoprzestrzennej to ingerencję należało ograniczyć do minimum. Zamiast tego oparł się o stragan plecami i przymknął oczy. W ten sposób dużo łatwiej było mu skoncentrować się i podjąć próbę odszukania w swoich wspomnieniach wszelkich informacji, jakie mogły się okazać przydatne
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 15-11-2010, 13:57   #24
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
- Ekhm... - odchrząknął Sephir. - Nie jestem specjalistą, ale każdy szczegół należy brać pod uwagę... Jakikolwiek czar zadziałał, jego katalizatorem były te enigmatyczne wersy.... Może warto poświecić im uwagę? - zagadnął łagodnie.

- Wszystko w swoim czasie, nie ma sensu się nad nimi teraz zastanawiać jeśli nawet nie wiemy gdzie i kiedy dokładnie jesteśmy i tym bardziej kto może nam tutaj pomóc. - Gabriel prowadził ten dialog poświęcając więcej uwagi okolicy niż rozmówcom.
- Wybacz Sephirze ale uważam że nawet znalezienie miejsca na odpoczynek i czegoś do zjedzenia może być niedługo ważniejsze - Znów zaczął się rozglądać próbując ocenić jak daleko mogli się cofnąć w czasie...

- To zrozumiałe, że mogę się mylić. Jestem tylko marnym skrybą, taki już mój los. - młodzieniec zaśmiał się, próbując obrócić swoje słowa w żart.
Gabriel roześmiał się również, lubił ludzi którzy mieli poczucie humoru i potrafili kłamać w dobrym stylu.

Miasto… ludzkie miasto, przepełnione ludźmi – odrzekł centaur w głowie, gdy tylko zobaczył to co przed nim wyrosło. Wszystko co było przeminęło, a powstało coś zupełnie innego, wspaniałego ale zarazem przerażającego. Jaka potęga zmieniła to cudowne miasto w ruinę, w której cisza jest przerażająca bardziej niż cokolwiek innego? A ludzie... w końcu ich pozna, ich kulturę i zwyczaje… w końcu zasmakuje tak chwalonych przez jego przyjaciela potraw, które ponoć tylko ludzie potrafią przyrządzać. Cexeriel pochłaniał wzrokiem każdy szczegół miasta, każdy najdrobniejszy ruch. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję, on już zdecydował… miasto – jego odwieczne marzenie, nie spełniony sen.
- Ja pozostaje w mieście – odrzekł niewyraźnie, z wyraźną nutą podniecenia. Przywołał swego wilka; który również, jak centaur zaskoczony był takim obrotem sprawy, i po chwili podszedł do straganu mężczyzny, który uciekł nie wiedzieć dlaczego i wziął dwa owoce. W jednego wgryzł się momentalnie, delektując się słodkim smakiem, którego tak bardzo mu brakowało od dawnych czasów. Drugi owoc natomiast powędrował wprost w pysk wilka, który pożarł go kilkoma kęsami. I tak stał ze swym wilczym przyjacielem wpatrując się przed siebie w cud, który go spotkał…
 
Olian jest offline  
Stary 15-11-2010, 14:42   #25
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Wiecie co w sumie to możemy poczekać na straż która mam nadzieję zaraz przybędzie się nami zając a wtedy ich wypytamy o wszystko. - Gabriel uśmiechnął się i widocznie nie mając nic innego do roboty zaczął przechadzać się w tę i z powrotem jakby zwiedzając rynek.
- Co by zrobiła grupa strażników z podejrzaną zbieraniną “poszukiwaczy przygód”, którzy to pojawili się z nikąd w samym środku miasta? Hm... - odezewał się skryba, który stał odwrócony do wszystkich plecami.
Sephir chwycił swoję brodę palcami i potarł ją kilka razy, po czym zwinnym obrotem odwrócił się do towarzyszy, unosząc do góry dłoń i uśmiechając się niewinnie.
- Wrzucą nas za kratki, w najlepszym wypadku. - powiedział, jakby wpadł na niezwykle wspaniałomyślny pomysł.
- Rozmowę w takim razie proszę zostaw mnie, a poza tym chyba bycie zbieraniną poszikawaczy przygód nie jest karalne wiezieniem. Choć nie wiem jak to jest u ciebie przyjacielu. - Gabriel zajmował się oglądaniem jednego z budynków gdzie powinny znajdować się wrota do cmentarza.
Musiał mówić nieco głośniej gdyż oddalił się nieco od całej grupy.
- Kto wie, czy ktokolwiek będzie chciał z nami rozmawiać. - odpowiedział mag, wydymając wargi w żartobliwym grymasie. Poza tym, nie wiemy nic o tutejszej “tolerancji”. Sam widok niedźwiedzia wystarczył, aby spłoszyć tutejszy motłoch.
- Och nie zaszkodzi nam poczekać chwilę... chyba że chcesz coś zasugerować? Ja bym odpoczął i może spróbował tych owoców, wyglądają naprawdę kusząco. - podszedł do straganu z którego uraczył się centaur. Podniósł jeden z owoców i powąchał, wytarł o połę płaszcza i wgryzł się głeboko w miąsz. Sięgnął do sakiewki i wyjął srebrika po czym położył go tak by sprzedwaca mógł go łatwo znaleźć.
- Spróbuj są wyśmienite... - te słowa skierował do Sephira.
- Ooodpoczynek! Tak, tego mi trzeba! - Sephir zaklaskał i znów przybrał swoją minę z kategorii “naiwnych i słodkich”.
Mag skorzystał z zachęty towarzysza i skosztował jednego z owoców. Gabriel wzruszył tylko ramionami czekając na reakcję innych.
- Niee.... A muże jednak tok - rzekł krasnolud nagle zmieniając zdanie. - troche sianka po tyłek i snu zawsze se przydo. - rzekł krasnolud, a w głowie zaświtał mu chytry plan.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 17-11-2010, 23:13   #26
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o23uIlpi_CE[/MEDIA]

W ostateczności wszyscy postanowiliście zaczekać na placu na przybycie straży miejskiej. A właściwie prawie wszyscy gdyż Xun burknął pod nosem coś na temat zwiadu, po czym nie pytając nikogo o zdanie ruszył uliczkami w głąb miasta. Lairiel natomiast gdzieś znikła, jedynie Greffen zdawał sobie sprawę, że drowka dalej jest na placu, jednak ukryta pod osłoną niewidzialności. Niezwykły słuch druida pozwalał mu jednak dokładnie określić jej położenie, toteż krasnolud był spokojny, nie bojąc się podstępnego ataku z jej strony.
Profesor natomiast wytężał swój potężny umysł szukając w nim wskazówek, na temat sytuacji która im się przydarzyła. Szukał chociażby najmniejszej wskazówki ale nic nie przychodziło mu do głowy. Żaden mag nie był w stanie cofnąć czasu na takim obszarze ,aż tak daleko! Zaklęcia zatrzymania czasu są wielce męczące i wymagają niezwykłej wiedzy magicznej, a jego cofnięcie jest o wiele trudniejsze. Przeniesienie tak daleko w przeszłość całego miasta z naukowego punktu widzenia wydawało się wręcz niemożliwe. Energia potrzebna do tego procesu byłaby zbyt wielka by móc ją w taki sposób skondensować.
Ludzie podejrzliwie przyglądali się wam z okien swoich domów, a grupki ciekawskich dzieci wskazywały wielkiego niedźwiedzia palcami. Zwierzę wzbudziło bowiem największe zainteresowanie z was wszystkich. Muniek był olbrzymi i nie wyglądał na potulne stworzenie, paszcza pełna wielgachnych kłów była wstanie pozbawić odwagi nie jedną osobę. Z przyczyny niedźwiedzia kupcy zrezygnowali póki co z rozkładania na placu swych straganów, najwidoczniej woleli poczekać na rozwój wydarzeń. Pojawiające się znikąd osoby rzadko zwiastowały coś dobrego.

Na przybycie się straży nie musieliście czekać długo. Na plac wkroczyła grupka ośmiu ciężko opancerzonych osób. Mężczyźni do pleców przytroczone mieli stalowe tarcze,a przy pasach nosili długie miecze. Hełmy połyskiwały w porannym słońcu, a ich pojawienie się wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie tłumu. Znanym faktem było to, iż ludzie z radością patrzyli na ciekawe wydarzenia, oczywiście jeżeli byli przy tym w bezpiecznej odległości od nich. Jeden ze zbrojnych wyszedł na przód grupy i ściągnął z głowy hełm. Był to człowiek już o lekko posiwiałych włosach i bujnym czarnym wąsie. Zmarszczki na twarzy dodawały mu powagi, a oczy żołdaka przenikliwie was lustrowały.



- Kim jesteście? Otrzymaliśmy informację, że pojawiliście się znikąd na naszym placu miejskim. Jesteście magami?- zapytał zbrojny tubalnym mocnym głosem. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Sephirze i Profesorze którzy magów przypominali na pierwszy rzut oka. Jednak nim zdążyliście odpowiedzieć wesoły głos zza pleców strażników zrobił to za was.
- Panie Kapitanie po co w tym tyle agresji? Wszak teleportacja robi się coraz powszechniejsza w dzisiejszych czasach!

Strażnik odwrócił się by spojrzeć na mówcę po czym schylił głowę w lekkim ukłonie. Reszta zbrojnych rozstąpiła się przepuszczając elegancko ubranego osobnika. Był to młody mężczyzna z dobrze skrojonym cylindrem na głowie. Rudawe proste włosy sięgały delikatnie za jego ucho, falując przy każdym jego kroku. Oczy osobnika były fioletowe i dookoła nich widać było lekki makijaż, który jeszcze bardziej podkreślał tę niezwykłą barwę. Pod prawym okiem chłopaka znajdował się malutki tatuaż, przedstawiający jakiś dziwaczny symbol. Osobnik ubrany był w niebieski frak z czerwonymi zdobieniami , oraz kolorystycznie pasujące do tego spodnie. Na dłoniach założone miał białe materiałowe rękawiczki.


Z uśmiechem stanął koło kapitana straży i zwrócił się do was na tyle głośno byście wyraźnie usłyszeli każde słowo.
- Witajcie przybysze, jestem Dolcel burmistrz tego miasta! Co was tu sprowadza w tak niezwykły sposób!- człowiek miał wesoły i miły dla ucha głos, cały wręcz promieniował dobrym humorem.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 17-11-2010 o 23:19.
Ajas jest offline  
Stary 23-11-2010, 23:53   #27
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Profesor odpowiedział uśmiechem na uśmiech burmistrza. Jeśli faktycznie mieli tutaj coś zdziałać to niezbyt dobrym pomysłem byłoby zniechęcenie do siebie lokalnych władz. Mówienie całej prawdy wydawało się głupotą, jednak nie zamierzał kłamać. Jego honor jako pracownika naukowego nie pozwalał mu uciekać się do takich metod, jedynym wyjątkiem mogło być dobro nauki. Jednak uciekanie się do mówienia częściowej prawdy lub przedstawianie prawdziwych faktów tak, by wyglądały inaczej niż w rzeczywistości… to już całkiem inna sprawa

- Witam i przepraszam za zamieszanie spowodowane tak nagłym pojawieniem się naszej ekipy na rynku. Jak sam zauważyłeś metoda naszej podróży nie była tak niezwykła, teleportacja jest wspaniałym narzędziem pozwalającym oszczędzać czas i koszty. Bardziej niezwykłe jest miejsce w którym się zjawiliśmy, bowiem wcale tego nie planowaliśmy. Niestety, magia choć jest najdoskonalszym narzędziem danym człowiekowi jak wszystko bywa zawodna i mimo precyzyjnych wskazówek człowiek ląduje nie całkiem tam, gdzie planował. Jesteśmy wyprawą badawczą, mieliśmy zbadać tajemnicę pewnej puszczy jednak zamiast tego skończyliśmy tutaj – Profesor pokręcił z dezaprobatą głową – tracąc dużo czasu i energii. Dlatego jeśli to nie problem chcieliśmy uzyskać możliwość pozostania przez maksymalnie kilka dni w mieście, by ponownie zebrać siły. Teleportacja tak dużej grupy wraz z ekwipunkiem nie jest łatwym zadaniem.

-Ah czyli nie myliłem się iż trafiliście tu na wskutek magii! Wspaniale, tacy zacni poszukiwacze przygód to zaszczyt dla naszego miasta! Oczywiście, że możecie tu zostać, i naprawdę zachęcam do korzystania z usług jakie oferuje nasze skromne miasteczko.- Mówiąc to burmistrz rozłożył szeroko ręce pokazując na budynki dookoła. - Prosiłbym jednak abyście pilnowali swych zwierząt a szczególnie tego potwornie olbrzymiego niedźwiedzia, miasto to miasto i ma swoje prawa, myślę że w stajnie znajdą dla nich miejsce.- burmistrz podrapał się po swym gładkim podbródku.-Jest coś w czym mogę wam pomóc?

Profesor uśmiechnął się przyjaźnie

- Zapewniam, że tak długo jak niedźwiedź jest razem z nami nie stanowi zagrożenia dla nikogo. Ten krasnolud - wkazał na Graffena - wbrew stereotypom jakie o jego rasie krążą jest naprawdę zdolnym druidem i przyjacielem Muńka, jak zwie się niedźwiedź. Jednak zostawienie go w stajni nie byłoby dobrym pomysłem, zwarzywszy na rozmiar boksów jak i reakcję innych zwierząt na tak nietypowego ,,kompana”. Dziękuję za propozycję, jeśli będziemy potrzebowali pomocy niewątpliwie się zgłosimy. Tak gwoli ścisłości to w razie problemów gdzie możemy odszukać ratusz?

Burmistrz skupił uwagę swych fioletowych oczu na Profesorze uważnie go słuchając.

- Myślę iż mógłbym załatwić dla waszych zwierząt wolną stajnie... Jak widzisz szanowny magu mieszkańcy boją się tego.... eee jak on się nazywał..., ah tak Muńka!- Burmistrz roześmiał się wesoło i wrócił do odpowiadania na zadane pytania.- Ratusz znajduje się niedaleko, łatwo się tego domyślić gdyż jak widzisz szybko przybyłem za naszymi dzielnymi strażnikami. Jeżeli ruszycie ta uliczką na pewno traficie. - Mężczyzna wskazał uliczkę z której przyszedł on jak i strażnicy. - Pozwolisz, że spytam Cię, do jakiej to puszczy zmierzaliście?- foletowe oczy spojrzały na maga ciekawsko wyczekując odpowiedzi.

Profesor spojrzał burmistrzowi prosto w oczy i po krótkim namyśle odparł

- Przykro mi, ale tego zdradzić nie mogę, przynajmniej tak długo jak długo nie uzyskamy satysfakcjonujących nas wyników. Kto wie, może szykuje się nam rewelacja która pozwoli nam zapisać nasze imiona na długo? Nie chcemy zdradzać nikomu zbyt wiele, by ktoś nie ubiegł nas w naszych badaniach i nie sprzątnął sukcesu sprzed nosa. Jeżeli jednak nasze badania zakończą się sukcesem to niewątpliwie wieść o tym dotrze również do tego miasta
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 24-11-2010, 18:11   #28
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
- Ta... ale Munio jak sam ostanie to i smutny będzie. A jak smutno mu si zrobi to pewnikiem bedzie chcioł do mnie przyleźć. Zapewniam, żadna stajnia czy te boksy nie powstrzymajo go gdy bedzie chcaił uciec. - rzekł Graffen i poklepał miśka po karku. - chyba że jaki lasek w pobliżu macie to może udo mi se nakłonić co by tam pobuszował przez te kilka dni... - dodał po krótkim namyśle idąc na ustępstwa.

Burmistrz spojrzał na osobnika o zielonej brodzie i westchnął.- Dobrze więc, niechaj zwierzęta będą przy was, jednak pilnujcie ich, bowiem nie chce by nasze stosunki zeszły na złą drogę. Co do lasu to właśnie dziwi mnie, że poszukując jakiejś puszczy wylądowaliście tutaj... - burmistrz zrobił pauzę i poprawił cylinder. - Bowiem w okolicy naszego miasta nie ma lasów, a o tajemniczych puszczach ja przynajmniej nie słyszałem. - Dolcel znowu się uśmiechnął i wesoło zagadnął.- Nie jesteście aby głodni?

Sephir, który od pojawienia się burmistrza, wpatrywał się w człowieka dziwnym, badawczym wzrokiem, w którym kryła się podejrzliwość przemieszana z ostrożnością, postanowił zabrać głos.
- To bardzo miło, że przyjął nas pan z taką życzliwością, ale jeśli chodzi o jadło, to prosiłbym o pozostawienie nam wolnej ręki w tej kwestii. - powiedział to głosem, w którym czuć było chłód.
Jego szeroko otwarte oczy śledziły każdy ruch mężczyzny.

- Oczywiście, oczywiście. - powiedział Burmistrz i niedbale machnął ręką.- Karczm mamy tu wiele, a ceny nie należą do wygórowanych, chciałem po prostu posłuchać o waszych przygodach, a posiłek jest odpowiedni do takich opowieści.

Profesor zmrużył nieco oczy słysząc to pytanie. Sam jako zdolny naukowiec już dawno rozgryzł naturę cienistego towarzysza, ale prawda o nim mogłaby źle odbić się na opinii burmistrza. Zamiast tego, postanawiając zmienić odezwał się ze szczerym uśmiechem

- Czyżby to była propozycja spożycia posiłku w twoim towarzystwie? I tak musimy tu zostać przynajmniej przez jakiś czas, więc zapewne przynajmniej część z nas przystałaby na to z radością.. Zawsze przyjemniej spożyć ciepły posiłek w ciekawym towarzystwie niż suchy prowiant do jakiego przywykliśmy na wyprawach

- Mądrze prawisz! Wspólny posiłek to naprawdę rzecz która każdy powinien szanować, oraz korzystać póki jest na to okazja! - Dolcel podrapał się w miejscu swego małego tatuażu po czym patrząc na niedźwiedzia z lekkim zakłopotaniem zapytał. - A ta bestiia co jada?

Krasnolud zdębiał nagle. Wspólny posiłek z burmistrzem mógł wyglądać na wykwintną ucztę w towarzystwie miejscowych notabli, za suto zastawionym stołem. I tego właśnie Graffen się przestraszył.

Kilka lat wcześniej dwójka istot ubrana w skórzane, nieobrobione płaszcze, podpierając się drewnianymi kosturami, przemierzało las. Jeden z nich, wyższy, o blond włosach i z widocznie elfimi korzeniami, acz prawdopodobnie z mieszanego związku prowadzony był przez szarego wilka na niedługiej smyczy. Czarna opaska zakrywała mu oczy.
- Czy to konieczne? Przecie i tak wiesz cu gdzie jes. - spytał ten drugi, niższy, z rudą brodą.
- Trudno było by wytłumaczyć im, ze nagle odzyskałem wzrok na świat. Zresztą, to nie jest kłamstwo. Przecież nie mam oczu. - odrzekł ten wyższy.
- A jo czemu z tobą tam ide? - krasnolud drążył dalej temat.
- Musisz ich poznać...

Znaleźli się na dość dużej polanie. Wręcz w wielkim prześwicie w lesie który mógł być spowodowany spadkiem meteorytu lub krwawej batalii oddziału magów. Jednak nie był to pusty teren. Gdyż w tym właśnie sercu lasu wyrastało wielkie i piękne miasto zbudowane z białego kamienia. Miasto elfów.
- Po co mu tu?
- Muszę pogadać ze starym druhem i powiadomić go o walkach na wschodzie lasu. Nie zajmie nam to dłużej niż dwie noce.
- Ech... skoro musisz...

Zostali powitani przez jednego z Królewskich Doradców, w jego prywatnym domu. Domu który choć stylem pasował do reszty miasta, to jednak przewyższał zwykłe domy zarówno w rozmiarach jak i w jakości zdobień płaskorzeźb i fresków na ścianach i sufitach. Bogate wnętrze, zaprojektowane ze smakiem, nie atakowało przepychem i bogactwem, lecz zdumiewało idealnymi liniami i arcymistrzowską robotą artystów. Nie jeden złocisz musiał zostać wtopiony w owy budynek. Graffen skulił uszy w swoim nakryciu, przytłoczony nie naturalnym środowiskiem. Na środku sali stał mężczyzna o wyraźnie elfim pochodzeniu, ubrany w aksamitne szaty koloru purpury. Złoty diadem zatrzymywał długie, kasztanowe włosy przed wpadaniem do oczu. Szmaragd na palcu lśnił w promieniach słońca.
- Witaj Virionie! I ty mości krasnoludzie - rzekł z uśmiechem na twarzy i ruszył w ich kierunku. Graffen nie wiedział czemu zdawało mu się, że elf z trudem przełknął słowo pokurczu. Nie podobało mu się tu...

Krasnolud chyłkiem rozejrzał się dookoła. Już wolał znów jeść suchy prowiant niż stołować się wśród arystokracji tutejszej ludności.

Profesor nie pozwalając by drgnął mu jakikolwiek mięsień twarzy znamionujący rozbawienie odpowiedział grobowym głosem

- Jagody

Burmistrz spojrzał na niedźwiedzia a następnie przywował w myślach obraz jagody.
- Ehm... Na pewno są to jakieś duże jagody... - odpowiedział wymijająco po czym spojrzał na niebo. - Niebawem na tym placu zrobi się dość tłoczno... - rzucił od tak w przestrzeń.

Krasnolud zainteresował się nagle. Nie wiadomo co to właściwie się działo, jednak będąc pewny swych umiejętności nie wziął jednego czynnika pod uwagę. Sądził, że uda mu się cokolwiek znaleźć w magicznej puszczy do jedzenia, jednak tam nawet poziomek nie zobaczył. Jakie było jego zaskoczenie gdy to odkrył. Teraz będąc w bardziej cywilizowanym zakatku czasu i przestrzeni postanowił lepiej się przygotować. Musiał zakupić komponenty do zaklęć.
- Macie w może zwyklaśne jagódki gdzie w pobliżu? Albo na wymianę? - spytał druid przypominając sobie w pamięci formułę zaklęcia.

- Myślę że na straganach znajdzie się kilka jagódek.- odparł brodaczowi władca miasta.

- Dubra, to spotkamy najwyżej się wieczorem - rzucił do profesora i ruszył na Muńku w stronę straganów.
Nie przepadał za tak dużym skupiskami ludzi. Czuł się przytłoczony, mały i bezradny, co będąc na Muńku było dość śmieszne. Podjechał pod zgarbioną starowinkę, która jako jedyna nie przejęła się nadejściem wielgaśnego miśka.
- Dubry Pani! - zakrzyknął z góry - ładniuśkie jagody macie. Po ile za uncję?
- Uncję młodziaczku? My tu na kilogramy sprzedajemy. Złocisza za kilogram piękniśkich jagódek. Zdrowe i smaczne...
- Dubra. To poprosze to kilo. Tylko co by ni oszukańcze było
. - odpowiedział schodząc z niedźwiedzia i wyjmując monetę z sakiewki.
- Łiiii, czym mi tu płacicie. Toć to jaka zagraniczna waluta chyba jest? Ni! A zresztą pokażcie ją. - zaskrzeczała i wzięła pieniądz od druida. Obejrzała w słońcu, ugryzła i orzekła - pić takich sie należy.
- Pić złociszy za kilo jagód? To ile to kilo waży?
- Kilo.
- Ech... draj złociszy babuleńko
- Draj? Jaki znowu drań? Cztery złote i kropka.
- Dubra nich bedzie cztere. Macie i żyjcie w szcześciu
. - zapłacił i ruszył w stronę obrzeży miasta. Był wielce ciekaw co się stanie jak przekroczy granicę miasta.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 25-11-2010, 00:21   #29
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Dyplomata milczał przez większość rozmowy. Właściwie to tego typu dyskusje były jego domeną ale nie kwapił się by zabrać głos i zwrócić na siebie uwagę nowo przybyłych. Jeśli tylko uda im się wydostać z tego miasta zajmie się sprawą Howlita i ustanowi własne rządy w stolicy a jeśli nie no cóż musi się przekonać co tak naprawdę mogą teraz zrobić z tym całym bałaganem. I co wtedy co zrobi jeśli uda mu się wrócić... Odrzucił resztki owocu i rozgniótł je butem włożył w to całą złość która nagle zakotłowała się w nim, doskonale nauczono go panować nad emocjami i jak pozbywać się negatywnych uczuć. W tamtym świecie nic już go nie trzymało, tam był martwy dla wszystkich zarówno wrogów jak i przyjaciół a jego powrót byłby tylko komplikacją dla Onyksa.
- Skurwysyn... - zaklął cicho pod nosem. Rzucił jeszcze raz okiem na grupę z którą przyszło mu podróżować. Przy odpowiednim wyposażeniu mógł by z nimi zapewne sporo zdziałać. Onyks nie wysłał go tu jako odkupienie win wysłał go tu na śmierć. Dyplomata zaczął pocierać podbródek, jedyny pozostałość po treningu której nie potrafił się pozbyć a tym którzy go znali dawała znać że coś jest bardzo nie w porządku.
- W takim razie ja muszę odmówić wspólnego posiłku. - Sephir odrzekł spokojnie, znów przybierając maskę uprzejmości. Gabriel powoli zaczynał mieć tego dosyć, Profesor choć się starał nie miał wyraźnie wyczucia do rozmów z całym szacunkiem do jego wiedzy, zwyczajnie zaczynał się gubić. Ten burmistrz był na tyle uprzejmy że nie pogrążył go jeszcze bardziej. Sephir znów z tym swoim uśmieszkiem na twarzy który mówił wszystko... Dyplomata westchnął ciężko, jeśli chcesz by coś było zrobione dobrze zrób to sam.
- Witajcie szacowni panowie, nazywam się Gabriel. - Wyciągnął dłoń by uścisnąć prawicę obydwu mężczyzn. - Nasi uczeni którzy zadbali byśmy wylądowali w niewłaściwym miejscu to Profesor i Sephir. - tutaj wskazał obydwu uczonych. - dalej to Graffen i Cexeriel - Gabriel po kolei wskazywał pozostałych członków ekipy. - z przyjemnością przyjmiemy zaproszenie na posiłek, no cóż może nie wszyscy z nas tak tęsknią do ciepłej strawy. Opowiedzcie nam proszę o tej okolicy i o was samych bo muszę przyznać że jesteście nietuzinkową osobą panie Dolcel, nie spodziewał bym się kogoś w twoim wieku w roli burmistrza. Obiecuje że odwdzięczę się równie ciekawą historią. Prowadźcie proszę. - Gabriel pozwolił sobie poklepać burmistrza po ramieniu i gotów był ruszyć za nim.
- Wszyscy zainteresowani ciepłym posiłkiem za burmistrzem proszę. Sephir może pomożesz Gaffenowi znaleźć bezpieczne schronienie dla Muńka, nie chcemy wzbudzać niepotrzebnego zamieszania prawda? - Odwrócił się do skryby by to powiedzieć mrugając porozumiewawczo okiem. Gabriel chwilowo nie martwił się o swego towarzysza wiedział że tamten obserwuje ich bezpiecznie z ukrycia i gdy nadejdzie pora ten sam go odnajdzie.
- Ojej, jak na kogoś obwinianego o błędną teleportację, myślę, że bezpieczniej byłoby żebym trzymał się na uboczu. - odparł i w dyskretny sposób dał znać Gabrielowi że, zrozumiał przesłanie. Dyplomata zastanawiał się czy ich niewidzialna towarzyszka kręci się cały czas w pobliżu czy wyruszyła może samotnie by zbadać okolicę. Miał tylko nadzieję że razem z Xunem wrócą na kolację. Przebiegła z niej sztuka przemknęło mu tylko przez myśl, najpierw grała z nim a teraz próbuje sztuczek na profesorze, wyraźnie słyszał cichutką prośbę o podzielenie się jedzeniem, może wcześniej by odpuścił ale w tej chwili nie miał ochoty być już bardziej manipulowany, trzeba będzie doprowadzić i ją do porządku. Ale nie wszystko na raz, najpierw nasi gospodarze. W tym czasie Dolcel odpowiadał Gabrielowi na jego pytania, jak i komplementy.
- Oj, od rau nietuzinkową, po prostu udało mi się szybko wspiąć na najwyższy szczebel mojej kariery. Wie Pan miałem po prostu dużo szczęścia. - Burmistrz zaśmiał się, ale widać było że komplementów słucha się mu miło. - A porozmawiać, porozmawiamy przy posiłku, proszę za mną! - Dolcel odwrócił się na pięcie i w eskorcie straży ruszył uliczką w stronę ratusza, ruchami dłoni pokazując wam byście ruszyli za nim. Nikt jeszcze samotnie nie wygrał żadnej wojny...

… słowa jeszcze brzmiały w jego uszach gdy Howlit opuszczał pomieszczenie zostawiając sześciu młodych mężczyzn samym sobie. Żaden z nich nie znał drugiego ale mieli stać się swymi towarzyszami na długie lata choć jeszcze tego nie wiedzieli. Każdy z nich specjalista w innej dziedzinie sprawiał że odpowiednio zgrani mogli stawić czoła każdemu wyzwaniu. Wszystko z czego później byli znani osiągnęli ciężką pracą i współpracą. Wspólnie dzielili gorycz porażki i radość sukcesów. Byli swymi sojusznikami w wojnie którą ich władca wypowiedział światu który ich otaczał...

Gabriel zatrzymał swe spojrzenie na Profesorze. Poza nim podążał z nimi jeszcze tylko centaur ale wydawał się zagubiony i nieobecny. Wziął głęboki oddech i klepnął uczonego w ramię.
- Gdy będziemy mieli chwilę chciałbym z Tobą o czymś koniecznie porozmawiać...
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 27-11-2010, 17:41   #30
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Profesor i Gabriel


Tylko wasza dwójka ruszyła za burmistrzem by wraz z nim spożyć wspólny posiłek. Druid wraz z Sephirem ruszyli w miasto, elfka pod osłoną niewidzialności ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, zaś rozmarzony centaur machnął wam ręką mówiąc.
- Jestem ciekaw tego miasta, spotkamy się wieczorem. Chce je dokładnie obejrzeć. – po tych słowach wraz ze swoim wilkiem ruszył w gąszcz uliczek.

Dolcel w obstawie strażników prowadził was przez miasto w stronę ratusza miejskiego. Szedł wesołym sprężystym krokiem pogwizdując pod nosem, jakąś wesołą melodyjkę, co jakiś czas rzucał też jakąś ciekawostkę na temat miasta. To o jakiejś starej kamieniczce, to znowu polecał wam jakąś karczmę dobrą na nocleg.

Droga do głównego gmachu tego miasta nie była długa. Gdy jednak zobaczyliście budynek, od razu zdaliście sobie sprawę ze nawet bez przewodnictwa burmistrza znaleźlibyście go bez problemu. Była to wysoka, niezwykle kolorowa budowla o przedziwnym wyglądzie. Ratusz zdawał się być kilkoma budynkami połączonymi ze sobą przez jakiegoś szalonego architekta. Wpatrując się w ten przedziwny budynek co chwilę wyłapywaliście kolejne dziwaczne szczegóły. A to kolorowy wiatraczek furkoczący wesoło stał na jednym z balkonów, to znowu jedno z okien było witrażem przedstawiającym tańczących ludzi. Na balkonach stały wysokie i fikuśne rośliny doniczkowe, a gałka od głównych drzwiach była szklaną kulką ze sztucznymi płatkami śniegu w środku. Dom ten był dziwniejszy od jakiegokolwiek widzianego przez was wcześniej.


Dolcel wprowadził was do środka i krętymi schodami doprowadził was do drabiny, po której wspięliście się by dotrzeć do sporych rozmiarów okrągłego pokoju. Podłoga była tu pokryta puchatym dywanem fioletowego koloru, a drabina ukryta była pod klapa w podłodze, po zamknięciu klapy nie sposób było jej dostrzec. Na środku pokoju stał okrągły suto zastawiony stół. Na środku tego mebla leżał wielki półmisek na którym spoczywało pieczone prosie. Wyglądało naprawdę smakowicie, a zapach świeżo upieczonego mięsa docierał do waszych nozdrzy pobudzając je do działania.


Poza im na stole leżały w półmiskach najróżniejsze owoce. Jabłka i gruszki oraz co bardziej wyszukane dary matki natury. Niektóre owoce wyglądały naprawdę niezwykle, ale i smakowicie, ich delikatna skórka aż prosiła się o spotkanie z waszymi ustami.


Poza stołem i kilkoma wygodnymi krzesłami w pokoju było coś jeszcze, coś co zupełnie nie pasowało do ratusza miejskiego. Na ścianach było mnóstwo półek które aż uginały się pod ciężarem różnorakich zabawek. Były tu figurki rycerzy, metalowe kulki do gry, sterty kostek i niesamowita ilość maskotek wszelkiego rodzaju. Dolcel siadając do stołu wziął z półki sporych rozmiarów zabawkowego królika i posadził go sobie na kolanach z uśmiechem drapiąc go za uchem.


-A więc smacznego panowie!- powiedział wesoło burmistrz i ugryzł jeden z owoców.

~*~

Gdy opuściliście już ratusz po posiłku z burmistrzem zatrzymaliście się w karczmie poleconej przez Dolcela . Mogliście tutaj w spokoju porozmawiać i ustalić swe dalsze poczynania. Gości było niewielu, a karczmarz gdy zobaczył strażników którzy was tu odeskortowali odstąpił wam dwa pokoje za darmo. Były to proste izby bez wielkich wygód, jednak nie było w nich innych osób, a brak ciekawskich uszu to czasem największy możliwy luksus.


Grefen


Przedzieranie się przez miasto na grzbiecie Muńka nie należało do najtrudniejszych. Zwierze torowało drogę pośród przestraszonych ludzi, a Sephir kroczył kilka kroków za wami wesoło przeskakując z nogi na nogę. Kierowałeś się w stronę bramy miejskiej by zobaczyć co znajduję się poza murami miasta. Dotarcie do niej zajęło ci trochę czasu, gdyż kilka razy straciłeś orientacje w gąszczu uliczek i byłeś zmuszony zapytać miejscowych o drogę. Jednak w końcu wraz z Sephirem i twoimi niedźwiedziem staliście oko w oko z wyjściem z miasta.

Dwóch strażników pilnujących wyjścia przepuściło was bez żadnych problemów, życzyli wam miłej drogi i otworzyli przed wami ciężkie wrota. Gdy odrzwia się otwarły zobaczyliście za nimi dróżkę pośród pól która prowadziła gdzieś w dal. Niebieskie niebo pokryte było nielicznymi białymi obłokami a ptaki szybowały po nim w sobie tylko znanym kierunku. Ten widok uspokoił was i bez strachu przekroczyliście bramie miejską.


Jednak gdy tylko wyszliście za bramę, a wrota zamknęły się za wami wszystko się zmieniło. Z nieba znikły obłoki i ptaki, a nieboskłon przybrał ciemną barwę. Tak samo nie było tu już pól pokrytych złotymi kłosami, ani spokojnej ścieżki. Był tu tylko piasek, i sporadycznie wyrastające olbrzymie drzewa. Było tu niezwykle cicho, i przeraźliwie zimno. Każdy twój oddech powodował formowanie się pary przed ustami. Po chwili zobaczyłeś tez, że w powietrzu w niektórych miejscach unosi się mgła, ta sama która towarzyszyła wam w lesie.

Odwróciłeś się by zobaczyć co stało się z bramą, jednak ta na szczęście wciąż była za twoimi plecami. Samotne potężne drzwi pośród piaszczystej zimnej pustyni. Było to naprawdę dziwne zjawisko. Gdy przyglądałeś się bramie usłyszałeś głos Sephira ewidentnie skierowany do Ciebie.
- Czy mi się zdaje czy tamto drzewo jest jakieś inne?

Odwróciłeś głowę by spojrzeć w kierunku wskazanym przez skrybę. Faktycznie jedno drzewo, znajdujące się najbliżej was było jakieś dziwne. Nie miało gałęzi czy liście, a czubek tego kolosalnego drzewa był spiczasto zakończony. Wyglądało niczym olbrzymi pal o potężnych korzeniach. Zmrużyłeś oczy by lepiej przyjrzeć się dziwnemu drzewu i wtedy dotarło do Ciebie na co patrzysz. To nie było drzewo, to była olbrzymia wieża!


Dziury które z daleko wyglądały jak dziuple, były małymi okienkami. Zamiast kory zaś były cegły. Jedynie korzenie wyglądały na pochodzące z prawdziwego drzewa. W całym swym długim życiu nigdy nie widziałeś czegoś takiego...
 
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172