Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2011, 11:00   #1
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Powrót



“Pragniemy, żeby miłość trwała, a wiemy, że nie trwa,
choćby cudem miała trwać przez całe nasze życie i tak urwie się w jakiejś chwili.
Żadna istota, nawet najbardziej kochana, nigdy do nas nie należy.
Na okrutnej ziemi, gdzie kochankowie umierają czasem rozdzieleni, a rodzą się zawsze z dala od siebie,
absolutna komunia na cały czas życia jest niemożliwym żądaniem.”

Albert Camus

… a jednak czasami ktoś poruszy niebo i ziemię i jest gotów zstąpić nawet do samych piekieł by dusza na wieki uwięziona w krysztale znalazła wyzwolenie, a ten którego czas przerwano przedwcześnie, przecięto podłym ciosem podstępnych wrogów powrócił do życia...

Monotonnie płynące słowa powoli przebijały się do niego poprzez ciemności spowijające umysł. Słyszał męski głos, wyraźnie ćwiczony w wygłaszaniu oracji lub śpiewie, silny i przepełniony natchnieniem jakby jego właściciel upajał się swoją przemową.
Tatuaż poruszył się i zasyczał. Magia otaczała go z wszystkich stron.
Spróbował się ruszyć, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Z wysiłkiem zdołał w końcu unieść powieki. Wysoko nad sobą zobaczył tonące w półmroku sklepienie. Zwieszały się z niego szare pajęczyny poruszane lekkim wiatrem, wpływającym przez pozbawione szyb, umieszczone wysoko pod stropem okna. Wpadało przez nie także delikatne światło brzasku.


Powoli rodził się nowy dzień...

- Obudziłeś się w końcu! - Właściciel głosu zbliżył się do niego i nachylił nad nim. Twarz która ujrzał nie powinna była należeć do mężczyzny. Była zbyt śliczna, zbyt... kobieca? Jasnozłote włosy w wijących się puklach opadały mu na czoło i ramiona, niebieskie, ogromne w drobnej twarzy oczy patrzyły z nieskrywaną ciekawością, a kiedy koralowe pełne usta wygięły się w uśmiechu w policzkach ukazały się dwa urocze dołeczki:
- Moja Pani będzie bardzo zadowolona!

Leżący mężczyzna jęknął, z trudem przekręcając głowę i patrząc na twarz, która napawała go czystym obrzydzeniem. Zacisnął wargi, niestety nie mógł odepchnąć go od siebie. Znowu, znowu to samo, podobne a jakże inne. Czuł, że jest w swoim ciele, ale jednocześnie czuł... że minęło znacznie więcej czasu niż wtedy. Coś się zmieniło. Nie było tu krasnoludzkiego kapłana, ani Gail... ani zresztą nikogo kogo znał. Rozpadająca się budowla była jawnym symbolem tego, że nie wszystko poszło jak trzeba. A więc Antara wygrał? Z trudem przypominał sobie ostatnie wydarzenia... ostatnie, które pamiętał.
- Zamknij się.
Przymknął oczy, wzdychając głośno.
- Albo nie. Powiedz gdzie jestem i który mamy... rok.
- W Tehtyrze panie
- odpowiedział jego rozmówca wyraźnie niezbyt stropiony pierwszym burkliwym słowem, jakim zaszczycił go leżący mężczyzna - a dokładnie w Górach Gwiezdnej Iglicy niedaleko Zazesspur. Mamy już od sześciu miesięcy cudowny rok 1374.
- Jakim, kurwa, Tethyrze?

Wolałby nie musieć otwierać oczu. To co mówił brzmiało dla niego zbyt obco. Były tylko dwie możliwości.
- Pieprzeni magowie... rok 1374... jakiej rachuby? Ostatnie co pamiętam to Bissel roku 594... a to, do cholery, spora różnica.
- Według kalendarza Harptosa Panie, ale...
- złotowłosy popatrzył na niego nagle niepewnie - z tego co wiem zostałeś przeniesiony do innego świata, a raczej kryształ w którym uwięziono Twoją duszę. Moja Pani mówiła, ze spędziła wiele lat na poszukiwaniach zanim udało jej się go zlokalizować w Faerunie. Niestety nie była w stanie przenieść go z powrotem, bo podobno przymało go tu zaklęcie. To samo zaklęcie nie pozwala jej do nas dołączyć - zakończył a w jego oczach pojawił się cień smutku. Szybka jednak znowu zniknął. Ten człowiek najwyraźniej nie potrafił za długo męczyć się smutnymi myślami:
- Postanowiła żeby tutaj Cię wskrzesić, bo Ty z pewnością sobie poradzisz z magami, którzy was więżą. Dokładnie tak właśnie powiedziała - przy ostatnich słowach pokiwał głową, a złote pukle zafalowały wokół jego głowy.

Hans czuł, że wracają mu siły. W jego głowie pojawił się niewyraźny obraz, który szybko zniknął. Mężczyzna cały czas sprawdzał wszystkie swoje mięśnie, próbując wykonywać niemal niezauważalne ruchy. Ten człowiek sprawiał, że zbierało mu się na mdłości, ale na razie był potrzebny. Jeszcze przez chwilę.
- Te skurwysyny są tutaj? Dobrze, będę miał bliżej. Kim jest ta twoja pani? I czy zostałeś opłacony, czy może jestem ci coś winien? I jeśli ty jesteś kapłanem, to kim jest ten drugi, co czai się poza zasięgiem mojego wzroku?
- Jestem po to by służyć mojej Pani i służba dla niej jest najwyższą rozkoszą. Choć oczywiście nigdy nie narzekam i na brak pieniędzy odkąd jej służę. Moja pani jest bardzo hojna. O tak nad wyraz hojna! To oczywiście Muriel Zakhar
- powiedział takim tonem jak gdyby to imię musiało być Hansowi doskonale znane. - I nie jestem kapłanem panie - ukłonił się głęboko - jestem bardem i poetą, twórcą cudownych wierszy i poszukiwaczem najpiękniejszej melodii świata. Zwą mnie Aloen Manwinalis. To imię kiedyś będzie słynne! Oczywiście kiedy już ułożę najpiękniejsza i najniezwyklejszą epopeję świata...
- Jeszcze chwila i mój sługa pozbawi cię oddechu... Masz odpowiadać na moje pytania i nic poza tym...

Aloen urwał pod ostrym spojrzeniem mężczyzny i zagapił się na tatuaż na jego policzku. Maleńka żmija wyraźnie poruszyła się i zasyczała. Przełknął ślinę:
- Ten drugi jest kapłanem. Maski - powiedział cicho nachylając się w kierunku Hansa jakby chciał dokładniej przyjrzeć się jego twarzy - Został opłacony z góry.
- Tak lepiej. Nie wiem kim jest maska, ani kim jest twoja pani, ale możesz jej ode mnie podziękować. Potrzebuję jeszcze tylko kilku informacji i będziecie mogli się... oddalić. Gdzie znaleziono ten kryształ i ile czasu w nim spędziłem? I... gdzie jest jakaś najbliższa osada.
- Na te pytania szczegółowo odpowie moja pani. Zazwyczaj kontaktuje się ze mną dwie godziny po wschodzie słońca.
- A jak dawno był ten wschód słońca?

W słowach Midritha można było wyczuć stalową, zirytowaną nutę. Człowieka, który ma niewiele cierpliwości w tej chwili.
- W momencie kiedy się przebudziłeś.
- I...?

Uniósł się lekko, a potem usiadł. Czarne oczy błysnęły ze złością.

- Pani przygotowała to dla Ciebie - niebieskooki mężczyzna cofnął się do tyłu, odwrócił i pochylił. Podniósł z ziemi zawiniątko zawierające najwyraźniej kompletny strój, cały w kolorze czarnym, włącznie wysokimi, skórzanymi butami i czarnym płaszczem. Podał Hansowi. Na wierzchu leżał medalion z symbolem pękniętej podkowy. Na obrzeżu pod palcami wyczuł maleńkie runy. Wziął to, zupełnie nie zmieniając wyrazu twarzy. A więc jednak nie mogło minąć... aż tak wiele czasu. On sam czuł się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy ostatnio oddychał.
- Odpraw kapłana. Czy twoja pani ma zamiar się kontaktować dziś? Jeśli nie, wskaż mi najbliższą osadę i udaj się tam.
- O tak! Z całą pewnością dziś się odezwie. Czekała na rytuał. Kapłan tutaj mieszka, ale w świątyni jest wiele spokojnych miejsc gdzie możemy z nią porozmawiać.

Hans bardzo głośno zaklął w myślach. Zdecydowanie musiał popracować nad kilkoma sprawami... i pierwszą z nich był powrót do skutecznych metod pozbywania się irytujących i niepotrzebnych ludzi. Ten tu nie zamierzał słuchać, ale współpraca z nim może się szybko zakończyć. Ubrał się pospiesznie, zapinając medalion na szyi i posłał spojrzenie temu w burych szatach i skinął mu w podziękowaniu. Należało zachowywać choć pozory uprzejmości na nie swoim terenie i będąc praktycznie całkowicie pozbawionym broni. Wstał, rozciągając mięśnie.
- To dobrze. Jego udział się już zakończył, zwłaszcza, jeśli wziął już opłatę.
Kapłan najwyraźniej słyszał całą rozmowę, bo odkłonił się Hansowi i odszedł w kierunku jednego z przejść. Po chwili zniknął w ciemności spowijającej dolne partie świątyni.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 06-03-2011 o 11:17.
Eleanor jest offline  
Stary 06-03-2011, 12:58   #2
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Hans popatrzył za odchodzącym, a potem wskazał bardowi jakąś boczną komnatę.
- Zniknij mi z oczu i nie przeszkadzaj. Wróć dopiero, gdy odezwie się twoja pani, ale nie wcześniej niż za godzinę.
Ponownie wszedł na to, na czym został przywołany do życia. Ołtarz, zapewne. Skrzyżował nogi i sięgnął w dal, skupiając się na tatuażu wciąż widocznym na ramieniu.
Do Aloena chyba dotarło w końcu, ze dłuższe narzucanie się temu dziwnemu człowiekowi nie byłoby zbyt rozsądną rzeczą. Bez dalszych uwag podniósł niewielki worek i pięknie inkrustowaną lutnię z posadzki i ruszył w kierunku przeciwnym niż ten w którym zniknął kapłan. Po jakimś czasie do Hansa zaczęły docierać przytłumione odgłosy melodii... dziwnie znajomej:

Jak kochać, to namiętnie,
Jak ściskać to za dwóch.
Dziewczyna serce chętnie
Da temu, kto jest zuch.
Gdy dojrzę twoją postać
Za tobą idę w ślad
I rada bym tu zostać,
Bo w tobie cały świat.

Jak kochać, to namiętnie,
Bez wahań i bez skarg.
I spalić się doszczętnie
W płomieniu serc i warg.
Gdy w oczach żądza płonie
Niech twój się ozwie głos.
W kochane, silne dłonie
Złożyłam własny los...


Midrith nie stracił koncentracji ani na chwilę, ale bard wyraźnie igrał z ogniem. Wyparł jednakże te słowa z umysłu, dając tylko krótki rozkaz swojemu słudze. Niewidzialna istota popłynęła w stronę śpiewaka, mają nadzieję przepędzić go przynajmniej trochę dalej. Rzeczywiście po chwili melodia nagle się urwała i z świątyni zaległa niczym nie zmącona cisza, a kiedy czas przebył drogę potrzebną do przesypania się piasku w klepsydrze przed siedzącym w skupieniu mężczyzną pojawił się czarny, krótki miecz.

Aloen pojawił się niedługo później. Podszedł niezbyt pewnie do którego powrót do świata miał okazje oglądać, ba któremu nawet w sporym stopniu to umożliwił, a który wyglądał i zachowywał się zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażał. Nie żeby ludzie zazwyczaj spełniali jego oczekiwania. Ten jednak zaskoczył go wyjątkowo mocno. Zdecydowanie i absolutnie nie mógł go sobie wyobrazić jako wytęsknionego kochanka. Był taki... zimny. Pozbawiony wszelkich uczuć! A może był to skutek tego co go spotkało? W końcu być przez wiele lat uwięzionym w kamieniu to chyba nic przyjemnego. Ciekawe co się wtedy czuje. Oczywiście jeśli w ogóle można cokolwiek czuć. Miał tyle pytań i w końcu nie odważył się zadać ani jednego odrzucony pełnym niechęci stalowym spojrzeniem. Tak... zdecydowanie był rozczarowany!

Wyjął z sakwy niewielki płaski kryształ i położył go na ziemi przed Hansem, potem usiadł nieco z boku i pogrążył się w dalszych rozmyślaniach.
Nie musieli długo czekać. Kamień zaiskrzył, a Midrith odczuł natychmiast mocny powiew silnej magii. Nad kryształem pojawił się niezbyt duży, owalny kształt przypominający lustro. Jego powierzchnia zamigotała i po chwili ukazała się na niej kobieca twarz okolona rudymi włosami. Zielone oczy patrzyły z wyczekiwaniem. Gdy zobaczyła siedzącego przed nią mężczyznę rozbłysły radością. Zaraz jednak dostrzegła najwyraźniej siedzącego obok barda, bo powstrzymując się przed okazaniem innych uczuć odezwała się spokojnym głosem:
- Aloen zostaw nas samych.
- Ależ Pani..

Jej spojrzenie stało się nagle równie chłodne jak to którym obrzucał go Hans i mężczyzna z głębokim westchnieniem rozczarowania podniósł się i odszedł w pogrążone w ciemności labirynty świątyni.
Midrith wciąż nie okazując emocji, obrzucił go tylko krótkim spojrzeniem, wydając niemy rozkaz.
- Mój sługa nie pozwoli mu podsłuchiwać.
Uśmiechnął się nagle, kwaśno, ale jednak. Wcześniej także rzadko okazywał emocje, a nie widział najmniejszego powodu, by się zmieniać. Podszedł bliżej, przykładając pięść do serca. To było jego własne pozdrowienie, jego i jego ludzi jeszcze z Ainoru.

- Musiało minąć wiele lat... zmieniły ci się tylko oczy, Gail. Witaj. Nie wiem jednak czy dobrze zrobiłaś, przywracając mnie do życia. Dla mnie, dla ciebie, czy dla pozostałych. Pierwsze moje myśli dotyczyły zemsty.
- Niewielu pozostało takich, na którym można by się zemścić -
kobieta przyłożyła rozpostartą dłoń do gładkiej powierzchni. Popatrzyła na niego z ogniem w oczach - Jak ja za tobą tęskniłam Josephie...
Chrząknął zmieszany. Nie odwrócił wzroku, ale do takich słów przyzwyczajony nie był.
- I zdaje się, że potęsknisz jeszcze trochę. Ten twój... irytujący... człowieczek powiedział, że magowie zablokowali ci dostęp do tego miejsca. Ile lat minęło? Ja... czuję, że wojna była ledwie wczoraj.
- Ponad dwadzieścia pięć lat... mamy teraz u nas rok 620. Odszukanie cię nie było łatwe, a potem, kiedy już prawie mi się udało oni się zorientowali i przenieśli cię do innego świata. Stworzyli przedmiot blokujący możliwość naszego pojawienia się jednocześnie na tym samym planie. To dlatego nie mogę przejść, bo wtedy ty automatycznie zostałbyś przeniesiony w inne miejsce.
- Dwadzieścia pięć lat...
- Hans nigdy nie mówił głośno, a teraz jego głos był jeszcze cichszy. - Szukałaś mnie... przez tyle lat? Dlaczego? Nie jesteś już bardką, prawda?

Patrzył na nią uważnie a potem zaczął spacerować w te i wewte.
- Nie ma nawet sensu pytać co teraz się tam dzieje. Magowie... wiesz coś o nich? Mam nadzieję, że wytropienie ich tutaj zajmie mi znacznie mniej czasu.
- Wiem jak się nazywali zanim uciekli do Faerunu, ale z pewnością zmienili nazwiska. Powiem ci jednak wszystko co udało nam się o nich zgromadzić.
- Pokiwała głową - Musiałam zmienić zainteresowania, bo jako bardce nigdy nie udałoby mi się ich dopaść i pokonać. - Przez chwilę w jej oczach zamigotały ognie - No i bycie czarodziejką ma swoje zalety.
- Nie wątpię, choć mój stosunek do magii... znasz.
Zatrzymał się i zamknął oczy. Przez chwilę tylko oddychał powoli.
- Potrzebuję czegoś, co pozwoli mi zacząć. Ilu ich było? No i co z tobą? Możesz się ze mną kontaktować, tak jak z tym blondaskiem? Bo ja nie zostanę w jego towarzystwie dłużej, niż to absolutnie konieczne. Idealne byłoby też coś, co... pozwoliłoby mi się szybciej poruszać po tym... świecie. Mapę sobie załatwię, choć zastrzyk środków przyspieszyłby kilka spraw. Co jest ci potrzebne... aby do mnie dołączyć?

Hans jak zwykle był całkowicie praktyczny. Na coś więcej mógł sobie pozwolić dopiero w cztery oczy, teraz czuł się jak idiota, rozmawiając z Gail przez jakieś lustro.
- Ten kryształ to komunikator międzyświatowy. Jego wykonanie było dość kłopotliwe dlatego nie mam ich więcej, ale Aloen już wypełnił swoje zadanie. Zostanie wynagrodzony i może odejść swoja drogą. Zatrzymaj kryształ. Spotkanie jest możliwe zawsze dwie godziny po wschodzie słońca przez kwadrans. Mogę przez niego przesyłać także przedmioty, więc jutro dostarczę ci wszystko o co prosiłeś. Dziś dostaniesz złoto na początek. O mnie się nie martw - skrzywiła się - By przechytrzyć innych magów musiałam być najbardziej przykładnym magiem i nawet się nie spostrzegłam kiedy dwa lata temu zostałam przewodniczącą Rady Kolegium. Wtedy nadszedł czas na zemstę. Udało mi się dowiedzieć co się z tobą stało. O spisku Antary i kto za tym stał, niestety zorientowali się kim jestem i uciekli. Przedmiot, który mnie blokuje ma kształt dysku. Magowie podzielili go na sześć części i każdy z nich pilnuje jednej. Do czasu aż wszystkie nie zostaną zniszczone nie będziemy mogli się spotkać. Wezwij teraz Aloena. Nie zostało wiele czasu. Odeślę go jak najdalej od ciebie.

Hans skinął głową i tym razem uśmiechnął się szczerze, tylko dla niej.
- Najlepsza strategia na pokonanie wroga... przyłączenie się do niego.
Potem podniósł głos.
- Aloen! Chodź tu.
Nie chciał teraz pytać o nic więcej, mając zamiar przemyśleć sobie to wszystko i zaplanować. Czasem działał pod wpływem impulsu i nagłego przeczucia, ale zazwyczaj przyzwyczajony był do cierpliwości. Nauczył się tego służąc Ainorowi. Zdał sobie także sprawę, że nie chciał tam wracać... ale to już była rozmowa na kiedy indziej.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 06-03-2011 o 13:09.
Sekal jest offline  
Stary 07-03-2011, 00:13   #3
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Według słów Aloena najbliższa osada, niewielkie lenne miasteczko barona Ronina znajdowało się kilka godzin na południowy zachód od świątyni. Było dość czasu by dotrzeć tam przed wieczorem.

Gdy Hans wychodził ze świątyni za jego plecami pojawił się nagle posępny kapłan. Poruszał się tak szybko i cicho, że z pewnością musiał być nie tylko bożym sługą i z pewnością wyróżniał się wyszkoleniem.

- Jeszcze krok i zginiesz.

Hans skoczył na bok z szybkością błyskawicy, ujawniając swoje zdolności. Jego ciało zamigotało w powietrzu, mieszając się z cieniami.
- Pięknie! - Kapłan skinął głowa z wyraźnym uznaniem - Chyba nie sądzisz, że chciałem Cię zabić po tym jak przez kilka godzin walczyłem o twoje życie? Zwróciłeś uwagę Maski. Czasami na tym świecie przydaje się mieć odpowiedniego sprzymierzeńca.
- W miejscu, z którego pochodzę, nawet przyjaciele myśleli o tym, jak się mnie pozbyć. Nie wiem kim jest ta twoja maska. Jak się domyślasz, nie znam twoich bogów.

Głos dochodził niemal zewsząd. W kilku rzeczach Midrith był absolutnym mistrzem, a w ukrywaniu się był najlepszy.
Kapłan nie ruszał się z miejsca i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów.
- Maska jest bogiem takich jak ty. Lubiących żyć wśród cieni.
- I niby już? Mam mu służyć? W sumie za jego pomocą uratowałeś mi życie. Więc zrobię coś dla ciebie. Zastanowię się nad tym. A teraz żegnaj.
- Służyć? Myślę że twoje przyszłe czyny będą doskonałą służbą, ale pewnego dnia Maska może chcieć osobiście czegoś od Ciebie. Żegnaj Tancerzu.
- Skinął mu głową a potem rozwiał się w cieniu.
- Świetnie, będę mógł pogadać z nim bezpośrednio. Cyrografów nie podpisywałem.
Pojawił się znowu, z czymś na kształt pogardy spoglądając za kapłanem. Nienawidził, gdy ktoś od niego coś chciał za przysługę, o którą nie prosił.


Droga nie była uciążliwa. Najwyraźniej zanim obróciła się ku ruinie świątynia musiała być miejscem często odwiedzanym, bo jeszcze teraz prowadziła do niej całkiem wygodna droga. Nie niepokojony przez nikogo po za owcami pasącymi się na zielonych halach na kilka godzin przed zmierzchem dotarł do położonego u stóp podgórza niewielkiego miasteczka, otoczonego drewniana palisadą. O tej porze brama była otwarta, a strażnicy nie zatrzymali człowieka, który najwyraźniej nie miał ze sobą towarów na sprzedaż. Centrum stanowił niewielki rynek wokół którego stało kilka solidnych budynków. Najwyraźniej tutaj mieszkali najbogatsi mieszczanie. Także tutaj znajdowała się gospoda, dom Rady Miejskiej i więzienie.

Hans wątpił, by w takim miejscu miał szansę na dowiedzenie się czegokolwiek, czy choćby zakupienie bardziej potrzebnych rzeczy. Było to jednakże całkowicie wystarczające miasteczko do rzeczy pierwszej potrzeby, jak choćby jedzenie i łóżko na noc. Najpierw rozejrzał się w poszukiwaniu kowala. Czarny miecz łatwo było przemycić do miasta, ale chodzenie z obnażoną bronią było niezbyt rozsądne. Wszedł do budynku, kładąc przed kowalem broń.
- Potrzebuję pochwy na to, najpóźniej do jutra rana. Płacę złotem.
Pokazał mu małą złotą grudkę. Niestety Gail nie miała tutejszych monet, więc na razie musiał posługiwać się takim środkiem płatności, który niestety był łatwy do zapamiętania. Ale także nie zamierzał w tym mieście podejmować jakichś nierozsądnych działań, a płacący złotem obcy w końcu wyleci tutejszym z głów.
- Czarna, prosta, z żelaza? - rzemieślnik obrzucił klienta uważnym spojrzeniem i zagryzł podaną nu grudkę. Pokiwał głową w uznaniu jakości.
- Wystarczy. Nie powinna rzucać się w oczy.
Skinął mu głową i wyszedł, zostawiając zapłatę. Doskonale wiedział, że potrafił potem odebrać co jego, tak czy inaczej. Następne kroki skierował zaś do karczmy. Nie pamiętał kiedy ostatnio coś jadł.

Gospoda pod "Grubym osłem" wabiła zapachami już od drzwi. W środku znajdowało się sporo ludzi i kilkoro niziołków. Najwyraźniej także przedstawiciele tej właśnie rasy byli tutaj gospodarzami. Za kontuarem stał łysawy niziołek ze sporym brzuchem, a do stołów podawały dwie rumiane niziołcze dziewuchy.

Hans nie rozglądał się zanadto. Założył nawet kaptur na czas wejścia, nie chcąc ściągać zbyt wielu spojrzeń. Brakowało mu żelaznego pierścienia, za którego pomocą bez trudu mógł ukrywać bliznę i owijający się wokół tatuaż, które były bardziej specyficzne niż kaptur. Usiadł przy małym stoliku, wyszukując ten najbardziej ukryty, i przywołał gestem kobietę rasy, z którą w Bissel spotykał się rzadko, ale która nie była dla niego nowością czy zaskoczeniem.
- Ciepłą strawę i wodę, chciałbym także pokój na noc.
Dziewczyna popatrzyła na gościa z ciekawością, ale najwyraźniej coś w jego spojrzeniu powstrzymało ją przed zdawkową rozmową jaka zazwyczaj prowadziło się z nowo przybyłymi. Właściwa ocena gości z pewnością była zaleta tego miejsca, bo w kilka chwil przed Hansem znalazł się półmisek doskonale pachnącej i jeszcze lepiej smakującej potrawy z mięsa i kaszy oraz dzban z wodą. Dziewczyna poinformowała go także, że jego pokój znajduje się po prawej stronie na pierwszym piętrze. Jak później miał się okazje przekonać był to jedyny pokój z tej strony, a od reszty oddzielała go klatka schodowa.

Nie miał jednak zamiaru jeszcze spać, a rzeczy do zostawienia nie posiadał, więc nie spieszył się z posiłkiem. Można powiedzieć, że nie jadł nic od... lat. Ale i z kobietą jeszcze nie skończył, w końcu nie było lepszych miejsc do zdobywania informacji niż karczmy. A on nie potrzebował na razie nic, co wymagałoby specjalnych starań.
- Będę potrzebował zakupić kilka rzeczy w waszym mieście. Mapy, może jakieś... mniej standardowe przedmioty. Macie tu coś takiego?
- Jest lombard i sklep alchemika
- dziewczyna uśmiechnęła się, a w jej twarzy pokazały się dwa dołeczki - tam sprzedają mniej... - słowo wypowiedziane przez gościa okazało się chyba zbyt skomplikowane dla niej - różności, ale nie wiem czy mają mapy. Może urzędnik u burmistrza mógłby pomóc.
- Całkiem nieźle, jak na... takie miasto. To powinno wystarczyć
- skinął jej. - Albo nie, czekaj. Chciałbym też zakupić nieco... monet. Za złoto. Czy ktoś zajmuje się taką działalnością?
- Może i nasze miasteczko jest małe, ale mamy wszystko czego nam trzeba!
- W oczach dziewczyny pojawiła się wyraźna duma - Mamy nawet bank!

Hans nie okazywał emocji, ale dowiedział się podczas tej krótkiej rozmowy bardzo wiele o nowym świecie. Był inny, mocno inny. Bardziej swobodny, bardziej wypełniony magią, skoro na takim zadupiu mieli alchemika. W Ainorze takiego może znalazłby w Gniewie a może nawet nie. O bankach nie wspominając, choć słyszał już to pojęcie. Dopytał się jeszcze o lokalizację wszystkich tych miejsc.
- Czy coś jeszcze jest otwarte o tej porze, czy będę musiał je odwiedzać rankiem?
- Zaha Hadid lubi pracować nocami. Podobno wtedy nic jej nie rozprasza. Można do niej chodzić od popołudnia do świtu, ale nigdy nie rano. Wtedy jest wyjątkowo niezadowolona.
- Niziołka ponownie się uśmiechnęła - A Ronald Gorh nigdy nie ma nic przeciwko widokowi złota. Mieszka nad bankiem.

Ponownie skinął głową, kończąc swój posiłek i wstając od stołu. Za pochwę mógł jeszcze zapłacić złotem, ale za karczmę już przepłacać nie zamierzał. Gorzej, że nie znał tutejszych cen złota... ale zawsze mógł tego po sobie nie pokazać i licytować od sumy kilkukrotnie wyższej od podanej przez tamtego. Najpierw jednak zamierzał sprawdzić i zabezpieczyć pokój.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 07-03-2011, 22:46   #4
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Okazało się że przydzielony mu pokój nie był ekskluzywnie wyposażony, ale łóżko było wygodne, pościel czysta, a na toaletce stała spora misa i dzban z wodą oraz czyste ręczniki.
Jedyne okno wychodziło na tyły budynku i wąska, ciemną uliczkę. Było to zadowalające, więc tylko wyrwał sobie dwa włosy. Jeden umieścił w oknie, drugi w drzwiach, zamykając je ostrożnie. Stare nawyki, o których wolał nie zapominać. A potem skierował się prosto do banku.
Wskazówki udzielone mu przez dziewczynę okazały się bardzo dokładne. Bez problemu znalazł wąski, murowany budynek w którym się mieściło się coś co miejscowi dumnie nazywali bankiem. Tak naprawdę było to niezbyt duże pomieszczenie z jednym oknem w którym tkwiła solidna krata. Drzwi zabezpieczone były metalowymi okuciami i całkiem solidnym zamkiem, który jednak nie stanowiłby wielkiej przeszkody dla Hansa gdyby ten zechciał go pokonać. Do mieszkania na górze prowadziły dobudowane z boku schody. Midrith jednak postanowił być tu grzeczny na tyle długo, na ile mógł. Ta sakiewka złota, którą posiadał, nie wydawała się jakimkolwiek obciążeniem dla Gail, a przecież nie zamierzał jej też wyrzucać w błoto. Skierował się na schody i mocno zapukał do drzwi. Po chwili usłyszał człapanie w niewielkim okienku w drzwiach pojawiła się twarz o krzaczastych brwiach i smolistym zaroście zdecydowanie należąca do przedstawiciela krasnoludzkiego ludu:
- Kogo po nocy niesie? - zapytał gderliwie z wyraźną podejrzliwością patrząc na przybysza, którego widział pierwszy raz w życiu.
Krasnolud! No tak, to wyjaśniało kilka kwestii... i ułatwiało kilka innych.
- Na imię mi Joseph - postanowił używać fałszywego imienia przynajmniej przez jakiś czas. - Chciałbym wymienić złoto. Na monety. Nie będę się targował jakoś niezwykle mocno.

- Złoto? - To było zdecydowanie to słowo klucz, które zawsze otwierało krasnoludzkie serca, a także drzwi do ich domów. Tak samo otwarły się teraz przed łotrzykiem te do domu Ronalda Gorha, kiedy Hans potrząsnął mu przed nosem sporym mieszkiem otrzymanym od Gail. Krasnolud z powrotem zatrzasnął za gościem solidne sztaby, a potem poprowadził go do dębowego stołu na którym stała miedzy innymi dość skomplikowana waga.
Wysypał na szalę zawartość podanej mu przez Hansa sakiewki. Zaczął coś mruczeć i obliczać za pomocą liczydła. Na próbę sprawdził kila grudek za pomocą imponującego uzębienia:
- Jakie nominały cię interesują?
- Wszystkie, choć tych mniejszych tyle tylko, bym mógł płacić za karczmy i jedzenie. Wolę nosić mniejszą sakiewkę.
- Sześćdziesiąt pięć sztuk złota, czterdzieści pięć srebra i pięćdziesiąt miedzianych. W trzech sakiewkach? Może być?

Łotrzyk uśmiechnął się nieznacznie. Mimo nieznajomości kraju znał się na szacowaniu. po obejrzeniu tutejszych monet podał swoją cenę. Ostatecznie spotkali się w połowie drogi, każdy zadowolony. Hans opuścił bankiera z trzema sporymi sakiewkami ukrytymi pod ubraniem i skierował się od razu do kobiety o dziwnym imieniu i nazwisku, przypominającym trochę te, z którymi spotkał się w przypadku Ketyjczyków.

W pracowni alchemicznej płonęło światło. Przepływało przez okno, w którym ktoś zamiast typowych szyb wstawił kolorowe szybki i rzucało barwny, rozedrgany obraz na wybrukowaną kocimi łbami ulicę. Drzwi, mimo później pory, nie były zamknięte. Kiedy Hans nacisnął klamkę ustąpiły bez problemu, a po pomieszczeniu rozszedł się przyjemny dźwięk delikatnych dzwonków. Wnętrze nie było zbyt wysokie. Wszędzie zwieszały się z sufitu kolorowe draperie i suszone rośliny powiązane w długie sznury, a migotliwe światło pochodziło od kilku kolorowych lampionów zwieszonych u sufitu. Do jego nozdrzy dotarł silny zapach kadzidła. Gdzieś z głębi dobiegł do niego niski kobiecy głos:
- Już idę - i po chwili oczom mężczyzny ukazała się drobna kobieta w nieokreślonym wieku, z pewnością jednak mocno przekraczającym młodość. Ciemne, rozpuszczone, długie do pasa włosy przetykały pasma siwizny, a wokół oczu widać było siateczkę zmarszczek. Najwięcej jednak o jej wieku mówiły jej dłonie: Szczupłe, drobne i mocno pomarszczone. Kobieta ubrana była w luźną, długa do ziemi, ciemnogranatową szatę, przewiązaną w pasie szarfą w tym samym kolorze:
- Czym mogę służyć? - Zapytała z ciekawością.
Hans nie mógł się powstrzymać przed oceniającym spojrzeniem, które choć krótkie, bystra osoba mogłaby wychwycić. Wiedział, że to nieostrożne, ale z drugiej strony, wciąż musiał sobie przypominać, że tutaj nikt nie nastaje bez przerwy na jego życie i nieprzerwane oglądanie się za siebie byłoby lekką paranoją. Rozejrzał się dookoła.

- Słyszałem, że masz do sprzedania interesujące przedmioty. Chciałbym kilka zakupić, ale nie wiem jeszcze co dokładnie posiadasz.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem:
- Mikstury miłosnej raczej nie poszukujesz... ale i z wyłączeniem tej dziedziny mój arsenał środków alchemicznych jest całkiem obfity.
- Na pewno będzie mi potrzebne coś na trucizny, może rany, jeśli takie także posiadasz. Nie obraziłbym się za coś przyspieszającego ruchy i ułatwiającego poruszenie się...
Przyjrzał się jej bardzo dokładnie.
- A może masz coś bardzo specjalnego? Nie pochodzę stąd... i moja wiedza o magii i jej możliwościach jest raczej ograniczona.
- No to na początek powinieneś wiedzieć że silna magia tutaj jest droga. Bardzo droga i mało kto może sobie na nią pozwolić. Standardowe, przeciętne mikstury to od pięciu w górę. Najdroższe koło stu.


- Myślę, że nie mówimy o najdroższych, nie są mi w tej chwili niezbędne. Wolę subtelniejsze rzeczy, nie licząc może tych, które wymieniłem na początku - antidotum i mikstura lecząca lepiej żeby działała szybko i skutecznie, nawet jeśli mają być droższe.
Kobieta zastanowiła się:
- Wszystkie mikstury leczące zasklepiają rany, ale na pełne wyzdrowienie zawsze trzeba poczekać. Ich cena zależy od tego na jakie rany są przeznaczone. Od lekkich, powierzchownych, poprzez te do silniejszych obrażeń aż po rany spychające na krawędź śmierci. Powiedzmy że mogłabym dla ciebie przygotować... nalewkę średniej mocy za piętnaście sztuk złota. Co do antidotum... skuteczne stuprocentowo na wszystkie trucizny to spory wydatek, mogę jednak zaproponować takie opóźniające działanie trucizny nawet do kilkunastu godzin. Za dziesięć od sztuki. Leczenie u kapłanów jest znacznie tańsze, w niektórych świątyniach wystarczy tylko niewielki datek na rzecz świątyni. - Wyjaśniła z lekkim uśmiechem. - Przyśpieszenie ruchów to też raczej górna półka cen, ale może chciałbyś mieć możliwość wspinania się po pionowych ścianach i chodzenia po suficie?

Midrith zniecierpliwił się jej gadaniem, jak do kogoś chorego na umyśle. Nie przerwał jej jednak, wysłuchując przydługiej przemowy w całości. A potem pokręcił głową.
- Nie interesują mnie półśrodki. Jeśli mam tego używać, to musi to ratować moje życie. Dosłownie. Mocniejsze cięcie czy uderzenie w mniej witalny punkt nie jest zabójcze. Ja chcę, aby taka mikstura uratowała mi życie, jak ktoś rozerwie mi tętnicę. A opóźnienie trucizny? I co, mam umierać dłużej? To co prawda i tak lepsze niż nic, ale tylko w przypadku braku faktycznie skutecznych środków. A chodzenie po suficie? To brzmi dobrze.
- Świetnie! -
Skinęła głową - tak więc coś co wyleczy najgorsza ranę, coś co zniszczy każdą truciznę i coś do doskonałej wspinaczki - zastanowiła się chwilę - To będzie razem sto dwadzieścia i przyjdź przed świtem. W ciągu dnia nikogo nie przyjmuję.

Skinął głową i wyszedł. Oczywiste było, że nie ma na to pieniędzy, ale kobieta zirytowała go na tyle, że nie miał zamiaru z czegoś zrezygnować. Mógł potem nie kupić jednej z nich. Ale... raczej zastanowiło go, czemu kobieta nie przyjmuje nikogo w świetle słonecznym. Kadzidło choćby było wykorzystywane w wielu sytuacjach, także tych tuszujących zupełnie inną woń. Zatrzymał się w uliczce naprzeciwko domu wiedźmy, przyglądając się mu bardzo uważnie. Był dziwny. Niezbyt wysoki, ale sądząc po poziomie sufitu w środku powinien mieć jeszcze jedną kondygnację. Tyle że po za witryną z kolorowymi szybkami i drzwiami nie było w nim innych otworów. Od tyłu przylegał do niego inny budynek, tak samo jak i z boku. Więc raczej nie było tam więcej okien.
No cóż. Mógł zrobić tylko dwie rzeczy. Poczekać na dzień lub wejść już teraz. Kobieta powinna być zajęta własnymi sprawami, ale tak czy inaczej, było to ryzykowne, choćby przez te dzwonki. Sługa oczywiście mógł się przydać, tylko jeśli dom był zabezpieczony, ryzykował niepotrzebnie. Wyzwanie jednakże było na tyle ciekawe, że zamierzał przejść się jeszcze po mieście i wypytać o tę kobietę. Wyjął jedną z sakiewek i zawiesił ją sobie na pasku. To powinno przyciągnąć "miłych" ludzi, jeśli tu tacy byli. Nie wierzył, że nikt nic o niej nie wiedział.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-03-2011, 22:54   #5
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
"Mili" ludzie są w każdym mieście, nawet w takim które w Faerunie uchodziło za prowincjonalną dziurę. Przede wszystkim mieszkały w min miłe panie interesu, które zataczając koła biodrami z ochota ruszyły w stronę potencjalnego klienta.
- Może jesteś samotny przyjacielu?
- Takiemu przystojniakowi dam nawet za pół ceny!
- Zabawimy się? Nigdy o mnie nie zapomnisz...
- zwłaszcza ta ostatnia sugestia wydawała się przerażająca zważywszy na nędzny wygląd i chudość kobiety mogła ją już mocno toczyć jakaś paskudna choroba.

Patrzyły, czekały z nadzieją, z rezygnacją z kiepsko udawaną obojętnością. A Hans z trudem zatuszował obrzydzenie na twarzy. Tanie dziwki, cóż, były tanie. Wskazał jedną z nich, tą wyglądającą na w miarę chociaż inteligentną i ogarniętą.
- Ty. Jest tu jakieś ustronne miejsce? Ile bierzesz?
- Pięć miedziaków za szybki, prosty numerek. Dziesięć jeśli chcesz mi coś zrobić. Leczenie kosztuje
- Pozostałe odsunęły się zrezygnowane, ale cały czas obserwowały. Może klient jednak zmieni decyzję?
- Mam pokój. - Wskazała na rozwalającą się ruderę kilka kroków dalej.
Pchnął ją tam, niezbyt delikatnie. Najgorsze było to, że faktycznie mógł zrobić coś głupiego, więc lepiej było się streszczać.
- Płacę za twój język. Opowiesz mi o waszym pięknym mieście.
- Trudno jest jednocześnie robić komuś dobrze językiem i opowiadać
- Dziewczyna najwyraźniej po swojemu zinterpretowała sobie słowa Hansa.
- Zaufaj, mi zrobisz dobrze tylko mówiąc. Wolę nie musieć płacić za pozbycie się którejś z twoich chorób. Pospiesz się.
- Jestem zdrowa!


Dziewczyna weszła do budynku, a potem po rozwalających się schodach weszli na piętro. Pokój był mały. Prawie w całości wypełniało go podwójne łóżko z metalowymi ramami, nakryte brudnym kocem.
Hans pchnął ją na łóżko.
- Zdrowa? Kiedy ostatnio to sprawdzałaś? - prychnął. - Potrzebuję informacji, jak już mówiłem. Na początek o alchemiczce. Jeśli mnie zadowolisz, dorzucę ci coś ekstra.
- Co tydzień chodzimy się badać
- Uniosła zadziornie brodę i spojrzała na niego. W jej oczach mimo pozorów buty widać było strach. - Chodzi ci o Zahę? Dlaczego cię interesuje?
- Badająca się dziwka, która zadaje mi takie pytania! Wiesz, te pięć miedziaków za leczenie to niewielka cena. Niedawno jesteś w tym zawodzie, czy co?

Oparł się o ścianę, splatając ramiona na piersi.
- Jeśli chcesz wiedzieć to właśnie ona nas bada, a jak mamy problemy daje nam leki! I zawsze bierze tylko pięć miedziaków! Nie powiem na nią złego słowa! Gdyby nie ona... - Zacisnęła usta. Zdając sobie sprawę, że jeśli naprawdę nie chce mówić to właśnie okazała się mało konsekwentna.
- Nikt nie każe ci o niej mówić złych słów. Mogę pójść i spytać o to samo kogoś innego, kto może mi opowie nie tak entuzjastycznie. Zastanów się nad tym, wolisz opowieść swoją, czy... mniej przychylnych ludzi? Widziałaś ją kiedyś w ciągu dnia?
- Nie
- odpowiedziała kręcąc głową - Zaha mówi, że woli pracować w ciszy, a dzień ją rozprasza.
- I wierzysz jej?
- niemal się roześmiał, chyba jednak nie była inteligentna nawet w najmniejszym stopniu. - Nie ciekawiło cię nigdy, jak kupuje jedzenie, skoro cały targ jest w nocy całkiem opustoszały?
Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę. Nie była tak zupełnie brzydka. Cholera, zbyt długo nie miał kobiety.
- Czy w mieście zdarzały się jakieś zniknięcia? Na przykład takich jak ty?
- To że nie widziałam jej w dzień nie znaczy, że nie chodziła na targ
- dziewczyna wzruszyła ramionami - ja chodziłam do niej tylko na badania. Czasami jakaś dziewczyna rozzłości gacha to jej wsadzi nóż między żebra, ale to się nie zdarza często i ciało zawsze się znajdzie. Nie słyszałam by ktoś zniknął.
- Ciekawe. Dziwny ten wasz... kraj
- wolał nie wybiegać za daleko. - A te badania. Opowiedz mi o nich, łącznie z wnętrzem domu tej kobiety. Bez obaw, nie zamierzam jej obrabować.
Zastanowiła się chwilę przywołując przed oczy obraz.
- Nooo jest stół pod ścianą taki długi, a na nim jakieś buteleczki z rurkami i takie okrągłe i czasami bulgoczą i mają różne kolory. A z drugiej strony regał i różne książki, wszędzie dużo ziół i różnych kolorowych buteleczek. Schody na piętro, ładne, z czarnego kamienia i z taką ładną poręczą ale całą, metalową we wzorek z roślin i wijących się zwierząt. Badanie nawet nie jest nieprzyjemne. Tylko się trzeba położyć i zamknąć oczy. Zaha bada krew przez rękę, w zgięciu łokcia robi małe nakłucie. I potem już jest po wszystkim.
- Położyć na czym? Rozumiem, że nigdy nie byłaś na górze. Ciekawy sposób badania..
.

Hans zastanawiał się chwilę nad tym, co mu powiedziała. Kobieta pracowała na dole, więc wkradnięcie się tamtędy w czasie, gdy nie spała, było bardzo ryzykowne.
- Czułaś coś od niej? Jakiś nietypowy zapach, prócz kadzideł?
- No na środku jest takie dziwne łóżko. Za krótkie by się na nim położyć z wyciągniętymi nogami. Zawsze mi zwisają. I jest takie oparcie na plecy i głowę. A zapach... Tam jest tyle zapachów...
- dziewczyna była wyraźnie niepewna - są różne, zmieniają się.
- Spróbuj jakiś sprecyzować. Są ci znane, czy może któryś jest obcy? Te znane nie są ważne.

Zastanowiła się:
- Kiedy byłam małą dziewczynka mama zabrała mnie do jednego z tych dużych domów przy rynku. Zakradłyśmy się do kuchni. Robili przyjęcie. Upiekli ciasto. Udało mi się do niego podkraść. Pachniało tak cudownie. Czasami czuję ten zapach od Zahy. Pewnie wtedy piecze ciasta...
- Wątpię. Jeszcze dwa pytania. Czy widziałaś, by ktoś kiedyś przyniósł jej coś do jedzenia? I jej dotyk. Jest ciepły czy zimny?
- Raczej... chłodny. I nie wiem co jej inni przynoszą. Nigdy nie zwracałam na to uwagi. Wiem, że od dziewcząt zawsze bierze miedziaki, ale tylko za leczenie. Badanie zawsze jest za darmo.

Szkoda, że nie znał się na badaniu. Był pewien, że te dziewczyny nie były zdrowe, a na pewno nie wszystkie. Ale dziewczyna pomogła mu na tyle, na ile mogła. Wiedział już z czym ma do czynienia i wcale mu się to nie podobało. Ale za to... dawało przewagę w negocjacjach ceny. Uśmiechnął się kwaśno do ladacznicy.
- To chyba wszystko. Byś nie poczuła się dziwnie, możesz się rozebrać.

Bez większej finezji ściągnęła z siebie bluzkę, a potem wstała i zsunęła w dół spódnicę. Pod spodem nic nie miała na sobie. Zważywszy na jej "zawód" takie odzienie było bardzo wygodne. Była bardzo szczupła. Choć piersi całkiem ładnie zaokrąglone pasowały do męskiej dłoni. Miała też niesamowicie długie, zgrabne nogi. Położyła się z powrotem. Podciągnęła kolana do góry i rozsunęła je szeroko, nie pozostawiając niczego w sferze domysłów.
Podziałała na niego. Zaklął w myślach. Nie to chciał oglądać, ale przyjrzał się dokładnie jej ciału, nawet temu najbardziej intymnemu miejscu. Choroby często było widać. Wskazał też na ramię.
- Pokaż miejsce... badania.
Nie wszystkie choroby były chorobami krwi. Zwłaszcza nie wszystkie związane z byciem dziwką. Ta dziewczyna jednak rzeczywiście nie wyglądała na chorą. Zaskoczona uniosła ku niemu rękę. Na szczupłym ciele arterie były doskonale widoczne. Na jednej z nich zobaczył niewielką, podłużną bliznę. Miała długość połowy paznokcia małego palca. Niestety nie powiedziało mu to wiele. Wszystko to jednak śmierdziało wystarczająco, choć jeszcze nie wiedział, co w tym kraju jest zabronione a co nie. Może to nawet nie jest? Tylko, że ta dziwka nie była odpowiednim informatorem. W przypływie dobrego humoru i powrotu do życia, podał jej srebrnika. Jednocześnie dotknął jej ciała. Cholera wiedziała, czy ta też będzie chłodna, ale ciało okazało się przyjemnie ciepłe i kobieco miękkie.
- Możesz się ubrać. Łatwy i przyjemny zarobek, prawda?

Wyszedł z pokoju, nie czekając na nią. Pokazał się też innym ladacznicom, odchodząc ulicą... i za chwilę wracając, ale tym razem tak, aby nie dojrzały go ich oczy. Wolał, by nie pobiegły zaraz do swojej "uzdrowicielki". Po chwili pokazała się dziewczyna. Pomachała koleżankom, ale nie podeszła do nich tylko rozejrzała się w koło i pobiegła dokładnie w kierunku pracowni alchemicznej. A mógł sobie ułatwić! Głupia ciekawość, która była przecież i tak niemal pewnością. Gdy oddaliła się trochę od swoich koleżanek, złapał ją niespodziewanie za rękę i wciągnął w zaułek.
- Nie jesteś inteligentna prawda?
Jego dłoń zasłaniała jej usta.
- Jeden głośniejszy dźwięk i będziesz znalezionym ciałem. Jasne?
Pokiwała energicznie głową. Wyraźnie trzęsła się ze strachu. Zdjął dłoń z jej ust.
- Jesteś głupią dziwką. Ile lat pracujesz w tym zawodzie?
- Trzy
- wyszeptała prawie bezgłośnie.
- Doprawdy, niesamowite. Czy nieumarli... chodzące trupy... są tu legalne?
Uśmiechnął się drwiąco. Kobieta i tak miała marne szanse na długie życie, po co przedłużać jej męki. Jej oczy były tak ogromne ze strachu. I zrobiły się całkiem czarne. Uśmiech Hansa musiał przerazić ja znacznie bardziej niż wcześniejsza ponura mina. Pokręciła przecząco głową. Wstrzymywała oddech i najwyraźniej nie miała siły wypowiadać kolejnych słów.
- Widzisz, teraz od tego co powiesz zależy twoje życie. Gdybym cię puścił wolno, co byś zrobiła?
Przełknęła ślinę:
- Wró... - przełknęła jeszcze raz a w jej oczach pojawiła się nadzieja - wróciła do pokoju i nie wychodziła do rana?
- Dokładnie tak. Jeśli wyjdziesz lub zboczysz z drogi, lub choćby przekażesz innym choć słowo, znajdą twoje ciało.

Puścił ją.
~Śledź ją. Gdy zrobi coś innego niż powiedziała, zabij.~
Kiedy tylko poczuła że jej nie trzyma, wyrwała się i pobiegła z powrotem. Nie obejrzała się za siebie ani razu. Czasami dziwki potrafią wykazać się prostą inteligencją.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 07-03-2011 o 23:48.
Eleanor jest offline  
Stary 12-03-2011, 16:15   #6
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wątpił, by dziwka zrobiła coś głupiego, przynajmniej do rana. Do tego czasu, a przynajmniej do czasu wizyty u alchemiczki, musiał jej jednak pilnować, a przynajmniej dać raz lub dwa znać, że pilnuje. Teraz jednak postanowił także poznać tę mniej rzucającą się w oczy część nocnego życia. Były dwie możliwości - najłatwiej byłoby znaleźć kogoś na ulicy, ale jeśli to by się nie udało, zawsze pozostawało odwiedzenie tawerny o ponurej reputacji. Hans uważał, że tak czy inaczej ruch mu się przyda. Rozpłynął się w cieniach i ruszył przez miasto, rozglądając się bardzo uważnie. A wzrok miał w ciemnościach równie dobry co w czasie dnia. Nie musiał czekać długo. Podłe dzielnice zawsze miały swoich "strażników" i swoje oczy. Gdy tylko w ich granicach pojawiał się ktoś obcy wieści rozchodziły się lotem błyskawicy. Gdy obcy znikał nagle bez śladu nie było to znowu takie niezwykłe wydarzenie. Tym razem jednak tubylcy byli zaniepokojeni, choć trudno było dociec co właściwie ich zaniepokoiło. Może cień, który sprawiał wrażenie jakby przyglądał się im ze swojej skrytki w ciemnej uliczce? Ale przecież cienie nie mogły się nikomu przyglądać...

Trzech mężczyzn zatrzymało się niedaleko miejsca gdzie stał Hans. Szli swobodnym krokiem ludzi będących u siebie. Nagle jeden z nich uniósł w górę rękę i zatrzymał towarzyszy. Popatrzył w kierunku cieni:
- Hej ty tam! Czego szukasz w Rondorff? - Mężczyzna nie był zbyt wysoki i dość żylasty, w przeciwieństwie do swoich towarzysz, których twarze poznaczone były licznymi bliznami i zarośnięte niczym mordy rozbójników, fizjonomię miał gładką, pozbawiona zarostu, choć silnie zarysowana kwadratowa szczęka wskazywała na zdecydowany charakter właściciela.
Hans jednak się nie poruszył, przyglądając się im z niewielkim zainteresowaniem. Wyglądali jak zwykłe płotki a nie zamierzał strzępić języka z takimi płotkami, zwłaszcza, że dwóch należałoby najpierw unieszkodliwić, aby trzeci zaczął gadać. Świat ten jednak wydawał się podobny do jego własnego, przy czym w Ainorze niewiele było miast godnych tej nazwy. Tutaj, mimo, że jeszcze przecież nie widział nawet skrawka kraju, już samo to, w którym się znajdował świadczyło o tym, że musi być ich sporo. Przyglądał się więc typkom, ciekawy czy poślą "informację" wyżej. Tam zresztą sam miał zamiar się dostać, ale łatwiej będzie, jak zwyczajnie go zaprowadzą.

- Co tchórz cię obleciał, że kryjesz się po kątach? - W głosie "gładkiej gęby" pojawiła się wyraźna zaczepka. - Nie lubimy tu obcych!
Hans stłumił śmiech. Jeszcze jakiś czas temu odpowiedziałby na tą prymitywną zaczepkę, ale obecnie był już innym człowiekiem. A, że nie lubili obcych? Toż to śpiewka znana na wszystkich światach! Poruszył się, mając zamiar sprawdzić ich umiejętności. Cichy i niewidoczny, niczym cień pośród cieni, powoli zaczął ich okrążać, przyglądając się przy okazji dachom. W pewnych miastach można było poruszać się wyłącznie nimi, aby dojść do dowolnego miejsca.
- Chyba go trzeba nauczyć moresu chłopaki - przywódca niewielkiej grupki poruszył zręcznie dłonią i natychmiast pojawił się w niej nóż. Także jego towarzysze sięgnęli po broń, ale nie zrobili tego z taką samą finezją. Ruszyli wprost do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą skrywał się Midrith.
Ten aż zatrzymał się w wrażenia. Wydawali się głupsi niż myślał. Nie odwrócili wzroku, więc wciąż myśleli, że tam jest, choć nie mogli nic widzieć. Niepojęte. Ale może jak nie znajdą, to któryś wreszcie poleci do szefa. Wykorzystując fakt, że jest za nimi, zwinnie i sprawnie wspiął się na dach jednego z budynków.
- Gdzie on sie podzioł? - Niskim, zachrypłym przez nadużywanie trunków głosem. - Sie rozpłynoł, przeca tam nie ma przejścia!
- Głupiś Gunter - Powiedział "gładki" rozglądając się wkoło. - Musiał zwiać. Dobry jest, naprawdę dobry! Trzeba ostrzec szefa. Olaf ty idź. My się tu jeszcze rozejrzymy. Popytamy dziewczyny.
A pomyśleć, że chciał tylko taniej zdobyć mikstury. Wszystko zawsze musiało się komplikować. Na szczęście jego sługa był niedaleko.
~Leć za tym człowiekiem, pokaż mi miejsce, do którego się uda.~
Tak było łatwiej. Dziwka była bardziej kluczowa, bo skieruje ich na trop, a to było niewskazane przed świtem. Przebiegł po dachach, prosto do jej obskurnego pokoju.

Dziewczyna siedziała w pokoju przy oknie i spoglądała w dół na ulicę przez zasłonięte świńskim pęcherzem okno, w którym najwyraźniej w tym właśnie celu zrobiony miała niewielki otwór. Na odgłos otwieranych drzwi podskoczyła i spojrzała z lękiem na Hansa:
- Przecież nic nikomu nie powiedziałam! Przysięgam!
- Niestety masz dziś pecha. Teraz czas, abyś była aktorką. Twoi kolesie rozpytują o coś, co nie powinno ich obchodzić. Gdy tu dotrą, masz udawać, że masz klienta. Jesteś strasznie kłopotliwa, jeśli upiera się człowiek, aby cię nie zabijać.

Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Dziewczyna skinęła głową i usiadła na łóżku. Nie musieli długo czekać. Chwilę później usłyszeli kroki na schodach. Najwyraźniej wchodzący nie spodziewali się żadnej niespodzianki i nie mieli zamiaru nie ujawniać swojej obecności. Najwyraźniej nie przejmowali się zbytnio zasadami dobrego wychowania, bo bez pukania nacisnęli na klamkę napierając na drzwi. Zasuwka jednak wytrzymała.

- Lupa - powiedział "gładki" przez drzwi - słyszałem że miałaś dzisiaj obcego klienta. Chcemy pogadać.
- Idźcie sobie. Jestem zajęta.
- Poczekamy.
- To trochę potrwa.

Zza drzwi dobiegł ich obleśny rechot:
- Nie ma problemu, mamy czas.
Nierządnica bezradnie popatrzyła na stojącego przy drzwiach Hansa. Ten uśmiechnął się złowieszczo. Niestety musiał trochę bardziej się rozruszać, jeśli chciał, by jego pytania pozostały tajemnicą. Zbliżył się do ladacznicy, szepcząc jej na ucho.
- Udawaj dobrze. Tak jakby klient miał na prawdę dużego.
Błysnął do niej zębami i podszedł do okna, otwierając je bezgłośnie. Zerknął jeszcze, czy faktycznie umie to robić. Zaczęła podskakiwać na łóżku, które najwyraźniej nieźle wyrobione wydawało przy tym zgrzytliwe dźwięki.
- O tak! Jesteś cudowny, jaki ogromny! Daj mi go! Wsadź głeboko! O tak! Tak jesteś niesamowity! Aaaa - jęknęła przy tym wywracając oczami i zerkając w kierunku Hansa.

Ten uśmiechnął się i niczym kot wyskoczył przez okno, rozpływając się od razu w nocnych cieniach. Ruszył truchtem do wejścia, zwalniając dopiero przed schodami. Nasłuchiwał przez ułamek sekundy, tu bowiem miało się okazać, kogo dziwka boi się bardziej. A potem ruszył, mając nadzieję, że uderzenia płazem miecza prosto w te puste czaszki wystarczą i krew się nie poleje. Stali opierając się ścianę z obu stron drzwi. "Gładki" rozluźniony końcem noża wyciągał sobie bród zza paznokci. Ten którego nazwał Gunterem gwałtownie poruszając dłonią po obnażonej, niezbyt imponującej męskości, najwyraźniej mocno poruszony odgłosami dobiegającymi ze środka. Lupa była w tym udawaniu całkiem dobra.
- Tak! Bierz mnie mój ogierze! Mocno! Mocno! Aaaach!
Hans najpierw miał zamiar zaatakować tego groźniejszego, ale działania imbecyla obrzydziły go natychmiast i zmienił cel. Pojawił się przy nich znikąd, a czarny miecz przeciął powietrze, bezbłędnie trafiając w czerep pierwszego kolesia. Drugi zrobił wielkie oczy, wyciągając sztylet w obronnym ruchu, ale mimo swojej zręczności był za wolny. Dużo za wolny. Po chwili już obaj byli nieprzytomni. Zapukał do drzwi.
- Możesz już przestać. Otwórz drzwi. Jednemu z nich chyba bardzo się podobasz.

Usłyszał odsuwaną zasuwkę, a potem w drzwiach ukazała się twarz dziewczyny. Ciemne oczy były ogromne w jej wychudłej twarzy.
- Zabiłeś ich? Markusowi się to nie spodoba...
- Po cholerę miałbym ich zabijać, skoro już marnuję swój czas na zachowanie twojego bezwartościowego życia. Doceń to, do cholery. A teraz pomóż mi ich wciągnąć do środka. Często pobierają haracz swoimi kutasami?

Było to niemal zabawne. Wciągnęli ich do środka, a Hans zaczął robić prowizoryczne więzy. Z ich ubrania, kocy, pasków, czyli wszystkiego co znalazł.
- Płacimy tylko Markusowi za ochronę. Dzięki temu inni jeśli mają ochotę na numerek muszą wyciągnąć kasę. - Lupa patrzyła na działania łotrzyka a jej oczy robiły się coraz większe - Nie mogą zostać tutaj chyba że mnie też zwiążesz... albo zabierzesz ze sobą.
- Mówiłem przecież, że masz zły dzień, prawda? I marną ochronę, dali się załatwić jak dzieci.
Spojrzał na nią uważnie. W sumie wpadł na to pod wpływem impulsu.
- Ile masz lat? Musiałaś być całkiem ładna zanim zaczęłaś się bawić w tym zawodzie, co?
- Mam siedemnaście lat
- nieznacznie zadarła w górę wąski podbródek - są tacy co twierdzą, że jestem ładna!
- Tak, a oni sami mają siedemdziesiąt - parsknął śmiechem.
- Nie mogę cię tu zostawić, idziesz ze mną. Mam w karczmie pokój. Do świtu muszę załatwić kilka spraw, do tego czasu muszę sobie zapewnić twoje milczenie. Potem zobaczymy, może sama dasz mi odpowiednią propozycję. Bo podejrzewam, że kilka osób w tym mieście będzie trochę niezadowolonych, gdy nastanie świt.
Sprawdził jeszcze więzy i kneble nieprzytomnych mężczyzn i wskazał jej wyjście. W międzyczasie odpiął także pochwy i zabrał je razem ze sztyletami nieprzytomnych.
- Idź blisko mnie i nie kombinuj. Wciąż łatwiej mi cię zabić. Twoje koleżanki nie mogą nas zobaczyć.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-03-2011, 22:26   #7
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy wrócili do gospody było już dobrze po północy, a drzwi zawarto na głucho. Nie był to jednak wielki problem dla Hansa. Zwykłe zamki nie stanowiły dla niego wyzwania nawet jeśli za wytrychy służyły mu tylko sztylety. Dziewczyna powoli chyba dochodziła do wniosku, ze ten mroczny człowiek najwyraźniej nie ma zamiaru robić jej krzywdy, bo odprężyła się nieznacznie. Gdy zaś zobaczyła pokój Midritha z zachwytem przejechała po łóżku:
- O mamuńciu już dawno nie spałam w takim luksusie! Czysta pościel. Jaka biała! - Usiadała na łóżku i podskoczyła - Jakie miękkie!
- Przydałaby ci się najpierw kąpiel, ale nie chce mi się tracić czasu. Poleżysz sobie na nim... ale związana.

Zamknął najpierw drzwi, a potem dał jej znak, aby się odwróciła, wyjmując przygotowane jeszcze w jej pokoju więzy.
- Cała zdrętwieję jak mi zwiążesz ręce z tyłu - powiedziała z wyraźnym żalem - i po co mi w takim przypadku wygodne łóżko? - Westchnęła zrezygnowana - Może lepiej przywiąż mnie do łóżka?
Nie skomentował tego nawet słowem sprawnie zawiązując więzy na nogach i rękach. Nie były bardzo mocne, czy nawet z jakiejś wyjątkowo szorstkiej tkaniny. Ale nie był głupi, by wiązać kogoś do mebla. Dał jej się napić wody, a potem włożył knebel w usta.
- Wrócę za jakiś czas. Jeśli będziesz grzeczna, będziesz mogła przedstawić propozycję co do tego, jak dalej wyobrażasz sobie własne życie. Jeśli nie wyrazisz, zostawię cię tutaj, inni ocenią co zrobić. Jeśli spróbujesz uciec lub narobisz rabanu, stracę cierpliwość.
Warknął coś do samego siebie i mruknął znacznie ciszej.
- Chyba próbuję nadrobić gadaniem stracone lata...
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi i znów wkładając włos. A potem sięgnął umysłem ku swojemu słudze.

Zobaczył wyraźnie niepozorny budynek niedaleko miejsca gdzie spotkał "gładkiego" i jego kamratów. Wejścia pilnowało dwóch osiłków. Raczej nie spodziewali się kłopotów, bo czas służby skracali sobie grą w kości. Budynek miał dwa piętra. Na dole znajdowała się spora sala, kuchnia i jakieś pomieszczenia magazynowe. Na górze znajdowały się sypialnie. To właśnie do jednej z nich, pilnowanej przez dwóch kolejnych strażników podszedł Olaf. Po krótkiej rozmowie został odprawiony, a strażnik zapukał i po chwili wszedł do środka.
Przy biurku siedział niezbyt wysoki, ale doskonale zbudowany mężczyzna w wieku zbliżonym do Hansa. Jasne, długie do ramion włosy przewiązane miał na czole przepaską. Lekko rudawa broda i wąs przycięte starannie, były czyste i zadbane. Ubranie także, choć niewyszukane zwracało uwagę na zamiłowanie właściciela do czystości. Oderwał wzrok od księgi w której coś starannie zapisywał i popatrzył niezadowolony na wchodzącego. Nie odezwał się słowem, ale strażnik wyraźnie przekazał mu wiadomość, która wywołała niezadowolenie na jego twarzy.
Mężczyzna zaklął i zatrzasnął księgę. Powiedział coś do strażnika, który zaraz wyszedł, a jasnowłosy podszedł do ściany i zdjął wiszący tam obraz ujawniając sejf. Otworzył go szybko i wyjął z niego czarne sztylety oraz kilka dokumentów i wsadził je za pazuchę. Mimo ciepłej nocy rozpalił ogień na kominku. Sprawdził dokładnie okna i usiadł z powrotem na krześle za biurkiem. Niecierpliwie zastukał palcami po blacie coś do siebie mówiąc.

Zabawne było, jakie sprawił poruszenie, w zasadzie nie robiąc nic. Tutejsi byli najwyraźniej tchórzliwi, a jemu nie podobało się, że tak to wyglądało. Ruszył więc w tamtym kierunku, zirytowany nieco i pojawił się nagle przed strażnikami, nie wykonując wrogich gestów.
- Chcę się widzieć z waszym szefem. Teraz.
Zabawne było zobaczyć ich miny po tych słowach. Dosłownie opadły im szczęki. Chyba nie spodziewali się że "gość" tak nagle pojawi się w ich progach. Jeden z nich wszedł do środka, a pozostali, których liczba od pojawienia się Olafa została podwojona, patrzyli na Hansa z mieszaniną niechęci i niedowierzania. Nie minęło wiele czasu gdy strażnik wrócił:
- Możesz iść, ale bez broni.
- Mogę wejść albo z bronią, albo po waszych trupach.

Na twarzy Hansa pojawił się wyjątkowo nieprzyjemny grymas.
- Zaczynacie mnie wkurwiać, nie lubię jak ktoś za mną łazi. Doskonale wiecie, że nic nie zrobiłem. Więc zejdź mi, kurwa, z drogi.
Strażnik poczerwieniał i już sięgał broń gdy z tyłu za nim rozległ się spokojny głos:
- Daj mu przejść. Nie dasz rady go powstrzymać!
Odsunęli się od wejścia. Dając łotrzykowi możliwość przejścia.
~Idź pierwszy, ostrzegaj.~
Hans odczekał chwilę, jakby jeszcze sprawdzając, czy strażnicy nie zrobią czegoś głupiego, a tak naprawdę po to, by jego sługa sprawdził drogę. Potem ostrożnie ruszył do przodu.
- Chcę porozmawiać. Możemy to zrobić na dwa sposoby. Albo uprzejmie, bez obecności kuszników. Albo w pomieszczeniu pełnym trupów. Nie jestem wrogiem, jeszcze.
Nie miał zamiaru nadziać się na bełty, dlatego pchnął drzwi, a potem... zniknął. Stanął za drzwiami, nie ryzykując trafienia od jakiegoś nerwowego strzelca.
~Niech blondyn cię poczuje~

- Co jest kurwa? - Strażnik, który rozmawiał z Hansem wbiegł do środka i rozejrzał się nerwowo - Nie spuszczałem z niego wzroku, a ten skubaniec nagle zniknął!
- Opuście kusze
- powiedział nagle przywódca, a potem rzucił w przestrzeń - porozmawiamy. Raczej nie przyszedłeś mnie zabić bo już byłbym martwy. Wy zostańcie tutaj - rzucił do swoich ludzi.
Odwrócił się i ruszył po schodach w górę. Nie zatrzymał się aż nie dotarł do pokoju, gdzie przysiadł na biurku.
- Myślałem, że w Tethyrze mnie nie wyśledzicie. Cóż mylić się jest rzeczą ludzką.

Hans poszedł za nim, pozostawiając na straży sługę. Nie raczył się jednak ujawnić, póki nie doszedł do schodów, przy których wyjął kusznikowi bełt z kuszy. Zaskoczeni ludzie bywają nieprzewidywalni. Tutejszy przywódca miał na szczęście łeb na karku, przynajmniej na razie. Midrith wskazał za siebie.
- Dobrze byłoby, gdybyś uspokoił swoich ludzi. Tych na mieście też. Zaczną się robić nachalni, ktoś się wkurzy, padną jakieś trupy, nie wiadomo po co. Jutro już mnie tu nie będzie. Tak sobie właśnie myślałem, że musisz się bać obcych, skoro jeden przechadzający się po mieście wzbudza takie... zamieszanie.
Blondyn przez chwilę patrzył na swego gościa:
- Skoro mnie znalazłeś wiesz kim jestem i wiesz, że nie boję się obcych. Po prostu myślałem, że moje drogi z Mistrzami Cienia rozeszły się na dobre i zostawią mnie w spokoju jeśli zniknę na drugim końcu świata. Cóż... najwyraźniej się pomyliłem.
- Czy ja ci zrobiłem krzywdę? Nawet bym pewnie nie przylazł, gdybyś nie miał zbyt ciekawskich ludzi. A teraz, proszę, odwołaj ich. Mam w pokoju gościa... na którego wolałbym, by się nie napatoczyli. Może mi się jeszcze przydać. A twoje opryszki żyją, bez obaw.

Te słowa zaskoczyły przywódcę bandy, a to zaskoczenie odbiło się na jego twarzy:
- Nie zostałeś przysłany przez Mistrzów? To co u diabła robisz tak daleko od domu?
- Jesteś ciekawskim człowiekiem, prawda? Nie lubię ciekawskich.

Mężczyzna skinął głową:
- Tak więc niczego tutaj nie chcesz. Nie masz do mnie żadnej sprawy. Jesteś tylko przejazdem... po co więc sprowokowałeś spotkanie?
Hans warknął zirytowany.
- Chyba jednak źle cię oceniłem, nie jesteś zbyt kumaty. Albo łapiesz za wolno sprawy, które nie dotyczą twojego życia. Powiedziałem ci już, dlaczego tu trafiłem. Odwołaj ludzi. Gdybym był po ciebie, nawet byś się nie zorientował, że jesteś pieprzonym zimnym trupem. A pro po zimnych trupów, to ja na twoim miejscu nie pozwoliłbym takiemu co się rusza przebywać w swoim mieście.

Słysząc to blondyn stał się znowu czujny:
- Nie możesz mówić bez zagadek, co? - Potem zawołał w kierunku otwartych drzwi - Thomas wiem że podsłuchujesz. Każ chłopakom przestać się interesować naszym "gościem" - ostatnie słowo wymówił z ironicznym akcentem.
- Zagadek? W życiu. Gdybyś wiedział, to byś zrozumiał. Potrzebuję wytrychów i kilku trucizn, mogą być słabsze - zmienił nagle temat. - A także trochę sztyletów do rzucania. Zapłacę.
- I to wszystko?
- Był wyraźnie zaskoczony - Hmmm... dobrze. Da się zrobić zwłaszcza jeśli dzięki temu pozbędę się ciebie szybko z miasta. Dostaniesz czego chcesz - uśmiechnął się trochę odprężony - a w zamian zapomnisz, że mnie tu spotkałeś. Umowa?
Popatrzył z uwagą na Midritha, który uśmiechnął się ironicznie. I ten tu niby nie boi się obcych? Zachował jednak myśli dla siebie.
- Nie ma sprawy. Nie mam tu większych interesów... i mam nadzieję, że miał nie będę. Powinieneś jednak dać swoim ludziom kilka dziwek czasami, robią się strasznie napaleni, gdy je widzą.

Hans cały czas wydawał się całkiem odprężony. Zamierzał poczekać na to, o co poprosił. Przyjazna pogawędka dobrze się do tego nadawała.
- Thomas! - Jego aktualny "gospodarz" krzyknął i w drzwiach prawie natychmiast pojawił się niewysoki, może piętnastoletni wyrostek z rudymi, sterczącymi we wszystkich kierunkach włosami i wyczekującym spojrzeniem w oczach.
- Zawołaj Karolinę i przynieś wina.
Chłopak podskoczył i pobiegł, a blondyn podszedł do jednej ze stojących w pokoju skrzyń i uniósł wieko. W środku znajdował się cały arsenał:
- Wybierz co Ci pasuje.
Hans położył na stole gospodarza dwa sztylety.
- To tych, którzy sobie trzepali przy dziwce.
Podszedł do skrzyni, wyjmując kilka zwykłych sztyletów i sprawdzając wyważenie. W końcu wziął jeden, nie wyróżniający się, ale ostry i bez wyszczerbień na ostrzu. Potem wybrał sześć noży do rzucania i pas do zawieszenia ich pod kurtą.
- To wystarczy. Nie jest to mój stary sprzęt, ale jak zauważyłeś, ten muszę kompletować na nowo. Prawie cały.

Ponownie pojawił się rudowłosy chłopak z pękatym sagankiem i dwoma srebrnymi kielichami. Położył je na biurku i do każdego nalał trunku.
- Zostaw nas teraz i tym razem zamknij za sobą drzwi.
Zanim jednak wyrostek, na którego twarzy pojawiło się wyraźne rozczarowanie opuścił pokój pojawiła się w nim kolejna osoba, która sądząc po kolorze włosów i rysach twarzy, musiała być z nim spokrewniona. Na tym jednak podobieństwo się kończyło. Dziewczyna była niewiele starsza, ale wysoka, wzrostem przewyższająca szefa, a męskie ubranie nie maskowało jej mocno zarysowanych kobiecych kształtów, które ten z wyraźną przyjemnością kontemplował.
- Potrzebuję kilku twoich towarów. Coś płynnego, coś na sztylety. Może zresztą pan... - Jego spojrzenie zawisło na Hansie jakby oczekiwał odpowiedzi.
- Joseph - rzucił Hans
- Pan Joseph powie ci dokładnie o co mu chodzi - dokończył blondyn.
- Środek usypiający, taki działający na mięśnie, obezwładniający je. I może coś otumaniającego. Czyli nic wybitnie skomplikowanego.
Hans przyglądał się kobiecie z ciekawością, nie mogąc oczywiście powstrzymać się przed przesunięciem wzrokiem po całej jej sylwetce.
Odpowiedziała obojętnym spojrzeniem. Skinęła głową i zaraz skierowała się z powrotem do wyjścia. Przywódca podniósł z biurka kielichy z winem i podszedł do Hansa:
- Tutaj zwą mnie Markus Flamm - powiedział z uśmiechem, który miał sugerować Midrithowi że mają wspólną tajemnicę, której częścią jest jego nazwisko.
- A mnie Joseph Klause - odpowiedział czymś podobnym, obaj wiedzieli, że nikt tu nie podaje prawdziwych informacji. - A co do twoich ludzi, to nie dowiedziałbyś się o mnie, gdybym miał ochotę na mordowanie. Są u siebie i uważają, że nie trafi się nikt od nich lepszy. Mało bezpieczne. Olafa wysłali dopiero, gdy mnie nie znaleźli w dziurze, którą sprawdzali.
Wzruszył ramionami. Jego to nie bardzo interesowało, ale przecież dobra rada mogła kiedyś okazać się przydatna. Hans dawno się nauczył, że nie ma co sobie robić wrogów wszędzie gdzie się da.
Markus pokiwał głową:
- Niezbyt łatwo o doskonale wyszkolonych ludzi, ale uczą się... powoli - Podsunął mu oba kielichy dając możliwość wyboru, a gdy Hans wziął jeden z nich napił się ze swojego.
Midrith jednak głównie udawał, że pije, niż pił naprawdę. Prawie nigdy nie połykał czegoś innego od wody, kolejne zboczenie, którego nie umiał się do końca oduczyć.
- Wyszkolenie to jedno, nie mieli szans tak czy inaczej. Ale jakby posłali gońca zanim spróbowali konfrontacji... Co najwyżej wyszliby na tchórzy i głupców.
Pokiwał głową, dochodząc do wniosku, że dla zwykłego oprycha reputacja czasem jest ważniejsza.
- Macie tu coś ciekawego w mieście? - wiadomym było, że nie pyta o rzeczy ogólnie dostępne i oczywiste.
- W samym mieście nie - mężczyzna wrócił do biurka, nalał sobie drugi puchar trunku i przysiadł na blacie - częstuj się - wskazał antałek Hansowi. - Niedaleko jednak jest morze i idealnie położone jaskinie. - Uśmiechnął się - Do Zazesspur niedaleko. To doskonały interes.
To akurat Hans rozumiał, ale na razie nic mu nie dawało.
- Domyślam się. Trafiło się ostatnio coś ciekawego?
Nie znał sytuacji z niewolnikami w tym świecie i kraju, choć zakładał, że tu ich nie ma - w końcu nikogo takiego nie spotkał. Pytanie jednak zadał takie a nie inne, zawsze można było nim zdobyć dodatkowe informacje.
- Być może rano się jeszcze odezwę, wtedy poznam cel i zastanowię się, czy potrzeba mi czegoś jeszcze, by go osiągnąć.
- Ostatnio głównie alkohole z Amn i przedmioty z Evermeet, czasami trafia się coś magicznego. Na takie zabawki zawsze jest spory popyt. Cel?
- Popatrzył na Hansa - a więc jednak twój pobyt tutaj nie jest do końca przypadkowy... specjalne zlecenie... ciekawe kto się naraził tak bardzo, że zamówili kogoś z Cienistych?

Ciekawe było to, że wciąż uważał swoje. Hans lubił pozostawiać ludziom swobodę myślenia, czasem ujawniali przy tym coś, czego nie wiedział, a czasem zwyczajnie kierowali się na złe tropy. Nie przeszkadzało mu to, więc bardzo rzadko prostował.
- Do końca przypadkowy pewnie nie, ale przypadku w tym jednak dużo. Zdziwię się, jak będę miał coś do załatwienia w okolicy. A co do magicznych zabawek, to bywają przydatne. Sam muszę kilka sobie sprawić.
Jego rozmówca pokiwał głową, ale nie powiedział nic więcej, bo do pokoju ponownie weszła Karolina. Podała Hansowi niewielki kuferek. W środku znajdowały się trzy ampułki i coś co wyglądało jak pudełko z maścią.
- To na osłabienie mięśni, to na sen, to powoduje oszołomienie i halucynacje. - Wskazała na buteleczki - maść nadaje się do smarowanie strzał i ostrzy, na krótką chwilę osłabia mięśnie, ale tylko na dwa trzy uderzenia serca.
Skinął głową w podziękowaniu, wyjmując ampułki i przyglądając się zawartości.
- To zdecydowanie wystarczy.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła ponownie bez słowa. Jej długie do bioder włosy falowały w ruch pięknych bioder.
- Cudowna prawda? - Markus odezwał się dopiero gdy za dziewczyną zamknęły się drzwi. - Piękna, seksowna, inteligentna i do tego milcząca. Po prostu idealna kobieta!
- Dopóki jeden z jej wyrobów nie zacznie krążyć w twoich żyłach.

Skinął mu głową i wstał.
- To będzie na tyle. Może już mnie nie zobaczysz... a może się jeszcze spotkamy, oby wciąż w pokojowych zamiarach.
- Gdyby doszło do tego pierwszego... nie będę żałował.
- W oczach Markusa pojawił się błysk rozbawienia.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 13-03-2011, 21:57   #8
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Do karczmy dotarł bez problemu, zastając pokój w nienaruszonym stanie a ladacznicę leżącą na łóżku. Zdjął ją z niego, sadzając na podłodze i wyjmując knebel z jej ust. Dał jej się napić i sam położył się na łóżku, zsuwając buty.
- Podjęłaś decyzję?
- Nie mogę wyjechać.
- Dziewczyna popatrzyła na swoje związane ręce. - Tutaj nie jest źle.
Skinął głową, jemu na tym nie zależało.
- Wypuszczę cię po świcie. Na razie muszę się przespać, nie przeszkadzaj mi.
Zamknął oczy. Od dawna umiał spać i budzić się dokładnie tak sprawnie i szybko, jak sobie zamierzał. Teraz musiał obudzić się trochę ponad godzinę przed świtem. Ladacznica najwyraźniej pogodziła się ze swoją sytuacją, bo zwinęła się w kłębek i położyła na boku, wyszukując jak najwygodniejszą pozycję jaką tylko mogła przyjąć. Do świtu pozostało już tylko kilka godzin. Trzeba się było pogodzić z czymś czego nie dało się zmienić.

Hans obudził się dokładnie tak jak zaplanował. Na dworze ciągle jeszcze było ciemno, choć chłód ciągnący od okna zapowiadał już nadejście świtu. Oprzytomniał niemal od razu, spryskując twarz zimną wodą. Założył buty i opuścił pokój, nie wydając przy tym nawet najmniejszego dźwięku. Cały swój ekwipunek wziął ze sobą, odliczając do jednej sakiewki pięćdziesiąt złotych monet, które zamierzał zapłacić. I skierował się prosto do domu alchemiczki. Gdzie jak poprzednio zastał drzwi otwarte, a na dźwięk dzwonków pojawiła się właścicielka. Widząc Midritha wzieła z jednego z niskich stoliczków prostokątny, drewniany kuferek. W środku znajdowały się trzy szklane buteleczki, a w nich mikstury w trzech kolorach:
- Antidotum, mikstura lecząca i substancja umożliwiająca poruszanie się po ścianach i sufitach - wskazała poszczególne flakoniki - tak jak się umawialiśmy sto dwadzieścia sztuk złota i są twoje.
Łotrzyk rzucił na stół przygotowaną sakiewkę. Nie miał ochoty na długie podchody, ciekawy czy jego podejrzenia były słuszne. "Rozmawiać" w takich sytuacjach umiał. Chyba, że rozmówczyni faktycznie nie miałaby się zupełnie czym przejmować... w co raczej nie wierzył.
- Tu jest pięćdziesiąt. Pozostałe siedemdziesiąt policzyłem sobie za swoje milczenie.
Przez chwilę patrzyła na niego zaskoczono, a potem zaczęła się śmiać:
- Muszę przyznać, że tupetu ci nie brakuje mój panie. A jakież to ciekawe informacje zebrałeś na mój temat?
Hans oparł się o ścianę, w pozornie niedbałej pozie. Nie zamierzał zdradzać jej żadnych informacji, ciekaw ile sama potrafi o sobie mówić. Jeśli faktycznie ukrywa się długo, to musi być niezła.
- Takie, które sprawią, że ludzie przestaną cię kochać, czyż to nie oczywiste?
Jednocześnie posłał swojego sługę nad dach, nakazując mu sprawdzić, czy może zajrzeć do środka, nie nadziewając się na jakieś magiczne zasłony i zabezpieczenia. Nie było tam niczego takiego, ale jedynym otworem prowadzącym do wnętrza był niezbyt szeroki komin.

- Nie sądzę by mnie kochali - usiadła na jednym z dwóch krzeseł znajdujących się w pomieszczeniu - po prostu jestem przydatna. I postarałam się taka być dla wielu. Od tych nie znaczących nic do tych najwyżej postawionych. Myślisz, że wiedza o mnie będzie na tyle szokująca by zrównoważyć sporą wygodę i przyjemności które im zapewniam? - Popatrzyła z uwagą na łotrzyka - Ludzie w takiej sytuacji wolą nie zauważać niewygodnych spraw i likwidować tych, którzy przynoszą kłopotliwe wieści.
Teraz to łotrzyk uśmiechnął się kpiąco. Kobieta się nie bała? Ciekawe przez jak długi czas.
- Chcesz sprawdzić? Mogę sprawić, że koło południa każdy w mieście będzie wiedział kim jesteś. Tam skąd pochodzę, spaliliby ten dom natychmiast. W samo południe. Zabawne, prawda? Ale, żebyś nie uznała, że jestem pełen złej woli, możemy zawrzeć umowę, że kiedyś oddam ci te brakujące monety.
- Hmmm...
- zastanowiła się chwilę - myślę że ta propozycja jest bardziej odpowiednia. Szantaż jest taki... poniżający. Zdecydowanie bardziej wolę po prostu udzielić ci pożyczki. Nie musisz się spieszyć ze spłatą. I nie rób tego osobiście. Szczerze mówiąc najchętniej nie zobaczyłabym cię już nigdy.
Powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś jeszcze. Był całkowicie pewien, że bez szantażu nawet nie zaproponowałaby mu pożyczki. Wziął fiolki, rzecz jasna mając zamiar w swoim czasie sprawdzić, czy go nie oszukała, w co jednak wątpił. Tacy jak ona nie chcieli... umierać... za wcześnie. Skinął jej głową.
- W takim razie także mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy. Przebywanie w twoim towarzystwie nie jest przyjemne nawet w najmniejszym calu.
Odwrócił się i wyszedł. Mógł wrócić do pokoju i przespać jeszcze ze dwie godziny. Wcześniej jednak wypuścił ladacznicę i zdjął buty i górną część ubrania. Załatwił już większość spraw i potrzebował tylko wyrobu kowala i map. Zasnął natychmiast.

Był wyspany, gdy wstał dwie godziny później. Przypominając sobie wreszcie o tym, co nosił na szyi, zdjął naszyjnik i otworzył go, dokładnie tak, jak pokazała mu kiedyś Gail.
Tak jak wtedy na obu stronach medalionu znajdowały się miniatury. Nie były to jednak te same portrety, które widział ostatnio. Z jednej strony widniał portret jej portret, z rozpuszczonymi, ogniście pomarańczowymi włosami opadającymi na ramiona. Drugi przedstawiał kilkuletniego chłopca o czarnych włosach i oczach. Hans miał wrażenie jakby patrzył na swój portret z dzieciństwa. Nie pamiętał jednak by kiedykolwiek pozował do portretu. Postanowił, że spyta o to w swoim czasie. Zamknął naszyjnik i znów zawiesił sobie na szyi.
Było mniej więcej dwie godziny po świcie, dlatego wyjął kamień i użył go podobnie jak to zrobił irytujący bard dzień wcześniej. W międzyczasie korzystał z misy, obmywając się i orzeźwiając.
Tak jak poprzednio pojawiła się płaska powierzchnia a na niej wyraźny obraz kobiety z innego świata. Obrzuciła uważnym spojrzeniem pomieszczenie w którym się znajdował:
- Bywało lepiej, ale nie jest najgorzej - uśmiechnęła się do niego - ten świat jest chyba dość podobny do naszego? Tak mi się przynajmniej wydawał z tego co widziałam i co mówił Aloen.
- Bardziej nowoczesny, jak sądzę. I... bardziej magiczny, niestety.

Spojrzał na nią, uśmiechając się kwaśno.
- Jakie informacje na temat tych magów posiadasz?
Kobieta też się uśmiechnęła. Doskonale znała podejście Hansa do magii i magów. Ironia było fakt, że musiała stać się jednym z nich by go uratować. Musiała poświęcić dużo więcej niż przekonania, ale o tym na razie nie musiał wiedzieć:

- Jest ich sześciu: Aaron Willden, Koran Hode, Laralana Nessala'r, Devlin Kaane, Ramona O'Livin i Dawid Filindar. Potężni magowie żywiołów. Laralana zajmuje się wodą, podobnie Ramona ale ona podobno wyspecjalizowała się dodatkowo w sztuce lodu, Koran i Devlin ogniem, Dawid jest jednym z potężniejszych magów ziemi, a Aaron podobnie jak Antara włada magią powietrza. Udało mi się odkryć przybliżone miejsca ich pobytu. Devlin Kaane służy królowi państwa zwanego Cormyr. Laralana jest elfką i zamieszkała w elfim królestwie zwanym Evermeet. Podobno jest wyspiarskie. Ramona służy jakiejś bogini lodu zwanej Auril i mieszka w świątyni na północy kontynentu. Podobno jej poszukiwania należy zacząć w Dolinie Lodowego Wichru. Koran Hode mieszka w kraju Thay, którym władają magowie zwani Czerwonymi Czarnoksiężnikami. Dawid Filindar w górach zwanych Górami Smoczego Oddechu w pustynnym kraju zwanym Murhorand. Najbardziej nie spodoba ci się jednak ostatnia informacja. Harluaa, kraj w którym mieszka Aaron, jest krajem czarodziejów. Dokładnie każda osoba tam żyjąca włada jakąś magią. Niestety tylko tyle wiem na razie. Trudno jest zdobyć informacje. Niewiele pozostawili po sobie śladów w kolegium. Niewielu żywych, którzy mogliby coś zdradzić.
Pokiwał głową, choć nazwy niewiele mu na razie mówiły. Domyślał się tylko, że będzie to daleko od tego miejsca. W końcu nikt nie mówił, że będzie prosto, a stojące przed nim zadanie należeć będzie do łatwych i przyjemnych. Musiał przyjąć jakąś strategię, aby pozbywać się ich sprawnie, z jak najmniejszą szansą na to, że dowiedzą się o jego obecności.
- Nazwy tych krajów mówią same za siebie. Będę potrzebował środka transportu, inaczej zemrę ze starości przed dotarciem do celu. Jesteś w stanie coś mi przygotować?

Czarodziejka skinęła głową:
- Też już o tym myślałam. Zanim połączenie się zamknie prześlę ci pierścień teleportacji. Dwa razy dziennie przeniesie cię w miejsce, które wybierzesz, ale musisz je albo znać albo ktoś musi ci je dokładnie opisać. Niestety ten ostatni sposób nie gwarantuje zbyt precyzyjnego osiągnięcia celu. Jednak daje przynajmniej jakieś przybliżenie i na pewno poważnie skróci czas podróży.
- I znowu magia... ale przynajmniej z tą mogę się pogodzić. Czy wiesz, który z tych magów jest najpotężniejszy? Wolałbym zacząć od najtrudniejszego celu, zanim się reszta połapie i bardziej zabezpieczy... chociaż te miejsca i organizacje i tak ściągną na mnie nieliche kłopoty.
- Obawiam się że najpotężniejszy jest Aaron. Zawsze był cieniem Antary i przejął większość jego wiedzy i umiejętności.
- Zastanowiła się - Może powinieneś zająć się Devlinem w Cormyrze? Nie jest tak silny jak Aaron, ale był kochankiem Laralany. Pokłócili się, a ona nastawiła przeciw niemu innych. Mogą się nie kontaktować zbyt często z nim i nie zorientują szybko, że coś się stało.
- Niech i tak będzie. Potem zaś Koran, jeśli władają tym samym żywiołem to największe prawdopodobieństwo, że będą się czasami kontaktować. Muszę zdobyć mapy i informacje o wszystkich tych krajach. Najłatwiej chyba w jakiejś bibliotece, nie wzbudzę podejrzeń. Poza tym wątpię, by ktoś w tym mieście wiedział, jak wygląda Cormyr. Dostanę się do ich stolicy. Przydałoby się też więcej złota, jeśli sprawy mają iść sprawnie. Inaczej będę musiał zwolnić, aby zebrać środki.


Podrapał się po brodzie. Teraz był w swoim żywiole, na szybko obmyślając pierwsze plany działania.
- Ten kraj jest nie tylko bardziej nowoczesny i magiczny. Jest też o wiele bardziej kosztowny - uśmiechnęła się lekko - zauważyłam przy okazji pracy z Aaronem. Choć nie była całkiem pewna czy mnie czasami nie naciąga.
Na chwilę zniknęła z pola widzenia. Pojawiła się po chwili z dwoma mieszkami.
- Nie mam więcej przy sobie, ale przygotuję na jutro. Te prześlę razem z pierścieniem.
- Ludzie kosztują tyle samo. Dwójka z nich już mnie nie lubi, ale zdobyłem kilka rzeczy znacznie taniej niż sobie śpiewali. Magia wydaje się tu powszechna, ale jednocześnie koszmarnie droga. Muszę jednak uzupełnić ekwipunek, z tymi cholernymi magami najlepiej walczyć przy pomocy magii. Takiej czy innej.

Mrugnął do niej. Antarę załatwił przecież za pomocą innej magii. A raczej innej żądzy.
- Może masz dostęp do przedmiotów podobnych tym, których używałem w Ainorze? Pierścień iluzyjny i jakieś cholerstwo wykrywające trucizny. Będę potrzebował też coś umożliwiającego swobodę ruchów po tym, jak któryś mnie ciśnie jakimś zaklęciem, przed którym nie będzie się dało uskoczyć. Jeśli nie masz, będę musiał kupić lub ukraść. Z tą blizną i tatuażem za bardzo rzucam się w oczy.
- To da się załatwić, ale trochę potrwa bo sama nie potrafię wyrabiać przedmiotów i muszą poszukać kogoś odpowiedniego. Może Jamie mi pomoże...

Skinął głową.
- Daj znać, gdy się dowiesz ile to zajmie. Jak za długo, załatwię sobie to sam. Przynajmniej ten pierścień, bez niego niezwracanie uwagi jest cholernie ciężkie.
- Więc powiem że koszty nie grają roli, to znacznie powinno przyspieszyć procesy wytwórcze
- uśmiechnęła się ironicznie. - Bogactwo cholernie ułatwia człowiekowi życie.
- Zgadza się. Gdy już wszystko to się skończy, będzie trzeba wyprawić się po jakiś smoczy skarb.

Uśmiechnął się, jak to zwykle czynił tylko dla niej. Połączenie zaczęło zanikać. Pożegnalny uśmiech Gail pełen był tęsknoty i smutku. Portal zniknął, a koło kamienia pojawiły się sakiewki ze złotem i nierzucający się w oczy srebrny pierścień, a właściwie obrączka w kształcie dwóch splecionych węży.
 
Sekal jest offline  
Stary 02-04-2011, 18:25   #9
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Znalezienie kogoś kto potrafiłby w przybliżeniu opisać stolicę Tethyru nie było większym problemem. W karczmie, w której nocował Hans znalazło się dwóch kupców, na swym handlowym szlaku zahaczających o nią kilka razy. Szybko się dowiedział, że kraj ten przeszedł kilkanaście lat temu krwawą wojnę domową w wyniku której zginęły setki tysięcy mieszkańców, a kraj uległ podzieleniu. Wtedy też stolicą kraju został położony na południowym wschodzie Darromar. Nadal jednak największym miastem Tethyru jest położone niedaleko Zazesspur, dawna stolica i największy port w kraju. To miasto właśnie zdecydowanie bardziej zainteresowało Midritha, a jego dość dokładny opis bardzo ułatwił teleportację.
Położone w delcie rzeki Slduskoon, Zazesspur stanowiło dość osobliwy zlepek kultur północnego Amn i południowego Calimshan, którego architekturę można by przyrównać do znanego Hansowi tylko z opowieści bajkowego Ket. Surowe w swej bryle, ceglane, strzeliste budowle północy sąsiadowały z kamiennymi, bogato zdobionymi arabeskami i krytymi kopułami budynkami przybyszów z południa. Miasto było zatłoczone, kolorowe i gwarne. Setki sklepów i kramów ulicznych otwierało swe podwoje dla klientów oferując towary rodzime i te przywiezione na statkach tethyrskich, zapuszczających się aż do najdalszych rubieży znanego świata. Tak przynajmniej ogłaszali zachęcający do obejrzenia towarów kupcy. Na większych placach ludzi zabawiali aktorzy uliczni lub treserzy zwierząt, a wszędzie kręcili się mali ulicznicy próbujący zwędzić sakiewkę i naciągacze oskubujący łatwowiernych przechodniów.
Dla Hansa, który zmaterializował się niespodziewanie na jednym z większych placów, miasto było ogromne. Sądząc po rozmiarach i ilości domów musiało w nim mieszkać kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Z całą pewnością znaleźć w nim można było wszystko, choć niekoniecznie szybko, natomiast zniknąć, rozpłynąć się w tłumie o wiele szybciej. Mężczyzna zauważył, że po za niewielkim zaciekawieniem u najbliżej stojących osób, jego nagłe pojawienie się nie wzbudziło większej sensacji.

Hans coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że magia jest w tym świecie zdecydowanie zbyt popularna. Jeśli w tamtej mieścinie był jeden czy dwóch magów, tu musiało być ich setki. Miasto było olbrzymie, choć nie mógł go jeszcze ocenić dokładniej, widząc tylko niewielki jego fragment. Zdecydowanie musiał najpierw poświęcić nieco czasu na poznanie świata, w którym się znalazł. Podszedł do jednego ze straganów kupieckich, na których starszy mężczyzna sprzedawał ciepłe jeszcze pierogi z mięsem. Wziął jednego, płacąc miedziakami.
- Ładne miasto. Macie tu może jakieś miejsca, gdzie zwykły człowiek do ksiąg może zerknąć? Słyszałem o bibliotekach świątynnych, ale może są jeszcze jakieś inne?
- Ano piękne panie
- Przekupień z aprobatą popatrzył na przybysza - a bywało jeszcze piękniej, zanim się naszym władcą upatrzyło stolicę zmienić - Sapnął z oburzeniem - Co komu szkodziło, że Zazesspur nią było? Dogodnie położone na wybrzeżu, na głównym szlaku handlowym, duże i z tradycjami! Wymysły panie powiadam! Nowomodne wymysły! A biblioteki mamy a jakże i takie przyświątynne, ale one małe i przy pałacu królewskim miejska, a największa przy dawnym kolegium magicznym. Od czasu jak magusów u nas ubyło to pustkami świeci.
- Z obu mogą korzystać wszyscy? Potrzebuję poczytać o jednej trapiącej mnie kwestii a nie chce mi się chodzić na darmo.
- Oczywiści wszyscy, którzy wniosą stosowną opłatę - Jak to mówił mój ojciec?
- Podrapał się po głowie - Wiedza jest łaskawa dla tych, którzy dobrze płacą... czy jakoś tak. Może jeszcze jednego pierożka? Świeżutkie prosto z pieca.
Hans rzucił mu drobniaki i wziął jeszcze jednego, przy okazji dowiadując się o kierunek. Potem ruszył we wskazaną stronę, przy okazji rozglądając się ciekawie. Nie zamierzał przebywać tu długo, ale w ten sposób także poznawał świat, no i samo miasto. Nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza się przyda.
Postanowił zdać się na los i udać do tej skarbnicy wiedzy, która będzie najbliżej. Los, jak zwykle okazał się łaskawy dla łotrzyka i nie wystawił go na bezpośredni kontakt z zazesspurskimi magami. Przynajmniej nie w tym momencie.

Biblioteka przy pałacu królewskim była wysoką, sklepioną salą, której jedna dłuższa ściana przeszklona była witrażowymi oknami, przez które do wnętrza wpadało kolorowe ale niezbyt silne światło. W miarę oddalania się od niej światło zanikało, więc druga część pomieszczenia pogrążona była w półmroku. Tam właśnie znajdowała się większość woluminów, stojących na wysokich i ciasno nagromadzonych regałach. Z pewnością zgromadzono tu bardzo dużą ilość ksiąg, jak było z ich przydatnością Hans miał się dopiero przekonać.
Mężczyzna, który wyszedł mu naprzeciw miał około czterdziestu lat, ciemne włosy spięte z tyłu i wygodne ubranie złożone z szerokich, ściągniętych w kostkach spodni i bluzy z szerokimi rękawami, przewiązanej w pasie sznurem, do którego przyczepiony był pokaźny pęk kluczy:
- Witamy w królewskiej bibliotece - obrzucił Midritha oceniającym spojrzeniem i dodał - czym możemy służyć?
- Wiedzą.

Uśmiechnął się kwaśno. Niestety jego pomoc była mu potrzebna.
- Dokładniej to tą dotyczącą geografii. Trochę ogólnej, ze szczegółowej na razie może coś o Cormyrze? Macie coś dla osoby pragnącej poznać za pomocą ksiąg nieco świata? Nie podróżowałem zbyt wiele.
- Mamy bardzo dokładne mapy Faerunu, oraz mniej dokładne Zakkary, ale nie wypożyczamy ich.
- Zastrzegł od razu i zaraz dodał:
- Obok biblioteki jest jednak pracownia kartograficzna, w której za odpowiednią opłatą sporządzą panu mniej lub bardziej dokładne kopie wskazanych obszarów. Mamy pięćset siedemdziesiąt osiem ksiąg w dziale geograficznym... coś z wiedzy ogólnej... hmm... - zastanowił się - może "Opisanie świata" Gubera Morawisa byłoby jednak najbardziej odpowiednie dla kogoś, kto pragnie raczej wiedzy ogólnej bez zagłębiania się w szczegóły. Są tam nawet zamieszczone mapki krain sporządzone przez autora. Bardzo piękne i cenne dzieło. Do wglądu na miejscu. Mamy specjalne pomieszczenia do studiowania ksiąg w spokoju. Udostępniamy także odpłatnie inkaust, przybory do pisania i pergamin jeśli ktoś pragnie sporządzić notatki. Co do Cormyru... to hmm... polecałbym Ziemie Leśnego Królestwa Rolanda van Estroma, ciekawe opisy geograficzne i z historii regionu.
Popatrzył na Hansa czekając na jego odpowiedź.
Midrith skinął mu głową.
- Niech będzie. Proszę mi przygotować te księgi, ja najpierw udam się do tej pracowni, takie przygotowanie map na pewno trwa i warto, by robili to w czasie, gdy ja będę czytał.
Nie wyglądał na typowego bywalca takich miejsc, ale musiał zdobyć wiedzę. Niestety najtrudniej będzie ją zamaskować. O ile z mapami może nie być jakoś trudno, to co z księgami, które czyta? Odpowiednie pytania zdradzą wszystko, a najpierw musiał znaleźć nazwy tutejszych państw, aby poprosić także o to, co go zupełnie nie interesowało. Nawet jeśli nie ukryje, to zawsze może zaciemnić swoje poszukiwania.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 02-04-2011, 18:59   #10
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pracownia Kartograficzna była słonecznym pomieszczeniem wypełnionym ogromną ilością zwojów i map wypełniających dokładnie całą przestrzeń w koło. Wiele z nich było prawdziwymi dziełami sztuki. Jasnowłosy, brodaty mężczyzna przywitał Hansa szerokim uśmiechem:


- Witam w moich progach. Proszę się rozejrzeć zaraz do łaskawego pana podejdę - powiedział i ponownie zwrócił w kierunku drugiego mężczyzny znajdującego się w pomieszczeniu, sądząc po odzieniu pachnącym ostro rybami i morzem, był to marynarz lub inny pracownik portu.
- Powiedz kapitanowi, że najwcześniej da się to zrobić na pojutrze i jeszcze raz podziękuj za ostatnie szkice z Evermeet. Cudowne, po prostu cudowne!
Mężczyzna skinął głowa i opuścił pomieszczenie charakterystycznym kołyszącym się krokiem.
- Jestem Flawius Hormid - kartograf ponownie odwrócił się w stronę Midritha - Pewnie pragnie pan zamówić mapy? - Dodał odkrywczo.
Midrith skinął mu głową, uśmiechając się niemal radośnie.
- Znudziło mi się życie w mieście, rozumie pan. Chciałbym poznać nowe krainy... Macie może jakąś ogólną mapę? Wskazałbym interesujące mnie miejsca, takie niezbyt dokładne ich szkice. Ile trwa i kosztuje stworzenie jednego?
- Jak niezbyt szczegółowe i bez zdobień to kilka godzin.
- Mówiąc mężczyzna wysunął na środek pomieszczenia metalowy stojak z hakiem, a potem przejrzał leżące na stole pod oknem długie zwoje, zakończone drewnianym wzmocnieniem i przymocowanym do niego sznurem i zaczepił na haku, a potem rozwinął mapę. Była niezwykle dokładna i sądząc po opisie u góry przedstawiała cały świat zwany Faerunem.

- Jedno z moich najpiękniejszych dzieł. Popatrz panie jak precyzyjna praca. - Gdy łotrzyk przyjrzał się dokładnie mógł zobaczyć, że wszystkie kraje miały precyzyjnie wyrysowane herby, większe miasta zaznaczone były maleńkimi miniaturkami i nawet ukształtowanie terenu przedstawiono bardzo precyzyjnie za pomocą rycin, a na morzach pływały maleńkie stateczki z pięknymi żaglami.
- Kilka godzin, czyli ile?
Hans wstał, przyglądając się mapie. Nie pierwszy raz widział tego typu dzieło, ale zdecydowanie pierwszy raz widział jak wygląda ten obcy świat.
- Chciałbym mapę... tego... tego... tego i jeszcze tego... dalej będzie tu...
Wskazywał na mapie, na której najpierw odnalazł Tethyr i sunął w górę. Amn, Wybrzeże Mieczy, Srebrne Marchie, Dolinę Lodowego Wichru i Cormyr. Chciał przesuwać dalej, ale zatrzymał się patrząc na kartografa.
- Zostanę tu jeszcze... trzy dni. Czwartego z samego rana wyruszę w podróż. Ile do tego czasu zdołasz wykonać i jaki będzie ich koszt?
- Ryciny na pergaminowych zwojach, wykonane jednym kolorem z zaznaczeniem granic, głównych dróg i szlaków handlowych, miast oraz pobieżne oznaczenie kształtu terenu, jak góry, lasy i elementy wodne -
wymienił mistrz Flawius szukając akceptacji w twarzy Midritha - myślę że wskazany obszar powinien mojemu pomocnikowi zająć jeden dzień. Będzie to kosztować... - przeliczył coś na stojącym na stole liczydle - trzy sztuki złota.

Hans skinął głową i sunął dalej.
- Świetnie. Czyli mogę jeszcze dwa razy więcej, to daje dziesięć... powiedzmy dziewięć krain i państw.
Wskazywał dalej, przesuwając się w prawo od Cormyru. Implitur, Thay, Mulhorand, Turmish, Luiren, Halruę. Zatrzymał się z namysłem i wskazał jeszcze na półwysep Chultu i wyspy Evermeet. Uśmiechnął się zadowolony z siebie, że wytyczył taką cudowną podróż.
- Jeśli się wyrobicie i dorzucicie ogólną mapę wszystkich krain, z granicami i nazwami państw, zapłacę dziesięć sztuk złota. Ta ostatnia może być tylko szkicem.
- Ho ho!
- Blondyn pokręcił głową z wyraźnym oszołomieniem - To ci dopiero podróż życia! Ale panie wiele z tych krajów jest bardzo niebezpiecznych, a do Evermeet nie wpuszczają ludzi... - Popatrzył na swego dziwnego klienta.
- Czym byłaby taka podróż bez zagrożeń i przygód, prawda? Nie wiem czy udam się we wszystkie te miejsca, ale na pewno nie chcę być nieprzygotowanym. Odwiedzę jeszcze tutejszą bibliotekę, aby sobie o nich poczytać.
- Bardzo skrupulatna podejście. Niewielu ludzi potrafi planować. Cenna umiejętność
- uśmiechnął się ponownie - a dla mnie bardzo korzystna. Wszystkie mapy będą gotowe za trzy dni wieczorem.
Bez słowa wstał i uścisnął mu dłoń, kładąc na stole dwie złote monety zaliczki. Po drodze będzie musiał zamienić część złota, ale czekał z tym do czasu dowiedzenia się o tych, jakich używa się w Cormyrze. Tam zresztą najchętniej wymieniłby resztę. Wyszedł z pracowni kartograficznej, ponownie udając się do biblioteki.
Poprowadzono go do niewielkiej salki wyposażonej w krzesło wyglądające na dość wygodne, solidny stół, na którym już leżała sporej wielkości gruba księga oprawiona w skórę okutą metalem, obok dwie mniejsze oraz czyste karty pergaminu i wszystko co mogłoby być potrzebne do pisania. Pomieszczenie nie miało okna, ale na ścianach zawieszone były lampki oliwne, które dawały całkiem dobre oświetlenie. Zaczął wertować księgi, szukając istotny dla siebie rzeczy, sprawdzając klimat, system rządzenia, sprawność wymiaru sprawiedliwości i straży, wojsko i poziom magii. Słowem wszystko, co mogłoby być istotne dla jego misji. To było żmudne i nudne zajęcie, ale za nic nie chciał wyruszyć nieprzygotowany.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172