Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2011, 19:38   #1
 
Rock's Avatar
 
Reputacja: 1 Rock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znany
Dragon Age: Pradawna Esencja Skały

Dragon Age: Pradawna Esencja




PROLOG:
DANSE MACABRE


~*~

Świat płonął. Smoczym pogorzeliskiem niósł się płomień przez kurhany i chaty, jęczeli chłopi, wojowie, ludzie i elfy i wszystek ras i klas, wszystek profesji, statusów. Ozory ich, tak inne, tak chętnie wzajem na się plwające, jednakim wyły teraz jękiem bólu. Język śmierci jest przeto jeden, wspólny dla wszystkich, popielonych dusz. Kostucha miała dziś ucztę, o tak, prawdziwą ucztę, posilić się mogła do syta. A była wszystkożerna. Śmierć bowiem wszystkich lubuje jednako, wszystkich odwiedza tak samo. W jej obliczu wszyscy są równi. Danse macabre.

~*~

"Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja, wolności
Zbywszy, mam rozum łańcuchem powity.

(…)

Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem."

(fragment sonetu „Do trupa” J.A. Morsztyna)


~*~

- Smok! – wykrzyknęła przerażona Laura, budząc się ze snu. Jej dziesięcioletnie ciałko drżało ze strachu, wyśniony koszmar spłynął jej po policzkach w postaci łez. Odwróciła się, wyjrzała przez okno. Nie było płomieni, nie było śmierci, nie było końca świata. – Jeszcze nie… – wyszeptała Laura i wlazła pod koc, by tam schować się przed strachem. Naraz do pokoju wpadła jej matka, nie mniej przerażona niż sama dziewczynka. –Laura! Co ty wykrzykujesz?! Co się stało?! – zawołała podbiegając do córki i odgarniając koc. Dziewczynka spojrzała na swą rodzicielkę i nagłym ruchem objęła ją mocno, wtuliwszy się zaś w matkę z całych sił, wychlipała przez dławiące łzy:
- Widzia-ałam smoka, mamo, śnił mi się smok! Wielki i straszny, mamo, strasznie straszny! On tu przyjdzie, mamusiu, przyjdzie i wszystkich nas pozabija! – wykrzyknęła Laura i rozpłakała się na dobre…

~*~

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9qX_WOD4EaI[/MEDIA]

~*~


Elissa „Płomień”; Thedas, Wierza Maginów, później: pustka.


Katorga. Są rzeczy, których zrobić nie chcemy. Z powodu swoich własnych pobudek, przeszłości czy też tkwiących w naszej podświadomości słowach „to zły pomysł, nie rób tego, to się nie uda…” Czy jest to nasz własny instynkt i przede wszystkim, czy się sprawdza? Nie wiadomo, ale jest tylko jeden sposób by się przekonać. To uczucie jest takie samo jak hazardzista widzący, że jego blef nie podziałał, ale nie mogący zrobić już nic więcej. Tak właśnie się teraz czułaś, z tą tylko drobną różnicą, że stawką nie były monety, czy włości, a twoje własne życie. To stawka z pewnością większa. A jej strata jest bardziej bolesna.
Miałaś rwaną nockę, ten dziki głos w twej głowie cały czas szeptał, nawet kiedy kładłaś się spać, a twoje oko gasło, umysł wyłączał się – to podświadomość wyła, krzyczała, piszczała i kopała nie dając usnąć. A kiedy w końcu ci się udało, to trzeba było wstawać. Leżałaś więc na łóżku, a ogromny strumień jasnego słońca przebił się do pokoju oświetlając go w całości. Normalnie byłby on denerwujący, jednak teraz? Nie teraz był niczym mała i nic nie znacząca iskierka i mógł przeszkadzać tylko osobom bez prawdziwych zmartwień. Po trochu był nawet kojący. Muskał twoją twarz delikatnie, ogrzewając ją, dając przy tym myślom chwilę wytchnienia. Nie byłaś jedyną, która dziś miała przejść katorgę. W wieży Kinloch Hold panowało ogólne poruszenie i paniczna trochę ekscytacja, każdy bowiem chciał stać się już pełnoprawnym magiem, wrócić do rodziny, znajomych, badań i innych marzeń. Ogólnie zacząć żyć, a nie wegetować w tych zimnych murach wieży niczym w jakimś klasztorze.
Zwlekłaś się powoli z łóżka, przeszłaś po pokoju, w końcu teraz był czas by załatwić – możliwe, że ostatnią - poranną toaletę. Zdjęłaś z siebie łachmany, w których spałaś i zapewne wiele osób dużo by oddało za taki widok. Jędrne piersi, średniej długości ogniste włosy i nieskazitelna cera. Choć mężczyznom w większości wystarczyłyby duże, jędrne cycki. No cóż, pech chciał, że ktoś otworzył drzwi i wszedł niczym burza do pokoju. Był to nie kto inny jak koleżanka Shara, która również jako jedna z nielicznych miała przejść katorgę. Speszona. szybko zasłoniłaś się niebieską szatą typową dla maginek. Shara za to niewiele się przejmując przetoczyła się po pokoju wrzeszcząc, że w końcu będą wolne i wrócą do swoich. No cóż, była naiwna ale przynajmniej energiczna. Przygotowałyście się i pogadałyście trochę, po czym ruszyłyście przed wielkie drzwi. Drzwi, za którymi nie było nic poza strachem. Tu już nie dało się odwieść myśli na bok za sprawą niczego - bo nic się też już nie liczyło. Shara weszła pierwsza, jednak nie była teraz już tak rozmowna, najwidoczniej nawet jej zmysły podpowiadały, że coś się dziś wydarzy.
Czas się dłużył, a minuty zamieniały w godziny, w końcu wywołali ciebie, do tej pory nikt nie wyszedł zza ogromniastych drzwi. Wkroczyłaś do środka. Stałaś teraz w okrągłej sali podpartej kilkoma filarami, zaś na środku znajdował się podest, na którym to leżało lyrium. Było tu wiele osób – kilku templariuszy i „zgryźliwy dupek” jednak dziś jego mina była nietęga i najwidoczniej na nic miała się teraz „słodkość” kobietki. Stanął tylko i rzekł:
- Magia jest darem ale i przekleństwem bo przyciąga demony z pustki, Twoim zadaniem jest zabić jednego i wrócić. – odparł po czym wskazał piedestał. Kobieta dotknęła go.

~*~


Mrok. Nigdy tu wcześniej nie byłaś; to była pustka. Więc tak to wygląda. To miejsce było zakrzywione i rozmazane, wyglądało inaczej niż to sobie wyobrażałaś. Jednak z pewnością nie było to miejsce w którym ktokolwiek o zdrowych zmysłach pragnąłby zostać dłużej. Dziewczyna stała właśnie przed wielkim, przypominającym gotycki, budynku. Obok niej przemknęła jakaś dusza. Chwila, to nie była dusza, to był demon! Nawet nie próbował zmienić swego kształtu – przeleciał jedynie wpadając do budynku. W ogóle cię nie dostrzegł. Stałaś oniemiała, nie wiedząc, co zrobić. Ale nie musiałaś stać długo by coś się wydarzyło – jeszcze tylko z minutę stałaś patrząc na pełznące do budynku czarcie demony, których to w tej okolicy roiło się, co nie miara. Nie był to bowiem jeden czy dwa a całe dziesiątki. Nigdy o czymś takim nie słyszałaś. Ale ich rodzaje - mogłaś je poznać, teraz wszystkie od demona Szału po Gnuśności. Wszystkie one pędziły do budynku a tam, po rzeczonej minucie, coś zawyło. Nastała ciemność. Prawdziwa ciemność, nie widziałaś nic, nawet czubka własnego nosa. A słyszałaś jedynie stukot.

Stuk.
Puk. Bęc.
To były kroki, ktoś kroczył, jednak bardzo szybko i nierytmicznie przystanął. Jego głos ciężki i szorstki na myśl przywodził najgłębsze otchłanie czeluści. Najgorsze jednak było to, że każde słowo, które wypowiedział wprawiało w drgania Twoją duszę. Tak jakby jednym gestem mógł je oddzielić od siebie.

- Otwórz oczy. – rzekł, a Ty to zrobiłaś. Budynku już nie było, stały tam zgliszcza i ruiny.

*Ale jak się on zapadł? Może jestem zupełnie gdzie indziej? Co się dzieje? Ale chwila kto przede mną stoi. Kto to jest?* - pomyślałaś.

- Ciekawe Elisso hehe,, nawet bardzo – bym rzekł. Budynek czekało to, co powinno i nie, jesteś ciągle w tym samym miejscu, tutaj w pustce. A jam jest… Zguba. Przez was, ludzi, Stwórcą zwany . – postać zrobiła przerwę. Jej wygląd dla każdego jest inny i każdy widzi ją inaczej. Są to twe największe lęki i obawy, największy strach, ten przed którym nie potrafisz uciec a jedynie stoisz choćby miał Ci ściąć głowę. Jak wygląda dla Ciebie Eli? Przez chwilę myślałaś, że to demon, jednak postać odpowiedziała na to nieme pytanie:

- Nie jestem nim, one zniknęły w tych zgliszczach i dobrze o tym wiesz. Ale mniejsza o demony, ja tu w innej sprawie. Hehe, w całkiem innej! Mam coś dla ciebie, coś bardzo fajnego. Ucieszysz się z mojego prezentu. Nie, czekaj, to właściwie nie prezent. To jest… hm… handel! Hehe! – zaśmiał się skrzekliwie, po czym nagle zbliżył do ciebie i powiedział szybko: - Dam Ci go, dam Ci króla. Bo chcesz go? – postać przystanęła na drugiej nodze i sama sobie odpowiedziała – tak chcesz go na pewno. No więc go dostaniesz. Ale nie za darmo. To bardzo drogi prezent… W zamian chcę wszystkie dusze z wierzy Maginów, wszystkie co do jednej. Hm? Co ty na to…? No chyba, że nie chcesz już nigdy spotkać swego króla… No decyduj się, decyduj szybko! Ja mam całą wieczność, tak, ale wy nie. Szczególnie, że idzie czas żniw, hehe, szykuje mi się wiele roboty, ech… - Zguba uśmiechnął się, a uśmiech miał straszliwy.


Jensen Adavarus; Thedas, Orzammar, później: Głębokie Ścieżki i grota.


Niebo. Zrobiłbyś wszystko, by tylko móc je zobaczyć, a minął zaledwie tydzień - w dodatku tydzień przygotowań. A ty nawet nie wiedziałeś, jaka jest pogoda i godzina. Niektórzy dostawali oczywiście zadania pozwalające wyjść na zewnątrz i chociażby pohandlować z tamtejszymi krasnoludami ale Everhart pałał do Ciebie tak wielkim uczuciem, że na coś takiego musiałbyś mu chyba wylizać jaja na klęczkach. A i to mogłoby nie pomóc. Z drugiej strony jednak, powierzone Tobie obowiązki skupiały się na łażeniu po najgorszych spelunach w tej twierdzy, a o dziwo już do nich przywykłeś, czułeś się swojo w takich miejscach od zawsze wręcz , a załatwianie tam „sprawunków” bywało nawet zabawne. Ogółem jednak uważałeś całą tą bandę – a była to spora banda, bo aż dwudziestu strażników, z czego pięciu nowych rekrutów – za grupę pustaków. Większość z nich majaczyła cały czas o jakichś ideałach. Tfu. Dobrze przecież wiedziałeś, że coś takiego to marzenia ściętej głowy. Druga zaś część ich marzyła o bojach z pomiotami, Ci byli nawet twoim zdaniem gorsi, nie widziałeś jeszcze nigdy na oczy pomiota jednak już sam obraz jaki przedstawił Ci Syrio – Twój najlepszy przyjaciel – napawał Cię do nich obrzydzeniem i wstrętem, a w sumie tacy właśnie byli. W końcu, kto chce ścinać głowy jakimś tam pomiotom? Chyba tylko szaleniec.
No cóż, przygotowania dobiegały końca a wy mieliście w końcu zejść i zacząć tłuc te przepiękne pomioty. Zaniosłeś ostatni pakunek i schodziłeś na umówione miejsce spotkania. Był tu mały tłumik różnych ras, choć elfa tu byś akurat raczej nie znalazł, to ludzi i krasnoludów było pełno. Jakaś postać przeszła obok Ciebie, przez chwilę wydawało Ci się, że był to nie kto inny jak Eric Talwain. Ruszyłeś szybkim biegiem za nim jednak w zaułku nie było już nikogo. Rozejrzałeś się skrzętnie, w końcu rożne już tajne mechanizmy widziałeś jednak nie, tam nic nie było, zwykły ciemny zaułek. No trudno, musiało Ci się przywidzieć. W końcu po wędrówce tymi starymi tunelami – a przyznać trzeba, że były imponującym zabytkiem architektonicznym – dotarłeś do jakiegoś zejścia, przy którym mieliście się spotkać. Pierwszym co usłyszałeś był oczywiście skrzeczący glos Everharta:
- Wiesz, co znaczy zdanie „załatw to szybko”? – odparł zdenerwowany kapitan szarej straży a ty już czułeś, co się święci – Co, ubiłeś jakiegoś krasnoluda po drodze, hm…? a może jakąś dziewkę znalazłeś krasnoludzką i Cię chętka naszła, co? Szybko żeś się z nią obrobił. Obyś zdechł. – końcówkę wypowiedział tak cicho, że raczej nikt tego nie usłyszał. Syrio zaś, chcąc trochę poratować sytuację, szybko zmienił temat:
- Schodzimy na dół a potem znajdziemy jakąś grotę w zaciszu i odprawimy specjalny rytuał. Wszystko jest już przygotowane, więc ruszajmy – powiedział Szary strażnik a wszyscy jak na komendę ruszyli. Nawet Everhart powstrzymał się od dalszych komentarzy a jedynie prychnął i patrzył na Ciebie spode łba, tak jak zawsze zresztą. Droga była krótka i mało męcząca, schodzenie w dół zawsze należało do prostszych niż pod górę. Wszyscy szli w ciszy jakby przeczuwając, że to nie będzie takie proste jak się wydawało. Dotarliście do jakiejś mniejszej groty nie było z niej wyjścia. Do groty weszło pięciu nowych rekrutów, Syrio i Everhart, reszta stała na zewnątrz. Najpierw Everhart zaczął klasyczną formułką, którą widać, że wypowiadał już wiele razy:

- Odwaga pomoże wam stawić czoła bowiem my członkowie Szarej Straży płacimy wysoką cenę by stać się nimi. I być może i wam przyjdzie ją teraz zapłacić. – rzekł, po czym wyszedł z pomieszczenia.
- Im więcej wiem o dołączeniu tym mniej mi się ono podoba. – mruknął ktoś z grupy.
- Znowu biadolisz? Trzeba walczyć z pomiotami, to chwalebny czyn. – odparł ktoś inny a Ty jedynie stałeś i przysłuchiwałeś się całej rozmowie, trochę zszokowany słowami Everharta.
- Przecież nie ma plag, a ja wiem tyle, że moja brzemienna żona i dwóch synów czekają na mnie w Fereldenie. Gdyby mnie ostrzegli… To nie w porządku! – odparł kolejny.
- A przybyłbyś jakby Cię ostrzegli? Może właśnie dlatego tak nie postąpili. Strażnicy robią to, co muszą, mam rację? – odparował jeszcze jeden.
- Łącznie z poświęceniem nas? – powoli robiło się nieprzyjemnie, jeszcze nie wiedzieliście do końca, o co chodzi a już co niektórzy zaczynali panikować.
- Widziałeś mroczne pomioty, panie rycerzu, czy nie oddałbyś swojego życia by chronić przed nimi swoją śliczną żonę? – wypalił Syrio, chcąc wszystkich uspokoić, choć dobrze wiedział, że te słowa padały już wiele razy wcześniej i będą padać nadal.
- Ja… Ja… Ja.. – ktoś już kompletnie spanikował.
- Może zginiesz. Może wszyscy zginiemy. I co z tego? – odpowiedział któryś chojrak. Do groty wszedł w końcu Everhart trzymając w dłoni jakiś puchar. I zaczął swoją przemowę:
- Zaczynamy rytuał dołączenia. Szara straż powstała podczas pierwszej plagi, gdy ludzkość stanęła na krawędzi zagłady. Pierwszy szary strażnik wypił wówczas krew mrocznego pomiota i opanował zarazę.
- Mamy… wypić krew tych… tych istot?
-Przyłączcie się do nas, bracia i siostry. Przyłączcie się do nas, do ukrytych w cieniu. Przyłączcie się do nas, pełniących wieczną służbę. A jeśli zginiecie, wasza ofiara nie zostanie zapomniana a my pewnego dnia do was dołączymy. –
kontynuował nie zważając na to, że dwóch z wszystkich zaczynało panikować. Syrio chciał wręczyć puchar pierwszemu z panikujących, ten jednak wraz z drugim zerwali się do ucieczki, daleko jednak nie ubiegli bowiem dwie strzały wystrzelone przez innych strażników ugodziły ich i powaliły. Pozostała trójka nie wyglądała za dobrze ich miny mówiły same przez się – nie tak miało kurwa być! Syrio podszedł do Ciebie ze spuszczoną głową i wręczył puchar. Spoglądałeś na karmazynowa ciecz w jej wnętrzu jeszcze przez chwilę po czym jako pierwszy wypiłeś zawartość pucharu. Efekt był odczuwalny błyskawicznie siła zaś ekstremalnie duża. Zwaliło Cię z nóg. Poczułeś nudności i chęć wymiotowania ale to nie to było najgorsze. Najgorszy był szept, jakiś cień stał za tobą chciałeś się odwrócić ale nie zdążyłeś. Upadłeś. Usłyszałeś głos za swoimi plecami w miejscu cienia:

- Jam jest Zguba! Haha! – po którym nastąpił szyderczy śmiech rozchodzący się po twoich uszach. Czułeś jak coś rozrywa Ci wnętrze od środka. Leżałeś na klęczkach. Obraz się rozmył i wtedy ujrzałeś w wizji:
Wiotkie już bez energii twoje własne ciało, leżało pozostawione samo sobie, spokojnie oparte o drewniane dechy jak gdyby nigdy nic nie miało się mu stać. I z daleka wyglądało niczym moczymorda śpiący sobie niewzruszenie, oparty o dechy karczmy. Dopiero gdy obraz pojawił się bliżej można było dostrzec twarz były to twoje własne rysy z każdym drobnym szczegółem jaki zdążyłeś pochwycić. Ciało było zaszlachtowane niczym bydlę. Z jego paszczy wydzierał nieznośny odór a ciało pokryte było zaschniętą już posoką i siną skórą. Tuż obok leżał charakterystyczny pozłacany dość długi sztylet z wzorkiem przypominającym jaszczurkę, jaszczura z długim ogonem ciągnącym się aż pod samo ostrze. Obraz zawirował.


Wróciłeś. Nie czułeś się dobrze. Obok było sporo krwi. Znów zebrało Ci się na wymioty, obraz jeszcze trochę wirował ujrzałeś tylko w wychodzącego Everharta, nie byłeś pewien ale zdawało Ci się, że posłał jakąś wiązankę w powietrze. Czy dlatego, że przeżyłeś? A może dlatego, że tak mało osób przeżyło? Z pięciu zostało was tylko dwóch do tego nie miałeś dobrej okazji zapoznać się z tak zwanym „pupilkiem Everharta”; ten też przeżył. Tak czy inaczej obok Ciebie stał teraz Syrio, który był blady jak ściana ale chyba szczęśliwy, że przeżyłeś.


Argyle; Thedas, wieś w okolicach Fereldenu, Jęczący Bór.


Gdy zaczynałeś o tym myśleć coraz bardziej wydawało Ci się, że to nie był dobry pomysł. To nie tak, że naszedł Cię strach – a tego zresztą nienawidziłeś po stokroć. Po prostu nagroda marna jakieś tam pięć srebrników, parszywe kmiecie patrzyły na Ciebie spode łba. Oczywiście nie powstrzymywały się też od komentarzy w stylu „parszywy łbo-bój” czy szybkich osądów „takiego to na szubienicę!” No i niebezpieczeństwo mimo wszystko było spore bo ubicie wilkołaka do prostych nie należało. Z drugiej jednak strony skąd taki wieśniak co to siedzi cały dzień w ratuszu i tylko żre ma wiedzieć jak wygląda wilkołak? No nie może, tak więc sprawa była niepewna. Równie dobrze mógł to być zwykły wilk. Pies ich dmuchał niech dopłacą. Postanowiłeś osobiście wkroczyć do małej chaty w centrum wioski zwanej ratuszem. Dach cały był ze strzechy, sam budynek zaś był swoistą mieszanką kamienia z drewnem, wyglądał jak zapchlona nora a i tak w porównaniu z resztą ruder prezentował się przyzwoicie. Wnętrze było równie obskurne co cała reszta aż szkoda gadać. Po krótkiej rozmowie, którą zresztą niechętnie odbył z tobą ten cieć z przypadku zwany wójtem dowiedziałeś się kilku rzeczy.
Po pierwsze to nie koniecznie jest wilkołak, a jeśli nawet to jest młody ponieważ pogryzione osoby nie zostawały zarażone a tylko u dorosłych osobników tak to się właśnie odbywa, za sprawą rozwiniętego jadu. Po drugie, jego wycie słychać często w pobliskim lesie, który dorobił się nazwy „jęczącego boru” więc to tam powinieneś zacząć poszukiwania. No i po trzecie łaskawie wójt w zamian za to, że po wykonaniu zlecenia nigdy już się tu nie pokażesz, co zresztą musiałeś obiecać, postanowił dorzucić Ci sztylet. Mogłeś zabrać go dopiero po wykonaniu zadania, niemniej pozwolił Ci go obejrzeć a było co oglądać. Był to piękny, pozłacany, dość długi sztylet z wzorkiem przypominającym jaszczurkę; jaszczura z długim ogonem ciągnącym się aż pod samo ostrze. Próbowałeś wyciągnąć od niego skąd zdobył taki sztylet – bezskutecznie.
Zrobiłeś, co było trzeba. Ruszyłeś do lasu, to tam czułeś się najlepiej, a był to las Fereldeński, który przywodził na myśl wiele wspomnień. Raczej niemiłych choć zdarzały się też te przyjemniejsze. Większość ludzi nie dostrzega drobnych „radostek” a ty dzięki swojemu pochodzeniu i doświadczeniu potrafiłeś je ujrzeć i czerpać z nich wszystko, co tylko się dało. A to właśnie te lasy, choć nie tylko ten, miały ich w sobie całe mnóstwo. Od zachodzącego słońca, które przykrywało niby płachtą agrestowe liście, po grę cieni tańczących po mchach. To te drzewa dawały tobie coś do jedzenia, a i na owych mchach skrytych w cieniu wyspać się można było niczym na jednych z lepszych łóżek. Wszystko to powodowało, że postanowiłeś się zdrzemnąć, w końcu i tak dziś nie dasz rady pokonać tej bestii a nie wypoczęty jesteś o połowę słabszy.

~*~

Spałeś sobie w najlepsze pod jednym z drzew, okryty byłeś brązowym płaszczem. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem i skryło się gdzieś w oddali, już dawno też księżyc wzbił się na niebo i swym blaskiem dawał szczątkowe ilości światła. Usłyszałeś coś. Ktoś się zbliżał. Krok pierwszy. Drugi – nie było co do tego żadnych wątpliwości. Szybko wywnioskowałeś, że nie była to jedna osoba; raczej cztery, a może pięć. Na pewno byli uzbrojeni i stojąc już z boku, ukryty w gąszczu widziałeś po tym jak trzymają broń, że nie są to jakieś młokosy. Przynajmniej jeśli chodzi o walkę bo skradali się beznadziejnie. Czyżby po przyjęciu zlecenia jakieś tępe, zabobonne, wieśniackie, durnie wynajęły kogoś jeszcze? A może to zwykłe zbóje? Zakląłeś w myślach a była to szczodra wiązanka. Dobrze, że ich usłyszałeś teraz dzięki ciemności te tępe pachoły patrzyły się na płaszcz leżący na mchach i różnorakich roślinach – a wyglądem przypominał śpiącego człowieka – sam zaś skryłeś się i obserwowałeś ich bacznie z boku. Twarze skryte pod całunem nocy i kapturem, nie szło wywnioskować nawet rasy, pominąwszy krasnoludy i gnomy; oni nie byli tacy niscy. Miałeś dobrą sposobność by uciec ale czy jest sens? Jeśli Cię szukają to w końcu i tak się znów spotkacie. Jeśli są to zwykłe łotry to masz świetną sposobność by zaatakować, co jednak jeśli oni nie są wrogo nastawieni? Pamiętając, że z czwórką wojaków już będą spore problemy zastanawiałeś się nad decyzją. Co zrobisz…?
 

Ostatnio edytowane przez Rock : 23-06-2011 o 00:00.
Rock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172