Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-07-2011, 15:51   #1
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
[Storytelling (autorski)] Księga magów

Miasto Falgar jak zwykle było pełne gwaru i ruchu. Karczmy zapełnione wszelkim pospólstwem ,a na rynku ludzie targowali się nowymi towarami przywiezionymi ze stolicy. W tym gwarze można było zauważyć nie jednego podejrzanego typa i wielu strażników pilnujących spokoju. Akurat zbliżała się pora posiłku więc miejscowi poprzenosili się do wszelkich karczm domów lub przysiadali w miejscach pracy na posiłek. Po rynku krążyli nie tutejsi mieszkańcy. Nikomu w sumie się nigdzie nie śpieszyło chyba że kilku opryszkom którzy właśnie uciekali z łupem. Tutejsi magowie sprzedawali medykamenty ,krasnoludy swoje wyroby również demonstrowali. Nie jeden bajarz zarabiał na swoich pieśniach i innych talentach. Dzień wydawał się jak każdy inny. Słońce na niebie ,szum delikatnego wiatru wiosennego. Jednak w jednej z karczm zapowiadało się coś czego by się nikt nie spodziewał.

Karczma znajdowała się na totalnym uboczu. Nie wielu ją znało ,albo znali ją Ci którzy chcieli się ukryć lub zbłądzili. W karczmie od lat pracował starzec z siwą długą brodą łysiną ukrytą pod stara już nieco połataną czapką. Wielu ludzi mówiło o nim ,że dawniej był wielkim czarodziejem władającym żywiołem powietrza. Jednak nie liczni tylko w to wierzyli. Teraz jego prawie bez zębny uśmiech i zmarszczki na twarzy mówiły wyłącznie o jego wieku. Karczma była wręcz skromna ledwie cztery większe stoły po kontach i kilka krzeseł przy samym karczmarzu. Nie wiele można było dostać w tej karczmie. Hardes bo tak miał na imię owy karczmarz ,albo tak się przedstawiał wszystkim przynajmniej zajmował się wszystkim w swojej karczmie. Pokoje na pietrze były trzy osobowe znajdowało się tam dziesięć pokoi nie wielkich i skromnie wyposażonych ,ale często znajdowali się chętni na takie skromne pokoje za tak niską cenę. Jednak w karczmie najważniejszy był jeden punkt a raczej jedno miejsce. Tablica na której często nie tutejsi ,a nawet tutejsi zostawiali zlecenia dla nieznajomych i chętnych przygód ludzi. Karczma podobno nawet jest pod ochroną tutejszych zleceniodawców. Nie raz bogaci tajemniczy ludzie zostawiali ogłoszenie dla zainteresowanych. Czasem były to tylko skromne zlecenia by coś znaleść ,przynieść lub kogoś poszukać. Zdarzały się też jednak zlecenia zabójstw i kradzieży. Jednak jedno zlecenie było najbardziej interesujące. Kartka przyciągała nie jednego maga zaraz gdy tylko wchodził do karczmy. Karczmarz wielokrotnie przestrzegał przed tym zleceniem. Dlaczego? Sami się przekonajcie.

KP postaci:

Islanzadii:
Witam nazywam się Islanzadii i jestem hmmm? Powiedzmy że elfką lecz moja delikatnie matowa jasna cera świadczy że urodziłam się ze związku Jasnego Elfa (Ojciec) z Ciemną Elfką (Matka). Po matce odziedziczyłam wiele w budowie własnego ciało. Nie jestem tak wysoka jak wszystkie jasne Elfice mam zaledwie 175cm wzrostu, oraz całkiem przyzwoity biust (C70). Przez moją odmienność nie miałam łatwego życia, bowiem wygnana zostałam z rodzinnego miasta w lesie Forengardu. Tułaczki po świecie przystosowały mnie do życia w ciężkich warunkach dzięki czemu posiadłam wiele umiejętności, które chciałam wykorzystać w pracy w mieście Falgar gdzie właśnie podążałam.

Ezrael:
Imię: Ezrael
Wiek: 24 lata
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Profesja: Mag
Pochodzenie: Avegoth

Pamiętam ten dzien jakgdyby wszystko działo się zaledwie wczoraj. Miałem wtedy 20 lat, byłem młodym, dobrze zbudowanym wojownikiem, gdy do mojego rodzinnego miasta Avegoth przybył mag ognia imieniem Baguron. Miasto było od zawszę znane jako stolica wielkich i mężnych wojów dlatego też przybycie kogoś takiego jak on było czymś niecodziennym. Wielu zaprawionych w boju wojowników przybywało do gospody w której się zatrzymał by wysłuchac jego opowieści. Także ja z zafascynowaniem przysłuchiwałem się jego przygodom i podziwiałem każdą nawet najprostszą sztuczkę, którą ów mag wykonał. Najbardziej zaciekawiła mnie legenda o zaginionym mieście magów.
Wtedy także zrozumiałem że ścieżka wojownika nie jest tą, którą chciałbym kroczyć. Od tego momentu lekcję magi przedkładałem nad zajęcią z taktyki i władania mieczem. Długie godziny na sali treningowej zamieniły się na długie godziny spędzane w bibliotecę, by tam w spokoju zagłębiać się w tajniki magi ognia. Baguron widząc mój zapał postanowił wspierać mnie na każdym kroku, co nie spodobało się moim starym mentorom jak i moim rodzicom, dwójce wielkich i zaprawionych w boju wojowników. Nie podobało się im iż ich jedyny syn nie będzie kontynował ich dzieła i że nie zostanie wilekim wojownikiem. Nie mogli do tego dopuścić.
Przebywając z mistrzem nabyłem też dość ciekawą umiejętność. Przedmioty które były przepełnione magią pokazywały mi czasem swoją historię. Nie miałem zbytniej możliwości podszkolenia tego ponieważ w moim mieście magia prawie nie istniała.
Pewnego dnia gdy jak zwykle rano przybyłem do biblioteki, nie było w niej maga. Później dowiedziałem się iż mężczyzna popełnił samobójstwo. Wszyscy mówili że przed śmiercią krzyczał coś o zleceniu lub jakieś misji w mieście Falgar. Wtedy też zrozumiałem że moje otoczenie nigdy nie zaakceptuje mnie jako maga. Wiedziałem że muszę uciekać. Zabrawszy ze sobą jedynie odzienie i różdżkę podarowaną mi przez maga postanowiłe ukraść sakiewkę rodziców pełną pieniędzy i wyruszyć w drogę. Moim celem od tamtego momentu stało się odnalezienie tajemniczego miasta magów o którym tyle mówił mój mistrz.
Przez rok tułałem się po miastach zabawiając ludzi sztuczkami, które nauczył mnie starzec i w ten sposób zarabiałem na jedzenie. Moje podstawowe umiejętności chciałem rozwijać dalej ,ale za razem ciekawiło mnie dlaczego Falgar i co to za misja której mój mistrz nie umiał wykonać ,no i czym było lub jest Miasto Magów. Ciekawość wzięła górę ruszyłem w kierunku miasta. Nie wiedząc czemu i dlaczego wszedłem do małej karczmy na uboczu skromna prawie że pusta jeszcze karczma nie zainteresowałą mnie zbytnio.Jednak zwróciłem uwagę na niewielką kartkę z tajemniczym zleceniem na tablicy ogłoszeń. Zerwawszy ją pośpiesznie usiadłem w koncie karczmy by dokładnie przyjrzeć się zleceniu.

Athlen Rayra:
Wygląd:
Postawny chłopak, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda na takiego. Swoim wzrostem przewyższa on krasnoluda o 3 głowy. Jego znakiem rozpoznawczym, są długie, zawsze niechlujnie ułożone, brązowe włosy. Oczy koloru szarego, lekko przekrwione oraz delikatnie zakrzywiony nos. Pomimo, że jego skóra jest lekko blada, cały czas ubiera się na czarno co tylko jeszcze bardziej podkreśla kolor jego skóry. Chłopak starał się upodobnić do swojego mentora, więc ukradł długi, czarny płaszcz ze złotymi guzikami. Uważał to za trochę kiczowate połączenie, ale cóż lepsze to niż nic. Ma na sobie białą koszulę, to znaczy ona była biała, gdy Athlen kupił ją sobie kilka miesięcy temu, teraz ma ona raczej lekki odcień brązu.
Dłonie zdobią dwa złote sygnety, jeden z zielonym kamykiem, drugi z czerwonym. Na nogach zawsze długie, czarne, skórzane buty.
Na pierwszy rzut oka Athlen nie wzbudza w ludziach pozytywnych emocji. Choć damy z zamtuza nie narzekają. Pomimo młodego wieku alkohol, spożywany w dużych ilościach, pozostawił na twarzy chłopaka swój ślad. Lekkie wałki pod oczami, przez co wygląda na wiecznie zmęczonego. Może to przez jego kozią bródkę, otoczoną kilkudniowym zarostem.

Charakter:
Athlen jest osobą bardzo sprytną, potrafiącą wymigać się z każdego problemu. W dużej mierze jest egoistą, myśli tylko o sobie i o swoim interesie, jest w stanie poświęcić wszystko, aby tylko wyjść cało z każdej niewygodnej dla niego sytuacji. Boi się śmierci, ale umie też odważnie stawić jej czoła. Jest grzeczny wobec dam, ale nie jest stały w uczuciach. Jeżeli chodzi o religię to Athlen wierzy tylko w siebie i swoje umiejętności, ewentualnie wierzy również w siłę pieniędzy.

Cierpi on również na syndrom „Piotrusia Pana”. Jest wiecznym chłopcem, który chce się bawić i wyciągnąć z życia najwięcej przyjemności. Jeżeli ma na coś ochotę, to zazwyczaj, bez cienia walki wewnętrznej, po prostu to realizuje, bez dbania o salonowe etykiety. Nie myśli na razie o ustatkowaniu się i zakończeniu awanturniczego trybu życia.

Denerwują go głupie lub głupio zachowujące się osoby. W sposób dosadny potrafi skomentować najmniejsze potknięcie się innej osoby. Nie odczuwa przy tym żadnych wyrzutów sumienia.

Athlen stracił do świata wszelkie złudzenia. Nie obchodzi go czy zginie, czy będzie miał gdzie spać. Najchętniej pił by tylko alkohol i to w dużych ilościach. Żeby tylko uciec od rzeczywistości, postrzeganej przez niego, jako szara i pozbawiona sensu egzystencja.

Chłopak często zastanawia się, czy jest coś takiego na świecie, co mogłoby zmienić jego życie. Podświadomie pragnie pełnej stabilizacji u boku ukochanej osoby, kimkolwiek by ona nie była.
Jednak jego przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Cały czas musi używać różnych sztuczek, aby tylko uciec od swoich prześladowców, rozsianych po całym świecie.

Według Athlena najlepsze są kobiety, którym można płacić za pewne „usługi”. Tylko one są w stanie w pełni go zaspokoić, nie wgłębiając się za bardzo w jego duszę. Słyszał już wielokrotnie od wielu kobiet, że jest nie dojrzały emocjonalnie i niestety w pełni się z tym zgadza. Postrzegany jest przez inne osoby, jako oszust, z którym nie warto nawet rozmawiać, denerwuje każdego kogo spotka samym swoim stylem bycia.

Był już tyle razy oszukiwany przez różne osoby, że ciężko, na prawdę bardzo ciężko jest mu zaufać komukolwiek. Szczególnie jeśli chodzi o różne szemrane interesy.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 19-07-2011 o 16:30.
Garzzakhz jest offline  
Stary 19-07-2011, 16:31   #2
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Ciąg dalszy...

Athlen Rayra:
Historia:
- Jest on niesamowitym szermierzem, podobno uratował z opresji wiele kobiet i dzieci. Chodzi plotka, że to on stoi za wymordowaniem wszystkich umarlaków w katakumbach, położonych na południe od Sapry. Nagrodę za zabicie stworów oddał na sierociniec. Powiadam wam panowie, o bardziej mężnym i uczciwym człowieku w życiu nie sły...
- To kłamstwo! – mężczyźnie przerwał głośno krasnolud, który siedział razem z nim i innymi ludźmi w karczmie, położonej niedaleko głównego rynku, w samym sercu Cruar's Cove.
- Co ty gadasz? Ja słyszałem zupełnie co innego. Ten facet, o którym opowiadasz w samych superlatywach, tak na prawdę jest nic wart. Oszust!!! – powoli twarz krasnoluda stawała się co raz bardziej czerwona. – Ile to już razy widziałem płatnych zabójców szukających tego śmiecia. Mówię wam panowie, wszystko co przed chwilą usłyszeliście o tych cudownych uczynkach to stek kłamstw.
- Ja słyszałem, że słynie on z niezwykłej brutalności, podobno raz ze złości zabił karczmarza, a później zgwałcił i zabił wszystkie pracownice karczmy w jakiejś wiosce na południe stąd. Wszystko przez to, że zupa była za słona. Zabijaka jest z niego straszny. Jakbym go dorwał w swoje ręce to... – wtrącił swoje trzy grosze, siedzący razem z nimi młody chłystek.
- To co? – przerwał mu krasnolud i popatrzył . - Co ty młody gadasz? Co tym możesz wiedzieć? Jeszcze ci pryszcze z twarzy nie zeszły, a już myślisz, że dałbyś radę tej cholernej gadzinie, która chodzi po tym świecie i zanieczyszcza powietrze każdym swoim wydechem. Wszystko to nieprawda. Powiem ci co jest prawdą! Ten gnój jest ...
- Powiedzieć wam kim naprawdę jest Athlen Rayra? – nawet nie zauważyli, gdy podszedł do nich mężczyzna ubrany na czarno. Nie widzieli jego twarzy, gdyż miał nałożony kaptur, a w karczmie nie było dobrego światła. Zauważyli tylko długie, brązowe włosy, opadające na pierś człowieka.
- Opowiem wam, moi mili, prawdziwą historię, jednego z największych kanciarzy jacy chodzili po tej ziemi.

*************************

W księgach napisane jest, że życie obieżyświata jest trudne i niebezpieczne. Jak zwykle wiadomo od takich reguł zawsze są wyjątki. Życie Athlena nigdy nie było ani trudne, ani tym bardziej niebezpieczne. Oczywiście bywały różne trudne sytuacje, ale zawsze wychodził z nich obronną ręką. Swoją gadaniną i sprytem potrafił wyjść bez szwanku z każdej sytuacji. Czasami uciekał się do użycia szlachetnej tradycji wszystkich złodziei , czyli ucieczki. W każdym mieście na kontynencie jest osoba, która chce go zabić. Powody tego są różne, zaczynając od podrywania zamężnych kobiet a kończąc na oszustwach( w których w grę wchodziły naprawdę duże sumy).

Jest wiele czynników, które wpłynęły na kształtowanie się takiego charakteru. Zacznijmy jednak od jego narodzin.

W jednym z najlepszych zamtuzów w Mariborgu, jak zawsze o tak później porze, ruch był całkiem spory. Z każdego pokoju dało się słyszeć jęki rozkoszy kobiet, a z niektórych pokoi, nawet głośne okrzyki radości mężczyzn.
Wśród pracownic domu rozkoszy była również młoda dziewczyna imieniem Aleksandra. Z racji tego, że znajdowała się w 9 miesiącu ciąży nie mogła wykonywać swojej pracy. Jednak właścicielka zamtuza bardzo lubiła dziewczynę i pozwoliła jej zostać jako sprzątaczka.
Dziewczyna nie miała domu, więc całe dnie spędzała w pracy. Gdy nadszedł dzień rozwiązania, szefowa była tak podenerwowana całą sytuacją, że wyrzuciła z jednego z pokoi, mężczyznę w trakcie kopulowania z jedną z kurtyzan. Na nic zdały się wrzaski i krzyki. Kobieta zagroziła, że jeżeli mężczyzna się nie uspokoi, nie będzie mógł już tutaj nigdy wrócić. Ten argument zawsze działał.
Żadna z pracownic zamtuza nie znała się w nawet najmniejszym stopniu na medycynie, więc istniało duże ryzyko, że matce i dziecku coś się może stać. Na szczęście nie stało się nic złego. Aleksandra dała swemu synowi na imię Athlen.
Po kilku tygodniach szczęśliwa jak nigdy, matka mogła już wrócić do swojej prawdziwej pracy.
Jednak pewnego dnia, gdy Aleksandra obsługiwała jednego ze swych klientów, zza parawanu mężczyzna zaczął słyszeć dziwny dźwięk. Na początku nie wiedział co to jest, ale szybko zorientował się, że słyszy płacz dziecka. Zrobiła się z tego awantura na cały dom. Aleksandra cudem uniknęła pobicia, ze strony zdenerwowanego mężczyzny. Musiała interweniować sama szefowa, która zawołała swoich umięśnionych znajomych, którzy akurat „przypadkowo” przechodzili obok zamtuza.
Klient został uspokojony w trybie natychmiastowym, gdy tylko owi ochroniarze pojawili się w drzwiach pokoju.
Pomimo pewnych przywilejów jakie posiadała Aleksandra, dziewczyna musiała wybierać. Albo odejdzie razem z dzieckiem, albo pozbędzie się w jakiś sposób dziecka i zatrzyma pracę.
Młoda mama wiedziała, że bez pracy nie uda jej się wychować syna. Postanowiła zapewnić synowi właściwy dom i wychowanie. Z ciężkim sercem, oddała małego Kylliona do sierocińca w Saprie, żegnając go słowami: „ Zawsze będę cię kochała. Jeszcze kiedyś się zobaczymy.”

***************

- Łżesz pan jak pies. Ten gnojek został znaleziony na cmentarzu, owinięty w jakieś czarne szmaty. Mówią, że to czarci bękart – przerwał opowieść młody człowiek.
- Głupiś jak but. Młody, mówiłem ci już, nie odzywaj się na tematy, o których nie masz pojęcia. Jedyną prawdziwą wersją jest ta, w której matka tego oszusta, kapłanka , zostaje zgwałcona przez chorego psychicznie wariata. Sami bogowie rzucili klątwę na te dziecko – powiedział krasnolud i napił się z kufla stojącego tuż przed nim na stole. Nawet na podwórku dało się słyszeć beknięcie, które nastąpiło zaraz po tym.
- Może dacie mi w końcu dalej opowiadać?- zapytał zniecierpliwiony nieznajomy.

****************

- Athlenie, wszyscy w sierocińcu chcą tylko twojego szczęścia. Powiedz mi co cię trapi – rzekł łagodnie do niego opiekun sierocińca. Chłopak nie lubił rozmawiać z innymi o swoich problemach, ale ten człowiek zawsze miał na niego dobry wpływ.
– Inne dzieci mówią, że moi rodzice byli idiotami i dlatego teraz ja taki jestem – powiedział prawie ze łzami w oczach chłopak.
– To nieprawda mój drogi – opiekun wstał od stołu przy którym siedzieli, podszedł do niego i położył swoją dłoń na jego ramieniu.
– Oni tylko tak mówią, tak naprawdę jesteś mądrym chłopcem i bardzo inteligentnym. A jeżeli chodzi o inne dzieci to nie przejmuj się nimi. Pamiętaj aby zawsze być sobą – Athlen poczuł jak robi mu się dobrze na duszy. Te słowa były czymś co zawsze podnosiło go na duchu i pozwalało przezwyciężyć wszelkie codzienne problemy.

Po kilku minutach Athlen wyszedł z gabinetu i ruszył w stronę dziedzińca. Dzień był piękny, słońce świeciło, wiał leciutki wietrzyk. Wszystkie dzieci bawiły się na podwórku. Athlen nieśmiało zaczął iść w ich kierunku. Grupka chłopców zauważyło to i szybko podbiegli do niego blokując drogę do bawiących się dzieci. Zaczęli się z niego naśmiewać. Jeden z nich popchnął go, a ten upadł na ziemię. Nie wytrzymał tego. Nie obchodziło go to co przed chwilą powiedział mu opiekun. Chłopak szybko wrócił do swojego pokoju, zamknął drzwi i położył się na łóżku.
– Nie jestem idiotą, nie jestem idiotą… - powtarzał cały czas Athlen. Leżał tak przez wiele godzin.
„ Zaraz zaraz” – pomyślał nagle - „ Nie mogę się cały czas użalać nad sobą. Pokaże im, że nie jestem durniem! Pokaże im wszystkim. Opiekun będzie ze mnie dumny.” Z uśmiechem na twarzy młody Athlen zasnął.

Nazajutrz, od razu po śniadaniu, pobiegł do biblioteki. Chciał wiedzieć jak najwięcej o świecie. Chciał zdobywać wiedzę jakiej być może nie mieli jego rodzice. Siedział tam bardzo długo. Był tak pochłonięty czytaniem opasłych tomów, że zapomniał zejść na obiad. Z każdą książką chciał wiedzieć więcej i więcej. Cieszył się, że wreszcie coś zainteresowało go w tak dużym stopniu. Nagle jego spokój został przerwany pojawieniem się złej bandy chłopaków.
– Hej gamoniu! Szukaliśmy cię cały dzień – krzyknął jeden z nich. Podeszli do stolika przy którym siedział.
– Co tam czytasz?– krzyknął jeden i zrzucił książkę, którą akurat czytał Athlen, na podłogę.
„Dlaczego oni zawsze muszą mi przeszkadzać? Nie daruje im tego”. Chłopak wstał od stołu i powoli podszedł do jednego z wyrośniętych gówniarzy. Nagle Athlen zrobił minę jakby się czegoś ogromnie przestraszył.
– Szybko uciekajmy. Opiekun idzie!!!- wskazał na korytarz za nimi. Chłopcy odwrócili się by zobaczyć nadchodzącego opiekuna. Niestety korytarz okazał się pusty. Gdy odwrócili się z powrotem , Athlen już tam nie było. Miał szczęście, że biblioteka znajduje się na parterze, więc mógł spokojnie wyskoczyć przez okno.

Po osiągnięciu pewnego wieku Rayra stał się jednym z najbardziej uprzykrzających życie pracownikom sierocińca, urwisem.


- Ath chyba nie powinniśmy tu być – powiedział lekko podenerwowanym głosem kolega Athlena, Daniel
– Spokojnie nic nam nie będzie. Nikt tu teraz nie przyjdzie, wszyscy są na kolacji - odpowiedział spokojnie Rayra grzebiąc w głównej szufladzie biurka, jednego z pomocników opiekuna.
– To na prawdę zły pomysł, chodźmy stąd - głos stawał się co raz bardziej nerwowy, Athlen zaczął się lekko denerwować.
– Słuchaj, co ty się tak boisz? Wiesz co i tak cię nie potrzebuję, sam to zrobię. Jak się boisz jak baba to możesz sobie już iść!– krzyknął w jego stronę.
– Dobra, dobra już zostanę. Pójdę popilnować drzwi – powiedział Daniel i poszedł pilnować drzwi. Athlen odwrócił szafkę do góry nogami, powkładał do niej wszystkie rzeczy i ostrożnie zasunął ją. Nagle usłyszeli kroki na korytarzu.
– Idzie! Wiejemy! – krzyknął chłopak przy drzwiach i po chwili on i Athlen wybiegli z pokoju. Schowali się za ścianą tak aby nikt ich nie zauważył. Po chwili usłyszeli tylko jak rzeczy z szafki wypadają na podłogę i głośne krzyki właściciela tych rzeczy. Chłopcy ryknęli śmiechem i zaczęli iść w stronę swoich pokoi.
– Dlaczego ty go tak nie lubisz? – zapytał z ciekawości chłopak.
– Mam swoje powody – odpowiedział z uśmiechem na twarzy Athlen. Kiedy wrócili do swojego pokoju Daniel nie przestawał wypytywać go o to.
– No powiedz. Proszę- błagał co raz bardziej, Rayre zaczęło to już powoli denerwować.
– Dobra –stanął i odwrócił się w jego stronę. – Chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem? Dlaczego tak nie lubię tego faceta? Pamiętasz może Melisse?? Jest w naszym wieku i często przesiaduje w bibliotece. My… Trochę … - Athlen zaczął się troszkę jąkać. – Zaczęliśmy się przyjaźnić. A teraz chciałem jej tylko pomóc. On się ciągle jej czepia, nie daje spokoju. Raz widziałem jak wyszła z jego gabinetu cała zapłakana. Musiałem to zrobić zrozum – Daniel odwrócił się w stronę drzwi, na korytarzu wciąż było jeszcze słychać wrzaski pomocnika wychowawcy.
– W sumie to dobrze zrobiłeś– powiedział z uśmiechem na twarzy. Oboje wybuchnęli śmiechem.


**********************

- Ja bym gówniarzowi tak skórę przetrzepał, że by przez rok na tyłku nie usiadł – powiedział głośno krasnolud.
- Proszę, daj mi skończyć – powiedział nieznajomy.

************************


Athlen od początku wiedział, że w życiu należy działać samolubnie. Tak samo jak jego rodzice, gdy go zostawili. Nie wierzył w żadne bóstwa, wierzył tylko w siebie i swoje umiejętności. Wiedział, że prędzej zostanie oszukany przez kogoś niż uzyska od niego szczerą pomoc. Jest wiele czynników, które wpłynęły na kształtowanie się takiego charakteru. Kiedy miał 12 lat został wyrzucony z sierocińca za próbę podpalenia biblioteki. Na nic zdały się tłumaczenia, został stamtąd usunięty w trybie natychmiastowym. Najmocniej naciskał na opiekuna jeden z jego asystentów. Ten któremu chłopak wielokrotnie uprzykrzał życie. Athlen trafił na ulicę.

Uczył się jak przeżyć w tak trudnym środowisku. Niebezpieczne ulice Sapry nie były miejscem dla takiego dzieciaka jak on. Na początku było mu bardzo ciężko. Często szedł spać głodny, a nocował zawsze na dworze. Czuł się bardzo zagubiony. Później po wielu próbach podkradania różnych rzeczy doszedł do całkiem niezłej wprawy. Kradł jedzenie sam, ale kiedy już trochę podrósł, uznał, iż jest to zbyt duże ryzyko. Wykorzystywał więc inne młodsze dzieci, płacąc im grosze za pracę. Poznał wtedy pewnego chłopaka imieniem Kyllion, który znajdował się w podobnej sytuacji co on. Chłopcy szybko zaprzyjaźnili się, a Athlen zaczął uważać go za prawdziwego przyjaciela. Było tak, aż do pewnego dnia, kiedy to chcieli okraść razem bardzo bogatego, w ich mniemaniu, szlachcica.


Była noc, kiedy jegomość wracał z karczmy do swojego domu. Kyllion i Athlen czekali na niego w ciemnej uliczce. Zauważyli, że bogacz ma uczepioną do pasa całkiem sporą sakiewkę ze złotymi monetami. Szybko podbiegli do niego i spróbowali zabrać mu sakiewkę. Niestety mężczyzna okazał się szybszy i udało mu się zrobić unik. Popchnął z całej siły Athlena, a ten upadł z na ziemię. Nie zauważył nawet kiedy szlachcic wyciągnął miecz i skierował go w stronę leżącego chłopaka.

****

- Moment! Mili panowie, natura wzywa! Za chwilę wracam! – rzekł z pełną powagą krasnolud. Nieznajomy przykrył twarz dłonią. Krasnolud chwiejącym się krokiem wyszedł z karczmy. Ta chwila trwała trochę dłużej niż wszyscy przewidywali. Po kilkunastu minutach, wierny słuchacz powrócił.
- Najmocniej przepraszam, ale mus to mus. Opowiadaj dalej, mości nieznajomy!

****

– No to teraz cię chłystku mam – powiedział zimnym głosem szlachcic. – Nie! Zostaw mnie! – Athlena ogarnęła nagle ogromna panika. Zaczął cofać się do tyłu. – Kyllion pomóż mi! – krzyknął w stronę swojego kolegi. Ten stał jak wryty i patrzył na ostrze. Po chwili skierował wzrok na leżącego chłopaka. – Przepraszam – powiedział cicho tak, że Athlen ledwo go usłyszał po czym odwrócił się i uciekł w ciemność ogarniającą miasto. Szlachcic ryknął śmiechem.
– Twój kolega okazał się tchórzem. A więc to ty będzie musiał zostać ukarany za próbę obrabowania mnie – uśmiechnął się, uniósł miecz i już miał wykonać cięcie, gdy nagle usłyszeli czyjś głos.
– Co tu się dzieje? – był to mężczyzna, krótko ścięty z diaboliczną czarną bródką.
– Odejdź, to nie twoja sprawa! – krzyknął szlachcic.
– Myślę, że jednak moja – rzekł spokojnie mężczyzna i podszedł do niego.
– Co uczynił ten młody chłopak, że chcesz go ukarać w tak okrutny sposób? – zapytał.
– Próbował mnie okraść, ale w ostatniej chwili udało mi się go powstrzymać – odpowiedział jegomość.
– Zostaw go w spokoju, proszę. Mogę ci nawet zapłacić, bylebyś zostawił chłopaka w spokoju – powiedział nadal spokojnym głosem nieznajomy.
– Nie, sam wymierzę sprawiedliwość! –
Nieznajomy był już za plecami mężczyzny i trzymał przy jego gardle sztylet. Chłopak nawet nie zauważył, kiedy jego wybawiciel to zrobił. Przestraszony szlachcic uciekł szybko, nie patrząc nawet gdzie biegnie.
- Dzie.. dziękuję panu – wyjąkał nadal przestraszony Athlen.
– Jesteś sam?? Nie masz rodziców??
– Jestem sam i mieszkam na ulicy. Ale co to cię obchodzi – powiedział już trochę bardziej pewny siebie Athlen. Wstał i otrzepał spodnie z piasku.
– Mogę ci pomóc. Pokaże ci parę sztuczek, które przydają się na ulicy. Mam na imię Marcus – powiedział łagodnie. Athlen popatrzył na niego z lekkim niedowierzaniem.
– Nie wiem czy mogę panu zaufać – rzekł, po chwili zastanowienia uznał, że to może się mu przydać. – Dobra, niech ci będzie, chodźmy.
Zdobył nowego znajomego, który po kilku miesiącach stał sie jego mentorem.
Po tej historii nigdy nie zapomniał o Kyllionie i jego zdradzie.

Marcus był typem twardego, ale jednocześnie wyrozumiałego nauczyciela. Wiedział, że jeżeli nie będzie twardy dla chłopaka, ten nie poradzi sobie na ulicy. Athlen cały czas przypominał mu jego samego, gdy był w tym wieku. Opuszczony przez wszystkich, przerażony otaczającym go światem.
On nie miał nikogo do pomocy, był sam, musiał nauczyć się żyć na ulicy, nikt nie podzielił się z nim pomocną radą. Dlatego tak bardzo chciał pomóc chłopakowi.
Po mieście chodzili zawsze razem. Marcus w starym, podartym, brązowym płaszczu, a tuż obok niego starający się dotrzymać kroku młody Athlen. Czasami trzeba było mocno zganić chłopaka za zbytnią brawurę, można kraść i oszukiwać, ale bez przesady. Mężczyzna po kilku latach zaczął traktować go jak syna. Natomiast Rayra poczuł po raz pierwszy w życiu, że w końcu może komuś zaufać.
Zawsze po udanym rabunku, szli razem do karczmy, gdzie Marcus popijał piwo, a Athlen mógł najeść się do syta. Nie zdarzało to się zbyt często. Nauczył się wytrzymywać duży okres czasu bez jedzenia, stąd jego późniejszy, dosyć mizerny, na pierwszy rzut oka, wygląd.
Najgorszym wspomnieniem chłopaka z tego okresu było, zatrzymanie przez służby porządkowe i osadzenie w areszcie na kilka tygodni Marcusa. Przez pierwszych kilka dni Rayra poczuł się znów bezsilny, jednak bardzo szybko przypomniał sobie wszystko to, co nauczył go jego mentor. Odzyskał pewność siebie. Starał się codziennie wrzucać coś do jedzenia, przez kraty więzienne. Były one położone tuż przy chodniku, więc wystarczyło upewnić się, że nie nadchodzi żaden strażnik i po prostu, w małym zawiniątku wrzucić co nie co.
Po wyjściu z więzienia Athlen za własne pieniądze, postawił mu porządny obiad w miejskiej karczmie.

Kiedy Athlen miał 19 lat, umiał już bardzo wiele. Pewnego dnia, gdy uciekał od handlarza warzywami, wpadł na bogacza, który akurat wychodził z karczmy. Z kieszeni wypadła mu talia kart. Chłopak zabrał ją jako fant, nie za bardzo wiedząc do czego służy. Później dopiero dowiedział się od Marcusa, że dzięki kartom można wygrać sporo pieniędzy. Nauczył go również podstawowych zasad gry w pokera. Z teorii Athlen szybko przeszedł do praktyki:

Drzwi karczmy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Kiedy młodzieniec z kozią bródką i długimi, brązowymi włosami wszedł do środka, wszystkie oczy skierowały się ku niemu. Starzy gracze siedzący przy stoliku niechętnie witali „świeżą krew”. Pomieszczenie było bardzo zadymione. Kiedy podszedł do karczmarza i oparł się o blat, wszyscy wrócili do gry.
-Poproszę coś mocnego- powiedział Athlen. Musiał się na początku napić aby chociaż troszeczkę się zrelaksować i uspokoić. Z alkoholem w dłoni przebiegł wzrokiem po całej sali.
„ Im więcej osób, tym więcej pieniędzy można wygrać” . Kiedy zwolniło się miejsce przy jednym ze stolików, chłopak pewnie skierował tam swoje kroki. Taki był jego plan, udawać pewnego siebie aby zmylić przeciwnika.
– Witam panów- rzekł Athlen, kiedy usiadł do stolika. Pozostali gracze tylko uśmiechali się do siebie szyderczo. Pierwsza runda przegrana, druga również. Nie miał zbyt dużo pieniędzy ponieważ myślał, że zarobi więcej i będzie miał czym grać. Athlen miał pecha, inny doświadczeni gracze oszukiwali na różne sposoby, wygrywając każdą partię. Nowicjusz taki jak on, nie mógł sobie z tym poradzić. Powoli zaczęło mu brakować gotówki.
Po kilkunastu minutach, zaczął panikować , szybko i gwałtownie wstał i wybiegł z baru. Całe to wydarzenie bardzo rozbawiło osoby, które zostały w środku. Na zewnątrz było już ciemno.

Gwiazdy jasno migotały na niebie, na ziemie padało światło księżyca. Podenerwowany młodzieniec usiadł na werandzie. Starała się uspokoić oddech. Nie może doprowadzać więcej do takich zdarzeń. Musi nauczyć się jeszcze większej pewności siebie. Musi… nauczyć się jak skutecznie oszukiwać innych. Wiedział, że Marcus, po za podstawową wiedzą na temat tej gry, nie wie za wiele o niej. Nie miał do kogo się zwrócić o pomoc.

I tak właśnie młody Athlen rozpoczął „naukę” oszustw na własną rękę, a ćwiczyć wszystko w praktyce. Wreszcie doszedł do perfekcji, kosztem czasu i dużej ilości pieniędzy jaką stracił. Metodą prób i błędów, udało mu się osiągnąć cel. Przez długi okres czasu wszystko układało się bardzo dobrze, aż do pewnej nocy.

-No cóż panowie, czasami bywa tak, że przegrywamy i to się tyczy niestety was, a czasami wygrywamy, to znaczy ja wygrywam - po raz kolejny wygrał a to dodawało mu dużo pewności siebie. Niestety właśnie przez to, nie zauważył jak jeden z mężczyzn siedzących naprzeciwko niego robi się co raz bardziej czerwony ze złości.
–Może zagramy jeszcze jedną…-
- Nie!!- przerwał mu wściekły gracz. Wstał szybko i podszedł do Athlena, który również wstał.
– Ty cholerny skurczybyku! Cały czas oszukiwałeś! Nie dam z siebie robić debila!- krzyczał tak, że pluł na twarz chłopaka.
– Proszę wybaczyć – rzekł Athlen i wytarł ze śliny oko – ale czy nie sądzi pan, iż po prostu nie jest w stanie znieść smaku porażki i oskarża mnie o oszustwo?- zdenerwowany gracz złapał go za koszulę
– Zabije cię! – krzyknął.
– Ależ spokojnie, drogi panie, wszystko da się jakoś załatwić - powiedział spokojnym głosem chłopak. Przeciwnik zamachnął się i próbował uderzyć Athlena, lecz ten zrobił unik, chwycił szklankę pełną alkoholu i chlusnął mu w twarz. Tamten złapał się za twarz, a młodzieniec skorzystał z okazji i wybiegł szybko z karczmy. Już był przy drzwiach, kiedy usłyszał świst w powietrzu. Sztylet wbity we framugę drzwi drżał bardzo mocno. Na szczęście nie trafił w niego. Chłopak nie namyślając się za dużo otworzył szybko drzwi i wybiegł na podwórko. Przemknął szybko przez kilka uliczek i dobiegł do swojej kryjówki.
– Co za palant!- krzyknął na głos. To był pierwszy raz kiedy coś takiego mu się przydarzyło i jeszcze na dokładkę chcieli go zabić. To wydarzenie przynajmniej dodało mu jeszcze pewności siebie, że nawet w tak trudnej sytuacji jest w stanie znaleźć rozwiązanie.

Po kilku miesiącach Athlenowi zaczęło się nudzić w Saprze. Zapragnął czegoś innego, a poza tym zaczęło robić się dla niego niebezpiecznie w tym mieście. Postanowił ruszyć w podróż.

- Chcę wyjechać z Sapry, zwiedzić świat, a po za tym sam widzisz, że zalazłem za skórę wielu wpływowym ludziom w mieście – oświadczenie tego Marcusowi kosztowało go wiele wysiłku. Żeby to był ktoś inny, nawet by się nie zawahał, a tak odczuwał, chyba po raz pierwszy w życiu, ogromne wyrzuty sumienia.
- Rozumiem to w pełni. Jakbym był w twoim wieku, też bym się stąd wyrwał – odpowiedź nieco zszokowała chłopaka. Spodziewał się czegoś innego, może jakiejś próby zatrzymania go lub udowodnienia jakim głupim pomysłem był wyjazd.
- Chciałbym wyjechać jak najszybciej i najlepiej pod osłoną nocy.
- Oczywiście. Przygotujemy cię porządnie do tej wyprawy.
- Mam nadzieję, że się o mnie nie martwisz? Przecież wiesz, że sobie spokojnie poradzę.
- Wiem.

Po kilku dniach nastąpił w końcu moment pożegnania. Athlen podziękował za wszystko i złożył przysięgę, że jeszcze na pewno kiedyś się spotkają.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 19-07-2011 o 16:35.
Garzzakhz jest offline  
Stary 19-07-2011, 16:32   #3
 
Tailong's Avatar
 
Reputacja: 1 Tailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodze
Imie: Mangus "Siwy" Ako
Rasa: Człowiek
Klasa: Łowca Czarownic
Wiek: 32

- Alicia Rosel spłoneła na stosie za nielegalne praktyki magiczne. Ku łasce Króla, niech Bogowie zlitują się nad jej duszą.- Zabrzmiał donośny głos Herolda informującego tłum gapiów o winach skazanej. Ośmioletni chłopiec bez wzruszenia wpatrywał się jak płomienie trawią ciało młodej kobiety. Magnus był przyzwyczajony do tego widoku. Guślarstwo było dużym problemem w jego wiosce. Palona dziewczyna wrzeszczała jakieś słowa w nieznanym języku, zapewne przeklinała oprawców. Po kilku chwilach w męczarniach, wyzionęła ducha. Szczątki Ciała powoli dopalały się przymocowane do drewnianego kołka.
Zbliżała się pora posiłku. Ludzie nie zawracali sobie dłużej głowy całym zajściem. Rozeszli się do domów. Jedynie mały Mangus został sam na sam ze spalonym truchłem młodej czarownicy. Myślał... Myślał o tym co zrobiła, bał się, bał się jak cholera bo przez chwile zastanawiał się czy aby on też nie jest wiedźmą.
Już miał wracać do domu, gdy w środku dnia, nagle zapanowała ciemność i w powietrzu uniósł się dziwny zapach. Chłopcu skojarzył się tylko z rozbieraniem świni przez jego ojca.. Momentalnie przemknął przed nim obiekt w kształcie kuli niebieskiego światła, rozwiewając włosy chłopca uderzył w stos z siła taką, że pal razem z ciałem odleciał na kilka metrów. Magnus odwrócił wzrok i zobaczył Zwalające sie na osadę niczym lawina głazów postacie. Byli przyodziani w szaty. Jedni biegli ciskając płonącymi kulami inni unosili się lekko nad ziemią, wszystko niszczyli. Nim chłopak zdążył zamkąć usta ze zdziwienia oberwał w głowę kawałkiem jakiegoś drewna i zapadł w głęboki sen....

*** *** ***

Raz! Dwa! Trzy! Cztery! Dobrze, teraz unik! Świetnie wyprowadź cios! Obrót. Brawo! - Mistrz zakonu inkwizytorów dyrygował podczas treningu Szesnastoletniemu Mangusowi. Po krótkiej walce treningowej zaprowadził go do toru przeszkód.
-Idź i słuchaj mnie uważnie! Wejdź na ten kołek, tylko nie spadnij! Musisz przejść na druga stronę. Bardzo dobrze! Teraz ruchome kukły, unikaj ich ciosów!.- Darł się instruktor. Młody chłopak z gracją pomykał pomiędzy wirującymi kłodami, skok, unik, obrót! Miał to we krwi. Teraz łap ten kij i broń się! - Mistrz natarł na chłopaka dzierżąc starą lagę, lecz ten sprytnie mu uskoczył. Wyprowadził kilka ciosów przed którymi trener z łatwością się obronił a następnie sparował jego uderzenie. Walka trwała kilka minut. Wystarczy ! Krzyknął instruktor. Dobrze sobie radzisz. Ale to za mało. Więcej dynamiczności w ciosach, nie czułem, że mnie atakujesz... Możesz już zdjąć opaskę z oczu...


*** *** ***

To była piękna chwila w jego życiu. Mistrz zakonu osobiście wręczył mu inkwizycyjne szaty i wisior ze znakiem zakonu. Sala była pełna ludzi. Prócz Mangusa było z nim jeszcze kilku uczniów którzy tego dnia wchodzili w szeregi zakonu Łowców czarownic. A teraz powtarzajcie za mną słowa przysięgi - Rozniósł sie donośny głos Mistrza.
Przysięgam! Bronić potrzebujących przed wpływem demonicznych sił
Przysięgam! Walczyć o porządek i sprawiedliwość
Przysięgam! Niszczyć wszelkie zalążki spaczenia ciemnymi mocami magicznymi.
Przysięgam! Na zawsze walczyć z Okultyzmem i czrną magią!
Gdy przysięgający wymówili chórem ostatnie zdanie rozległo się bicie dzwonów, drzwi do wielkiej sali rytualnej otworzyły się a mistrz rzekł - Idźcie i czyńcie ja przysięgliście!

*** *** ***

Wiedźmy to twój wróg! - krzyczał nauczyciel. Pamiętasz co zrobili z twoimi bliskimi, rodziną, przyjaciółmi, cała wioską! To zło nie możesz im pomagać! To prawda są wyjątki wśród magów. NIe zabijamy wszystkiego co magiczne Magowie potrafią być pomocni lecz dla Nekromantów, demonologów i innych diabelskich pomiotów nie ma żadnej litości! Zapamiętaj to! To główny imperatyw naszego stowarzyszenia. Nauczyciel przestał mówić i zamilknął na chwile. Mangus wiedział o tym ale miał wątpliwości z którymi sie nie ukrywał. stąd to nerwowe kazanie opiekuna. Mangus widział już magów tych których zakon nie nękał ale widział też tych których zabijał bez litości. To go poruszyło, za każdym razem w jego głowie pojawiał sie obraz krzyczącej kobiety palonej na stosie... Obraz z dzieciństwa....

**** *** ***

Wiesz co żeś uczynił!? - Wrzasnął mistrz zakonny. Że co? Że to dziecko? To potomek demonologa! Puściłeś wolno pomiot zła! Złamałeś przysięgę Mangusie! Dobrze wiesz czym to się skończy... Zawiodłem się na tobie, pokładałem w Tobie tak wielkie nadzieje... Musisz opuścić nasz zakon. Może jeszcze kiedyś wkupisz się w moje łaski teraz jednak odejdź, Nie będę robił rozgłosu. Odejdź i staraj się odpokutować za grzech który uczyniłeś. Mangus załamał się spuścił wzrok do podłogi i odszedł w stronę drzwi. Przed wyjściem zatrzymał sie. Zgrzeszyłem Panie... Ale wiedz, że zrobię wszystko a naprawić swój bład...


Cechy charakteru:
Mangus jest dość miły lecz zahartowany przez życie i nieufny. Lubi towarzystwo i zabawę ale z umiarem częściej ceni sobie wyciszenie i samotność. Rzadko bywa spontaniczny, raczej woli przemyśleć swoje decyzję, lecz częściej zdrowy rozsądek przyćmiewają uczucia i emocję. Często bywa interesowny ale tylko wtedy gdy odnosi się do wyżej postawionych i zamożniejszych od Siebie. W stosunku do potrzebujących służy pomocą. Nie lubi Krasnoludów, czuje do nich lekki wstręt wynikający pewnie z tego, że nie jest przyzwyczajony do ich obecności. Za to bardzo szanuje elfów. Najbardziej lubi władać mieczem jednoręcznymi tarczą.

Wyglad zewnętrzny:
Mężczyzna o dość ostrych rysach twarzy czesto nosi kapelusz. Poza tym ma na sobie zbroje paskową także dostał ją w zakonie. Ma lekko opaloną karnację i dłuższe ciemne włosów do ramion. Na jego twarzy da się dostrzec liczne blizny.


Stary poczciwy Hardes palił swoją fajkę przecierając szmatą jeden z kufli. Obserwował opustoszałą karczmę. Wyglądał tak jak by na coś czekał lub na kogoś. Gdy wypuścił nagle z fajki smugę dymu stała ona się tak gęsta ,że można było by ją mieczem kroić. Drugie dmuchnięcie fajki ,i już po chwili całą gospoda była pełna dymu. Hardes z szyderczym uśmiechem oczekiwał na to co się ma właśnie zdarzyć.
"Przybywajcie do mej karczmy niesieni wiatrem czeka was śmierć czy przygoda? Ciekaw jestem co spodka śmiałków mi nieznanych."
Hardes szyderczo się zaśmiał pod nosem i czyścił szklankę dalej jak gdyby nic się nie działo.
 
__________________
Czym jest dla człowieka wyobraźnia ...Nie wiem czym jest dla innych, ale dla mnie to świat do którego mogę uciec i być tam siłą dla innych.
Człowiek jest bogiem kiedy śni,i tylko żebrakiem kiedy myśli.

Ostatnio edytowane przez Tailong : 19-07-2011 o 17:01.
Tailong jest offline  
Stary 19-07-2011, 18:46   #4
 
Islanzadii's Avatar
 
Reputacja: 1 Islanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodzeIslanzadii jest na bardzo dobrej drodze
Gdy słońce wracało ze swej podróży na zachód pojawiło się na wschodzie czystego od chmur i szarego jak bruk nieba. Jednak na owym sklepieniu niebieskim można było dostrzec mały biały punkt. Był to Biały Jastrząb, który najwyraźniej spieszył się w jakieś miejsce. Jego celem okazał się mały obóz w północnej części lasu Forengard. Nad biwakiem unosiły się jeszcze odrobiny dymu z dwóch znajdujących się tam palenisk z prymitywnymi konstrukcjami z kilku drewnianych patyków. Na jednym z palenisk była przygotowana dobrze przyrumieniona sarna gotowa do spożycia. Natomiast na drugim znajdował się mały gliniany kociołek z dziwną substancją w środku. Ptak wylądował na szczycie namiotu z jednej strony opartego o dwa drzewa a z drugiej o specjalnie przygotowane pale wbite w ziemie. Całość była pokryta zwierzęcymi skórami starannie oddzielonymi od zwierzyny. Nagle z namiotu wyłoniła się postać była to Elfka o imieniu Islanzadii jakże piękna i dziwna jak na swoją rasę. Była bowiem niższa od swych współbraci i sióstr, a jej cera nie była tak naturalna i jasna jak to bywa w jej rasie. Była za to matowa i odrobinę szarawa, Reszta ciała też nie pasowała gdyż wyostrzone miała ona walory odpowiadające jej płci. Warto też dodać iż na swoim prawym policzku miała tatuaż, który w kulturze elfów oznaczał lekarza. Tak o to wyglądała nasza bohaterka.

-Witaj przyjacielu (powiedziała do białego ptaka)

Ten z kolei usiadł na jej delikatnym odzianym w cienką białą tunikę. Było to swego rodzaju przywitanie się ze swoim przyjacielem.

-Jak tam łowy?

Jastrząb wbił się w powietrze zrobił dwa kółka nad głową elfki i pikując wylądował na stopie pani odzianej w delikatne, białe, skórzane sandały wiązane rzemykami nad kostki. Oznaczało to znalezienie kilku ziół leczniczych.

Po spożyciu wcześniej przygotowanej sarny Islanzadii udała się po zbiory prowadzona przez swojego towarzysza.

-Wiesz co? (Powiedziała do ptaka) Może powinnam się udać do Falgardu czuję że ta spełnią się moje marzenia i stanę się świetnym lekarzem. Czy byłbyś tak dobry i towarzyszył mi w tej podroży?

Słysząc to Jastrząb ponownie zasiadł na jej ramieniu.

Po powrocie do obozowiska zabrali przydatne rzeczy i wyruszyli w podróż, która miała odmienić ich życie.

Po kilku dniach wędrówki znaleźli się na obrzeżach miasta niedaleko karczmy gdzie postanowili się zatrzymać.

I tak o to zaczyna się nasza przygoda.

Siedząc przy barze Islanzadii zastanawiała się skąd może wziąć pieniądze na nocleg, udała się więc na tablicę ogłoszeń i szukała zadania dla siebie. Wśród wielu ofert nie było nic godnego uwagi, lecz jedno z nich było przykuło jej uwagę. Po zerwaniu ulotki i przeczytaniu jej a głosiła ona.

Witaj zagubiony podróżniku. Jestem magiem wiekowym stan mego zdrowia nie pozwala mi już na wędrówki lecz jeśli interesuje cię wielka nagroda za twoje trudy proszę podejmij wyzwanie. Odnajdź dla mnie księgę którą napisali moi współbracia. W zaginionym mieście magów powinna ona się znajdować. Odnajdź ją ,a sowicie cię wynagrodzę.

"Hmmm interesujące"

Po chwili zauważyła że na tablicy zawisło ponownie to samo ogłoszenie bez niczyjej pomocy. Trochę ją to przeraziło ale uznała to za zmęczenie.

"Powinnam chyba odpocząć"


Wróciła do karczmy i zasiadła przy barze by wypytać karczmarza na temat zlecenia.

- Witaj starcze

Karczmarz przyjrzał się uważnie elfce która zawołała go dźwięcznym ,ale spokojnym głosem.

Podszedł ku niej i szczerząc pozostałości po zębach odezwał się miło.

- Witam tak zacną panią cóż to sprowadza cię w moje skromne progi?

Lekko zawstydzona elfka podnosi swą głowę i patrząc w oczy starca mówi.

- Znalazłam bardzo dziwne, a zarazem jakże ciekawe zlecenie.

podaje kartkę starcowi.

Starzec uśmiechnął się szczerze i wesoło się śmiejąc powiedział.

- Młoda damo to zlecenie jest ciężkie do realizacji spójrz na odwrocie pisze siedemnastu martwych osiem osób zrezygnowało ze zlecenia. Spokojnie jest jednak pewna osoba która może ci pomóc, polecam poczekaj do wieczora na pewno tu zawita do karczmy w poszukiwaniu nowego zlecenia.

Przerażona spojrzała na drugą stronę ogłoszenia i przeczytała je ponownie. Następnie ze łzą w oku odpowiedziała

- To jedyna szansa by spełnić moje marzenia.

- Panienko nie martw się pomoże ci przewodnik który zawita do karczmy. Postaram się ją nakłonić do rozmowy z tobą tylko zaczekaj do wieczora.

Karczmarz przyjrzał się ponownie elfce i z jeszcze wiekszym uśmiechem powiedział.

- Tylko podpowiem jedno w chwili gdy podejmiesz się zlecenia spojrzyj na nie pod światło świecy. Ujrzysz na nim więcej informacji. Jednak to co zrobisz oznacza że zlecenie przyjmujesz.

Kiwnęła głową po czym dodała

- Pozwolisz ze zadam ci jeszcze jedno pytanie?

- Proszę mów


Spojrzała smutnym wzrokiem na karczmarza i zapytała.

- Gdzie tutaj mogę sprzedać zwierzęce skóry bowiem nie mam pieniędzy a do wieczora daleko. Chciałabym odpocząć lecz nie stać mnie na wynajem stancji.

- Panienko zostań w mej karczmie do puki nie przybędzie osoba o której ci powiedziałem. Nie musisz mi płacić twoją zapłatą będzie dla mnie hmm... Twoje towarzystwo jak już odpoczniesz i kilka ciekawych historii. Tak dawno już nie miałem innych gości poza jedną damą która tylko pije i nic prawie nie mówi.

Karczmarz roześmiał się wesoło i wskazał pokój elfce dał jej klucz i życzył miłego wypoczynku. Pokazał w uśmiechu jeszcze raz swoje braki w uzębieniu i wrócił za ladę.

Elfica znalazła się teraz w jakże ponurym ciemnym pokoju wyposażonym jedynie w trzy łóżka i stolik ze świecą. Zasiadła przy stole wyciągnęła z plecaka uprzednio przygotowane suszone mięso i pieczywo. Nim przystąpiła do spożycia pokarmu położyła przed sobą jakże złowrogie ogłoszenie. Gdy już skończyła jeść postanowiła że przed snem skorzysta z rady starca. Tak więc podniosła papier i pozwoliła by światło świecy odkryło zatajone nań informacje. O to co zobaczyła:

Nazywaj mnie jak chcesz jestem tylko pośrednikiem w tym zleceniu mój mistrz poszukuje ksiegi magów z zaginionego miasta. W tej księdze są sekrety które zostały już dawno zapomniane lub też zakazane. Znajdź księgę i przynieś ją mi do stolicy. Miasto zaginęło wiele lat temu gdzieś w tych okolicach może są osoby które podpowiedzą ci gdzie szukać więcej informacji.

Siedemnastu martwych osiem osób zrezygnowało z misji.


Przerażona tą informacją zapomniała o śnie i powróci na dół do karczmy.

-Starcze proszę nalej mi piwa miodowego...

Powiedziała trzęsąc się z przerażenia.

Karczmarz zdziwił się ,że elfka tak szybko wróciła z pokoju podał jej piwo które zamówiła.

-Dziękuje starcze.


Zaczęła pić piwo i gdy już je kończyła poczuła jak odeszły od niej siły i zasnęła przy barze a jej głowa delikatnie wylądowała opierając się na delikatnym ramieniu elfki.
 

Ostatnio edytowane przez Islanzadii : 19-07-2011 o 21:54.
Islanzadii jest offline  
Stary 21-07-2011, 20:17   #5
 
Limon's Avatar
 
Reputacja: 1 Limon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodze
Gdy przybyłem do Falgar było one jak zwykle pełne gwaru i ruchu. Ludzie spacerowali leniwie wąskimi uliczkami miasta, korzystając ze słonecznej pogody i bezchmurnego nieba. Wielu artystów zabawiało przechodzniów swoimi występami w zamian bedąc wynagradzanym gromkimi brawami a niekiedy i kilkoma monetami. Zmęczony długa podróżą posrtanowiłem znaleźć miejsce w którym mógłbym odpocząć.
Szukając bezpiecznego miejsca na odpoczynek trafiłem na mieszczącą się na totalnym uboczu karczmę. Nie różniła się niczym od wielu innych. Jednak wiedziony dziwnym przeczuciem postanowiłem tam wstąpić. Rozejrzałem się dookoła po prawie pustym barze. Prócz śpiącej tam elfki i karczmarza, który zdawał się nie zwracać uwagi na przybycie klienta, nie było nikogo. Wtem mój wzrok natrafił na wiszącą na ścianie tablice ogłoszeń. Jedno z zamieszczonych tam ogłoszeń wydało się mi szczególnie ważne. Głosiło ono:

Witaj zagubiony podróżniku. Jestem magiem wiekowym stan mego zdrowia nie pozwala mi już na wędrówki lecz jeśli interesuje cię wielka nagroda za twoje trudy proszę podejmij wyzwanie. Odnajdź dla mnie księgę którą napisali moi współbracia. W zaginionym mieście magów powinna ona się znajdować. Odnajdź ją ,a sowicie cię wynagrodzę.


Zerwawszy ogłoszenie postanowiłem usiąść w najbardziej oddalonym od baru koncie karczmy by na spokojnie przestudiować ogłoszenie.
- Czyżby o tym "Zaginionym Mieście Magów" mówił Baguron tuż przed swoją śmiercią? - zapytałem po cichu sam siebie.

Musiałem zasięgnąć więcej informacji na temat tego zlecenie dlatego też usiadłem przy barze tuż koło śpiącej elfki by wypytać o to i owo karczmarza

- Witaj Karczmarzu
- Zagadnąłem.
- Witaj witaj młody ...Paniczu. - Karczmarz, był to stary, posiwiały i szczerbaty mężczyzna, uśmiechnął się szczerze do mnie. -Co mogę podać piwo jakieś wino ,a może strawę?
- Nie, dziękuję za twą gościnę starcze - Wprawdzie nie jadłem nic od rana lecz ciekawość wywołana dziwnym zleceniem sprawiła że zapomniałem w tamtym momencie o głodzie. -Myślę że mógłbyś mi pomóc w inny sposób. Potrzebuję więcej informacji na temat zlecenia, które zerwałem z tablicy wiszącej w twojej karczmie.
Powiedziawszy to podsunąłem mu kartkę, którą zerwałem przed chwilą. Karczmarz przeszył mnie wzrokiem po czym zauważył zlecenie i zaśmiał się sam do siebie po chwili karcąc się za to zapewne zauważywszy śpiącą na barze elfkę.
- Paniczu ta panna tutaj też o to pytała dobrze radzę uważaj na owe zlecenie. Odwróć kartkę ,a zobaczysz siedemnastu martwych i ośmioro co zrezygnowało z tej misji. Powtórzę słowa które powiedziałem tej panience. Jeśli spojrzysz pod światłem świecy na odwrocie znajdziesz nieco więcej informacji. Jednak zlecenie jest dość niebezpieczne. Chcesz się podjąć tego ryzyka?
Strach, trwoga, przerażenie takie o to myśli piętrzyły się teraz w mojej głowie. Jednakże ciekawość zwiedzenia miejsca o którym mówił Baguron przed swoją śmiercią wzięła górę i odpowiedziałem potwierdzająco.
- Tak, jestem tego pewien
Karczmarz wyciągnął świecę zapalił ją i postawił na blacie dzielącym mnie od Niego. Pokazał co mam zrobić i z dziwnym szyderczym uśmiechem czekał na moją reakcję kiedy podniósłem delikatnie kartkę nad płomień świecy. Po chwili ukazała się informacja.

Nazywaj mnie jak chcesz jestem tylko pośrednikiem w tym zleceniu mój mistrz poszukuje ksiegi magów z zaginionego miasta. W tej księdze są sekrety które zostały już dawno zapomniane lub też zakazane. Znajdź księgę i przynieś ją mi do stolicy. Miasto zaginęło wiele lat temu gdzieś w tych okolicach może są osoby które podpowiedzą ci gdzie szukać więcej informacji.

- Dziękuje za informację- Powiedziałem po tym co zobaczyłem , drżącym głosem. - Czy znalazłbyś jedno wolne miejsce dla zmęczonego długą drogą podróżnika?- Zapytałem ziewając mimowolnie.
- Mam pokoje trzy osobowe tylko w karczmie ,ale gości nie mam więc śmiało ci mogę jakiś pokazać. Podejmujesz się jednak tego zlecenia mam rozumieć? Bo chcę Ci pomóc tak jak i tej młodej damie tutaj. Wieczorem na pewno do karczmy przyjdzie na piwo ktoś kto wam może pomóc. Przedstawię tego kogoś również tobie. - Karczmarz pogrzebał pod ladą dłonią wyjął jakiś pęczek kluczy i skierował się ku pokojom wskazując mi jeden z wolnych pokojów. Dał mi klucz i życząc miłego wypoczynku odszedł.
Pokój był skromnie umeblowany. Znajdowała się tam tylko niewielka szafa zdołająca pomieścić jedynie niewielką część ekwipunku przeciętnego podróżnika oraz zasłane łoże.
Nie myśląc już wiele o zleceniu położyłem się na nim i odpłynąłem w błogi, odprężający sen.
 
__________________
Kocham Tailong <3
Limon jest offline  
Stary 22-07-2011, 23:29   #6
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Szum drzew... Strumyk spokojnie sobie płynie... Ptaszki ćwierkają...
- "Co się dzieje do cholery?" – pomyślał Athlen, tuż po przebudzeniu. Bał się otwierać oczy. Nie wiedział co zastanie, gdy to zrobi. Wiedział jedno, całego jego ciało umierało, mógłby zwijać się w agonii, ale jednak jakieś wewnętrzne poczucie przyzwoitości nie pozwalało mu na, aż takie użalanie się nad sobą. Głowa go bolała, jakby jakaś kurtyzana tańczyła obcasami po jego odsłoniętym mózgu. Ból... Wszechogarniający ból...
" Ile tego było zeszłej nocy? Pięć kufli piwa... To na pewno... Ale co potem? Skąd ta pustka w głowie?"

Nagle powiał delikatny, chłodny wiaterek. Całe ciało Athlena przeszył ogromny dreszcz.
- "Co tu tak zimno?" – zastanowił się. Nastała pora aby w końcu otworzyć oczy, zderzyć się z brutalną rzeczywistością.

Trwało to dłuższą chwilę, ale Rayra nie mógł wyjść z podziwu. Tym razem pobił rekord. Doszło to do niego dopiero po kilkunastu sekundach. Nie ma to jak obudzić się w środku lasu w stroju adamowym.
- "Brawo, brawo, możesz być z siebie dumny..."- musiał się jeszcze na chwilę położyć.

Sen to był, czy może jawa? Kobieta w wieku średnim, która chciała zrobić pranie w rzece, głośno krzyknęła, gdy zobaczyła nagiego mężczyznę leżącego w trawie. Rayra podniósł lekko głowę.
- Witam szanowną panią – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
Kobieta upuściła kosz brudnych ubrań i szybko uciekła. Athlen nie do końca wiedział, może mu się tylko przesłyszało, ale chyba kobieta biegła wykrzykując imię jakiegoś mężczyzny.

"Może położę się jeszcze na chwilę... Zaraz, zaraz... Pobiegła po męża. To na pewno chodziło o męża."
Rayra nie potrzebował więcej problemów, a troszkę wstyd by mu było pokazywać się przed innym jegomościem bez ubrań. Powoli usiadł na trawie, poczuł lekkie mdłości. Podrapał się po karku, wyjął parę liści i gałązek ze swoich długich brązowych włosów. Było już chyba późne południe, a tak przynajmniej mu się wydawało , gdy zobaczył słońce i jego położenie na niebie. Tak strasznie nie chciało mu się wstawać. Mógłby tu leżeć cały dzień. Tak chłodno, tak przyjemnie.

Nagle, z przemyśleń wyrwały go odgłosy dochodzące z oddali. Krzyk kobiety i mężczyzny oraz wycie psów. Athlen nie czekając chwili dłużej wstał i ledwo trzymając pion, podszedł do kosza z brudnymi ubraniami. Znalazł przepoconą, biało- żółtą koszulę oraz parę czarnych, znoszonych spodni. Nie zważając na nieprzyjemny zapach, szybko założył to wszystko na siebie i ruszył szybko w kierunku przeciwnym od dobiegających go odgłosów.

Po kilku minutach, musiał w końcu przystanąć. Nie mógł biec tak długo w tak ciężkim stanie. Umierał z pragnienia, miał problemy ze złapaniem oddechu. To nie był najlepszy początek dnia, ale nie było też jakoś bardzo tragicznie. Na całe szczęście krzyki ucichły i Rayra mógł chwilkę odpocząć. Starał się sobie przypomnieć cokolwiek z zeszłej nocy, ale niestety, w głowie tylko pustka i ogromne pragnienie, które nie pozwalało mu myśleć logicznie.

Zapewne było to skutkiem ogromnego kaca, ale Athlen dopiero po kilku chwilach zorientował się, że cały czas biegł blisko rzeki. Oczy świeciły mu się, jakby zobaczył kilkanaście nagich kobiet czekających na jego żądania. Doczołgał się do brzegu rzeki i zaczął łapczywie pić. Radości nie było końca. Czuł się tak jakby mógł wypić całą rzekę Oligas.

Po kilku minutach odpoczynku w cieniu drzew, Rayra postanowił odszukać główny trakt prowadzący do najbliższego miasta. Po kilku minutach błądzenia w końcu udało mu się odnaleźć drogę.

Szedł powoli, w ustach miał co raz większą pustynię. Człowiek w takich momentach zaczyna zastanawiać się nad całym swoim życiem. Dlaczego tyle pije? Bo wciąż tkwi w pułapce przeszłości, z której już pewnie nigdy się nie wydostanie. Robi to wszystko tylko po to, żeby jakoś zapomnieć. Ale to cały czas wraca do niego i atakuje jego myśli. Ona też wraca...

Po kilku godzinach udało mu się w końcu dojść do miasta zwanego Falgar.

****

Athlen spędził w tym mieście kilka spokojnych dni. Ani kropelki alkoholu, ani jednej dziewki w łóżku. Pełen celibat.


Miał już nowe ubranie, niezbyt czyste, ale za to bardzo wygodne. Długi, brązowy płaszcz i pasujące jak ulał buty. Zwykłe spodnie i szara koszula. Rayra był zdziwiony jakież to wygodne rzeczy, wieszają mieszkańcy Falgar na zwykłych sznurach od prania.

Za dnia starał się trzymać raczej na uboczu, w ciągu tych kilku dni zdążył już sobie narobić pełno wrogów. Usiadł w cieniu, na werandzie jednej z miejskich karczm. Jej położenie na obrzeżach miasta wydawało się Athlenowi idealne. Cisza i spokój.

Lekki wiaterek, słońce na niebie, czego więcej chcieć od życia. Żeby tylko ona była razem z nim... Wszystko można wyglądałoby inaczej...

Może pora w końcu gdzieś się osiedlić i skończyć w końcu z tym koczowniczym trybem życia. Uzbierać trochę złota i zamieszkać w małej chałupce. Żeby w końcu spokojnie żyć. Athlen bardzo tego pragnął, ale gdzieś w głębi duszy czuł, że czeka go jeszcze wiele dziwnych i czasami nieprzyjemnych wydarzeń, zanim jego marzenie się spełni.

Nagle zauważył coś, a właściwie kogoś, kto niezbyt pasował do tego zapomnianego przez boga miejsca. W stronę karczmy kierowała się blada jak ściana elfka. Widok rzeczywiście niecodzienny, szczególnie dla Athlena.

Gdy elfka zatrzymała się na chwilę przy tablicy ogłoszeń, Rayra udawał, że kompletnie go nie interesuje pojawienie się tajemniczej kobiety. Po krótkiej chwili zerwała ona jedno z ogłoszeń i weszła do środka. Gdyby Athlen był mniej ciekawską osobą, pewnie dalej siedziałby na ganku przed wejściem i delektował się pięknym dniem. Niestety, ruszył on niczym cień za elfką.

W środku było praktycznie pusto, ani jednej żywej duszy. To właśnie podobało się w tej karczmie Athlenowi najbardziej, nie rzucał się nikomu w oczy

Usiadł przy barze nieco dalej od niej, nie chciał wzbudzać podejrzeń. Nasłuchiwał tylko o czym to ciekawym rozmawia właściciel. Chłopak wychwycił „interesujące zlecenie” z całej tej rozmowy i to już wystarczyło, aby zainteresował się tym bardziej. Poczekał chwilę, aż elfka pójdzie na górę i usiadł nieco bliżej karczmarza.

- Witaj mości karczmarzu! - powiedział Athlen z uśmiechem na twarzy.

- Witam witam paniczu coś podać jakąś strawę ,picie ,a może coś innego?- zapytał karczmarz z podejrzanym, delikatnym uśmiechem.

- Piwo jak najbardziej może być - Rayra podrapał się po zaroście - Ależ te eflki są piekne, nieprawdaż? - zapytał z lekko udawanym zaciekawieniem Athlen - To trochę dziwne, że akurat ktoś taki pojawia się w "takim" miejscu.

- To nie dziwne paniczu, są tu z jakiegoś powodu zawsze goście, panicz przypuszczam również - uśmiechnął się karczmarz pokazując swój szczerbaty uśmiech. Athlen wzdrygnął się na ten, jakże cudowny widok.

- Słyszałem coś o pewnym zleceniu. Skoro chce się w nim babrać elfka, to znaczy, że coś musi być na rzeczy - Rayra nachylił się w stronę karczmarza - Zadanie może być trudne, ale mi chodzi tylko o jedno. Czy jest dobrze płatne?

-Powiem krótko, jest opłacalny skoro zginęło w tym zleceniu siedemnaście osób. Jest też opłacalny, skoro pewna osoba trzyma się tego zlecenia już od jakiegoś czasu i nie chce dać za wygraną. Będzie dziś wieczorem w karczmie. Chcesz się podjąć tego zlecenia?

- Hmmm, widać, że ryzyko jest spore... Czy mogę wstrzymać się z decyzją do momentu pojawienia się tej, jakże tajemniczej osoby? – Athlen wolał poczekać jeszcze trochę z decyzją. Potrzebował i kochał pieniądze, ale jednak swoje życie kochał bardziej.

- Oczywiście możesz zaczekać ,ale wiedz wątpię czy ona będzie chciała ci udzielić pomocy jeśli nie podejmniesz ryzyka zlecenia. Zresztą to ona będzie z wami rozmawiać, to ona hehehe zresztą ja ją tylko wam mogę przedstawić reszta zależy od was.

- Dobrze powiedzmy, że się zgadzam... Pozwolisz, że przy paru kufelkach piwa, poczekam tutaj do wieczora?

- Proszę bardzo to podam piwo paniczowi.

- Usiądę sobie tam w rogu - powiedział Athlen po czym ruszył do stolika.

Karczmarz uśmiechnął się ponownie do młodego człowieka po czym poszedł na zaplecze. Po chwili wrócił z kuflem pełnym piwa i podał je młodemu mężczyźnie. Odszedł za ladę i zajął się swoimi sprawami.

„Może rzeczywiście warto poczekać? Może żeby nie ta elfka... ” – postać tajemniczej elfki bardzo zainteresowała Rayre, który popijając piwo, czekał z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń.
 
Morfik jest offline  
Stary 23-07-2011, 18:15   #7
 
JaxaWM's Avatar
 
Reputacja: 1 JaxaWM nie jest za bardzo znany
Słowa Mstrza zakonu cały czas huczały Mangusowi w głowie. Nie wiedział co miał teraz ze sobą zrobić. Włóczył się po ulicach miasta. Słońce powoli zatapiało się w horyzoncie. Mieszczanie zamykali swoje stragany i wychodzili ze sklepów. Miasto zasypiało. Tylko kilka punktów tętniło życiem, Były to miejscowe karczmy i oberże, tam nie było miejsca na sen.
Strapiony problemami mężczyzna postanowił utopić swoje smutki w kuflu taniego, karczemnego piwa.
Nie zastanawiając się wiele wszedł do jednej z nich. W karczmie nie było zbyt wielkich tłumów, zaledwie jedna osoba siedząca w rogu . Uwagę Mangusa przykuł pewien obiekt. Była to karczemna tablica ogłoszeń. Były inkwizytor w tym momencie nie pogardziłby żądną robotą. Ku jego zdziwieniu na tablicy znajdowała się karta która go szczególnie zaciekawiła.

"]Witaj zagubiony podróżniku. Jestem magiem wiekowym stan mego zdrowia nie pozwala mi już na wędrówki lecz jeśli interesuje cię wielka nagroda za twoje trudy proszę podejmij wyzwanie. Odnajdź dla mnie księgę którą napisali moi współbracia. W zaginionym mieście magów powinna ona się znajdować. Odnajdź ją ,a sowicie cię wynagrodzę.

"Hmm, księga magów" - Pomyślał były inkwizytor. Wiedział, że może to być niezwykle cenny artefakt dla Zakonu inkwizycji. Nie myśląc dłużej zerwał zlecenie i poszedł do karczmarza.

-Witaj, Wiesz coś o tym zleceniu - Zapytał Mangus wręczając karczmarzowi kartkę.

-Witam widzę że dziś ruch mam w sprawie tego zlecenia. Mogę Ci pomóc proszę przyłóż kartkę delikatnie nad świecę tam nieco więcej będzie informacji. Dodam też że do karczmy wieczorem zawita pewna osoba która na pewno ci pomoże. Ostrzegam już dwie osoby o to zlecenie pytają. Ta elfka tutaj i pewien gość co właśnie chyba śpi w pokoju na górze.

-- Dziekuje ci panie. Teraz przynieś mi teraz miskę ciepłej strawy i zajmij łóżko na noc. Musze odpocząć przed, jak widzę kolejną wyprawą.

-Dobrze wedle życzenia paniczu proszę za mną. - Powiedział Karczmarz udając sie na górne piętro.

Po chwili znaleźli się już w pokoju. Był dość skromny, lecz przytulny. Mangus rzucił swoją torbę pod łóżko i rozsiadł sie wygodnie.

- Niebawem przyniosę pański posiłek, proszę się rozgościć. - dodał Brodaty mężczyzna wychodząc z pokoju.

Inkwizytor wziął świece ze stolika stojącego obok łóżka i zrobił tak jak powiedział karczmarz, i rzeczywiście, ukazały sę jego oczom nowe informacje.

Nazywaj mnie jak chcesz jestem tylko pośrednikiem w tym zleceniu mój mistrz poszukuje księgi magów z zaginionego miasta. W tej księdze są sekrety które zostały już dawno zapomniane lub też zakazane. Znajdź księgę i przynieś ją mi do stolicy. Miasto zaginęło wiele lat temu gdzieś w tych okolicach może są osoby które podpowiedzą ci gdzie szukać więcej informacji.

Siedemnastu martwych osiem osób zrezygnowało z misji.

"Świetnie" - Pomyślał Mangus. Te informacje nie przydały mu sie na wiele. Pozostała mu nadzieja, że wspomniana przez karczmarza osoba trochę bardziej mu pomoże.
Po chwili do pokoju wszedł karczmarz z miską ciepłej zupy, postawił ją na stole i wyszedł z pokoju życząc smacznego. Mangus zamieszał w misce kilka razy i stwierdził, że później to zje teraz musi zebrać myśli, położył się na łóżku i czekał.
 

Ostatnio edytowane przez JaxaWM : 24-07-2011 o 14:01.
JaxaWM jest offline  
Stary 24-07-2011, 21:02   #8
 
Tailong's Avatar
 
Reputacja: 1 Tailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodze
Nastał wieczór ludzie zaczęli znikać z ulic miasta. Spokój i cisza zapanowały na głównym rynku. Tylko jacyś podchmieleni śpiewacy wracali z nocnych zabaw z karczm zataczając się we wszystkie kierunki. Kilka kurtyzan poszukiwało na ulicach chętnych na uciechy. Z nor powyłaziły jakieś szczury to tu ,to tam przebiegając przez ulice. Spokój i cisza zawładnęły miastem Falgar. Uliczki którymi jeszcze przed chwilą wędrowały tłumy stały się puste. Tancerze i śpiewacy pochowali się po karczmach by zabawiać ludzi i zarobić parę groszy na syty podwieczorek. Karczmy zapełniły się ludźmi poszukującymi miejsca na odpoczynek. W jednej karczmie w Falgar na uboczu panował spokój i cisza. Karczmarz Hardes wyciągną pięć dużych stojaków na trzy świece z zaplecza. Rozstawił je po rogach w ciemnej karczmie i pozapalał świece. Na ladzie zaś za którą stał ,postawił jeden pięcioramienny świecznik i go zapalił. Na boku lady postawił cztery świeczniki pojedyncze miały one być dla klientów którzy chcieli by iść do swoich pokoi. Mag zapalił fajkę rozejrzał się po karczmie. Nietypowi goście którzy szukali wrażeń wprawili go w dobry nastrój ,a lada moment przyjdzie ta której poszukują.
Nie minęła długa chwila drzwi karczmy otworzyły się z trzaskiem. Po czym drugie uderzenie znaczyło ,że zostały zamknięte. Do karczmy weszła zakapturzona postać. Chwile stała przy drzwiach po czym podeszła do lady i usiadła przed karczmarzem.
Postać ubrana w długi czarny płaszcz okrywający całą jej postać złapała karczmarza za stary brudny fartuch. Ten nachylił się do niej szeptali chwilę coś na ucho sobie ,po czym postać odrzuciwszy nieco płaszcz ukazała swoją kobiecą sylwetkę. Jednak kaptur obniżyła nieco bardziej na twarz by zasłonić jak najwięcej.
Spod kaptura widać było tylko delikatne rysy podbródka jasną cerę i delikatnie różowe usta. Tajemnicza kobieta ma na sobie skórzane ,ciemno brązowe spodnie Przylegające jej do ciała. Wysokie czarne buty na niskim obcasie szyte na miarę mimo zniszczeń sprawiały wrażenie zadbanych. Ciemno brązowe bloki i skórzany pas do którego był przymocowany miecz ,wszystko pasowało do siebie idealnie. Kobieta zdjęła rękawiczki wzięła w dłoń kufel piwa który właśnie podał jej Hardes. Przechyliwszy go i wypiwszy jednym duszkiem prawie do dna otarła rękawem usta i wstała od lady zabierając jedną ze świec. Zapaliwszy ją od innych poszła na górę do pokoi. Zapukała do dwóch pokoi na tyle głośno ,że goście na dole na pewno to słyszeli. Donośnym lecz łagodnym głosem powiedziała.
- Ci którzy mnie szukacie radzę wstańcie szybko przywdziejcie szaty i zejdźcie na dół. Bo nie będę każdemu z osobna powtarzać wszystkiego!
Po tych słowach kobieta wróciła do swojego kufla stanęła na środku izby i powiedziała zwracając się do wszystkich gości.
- Szukacie informacji o zleceniu którego się podjąć chcecie lub już się podjęliście. Jeśli tak podejdźcie do mojego stolika ,ale nie każdy osobno lecz wszyscy razem. Nie mam zamiaru powtarzać każdemu z osobna tego samego.
Kobieta zabrała swój kufel ,prosząc o podanie następnego gdy ten opróżni. Usiadła przy pustym stoliku i czekała. Po chwili krzyknęła do Hardesa.
- Stary głupcze czemu jeszcze niema tej mgły ,a raczej tego dymu twojego który da nam dobre schronienie przed nieproszonymi uszami?!
Karczmarz roześmiał się wesoło i donośnie po chwili już miał zapaloną fajkę w ustach i wypuścił kilka kółek dymu w powietrze. Po karczmie rozszedł się dym jak błyskawica i już po chwili w całej karczmie było pełno dymu. Nie przeszkadzał on znajdującym się we wewnątrz karczmy.Jednak każdy obcy miał wrażenie ,że w karczmie jest tak pełno ludzi że od razu odechciewało mu się do niej wchodzić. W końcu kto by przypuszczał że jedna fajka może tak zakopcić i zadymić całą karczmę.
 
__________________
Czym jest dla człowieka wyobraźnia ...Nie wiem czym jest dla innych, ale dla mnie to świat do którego mogę uciec i być tam siłą dla innych.
Człowiek jest bogiem kiedy śni,i tylko żebrakiem kiedy myśli.

Ostatnio edytowane przez Tailong : 24-07-2011 o 23:21.
Tailong jest offline  
Stary 25-07-2011, 20:10   #9
 
Limon's Avatar
 
Reputacja: 1 Limon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodzeLimon jest na bardzo dobrej drodze
Głośne, natarczywe dobijanie się do drzwi wyrwało mnie z błogiego snu. W głowie kłębiło się mi tysiąc myśli, jednakże żadna z nich nie miała większego sensu. Ciemność za oknem wskazywała że spałem dosyć długo, jednakże dalej odczuwałem zmęczenie. Dlatego też początkowo zamierzałem zignorować hałas i powrócić do snu gdy wtem rozległ się delikatny aczkolwiek donośny kobiecy głos.

-Ci którzy mnie szukacie radzę wstańcie szybko przywdziejcie szaty i zejdźcie na dół. Bo nie będę każdemu z osobna powtarzać wszystkiego! - Wołała. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o zagadkowym zleceniu i słowach karczmarza, o tajemniczym gościu, który udzieli Nam więcej informacji. Zerwałem się szybko z łóżka i ubrałem swoje szaty po czym zabrawszy resztę swoich rzeczy skierowałem się na dół karczmy.

Przy jednym z wielu pustych stolików siedziała kobieta, ubrana w długi czarny płaszcz z kapturem, który zasłaniał prawie całą jej twarz. Przysiadłszy się do niej skinąłem na karczmarza by podał dla mnie kufel zimnego piwa. Siedzieliśmy tak bez słowa parę dobrych chwil jak gdybyśmy oczekiwali kogoś jeszcze.

-Stary głupcze czemu jeszcze niema tej mgły ,a raczej tego dymu twojego który da nam dobre schronienie przed nieproszonymi uszami?! - Usłyszałem jej głos skierowany do karczmarza. Ten roześmiał się donośnie i zapalił fajkę. Po chwili całą karczmę ogarnęła dziwna mgła będąca w rzeczywistości dymem z fajki palonej przez Niego.
 
__________________
Kocham Tailong <3
Limon jest offline  
Stary 29-07-2011, 00:20   #10
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Link: https://docs.google.com/document/d/1.../edit?hl=en_US

Myślę że nie ma na co czekać :P W powyższym pliku poprowadźcie rozmowę.
 
Garzzakhz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172