Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2011, 23:19   #21
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Miała wrażenie, że nawet ten nieduży ukłon ze strony elfów może bardzo szybko zmienić się w pewien sugestywny gest, jeżeli tylko coś pójdzie nie po ich myśli. Nie wątpiła, że obcy założyli jakąś bliższą znajomość ich grupy, i tylko dlatego, pozwolili im się podzielić. Ciekawe, co by się stało, gdyby wszyscy stanęli okoniem albo postanowili po prostu odejść...

Przez jakiś czas dławiło ją poczucie, że powinna ruszyć swoją drogą. Żal z powodu śmierci Osipa nie odcisnął się w niej tak bardzo, by chciała ścigać jego morderców. Ani tym bardziej dokończyć zadanie, które dla nich przeznaczył. Na pewno jakieś było, nie zwoływałby ich przez pół świata tak pospiesznie tylko na herbatkę. Nie czuła się na siłach ruszać jego śladami, dokądkolwiek by nie prowadziły.

A jednak wciąż szła tuż za szlachciurką, prowadząc za uzdę Kary'ego, średnio zadowolonego z obrotu spraw. Najpierw jakaś szalona eskapada, zakończona co prawda przyjemnym postojem w ciepłej knajpie, ale zaraz potem znowu ruszyli i natknęli się na wioskę pełną trupów. Pogładziła chrapy ciągle obrażonego zwierzęcia i mruknęła do niego przypochlebnie:
- Wynagrodzę ci to, zobaczysz. Znajdziemy ci jakąś śliczną klaczkę, najlepszą, obiecuję. - Mrugnęła do niego konspiracyjnie. - Na cały dzień. Już nie bocz się.
Kary nie wyglądał na zbyt przejętego jej słowami, ale z drugiej strony, zaczął iść swobodniej i z większą klasą, podnosząc wysoko kopyta, by każdy mógł obejrzeć przepiękne skarpetki.
Anouk uśmiechnęła się pod nosem, ale lekko skarciła przyjaciela, by zaczął ostrożniej stawiać nogi, inaczej nie będzie miał już nigdy okazji żadnej pannie nimi zaimponować.

Droga dłużyła się niemiłosiernie, pozostawiając zbyt wiele czasu na myślenie i zastawianie się nad ostatnimi wydarzeniami. Swoje wnioski Anouk zostawiała jednak dla siebie, zwłaszcza po bardzo krótkiej wymianie zdań między jednym z elfów a szlachetką. Nie lubiła być robiona w konia, a coś takiego właśnie zachodziło.
Czyżby sama się wepchnęła w pułapkę? Powinna była zawrócić konia, kiedy tylko zobaczyła, co się stało w Suchym Modrzewiu, dobrze o tym wiedziała. Tymczasem głupia lojalność wobec starego pryka, teraz już martwego i niemogącego odebrać należności, ciągnęła ją wprost do jaskini lwa.
 
Sileana jest offline  
Stary 22-11-2011, 16:02   #22
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Cassivellaunus z Gors Velen wyraźnie pokraśniał, gdy tylko stos zajął się ogniem. Im wyżej sięgały jęzory płomieni, tym zdrowsze i mniej zatroskane wydawało się oblicze Cassiva. Pogrążony w natrętnie okazywanej zadumie sączył sobie tanie wino, do którego znalazł nawet szklany kieliszek. Wodząc opuszkami palców po brzegach naczynia, badał towarzyszy wzrokiem. Gdy tylko ktoś odpowiadał na wzrokową zaczepkę, szlachcic szybko odwracał się by zagapić w ciemność lub analizował taflę trunku z zadowoloną miną, niby trzymając pierwszorzędny gatunek wyrobu z Toussaint.

Na Devlina patrzył z czymś na miarę wstydu. Rozmowa w cztery oczy miała ostry, o wiele zbyt ostry przebieg. Anouk wyraźnie preferowała zbieranie myśli nad towarzystwo, a to właśnie do niej miał jeszcze kilka pytań. Pytań zrodzonych z faktu, że była elfką (czy też półelfką, jak uparcie twierdziła). Raul i Arhiman już pozyskali sobie pewną opinię, Devlin otworzył się bardziej, niż Cassiv mógłby marzyć, ale Anouk – ona nadal pozostawała za jego zasięgiem poznania. Możny nie cierpiał czegoś nie wiedzieć, uważał że wtedy traci kontrolę nad tym, co się wokół dzieje. A przez wiele lat wpajano mu obowiązek kontrolowania wszystkiego i wszystkich.

Elf zjawił się dokładnie w momencie, gdy Cassiv zebrał się w sobie by wreszcie coś oznajmić. Akurat wstał, zabawną (tym bardziej przez wzgląd na okoliczności i otoczenie) pedantyczną manierą otrzepał koszulę na przedramionach i…
I nie zdołał nic powiedzieć. Później wydarzenia potoczyły się szybko, jedyne co zdołał jeszcze zaimprowizować, to popis swej biegłości w Starszej Mowie. Nikt mu nawet nie podziękował, że ułagodził skorego do strzelania długoucha. Banda niewdzięczników. Szczęściem krasnolud wyszedł na pierwszy plan, a na późniejsze wyczyny magnata nikt nie zwrócił uwagi.

***

Tym razem arystokrata nie guzdrał się jak księżniczka w gnojówce, szedł pewnie i równie pewnie ciągnął muła. Lebioda nie polubił elfów.
- Czym konkretnie zajmował się dla was Osip? Nigdy nie wspominał, że pracuje pod hasłem “ludzi do morza”. – Cassivellaunus zagadnął przywódcę grupy, udając zwyczajowe zaciekawienie losami przyjaciela.
- Nie jesteśmy Scoia’tael - odpowiedział spokojnie Sentil. - Nie sympatyzujemy z mordercami i terrorystami, choć oczywiście to co, dzieje się w wielu miastach północy nam nie odpowiada - dodał z niesmakim. Jesteśmy bardziej... grupą wywiadowczą, tutaj stacjonujemy od jakiegoś czasu. Osip znał wielu z nas, w tym mnie i naszą przywódczynię. Kilka razy kontaktował się z Laruyią. Nie wiem dokładnie, o czym rozmawiali, nie znam wszystkich jej planów.

Dworzanin z Gors Velen uniósł brwi w wyrazie niedowierzania. Bujać, to ja, a nie mnie, myśli bardzo wyraźnie odzwierciedlały się na jego rysach.
Domyślając się być może, że rozmówcy nie bardzo zadowoliła ta odpowiedź, elf dodał:
- Zdziwiłbyś się, ale nawet w Brokilonie rośnie... frakcja elfów, których ciągła wojna z ludźmi coraz bardziej męczy. Ta grupa uważa, że trzeba szukać innej drogi, że dość już krwi. Osip bardzo mocno współpracował z tą grupą. Laruyia jest jej reprezentantką. Ale nie popisuj się tą wiedzą za mocno - dodał ściszonym głosem. - To wciąż nie jest myślenie... “godne elfa”.
A jużci, nie popiszę się póki co, przytaknął w duchu magnat.
- Spokojnie, nie mam interesu w demaskowaniu podobnego przedsięwzięcia.

No, no… porobiło się. Ciekawe, czy Stokrotka o tym wszystkim wiedziała. Chociaż, to mógłby być nawet jej pomysł. Enid słynęła z podwójnych gier. Cesarzowi jedno, pobratymcom co innego, a Nordlingom trzecie. Wiewiórki z polityką antywiewiórkową, co za świat. Nawet partyzantka nie była jednomyślna. Nic dziwnego, że Aen Seidhe byli na wymarciu. Polityka idiotów nie mogła ich zaprowadzić nigdzie więcej niż na szubienicę albo pod miecz – jak się okazywało elfi lub ludzki. Co za gówniarze. I te głupie, wielbiące drzewa suki z Brokilonu się w to jeszcze mieszały.

Cassivellaunus z Gors Velen nic już więcej nie mówił przez całą drogę. Życzliwością wobec elfów też nie szastał więcej aniżeli za srebrny półgrosz, wyceniając na szybko. Szedł tylko noga z nogą. Co najwyżej mruczał, najprawdopodobniej wyłącznie do siebie samego, bo przecież nie do muła. I uśmiechał się delikatnie.
 
Mivnova jest offline  
Stary 23-11-2011, 21:07   #23
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Cała dolina skąpana była w morzu czerwieni. Szkarłatne bicze zachodzącego Słońca, czule pieściły szumiące wesoło drzewa. Cichy strumyczek przycupnął sobie na polance i niczym nie skrępowany, przelewał litry cierpkiego, świeżego wina. Obraz sielanki dopełnił wkrótce świergot jakiegoś ptaka, który swą delikatną barwą głosu nadał wszechobecnej symfonii bólu i rozpaczy iście królewski posmak. Powietrze wypełniał słodki aromat krwi...


-Panie! Politujcie! My biedne ludzie! Ostawcie nas w spokoju, dajcie mojej córuni wydać dziecko na świat! - błagała klęcząca babinka

-Milcz suko. Na ciebie również przyjdzie kolej - zbrojny zdzielił staruchę zamaszystym kopniakiem prosto w jej siwą głowę. - Spiesz waćpanna z porodem, bo my czekać dłużej nie będziemy

-Da...rujcie. Nie mam siły... - jęknęła młoda kobieta, leżąca w kałuży czerwieni.

-Ty się streszczasz, albo my pomożemy twojemu bachorowi znaleźć wyjście! S... - dalsze słowa zagłuszył przejmujący krzyk ciężarnej dziewczyny. Dziecko najwyraźniej stwierdziło, iż własnie ten moment jest najdogodniejszy ażeby "ulotnić" się z łona matki. Odwieczny rytuał narodzin zataczał ponowny krąg.

-Pomóżcie jej... - wyła półprzytomna baba.
Wokół całego "spektaklu" zebrała się całkiem pokaźna grupka żołnierzy, którzy z sadystycznym wręcz zaciekawieniem spoglądali miedzy nogi chłopki. Jednak żaden ze stojących żołdaków nie kwapił się z pomocą. Wszyscy jak jeden mąż woleli podziwiać ten niecodzienny widok.

***

-Zostawcie moje dziecko! Zostawcie je! - darła się świeża matka.
Nikt jednak jej nie słuchał. Stojący obok oficer, brutalnie szarpnął za rękę noworodka, podnosząc go tym samym do góry. Przyjrzał mu się uważnie.
-Chłopiec... Śmierdzi tak samo jak wasze zawszone dupy - stwierdził ponuro, po czym bez chwili zastanowienia rzucił krzyczące niemowlę prosto pomiędzy watahę dzikich psów kręcących się przy ciałach wymordowanych chłopów.

-NIE! Na miłosierdzie Melitele! - wrzeszczały obie kobiety.

-Ty - wskazał na zrozpaczoną babcię - obejrzysz sobie krótki dramat o przemijaniu w wykonaniu krwawych komediantów - warknął rozbawiony wiarus.
Wkrótce potem przy młodej dziewczynie pojawił się zbrojny, który jednym płynnym ruchem ostrza zrobił z jej szyi jeden wielki wulkan z którego rytmicznie chlustała posoka.

-I jak wrażenia? Musimy jeszcze coś poćwiczyć? Nie? To dobrze. -najwyższy rangą obrócił się do swych podwładnych - Kto chce niech sobie ulży na tym truchle zanim spalimy je z całym tym Zadupiem.
Devlin! - ryknął na odchodne -Zajmij się tą starą wywłoką.

-Moja córunia.... Moja...- nie dokończyła.



***

Zerwał się z łóżka cały zlany potem. Do świtu jak ocenił zostało jeszcze dużo czasu... Cholernie dużo... Wiedział, że już nie uśnie. Rzar wspomnień trawił go niczym gorączka, nie pozwalając zapomnieć. I tak cały czas... każdej nocy... bez końca...
Spojrzał w kąt izby. Na krześle tuż obok kilku pustych flaszek po winie, wisiało zawiniątko, które znalazł w chacie Osipa.
-I co Ci po tym? - wybełkotał w ojczystym.
Otworzył ciężkie dębowe drzwi. Chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz. Chciał poczuć choć odrobinę nieskrępowanej swobody i przestrzeni. Rozejrzał się po placyku. Samotny stos powoli wygasał, wesoło skwiercząc podczas spalania tłuszczu. Smród stawał się nie do wytrzymania. Odwrócił się więc plecami do ognia i ruszył w kierunku nieprzebranej ciemności. Chciał zebrać myśli, ale nie potrafił się skupić. Nie wytrzymał. W końcu ogarnął go szał.
- PIERDOLE Cię! Słyszysz?! PIERDOLE! - wybuchnął zataczając się na trawę z gorzkim śmiechem na ustach, który wkrótce potem przerodził się w cichy szloch. Nagle poczuł nudności i momentalnie chlusnął całą zawartością żołądka. Długą chwilkę trwało nim skończył... Nie miał już sił. Zrezygnowany poddał się prawom grawitacji i runął twarzą prosto w swoje rzygowiny. Leżał trawiony przeszłością.
-Ja... Tylko chciałem miłości...

Myślami cofnął się o 11 lat.

***



Wrócił do siebie tuż przed świtem.

Cały ufajdany był własnymi wymiocinami. Wstał z lepkiej trawy i poczłapał w stronę chaty w której zostawił cały "dobytek". Musiał się umyć. Otworzył więc nowe butelki z winem, łyknął nieco na pusty żołądek po czym wziął się za mycie twarzy i wełnianego ubrania (skórzany niby pancerz spoczywał wszak w kącie).

Po brzasku zjawiły się elfy i chcąc nie chcąc posłusznie ruszył ze swoimi dwoma (chyba, że Fabier zakrztusił się kiełbasą) towarzyszami w dalszą drogę.
Odchodząc zostawiał za sobą zgliszcza psychiki. Pytanie tylko, co przed nim?
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 23-11-2011 o 21:21.
Glyswen jest offline  
Stary 25-11-2011, 17:42   #24
 
SkyWei's Avatar
 
Reputacja: 1 SkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwu
No już ogień przygasa. Spalonej padliny chyba nawet gravier nie tknie. Więc najwyższy czas pomyszkować. Jeśli dobrze zrozumiałem to tam powinna być jego chatka. Właściwie czemu nie? Bardzo w jego stylu. Udałem się więc spiesznie tam i przekroczyłem próg. Szkoda tylko, że nie było tam nic interesującego...

Jak na łowce skarbów przystało od razu poszedłem zakopać swoje zdobycze. W juki na moim koniu. Cóż jaki fachowiec takie sposoby. A teraz wreszcie mogę pójść się poobijać. Jak na razie ta zawszona wiocha przyniosła mi więcej kłopotów niż pożytku i nie będę za nią tęsknił. Mam nadzieje, że w tej chacie o którą zrobiło się tyle szumu będzie przynajmniej zacne wińsko. Bez tego ani rusz. Więc podążyłem swoim takim myśli najpierw do sołtyskiej piwniczki a potem prosto w świat białych myszek. Lubię białe myszki.

Rozwaliłem się na ziemi opierając się od ścianę i odkorkowałem dzisiejsza pierwszą butelkę. Ciekawe do ilu dojdę. Od razu pociągnąłem potężnego łyka. A za nim szybko pójdą następne.

Ciekawe co jutro. Zaatakuje nas smok, poda się za księżniczkę i każe nam świętować z dzikim gnomem któremu włada? No bo kuriozów nam nie brakuje. Mieliśmy wieśniaka, który podobno jest potężnym tajnym agentem, mieliśmy wiewiórki bez morderczych intencji względem nas! Ludzi! No z grubsza… A na dodatek idzie mi się na chwile obecną wpakować w kabałę polityczną z osobami, które się co najwyżej tolerują nawzajem. Znowu. Zaraz znowu będę wykonywał czarną robotę w jakimś punczu, rewolucji czy innej zabawie ambitnych okrutników. No cóż dzięki nim mam prace…

I tak z każdą kolejną bezwartościową myślą i każdym kolejnym cienkim trunkiem poszedłem spać. W adekwatnym do mojego nastroju miejscu. A towarzystwa dotrzymywała mi tylko paląca się pochodnia, którą zapaliłem wcześniej.

Ale mnie łeb napierdala… Otworzyłem oczy i ledwo spojrzałem wokół. Pięć butelek. Widać bardziej chciało mi się spać niż chlać. Ale teraz to trzeba się ogarnąć. Czy sołtysina ma tu łazienkę?... A chuj z tym. Wstałem chwiejnie. Jak każdego ranka. Zawsze rano ciężko mi pozbierać do kupy świadomość. Ale psia krew przecież jestem nocnym stworzeniem. Mniejsza. Otrzepałem się i udałem się do studni. Tam już otrzeźwiające równanie. Kubeł z wodą równa się mokra głowa i totalna pobudka. Drugie mi posłużyło by jako tako się ogarnąć. Umyć rączki jak mamusia kazała, obmyć ciuchy z kurzu i innego syfu, ale najważniejsze. Napić się, i to dużo. Bardzo dużo. Jak już się ogarnąłem poszedłem po konia by go oporządzić do podróży. To chociaż szczęście, że ja wredny nawet nie zdjąłem mu siodła z grzbietu. Po drodze zauważyłem rzygi. Przyrzekłbym, że ich wczoraj nie było. Ciekawe którego to robota.

W końcu odjechałem z dwoma kompanami do reszty dowiedzieć się wreszcie co i jak. Nic tak nie drażni osoby na kacu jak zmuszanie do myślenia i martwienia się o nieznane. Hm. To chyba Devlin. Co się niewyraźnie dziś wygląda. Zresztą ona zawsze tak wygląda.
 

Ostatnio edytowane przez SkyWei : 25-11-2011 o 23:34.
SkyWei jest offline  
Stary 26-11-2011, 17:43   #25
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Cassiv, Anouk, Arhiman

Migotliwe światła pochodni rozjaśniały mrok późnej nocy w obozowisku elfów, kiedy drużyna, słaniając się już na nogach, dotarła wreszcie przed oblicze przywódczyni tej dziwnej bandy. Elfka, która wyszła im na spotkanie, pozdrawiając w Starszej Mowie ich oraz swoich podkomendnych, zdecydowanie była najbardziej niesamowitą przedstawicielka swojej rasy.

Miała potężne, zwaliste wręcz ciało, ogromne ręce i długie nogi, a jej twarz, pociągła i odznaczająca się ostrymi rysami, przepasana była opaską na oko. Wszystko to, połączone z chłodem nocy i zmęczeniem po podróży, sprawiało, że musieliście się bardzo skupiać, by nie drżeć.

Jak się okazało, głos Laruyi odpowiadał zdecydowanie jej sylwetce – niski, mocny i pewny zupełnie nie odpowiadał żadnym skojarzeniom ze słowami – „głos elfiej kobiety”.
- Witajcie, przybysze. – skinęła głową ku drużynie – Pozwolicie, że zaprowadzę was gdzieś, gdzie będziemy mogli normalnie porozmawiać. Chodźcie za mną.

Po tych słowach odwróciła się i ruszyła w głąb obozowiska, co jakiś czas zerkając, czy Cassiv, Anouk i Arhiman podążają za nią. Konie trójki bohaterów zostały uwiązane do drzewa, dano im paszę, zapewniając jednocześnie, że z juków nic nie zginie.

Po kilkunastu krokach kobieta przystanęła przy czymś, co wyglądało na prowizoryczny stół z drewnianymi ławami, ustawiony w pewnej odległości od ogniska. Na stole leżał chleb, jakieś warzywa i biała maź w misce, która najwyraźniej była kremem albo pastą.
- Siadajcie i częstujcie się – rzuciła Laruyia, sama odkrajając sobie wielką pajdę chleba i maczając ją w kremie, być może po to, by zachęcić trójkę przybyszów do poczęstunku.

Kiedy wszyscy już pojedli tyle, ile chcieli, elfka zaczęła mówić.
- Osip Turglem, który was tu wezwał, był również i moim przyjacielem. Nie wiem, do czego akurat was potrzebował, ale ostatnim razem, kiedy z nim rozmawiałam, wspominał coś o przyjaciołach, do których będzie wysyłał listy.

Zakładam, że chodziło o was…
Przerwała na chwilę, patrząc się w ogień.

- Chcecie się teraz położyć? Wygląda na to, że słaniacie się na nogach; wasi towarzysze dotrą tu dopiero rankiem. Wtedy będziemy musieli porozmawiać o tym, co tu się stało.


Devlin, Raul, Fabier


Noc minęła nadzwyczaj spokojnie. Nic nie zakłócało waszego odpoczynku, oprócz elfa, który, gdy kładliście się spać, oznajmił, że będzie waszym przewodnikiem do obozowiska rankiem. Spanie przy dogasających trupach może nie stanowiło najmilszego przeżycia, ale przynajmniej dawało szansę odetchnięcia po przeżyciach poprzedniego dnia.

Obudził was chłód poranka. Czuć było, że zbliża się zima, musieliście z juków powyciągać wasze najcieplejsze ubrania. Szybko zjedliście śniadanie, witając się z poznanym zeszłej nocy elfem, który miał was zaprowadzić do Laruyi i reszty grupy. Bez zbędnego gadania osiodłaliście konie i ruszyliście w drogę, prowadzeni przez towarzyszącego wam elfa.

Podróż trwała kilka godzin; żaden z was nie kwapił się za bardzo do rozmowy. Również wasz przewodnik milczał. Późnym rankiem zeszliście z dróżki w gęsty las; zalegająca tu rosa szybko pomoczyła wam buty i nogawki. Musieliście iść ostrożnie i powoli, gdyż wasze konie nie bardzo miały ochotę zagłębiać się w dzicz.
W końcu, wczesnym przedpołudniem, dojrzeliście światła i usłyszeliście jakieś głosy. Niewątpliwie byliście na miejscu.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 06-12-2011, 17:40   #26
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Arhiman zjadł całkiem sporo. Co jak co, ale jeść trzeba. Brak apetytu to jak nadwrężony nadgarstek. Należy zignorować.
-Rozmowa o tym, gdy nie jesteśmy w komplecie nie ma sensu, a spać trzeba. Zapytał bym tylko, czy macie tu jakieś prowizoryczną aparaturę alchemiczną. Dorobiłbym sobie granatów. Już zdążyły mi uratować życie podczas tej eskapady...
- Jak widzisz, to leśny obóz... Nie mamy tu za wielu udogodnień. Sporządzenie prostych mikstur mogłoby się udać, ale granatów? To raczej mógłbyś zrobić dopiero w Brugge.
-Dobra, nie było pytania.

- Pisanie listów nie oznacza jeszcze wezwania kogoś. - Zauważyła cicho Anouk. - Osip korespondował z wieloma osobami.
- Ale wezwał tutaj tylko was. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo...
- Ale z czego Ci wiadomo? - Podchwyciła. - Wszak Osip listów nie pokazywał...
- Powiedział mi, że pisze do kilku swoich przyjaciół. Nie wyjaśnił jednak do końca, w jakiej sprawie. Zakładam, że to właśnie wy.
Odechciało się jej dalszej rozmowy. Albo przywódczyni była rzeczywiście głupia, albo tylko udawała. Tak czy siak, rozmowa z nią przypominała rzucanie o ścianę kul, które nigdy nie wracają.
Anouk czuła, że Laruyia nie mówi im wszystkiego. Najwyraźniej coś ukrywała, chociaż raczej nie miała złych zamiarów.
- Lepiej idźcie spać. Wolałabym rozmawiać z wami wszystkimi. Nie obawiajcie się, nic wam z naszej strony nie grozi. Rano porozmawiamy...

Sprzeciwu z niczyjej strony nie było – wszyscy słaniali się już na nogach i chętnie przyjęli propozycję snu. Położyli się niedaleko swoich koni i ogniska, otoczeni przez elfich towarzyszy…

***

Rankiem Laruyia obudziła osobiście trójkę podróżników, oznajmiając im, że pozostała część drużyny również dotarła na miejsce. Rzeczywiście, Devlin, Raul i Fabier zbliżali się miarowym krokiem do środka obozu, najwyraźniej oczekując rozmowy z kimś, kto nim zarządzał…

Od kilku dni Devlin praktycznie nie spał. Czuł dziwny uścisk na głowie, jakdyby ktoś na siłę założył mu ciasny kapelusz... Moze to po wczorajszym przepiciu? Zresztą miał to w dupie, te szczyny z wioski pozwalały mu przynajmniej w jakimś stopniu zapomnieć o rzeczywistosci, ukrywając go za mglistą zasłoną, która pieszczotliwie spowiła jego umysł. Jeżeli kosztem choć prowizorycznej wolności był ból to nie widział żadnych przeciwskazań. Fizyczne cierpienie jest swego rodzaju uczciwe i przejrzyste... znane są nam bowiem w pewnym stopniu jego przyczyny i skutki, co daje poczucie samodzielności i panowania nad własnym losem.

Szedł więc w ponurym milczeniu, tym razem nie skorzystał z przejażdżki na Wierzchowu Raula. Nie miał zamiaru wchodzić w bliskie relacje z kimkolwiek... przynajmniej nie w obecnym, rzekłbym "błogim" stanie nieświadomości. W kazdym bądź razie gdy przybyli na miejsce, postanowił nie odzywać się więcej aniżeli to konieczne. Zostawił pole do manewru swym towarzyszom (aczkolwiek w tym nietypowym przypadku owe słowo to wielkie wyogólnienie).

- Teraz jesteście tu wszyscy – oznajmiła przywódczyni elfów, zwracając się do połączonej drużyny. – Jestem Laruyia – kiwnęła głową w stronę nowoprzybyłych – dowodzę grupą zwiadowczą z Brokilonu. Jestem także, a może raczej byłam – zwiesiła głowę smutno – przyjaciółką Osipa. W związku z tym, chciałabym dokładnie wiedzieć, co zastaliście w tej wiosce…
- Nie wiele ponad to co wy. Jedynie śmierć wkoło i nienaruszony dobytek. - Przynajmniej dopóki my nie zaczęliśmy pić. - A o pochówku Osipa nie mi mówić.

- Został postrzelony czarną strzałą. Devlin ją ma. Jego truchło przywabiło graveiry... Zbudowaliśmy mu prowizoryczny grobowiec. Pół godziny drogi z wioski. - Stwierdził Arhiman. - Potrzebujemy wiedzy, zasugerowano nam, że możecie nas... a przynajmniej mnie jakoś naprowadzić na trop tych którzy to zrobili. To główny powód dla którego tu jestem.
-Strzała... - złapał się za skronie, czując przenikliwy ból, zaczynał przeczuwać, że rozmowa będzie mogła wymagać od niego jakiegoś zaangażowania, czego z całego serca nie chciał - Wywaliłem ją w jakieś krzaki po drodze... Na cholerę mi była następna? - skwitował z wysiłkiem.
Krasnolud otworzył szerzej oczy, znów zaczynał być zły
- Chwila człowieku. Na pewno mówisz o tej strzale która zabiła naszego przyjaciela? - zapytał z niedowierzaniem, licząc, że kolega po prostu wciąż jest pijany i gada głupoty
-Bynajmniej sie nie przesłyszałeś drogi przyjacielu. Jeśli tak bardzo ci na niej zależy to możesz przeszukać wszystkie krzaki w odległości najbliższych kilku mil.

Arhiman zmrużył oczy. Albo Devlin jest wyjątkowo głupi, albo nie ufa elfom. Nie wiedział które.
-Tak czy siak wciąż liczę, że możecie mi wskazać gdzie mam skierować spojrzenie - zwrócił się do elfów
- Wyrzuciłeś strzałę?! - Laruyia rozszerzyła oczy ze zdumienia - Przecież to mógł być jedyny dowód, jedyna poszlaka dotycząca tego, kto zabił Osipa?! Nie wiem, czemu to zrobiłeś, ale to było bardzo głupie człowieku... albo wygodne dla Ciebie - dodała, marszcząc brwi.

- Rozumiem w takim razie - ciągnęła, dalej patrząc na Devlina ukradkiem - że nikogo nie znaleźliście na miejscu katastrofy? Nikt nie ocalał?
- A jakie ma znaczenie czy przeżył jakiś Mietek czy inny Staś? Z ust takich zawsze więcej bujd i strachu niż pożytecznych informacji. Ale, że tak zapytam. U kogo tak w ogóle gościmy? Nie zachowujecie się jak wiewiórki. - To wszystko jest tak irytująco podejrzane.
Devlin teatralnie wzruszył ramionami, słowa elfki nie zrobiły na nim większego wrażenia. Był niemal pewien, iż przywódczymi tej zgrai wie wystarczająco wiele, by przelać nieco czyjejś krwi. Zatem gdybanie o domniemanych dowodach było czystą formalnością, a ta w jego obecnym stanie mogła wywołać tylko i wyłącznie niepotrzebne “problemy gastryczne”. Stanął więc nieco na uboczu, delektując się jeszcze resztkami wolności. Wiedział doskonale, że za chwile przyjemna mgiełka zniknie, bestialsko przegnana przez natrętną rzeczywistość.

- Ciężko coś od was wyciągnąć, co rodzi niedobre podejrzenia - westchnęła elfka, ignorując zapytanie Raula.- Jeżeli naprawdę Osip był waszym przyjacielem, powinniście dążyć do wyjaśnienia sprawy. Ktoś, kto dokonał rzezi w wiosce, może tu wrócić. I dokonać rzezi, na przykład tutaj. Albo zaatakować was.
- A co do tego, u kogo gościcie - skierowała swój wzrok na Reinholda - jak już mówiłam, jesteśmy grupą zwiadowczą z Brokilonu. Mamy za zadanie obserwować okolicę...
Rozumiem, że w sprawie mordu nie macie już nic do dodania? Jeżeli nie, chciałam was poprosić o przysługę...
- W końcu to Czas Pogardy. Czas Wilczej Zamieci i Białego Zimna. Nieufność jest więc jak najbardziej na miejscu. Co do mordu na wiosce nie wiemy prawie nic. Ot rzeź jak każda inna. Ja nie wiem nic o szczególnych śladach wskazujących sprawce. Z kolei zwiadowcy tacy jak wy muszą mieć chociaż podejrzenia. Ciekawy jestem jeszcze co takiego rodzi się w naszym kochanym Brokilionie. Elfy wreszcie biorą działania w swoje ręce? - Może za ostro, ale Raul nigdy nie lubił bawić sie w dyplomate.

Cassivellaunus długo się nie odzywał, jedynie z wolna przenosił spojrzenie na kolejne zabierające głos osoby. Z zaciekawieniem przyglądał się też nietuzinkowej fizjonomii elfki. Wreszcie możny przemówił, nie postępując kroku w żadną stronę.
- Rzeczoną strzałę można odzyskać. - Tu dworzanin nie powstrzymał drgnięcia kącików ust, skierowanego ku Devlinowi. Osąd zgodności z prawdą słów szaleńca zostawił dla siebie. W jakimś stopniu uznał zatajanie atutów za sensowną drogę. Nie ufał spiczastouchym. - Nie widzę w tym jednakże póki co nakładów wartych zachodu. W wiosce są dziesiątki strzał, zacznijcie od ustalenia ich właścicieli.
Elfy prowadziły własną grę, Devlin zasłaniał się kłamstwami, toteż Cassiv postanowił nie być w tyle i ukierunkować rozmowę zgodnie ze swoją polityką.

- Uważam też, że wbrew zarzutom wykazaliśmy się wielką ufnością. Zwłaszcza w zastałych okolicznościach. Zwolnijmy trochę i przypomnijmy parę drobiazgów: znajdujemy się wcale blisko granicy cesarstwa, gdzie dokonano mordu bez grabieży na całej wiosce. Dodajmy, mordu stylizowanego na działanie elfów, które w Nilfgaardzie cieszą się lepszą opinią niż u Nordlingów. I cóż się dzieje dalej? Oto widzę zbrojny oddział Aen Seidhe, który deklaruje się jako brokiloński zwiad niewiarygodnej opcji politycznej. Ty sama, pani, zapewniasz że byłaś znajomą naszego wspólnego przyjaciela, zamordowanego, o dziwo, poza terenem rzezi. Myślę... myślę sobie, że to nie my powinniśmy być przesłuchiwaną stroną. Należy nam się więcej wyjaśnień, to elfie strzały niosły śmierć w Suchym Modrzewiu. Wiewiórki nie omieszkałaby złupić dóbr wioski. Ale już wyspecjalizowany patrol, szukający czegoś konkretnego, owszem. Paskudny zbieg okoliczności. Obserwujecie okolicę, a nie widzieliście morderców? Żadnej większej grupy? Nie wytropiliście śladów?
Szlachcic spojrzał z wyzwaniem na Laruyię i skrzywił się nieładnie.

- Za przeproszeniem, do rzyci z takim zwiadem. Napisałbym do Brokilonu skargę na wasze kompetencje, gdybym miał pewność, że driady nie zastrzelą mi posłańca. Oczekujecie szczerości, zacznijcie od siebie. Czego tu szukacie, Aen Seidhe?

- Rozumiem, że macie pewne podejrzenia, ale to jednak my znajdujemy się w lepszej sytuacji - zaczęła dobitnie Laruyia. Gdybyśmy to my złupili wioskę, a wy bylibyście jedynymi świadkami, zabilibyśmy was od razu; nawet nie poczulibyście. Zależy nam tak jak wam, a może nawet bardziej, na wyjaśnieniu sprawy. Ale jeśli chcecie już wiedzieć, jesteśmy tu... - elfka odwróciła się do stojącego nieopodal elfa, który kwinął głową - ponieważ bardzo wiele grup wywiadowczych w terenie donosi o zbliżającej się wojnie. Chcemy sprawdzić, czy te pogłoski są prawdą. Wydaje mi się, co do wioski, że ktoś chciał to zrobić, by skompromitować elfy i wywołać kolejne napięcia. Ale skoro nie chcecie współpracować, niczego się nie dowiemy... Może w związku z tym wysłuchalibyście chociaż mojej propozycji?
Cassivellaunus więcej zainteresował się samą grupą i jej rzeczoną misją oraz mocodawcami, niż śledztwem w sprawie śmierci Osipa. Tu szło o ważne informacje, a arystokrata uwielbiał z butami wchodzić w sprawy królestw, ich wojen i sytuacji gospodarczo-politycznej.

- Od słuchania nic złego się stać nie może - zauważył pozornie beztrosko, jakby był zaangażowany jeno o tyle, o ile elfy faktycznie mogłyby pomóc w sprawie Turglema. - Być może będziemy w stanie sobie nawzajem pomóc. Poza tym bardzo chętnie chciałbym jeszcze wysłuchać w wolnej chwili, jaką myśl reprezentujecie. Bez obrazy, szanowna Laruyio, jesteście w moich oczach niewiarygodnym i zajmującym zjawiskiem, wy jako grupa mam na myśli i wasza idea. Wcześniej jednak uprzedzę, że w wiosce natknęliśmy się na... kogoś. Był dobrze zaopatrzony i to w sprzęt magiczny wysokiej klasy. Szukał czegoś albo kogoś, mógł być agentem cesarskim albo... - Cassiv się zawahał. Przyznawanie się do drugiej możliwości nie było mu na rękę. - Albo działał na własną rękę. I podobnie jak wam, nie było mu po drodze nas uśmiercać. Uciekł, obezwładniwszy jedno z nas. Nie wydaje mi się by ten... agent, tak go nazwijmy, był mordercą Osipa, ale takiej możliwości też bym nie wykluczał. Znalezienie go jednakże będzie trudne. Niestety nie ma tu środków, by móc podążyć jego bezpośrednim tropem. Wyglądał jak starzec, może wędrowny bajarz. Choć nie wykluczam nawet charakteryzacji. Gdy zobaczycie kogoś podczas patrolu, miałbym to wszystko na uwadze.
-Starzec?!- Laruyia błyskawicznie zmieniła ton

Raul uśmiechnął się dyskretnie kącikiem ust. Cieszył się, że w ich grupie była osoba, której chciało się rozwijać oczywiste przypuszczenia i pułapki retoryczne do postaci monologu. Jednak to nic nie zmieniało. Oni chcieli tylko odpowiedzi. Nie mieli zamiaru specjalnie nas informować ponadto co konieczne. - Możemy skończyć te podchody i pograć w otwarte karty? Widać, że na każde pytanie spodziewacie się odpowiedzi, a wasze wymówki są... no moglibyście się bardziej postarać. Tak to ujme. Pragniecie zaufania nie dając go w zamian? To dość samolubne. - I tu miał trochę za złe Cassivowi. Sam wolałby się bawić w “my nic nie wiemy”. Przynajmniej dopóki nie stali by się ciut bardziej rozmowni. - Więc? Przecież na pierwszy rzut oka widać było, że to nie były wiewiórki. Sprawdzać czy idzie wojna i wysyłać wiele jednostek zwiadowczych? Skrajna głupota? Wystarczyloby poczekać na uciekinierów i ich wypytać. Ewentualnie popatrzeć czy dymy się nie unoszą. Nilfgaard właśnie to by oznaczał. No już zapomne wspomniec, że Brokilionowi i elfom z ich strony nic nie grozi. Więc powiecie kim jesteści i kogo szukacie? Wszakże wychodzi na to, że i my ich nie będziemy lubić. A ciężko o przyjęcie propozycji kiedy tylko jedna strona ma ufać.

-Wojna - Laruyia zasępiła się - na szczęście jeszcze chyba się nie zaczęła. Ale wisi na włosku. Za południową granicą nasi zwiadowcy donoszą o ruchach wojsk, a tutaj... dzieją się różne dziwne rzeczy. Tak jak atak na Suchy Modrzew sprzed paru dni. Wojna niesie też za sobą przybycie różnych dziwnych istot, które powinniśmy obserwować. Nic więcej nie mogę wam powiedzieć. Będziecie musieli mi zaufać.
- Powiedzcie, jak wyglądał człowiek, którego spotkaliście? Jak miał na imię? W co takiego był wyposażony, jakieś magiczne przedmioty? - elfka wydawała się zaniepokojona, jeśli nie przerażona, kiedy mówiła o opisywanym przez was mężczyźnie.

- Jak wspomniałem - odparł cierpliwie szlachcic z Gors Velen - był dobrze wyposażony. Na tyle, że prawdopodobnym jest udział osób trzecich, które go sponsorowały lub wyekwipowały. Dokonał teleportacji za pomocą wyjątkowo rzadkich i specjalistycznych narzędzi. Oprócz mistrzów Bractwa Nordlingów i cesarskiego wywiadu, niewiele osób mogłoby sobie pozwolić na podobny sprzęt.
Cassivellaunus zamilkł na trzy do czterech wdechów, lustrując reakcje Laruyi. Zrazu podjął dalej.
- Wiedział o waszej obecności w okolicy, sugerował udział tego oddziału w masakrze i miał również dość informacji, by się orientować, kto tu jest dowódcą.
Co prawda rzeczony starzec w rzeczywistości nazywał Laruyię “elfią wiedźmą”, czy jakoś w podobie, ale tego dworzanin Koviru już dodawać nie musiał. - Nie wydajesz się, pani, specjalnie zaskoczona obecnością jeszcze jednego gracza w tych podchodach. Imienia nam nie raczył przedstawić, ale wnioskuję, że wy je znacie?

- Starzec... nie myślałam, że do tego dojdzie. - Sentil! - wrzasnęła nagle tak głośno, że prawie podskoczyliście - La’suul! Jest tutaj! Widzieli go!
Sentil błyskawicznie jakby wyrósł przy swojej przełożonej, z mina, która wskazywała na wielkie poruszenie. Laruyia odwróciła się do niego, wykrzykując kilka słów w Starszej Mowie, które chyba były jakimiś rozkazami dotyczącymi ludzi i sprzętu. Sentil odbiegł, po drodze odpychając kilku elfów, któzy najwyraźniej domagali się jakis wyjaśnień. Za chwilę w obozie zapanował chaos - wszyscy biegali, chwytali sprzęty i broń, pakowali bagaże, odwiązywali rumaki. Najwyraźniej informacja, jaką przyniosła drużyna, okazała się dla elfów przerażająca.

Po chwili kobieta odwróciła się do was.

Słuchajcie mnie uważnie teraz – zaczęła niemal rozkazującym tonem. – Ten, kogo widzieliście, to najprawdopodobniej niezwykle potężny czarownik, nazywany Starcem z Gór. Gdybym miała teraz więcej czasu, to opowiedziałabym wam o nim, ale muszę zwijać ten cholerny obóz. Jeśli z nami pójdziecie w stronę Brugge, to wszystko wam opowiem. Dość, że wasz opis i okoliczności wskazują właśnie na niego. Z takim przeciwnikiem żadne z nas nie może się mierzyć. Musimy opuścić te lasy, ale najpierw muszę was o coś poprosić. Patrol mojego męża wyruszył niedawno z obozu wgłąb lasu i teraz być może grozi mu niebezpieczeństwo. Musicie go odnaleźć i sprowadzić do mnie, pokażę wam na mapie, dokąd poszli.

Jeżeli jednak napotkacie Starca, nie ryzykujcie i zawróćcie. – zastrzegła elfka, po chwili dodając – Przepraszam, że moje wyjaśnienia na to całe zamieszanie są tak lakoniczne, ale naprawdę nie mam czasu. Przepraszam też, że muszę uciec się do szantażu, ale dopiero, kiedy wypełnicie moje polecenie, będę mogła wam dać coś… co zostawił dla was Osip.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 07-12-2011, 17:01   #27
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszy do słów Laruyi ustosunkował się Arhiman, który z nieukrywanym oburzeniem zaczął:
-Czemu nie wyślesz kogoś ze swoich? Prosisz obcych by ratowali twojego męża?!

Laruyi nie zdziwiła reakcja Arhimana. Spojrzała na niego smutnymi oczami, na moment przemieniając się z bojowo nastawionej przywódczyni-amazonki w przytłoczoną obowiązkami kobietę.
- Żaden elf teraz nie posłucha rozkazu innego niż odwrót. Starzec jest wielkim wrogiem naszej rasy. Właściwie, biorąc pod uwagę, kim jest i co może zrobić, nie powinnam czekać nawet na mojego męża... Proszę - podniosła oczy - nie zwlekajcie!

Głowa Arhimana zdała się poddać grawitacji i opaść nieco w dół. Szczęka też.
- Na prawdę nie znajdzie się, w twoim oddziale, nikt na tyle odważny by ruszyć ostrzec własnych towarzyszy?! W moich stronach to byłaby hańba! Ponowię: Co to za pomysł, by powierzać coś tak ważnego grupce obcych? Skąd możesz wiedzieć, czy nie odejdziemy w swoją stronę, ignorując to? Nic wam nie jesteśmy winni, ani nie mamy w tym żadnej korzyści. A ja miłosiernym samarytaninem też nie jestem.

- Powiedzialam wam. Osip zostawił dla was pewną przesyłkę. Nie określił jednak, w jakich okolicznościach mam wam ją przekazać. Jeśli naprawdę byliście jego przyjaciółmi... nie odejdziecie. - zakończyła elfka.

- Byliśmy JEGO przyjaciółmi. - oponował krasnolud - Nie twoimi. Ale skoro wspomniałaś o przesyłce to rozumiem, że dasz nam ją tylko jeśli przyjmiemy twoją prośbę.

- Dam wam ją, jeżeli mój mąż wróci z wami żywy. Albo przyniesiecie mi jakiś dowód, że nie żyje. Jeśli mnie oszukacie i nawet nie podejmiecie nawet próby jego odszukania - elfka westchnęłą. - Cóż, możecie to zrobić. Ale wierzę, że przyjaciele Osipa by tak nie postąpili. Może jestem naiwna. Czy to już wszystko? Musimy się szykować...

- Jak na moje to mało uczciwe, ale do przyjęcia. Standardowa seria. Gdzie on jest i czego się spodziewać?

- Dam wam naszą mapę i zaznaczę trasę jego patrolu. Żeby go dogonić, będziecie musieli iść szybko... - Po chwili przy boku elfki pojawił się inny przedstawiciel jej rasy z mapą w ręku. Laruyia rozwinęła ją, wyjęła z kieszeni coś, co wyglądało na bryłkę węgla i zaczęła dokładnie kreślić po pergaminie.


***

Nagły ruch w obozie wyparł go z cichej i beztroskiej nory, jaką przez ostatnie kilka minut zdołał sobie wymościć w zaciszu otumanionego umysłu. Wszechobecna gwałtowność zdzieliła go niczym obuch. Zawroty głowy przybierały na sile. Całą tą symfonię zdezorietnotowania uzupełniał uciążliwy szum w uszach. Zgiełk, chaos, pustka, bezsens. Spojrzał na Laruyie z lekkim wyrzutem. Nieświadomie wykonał nerwowy tik. Jego zeszpecona cześć twarzy przybrała nienaturalny wymiar. Niechętnie wsłuchiwał się w dalsze słowa elfki. I nagle coś poszło nie tak… Informacja o Osipie bestialsko spadła na niego jak grom. Niczym taran bezprecedensowo szturmowało jego pogrążony w nieświadomości umysł. Każde uderzenie serca niosło ze sobą nutę irytacji i nienawiści. Przypomniał sobie dzisiejszą noc… Gdzieś w oddali słyszał płacz jakiegoś dziecka. Był zły na siebie i na cały świat. Miał dość wszechobecnej ciemności. Pragnął wątłego płomienia, który oświetliłby mu drogę.
Nim się zorientował stał już przy przywódczyni długouchych. Niewiele myśląc złapał ją za prawy nadgarstek wykorzystując fakt, iż ta była pochłonięta kreśleniem czegoś na skrawku pergaminu. Devlin szarpnął nią gwałtownie, zmuszając ją tym samym do zwrócenia na siebie uwagi. Po chwili zaczął z czystą starszą mową:
-Mam dość zabaw w podchody – zdawał się syczeć – wszelkie informacje o Osipie przedstawisz nam tu i teraz. Nie będziemy czekać ani chwili dłużej. I uprzedzę twoje luźne dygresje na temat szybkości lotu strzały wypuszczonej z 4 metrów, gówno mnie bowiem obchodzi co się stanie za chwilę. I tak czy siak oboje zdążymy przelać nieco krwi. Pytanie tylko, czy ty aby tego na pewno chcesz? A uprzedzam Cię uprzejmie, że jestem zdetreminowanym dh’oine, Jeżeli oczekujesz od nas jakiejkolwiek pomocy to wyświadcz nam w pierwszej kolejności przysługę. W przeciwnym razie możesz pocałować mnie rzyć i sama ruszyć na poszukiwanie swego ukochanego. - ból głowy stawał się już nie do wytrzymania - Ile warta jest dla ciebie miłość? Jak wiele kryje się pod tym pojęciem? - Urwał szybko. Powiedział o kilka słów za dużo. Właściwie to sam nie wiedział czemu...

W pierwszej kolejności wydawało się , że Laruyia odepchnie Devlina. Jednak tak się nie stało. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, w przciwieństwie do stojącego nie opodal elfa, na którego okrzyk kilkoro innych wyciągnęło łuki. Wszystkie wycelowane były w Devlina.
Po chwili odezwała się spokojnie, patrząc w oczy trzymającemu ją człowiekowi.
- Rozumiem twoją złość, człowieku. Jednak nic więcej w tej chwili nie mogę Ci powiedzieć, bo nie wiem. Osip zostawił tylko przesyłkę, zapakowaną zresztą, której nie otwierałam. Mówił, że mam was odszukać, w razie, gdyby on tego nie mógł zrobić. Dam wam ją dopiero wtedy, kiedy wypełnicie moją prośbę. Potrząsanie mną nic nie da. Nawet gdybyś spróbował mnie zabić, zginiesz sekundę później. Na pewno tego chcesz? Chcesz rozlewu krwi swojej i swoich towarzyszy? Tego właśnie oczekują ludzie; masakry na każdym kroku? Pozwól mi sądzić, że nie.
Zrobiła krótką przerwę, nadal patrząc się Devlinowi w oczy. Za moment podjęła znowu:
- Nie musisz spełniać mojej prośby, ale wtedy będziesz szukał tego, co Osip miał do przekazania na własną rękę. Moja misja tutaj jest skończona. Byłam przyjaciółką Osipa, co prawda, ale mam też moje rozkazy. W tym wypadku, one muszą wziąć górę.

- Mhm. My pójdziemy po twojego męża, podczas gdy ty będziesz stąd spieprzać w podskokach, żeby się odnaleźć po drugiej stronie tęczy. Zasadniczo, jedna sprawa: nie ma mowy. - Dorzuciła w końcu swoje trzy grosze do zabawy Anouk. - Daj nam coś.

- Co? Chcecie poręcznia? Złota? Przedmiotów? Dobrze, dostaniecie o co prosicie. Wiem, że proszę o wiele, mogę też wiele dać. - dodała elfka.


-Zatem nie znaczy nic. To tylko puste słowo - Devlin spojrzał na nią ze swego rodzaju wzgardą i współczuciem. - Nie różnimy się za wiele, oboje jesteśmy tak samo cyniczni, puści i bezwzględni. - mimo refleksji gniew tlił się w nim niebezpiecznym żarem - Może nawet lepiej, że twój ukochany zginie, życie w takim świecie u boku kogoś takiego nie ma sensu... W tym przypadku szczerze powątpiewam, że kiedykolwiek byłaś przyjaciółką Osipa. Traktujesz jego ostatnia wolę jak jakąś kartę przetargową.

- Być może to, co ma wkrótce nadejść, uświadomi ci człowieku - odparła gorzko rozmmówczyni Devlina i Anouk - że świat nie jest czarno - biały. I czasem trzeba poświęcić coś, by ratować coś... większego.

- Rzeczywiście, gratuluję kręgosłupa moralnego. - Dodał sarkastycznie Rives.

- Daj nam siebie. Na pewno jesteś coś warta. - Odpowiedziała półelfka, unosząc brwi i ignorując przydługi i nic niewnoszący monolog. - Nie jesteś niezastąpiona swoim ludziom. Mężowi się przydasz. - “Ciekawe jak ci teraz poświęcenie w gardle stanie”, pomyślała nie bez czystego, złośliwego zadowolenia.

Laruyia chwilę rozważała słowa Anouk, patrząc się gdzieś na ziemię. Potem popatrzyła się w oczy półelfki. Jej oczy wyrażały determinację.
- Masz rację. Nie zabiorę moich ludzi, ale sama mogę pójść. I pójdę z wami. Jednak przesyłka zostanie u Sentila do czasu powrotu. Czy takie rozwiązanie was zadowala?

-Osip też dla ciebie nic nie znaczył... -Devlin nie przerywał -Tłumaczysz swój egoizm jakimiś wyższymi ideami, unikając tym samym odpowiedzialności za swoje postępowanie. Uciekasz przed odpowiedzią na podstawowe pytania, zamykasz się w jednej banalnej konwencji, bo tak naprawdę nie chce ci się szukać innych rozwiązań. Jesteś żałosna.

- Och, skończ już te łzawe gadki! - Zniecierpliwiła się Anouk. - Nudzisz! Jak dla mnie jest wystarczająco sprawiedliwie. W najgorszym przypadku, zanim zginiesz, zdążymy cię zmusić, żebyś napisała do Sentila o ten drobiazg. - Okrutne słowa podkreśliła pełnym wyższości uśmiechem.

-Pieprzycie jak baby na targu w niedzielę. -wtrącił Arhiman - Biznes to biznes. Gówno mnie obchodzi cała reszta. Tylko jedno pytanie? Po kiego, do cieżkiego czorta, grzyba mamy iśc wszyscy? Na cholerę Laruya ma z nami iść? Tożto jakieś nieporozumienie! Dajcie mi mapę i sam dostarczę tę wiadomość!

- Dlatego, chociażby, że ona i nas, i po prawdzie swego męża, ma w poważaniu. Siebie NIE. - sprostowała Anouk

-Blablabla... to ja tu robię za cynika (sprawa starucha udowadnia, że słusznie), a nawet ja nie oceniam nikogo na podstawie jednej rozmowy, do tego przeprowadzonej w takich okolicznościach. - wywodził się krasnolud - Jesteście ograniczeni. Nie Laruya! To nie oznacza, że stoję po twojej stronie i też mam wiele do zarzucenia zarówno tobie, jak każdemu tu, mnie samego nie pomijając. Szkicuj tę matkojebną mapę i dajcie mi wyruszyć. Zupełnie nie ma potrzeby byśmy szli wszyscy.

- Powiedział co wiedział, tylko nawet tyłka se tym nie podetrzesz. Jak chcesz podejść do wkurwionych elfów na patrolu? Pomachasz im białą chusteczką? Na pewno się wzruszą twoją opowiastką.

Arhiman przewrócił oczami

- Ja pójdę z krasnoludem - powiedział nieoczekiwanie szlachcic. Wydawał się wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do pomysłu. - Devlin, do jasnej cholery, uspokój się. Nie mam ochoty wcale się tu z wami pozabijać. Puść Laruyię!

Teraz krasnolud zwyczajnie złapał się za czoło, ale postanowił zignorować elfkę. Tępa jak but Cóż... zdarza się. Cza być tolerancyjnym.
- Skoro sądzisz, że za mną nadążysz to bardzo proszę. Devlin do czorta! Puszczaj ją wreszcie! Baby brak, czy jak? Dobrze mi się z tobą rozrywało, graveiry, na strzępy, więc nie zmuszaj mnie bym i ciebie zaczął obrażać!


Laruyia słuchala tych kłótni bez zainteresowania. Przywykła wyraźnie do ostrych sporów i nie zamierzała się wtrącać do rozmowy. Jej myśli krążyły wokół innych spraw - jej męża, tajemniczego Starca, a może rozkazów z Brokilonu? Czort jeden wiedział...

Zostawili go samego. Wszyscy. Zawiódł się na nich. Ale z drugiej strony czego mógł sie spodziewać? Niewątpliwie przeceniał ich. Głupcy. Chyba był zbyt dużym optymistą...
Jeszcze do tego ten ból głowy...
Zrezygnowany raz jeszcze spojrzał w oczy elfki. Jakimś cudem pohamował swój gniew.
Devlin poluzował uścisk na jej nadgarstku.
-Pewnego dnia twoje idee i wartosci jakie wyznawałaś obrócą sie w pył. Wtedy też zrozumiesz, że wszytsko to o co walczyłaś, było niczym innym jak pustymi słowami. Jednak mimo to sumienie bedzie trwało przy tobie nadal. Patrząc w lustro ujrzysz swoją bezmyślność i ignorancję. Zostawisz za sobą krwawy szlak na którym gęsto słaniać sie beda wszyscy Ci na których kiedyś ci zależało. Zostaniesz sama. - przerwał by zaczerpnąc tchu - I tego Ci życzę - rzucił gniewnie.
Całkowicie puścił ręce elfki po czym obrócił sie do niej plecami. Miał dośc tego wszytskiego. Miał dość ich wszytskich. Ból głowy cały czas dawał o sobie znać. Bez większego namysłu ruszył w stronę południowej ściany drzew. Po raz kolejny tego dnia chciał być sam. W drodze wyciągnął jeszcze ostatnią flaszke tego kwaśnego wina. Musiał sie napić.

Arhiman skrzywił się widząc wyraz twarzy Devlina. Z nim był już w boju. Nie podobało mu się to jak go potraktowali. On z resztą też. Momentalnie zignorował i wszystko i poszedł za nim.

“Kuriozum roku” - Raul w końcu odezwał się. - Tak więc panicznie uciekacie przed osobą, którą spodziewaliście się tu zastać. Mogę wręcz przypuszczać, że szukaliście dowodów, ze tu jest i nie przeszkadzało wam to w słodkim śnie. A teraz musimy w imie waszej histerii biec po nieuświadomiony jeszcze patrol by wreszcie czegokolwiek się dowiedzieć. Cóż jak dla mnie brzmi prosto. Jedna osoba pójdzię z Lauryią. Po pierwsze dlatego, że więcej osób nie potrzeba. Po drugie, że ona zna najlepsze trasy i się nie zgubi goniąc z powrotem swój hm oddzialik. - A my się za twoimi plecami może coś dowiemy o tym dziadzie. - Mogę iść. Dość dobrze sobie radze w poszukiwaniu rzeczy kiedy jest ciemno.

***

- Hej! Długonogi! - zakrzyknął krasnolud tuż przed tym jak dogonił łucznika - Słuchaj. Głupio wyszło. Wybacz za to. Nasze metody się nie zgadzają, ale wierz mi. Ja to też robię po to by dopaść tych co zabili Osipa. Ta moja... przemowa przy wierzy. Nie często miewam takie momenty uniesienia, ale się z nich nigdy nie wycofuję. Znajdę tych co to zrobili i wybebeszę. Mam nadzieję, że będziesz, wtedy, ze mną.

Devlin z nerwów nie umiał zdobyć się już na nic więcej aniżeli jeden pusty gest...
-Chcesz się napić? - zapytał zmieniając nieco temat.
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 07-12-2011 o 20:58.
Glyswen jest offline  
Stary 13-12-2011, 19:58   #28
 
SkyWei's Avatar
 
Reputacja: 1 SkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwuSkyWei jest godny podziwu
Po całej tej dyspucie, którą można nazwać szantażem lub bezowocną rozmową zwyczajnie bez słowa wróciłem do swego konia i odszedłem z nim na bok. Raz by mieć go pod ręką. Dwa by nie przeszkadzać. Nie było sensu iść zresztą, a kto wie? Może uda mi się wyciągnąć stąd coś ciekawego. Przede wszystkim kim u diabła jest Staruch Z Gór czy jak mu tam. Znalazłem jakąś ładną młodą dębinę i przywiązałem do niego konia, a sam się rozwaliłem u jego korzeni i zacząłem obserwować.

Widok nie lada dziwny w tych czasach… bo to co widział miało się tak do komanda jak nóż do sztyletu. Niby oboma można zabić niby oba ostre. Ale jedna to improwizorka, a druga to profesjonał. Czterdzieści dobrze uzbrojonych elfów. Nie w resztki elfich ubrań i zbroi poległych, a dopasowane lekkie pancerze. Nie najróżniejszego rodzaju miecze zabrane połowie nacji tego świata, a porządnie dobrane. Na dodatek są karni, a nie tylko odważni. Są trzy opcje. Albo to starsze elfy albo bogate elfy z gett albo mają sponsora. Właściwie też zwyczajnie Driady mogły ich poczęstować skarbami królów. Coś tu ciekawego ma się narzeczy.

Kiedy tak siedziałem i rozmyślałem nie mając właściwie nic lepszego do roboty oni już się przygotowali do drobi. Złożyli namioty i dobytek po czym załadowali na konie. Ruszyli, jednak mało kto dosiadał wierzchowca. Było ich zbyt mało i miały za dużo bagaży. Odwiązałem więc uzdę swego jabłkowitego ogiera i poszedłem z nimi. Już wcześniej wypatrzyłem pewnego kandydata. Najmłodszego elfa jak mi się zdaje. Na wszystkich bogów w ich przypadku tak łatwo się pomylić…

- Witaj. Nie będzie ci przeszkadzało, że dotrzymamy sobie trochę towarzystwa, prawda? – Wysiliłem się nawet na najbardziej przyjacielski uśmiech na jaki mnie było stać. Ciekawe czy to kolejna pyszna zrzęda.

- Ty jesteś jeden z tych, co spotkali Sentila? - To prawda, że widzieliście... Starca? - spytał wyraźnie przerażony elf, krzątając się przy ekwipunku.

- Tak mówią. Ale jeśli to był naprawdę on... to nie rozumiem czemu budzi w was taki strach. ...Właściwie pierwszy raz o nim usłyszałem. Opowiesz mi o nim? - To naprawdę było ciekawe i może nawet trochę przerażające.

- Nigdy nie słyszałeś historii o Starcu? O czarodzieju, żywiącym nienawiść do elfów? Który... potrafi się przemieszczać w czasie?

- Słyszałem o Aen Saevherne potrafiących to robić... ale nie sądzę by ten starzec był elfem. Mam racje? Powiem ci szczerze nigdy nie słyszałem. Nie dziwie się jednak, że nawet opowieści taicie przed nami. Jednak... to tylko jeden człowiek. Na pewno macie wśród swoich mu równych. Czemu więc jeszcze żyje? Co w nim, aż tak wyjątkowego? Opowiedz mi. Bardzo nalegam. W końcu może chodzić o moje życie i moich towarzyszy. - Jeśli mój więzień był aż tak wyjątkowy jak wszyscy próbują mi wmówić to czemu udawał i dał sobą tak pomiatać? Czemu mnie nie zabił?

- Podziwiam Twoich towarzyszy, że poszli… Żaden elf nie wykonałby takiego polecenia. A Laruyi musi bardzo zależeć… Ją też podziwiam i mam nadzieję, że powróci. – westchnął elf. – Ale jeżeli to prawda – choć ufam, że nie – to lepiej, żeby nas tutaj nie było.

- Starzec z Gór – kontynuował po chwili mężczyzna - to postać, którą opisuje kilka elfich podań i legend. Wersje różnią się między sobą dość mocno… Wszystkie jednak mówią o niebywałej potędze, władaniu czasem i nienawiści do nieludzi… Nie mam pojęcia, co ta postać tutaj może robić. Nikt nie ma. Stąd to zamieszanie – boimy się, rozumiesz? – elf spojrzał Raulowi prosto w oczy.

- To tak samo jakbyś podziwiał zwierzęta prowadzone do rzeźnika. Oni są nieświadomi niebezpieczeństwa. Dla nich to prosta misja. A Laruya... Cóż kto jak kto, ale elfy znają potęgę miłości. - Przerwał na chwile zbierając myśli pod naporem niemal błagalnego spojrzenia rozmówcy. - Bajki dzieciństwa stały się rzeczywistością. Tak to może być straszne. Ale czemu uważacie, że to on? Ktoś wam o tym powiedział... Czy postanowił przypomnieć o sobie?

- Nikt nie wie, czy i dlaczego Laruyia uznała, że to właśnie Starzec... Mam nadzieję, że się myli i że ten, kogo spotkaliście, to jednak nie czarownik z legend. - Elf spojrzał za siebie i po chwili obrócił się do Raula - Tym niemniej, jeżeli dowódczyni się nie myli, musimy natychmiast wracać do Brokilonu. A teraz wybacz, mam obowiązek się zameldować. - rzucił na końcu elf i odszedł pospiesznie. Bardzo pospiesznie.

Czyżby zauważył, że zaczyna mówić za dużo? Jaka szkoda. Ale wychodzi na to, ze tylko ta elfia wiedźma wie cokolwiek użytecznego. Cóż nie pozostaje mi nic innego jak w ciszy za nimi podążać. Przynajmniej na razie.
 

Ostatnio edytowane przez SkyWei : 14-12-2011 o 20:51.
SkyWei jest offline  
Stary 13-12-2011, 21:37   #29
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Był bezsilny wobec tyranii większości. Nie otrzymał od nich choćby słowa wsparcia.
Wszyscy byli tacy sami, bez względu na charakter, czy pochodzenie. Lakonicznie rzecz ujmując -banda zasranych egoistów.

Z nieukrywanym obrzydzeniem przyglądał się towarzyszom wyruszającym na poszukiwania zaginionego "kochanka" Laruyi. "Sami ugruntowują tę sukę w przekonaniu, że postępuje słusznie. Zatem po cholerę mam z nimi iść?".

Chciał legnąć pod jakąś żołnierską sosną i mieć to wszytko w dupie.

Z całą pewnością wino byłoby tu odpowiednim kompanem nasuwających się refleksji. Jednak jak to zwykle bywa, pod nogami Devlina pojawiła się kłoda, tu w postaci krasnoluda. Arhiman stękał coś pod nosem. Szczerze powiedziawszy Rives nie chciał go nawet słuchać, lecz w tym przypadku sentyment do brodacza wziął górę. Łucznik przewrócił więc oczami i flegmatycznym tempem poczłapał za resztą. Nogi mu od tego nie opadną, a korzeń nie uschnie, raz na jakiś czas może dać za wygraną. Przynajmniej będzie z kim pić.





Nie musiało minąć sporo czasu nim wino zaczynało iść mu do głowy. " Chlanie na pusty żołądek nie należało chyba do najbardziej błyskotliwych pomysłów... Z drugiej jednak strony łeb nie boli"

Grunt pod jego stopami stawał się jakby mniej pewny. Każdy następny krok zbliżał się do nieszczęśliwego upadku. Spowolnił więc marsz. Wlekł się daleko z tyłu przystając co jakiś czas, ażeby opróżnić swój przepracowany pęcherz.

W końcu po "hektolitrach" wylanego potu i "milach" przebytego dystansu dotarł do swojej hanzy, która z zapartym tchem obserwowała jakiś kamienny most. Przystanął w miejscu. Chyba chwiał się nieco na nogach. Wytężył swój przytępiony wzrok. Po chwili dostrzegł ciała 3 martwych elfów. Prawie buchnął śmiechem. "I co pizdo? Kto ci teraz będzie grzać pościel w nocy?" Jednak uśmieszek nie ugościł na jego twarzy zbyt długo, albowiem naga prawda w postaci pustej butelki dobijała się ku jego świadomości jak szalona. Spochmurniał.... "Wino się skończyło..."
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 14-12-2011 o 18:37.
Glyswen jest offline  
Stary 15-12-2011, 01:01   #30
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Nie było wesoło. Ale też wielmoża był daleki od paniki. Trudno, stało się. Nie powinien wplątywać się w podobne akcje, nie tylko przez wzgląd na to najbardziej oczywiste ryzyko. W ogóle nie przepadał za elfami, choć też nie darzył ich jakąś szczególną antypatią. Był dość kosmopolityczny, co zresztą stanowiło jedną ze zwyczajowych cech jego profesji i wychowania. Ponoć ludzi postępowych charakteryzowała tolerancja. Komunał bez wątpienia musiał zostać wymyślony przez elfa liberała.

Więc nie, nie chodziło o błahą groźbę. Przebywanie w towarzystwie zbrojnych nieludzi mogło zaszkodzić Cassivowi na innym polu. Nie bał się strzał, brzeszczotów i noży. Gdyby ktoś go zobaczył w tej zbieraninie elfów bojowników, zaprawionej dodatkowo powiązanym z wiewiórkami szaleńcem i roznosicielem spaczonej aury, najprawdopodobniej zmiennokształtnym - w najlepszym wypadku padłby ofiarą oszczerstw i to z ust bardzo wpływowych osób, a w najgorszym mógłby nawet zaprzepaścić karierę. Albo i zostać wyrzuconym z dworu. Dla niektórych złe słowo potrafiło być bardziej szkodliwe niż trucizna. Królowie północy zrobili się teraz podwójnie wyczuleni na dziwactwa, Cassivowi nie uszłoby na sucho trzymanie się w kompani podobnych maruderów i to (aż mu zaleciało kaedweńskim stosem albo redańskim stryczkiem) na granicy Nilfgaardu! Prestiż miał dwa ostrza.

Dlaczego więc tak śmiało wyrwał się do drogi? Kochaś Laruyi wcale go przecież nie obchodził. Szantaż, do którego się posunęła, wywołał reakcję prostą do przewidzenia – bunt i buńczuczność. Inna sprawa, że Cassivellaunus był w stanie zrozumieć metodę elfki. Gdy ma się jakiś atut, to się z niego korzysta. Sam nie ufał hulajparti deklarującej się jako wielcy przyjaciele Turglema. Na miejscu bojówki z Brokilonu kazałby się (i resztę grupy posiadającej wstążki też) zastrzelić, zakopać i zapomnieć, że cokolwiek się wydarzyło. Szczęściem Laruyia miała więcej empatii od zblazowanego pragmatyka, jakim w sytuacjach kryzysowych stawał się szlachcic.

Arhiman i Anouk drwili, że za przyjaciela mieli żywego Turglema, a nie jego trupa. Niby słusznie. Tylko dość egoistycznie zapomnieli o przeciwnej perspektywie – Laruyia też nie była zakonną dobrodziejką i nie miała powodów, by silić się na większy altruizm niż krasnolud i półelfka. Dokładnie jak powiedziano, to Osip był tu łącznikiem. Martwym łącznikiem, więc mającym trudności w pełnieniu swojej funkcji. Laryuia nie była grupie nic winna. Przyjaźń, jak widać, też miała dwa ostrza.

Sprawa Turglema, tego poczciwego staruszka urastającego z wolna do rangi osoby połowicznie legendarnej, nie była na tyle palącą, by przybysz z Gors Velen wszystko dla niej rzucił. Fakt, wciągała, gdy tylko się okazało ile warstw osobliwości się za nią piętrzy, ale nadal musiała walczyć o podium z chęcią wypięcia się na wszystko i powrotu do domu. Jeszcze tylko trochę, mówił sobie magnat. Wycisnę z tej cytryny wszystkie soki i wrócę do siebie ze szklanką lemoniady. Przedsięwzięć nie wypada porzucać w połowie. A później tę szklankę sprzedam, gdyby napój był dla mnie zbyt kwaśny. Albo wymienię. Albo w ogóle zachowam dla siebie, przeleję sok w butelkę i schowam do piwnicy, udając że to czerwone wytrawne z Cidaris. Konkludując, nawet ciekawość Cassiva miała dwa ostrza. I gdyby ciągnąc ten wywód dalej, wszystko utonęłoby rychło w morzu mieczy. Świat lubił dualizm. Poeta powiedziałby: Coincidentia oppositorum.

Przez większość marszu Cassivellaunus trzymał się przy Fabierze, z którym rozmawiał dużo, lecz bardzo cicho, incydentalnie zawadiacko zarzucając na bok pelerynę. Larto co jakiś czas dawał wyraz braku wiary w słowa magnata, musiała zatem mieć miejsce opowieść albo pełna przechwałek, albo zmyślona, gdyż szlachcic nie wyglądał na zawodowego ani nawet hobbystycznego łowcę przygód. Później możny zamilkł, zasępił i bawiąc się kosztownymi kamieniami w najróżniejszych odcieniach błękitu, słuchał rozmów towarzyszy. Czasami dzieliła go od mówiących naprawdę spora odległość, tym samym Cassiv dał dowód wyjątkowego słuchu. Wreszcie Raul poruszył temat, który arystokrata postanowił podchwycić.

- Skąd znacie tego czarownika? – zagadnął delikatnie, niby obojętnie Laruyię. – Jak go tam nazwałaś? La’suul?
- Nigdy nie słyszałeś legendy o Starcu? – odrzekła elfka, tonem może nawet nieco podejrzliwym.
Cassiv zgarnął za uszy brązowe pukle.
- Może i coś kojarzę, niewiele z tego pamiętam.
- To na poły mityczna istota. Jeśli naprawdę o nim nie słyszałeś… Cóż, może dlatego, że to raczej elfia historia... Jeśli chcesz, opowiem Ci ją.

Cassiv słuchał opowieści elfki, nie wtrącając się ani razu. To się uśmiechnął, to uniósł zaciekawione brwi, innym razem zamrugał kilkukrotnie, niedowierzająco.

- Czego od was chce? – zapytał z powagą. Rozmowa wyrobiła w nim dość pochlebną opinię o Laruyi. Zaczął okazywać jej szacunek, nawet jeśli ze względów politycznych byłby gotów nabić ją na pal. - Wydaje mi się, że się go boicie.
- Mamy powody. A czego chce? Czy ludzie, czy czymkolwiek on jest, muszą mieć powód do nienawiści?
- Nie – przyznał z zimnem w oczach Cassivellaunus. – Nie muszą. Widać nawet mity potrafią się kierować rasizmem.
Szlachcic sam nie wiedział, co sądzić. Opowieść o Starcu zakrawała mu na elfią legendę do straszenia dzieci albo masowych manipulacji i usprawiedliwieniu tradycjom (jak to z legendami bywa), jednak Laruyia podchodziła do niej śmiertelnie poważnie, a reszta jej oddziału, dworzanin czuł to, faktycznie się owego Czarownika-mitu bała. Niezgrabna elfka nie musiała być dalej ciągnięta za język. Postanowiła dodać coś od siebie.

- Jeśli jesteś inteligentnym człowiekiem, a na takiego wyglądasz… - tu Cassiv miał wrażenie, że Laruyia wie kim jest naprawdę jej rozmówca i aż zassał komicznie policzki. Pochlebstwo wcale mu się nie podobało - … domyślasz się, czemu tu jesteśmy. Sprawdzamy pogłoski o wojnie, ale chcemy też wybadać, czy działania wojenne mogą mieć jakiś związek z jego aktywnością. Nie byłaby to pierwsza taka sytuacja, a my nie jesteśmy jedynym takim oddziałem tu, na Południu. Oczywiście rozkazy te są tajne dla szeregowych elfów, ale teraz już nie ma sensu udawać...

Prospero zmrużył powieki. Skoro oni widzieli w legendzie rzeczywistość, powinien temu zawtórować. I, jak każdy uczciwy badacz, spróbować ją zobaczyć na własne oczy. Właściwie to był jego obowiązek. Nie mógł jednak ze swym zamiarem się wychylić.
- Naprawdę jest taki potężny?
- Jest kilka elfich opowieści o Starcu z Gór... – odpowiedziała najbrzydsza elfka, jaką Cassivellaunus widział. A swoje lata miał i tytuł, który w myślach nadał Laruyi, był tym samym bardzo poważnym.
- Daj mi więc część wspólną – przerwał jej szybko, jakby wypadało komuś, kto nie chce słuchać bzdur, a tylko konkrety.
- Wszystkie wskazują na trzy cechy tego człowieka: dużą potęgę, szaleńczą nienawiść do nieludzi i - tutaj Laruyia przełknęła ślinę - umiejętność podróży w czasie. Nie pytaj mnie o to ostatnie - elfka spojrzała na słuchacza - nie jestem w stanie powiedzieć, jak to robi, czy ma nad tym kontrolę i czemu mu to służy.

Arystokrata wzruszył ramionami, udając pobłażliwość właściwą człowiekowi podczas słuchania bajki. Zachowywał uprzejmość, ale biła z tego nieszczerość. Nieszczera nieszczerość, gdyż faktycznie historia mocno go wciągnęła. Uważał jednak podczas dialogu, chciał, aby elfka dzieliła się informacjami bez przymusu. Znał manierę Aen Seidhe, teraz wystarczyło poczekać na czysto uprzejmościowy konwenans…
- Jest coś, co chciałbyś jeszcze wiedzieć?

Bingo.

- Powiedziałaś, co jest w różnych wersjach legendy wspólne. A czym się różnią?
- Oczywiście różnią się wyglądem czarownika i mocami, jakimi dysponuje. Na pewno nie są zgodne też, czy działa on na własną rękę, czy też dla kogoś...

Interesujące, myślał Cassivellaunus zza maski zblazowanego szlachetki, któremu opowiastka już się znudziła. Pociągnął garbatym nosem, pięknymi śnieżnobiałymi zębami zagryzł wargę i położył palec na skroni, by pozbyć się choroby najwyższego stanu społecznego – migreny. Szalenie interesujące.

Spytki dobiegły końca, bo oto grupa znalazła się u celu.

***

- To nie są elfy z patrolu mojego męża - stwierdziła Laruyia, gdy natknęli się na trzy trupy, które wywołały jakąś dziwaczną i bez wątpienia niezdrową wesołość u Devlina. - Wydaje się, że ktoś ich zabił wcześniej... Chodźcie, może dowiemy się, kto to zrobił.

Cassiv nie przyznał się, że miał co do sprawcy życzenie. Nikt by go nie uradował bardziej, niż czyhający za krzakiem Czarownik z legend.
- Chodźmy - zgodził się głosem prawdziwie brzmiącym przejęciem.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 15-12-2011 o 01:13. Powód: boldy
Mivnova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172