Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2011, 17:06   #1
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Parszywa kompania I

Tydzień wlókł się dla bandy najemników jak smród za pospolitym ruszeniem.
Monotonny krajobraz, niczym z najbardziej prostackiego landszaftu, usypiał i wpychał w marazm.
Jednostajny ruch fal wcale nie poprawiał nastrojów. Gdyby chociaż sztorm, mały, malutki, ale nie. Nic. Spokój. Cisza.
Poczucie czasu zaburzała też wszechogarniająca nuda, bo na statku można było tylko pić grog albo grać w kości.
Grogu marynarze bronili jak cnoty rodzonych córek, pozostawała zatem gra w kości. Prawdopodobnie gdyby któryś z najemników nie wpadł na genialny w swej prostocie pomysł, by grać w kości o grog, wszyscy umarliby z nudy i trzeźwości.

Wreszcie, szóstego dnia podróży, zszedł do nich kapitan.
- No pany, jutro będziem kotwiczyć w Yspaden. Jak chceta wysiąść, to będzie można. A jak nie, to będziecie musieli poczekać, aż nowy towar załadujem. Wtedy popłyniem dalej, do Pont Vanis.

Ponownie pojawił się, czy może w odniesieniu do sytuacji lepiej byłoby powiedzieć wypłynął, temat oferty złożonej im przez Boersa: wysiąść teraz i podjąć pracę dla redańskiego wywiadu, czy płynąć dalej do Pont Vanis i przyczaić się, póki smród po aferze w Novigradzie nie wywietrzeje. Albo zrobić coś jeszcze innego. Tak czy siak, nadszedł czas na decyzję.
Pierwszy zabrał głos Bert, jak zawsze w gorącej wodzie kąpany.
- A niech się chędożą wszyscy, Redańczycy, Temerczycy czy kto tam jeszcze. Spadam na północ, może tam będzie coś ciekawego do roboty, a nie jakieś, kurwa, spiski, intrygi i inne takie.
W podobnym tonie wypowiedział się Shimko, czym udowodnił, że psychopaci też mają instynkt samozachowawczy. Jakiś.
Pierwszy odmienne stanowisko zajął Dallan, stwierdzając, że Północy nie lubi, nie zna, a statków ma dość na najbliższe kilka lat. Faktycznie, nie najlepiej znosił podróż morską.
- Wysiadam jutro, ale w dupie mam tę robotę dla Redańczyków – stwierdził – Kupuję konia i jadę do Kaedwen. Tam zawsze można się na coś załapać, a szczyt knucia to puścić sąsiadowi chałupę z dymem, jak gdzieś wyjedzie.
A więc trzy przeciw.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 24-10-2011, 19:21   #2
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Z kajuty kapitańskiej dochodziły odgłosy nerwowej rozmowy. Wreszcie drzwi kajuty otworzyły się z trzaskiem i wyszedł z nich Thjodmar, najwyraźniej zdenerwowany.
-A chuj ci do tego! - odwrócił się w stronę kapitana - a tak w ogóle to to jest statek?! Z takim wiatrem moglibyśmy pruć przez te wody, a my już tydzień wleczemy się. Nie kurwa ja się nie pisałem na rejs krajoznawczy. Te twoje ludzie to srają w gacie na byle grzmot. - Thjodmar wychwycił urażony wzrok jednego z marynarzy- No co się gapisz! Mówiłeś że sztorm idzie! Już był ten sztorm czy jeszcze nie nadszedł? - zwrócił się znów do kapitana- Jakbym opowiedział tym dziewczynkom o potworach z głębi oceanu to by się nawet nie zbliżyli do burty. Nie, nie kapitanie, ja za bardzo przywykłem do pływania na Drakkarze. Tydzień nudy, to za wiele, a ja nie będę później się wstydził że bratałem się na morzu z jakimiś babami co sztormem nazywają byle piardnięcie z nieba. Wysiadam w Yspaden.
-Do cholery z takim żeglarzem! nająłem cie i zapłaciłem! co to bunt?! - Kapitan ściskał w ręku kontrakt jaki podpisał z Thjodmarem. Ten zaś podszedł do kapitana, ścisnął mu rękę i wyjął kontrakt.
-Ten kontrakt to o!- zgniótł kartkę i potarł ją do zad- Jutro wysiadam i gówno mnie obchodzisz ty i ta łajba.- zniżył trochę głos i rzekł jakby przejęty-Zrozum człowieku ja kocham morze, ja się niemal na łodzi wychowałem. Ale jak widzę takie rejsowanie to mnie szlag trafia! - odchodząc pod pokład gdzie miał swoje rzeczy rzekł na odchodne- Jutro wysiadam w Yspaden i radze to każdemu kogo już chuj strzela od tej wycieczki. Nawet nie ma się jak upić...
Kapitan stanął jak wryty a minę miał jakby mu własna córka chędożyła się z dzikiem. W końcu otrząsnął się, wyrwał jakiemuś majtkowi butelkę grogu i przechylił. Skierował się do swojej kajuty i rzucił kilka słów do marynarzy.
-Do żagli psie syny, ten pirat niech sobie pływa z kim chce, bardzo dobrze że wysiada bo od tej jego mordy rzygać się chce. Do roboty!- i zatrzasnął za sobą drzwi swojej kajuty. Z wewnątrz słychać było jeszcze tłuczone szkło i jakieś przekleństwa.
Thjodmar przesadził oczywiście. Marynarzom i kapitanowi nie należała się taka ocena ale rzeczywiście Thjodmar nie był przyzwyczajony do takiej żeglugi. Z resztą był mocno podpity kiedy podpisywał kontrakt z kapitanem. Nieźle też kapitanowi nabajał o tym jaki to z niego jest niezrównany żeglarz ze Skellige, znawca mórz i tak dalej...
I się obydwaj rozczarowali... Thjodmar zszedł pod pokład żeby przygotować swój skromny ekwipunek skoro jutro wysiada. Uwagę jego od dłuższego czasu przykuwały krasnoludy. Zorientował się że z takimi to by się mógł znaleźć w mocnej kompanii śmiałków co to wreszcie mógłby znaleźć uczciwy zarobek rozciągając nieco mięśnie i szczerbiąc miecz.
"Tak... może wysiądą Yspaden to się zakręcę koło nich, obgadamy co nieco w karczmie. Można by tu zebrać mocną drużynę, nie wszyscy marynarze są o dupę potłuc... hm. Taką łąbję zawinąć... ryzyko ale zrobiłbym z niej lepszy użytek niż ten bęcwał. Ech trzeba by zobaczyć jakie plany mają ci...najemnicy" I wyszedł na pokład rozejrzeć się w sytuacji i nastrojach.
 
chaoelros jest offline  
Stary 25-10-2011, 19:02   #3
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Kurwa, ależ to gówno śmierdzi! -

Conor skrzywił się paskudnie, nakładając na nogę ostatnią porcje maści. Przynajmniej działało. Okoliczności jej nabycie nie przysporzyły mu popularności, wśród załogi, ale miał to w dupie. Gdy dowiedział się o uzdrowicielce, która miała swoją siedzibę na zapyziałych bagnach, wyczuł swoją szanse. Pozostawało tylko „przekonać” kapitana, do „drobnego” opóźnienia, w celu „uzupełnienia zapasów”. Co prawda na tym bajorze uzupełniono tylko liczbę ugryzień po komarach, ale kapitan nie narzekał. Po tym jak przegrał ze Stormem w kości statek z ładunkiem, był zadowolony z takiego układu sprawy. Kilku godzinne opóźnienie trzeba było jednak nadrobić a to spadło na karki załogi. Cóż, kto powiedział, że życie wilka morskiego jest łatwe? Conor wolał sobie nawet nie przypominać, jak musiał „przekonać” wiedźmę do sporządzenia medykamentu... Zwłaszcza przed jedzeniem. Najważniejsze, że był skuteczny i postawił go na nogi. Dosłownie.

- Ja schodzę na ląd i spróbuje szczęścia z tymi szpiegami. Już raz nam zapłacili i dotrzymali obietnicy a ostatnio to deficytowe cechy u potencjalnych pracodawców. Poza tym po naszych eskapadach, mam serdecznie dość wszelkiego rodzaju barek, lodzi, rzek i wszystkiego co z nimi związane. -
 
malahaj jest offline  
Stary 26-10-2011, 00:29   #4
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Początek podróży był dla Ragnara napięty. Krasnolud jakby cały czas wyczekiwał bandy zbrojnych wybiegających cichcem spod pokładu aby rozprawić się z nim i jego znajomkami. Mimo iż znał ich krótko to ostatnie wydarzenia bardzo mocno ich do siebie zbliżyły. Nie żeby brodacz nagle zrobił się wylewny czy przychylny ich propozycjom. Po prostu wiedział, że nie ważne co się stanie nie może mięknąć. Nie może sobie pozwolić na psychiczne wytchnienie. Nie po to latami, a nawet dekadami pracował na miano twardego, nieustraszonego i konkretnego wojownika aby teraz nagle stać się sentymentalną, długobrodą babą. Druga doba podziałała na brodacza kojąco i pobudziła jego uśpione od paru dni szare komórki. Jego rogaty hełm był bardzo mocno uszkodzony. Parę wgnieceń, spora szrama i złamany róg były skargami blaszanego przedmiotu na piekielnie niebezpieczne wydarzenia zeszłego tygodnia. Ragnar postanowił zmienić nakrycie głowy i w końcu znalazł marynarza, który za trochę złota i jego stary hełm dał mu całkiem nowe, solidne nakrycie głowy. To nie tylko wyglądało kozacko, ale i pasowało młodemu Miszkunowi krojem...


Otaczająca statek tafla wody była idealną wymówką aby się poobijać. Aby pomyśleć nad tym co robić dalej. Aby zastanowić się nad sobą. Nad tym czy jest się tym kim było się tydzień temu. Czy stanęło się po właściwej stronie? Wniosek był tylko jeden. Tam nie było stron! Tam nie było wyboru! Wybierał albo nieświadomą śmierć albo zarobienie dość złota aby nie narzekać na tę parę dni ciężkiej, skąpanej w posoce złoczyńców roboty. Żadne z stronnictw biorących udział w tej bitwie nie było mu bliskie. Mógł wybrać dowoli. Po głębszym zastanowieniu wiedział, że dokonał słusznej decyzji. Teraz nie tylko ma pełną sakwę, ale i załatwioną dobrze płatną robotę. Nic tylko się cieszyć...

W czasie, gdy inni grali i chlali Ragnar robił dokładnie to samo. Nie siedział z boku, nie zapieprzał po krypie, bo nie jego to obowiązek. Grał w kości i pił grog. W końcu mógł nieco odpocząć. Ginnar widząc jego nowy nabytek ze zdziwieniem pokiwał nieco podchmieloną głową. Pewnie dziwił się skąd tu takie cudo pobratymiec znalazł, ale Ragnar sam był rad ze swego szczęścia. Na lądzie może już nie mieć czasu na zakup sprzętu.

Jakoś pod koniec wyprawy morskiej do Yspaden Miszkun usłyszał rozmowę jednego z marynarzy z kapitanem. Rozbawiła ona Ragnara i nieco zaciekawiła. Nie byle kim musi być człowiek tak mówiący do kapitana. "Może warto z nim wymienić parę kwestii" pomyślał brodacz, cmoknął i powolnym, żołnierskim krokiem ruszył ku przyszłemu rozmówcy. Rozmowa z nim będzie idealną odmianą dla nudy panującej na statku od kilku dni.

- Nieźle rześ mu dogadał człowiecze. - rzucił basem brodacz. - Wysiadasz w Yspaden? Też mam taki zamiar. Ja i część moich znajomych. Jak chcesz mogę Cię wkręcić w interes. Ostatnio paru ludzi nam odpadło i przyda się świeża krew. - dodał z niezbadanym grymasem i zaśmiał się wesoło.

Thjodmar spojrzał na krasnoluda i rzekł:

- Ah... wiesz musiałem w końcu wyrzucić co mi na sercu leży. Każdy co pływał na drakkarze z kamratami ze Skellige wie, że kapitan musi mieć coś więcej niż tylko statek i sakwę złota na opłacenie wycieczki. Jestem Thjodmar. Właśnie jakoś od miesiąca się włóczę bez celu to nająłem się na te beznadziejną łajbę. Jeśli masz jakiś interes to chętnie skorzystam z twojej oferty. - wyjął zza pazuchy grog. - Trzymaj, na zdrowie. - nachylił się do krasnoluda i szepnął. - No jak tak dalej pójdzie... że kapitanem jest ten bęcwał to ja wysiadam w pierwszym lepszym porcie... Jutro dobijemy do Yspaden. - uśmiechnął się do rozmówcy.

- Dzięki. - brodaty wojownik łyknął zdrowo alkoholu. - Mów mi Ragnar. - po czym dodał ciszej. - Jak będziemy wysiadać zakręć się koło naszej ekipy a załatwię Ci robótkę. - rzekłszy to odszedł w kierunku drugiego z krasnoludów.

Koło Modiego stała akurat cała ekipa wypadowa Kompanii Delty Pontaru więc Miszkun się nieco przysłuchał rozmowie. Z tego co zrozumiał Bert, Shimko oraz leśnik zamierzają się zabierać w jedynie sobie znanych kierunkach. Brodacz pokiwał z powagą owłosioną czaszką.

- W takim razie miło było poznać tak krótkobrode i nie wpadające w tłum osoby. Może żaden z nas nie był idealny, ale postarajcie się kiedyś wspomnieć tego krótkonogiego ogiera z rajtuzom na ryju. I nie dajcie się zabić. Łamcie ryje zanim wam je połamią... - Miszkun zdawał się mówić całkiem normalnie, z delikatnym uśmiechem.

- Też schodzę na ląd mości Storm. Ginnar co ty na to? Mam już ugadaną przynajmniej jedną konkretną osobę, która wspomoże naszą ekipę. I tak nie wiedzą ile liczyła początkowo drużyna a jak tak to możemy dobrać sobie minimalnie trójkę ludzi. - dodał wojownik patrząc na swego pobratymca i Conora.

Coś Ragnarowi mówiło, że to może być początek kolejnej cholernie niebezpiecznej przygody…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-10-2011, 00:49   #5
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ginnara nie bawiło ni zawieranie znajomości z marynarzami, czy nawet już picie grogu. Wydawać się to może dziwne, ale przy takiej chorobie morskiej jaką zwykle miał krasnolud, brodacz nauczył się już nie pić nic poza wodą i nie jest nic poza sucharami, dopóki był na statku.

Ginnar sporo czasu spędził za to doprowadzając się do porządku po ostatnich dniach. Zaostrzył topór, naprawił kolczugę, tak dobrze jak potrafił, zajmował się ogólnie sprawami których ludzie zwykli nie robić, a krasnoludy za to niezwykle chętnie.

Brodacz przysłuchiwał się rozmowie ludzi z kapitanem, trochę mu było szkoda tego, że większość ze starej kompaniji wyruszy własną drogą, ale co tam raz się żyje, jak zwykł mawiać jeden wampir.

-Ja też razem z Conorem i z tobą, Ragnarze, wysiadam na brzeg. Mam serdecznie dość pływania po rzekach, a poza tym teraz prawie bez kasy jestem, a nie wypada tak do domu wracać nic ze sobą nie przywożąc.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 26-10-2011, 21:57   #6
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
„… a w trzecią części roku od nadejścia Czarnego Słońca
narodzą się istoty, które przybiorą postać dziewcząt ludzkich.
Poza tą powłoką cielesną atoli nic ludzkiego w nich nie będzie.
A gdy wzrosną, jako sześćdziesiąt niewiast w koronach złotych,
które krwią wypełnią doliny rzek, przejdą przez świat.
Krew ta będzie ofiarą, a świat naczyniem powrotu
Szkarłatnej Nierządnicy, Niyi, Lilit…”


Przekleństwo Czarnego Słońca vel Mania Obłąkanego Eltibalda, fragment

To jedna z największych głupot, z jakimi się spotkałem. Ta przepowiednia nawet się nie rymuje! Każda porządna przepowiednia powinna się przynajmniej rymować.

Gabhran Frazer, profesor antropologii na Akademii Oxenfurckiej

Beware: "In revenge and in love woman is more barbarous than man."

Friedrich Nietzsche, in Beyond Good and Evil (1885–1886)



Polowanie




Gerfyn

Każdy inny uznałby skierowanie z Tretogoru, stolicy Redanii, aż do Gelibolu, na drugi koniec kraju, jako zesłanie i dopust boży. Każdy inny zapewne miałby w tym rację.
Ale nie Gerfyn. Młody kapłan pokładał bezgraniczną wiarę w Wielkim Słońcu. W ambasadorze, Shilardzie Fitz-Oesterlenie, już mniejszą. Rezydent wywiadu w ambasadzie, który pomysł rzeczonej podróży „podsunął” jego ekscelencji, znajdował się zaś na samym końcu kolejki.
Niemniej, gdy się nad tym chwilę zastanowić, nie było tak źle. Studiowanie codziennego życia redańskich Nordligów, poziomu rozwoju społecznego i gospodarczego, wreszcie infrastruktury miejskiej i państwowej było pożyteczne bez względu na to, czy zlecił to wywiad, Akademia Imperialna czy kościół Wielkiego Słońca.
Z Tretogoru udał się więc do Novigradu, skąd chciał złapać statek płynący na północ Redanii.
Tak oto znalazł się w Yspaden, sporym mieście portowym - z perspektywy mieszkańców kraju króla Vizimira. A zapadłej dziurze z perspektywy Nilfgaardczyka.
Drewniane domy nawet na rynku, ani jednej brukowanej drogi, nabrzeże i pirsy w porcie również były drewniane.
A to był dopiero początek.
Już pierwszego dnia został okradziony. W biały dzień, na środku ulicy. Dobrze, że część pieniędzy zostawił w pokoju w karczmie. Ponadto, z tego czego się dowiedział i tak miał szczęście, bo gdyby wypuścił się gdzieś w nocy, najpewniej skończyłby z poderżniętym gardłem w… no nawet nie w rynsztoku, bo Yspaden ich nie miało. A zatem w błotnistej uliczce, gdzie błoto, sądząc po zapachu i konsystencji, było najmniejszą częścią składową szlamu.
Prócz tego nieustannie spotykał się z ksenofobią, religijną nietolerancją, machlojkami oraz zwykłym chamstwem ponad podziałami.
Szybko nauczył się więc nie obnosić z symbolem swej wiary, ojczystą mową, o nilfgaardzkim odzieniu nie wspominając.
Co najgorsze, wyglądało na to, że utknął w tym paskudnym miejscu. Całe miasto żyło bowiem w ostatnich dniach opowieściami i plotkami o jakiejś wyjątkowo brutalnej bandzie rozbójników, a każda była bardziej wydumana od poprzedniej.
Niemniej chyba jednak coś było na rzeczy, gdyż bramę obsadzano dodatkowymi strażnikami.
Ponadto od co najmniej tygodnia nikt nie przybył do Yspaden od strony lądu, a ludzie komesa wpadając do miasta zostawić lafę w karczmach, opowiadali o wyrżniętych i obrabowanych karawanach kupieckich.
W takich okolicznościach nie bardzo miał jak wykonać powierzone mu zadanie. Ale co mógł zrobić, jeśli nie chciał przyznać się do porażki i wrócić do Tretogoru? Z pewnością nic… samemu.

Morven

Ponoć mistrz Jaskier też zaczynał od włóczenia się po gościńcach, występów gdzie popadnie i w ogóle życia wagabundy. Cholera, nawet napisał o tym balladę! O przygodach, jakie go spotkały, o nocach pod gołym niebem, życiu wolnym od wszelkich ograniczeń i obowiązków, nieustannym birbanctwie i cudzołożeniu.
No tak, bo kto by mu zapłacił, gdyby śpiewał o tym, że można ledwo ujść z życiem z napadu na trakcie, noce na łonie przyrody mogą okazać się równie śmiertelne w skutkach, jak nadmiar żelaza w organizmie, brak obowiązków oznacza pustą kiesę, co nie pozwala na nieustanne pijaństwo, a cudzołożenie kończy się ucieczką w środku nocy w samych gaciach i z tym, co uda się chwycić w rękę.
A teraz bogowie pokarali go uwięzieniem w tym paskudnym mieście.
Będąc ścisłym, to w zasadzie mógł opuścić Yspaden w dowolnym momencie, ale stracił na to ochotę, gdy ledwie kilka staj od miasta znaleziono zamordowanego gońca królewskiego.
Chciał zwiać statkiem, ale do portu przybijały niemal wyłącznie statki handlowe, za miejsca na których kapitanowie żądali takich kwot, że proszę siadać.
Pozostawało mu więc przeczekać albo… no właśnie, co?
No i chyba czas zmienić lokal, bo karczmarz i stali bywalcy powoli przestają wierzyć w jego szczęście i zaczynają podejrzewać, że trochę mu pomaga.

Kurt

Jak, ze wszystkich możliwych miejsc, trafił do Yspaden, wiedział tylko on sam.
Niemniej nie narzekał, miał tu wszystko, czego potrzebował: tłumy do rzezania mieszków, kiepskie zamki będące żadnym wyzwaniem dla jego wytrychów i pordzewiałe zawiasy czekające na łom.
Żyć nie umierać.
A teraz trafił, jak mu się zdawało, w dziesiątkę.
Budynek wyglądał jak każdy inny. Nie miał ani wymyślnych zamków, ani wzmocnionych framug, okiennic. Był jak każdy inny w mieście.
To jego mieszkańcy przyciągnęli jego uwagę. A raczej mieszkaniec. Nijaki typek, ani duży, ani mały, ani chuchro, ani mięśniak. Za to zawsze z wypchaną sakiewką.
Co więcej często odwiedzali go albo on udawał się z wizytą do miejscowych lichwiarzy i rajców. Raz śledził go też, gdy udał się do kordegardy.
To wydawało mu się zbyt proste, dlatego obserwował go już od kilku dni, by upewnić się, że w nic się nie ładuje. Ale nie zaobserwował niczego alarmującego.
Nijaki najwyraźniej mieszkał sam, inni lokatorzy budynku byli zwykłymi ludźmi, jacyś rzemieślnicy, pośledni kupcy, lumpy.
Jego mieszkanie znajdowało się na drugim, ostatnim piętrze, po lewej stronie. Drzwi na klatkę były zawsze otwarte, a ciecia najwyraźniej budynek nie posiadał. Z rozkładu kwatery na parterze, co sprawdził wypatrując przez okno, dowiedział się, że lokal posiada najpewniej dwie izby, jedną będącą połączeniem sieni i dnia dziennego, a drugi sypialnią.
Nijaki co prawda wychodził i wracał o bardzo różnych porach, ale zwykle przynajmniej na kilka godzin. To wystarczy mu spokojnie.
Wiedział już chyba wszystko. Zatem pozostało tylko czekać na wyjście nijakiego.


Conor, Ragnar, Ginnar, Thjodmar

Trójka najemników wraz z nowo poznanym koleżką, opuściła statek bez żalu ni sentymentu, za to z poczuciem ukontentowania z racji przebywania na stałym lądzie. No, może poza piratem, ale on był w mniejszości.
Południowe słońce grzało mocno. Aż trudno było pomyśleć, że jeszcze półtora tygodnia i będzie wrzesień.
Banda szybko opuściła cuchnący rybami port, czy to z niechęci do morza i jego zapachów, czy też budzonych przezeń reminiscencji.
Skoro postanowili zaangażować się w zaproponowaną im przez Boersa robotę, musieli zacząć od znalezienia niejakiego Wydrwikufla, wedle słów szpiega barmana w jednym z yspadeńskich lokali. To chyba nie powinno być trudne, w końcu ilu barmanów może mieć takie przezwisko? A i samo Yspaden, sądząc po wielkości, nie powinno mieć wielu karczm w swych murach.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 23-04-2014 o 02:06.
Cohen jest offline  
Stary 27-10-2011, 00:22   #7
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ragnar, podobnie jak reszta, był niezwykle szczęśliwy z opuszczenia statku. Nie dlatego, że miał chorobę morską czy coś, ale musiał zejść na ląd z przyczyny o wiele poważniejszej. Kończył się już na morzu alkohol! Już w dokach Miszkun oznajmił, że mają w drużynie nowego kompana. Thjodmar jak poczciwy i swój mąż sam się przedstawił i nawet Conor Storm nie chciał go od razu zabić. Nie widział w nim szpiega ni żadnego zła co czyniło go zdatnym do wkroczenia w szeregi tej iście parszywej kompanii.

Słońce grzało jak rozpalone ciało pięknej Helgundy o poranku. Właśnie! Brodacz zapomniał się pożegnać. Zapomniał odkupić rajtuzy i chociaż kupić kwiaty... Helga nie będzie zadowolona. Aż dupa go zaczęła boleć na ich najbliższe spotkanie. Ona miała kopa! Gorzej jak jej się noga zawinie i trafi w to co pod względem owłosienia na ciele Ragnara zajmuje drugie miejsce. Wtedy boli jak diabli. Widząc dziwny wzrok Ginnara na sobie Ragnar zaczął gwizdać jakby nie chcąc aby drugi krasnolud odczytał jego myśli. Po prostu zapach portu przypominał Miszkunowi Novigrad a co za tym idzie jego lubą. Jeszcze kiedyś do niej zawita. Jeszcze kiedyś...

Ruszając w poszukiwaniu kontaktu wymienionego przez Boersa czwórka przemierzała Yspaden dziarskim krokiem. Brodacz, w niezwykle dobrym humorze, podszedł do jednego z ludzi szwędających się w okolicy rozstawionych przy jednej z zatłoczonych uliczek straganów. Człowiek był w kwiecie wieku. Nie miał zarostu, ale nie wyglądał na szlachcica. Broni nie nosił, nie był łysy i miał parę brązowych oczu. Mężczyzna nie przypominał zbira. Ani jednej blizny.

- Witaj człowieku. Słyszałem, że w tawernie Wydrwikufla podają najlepsze jadło i alkohol. Możesz mi powiedzieć jak mogę tam trafić?

Ragnar pytał z niemal miłą miną - jak na niego. Co więcej specjalnie użył fortelu. Musiał się przyzwyczajać. W końcu niedługo miał zacząć pracę pod przykrywką. Idealną dla niego. Zamaskowany zabójca. Albo nie. Zarajtuziony kruczobrody zabójca. To była myśl.

- Dzień dobry krasnoludzie. Ja żem o żadnym Wydrwikuflu nigdy nie słyszał. Nie znam takiego. Może popytaj w tawernach? Skoro to właściciel jakiegoś przybytku to będzie chyba najlepsze rozwiązanie. - odpowiedział spokojnie mężczyzna.

- Dobra myśl. Dziękuję i miłego dzionka życzę. - zakrzyknął brodacz uśmiechając się i wracając do reszty.

Po krótkiej naradzie cała ekipa ruszyła do najbliższej tawerny, nad którą połyskiwał łańcuch trzymający nad wejściem szyld z napisem... no coś tam chyba pisało. Ragnar nie wiedział, bo nigdy nie nabył wspaniałej umiejętności czytania. Pewnie Storm będzie wiedział. On jest tym, no, chędożonym lingwistytą.

 
Lechu jest offline  
Stary 27-10-2011, 23:38   #8
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Skoro weszli do karczmy, zajęli miejsce i zamówili po napitku. Thjodmar był oszczędny w rozmowie, lubił konkrety.
-Eh panowie skoro się nieco poznaliśmy to może przedstawicie mi, tak oględnie, co to za interes macie na oku. - podrapał się po brodzie.- dodam że miałem bardziej narozrabiać kapitanowi na tej łodzi ale po rozmowie z Ragnarem, stwierdziłem że nie będę wam zbytnio mieszał.- uśmiechnął się do rozmówców i podniósł kufel na znak że chce przepić do nowo poznanych kompanów.
- Póki co wiemy niewiele. Mamy znaleźć tego całego Wydrikufla. A właśnie. Warto zapytać oberżystę o niego. Może coś będzie wiedział. - Ragnar uniósł kufel. - Prawdopodobnie bedzie to robota jak ta wcześniejsza. Podchody, walka i co najważniejsze przeżycie. Może będziemy kogoś chronić albo komuś zatruwać życie. Mi tam to wisi obym nie musiał niewinnych zażynać, bo w takim razie wysiadam z tej łajby.
Krasnolud chwilę się zastanowił i spojrzał na milczących Ginnara i Conora. Oni pewnie byli już myślami na oddalonej o długie mile siedzibie sztabu szpiegowskiego.
Thjodmar spojrzał na Ragnara i obdarzył go skromnym uśmiechem. "Tak... bez zabijania niewinnych, to nie będzie trudne zważywszy na to jaki mamy świat."- pomyślał. Przechylił kufel i wstał. Wyprostował się i przeciągnął a lewą ręką sięgnął ukradkiem do sakiewki. Podszedł do karczmarza włożył po cichu srebrną monetę do ręki i rzekł na stronie:
-To tajne i poufne... Wydrikufla... znasz? szukam go, tak się składa że ja i moi kompanii byliśmy z nim umówieni.
 
chaoelros jest offline  
Stary 29-10-2011, 01:25   #9
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ginnar nie ufał temu nowemu, krwi razem nie przelewali, wódki razem nie pili, nawet obok siebie w wychodku nie siedzieli, a ten się tak strasznie przymilał, do karczmy z nimi poszedł. Jakoś się to krasnoludowi średni podobało.

Brodacz usiadł przy stole i przysłuchiwał się rozmowie. W pewnym momencie postaniowił coś powiedzieć:

-Ja wam powiem dwie rzeczy. Pierwsza, najważniejsza jest taka, że to piwo smakuje jak psie szczyny. Druga już mniej ważna, to taka, że mi się panie, że jakoś się do dziwnie lgniesz, wódki ze mną nie piłeś, ani z Ragnarem, ani z Panem Conorem, a o zadanie nasze nas wypytujesz. Dowiesz się zapewne sam. No i wybacz, że nie za bardzo ci ufam, ale w Novigradzie dało się poznać kto chłop, a kto baba, a teraz nie za bardzo wiem, do czego cię zaliczyć.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 29-10-2011, 23:44   #10
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Kilka ostatnich lat, oderwany od swego rodzinnego kraju, tułał się po świecie, trafiając z miejsca w miejsce. Do żadnego się nie przywiązywał, bo i było to nawet niewskazane dla jego fachu. Lepiej, gdy ludzie nie kojarzyli zbyt dobrze jego gęby. A kilka szpetnych skaleczeń niestety na swej twarzy miał, co mu czasem przeszkadzało, sprawiając większą rozpoznawalność. Niewątpliwym plusem tułaczki jednak była wiedza, jaką po drodze zdobył. No i nabyte niebagatelne doświadczenie. A tego, żyjąc już prawie zawsze tylko na własny rachunek, nabrał co nie miara. Dlatego do swojego kolejnego celu podszedł ostrożny, wiedząc, że nic, co się wydaje łatwe, takie się nie okazuje.

Rozpoznanie terenu starał się zrobić jak najdokładniejsze, od kilku dni śledząc ostrożnie gościa. Właściwie, to nawet było mu to na rękę, bo miał czym sobie zająć czas. W zachowaniu jedyne, co mogło go lekko zaniepokoić, to wypad do kordegardy, ale to również nie wydawało się jakimś wielkim problemem wobec całokształtu. Mówiąc więc wprost, jego kolejny cel wydawał się być idealny, dlatego trzęsły mu się nogi z zadowolenia. Odbierał to jako dobry znak, chociażby dlatego, że ta praca dalej go potrafiła ucieszyć, a dobry cel wręcz podniecić. Oczyma wyobraźni już widział, jak będzie zabierał drogocenne przedmioty. Zawsze preferował złoto, monety. Nie dość, że nie musiałby tego nigdzie sprzedawać, to jeszcze pieniądze może posiadać przy sobie każdy, więc nawet w przypadku złapania, nie byłoby pewne, czy to on jest złodziejem. Nie miało to już teraz dużego znaczenia, większość ostatnich napadów bywała raczej udana, nabrał wprawy, czuł się coraz lepszy w swoim fachu. Dlatego wszelkie szlachetne kamienie, biżuteria, zabytkowe przedmioty, również chętnie pochowałby w przeróżnych zakamarkach swoich ubrań.

Nie chciał zbyt szybko żegnać się z tym miastem, więc nie ryzykował żadnej spektakularnej akcji. Po prostu, wynieść trochę kasy, by mieć zapas na najbliższy czas. Konieczne do tego było jednak opuszczenie lokum przez mieszkańca. Kręcił się po okolicy, starając się w żaden sposób nie wzbudzać podejrzeń. A to zagadał sobie do jakiejś przechodzącej, ślicznej panienki, którą odrzucił widok nieprzyjemnej twarzy niskiego nieznajomego; a to podrażnił trochę bezdomnego psa, by jeszcze wysłuchać jakiejś babci, chwalącej swoją wnuczkę studiującą w Akademii Oxenfurckiej. Prawie wręcz uwierzył w to, jaka z dziewczyny musi być cnotliwa i superinteligentna studentka. Oj, sam by się wybrał postudiować, słysząc wiele opowieści na temat życia studenckiego, szczególnie w Oxenfurcie. Nawet, gdy się zamyślił, podświadomie starał się, by nie być w zasięgu widoku z okien. Byłaby to sytuacja ryzykowna, gdyby jego cel widział, że Kurt znajduje się tam od dłuższego czasu. Istnieje także ryzyko, że już kiedyś mógł go widzieć. Sam za to z chęcią co jakiś czas zerkał w stronę drzwi. Ciągle trzymając w ręce przygotowany, lekko nagrzany od ciepła dłoni wytrych, by jak najmniej hałaśliwie pokonać jedyną przeszkodę w drodze do pewnie całkiem niezłej sumki, czyli drzwi wejściowe. Gdyby tylko ten nijaki typek postanowił wyjść, bo powoli robił się głodny...
 
Zara jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172