Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2011, 03:44   #1
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
[Śródziemie] Czarnoksięstwo, męstwo i zwycięstwo!





Słowem wstępu...

Rok 970 (wedle rachuby Shire) nie byłby zapewne zapamiętany, bowiem bohaterowie tej historii opuścili swą przyjazną krainę, jeszcze zanim niezwykłe nowiny zdążyły rozejść się wśród hobbitów. Była to przygoda mało znana i nietypowa.
Najbardziej nietypowe było w niej zaś to, że brali w niej udział dwaj hobbici!
Ja pozwoliłem sobie jedynie opisać tę historię, którą poznałem jak już było po wszystkim.
Nie napiszę tu we wstępie kto mi to wszystko opowiedział. Wolę was trzymać w niepewności do samego końca tej przygody.
Ja nie brałem w niej udziału. Jestem zwykłym hobbitem, szanowanym stolarzem z zamiłowaniem do starych ksiąg i starych opowiadań. Szczęśliwie miałem okazję napisać własną w oparciu o pewną przygodę. Jednak nie mnie należą się słowa uznania, lecz dzielnym bohaterom, w których losy, kiedyś, być może nikt nie uwierzy…

 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 27-11-2011 o 16:11.
chaoelros jest offline  
Stary 27-11-2011, 16:47   #2
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Tak naprawdę ta historia nie zaczęła się w Shire, lecz w Górach Szarych, gdzie zamieszkał, stary smok Skort, zwany przez krasnoludy Azanbaraz. Naturalnie krasnoludy rzadko używają swej mowy w towarzystwie przedstawicieli innych plemion, stąd smok stał się znany pod imieniem Skort. Owa bestia przeżyła podobno trzy ery, tylko po to aby swoim pojawieniem wzbudzić wielkie zamieszanie w społeczności krasnoludów. Czy to zrządzeniem losu czy za sprawą przypadku, stało się że grupę nieznanych sobie postaci, połączył wspólny cel, którego nikt by się nie spodziewał, czy to czarodziej, czy zwykły hobbit.

wstęp z rekrutacji

(sceny odgrywane z graczami)
"Zamieszanie u hobbitów"

Hobbici patrzyli się na ciało krasnoluda. To co należało, czy choćby wypadało uczynić, w żaden sposób nie wpasowywało się w tutejszą obyczajowość. “Trzymaj się z dala od kłopotów a kłopoty będą cię omijać”. To przysłowie nie podpowiadało wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji.
Doderic obejrzał przedmiot krasnoluda i położył na stole obok ciała.
-Powinniśmy go pochować. To chyba wszystko prawda?
-Powiedział że zawiódł króla. To coś znaczy.
-Tak Bodo, to znaczy że zawiódł swojego pana. Czasem tak bywa, ale jak widzieliśmy miał chęci i mężne serce. Dobry sługa. Słyszałem że krasnoludy wykuwają inksrypcję na swoich nagrobkach. My też powinniśmy...
-I co napiszemy? - do dyskusji włączył się pan Holfast, który do tej pory stał w wejściu karczmy.
-No napiszemy... ech... Tu spoczywa sługa króla... krasnoludów. - rzekł nieśmiało Doderic.
-A ten kamień. Coś jest ta nim napisane.
-Bodo co ty jeszcze drążysz?
-Poprostu to jest coś ważnego. Gdyby mnie ktoś zawiódł, wolałbym się o tym dowiedzieć. A tak to ten król, gdziekolwiek on jest, martwi się o swego sługę. Kto wie jak ważna była misja tego krasnoluda? Że też musiało nas to spotkać.
-Przecież nie pójdziemy do krasnoludów. Oni co jakiś czas przejeżdżają przez Shire. Wtedy im powiemy i przekażemy kamień. -
zasugerował Doderic.
-Dawno żaden z krasnoludów nie odwiedził naszej krainy. Wieści na traktach głoszą że król coś na północy w górach...
-Na północ stąd?
-Nie na północ od Mrocznej Puszczy.
Zamarła cisza. Żaden, bowiem z hobbitów, nie był w stanie wyobrazić sobie dystansu dzielącego Shire od Mrocznej Puszczy.
-Zawsze uważałem że zdziwaczejesz od tego podróżowania traktami Holfast, ale żeby takie wieści głosić?
-Wiesz, Doderic, Bodo ma racje że należałoby uczciwie kogoś powiadomić o tym zajściu. Ten krasnolud był chyba jakimś posłem, spójrz jak jest ubrany. Wszystko kunsztownie wykonane, zachwycające nawet jak na krasnoludów.
-I może ty pojedziesz szukać gdzieś na dalekiej północy króla krasnoludów? Swoim wozem najlepiej
- zakpił sobie Doderic - No słucham. Może ktoś z szanownie tu zgromadzonych ma ochotę podjąć się tej - rzekł z grymasem- przygody?
Cała karczma zastygła w milczeniu.

- Ja - odezwał się Vergo. Do tej pory siedział przy stoliku w rogu i w spokoju delektował się piwem, które popijał z glinianego kubka. Odrobinki piany przywarły mu do brody, więc obtarł je rękawem. Już wcześniej zainteresował się tym co się dzieje. Przecież nie codziennie zdarzało się, że do karczmy przynoszono umierającego krasnoluda. Zapowiadało się coś ekstraordynarnego. A takie rzeczy zawsze Verga rajcowały. Ojciec już od dawna mu powtarzał, że ma nie po kolei w głowie. Te całe jego wyprawy i błądzenie po lesie jakoś źle wpływały na stosunki z rodziną. Nikt do końca go nie rozumiał. Vergo miał wrażenie, że czasami nie rozumie sam siebie. I oto pojawiała się okazja! Uciec stąd. Wyrwać się z zatęchłego Shire’u i poznać nowe okolice. Wędrować gdzieś w dal. Poszukiwać krasnoludzkiego króla. Podjął decyzję. Wyruszy, choćby sam. - Chętnie udam się na północ... Ktoś idzie ze mną?
Popatrzył uważnie na siedzącego naprzeciw Samwella Funderlinga. Gdyby i on zgłosił się do tej misji, do by dopiero było. Doskonała zabawa gwarantowana.
Doderic spojrzał na młodego hobbita i wybałuszył oczy. Widział że młodzieniec jest całkiem poważny.
-Przecież nie znacie drogi... nic... - Doderic opuścił karczmę.
Starsza babcia Daisy delikatnie uśmiechnęła się na widok hobbita rządnego przygód. Nie był to jest szyderczy uśmiech, lecz ciepły i pełen życzliwości.
- A gdzie w ogóle mamy iść? Tak dokładniej. Ktoś wie może? - rozejrzał się po obecnych, szukając w ich twarzach jakiejś wskazówki. Po pierwsze musieli się dowiedzieć gdzie idą, potem przygotować wyprawę, bo chyba zapowiadało się coś bardziej wymagającego niż drałowanie po jarach i wertepach. Trzeba było wszystko dokładnie obgadać.

Samwell Funderling przypatrywał się całemu zajściu z przytulnego kąta w gospodzie. Co i rusz zerkał na swego ziomka Vergo Grubba, który wydawał się bardziej niż zainteresowany zdarzeniem. Gdy hobbit, bądź co bądź serdeczny przyjaciel, zadeklarował chęć odniesienia klejnotu samego królowi krasnoludów bez zastanowienia poparł jego sprawę i odparł na głos:
- No... wiadomo gdzie mamy się udać. Do Mrocznej Puszczy. Albo i jeszcze dalej. To musi być, gdzieś za Bree,prawda? - zapytał staruszki Daisy.
Nie czekając na odpowiedź, podekscytowany nadchodzącą przygodą podszedł do zmarłego krasnoluda i podniósł leżący klejnot. Przypatrując się mu trajkotał do Verga:
- Mamy tylko to. Musi nam wystarczyć, ale mój nos mi mówi - wbrew swym słowom podrapał się po wydatnym brzuszysku - że o sprawach krasnoludów najwięcej wiedzą same krasnoludy. Toteż musimy jakiegoś odnaleźć... może w Bree? Potrzeba nam jeszcze jakiejś mapy. To jednak żaden problem - uśmiech rozjaśnił mu rumianą twarz.
- Akurat taką pożyczyłem z Michel Delving. Taak. Mroczna Puszcza... to gdzieś tutaj - rozwinął pomięty rulon i pokazał młodemu Grubbowi ignorując resztę hobbitów. - Bree jest przed nią, a później tylko pusta plama - wskazał przyjacielowi. - Czyli do Bree...
Było to jedyne miejsce, które Samwell znał poza Shire’em.
Vergo nachylił się nad starym rulonem i patrzył na niego zafascynowany. Niezwykle spodobały mu się rysunki, jakie widniały na tej mapie. Dokładnie wymalowane góry i rzeki, lasy i filigranowe, litery opisujące to wszystko. Z taką mapą na pewno dadzą sobie radę.
- Bree! - aż krzyknął. Nigdy tam nie był. Bree było poza granicami Shire’u, więc doskonale się nadawało na cel wyprawy. - Ale tam nie skończymy, prawda? Pójdziemy dalej! Odkryjemy co jest tutaj...
Postukał palcem w pustą plamę.
- A może masz inną mapę, Samwellu? - zapytał, nabierając wątpliwości. - Taką, na której narysowano co jest tam dalej?
Umówili się z Vergiem nazajutrz pod gospodą by przygotować w tym czasie do dalekiej drogi. Młody Samwell musiał tylko jeszcze wytłumaczyć rodzicom swą niespodziewaną podróż. Uznał jednak, nieco tchórzliwie, że wyśle im tylko krótki list wyjaśniający powody swego wyjazdu. Spakował wszelkie potrzebne młodemu hobbitowi rzeczy, nie zapomniał o dobrym zielonym płaszczu i wysłużonym kijaszku wymarzonym do pieszych wędrówek.

- Przygoda, przygoda. Każdej chwili szkoda - nucił pod nosem Vergo, gdy pakował manatki. Do torby wędrowało wszystko, co tylko nawinęło się młodemu hobbitowi pod rękę. Cynowy czajnik, mydelniczka, pęk gęsich piór, młotek i kilka gwoździ, kłębek sznurka, widelec z kompletu rodzinnej zastawy, zapasowa para bielizny, i tak dalej...
- Co robisz, synku? - Vergo aż podskoczył, gdy usłyszał głos matki. Stała w progu i przyglądała się krzątaninie syna. Uśmiechnął się niepewnie i odłożył na półkę starą porcelanową figurkę. - Pakuję się. Wyruszam na wyprawę.
- No to powodzenia - oznajmiła matka. Podeszła do Verga i czule go objęła. - Tylko wracaj mi cały i zdrowy.
Pewnie myślała, że Vergo znów wybiera się na jedną ze swoich wycieczek i nie dalej niż za pięć dni wróci do domu cały i zdrowy. Myliła się, ale Vergo nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu i miał nadzieję, że ojciec dowie się o jego wyjeździe, już po tym jak go nie będzie. Ależ będzie gadania.
- Przygoda, przygoda... - wrócił do pakowania. Ciepłe ubrania, kapelusz, parę metrów mocnej linki, opończa... Na koniec zabrał siekierkę i nie zapomniał o swojej wysłużonej osełce. Grunt, żeby siekiera była ostra.

Droga do Bree dłużyła się, gdyż hobbici, pomimo szczerej chęci podróżowania, nie zapominali o obowiązku spożywania sześciu posiłków dziennie. Mimo iż po kilku dniach zauważyli że praktyczniej jest ograniczyć ilość posiłków do czterech, to podróż zdawała się ciągnąć bez końca. W połowie drogi do Bree czuli się naprawdę dumni z pokonanego odcinka. nie przypuszczali jednak jaka naprawdę długa droga ich czeka.
Hobbici ucinali sobie drzemkę pod starą lipą. Vergo podniósł lekko powieki, bądź wydawało mu się że lekko otworzył zaspane oczy i ujrzał świetlistą postać, roztaczającą białą łunę, która roztaczała wokół siebie uczucie błogości. Obywdaj hobbici usłyszęli:
-Daro olthad, awartho elei lîn - to był głos Glorfinela, który delikatnie wybudził śpiących niziołków. Ich oczom ukazało się trzech elfów. Pierwszy zdawał się być najdostojniejszy i to właśnie był Glorfinel, kóry ukazał się świetliście jednemu z niziołków. dwaj pozostali stali z łukami w dłoni, lecz nie w akcie trzymania broni w pogotwiu.
-Witajcie, jestem Glorfinel, a to Pencheron i Perhael. Szukalismy was od dłuszego czasu.
Rozmowa zaskoczyła Glorfinela, kiedy dwaj hobbici oświadczyli że zobowiązali się dostarczyć ważne wieści do króla krasnoludów. Na te słowa elfy odbyły rozmowę w swoim języku, którego nie rozumieli hobbici. Samwell jedynie wychwycił słowo Imladris i przez chwilę zamarzył że elfy zabierają ich do domu Elronda. Szybko jednak wrócił po rozsądek do głowy i starał się pogodzić z faktem że cel jego wyprawy jest ważniejszy. Z resztą w jego mniemaniu elfy nie miały powodu gościć prostych hobbitów.
Wreszcie Glorfinel oznajmił we Wspólnej Mowie:
-Zabierzcie się więc z nami do Rivendell, domu Elronda- rzekł uprzejmie- myślę że was oczekuje.

Czarodziej Harlandil

Cytat:
"Nie wtrącaj się do spraw czarodziejów, bo są chytrzy i skorzy do gniewu."
Saruman stał wraz z Harlandilem na balkonie, skąd mogli podziwiać piękną dolinę Rivendell. Elrond udał się z pomocnikiem do swojej biblioteki poszukać map i starych ksiąg, które mogły by być przydatne czarodziejowi. Pomimo tego że elfy słabo znały Harlandila to szanowały go jak każdego z Istarich.

-Smok, mówisz. Ten ognisty... niesamowite że przetrwał do naszych czasów. - zamyślił się - Wiesz przyjacielu, że ich łuska twardnieje z wiekiem? A on powstał w Pierwszej Erze.
- Jak powiadasz Sarumanie. Zapewne też jest iż zdajesz sobię sprawę że tym razem czas działa na naszą niekorzyść. - Powiedział ciężko - Stanowi On dla Nas olbrzymie zagrożenie, tak więc nie możemy zlekceważyć tej sytuacji. Dlatego też Sarumanie przybyłem po twą radę oraz wiedzę elfów którzy mieli styczność z tymi monstrami. - Harlandir był wyraźnie zmartwiony a myśl o tym, co się może dziać w opuszczonej twierdzy, napełniała jego serce smutkiem. Jego dłoń zaciskała się coraz mocniej na lasce. Czarodziej wiedział że przywódca Istari posiadał ogromną wiedzę. A sam dobrze wiedział że nie przekona króla krasnoludów do tego, by zrezygnował z wyprawy. Rozumiał ich pragnienie odzyskania własności aczkolwiek cena mogła być niezwykle wysoka.
- Otóż widzisz Sarumanie piękno tych ziem. Niezwykłym jest jak magia Elfów wpływa na tutejszą przyrodę. A lud krasnoludów drąży swoje kopalnie. Jednak smoki bywają chciwe. Dlatego też wcześniej czy później teren jego wpływów zacznie się powiększać... I nie tylko podziemny ród będzie zagrożony. A wszystkie istoty którę oddają cześć słońcu oraz dziełu Vardy. - Wzrok czarodzieja uniósł się ku niebu.
Saruman uniósł lekko brwi.
-No tak... Moim zdaniem nie należy tak pochopnie wyciągać wniosków. Smok może i jest chciwy ale jestem przekonany że nie opuści od kopalni, w której jak sądzę zdążył zgromadzić skarby. Kiedy przybyliśmy do tych ziem, smoki stanowiły historię. Ja jednak zgłębiając archiwa w Minas Thirith znalazłem historie bohaterów, którzy pokonywali te potwory. Także Glaurunga, smoka z tego samego gatunku co ten który się nagle ujawnił, zabił... nie elf, nie majar... - spojrzał w oczy Harlandila- a człowiek. Wśród istot śmiertelnych są takie, które odznaczają się niezwykła odwagą i męstwem. Nalezy im pomóc wzniecić w sobie to męstwo. Potrzeba też siły woli aby nie ugiąć się pod paraliżującym spojrzeniem smoka. Tak Harladnilu. Nie wiem na ile można ufać tym starym zapiskom ale miały charakter dokumentów a nie spisu legend i baśni. -Harladnil odniósł wrazenie że ciemna łuna pojawiła się dookoła Sarumana i jego następujących słów -Smoki mozliwe że są tej samej rasy co my, lecz zostały wychodowane w podziemiach Angbandu przez Melkora. Są majarami, lecz pamiętaj - cienista łuna jakby opadła - są zepsute, chciwe, przewrotne. To może być ich wadą i przekleństwem. - Saruman oparł się o kolumnę- Nazwano już tego smoka? Czy może się przedstawił?- spojrzał na Harladnila- ach... nie spotkałeś go. Wiedz że one mówią i to w bardzo przewrotny sposób.
- To nie są pochopne wnioski Sarumanie, jedynie moja obawa. Jednak zapewne masz racje. - Jego słowa stały się nagle spokojniejsze - Pytałeś o imię ? Krasnoludy zwą go Azanbaraz bądź Skort. Takie to oto godności nadali, nie znając go dokładnie. Powiadasz o wielkich bohaterach ? To niezwykłe zaprawdę że ludzie mimo tak kruchego ciała, wrażliwości na choroby potrafią dokonywać takich rzeczy. - Czarodziej zamyślił się - Słyszałem wiele opowieści o Elfach jednak szczerze powiadając - Nigdy nie o Ludzkich.

Spojrzał na ponów na niezwykłą przyrodę elfickiej krainy

- Czy jest możliwość nauczenia się języka smoków ? Czy też każdy z nich, ma swój indywidualny sposób porozumiewania się. Czy miałeś już kontakty z ich przedstawicielami Sarumanie ? - Zapytał pełen nadziei.

- Ja? Skąd! Nigdy tez wczesniej nie słyszałem żadnych pogłosek o smokach po dziś dzień. - Saruman nie krył zaskoczenia - Hm... Do do języka. Nie zastanawiałem się nad tym ale zapewnie porozumiewają się telepatycznie. Harlandilu musisz być bardzo ostrożny i musisz uczulić na to króla Naina. Spojrzenie smoka może być obezwładniające. Myślę jednak że będzie bał się starcia z armią króla. Zwłaszcza jeśli wyczuje obecność czarodzieja - uśmiechnął się do Harlandila - Musimy pilnować tego aby dobro zwycięzyło zło. Krasnoludy jako mistrzowie rzemiósł wynajdą narzędzie. Ktoś będzie musiał go użyć.
Do rozmowy dołączył mistrz Elrond, niosący kilka zwojów i prawdopodobnie mapy.
-Errandirze, zostań proszę w Imladris do powrotu posłów od Cirdana. W tym czasie znajdziesz u nas wiele ksiąg i map, które mogą skrywać pomocne informacje. - położył zwoje na stoliku - Moje archiwa są pełne ksiąg i tomów i możesz korzystać z nich do woli.




Kiedy do sali zawitał Elrond, czarodziej oddał mu dworski ukłon
- Panie Elrondzie. Jest to dla mnie olbrzymi zaszczyt. - Jego słową towarzyszył lekki przyjazny uśmiech - Zwoje którę przyniosłeś Panie, zapewne posiadają wiedzę oraz niezwykłą mądrość elfów. Jednak muszę Ci zadać pytanie Mistrzu Elrondzie. - To już dodał mniej Pewniej - Czy utrzymujesz kontakty z Królową Galadrielą ?
-Oczywiście że tak. Mogę wysłać do niej posłanników albo dać przewodnika do Lothlorien jeśli chcesz chcesz zasięgnąć jej rady.
- Dziękuje Ci Elrondzie. Była by to wielka pomoc dla mej misji. To właśnie twój lud przyczynił się do wyginięcia Smoków a przynajmniej większości. Wielu waszych bohaterów. A Ja ? Ja nie posiadam nic, poza nadzieją. Nadzieją że... - Nagle urwał - Mam spisać list, czy wiadomość ustna wystarczyła by ?
-Zależy jak długą wiadomość masz dla Pani Galadrieli.- rzekł z uśmiechem Elrond.
- Chciałem prosić o radę. Tylko tyle, albowiem jeśli pamięć mnie nie myli jej ród miał wiele doczynienia z największymi bitwami o oswobodzenie Śródziemia -Czarodziej wyraźnie unikał wypowiedzenia imienia czarnego władcy- Albowiem mój przyjaciel Saruman - uchylił głowę w jego stronę na znak szacunku - Opowiadał mi o mocy smoków. A chciałbym mieć świadomość każdego zagrożenia, uspokoiło by to me serce a zarazem posiadał bym obraz sytuacji. Zdaję sobię sprawe że jest to bardzo ciężkie jednak to naprawdę ważne.
-Wyślę wiadomość do Lothlorien i jestem pewien że odpowiedź nadejdzie przed powrotem twoich przyjaciół. Tymczasem czas wieczerzać. Zapraszam was - wskazał ręką drogę do sali gdzie przygotowano prawdziwą ucztę, gdyż elfy chętnie gościły czarodzieji.

Khuzdulscy posłowie

Okazało się że poddani króla Naina ufają mu bezgranicznie, gdyż do wyruszenia z poselstwem zgłosiło się wielu ochotników. Król jednak nie chciał wysyłać oddziału lecz najlepiej dwóch zdolnych wojowników, którym uda się przemknąć niepostrzeżenie skrajem puszczy do samego Rivendell. W drogę wyprawiono dwóch khazadów, Nalina i Drauga. Dla nich, był to powód do dumy, skoro dostali ważną i niebezpieczną misję. Dla króla była to zaś trudna decyzja, skoro wysyłał drugi raz posłów i nie miał żadnej gwarancji czy wrócą. Przedsięwzięto jednak środki ostrożności w obozie khazadów, i chodź żaden szpieg nie mógł znać khuzdulskiego aby podsłuchać rozmowy, to król oficjalnie ogłosił że rezygnuje z wysłania poselstwa. Potajemnie zaś dwóch krasnoludów opuściło Góry szare i udało się w trwającą prawie dwa miesiące podróż.

Wraz z wkroczeniem do Rivendell, krasnoludów przywitano i zaprowadzono do Mistrza Elronda który ich oczekiwałw w sali obrad. Był tam też obecny Glorfinel oraz czarodziej Harlandil, przyjaciel króla Naina i khazadów. Po krótkiej wymianie grzeczności i powitań, Elrond zaproponował gościom jadło, wiedząc jak wielki dystans pokonali. Przeszli więc do sali jadalnej gdzie podano przepyszne jadło, a krasnoludcy posłowie byli niezwykle zdziwieni jak smaczne jest wino elfów. Po posiłku Elrond ponownie zaprowadził przybyszów do sali obrad, gdzie zamierzał podzielić się z nimi smutnymi nowinami.

-Cieszę się z waszego przybycia. Mam jednak dla was smutne wieści. Poprzedni posłowie waszego króla nie wrócili z Szarych Przystani. Nie wiemy też dokładnie co się stało. Wysłałem grupę swoich zwiadowców i poprosiłem o pomoc Strażników, dunedainów, aby znaleźć jakieś wieści o zaginionch posłach. Przed miesiącem jeden z nich zmarł w karczmie, gdzieś w Shire, w zachodniej ćwiartce. Pewien poczciwy hobbit znalazł waszego pobratymca rannego i zawiózł swym wozem do osady. Oczekujemy wraz z Harlandilem dalszych wieści od zwiadowców ponieważ okazało się że dwójka hobbitów wyruszyła z Shire w bliżej nieznanym kierunku. Zabrali ze sobą ów cenny przedmiot, o którego zwrot od Cirdana ubiegał się wasz król.
Draug zasępił się słysząc smutne wieści o pobratymcach. Siedział zadumany gładąc swoją krasnoludzką brodę. Co jakis czas zerkał na swojego towarzysza Nalina. Widział, że on też spochmurniał.
- To rzeczywiście smutne wieści mości Elrondzie. - Odezwał się po dłuższej chwili.
- To nieco komplikuje sprawy.
Po tych słowach sięgnął do przytroczonego do pasa zdobnego woreczka. Wyjął z niego rzeźbioną fajkę i garść tytoniu. Pieczołowicie i z namaszczeniem zaczął nabijać fajkę. Przedni tytoń zawsze rozjaśniał mu w głowie przynosząc świeże spojrzenie na zaistniały problem. Draug miał nadzieję, że tak się stanie i tym razem gdy tytoń rozjarzył się i w górę uniosły się pierwsze obłoki dymu.
Elrond zamyślił się na chwilę, a na twarzy pojawiło się zmartwienie. Widząc smutek na twarzy krasnoludów postanowił zmienić nieco temat rozmowy. Elrond zaczął wypytywać o smoka i pozostałe informacje związane z kampanią króla. Rozmowę przerwało przybycie Glorfinela wraz z Kilkoma elfami, między innymi wspaniałym łucznikiem Pencheronem.
-Le suilon, h�-r Elrond! Periain, Samwell Funderling a Vergo Grubb, anglennar an aran nogothrim. - Glorfinel przedstawił Elrondowi dwóch hobbitów, odeskortowanych do Rivendell. Hobbici ukłonili sie, lekko i niepewnie, olśnieni pięknem siedziby elfów.
-Witajcie, młodzi hobbici. Jestem Elrond, pan Rivendell. Cieszy mnie że przybyliście tutaj, chodź nie ukrywam zdziwienia widząc, dwóch dzielnych wędrowców z waszego plemienia. Usiądźcie. Myślę że teraz możemy rozwiać wiele wątpliwości, z którymi boykają się nasi goście - wskazał krasnoludów - Nalin i Draug, posłowie króla Naina II. To jest zaś przyjaciel krasnoludów, czarodziej Harlandil. Z pewnością będą mieli do was pytania.
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 27-11-2011 o 23:24.
chaoelros jest offline  
Stary 27-11-2011, 20:48   #3
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Od czasu przekroczenia granic słynnego nawet w zaściankowym Shire Imladris, młody Samwell nie odrzekł ani słowa. Wodził tylko urzeczony od jednego cudu do drugiego, który chłonął oczami. Całą swoją istotą odczuwał piękno dziedziny mądrego Półelfa. Czas zdawał się tu płynąć inaczej niż gdziekolwiek stąd. Jakby wolniej, spokojniej.

Jego wzrok zatrzymał się po raz kolejny na pięknej altanie wykonanej, zdało się, z żywego drzewa. Tu wraz z Vergo Grubbem kazano im oczekiwać na wizytę u Mistrza Elronda. Towarzyszył im dostojny Glorfinel, elf szlachetnego rodu.

Dopiero po pełnym kwadransie w pełnej skupienia ciszy, w brzuchu Mości Funderlinga zabrzmiał, niczym odgłos rogu bojowego, pomruk głodu. "Brruauu!". Glorfinel uśmiechnął się nieco i lekkim tonem szepnął do zawstydzonego "Pędraka"

- Jeszcze chwilę, moi mili. Cierpliwości. Zaraz po audiencji skosztujecie elfickiej kuchni.

Wtem na tarasie pojawił się jasnowłosy elf w niebieskiej liberii i skinął głową Glorfinelowi. Ten bez słowa wstał i poprowadził hobbitów do sali obrad Rivendell.

W sali zdążył zgromadzić się spory tłumek gości i nie tylko elfów, co tym bardziej zadziwiło Sama. "Bylebym tylko nie musiał się odzywać" - przemknęło mu przez głowę.

Gdy posłyszał głos Elronda Półelfa, zamarł. Z opowieści Glorfinela wynikało, iż ten potomek Elfów Wysokiego Rodu, jest starszy niż Shire. "Niż Shire" - powtórzył w myslach. To robiło wrażenie.

Przełknął głośno ślinę i wydukał Panu Rivendell:
- Pyyttania - wyjąkał. - Mmy tylko z Vergiem przywieźliśmy wieści o śmierci tego krasnoluda... i to - otworzył dłoń, a w jego ręku pojawił się klejnot krasnoludzkiego posłańca.

Trącił łokciem zdumionego i wystraszonego towarzysza.
- No, mówże coś. Nie wypada tak milczeć w szlachetnym gronie - zganił bogu ducha winnego hobbita.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 27-11-2011 o 20:50.
kymil jest offline  
Stary 27-11-2011, 22:55   #4
Konto usunięte
 
Brain's Avatar
 
Reputacja: 1 Brain nie jest za bardzo znanyBrain nie jest za bardzo znany
Elf pozornie przyjaznym uśmiechem pożegnał towarzystwo. Dlaczego? Najważniejszym powodem była obecność krasnoludów i choć mistrz Erlond zaklinał go elf nie dał słowa, że będzie im słodki jak miód. Dlatego wolał się wycofać, teraz, puki jeszcze czas. Ruszył na krótki odprężający spacer po ogrodach Rivendell. Cieszył się, iż nie musi radzić z innymi o ważnych sprawach. W przeciwieństwie do Elronda Pen nie był myślicielem. Był tropicielem i mistrzem łuczniczym. To od niego wielu elfów mogłoby się uczyć. Lubił to. Połączył w swym życiu przyjemne z pożytecznym. Westchnął ciężko. Ponure myśli znów go dopadły. Zamiast radować się ze spaceru myślami tkwił w tej przeklętej sali obrad. Wiedział o czym będzie mowa. Spodziewał się też, że zostanie wezwany. Westchnął ponownie. Zamknął oczy. Oczyma wyobraźni widział ogromny las. Słońce prześwitywało przez gęste korony drzew. Ptaki świergotały wesołe pieśni. On, oparty o drzewo stał z łukiem nieopodal wodopoju. Widział dorodnego jelenia o pięknym Porożu. Zwierzę wolno, majestatycznie podchodziło do wodopoju. Pen uniósł swój wierny łuk i naciągnął cięciwę. Zrobił to tak cicho, że zwierzę nie zareagowało. Elf stał przez chwilę w pozycji strzeleckiej by nagle puścić cięciwę, która zabrzęczała. Spłoszony jeleń umknął cały i zdrowy, bo elf celowo nie nałożył strzały. Nie miał Za zadanie upolowanie zwierzyny a jedynie zbadanie śladów w okół wodopoju.
Nagle ktoś dotknął jego ramienia. Gdy się odwrócił ujrzał jednego z pomocników mistrza Elronda
- Mistrz prosi na salę
Oświadczył. Elf nie był tym zaskoczony, ale też nie bardzo chciał tam iść. Musiał jednak przez szacunek dla Elronda. W milczeniu skinął potakująco głową. Gdy pomocnk Elronda oddalił się łucznik westchnął i chcąc nie chcąc wrócił do reszty. Trzymał się jednak dyskretnie, na uboczu by bie być zarzewiem nowych międzurasowych konfliktów.
 
__________________
Before each night is done
Their plan will be unfurled
By the dawning of the sun
They'll take over the world

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 29-11-2011 o 19:14. Powód: Post pod postem
Brain jest offline  
Stary 27-11-2011, 23:27   #5
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Księgi… Tak, właśnie tego się spodziewał po przybyciu do miasta Elfów. Wiedział On, jak dokładnie spisywali oni swą historię, jak szczegółowe były to prace ile serca było w nie przekazane. Nawet podczas tych mrocznych dni, nigdy nie dali zatracić swej kultury, historii jak i godności. Czarodziej mógł nawet podejrzewać, że w wielu przypadkach, Elfy posiadają znacznie większą wiedze aniżeli mędrcy. Po rozmowie z białym czarodziejem, Harlnadil udał się wraz z mistrzem Elrondem na ucztę. Jednak cały czas rozmyślał o słowach, jakie usłyszał od Sarumana, było w nich zaprawdę wiele mądrości, jednak czy Smoki były naprawdę majarami ? Czy Valar mógł powołać do życia Majarów ? Którzy wszakże byli przedstawicielem tej samej rasy ? Nawet dla nich,, wielka cześć mocy władców Ardy, staje pod znakiem zapytania, jednak tutaj nie otrzyma nań odpowiedzi.
Czarodziej obmył dłonie przed wieczerzą. Sam wręcz uwielbiał dania pochodzące z ręki elfów, wielbił je nawet ponad krasnoludzkie. Delikatne wina, wspaniałe owoce, opieczone mięsiwo niezwykle delikatne. On sam, podczas pobytu wśród elfów, nabrał pasji do jedzenia, jednak zawsze jadał skromnie. Tak więc odstawił póki co, dokumenty na bok, teraz była chwila na odpoczynek.
Harlnadi nie przeliczył się. Jak zwykle stoły elfów byłe pełne, najprzeróżniejszego jadła. Zajął miejsce, na pięknie zdobionym krześle dosiadając się do stołu. Naturalnie poczekał aż sam władca Rivendell zajmie miejsce pierwszy. Kiedy zaczęła się uczta, czarodziej zapytał wówczas Elronda.
- Pozwolisz Elrondzie, bym zabrał ze sobą, kilka notatek ? Być może będą nam niezwykle potrzebne, a przepisanie tego zajęło by wówczas wiele czasu…
Dzisiejszy dzień był inny. Z pewnością, otóż nie odmówił sobie nasycenia się tego, jednego specjalnego dnia. On sam był zaskoczony ilością potraw ile spróbował, niekiedy dobierając dokładki. Podnosząc się, podziękował za gościnę, wtedy też Mistrz Elrond zaprosił go na spotkanie. Czarodziej spodziewał się, że wreszcie przybyli posłańcy, bardzo go rozradowała ta wieść, albowiem ostatnio szlaki porobiły się bardzo niebezpieczne. Kiedy podążał za Elfem, dostrzegał niezwykłego otoczenia, tutaj rzeczywiście czas stał w miejscu. Było to miejsce wspaniałe, niemalże pod każdym względem, aczkolwiek porównując stolicę Ardy było skromne. Obie postacie szybko dotarły do miejsca spotkań. Niedługo po nich do Sali wprowadzone zostały dwa hobbity . Co wyraził niesamowitym zdziwieniem
- Dwójka hobbitów, z elfem w asyście. Toż to naprawdę nie codzienny widok. – Uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Jednak to nie z ich powodu tutaj był, wyczekiwał On na gości, którzy zbawili się niebawem. Dwa krasnoludy. Kiedy tylko ich ujrzał jego serce uradowało się, bał się że mogło wydarzyć się coś złego na trakcie. Przywitał ich jedynie uśmiechem, jednak nie odezwał się ani słowem.
Jednak kiedy Mistrz Elrond upomniał o pytania dla hobbitów. A jeden z nich opowiedział o martwym krasnoludzie oraz klejnocie który trzymał w ręce.
- Co się wydarzyło ? Gdzie znaleźliście krasnoluda ?! - Zapytał wyraźnie poruszony, jednak nadal nie dawał mu spokoju ów klejnot. Znał zamiłowanie krasnoludów do bogactw, jednak ta sytuacja była bardzo dziwna, a szczególnie to że dostarczają go dwa hobbity. Co prawda nie wiele miał możliwości poznać ten lud, aczkolwiek usłyszał kiedyś że jest to lud lubujący się w pokoju oraz spokoju, a sami nie przepadali za podróżami, a ta sytuacja przeczy wszystkiemu co wiedział.
Kiedy czarodziej przyglądał dokładnie się przybyłym, jeden elf postanowił opuścić salę, było do dość dziwne zachowanie jak na elfa. Początkowo zaniechał jednak sprawę, wówczas zwrócił się do Krasnoludów.
- Przybywacie z Poselstwem od Króla ? Rozumiem więc, że mimo wszystko nie zaniechał swoich planów ? - Harlnadil pogłaskał się po swojej długiej brodzie, spoglądając na Pana tej ziemi. Wtedy też powrócił Elf, który początkowo był obecny na naradzie.
- Czy jest coś w tym miejscu, co może niepokoić elfa ? – zapytał .
 

Ostatnio edytowane przez Cao Cao : 27-11-2011 o 23:47.
Cao Cao jest offline  
Stary 28-11-2011, 21:13   #6
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Słowa piosenki przylgnęły do Verga na dobre. Podczas drogi i na każdym postoju pogwizdywał sobie melodię albo nucił słowa. – Przygoda, przygoda każdej chwili szkoda...

Droga była miła i przyjemna. Maszerowali naprzód bez przeszkód i już wkrótce opuścili znajome okolice. Opuszczali Shire przez most na Brandywinie i wkraczali na drogę do Bree. Mieli przed sobą kilka dni wędrówki. Czego się mieli spodziewać? Vergo liczył na to, że nic złego nie stanie się po drodze i w Bree spotkają krasnoludy, którym przekażą zabrany od martwego khazada kamień. Przez chwilę obszukiwał kieszenie w poszukiwaniu przedmiotu, ale w końcu przypomniał sobie, że niesie go Samwell, dziarsko maszerujący obok Verga.

***

- Kto? Co? Jak?
– Vergo zerwał się na równe nogi, sięgając po siekierę. Przysnęli sobie na jednym z postojów i dali się zaskoczyć. Tylko kim byli nieznajomi? Vergo tylko przez moment się zastanawiał. Elfowie! To byli elfowie! Niesamowite. Zostali zaczepieni przez te mityczne istoty. I co ciekawe, owo spotkanie nie było przypadkowe. Elfy zabierały ich do Rivendell! To już nie przelewki, nie chodziło o nieodległe Bree, ale o położone w cieniu gór, Imladris. Vergo tylko przez chwilę się zastanawiał nad powagą całej zaistniałej sytuacji.
- No jasne, że idziemy spotkać Elronda – zakrzyknął, mimo iż nie za bardzo wiedział kim ów Elrond jest. Ganiące spojrzenia elfów wskazywały, że chyba strzelił jakąś gafę. Popatrzył na Pędraka, ale on chyba nie był do końca przekonany. Klepnął przyjaciela w ramię. – Idziemy tam, nie?

***

Rivendell jawiło się Vergowi jako kraina cudowności. Ukryte w cieniu majestatycznych gór, spowite delikatną mgiełką i pełne tajemniczych istot. Na każdym kroku „Krasnal” rozdziawiał coraz szerzej usta i co chwila powtarzał. – O jejku, jejku... Patrz tam... A co to?

Zostali poprowadzeni na jakieś ważne spotkanie. Weszli do sali, w której zgromadziło się kilka osób, usadowionych w kręgu. Siedzieli na niskich, marmurowych ławkach i rozmawiali, zapewne o bardzo ważnych sprawach. Wśród nich były elfy, brodaty starzec i krasnoludy. Vergo patrzył na tych ostatnich zafascynowany. Brodate, masywne postacie całkowicie pochłonęły jego uwagę. Chłonął wygląd ich ubioru, twarzy, długich bród i broni jaką byli obwieszeni. Zupełnie nie zwrócił uwagi na mówiącego Glorfindela, który właśnie ich przedstawiał. Dopiero szturchnięcie przez Pędraka, wyrwało Verga z zachwytu.
- Eeee – wyraził się elokwentnie. Popatrzył po zgromadzonych i szybko się zreflektował. – My dwaj, to znaczy ja Vergo i ten oto Samwell, ten kamień, jak już Samwell powiedział. Tak, no właśnie, podjęliśmy się oddania go, tego kamienia, krasnoludom. A skoro tu są krasnoludy, to my przekazujemy go w Wasze ręce...

- A tego rannego krasnoluda, to taki jeden znajomek znalazł na drodze – odpowiedział, nieco już ośmielony starcowi z brodą. – On umarł ale powiedział, że nazywa się Telchar i zawiódł króla.
 
xeper jest offline  
Stary 29-11-2011, 17:09   #7
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Krasnolud Draug był jednym z najmłodszych Khazadów jaki został przyjęty do osobistej gwardii króla Naina II. Był tez obecnie jednym z najbardziej zaufanych. Był to nie lada zaszczyt w tak młodym jak na krasnoludy wieku. Tym bardziej był zdziwiony, że misję poselstwa do Rivendell król zlecił właśnie jemu. Widział, że był to dowód najwyższego uznania jednak nadal pozostawał pod lekkim zdziwieniem tej sytuacji.
Być może ta misja była znacznie ważniejsza niż zwykłe poselstwo.

Zwykłe poselstwo? Jak można nazwać zwykłym poselstwem misje gdy krasnoludy z własnej woli udają się do elfów. Powszechnie, bowiem było wiadomo, że obie te rasy nie pałały do siebie zbytnią sympatią. Nie była to wrogość. Po prostu przedstawiciele ich ras nie przepadali za sobą zbytnio.
Poczucie obowiązku i wierność królowi nie dały mu nawet sekundy zwątpienia w usłużność decyzji Naina II. Tak więc oto z towarzyszem podróży Nalinem dotarli do słynnego Rivendell, siedziby elfów elfów Elronda.
Rivendell. Owiana niemalże legendami stolica elfów. Cóż nie była to może architektura, do której przywykły oczy krasnoluda, jednak jedynie ślepiec lub całkowity ignorant nie poddałby się urokowi tego miejsca.

Po grzecznościowych powitaniach zaproszeni zostali na ucztę w obecności samego Mistrza Elronda. Jadło i popitek, a w szczególności popitek były najprzedniejszej jakości. Po uczcie Elrond zaprosił ich do odrębnej sali gdzie czekały już lekko przestraszone hobbisty. Może nie tyle przestraszone, co przytłoczone nadmiarem wrażeń. Draug potrafił sobie to wyobrazić. Daleko od domu. Prawdopodobnie dziesiątki razy dalej niż któremukolwiek z nich przyszłoby nawet do głowy, że zajdzie tak daleko. Do tego widok Rivendell, elfów, krasnoludów. Krasnolud uśmiechnął się dyskretnie pod gęstą brodą. Tak duży hart ducha w takich małych stworzeniach jak niziołki. Hobbiści jeszcze o tym nie wiedzieli, ale już zyskali szacunek krasnoluda.

Niziołki łamanym głosem opowiadały swoją historię. Od znalezienia konającego krasnoluda do przybycia do siedziby elfów. Draug przysłuchiwał się uważnie chłonąc każde słowo każdy szczegół. W zamyśleniu i w zasłuchaniu bezwiednie sięgnął po fajkę i tytoń. Już chciał zacząć ja nabijać, gdy zreflektował się gdzie jest. Spojrzał na Mistrza Elronda, a ten zezwalająco skinął głową. Po chwili miły i łagodny zapach najprzedniejszego tytoniu rozszedł się po sali.

- Smutne wieści przynosicie mości Hobici – rzekł po chwili milczenie, która zapadła po skończonej opowieści. – Każda śmierć napawa smutkiem i zadumą. Nie miałem przyjemności poznać tego Telchara, jednak tym bardziej należy mu się hołd. Misja jaką mu powierzono musiałaby bardzo ważna, że nie wahał się dla niej poświęcić własnego życia.

Zastanawiał się chwilę otoczony obłokami dymu z fajki.
- Trudno jest mi to jednoznacznie ocenić, ale być może przedmiot, w którego posiadanie przypadkiem weszliście jest celem naszej z Nalinem misji. Jeżeli zobowiązaliście się dostarczyć go osobiście królowi Nainowi II wraz z naoczną relacja zdarzeń, jedyne, co mi zostaje to towarzyszyć wam w tej misji. Przyjmę to zadanie z najwyższa przyjemnością i gdy zajdzie taka potrzeba postawię na szali losu moje życie w obronie waszego. Wierzę, że mój towarzysz jest podobnego zdania. – Zawiesił na moment głos. – Co sądzisz o tym Mistrzu Elrondzie?
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 29-11-2011, 18:16   #8
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze

Elrond przysłuchiwał się rozmowie i ze szczególnym zdziwieniem spoglądał na krasnoluda ćmiącego fajkę. To był nowy zwyczaj, którym Elrond nie mógł się oswoić. Sam nie wiedział czy było to ze strony krasnoluda niegrzeczne więc skinął głową widząc go lekko zakłopotanego z fajką.
To jednak odwróciło jego uwagę i półelf poczuł się nieco zdezorientowany w rozmowie. Po chwili jednak przemówił.
-Sądzę, że skoro zamierzacie włączać w tę wyprawę hobbitów, to należy im powiedzieć co jest prawdziwym celem waszego króla. Zarówno czarodziej Harlandil, jak i większość elfów i krasnoludów, a nawet niektórzy z dunedainów, już wiedzą o smoku, który zamieszkał w Górach Szarych. Król Nain II obecnie strzeże kryjówki smoka i zapewne oczekuje powrotu czarodzieja. Myślę że dość już czasu spędził król na oczekiwaniu. Powinniście zebrać drużynę i ruszyć do Gór Szarych. Wyślę z wami Pencherona, to jeden z najzdolniejszych łuczników - wskazał na elfa, który przed chwilą dołączył do zgromadzonych.
-Kto chce, niechaj się zgłosi do kompanii. Potem wybierzcie przywódcę drużyny.
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 29-11-2011 o 18:18.
chaoelros jest offline  
Stary 29-11-2011, 18:58   #9
Konto usunięte
 
Brain's Avatar
 
Reputacja: 1 Brain nie jest za bardzo znanyBrain nie jest za bardzo znany
- Mrok ma wschodzie.
Odpowiedział niechętnie Harlnadilowi, choć nie minął się z prawdą. Mrok na wschodzie był niepokojący nie tylko dla niego. Każdy pamięta zdarzenia kończące trzecią erę. Pencheron też je pamięta. W tym momencie jak przez szybę dotarły do niego słowa Mistrza Elronda. "NIE! NIE! NIEE!!!" - wrzeszczały jego myśli, gdy trafiony słowami Elronda jak kafarem zrobił krok w przód z pobladłątwarzą. Teraz wszyscy gapili się na niego jak na jakiegoś czterogłowego smoka. Pen najchętniej zapadłby się teraz pod ziemię. Niestety nie miał takiej możliwości. z niemałym trudem przywołał na twarz ironiczny uśmieszek. Nie bał się wyprawy, nie był tchórzem podszyty. Jeno żal wielki go ogarnął na myśl, że będzie musiał chyba na zawsze pożegnać ostatni przyjazny dom. Skłonił się dwornie Elrondowi po czym sciągnął z pleców swój wierny łuk i trzymając go oburącz wyciągnął w stronę hobbitów.
- Mój łuk jest do Waszej dyspozycji. Czy pośród dzisiaj tu zebranych znsjdą się jeszcze osoby dość odważne, by wspomóc tych małych posłańców?
Powiódł wyzywającym wzrokiem po zebranych, mierząc i oceniając po reakcji każdego z osobna. Choć było mu żal, teraz czuł rozpierającą go dumę. Dumę, iż mistrz Elrond ceni na tyle wysoko jego umiejętności by posłać go na tę, zapewne niełatwą misję, z której być może nikt już nie wróci.
 
__________________
Before each night is done
Their plan will be unfurled
By the dawning of the sun
They'll take over the world

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 29-11-2011 o 19:16.
Brain jest offline  
Stary 29-11-2011, 19:43   #10
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Nalin popatrzył z mieszaniną zachwytu i radości na Rivendell. Jego niemłode już oczy dawno nie widziały tego wspaniałego i wyjątkowego miejsca. Kątem oka przyglądał się swojemu towarzyszowi, krasnoludowi o imieniu Draug. Nie dyskutował z decyzją króla o wysłaniu akurat jego, jednak nie przestawał się nad tym wyborem zastanawiać. Mimo wszystko nie podzielił się swoimi przypuszczeniami i wątpliwościami z towarzyszem, nie chcąc robić mu przykrości.

Po przybyciu na miejsce posłowie króla Naina II zostali przyjęci z honorami. Nalin przywitał się z kilkoma znajomymi postaciami, po czym skierował się do sali gdzie miało odbyć się spotkanie z samym Elrondem.

Po długiej i męczącej podróży ugoszczenie khazadów posiłkiem było pomysłem nader dobrym. Gdyby nie liczne podróże, jakie odbył w swoim życiu Nalin, prawdopodobnie nie tknąłby elfiego posiłku. Jednak rola posła i dyplomaty wywarła na jego życiu znaczący wpływ. Tak więc krasnolud posilał się przygotowanym przez elfów posiłkiem i to nie bez przyjemności. Mimo wielu lat podróży i zawarcia przyjaźni z przedstawicielami tej rasy nie mógł nauczyć się jednego - picia wina. Mógł zmienić w swoim zachowaniu i charakterze bardzo wiele. Wyzbył się uprzedzeń do elfów i przedstawicieli wielu innych ras. Przełamał wszelkie osobiste opory przed zawieraniem znajomości i ufaniu tym istotom. Jednak picie wina było dla niego barierą nie do przebycia.

Zapewne byłoby to uznane za afront gdyby to Draug poprosił o podanie innego napitku, jednak pozycja Nalina pozwalała mu na takie zachowanie. Po chwili do stołu podano dzban nie najgorszej jakości piwa, na widok którego uśmiech na twarzy rudobrodego pojaśniał.

Po skończonym posiłku przedstawiciele krasnoludzkiego króla zaprowadzeni zostali przez Elronda do innego pomieszczenia. Pierwsze informacje nie były pomyślne. Telchar nie żył. Nalin znał go dość dobrze, tak więc wiadomość o jego śmierci zasmuciła wielce rudobrodego krasnoluda. Starał się tego nie okazywać, a doświadczenie i profesja tylko mu w tym pomagały.

Spotkanie odbyło się w gronie dwóch hobbitów, elfa, krasnoludzkich posłów oraz - jakżeby inaczej - czarodzieja. Po przywitaniu przez Elronda pierwszy przemówił jeden z hobbitów, który posiadał klejnot. Na jego widok krasnolud spoważniał, znał bowiem jego wartość.

Dalsze rozmowy wyjaśniały sytuację. Postawa Drauga z jednej strony cieszyła Nalina, z drugiej nieco irytowała. Nie odezwał się jednak ani słowem, nie był to odpowiedni czas ani miejsce. Wszystko wskazywało na to, iż czekała wszystkich chętnych wyprawa. Kolejna wyprawa w celu pokonania zła, zakołatała w głowie krasnoluda kolejna myśl.

W końcu Elrond rozwiał wszelkie wątpliwości. Trzeba było wyruszyć. Celem były Góry Szare. W końcu i krasnolud który milczał do tej pory zabrał głos.
-Oczywiście służę swoją pomocą podczas podróży.- słowa wypowiedział powoli i dokładnie. Zamilkł po nich i wpatrywał się w każdego z obecnych w pomieszczeniu.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 29-11-2011 o 22:21.
daamian87 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172