lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Partyzanci: Bez strachu w ciemność... [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/10735-partyzanci-bez-strachu-w-ciemnosc-18-a.html)

Grave Witch 05-01-2012 11:57

Seatana przywołała duchy, które potulnie wróciły na swoje miejsce. Uznała, że policzy się z nimi później.
- Dobrze się bawiliście? - zapytała mierząc Lestada gniewnym spojrzeniem.
- Seatana! On Cie zahipnotyzował! Czy twoje demony naprawdę Cię nie ostrzegły?
- Niektórzy potrafią pilnować swego nosa i nie wtykać go w cudze sprawy. Może owa hipnoza wcale nie była mi niemiła? - warknęła wściekła bardziej na siebie za utratę kontroli, niż na wiedźmina.
John wyjął z kieszeni chusteczkę i przyłożył ją do krwawiącego nosa. Czuł jak twarz mu puchnie.
- Jestem absolutnie przeciwny hipnozie. To jak pigułka gwałtu! - Lestad nie ustępował.
John spojrzał na Lestada, siadając na ziemi dodał: - Nie którzy nie potrzebują hipnozy misieq, po prostu wiem czego kobiecie trzeba - splunął na ziemię krwią
Spojrzał na Seatanę i rzekł:
- Pomożesz mi wstać chyba kręci mi się w głowie ? - wyciągnął rękę
Kobieta rzuciła kolejne gniewne spojrzenie w stronę Lestada po czym ruszyła na pomoc Johnowi, podając mu rękę i zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
Gdy John podniósł się uśmiechnął się delikatnie i wyjął papierosa, choć gdyby nie dłoń Seatany, John by upadł
- Facet ma mocny cios muszę przyznać. Pomożesz mi dotrzeć do drzwi.. ?
Nie można było powiedzieć by była zadowolona z tej perspektywy jednak nie odmówiła.
- Dziękuję za pomoc Lestadzie - rzuciła w stronę wiedźmina głosem chłodniejszym niż lód.
Lestad odszedł podśpiewując - ...grobów las wzywa nas / już dziewice zarżnąc czas...

John szedł powoli, nawet nie krępował się objąć Seatany, choć bardziej to wyglądało na trzymanie z braku sił niż czułe objęcie. Szli powoli i nim weszli do zamku John wyrzucił się jeszcze tlącego papierosa gdzieś przed wejściem.
- Czy twój znajomy zawsze tak reaguje jak komuś się spodobasz?
- Nie wiem, znam go niespełna dzień - wyjaśniła nie wnikając w sprawy podobania się komukolwiek.
- Zaczynam się bać Twoich znajomych. I, żeby nie było, to co powiedziałem, robiłem to nie hipnoza.. To byłem normalny ja. i mimo obitego ryja warto było. Całujesz wyjątkowo - uśmiechnął się.
Szedł powoli, a do jego pokoju zostało jeszcze trochę..
Seatana spojrzała na niego nieco sceptycznym wzrokiem.
- Powiedzmy, że dla dobra ogółu uwierzę w twoje zapewnienia dotyczące hipnozy. W takim wypadku cześć winy jestem zmuszona przyjąć na siebie.
- Wystarczy że mnie opatrzysz. Poza paroma zębami chyba mam pęknięte żebra. W pokoju mam bandaże, flaszkę vódki na ukojenie bólu i nie czuj się winna. Było, minęło i tyle. Życie jest zbyt krótkie, ludzkie życie przynajmniej, by się martwić pierdołami.
- O ile nie będzie ci przeszkadzać brak wprawy w owym opatrywaniu - uprzedziła znając swoje możliwości w tej dziedzinie.
- Jak mi nie wydłubiesz oka, albo nie wybijesz kolejnego zęba to przeżyję. Chociaż zastanawiam się nad jednym. Jaka kobieta teraz na mnie poleci - uśmiechnął się.
Dotarli w końcu do jego drzwi. Po chwili mocowania się z zamkiem, drzwi do pokoju Johna otwarły się. W środku panował lekki rozgardiasz. Ubrania walały się wszędzie, butelki po flaszkach również gdzieś przy łóżku, a na nim samym wielka walizka. John podszedł do niej i otworzył ją. Powypieprzał z niej różne dziwne rzeczy jak kuszę, krzyże, kołki, noże do rzucania by na końcu wyjąć butelkę, ostatnią butelkę szkockiej.
- Bandaże są w łazience. Jeśli możesz przynieść będę wdzięczny.
John usiadł zmęczony na łóżku..
Seatana z lekkim przerażeniem spojrzała na bałagan i liczne dowody umiłowania napojów o podwyższonej ilości procentów. Zgodziła się jednak pomóc więc wycofanie się w ostatniej chwili nie wchodziło w grę. Ruszyła w stronę drzwi prowadzących, jak sądziła, do łazienki. Znalezienie bandaży nie sprawiło jej wiele problemów. Czerwona skrzynka z białym krzyżem nie pozwalała się przegapić. Oceniając wygląd łazienki była niemal zadowolona, że wraz z Phelanem skorzystali z łaźni. Zabrała znalezione środki do opatrunku po czym wróciła do pokoju.
John spojrzał na Seatanę i rzekł:
- Pomożesz mi zdjąć koszulę? Rozepnę się sam,. gorzej ze zdjęciem.
John zaczął powoli rozpinać guziki od koszuli, która była cała we krwi.
Wydarzenia wieczoru wciąż były żywe w jej pamięci przez co dość ostrożnie podeszła do owego pytania, jednak pomijając niepokój wynikający z jej własnych ograniczeń nie dostrzegła w zgodzie na pomoc jakiegokolwiek zagrożenia. Podeszła do łóżka po czym odłożyła trzymane przedmioty na bok czekając, aż John dokończy rozpinanie guzików.
John chciał się zaśmiać widząc przezorną ostrożność w Saetanie.
- Khehhe .. Widzę, że nadal się boisz i to jeszcze takiego poobijanego i słabego człowieka - uśmiechnął się.
John wstał powoli by Seatana mogła ściągnąć koszulę.
Co też bezzwłocznie uczyniła starając się przy tym nie zatrzymywać zbyt długo wzroku na odsłoniętych częściach ciała mężczyzny.
- Nawet poobijany i słaby człowiek nie pozostaje bezbronny - mruknęła nieco zirytowana ciągłym wypominaniem jej strachu.
- Tak... Co najwyżej mogę Cię ugryźć lub znów pocałować.Weź teraz watę lub waciki jeśli są, namocz je w alkoholu i jak możesz odkaź miejsca gdzie są rany.
“Broń jaką teraz mam to jest na razie głęboko ukryta ale pewnie byś padła trupem jakbym się rozebrał” - pomyślał tylko.
Bynajmniej nie zareagowała wesołością na jego stwierdzenie o gryzieniu. Wręcz przeciwnie, jednak opanowanie wzięło górę i w chwilę później delikatnie dotknęła wilgotnym wacikiem brzegu pierwszej rany.
- Auć.. - jęknął gdy dotknęła rozbitej wargi.
Seatana mogła zobaczyć rozbite usta, poprzecinane w kilku miejscach, a także krwawiący prawy łuk brwiowy i sine żebra po lewej stronie tułowia egzorcysty. Także plecy delikatnie krwawiły ale to raczej w wyniku przecięcia skóry, zapewne musiało mu się to zdarzyć przy upadkach. Lewe oko powoli zaczęło puchnąć.
John wziął ją za rękę i rzekł szeptem prawie że:
- Delikatniej.. - uśmiechnął się czule.
Kąśliwa uwaga już niemal wydostała się z jej ust gdy niespodziewany dotyk i szept pomieszały jej szyki. Wspomnienie chwil sprzed pojawienia się Lestada, niemal całkiem zdominowało jej myśli wywołując rumieniec na policzki.
- Nie bądź dzieckiem - mruknęła, jednak drżenie głosu nieco zepsuło efekt nagany.
John spojrzał na nią, trzymając jej rękę i znów przytknął ją sobie wraz z wacikiem do ust. Chciał syknąć ale się powstrzymał. Pocałował ją w dłoń.
- Tak lepiej - znów się uśmiechnął.
- To nie jest dobry pomysł - zaoponowała słabo, przenosząc spojrzenie z dłoni na usta Smitha. - Ostatnim razem skończyło się niezbyt przyjemnie.
John wstał i spojrzał w jej oczy. Spokojnie, lecz stanowczo.
- Wiesz, ostatnio... a co mi tam - trzymając jej dłoń, leciutko pociągnął ją ku sobie, a że stali blisko siebie, pocałował obejmując w talii.
Pocałunek był czuły lecz mocny, pełen pasji i subtelności.
Odpowiedziała na niego niepewnie, wyraźnie tłumiąc jakiekolwiek gorętsze emocje. Przekonana, że to zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
Widząc że Seatana boi się, a przynajmniej on tak to odebrał, spojrzał na nią łagodnie.
- Jeśli nie masz odwagi zrozumiem. Nie powinnaś zagłębiać się w to bardziej. W końcu - znów na nią spojrzał - mówisz że w walce się najpewniej czujesz?[/i]
Nagła zmiana tematu pozwoliła jej stanąć na pewniejszym gruncie. Skinęła głową odsuwając się trochę, jednak nie za bardzo.
- Wychowano mnie na wojownika. Moim powołaniem jest służyć królowej.
- Dobra, dobra. Uderz mnie - wszedł w jej w słowo - chyba że nie masz odwagi - uśmiechnął się wyzywająco.
Odpowiedziała lekkim uniesieniem kącików ust.
- Nie wolno mi. Nie mogę zaatakować pierwsza o ile nie jest zagrożone życie władczyni. - Przesadziła nieco jednak nie tak znowu bardzo mijała się z prawdą.
Popchnął ją lekko
- A teraz? - znów uśmiech.
Ponownie pokręciła głową jednak uśmiech, którym go obdażyła był znacznie weselszy niż poprzednio.
- Nie widzę w twoich czynach bezpieśredniego zagrożenia dla mojego życia.
Znów ją popchnął ale mocniej, z wyczuciem.
- No pokaż na co cię stać wielka wojowniczko bo z tego co pamiętam to nie włączylaś się do naszej wymiany zdań tylko coś tam przysłałaś ale jeśli jesteś taka mocna - zrobił głupią, troszkę wyzywającą minę i pozę - jak tamten przyzwany to faktycznie nie mam się czego bać.
Podszedł krok do niej znów skracając dystans..
- No i co? zaproszenie mam Ci wysłać?
Cień gniewu przemknął przez jej twarz gdy z ust mężczyzny padła obraza skierowana w stronę Akiego.
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć - oznajmiła stanowczo, cofając się przy tym o krok.
John wzruszył ramionami i podszedł do niej powolnym krokiem. Potem szybkim ruchem złapał ją za rękę, przyciągnął, ale nie do siebie, tylko rzucił delikatnie na łóżko i znów się uśmiechnął. Wyciągnął rekę by pomóc jej się podnieść.

valtharys 05-01-2012 15:41

Zachowanie Johna wywołało z jej umysłu falę wspomnień, która z kolei znalazła swe odbicie w strachu, który odmalował się w jej oku. Dłuższą chwilę zajęło nim podała mu swą dłoń.
- Odpuść - rzuciła między jednym, a drugim przyspieszonym oddechem.
- Nie, chcę zobaczyć, zrozumieć... Pokaż mi kim jesteś naprawdę. Wejdź w siebie głęboko, przywołaj ten ogień, pokaż mi go w oczach. Zapomnij na chwilę o wszystkim co nas otacza. O tym co jest, co może być, czego nie będzie. Pokaż mi siebie. Chcę zrozumieć. Widziałem piekło z bliska. Chcę zrozumieć Ciebie... Myślałem, że wiem i rozumiem wszystko lecz Ty jesteś inna. Wyobraź sobie, że czujesz że znalazłaś odpowiedzi na wszystkie pytania, lecz nagle odkrywasz że jest inaczej. Odkrywasz nowe drzwi. Kuszą i wołają o Ciebie... - John zbliżył się tak by objąć ją w pasie - Wiesz teraz, że gdy patrzysz na te drzwi, czujesz ich obecność to wiesz, że to jest coś nowego, coś co sprawia że chcesz się dowiedzieć więcej o sobie. Ze mną jest tak, że właśnie patrząc na Ciebie pragnę tego... Odpowiedzi.. Wiesz, to niesamowite gdy dwie osoby się spotykają, rozmawiają to nagle zauważają jak łączy je niewidzialna nic, tajemnicza więź która pcha ich ku sobie. Poczuj to wszystko co sprawia że jesteś pewna siebie, kobieca, odważna, niezwyciężona. Poczuj to i pozwól mi to dostrzec. Każdy z nas pragnie wolności więc uwolnij tą część siebie, którą od dawna skrywasz głęboko, ale której pasja i namiętność jest tłamszona i pragnie w końcu wydostać się i doznać nowych doświadczeń. Ze mną jest tak, że gdy patrzę w Twoje oko to wiem czego chcesz. Czujesz to? - dotknął ręką miejsca, tam gdzie ludzie mają serce, a potem dotknął jej ucha i policzka.
Słuchając jego głosu toczyła batalię, która od dłuższego czasu towarzyszyła jej non stop. Nie zmieniało to faktu, że jej ciało nie pozostawało obojętne na pokusy, które przed nią odsłaniał. Wyraźnie czuła budzący się płomień, ten sam który pozbawił ją myśli poprzednio. Teraz jednak znała niebezpieczeństwo kryjące się za nim i walczyła zacieklej niż gdyby toczyła pojedynek z największym wrogiem.
- Nie rozumiesz - powiedziała niemal błagalnie mimo iż przymknęła oko, a na jej twarzy malowało się błogie zadowolenie. - Nie muszę odkrywać tego co jest za tymi drzwiami gdyż doskonale zdaję sobie sprawę co to jest. Dlatego ich nie otwieram. Miałam przedsmak na dziedzińcu. Nie mogę sobie pozwolić na takie zapomnienie - Jej obrona brzmiała żałośnie pogłębiając mętlik panujący w jej głowie.
Smith stanął przed decyzją. Wiedział co zrobić by otworzyć drzwi lecz czy tego chciał? Spojrzał na nią, pogłaskał po czole, odgarniając jej włosy na bok i rzekł:
- Jeśli nie chcesz rozumiem. Jeśli chcesz odejść idź, nie będę Cię trzymał ani kusił byś zrobiła coś wbrew sobie - puścił ją w pasie i odsunął się o krok.
- Jeśli nie chcesz poczuć, boisz się tego lub jest to coś z czym nie możesz sobie poradzić, rozumiem. Szanuję Twój wybór. W przeciwieństwie do mnie masz zasady, jakiś kodeks. Ja.. - zawiesił głos szukając słów lecz nie mógł ich znaleźć. Przeszłość ożyła.. - Masz rację. Wycofaj się póki nie jest za późno.
Pragnienie by odwrócić się i odejść było na tyle silne, że odstąpiła o krok od niego zanim w ogóle zdała sobie sprawę z tego co robi. Jednak coś w jego głosie lub wyrazie twarzy kazało jej zatrzymać się w połowie kolejnego kroku. Tchórzostwo nigdy nie znalazło się na liście jej wad więc nie zamierzała go dodawać z tak, z pozoru, błahego powodu. Poza tym coś w jego głosie...
John spojrzał na nią. W jej oczy. Patrzył przez chwilę.
- Zostań - rzekł.
Skinęła głową po czym wskazała na porzucone bandaże i waciki.
- W końcu miałam ci pomóc - uśmiechnęła się lekko.
Patrzył na jej młodą twarz i zapytał:
- Ile Ty masz lat ?
Niepewność zastąpił wyraz szczerego rozbawienia.
- Wedle ogólnie przyjętego kalendarza mam siedemdziesiąt lat, jednak wśród mojego ludu wciąż nie zaliczam się w poczet dorosłych. - wyjaśniła, jednak bez tłumaczenia dlaczego mimo osiągnięcia wiekowej pełnoletności wciąż oficjalnie pozostaje dzieckiem.
- Czemu zostajesz? - uśmiechnął się i zaczął powoli ale pewnie, iść w jej kierunku.
- Miałam ci pomóc - powtórzyła śledząc każdy jego ruch.
- To pomóż mi i mnie pocałuj - podszedł do niej, złapał ją mocno w pasie jedną ręką, lecz tak by mogla się oswobodzić, a drugą delikatnie złapał za tył głowy i przysunął do siebie
Lekki opór, który stawiła z początku, zniknął gdzieś wraz z chwilą gdy jego dłoń dotknęła jej głowy. Czysta, niczym nie zmącona fascynacja towarzyszyła spojrzeniu, które skupiło się na coraz bliższych ustach. Urywany oddech stawał się coraz płytszy z każdym uderzeniem serca. Oparła dłonie na jego nagiej klatce piersiowej po czym lekko uniosła się na palcach wychodząc mu na spotkanie.
Przyciągnął ją mocniej do siebie i pocałował namiętnie. Widząc że [b]Seatana[/] jest o wiele niższa, podniósł ją do góry trzymając dłońmi w pasie, czekając aż obejmie go nogami w pasie. Dłoń druga która trzymała za tył głowy, ścisnęła ją mocniej ale z wyczuciem.
Tracąc oparcie dla stóp odsunęła się lekko od niego przerywając pocałunek, jednak wraz z chwilą w której jej nogi oplotły go w pasie, powróciła do badania doznań, które serwowały jej namiętne usta Johna. Bycie całkowicie zdaną na obcego sobie człowieka budziło w niej jednoczesny niepokój i słodki dreszcz niepewności, którego nigdy wcześniej nie dane jej było zakosztować. Dłonie przesunęły się nieco w górę znajdując oparcie na barkach egzorcysty, z których po krótkiej chwili wspięły się wzdłuż karku zagłębiając we włosach, naśladując przy tym sposób w jaki jego dłoń przygarniała ją do jego ust.
John całował Seatanę bez opamiętania, wkładając w to wszystkie emocje jakie przeżywał: pasję, namiętność, żal jakiś, czułość, troskliwość. “Tańcząc” z nią w końcu upadł na łóżko, przewracając się. W końcu dostał niezły wycisk i zmęczenie dawało o sobie znać. Nie przestawał jej jednak całować, nie wypuszczając jej z rąk. Delikatnie przewrócił się tak, by teraz być na niej. Przestał całować usta i spojrzał w jej oczy, całując znów nos, czoło, policzki i powracającdo ust. Dłoń delikatnie wędrowała po jej ciele. Dotykając ud, brzucha, piersi, szyi znów.

Grave Witch 05-01-2012 15:42

W chwilach gdy docierał do piersi i szyi na twarzy dziewczyny pojawiał się krótki grymas bólu, niemal natychmiast zastępowany pragnieniem, które odzwierciedlała reszta jej ciała. Dłonie zsunęły się z karku po czym rozpoczęły swoją własną wędrówkę po dostępnych im częściach ciała mężczyzny. Powolne, odkrywające kręgi zataczane przez drobne palce, zwiększały zakres badanej powierzchni by powoli przejść z górnej, na dolną część pleców przy czym zmuszona była unieść się lekko by dotrzeć do granicy wyznaczonej przez pas.
John dostrzegł delikatny grymas na twarzy i przestał dotykać jej piersi. Dłonie zeszły na uda i nogi. Delikatnie, a nawet mocniej zacisnął je na nich, pieszcząc i masując. Czuł jak podniecenie go ogarnia i począł zsuwać ramiona jej “tuniki”. Chciał ją rozebrać, całować całą, co też powoli zaczął czynić. Pierw szyję, a potem coraz niżej, schodził ustami całując ją. Gdy to robił dostrzegł liczne siniaki wokół jej szyi, w okolicach dekoltu. Świeże ślady. Spojrzał na nią z miną pytającą i rzekł tylko:
- Widzę że nie lubisz się cackać - uśmiechnął się.
- Tylko że ja wolę bardziej subtelnie - pocałował ją w usta choć pocałunek sam w sobie był mocny i troszkę gwałtowny.
Seatana zesztywniała na moment po czym odwróciła głowę wymykając się jego wargom. Usilnie powstrzymywane wspomnienia, które próbowała zatrzeć nowymi doznaniami, powróciły na nowo niczym kubeł zimnej wody wylany na rozgrzaną głowę.
John dotknął jej czoła. Delikatnie i czule. Spoglądał na nią jak na największy skarb lub jak na kogoś tak kruchego kto pod zbyt mocnym dotykiem mógłby się rozsypać.
- To nie było miłe. Przepraszam .
Nachylił się nad nią i szepnął jej do ucha:
- Tu jesteś bezpieczna.
Nie mogła powiedzieć by mu uwierzyła jednak rozluźniła się na tyle by delikatnie musnąć opuszkami palców skórę na jego ramieniu.
- Połóż się na brzuchu- polecił schodząc z niej.
Decyzja by posłuchać wymagała od niej sporej dozy zaufania, co do której nie była pewna czy w ogóle ją posiada. Jednak jak do tej pory nie zauważyła u niego oznak dających jej powód by odmówić spełnienia jego życzenia. Na wszelki jednak wypadek wysłała myślowy nakaz swym poobijanym towarzyszom po czym z wyraźną niechęcią obróciła się na brzuch przy którym to ruchu tunika płynnie zsunęła się z jej pleców zatrzymując na pasie.
John spojrzał na jej plecy, które były w o wiele lepszym stanie niż piersi czy brzuch. Na szczęście pomimo siniaków, nie znalazł większych obrażeń więc zaczął delikatnie całować je ustami. Powoli i delikatnie muskał wargami kawałek po kawałku idąc coraz wyżej i wyżej. Trwało to dobrą chwilę gdy tak obcałowywał całe plecy Seatany. Gdy dotarł do fioletowego karku zmienił zamiary i przeniósł się na uszy. Delikatnie całował je, ssał i przygryzał, lecz robił to bardzo czule i ostrożnie. Jednocześnie dłonie zaczęły masować jej plecy. Od dołu w górę. Robił to jednak subtelnie i czule. Nie spieszył się. Miał czas.
Seatana powoli zaczłęła się rozluźniać. Ułożyła policzek na poduszeczce z dłoni przymykając oko z rozkoszy. Leniwe pieszczoty powoli pobudzały każdą cząstkę jej ciała sprawiając, że reagowało z rosnącą z każdą chwilą niecierpliwością. Odchylając głowę do tyłu w niemej prośbie dopominała się kolejnych wrażeń. Na wpół otwarte usta raz za razem spazmatycznie chwytały powietrze gdy usta Johna trafiały na szczególnie wrażliwe miejsca.
John nie przestawał pieścić uszu Seatany, jednocześnie dłonią szukał warg kobiety, by przejeżdżać po nich opuszkami palców. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a przegryzienia mocniejsze, jednak nie na tyle by zabolało. W końcu zaczął całować kobietę w usta, a dłonie zacisnęły się na pośladkach, by przejść na wewnętrzną część uda, blisko krocza
Eldfallianka nie pozostawała dłużna oddając pocałunki z pasją powoli wyławianą z klatki obyczajów. Czując jego dłonie niebezpiecznie zbliżające się do wrażliwego miejsca uniosła lekko pośladki ni to umykając przed nimi, ni ułatwiając im dostęp.
Dłonie wędrowały dalej ku górze masując uda tuż przy samym kroczu. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, co jakiś czas przegryzał jej wargi i spoglądał w oko. W końcu dłoń postanowiła pójść wyżej, szukając zapięcia w spodniach. Robił to powoli, spokojnie, jakby się nie spieszył.
Co niekoniecznie przypadło do gustu młodej kobiecie. Pospieszana przez płonący w niej ogień, dzięki któremu skóra wyraźnie podniosła swą temperaturę, a oko lśniło wewnętrznym blaskiem, odwróciła się przerywając zarówno pieszczoty warg jak i odtrącając nieznośnie powolną dłoń. Gorączka trawiąca jej ciało dawała o sobie znać w niecierpliwych ruchach dłoni, które jakby żyjąc własnym życiem, w chwil parę uporały się zarówno z zapięciem spodni, zdjęciem do końca tuniki, jak i pozbyciem się pasa z bronią. Prosta, bawełniana bielizna, którą miała na sobie nie miała czym przyciągnąć oka. Wszak koronki nie pasują do stroju wojownika. Chwilę nagłego onieśmielenia zatuszowała ostrożnym wyciągnięciem dłoni w stronę Johna. Powolnymi, okrężnymi ruchami pokonała drogę od mostka do zapięcia jego spodni, uśmiechając się przy tym z chochlikowatym błyskiem w oku. Przyspieszony oddech raz po raz unosił w górę wzgórki jej młodzieńczych piersi sygnalizując na bierząco momenty szczególnego nasilenia podniecenia oraz te, wskazujące na chwile niepewności.
Jedna z nich nastąpiła w chwili, w której pochyliła się nad nagim torsem egzorcysty. Gorący, niemal parzący oddech na jedno uderzenie serca zatrzymał się nad powierzchnią skóry czekając na potwierdzenie którego domagało się spojrzenie wbite w twarz mężczyzny.
John patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Oddech jego był głęboki i coraz szybszy. Uniósł dłoń odgarniając włosy z jej twarzy, lecz podniecenie zwyciężyło. Przerzucił ją pod siebie i zszedł niżej. Usta zaczęły pieścić wewnętrzną stronę uda. Całował je, wspomagając się językiem i szedł ku górze. Nie zdjął jeszcze z niej majtek, lecz całował te części ciała, które były odkryte. Czekał aż kobieta zacznie się coraz bardziej nakręcać, i podniecać. Spojrzał na nią jakby oczekiwał potwierdzenia, że może pozbawić ją ostatniej “linii obrony”.
Jeżeli Seatana była w stanie, w który wprowadziły ją pocałunki Johna, zdecydować o czymkolwiek, to nie dało się tego stwierdzić jednoznacznie. Przymknięta powieka zasłaniała szkarłat spojrzenia. Dłonie zgodnie spoczęły na głowie mężczyzny wbijając się palcami w jego włosy. Ciało wygięte w łuk dopominało się o więcej. Myśli odpłynęły pozostawiając władzę doznaniom i prganieniu obudzonemu przez pieszczoty.
Johnowi to wystarczyło. Delikatnie zdjął z niej majtki, przy okazji całując stopy kobiety. Pocałunek zaczęty u stóp powoli kierował się ku górze, jednak John nie poszedł od razu w kierunku łona kobiety. Pierw wypieścił jej uda, a następnie delikatnie ustami i językiem przesuwał po wzgórku łonowym. Następnie zszedł niżesz zarzucając sobie jej nogi na barki, a sam klęczał przed nią. Usta, i język delikatnie pieściły jej intymną część ciała, wprawiając w zadowolenie, które z czasem miało przemienić się w ekstazę. Język podrażniał erogenne strefy kobiety początkowo delikatnie by je pobudzić, tak by Seatana zaczęła robić się coraz bardziej podniecona i wilgotna.
Do owego stanu wiele nie brakowało. Uda dziewczyny kierowane pierwotną żądzą, bez udziału myśli zgrały się z rytmem języka. Dłonie niemal brutalnie zacisnęły się na włosach domagając się pogłębienia pieszczoty.
Johnowi nie przeszkadzała agresywniejsza postawa Seatany, a on sam zacisnął dłonie mocniej na udach, a język przyspieszył swoje pieszczoty. Nie zmieniał tempa, ani nacisku na jej łechtaczkę czekając aż Seatana dojdzie. Pocałunki i pieszczoty przyspieszały wraz z oddechem i reakcjami Seatany, tak by przyspieszyć jej dojście do punktu kulminacyjnego tej gry wstępnej.
Na zwieńczenie której nie trzeba było długo czekać. Uniesione w górę biodra, konwulsyjnie zaciśnięte na włosach palce oraz zduszony okrzyk gasnący długim westchnieniem stanowiły dowód wybuchu rozkoszy która falami rozlała się po jej ciele wprawiając je w drobne drgania. Wyczerpana emocjami Seatana opadła bezwładnie na zmiętą pościel z trudem łapiąc powietrze.
John uniósł się z uśmiechem i wyszczerzonymi zębami i przysunął się do Seatany. Zaczął ją całować klęcząc nad nią, a sam w końcu zdjął spodnie. Łóżko nie było zbyt wysokie więc uklęknął na podłodze przed Seataną i przyciągnął ją do siebie. Całował ją nadal, bawił się jej włosami by w końcu ją położyć i się w nią wsunąć. Zrobił to delikatnie i czule, choć zdecydowanie. Poruszał się powoli patrząc na jej nagie ciało, co jakiś czas pochylając się i całując jej sutki, usta, szyję. Pocałunki były bardziej jak miźnięcia, muskanie. John ukrył lekkie zdziwienie, kiedy okazało się że demon jest … dziewicą. Na szczęście wszystko poszło w miarę gładko. Spoglądając cały czas w jej oczy, całując jej usta, przegryzając wargi poruszał się bardzo delikatnie, bez zbędnego przyspieszania.
Błogie rozleniwienie zostało zakończone tak niespodziewanie, że pogrążona w nim Seatana nie zdążyła zareagować. Nagły, całkowicie niespodziewany ból przeminął równie szybko jak się pojawił. Chwila ta wystarczyła jednak by dziewczyna nieco oprzytomniała. Przestraszone spojrzenie rzucone Johnowi nie miało jednak wpływu na zachowanie reszty ciała, która wbrew niej samej, podążyła za mężczyzną poruszając się wraz z nim w leniwym rytmie.Chwilę zajęło by jej spojrzenie zasnuło się mgiełką na nowo rozbudzonego pożądania odkładając na później wszelkie wątpliwości.

valtharys 05-01-2012 15:45

John poczuł się głupio w pierwszej chwili gdy dostrzegł przestraszone spojrzenie demonetki lecz wiedział że jest za późno. Postanowił więc być jak najłagodniejszy jak potrafił. Poruszał się wolno, a Seatanę przyciągnął do siebie. Ona siedziała prawie na skraju łózka a on klęczał i poruszał się w niej powoli. Całował jej usta, szyję, barki, ręce. Wszystko to robił czule i delikatnie. Nie wiedział jak ona chce się kochać, więc szepnął jej tylko do ucha:
- Powiedz jeśli mam przyspieszyć.
Wolał wprost niż się czaić, w końcu tu chodziło o jej przyjemność. Niech jej pierwszy raz będzie wyjątkowy, pomyślał.
Nie odpowiedziała, zamiast tego kryjąc spojrzenie za zasłoną rzęs i samodzielnie, nieco niezdarnie przyspieszając rytm.
John zrozumiał aluzję i zaczął poruszać się coraz szybciej. Ruchy nadal jednak były płynne choć bardziej agresywne, bardziej mocne. Starał się wchodzić w nią całym sobą, przed samym wyjściem zatrzymywał się i znów wchodził. Jego usta zaczęły delikatnie przegryzać jej wargi, a jego dłonie zacisnęły się na jej pośladkach trzymając ją mocno i “dosuwając” do siebie gdy już był w niej całkowicie. Czuł powoli jak dochodzi, jego oddech przyspieszał, a on sam czuł jak podniecenie ogarnia całe jego ciało, aż w końcu doszedł do tego momentu. Jego głowa delikatnie opadła na barki Seatany, całując czule, a on poczuł jak jego ciało rozpręża się. Spojrzał na dziewczynę prosto w oko i zapytał:
- Wszystko w porządku ?
Skinęła głową uśmiechając się nieco niepewnie.
- Raczej tak - dopowiedziała schrypniętym głosem, ostrożnie kładąc dłonie na jego barkach i niemal bezwiednie rysując na jego skórze zawiłe wzory.
John spoglądał z zaciekawieniem na to co robi Seatana. Uśmiechnał się i usiadł nagi koło niej. Przykrył ją częściowo kocem, jeśli zobaczył w jej oczach skrępowanie. Wyjął papierosa i zapalił:
- Tatuaż może mi chcesz zrobić na pamiątkę, co ?
Odwróciła od niego wzrok jakby nagle uświadamiając sobie niestosowność spoglądania na nagiego mężczyznę. Szczelniej otuliła się też kocem, przypominając sobie, że ona sama też niewiele ma na sobie.
- Wybacz, nie myślałam - przeprosiła cofając rękę.
- No przestań... Nic się nie stało. Troszkę więcej poczucia humoru, przecież Cię nie zjem - pokazał jej język.
John palił spokojnie nie przejmując się nagością rzekł:
- Na pewno chcesz jutro wyruszyć?
Powrót do realnego świata był zapewne najlepszym tematem do rozmowy w tej chwili. Seatana wyraźnie się rozluźniła na powrót znajdując się na znanym sobie gruncie.
- Nie mam wyboru - wyjaśniła nabierając odwagi by przenieść spojrzenie z fragmentu ściany na swego rozmówcę. - Decyzja została podjęta zanim tu przybyłam.
John pokręcił smutno głową. Czuł, że więcej jej nie zobaczy.. .żywej. Tak, widział filmy i tam bohaterowie nigdy nie wracali. Przy najmniej Ci czarni. No, na szczęście ona jest tylko demonem, stwierdził.
- A to nie masz własnej wolnej woli tylko służba? Nie możesz powiedzieć “nie”? Wiesz, nie przyglądałem się co on tam Ci mówił czy pokazywał ale jestem ciekaw powodów, dla których musisz tam się udać...
Czekał na wyjaśnienia, dalej paląc
- Taka poniekąd jest moja wola, gdyż sama zdecydowałam się wejść na tą drogę. To tylko niespodziewany zakręt na niej. Prędzej czy później zapewne sama ruszyłabym w tamtym kierunku o ile udałoby mi się zdobyć informacje, które dziś otrzymałam. W ten sposób oszczędzam czas przyspieszając to co nieuniknione - lekki uśmiech, niemal wesoły, nieco kłócił się z jej kolejnymi słowami. - W końcu wszyscy kiedyś umrzemy, decyzja w jakiej sprawie to dość rzadki dar. Jesteś pewien, że nie chcesz ruszyć z nami przynajmniej na początku? Bez zobowiązań, jako towarzysz?
- By dostać kulkę za nic? Żartujesz chyba - spojrzał zdziwiony.
- Poza tym sądzę że naszym, a raczej twoim znajomym moja osoba może lekko zawadzać zważywszy na to .. - uśmiechnął się lecz nie do kończył.
- A co, będziesz tęsknić ?
- Może przez chwilę - wzruszyła, na pozór obojętnie, ramionami - zapewne.
- Lestad działał pod wpływem wypitych trunków. Zresztą... dla niego jestem tylko potworem. - Odpowiedziała z nie do końca udanie zamaskowanym bólem. - Nie rozumiem dlaczego w ogóle zareagował na cokolwiek związanego z moją osobą, a już tym bardziej dlaczego stanął, w swoim mniemaniu, w mojej obronie. Reszta... nawet ich nie poznałeś, a już widzisz w nich przeszkodę. Zresztą nie mi pouczać innych ani namawiać ich na wkroczenie na niepewną drogę. Jak już rzekłam, moje zdanie się tu nie liczy.
- Może.. - zamyślił się na chwilę - Nie znam ich, ale jak zwykle jednak kobieta i reszta facetów i to się kończy jednym... Bójką.
Smith palił i patrzył jak żar pochłania papierosa lecz w końcu przerwał ciszę:
- I co? Będziemy udawać, że się nic nie stało, czy mamy udawać że to co było - spojrzał na łóżko i jej ciało - było ? Wiesz, nie jestem dobry w te gierki. Tym bardziej, że ja byłem przez dziesięć lat trupem - uśmiechnął się, ale jakby dlatego że liczył że nie będzie naciskać
Cała jej świeżo odzyskana pewność siebie wyparowała jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Nie wiem - spojrzała na niego bezradnie. - Nie mam pojęcia jak to się odbywa w waszej kulturze. - Oznajmiła, zdając się nie zwracać uwagi na jego dziwne stwierdzenie.
- U nas... Mi zależy byś Ty się dobrze czuła. Czego Ty chcesz? - zapytał poważnie, gasząc papierosa w popielniczce.
Jeżeli sądził, że te słowa pomogą jej, to musiał się głęboko rozczarować gdyż zamiast się uspokoić, Seatana zaczęła wykazywać nieco zwiększony poziom niepewności wymieszanej ze wstydem.
- Nie wiem - odpowiedziała po dłuższej chwili. - Dla mojej rasy ten temat przeznaczony jest tylko dla par związanych błogosławieństwem. Nie potrafię określić czego chcę gdy nie wiem jak poradzić sobie z tym co się stało. - Chwila szczerości w widoczny sposób nie przyszła jej łatwo.
- Nie będę Ci utrudniał. Zrobimy tak.. - chwila oddechu...
- Jeśli nie chcesz zostawać na noc to nie będę Cię zatrzymywał, jeśli jednak chcesz zostać to powiedz mi.. Oczekujesz mojej decyzji ale ja wiem czego chcę, umiem o tym rozmawiać, to takie proste i ludzkie. Seatano, sama musisz podejmować decyzję. Tak robią dorośli, odpowiedzialni ludzie z wolną wolą.. Tak czy siak powiem Ci jedno, rano się spakuje i jeśli nie wiesz, wyjadę by i tak nie komplikować Ci podróży.
Smith podszedł do Seatany, wziął jej dłoń i rzekł:
- Jeśli będziesz wiedziała czego chcesz od naszej znajomości to przyjdź i mi powiedz gdy już się namyślisz. Jeśli nie.. Trudno.. Wyjadę zawsze miło Cię wspominając. Po prostu czas dojrzeć, a miecz nie świadczy o tym czy jesteś dorosła. Dla mnie to oczywiste, ale czy dla Ciebie?
Odsunął się i poszedł po kolejnego fajka. Nagi.
Wymówienie się faktem, że przecież wcale nie należy do osób dorosłych wydało się jej dziecinne więc zrezygnowała z tej najprostszej jej zdaniem opcji wyjścia z sytuacji.
- Nie rozumiesz - odpowiedziała ze smutkiem w głosie. - Nie liczy się to czego ja chcę, nawet gdy chodzi o życie prywatne, którego nie powinnam posiadać. Muszę wyruszyć na misję, w której ty nie masz zamiaru brać udziału. Moje pragnienia, nie ważne jak szalone, nie mogą mieć na tą decyzję wpływu. Czy ty zmienisz swe zdanie i ruszysz ze mną na misję straceńców?
“Ja pierdolę co za dziewczyna. Tego nie mogę... Tamtego nie mogę... Nie wysram się jak mi nie pozwolą... “ Smith palił i milczał. Patrzył na kobietę...Demona..Elcośtam.. Nawet nie umiał zapamiętać nazwy jej rasy. Żałosne...
- Dla mnie jest ważne czego pragniesz. Jeśli chcesz, wyruszę, czemu nie. Mam tylko nadzieję, że alkoholu nie zabraknie.. - uśmiechnął się.
- Ale śpisz ze mną - pokazał jej język
Niedowierzanie wyzierało nie tylko z jej spojrzenia ale i całej postawy. Szok, który najwyraźniej przeżyła po jego słowach sprawił, że zapomniała do czego służyły jej ręce przez co w chwili, w której usiadła gwałtownie, koc zsunął się z jej ciała odsłaniając je do połowy na co nie zwróciła nawet uwagi.
- Dla mnie? - głos, którym zadała to pytanie bardziej pasował do dziecka któremu ktoś właśnie wręczył bez powodu tabliczkę czekolady.
“ Nie kurwa, dla świętego mikołaja”
- Tak mała, dla Ciebie - odpowiedział.
- Dlaczego? - zapytała wyraźnie nie zdradzając po sobie jakiejkolwiek wiedzy na temat tego, dlaczego ktoś miałby zrobić coś dla niej, szczególnie zaś narazić życie w wyprawie takiej jak ich.
- Bo fajna z Ciebie dupa..- odpowiedział.
Zapewne równie dobrze mógłby powiedzieć te słowa w innym języku. Mniej więcej tyle samo by zrozumiała.
- Zatem jedziesz ze mną dla tego? -wskazała na łóżko.
- Nie dlatego,chociaż ma to sens jakby nie patrzeć. Chcę jechać bo Cię polubiłem.. - “a może dlatego że i tak nie mam nic do stracenia” dodał w myślach.
- Chcę wiedzieć czy to - wskazał na łóżko - dla Ciebie się nie wydarzyło czy wydarzyło i ma wydarzyć.. ? Odpowiedz krótko i rzeczowo...
Odwróciła głowę chcąc ukryć niegodną wojownika łzę oraz uśmiech szczęścia, który mógł zostać niekorzystnie odebrany przez Johna.
- Zaprzeczenie byłoby jawnym kłamstwem, a czy ma się to powtórzyć to - stwierdzenie, że nie od niej to zależy zostało powstrzymane szybkim ogryzieniem się w język nie kończąc wypowiedzi.
- Dokończ i przestań .. - sam się ugryzł - po prostu dokończ albo się tego chce albo nie..
- Chcę - jakby wypowiedziała to słowo ciut ciszej zapewne w ogóle nie wydałaby z siebie dźwięku.
John podszedł do niej i pocałował ją obejmując w pasie. A potem szepnął jej:
- Widzisz, to nie było tak ciężkie - uśmiechnął się, a na koniec pocałował w usta na do widzenia, bo w końcu co jak co Huphrey Bogart był jego idolem z czasów młodości, którą przećpał ale o tym na razie postanowił nie mówić Seatanie.
Dziewczyna odpowiedziała na pocałunek z nowo odkrytą namiętnością, porzucając wszelkie ograniczenia, które do tej pory kierowały jej poczynaniami.

potacz 23-01-2012 04:08

Świt rumienił się horyzoncie, ostatecznie odganiając pozostałości nocy w dal.
Warczenie dwóch silników rozbudziło dolinę, a gdy ucichło, powoli, powoli świat sam zaczął wydawać odgłosy.
Powoli w swocih komnatach ludzie zaczęli łapać ostatnie oddechy sennego powietrza pod ciepłymi puchowymi kołdrami.
Dochodziła 6 rano. Do zaplanowanwego śniadania pozostały trzy godziny.
Płatki śniegu leciały z nieba.


*****


Około godziny ósmej rano, na dziedzińcu dało się słyszeć ryk rotorów i huk powietrza.
Zapłonęły flary, ktoś krzykiem wydawał komendy, kilka osób kręciło się na placu przed zamkiem.
Ucichło.
Maszyna wylądowała na dziedzińcu, koła zostały zablokowane, klapa się obniżyła.


W sali kominkowej nakrywano do stołu.

Rozbudzenie już całkowicie goście, ubierali się, mając zamiar skierować się na śniadanie.
Lecz pod spokojnymi twarzami zachodziły burzliwe procesy myślowe.

„Zgodzić się czy nie?”

Kerm 23-01-2012 18:24

Wieczorna rozmowa z Seataną niespodziewanie dużo wniosła do tematu. Dziewczyna (czy też raczej kobieta) była tak opanowana przez swoją manię ratowania brata, że raczej nie myślała zbyt rozsądnie. I stanowiła potencjalne zagrożenie. Gdyby ich półgłówkowaci zleceniodawcy znali jej poglądy, zapewne umieściliby ją w głębokim lochu, by nie przeszkodziła przypadkiem w realizacji misji, porzucając ją dla własnych celów.
Do obowiązków Phelana nie należało informowanie kogokolwiek o poglądach współtowarzyszy misji, ani też o swoich poglądach na owych współtowarzyszy. Sam jednak przed sobą musiał przyznać, że takiej zbieraniny dawno nie widział. Na takich, co chcą obalić kogokolwiek nie wyglądali. Na zbyt zgraną kompanię również. Przynajmniej na początku.

W nocy, jak się okazało, niektórzy nie mogli spać. A potem urządzili sobie jakąś imprezę z dala od zamku. Tak się okazało, gdy wrócili. Początkowo Phelan się zastanawiał, czy przypadkiem cała czwórka (mimo takich czy innych profitów) nie zrezygnowała z udziału w misji, ale nie - parę godzin później wtarabanili się na zamkowy podwórzec. Widocznie zaczęli się ‘zgrywać’, a do tego potrzebne im były zajęcia integracyjne. Co prawda bez jego udziału, ale to akurat Phelanowi było nieco obojętne. I tak był pewien, że podczas tej nieszczęsnej misji w większości będzie musiał polegać na sobie, a nie na innych. Wiara w to, że inni nie zawiodą, przyczyniła się do zapełniania dość sporej liczby cmentarzy, a to, że nie został wzięty pod uwagę podczas nocnej imprezy, to była ich sprawa. Warta zapamiętania i wzięcia pod uwagę na przyszłość. Od dawna dawał sobie radę w życiu sam i nie bardzo miał ochotę to zmieniać.

Przerywana wyjazdami i głośnymi powrotami noc mimo wszystko pozwoliła na złapanie paru godzin snu (co Phelanowi zwykle wystarczało do regeneracji sił). Innym zapewne nie, gdyż rankiem, gdy po tradycyjnej gimnastyce porannej i parumilowej przebieżce Phelan wrócił do zamku, dokoła panowała cisza. Nie niepokojony przez nikogo zdążył wziąć poranny prysznic i sprawdzić ekwipunek, gdy murami zamku wstrząsnął dźwięk nietypowego budzika.

Podszedł do okna.
Jakaś (jeśli dobrze pamiętał wykłady) wersja Rybołowa wtarabaniła się na zamkowy dziedziniec. I zrodziło się pytanie, co planowano zrobić z tym samolocikiem - przerzucić ich chyłkiem przez granicę? Wylądować gdzieś w polu? Zrzucić na spadochronach? A może tylko przerzucić w miejsce, z którego szybko i legalnie mogliby się dostać tam, gdzie powinni? Sądząc z zaprezentowanej do tej pory inteligencji organizatorów tej akcji zostanie wybrany najgłupszy sposób, a oni, uczestnicy wyprawy, będą mieli szczęście, jeśli ich nie zestrzelą. A widział, co zostało z takiej maszyny, która miała pecha spaść, zamiast wylądować.
Pokręcił głową.

Gdy zabrzmiał gong, informujący o zbliżającym się śniadaniu, Phelan ruszył do jadalni. W końcu trzeba kiedyś było powiedzieć gospodarzom, że weźmie udział w tym przedstawieniu. W życiu by sobie nie darował, gdyby zrezygnował z tego cyrku.
Ale tego nie zamierzał nikomu mówić.

valtharys 26-01-2012 11:50

Poranek był dziwny. Seatana obudziła półprzytomnego Smitha, który zaległ gdzieś pod ścianą z flaszką w dłoni. Nie chciał jej budzić, więc zostawił jej całe łóżko dla siebie. Oboje w końcu ubrali się i ruszyli ku drzwiom.

- Zatem w końcu podjąłeś tą ostateczną? O ile dobrze pamiętam jeszcze całkiem niedawno nie byłeś taki pewny tego co chcesz... - Wyminęła go i podeszła do drzwi.

Gdy go mijała złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie i pocałował tak by nogi się pod dziewczyną ugięły a potem rzekł:

- To nie ostatni.. jadę … z Tobą

Oboje wyszli, a Smith zamknął drzwi na klucz i zapalił papierosa. Milczał, bowiem nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Poranek choć mokry i gwałtowny to jednak był przyjemny, gdy zobaczył de monetkę, bowiem chyba nigdy nie będzie wstanie zapamiętać tego Eld..coś tam.. Podjął decyzję, i chyba nawet on nie wiedział czemu się zgodził by jej towarzyszyć. Odpowiedzialność, zauroczenie czy po prostu chęć udowodnienia sobie czegoś. To nie było ważne. Coś go pchało by towarzyszyć dziewczynie. Spoglądał co jakiś czas na nią, idąc tak koło niej lecz milczał. Ta spojrzała się na niego, złapała go za rękę i rzekła, patrząc mu prosto w oczy:

- Jesteś pewien, masz jeszcze szansę się wycofać ?- zamrugała słodko swoimi czerwonymi oczkami
Smith dotknął jej policzka czule, uśmiechnął się i znów ją pocałował, delikatnie unosząc nad ziemię. I kto by pomyślał że pijak może być takim romantykiem. Odstawił ją na ziemię, tak że stopami miękko dotknęła podłoża.

-Tak maleńka, życie mam jedno - A potem znów ta jego obojętność się odezwała - Najwyżej skończę jako karma dla psów

Wszedł do sali, mając na dzieję na porządny posiłek. Nie widząc nigdzie popielniczki, zgasił papierosa wkładając go do jakiejś doniczki z kwiatkiem. Podszedł do stołu, odsunął Seatanie krzesło a potem usiadł koło niej, zadowolony z siebie. Wiedział co powie, wiedział jaka jest jego decyzja. Poza tym, polubił Włochacza i dobry z niego kompan do picia. Seatana, młoda i waleczna ale i naiwna, czuł że … musi się o nią troszczyć. Może w ten sposób odkupi swoje winy, albo chociaż sam sobie przebaczy..

Grave Witch 26-01-2012 12:07

Seatanę obudziły duchy. Ich jazgotanie w jej głowie sprawiło, że otwierając oczy była bardzo daleka od dobrego humory, a znacznie bliższa zamordowaniu pierwszej żywej istoty jaka się jej nawinie. Stan ten trwał jednak dość krótko. Unosząc się z łóżka dostrzegła bowiem Smitha półleżącego na podłodze z pustą butelką tuż obok jego dłoni. Widok nie był najkorzystniejszy dla mężczyzny, jednak wywołał na jej ustach lekki uśmiech, który znacznie się poszerzył gdy zauważyła koc, którym ją przykrył. Cicho, tak by za wcześnie go nie zbudzić, ruszyła w stronę łazienki jednocześnie zdejmując z siebie oba płaszcze. Chwila prywatności nim rozpocznie próby doprowadzenia Johna do stanu używalności, była tym czym nie mogła od tak, wzgardzić.
Łazienka niestety nie została tak bogato wyposażona jak łaźnia więc dziewczyna została zmuszona do zadowolenia się mało wyszukanymi kosmetykami. Nigdy by nie przypuszczała, że to jak wygląda i pachnie stanie się dla niej tak istotne.

Decyzja jakiej metody użyć była dość ciężka. Obraz kubka lodowatej wody, który podsuwały jej duchy, nie za bardzo przypadł jej do gustu. Jeżeli jednak nie będzie miała wyboru...
- John...? - potrząsnęła nim delikatnie, na próbę. - Pora wstać. Śniadanie... Pmiętasz?
-Hrmmm - wydobyło się chrapanie z ust mężczyzny, który smacznie sobie spał, co jakiś czas nawet oblizywał wargi przez sen.
Tym razem w jej umyśle pojawiła się wanna wypełniona lodem. Nie miała jednak pojęcia jakim cudem miałaby dotaszczyć go do łazienki. Nie mówiąc już o zdobyciu takiej ilości lodu.
- Najwyżej go przypiekę - mruknęła na kolejne, wedle duchów pomocne, propozycje. - John... - Tym razem włożyła w swoją próbę nieco więcej siły. - Śniadanie...! - dodała nieco głośniej.
Smith znów się oblizał, dmuchając niezbyt przyjemnych zapachem prosto w nos kobiety.
- Hmmhh - wydobyło znów się z jego gardła
Eldfallianka cofnęła się marszcząc nos.
- Dobrze, przyznaję wam rację - powiedziała na głos po czym, aczkolwiek nie do końca pewna słuszności swego postępowania, chwyciła jedną z leżących na podłodze butelek i ruszyła w stronę łazienki.
- Pobudka! - Oznajmiła podniesionym głosem przechylając jednocześnie szklane naczynie wypełnione lodowatą wodą, szyjką w dół celując strumień na głowę śpiącego.
- Aaaaa...yhyhyhy - John otworzył oczy jak ktoś by go chciał utopić i zobaczył Seatanę roześmianą, która jednak lekko zdziwiła się gdy zobaczyła że nagle w ręce Johna znalazła się broń, z lufą skierowaną ku niej
Skrępowany schował broń i rzekł:
- To się nazywa chłodne przyjęcie.. dzięki - powoli zaczął wstawać - Wyspałaś się
John zaczął zrzucać z siebie ubranie. Marzył o kąpieli. Gorącej kąpieli.
Nim odpowiedziała, wypuściła z płuc wstrzymane powietrze. Zdecydowanie nie byłą przygotowana na taką reakcję.
- Odrobinę - odpowiedziała wodząc za nim wzrokiem. - Zdecydowanie wolałabym pospać dłużej ale... - wzruszyła ramionami. - Nie wypada się spóźnić.
- Spóźnić? eee - złapał się za głowę, jak to człowiek który ma kaca z rana - aaa..tak spotkanie... muszę się wykąpać by wyglądać jak człowiek, a nie jak ścierwo wydobyte z rynsztoka i mogę iść.. Poczekasz czy też chcesz zrobić wziąć kąpiel ?
- Jestem już po ale - zarumieniła się lekko jednak dokończyła - zawsze mogę popatrzeć.

Smith poszedł do łazienki, gdzie napuścił sobie gorącą wodę do wanny. W tym czasie rozebrał się i wszedł. Ciepła woda dobrze mu zrobiła. Czuł się jak wszystkie mięśnie odpoczywają i relaksują się, a on sam się odpręża. Spojrzał na dziewczynę lecz nic nie powiedział. Po chwili tak leżenia, zaczął się myć i doprowadzać do porządku. Choć część jego chciała zaproponować Seatanie by się dołączyła, jednak wiedział że wtedy tak szybko nie pojawią się na śniadaniu. Gdy się umył wstał i zaczął się ubierać w świeże ciuchy. W końcu był gotowy, jeansy, niebieska koszula, marynarka i płaszcz. Spojrzał na dziewczynę widząc że nadal mu się przygląda i zapytał:
- Tak ?
Seatana faktycznie przez cały czas nie spuszczała z niego wzroku kłócąc się zawzięcie z duchami i własnymi myślami.
- Czy istnieje jakaś możliwość by ktoś inny przejął twoją umowę z Hadesem? - zapytała w końcu patrząc mu prosto w oczy.
- Wątpię poza tym musiałbym wypełnić moją umowę do końca..a tego nie zrobię - wzruszył ramionami
- Jednak istnieje przecież możliwość złożenia lepszej propozycji. W końcu to tylko jedna dusza... - nie dawała za wygraną.
- Dusza duszy nie równa, a zaufaj mi maleńka moja jest warta.. a poza tym mój grzech.. nie ma niego klauzuli łagodzącej.. wieczność w Tartarze i jeden dzień dłużej.. - mruknął
- A co aż tak nie chcesz by mi się coś stało - uśmiechnął się
- Po prostu nie widzę powodu dla którego moje zadanie nie mogłoby uratować twojej duszy przed cierpieniem - wzruszyła ramionami poprawiając pas i zakładając płaszcz. - Idziemy?
- Tak, idziemy.. Musisz zrozumieć, że są pewne uczynki, które nie podlegają ułaskawieniu - odpowiedział - Głodny jestem, czas zjeść i oznajmić gospodarzowi decyzję.
- Cóż, w takim razie zapewne kiedyś spotkamy się w twoim lub moim piekle - zażartowała.


Gdy Smith odsunął dla niej krzesło obdarzyła go czułym uśmiechem i lekko skinęła głową w podzięce. Nie była pewna czy to dobrze, że pojedzie z nimi, mimo iż była z tego powodu szczęśliwa. Bała się jednak, że nie będzie w stanie go ochronić gdy zdarzy się sytuacja zagrażająca jego życiu. Nie była pewna czy zdoła poświęcić swoją misję na rzecz tego mężczyzny. Najgorsze jednak było to, że coraz poważniej zaczynała brać pod uwagę takie rozwiązanie. Honor, a kochanek... Może Weenglaaf miał więcej racji niż była skłonna mu jej przyznać. Nic jednak nie mogła poradzić na fakt, że nawet tuż przed chwilą w której jej los zostanie przypieczętowany, nie mogła przestać myśleć o jego ustach na jej skórze.
Niecierpliwie zastukała palcami w blat stołu. Jak nic gospodarze mogliby się pospieszyć...

SWAT 31-01-2012 18:20

Cały wczorajszy dzień, zostawił za sobą. Wszelkie rozmowy, kłótnie... Wszystko to odciął grubą kreską, kiedy się obudził na śniadanie. Zakuł się w pancerz, oraz pozbierał swoje drobiazgi. Chyba dzisiaj mieli ich przerzucić, więc nie chciał dłużej zajmować pomieszczenia. Bambetle rzucił na pakę samochodu.
Następnie ruszył wolno w kierunku sali jadalnej. Powitały go spojrzenia zgromadzonych, ale on, tak jak miał w zwyczaju, bez słowa usiadł przy stole. Gdzieś poza zamkiem, gdzieś wysoko słyszał jakiś warkot potężnych silników. Miał podejrzenia co to. Ich transport. Na pewno nie wrogowie, ponieważ sami gospodarze siedzieli spokojnie na swoich miejscach.

villentretenmerth 02-02-2012 10:51

Weenglaaf nie mógł zasnąc kotłując się w harmidrze swych myśli. Otwierał się przed nim nowy rozdział w życiu, nowe możliwości, oraz prawdziwie ludzka egzystencja. Po raz pierwszy w swoim życiu zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście tego chce. Zasnął. Sen jednak nie dał mu spokoju i obudził się cały zmęczony. Śniła mu się wojna lub coś do niej podobnego. Dziesiątki uzbrojonych po zęby komandosów ginęło za sprawą siły woli wampirzego maga. Van der Merve. On sam w tym śnie biegał wokół niej atakując chaotycznie tych, którzy przeżyli pierwszą śmiercionośną fale. Kule świszczały. Wszystko topiło się w płonącym fosforze, a nad trującymi oparami dymu unosiła się ona. W swoim śnie był w nią zapatrzony jak w obrazek. Dopiero, gdy patroszył jeszcze żywego wojaka, którego wywlekł z czołgu zauważył że nie ma ludzkiej postaci. Zauważył, że rozflacza go szponami owłosionych łap, całych ubazgranych w krwi. „Jam jest Weenglaaf, sługa Przynoszącej Burze.” Huczało mu w głowie. Podniósł głowę z dumą, kpiną i wyzwaniem, a z grupki nadchodzącej nowej fali komandosów wystrzelono do niego ze strzelby igłowej. Pierwszy strzał sparaliżował mu rękę niewyobrażalnym bólem. Bólem zdolnym zabić człowieka. Drugiego strzału nie zauważył, gdyż się obudził. Z daleka słyszał łopotanie śmigieł wielosilnikowego śmigłowca. Nie potrafił go nazwać, ale potrafił sobie go wyobrazić. Świt trwał i trwał. Rozejrzał się po pokoju. Sierść w pościeli. Nic niepokojącego. Postanowił po raz pierwszy w historii swojego życia wziąć prysznic. Umyte ciało w lesie jest widoczne jak wielka czerwona dwója w indeksie wśród samych piątek, ale zapowiadało się, że może sobie pozwolić na ten luksus uprzyjemniając życie sobie oraz współpasażerom śmigłowca.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:20.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172