Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2012, 22:50   #21
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
YITHNEE
Urvyn ruszył do przodu, dwa kroki przed tobą. Postać powoli zbliżała się do was, a im bliżej była, tym mniejsze było uczucie zagrożenia. Gdy wkroczyła w światło księżyca, rozdzierające otaczające was cienie, rozpoznaliście ją. Był to dowódca gwardzistów, który podróżował razem z wami i który najwyraźniej stoczył zaciętą walkę nie tak dawno temu. Jego lewa dłoń kurczowo zaciskała ranę pod lewym żebrem, a on sam utykał i pozostawiał za sobą ślady krwi. Twarz również naznaczona była szkarłatnymi smugami, a jego oczy powoli zachodziły mgłą. Rozpoznał was. Zatrzymał się w miejscu i otworzył usta, próbując coś powiedzieć, jednak jedynym, co uciekło z jego ust, była czerwień. Mężczyzna padłby na bruk, gdyby Urvyn nie doskoczył do niego i nie podtrzymał w miejscu. Pozostało mu niewiele życia, tyle wiedzieliście. Najemnik dobył sztyletu, by ukrócić jego męki, jednak ten uniósł dłoń, powstrzymując twego towarzysza. Kapitan otworzył usta, lecz jego głos był na tyle słaby, że musieliście nachylić się, by cokolwiek usłyszeć.
- Kurwi syn zdradził... Pieprzony rycerz. - Słowa przerywały liczne kaszlnięcia. - Musicie... Perimar, statek za morze. Wiedźma... w Rozzhkarze. Skorpiony...
I ów skromny potok słów zastąpił już nie tak skromny potok krwi. Jedynie do momentu, w którym Urvyn przeszył serce Sunveryjczyka sztyletem. Wtedy zapadła cisza, cięższa tym bardziej, że właśnie uświadomiliście sobie, że zdradzić mógł was tylko jeden rycerz.

VONMIR & YGNVAR
Ser Coriag nie był zwykłym przeciwnikiem jak ów zabójca, z którym Vonmir starł się w miasteczku czy liczne ofiary Yngvara w Meincie. Był doświadczony, silny i szybki. Na dodatek, najwyraźniej nauczył się paru przydatnych sztuczek. Kiedy topór pomknął w jego stronę, nie musiał jednak uciec się do żadnej z nich. Yngvar spudłował, co nie było niespodzianką, biorąc pod uwagę jego stan i to, że takowa sztuczka wymagała niemałego wysiłku i precyzji. Coriag, nie tracąc czasu zawirował, posyłając falę ognia w stronę Meintyńczyka. Płomienie jednak, zamiast dosięgnąć mężczyzny, rozproszyły się na różne strony, zupełnie jakby uderzyły w niewidzialną ścianę. Zupełnie jak w gospodzie, ogień szalał wokół Yngvara i młodego gwardzisty, jednak nie sięgał ich. Byli bezpieczni. Ale też uwięzieni.
Vonmir natomiast dostrzegł szansę, kiedy rycerz Zakonu odwrócił się. Skoczył ku niemu, ignorując ból i dobywając miecza. Zanim pokonał odległość, dostrzegł co działo się pod drzewami. Chłopak zwyczajnie stał z rozdziawioną gębą, wpatrując się w płomienie ku niemu pędzące. Yngvar dyszał, a na jego twarzy malowała się wściekłość. Chwilę później, zasłonił ich ogień, który jakimś cudem nie spopielił ich, lecz uformował się w kopułę, odcinając dwójkę od walki. Coriag, będąc nadal odwróconym, nie zdążył zareagować. Miecz Vonmira przeciął powietrze ze świstem, a następnie skórzany pancerz i skórę rycerza. Przekleństwo wydarło się z jego ust, gdy uderzenie posłało go na kolana. Odwracając się, uniósł dłoń i wykrzyczał kilka słów w dziwnym języku. Fala energii zapewne sprowadziłaby Vonmira do parteru, gdyby tylko go sięgnęła. Zamiast tego, jedynie otarła się o niego i posłała kilka chwiejnych kroków w tył.
Powietrze, jeszcze kilka chwil temu wypełnione rykiem płomieni, teraz skwierczało od magii, zarówno tej rozproszonej, jak i tej jeszcze w działaniu. Ogień trawiący gospodę i szalejący wokół Yngvara przymarł wraz z ciosem Vonmira. O magii wiedzieli niewiele, jasnym jednak było, że pożar był przez nią napędzany. Owa tajemnicza siła była niszczycielska zarówno dla otoczenia i innych, jak i dla samych magów. Widać to było po Coriagu. Podniósł się z ziemi, jednak stał chwiejnie na nogach, a z nozdrzy spływała strużka krwi.

Yngvar: rzut na siłę - 76 SUKCES
rzut na szczęście - 77 PORAŻKA

Vonmir: rzut na zręczność - 36 SUKCES

YITHNEE
Wraz z Urvynem pobiegliście w stronę gospody co sił w nogach, by dowiedzieć się, czy wasze przypuszczenia i słowa lorda kapitana są prawdziwe. Gdy przekroczyliście bramę, z ulgą stwierdziłaś, że walka z własnym strachem będzie zbędna. Ogień, który jeszcze nie tak dawno tańczył w najlepsze, teraz skurczył się, niemalże gasnąć. Ryk płomieni ucichł, a w jego miejsce pojawiły się znów słyszalne słowa gapiów. Ty jednak, dzięki swym wyostrzonym zmysłom Dziecka Lasu słyszałaś też coś innego. Kroki, zupełnie jak te podczas tańca. Stal przecinającą powietrze. I zaraz po tym, twoje nozdrza wypełnił ostry zapach krwi i magii. Wilcza połowa w twym ciele zawarczała cicho, a ty sama pobiegłaś w stronę, z której to wszystko dochodziło. Zza gospody. Urvyn podążał zaraz za tobą. Minęliście róg spalonego budynku i wbiegliście na polankę za nim. Wprost w falę energii, która posłała was na ziemię. Podnosząc się, rozeznaliście się w sytuacji. Vonmir, próbujący ponownie stanąć pewnie na nogach. Pod drzewami, umierały właśnie płomienie, odsłaniając bezbronnego Yngvara i jakiegoś młodziaka w płaszczu gwardii. I pośrodku tego całego zamieszania, Coriag tr'Estyn, chwiejący się w miejscu ze strużką krwi, barwiącą jego usta i zęby na szkarłat. Szale jednak odwróciły się na korzyść najemników. Było ich pięcioro (troje, jeśli liczyć tylko uzbrojonych), a on był jeden. Jeśli jednak każda opowieść miała w sobie ziarnko prawdy, to te o wyczynach rycerzy Zakonu również mogły okazać się po części prawdziwe. A wtedy, lepiej by bogowie się zlitowali i uratowali ich.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 20-07-2012, 19:47   #22
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Rzut toporem Yngvara nie sięgnął swego celu, ale za to pomógł Vonmirowi w zaskoczeniu swego przeciwnika. Mimo mocnego bólu w ramieniu był w stanie sięgnąć ser Coriaga i zadać mu poważny cios, bo na taki to wyglądało, skoro nawet spowodowało rozproszenie się płomieni. Przeciwnik jeszcze zrewanżował się wojownikowi falą energii, ale ta nie wywołała za dużego spustoszenia, jedynie odsyłając go kilka kroków dalej. Zanim jeszcze zaczął się podnosić ponownie po tym, jak oberwał, mocno odetchnął z ulgą, bo jakby oberwał z czegoś podobnego do tego bicza z takiej odległości, zapewne już nigdy nie byłby w stanie podnieść się z ziemi. Aura, jaka panowała w powietrzu, również była złowroga. O ile płomienie były dla niego czymś bardziej znanym, to już magia w takiej, "czystszej" formie nie zwiastowała dla niego nic dobrego. Tak czy tak, trzeba było walczyć z rycerzem, ale obawiał się tego, co może stać się w powietrzu po jego śmierci. Na szczęście, to było niewiadomą, która mogła mieć i dobre rozwiązanie, a pozostawianie przy życiu takiego kogoś już nie. Dlatego po raz kolejny postarał się stanąć pewniej na nogach i pochwycić miecz, jeśli znajdował się w pobliżu. Wtedy pozostało mu po raz kolejny natrzeć na ser Coriaga, chociażby po to, by dać czas Yngvarowi na ponowne zdobycie swej broni. Wciąż pamiętał, że nie jest wybitnym wojownikiem, który po raz pierwszy na śmierć i życie starł się dopiero tego dnia. Czyjaś pomoc mogła mu więc być bardzo potrzebna.
 
Zara jest offline  
Stary 01-08-2012, 18:40   #23
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
WSZYSCY
Rycerz był szybszy, silniejszy i bardziej doświadczony od każdego z was. Nic więc dziwnego, że nawet będąc rannym i osłabionym, zdołał zablokować cios Vonmira. Nie czekając, odbił ostrze Sunveryjczyka i obdarzył go silnym uderzeniem zaciśniętej pięści, które nim zachwiało. Vonmir już widział Coriaga z mieczem uniesionym do góry, gotowym do zadania ciosu, który mógł zakończyć żywot niedoszłego oficera. Cios ten jednak nigdy nie nadszedł. Urvyn był tuż za Vonmirem, gdy ten ruszył na rycerza i teraz dopadł do Coriaga, blokując świszczącą stal. Najemnik stał jednak zbyt niepewnie, impet uderzenia posłał go do tyłu. I zapewne byłby to koniec obu mężczyzn, gdyby nie młody gwardzista. W przeciwieństwie do Yngvara i Yithnee, którzy stali niczym marmurowe posągi, chłopak chwycił włócznię leżącą do tej pory u jego stóp. Chwytając ją pewnie w dłonie, wziął zamach. Świst. Grot, znajdując drogę pomiędzy żebrami i przez płuca, wyszedł z drugiej strony, zabarwiony na czerwień. Ser Coriag, jeszcze kilka chwil temu wieszczący niebezpieczeństwo swoją osobą, teraz zdawał się mniejszy, mniej groźny. Szeroko otwarte oczy, usta, z których uleciałby ostatni oddech, gdyby nie blokowałaby go krew. Ciało pozbawione kontroli, lecące w dół, ku ziemi. Zdawać by się mogło, normalny człowiek i śmierć jak każda inna. Nie w tym przypadku. Płomienie, jeszcze przed kilkoma chwilami, dzikie i nieposkromione, teraz skurczyły się do rozmiarów paleniska. Jedynie spopielone resztki gospody dawały nieme świadectwo, jak śmiercionośny był ogień. Wiatr, który się zerwał, wypełniony był energią. Elektryzującą, stawiającą włosy na karku energią. Wysuszone gardła, zniekształcony dźwięk, zupełnie jakbyście znajdowali się pod wodą. Ostry, metaliczny smak w ustach, tak dobrze kontrastujący z wszechobecnym zapachem świeżości, niczym po burzy. I wraz z ostatnim spazmem, który wstrząsnął ciałem ser Coriaga tr'Estyna, wszystko ustało. Jedynie gdzieniegdzie dało się wyczuć resztki magii, uciekających w dół, ku źródłom głęboko w ziemi. Ucichła muzyka, przy której tańcowała śmierć i zastąpiona została gwarem Ouameńczyków, ciężkimi krokami strażników i oddechami grupy najemników, próbującej dotrzeć do siebie po zdarzeniach tej nocy.

Perimar

Pięć dni zajęło im dotarcie do Perimaru, portu na Morzu Południowym. Sunveryjczycy często nazywali miasto klejnotem koronnym i ciężko było im się dziwić czemu. Nawet ze wzgórza, pół ligi od jednej z bram, najemnicy dostrzec mogli, że było to miasto tłoczne i głośne. Kamienne mury otaczały Perimar, który w większości był drewniany. Jedynie port, serce miasta, mogło pochwalić się kamiennymi budynkami. Stare Miasto, tak Perimarczycy zwali ową dzielnicą. Na jej skraju, na szczycie wzgórza dumnie stał zamek o wysokich, strzelistych wieżach. Na wyższych z nich łopotał sztandar Wielkiego Księcia: złoty gryf na zielonym tle. Na niższych natomiast dostrzec można było czarnego orła na szkarłatnym tle, należącego do Admirała Sunveru i pana Perimaru. Pod murami miasta, jak w każdej części Voserii rozpościerało się Podgrodzie. Brudne, śmierdzące i byle jakie stanowiło dom dla wszystkich tych, którzy za murami się nie zmieścili. Urvyn ruszył w dół wzgórza, kierując się ku najbliższej bramie, a reszta ruszyła za nim. Wierzchowce, uratowane przez młodego gwardzistę Adaileta i teraz martwego Orrica z pożaru, zaniosły ich aż tutaj, na wybrzeże. Urvyn był tym, który zaproponował ten kierunek, uprzednio podzieliwszy się ostatnimi słowami umierającego Lorda Kapitana. Argumentował, że nawet jeśli którekolwiek z nich jest przeciwne kontynuowaniu pościgu, łatwiej będzie im zniknąć w Perimarze, niźli w Ouamenie. I zdawało się, że miał rację. Przekroczywszy bramę miasta, najemnicy wkrótce zniknęli w tłumie Sunveryjczyków, Azaveryjczyków, Ellyrian czy nawet przybyszy z południa. Kierując się w stronę portu, mijali wiele straganów i namiotów, zamtuzów i tawern. Minęli świątynię Aperisa, górującą nad okolicznymi budynkami. Perimar pełen był rozrywek, sklepów i kupców. I statków. Statków ponad wszystko. W porcie była ich cała masa. Statki rybackie, kupieckie. Galery i karawele. Las masztów z wieloma różnymi banderami. Złoty gryf Sunveru, srebrny orzeł Azavertu, biały wilk Ellyrii. Lew Rozzhkaru, trzy skorpiony Blac'el'latu i gwiazda Iszkelet. Masa innych, mniej ważnych bander. Multum różnych języków. Tak dobrze najemnikom znany sunveryjski. Śpiewny azaveryjski, twardy ellyriański. Dziwnie melodie języków z południa. Mnóstwo towarów z różnych stron świata. A wszystko to napędzał pieniądz. Korony, floreny, szylingi czy denary. Nieważne z jakiego kraju, waluta zmieniała ręce często i gęsto.
- Jeden z tych kapitanów musi płynąć do Rozzhkaru. - Odezwał się Urvyn. - Spróbujmy znaleźć kogoś, kto nas weźmie.
I tak zostali rozdzieleni po raz kolejny. Urvyn i Adailet ruszyli pytać kapitanów z Azavertu. Yithnee razem z Vonmirem i Yngvarem sprawdzać mieli Ellyrianów, jako że Narsainka była jedyną, która znała ich język. Wszyscy natomiast mieli próbować szczęścia u Sunveryjczyków i południowców.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 13-08-2012, 00:41   #24
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Mimo, że całe pięć dni zajęła im podróż do Perimaru, on wciąż rozpamiętywał w tym czasie niedawne wydarzenia. Pierwsza zadana śmierć, później walka z ser Coriagiem. Ta ostatnia nie poszła do końca po jego myśli, ale skończyło się szczęśliwie i więcej ofiar, poza tymi spalonymi już nie było. Ale nie trzeba się pewnie było domyślać, jaka atmosfera będzie panować w dalszej części poszukiwań. Pomijając fakt śmierci towarzyszy, który niewątpliwie był dotkliwy, to tym bardziej narastała obawa o własne życie. Przeciwnik nie był byle kim. Otrząsnął się dopiero w momencie, gdy przydzielono im zadania. Co prawda musiał odtworzyć sobie nieco w myślach to, co powiedział Urvyn, by poskładać wszystko do kupy. Udało mu się jakoś jednak i ruszył, mając nadzieję, że pozostali jego towarzysze również podążą w stronę zacumowanych statków. Nie oglądając się póki co zanadto na nich, by zobaczyć, jaki jest stosunek tutejszych ludzi do nowo-przybyłych, żwawo ruszył w stronę pierwszego kapitana, wyglądającego na pochodzącego z podobnych stron co on, by po przedarciu się w okolice statku zapytać pierwszej lepszej osoby znajdującej się na nim:
- Witam, płyniecie może wy do... - Zaciął się na chwilę, bo nie zapamiętał zbyt dobrze nazwy. - Rokzhartu?
 
Zara jest offline  
Stary 16-08-2012, 21:25   #25
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Perimar

Młody chłopak, którego zaczepił Vonmir burknął coś pod nosem, że „z takimi rzeczami to do kapitana” i pospiesznie oddalił się od najemników. Reszta załogi nie zwracała na nich uwagi. No, nie zwracała uwagi na Vonmira i Yngvara. Yithnee natomiast czuła na sobie ich spojrzenia, słyszała ciche wymiany zdań. Widać pierwszy raz w życiu widzą Dziecko Lasu.

Najemnicy ruszyli w stronę kajuty kapitana, by dowiedzieć się, czy jego statek płynie za morze do Rozzhkaru. Nim jednak zdołali dotrzeć do drzwi, te z otworzyły się z impetem i ze środka wypadł, jak się domyślali, właściciel okrętu.
- Jakie, kurwa, niewolniki? - Ryknął, zrywając do lotu mewy, które przycupnęły na maszcie. - Gdzie ja bym chędożonych południowców pochował? W workach? A może zawinąłem ich w dywany?
Tuż za rozjuszonym chłopem, który coraz bardziej przypominał wściekłego niedźwiedzia, wyłonił się drugi mężczyzna. Młodszy, schludniej ubrany. I o wiele cichszy. Vonmirowi jego twarz wydała się skądś znana.
- Mości kapitanie, zrozumcie, ja tu z ramienia Wielkiego Księcia działam. - Odpowiedział spokojnym tonem, z chłodnym uśmiechem na ustach. - Prawo zabrania handlu ludźmi, skądkolwiek by nie pochodzili. Chłopcy mówili że płyniecie na północ, do Suortu. W Azavercie jedna wielka jatka, bracia skaczą sobie do gardeł. Ceny idą w górę. A niewolnicy, zwłaszcza ci szkoleni na wojowników, są niezwykle wiele warci i dla jednego, i dla drugiego Arcyksięcia.
Kapitan już szykował się do ponownego ryku, ale mężczyzna nie pozwolił sobie przerwać.
- Moi chłopcy przeszukają wasz okręt. Jeśli nie szmuglujecie czegoś nielegalnego, puścimy was wolno. Oczywiście zarekwirujemy część ładunku jako rekompensatę za sprawianie nam problemów. - Z ostatnimi słowami uśmiech mężczyzny stał się jeszcze szerszy i chłodniejszy. - Udanego pobytu w Perimarze, kapitanie. Módlcie się lepiej, żebyśmy wam go nie przedłużyli.
I nagle Vonmir przypomniał sobie, skąd zna tą twarz. Tyle razy widział ją wykrzywioną alkoholem i uśmiechem, podczas kiedy jego ręce macały jakąś dziwkę w ouriadzkim zamtuzie. Kilka razy nawet zdarzyło im się razem uczestniczyć w pijackiej burdzie. I sądząc po uśmiechu Arona Vrederica tr'Ayna, on również rozpoznał swojego dawnego kompana ze szkoły oficerskiej.

(...)

Gospoda „Syreni Ogon”

- Rozzhkar, powiadacie. - Aron podrapał się po brodzie i zdrowo pociągnął z kufla. - Znam jednego kapitana, co się na tamte wody planuje zapuścić.
W dokach, kiedy mężczyzna namawiał ich na udanie się do gospody, najemnicy próbowali się wycwanić. Musieli w końcu znaleźć statek za morze i kapitana, który by ich ugościł. Jednak kiedy okazało się, że dawny znajomy Vonmira jest dosyć wysoko stojącym oficerem i nadzorcą Starego Portu, nie trzeba było ich dłużej namawiać.

Kiedy w końcu Aron i Vonmir skończyli wspominać młodzieńcze czasy, zmienili temat na taki, który ich interesował. Statki. Nie było niespodzianką, że oficer ma dostęp do wszystkich rejestrów. Miał informacje o wszystkich okrętach, które cumowały w Perimarze, ich kapitanach, ładunkach oraz skąd i dokąd płynęli.
- Ellyrian. - Kontynuował Aron, zerkając na Yithnee. - Dziewce może uda się go przekonać, żeby was zabrał. Złotookich i Ellyrianów do siebie ciągnie. Statek kupiecki, płynie z Narselymu do Rozzhkaru. Cumuje na południowym krańcu portu. „Szkarłatna Wstęga”, tak się zowie. Pływa pod banderą Ylcveress.
- Srebrny jednorożec na czerwonym tle. - Wtrąciła Narsainka. Pamiętała flagi wywieszane przez kupców, którzy przybywali do Narselymu.
- Ano. - Pokiwał głową. - Odpływa o świcie.
Rozmowa trwała jeszcze przez dłuższą chwilę i kilka głębszych. Kiedy przyszło im się żegnać, oficer uniósł kufel i wychylił go do dna, życząc im pomyślnych wiatrów.

(...)

Najemnikom szło jak z górki. Po odnalezieniu Urvyna i Adaileta, którym szczęście w sprawie statku nie dopisało, całą grupą udali się na poszukiwanie „Szkarłatnej Wstęgi”. Znaleźli i ją, i jej kapitana. Dobrze zbudowany chłop, z pierwszymi wstęgami srebra w czarnych włosach jedynie kiwał głową, gdy Yithnee przedstawiała mu sytuację w nieprzyjemnym dla uszu języku Ellyrian. Odpowiedzi nie musiała tłumaczyć. Wszyscy zrozumieli przyjazny uśmiech i kiwnięcie głową. Mieli się stawić na okręcie wraz z pierwszymi promieniami słońca. Przez noc mogli więc sprzedać wierzchowce, dla których na „Wstędze” nie było miejsca, uzupełnić zapasy i kupić cokolwiek było im potrzebne. Kwestią ceny za przewóz nie musieli się martwić. Urvyn wręczył grubemu kupcowi, który przedstawił się jako Roysyll Narser, pękatą sakiewkę. Sakiewkę, którą najpewniej zwinął z ciała ser Coriaga pięć dni temu, w Ouamenie.

Wszystko szło najemnikom z górki, jak już było powiedziane. Ale, jak wszyscy wiedzą, raz na wozie, raz pod wozem. I kiedy grupie najemników drogę do "Wstęgi" zastąpiły wyjątkowo paskudne draby o twarzach niczym barbarzyńskie siodła, wiedzieli już, że los po raz kolejny rzucił ich pod wóz.
- No, mordeczki. - Odezwał się najszpetniejszy z nich. - My chcemy po dobroci z wami. Dajecie nam górala i z bogiem. Ruszajta, gdzie chceta. Ale górala bierzemy my. Wzbogacimy się na nim.
Hałastra, uzbrojona w całkiem dobrej jakości bronie, wbiła przekrwione oczy w Yngvara. A jednak, Urvyn miał rację, ich towarzysz był ścigany. Najemnik wykonał ruch, zupełnie jakby chciał sięgnąć po miecz, jednak ciszy nie przerwał charakterystyczny dźwięk wysuwanego się ostrza. Przystojniaków było dziewięciu. Sześć przed nimi i trójka za. Wzięli ich w dwa ognie. Boczna uliczka, w którą skręcili, nie oferowała żadnej ucieczki. Jedyne wyjście prowadziło przez jedną z grup. I nie było to wyjście łatwe. Jeden z trójki i dwóch z szóstki trzymali w rękach kusze z nałożonymi bełtami. Trzeba było przyznać, amatorami być nie mogli. Brzydki wynalazek Vuokaatów, od którego powstają jeszcze brzydsze rany, był dość powszechny na wschodzie i Żelaznym Wybrzeżu, jednak tutaj, na południu był nie lada atrakcją. I coś mówiło najemnikom, że zaraz dowiedzą się, jak naprawdę niebezpieczna jest atrakcja, którą zapewnił im geniusz Vuokaatów.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 17-08-2012 o 16:14.
Aro jest offline  
Stary 18-08-2012, 01:24   #26
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Sytuacja w jakiej się teraz znaleźli była bardzo nieciekawa. Szczególnie dla Yngvara. Miał 3 wyjścia: poddać się, walczyć albo spróbować załatwić sprawę za pomocą perswazji. Pierwsza opcja wydawała się najgorsza z możliwych. Podejrzewał, a nawet był pewny, że najemnicy mają dostarczyć jego głowę pracodawcy bez większej różnicy czy będzie ona spoczywała na karku górala czy też w worku. Ponadto najemnicy wyglądali na profesjonalistów i wszelkie próby ucieczek z niewoli prawdopodobnie zakończyłyby się porażką. No, więc poddanie się odpada. Druga opcja była bardziej interesująca. Doskonale pasowała do gorącokrwistego charakteru Yngvara. Jednak rzucenie się za wrogów z dzikim okrzykiem i w berserskim szale miało jedną, ale znaczącą wadę: kusze. Dzięki tym vuokaackim wynalazkom jeszcze przed wykonaniem pierwszego kroku jego atak mógłby zostać zakończony z powodu trzech bełtów tkwiących głęboko w czaszce. Na dodatek Yngvar nie był pewien swoich obecnych możliwość w walce po ostatnich przygodach z podpaloną gospodą i magiem-zdrajcą. Na domiar złego przeciwnik miał przewagę liczebną i nie miał także stuprocentowego zaufania do swoich towarzyszy. Dlatego walka to także nie byłby najlepszy pomysł. Pozostawała trzecia możliwość: właściwe użycie języka. Yngvar zawsze zamiast mówić wolał pokazać innym to samo za pomocą pięści i topora, ale zdarzyło mu się nie raz negocjować. Nigdy tego nie lubił. Zawsze wkurzali go ci przemądrzali gogusie, którzy kłapali tylko ozorem i tak go zaraz omotali, że nie wiedział później po co w ogóle z nim gada. Zamiast niego musieliby się wykazać towarzysze. Niestety pośród nich żaden dotąd w jego obecności nie błysnął talentem krasomówstwa. Ewentualnie mogliby spróbować przekupstwa. Jednak przeczuwał, że ludzie, którzy wynajęli tych ludzi dysponowali znacznie grubszymi sakiewkami niż on i jego kompani. Zostało mu więc tylko jedna droga: połączenie połączenie poddania się z perswazją, czyli podstęp. Zamierzał dobrowolnie się poddać i zaatakować dopiero po chwili udawania. Żeby jego plan wypalił pozostali musieli się do niego przyłączyć . Popatrzył w ich kierunku, mrugnął i postarał się żeby jego twarz jak najbardziej przebiegły wyraz. Miał nadzieję, że zrozumieją jego zamysł aby oddali go i zaraz potem zaatakowali.
 
Boreiro jest offline  
Stary 23-08-2012, 00:16   #27
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Zadowolony z odnalezienia dawnego znajomego, który w dodatku okazał się skory do pomocy w znalezieniu transportu, a także samego wspominania dawnych czasów, zresztą, podobnie czyniąc jak zazwyczaj wtedy, czyli przy niejednym kuflu piwa, Vonmir miał nadzieję, że już teraz pójdzie jak z płatka. Niestety, okazało się, że nie tylko on miał w tym mieście starych znajomych. Yngvar, czego można się było spodziewać po jego dosyć parszywym sposobie życia, ignorancji, braku jakiejkolwiek przyjazności, a nawet i pewnej mroczności, zdawał się być mocno podejrzanym człowiekiem, że pewnie nie tylko Vonmir nie czuł żadnego zdziwienia, że jego kompan był człowiekiem ściganym. Zobaczył na twarzy górala jednak, że ten coś kombinuje. Wątpił, aby wiązało się to z próbą walki, bo ta nie mogła mieć korzystnego wyniku. To, bądź co bądź, człowiek jakiś czas przebywający w szkole oficerskiej, musiał wiedzieć. Uznał, więc może jego kompan chce, by spróbować ich trochę zagadać, czy coś? Właściwie to i tak nie mieli innego wyboru, głupio byłoby po prostu oddawać jednego ze swoich, więc pochodzący z Ouriadu mężczyzna odezwał się.
- Oj, panowie. Takie międzynarodowe miasto, a tu jakiś rasizm, że akurat górala chcecie? Dobra, nie będę zgrywał głupka. - Uznał, że nie ma co się drażnić z kimś, kto ma wycelowany w niego bełt kuszy. - Szkoda tylko, że nie wiecie z jakiego powodu my tu teraz jesteśmy i pewne wpływowe osoby mogłyby być niezadowolone, że odbieracie nam kompana akurat w tym momencie. - Spojrzał na Urvyna, widząc nieco inne wyjście z sytuacji, jednak to już musiało zależeć od osoby, do której skierował swe następne słowa. - Zresztą, Urvynie, straciliśmy trochę ludzi... może zamiast tych ludzi od tego ciula trupa Coriaga, by ich... - Rozejrzał się wymownie po twarzach otaczającej ich hałastry, by jeszcze wymowniej zasugerować rycerzowi zwerbowanie bandy. Może uda ich się przekupić obiecanym złotem za wykonanie misji; co oczywiste, zawsze można powiedzieć, że dostaną Yngvara w swoje ręce po wykonaniu zadania. Zaufania oni nie budzą, ale już w ostatnich dniach przekonali się o takim jednym, który niby miał je budzić. A przynajmniej znali się na robocie, co widać było po obecnej sytuacji. Miał więc nadzieję, że Urvyn pomyśli podobnie do niego i jako osoba najwyżej z nich postawiona podejmie pertraktacje, na których można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
 
Zara jest offline  
Stary 26-08-2012, 03:26   #28
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Perimar, jak najemnicy się przekonali jeszcze nie tak dawno temu, był miastem zatłoczonym aż do granic możliwości. Wąska uliczka również zdawała się być w tym momencie zbyt tłoczna. Zmieni się to jednak nazbyt szybko, biorąc pod uwagę fakt, że obie grupy miały sprzeczne interesy.

Na nic zdała się sprytna próba zwerbowania hałastry łotrów przez Vonmira, nawet mimo pomocy Urvyna.

- Kazał nam przyprowadzić górala, to go przyprowadzimy.

Typ, który najwyraźniej robił również za herszta bandy, nie zdążył ugryźć się w język na czas. Wyraz jego twarzy sugerował, że podzielił się czymś, czym dzielić się nie powinien. Sugerował również, że lada moment świsną bełty i zaśpiewa stal.

Zanim jednak zaczęła się jatka, Yngvar wprowadził w życie swój plan. Z wysoko uniesionymi rękoma, z dala od jakiejkolwiek broni, ruszył do przodu. Typy spod ciemnej gwiazdy wymieniły się jedynie uśmiechami. Zbledli jednak, kiedy Meintyńczyk zacisnął palce i rąbnął herszta prosto w nos. Ten zatoczył się do tyłu, bluzgając i obficie krwawiąc. Wpadł na swoich dwóch kompanów z tyłu i cała trójka poleciała na bruk w plątaninie kończyn. Świsnęły bełty, ostrza wyskoczyły z pochew i wszyscy rzucili się sobie do gardeł.

Adailet i Yithnee zawirowali w miejscu, obierając za cel mniejszą grupę. Chłopak chwycił pewniej włócznię, zamachnął się i rzucił. Całkiem zręcznie i mądrze, trzeba było przyznać. Kusznik jedynie jęknął, kiedy ostrze przeszyło jego udo i posłało na spotkanie z ziemią. Narsainka tymczasem runęła pomiędzy pozostałą dwójkę, w skoku dobywając sztyletów. Pierwszego dopadła, zanim ten zdążył zarejestrować co się dzieje i dobyć broni. Długim cięciem przejechała mu po gardle i nie tracąc czasu, doskoczyła do drugiego. Gdzieś za jej plecami świsnął bełt i kątem oka zauważyła, jak Adailet chwyta się za żebra. Nie była pewna, ale chyba dostrzegła krew barwiącą jego dłoń. Nie miała jednak czasu na obserwację. Drugi zbir był już gotowy, ostrze lśniło w jego ręku. Zaświstała stal i Yithnee skoczyła w tył. Typ był szybki, niemal tak szybki jak Narsainka, co zwiastowało całkiem niezłe wyzwanie.

Vonmir i Urvyn tymczasem skoczyli na pomoc Yngvarowi, który dobył topora i kolejnymi machnięciami zmuszał dwójkę zbirów do wycofywania się, zupełnie nie przejmując się bełtem, który świsnął mu tuż koło ucha. W typach zgasła ochota do walki, kiedy Vonmir wraz z Urvynem zaszlachtowali trójkę, która nadal walała się na ulicy i stanowiła zbyt prosty cel. Wprowadzili w życie niezawodny w większości przypadków plan na przeżycie: „nogi za pas”. Jeden z nich odniósł sukces. Drugi natomiast zarobił bełt w plecach od Urvyna. Zdawać się mogło, że ich kłopoty skończyły się wraz z oddalającym się ostatnim zbirem, kiedy ich uszu doszedł krzyk gdzieś zza pleców. Krzyk niewątpliwie należący do Yithnee.

Narsainka poczuła oślepiający ból w lewym biodrze i zaraz po tym, ciepłą strugę krwi spływającą w dół jej nogi. Nie była nawet pewna, jak do tego doszło. Wiedziała tylko, że miecz zbira wszedł całkiem głęboko w jej skórę i nie jest w stanie dalej walczyć. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, sztylety wyleciały z rąk, a ona sama poczuła, jak spada w ciemność.

Gdyby Vonmir nie doskoczył do mężczyzny i nie przejechał mu ostrzem po plecach, byłoby po dziewczynie. Będąc nieprzytomną, nie mogła się sama obronić. Yngvar był zbyt wolny, Urvyn nie zdążyłby przeładować kuszy, którą zebrał z ziemi, a Adailet siedział pod ścianą, trzymając się za żebra. Na Sunveryjczyku spoczęło więc zadanie uratowania niewiasty w opałach. Wystarczyło jedno cięcie, po którym napastnik już nie wstał.

Wszyscy zgromadzili się wokół Yithnee, nawet młody gwardzista, który wyszarpnął swoją włócznię z nieruchomego ciała zbira i dołączył do innych. Można by uznać, że został raniony, na co wskazywałoby rozdarcie na zakrwawionej koszuli i ślady krwi na dłoni, jednak każdy widział, że żadnej rany tam nie było. Jedynie lekkie zaczerwienienie.

W przeciwieństwie do Adaileta, Narsainka miała się o wiele gorzej. Krwawiła całkiem obficie i jej oddech zdawał się coraz płytszy. Urvyn próbował zatamować krwawienie kawałkiem materiału, który oderwał od koszuli jednego z trupów, jednak wszyscy zgodnie stwierdzili, że kobiecie potrzeba kogoś, kto zna się na leczeniu. Kapłana, zielarza czy alchemika.

Sytuacja nie była za ciekawa. Nie mieli wiele czasu zanim stan Yithnee pogorszy się na tyle, że potrzebować będzie pomocy kogoś, kogo w Sunverze nie znajdą. Również nie pozostało im wiele czasu do świtu, kiedy to mieli stawić się na „Wstędze”. Wyglądało na to, że los po raz kolejny przyparł ich do muru.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 31-08-2012, 00:56   #29
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
No cóż jest lepiej niż było jeszcze parę chwil temu. Przynajmniej dla mnie – pomyślał Yngvar. Powiedział jednak coś innego:
- No nic. Takie rozmyślanie i nic nie robienie to niczego dobrego nie przyniesie. Ja na ten przykład to bym coś mądrego zrobił – chrząknął i splunął po tak długiej jak na jego wypowiedzi i mówił dalej – Tak sobie rozmyśliłem, że konowała albo innego doktorka to trzeba szukać w miejscu gdzie dużo ludzi siedzi. A gdzie to? W karczmie oczywiście! Spośród całego pospólstwa, jakie się tam na co dzień gnieździ jeden abo i dwóch nawet jakiegoś znać muszą. To wy tu róbta co chceta, a ja tam właśnie się udam i pogadam. Dumajcie sobie tu ile chcecie, bo mnie od tego myślenia to nic dobrego tylko w bańce huczy – znowu zwilżył glebę i odszedł w stronę wylotu uliczki. Gdy już zrobił kilka kroków, odwrócił się, podrapał po głowie i z zakłopotaną miną rzekł:
- A i dzięki za pomoc z tymi knypkami.
Po tych słowach podjął z powrotem swoją drogę ku gospodzie.
 
Boreiro jest offline  
Stary 01-09-2012, 23:28   #30
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Po kolejnej ciężkiej walce w swoim życiu, Vonmir musiał chwilę odetchnąć, chociaż ciężko o to było, gdy niektórzy kompani mocno oberwali. Dziwnie się zresztą czuł, gdy to on, mimo braku doświadczenia praktycznego w walce na miecze, ratował innych w walce, a nie to oni jego. Ale przynajmniej dzięki temu nabierał nieco pewności siebie, bo dotychczas przed każdą walką na śmierć i życie pewnie wyglądał, jakby zaraz miał, albo właściwie już narobił w gacie. Ale sytuacja z Yithnee, mimo ratunku i tak nie wyglądała zbyt wesoło, o czym najwcześniej zorientowali się Urvyn i Yngvar. Ten pierwszy udzieleniem pierwszej pomocy, drugi pobiegnięciem do karczmy po jakiegoś felczera. Zresztą, dotychczas Vonmir nie pamiętał górala, żeby aż tak się rozgadał, ale może to kwestia działających emocji po tym, jak prawie zostałby schwytany. Mimo wszystko, po swoich doświadczeniach z karczm znajdujących się w Ouriadzie, nie liczył, że Yngvar może znaleźć tam kogoś szczególnie przydatnego. Ranną zajmował się Urvyn, a także w obwodzie zostawał Adailet, więc uznał, że lepiej będzie pomóc podobnie, jak ścigany kolega, który wtrącił ich w obecne tarapaty.
- Pójdę też poszukać kogoś, ale lepiej nie w karczmie. Popytam ludzi na ulicy, może mi wskażą drogę do kogoś znającego się na rzeczy. Chyba, że potrzebujesz mnie na miejscu. - Na koniec zwrócił się tylko do dowódcy kompanii, bo chyba on najlepiej się znał na pierwszej pomocy. Jeśli on także uznał, że obecność Vonmira nie będzie konieczna, ten postanowił wypełnić swoje słowa, wychodząc na jakąś ruchliwszą ulicę i rozmawiając z ludźmi mogącymi zrozumieć jego język.
 
Zara jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172