Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2012, 22:21   #1
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[Sesja Solowa] O tym jak......

Lśniące Morze. Majestatyczny widok Faerunu. W przeciwieństwie do sąsiedniego Morza Mieczy nie ma aż tylu wyps, tylko jedną jedyną – Tharsult. Do czasu. Kiedy Tharsult zyskało sąsiada? Z dnia na dzień. Mieszkańcy wyspy i ludzie żyjący przy najbliższych brzegach stałego lądu, gadają różnie. To słyszeli coś na styl ogromnego plusku w wodzie, inni widzieli jak gwiazda spada z nieba do wody, a inni mieli objawienie od przeróżnych bóstw.
Jednak ludzie nieco bardziej rozgarnięci i ci którzy mieli władzę, dobrze wiedzieli, co trzeba zrobić. Zbadać nową wyspę. Zbadać, zająć, nadać nazwę, zasiedlić i wykorzystać. Była ona trzy razy mniejsza od Tharsult, czyli zaliczała się do średniej wielkości wyspy. Zaś pomimo dziwnego pojawienia się mocno kamienistej wysepki, żeglarze z Calimportu nie spotkali się podczas żeglugi z niczym dziwnym, z początku słabe morale uległ poprawie, by znowu spaść podczas drugiego dnia ekspedycji w głąb nowego kawałka lądu.
Kamienie, kamienie, głazy, skały, potem doszedł do tego gęsty, ale jakby bardzo młody las, a w nim... a w nim zielona rzeka. Nie wyglądała jednak na zatrutą, niezdrową, skażoną. Właściwie to wyglądała tak niezwykle czysto, idealnie że żaden z badaczy nie oparł się pokusie wypicia z niej choćby małego łyczka. Jej smaku nie byli w stanie opisać, mówili jedynie, że to najsmaczniejsza rzecz kiedykolwiek, gdziekolwiek pita.
Mózg może uzależnić od wszystkiego. Gdy coś dostatecznie mocno mu się podoba, zaczyna tego żądać więcej i cześciej. Więcej i mocniej. A zielona woda była nie tylko niezwykle smaczna. Mówi się, że masz dzięi temu w głowie bańkę, która nie dopuszcza do głowy jakichkolwiek negatywnych myśli i emocji. Wspaniałe.
No i to co zadecydowało o walkach na wyspie, o kontrolę nad rzeką.
Zielona woda dawała i ulepszała zdolności magiczne.


Zwykły wieśniak stawał się nagle czarownikiem zdolnym rzucić kulę ognia jednym palcem, arcymag zaś mógłby...
Ostre walki trwały miesiąc, jak się można było domyślić, wygrali ci którzy mieli najlepszy dostęp do źródeł wody, która miała ich wiele, ale ubogich, a piło się ją bardzo szybko... Nowymi władcami wyspy okazali się niezwykle podli ludzie. Kult Nihil. Prawdopodobnie najdziwniejszy w Faerunie, a było tu już sporo dziwacznych. Właściwie nie była to ich oficjalna nazwa. Jednak tak ich nazwano z racji tego, że nigdy nie słyszano, by którykolwiek z nich mówił, a ich ruchy też były jakieś takie... oszczędne. Walczyli głównie magią, bardzo sprawnie, nawet uciszeni, co było bardzo dziwne.

Calimport otoczył wyspę flotą, widząc powagę sytuacji o pomoc poprosili pobliskie prtowe miasta, które też wysłały swoje statki blisko wyspy. Jednak nie było mowy by cumować. Mało było dogodnych miejsc, mnóstwo skał, a na wyspie niezliczona ilość magów wspieranych nowym narkotykiem. Ważne by się nie wydostali, na brzegu nie widziano żadnych łodzi.

Wkrótce na stałym lądzie zaczął pojawiać się nowy, pitny narkotyk. Zielona ciecz. Droga. Silnie uzależnia. Natłok magów wstrząsnął okolicami Amn, Tethyru i Calimshanu.

A gdzieś na północy, ale już trochę na południe od Neverwinter, pewna młoda czarodziejka o lepkich rękach, cierpiała na straszny ból stóp. Nie wiedziała, że podróże moga być aż tak bolesne i wolne. Szła gościncem w stronę Waterdeep. Była to dobra droga. Bezpieczna. No i dogodna. Jeszcze bardziej na południe były Wrota Baldura, Candlekeep. Ostatnie miejsce wydawało się całkiem ciekawe. Co prawda księgi nie pociągały jej tak jak sama magia w praktyce, ale akurat jeśli szło o magie dla czarodzieji, nie czarowników, potęga pochodziła również z wiedzy i oczytania. Lub też z własnych studiów, tworząc własne zaklęcia. Pewne było, że magia zapewniała przednią zabawę. Kaga jednak, jak wielu na północy, nie wiedziało jeszcze o nowym narkotyku, który wielu debilom, dawał w chwilę i na chwilę, to na, co ona musiałą pracować latami. Jednak teraz jedyne o czym mogła myśleć to odpoczynek. Pod jakiś drzewem przysiadała, co jakiś czas, dawały częściowe schronienie przed parzącym słońcem, ale ziemia była jakoś wyjatkowa twarda, albo tak jej się tylko zdawało. Łóźko, pościel, puch, pierze w poduszkach. To by było coś! No i kąpiel. Wsytd przyznać, ale trochę się już wstydziła swojego stanu w podróży. Włosy w nieładzie, kroki powoli stawały się koślawe no i miała chyba szczęście, że nos przyzwyczaja się do zapachu w parę minut. Najgorsze było jak mijał ją jeździeć, albo wóz. Raz się nawet zdarzył mały kordon, składajacy się z parunastu galopujących jeźdzców. O mało jej nie stratowali, na szczęście skończyło się na potężnym okurzeniu. Zresztą w ogóle jacyś tacy dziwni byli... mroczni, zakapturzeni, konie wydawał się zaklęte. Może czarnoksiężnicy? Ci potężni, źli magowie potrafili przywołać z mistycznych planów astralnych różne stworzenia pod swoją komendę. Jednak ścieżka takiej magii miała swoją cenę, podobną duszę swoją i wielu, wielu innych.


Zmrok zapadł nagle, ale mimo iż mogła się lekko wystraszyć (tylko lekko) to przynajmniej dostrzegła światła pobliskiej gospody na poboczu drogi.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-12-2012 o 16:39.
Fearqin jest offline  
Stary 17-12-2012, 19:55   #2
 
Kaga's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaga nie jest za bardzo znany
Miała dość! Dlaczego nikt wcześniej jej nie powiedział, że dojście gdziekolwiek, gdy nie ma się pieniędzy na jakąś karocę czy choćby wspólny dyliżans, trwa tak długo?! Już mogła przeboleć ten kurz, który ją pokrywał, ale bolące nogi i brak nadziei na dotarcie do celu... całe to Candelkeep chyba było za daleko. Kaga zatrzymała się na chwilę, aby zaczerpnąć nowego oddechu. Była dość niska, szczupła, ale nie chuda. Nieco za duże na taką sylwetkę piersi, ubrane w spodnie nogi, które chciałaby mieć teraz silniejsze i dłuższe. Dwa przykurzone kucyki szarawych teraz, wcześniej dość ciemnych włosów. Srebrne, dziwne dla wielu oczy, pociągła i młoda twarz o ostro zakończonym podbródku. Zawsze uważano ją za miłą dla oka, stąd też miała problemy. Na podróż owinęła się płaszczem z kapturem, który chronił ją nie tylko od kurzu, ale także od złych spojrzeń. Czegoś w tym mieście się nauczyła.
Zmrok przyszedł zbyt wcześnie, ale nie przejęła się tym zbytnio. W zasięgu wzroku było już światło, więc udała się właśnie tam, licząc na ciepłe jedzenie i łóżko. Zwłaszcza łóżko.


Gospoda wyglądała dość przytulnie, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę otoczenie, które zaczynało stawać się... dość nieprzyjazne. Drzewa były dziwnie pochyłe, a i sam las był zbyt ciemny, jak na noc z tak jasnym księżycem. Może to po prostu wizja odpoczynku, sprawiała, że wszystko inne stawało się nieprzyjazne.
W stajni, czyli przybudówce do kamiennej gospody, widać było dwa konie i jednego chłopa, który akurat czyścił jednego. Spostrzegłszy Kagę odwrócił się do niej z uśmiechem, machając szczotą, którą mył konia.
- Witamy panienkem! Zaproszom do szrodka! Papko dopiero co kolaszje szaczyna robicz! - Brakowało mu paru zębów... nie ciężko było się tego domyślić. Dziewczyna zostawiło chłopaka jego obowiązkom i weszła do środka.
Gospoda nosiła nazwę “Drugi Dom”, jednak nie miała aż tak wielu gości jak by wskazywała taka nazwa. Zajęte były dwa okrągłe stoliki, przy jednym siedział stary jegomość, z siwą, ale krótką brodą i zaniedbanymi, długimi włosami. Mimo wieku, widać w nim było hardego człowieka, nie tylko po rysach, ale i tym, że nosił na sobie skórzaną zbroję, a do pasa przytroczony miał krótki miecz. Naprzeciwko niego, siedziała młoda dziewczyna, podobna z twarzy, czyli niezbyt ładna, ale wysoka. Zupełnie po drugiej stronie sali, z dala od dwójki ludzi, siedziała trójka krasnoludów, z czego dwójka ewidentnie byli braćmi i wojownikami zarówno. Długie, rude brody, topory, młoty i tarcze, oparte o parapety niskich okien. Trzeci wyglądał na kupca, w swoich czystych, bogatych szatach, z całą biżuterią, która go ozdabiała. Błyszczał się jak psu jajca na wiosnę, ale i tak wraz z dwoma kuzynami, pili piwo i wesołe rozmawiali. Wszyscy rzucili półelfce przelotne spojrzenie i wrócili do swoich napitków. Dwójka ludzi najwyraźniej czekała na jedzenie, bo co chwilę spoglądali w stronę zasłony, za ladą, zza której dochodził całkiem przyjemne zapachy.

Karczmarz nie był ani trochę podobny do stajennego. Podczas gdy chłopak był mały, rudy i piegowaty, jak na wioskowego głupka przystało, to ojciec był ogromnym, krzepkim facetem o kruczoczarnych włosach i przystojnej twarzy. Bardziej pasował na legendarnego rycerza niż karczmarza. Jednak jego fartuch ubabrany sosem do mięs oraz chusta na głowie, dostatecznie dobrze wskazywały na jego pozycję.
Popatrzył obojętnym, zmęczonym wzrokiem na Kagę i zapytał.
- Czym mogę służyć? Jeśli panienka sobie życzy, kolacja będzie gotowa za pięć minut. Gulasz z cielęciny, z warzywami i chlebem na piwie. Mam dwa wolne pokoje. - Wyciągnął spod lady ścierę i otarł nią pot z czoła i ręce.
Kaga uśmiechnęła się do niego, uśmiechem zmęczonym, bo przecież taka właśnie była. Z ulgą witała ciepłe wnętrze i nawet tych ludzi i nieludzi w środku.
- Wystarczy mi jeden pokój. Taki tańszy - jeszcze raz się słabo uśmiechnęła. - I jedzenie. I woda. Obawiam się, że jak wypiję coś mocniejszego, to padnę natychmiast.
Przygryzła wargę, rzuciła gospodarzowi i gościom jeszcze jedno spojrzenie, po czym usiadła przy jednym ze stolików.
- Pokój na jedną noc, z kolacją, kąpielą i śniadaniem będzie panienkę kosztował dwanaście srebrników...
- Co jest kurewskim zdzierstwem... - wciął się wściekle starszy mężczyzna, nie odwracając wzroku ani na karczmarza, ani Kagę. Właściciel gospody rzucił mu zmęczone spojrzenie, pokręcił głową i wrócił do kuchni.
Po pięciu minutach wyszedł zza kotary razem z kobietą w również średnim wieku, znacznie jednak mniejszą. Miała długie rude włosy, krągłe kształty i piegi. Zapewne matka stajennego i żona karczmarza, przy którym wyglądała śmiesznie. Postawiła dwie miski przed starcem i jego towarzyszką, mężczyzna mruknął coś w stylu “najwyższa pora”, zaś jego kompanka chciała coś powiedzieć, ale pod wpływem karcącego spojrzenia towarzysza, skuliła się w sobie i skupiła na jedzeniu. Karczmarz podał jedzenie najpierw dla Kagi, a potem wrócił po porcję dla krasnoludów, którzy jakoś nie narzekali z racji tego, że dostali ostatni.
Na dworze zaczęło padać i to dość mocno, pierwszy zwiastun powoli zbliżającej się jesieni. Wiatr też zaczął mocno hulać, jednak stajenny wciąż nie wrócił do środka.
- Gospodarzu, mam nadzieję, że nasze konie zostały objęte odpowiednią troską, nie chcę żeby jutro z rana były całe mokre i zjebane. - Rzucił starzec, nawet nie połykając porcji gulaszu która miał w ustach. Obskurny typ.
- Zaraz pójdę się tym zająć, nie miałem czasu wcześniej bo pilnie potrzebował pan troski, na razie są tylko przywiązane. Oczyszczę je i nakarmię, za to pan zapłacił.- Odpowiedział mu łącząc mruknięcie z warknięciem. Widać klient był upierdliwy już od dłuższego czasu, ale przecież końmi zajmował się chłopak...
Dziewczyna postanowiła nie brać udziału w rozmowach. Nie znała tych ludzi, była też sama, więc pewnych rzeczy postanowiła unikać. Nie była głupia, doskonale zdawała sobie sprawę, że ludzie nagle poza miastem nie stają się dobrzy. Tacy też się trafiali, pewnie, ale nigdy nie było wiadomo, do której grupy dany osobnik się zalicza. Dlatego teraz spuściła wzrok i tylko powoli jadła gulasz, zbyt zmęczona, by się nad tym wszystkim zastanawiać. Własnego konia nie miała, zajmować się zwierzętami również nie umiała, toteż skupiła się wyłącznie na jedzeniu.

Ruda gospodyni wręczyła dziewczynie klucz do pokoju, kiedy miała ją zaprowadzić na górę, wrócił karczmarz, mokry oczywiście. Odziany w skórznię mężczyzna znowu zaczął się mu żalić, że żarcie nie dobre, a czy to konie dobrze wyczyszczone. Kobieta jednak zaprowadziła Kagę do pokoju, by nie musiała już słuchać gadki, która po minie krasnoludów, najwyraźniej niektórym zbrzydła.
- Przepraszam panienkę, ale nie mamy już tyle klientów, co kiedyś, więc mąż nie może wyrzucać chamów na zbity ryj dopóki płacą. - Otworzyła drzwi do skromnego, ale przytulnego pokoju, z łóżkiem chyba bardziej na półtorej niż jedną czy dwie osoby, ładnym sekretarzykiem, szafą i kuferkiem. Ściany zdobił tylko jeden gobelin, przedstawiający dziwne zwierze. Było szare, naprawdę duże i miało jeden róg na pysku. Wyglądało na naprawdę potężne.
- Zaraz przygotuję wodę i olejki na kąpiel. Trochę jednak może to potrwać, bo nie mam nikogo do pomocy... rozumie panienka. Mąż zaraz przyniesie wanienkę. Czy życzy sobie panienka czegoś jeszcze?
Kaga uśmiechnęła się lekko do kobiety.
- Nie spieszy mi się tak bardzo, dziękuję. Nic mi już więcej nie potrzeba.
Niestety nie do końca potrafiła powstrzymać język, choć podejrzewała, że odpowiedź może się jej nie spodobać.
- Gdy tu szłam, zobaczyłam jakiegoś chłopaka przy koniach... - pozwoliła by zawisło to w powietrzu.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała dość dziwnie na Kagę.
- Coś musiało się panience przywidzieć w deszczu. Zmęczona pewnie jesteś. - Powiedziała po czym wyszła powoli zamyślona.
Nim dziewczyna jednak na dobre się rozpakowała i rozsiadła, do pokoju znowuż ktoś wszedł. Tym razem była to dziewczyna, podobna do rudej kobiety, tylko znacznie młodsza i ładniejsza. Taszczyła ze sobą małą, drewnianą wanienkę.
- Woda już gotowa pani Porwell, zaraz zacznę nalewać, parę rundek po schodach i gotowe. - Powiedziała poprawiając niesforne włosy i rzucając gościowi ciepły uśmiech.
Kaga starała się nie wyglądać na zbytnio zszokowaną, choć pewnie niezbyt jej wyszło. Zagapiła się na dziewczynę, mogąc tylko skinąć głową. Chłopaka mogła jeszcze przełknąć, ale to tutaj? O nie, nie z nią takie numery. Gdy tylko kobieta wyszła, zaczęła szeptać zaklęcie mające odkryć przed nią magię, którą niewątpliwie ten budynek i ludzie musieli przesiąknąć. Wierzyła na tyle swoim oczom, aby wiedzieć, że są oszukiwane. Tylko przez co?
Pod wpływem wpływem tego czary, cały świat nabierał lekkiego, jasnego połysku, obiekty otoczone magią, pulsowały czerwienią. Tak wię czemu, skoro biel wyznaczała normalny efekt, a czerwień magię, to nic się nie świeciło? Ani ściany, ani dziewczyna, która wchodziła nalewać wody. Nic. Tylko sama Kaga. No i może parę desek...
Dziewczyna przełknęła ślinę, rozglądając się dookoła. Nie było pocieszające to co zobaczyła. Czytała kiedyś o niezwykle potężnych iluzjach, które mogły być prawdziwe niczym rzeczywistość, ale jakby teraz miała zgadywać, to znajdowała się pośród niczego naturalnego. Daleko jej było do posiadania zaklęć potrafiących rozpraszać taką magię. Ostrożnie, jakby bojąc się, że może za chwilę spaść, ruszyła w kierunku drzwi. Teraz i tak była już pewna, że nie będzie w stanie usnąć.

Zaczęło się robić dość dziwnie... Z pokoju naprzeciwko Kaga słyszała cichy, dziewczęcy szloch, z dołu zaś odgłosy kłótni, w której udział brało przynajmniej kilka osób, nerwowych słów jednak nie dała radę zrozumieć. Po schodach wbiegła nagle gospodyni karczmy. Z rozbieganymi oczami, rozczochranymi włosami, wyglądała na przerażoną. Zdyszana wysyczała do Kagi
- Panienko... proszę się zamknąć w pokoju! Na dole się zrobiło bardzo nerwowo... mężczyźni za dużo wypili... mogą... mogą się pobić!
Skołowana była już tak bardzo, że zdała sobie sprawę, że przestaje się czemukolwiek dziwić. Poprawiła krótki miecz, który sobie przypasała. Bijących się mężczyzn nie bała się tak, jak tego czegoś, czego była tu świadkiem. Czy mieszała się tu przeszłość? Nastąpiło zakrzywienie czasu? Wyjaśnień mogło być tak dużo!
- Proszę się nie martwić o mnie, tylko zająć sobą.
Uśmiechnęła się uspokajająco, zastanawiając się, jacy mężczyźni znajdują się tam na dole. Na to chyba jeszcze miała czas, najpierw skierowała się w kierunku, z którego słyszała płacz.
Otworzyła powoli drzwi do pokoju, w którym zobaczyła dość specyficzną scenę. Dziewczyna, która niedawno siedziała przy stoliku ze starcem, siedziała na łóżku ocierając łzy, ale i uśmiechając się. Prostą suknię miał rozerwaną w okolicach piersi, tak że był jej widać połowę biustu, pod okiem miała też siniaka. Jednak u stóp dwuosobowego łoża leżał jej towarzysz, z poderżniętym gardłem. Oczy miał szeroko otwarte, ale wypełnione jedynie śmiercią. Krew już mu nie wyciekała z ogromnej rany po jednym, sprawnym rozcięciu, sam zaś był bardzo blady.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na Kagę, albo po prostu jej nie zauważyła. Szeptała tylko trzy słowa, raz po raz, powtarzając je jak modlitwę
- W końcu... dziękuję... w końcu...
Kaga odruchowo dotknęła rękojeści miecza, nie wyjęła go jednak, przyglądając się scenie. Zwróciła najpierw uwagę, czy dziewczyna nie ma jakiegoś ostrza w ręku, a potem na dogorywającego starca. Nie rzuciła się na pomoc, nawet tego nie umiała. I szok spowodowany tym, co tu się działo, pogłębił się za bardzo, by zrobiła coś innego od pełnego zdziwienia pytania.
- Co tu się stało?
Dziewczyna najpierw lekko się przeraziła czyjąś obecnością, ale potem z chorym uśmiechem odparła, jakby była to całkiem normalna wypowiedź
- Tato znowu kazał mi patrzeć i mnie dotykał... ale ta pani poderżnęła mu nagle gardło! Haha! Ot tak! Po prostu! Potem wstała, ubrała się, zabrała mu sakiewkę i miecz i wróciła do swoich obowiązków. Muszę jej dać napiwek przy śniadaniu! A nie! Nie mam z czego bo zabrała wszystko! Haha! - Dziewczyna już najwyraźniej porządnie oszalała, ot, w jednej chwili, dość dramatycznej trzeba przyznać.

Czy to również było spowodowane tym miejscem? Czy coś było tu prawdziwego? Kaga potrząsnęła głową, próbując się uspokoić i pozbierać myśli. W otoczeniu nic się nie zmieniło. To wydarzenie tutaj... było takie rzeczywiste, a jednocześnie miała wrażenie, że jeśli miało miejsce, to na pewno nie tu i nie teraz. Wyszła na korytarz. Powoli, aby nie robić hałasu, wyjęła swój miecz, choć nie czuła się z nim jeszcze zbyt pewnie. Miał przywiązany do rękojeści rzemień, którym okręcała nadgarstek, dzięki czemu w każdej chwili mogła puścić i móc rzucić zaklęcie. Ruszyła na schody w dół.
Teraz do krzyków dołączył brzęk oręża. Rozpoczęła się bitka... I to niezgorsza, stoły były powywalane w nieładzie, krzesła połamane lub odrzucone w kąt. Kaga zobaczyła też jednego z krasnolud ochroniarzy, który wpychał sobie jelita do środka. Nie szło mu to najlepiej, nie dość, że były strasznie śliskie, to jego ruchy były bardzo niezgrabne i plątał się we własnych wnętrznościach. Tymczasem wielki karczmarz toczył dziwny pojedynek ze znacznie mniejszym drugim krasnoludem, który blokował cięcia miecza na małą, żelazną tarczę, nie miał jak próbować ciąć swym toporem wielkiego mężczyznę, brakowało mu zasięgu. Trzeci, nieuzbrojony, przywarł do ściany zamrożony strachem. Żona człowieka leżała na ziemi w kałuży krwi, zbrukany krwią był topór tego krasnoluda, który jeszcze walczył, więc to zapewne on był jej oprawcą. Nigdzie nie było widać ani córki, ani syna gospodarza. O ile w ogóle istnieli...
To wszystko było szaleństwem! Zwyczajne, myślące istotny przecież nigdy się tak nie zachowywały! Kaga nie umiała tego wyjaśnić, ani trochę. Czy pozostali byli prawdziwi, czy tak samo uwięziono ich w tym... czymś? Nie mogła się tego dowiedzieć pozwalając im się wzajemnie pozabijać. Puściła miecz i wyszeptała pierwsze zaklęcie, tworząc sprężystą, ale wytrzymałą tarczę, która tworzyła przed nią niewidoczną barierę. Zaklęcie było przez nią tak zmodyfikowane, aby jego rzucenie czy sam efekt celowo nie były widoczne. Trochę odwrotnie do następnego. Głośno zaczęła wypowiadać słowa, unosząc dłonie. Wiatr, mimo, że przecież byli w pomieszczeniu, zerwał się nagle, przybierając na sile. Kaga miała zamiar uderzyć nim w obu walczących i tym samym walkę zakończyć, albo przynajmniej przerwać do tego, by coś powiedzieć.
Wojownicy ciągle się przemieszczali walcząc, przez co łatwiej było ich przewrócić. Jednak Kaga nie miała w swoich dłoniach mocy huraganu, mężczyźni zatoczyli się na bok, karczmarz jako cięższy na chwilę upadł na kolano, krasnolud, okuty w zbroję, przewrócił się całkiem, nieopatrznie potykając się o wyłamaną nogę krzesła. Gospodarz od razu rzucił się na niego z mieczem, tnąc od góry, Krasnal leżąc, cudem sparował cios. W tym samym momencie, Kaga usłyszała tuż za sobą wściekły wrzask. Gdy się odwróciła ruda dziewczyna już cięła nożem w okolice jej gardła, jednak zapora postawiona przez czarodziejkę, sprawiła że sztylet wyleciał z ręki i poleciał gdzieś w głąb sali.
Kaga krzyknęła, zaskoczona i instynktownie uskoczyła do tyłu. Prawdziwe szaleństwo! Cofnęła się i wzięła ponownie w dłoń swój miecz. Odwróciła się do walczących.
- Przestańcie, na wszystkich bogów! Dlaczego walczycie?!
Zabicie kogoś, kto tylko zachowuje się tak dziwnie, jeszcze nie przyszło jej do głowy. A przynajmniej zrobienie tego w tej głowie się nie mieściło.
Dziewczyna rzuciła się biegiem do swojego noża, wykorzystując to, że Kaga się odwróciła. Karczmarz zaś w końcu przełamał obronę leżącego krasnoluda rozłupując mu czaszkę. Wściekle spojrzał na ostatniego krasnala, który teraz kulił się ze strachu pod ścianą, zbyt przestraszony by się ruszyć.
- Zamknij się dziewko i czekaj na swoją kolej... - Warknął gospodarz nawet na nią nie patrząc.
Tego było za wiele. Coś w niej wreszcie pękło i z zimną determinacją wyszeptała zaklęcie. Dłonie ułożyła w "koszyczek", a pomiędzy palcami przebiegły gwałtowne wyładowania elektryczne, które wraz z zaciśnięciem pięści przeszły na resztę ciała. Kaga chwyciła mocno miecz, kierując się na oberżystę.
- Niedoczekanie twoje! Morderca!
Głosem chciała zwrócić jego uwagę, choć nie była pewna co robi. Musiała go tylko dotknąć. Starała się jednak podchodzić tak, żeby kątem oka widzieć także dziewczynę z nożem.

Wszystko stało się tak szybko. Wszystko było tak dziwne, tak realne, ale iluzjonistyczne. A skończyło się szybciej niż się zaczęło.
Karczmarz dopadł do krasnoluda szybciej niż Kaga do niego. Odziany w piękne szaty krasnal, darł się tylko przez krótką chwilę, kiedy miecz leciał już w jego stronę. Potężne ostrze, już usmarowane we krwi, wbiło się aż do połowy czaszki. Gospodarz spojrzał w stronę Kagi, gdy ta już była przy nim. Wykrzywił twarz w wściekłym grymasie, nie zdążył jednak wyrwać miecza z głowy krasnoluda, rażony prądem, dostał drgawek i runął na ziemię, gdzie jeszcze przez chwilę podskakiwał.
Córka, czy kimkolwiek by nie była dla karczmarza, ponownie zaatakowała czarodziejkę, jednak widać było wyraźnie, że wprawę z nożem miała tylko gdy jej ofiara niczego się nie spodziewała i choć Kaga nie była doświadczoną wojowniczką, a może raczej - nie była nią w ogóle, to zdążyła odwrócić się i ciąć na ślepo na tyle sprawnie, by obciąć przeciwniczce rękę uzbrojoną w sztylet, trochę za nadgarstkiem. Ta złapała się za rękę, z której tryskająca krew obficie obtryskała twarz i klatkę piersiową Kagi, wpadła w histerię i zaczęła przerażona biegać po komnacie, obryzgując wszystko krwią. Wyglądało to zarówno makabrycznie jak i niezwykle... zabawnie, jeśli kogoś bawił czarny humor.
A propo czerni... Nie wiedzieć czemu czarodziejkę naraz dopadła ogromna ochota na sen oraz śmierć. Może to już było jedno i to samo? Mimo wszystko otoczyła ją ciemność.
 
Kaga jest offline  
Stary 17-12-2012, 23:07   #3
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Pobudka była bardzo nieprzyjemna i troszkę bolesna. Zaboli bardziej jak się wyprostuje, oj tak. Kaga leżała na progu budynku w stanie rozkładu. Leciutko otworzyła oczy. Po piętrze nie został nawet ślad, parter był rozpadającą się kupą kamieni i desek, jako tako ze sobą zespolonych, na dodatek wszystko było zarośnięte przez las, który przecież powinien być, ponurym czarnym miejsce, wyglądającym jakby spotkała go ognista burza. Próbowała chociaż usiąść, bo pozycja leżąca na paru większych kamieniach i deskach nie była zbyt miła.
- A to ci dopiero... - Usłyszała z boku dziwnie zniekształcony głos. Brzmiał jakby był podwojony, w efekcie czego wydawał się bardzo odległy, a zarazem hukliwy. -Coś dziwnego się tu działo, heh?

Właściciel ów specyficznego dźwięku był równie dziwny. Prawdopodobnie gnom, jednak maska, którą nosił nie mogła dawać zbytniej pewności. Jednak jego mizerny wzrost i nieco krągłe kształty wskazywały właśnie na tę rasę, nie goblina czy niziołka. Maska zaś... piękna i tajemnicza. Wykonana ze złota, a przynajmniej taki miała kolor i połysk, miała duże otwory w okolicy oczu, których wąska szpara ciągnęła się w dół, jednak pomimo tego nie było widać ani skrawka skóry czy twarzy, jedynie ciemność. Poza tym wędrowiec ubrany był w niezbyt zadbane, brązowe szaty, podpierał się wijącą się niczym wąż laską, a na plecach miał plecak, który rozmiarami dorównywał korpusowi właściciela.
- Dziwne miejsce sobie panienka wybrała na odpoczynek. - Powiedział podchodząc i podając jej swoją laskę by mogła się na niej wesprzeć i wstać. Najpierw spojrzała na niego nieufnie, ale po chwili podparła się malutkim kijkiem i powoli zaczęła się podnosić, by ograniczyć ból i skrzypienie kręgosłupa.
-Dziękuję - Mruknęła, już na wpół wyprostowana.
- Ależ proszę... - Powiedział splatając dłonie za plecami i przyglądając się to budynkowi to lasu. - Taaa. Dziwne miejsce. Wie panienka, że dwa lata temu doszło tu do tragedii?
- Tak? A to jakiej? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, puszczając laskę i łapiąc się dłońmi za kość ogonową, kończąc prostowanie się. Udało się ograniczyć ból, ale trzeba będzie się porozciągać zanim dalej się ruszy.
- Och... był sobie kiedyś pewien herszt bandytów. Ale wojaczka mu się znudziło no i zakochał się w kobiecie. Też szumowina. Razem założyli tę oto karczmę. Ich córka uwodziła klientów, a w łożu podrzynała im gardła. Ich syn też niezły... jadł konie zabitych klientów. Raz się zatruł i zmarł. No, ale rzecz w tym, że raz trafili się dziwni klienci... trójka krasnoludów. Z czego jeden z nich był półbogiem, synem boga ognia - Kossutha. Akurat wtedy karczmarz postanowił wymordować wszystkich, bo pozornie półbóg wyglądał na kupca. Zabił jednego ochroniarza, drugi z nich zabił jego żonę, a potem sam padł, zabity ciosem w plecy przez córkę. Podobno w karczmie nic nie pomagała, tylko się... no wie panienka. Z facetami. No, a potem CIACH! - Gnom udał, że wyprowadza cięcie znad głowy, aż do ziemi. - Argen, w sensie ten "karczmarz" wbił miecz w łeb półboga. Młody był. Jak na krasnoluda dzieciak, nie miał jak się bronić. A jak wyciągnął miecz... BACH! Ogień! Magiczny! Boski! Spalił karczmę, hektary lasu. Po budynku został zgliszcza, a z lasu... strzępy wspaniałych drzew. - Gnom przypatrzył się zielonym liściom, wysokich, silnych drzew. Cały las wyglądał na wiekowy, ale mimo to sprawiał wrażenie wręcz lśniącego nowością. - Przeżyła tylko córka klienta zamordowanego przez tę małą Argena, ale oszalała i skóra jej się porządnie spaliła, więc jej tam wierzyć... szczególnie patrząc na ten las, gospoda też na spaloną nie wygląda. Jak rok temu tędy przechodziłem... ponure miejsce. - Gnom westchnął najwyraźniej kończąc opowieść. Odwrócił się w stronę Kagii.
- Ależ się rozgadałem! Hah! Ale jeśli panienka spotkała już gnoma to nie powinna być tym zdziwiona. A... a sucha coś panienka jak na taką noc pod gołym niebem. Taka ulewa była!
Rzeczywiście... gdy dziewczyna spojrzała na gościniec, trawę czy drzewa, wszędzie widać było ślady deszczu, jednak plucha na drodze i połyskująca w porannym słońcu zieleń, ustępowały powrotowi upału.
- Moja godność - Frukrig Jagronvorshef. Fru dla przyjaciół. Gdzież panienka zmierza, może mamy podobny cel podróży, gościniec pusty, nie mam do kogo gęby otworzyć... Obiecuję, że jak się wygadam to dam panience dojść do głosu! - Choć przez zdeformowany głos, Fru brzmiał bardzo dziwnie, jakby pozagrobowo, to dało się wyczytać w tym głosie wesołość, która go wyraźnie rozpierała, z powodu towarzysza monologu...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 05-01-2013, 18:00   #4
 
Kaga's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaga nie jest za bardzo znany
Kaga w dość dużym oszołomieniu słuchała dziwacznego gnoma, czy kimkolwiek on był. Za to zgadzało się wszystko ze snem, który przeżyła. Bo przecież był to sen, prawda? Projekcja dawnych wydarzeń. Przerażających, bez dwóch zdań. Wzięła kilka głębokich oddechów, wstając i przeciągając się.
- Jestem Kaga... po prostu.
Uśmiechnęła się sympatycznie, choć miała mnóstwo pytań. Uznała, że zadanie już od razu tego o maskę będzie niegrzeczne.
- Fru, a skąd wiesz to wszystko? Mieszkasz w okolicy?
- Nieee - pokręcił głową, dłubiąc laską w ziemi - nie mam domu, ale ostatnimi czasy, w sensie przez parę lat, mam masę spraw w tych ziemiach, stąd wiem. Teraz na szczęście spłaciłem wszystkie długi i jestem wolny, idę w swoją stronę, a nie gdzie mnie ganiają Mam nadzieję, że ty też Kago. - Skierował wzrok w jej stronę, prawdopodobnie się uśmiechał.
Popatrzyła na niego i skinęła głową na potwierdzenie, choć wcale nie czuła się ani pewna siebie ani wesoła. To co się działo w nocy to było jedno. Towarzystwo zamaskowanego, niskiego osobnika to jeszcze coś innego.
- Wybacz mi Fru, ale musisz wiedzieć, że... wygladasz dość osobliwie. A ja jestem samotną dziewczyną na trakcie. Nie żebym zupełnie nie umiała sobie radzić, ale... no wiesz...
Wskazała gestem jego maskę.
- To troszeczkę dziwne, ta maska... - uśmiechnęła się przepraszająco.
Niziołek zachichotał cicho, co jednak poniosło się dziwnym echem jego podwójnego głosu.
- Taaak... widzisz... w pewnym sensie... nie mam ciała. Jestem... to znaczy byłem, doppelgangerem, ale pewien bardzo wredny i potężny czarnoksiężnik, któremu się mocno naprzykrzyłem, wpadł na pewien pomysł jak pozbawić mnie mojej mocy zmiany postaci no i jakimś cudem mu się udało. - Wzruszył ramionami, ciężko wzdychając. - Przypłacił to własnym życiem, ale to dość długa i zawiła historia. No i osobista, więc wybacz, że zataję przed tobą szczegóły, nie jestem jednak niebezpieczny, jestem mnichem, od około stu lat, jestem mnichem-cieniem. - Spuścił swoją głowę-maskę w dół, a jego głos wydał się nagle bardzo niepocieszony.
Kaga nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. To było zbyt dziwne, aby w to nie wierzyć. Znała już kilka rodzajów magii i postanowiła, że w wolnej chwili sprawdzić magiczną aurę tego... zmiennokształtnego. Teraz jednak nie był na to najlepszy moment.
- Nie jesteś w stanie jakoś przywrócić swojego ciała? Nie wiem prawie nic... o twojej rasie. Ale żyjesz już tak długo i cały czas musisz... no cóż, wyglądem nie jesteś w stanie wzbudzić zaufania.
Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
- Serio? Myślałem, że można mnie uznać za uroczego... Ale niestety nie mogę się zmienić póki mam na sobie hełm, a jego zdjąć nie da się. - Wzruszył ramionami.
Ugryzła się w język, nie dodając nic więcej. On nie pytał, więc ona też postanowiła, że będzie unikała tych osobistych kwestii. Będąc czarodziejką wiedziała, że na pewne rzeczy istniało mnóstwo sposobów, ale domyślała się też, że ta... istota, bo trudno było jej nazwać Fru inaczej, próbowała już wszystkiego, czego mogła. Szła więc w milczeniu, odzywając się dopiero po dłuższym czasie.
- Nie wiesz może, czy pod koniec tego dnia uda nam się dotrzeć do jakiejś osady, albo choć samotnej karczmy, która nie byłaby zniszczona? Wolałabym się przespać w jakimś łóżku...
- Ach tak. Jak już wspomniałem znam ten trakt, jeszcze długo przed zmrokiem będzie osada... ludzka. Niezbyt miła, sympatyczna czy pełna ludzi z otwartymi z umysłami, ale można zażyć spokojnego snu, bo widzę, że tego ci brakuje. - Spojrzał na nią z dołu. - Nie wydajesz się przyzwyczajona do podróży, więc nie będę narzucał swojego tempa i tak nigdzie mi się nie spieszy. - Szedł dalej rozkoszując się widokami. Tak się przynajmniej wydawało...
Prawdę mówiąc, nie potrafiła zaprzeczyć, nawet jeśli chciała. Westchnęła cichutko, poprawiając swoje tobołki i troszkę żwawiej ruszyła do przodu. Koszmar zeszłej nocy nie pozwolił jej się wyspać, więc teraz tylko szła, marząc o postoju i łóżku.
Po jeszcze dłuższym marszu, podczas którego nowy towarzysz Kagi, wydawał się bardzo rozradowany, na co wskazywały jego dziwne pomruki, naśladujące nucenie, minęli ich jeźdzcy bardzo podobni do tych, których wcześniej minęła półelfka. Ciemne konie ze świecącymi się oczami, ciemni jeźdzcy w ciemnych szatach. O mało nie stratowali dwójki wędrowców, wydawało się, że nawet ich nie zauważyli.
- Cóż za maniery... - Mruknął Fru, otrzepując i tak już zniszczone szaty z kurzu. Westchnął ciężko, mogło się wydawać, że rozmyśla, gdyby miał bródkę, prawdopodobnie drapałby się po niej, by nadać sobie poważnego wyrazu. - Powiedz... umiesz jeździć konno?
Dziewczyna pokręciła głową, patrząc za ginącymi w kurzu jeźdźcami.
- Pochodzę z miasta. Jedyne na czym umiem jeździć to wóz.
Uśmiechnęła się przepraszająco i jeszcze raz popatrzyła za tamtymi.
- Nie wyglądali na zwykłych podróżnych.
- Oj tak, ewidentnie czarnoksiężnicy... - powiedział jakby wściekle, w wykonaniu jego echa zabrzmiało to na tyle przerażająco, by Kaga poczuła ciarki na plecach. - Jak możesz się domyślić nie przepadam za nimi, a ostatnio sporo ich się kręci na północy, a to dziwne, bo w związku z sytuacją na południu, już dawno powinni tam wtykać swoje brudne łapska.
Kaga wzruszyła ramionami, nie pojmując wiele z tego.
- Wstyd się przyznać, ale nie mam pojęcia kim są owi czarnoksiężnicy i jaka jest sytuacja na południu. Nigdy wcześniej się nie interesowałam tymi... światowymi sprawami.

- Ach... To poczuwam się w obowiązku do wtajemniczenia cię, bo całkiem możliwe, że i ciebie dotknie ta sprawa. Chyba że rzeczy nie interesują cie dopóki nie zaczną zagrażać twojemu życiu bezpośrednio, ja tak kiedyś miałem. - Spojrzał na nią, mogło by się zdawać, że pytająco.
- Och, gdybym nie była ciekawska, to bym się z Neverwinter nie ruszyła. Opowiadaj, chętnie dowiem się wszystkiego czego mogę. Chyba głowa mi od nadmiaru nowych informacji nie pęknie - roześmiała się.
- No cóż... na południu pojawiła się nowa wyspa! Dziwne i wiele o tym nie wiem, ale władzę nad nią przejął dziwny kult. Właściwie to chyba tylko takie są kulty ostatnio, nieprawdaż? Dziwne, tajemnicze i okrutne, ludzie nie mają wyobraźni... - pokręcił głową zawiedziony. - Aczkolwiek władze miast, które walki o wyspy jakimś cudem przegrały otoczył wyspy swoimi skromnymi flotami. Dlatego, że na wyspie są źródła dziwnej zielonej wody, która daje, lub czasowo zwiększa umiejętnosci magiczne... Straszne. Zwykłego wieśniaka zmienia w niezłego maga na godzinę. A te męty, czyli czarnoksiężnicy to najgorsze męty. Mało który czarodziej jest na tyle zły, by oddać swoją duszę Pustce, z której bierze ogromną moc, za każdym razem oddając cząstkę siebie. Ostatecznie nie zostaje z nich nic... albo błąkają się po świecie jako duchy. A ostatnio sporo się ich mnoży, ciekawe czy to ma związek z wysepką... Aczkolwiek z wyspy jakimś cudem importują narkotyk, ale póki co jest tylko na południu.
Dla Kagi wszystko to było dziwacznymi rewelacjami, jej wiedza o świecie była zdecydowanie za mała, aby móc się przejmować jakąś tam wysepką. No i starała się, aby jej myśli nie były widoczne w mimice, bo ta wiedza o czarnoksiężnikach oraz fakt, że Fru wspomniał o tułaniu się po świecie jako duch... to strasznie przypominało właśnie tę istotę, z którą podróżowała. Porównanie ich głośno pewnie wywołałoby złość Fru, więc taktownie o tym milczała.
- Woda, która przynosi magię... to takie wygodne. I wierzę, że przyciąga. Sama chciałabym, aby moja moc wzrosła bez wysiłku - uśmiechnęła się do siebie. - A jak daleko jest ta wysepka? Ile to dni podróżowania na południe? Niewiele wiem o odległościach na świecie. A moje nogi dopiero zaczynają się przyzwyczajać.

- Ponad miesiąc... chyba że jest się wprawionym wędrowcem, albo ma się konia. Pamiętaj jednak, że to narkotyk. Ponadto wojna tam wisi na włosku i to głównie przez to, choć nie tylko - westchnął ciężko. - Polityczne intrygii... to takie dziecinne. Północ ma mniej ras “cywilizowanych”, a więcej tych których ludzie nazywają potworami i mamy tu mniej konfliktów, choć problemów nie brakuje. Zawsze chciałem pojechać daleko na wschód, od kiedy jestem w tym planie istnienia, tułam się wzdłuż wybrzeża. Byłaś tam może? W sensie na wschodzie, a nie jakiejś innej sferze.
Pokręciła głową, wzdychając smutno.
- Nigdzie nie byłam. Tylko Neverwinter. Przynajmniej z tego co pamiętam, czyli ostatnich kilku lat. Całe dzieciństwo... mówili, że uderzyłam się w głowę, teraz nie do końca w to wierzę. To mogła być magia, ta sama, która zabiła moją matkę.
Wzruszyła ramionami. To były dawne dzieje, których nie pamiętała, więc nie wywoływały już zbyt wielu emocji.
- Dlaczego nie oddalasz się od wybrzeża?
- Tak jak mówiłem, ostatnimi laty miałem tutaj sporo interesów. Gdybym zrezygnował ze spłaty długów, które zaciągnął... zaciągnąłem - mały towarzysz Kagi chrząknął i zaczął mówić ponownie dopiero po chwili. - To wpadłbym w duże tarapaty, gdziekolwiek bym nie poszedł na tym planie istnienia, a do swojego wrócić nie mogę. Teraz jednak... jestem już prawie wolny z tych “długów”. Muszę wyświadczyć parę przysług paru jednemu wrednemu wierzycielowi i gotowe!
- Straszne, tak musieć robić co chcą inni, aby móc się uwolnić. Ja zawsze byłam niespokojną duszą, nawet jeśli tylko siedziałam w mieście.
Popatrzyła na drogę przed nimi, gdzie zniknęli czarni jeźdźcy.
- Na razie idę tam gdzie mnie nogi poniosą. Podobno Waterdeep to najpiękniejsze z miast.

- Ludzkich? Możliwe, ciężko mi się rozkoszować architekturą kwadratowych chat i strzelistych wierz. No i jeszcze zamki, wielkie kamienne bloki. Miasta kiedyś dawały mi poczucie bezkarności - spojrzał na nią szukając zrozumienia. - Możesz sie domyślić czemu kiedyś tak było... teraz jednak nie ma tam spokoju dla... odmieńców, bo w sumie tym teraz jestem. Ale widoki z pewnością mogą dać wizualną przyjemność dla wielu. Ale powiedz... - ciągnął dalej po chwili. - Skoro idziesz bez większego celu... nie zechcesz mi towarzyszyć w ostatniej z misji? Ze strony pracodawcy nie spotka cię raczej nagroda, ale ja sam mam w moim plecaczku parę skarbów, które mogą ci się spodobać, a które ja uznaje za bezwartościowe. Miło będzie mieć towarzyszkę.
Spojrzała na niego podejrzliwie. Z jednej strony było to kuszącej, z drugiej... nieco dziwne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wygląd.
- A co to za misja? Nigdy jeszcze w żadnej takiej nie uczestniczyłam... i mogę tylko przeszkadzać.
- Zazwyczaj każą mi gdzieś pójść, przekazać wiadomość, coś... zwinąć, kogoś czegoś... nauczyć. To bandziory, ale nasyłają mnie na innych bandziorów, więc nie mam moralnych rozterek. Czasem trafiają się bardziej skomplikowane zadania, zbyt niebezpieczne by chcieli ryzykować życiem któregoś ze swoich... Piszesz się na to? - Przystanął, odwrócił się do niej i wyciągnął w jej stronę rękę, z dłonią ukrytą w skórzanej rękawiczce.
Z bandziorami nie raz już miała do czynienia, ale takie bardziej otwarte mówienie o... uczeniu kogoś, to brzmiało trochę groźnie. Może zbyt groźnie.
- Czyli sam nie wiesz? Ale w razie czego nie licz na to, że wyręczę cię... w robieniu komuś krzywdy. Nie żebym się wahała, na przykład jakiemuś paskudztwu... tylko sama idea do mnie nie przemawia. Żadnego bandziora, jak ich nazwałeś, nie powinno się wspierać.
Wzruszyła ramionami, ale podała mu dłoń.
W dotyku była twarda jak dłoń dorosłego mężczyzny, Kagę mogło tylko zastanawiać, jak by się poczuła, gdyby Fru był bardziej kulturalny i zdjął rękawiczkę.
- Świetnie! Jestem pewien, że wszystko się jakoś ułoży. Bo muszę przyznać, że moje ostatnie spłaty długów były dość... niezdarne, więc teraz los musi się odwrócić. - Powiedział wesoło ruszając dalej. - Powiedz... znasz się na sztukach magicznych, tak?
Nie była wcale chętna do szczerej odpowiedzi, ale w końcu uznała, że taka będzie bardziej odpowiednia, bowiem Fru będzie wiedział, czego może się spodziewać. I że nie ma co się spodziewać wiele.
- Powiedzmy. Potrafię ledwie kilka prostych zaklęć. Późno zaczęłam naukę - dodała na usprawiedliwienie.
- Świetnie. Może kiedyś będziesz na tyle potężna by przywrócić mi dawną postać? Pytam o to w zasadzie każdego maga... Ale poza tym będę miał dla magiczki takiej jak ty, wspaniałe wynagrodzenie za pomoc. O nagrodę możesz się nie martwić. - Potwierdził to cichym, ale mimo to tubalnym chichotem.
- Wiesz jak pobudzić kobiecą ciekawość - pokazała mu język, nagle rozbawiona. - Niech więc tak będzie, pomogę ci. To gdzie teraz się udajemy i ile to nam jeszcze zajmie?
Popatrzyła na swoje nogi, którym już przydałby się odpoczynek, choć dopiero zaczęli dzień.
- A ty? Jakie posiadasz umiejętności? - dodała ciekawie.
- No cóż... po tym jak straciłem możliwość zmiany postaci przez pewien czas czułem się jak kaleka. Zastąpiłem to jednak mistrzostwem w... - podniósł do góry swój powykrzywiany, krótki kij do podpierania - ...władaniu tym oto cackiem! Nie mogę zmieniać swojej postaci, ale potrafię zmienić kształt, materiał czy długość kostura. Nieźle tym walczę, musze nieskromnie przyznać. Poza tym przez pewien niezbyt chwalebny okres w jego... znaczy moim życiu mam sporą wiedzę na temat demonologii. Mogę przywołać jakiegoś chochlika, impa, ale one mnie strasznie wkurzają, więc ograniczam ich obecność tylko do trudnych sytuacji wymagających użycia siły. Albo do psychicznego dręczenia przeciwnika, mówię ci, demony to strasznie upierdliwe jędze. - Pokręcił głową, ale podwójny głos trochę mu się załamał.
- Demony? - Kaga zadrżała, a potem skrzywiła się mocno. - Przecież to taka paskudna dziedzina! W życiu nie chciałam tknąć tego rodzaju magii.
Wyciągnęła dłoń i wypowiedziała cicho kilka słów, a na otwartej dłoni zatańczył mały płomyczek.
- Dlaczego miałaby nie wystarczać zwykła magia? Mój stary nauczyciel kiedyś powiedział, że nie ma nic gorszego niż konszachty z tymi zdradzieckimi bestiami zła. W tym przypadku wolę go słuchać.
Płomyczek został zdmuchnięty przez niewielki powiew wiatru.
- Och tak, ja też nigdy nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Tak samo nigdy nie chciałem skończyć tak jak teraz, ale... Okazuje się, że da się je kontrolować - wzruszył ramionami - gdy nie okazujesz strachu, ale tym bardziej nie starasz się nad nimi za bardzo dominować. A tradycyjna magia oparta na żywiołach, rzeczywiście dostarcza niezwykłych możliwości.
- Ja na pewno nie umiałabym nad nimi kontrolować. Jeszcze jakieś malutkie... ale te większe - zadrżała. - Lepiej nie przywołuj ich zbyt często, zwłaszcza w mojej obecności. No i nie odpowiedziałeś na pytanie gdzie właściwie idziemy.
- Dzień podróży przed Waterdeep znajduje się mała osada, składająca się w zasadzie z trzech czy czterech gospodarstw. Do jednego z nich zmierzamy, a potem się zobaczy.
Nie było to zbyt dokładne wyjaśnienie, ale na razie dziewczynie wystarczyło. Skinęła głową i nie odzywała się przez chwilę. Tylko takie chodzenie było trochę nudne i męczące, ale co mogła poradzić, skoro już zdecydowała się na takie życie.
- Może opowiesz mi jakieś historie ze swojego życia? Musiało być znacznie barwniejsze od mojego...

- Cóż... muszę przyznać, że podszywanie się pod lordów, szlachciców, legendarnych bohaterów, a raz nawet półboga, było całkiem zabawne, ale to też historie z niezbyt szczęśliwym końcem... - wydał z siebie przeciągły mruk zamyślenia, grzebiąc w swojej pamięci. - Ach tak! Widzisz... choć straciłem swoją prawdziwą postać, wciąż powinienem móc wrócić do swojej sfery istnienia, tam gdzie mieszkają inne... jak się ich tu nazywa? Dziwolągi? Odmieńcy? No i ogółem sferowcy. Choć fizycznie powrót tam jest możliwy, to długo bym tam nie pobył, a może raczej pobyt tam byłby baaardzo długi i bolesny. - Westchnął mrucząc coś pod nosem w dziwnym języku. - Doppelgangerzy są tam... niespecjalnie lubiani, mają absolutny zakaz przyjmowania postaci demonicznych lordów. Było z tym w przeszłości mnóstwo problemów, z początku tylko dla demonów, a potem tylko dla mojego rodzaju. Ostatecznie przystaliśmy na to, by zwyczajnie nie wyginąć. Jednak dokuczali mi tak jak ludzkie dzieci rudemu i piegowatemu rówieśnikowi na wioskach. Postanowiłem więc być równie plugawy co oni i złamałem zakaz, przespałem się z sukubami należącymi do Radaw’rasha - spojrzał na chwilę na Kagę - bardzo znaczący jest tam, ale tamte sukuby nawet po części nie dorównywał tobie urodą oczywiście - chrząknął. - No a potem zrodziły mu się bardzo pokręcone pomioty. Możesz myśleć, że te wielkie demony są obrzydliwe, ale to... rogi, łuski, fałdy tłuszczu i ciągłe deformacje ciała. Radaw musiał je wszystkie wytłuc, dzieci i sukuby. Strasznie się wkurzył i zaczął szukać winnego, więc wszystkie doppelgangerzy w okolicy, musieli się ukrywać. Ostatecznie wytłukł pół swoich pomiotów i innego demonicznego pana. Tak bardzo narozrabiał, że zmusił i innych rogaczy, do włączenia się do czystki... wszystkich! Tłukli się nawzajem, niszczyli miasta, siebie nawzajem, kogo popadnie. Ostatecznie zapomnieli kogo szukali! Właściwie kogo on szukał, reszta po prostu została opętana rządzą krwi... znowu. Tak czy siak, tak mocno się wytłukli, że nam doppelgangerom zrobiło się lżej. Niestety jednak wielu z nas złapano, a mój lud mnie wydał i teraz większość w tamtej sferze chce mnie dopaść. - Westchnął ciężko. - Jejku... ta historia jest tragiczna! Właśnie ci powiedziałem jak wywołałem małą wojnę, pełną krwi, mordu, gwałtu i nie wiadomo czego jeszcze. Nie żeby w tamtych okolicą to nie było normalką...

Frukrig skorzystał z okazji, że ma słuchacza i się porządnie rozkręcił. Ostatecznie nie darował opowieści o podszyciu się pod półboga, spłodzonego przez boginię miłości i orka, o tym jak przez miesiąc władał w Neverwinter, a Kaga najwyraźniej była jego poddaną. Jak się okazało przez prawie pół roku brano go za członka słynnej drużyny poszukiwaczy przygód Pięść Thegru, a wdzięczność ludu elfickiego, do tej grupy, za pokonanie czarnego smoka i bandy nekromantów w okolicach ich domów była prawie, że bez granic... Jednak sielankowe opowieści musiały się kiedyś skończyć. Dzięki temu, że Kaga mogła skupić się na słuchaniu, nie spostrzegła jak bardzo bolą ją nogi i jak okrutnie chce jej się spać, dopóki nie ujrzeli wioski, w której mieli spędzić noc, a ta była już bardzo blisko.
- Urwen. Szesnaście domów, gospoda i buda służąca jako komenda i wszystko inne związane z oficjalnymi sprawami. No i oczywiście kopalnia, dzięki której to miejsce jest zamieszkane. Postarajmy się nie pakować w kłopoty. Górnicy mają trochę krzepy, wierz mi. - Mogłoby się wydawać, że maska się skrzywiła, ale to z pewnością było tylko dziwne wrażenie wywołane zmęczeniem.
Kłopoty jednak już tu były. Na schodkach przed ratuszem, stało trzech tęgich, brodatych mężczyzn ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, wyglądali niemal identycznie. Przed nimi zaś kilkunastu zbrojnych, w zbrojach płytowych, skórzanym, kolczych, z łukami mieczami, toporami, młotami, a nawet dwoma kuszami. Zaś górnicy mieli u pasów kilofy.
- Macie ogromne zyski, z tej kopalni, kowale i złotnicy z Neverwinter i Waterdeep skupują od was hurtowo, to największe złoże w promieniu wielu, wielu mil - mówił najwyraźniej przywódca zbrojnych, niski, okuty w skórznię młody elf, z połyskującym łukiem przytroczonym do pleców. Nie patrzył na trójkę rozmówców, tylko na również magiczny sztylet, który obracał w swoich dłoniach. - Nigdy nie wiadomo kiedy was napadną, a to że napadną jest pewne. Jesteście poza jurysdykcją wszystkich, ochronimy was, wiecie? Jesteśmy doświadczonymi, odważnymi, zdolnymi...

- CHUJAMI BANDYTÓW! - Warknął stojący u szczytu schodków mężczyzna. - Nie potrzebujemy was tu, nie chcemy was tu! Jutro z rana ma was nie być, to ostatnie ostrzeżenie, a jak zginie nam kolejny świniak czy krowa, to was kurwa...
- To co?! To co nam pizdy zrobicie?! - Tym razem to elf mu przerwał, nie było po nim widać złości tak jak po górniku, twarz miał spokojną, ale głos ociekał gniewem i groźbą. Zapadła chwila ciszy. - To wy macie czas do jutra... do południa. Potem to was tu nie będzie. - Odwrócił się do swoich ludzi.
- Wracamy do obozu! Ostatnia noc pod gołym niebem panowie! - Banda krasnoludów i ludzi odpowiedziała mu powszechnym zadowoleniem w postaci ryków czy śmiechów.
- Chyba trafiliśmy na ostatnią noc gdy będziemy mieli znośnych gospodarzy. Proponuję wynieść się przed śniadaniem. - Mruknął z dołu Fru, prowadząc Kagę do budynku naprzeciwko ratusza, nad którym powiewał szyld gospody “Bryza z zewnątrz”.
Kaga słuchała tego dziwnego osobnika, potakując, wtrącając coś od czasu do czasu, ale przede wszystkim udając, że we wszystko wierzy. Nawet zaśmiała się na to wspomnienie o swojej urodzie.
- Bez przesady, bo przestanę ci wierzyć!
Ogólnie jednak nie zmieniła się po tym jej opinia o Fru, uznała bowiem, że zwyczajnie lubił być w centrum uwagi. Czy to faktycznie rządząc czy raczej tylko gadając o tym. Jej dobry humor prysł dopiero po obejrzeniu sceny w przypadkowej wiosce. Szybko zgodziła się ze swoim towarzyszem.
- Mimo, że moje nogi domagają się odpoczynku przynajmniej tygodniowego, to sugerowałabym ucieczkę stąd zaraz po świcie. Odpoczywać można częściej po drodze.

Zupełnie nie miała ochoty na wtrącanie się w tutejsze sprzeczki. Zwłaszcza, że proporcje sił wydawały się “lekko” nierówne.
Weszli do karczmy, a do trójki górników przed ratuszem, podeszła nagle zgraja innych ludzi, którzy chowali się po domach. Jednak dwójka podróżnych nie usłyszała rosnącej wrzawy, bo zamknęła się w wygodnym i ciepłym wnętrzu gospody. Zza lady, smutnym uśmiechem przywitał ich wysoki, siwy mężczyzna z zaniedbaną brodą i rosnącym ze starości brzuszkiem.
- Witam w “Bryzie z Zewnątrz”. Czym mogę służyć? - Spytał obojętnie.
Kaga obejrzała się na Fru, a potem odpowiedziała za ich oboje.
- Chcielibyśmy pokój i strawę. Jesteśmy zmęczeni po podróży - uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- Z pokojem nie będzie problemów, wszystkie wolne, ale z jedzeniem... - spojrzał na nich przygryzając zęby. - Ostatecznie mogę was nakarmić, ale będzie to niemało kosztować. Ostatnio z zapasami ciężko.
- Ci... tamci? Zbrojni? - Fru wskazał ręką na drzwi.
- Ta... najpierw nakradli, a teraz blokują nam drogę. Nie mamy jak przewieźć surowców, a jakoś z miast nikogo nie przysyłają, jak zazwyczaj robili. Ostatnio spada na nas tutaj mnóstwo plag... - pokręcił smutno głową.
Kaga spojrzała na Fru, nie była przyzwyczajona do decydowania za kogoś. I nie miała za dużo monet.
- No trudno, mi w takim razie wystarczy pokój. A do picia woda.
Miała jeszcze trochę racji, które zabrała z Neverwinter. Aż tak głupia nie była, by wybierać się w drogę bez nich. Gorzej było z pieniędzmi.
Gospodarz podał kluczyk i wskazał na drzwi znajdujące się naprzeciwko lady.
- Ten pokój, dwa łóżka - powiedział nalewając wodę do kubka, z lekkim, niepewnym uśmiechem. Pewnie przywykł do serwowania innych napojów, zmęczonym podróżnikom i rosłym górnikom.
- Tylko nie szalej za bardzo Kago z tym piciem... no i się nie utop - mruknął pouczająco Fru, podskakując by pochwycić klucz z lady i zmierzając do pokoju. - Udam się na swój spoczynek, jak chcesz to się rozejrzyj, a jak coś to mnie zbudź, tylko... tylko użyj to tego jakiegoś długiego przedmiotu. - Dodał niepewnie.
- Jestem zbyt zmęczona, aby mieć ochotę na rozglądanie się. Zwłaszcza, że musimy wcześniej wstać.
Kaga miała zamiar zamknąć się w pokoju, na wszelki wypadek zastawić czymś drzwi, zjeść suche racje i od razu pójść spać. Nogi bolały ją tak bardzo, że nie była w stanie myśleć o niczym innym.
 
Kaga jest offline  
Stary 06-01-2013, 17:22   #5
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Zeart położył głowę nie piersi śpiącego orka. Zamknął oczy i słuchał bicia jego serca. Uwielbiał to. Choć wszystko co definiuje i wpływa na człowieka, dzieje się w jego mózgu i duszy, a serce to zwykła pompa... to jako skrytobójca Zealot, jak zwykli na niego mówić, uważał je za najważniejszy organ w ciele tych wszystkich którzy je mieli. Można było się z jego bicia wiele dowiedzieć. U zwierząt to były proste potrzeby, jedzenie, sranie, ucieczka czy walka, u istot z bardziej rozwiniętą inteligencją, działo się więcej. To że więcej rozumieli i więcej mieli wpływało na to co czują, a chcąc czy nie chcąc, czuli to w sercu. Miłość, ekscytacja, podniecenie. Serce dzięki nim pompowało krew w narkotyczny sposób, który sprawiał, że chciało się więcej, mocniej, szybciej.

Zeart podniósł głowę uśmiechnięty, spojrzał na świński ryj orkowego wodza Urgawza. Cóż za idiotyczne imię. Gdy spał na jego twarzy nie było widać okrucieństwa, którym tak bardzo się charakteryzował, nie było widać wzroku, żądnego krwi, mordu i gwałtu. Wystarczyłoby jednak, że Zealot klepnąłby go w policzek. Zerwałby się rozwścieczony, spojrzał po obozie, pełnym zabitych we śnie żołnierzy, rozerwałby Zeart'a na pół, to pewne, a potem jeszcze go zjadł. Pozory mylą. Ostrze sztyletu wbiło się w lewą komorę serca orka, otworzył oczy, próbował krzyknąć, ale tak szybko jak jego twarz ożyła, tak też szybko zamarła, w grymasie wściekłości i strachu.

Zealot odpiłował jeden z kłów orka, wrzucił go do sakiewki i wstał rozglądając się po prowizorycznym obozie. Banda orków grasantów w swoim szaleńczym rajdzie zniszczyła i splądrowała cztery ludzkie wioski i wybiła dwie drużyny najemników, które zostały wynajęte przez okoliczne władze.
Zeart został wynajęty przez jedyną ocalałą z trzeciej w kolejności zniszczonych wiosek, kobietę. Jej mąż wcześniej sprytnie schował oszczędności na czarną godzinę, a już kiedyś w tej wiosce korzystano z usług tegoż skrytobójcy, nie była to zbyt przyjemna osada.

Poprawił ciemny płaszcz, schował sztylet do małej pochwy i wyjął szable. Zaskoczył ich gdy robili mały postój przy rzece, przeciągnął się aż do nocy na jego korzyść, ale nie wszyscy spali. Pozostali jeszcze wartownicy...

***

Ciężko powiedzieć, żeby Fru spał. To co się z nim stało podczas spoczynku było co najmniej osobliwe. Otwory w jego hełmie się zamknęły spajając maskę w jeden, złoty kawałek, upatrzony pięcioma szlachetnymi kamieniami. Ponadto nawet nie leżał, tylko siedział oparty o ścianę za łóżkiem. Jednak to nie przeszkadzało zasnąć czarodziejce. Gdy tylko padła na łóżko, od razu zasnęła.

Nie żeby dane jej było dobrze wypocząć. Chyba z pierwszym promieniem słońca, zbudził ją kobiecy krzyk przerażenia i gromkie śmiechy paru mężczyzn. Co gorsze dobiegało to z gospody, z pokoju obok.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172