lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Lochy i smoki] - Przygoda, przygoda... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/11448-lochy-i-smoki-przygoda-przygoda.html)

Fenriz 28-06-2012 17:43

[Lochy i smoki] - Przygoda, przygoda...
 
Stało się. Przyjaciele postanowili zrealizować pomysł, który męczył ich od dwóch tygodni. Każdy z nich miał dość monotonnego życia w Idlleville i rutyny, która towarzyszyła im na każdym kroku. Pragnęli zobaczyć inne miejsca, poznawać nowych ludzi i nie ludzi też, odkrywać piękne i tajemnicze miejsca i przede wszystkim przeżyć wielką przygodę.

Gdy tylko zapadł zmrok i cała wieś ułożyła się do snu, przyjaciele po kolei wykradali się z domków, by spotkać się na tyłach stodoły Pattisona. Było to ich ulubione miejsce spotkań na skraju wsi, gdzie można było spokojnie porozmawiać, odpocząć i poleniuchować nie zwracając jednocześnie uwagi innych mieszkańców.

Księżyc stał już wysoko, gdy cała grupa zjawiła się na miejscu. W ciemnych ubraniach z plecakami i torbami przerzuconymi przez ramię oraz z bronią u pasa, stali gotowi do drogi.
Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że nie ustalili dokąd właściwie chcą iść.
Z jednej strony nie miało to tak naprawę, aż takie wielkiego znaczenia, gdyż dokądkolwiek by się nie udali, mieli szansę doświadczyć i przeżyć coś niesamowitego. Z drugiej jednak strony wszyscy zdawali sobie sprawę, jak ważny jest cel wyprawy i jego wybór może zdecydować o pomyślności wyprawy.
Popatrzyli po sobie, a potem po tak dobrze znanej im okolicy. Mieli kilka możliwości wyboru.
Mogli iść na wschód, by zagłębić się w tajemniczy i potężny bór. Ich rodzice, jak i wszyscy mieszkańcy przestrzegali ich nie raz, żeby nie zapuszczać się zbyt daleko do lasu. Było to ponoć siedlisko potworów i dzikich zwierząt. A ponoć im głębiej w las, tym bardziej stawał się on dziki i nieprzebyty. Z każdym krokiem natura dawała do zrozumienia, że to jej królestwo i nie życzy ona sobie tutaj intruzów. Starsi z wioski mówili także o tajemniczych duchach i zmorach, które tylko czekają na nieostrożnych wędrowców.
Po przeciwnej stronie wznosiły się wręcz niebotyczne i nieprzebyte góry. Skaliste ścieżka, która prowadziła w górę była kręta i dość krótka. Kończyła się siecią niewielkich jaskiń, gdzie mieszkańcy hodowali jadalne grzyby. Co było dalej? Dalej były już tylko skalne urwiska, wąskie półki, i strome zbocza. By pokonać te przeszkody trzeba było nie lada odwagi i umiejętności, wszak najmniejszy błąd mógł skończyć się tragicznie. Na domiar złego, jak mawiali starsi w górach żyje tajemnicze i bardzo niebezpieczne plemię, a także dzikie potwory, które czasami docierały nawet do wioski. Jedynie dziadek Gunter, jak wszyscy nazywali najstarszego mieszkańca wioski, wspominał kiedyś przy ognisku, że za górami rozpościera się rozległa równina na której co i rusz niczym grzyby pod deszczu wyrastają nowe potężne i pełne cudowności miasta.
Można było się też wybrać na północ wzdłuż brzegu rzeki, by dotrzeć do miejsca, gdzie kończy ona swój bieg. Ich nauczyciel, pan Heinrich, na jednej z lekcji mówił, że rzeka płynie przez wiele setek mil. Omija ona szerokim łukiem góry i na końcu wpada do rozległego morza, które jest sto tysięcy razy większe niż jeziorko, jakie znajdowało się w ich wsi.
Można było iść w końcu na południe i podążając wzdłuż brzegów rzeki spróbować dotrzeć do jej źródła. Prąd rzeki nie raz przynosił ciekawe przedmioty do wioski. A to ktoś znalazł oprawioną skórę z finezyjnie wypalonym wzorem, a to barwną tkaninę lub szmacianą lalkę z kamiennymi oczkami. Kilka razy zdarzało się, że wody rzeki przyniosły także ciało jakiegoś umarlaka lub truchło zarżniętego i oprawionego zwierzęcia. Oznaczało to jedno, że gdzieś w górze rzeki znajdują się jakieś osady.

Przyjaciele stali w milczeniu i każdy z nich zastanawiał się dokąd powinni się udać. Księżyc dawał blade światło, a lekki letni wiatr delikatnie muskał ich twarze.
Na decyzję nie było wiele czasu. Wszak wiadomo było, że zarówno ich rodzice, jak i cała wieś rano rozpoczną poszukiwania zbiegów.
Jeżeli nie chcieli, aby ich wyprawa skończyła się zanim, tak naprawdę się zaczęła, trzeba było podjąć błyskawiczną decyzje - dokąd ruszamy?

korwinlk 30-06-2012 14:15

Dzisiaj nastał wielki dzień, dzisiaj to Bolesław miał wyruszyć w podróż swojego życia. Po ciężkim dniu pracy, gdy zapadł mrok on ostrożnie wymknął się ze swojego pokoju z uprzednio przyszykowanym ekwipunkiem. A znalazła się tam: kusza myśliwska, sztylet, kołczan z bełtami, skórznia, sidło, wilcza skóra i trochę zapasów. Zostawił rodzicom list pożegnalny mówiący o tym by się o niego nie martwili i o tym, że wyrusza w poszukiwaniu przygody. Po czym wymknął się z domu. Nikt nie zwrócił uwagi na jego zniknięcie dlatego, że wszyscy spali. A nawet gdyby nie spali to i tak wszyscy z okolicy wiedzieli, że Bolesław trenuje po nocach strzelanie z kuszy. Szedł w stronę wyznaczonego miejsca, którym była stodoła Pattisona. Bolesław doskonale widział w mroku dzięki owym regularnym ćwiczeniom w nocy. Syn myśliwego i miejscowy rozbójnik, który wielokrotnie uczestniczył w bójkach, był także strzelcem wyborowym i potrafił nawet najdalsze i najtrudniej osiągalne cele trafić.

Gdy wszyscy zebrali się za stodołą padło pytanie: Dokąd teraz? Bolesław odpowiedział:

Na wschód bo mój tata mówi, że tam na pewno jest cywilizacja. A trzech z nas ja i bracia Johansowie z rodziny myśliwych pochodzimy i posiadamy wiedzę o tym jak w dziczy przeżyć. A kto wie co tam znaleźć można, może nawet i na driady się natkniemy, gdy w dzikszą puszcze wejdziemy. Skarbów tam będzie może i mniej niż w górach, ale nie aż tak niebezpiecznie. A i polować można, więc z jedzeniem problemów nie będzie.

Specjalnie na koniec wspomniał o polowaniu chcąc o swojej racji przekonać braci Johansonów, bo wiedział, że tak im tak jak jemu rodzice zabraniali chodzić na polowania i tak jak on o tym marzyli.

JanPolak 30-06-2012 14:48

Siedemnastoletni kowalczyk zjawił się na miejscu zbiórki. Był młodzieńcem wysokim jak na swój wiek, o pięknie wyrzeźbionej sylwetce. Proporcjonalnie zbudowany, pozbawiony tłuszczu, za to o rozbudowanej muskulaturze, miał kształty godne antycznego posągu. W ciemności, spod czarnego płaszcza lśniła jego jasna, szlachetna twarz z niebieskimi oczami pod grzywą blond włosów.

- Czy każdy jest gotów wyruszyć ku przygodzie? - zagaił - Wzięliście prowiant? Koce? Mocne ubrania? - był gotów pomóc w przygotowaniach najmłodszym lub najmniej samodzielnym członkom drużyny. Wszak czuł się już prawie dorosłym i uważał to za swój obowiązek.

Na słowa Bolesława odparł:

- Powinniśmy ruszyć tam, gdzie najprędzej znajdziemy cywilizację. Wszak w miejscach ludnych czeka nas szansa zdobycia chwały, znalezienia pracy i wzbogacenia się. Stąd najchętniej pójdę w dół lub w górę rzeki - nad wodą przecież musi ktoś żyć, a i idąc z rzeką najtrudniej się zgubić. Co do pójścia na wchód - nie przeczę, że wasza trójka zna się na przeżyciu w lesie - lecz jaka chwała czeka nas w bezludnej głuszy? Zaś jeśli chodzi o przekroczenie gór, to obawiam się, że najsłabsi z nas mogą temu nie podołać.

Podsumował:

- Więc moim zdaniem - północ lub południe. Możemy być pewni, że na południu ktoś mieszka. Czy są jakieś osady na północy? Nie wiemy na pewno. A im prędzej znajdziemy ludzkie siedziby, tym szybciej zaczną się dla nas prawdziwe przygody.

„I tym szybciej zdobędę miecz” - pomyślał - „Prawdziwy miecz. Bo cóż to za wojownik bez miecza?”

Mocniej naciągnął na siebie płaszcz i poprawił w dłoniach swój dwuręczny, kowalski młot.

Aeshadiv 30-06-2012 16:36

Na miejsce zbiórki udał się także elf. Jeden z bardziej charakterystycznych mieszkańców wioski. Jego włosy koloru stali w blasku światła księżyca wydawały się być śnieżno-białe. Kolor skóry za dnia przypominał ten, który mają mieszkańcy południowych krain zwanych Arabią. Zielone oczy patrzyły po pozostałych członkach kompani z jakby chłodem i nie ukazywały żadnych emocji.

Ronniel - bo tak nazwał swojego przybranego syna miejscowy garbarz - Sebastian, miał na sobie płaszcz zielony myśliwski, w wielu miejscach połatany i pozszywany. Na plecach widniał kołczan ze strzałami i łuk. Przy pasie zakrzywiony miecz i bardzo dziwny sztylet. Również o nieco nietypowym kształcie, z jakimiś napisami na klindze. Z szyi elfa zwisał srebrny amulet w kształcie półksiężyca. Ronniel czekał cały czas w milczeniu aż spóźnialska reszta kompanii przybędzie na miejsce. W sumie dziwił się, że ludzie chcieli go wziąć na tę przygodę. Miał wrażenie, że mieszkańcy wioski podchodzą do niego z dużym dystansem. Możliwe, że tyczyło się to jedynie starszych, a młodzi nie widzieli w tym nic złego.

Ronniel powiedział tylko trzy słowa. Taki już był. Nie mówił raczej wiele. Jego wymowa była jednak nie aż tak melodyjna jak tych elfów opisywanych w baśniach... cóż... wychował się wśród ludzi... mógł być nieco inny czyż nie?

- Południe lub wschód...

Aro 30-06-2012 18:19

Na miejsce zbiórki dotarł jako jeden z pierwszych. Przywitał się z tymi, którzy przybyli wcześniej i zajął miejsce po prawicy Orika, swego rówieśnika. Czekając na spóźnialskich, przestępował jedynie z nogi na nogę, zagryzając wargi. Był to jeden z jego nawyków. Kiedy tylko jedna z licznych ksiąg jego ojca zainteresowała go, zęby momentalnie odnajdywały prawy kącik jego ust, a długie palce wędrowały w stronę kruczej czupryny, mierzwiąc ją i doprowadzając do stanu zwanego przez niektórych twórczym nieładem. Kochał czytać i dowiadywać się nowych rzeczy, pochłaniając zapisaną wiedzę ciemnozielonym spojrzeniem. Teraz jednak pozostawiał to wszystko za sobą, by wraz z innymi udać się w poszukiwaniu przygód.

- Czy każdy jest gotów wyruszyć ku przygodzie? Wzięliście prowiant? Koce? Mocne ubrania? - zapytał się Orik.
Aaron wziął wszystko co uważał za niezbędne przy wyprawie. Torba wisząca na jego ramieniu pełna była przeróżnych maści, bandaży i składników alchemicznych. Również przy jego specjalnym pasie znajdowały się fiolki z przeróżnymi miksturami, które zwędził, opuszczając dom. Przy lewym biodrze natomiast wisiał długi sztylet, przysłonięty teraz długim, ciężkim płaszczem, którym alchemik był owinięty.

- Zgadzam się z Orikiem. - Aaron odezwał się, korzystając z chwili ciszy. - Rzeka stanowi jedyne rozsądne wyjście. Góry są trudne do przebycia nawet dla doświadczonych podróżników, więc nie łudźmy się, większość z nas skończyłaby ze skręconym karkiem. Bór natomiast jest królestwem naszej matki natury, jednak próżno w nim szukać matczynej miłości. Zgubilibyśmy się i zaczęli krążyć wkoło, kończąc jako wieczerza dzikiej zwierzyny. Przy rzece natomiast grozi nam niewiele. Parę dni drogi na południe i dotrzemy do jakiejś osady. Żadne z nas nie opuściło wcześniej Idleville, mądrze by więc było poszukać wiedzy o świecie, który na nas czeka.

Kończąc swój wywód, odetchnął głęboko i zerknął na blondyna obok. Byli najstarszymi z całej grupy i najprawdopodobniej najrozsądniejszymi, co potwierdziły ich słowa na temat celu wyprawy. Aaron zastanawiał się, czy Orik również uważał, że obowiązek dbania o młodszych spoczywa na ich barkach. Znając go, najpewniej tak było. To pewnie im przyjdzie mediować w sporach i znajdować złoty środek, nie wspominając o tym, że Aaron będzie też łatać rany i nastawiać kości, jeśli będzie taka potrzeba. Jednak nie narzekał. Wszak był to jeden z dwóch powodów, dla których zdecydował się wyruszyć z nimi.

kanna 30-06-2012 18:46

Kesa westchnęła i owinęła się szczelniej peleryną. Było zimniej, niż się spodziewała.

Looma jednak nie przyszła. Obiecała, ale nie przyszła. Może coś ją zatrzymało? A może to „No dooobra” nie było prawdziwą obietnicą? Może prawdziwe było „Wiesz, tu jest nasze miejsce, jak nie pomożemy naszym mamom, to kto pomoże? A tam może być niebezpiecznie.. są potwory i dzikie zwierzęta, przecież wiesz”.

Kesa westchnęła znowu. Wiedziała, oczywiście… potwory, magicy i źli ludzie. Ale z drugiej strony – matka przecież tez nie urodziła się w Idlleville. I jakoś musiała tu dotrzeć, prawda? Tak, ale prawdą było, że powinna była zostać w domu i pomagać mamie w zbieraniu ziół, warzeniu mikstur i pilnowaniu rodzeństwa. Oraz ojcu w pracy na roli. Była w końcu najstarsza w obejściu, miała już prawie 14 lat. Choć drugiej strony.. Suri kończyła na wiosnę 13. A bliźniacy – choć młodsi od niej o dwa lata – przerastali ją o pół głowy.

No, ale podjęła decyzję. Nadszedł już czas. Jej czas.

Spojrzała na chłopców. Debatowali, jak to chłopcy. Każdy musiał powiedzieć, co myśli. Pokazać, jak jest ważny.
Kesie było wszystko jedno, w która stronę pójdą. Chciała już po prostu iść. Westchnęła raz jeszcze. Nawet jak by im powiedziała i tak by jej posłuchali. Chłopcy nigdy nie słuchali mądrych rad dziewczyn.

- Chodźmy w końcu .. – powiedziała zamiast tego. - Ranek nas zastanie na tych debatach.
- Jak będziemy szli, to będzie cieplej – pomyślała.

Ale nie dodała tego, oczywiście.

Karmazyn 30-06-2012 20:25

Beldarowi nie spieszyło się do opuszczenia domu. Lata w nim spędzone przekonało go, że lepszego miejsca na świecie nie znajdzie. Nie mniej jednak młodzieńcza ciekawość i wynikająca z faktu, że był najstarszym z wioskowych „uciekinierów” opiekuńczość sprawiły, że postanowił wziąć udział w tej wyprawie.
Zostawiwszy list dla ojca, w którym zapewniał, że będzie opiekować się sobą, swoim bratem jak i całą resztą ruszył na spotkanie.

Za stodołą Pattisona starszy z braci pojawił się ubrany tak jak zapewne każdy spodziewał się go zobaczyć. Swój codzienny strój uzupełnił jedynie o kilka szczegółów. Brązowawy płaszcz z kapturem zapięty pod szyją skrywał pod sobą podróżny plecak, w którym młody myśliwy upchnął trochę jedzenia i dodatkowe ubranie. Przy boku chłopaka zwisało coś co można było nazwać krótkim mieczem. W dłoni trzymał długi kij. Nic nadzwyczajnego. Jedynie co mogło zaskoczyć jego przyjaciół po dokładnym przejrzeniu jego ekwipunku była igła i nić. Prawdopodobnie nawet Karl nie wiedział, że wziął ze sobą te dwie rzeczy.

Beldar bacznie obserwował całą zgromadzoną ferajnę. Jego bystre oczy zatrzymywały się na każdym z mówców. Na dłużej zatrzymał się na synu kowala i jego rówieśniku. Byli od niego młodsi o rok, ale zdawali się tego nie zauważać. W sumie dla starszego z Johansonów nie było w tym nic złego. Skoro tamci chcieli być liderami to on im w tym nie miał zamiaru przeszkadzać.

Osiemnastolatek co prawda miał ochotę ruszyć w bór. Wśród dzikich zwierząt czuł się niemal równie dobrze jeśli nie lepiej niż wśród ludzi. Nie można było jednak w wyborze drogi być samolubnym.
- Południe. – wypowiedział się jako szósty. Jego wypowiedź była niewątpliwie najkrótsza.
Swej decyzji nie miał zamiaru szczególnie uargumentować . Uznał, że wszystko co konieczne zostało już powiedziane.

SyskaXIII 01-07-2012 11:21

Nagle przybiega Karl i zasapany lekko krzyczy podekscytowanym głosem:

- Hej wszystkim! przepraszam za spóźnienie, byłem jeszcze w lesie coś załatwić. Trochę nas się tu zebrało spojrzał na wszystkich zebranych, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na Kesie, - hej Kesa, co u ciebie ? - powiedział o wiele cichszym i delikatniejszym głosem. Otrząsnął się i zaczął mówić dalej do wszystkich.
-To dokąd ruszamy ? Nie idźmy borem, osobiście wybrałbym las ale dla nas to nie jest dobry pomysł. Tata opowiadał mi kiedyś, że jak się zapuścił głębiej w las to spotkał jakieś dziwne niskie stworzenia o zielonej skórze, które robiły dużo hałasu i wszyscy mieli jakąś broń w ręku. Idźmy wzdłuż rzeki, zawsze byłem ciekaw skąd się biorą te przedmioty i ciała płynące z prądem rzeki.

Spojrzał znów na koleżankę: Kesa, coś nie tak ? Trzęsiesz się cała. Masz załóż mój płaszcz, będzie ci cieplej, ja i tak jestem rozpalony po tym bieganiu.

To jak ? jaka decyzja? zwrócił się do wszystkich, po czym się wyprostował i zaczął podskakiwać w miejscu rozciągając wszystkie kości.

PRZYGODA!! -krzyknął dość głośno.

Wnerwik 01-07-2012 12:59

- Idziemy na południe - odezwał się melodyjny, wysoki głos. Dochodził jakby znikąd, natychmiast zwracając uwagę zebranych. Ci o słabszych nerwach odetchnęli z ulgą widząc, że to "tylko" Taelryn. Właściwie mogli się spodziewać, że nagle wyskoczy z jakiejś plamy cienia, lecz zawsze było to dość niespodziewane. Możliwe nawet, że stał tu od początku, tylko po prostu nikt go nie zauważył. Ale ten chłopak już taki był - zjawiał się i znikał, niczym duch. Niektórzy z wioski powiadali, iż muszą to być jakoweś czary, bowiem nikt nie jest w stanie tak szybko się ulotnić z kradzionymi ciasteczkami!

Taelryn nie był wysoki, lecz spodziewać się było można, iż jeszcze urośnie - w końcu miał dopiero szesnaście (prawie siedemnaście!) lat. Był szczupły i niezbyt umięśniony - zawsze zazdrościł muskulatury Orikowi. Mimo tego, gdyby miał wybierać między siłą Orika, a swoim sprytem i zwinnością pozostałby przy tym drugim. To była jego broń.
Twarz miał przystojną, o zarysowanych kościach policzkowych i kształtnym nosie. Cera - blada i gładka - była marzeniem wielu dziewcząt z Idlleville. Zmrużone zielone oczy bystro spoglądały na zebranych spod cienkich brwi, a usta, wykrzywione w zawadiackim uśmiechu, ukazywały bielutkie zęby. Długie blond włosy były zebrane na karku w węzeł, by nie przeszkadzały podczas podróży.
Choć matka Taelryna swego czasu była jedną z najładniejszych dziewczyn w wiosce to swą urodę chłopak odziedziczył po ojcu półelfie (jak mówiły plotki). Taelryn był jego wierną kopią, prócz jednego szczegółu - ojciec miał włosy kruczoczarne, zaś on sam był blondynem. Tak jak matka.

Ćwierćelf odziany był w białą koszulę i ciemne spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty. Czyli tak jak zwykle. Jedyną nowością w jego ubiorze był sztylet w wytartej pochwie zawieszony u pasa. No i plecak. Plecak był wypełniony rzeczami niezbędnymi, by przetrwać - znajdował się w nim prowiant, miska, sztućce, koszula na zmianę, jego ulubiony kocyk, zestaw amatorskich wytrychów... Do plecaka był przytroczony bukłak z wodą i krótki łuk wraz z kołczanem.

Blondyn beztrosko bawił się nożem, podrzucając go w górę i łapiąc nim dotknął ziemi. Nie była to prosta sztuka, lecz on zdawał się to robić nieświadomie.
- Idziemy na południe - powtórzył swe słowa, gdy już zwrócił na siebie uwagę. - W góry, ani w bór mnie nie zaciągniecie. Na południu na pewno ktoś mieszka, w jakiejś osadzie dowiemy się gdzie jest najbliższe miasto. Z biegiem rzeki droga będzie łatwiejsza, nie będziemy musieli się martwić o wodę, a i tak na pewno uda wam się upolować jakiegoś zwierza. Lepiej zwierza niż potwora, prawda? - Pytanie było skierowane do myśliwych, którzy tak bardzo chcieli wybrać się na wschód, w nieprzebraną puszczę. Jeśli dla nich przygodą było hasanie po lesie i polowanie na zwierzątka to chyba źle się zrozumieli... - Odnajdziemy osadę, dowiemy się gdzie jest miasto i tam się udamy. W mieście najłatwiej znaleźć przygodę, w końcu mieszka tam tylu ludzi!

Taelryn miał powód, by nalegać na udanie się do miasta. Skoro jego ojciec był złodziejem to najpewniej jest w jakimś mieście, prawda? Profesja jego ojca nie była tajemnicą. Prócz serca matki Taelryna półelf skradł także kilka wartościowych przedmiotów z domów najbogatszych mieszkańców. Chłopak chciał odnaleźć ojca - wszak nigdy nie widział go na oczy. Ardea, jego matka, świetnie o tym wiedziała. Nawet nie musiał jej zostawiać listu - już dawno jej powiedział, że kiedyś wyruszy na poszukiwanie przygód i swojego taty.

kanna 01-07-2012 13:09

- Dzięki, Karl – Kesa uśmiechnęła się do chłopaka, lubiła go, zresztą jak większość jej znajomych z wioski. Jego lekka nadpobudliwość jej nie przeszkadzała.
Kesa była niekonfliktowa, dobrze dogadywała się z innymi i chętnie im pomagała. Prawie każdy z nich doświadczał jakiś urazów, które Keva, matka Kesy – lub ona sama - leczyła. No, i większość dzieci młodszych niż Kesa przyszła na świat z pomocą zręcznych rąk Kevy.

– Nie, nie chce płaszcza, denerwuję się, bo Looma tez miała być, a jej nie ma... Nie widziałeś jej?

Ale Karl juz pobiegł, podskakując i wykrzykując coś, wyraźnie podekscytowany przygodą.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172