Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2013, 11:47   #91
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jechali... Gwiazda cały czas karmiła niemowlę. Dick starał się jej ulżyć jak mógł. Używał jednak ziół lżejszych, żeby przytomna została i by na możliwość karmienia nie wpłynąć. Stąd widział w jej oczach ból, od czasu do czasu wręcz grymas na twarzy. Jednak sama nalegała... Ruszać jak najszybciej, by uniknąć dłuższego karmienia dziecka kozim mlekiem. Dick dostał nawet instrukcję: Jak umrze zanim znajdziemy mamkę - w kozim mleku macza się szmatkę i daje dziecku do ssania. Tak przez pół godziny... co godzinę. Brzmiało czasochłonni lecz wykonalnie. Mocny jednak nie dziwił się, że Gwiazda nie chciała końca bólu. Miała swoją misję jak on miał swoją. Raymunda należało powstrzymać, najprostsza metoda to sprawić by jego czaszka się potoczyła. Na to jednak przyjdzie jeszcze czas. Najpierw musi ostrzec Torrgrima, byli w końcu nie tylko przyjaciółmi. Wręcz braćmi z wyboru a obecnie nawet już formalnie rodziną. Potem naradzą się co dalej i będzie trzeba jechać do Hargi. Grupa która się tam zapuszczała i tak już była na miejscu. Co złego zrobią, to ich. Zapłaci im jednak Dick za to należycie w swoim czasie. Potem zabierze, wszystkich do umocnionych wiosek. Sam zaś zapoluje na Raymunda i każdego Skagosa jaki służy temu Cierniowi. Przydomek miał idealny bo już z samozwańczym królem za murem Mocny miał problem, brakowało mu jedynie kolejnego Ciernia w dupie.

Gwiazda umarła godzinę drogi od Sześciu Dymów, najbardziej wysuniętej na północ wioski Torrgrima. Szli dwa dni, i choć Dick dokładał wszystkich starań i coraz głębiej sięgał do worka z ziołami, który mu Ostra dała na drogę, nie mógł oddalić nieuniknionego. Gwiazda gorączkowała i coraz bardziej nerwowo nalegała na pośpiech. Zmarła pod obsypanym niebieskimi jagodami krzewem tarniny, do końca tuląc do siebie dzieci i raz po raz domagając się od Dicka i braci obietnic, że zajmą się jej potomstwem. Nawet gdy ostatni oddech opuścił jej piersi, ciągle była piękna. Najpiękniejsza kobieta, jaką Dick w życiu widział, delikatna, zwiewna zjawa o subtelnej twarzy. Pochowali ją w tym samym miejscu. Piękna okolica dla pięknej pogrzebu, cudownej damy. Tyle mógł Mocny zrobić. Ruszyli dalej...

Sześć Dymów było puste. Z sześciu chat dwie rozebrano, na klepisku pomiędzy zabudowaniami wiatr pędził tumany popiołów. Ella, córka Gwiazdy, wyciągnęła z pogorzeliska pozbawioną żuchwy ludzką czaszkę i przyniosła ją Dickowi bez słowa. Mocny siedział na pniaku do rąbania drewna, trzymał czerep w ręku i snuł zmęczone myśli, czy ta czaszka należała do kogoś, kogo znał, co się stało i dokąd teraz ma iść, kiedy powrócił wysłany na zwiad po okolicy Skała. I nie wrócił sam.

Obok niego stąpała miękko i cicho, ze zręcznością tak niepasującą do jej postury, niska i okrągła jak księżyc w pełni kobieta. Przyspieszyła kroków na jego widok, i on powstał. Uśmiechnął się, gdy odrzuciła włócznię i zsunęła kaptur, pokazując twarz. Choć była to twarz wybitnie niepiękna.

Pszczoła była najmłodszą córką Torrgrima, i jak sam stary mówił, jedyną, której ojcostwa nigdy nie będzie mógł się zaprzeć. Córka odziedziczyła wszystkie defekty urody swego ojca. Niska i pulchna, miała jego krzywe nogi i krótkie ręce, okrągłą twarz, perkaty nos, odstające uszy i wyblakłe, pozbijane w strąki włosy. Jej głowa zdawała się być osadzona na krępym korpusie bez pośrednictwa szyi. Mimo tego wszystkiego - a także z górą trzydziestu lat, jakie nosiła na karku, Pszczoła była obiektem westchnień wielu wojowników. O cudach, jakie wyprawiała z językiem, chodziły legendy dużo liczniejsze i bardziej barwne niż o walkach jej ojca.

Dopadła go i porwała w objęcia, przyginając za szyję do ziemi.
- Ostra z tobą? Jak dzieci?
Dick objął ją niczym własną córkę w geście powitania. Po czym oboje usiedli już na pniaku.
-Ostra i dzieci w domu. Szykują obronę wieści im posłałem, żeby naszych nie spotkało nic podobnego- jeszcze raz omiótł wzrokiem zgliszcza. -Dałem im wieści o Gwiaździnym siedlisku. Do niej też przyszli jak tu. Zmarła niedaleko stąd od ran. W siedlisku straciła pięciu braci. Ocaliłem dwóch i większość jej dzieci.-Mocny mówił to z żalem w głosie. Niepotrzebna śmierć zawsze go smuciła.
-Ilu i kto?-spytała Pszczoła-Dopadliście ich Mocny?-spytała z nadzieją w głosie.
-Większość, ponad dwie dziesiątki kilku uszło. Jednego mamy żywego, może się jeszcze przydać- Dick chwalił swe czyny tylko gdy musiał coś uzyskać. Teraz mówił to głosem bezbarwnym niemal szeptem.
-Powinniśmy go...-szykowała się do wybuchu Pszczoła
-Zostawić bo może się jeszcze przydać-powtórzył stanowczo Dick.-Do Hargi też idą. Przyjechałem jednak najpierw ostrzec was, potem chce ruszyć do niego. Gdy naradzę się z twoim ojcem. A tu coś wiadomo?
-Cztery dni temu dopadł do nas smolarz z Sześciu Dymów, mówiąc, że zostali zaatakowani. Wśród atakujących były Skagi, byli i wolni ludzie najpewniej Raymunda.-zaznaczyła- Ruszyłam od razu z tymi, co się szybko zebrali, Torrgrim poszedł za nami. Zastałam Sześć Dymów puste i ograbione. Wszystkich zabito, także kobiety i dzieci. Kilku młodych kobiet się wśród trupów nie doliczyłam - sądzę, że je tamci wzięli ze sobą dla rozrywki.
Spaliła zmarłych. Tatko siedzi teraz w sąsiedniej wiosce, Migotach, i kombinuje co dalej. Zostałam jeszcze z kilkoma ludźmi, w nadziei, że może ktoś z wioski uciekł w las i jeszcze wyjdzie. Nikt nie wyszedł, miałam już jechać do ojca, gdy Skała nas znalazł.

-Ruszajmy do niego zaradzić nam tym problemom trzeba-powiedział Dick. Im szybciej tym lepiej. Znasz się na dzieciach? Niemowlę Gwiaździne mamy.
-Ale ja nie mam-cokolwiek chciała powiedzieć Dick szybko jej przerwał
-Kozę mamy, więc problemu nie będzie. Sama wiesz mężczyźni mało wprawieni w tych sprawach. Młodym córkom Gwiazdy zadań, podczas rozpaczy wolałbym nie przydzielać.
Pszczoła machnęła ręką .
-Dobrze wujaszku jak sobie życzysz. Ino się na kobietach nie znasz, dzieci mi pomogą zająć się małym. Nic tak nie działa po stracie bliskich, jak opieka nad nowym życiem, zwłaszcza z własnej krwi
Dick wzruszył ramionami najważniejsze, że pozbył się tego brzemienia. Może zabić i dziesięciu Raymundów, setki skagosów i na koniec tysiące dzikich. Przerażało by go to dużo mniej, niż kilka godzin z taką kruszyną.

Migoty osiągnęli pół dnia później. Były położone pomiędzy dwoma wartkimi strumieniami. Dobre miejsce do obrony - mają przekopane kanały, w razie potrzeby zalewają wodą całą okolicę. Nazwa wzięła się od pstrągów, które żyją w tych strumieniach. Ludzie w Migotach żrą właściwie tylko pstrągi, Dick był tam dwa razy i za każdym razem miał wrażenie, że wraca cały obklejony łuską. Pszczoła powiedziała, że w Migotach znajdzie się mamka. Lepiej by mały, ciągnął od kozy tylko tyle ile musi. Pierwsze co się rzuciło Dickowi w oczy, to że staruszek nie próżnował. Sprowadził na oko około setki ludzi. Budowano dodatkowe umocnienia, wzmacniano domy każdy coś robił. Ciężka praca najlepiej służy dyscyplinie. Torrgrim spotkał się z Dickiem w chacie szefa wioski, poszła z nimi Pszczoła. Bracia krwi jak zwykli o sobie mówić wyściskali się serdecznie. Chwilę pogadali o rodzinach, po czym przeszli do cięższej części rozmowy.
-Sądząc po twoim czole przyjacielu, masz dla mnie więcej złych wieści-zaczął Torrgrim, bowiem gdy Dick był zmartwiony marszczył specyficznie czoło. Co ciekawe tą cechę zaobserwował, prócz Ostrej jedynie stary wódz.
-Skagosi -powiedział z odrazą Mocny- czego oni od nas chcą. Byli u Gwiazdy, skonała niedawno. Spaliliśmy ją niedawno w pięknej okolicy-powiedział jakby pocieszał sam siebie -Wcześniej jej pięciu braci i trójka dzieci, w zasadzie czwórka jednego porwali. Spora grupa przybyłem za późno by wszystkich uratować. Skagów były ponad dwie dziesiątki, większość zabiliśmy. Kilku uciekło, choć mamy też jeńca. Martwi mnie, że to nie jedyna grupa. Druga poszła na Hargę, jeszcze inna tu obawiam się, że i..
-Twoje wioski najdalej. Znaczy niby najbliżej ale od strony gór nie podejdą. Musieliby przez klan Bruce przejść. Ten twój Skała jest od nich?
Dick pokręcił głową potwierdzając.
Będą musieli zasuwać na około. Górale w najgorszym wypadku zasypią znane im przejścia. Wtedy muszą najpierw przez Hargę a potem z tyłu do mnie. Wicher pojechał wieści nieść, kiedy druga grupa była mniej więcej u Hargi. Pojedzie ostrzec Ostrą po drodze mija najdalsze wioski. Kazałem się przenieść do tych czterech, cośmy je w lecie umacniali z twoimi chłopcami.
Co nie znaczy, że nie ma jeszcze innych grup.

-Nie znaczy-potwierdził stary wódz-Ciekawe co kieruje wyspiarzami? Jeniec co mówił?- bo, że mówił było pewne. Za murem każdy gada, pytanie tylko kiedy i jak bardzo będzie boleć.
-Był od Ciernia. Ma ze sobą jeszcze z dziewięćdziesięciu wojowników. Gwieździe zabrali chłopca i ponoć po niego przyszli. Inna grupa poszła do Hargi jeszcze inna tu, więc musi stać za tym Raymund. Sojusz szykują, jemu się królowanie u widziało. Skagom pewnie mur a potem klękacze.-przewidywał Mocny
-Wrony to nie nasza sprawa. Musimy wzmocnić najbardziej wysunięte wioski, okopać się i czekać na mrozy. Zima pogodzi wszystkich, jak to zwykle bywa, czuje w kościach, że niedługo ściśnie tak, że popamiętają.-zapewnił Torrgrim.
Pszczoła zawsze siedziała cicho gdy wujaszek i tatko rozmawiali. Zresztą jak i reszta rodziny. Odzywali się tylko wtedy, gdy byli proszeni. Szacunek do starszych członków rodziny Torrgrim mocno zaszczepił swym dzieciom. Nie zmieniło to jednak ich myśli pszczoła była, aż czerwona ze złości. Szczęki ściskała tak, że aż zęby zgrzytały. Jej ojciec to ignorował Dick jednak obawiał się, że się udusi. -Ty co myślisz Pszczółko-rzucił szybko nie patrząc na nią. Tak by jego brat krwi nie zdążył go zatrzymać.
-Jest za tym, żeby zebrać ludzi i iść spuścić Raymundowym wpierdol!-wypaliła głośno, chwilę później dodała już normalnym tonem- Zanim wszystko śniegiem przysypie, i to taki, żeby aż do wiosny nie zapomnieli.
Dick się zaśmiał pod nosem, Torrgrim zmierzył go wzrokiem z serii "znowu mi to zrobiłeś" choć również się uśmiechał. Kiedyś sam wszak był młody i swawolny. Mądrość przychodzi z wiekiem.
-Rozwagi nam trzeba, rzekną wam jeszcze, że gdy was nie było goniec od Hargowych przyszedł. Harga zarobił strzałą pod obojczyk jak się na niedźwiedzia wybrał. Martwy, jego ludzie debatują co dalej, konny o pomoc prosił
-Zbierzmy ich, naszych i wuja- po czym Pszczoła zamilkła pod ojca spojrzeniem.
-Użyjmy ognisk sygnałowych. Między twoją wioską a moją z piętnastu będzie ich trzeba. Kto rozpali o pomoc woła, po dwóch ludzi do każdego na koniach. Po rozpaleniu, cisnąć im nakażemy to-Dick wysypał z woreczka trochę proszku- Garść zmieni ogień na chwilę na zielono, ten znak zapewni brak przypadkowych sygnałów. Czy wybiegów wroga.-powiedział z miną przebiegłego lisa Dick.
Torrgrim potwierdził to skinieniem głowy. Mocny mówił dalej
-Mam ze sobą dużo łupów a mało ludzi. Daj mi Pszczołę i dwudziestu konnych. Pójdą zabrać Hargowych do siebie, ty masz ludzi pod dostatkiem. Pomyślę nad kontaktem z Wronami, może oni nas z Raymunda i Skagów wyręczą. Gwizda i Harga byli pod ich opieką to ich zobowiązuje. Nas stawia w lepszej sytuacji, bo nie prośba ich skłoni do działania. Na wadze jest ich honor i reputacja. Muszą zadziałać, my zaś jedynie możemy. Alternatywa w postaci przeczekania ich istnieje.
Staruszek znów pokiwał głową.
-Pszczółka i tak rwie się do żądlenia więc lepiej niech idzie pod twoim okiem. Lepsze to niż by mi się nocą miała wykradać. Ludzi wam dam, mamy też w Migotach wrony. Córko zawołaj go-zakończył wódz

Po chwili Pszczoła wróciła z jedną wroną. Dowódcom zwiadowców, znany dobrze Dickowi ser Elwyn Stone, zwany przez wolnych ludzi Chmurnym. Postępił tak, jak zawsze. Czyli się nie nalegał na dyskusje z wodzami. Zaproszony jednak jak teraz i zapytany z chęcią udzielił rady. Mówił szczerze, jak sprawy widzi. A widzi je czarno. Twierdził, że Raymund zebrał na Jeziorze Ponad Mgłami tysiące ludzi. Mówi, że poplecznicy Czaszki wędrują od Lodowej Zatoki aż po ziemie Thennów. Zaleca rozwagę i ostrożność. Przychyla się do stanowiska Torrgrima, aby się okopać i czekać. Może zima tamtych rozpędzi z powrotem do wiosek. Chmurny w ogóle się dziwi, że tamci zebrali się na progu zimy. Trudno będzie maszerować. Jeszcze ciężej wyżywić taką masę ludu. Szturmowanie Muru właściwie jest z góry skazane na klęskę. Zamrożenie bram przy zimowych chłodach czy naprawa ubytków to kwestia nawet nie dnia. Wspinaczka zrobi się jeszcze bardziej zdradziecka. On zupełnie nie rozumie, na co tamci liczą. Dzicy powiedzieli wronie o napaści na siedzibę Gwiazdy jak również zabiciu Hargi. Zwiadowca obiecał zanieść słowa do Czarnego zamku. Na tym narada się zakończyła. Mocny widział, że śmierć kobiety wielu członków jej rodziny zmiażdżyła Elwyna. Tak bardzo, że aż poszedł do nich od razu. Dał im luźnego konia, a bratu Gwiazdy zostawił własny miecz, nóż i worek grotów do strzał. Pogadał z dzieciakami. Był poruszony i autentycznie zatroskany ich losem. To umacniało Mocnego w przekonaniu które miał od lat. Wrony to ludzie tacy sami jak oni, tylko z innej strony muru. Mający kilka głupich zasad.

Dick udał się na spoczynek, był już wieczór. Poważnie myślał o tym co dalej. Jeśli wrony bramy zmrożą, zrobi się bardzo nieciekawie. Dick jednak liczył, że zareagują na nie jedną już lecz dwie napaści na ludzi którym czarni obiecali bezpieczeństwo. W pierwszej kolejności musi zadbać o ludzi i dopełnić obietnicy. Dzieci odda do Ostrej, taka gromadka da jej radość. Jak również tyle zajęcia, że nie będzie szła z nimi na Czaszkę. Ktoś bystry musi zarządzać wioskami, ona nadawała się do tego idealnie. Po drodze weźmie ludzi Hargi do siebie, o ile tam są żyją i uda się ich przekonać. Dzięki reputacji Mocnego ostatnie wydawało się łatwe, jednak czy żyją to odrębna sprawa. Elwynowi ostatecznie kazał rzec na murze poza relacja, że Dick i Torrgrim na razie idą umacniać swoje pozycje. Jeśli wrony uznają, że jego pomoc jest potrzebna same przyjdą. Wtedy będzie w dobrej pozycji do negocjacji, wszak oni przyszli do niego. Następnego dnia ruszyli w stronę Hargi, Dick przed wyjazdem postanowił tylko zapytać Torrgrima o zdolność tego wodza Warkota. Czy wielu ją ma i jak te Skagi ją uzyskują? Podobne pytania zada po drodze jeńcowi.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-04-2013, 14:31   #92
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Alysa i Willam


Lord Dowódca pił dziś dużo za dużo.
Gryzł się tym kłamstwem, jakim karmił Skagijkę od pięciu lat, i aż zanadto dobrze było to widać, choć wyraźnie mu ulżyło, gdy wypluł z siebie wyznanie. Jakby mógł przerzucić na nich ten ciężar, rzecz niegodna dowódcy.
- Masz rację córko. To małżeństwo to może być tylko polityczny ruch. I to nie ruch przeciwko nam. Wiemy, że na Długim Kurhanie siedzi pół tysiąca Skagosów wiernych Moruad. Ilu ich ma na Skagos? Ilu na wyspie jest lojalnych Endeharowi? Nie wiemy. Nie sądzę, by nam to powiedziano. Obawiam się, że Moruad poślubi Czaszkę. Nie by wystąpić przeciwko Straży, nie. By rękami dzikich rozprawić się z bratem. I to może się jej udać. Przyklasnąłbym każdemu sposobowi, jaki ona wybierze, by zdjąć głowę magnara z barków. Tylko nie temu. Nie możemy dopuścić, w imię niczego, by taka masa dzikich przeszła przez Mur, i to jeszcze dzikich Czaszki. Nikt i nic nie zagna ich z powrotem. Do tego ta jej prośba o przebicie tunelu... nauczyłem się już słuchać tych jej próśb. Gdy Moruad prosi o pozwolenie, najpewniej już zaczęła robić to, na co zgodę chce uzyskać. Zapewne już ryją w Murze. I muszą przestać. Waszą rolą jest uzyskanie od Moruad daty, w której zamierza opuścić kurhan, i wybadanie jej stanowiska, w kwestii dzikich i w kwestii tunelu. Nie idźcie w starcie i agresję, jeśli się czegoś niepokojącego dowiecie. Dzień, dwa po was na kurhan dotrze ser Stout z ludźmi. To będzie jego rola. Będzie miał dość ludzi, by wzbudzić strach. Wtedy też, z siłą za plecami, postanowicie. Czy Skagijce można ufać na tyle, by dalej żyła. Jeśli okaże się godna zaufania, dalej, waszą rolą jest rozplątanie sprawy morderstwa Enned. My możemy podejrzewać, nawet być pewni, że Aidan tego nie zrobił. Nikt inny takiej pewności mieć nie będzie. Musicie znaleźć mordercę. Albo go stworzyć, by mógł zapłacić krwią za krew, bo tylko to zamknie Skagosom usta.

Alysa, Willam, Engan i Roddard


Trafiony rewelacją Septy o Beetleyu Lord Dowódca zamilkł na dobrych kilka chwil. Ku nieświadomemu szczęściu niejakiego Henka, który podług wiedzy Septy pomykał sobie teraz wzdłuż Muru na ukradzionym Straży koniu, te rewelacje były tak rewelacyjne, że ich treść wypchnęła ze świadomości Qorgyle'a ich źródło. Inaczej za Henkiem gnałby już pościg.
- To bardzo poważne zarzuty. A na ich poparcie mamy? - wbił w Septę ostre spojrzenie czarnych oczu.
- Słowa pojmanego Skagosa – odburknął Willam, bo się wcale nie przestraszył. - I słowa dzikiego.
- Mało – ocenił Marbran. - Ale dość, by się przyjrzeć Trzem Żądłom. I dość, by doprowadzić do kolejnych jatek. Te podejrzenia zostają w tej komnacie. Dotyczy to was wszystkich.

Erland


Niebezpieczny mężczyzna. Tak Erlandowi rzekła o Qorgyle'u Moruad, gdy kapłan odjeżdżał z kurhanu i zapytał ją o Lorda Dowódcę. Mówią, że jest pająkiem. To nieprawda. Pająki to paskudztwo. On jest jak żmija. Kiedy patrzysz z dala, jak się wygrzewa w słońcu, to najpiękniejsze stworzenie jakie powołali bogowie. Chcesz, żeby dalej leżało, gdzie leży, bo to jego miejsce, i jest doskonale piękne. Nie chcesz podchodzić, bo to niebezpieczne, bo żmija pokaże zęby i może je wbić w twoją skórę. Podchodzisz, bo musisz, żałując każdego kroku..

Erland stał przed Qorgyle'm nie czuł się na pozycji do oceniania męskiej urody. Wiedział też, że nie o urodzie ciała mówiła siostra magnara. Szanowała go, nie dlatego, że był niebezpieczny. Dlatego, kim był i w jaki sposób. Pomimo tego, że tak często się nie zgadzali.

Lord Dowódca przyciągnął sobie jakiś list przed oczy.
- W sprawie Jakyma decyzje już zapadły. Przywdzieje czerń. Nie dlatego, że spodoba się to twej pani. Nie dlatego, że o to prosisz. Dlatego, że Jakym prosił, chcąc zmyć swoje winy. Ci z jego grupy, którą przywiódł zza Muru, pojadą na kurhan za kilka dni, razem z moimi ludźmi, by dołączyć do Moruad. Rannych zatrzymam, tak długo, jak będą potrzebować opieki. Gdy będą zdolni do podróży, wrócą do was.
Erland stał i milczał.
- Niech bogowie mają cię w opiece – oznajmił mu Qorgyle zamiast pożegnania. - Masz ważną rzecz do zrobienia. Ważną dla nas wszystkich.

Potem zaś plan szybkiego odjazdu musiał ulec pod presją wydarzeń. Dlatego, że Willam Snow nie dał Hwarhenowi koni. I dlatego, że Willam Snow okazał się szybszy niż Erland. Nim kapłan zdążył pomówić z bratem Moruad, zwiadowca Roddard przyszedł po nich, i niebawem Erland znalazł sam siebie w siodle, podążając razem z Hwarhenem i milczącym Urregiem za czarnymi braćmi na wschód, wzdłuż Muru.

Joran


Przyszli godzinę po świcie. Krótko po tym, jak Joranowi udało się uchylić minimalnie powiekę opuchniętego oka. Fallona zabrali dużo wcześniej, i Joran siedział w ciemnościach i samotności. Nie odpowiedzieli, gdy pytał, gdzie idą. Nie odpowiedzieli, gdy spytał o Fallona. Na pozdrowienie zresztą także nie odpowiedzieli. Jego bracia.

Szedł, nie wiedząc, co będzie u kresu drogi i z każdym krokiem coraz mocniej upewniał się, że Marbran jednak go zetnie. Głowa Jorana Lannistera spadnie, aby rzesze kłusowników, morderców, gwałcicieli, złodziei i świniopasów mogły zobaczyć, że w Nocnej Straży naprawdę panuje równość, że tu nie liczy się ani nazwisko, ani zasługi... dla tej samej Nocnej Straży. Tu mężczyzna dostaje tylko to, na co zasługuje. Ot, gorzka prawda. Potkniesz się raz jeden, w złą godzinę, i zasłużysz na topór i katowski pieniek. I Marbran zetnie głowę Jorana, by na jego przykładzie wyłożyć innym tę prawdę jak na tacy.

- Ja ci ten durny łeb zetnę, Lannister – rzucił mu wściekle Dornijczyk przez stół. Byli sami. Joran stał tak, jak go wywleczono z lochów, bez broni, w porwanej przyodziewie, wysmarowany krwią własną i cudzą, błotem i plugastwem z ciemnicy. Marbran nie wskazał mu krzesła. Sam siedział i rozgrzewał się do czerwoności własnym gniewem.
- Zetnę ci ten durny łeb i płakać po tobie nie będę – ryknął Lord Dowódca i pieprznął w stół fantazyjnym świecznikiem, i trzaskał nim raz po raz po blacie, aż drzazgi szły pod sklepienie. - Wiesz, podnóżku Tywina, ilu mamy ludzi? Wiesz, ile trudu nas kosztuje, by kogokolwiek tu przywlec? Wiesz, że każdy jeden, który przywdział czerń, jest dla nas na wagę złota? Wiesz to?! Wiesz! I wychodzisz mordować własnych braci, jakbyś szedł na wroga. Nie myśl – Lord Dowódca lekko oklapł na krześle, ale Joran nie dał się zwieść. Qorgyle miał pewne cechy Tywina. Furia przeszła w fazę cichą i utajoną, Dornijczyk skończył wrzeszczeć i już planuje zimno, jak najdotkliwiej Joranowi dosrać... a może nie? - Nie myśl, że nie wiem, dlaczego to zrobiłeś. Nie dlatego, żeby ratować tych Skagów, choć, na bogów, trzeba było ich ratować, z tym nikt nie dyskutuje. Idzie o to, jak to zrobiłeś, i czemu byłeś do tego zdolny. Zrobiłeś to, byłeś w stanie to zrobić, bo gardzisz swymi braćmi. Masz kilku, któryś sobie wybrał, a na resztę plujesz. Dlatego z lekkim sercem poszedłeś ich mordować. Bo byli nieważni. Każdy jeden, którego zabiłeś, był ważny. I dlatego cię zetnę, bo twoja pogarda jest niebezpieczna. Na twoje szczęście, nie teraz. Wystąpiły nieoczekiwane okoliczności.

Rąbnął świecznikiem raz jeszcze i wreszcie dał mu spokój. Nalał sobie wina i pił długo.
- Jedziesz nad morze. Komendę powierzyłem Willamowi Snow. Jedziecie najpierw na kurhan, a potem do Wschodniej Strażnicy. Masz być posłuszny i słuchać rozkazów, do cholery. Zabiłeś swoich braci. Zabrałeś lekkomyślnie życia, które były dla nas ważne. Nauczysz się je znowu cenić, albo to będzie twój koniec. Jeśli ktokolwiek z grupy, z którą wyruszysz, zginie, twoja głowa spadnie. Jeśli zginie moja córka, wtedy, Joranie, zanim cię zetnę, odbiorę ci wszystko. Masz strzec innych. Masz strzec Alysy nawet za cenę własnego durnego życia. Na wypadek, gdyby Skagijka doszła do wniosku, że skoro ja jej coś odebrałem, ona się zemści i odbierze coś mnie. Na wypadek, gdyby we Wschodniej Strażnicy nieoczekiwane okoliczności ujawniły się w pełnej krasie. Ruszasz natychmiast. Tamci już siadają na koń.

- Moi ludzie... - zaczął twardo Joran, a Qorgyle podniósł się wolno zza stołu, wspierając o blat krzepkie dłonie.
- Nie masz już ludzi. Część poszła już za Mur z Ulmerem, na Czaszkę. Reszta ruszy niebawem. Kwestię twego dowództwa nad zwiadowcami ze Wschodniej jeszcze przemyślę. Jak i kwestię twojej głowy, jeśli okażesz się jednak godzien. Poszedł precz.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 17-04-2013 o 20:56.
Asenat jest offline  
Stary 16-04-2013, 15:41   #93
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Pamiętaj o umarłych
Mów do żywych



Alysa, Willam, Roddard, Engan, Joran i Erland



Wsiedli na wybrane i wyrychtowane przez Septę konie na dziedzińcu zrytym kopytami wierzchowców tych, co pojechali przed nimi. Jeszcze przed godziną zamek rozbrzmiewał gwarem głosów zwiadowców, którzy wyruszyli z Ulmerem przeciwko Czaszce. Z kostropatych zabudowań wylała się czerń płaszczy, tych, co ruszali w drogę, i tych, co chcieli ich pożegnać, bo może to ostatni raz, bo wielu z tych zwiadowców nigdy już nie wróci. Tłum był taki, że zdawać się mogło, że wróciły czasy świetności Straży. Wreszcie zagrały rogi, Ulmer wymienił z Lordem Dowódcą ostatnie kilka zdań, rzucił tęskne spojrzenie na wieżę, gdzie zostawił swoje lekarstwa, i równie tęskne na Alysę Qorgyle. Potem wdrapał się na siodło, by zniknąć w lodowej gardzieli tunelu, a za nim podążyli inni.

Ich nie żegnał tłum. Ledwie kilku braci. Tylko do Septy wyszedł Ed Maruda, by obiecać, że będzie „wszystkiego” pilnował pod nieobecność koniarza. Ser Stout zapewnił Jorana, że będzie się za niego modlił, że będzie się modlił za nich wszystkich. Maester Aemon przywiędniętymi ustami pocałował Alysę w czoło.

Lord Qorgyle zszedł na dziedziniec, gdy już odjeżdżali. Nie rzekł ani słowa. Uniósł tylko smagłą rękę w geście pożegnania.

***


- Przynajmniej pogoda, psia jej mać, dopisuje – zauważył Septa głośno od czoła. Obrócił się w siodle, ale wilka nie wypatrzył. Mimo tego, że go nie widział, wydawało mu się, że Szary jest gdzieś blisko. Wydawało mu się, że gdyby wysilił słuch, usłyszałby jego oddech i miękkie stąpnięcia łap.
- Pośnieży nie szybciej niż za parę dni – zgodził się Joran i przytknął sobie kawał lodu do opuchniętej twarzy. Zaczynał powoli widzieć na to oko. To też była dobra wiadomość. Innych dobrych Joran właściwie nie dostrzegał, ale nie było to nic, do czego nie przywykł. Mimo wszystko, był w drodze, i to go cieszyło. Był zwiadowcą, nie cierpiał gnuśnienia w zamku. Każde wyjście za rozkazem było lepsze od bezczynności. Roddard musiał czuć podobnie, bo ożywił się, jak tylko wyjechali. Objawiło się to tym, że rozwarł gębę do Septy i powiedział więcej niż trzy słowa naraz. Zaproponował mianowicie, że pojadą z Mortem przodem i trochę się rozejrzą.
Erland trzymał się końca pochodu, razem z Hwarhenem. Rozmawiali cicho we własnym języku. Brat Moruad wysunął ostrożnie twierdzenie, że może wcale się źle nie ułożyło. Pojadą na kurhan przy pierwszej okazji. Będzie to łatwiejsze niż w zamku. I nie będzie obarczone ryzykiem obrażenia Qorgyle'a, który oczekiwał, że pojadą razem z ludźmi, których wybrał.

Jadąca pomiędzy skwaszonym Tytusem oraz promieniejącym wszystkimi odcieniami szczęśliwości Urregiem Alysa wodziła spojrzeniem po szczycie Muru, by potem przenieść je na towarzyszy. Myślała o tych kościanych figurkach, które Hwarhen wyrzeźbi, by pokazać swej córce. Przemyślenia przerwało jej chrząknięcie Engana.
- Ktoś pędzi za nami – zauważył zarządca. - Wrona.
Sepcie jeden rzut oka na zbliżającego się jeźdzca wystarczył.
- Pędzi to za wielkie słowo – skomentował z westchnieniem. Gerolda Smalwooda jeździć konno nie nauczył ani ojciec, ani służba w Winterfell, ani Willam Snow, choć Septa zawsze uważał, że potrafi to wbić do głowy nawet małpiszonowi. Brat bibliotekarz trzymał się kurczowo końskiej grzywy, podskakiwał jak worek obroku i siedział na siodle tak, jakby zetknięcie się jego nóg z końskimi bokami było dla niego osobistą obrazą. Gdy do nich podjechał, był zdyszany, wykończony i chyba wdzięczny za to, że mógł się wreszcie zatrzymać.

Podał Alysie zwitek pergaminów.
- Znalazłem – wydyszał na bezdechu. - Myślę, że znalazłem. Raporty, i rysunki. Wszystko skopiowałem. To były zwierciadła sygnałowe. Jedno na szczycie Muru, przy Wschodniej Strażnicy. Drugie na Skagos, na górze zwanej Trzema Palcami Niebios. Jeden błysk – morze jest czyste. Dwa – potrzebujemy pomocy. W odpowiedzi dwa – przybywamy. Trzy... trzy znaczą – walczymy sami. Chrońcie samych siebie. Straż – Gerold rzucił na stojącego dalej Erlanda niespokojne spojrzenie – wzywała Skagosów na pomoc, by walczyć na morzu. A oni przypływali.
- Ekhm – wciął się nagle Kamyk. - Nie żebym dyskutował z prawie-że-maesterem, ale to wszystko funta kłaków niewarte jest. Niby w jakiej to walce Straż potrzebowała pomocy na morzu, hm? Kto był taki straszny, że aż wrony nie mogły sobie poradzić same.
- O czym ty pleciesz? - Septa zdążył się znudzić i postanowił to okazać.
- On... ma rację – rzekł cicho Joran. - Dzicy nie mają statków.
- Nie wiem, nie znam się – Gerold pokręcił głową. - Mówię, com znalazł. Jest jeszcze coś, co musicie wiedzieć – bibliotekarz zniżył głos do szeptu. - Półręki znowu przepadł. Dowódca jest wściekły. I nie tylko Qhorin zniknął. Także Wiotki, zastępca Jorana. Miał jechać z drugą grupą zwiadowców, i go nie ma. W zamku chryja taka, że kłaki latają gęściej niż śnieg. Do tego Elwyn Stone wrócił zza Muru. Mówił, że ludzie Czaszki zabili przyjaznych nam dzikich. Tego starego dziada Hargę. I... i Gwiazdę. Mówił, że Mocny Dick i Torrgrim będą próbowali walczyć.

***


Zwiadowców, których Joran wysłał, aby strzegli po cichu ruin dawnych zamków, zastali w Dębowej Tarczy. Jak dotąd nie znaleźli nic niezwykłego, ale wielu poszło w puszczę za dziwnymi śladami i dotąd nie wróciło. Nikt też nie zapuścił się do Leśnej Strażnicy, w której mieli zatrzymać się na noc.

Dzień chylił się ku zmierzchowi, gdy wjechali pomiędzy drzewa i dotarli do zabudowań Leśnej Strażnicy. Joran, Mort i Roddard pojechali przodem, by przepatrzeć teren.
- Znam tu takie jedno dobre miejsce na obóz – pochwalił się Kamyk.
- A juści. Pewnie to samo dobre, co i ja je znam dobrym – zarechotał Septa. - Z dobrymi rzeczami poukrywanymi za kamulcami, co?
Kamyk właśnie rozważał, czy ze względu na obecność Alysy powinien się teraz zmitygować, kiedy zza drzew dobiegł ich zdumiony, zduszony okrzyk Morta. Ruszyli w tamtym kierunku. Z drugiej strony z zarośli wypadł Roddard, już ze strzałą na cięciwie, a spomiędzy ruin wybiegł Joran. Już z dobytym mieczem.

Nie było z kim walczyć. Mort klęczał na ziemi, i wydawał z siebie okrzyki i westchnienia świadczące o wielkiej fascynacji, pomieszanej z równie wielkim obrzydzeniem. Przed kolanami chłopaka z szelestem sunął po ziemi długi, lśniący wąż.


Setki tysięcy, może tysiące tysięcy, jeden przy drugim, i jeden na drugim, w długiej na cztery metry kawalkadzie, niczym pochód wojska. Białe, półprzezroczyste robaki, przelewająca się fala larw. Wiły się ślepo, a jednak wszystkie razem parły w jednym kierunku. Ich obcierające się o siebie ciała wypełniały wieczór dziwnym szelestem.

- O jaaaaaa... - oznajmił zafascynowany Mort i sięgnął po leżący obok kijek. - O fuuuuuuj!
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 16-04-2013 o 15:51.
Asenat jest offline  
Stary 16-04-2013, 23:47   #94
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Joran przez większość drogi jechał w ciszy, nie odzywając się do innych. Był zły i zmęczony. Nie liczył na żadną łaskę ze strony Lorda Qorgyle'a. Oczywiście dał mu nadzieję, że zdoła zachować swoją głowę jeżeli dobrze wypełni swoje zadania, ale był przecież tylko narzędziem. Był mieczem, który miał wykonać swoje zadanie i nic więcej. Dornijczyk nakazał mu pilnować ludzi, z jego grupy i bronić ich i dał nadzieję, że jeżeli wypełni te zadania zachowa swoje życie.

Lannister uśmiechnął się pod nosem. Nic więcej zdoła zachować swoją głowę. Tutaj w ocenie jego charakteru Lord Dowódca popełnił znaczący błąd. Uznał, że Joranowi, aż tak na tym życiu zależy. Mylił się, Joran Lannister zmarł 15 lat temu w Królewskiej Przystani. Joran Lannister miał oddać głowę pod topór, ale wysłano go tutaj, aby umarł w zapomnieniu i w ten sposób, żył i zabijał, broniąc królestwa.

Wiedział, że spróbuje wykonać to zadanie, najlepiej jak potrafił, zrobi co może, aby wszyscy przeżyli, aby nic się nie stało i aby Straż przetrwała, bo przecież ona tutaj była najważniejsza, a potem ... co zrobi potem?

To jasne, że nie odzyska swojego dowództwa, może zachowa głowę, chociaż bardziej prawdopodobne było, że umrze "w spokoju" nim zapadnie jakiś wyrok. Stary lis otruje go i w ten sposób ukarze, pozostawiając nadal legendę, którą będzie mógł wykorzystać. Lub jeżeli będzie w naprawdę złym nastroju zetnie, bo "żadne zasługi nie zmywają win".

Przez chwilę powrócił do słów Marbrana. O gardzeniu innymi. Czy była to prawda? Przez chwilę przed jego oczami przeleciały twarze "braci", których pozbawił życia. Nie, nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Bo nie byli ważniejsi, od ich zadania. Bo gdy kiedyś wpojono mu, że sam zginie, a ród przetrwa, mógł to przenieść na obecną sytuację. Bo zawsze był wyższy cel.

"Lannister zawsze płaci swoje długi" przeszło mu przez myśl. Więc Lord Dowódca go nie ściął, dostanie więc swój dług z powrotem, życie tych ludzi, Joran do tego doprowadzi. Jednakże te słowa mocno pchały go teraz za mur. Kiedyś mówił Gwieździe, że Straż ich obroni, za Murem byli dzicy, którym obiecał podobne rzeczy, a Raymund Tocząca Czaszka ich mordował. Cóż jeżeli Ulmer nie zdoła go powstrzymać, to wtedy tak czy siak spotka on na swojej drodze Jorana ... właśnie dlatego, że Lannister zawsze płaci swoje długi, a wobec niego miał sporo do oddania.

Pozostawał też kwestia Wiotkiego. Czy uciekł, aby podążyć za swoim dowódcą? Czy może zrobił to z innego powodu? Tak czy siak Joran czuł się winny, a Błotniak, pewnie zostanie za to ścięty. Mogli ignorować wyprawy do Mole's Town, ale on nie pojechał na wyprawę wojenną. Za to mógł być tylko jeden wyrok.

Lannister zdecydował, jeżeli jego były zastępca powodowany lojalnością podążył za nim, nie da go skrzywdzić. Wypełni postawione przed nim zadanie, a potem wróci do pełnienia swojej służby, po tej czy po tamtej stronie Muru, co za różnica?

Po drugiej stronie miał długi do spłacenia i nim umrze sprawi, że zostaną spłacone A co potem? Cóż przekroczy ten most jak do niego dojdzie, ale na pewno nie da się zabić tylko po to, aby Marbran mógł coś udowodnić innym, nie da się ocenić Dornijczykowi, który był większym skurwysynem od niego. Mając swoje cele Joran znów jechał pewniej i z lżejszym sercem, gdy ponownie pojął trudną decyzją, której koniec był jasny ... cóż było lżej, ale przynajmniej będzie żył zgodnie ze swoim sumieniem, bo ich misję, mógł pełnić dalej ...

***************
Czarne Serce wpadł z obnażonym mieczem gotów ciąć napotkanych wrogów, ale nie było żadnego, zamiast tego patrzył na pleń.

- Zostaw Mort - powiedział spokojnie Joran chowając swój miecz, po czym splunął.

- Pleń ... ostatni raz widziałem taki dawno temu, w rok tragedii w Summerhall. Mówią, że nie wróży on nic dobrego - mina Lannistera pozostawała niewzruszona, chociaż dobrze pamiętał, że w następnym roku było Castemere i wszystko poszło prostą drogą w dół ... czyżby bogowie chcieli dać mu jakiś znak?
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 17-04-2013, 13:21   #95
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Dick


Chmurny siedział w kulbace, a jego twarz zasnuły ciężkie obłoki ponurych myśli. Upił łyk miodu z rogu, który mu Dick przyniósł, by ze zwiadowcami wychylić jeszcze strzemiennego, nim ci wrócą do swoich.
- Zastanawiam się... - zaczął ser Elwyn i urwał, tak jak zawsze. Zwiadowcy różne mieli sposoby na rozmowy z wolnymi ludźmi. Elwyn Stone nigdy nie mówił niepytany, więc, paradoksalnie, wszystkich gryzła ciekawość, co ma do powiedzenia. Dick o tym wiedział od dawna, a i tak łyknął przynętę i zachęcił zwiadowcę gestem, by ten kontynuował. Bukłak z miodem krążył wśród czarnych braci.
- Zastanawiam się, bo to dziwne. Raymund posyła ludzi, by zabijali w wioskach przyjaznych Straży, chce was zastraszyć. Już nawet pomińmy to, że porwali dziecko, po co im dziecko, to kłopot tylko... Ale jest wrogiem czarnych braci, zawsze był. Zabija przyjaciół Straży i... chodzą pogłoski, że chce wziąć za żonę kobietę, która jest przyjacielem wron? A Moruad jest przyjacielem wron... i chce wziąć za męża Raymunda? Człowieka, który zieje do Straży nienawiścią, który wymordował i zamęczył dziesiątki moich braci? Czy to nie dziwne, Dicku? Zbyt wiele ich dzieli, by mogli się spotkać w pół drogi.
- Świat widział dziwniejsze sojusze – zasugerował ostrożnie Mocny.
- Świat na południe od Muru – mruknął Chmurny i zachmurzył się jeszcze bardziej. - Gdzie zawarte małżeństwo ma ogromną moc i może pieczętować dziwny sojusz. Gdzie rody mogą chcieć dziwnego sojuszu, i zmusić mężczyznę i kobietę do przysięgania. Tu jest inaczej, Mocny. Tu związek dwojga ludzi może powiązać dwa plemiona, tak jak było z tobą i Torrgrimem, gdy twój syn porwał jego wnuczkę. Ale to się stało, ponieważ się stało, bo tych dwoje tego pragnęło. Nie dlatego, że ktoś im kazał, w imię sojuszu.
- Racja – przyznał Mocny. - Tak jest. Myślisz, że...
- Podejrzewam. Podejrzewam że Raymund albo Moruad, albo obydwoje, mogą być bardzo zaskoczeni sprawą. Tylko tyle. Chciałem, żebyś wiedział. Eh, powiedz mi, w jakim nastroju jest ostatnio twoja kobieta. Na wypadek, gdybym musiał do twej siedziby zajechać. Pod twoją nieobecność.
- Morderczym. Ale Ostra cię lubi, Chmurny.
Ser Elwyn westchnął tylko z głębin piersi.
- Wiem, że mnie lubi, bo mi to powiedziała. Wiem też, co to oznacza. Tylko tyle, że nie wpakuje mi strzały między łopatki bez ostrzeżenia. Ale strzeli przecież i tak, prawda?

***


Z dziewięćdziesięciu ludzi Hargi, których ten przywiódł pod Mur, by bezpiecznie przetrwać tu zimę po tym, jak napluł Raymundowi w oko i zabił jego posłańców, zostało niecałych pięćdziesięciu. Tylu Pszczoła powyciągała z głuszy za brody i kudłate łby. Reszta rozlazła się po okolicy, część pewnie trafi do wiosek Dicka, część do Torrgrimowych, kilku spróbuje skoczyć przez Mur. Dick zebrał ich na polanie pod czardrzewem, pod którym Harga przysiągł wronom pokój, i przemówił.

Nie musiał gadać za długo, ani psuć śliny na próżno. W grupie Hargi niewiele było kobiet, dzieci nie było w ogóle. Prawie sami wojownicy, w większości młode, gorące łby. Byli zachwyceni, gdy dał im nadzieję na pomszczenie wodza.

Bardzo chcieli zobaczyć krew. Na początek, jakąkolwiek. Żądali, aby Dick wydał im Skaga, którego przywiózł w pętach. Nie żeby sądzili, że to Skag zabił Hargę, choć z wyspiarzami to nic nie wiadomo... a raczej wiadomo. To mordercy, szaleńcy, złodzieje i gwałciciele. Jak komuś stała się krzywda, to oni zawsze są winni.

Jeniec chyba pożegnał się już ze swym życiem. Od jakiegoś czasu przestał być skłonny do rozmów, i to pomimo rozlicznych sposobów, na jakie można go było skłonić do mówienia. Ostatnim, co Dickowi powiedział, było wyjaśnienie dziwnej zdolności jego martwego już na szczęście wodza do parcia naprzód mimo śmiertelnych ran. Warkot został przeklęty przez bogów. Nie czuł bólu, nie czuł zresztą niczego. Taki się urodził, i to go uczyniło szaleńcem. Ponoć na wyspie było takich więcej, choć niewielu dożywało do dorosłości. Zabijali się sami, tnąc się do krwi i grzebiąc ostrzem w ranach, szukając nożem we własnych trzewiach czucia, które miał każdy człowiek, a które im odebrano.

***


Dick leżał pod drzewem wśród czerwonych liści, i całą siłę woli wkładał w próby wypchnięcia ze swej ciężkiej głowy tego całego miodu, który wychlał z wojownikami Hargi, by stali się jego wojownikami. Z jednej strony – nie powinien był pić, nie kiedy działy się takie rzeczy. Z drugiej – nie mógł im odmówić, wyszedłby na nieszczerego. Więc pił, potem pił jeszcze więcej, a w rezultacie teraz leżał i cierpiał.

I gdy Pszczoła przyniosła mu ceber pełen lodowatej wody, chlusnęła mu nią w twarz i oznajmiła, że Ulmer Rysiowa Morda prowadzi ze dwie setki wron na północ, że postanowił po drodze wpaść tutaj z przyjacielską wizytą, Dick nadal cierpiał. Zdążył jednak się pozbierać z gleby, zanim Pierwszy Zwiadowca przyjechał na czele dwóch dziesiątek wron.

Stanęli przed sobą, mierząc się spojrzeniami. Człowiek, który cierpiał, bo się napił, i człowiek, który cierpiał, bo się napić nie mógł, a chciałby.
- Za każdym razem jak cię widzę, jesteś coraz szpetniejszy – oznajmił Ulmer czule Dickowi.
- Za każdym razem, z wzajemnością – odpalił mu Dick i przysiadł sobie na pieńku, bo mu się we łbie zakręciło, od przepicia i od niepowtarzalnej woni, która biła od Ulmera. A Rysiowa Morda uznał to rzecz jasna za zaproszenie, i klepnął sobie na dębowej kłodzie obok.
- Wszystko się posrało – zwiadowca nakreślił ogólny obraz sytuacji.
- Zgodzę się. Pająk was wysłał, żebyście nas wsparli? - postanowił mówić wprost. Ulmer za Murem nigdy nie pił. Przez to miał mało cierpliwości.
- O nie, brateńku. Stary nas posłał, żebyśmy wypatroszyli Czaszkę. O was jeszcze nie wiedział, kiedy nas posyłał. Ale już wie. Po drodze spotkałem Elwyna. Powie Qorgyle'owi wszystko, co trzeba. I pewna wychodzi rozkaz i to on tu przyjedzie was bronić. Trafiło go tak, że ledwie gadać mógł. Wiedział ty, że jeden bachor Gwiazdowy jest jego?
- Jak to: jego? - zadziwił się Dick z odmętów swego cierpienia.
- No tak to, zwyczajnie, jak sądzę. Gwiazda miała mrowie dzieci, ale ani jednego męża. Wiesz ty, Mocny, skąd się dzieci biorą?
- Wiem.
- To cudnie. Zatem trzymaj tę małą latawicę – bez żenady wskazał palcem na Pszczołę – z dala od moich ludzi. Bo żem z nią ledwie dwa słowa zamienił, a już trzech ludzi mi się za plecami o nią pobiło.
Pszczoła wyszczerzyła zęby. Ulmer pogroził jej pięścią. Głowa Dicka bolała coraz bardziej i bardziej.
- Pszczoła, nie rób niczego, czego ja bym nie zrobił? - zaproponował kobiecie.
- To mam dla ciebie propozycję – walnął mu Ulmer. - Ja wam tu zostawię pięć dziesiątek ludzi. Elwyn przyprowadzi więcej, bo tu się śmierdząco honorowa sprawa zrobiła i stary tego nie przepuści. A ty, w imię naszej przyjaźni, oddasz mi taką przysługę... Po pierwsze, wytrzeźwiejesz. Po drugie, pojedziesz na Długi Kurhan.
 
Asenat jest offline  
Stary 24-04-2013, 00:06   #96
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Podróż przebiegała smętnie; Roddard kolebał się w siodle na boki, nie odzywając się praktycznie do nikogo. Początkowy entuzjazm, jeśli mogło zostać tak nazwane uczucie pewnego niepokoju, związane z wyprawą, wyparował bardzo szybko, a na jego miejsce wstąpiło znużenie. Mort coś tam próbował brzęczeć, ale widząc minę Roddarda skupionego tylko jeździe, szybko zamilkł, zerkając jedynie od czasu do czasu na towarzysza.

Nie oznaczało to, że Kruk stracił czujność – przeciwnie, czuł, że mimo obecności Jorana, to na nim ciążył obowiązek zwiadu i wypatrywania niebezpieczeństw. Czuł jakąś specyficzną odpowiedzialność za całą wyprawę; skoro Marbran liczył na niego, kiedy przyszłoby zabić Moruad, tym bardziej liczył na niego w tym, w czym Roddard był najlepszy.
Wieści od brata Gerolda sprawiły, że jeszcze bardziej spochmurniał, chociaż nie odezwał się ani słowem. Pamiętał bardzo dobrze rozmowę z Gwiazdą z niedawnej wyprawy poszukiwawczej z Mortem.

- Póki ten teren jest pod ochroną Straży, żaden Skagos, który będzie miał złe zamiary, nie postawi tu stopy. Nie musicie się ich obawiać.

Być może się nie obawiali. Może nawet do końca nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Wtedy ucieczka przed Czaszką i jego siepaczami wydawała mu się głupia.

Powiedz mi, Roddard, jako myślisz... Powinniśmy uciekać?


A jednak mylił się, nie byli tam bezpieczni. Ani wtedy, ani później. Jak wielkim skurwysynem trzeba było być, żeby pozabijać takich ludzi. Po co? Tylko dlatego, że byli pod opieką Straży
i nie mogli się obronić? W imię czego mieli umrzeć?

Takie dylematy nie zdarzały mu się często, ale w tej chwili, kiedy patrzył na Morta, cisnęły się jednoznacznie. On też przysłuchał się wieściom i wydawał się być jeszcze bardziej przygnębiony od reszty. Wciąż jeszcze podchodził do tego wszystkiego bardzo emocjonalnie. Co zrobi, kiedy trzeba będzie zabić Moruad? Kiedy na przykład będzie musiał w tym pomóc? Jakie uczucia w nim przeważą? Roddard wciąż czuł się odpowiedzialny za chłopaka, czuł, że powinien coś mu wyjaśnić.

Ale on sam nic nie rozumiał na tym chorym świecie.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 24-04-2013, 16:43   #97
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Niech bogowie mają cię w opiece – oznajmił mu Qorgyle zamiast pożegnania. - Masz ważną rzecz do zrobienia. Ważną dla nas wszystkich.
- I ciebie niech bogowie mają w opiece Lordzie Dowódco – odpowiedział kapłan. Nie powiedział nic więcej, ponieważ nie miał nic do dodania. Ukłonił się tylko i opuścił komnaty Qorgyle, zastanawiając się na ile można ufać jego słowom o sojuszu.

***


Trzymali się końcu pochodu, rozmawiając cicho o wydarzeniach ostatnich dni. Hwarhen przekonywał kapłana, że dobrze się stało że nie opuścili Czarnego Zamku sami lecz w grupie. Erland był odmiennego zdania, ale nic na to nie mógł poradzić.
- Odłączymy się jutro rano. O pewnych rzeczach Moruad musi się dowiedzieć nim córka Qorgyla i jej świta przybędzie na Długi Kurhan – powiedział cicho. I była to prawda. Erland nie chciał by Magnar dowiedziała się o ataku na swoich posłańców w obecności Williama Snowa i innych. Ani o wiadomości którą wiózł od Qhorina Półrękiego.
- Sądzisz, że to rozsądne? – Hwarhen zdawał się mieć wątpliwości.
- Wiadomość o Tyrii, ataku na posłańców, Cierniu czy w końcu o jednorożcach… o tym wszystkim powinna usłyszeć od nas, a nie od Wron. Nie tylko dlatego, że są to cenne informacje Hwarhenie, ale także dlatego by miała czas przemyśleć strategię. Twoja mleczna siostra prowadzi niebezpieczną grę w której nie wystarczy siła mięśni i odwaga – skwitował nieco złośliwe. Rzadko, bo rzadko ale Bez Żony zdawał się nie sięgać myślą dalej niż za czubek własnego nosa. – I nie miej złudzeń, jeżeli plotki o planach Ciernia są prawdziwe nie ma dla nas innej drogi niż utrzymać sojusz. Chyba, że chcesz sprawdzić czy nasz bóg jest litościwy.
Zapadła milczenie.
- Wybacz Hwarhenie. Jestem zmęczony… powiedz mi co zrobiłbyś dla swojej córki? – zapytał niespodziewanie.
- To, co każdy ojciec dla swojego jedynego dziecka - odparł wojownik bez zastanowienia. - Czemu pytasz się o rzeczy, które wiesz?
- A gdyby na szali z jednej strony było życie twojej córki, a z drugiej strony życie Mourad lub przyszłość całego klanu?
- Któż to może wiedzieć - zasępił się Bez Żony - Chyba tylko ten, co musiał tak wybierać, pomiędzy jedną a drugą zdradą.
- Obyśmy nigdy więc nie musieli dokonywać takiego wyboru Hwarhenie - odpowiedział Erland i popędził nieco konia.

***
Przybycie Wrony bibliotekarza było dosyć niespodziewane. I choć Erland z Hwarhenem stali nieco dalej to teatralny ton głosu nowoprzybyłego pozwolił wyłowić obu niektóre informacje, jedynie końcówki żaden z Skagosów nie zrozumiał.
- Co o tym sądzisz Erlandzie?
- O tajemniczych zwierciadłach nigdy nie słyszałem, ale widać wiedźma ze snu miała rację – powiedział sam do siebie. – Zobaczymy czy zechcą się podzielić z nami tym co usłyszeli. Póki co nic nam do tego… - powiedział, choć na języku miał „choć warto by było by nasi sojusznicy dzieli się z nami nie tylko obowiązkami”.
- A wiesz... w jaskiniach Rorków, skąd pochodzi moja matka, śpiewali czasami taką pieśń. Na dwa głosy. Płyńcie, synowie Achli, w lodowe fale. Płyńcie, czarni bracia, w lodowe fale. Rozpalcie ognie wśród nocy. I coś tam dalej. Na końcu wszyscy ginęli. Dobra pieśń. Można walić kuflem w stół.
- Nie znałem tej pieśni. Lodowe fale, palce mrozu - powiedział sam do siebie. "Jeszcze jedna rzecz nad którą będę musiał się zastanowić" pomyślał. - Spróbuj przypomnieć sobie jej słowa, może Rork będzie je pamiętać. Ja zaś zastanowię się czy nie słyszałem o czymś podobnym.
- No kiedy właśnie ja pamiętam, Szepczący. Zanim śpiewali pierwsze "płyńcie" , było o dawaniu odpowiedzi. O obracaniu twarzy księżyca. Potem płynęli, walczyli, i wszyscy ginęli na końcu, wrony i nasi. Dobra pieśń, jak mówiłem.
- Dobra - skwitował krótko kapłan, jego myśli były jednak daleko... czuł bowiem, że coś mu ucieka, że czegoś nie potrafi dostrzec. Być może należało poszukać odpowiedzi wśród Starych Bogów?

***


- Pleń ... ostatni raz widziałem taki dawno temu, w rok tragedii w Summerhall. Mówią, że nie wróży on nic dobrego.
- Nie wróży – zgodził się Erland, który przybiegł na miejsce wraz z Hwarhenem. – Znak wojny, niespokojnych czasów i długiej zimy – dodał, po czym spojrzał na Morta. - Na twoim miejscu chłopcze nie ruszałbym tego plugastwa. Chyba, że potrafisz wyczarować ogień lub zamierzasz nocować w innym miejscu.
- Chciałem tylko obejrzeć - fuknął Mort. - Po co one idą? I dokąd?
- Przed siebie, a dokąd... Starzy Bogowie radzą wiedzieć. Zapytam się Ich. Skoro nie masz dosyć tego plugastwa to możesz je śledzić. Nie dotykaj go jednak i nie przeszkadzaj.
- Aha - pokiwał głową Mort i nachylił się nad armią robaków. - Roddard, one wszystkie są takie same - zdał raport swemu opiekunowi. - A te co odpadają od pochodu, to chyba umierają... o, tu...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 26-04-2013, 01:03   #98
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Willam przez ułamek sekundy miał zamiar prostować słowa Lorda Dowódcy jakoby zarządca rzucał na Ser Osę oskarżenie. Ale tylko przez ułamek… potem uznał, że Stary po prostu przyjął taką retorykę. Słyszał co powiedział Septa. Rozumiał co powiedział Septa. A co z tym zrobił i jak to przedstawiał to już nie kłopot maluczkiego koniarza. Marban dbał o interesy Nocnej Straży najlepiej jak potrafił… dużo lepiej niż taki bękart jakim był Snow by potrafił. Przynajmniej w to chciał wierzyć Septa.

***

Nie celebrował wyjazdu. Trzeba było jechać i ni jak nie było możliwe się z tego wymiganie to wsadził dupsko w kulbakę i szturchnął konia w boki. Ruszył. A za nim reszta. Wiedzieli którędy będą jechać i kto jakie ma zająć miejsce. Niby okolica nie powinna stwarzać zbyt wiele zagrożeń ale ostatnie dni pokazały, Mur ani dla Dzikich ani dla Skagosów nie stanowi zapory nie do przejścia. Ostrożność była wskazana… ale nie po to mieli dwie chodzące legendy Straży żeby dać się zaskoczyć.

Pojawienie się Gerolda Smalwooda z takimi rewelacjami było równie wyczekiwane przez Septę jak sraczka. Bogu ducha winny, skazany na dowództwo i poselstwo zarządca połowy z tych informacji nie zrozumiał a połowy wolałby nie słyszeć. Czaszka to Czaszka tamto, to było jakieś toczące się nieszczęście… cholerny Dziki, wrzód na tyłku straży. Szła zima a temu się krew zagotowała. Na zimę się nie robi takich głupot! Każdy o tym wiedział… jak widać oprócz Czaski. Psia jego mać.

Niemniej jednak owe cuda na kiju a raczej zwierciadła na wieży nie wiele mówiły Sepcie. Coś mu się obiło o uszy, że jakieś dziwactwa Kamyk z córką Starego znaleźli ale w sumie w tym mętliku, zadymie i sprawie z końmi niewiele do niego dotarło. Może teraz był czas na to… w końcu powinien wiedzieć to i owo. Zbliżył się do Alysy i właściwie zrównał się z nią strzemieniem. Jechał nogę w nogę. Nie koniecznie był zainteresowani aby Skagosi trzymający się na uboczu słyszeli ich rozmowę. – Co to za tałatajstwo o którym mówił Smalwood? Skąd to się wzięło i po co było. A właściwie przed czym to była ochrona?

Na zakończenie ich miłej pogawędki postanowił też wygłosić kilka oczywistości - Wiesz, że jak coś ci się stanie to Stary nas wszystkich wykastruje? Wiesz, że jak ktoś będzie się chciał dobrać do Lorda Dowódcy to ty będziesz najlepszą okazją do tego? No co się tak na mnie patrzysz? Odpowiedział Septa na zdziwiony wzrok Alysy. – Wiem, że wiesz… ale chciałbym żebyś o tym pamiętała. Bo chcąc nie chcąc tylko ty jesteś niezastąpiona… i paradoksalnie szantaż jakiemu została poddana Moraud może się na tobie cholernie źle odbić.

***

Zapewne jak inni spodziewałby się szybciej jednorożca niż plenia… tym bardziej, że krzyki Morta dawały do zrozumienia, że potrzebuje natychmiastowego wsparcia. No ale jak widać Mortowi do bycia zwiadowcą było tak samo daleko jak Sepcie do bycia Lordem Dowódcą.

Taką chmarę robaków łażącą jak jeden wielki robal Septa widział po raz pierwszy. Ba słyszał o czymś takim i jakie to rzekome nieszczęścia zwiastuje… ale nawet jakby nie zwiastowało to każdy trochę rozgarnięty człowiek wiedział, że jak nie musi się babrać z robactwem to się nie powinien babrać. Ale jak widać Mort do takich się nie zaliczał. – Młody, weź się od tego odpieprz z łaski swojej, rusz w swoją stronę bo jak cię to oblezie to zostanie po tobie tylko czarny płaszcz. W dodatku pełen robaków czyli bezużyteczny dla straży i braci.

- Szukajmy tego noclegu nim się ściemni. Zakomenderował.
 
baltazar jest offline  
Stary 26-04-2013, 02:19   #99
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zarządca Kamyk na większości koni wyglądał zabawnie. Z dala to wyglądało jakoby jakiś jeździec na ośle, albo psie jechał. Ciężke cholewy w strzemionach sięgały kolan wierzchowca, a dosiadający sprawiał wrażenie, że gdyby chciał mógłby go spokojnie objąć nogami. I na tym, którego na wyprawę wybrał mu Septa nie dla dobrego wrażenia, a przez wzgląd na siłę zwierzęcia, Engan tak właśnie wyglądał. Świadom był tego z resztą w zupełności, ale nie przeszkadzało mu to co i rusz wesoło pogwizdywać jakąś mniej lub bardziej melodyjną piosenkę.

I tak w koło Enganie. Z powrotem do Wschodniej. Nie przeszkadzało mu to. Nawet w towarzystwie mądrego skagosa. To był dobry kierunek. Jakoś tak zawsze lepiej w twarz wiało gdy się konia spinało w tę stronę. Chłód Muru był bardziej orzeźwiający, a Nawiedzony Las jakby zieleńszy i bardziej przejrzysty. Dupa też w tym kierunku mniej bolała, ale to już raczej przez wzgląd na to, że Lord Dowódca nie wymagał od podwładnych bycia prawdziwym człowiekiem Nocnej Straży. A Bettley jak to Bettley. Zawsze miał ze wszystkim sranie. Wszystko na już. A teraz jeszcze ta sprawa z prawdomównym Henkiem. Dobrze było wiedzieć. Trochę gorzej, że Stary wiedział. Septa... gamoń jeden o wiernym, dobrym sercu. I jakby nigdy nic potem przylazł do nich opowiadać coś o sobie. Że ziółka mu są jakieś potrzebne i, żeby się o jego wilka troszczyć.
- A wilk Cię jebał koniarzu - mruknął mu wtedy gniewnie - Ty wiesz co by...
I na tym skończył. Machnął tylko łapskiem na zwierzenie poczciwego Willama i zostawiwszy go z Alysą, która być może wyrozumialsza będzie, poszedł za swoimi sprawami.
Teraz już oczywiście o wszystkim zapomniał.

***

Geroldowe rewelacje skwitował wywróceniem oczu. Chyba ktoś zbyt poważnie potraktował morską opowieść o palących snopach światła i spisał w bibliotecznych księgach swoją własną wersję. Skagosi i Straż puszczają sobie zajączki, a potem dziarsko wyruszają w morze na wspólnego wroga...

Zastanawiał się, czy nie pognać za Alysą, bo jak tu takie bydlactwa jak jednorożce słyszano to najbezpieczniej być nie może. Zrezygnował po chwili. Alysa miała najlepszego konia i najostrzejszy język. Nic jej tu nie mogło grozić. Napewno nic... Napewno.

***

- “Wróży”... - mruknął Engan w odpowiedzi na słowa Erlanda i Jorana - Wróżenie dla bab jest. Robactwo skądś zwiewa. I tyle. Albo na żer idzie.
Kamyk mimo iż dość prędko podzielił się swoim zdaniem, wcale najbliżej nie stał i tak znowu dokładnie nie mógł się przyjrzeć pełznącemu pleniowi. Można wręcz rzec, że stał najdalej od pozostałych. I wyraźnie zbliżać się nie zamierzał odkąd jasnym się stało co tak zafascynowało Morta. Ocenił tylko szybko kierunek poruszania się plenia i możliwość konieczności przecięcia jego trasy, lub co gorsza przygotowania się na jego odwiedziny w czasie biwaku. I niczego więcej nie potrzebował wiedzieć o tym zjawisku.
- Idę rozbijać - rzucił na odchodnym gdy Septa wydał rozkaz.
Ledwo się jednak odwrócił wpadł na Kruka. Młody zwiadowca chyba o ciurlaniu dumał, bo nie zwracał uwagi, ani na rozkaz, ani na swojego protegowanego, ani nawet na węża z robaków.
- A ty co? Zakochałeś się? No rusz się Roddard...

Jakoś nie wiedzieć czemu rozdrażnił go ten pleń. Nawet wracając do ruin czuł na skórze takie dreszcze jakby coś się zaplątywało w jego włosy. Na ramionach, plecach, nogach, klacie... no wszędzie gdzie Enganowi włosy rosły. A to do najprzyjemniejszych uczuć nie należało. Wątpił by dzisiejszy sen był dobry...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 26-04-2013 o 02:22.
Marrrt jest offline  
Stary 26-04-2013, 11:06   #100
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- To mam dla ciebie propozycję – walnął mu Ulmer. - Ja wam tu zostawię pięć dziesiątek ludzi. Elwyn przyprowadzi więcej, bo tu się śmierdząco honorowa sprawa zrobiła i stary tego nie przepuści. A ty, w imię naszej przyjaźni, oddasz mi taką przysługę... Po pierwsze, wytrzeźwiejesz. Po drugie, pojedziesz na Długi Kurhan.

-Po co miałbym się tam udać?- zapytał lekko zdziwiony Dick. Wrony gdy czegoś chciały, zawsze przypominały o przyjaźni. Mocny robił co prawda tak samo, jednak zawsze się irytował gdy uderzali w czułe nuty.

Ulmer nachylił się lekko i wysmarkał się na ziemię przez dwa palce, po czym splunął obficie.

- Jak często Lord Pająk wysyła zwiady z Czarnego Zamku do Wschodniej Strażnicy? Szczytem Muru? Wiesz to, wiem, że wiesz. No to powiedz.

Dick wiedział. Długo tu żył i wiedział. Patrole nad morze szły co trzeci dzień, co drugi z nich szczytem Muru.

-Patrole nad morze idą co trzeci dzień, co drugi z nich szczytem Muru.-ciekawe co to ma wspólnego z kurhanem. Czyżby jakiś patrol zaginął? Może natrafił na coś ciekawego, pomyślał Dick. Choć myślenie po takich ilościach miodu było problematyczne.

Rysiowa Morda splunął powtórnie. Niesamowite, ile w człowieku może pomieścić się śliny.

- A dupa. Wiesz to, co wszyscy. To, co Pająk pozwolił wszystkim wiedzieć. Wychodzi, żeś wcale nie taki sprytny, he, co? Ktoś okazał się sprytniejszy. Skagijka siedzi na kurhanie od miesięcy, no i wychodzi, że rozgryzła prawidłowość i wie więcej. Dzięki temu mogła robić, co robi. Starego tknęło parę dni temu, i posłaliśmy zwiad poza kolejnością, i jeszcze jeden. I wyobraź sobie, co zobaczyli. Skagów po waszej stronie Muru. W tym i konnych. Tyle zdążyli dostrzec, zanim tamci pochowali dupska w krzakach.

-Skagosi mordują dzikich razem z Czaszką. Stąd ich obecność po tej stronie muru konno nie dziwi. Oddział który wyrżnęliśmy też był konno. Choć przybył nie ze Skagijką a z niejakim Cierniem. Po co mam tam się udać?

Usta Pierwszego Zwiadowcy już się złożyły w obrzydliwy ciup. Już-już miał strzyknąć pacyną śliny przez krzywe zęby, ale się powstrzymał.

- Ale mądrala z ciebie, Dick. Ty patrz- to nasi zwiadowcy tych Skagów widzieli na własne gały, i nie potrafili wydumać, co to za Skagi. Czy to Skagi wierne Endeharowi z wyspy przypłynęły, czy to Skagi wierne Moruad co za Murem łażą od lat, czy to może Skagi wierne Moruad, co siedzą z nią na Długim Kurhanie przez Mur sobie skoczyli na waszą stronę, na dziewuchy albo co... No patrz. Nasze chłopaki widziały ich, a nie wiedzą, a tyś nie widział, a wiesz?

-Rzuciłem jeden powód.-wzruszył ramionami -Skagosi robią co chcą pod waszym nosem. Pająk może w końcu przejrzał na oczy, jednak stanowczo za długo wyspiarze was zwodzili. Jeśli ktoś tu się nie popisał to czarne ptaszki.-Dick powiedział to z lekką pretensją w głosie. Widok umierającej Gwiazdy wciąż był żywy w jego oczach. Lubił wrony, jednak obecność i bezczelność Skagosów była sprawką czarnych braci. Uszczypliwość również nigdy nie zawadzi. -Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, po co mam się tam udać? Już teraz rzec ci mogę pierwszy zwiadowco, że Skagi najpewniej mają tam tunel wykopany. Niedawno rozmawiałem z myśliwym co widział ich pod murem znikających. Konno właśnie, więc górą się tam nie dostali. Stąd nie byłem a wiem- powiedział nadąsany i beknął. Alkohol wciąż szumiał mu w uszach mocno. -Zabiłem też kilka tych pomiotów. Rzekłem ci pod czyimi rozkazami byli, nie rzekłem czy są jedyni. Bi i nie wiem.

Ulmer tym razem nawet nie składał się do charchania. Wyciągnął tylko rękę i ze sporym rozmachem, a także niemałą serdecznością, huknął Dicka między łopatki.

- No widzisz, trochę cię poszturchać, i od razu zaczynasz gadać z sensem - oznajmił przyjacielsko. - To ja ci też powiem, z sensem i wszystko, wszyściuteńko. Widzisz, też podejrzewamy, że Skagijka przebiła sobie tunel. W jakim celu, chuj jeden wie. Problemik mamy taki, że za bardzo nie możemy go znaleźć. Tunelu, nie chuja. Nie próbuj mi się tu podchichrywać tylko, jak ci jak druh druhowi gadam. Teraz słuchaj. Elwyn, głupi fiut, tak się boi Pająka, że ci wszystkiego nie powiedział. Pewnie sobie planował, że pogada ze starym i jak dostanie błogosławieństwo, to powie. Srać na to. Ja tam czekać na nic nie będę. Otóż, Dick, duszko moja, Czaszka już się ruszył. I wcale na was nie idzie. Tylko w kierunku Długiego Kurhanu. Może tu do was jakiś odprysk jego sił trafi, może nie. Ja tam ryzykować nie będę, dlatego wam tu ludzi zostawię. Ale bitka kroi się pod Długim Kurhanem. Spróbuję skurwysyna ubić, zanim tam dotrze, albo chociaż spowolnić. Ale trzeba nam kogoś sprytnego, kto nie jest wroną, kto wykuma, co pod Długim Kurhanem po waszej stronie piszczy, i co tam Skagi kombinują. Kto znajdzie tunel, jeśli ten tunel istnieje. Wiesz, że jak będzie bitka, jak tamci przelezą, to ucierpisz w pierwszej kolejności ty i Torrgrim? Stary utnie handel i wszystko utnie, skończy się nasze tuli tuli i spijanie miodu z dzióbków. Że już nie mówiąc o tym, że jak taka kupa bydła przelezie przez Mur i zacznie swawolić, jeszcze nie dajcie bogowie wespół-zespół z Qhorinową skagoską dupeczką, to ruszą się klany, olaboga, i ruszy się Stark albo Bolton, albo obydwaj - Pierwszy Zwiadowca jednak nie powstrzymał splunięcia. Podkreśliło ono niesłabnącą sympatię, jaką darzył od lat lorda Dreadfort. - Wtedy skończy się gadanie, bo ze szlachtą gadać się nie da. Wszyscy będziecie winni, wszyscy wolni ludzie. Będzie krwawo. Będzie wrednie i siermiężnie, i do dupy, a Pająk co najwyżej Starkowi i Boltonowi buty może wylizać, ale bronić was nie będzie, nie za cenę ich gniewu. Między nam, druhami, okrutnie nie lubię, jak jest do dupy. Starczy mi, że się zima zaczęła, a ja się w siodle trzeźwy obcieram zamiast w zamku chlać. Więc proponuję ci - póki jest jeszcze czas, by to rozwiązać bez błękitno-krwistych, zróbmy to. Zróbmy to po naszemu, póki jeszcze mamy wybór. Jak jest teraz między nami, jest dobrze. Jak szlachta zacznie mieszać, może być tylko gorzej. Dla nas, dla was, dla wszystkich.

-Dick siedział jak zamurowany. Siedział i myślał- Zrobił przerwę, wstał wylał sobie wiadro wody na głowę. Zmyślnia pszczoła ustawiła je tóż obok niego. Domyślała się, że do poważnej rozmowy się przyda. To mu trochę pomogło, po czym rzekł
-Byliście ślepi i nie chodzi mi o tunel. Skoro on jest to Skagijka po coś go zrobiła. Jakby chciała iść na drugą stronę muru, to by sobie popłyneła. On kurwa nie prowadzi do nas! Tylko ma dać Czaszce przejście za mur. Tysięcy jego ludzi nie dałoby się tam przemycić na statkach. Nie tak by jakiś Skagos przyjaciel wron się nie wygadał. Wyspiarze i Czaszka po tamtej stronie. Na Lorda i szaber nie idą, nie miałoby to sensu. Oni idą do was, tylko ni cholery nie rozumiem po co. Przecież to Qurionowa dziewka, kochacie się ponoć z nią prawda? Skoro już gadamy szczerze, to mi to wygląda jakby się mocno zirytowała i chce wam skopać opierzone tyłki.- w nagłym przypływie sił, rzekł mocno i szczerze. Ulmer dał mu prawdę, Mocny powiedział szczerze co myśli. Choć wciąż nie do końca trzeźwy myślał tak a nie inaczej...

Z piersi Pierwszego Zwiadowcy wydarło się ciężkie westchnienie, a po nim zapadła cisza, przerwana tylko złowieszczym wyznaniem:

- Daj no mi chwilę. Wznoszę się, kurwa, na wyżyny. Dostępnego mi pojmowania kobiecej natury.

Po czym Ulmer zamilkł, tylko co jakiś czas wywracał oczami i cmokał z niesmakiem ustami.

- Widzisz, Dick, skarbeńku - ozwał się w końcu. - Pająk uważa, że Moruad jest niebezpieczna, ale można ją kontrolować. Półręki uważa, że Skagijka jest godna zaufania i jest darem bogów dla Straży, który to dar własnymi ręcoma wygrzebał z jakiej zaspy. Ja myślę, że jest irytująca. Nie zirytowana na nas, wrony, ale ogólnie, zwyczajnie, wkurwiająco irytująca. Swoim dystansem, i swoją upartą, twardą... nieoczywistością myśli, słów i działań. Nie lubię takich bab. Ale w sumie, nie muszę. W koperczaki do niej nie idę. Zostańmy przy tym, że jest wkurwiająco nieoczywista. Wcale nie jestem taki pewny, że ona chce tego Raymunda przytulić do serca, chodź no tu do mnie, tunel ci w lodzie pazurami wyharatałam, chodź no tu, barłożyć się będziemy czy co tam... Jeśli by tak było, byłaby idiotką... no a raczej nie jest, Dick. Raczej na pewno. Jeśli zaś Raymund chce się z nią barłożyć, by zostać magnarem Skagos, to... jest idiotą. Czarne Serce mi kiedyś gadał, jakie tam oni mają na wyspie obyczaje. Magnarem jest zawsze ktoś z krwi Achli. Mąż Moruad nie będzie miał żadnej realnej władzy. Byłby, jak to tam na południu... księciem małżonkiem, o. Trutniem, znaczy - machnął ręką w kierunku Pszczoły, która za nic miała Dickowe słowa i właśnie wdzięczyła się do Ulmerowych zwiadowców. - Jak zapłodni, niech spierdziela. Nie pasuje mi wiele rzeczy w naszej drogiej, nieoczywistej Moruad. Jej miłość do Straży, skoro już o tym mówimy, też jest nieoczywista. Eh, posrało się od góry do dołu. Do tego, Dick, jest sprawa. Niby was to nie dotyczy, ale możecie dostać odpryskiem. Nie mogę podać szczegółów, ale wydarzyło się coś, co może sprawić, że każdy jeden Skagos, niezależnie od klanu, niezależnie od miejsca, gdzie teraz sobie skagosuje i niezależnie od tego, czy jest lojalny wobec Endehara, czy mniej lub bardziej otwarcie popiera Moruad... może chcieć wywrzeć na Straży krwawą zemstę. Mogą też chcieć się mścić na naszych przyjaciołach i sojusznikach. Dlatego też chcę, żebyś pojechał, waszą stroną Muru, pod Długi Kurhan. Wybadał te sprawy, co was dotyczą. Znalazł tunel, jeśli istnieje. Zamknął go, jeśli się da. Dadzą bogowie, ja w tym czasie wypatroszę Czaszkę. Skagosi wrócą do siebie. I wszyscy będziemy mogli w spokoju liczyć płatki śniegu i leczyć odmrożone kulasy...

Dick chwile analizował, dłuższą chwilę bo umysł jasny był tylko odrobinę niż wcześniej. Już teraz wiedział, że pojedzie. Musiał jechać i było ku temu wiele powodów. Pomarudzić jednak nie zaszkodzi, zawsze marudził w układach z wronami. Taka była natura ich relacji.

-Skagi od Ciernia mają u mnie dług krwi, jeszcze nie wywarłem zemsty. Do Moruad jednak nic nie mam, sami nie wiecie czy ona dobra dla was czy zła. Mur zaś nie jest moją sprawą Ulmerze, ba uważam go za zło choć konieczne z waszego punktu widzenia. Sami sprowadziliście Skagijke, usadziliście jej dupę na Kurhanie. Ona sobie teraz tam ryje w waszym murku. Straż powinna sama zakopać dziurę, tymczasem wysyłacie biednego Dicka. Potem może się okazać, że znów zaczniecie sobie spijać z dziubków miodzik. Polityka wam się znów odmieni jak się teraz odmieniła. Tylko wtedy to Mouruad przyjdzie do mnie, ze słuszną pretensją i zapłatą za pokrzyżowanie jej chorych planów. Jesteśmy sojusznikami Ulmerze jako rzekłeś, w całej tej sprawie może, podkreślam może dostaniemy odpryskiem. Choć jak dobrze się okopiemy, pomielimy językiem podług podejścia do sprawy Torrgrima to przejdzie bokiem. Jak tu się zaczne mieszać w sprawy nie swoje, oberwiemy na pewno. Straż natomiast jak się przekonała Gwiazda i Harga słabo chroni przyjaciół. Ba choć nieświadomie sprowadziliście sami ich oprawców. Powiedziałeś mi dużo a najpewniej jeszcze więcej przemilczałeś. Mam skoczyć w ogień, nie wiedząc o co wam wszystkim w ogóle idzie? Czaszce to wiem o władzę, wy i wyspiarka macie już mętniejsze wody. Wsadziliście kij w mrowisko a jak wściekłe mrówki wyszły ja mam wsadzić tam łapę. Tak się traktuje przyjaciół?- Dick rzekł Ulmerowi szczerze co sądzi o całej sprawie. Lubił wrony one lubiły jego. Jednak tym razem wywołały zamieszanie jakiego od dawna te okolice nie widziały. Ich działania odbiją się na jego wioskach. Jeśli ma pomóc musi wiedzieć o co im idzie, i co dostanie w zamian ryzykując tak wiele. W układach straż-dzicy słów o pomocy i przyjaźni zawsze padało dużo. Podpuścić Ulmera natomiast nigdy nie zaszkodzi. Może jeszcze coś rzeknie jak tak chętnie mówi.

- E - Ulmer machnął prawicą - nie bierz mnie pod włos. Z połowicą swoją mnie pomyliłeś, czy jak? Com mógł, rzekłem. Nawet więcej, bo dość mam czasem Pająkowego knucia. Czasem to nas jak świnie trzyma. W ciemności i gównem karmi, i wścieka się, że tyć nie chcemy, na chwałę Straży - splunął pod nogi. - Jak to szlachta. Ale my nie szlachta. Tak, Dick, oczekuję, że po tym, com ci rzekł, pojedziesz. Nie że w ogień skoczysz, ale że pojedziesz i będziesz postępował rozważnie. Że dowiesz się tego, czego ja nie wiem, a potem się podzielisz. Nie potrzeba mi tam szlacheckiego synalka w aksamity strojnego, co Skaga od dzikiego, a dzikiego od dzika nie rozróżni. Ciebie mi tam trzeba. Nie chcesz jechać, bo masz pietra przed Skagami, czy się o rodzinę strachasz, to nie jedź. Tylko mi to wprost powiedz, a nie się na księżniczkę pozujesz. Tylko licz się z tym, że może być wtedy tak, że za pół roku, rok nie będziesz już spijał miodku z mojego dziubka, ani z dziubka Pająka. Będziesz miał do wyboru: Skagi albo Stark. To taka czarna wizja. Ale, kurwa, niestety, możliwa.

Chciał marudzić dalej. Słowa i mina Ulmera powiedziały mu jednak, że już starczy. On wie, że pojadę. Ja to wiem i Pszczoła to wie...

-Starczy już tego pierdolenia. Pojadę zobaczymy co dalej będzie.-Ulmer skinął już tylko głową.

Mocny wziął dziesięciu ludzi Hargi, dziesięciu Torgrimma i pięć swoich duszyczek. Staranie ich dobrał do roboty jaka się szykowała. Do Ostrej posłał wrony, połowę ludzi Torrgrimma i jednego swojego człowieka. Rzec miał żonce co widział i słyszał Dick. Mocny zawsze uważał, że zamiast dwunastu wiosek lepiej byłoby mieć jedno miejsce... No może nie miasto nawet nie miasteczko, ale już nie wioskę przecie. Terenu w koło głównej siedziby Dicka było w wiele. Osadę mieli na dużym, ogromnym wręcz pagórku. Zbocze wysokie, gdyby panował tu inny klimat idealne na winnice. Zawsze żałował, że nie będzie mu dane zasadzić tu takiej. Na górze na płaskim terenie otoczonym palisadą. Zmieściłby się Dickowy lud, Torrgrima brać i jeszcze by miejsca zostało. W lecie na wolnym terenie mieli uprawy. Mocny ogrodził cały teren dla bezpieczeństwa. Był pewnie pierwszym dzikim za murem co sadził uprawy za palisadą ale skoro mógł, terenu było to czemu nie? Teraz w zimie, będzie tam można siedzib dostawić. Latem uprawy przeniesie się, za ostrokół. Najwyżej będzie trzeba zasypać kilka wilczych dołów i inny pułapek co to Dickowi ludzie rozstawili dla niepożądanych gości. Mocny chciał wykorzystać szansę, zawsze jak rzucał pomysłem jednej siedziby. Natrafiał na opór, bo nie ma potrzeby, bo będzie tłoczno, bo ularze nie lubią drwali... Bezpieczniej, miejsca starczy, łatwiej handlować z każdym. Mało kogo rzeczowe argumenty ruszały. Zmiany za murem toczyły się zawsze powoli. Teraz jednak szedł Czaszka, szła z nim armia tysięcy ludzi. Powagę zagrożenia dostrzegą wszyscy. Pszczoła zgodziła się pomóc w przeprowadzce. Poszła z nią setka ludzi, łatwiej będzie dobytki przerzucać. Osoba Ostrej, słowa Dicka i wiele rąk to powinno wystarczyć.

Przed rozstaniem stanął jeszcze przed Pszczołą. Wyściskał jak rodzoną córę.
-Dbaj o moich, swoich a nawet o wrony. Baw się dobrze po drodze-uśmiechnął się.-Jak już zabezpieczycie teren, weźmiesz ptaszki, swoich i Hargowych wojów. Ostra wam też kogoś dorzuci. Zasadzicie się w kilku newralgicznych punktach, idealnych na zasadzkę a ciężkich do ominięcia. Jakby się Skagi pokazały albo Czaszkowym się zboczyło z drogi rozbijecie. Jeńców do lochu, jakby się jacy trafili, zawsze się mogą przydać- mrugnął okiem. Lochem Ostra nazywała dziesięcio metrowy dół. Było to po jednej z opowieści Mocnego o zamkach za Murem. Spuszczali do niego na linie jeńców, szczyt zasłaniała drewniana unoszona kratka. Po pewnych doświadczeniach Dicka, zawsze pilnowana.

Kilka godzin potem był już w drodze. Spętanego zakneblowanego Skagosa wziął ze sobą. Jechał w stronę Kurhanu planował ciche podejście. Na początek przyda się zaczerpnąć języka.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172