Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2012, 16:26   #1
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
[Śródziemie] Walki pogranicza

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bmnYUCln6bQ[/MEDIA]





Walki pogranicza





Rok 1641 Trzeciej Ery, 24 października







Dochodziło późne popołudnie. Wędrowcy przemierzali lesiste wzgórza Tyrn Formen. Parli na Wschód mniej uczęszczanymi ścieżkami. Skryci pod szarymi płaszczami niepostrzeżenie pokonywali dzikie tereny Arthedainu. Widać było, że nie chcą zwracać na siebie zbytniej uwagi. Tylko niekiedy jakiś ptak czy leśne zwierzę ze zdumieniem odkrywało, że nie znajduje się samo w tej surowej, choć pięknej krainie dostrzegając maszerującą kompanię.

Niespełna dwa dni temu opuścili gwarną stolicę Arthedainu Fornost Erain. Zamiast uczęszczaną drogą wiodącą ku Południu, poszli na skróty prosto przez Dzicz. Zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Teraz co poniektórzy nie mogli wprost uwierzyć, iż jeszcze niedawno grzali stopy przy wesoło buzującym kominku w zacnej gospodzie "Pod Starym Królem" popijając szlachetne trunki z Dorwinionu. Trudno im było się jednak dziwić. Październikowa pogoda, jakże przecie okrutna dla Północnego Królestwa, zdało się wtedy nie miała dość sił by wedrzeć się do dziedziny króla Argeleba II z rodu Isildura. Tym zacieklej dokazywała na pustkowiu wciskając się pod ubranie, szarpiąc za kaptury, kąsając łydki, jakby pragnąc dokuczyć podróżnikom w dwójnasób.

Zmierzali ku miasteczku Athilin, ostatniej dunadańskiej siedzibie na Wschód od stolicy. Za nim zaczynały się zaś sporne ziemie z Królestwem Króla-Czarownika z Angmaru i jego wasalnym państwem Rhudaurem, które trawiła nieustanna wojna z armiami Nieprzyjaciela. Wieki temu granice Arthedainu zostały przezornie otoczone licznymi stanicami wojskowymi, które teraz zasilały stałe garnizony, by przeciwdziałać napaści dzikich plemion z gór.

Obecnie walki na pograniczu stały się tak częste, że mieszkańcy tej prowincji królestwa niemal przywykli do życia w ciągłym strachu przed najazdem orków czy Ludzi ze Wzgórz. Wiedzieli jednak, że w dumnym Fornost Erain zasiada król, który krzywdy im jednak zrobić nie pozwoli. Ludzie z Westernesse nie wymarli wszakże, jak skrycie bądź jawnie życzyło im wielu wrogów. Zarówno tych z Północy, jak i ze Wschodu. Mądrość potomków Elendila Smukłego nie zniknęła, starożytna wiedza wywodząca się z dawnego Numenoru nadal była przekazywana z pokolenia na pokolenie, silne dłonie pełniły straż trzymając hordy Angmaru w ryzach.

A jednak w tej misternej i nieustannej szaradzie Dobra ze Złem jak przekazał im Arthadański Jasnowidz Salier pojawiły się niepokojące znaki.







Gdy trzy dni temu wezwał ich do swego domu w Dzielnicy Północnej przy ulicy Rath Aran jego zafrasowana mina mówiła wiele.
Siedzieli w bogato umeblowanym pokoju, który służył za gabinet mędrcowi z Fornostu. Na ogromnym dębowym biurku rozłożone zostały mapy Północnego Endoru.

Awanturnicy przez okno mogli spojrzeć wprost na Cytadelę Króla, na szczycie której łopotał niczym ogromny orzeł z Gór Mglistych czarny sztandar z siedmioma gwiazdami. Znak rodu Isildura, flaga dumnego Królestwa Północy.

Głos sędziwego człowieka drżał, gdy cicho wyjawiał im swą nietypową prośbę, trąc z wysiłkiem skronie.

- Moi drodzy. Otrzymałem list od swego przyjaciela, kapitana wojsk Dagarim Aratar stacjonujących w Athilin, dunedaina Bondana. Na granicy na wschodzie dzieją się ostatnio niepokojące rzeczy. Niespełna miesiąc temu zaginęła grupa ludzi, która miała zająć się rozwikłaniem problemów na rubieżach z Angmarem. Z tego co listownie przekazał mi Bondan konne transporty dla arthadańskich wież strażniczych od dawna ginęły, ale w chwili obecnej dzieje się to w zatrważającym tempie. Powiem wprost - bezpieczeństwo Korony jest zagrożone. By temu zapobiec Bondan wynajął sprawdzonych ludzi do pomocy. Przypuszcza bowiem, że maczają w tym ręce szpiedzy z Angmaru. Ci wędrowcy... to nie były przypadkowe osoby. Niestety niedługo po opuszczeniu obwarowań miasteczka zaginęli wśród tych lesistych pustkowi wraz z kolejnym transportem, który zmierzał na Wschód. Do jednej z wież. Kapitan ma swoje podejrzenia, ale obawiał się wyjawić mi je w liście. Chcę, byście zajęli się tą zagadką.

Spojrzał każdemu z podróżników w oczy jakby szukając czegoś w ich głębi. Niektórzy wytrzymali ten wzrok, niektórzy go unikali.

Następnego dnia wyruszyli wszyscy.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 18-10-2012 o 17:38.
kymil jest offline  
Stary 18-10-2012, 21:23   #2
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Podróże przez dzicz. Znowu. To było coś, do czego Bali był przyzwyczajony. Spędził na tym zajęciu ostatnie parę lat. Cały czas podnosząc swoje umiejętności, szukając problemów, które mógł rozwiązać z pomocą topora. Miał ku temu cel. Od wielu lat nosił w sercu zemstę. Jego ojciec, Nain zginął za sprawą lodowego smoka, Lomawa. Bali poprzysiągł sobie, że pomści ojca. No i tak to się toczyło. Z każdym tygodniem stawał się coraz lepszym wojownikiem, a gdy usłyszał o Zabójcy Smoków, legendarnym toporze zaginionym gdzieś na Północy, wiedział, że szczęście się do niego uśmiechnęło.

Z tą całą bandą, zbieraniną przypadkowych osób różnych ras i płci, związał się jakiś czas temu. Zawsze uważał, że w kupie raźniej i kupy nikt nie ruszy. Paru ludzi, hobbit, dobry towarzysz do opowieści i wypitki oraz elf, którego Bali starał się ignorować, na ile to było możliwe. Dobrze mu się z nimi współpracowało, więc i tym razem miał nadzieję na dobrą zabawę, zwłaszcza, że kierunek mu pasował.
- Tajemnicze zniknięcia – powtórzył za jasnowidzem, szarpiąc się za kasztanową brodę. Szare oczy patrzyły uważnie na mężczyznę. Krasnolud trzymał pod pachą prosty hełm. O krzesło, na którym siedział oparł bojowy topór o długim trzonku i pojedynczej głowicy. – To na pewno orki albo ludzie na służbie Czarownika z Angmaru. Tylko skoro specjalni ludzie zaginęli, to dlaczego my mielibyśmy dać radę?

Mędrzec milczał przez chwilę jakby w myślach starannie układał słowa, która chciał przekazać khazadowi. W końcu jednak odparł.
- Nie ukrywam przed Wami, że z poprzednią grupą wiązane były pewne nadzieje. Wśród nich znajdował się między innymi wytrawny dunadański zwiadowca. Niestety z przyczyn, których nie znam zawiedli. Nie wiemy czy zostali pojmani przez orki czy Dunlandczyków, którymi często wysługuje się Angmar. W każdym bądź razie ich ciał nie znaleziono - potarł ponownie skronie i na chwilę przerwał wbijając wzrok w rzeźbiony stół.

Bali wykorzystał moment zamyślenia starca i wychylił kolejny łyk pienistego trunku. Smakował doprawdy wybornie. Przez krótką chwilę próbował oszacować wiek Jasnowidza, jednak zaraz sobie darował. Człowiek pochodził zapewne z rodu wywodzącego się z Westernesse zapewne był wiekowy. Jednak umysł tego człowieka wciąż wydawał się być niezmącony upływem lat, zaś wypielęgnowane dłonie świadczyły o tym, iż nie spędził żywota na gościńcu.

- Ale problem z napaściami pozostał i wciąż narasta, Mości Bali - Salier ciągnął dalej.- Tak jakby ktoś wiedział dokładnie kiedy i gdzie będzie przemieszczał się tabor z zaopatrzeniem. Słusznie też sądzisz Mistrzu Krasnoludzie, że podejrzewasz władcę Żelaznego Kraju o ten zły uczynek. Kapitan Bondan również wskazał na jego sługi. Z tego co jednak Strażnik zawarł w swej wiadomości wynika coś jeszcze. Mianowicie, że za zniknięciem owych wybranych ludzi może stać również poddany naszego króla. Poddany, który skrycie sprzyja Nieprzyjacielowi z Angmaru. Szpieg, który przesyła informacje tam gdzie trzeba. Ten ktoś musi być wyjątkowo blisko Bondana, bowiem niewielu ze Strażników z Athilin znało tę sekretną misję. Tym razem Bondan organizuje wszystko sam. Nie wtajemniczając dosłownie nikogo ze swojego otoczenia. Ba, nawet z rozmysłem poprosił mnie o znalezienie osób, które nic z konfliktem pomiędzy Angmarem i Arthedainem wspólnego nie mają. Tedy mój wybór padł na Was.

- Czyli wynika z tego, Mędrcze, że wtajemniczeni jesteśmy my – powiódł ręką po zebranych. – Dowódca i Ty. Niezbyt szerokie grono. To dobrze, bo gdy pojawią się problemy, to będziemy wiedzieć gdzie szukać...

Więc jechali w deszczu i zimnie, ku jakiemuś zapomnianemu osiedlu, którego Bali wypatrywał ze świadomością, że tam otrzyma kufel pienistego piwa i porządnie wypieczone mięsiwo. Tego mu teraz było potrzeba.
 
xeper jest offline  
Stary 19-10-2012, 09:22   #3
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Przez ostatnie lata Annúminas było jego domem. Wieża Zachodu, bo tak można było przetłumaczyć tą nazwę na westron. Teraz zaś zmierzał do Fornost Erain, do Północnego Grodu Królów.

Alarif podążał pieszo przez skąpany we wspaniałych jesiennych barwach las Tyrn Formen. Milczał podziwiając dzieło Ilúvatara. Czasami uśmiechał się tylko łagodnie widząc biegające po korach drzew rude wiewiórki, czy podążające w swych własnych sprawach ptaki. Lubił tę porę roku. Chłód nie specjalnie mu przeszkadzał. Solidne ubranie w szarych barwach z delikatnymi białymi i srebrnymi haftami dostatecznie zabezpieczało go przed jesiennymi chłodami. Z resztą iavas nie zawsze było chłodne. Może czeka ich jeszcze perę ciepłych dni nim nastanie firith.

Spojrzenie jego błękitnych oczu spoczęło na towarzyszach podróży. Jego długie jasne włosy pod wpływem płynnego ruchu głowy zafalowały rozświetlając się delikatnym blaskiem odbitych promieni słonecznych. To była niezwykle interesująca kompania.
Piękna dziewczyna zza Gór Mglistych, niziołek prawie tak gruby jak wysoki, nie wiadomo czemu boczący się krasnolud i para mężczyzn Edainów.
Alarif uśmiechnął się do nich ciepło, choć w jego oczach można było dostrzec ślady smutku. Zdecydownie ciekawi towarzysze podróży. Nie spieszył się jednak z ich zagadywaniem. Miał na to czas. Miał przeczucie, że ich losy zwiążą się na dłużej.

Fornost Erain zmieniło się od jego ostatniej wizyty, choć było to niedawno, jakieś trzydzieści … trzydzieści pięć lat temu. Postawiono kilka nowych budynków, parę zdążyło się zamienić w ruiny, a niektóre w ogóle zniknęły. Ludzie krzątali się jak mrówki i równie szybko i intensywnie żyli. Tym niemniej Cytadela Króla nic się nie zmieniła, tak jak i ulica Rath Aran. Za to Salier, jak to mówią Edainowie “troszkę się posunął”.

Alarif poprosił uprzejmego gospodarza o grzane wino z sokiem wiśniowym.
- Wstrząśnięte, nie zmieszane. - powiedział i nie wiedzieć czemu wydało mu się to zabawnie skojarzone z nazwiskiem kapitana Bondana. - Cały dzban jeśli można.
Podczas gdy Salier rozmawiał z Balim elf przeglądał z zainteresowaniem rozłożone na dębowym stole mapy Północnego Endoru.
- Spójrz. - zwrócił się do niziołka, który jak się zdążył przekonać podzielał jego pasję podróżniczą. - Tutaj jest kilka interesujących szczegółów. Hmmm … nie wiedziałem, że ta rzeka płynie w ten sposób. O! Tej jaskini też nie mam zaznaczonej. - ucieszył się wyciągając z tuby pergamin.
- Salier, drogi przyjacielu nie będziesz miał nic przeciwko jeśli uzupełnię swoją mapę. Znalazłem kilka nowych szczegółów. - zwrócił się z prośbą do gospodarza.
Zajęty kopiowaniem słuchał dalszej rozmowy tylko jednym spiczastym uchem.
- To bardzo smutne, że wśród królewskich ludzi jest zdrajca. Skoro jednak mamy działać sekretnie musimy wymyśleć jakiś pozór dla którego wędrujemy do Athilin. Chyba że do miasteczka powędruje na przykład tylko jeden z nas i rozmówi się dyskretnie z kapitanem Bondanem. - zaproponował.
- Co o tym sądzisz Bali synu Naina? Masz długą brodę to i na mądrości ci nie zbywa. - zagadał do krasnoluda.
- A właśnie. Na zewnątrz została nasza towarzyszka. Nie wiedzieć czemu nie lubi jasnowidzów. Może boi się że ją przejrzysz na wylot. - zwrócił się do Saliera z uśmiechem.
- W każdym razie jeśli pozwolicie zaniosę jej coś ciepłego do picia. - powiedział i wyszedł chwytając po drodze dzban z winem i pucharek.

Rzeczywiście dziewczyna stała na zewnątrz w pobliżu domu. Alarif nalał trunku i podszedł do niej ofiarując napitek.
- Proszę. Wypij póki ciepłe. - uśmiechnął się łagodnie. - Ustalamy jeszcze szczegóły, to może trochę potrwać. Pochodzisz zatem zza Gór Mglistych. Czy to prawda, że u Twojego ludu ludzie mogą przemieniać się w zwierzęta? Słyszałem o tym swego czasu w Gondorze. Lecz nie miałem okazji dotąd porozmawiać z kimś z Twego plemienia. Podobno zamieniają się w niedźwiedzie. Wybacz jeśli jestem wścibski. My Sindarowie tak mamy. - rozłożył ręce pełnym wdzięku i udawanej rezygnacji geście.

To była prawda. Ciekawość świata i innych istot była tym co niejako napędzało Alarifa w jego podróżach. Poznanie całego dzieła Eru to była jego niemożliwa do spełnienia ambicja, jego marzenie. Zaczął je spełniać w najprostszy możliwy sposób. Starał się poznać bliżej swych towarzyszy podróży.

Podczas wędrówki do Athilin postanowił dotrzeć do źródeł rezerwy krasnoluda wobec niego. Gdy odpoczywali na postoju racząc się zabranym z Fornostu prowiantem Sindar po prostu spytał:
- Bali synu Naina czy pochodzisz z plemienia Durina zwanego Długobrodymi? A może pochodzisz z klanu Ognistobrodych z Ered Luin? Albo Szerokoramiennych? Nie są to co prawda liczne plemiona, ale trochę Ich po sąsiedzku mojego rodzinnego Mithlondu mieszka. Może zatem jesteśmy niejako krajanami. - spytał z uśmiechem. Ciekaw co brodacz odpowie.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 19-10-2012, 11:15   #4
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Modron stała dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawili, i gdzie obiecała, że będzie czekać, aż radzić skończą. Po raz kolejny Alarif mógł ujrzeć, jak mocno siła danego słowa rządzi niektórymi śmiertelnikami. Obok był dziedziniec, na którym mogła czekać o nieba całe wygodniej, nie tarasując przy tym ulicy ich końmi i dobytkiem. Jednak powiedziała: tutaj czekać będę, aż nie wrócicie. I oto stała, nie ruszywszy się ani o krok, ignorując pędzący obok świat, niewysoka i drobna, odziana w wilcze skóry, z naszyjnikami ze zwierzęcych zębów i pazurów na piersi, i elfim łukiem wystającym znad ramienia. Gładziła chrapy swego konia i całą sobą... dotrzymywała słowa, choć tyczyło rzeczy tak małej i nieważnej. Przez moment wydawało się, że oto powtórzy się sytuacja z ich pierwszego spotkania.

***

Tego spotkania, w którym niziołek najpierw przedstawił elfowi swoją małą, pękatą osobę, potem zaczął wymieniać z imion i pochodzenia towarzyszy, a gdy doszedł do Modron, córki Arlana Silnego, i płynął ze swobodą przez nazwy jej rodzinnego siedliszcza, rodu i plemienia, dochodząc wreszcie do dumnego "z krwi Beorna", miedzianowłosa dziewczyna pokazała towarzyszom iście magiczną sztukę. I bynajmniej nie była to zmiana w niedźwiedzia... Modron, stojąca jak skamieniała od początku spotkania, z oczami coraz większymi i coraz bardziej zdziwionymi, nagle zmieniła się w powietrze. W miejscu, gdzie stała Modron, nagle Modron nie było, i tylko odległy szelest wśród listowia oznajmiał, że nie znikła naprawdę, a tylko odwróciła się na pięcie i skoczyła w las. Wróciła po całym dniu - prawdę mówił niziołek, że wróci, że nie zostawi nigdy swojego srokatego konika, bo kocha go jak dziecko własne. Oczy jednak dalej miała okrągłe, na twarzy wyraz głębokiego zażenowania i wstydu, i tak uparcie trzymała się tyłów ich małej wyprawy, że zniechęcało to do wszelkich dyskusji. Patrzyła na Alarifa zielonymi jak liście oczami jakby oczekiwała, że w każdej chwili może zrobić coś niesamowitego, toteż trzeba być czujnym, aby tego momentu nie przegapić. A na postojach zaś, kiedy zdawało się jej, że elf nie może słyszeć, podpytywała towarzyszy zdumionym szeptem, czy to na pewno elf, i czy na pewno prawdziwy.

Za każdym razem, gdy spotykali innych wędrowców lub stawali na popas w karczmie, powtarzała się ta sama pieśń, z tymi samymi słowami, i z tym samym zakończeniem.
- Mam na imię Modron, córka Arlana Silnego, urodzona na Żmijowym Uroczysku, z rodu Karela, z krwi Beorna...Pokój wam dobrzy ludzie! Szukam Andreda, syna Garlana zwanego Dzikiem, z rodu Sil, z krwi Beorna! Mógł tędy przechodzić. Jest bardzo wysoki - i unosiła szczupłe ręce nad swoją rudą głowę, by pokazać, jakim olbrzymem jest poszukiwany - ma czarne włosy i brodę, i niebieskie oczy. Mógł nosić taką bransoletę jak moja - unosiła przedramię, by pokazać szeroką miedzianą ozdobę, na której dwa niedźwiedzie podążały obok siebie wśród spiral i zawijasów. - Widzieliście kogoś takiego, dobrzy ludzie?

Pytała za każdym razem, i za każdym razem biła od niej nadzieja na inne zakończenie pieśni. Nigdy nie powiedziała, kim jest Andred, a zapytana zaczynała płakać i uciekała w las. I choć przesiadywała z nimi przy wielu ogniskach, choć śpiewała im przy tym długie i przedziwne pieśni swego ludu, w których zwierzęta ludzką wolę miały i ludzkim przemawiały głosem, choć toczyła z hobbitem niekończące się dysputy, czy sarnina lepiej idzie w parze z tymiankiem czy z dziką rzeżuchą, choć poproszona, a nawet nie poproszona udawała się na polowanie i nigdy nie wracała z pustymi rękoma... cały czas sprawiała wrażenie, że jest tu tylko na chwilę, że ich wspólna droga skończy się, gdy tylko kilka słów wydobytych z zawodnej pamięci takich jak i oni wędrowców pchną ją w innym kierunku, za złudną nadzieją odnalezienia mężczyzny, o którym nie chciała mówić.

Niemal odeszła siedem dni temu, pokazując tym samym, że kobieta potrafi być równie uparta jak krasnolud drążący skałę za złotem czy hobbit, któremu obiecano, że na końcu żmudnej wędrówki czeka kufelek i pełny półmisek. Pokazała też, jak mało dla niej znaczą towarzysze... Kilka słów rzuconych przez wędrownego krasnoluda wystarczyło, by Modron pożegnała się zdawkowo i zjechała w bezdroże. Nie usłyszała już, że krasnolud mówił, że to nie są bezpieczne tereny. I była zdziwiona, że pociągnęli za nią, nadkładając drogi... by nie człowieka znaleźć, ale samotny kopczyk kamieni pośród wrzosowiska.

- Muszę go zobaczyć - powiedziała wtedy w zapadłej żałobnie ciszy, nachyliła się i podniosła jeden z ogromnych kamieni, lekko jakby był dziecięcą zabawką, albo jakby ona nie była drobną dziewczyną, ale olbrzymem, wielkim górskim trollem. Nie zapłakała nad zmarłym, choć gdy ułożyła kopczyk na powrót, zaśpiewała długą pieśń, w której pod drzewami Mrocznej Puszczy przechadzała się wiosna, kwitły kwiaty i radowały się ludzkie serca, długą pieśń o domu, do którego zmarły miał już nigdy nie zawitać.

- To nie on - powiedziała zmęczonym głosem, gdy wracali na gościniec. - Był z krwi Beorna. Ale to nie on. Nie wiem... gdzie mam teraz iść.

Więc szła z nimi. I cały czas sprawiała wrażenie, że to tylko na chwilę.

***

Przez chwilę wyglądała, jakby miała znowu uciec. Szarpnęła dłonią jeden z naszyjników i stała w miejscu jak posąg. Wreszcie przyjęła kielich, sztywnym i niezręcznym ruchem, bała się, że elf wyparuje, gdy go tylko dotknie. Kielich trzymała tak, jak trzyma się jadowitą żmiję, i nie podniosła do ust. Alarif przyniósł trunek od wróżbity... nie wypije niczego od wróżbity, nic pod dachem wróżbity nie zje ani nawet nogi tam nie postawi. I nie będzie słuchać podstępnych słów, jakie się sączą z ust wszystkich jasnowidzów. Kto jej będzie szukał, jak przepadnie? Świat poza domem okazał się straszniejszy niż myślała, wspanialszy również, ale przede wszystkim - większy poza granice jej pojmowania. Nigdy nie skazałaby ojca czy braci na wędrówkę pośród tysięcy obcych miejsc i nazw, które nic by im nie powiedziały... tak jak i jej.

- My... um... - wydukała w stronę czubków swoich butów. - Z krwią Beorna idzie ten dar. Niektórzy go mają, niektórzy nie. Kapłani, tak. Na ogół, tak. Nie jestem kapłanką. Jestem Modron, córka Arlana Silnego... mówiłam ci... tobie, szlachetny panie... znaczy, niziołek mówił... - zapętliła się we własnych słowach i zamilkła, by zebrać myśli i wybrnąć nie bez wdzięku - Beorn płodził drwali, bartników, myśliwych... ludzi lasu. Prostych ludzi. Nie umiemy pięknie mówić.

- Nie powinieneś słuchać wróżbitów - powiedziała nagle i ostro. - Elfy są mądre... czemu go słuchasz? Wróżbici sieją śmierć! Doprowadzi was do zguby!

Srokacz, którego trzymała za wodze, zaparskał zaniepokojony jej podniesionym głosem.
- Nie pójdę z wami, a na pewno nie pójdę za kłamstwami kolejnego padalca. Dość już mnie skrzywdzili, zdradzieckie psy! Postanowiłam już... wracam w Góry Mgliste. Tam po raz ostatni pamiętali Andreda po imieniu. Tam ślad mi się urwał. Przeszłam pół świata za wysokim Beorningiem o czarnych włosach i niebieskich oczach... który nie był tym, którego szukałam. Muszę teraz wracać.
 
Asenat jest offline  
Stary 19-10-2012, 12:52   #5
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Niecodzienne zwyczaje Modron zupełnie mu nie przeszkadzały. Lubi obserwować dziecinną radość z jaką się kąpała. Była ślicznym dziełem Ilúvatara, prawdziwą małą perełką. Edainowie często traktowali elfy niczym mityczne stwory z bajek. Oczywiście nie wszyscy, ale czasami to się zdarzało. Alarif w stosunku do dziewczyny starał się być łagodny i delikatny, by niepotrzebnie jej nie spłoszyć. Najwyraźniej ten sposób się sprawdzał, bo Modron podjęła z nim rozmowę. Sindar wysłuchał jej słów, zastanowił się chwilę i odrzekł:
- Słucham wróżbity, bo jedyny sposób by przejrzeć czyjeś kłamstwa, to je wysłuchać. Jak inaczej będziesz wiedziała, że ktoś kłamie jeśli jego słów nie porównasz z tym co wiesz? - spytał spoglądając na dziewczynę łagodnie.
- Andred to Twój ukochany. - stwierdził, a przez jego twarz przeszedł cień smutku. - Ja także kogoś straciłem, całkiem niedawno, jednakże nie mam nadziei na jej odnalezienie. Odeszła na zawsze. Zachorowała podczas Wielkiej Zarazy, a ja … nie mogłem jej uratować.
Jego błękitne oczy spojrzały gdzieś w dal nad głową dziewczyny. Milczał. Modron myślała, że już się nie odezwie, gdy Alarif znów zwrócił na nią swój wzrok i powiedział.
- Jeśli szukałaś Andreda po tamtej stronie gór i jak sądzę w Dunlandzie, Cordolanie, a teraz Arthedain i nie znalazłaś, to jest jeszcze jedno miejsce, w którym mógł zaginąć bez wieści po tej stronie Hithaeglir. Tym miejscem jest niestety Angmar. Zanim udasz się z powrotem dobrze by było sprawdzić jeszcze tam. Czy przypadkiem Twój ukochany nie trafił do niewoli czarnoksiężnika. Oby nie, ale nie można tego wykluczyć.
Wolnym ruchem zabrał z jej ręki nie opróżnione naczynie.
- Zastanów się nad tym co powiedziałem. Spokojnie przemyśl. Wyruszamy w tym kierunku jutro.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 19-10-2012, 13:51   #6
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Jeśli na podstawie jednej osoby można wysnuć wnioski o plemieniu, z którego się wywodzi, spokojne przemyśliwania okazały się sprawą obcą naturze ludzi z krwi Beorna. Dłoń Modron skoczyła do bransolety na jej ramieniu, oczy zwęziły się w szparki.
- U Andreda jest moje słowo. Jego słowo jest u mnie - wycedziła dziewczyna. - Będzie moim mężem, jak tylko go odnajdę. To, co do niego czuję, i co on czuje do mnie, naszą jest sprawą. Nie twoją! - i wywodu nijak nie zmiękczyło dodane zaraz: - szlachetny panie.

Odgarnęła włosy z czoła i pociągnęła już spokojniej:
- Nie będę słuchać kłamcy, by dowiedzieć się tego, co już wiem: że kłamie... Może jednak masz rację. Ktoś... kiedyś... powiedział, że będę musiała znaleźć wroga. Nie był wróżbitą - zaznaczyła poważnie - taki był jak ty. Więc chyba to... Masz rację. Gdzie szukać wroga, jeśli nie w Angmarze? Pojadę z wami - przyłożyła dłoń do piersi - ale nie dlatego, że zaufałam wróżbicie. Tobie zaufałam. Twoim słowom. Nie wejdę tam. Ale ty zapytaj kłamcy, czy nie posyłał kogoś przed nami, by gonił po pustkowiach złudne miraże. Zapytaj się, kim był ten ktoś, i kim był dla niego. I patrz uważnie, czy kłamca nie kłamie. Potem mi powiesz. Wszystko. Bo ci zaufałam, tak?

Złapała go za rękę, kiedy już się odwracał.
- Czarna Plaga była straszna. Zabrała mi dwóch braci. Zabrała siły memu ojcu. I tak mieliśmy szczęście. Widziałam wioski, w których zmarli wszyscy, i do tej pory ich kości leżą wśród ruin, bo nie przeżył nikt, kto mógłby pochować zmarłych. Kiedy nadchodzi takie zło, razem z nim przychodzą tacy, którzy sprzedają nadzieję na ocalenie. Kłamcy, którzy dają nadzieję, i chcą cię użyć, do własnych celów. Wróżbici. Nie daj się oszukać. Myśmy się dali. Andred. Ten, którego grób znaleźliśmy. I inni też. Kiedy nadchodzi takie zło, oddajesz wszystko za nadzieję. A nie powinieneś.
 
Asenat jest offline  
Stary 19-10-2012, 14:17   #7
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Hę? – odwrócił się w stronę elfa. – Że co ja myślę? Trzeba znaleźć pozór... Nie. Mam lepszy plan. Przybędziemy do miasta osobno, z różnych kierunków. Że niby się wcale nie znamy. Spotkamy się dopiero na miejscu, w gospodzie na ten przykład i tam zdecydujemy, jak skontaktować się z Bondanem. Ja nadłożę drogi i przywędruję ze wschodu, od strony Hithaeglir. Niziołek i ludzie, niech przyjdą od południa. Ty, elfie możesz nadejść z zachodu. Dzięki temu sposobowi, każda z grup przybędzie inną drogą i o innej porze. Każdy niech też wymyśli po co przyjechał do Athilin.

To był bardzo dobry pomysł i Bali był dumny, że to on go wymyślił. Gdyby ktoś znalazł inne rozwiązanie, krasnolud miał zamiar z uporem bronić swoich racji.

***

- Moja niechęć do Ciebie, elfie nie ma jakichś głębszych przesłanek. To naturalne, że obawiam się tego czego nie znam, a z przedstawicielami twej rasy moja rodzina nigdy do czynienia nie miała. Słyszałem o Was różne opowieści i trudno oddzielić mi prawdę od fałszu – odpowiedział elfowi. – Na ten przykład wiele mogę opowiedzieć Ci o smokach, o tych pradawnych bestiach stworzonych przez Nieprzyjaciela, gdyż sam miałem z jednym z nich do czynienia...
Khazad umilkł na chwilę, a przez jego twarz przemknął cień. Najwidoczniej to co powiedział, przywołało jakieś wspomnienia, z pewnością nieprzyjemne.

- Pochodzę z Klanu Durina, najszlachetniejszego z Ojców mej rasy – odpowiedział dumnie. – Wychowałem się na Żelaznych Wzgórzach, które teraz są domem mego klanu. Tam wydobywamy rudę i kujemy najznamienitsze żelazo, jakie spotkać możesz na całym świecie.
 
xeper jest offline  
Stary 19-10-2012, 18:22   #8
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeździec siedział tylko przy stole popijając ciągle miód i uważnie wsłuchiwał się w słowa wróżbity. Miał nadzieje, że powie coś co nada kierunku jego celom. Do tej grupy przyłączył się tylko z jednego powodu i nie był z nimi związany w żaden mocniejszy sposób jednak miał swój honor i godność i nigdy nie opuściłby towarzyszy broni w trakcie walki. Z reguły Seoth stronił od rozmów i wspólnych biesiad z innymi, jednak zdziczałby nie komunikując się z nikim. Jego najlepszym przyjacielem i towarzyszem był koń w podeszłym wieku - Smuth. Gromada, z którą od jakiegoś czasu podróżuje jest w stanie tylko dostrzec dziwną więź między tym dwojgiem, zupełnie jakby znali się od urodzenia. Eotharianin starał się ukryć ciemną stronę swojej przeszłości i jedyne czym się dzielił z innym to fakt, że jest świetnym wojownikiem i jednym z najlepszych jeźdźców.

W trakcie podróży zaintrygowała go tylko jedna rzecz. Modron podróżująca konno, jednak nie potrafi na nim usiedzieć, tym bardziej galopować. Niby nic dziwnego, lecz koń nigdy jeszcze nie wierzgał ani jej nie zrzucił. Wyglądał jakby troszczył się o nią.

Gdy drużynie skończyły się pytania Seoth odezwał się pierwszy raz
-Salierze, kim byli ci, których wysłałeś przed nami i co konkretnie się z nimi stało lub gdzie ? A skoro jesteś wróżbitą to powinieneś znać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, czyja to sprawka? I nie chodzi mi teraz o poprzednią grupę
 

Ostatnio edytowane przez SyskaXIII : 19-10-2012 o 22:08.
SyskaXIII jest offline  
Stary 19-10-2012, 22:06   #9
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, żmudnej wędrówki, a właściwie ucieczki Giriona nie był to koniec, bowiem po chwilowym zastoju w jakiejś arthedainskiej wiosce znów miał wyruszyć dalej. Niekrótka droga była przez niego już przebyta i wiele przygód z nich zasługiwało na opowiedzenie. Teraz jednak musiał skupić się na czymś nowym, bowiem z lekką niechęcią wplątał się w intrygi wagi państwowej. W dodatku z przedziwną kompanią, złożoną z niecodziennymi przedstawicielami ras znacznie różniących się od niego. Nie mógł powiedzieć, że żadnej z nich na oczy dotychczas nie widział, ale nigdy jeszcze nie był zmuszony do tak bliskiego obcowania z nimi.

Zadziwiające było dla niego także zachowanie jedynej w drużynie kobiety, która w prawie każdym miejscu musiała się wykąpać. Girion patrzył na nią ze zdziwieniem, może nawet i nie dlatego, że chciała tak często się myć, chociaż w każdej dziedzinie przesada jest szkodliwa, ale on nawet nie uznawał tych zbiorników za prawdziwą wodę. Tą dla niegło mogło być tylko Wielkie Morze, Belegaer. W pewnym momencie nawet począł się kłócić z Modron, ale szybko, ze sobie znanych tylko powodów zrezygnował z próby przekonywania.

Wszyscy mogli także zauważyć, że jego stary koń, widać, że nabyty bardzo niskim kosztem, słuchał się go fatalnie, nie tylko z powodu, że zdawał się być u kresu swego żywota, sapiąc już ciężko przy dłuższej jeździe. Ale także umiejętności Giriona pod tym względem były naganne. Ten, widząc czasem nawet i śmiech towarzyszy, bąkał coś pod nosem, że to nie jego żywioł. Poza tym wyróżniał się może co najwyżej z nienajlepszego wychowania, lecz widać było, że taki po prostu już był, a kompania mu nie wadziła, wbrew przeciwnie, doceniał możliwość przeżycia jakiejś przygody i na swój sposób starał się być wobec towarzyszy całkiem miły.

W domu u jasnowidza schował się w kącie, nie chcąc się wychylać. Także i tutaj nie zgadzał się z Modron, która koniecznie chciała pozostać na zewnątrz, nie mogąc ścierpieć obecności Saliera. Wręcz przeciwnie, on uważał go za mędrca, tacy bywali przydatni, zresztą u kogoś podobnego spędził kilka ostatnich miesięcy i nawet to wytrzymał. Żadnego pytania jednak nie zadał. Wolał także unikać przenikliwego wzroku jasnowidza. Dopiero, gdy nawiązała się rozmowa elfa z krasnoludem, postanowił włączyć się do rozmowy.

- Po co mamy się rozdzielać, skoro i tak mamy się spotkać w gospodzie? Z tego, co o szpiegach wiem, to gospody są podstawowym źródłem informacji. Więc będziemy się chować, cackać, męczyć, żeby to i tak spełzło na niczym, bo zobaczą nas razem w gospodzie. A rozdzielać się, mimo wszystko, będzie z deczka niebezpiecznie. Ponoć okolice nie są zbyt przyjazne. Moim zdaniem na nic się to zda. Ale muszę też przyznać, że innego pomysłu nie mam, ale dla mnie już lepsze byłoby wejście tam razem.
 
Zara jest offline  
Stary 20-10-2012, 14:44   #10
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Rozdzielimy się po to, żebym nie musiał oglądać Twojej krzywej gęby – odwarknał krasnolud Girionowi. – Pewnie! Może lepiej wjechać i zakrzyknąć od razu przy rogatkach „Hej! Ludzie! Oto my, nowa grupa przybyła pomóc Bondanowi!”. Ja się trzymał będę mojego planu. Zajadę od wschodu i znajdę sobie jakieś spokojne miejsce na nocleg. Niby przypadkiem się natknę na kogoś z Was, na pewno nie Ciebie, Girionie! Potem postaram się skontaktować po cichu z kapitanem i dowiedzieć o co chodzi. A Ty sobie rób jak chcesz!
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172