Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2012, 00:20   #1
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Pamięć pilnie poszukiwana

Guleta, Aedirn, rok 1238
tego dnia.

Kayleth i Bewekho

Obaj przybyli do miasta między innymi w celach rozrywkowych. Niestety, nie spotkali się z najlepszym przyjęciem. W burdelach zamykano przed nimi drzwi, mówiąc, że takich już nie wpuszczają. Do karczm wejście dalej mieli, ale dało się wyczuć, że traktowali ich gorzej niż ludzi. Szczyny zamiast piwa, długi czas czekania na cokolwiek, wszechogarniająca niechęć. Wszelkie małżeństwa mieszane spotykały się z kompletnym odrzuceniem, gdzieniegdzie nawet w karczmach zasłyszeć się dało, że w planach jest budowanie gett dla nieludzi. Stosunki były napięte od dawna, elfy od zawsze walczyły o swoje, mniejsze rozruchy bywały zawsze, lecz teraz szykowało się coś na jeszcze większą skalę.

Gdy przydarzyło się, że obaj, wkurwieni kolejnymi chamskimi zachowaniami w karczmie, mimo obicia paru pysków przez Gojojdę, zostali wywaleni na zewnątrz, również tam czekała na nich niespodzianka. Chociaż nie znali siebie wcześniej, wspólna dola sprawiła, że naprzeciw siebie napotkali dwanaście parszywych gęb. Z wyciągniętymi brońmi. O tej, później porze, nikt raczej nieświadom nie wychylał się na ulicę.
- Kurwie syny! Wszystko przez was! Kurwa! - Odezwał się łysy karczek, najbardziej okazały pod względem mięśni, których miał niemało.

Nadia

Dla kogoś takiego w mieście nie było tajemnic. Tym bardziej nie mogło umknąć coś tak niecodziennego. Cały bliski jej światek huczł o tym wydarzeniu, nie mając pojęcia, z czym mają do czynienia. Tajemniczy osobnik pojawił się nagle w mieście. Przez kilka dni włóczył się niepozornie, brany za jakiegoś nowo-przybyłego żebraka. Po spotkaniu z jakimś chłopakiem na posyłki, któremu udało się gdzieś niepostrzeżenie zaszyć, nagle wzmożył swoją aktywność, znajdując się w wielu miejscach, do których dostępu mieć nie powinien. Spotkał się ponoć nawet z kilkoma jej informatorami, chociaż ich wiadomości na jego temat były bardzo mętne. Zupełnie inaczej, niż zazwyczaj.

Nie pozostało jej nic innego, jak zająć się tym osobiście. Widziała go przez moment, jak udaje się do klasztoru wiecznego ognia, gdzie wszedł do pokoju jednego z ważniejszych osobników w tym obiekcie. Nie rozmawiali długo. Niestety, rozmowy nie słyszała. Ale jeszcze gorsze było to, że... kompletnie nie widziała, kiedy wyszedł. Musiało ją to mocno podrażnić. Ze dwie godziny później dostała cynk, gdzie się znajduje. Odnalazła go. Śledziła go moment, widziała, jak idzie w stronę jednej z podłych karczm znajdujących się tutaj.


Dunken i Daveon

Przełożony obydwu, nieznających się dotychczas ludzi, był wyżej postawionym kapłanem wiecznego ognia. Dunkena, strażnika świątynnego, łączyła z nim więź rodzinna, natomiast Daveon, wciąż młody stażem kapłan, zawdzięczał swemu przełożonemu pozostanie na swym stanowisku po niedawnych przejściach. Od razu, gdy zostali wezwani do prywatnej komnaty, wiedzieli, że nie będzie chodziło o coś zwykłego.
- Witajcie. Bez zbędnego wstępu. Przydzielam was do tajnej misji. Mam dług wobec pewnej osoby, której pomożecie. Nie będzie to ściśle religijna misja. Ale wasze talenty mogą okazać się niezbędne. Żeby was przekonać, powiem, że możecie zyskać sporo kasy. Daveonie, możesz w ten sposób odkupić także pewne swe winy. Wyruszycie za dwie godziny na adres, który dostaniecie na kartce. Przygotujcie się, bo to może być długa podróż. I niebezpieczna. Ale słuchajcie się osoby, którą napotkacie, a wasze szanse na przeżycie wzrosną. Gdy uda wam się i powrócicie... ode mnie także możecie liczyć na nagrodę. Tylko nie zawiedźcie mnie, ręczyłem za was! - Po czym została im wręczona kartka z adresem. Następnie ich wyproszono, bowiem kapłan oznajmił, że i on musi poczynić pewne przygotowania, a czasu jest bardzo mało. Na kartce podano adres do małej rudery, którą Dunken kojarzył, że stała zazwyczaj opustoszała, choć było w niej coś na tyle nieprzyjaznego, że nawet bezdomni woleli się tam nie udawać.

Na miejscu okazało się, że ich przypuszczenia się właściwe.


Samuel i Morhan

W poszukiwaniu dumy, sławy, czy przede wszystkim pieniędzy, nie sposób było ominąć lokalną tablicę z ogłoszeniami na rynku. Poza paroma zleceniami, na których zarobić, czy nabrać sławy można było tyle, co kot napłakał, zwrócić uwagę musiało pewne inne, oszczędne w słowach.

Cytat:
Płacę, dużo. Zapraszam po zmroku na spotkanie przy cmentarzu. N.
Dla ludzi, takich jak oni, późna pora nie była przeszkodą. Nie należeli do tych, co muszą obawiać się napotkanych na ulicy zbójów, wręcz przeciwnie. A samo ogłoszenie było warte sprawdzenia. Toteż udali się w stronę cmentarza, jak się przypadkowo okazało, obydwaj mniej więcej w tym samym czasie. Cmentarz znajdował się na obrzeżach miasta, więc mieli kawałek do przejścia. Po drodze napotkali jednak coś może i nawet ciekawszego?


Orm

Jego poszukiwania skierowały go do Gulety. Tam miał dostać dalsze informacje, kogo ma szukać. Gdy pobyt w tym mieście przedłużał się i myślał, że wszystko na nic, w końcu ktoś się do niego zgłosił, przekazując ustną wiadomość o miejscu spotkania z kimś, jak to określono, "wartościowym dla sprawy". Po dłużącym się, trzydniowym, bezowocnym czasie, w końcu jakaś informacja mogła wlać nieco otuchy w serce doświadczonego losem maga. Czekał chwilę pod budynkiem, który po prawdzie był prawdziwą ruderą. Nikogo w środku nie było, dookoła też zamarło wszelkie życie. Niedaleko jednak, bo za rogiem budynku, słychać było jakiś hałas. Początkowo, mógł go zignorować, oczekując na swojego informatora. Dosłyszał się jednak po chwili podniesionych głosów. A w ruderze dalej nikt się nie pojawiał. Może to właśnie osoba mająca mu przekazać jakieś informacje miała problemy? Nie zaszkodziło przynajmniej ostrożnie się rozejrzeć.


Deslan

Dzień wcześniej, grubas, z którym rozmawiał w sprawie swojego nowego, życiowego zajęcia, mocno upierał się na tym, by pokazać, jak działa, jak potężna jest jego banda. Byli zadowoleni z jego przyjścia, choć Deslan mógł na spotkaniu czuć się nieco przytłoczony, kilku potężnych karków pilnie go obserwowało. Dodatkowo, gdy jego przyjęcie uzależniono od tego, że nieco pozna ich "metody", zmuszony wręcz był się zgodzić. Wszelka odmowa wiązałaby się pewnie w najlepszym wypadku śmiercią. Chcąc nie chcąc, kazano mu się udać jutro do karczmy urokliwie zwanej "Opita meduza", usiąść w kącie przy oknie z widokiem w stronę cmentarza i obserwować.

Gdy udał się na wskazane miejsce, karczmarz skinął na niego z uśmiechem, pokazując mu miejsce, a po chwili przysyłając dziewkę z piwem na koszt niejakiego "Chudego". Chwilę posiedział, po sączył trunek, wyglądając przez okno, gdzie nic się nie działo. Do czasu...


Wszyscy


Dwunastu niemiło wyglądających drabów otaczało krasnoluda i półelfa. Napastnicy uzbrojeni byli głównie w nabite gwoździami maczugi, choć ze trzech dorobiło się zgrabniejszych toporów. Wszyscy byli dosyć umięśnieni, mniej lub bardziej, ale po bliznach dało się poznać, że nie była to ich pierwsza bitka. Gdy już zbierali się do zadania pierwszego ciosu, wszyscy uczestnicy zdarzenia zobaczyli pewną postać. Nadia kojarzyła go, właśnie to go miała wyśledzić. Skryty pod kapturem, z wyglądu młody mężczyzna z brodą, w ciemnościach dało się go dosyć dobrze rozpoznać, bowiem jego twarz była zdecydowanie bledsza od wszystkich pozostałych. A oprócz drabów, w uliczce pojawili się Dunken, Daveon, Samuel i Morhan. Zza rogu, póki co ukryty, wszystko obserwował Orm. Deslan, do którego w karczmie przysiadł się znajomy z wczoraj kolejny drab, czuł, że ma patrzeć na ową akcję. A działo się tak:

- Panowie, odpuśćcie. Nic wam przecież nie zawadzili. - Powiedział przybysz w płaszczu.
- Co się kurwa, wtrącasz! Teraz, to i ciebie zajebię! - Odpowiedział jakiś niecierpliwy drab, nacierając z ćwiekowaną maczugą, na nieuzbrojoną postać. Nim się obejrzał, w stronę jego bebechów pomknęła dłoń, straszliwie szybko, wbijając się wgłąb. Po chwili opadł bezwładnie. Prawdopodobnie bardzo szybko wyciągnął sztylet, choć nikt tego nie zauważył.
- Zajebać wszystkich! - Krzyknął jeden z toporem, zauważając także przechodzących razem Dunkena i Daveona, a także osobno Samuela. Morhan, Orm i Nadia póki co widzieli akcję niezauważeni. Pytanie, na jak długo. Alchemik Korr oprócz tego wszystkiego, usłyszał także głupkowaty śmiech siedzącego obok przyjemniaczka.
 
Zara jest offline  
Stary 08-11-2012, 19:42   #2
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
To nie był dzień Morhana. Gdy tylko przybył do Gulety i uregulował najważniejsze sprawy (czyli zabawił się zdrowo z tutejszymi dziewkami i opił się piwa tak bardzo, że komunikacja z nilfgaardczykiem była dość mocno zakłócona), okazało się, że na robotę nie ma co liczyć - nieliczne szafoty pod miastem należały własnie do tych tłocznie odwiedzanych przez padlinożerne ptactwo. W najgorszych karczmach i podłych melinach nie czekał nikt z zadaniem, a nawet jeśli, to wyglądał właśnie na cel jednego z takich zadań. Morhanowi zostało tylko wzdychanie i zaglądanie do coraz lżejszej sakiewki.
Jednak oto pojawiła się praca - niby znikąd, w dodatku tak tajemnicza. Łowca nagród znał już takie - chętni na łatwe złoto nadciągali całymi stadami, całymi stadami wpadając w pułapki łowców niewolników i inych handlarzy ludźmi i nieludźmi. Jednak w tym wypadku było nieco inaczej. Może to przez lata praktyki Morhana w zawodzie, może przez łaskę bogów - łowca nagród zdecydował się pójść w okolice cmentarza, aby przekonać się, jak może zdobyć te duże pieniądze o których mowa. Pieniądze... Czuć przyjemny ciężar trzosu, miłe dla ucha podzwanianie zarobionego grosza... Nilfgaardczyk westchnął, wciągnął nieco fisstechu i ruszył na spotkanie nieznanego.

Po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że razem z nim ktoś zmierza na cmentarz. Domyślił się, że w jego wypadku chodzi także o obiecane złoto, jednak nie indagował jegomościa - mogło się przecież okazać, że zamiast góry pieniędzy na cmentarzu czekają zbóje lub inna hołota. Wówczas można było puścić owego przypadkowego towarzysza spokojnie przodem, więc na razie zwyczajnie nie zwracał na niego uwagi.

To naprawdę nie był dzień Morhana. Do przewidzenia było to, że w Gulecie są jednak zbiry, gotowe dla kilku monet pozbawić życia człowieka - w odróżneniu od Morhana, który za pozbawienie życia niegodziwca brał zwykle spory, brzęczący worek. Niczym dziwnym nie było też, że takim ktoś się czasami opierał.
Morhan zauważył, jak zbiry zaczepiają jakąś grupkę, by po krótkiej szamotaninie zaatakować. Nilfgaardczyka jednak nie dostrzegli. I to była jego szansa! Jednak z racji tego, że to nie dzień Morhana, ten musiał oczywiście wpaść po uszy w tę całą, paskudną sprawę.
Ruszył do produ szybkim krokiem, wyciągając po drodze miecz.
- Hej! - zawołał głośno w stronę napastników - Może pomóc, co, obkurwieńcy?
 

Ostatnio edytowane przez Falcon911 : 12-11-2012 o 22:05.
Falcon911 jest offline  
Stary 09-11-2012, 03:02   #3
 
Bonifacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Bonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputację
Wzrost/waga: Wysoki i szczupły jak na człowieka.
Wygląd: Postawny młodzian o krotko ściętych włosach i błękitnych oczach. Jego skora wygląda na zdrowa, bez żadnych śladów przebytych chorób czy hobby alkoholowego. Goli się co kilka dni wiec zazwyczaj można go spotkać z lekkim zarostem. Ubiera się raczej prosto w dobre jakościowo rzeczy, a jedyne ozdoby jakie można na nim zobaczyć to medalik symbolizujący Wieczny Ogień oraz sygnet z herbem szlacheckim. Kolory w których można go najczęściej spotkać to czerń i zieleń ewentualnie błękit. Jego wysokie skórzane buty wyglądają na całkiem nowe i wypastowane.
Wiecznie wyprostowana postawa i pewne przenikliwe spojrzenie pozwalają przypuszczać, ze to jakiś żołnierz, a przynajmniej mundurowy. Dodatkowo wyobraźnie rozpalają przytroczone do jego pasa dwie pochwy zawierające odpowiednio szable i lewak. Bronie te wyglądają na wykute z porządnego kawałka stali, jednak widać drobne przetarcia na skórze rękojeści.
Wypowiada się raczej lakonicznie, a gdy juz otwiera usta chcąc wypowiedzieć jakieś słowa rozbrzmiewa niski ochrypły głos. Zazwyczaj pachnie mieszanina potu, tytoniu i gorzałki.


Usta Dunkana ułożyły się w bezgłośne zrezygnowane - No kurwa... - Spojrzał na kapłana wymownie - Módl się za mną grzesznym... - Jedynie to można było wyczytać z jego spojrzenia. W tym momencie szarpną energicznie za wodze jedna ręką, druga dobył szabli i nachylając się lekko pogalopował w kierunku zaskoczonych nilfgardczykiem zbirów, tego który miał nieszczęście stać najdalej od reszty pobratymców. W najwyższym pedzie na który pozwalała mu ta uliczka, stratował biedaka. Spowolnione nieznacznie zwierze przestraszyło się i zarżało gwałtownie stając dębem. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, nim wracając do poprzedniej pozycji rumak gwałtownie wbił okute kopyto w twarzoczaszkę przestępcy rozbryzgując ją na drobne kawałeczki, nie dając żadnych szans na przeżycie. Strażnik nie tracąc rezonu ta makabra zmusił wierzchowca do nawrotu w stronę reszty zbójców. - Który z was tu dowodzi? - zakrzykną stanowczym głosem. - Nikt więcej nie musi zginąć. - Dodał już spokojniej, ale nadal wyraźnie - Oddajcie krasnala i półszyszka to będzie po sprawie. - Uniósł lekko szable i wskazywał piórem po kolei tych najbardziej chojrackich i zastraszonych.

Jeśli zbójcy jednak nie chcą poddać się to jeszcze krzyczę do wszystkich: Okrążcie ich, niech nikt nie wyjdzie żywy.

Edit: literoffki i dopisek

Tak poza sesja: Może lepiej założyć jakiś topic z komentarzami i powiedzieć co każdy umie albo przynajmniej to opisać w jakiś sposób tak, by nie odkrywać wszystkiego na raz. Heh co za godzina..
 

Ostatnio edytowane przez Bonifacy : 09-11-2012 o 12:56.
Bonifacy jest offline  
Stary 09-11-2012, 15:03   #4
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Orm siedział znudzony w karczmie. Już trzeci dzień musi się tu męczyć a informatora ani widu, ani słychu. Popijając w sposób dystyngowany wino przyglądał się okolicznej gawiedzi zgromadzonej w ów przybytku. Zaklął pod nosem. Wszystko w tej karczmie było paskudne – ludzie, trunki i karczmarz. Karczmarz może nawet przede wszystkim. Powoli snuł plany teleportacji do Dorian, wszakże nie mógł czekać ciągle na wiadomość od Codringhera. Wtem do karczmy wszedł niewysoki, na oko dwudziestoletni mężczyzna, który zaczął bacznie się rozglądać. Po chwili podszedł do Orma.

- Ty jesteś Orm, prawda?
- Tak, a ty jesteś zapewne osobą, która ma potrzebne mi informacje?
- Co? – zastanowił się się przez chwilę. – Nie, ja miałem powiedzieć, żebyś spotkał się z informatorem przy takim starym zniszczonym budynku niedaleko stąd.
- Skąd mam wiedzieć o który dokładnie zniszczony budynek ci chodzi? I kiedy mam się z nim spotkać?
- Teraz, chodź pokażę ci.


Wyszli z karczmy, a nieznajomy pokazał mu gdzie ma się udać.



Stał przy wyznaczonym miejscu. Minął już jakiś czas, a informatora nadal nie było.

~ Punktualność nie jest najlepszą cechą ludzi Codringhera. Muszę mu o tym wspomnieć jak znów będę w Dorian. ~

Nagle zza rogu usłyszał jakieś głośne rozmowy. Początkowo je zignorował, w końcu nie było to nic dziwnego. Wkrótce jednak coraz głośniejsze okrzyki zaczęły budzić jego niepokój. Wyjrzał subtelnie zza rogu. Grupka jakichś postaci rozmawiała ze sobą. Orm od razu wyczuł kto jest agresorem, a kto ofiarą. Nie miał zamiaru się w to mieszać, co więcej chciał pooglądać sobie walkę, ale wtedy naszła go kolejna myśl:

~ A jeśli to moi informatorzy? ~

Niepewność w nim zagościła. Nawet jeśli jedni z nich to informatorzy to skąd u licha miał wiedzieć kto jest kim? Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że agresorzy nie wyglądają na zbyt inteligentnych i z pewnością nie niosą dla niego informacji. Chciał jednak chociaż jednego sobie zostawić. Chcąc nie chcąc postanowił się wtrącić. Nagle jednak usłyszał podniosły głos jakiegoś mężczyzny, a już po chwili pojawił się jeździec, który stratował jednego z ludzi. Orm nie spodziewał się tak nagłego zwrotu akcji, ale nie mógł pozwolić by się pozabijali, w końcu każdy mógł mieć potrzebne mu informacje. Uformował prędko w dłoniach magiczny pocisk i wyskoczył zza rogu. Zobaczył, że wszyscy stali jak wryci zdziwieni szybkim atakiem jeźdźca. Gdy tylko został zauważony, pokazał uformowany między dłońmi pocisk i powiedział:

- Żaden trup już tu nie padnie. Nie ruszajcie się. Jak któryś się poruszy to łeb zaklęciem odpierdolę!
 
MrKroffin jest offline  
Stary 09-11-2012, 17:40   #5
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Dzisiejsze wydarzenia całkowicie wybiły młodego kapłana z dotychczasowego rytmu życia. To nagłe zadanie i słowa arcykapłana, o tym, że jeśli wrócą, z podkreśleniem "jeśli" bardzo zaniepokoiły odzianego w habit -wykonany z czerwonego materiały, na którym w okolicach piersi był żółtopomarańczowy symbol wiecznego ognia, a w okolicach pasa przewiązany, był ów habit również żółtym sznurkiem długości około sążnia- mężczyznę. Przez cały czas od wyjścia z klasztoru był bardzo zamyślony, co było jednocześnie przyczyną tego, iż wolno zareagował na towarzyszącego mu jeźdźca, który właśnie ruszył galopem w stronę jednej z uliczek, gdzie po chwili zauważył grupkę kilkunastu osób. Nim jednak ich spostrzegł zawołał do Dunkena:

-Stój! Gdzie jedziesz?!

Kiedy strażnik nie zareagował i momentalnie znalazł się w gromadzie, ruszył szybkim krokiem za nim, jednocześnie podpierając się kijem, który około łokcia ponad jego dłonią zawijał się w sposób ślimaczej muszli i kurczowo ściskając w lewej dłoni okrągły, srebrny amulet z symbolem wiecznego ognia.

>Na Wieczny Ogień co on do diaska wyprawia? Czyżby był głupszy niż wygląda? Na Wieczny Ogień, po cóż on tak gnał? Dlaczego musi pakować się w nie swoją sprawę? Niech tylko im się będzie potem spowiadał, dostanie taką pokutę, że się nie pozbiera.<

Myślał kapłan zbliżając się w stronę zbrojnej kupy, a jego torba podskakiwała w rytm kroków, natomiast kaptur habitu zsunął się odsłaniając brunatne włosy. W międzyczasie spostrzegł ,iż jest wśród nich krasnolud, bodajże elf, lub półelf i jakiś człowiek w kapturze. Od wysiłku na jego czole pojawiło się kilka kropel potu. Kiedy wreszcie zbliżał się do nich na odległość dosłownie kilku sążni, jego oczy wychwyciły kałużę krzepnącej krwi, w której leżał jakiś mężczyzna z roztrzaskaną głową, na co jego żołądek zareagował momentalnie i o mało nie zaczął rzygać. Kiedy już opanował odruch wymiotny zaczął prawie krzyczeć:

-Na Wieczny Ogień, co to ma być?! Dunken, coś ty uczynił?! Czy nie mogło obyć się bez rozlewu krwi?!-

Wtem czas zobaczył wychodzącą postać,a po tym co ów osobnik powiedział i obecnie robił wywnioskował i to dość nie omylnie, że jest ona czarodziejem.

-Magiku! Tu nie mam miejsca na twe bezbożne czary!-

Powiedział występując kilka kroków w kierunku maga, po czym dokończył odwracając się tak, że był bokiem do czarującego Orma i uzbrojonej kupy, a jego twarz zwróciła się w stronę większości:

-Na Wieczny Ogień zaklinam was wszystkich, byście natychmiast zakończyli to bezbożne i bezsensowne przelewanie krwi! Jeśli się nie posłuchacie spadnie na was niełaska!
 
Zormar jest offline  
Stary 09-11-2012, 17:55   #6
 
Carasell's Avatar
 
Reputacja: 1 Carasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodze
Gdy zamknęli przed nim kolejne drzwi do przybytków okupowanych przez panny lekkich obyczajów i w większości pomarszczonych, napalonych staruszków, było mu już wszystko jedno. Nie chciało mu się już nawet pomstować, jak przy poprzednich burdelach, jakie to, bez wdawania się w szczegóły, ludzkie kobiety są słabe i nie nadają się do niczego innego, jak dawania dupy za marny grosz swym marnym człowieczkom. A jak na prawdziwego mężczyznę przyjdzie kolej, to zaciskają uda i poślady, jakby usilnie broniły zagubionej cnoty. Gdy zaś wyrzucali go z karczm, zdenerwował się niemało, aż w końcu, dziwnym trafem, tuż po wizycie krasnoluda, okno jednego z wcześniej wspomnianych przybytków wleciało razem z częścią framugi do środka. Czysty przypadek, bo i cóż innego? Gdy zaś pozwolili mu wypić kilka kufli marnego trunku w jednym z nich, by później w mało wybredny sposób go wyprosić, nie mogło obejść się bez użycia pięści. No a potem.. potem było tylko ciekawiej.
- Kurwać! Jak krasnolud chce się kurtularnie ponapierdalać, to wsie kiepy się w okolice zlecą, coby tylko czachy komu nie rozpierdolił. A jak kurwa krasnoluda bić, to każden skurwiel ślepiec! Nosz w dupę jebane borowiki! Wypierdalać mnie stąd, wielce sprawiedliwi, pfu! Żony po domach ruchać, a nie wpierdalać się w cudze sprawunki porządnym krasnoludom!
Wybełkotał i zamachnął się toporem w kierunku najbliższego osobnika, ostatecznie jednak uderzając jedynie trzonem pokaźnego topora o bruk. W pierwszej chwili zdawać się mogło, że nieludziowi pomieszała się nieco sytuacja, gdyż to on był w ostatecznym rozrachunku atakowany, jednak chwilę wcześniej to on był agresorem. Całkiem możliwe, że nie zauważył jeszcze, że został wyrzucony z tej podłej speluny, do której łaskawie go wpuścili. Prześladowcy chędożeni, psia ich dola.
Gdy jeździec stratował jakiegoś biedaka z maczugą, z jego gęby wydobyło się głośnie "ha!" i sam zrobił użytek ze swojej broni. Jako że był po spożyciu podobno procentowych napojów (choć często zdarzało mu się mocniejszy jabłecznik pić, niż te pomyje), owo zajście jedynie go pobudziło i sprowokowało do mordobicia, a nie stania z rozdziawioną mordą i przyglądania się na rozbryzgany mózg. Ruszył szarżą na najbliższego karczka, wywijając w powietrzu młyńce toporem. Nic więc dziwnego, gdyby przypadkiem okazało się, że nie dosłyszał słów ani jeźdźca, ani pały świecącej z oddali jakimś nienaturalnym światłem. A tym bardziej nawołującego kapłana. Jednym słowem: peszek. Chwycił topór jak kosę i, gdy znalazł się już w odpowiedniej odległości, wyprowadził cios od dołu. Jako wyszkolony krasnolud, podły trunek w jego żyłach jedynie polepszał jego zdolności posługiwania się wspaniałą, krasnoludzką bronią. Chyba nic nie było go w stanie teraz zatrzymać..
 

Ostatnio edytowane przez Carasell : 09-11-2012 o 18:23.
Carasell jest offline  
Stary 09-11-2012, 18:12   #7
 
Drama's Avatar
 
Reputacja: 1 Drama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputacjęDrama ma wspaniałą reputację
- Niech was wszystkich zaraza dopadnie i pourywa kut... - kobieta przerwała w połowie zdania. Dotarło do niej gdzie się znajdywała. Klasztor tego całego Wiecznego Ognia czy jak to się tam nazywało. Nie miała o tym bladego pojęcia, na dodatek całkowicie jej to nie interesowało. O wiele ciekawsza była gdzie podział się obiekt jej chwilowego pożądania. Stukała obcasami w posadzkę krążąc w tę i z powrotem będąc już świecie przekonaną, że nie wychwyci ani jednego zdania z tajemniczej rozmowy. I pomyśleć, że przez tyle czasu całkowicie ignorowała wzmianki o tajemniczym przybyszu. Każdego z nową informacją odsyłała w diabły przeklinając go po raz enty, że jej tylko czas kradnie i głowę zawraca kiedy ma do zrobienia o wiele ważniejsze rzeczy. A tu proszę, tajemniczy przybysz zamienia się nagle w nie wiadomo kogo i bywa w miejscach, w których czasem i ona rzadko bywała, bo zostawiała je na wyjątkowe okazje. Jakby tego było mało nie łapała o nim praktycznie żadnych informacji, nie znosiła być niedoinformowana. Może troszeczkę przesadziła rzucając pustym kuflem w uciekającego krasnoludzkiego współpracownika, ale nic mu się nie stało. Chociaż może za chwilę pożegna się ze swoim życiem? Zatrzymała się zaskoczona obserwując jak zdyszany wbiega do klasztoru i próbując złapać oddech wyrzuca z siebie słowa, które najwyraźniej miały stać się opisem miejsca pobytu poszukiwanego. Czy to możliwe, że wymknął się jej przebywając z niż a tym samym budynku? Jakieś tylne wejście? Oh mogła wymyślić byle pretekst żeby tylko wejść za nim do środka, a tak? Musiała za nim biegać, a te buty nie były do tego przystosowane. Miały ładnie wyglądać.
- A niech cie Weczny Ogień pochłonie czy... żebyś nigdy nie miał przy sobie wody albo... ah nieważne, zjedź mi z drogi - nie była mistrzem w rzucaniu religijnych przekleństw, może krasnoludowi uda się ujść z życiem. Zszedł z drogi swojej pracodawczyni, gratulujemy instynktu samozachowawczego. Specjalnie dla niej powinien jeszcze przesunąć karczmę gdzieś bliżej, ale chyba mu to daruje. W końcu przecież dotarła, wydawałoby sie, że w odpowiednim momencie. Wielka wrzawa dookoła, bić się chcieli i mordować. Niezbyt rozumiała kogo, ale to w sumie nieważne. Przyglądała się uważnie wszystkim nowo przybyłym, żaden nie wyglądał na kogoś z jej czarnej listy. A może po prostu to zły kąt padania światła? W każdym razie, niepotrzebna jej była śmierć, zbyt wielkie zamieszanie i utrata źródła. A może problem z głowy?
- Kapłanie, czy co z was za zaraza, zostawcie miłych panów, dajcie trochę rozrywki - zawołała postanawiając wyjść z tak zwanego cienia kiedy tylko ktoś śmiał się wtrącać i na Wieczny Ogień wszystkich uspokajać. Oparła ręce na biodrach, pełnym rozbawienia i nadziei spojrzeniem lustrowała po kolei każdego z obecnych tu nośników testosteronu zastanawiając się gdzie i jak w tych cholernych butach ucieknie jakby co. Na szczęście nie wszyscy byli tak pokojowo nastawieni jak kapłan i już po chwili mogła z radością obserwować jak dzielny i zapewne pijany krasnolud próbuje skrzywdzić napastników. Oh może to jednak nie będzie okropny dzień?
 
Drama jest offline  
Stary 11-11-2012, 19:04   #8
 
Black's Avatar
 
Reputacja: 1 Black ma wyłączoną reputację
Deslan musiał walczyć z udzielającą się paranoją. Trzeba czegoś więcej niż jednego potężnie zbudowanego zbira, żeby go przestraszyć. Jednak dwóch takich zbirów już w zupełności wystarczy. Trzech i więcej to już zbędny przerost formy nad treścią. Nazwa karczmy, do której miał się udać, też nie brzmiała jak jedno z tych miejsc, do którego chodzą co bardziej prawi obywatele. Interes to jednak interes.
----------------------------------------------

- Mam się tutaj z kimś spotkać.
Rzucił monetę na ladę. W jego wyobraźni odpowiednio rzucona miała odbić się od lady i tańczyć przez chwilę na krawędzi, by z brzęknięciem opaść na drewno. Rozedrganą ze stresu dłonią rzucił pieniądz na tyle mocno, że odbił się od powierzchni i poleciał gdzieś w czeluści niemytej od dawna podłogi.
Odchrząknął, starając się odzyskać resztki rezonu.
- Jestem Deslan Korr.
Szczurzy uśmiech karczmarza bynajmniej go nie uspokoił. Miał go cały czas podczas nalewania kufelka piwa. Wątpliwe żeby chcieli go otruć. Trucizna to wyrafinowana metoda zabójstwa kogoś, kto jest ważny i groźny. Ci tutaj mogli po prostu wbić mu nóż w bebechy i zostawić w zaułku. Właściwie to nie potrzebowaliby noża.
Poza tym jest im potrzebny, więc...
- To na nasz koszt, panie Korr. Od Chudego. Proszę usiąść o tam, w kącie. Warto mieć widok na naszą piękną Guletę.
- Bez wątpienia
- utkwił wzrok w oknie, odsłaniającym widok na brudną uliczkę oraz nieco oddalony cmentarz - Niesamowicie piękna.


Po kilku chwilach siedzenia i sączenia - o dziwo - dobrego piwa, Deslan zaczął się niecierpliwić. Z zamyśleniem wpatrywał się w swój kufel - o dziwo, czysty - zastanawiając się jak długo przyjdzie mu jeszcze gnuśnieć w kącie brudnej knajpy.
Trochę to trwało zanim do mózgu dotarło, że sceneria za oknem zaczęła się zmieniać. W pustej do tej pory uliczce pojawiło się zatrzęsienie postaci. Jednych z tych, których w takich uliczkach nie chce się spotkać.
Zajebać wszystkich!

Głupkowaty śmiech z boku - Deslan musiał się kontrolować, żeby ze zdenerwowania nie odskoczyć jak oparzony. Udało mu się. Chciał odwrócić powoli głowę i zmierzyć przyjemniaczka wzrokiem, jednak usłyszał głośne rżenie konia. Spojrzał przez okno akurat w momencie, gdy kopyto wbiło się w czyjąś twarz. Krople krwi bryzgnęły dookoła.
- O kurwa.
Przez chwilę wpatrywał się tak z rozdziawioną gębą, goniąc szaleńczo wszystkie myśli. Uciekać? Prawdopodobnie nie wybiegłby z karczmy, a jeśli już, to z nożem w plecach. Pomóc tym ludziom? Alchemik? Co miałby zrobić, rzucić w nich podręcznikiem Alchemii stosowanej, reakcje, substancje, przemiany autorstwa Venegutta?

Po chwili pojawił się błysk czegoś innego niż ostrza toporu.
Żaden trup już tu nie padnie. Nie ruszajcie się. Jak któryś się poruszy to łeb zaklęciem odpierdolę!
Magia. Magia w zasranym zaułku, pełnym zbirów i mętów społecznych.
- O kurwa.

Co będzie potem - kapłan?

Magiku! Tu nie ma miejsca na twe bezbożne czary!

Deslan oparł się o ławę. Źrenice zwężyły się pod wpływem adrenaliny tak bardzo, że jeszcze trochę i zacząłby przypominać wiedźmina.
- O kurwa.
Ktoś kręcił w powietrzu młyńce toporem jakby robił patykiem. Stratowany przez konia biedak zdawał się jeszcze rzęzić. Całą sytuację rozjaśniał błysk magii, poprzedzoną groźbą o upierdoleniu łba i...
- Czy to jest...kobieta?
To nie jest tak, że Korr nigdy nie miał kobiety. Po prostu nie widział wcześniej żeby któraś stała i patrzyła na nadchodzącą rzeźnię.

Z zaciśniętą na kuflu ręką, przygotowaną do pieprznięcia przez łeb pierwszą osoby, którą uzna za zagrożenie, wpatrywał się w scenę w uliczce.Na szczęście wszelkie takie osoby właśnie tam się mordowały.

Dopiero po chwili przypomniał sobie o przyjemniaczku.
- Chudy, prawda?
 

Ostatnio edytowane przez Black : 11-11-2012 o 19:08.
Black jest offline  
Stary 12-11-2012, 21:49   #9
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Kurwa co za miasto! Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej go denerwował wszechogarniający smród i brud. To nie tak, że nie był do niego przyzwyczajony. Oj, w jego przesławnej szkole czuł gorsze zapachy i to w dużo mniej przyjemnych okolicznościach niż spacerek po mieście. Co tu właściwie robił? A tak, trzeba znaleźć kolejne zajęcie w mieście, gdzie za wiele osób o Panu Zborowskim, pierdolonym pogrobowniku nie słyszało. I całe zarówno ich jak i jego szczęście. Poprawił szabelkę w pochwie i ruszył hardo przed siebie. Tylko po to, by znaleźć się na rynku. Malownicze miejsce! Stragany, podesty i nawet jakieś dyby z umorusanym nieszczęśnikiem w środku. I, o słodkości! Obok złoczyńcy stała tablica ogłoszeń. Miejsce, w którym ktoś taki jak on mógł znaleźć okazję do nabicia kabzy. Oraz czasami kilka głów na pal... Legenda Zborowskiego Seniora musi w końcu żyć. Podszedł spokojnym, eleganckim krokiem. Jego brudne już gdzieniegdzie szlacheckie ciuchy ciągle prezentowały się znośnie. Patrząc po tym mieście nie potrwa to już długo...


Najbardziej enigmatyczne ogłoszenie, jakie kiedykolwiek widział. Co go skłoniło, aby o tak późnej porze zapuszczać się do tak ciemnej uliczki?! Płacę, dużo. Zapraszam po zmroku na spotkanie przy cmentarzu. N. Niedługo za pustą kartką będzie ganiał po całym mieście... Za późno było jednak na takie dywagacje. Ledwo wyszedł na uliczkę, przystanął jak wryty. Cmentarz ożył czy jak? Jak na zadupie, sporo ludzi tu się zleciało. Nieludzi też... Sytuacja jednak sprawiała wrażenie ciekawej. Zanim zdołał zarejestrować jakiekolwiek fakty, mag (co tu robi mag!?) już konstruował coś w dłoniach, które dawno ktoś powinien uciąć, a narąbany jakby własnym toporem krasnolud wyrywał się do ataku. Ktoś wołał, ażeby zaprzestać walki, jakiś kobiecy (sic!) głos nawoływał do bitki. Co za czasy, nawet koło cmentarza się tłuką i to w takiej menażerii! A on pośrodku tego burdelu... Krew jego ojca oczywiście wtrąciła swoje trzy grosze i zwykle opanowany Samuel jednym płynnym ruchem dobył szabelki i położył płazem przy ciele. Nie myślał, chłonął... Był gotowy do potyczki, był skupiony i opanowany mimo burzy adrenaliny nawołującej do wiru walki. Pozostawało czekać. Czekać na impuls.
[MEDIA][/MEDIA]
 
Bachal jest offline  
Stary 13-11-2012, 22:28   #10
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Kayleth lubił miasta, lubił dziewki, lubił tłok, lubił karczmy, ba czasem lubił nawet ten smród. Tym razem było jednak inaczej, żaden zamtuz go nie przyjął i gdyby nie to, że miał tu pewną znajomą pewnie w ogóle by nie pochędożył, ba, i tak nie pochędożył bo dziewka zasnęła zanim doszło do czegokolwiek. Poprzednia noc i poranek były inne niż zwykle w Gulecie, zawsze knajpy stały otworem i nikt nie zwracał uwagi na jego elfie pochodzenie, może troche. Nie miał określenia na piwo, które mu sprzedawano, kiedyś to były szczyny, teraz? coś znacznie gorszego, żarcie też było jakieś paskudniejsze niż zwykle.


Gdy obudził się w chyba najgorszej izbie jaką to miasto miało do zaoferowania słońce chyliło się już ku zachodowi, postanowił, że czas coś zjeść i się napić, kto wie może jutro opuści miasto skoro tak tu się go traktuje.
-wszak nie samą Guletą człowiek żyje-mruknął pod nosem zrzucając szczura ze spodni leżących na podłodze i ubierając się. -może pojade do Vengerbergu, to nie głupi pomysł, tam zawsze lepiej traktowano nieludzi.

Wyszedł w miasto, znalazł chyba najbardziej obskurną knajpe w tym zasranym mieście i wszedł do niej, w karczmie siedział jakiś krasnolud, jako że był jedynym nieludziem, dosiadł się do niego i zamówił tą srake utopca, którą karczmarz nazywał gulaszem. Stosunek ludzi niewiele się zmienił od wczoraj, co gorsza złoto, które wczoraj zwinął tej małej już się kończyło, ceny były jakieś takie jakby wyższe niż zazwyczaj. W karczmie dało się słyszeć plotki o planach budowy getta dla nieludzi
-co oni wszyscy powariowali?-powiedział w momencie kiedy krasnolud rzucił krzesłem w jednego z klientów, -Jasne brodaczu! Jeszcze tego nam brakowało-krzyknął do nowopoznanego -Chociaż! troche rozrywki nie zaszkodzi.-Zaśmiał się i dźgnął sztyletem jakiegoś człowieka, który chciał zaatakować Gojojda. Przez dłuższy czas radzili sobie dobrze jednak wkońcu kilku drabów ich pochwyciło i wyrzuciło z oberży.

-Kurwa - Wrzasnął na widok kilku drabów stojących na ulicy Jesteś gotowy na kolejną walke brodaczu? Powiedział z usmiechem wyciągając miecz. Nim krasnolud zdąrzył odpowiedzieć jakiś facet na koniu rozpłatał czaszke jednego z napastników, a sam brodacz ruszył wywijając swoim olbrzymim toporem i nieomal trafiając przypadkiem Kayletha.
-haha! kurwie syny, pokarzcie co potraficie - Zawołał atakując najbliższego z nich - Zaraz będziecie zbierać swoje flaki.
 
piotrek.ghost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172