Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-05-2013, 22:07   #391
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
I po co ten dureń się odzywał? Teraz widać legat mniej pozytywnie opisze ich chwalebne czyny. Faro stracił swe dobre przeczucia co do wizyty w stolicy...zresztą nie był wielkim fanem miast. Lecz rzekł tylko:

-Oczywiście będzie jak rzeczesz legacie, to oczywiste.
 
vanadu jest offline  
Stary 23-05-2013, 22:31   #392
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Hallex zesztywniał, cały czerwony. Nagle stracił całą pewność siebie.
Ja... Ja nigdy... Nie ważyłbym się ukraść... Jakbym miał coś takiego zrobić, to już bym wcześniej... ale ja nie... — Zamilkł i przełknął ślinę. — Przepraszam, tylko wezmę swoje rzeczy — powiedział po sekundzie i ruszył w stronę plecaka, zamierzając odłożyć worek ze złotem, ale zabrać resztę...
Zostaw to i idź się zająć swoimi sprawami. — Legat lekko przesunął się w stronę plecaka, jakby zagradzając drogę Halleksowi.
Ale... moje...
Już! Wynocha.

Nie chcąc jeszcze bardziej denerwować generała, który pewnie mógłby go z łatwością postawić przed sądem wojskowym za domniemaną próbę kradzieży, Halleks ukłonił się lekko i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Gdy tylko cała ich grupa znalazła się poza zasięgiem słuchu strażników przy drzwiach basiliki, wyładował swą złość na innych najemnikach.
No i widzicie, co zrobiliście?! — syknął. — Jakbyście tylko wstrzymali trochę centuriona, mógłbym lepiej przedstawić sprawę! Ugralibyśmy na tym wszystkim więcej, a tak... pewnie Tiliusza już straciliśmy... — powiedział, kierując ostatnie słowa chyba bardziej do siebie niż do pozostałych. Nagle przypomniał sobie o swoich podejrzeniach. — Co się z wami w ogóle działo? Skąd Lothbroksonn... dowiedział się o zbliżającej się armii...? — zapytał ostrożnie, zastanawiając się, jak wiele ze swoich domysłów może zdradzić.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 24-05-2013, 00:42   #393
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Na wybuchowe i niepowściągliwe zachowanie Faro w stosunku do Hallexa, Naim jedynie lekko poklepał brata po ramieniu nieco go uspokajając.

Nie zwykł się zbyt wiele odzywać. Stał nieco z boku patrząc na komiczne i błazeńskie zachowanie Hallexa. Nerwy i władczy ton legata uzmysłowiły mu dlaczego po zagładzie jednak unikał zbytnich kontaktów z Imperium Thoerianskim. Jeszcze trochę i wszelki zarobek mógłby być zaprzepaszczony. W sumie to dobrze, że ich "wyprosił" .. Teraz polegają jedynie na tym co legat napisze w listach i czy w ogóle dostaną wynagrodzenie. Biorąc pod uwagę tych aroganckich i władczych ludzi mógł mieć uzasadnione wątpliwości ... a przecież nie jedno życie kosztowała ta misja, wspomniał utraconych towarzyszy. Może nie byli przyjaciółmi ale przez ten czas można było się zżyć.

Wyszli. Naim był zły na legata i na Hallexa. Trochę nawet bardziej rozumiał teraz porywczość Faro w stosunku do niego. Śliski niczym jaszczurka .. "ugralibyśmy" ..

- Trzeba było się zabrać z nami, może wtedy byś zobaczył co robiliśmy. Uratowaliśmy dupy Marcusa i jego kilku pomagierów. odburknął niezbyt przyjaźnie ... i ruszył rozejrzeć się w osadzie w celu przygotowania do dalszej drogi ....
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 24-05-2013, 22:13   #394
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Wyszedłszy z budynku Faro nie był w dobrym humorze, zwłaszcza po wysłuchaniu steku pierdół Halexa. Poparł stwierdzenie rusuainina słowami:

-Owszem, zwłaszcza dzięki nieocenionym usługom Naina udało nam się ocalić centuriona i urzędników. po czym zapytał Balbinusa:

-A co z tobą się działo? Jak wam minęła podróż i cóż działo się z wami po spotkaniu armii. Wyzdrowiałeś już, mam nadzieję? po czym zwróciwszy się w stronę Naima dodał:

-Nie wiem jak wy ale nie cieszy mnie ta podróż. Fajnie będzie resztę cywilizacji zobaczyć ale jakoś nie czuję się dobrze w miastach. Ciekawe co nas tam czeka.
 
vanadu jest offline  
Stary 25-05-2013, 18:49   #395
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
U nas nie było żadnych ciekawych zdarzeń — mruknął Hallex w odpowiedzi. — Po tym jak się rozdzieliliśmy, spotkaliśmy się z generałem Tiliuszem i ruszyliśmy w stronę Drentius, lecz zastaliśmy je opuszczone i spalone, tak jak widać...

Spauzował, tak jakby było coś jeszcze do powiedzenia, ale nic więcej już nie rzekł, tylko bez słowa odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Był wściekły z powodu tego, jak potoczyły się sprawy, ale nie dawał tego po sobie bardzo poznać; jak zwykle zachowywał względny spokój i nie pozwalał sobą zawładnąć emocjom. Przybrał jedynie dość ponurą minę i przez pewien czas szedł przed siebie, nie wiedząc nawet, gdzie się kieruje. W końcu oprzytomniał i zastanowił się, co zamierza teraz zrobić: nie chciał się jednak widzieć z nikim, więc zdecydował się kontynuować swój spacer. Po pół godzinie dotarł do miejsca, w którym niegdyś stały baraki będące przez jakiś czas jego domem. Wyruszając w podróż pozostawił w nich większą część swojego dobytku, jak kilka ubrań, trochę pieniędzy oraz różne drobiazgi.

Baraki były teraz tylko czarno-brązowym szkieletem sterczących w górę, połamanych belek. Słomiana strzecha musiała spłonąć w ciągu sekund, a później podtrzymująca ją rama zapadła się do środka budynku. Drewniane ściany trzymały się lepiej, ale i tak były teraz bez użytku. Jak można sobie wyobrazić, był to ogromny bałagan. Hallex z trudem wszedł do środka, bezustannie potykając się i blokując na zagradzających mu drogę większych fragmentach budynku, które musiał z wysiłkiem przesuwać. Gdy jednak wspiął się na sporą kupę szczątków w centrum baraków, a potem ostrożnie zszedł na drugą stronę, udało mu się dotrzeć do miejsca, gdzie niegdyś sypiał.

Zaczął rozgrzebywać zwęglone drewno i gdy już prawie stracił nadzieję, uniósł w górę dużą, prawie nietkniętą deskę i znalazł pod nią to, co zostało z jego kufra — pustą skorupę poskręcanych okuć z brązu. Nic się nie ostało; albo wszystko spalił ogień, albo najemnicy rozłupali zamek i skradli jego rzeczy przed ucieczką na południe.

Thoer, teraz cały osmolony, wydostał się z ruin i dalej wałęsał się bez celu, myśląc nad tym, co się zdarzyło i nad swoimi dalszymi planami. W międzyczasie obmył się wodą zaczerpniętą ze studni i gdy już zbliżał się wieczór, skierował swe kroki do obozu rozstawionego pod murami grodu, gdzie spędzali czas członkowie taboru oraz część żołnierzy, która nie miała innych zajęć.

Przechodząc zygzakiem między namiotami, wpadł przypadkiem na Marka.
Jak się miewasz, Hallex? — spytał legionista. — Wiesz coś o planach Aulusa Tiliusza? Widziałem, że sporo się z nim zadajesz.
Niestety nic nie wiem, Marco. Jutro wraz z paroma innymi udaję się w podróż do Burrovicum. Tiliusz przydzieli nam swoich ludzi do ochrony złota. Miałem nadzieję, że być może wybierze ciebie, ale jeśli nie, to chyba musimy się pożegnać.
No tak... W takim razie do zobaczenia, Liviusie Halleksie.
Do zobaczenia. Mam nadzieję, że pomścisz Regiusa, Varro i Castora. Zabij jednego z tych zdrajców za mnie, w porządku?
W porządku — odparł żołnierz i uściskał Halleksa.

Obóz był spory i kluczył po nim przez dłuższy czas, ale w końcu Halleksowi udało się znaleźć Julię i objął ją na przywitanie. Jej dzieci nie było w pobliżu, ale ona była najwyraźniej w trakcie przygotowywania jakiejś potrawy nad małym ogniskiem.
Całe szczęście, że nie poszliśmy tutaj, tylko odszukaliśmy wojsko. Jeszcze byśmy się dostali w sam środek tego pożaru. Żołnierze mówią, że tutejsi bandyci spalili całą osadę, żebyśmy my nie mogli jej mieć. Co za barbarzyństwo — wyrzuciła z siebie kobieta z oburzeniem.
Tak. Ale nie martw się — powiedział spokojnym tonem, co nie powstrzymało Julii.
Ci ludzie, którzy tu wcześniej wyruszyli, ci Rusanamani i ten jeden Thoer, się znaleźli, spotkali się z naszym taborem, ale chyba kilku z nich zginęło...
Naprawdę, nie przejmuj się tym wszystkim. Jutro z rana wyruszamy do stolicy. Rozmawiałem z legatem. Udało mi się wszystko załatwić — skłamał Hallex.
Naprawdę? — wykrzyknęła Julia, której zapewne nie podobała się perspektywa podążania za armią. — To cudownie. Ale... my sami... czy ktoś będzie nam towarzyszył...?
Nie, oczywiście, że nie będziemy sami — zapewnił ją. — Ja i moi, eee... towarzysze mamy za zadanie odnieść to odzyskane złoto do Trejanusa. Legat przydzieli nam dwa oddziały żołnierzy jako eskortę.

Skrzywił się lekko, gdy scena z basiliki powróciła do jego umysłu.
Widzisz, mówiłem ci, że się wami zaopiekuję. Od teraz wszystko będzie w porządku. Nie będziecie się już musieli ukrywać w lesie.
Ja... wiedziałam, że ty dasz radę, Liviusie Halleksie — wyszeptała Julia, spoglądając mu w oczy.

Hallex także spojrzał w jej oczy, zmusił się, by uśmiechnąć się lekko, po czym pocałował ją fałszywie.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 29-05-2013, 22:14   #396
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Rankiem następnego dnia wszystko było gotowe do wyruszenia w daleką drogę do Burrovicum. Dwudziestu przydzielonych jako eskorta żołnierzy, siedziało w cieniu rzucanym przez czarne, osmolone resztki, które kiedyś były główną bramą prowadzącą do osady. Eskorta dowodzona była przez niemłodego optio, o czarnych włosach i paskudnych ranach na rękach i ramionach, który przedstawił się jako Vergilius. Jego oschły ton i niemal wrogie spojrzenia, sugerowały, że wcale nie pasuje mu rola jaką wyznaczył mu legat Tiliusz. Poza żołnierzami w skład grupy wchodziła też Julia i jej dzieci. Szczególnie Banus ucieszył się z widoku swoich wybawców, a Julia posłała Hallexowi nieśmiały uśmiech. Do Burrovicum wracali też uwolnieni przez Naima i Faro magistraci, w liczbie pięciu. Dla nich wszystkich przygotowany został jeden z wozów, do którego zaprzężone były dwa masywne, brunatne woły o rozłożystych rogach. Na wozie znajdowało się też złoto i prowiant dla wszystkich na najbliższe dni oraz sprzęt obozowy, namioty i narzędzia. Zapowiadało się na przyjemną wędrówkę.

W końcu wyruszono i Vergilius natychmiast narzucił spore tempo. Legioniści byli szkoleni do forsownych, długich marszów. Uwolnieni jeńcy, Julia i dzieci oraz, po długich sporach i narzekaniach Faro z Gnaeusem jechali na wozie. Naim dosiadał swojego wierzchowca i zgodnie z poleceniem optio, co jakiś czas wysuwał się naprzód, w celu sprawdzenia drogi.

Podróż mijała całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć pogody, która zmieniała się jak w kalejdoskopie. Pogodny ranek mógł niemal natychmiast przejść w ulewne i zimne przedpołudnie, a to z kolei przemienić się w mglisty i parny wieczór. Nie tylko pogoda dawała się we znaki podróżującym ku stolicy. Dwa razy podczas drogi trafili na stada żwarców, które mimo, że mniej liczne niż eskorta, atakowały bez wahania. Podczas owych potyczek z nieumarłymi stworzeniami trzech legionistów zostało rannych, a jeden zmarł od odniesionych obrażeń. Jego towarzysze przy pierwszej nadażającej się okazji, to znaczy, gdy znaleźli wystarczającą ilość opału, ułożyli stos i spalili jego ciało, posyłając ducha do Królestwa Cieni.

Około dziesiątego dnia podróży, gdy przecinali stojące na drodze wzgórza, pnąc się drogą ku szerokiej, płaskiej przełęczy, zobaczyli w oddali masywne sylwetki idące w szeregu. Stworzenia były humanoidalne, ale z pewnością nie należały do ludzkiej rasy. Stwory zamiast jednej pary rąk, miały dwie umieszczone jedna nad drugą. Były znacznie większy i potężniej zbudowane od człowieka. A do tego ich głowy nie były ludzkie, a bardziej przypominały bycze łby, z szerokimi nozdrzami i wyrastającymi na boki rogami.
- To Shaerowie – powiedział ktoś, wyjaśniając. Gmerając w zakamarkach pamięci i przypominając sobie stare opowieści sprzed Nocy Ognia, w końcu uświadomili sobie co widzą. Był to przedstawiciel jednej z tak zwanych Młodych Ras, stworzonych przez magów i czarodziejów, jako broń w toczonej przez nich wojnie. Jedni mówili, że te wojny, zwane Okresem Burzliwej Magii miały miejsce dwa tysiące lat temu, gdy nie było jeszcze Imperium ani Sułtanatu. Inni twierdzili, że nie było to wcale tak dawno, a od owych strasznych czasów minęło zaledwie pięć wieków. Gdyby mieć dostęp do wiedzy i ksiąg, z pewnością można by ową zagadkę rozwikłać. Ale zarówno wiedza, jak i księgi zostały stracone... Na szczęście Shaerowie, gdy dotarli w pobliże miejsca, w którym je widzieli, już zniknęły. Nawet legioniści bali się spotkania z nimi, gdyż uważano Shaerów za śmiertelnie groźnych przeciwników.

Jeszcze kilka dni minęło i przed oczami podróżnych ukazało się Burrovicum w całej okazałości. Otoczone solidnym murem. Wybudowane z kamienia, który transporty zwoziły ze zrujnowanych okolicznych miast i osad, robiło spore wrażenie. W centralnej części, na wzgórzu ulokowano zespół świątyń poświęconych wszystkim thoertiańskim bogom. Tuż poniżej znajdowały się budynki zajmowane przez Gubernatora Trejanusa i jego aparat władzy. Za murami, okopany nasypem ziemnym znajdował się obóz wojskowy, w którym, na placu treningowym, trwały ćwiczenia. Ulice i place miasta tętniły życiem. Można by odnieść wrażenie, że cofnęło się w czasie o kilkanaście lat i Noc Ognia nigdy się nie wydarzyła. Im byli bliżej, tym więcej szczegółów do nich docierało. Harmider i hałas wydawany przez ludzką, przelewającą się ciżbę. Setki mieszających się ze sobą zapachów, niekoniecznie przyjemnych, uderzało w nozdrza. Ciekawskie spojrzenia kierowane na przeciskającą się ku centrum miasta karawanę. Okrzyki handlarzy, którzy ze zlokalizowanych wzdłuż ulic kramów zachęcali do zakupu towarów. A tych był wybór wszelaki. Stukot młotków z warsztatów. Dym unoszący się z kominów. Roznegliżowane, wijące się lubieżnie prostytutki, zachęcające klientów z okien domów rozpusty. Wykrzykujący jakieś niezwykle ważne obwieszczenie młodzieniec, stojący w centrum placu. Cywilizacja.


- Czy którykolwiek z Was posiada obywatelstwo thoertiańskie? Innymi słowy: czy mieliście przywilej mieszkać jako ludzie wolni w Imperium Thoertiańskim, zanim nastała Noc Ognia? – takie pytanie usłyszeli od urzędnika, z którym przyszło się im spotkać następnego dnia po przybyciu do Burrovicum. List od legata Aulusa Tiliusza powędrował do kancelarii Gubernatora i bardzo szybko pozbawiono ich złudzeń, że sam Gubernator zechce się z nimi widzieć. Otrzymali jedynie nakaz przybycia do kancelarii i odprawiono ich oschle.

Gdy Balbinus i Hallex potwierdzili, a Faro udał, że nie słyszy pytania, urzędnik pozwolił sobie na skromny, chyba nieco wymuszony uśmiech. Znajdowali się w jednym z kilkunastu gabinetów na drugim piętrze kancelarii. Okna wychodziły na miasto, rozłożone poniżej. Do ich uszu dobiegał gwar głosów. – To nam nieco ułatwia sprawę...

Urzędnik wygładził togę, przeczesał rzadkie włosy i ze sterty zrolowanych pergaminów, zalegających mu na biurku, wyciągnął jeden, opatrzony okazałą pieczęcią. Przyjrzał mu się uważnie i postukał nim w blat biurka. – Nie wiem, czym sobie na to zasłużyliście, ale sam Gubernator zlecił sporządzenie tego nadania...

Rozwinął rulon i przebiegł wzrokiem po znajdującej się na nim treści. Odchrząknął i zaczął czytać. – Postanowieniem Gubernatora Paulusa Luciusa Trejanusa i jego Rady uznaje się, w podziękowaniu za dokonane dla odradzającego się Imperium zasługi, okazicieli owego dokumentu, powiernikami ziem położonych w widłach rzek Darei oraz Bel, od ich złączenia, aż do źródeł w Górach Sierpowych i zezwala na założenie kolonii Venisarum, położonej na owych ziemiach. Równocześnie zobowiązuje się mienionych do prowadzenia procesu osadniczego, zakładania osad, rozwoju rzemiosła i uprawy, a także odprowadzania do Skarbu Imperialnego dzisiątej części zgromadzonych środków, a w szczególnych wypadkach ponoszenia dodatkowych kosztów, nałożonych przez Gubernatora i Radę...
- Et cetera... Et cetera...
– mruknął na koniec urzędnik, po zapoznaniu obecnych z prawami i obowiązkami posiadaczy ziemi w widłach rzek Darei i Bel. – No to gratuluję. Chyba powinniście się tam przejechać i zobaczyć, co Trejanus wam sprezentował...


- Bremonie łaskawy! Czy zdajesz sobie młodzieńcze sprawę, co właśnie przyniosłeś? – starzec, który wyglądał na nie mniej niż sto lat, biegał podekscytowany wokół stołu, na którym Balbinus położył tajemniczy przedmiot. Człowiek, do którego się udał z aparatem znalezionym w chacie szamana, został mu polecony, po wypytaniu się o kogoś, kto zna się na takich rzeczach. Ów staruszek był nie kim innym, a Quintusem Corneliusem Humilisem, prodziekanem Wydziału Magii Stosowanej i Technomancji na Akademii Magów w Numantii. Oczywiście Akademia nie istniała od wielu lat, a Quintus Humilis był teraz jednym z kilku czarodziei służących Trejanusowi, radą i mocą. – Widać, żeś nie ukończył studiów. Pewnie Noc Ognia przerwała Ci nauki. A na którym Wydziale się uczyłeś chłopcze i gdzie? W Numantii, Itrei czy w stolicy? Ile semestrów ukończyłeś? U kogo miałeś Teorię?

I tak cały czas. Staruszek zasypywał Balbinusa pytaniami, nie zważając nawet na to, czy młodzieniec udziela mu jakichkolwiek odpowiedzi. Równocześnie mag bacznie oglądał urządzenie, opukując je, manipulując pokrętłami i wciskając różne elementy. Im dłużej to robił, tym jego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej rozczarowany.

- To co tutaj leży to transfluizator Osnowy – powiedział w końcu, rezygnując z zadawania kolejnych pytań dotyczących edukacji. – A właściwie jego jedna część. Widać, że nie uczęszczałeś na wszystkie zajęcia... To prototyp. Dzięki niemu czerpanie z Osnowy było niemal stuprocentowo bezpieczne i niezwykle wydajne. W dzisiejszych czasach, przy tak rozbuchanej Skazie byłoby to zbawienie dla ludzkości. Gdyby tylko transfluizator działał i był kompletny.

- Ciekawe skąd się wziął w tej chacie w lasach? – zastanawiał się prodziekan, marszcząc nos i wydymając wargi. Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech i szybko, wyjątkowo szybko jak na swój wiek, poderwał się od stołu. – A gdybyś się udał do Numantii, zbadać ruiny Akademii. Może przypadkiem natrafiłbyś na jakieś ślady, a jeśli bogowie by sprzyjali odnalazłbyś kolejne elementy. Pomyśl o tym chłopcze. Jesteś magiem a to zobowiązuje...

- Nawet jeśli ludzie chcą cię za to spalić... – dodał z rezygnacją.


W tawernie natychmiast wszystko ucichło. Klientela, składająca się w większości z robotników i rzemieślników, nagle przestała hałasować i wbiła spojrzenia w stojące na stołach kufle i misy. Usiłujący rozbawiać gawiedź żongler upuścił wszystkie swoje piłeczki, a jedna z nich uderzyła go w głowę. Jednak nikt nawet nie próbował się zaśmiać. Przyczyną owej zmiany było pojawienie się trzech mężczyzn.

Dwóch rosłych osiłków o twarzach nie wyrażających niczego, a w szczególności procesów myślowych pojawiło się najpierw. Mimo, że ubrani byli w proste, zniszczone i wytarte ubrania, sprawiające wrażenie, że są zwyczajnymi włóczykijami lub łachmaniarzami, to poruszali się sprężyście i pewnie. Tak jakby pod ubraniem kryli się zupełnie inni ludzie. Zaraz za nimi pojawił się trzeci mężczyzna. Odziany w płaszcz z kapturem, spod którego wyzierała jaskrawozielona tunika, przepasana błękitną szarfą. Człowiek ów miał ciemną karnację, zdradzającą pochodzenie z południa i silny zarost na twarzy, który jednak nie mógł ukryć poziomej blizny, zdobiącej jego podbródek. Był szczupły, żeby nie powiedzieć wątły, ale sposób w jaki się poruszał i patrzył na otaczających go ludzi, sprawiał, że wzbudzał pierwotny, mimowolny strach. Przez chwilę stał w drzwiach, zdając się jeszcze mniejszym przez kontrast do swoich dwóch towarzyszy, po czym bezbłędnie skierował się do miejsca, gdzie wypoczywała kompania.

A byli w tej tawernie, gdyż nic innego nie udało się im znaleźć. Tutaj nie musieli płacić zbyt dużo, ale i zbyt dużo nie mogli oczekiwać. Proste jadło, rozwodnione trunki i miejsce do spania na zakurzonym strychu. Siedzieli przy stole racząc się smażonymi ziemniakami nurzanymi w sosie gurum i zagryzając je pieczywem.
- Słyszałem, żeście nowi w mieście – nowo przybyły bezceremonialnie przysiadł się do stołu, a jego ochroniarze zajęli miejsca za nim. Byli niczym ściana. – I słyszałem, że macie względy u Gubernatora. Takich właśnie zuchów szukam...

Przerwał na chwilę, aby bez pytania poczęstować się kawałkiem chleba, który obficie skropił sosem. Zjadł i oblizał palce. – Ale do rzeczy. Pewnie nie wiecie kim jestem, ale to nieistotne. Zaraz jak wyjdę z tej budy, to się dowiecie. Wiecie gdzie jest Autumnia? To się dowiedzcie. Jak jesteście chętni pogadać coś więcej, to znajdźcie tam zielony dom z błękitnymi okiennicami. Wejdźcie i w oknie wychodzącym na ulicę, przesuńcie doniczkę na lewą stronę. Wówczas ktoś się zjawi. A jak nie to trudno. Burrovicum nie jest duże, z pewnością się jeszcze kiedyś spotkamy i porozmawiamy znowu...

Po tych słowach wstał, skłonił się nisko i ruszył do wyjścia. Osiłki podążyły za nim. Gdy tylko przekroczył próg, w tawernie zawrzało. W kółko pojawiało się jedno miano – Princeps...
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172