Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2013, 18:32   #1
 
konrad92's Avatar
 
Reputacja: 1 konrad92 nie jest za bardzo znanykonrad92 nie jest za bardzo znany
[Autorki, Storytelling] Podróż w nieznane.

-Panie kapitanie- do namiotu Eryka wszedł strażnik.- wrócił jeden ze zwiadowców.
-Wprowadź go-powiedział kapitan.
Strażnik zniknął na chwilę, by powrócić razem ze zwiadowcą. Był on mężczyzną na oko dwudziestoletnim mężczyzną. W porównaniu z Erykiem który nosił bogato zdobioną zbroję kapitana królewskiej straży, był ubrany bardzo prosto.
-Panie.- skinął głową zwiadowca.
- Znalazłeś klasztor?
- Tak, lecz......- zwiadowca spuścił głowę. Przez głowę Eryka przeszły niepokojące myśli.
- Mówże, co takiego widziałeś?!- Eryk podniósł głos, zapewne niepotrzebnie. Chłopak i tak by mu powiedział, lecz z każdą chwilą, narastał w nim lęk o to co mógł za chwilę usłyszeć.
- Klasztor został spalony, wszędzie pełno ciał.
- A ona? Widziałeś trupa Ary?
-Nie, lecz dużo ciał było prawie całkowicie zwęglonych.
Kapitan osunął się na fotel. „a więc jest jeszcze nadzieja?”. Szkoda że tak nikła. Niestety nie mógł udać się do klasztoru osobiście. Miał inne obowiązki, miał rozkazy. Teraz również je ma. Musi udać się w stronę stolicy. Chciałby tutaj zostać, przetrząsnąć każdy zakamarek okolicy aby odnaleźć Aryę, lub upewnić się że zginęła. Niestety nie mógł tego zrobić musiał pozostać ze swoimi ludźmi.
-Panie, masz dla mnie jakieś nowe rozkazy?- Przypomniał o sobie zwiadowca który nadal stał w namiocie i obserwował Eryka.
- Nie, możesz odejść.
Kapitan usiadł przy stole z mapami, praca zawsze pomagała mu zapomnieć o niepowodzeniach, niestety nie dziś. Arya ciągle stawała mu przed oczami.
Obudziły go krzyki. Siedział na fotelu przy stole z mapami. Najwyraźniej musiał zasnąć. Na zewnątrz panował straszny bałagan, ludzie krzyczeli, konie tratowały namioty. Eryk wyszedł z namiotu. Wszędzie rozgorzała walka. Na obóz napadli Orkowie. Jego dwaj strażnicy walczyli z trzema orkami. Nagle ujrzał kolejnego kolejnego. Biegł prosto na niego z maczugą w ręku. Eryk sięgnął po miecz lecz uświadomił wtedy sobie że zostawił go w namiocie. Następną rzeczą i ostatnią jaką ujrzał była ohydna orcza gęba i wielka maczuga.
 
__________________
Nadzieja to luksus, na który mnie nie stać.
konrad92 jest offline  
Stary 11-02-2013, 18:32   #2
 
lukaszk's Avatar
 
Reputacja: 1 lukaszk nie jest za bardzo znany
12 maja 492 NI
Wewnątrz imperium istnieje wiele małych nic nieznaczących wiosek jednak właśnie w jednej z nich rozpoczyna się moja historia. Ośla łąka a raczej to co z niej zostało było lennem mojej rodziny od trzech pokoleń. Wczoraj razem z Borysem, Sadkiem, Jackiem i wiernymi poddanymi odparliśmy orkowych najeźdźców. Jednak mimo, że udało nam się wygrać bitwę to cała moja wioska spłonęła i zginęło wielu niewinnych ludzi. Ci co przeżyli stracili wszystko co mieli często także członków rodziny. Pod mym rozkazem na miejscu wioski powstał cmentarzyk gdzie pochowaliśmy poległych. Ciała orków złożyliśmy na stos i spaliliśmy bo niewiadomo czy jakiej zarazy nie przyniosły z gór. Chłopi zabrali na wozy wszystko co nadawało się do jakiegoś użytku. Niewiele tego fakt ale rzeczy znalezione w pogorzelisku to najczęściej takie, które uległy spaleniu. Czterech ludzi którzy najlepiej sprostali trudnością dnia poprzedniego stało na warcie. Dwóch pierwsze pół mocy kolejnych dwóch drugie. Choć biorąc pod uwagę to, że większość ludzi spała snem kamiennym i nie obudził by ich kolejnych najazd. Nie było to potrzebne, jednak ostrożności nigdy nie za wiele. Na szczęście nowi najeźdźczy się nie zjawili, a chłopi w końcu obudzili się. Wszyscy wieśniacy zebrali się przede mną w szeregu, ponieważ tak im się kazałem ustawić. Sam stanąłem z sztandarem na jakiejś belce zwęglonego drewna będącą kiedyś częścią czyjegoś domu a obok mnie moje wierne sługi.
Słuchajcie Oślo łączanie wczoraj wszyscy straciliśmy: swoje domy, dobytek, miejsce w którym się urodziliśmy i które kochaliśmy, styl życia i większość z nas członków rodziny. A wszystko to przez uwielbienie w mordowaniu i chciwość tych parszywych zielonych bestii. Wskazuje ręką na stos orków.
Czy chcecie by innych mieszkańców imperium spotkał ten sam podły los co was? Nie? Więc chodźcie ze mną razem stawimy czoła tym podłym bestią zalewającym nasz kraj. Nie pozwólmy by zniewoliły nas i stały się naszymi panami. Bo przecież wtedy musielibyście odrabiać pańszczyznę osiem dni w tygodniu, zabierali wszystko co z ziemi wyhodujecie i dawali do jedzenia zgniłe mięso. Udajmy się do Hrabiego Henryka, którego jestem wasalem. Poproszę go by zaopiekował się kobietami i dziećmi. A każdej kobiecie osobiście wręczę monetę. Wczoraj skończyło się wasze życie jako rolnicy wczoraj staliście się wojownikami choć nie do końca zdawaliście sobie z tego sprawę. A wiecie przecież że niektórzy wojownicy stają się w końcu rycerzami.
Przyjmuje bez zmiany wyrazu twarzy spojrzenie Jacka który wzrokiem mówi: Mnie tak samo mówili dziesięć lat temu.
Chodźcie za mną razem obronimy imperium! Podnoszę sztandar w górę.
Słychać liczne wiwaty chłopi krzyczą:
-Nasz pan dobry dba o nas!
-Na pochybel orkom!
-Pan bogaty monetę da!
-Będziem rycerzami a nasz pan naszym Hrabią!

Pozwalam im chwilę krzyczeć po czym pytam się
-Są jakieś pytania? Tak ty z cepem.
-Eee a jak można pracować osiem dni w tygodniu?
-No ten normalnie pracujesz siedem dni i jedną noc.
-Aha.

Wyruszyliśmy do Hrabiego Henryka. Ja i moi wojowie konno a chłopi z rodzinami na wozach. Jacek jechał na przedzie by sprawdzić czy droga jest bezpieczna. Jechaliśmy przez las. Patrzyłem na chłopów i rozmyślałem nad tym jakie możliwości miało takie wozy na polu bitwy i jak by to nazwać? Może piechota zwozowana albo wozy bojowe piechoty. W każdym razie to to pozwalało szybciej przemieszczać się armii i mogło być zastosowane jako mur w obronie przed wrogiem szczególnie kawalerią. Gdzieś tak w południe znaleźliśmy polanę gdzie zarządziłem postój. Rozdzielno rację i po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Wieczorem niedługo przed tym jak się ściemniło na dobre znaleźliśmy kolejną polanę ustawiliśmy wozy w trójkąt i wszyscy zmęczeni poszli spać w wozach lub za nimi. Wyznaczyłem dwóch wartowników na pierwszą straż i kolejnych dwóch na drugą.
 
lukaszk jest offline  
Stary 13-02-2013, 22:53   #3
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
12 maja 492 NI

Ja, Dancon Lynxblue, syn Petera i Evy, rodowity mieszkaniec Wiecznego Miasta, student drugiego roku Akademii Oficerskiej, w dniu 8 maja 492 NI zostałem powołany do służby swojej umiłowanej ojczyzny - Imperium. Na mój ukochany kraj niczym zaraza stoczył się korowód krwiożerczych bestii zwanych orkami, a także chmara niegodziwców z południa nikczemnie wykorzystując zaistniałą sytuację. Swój obowiązek przyjmuje z honorem i dumą, gotów oddać życie w słusznej Sprawie.

Dnia pierwszego mojej kampanii oddział doborowych żołnierzy wyrusza z moją osobą desygnowaną na ich przywódcę oraz dwoma czcigodnymi oficerami na front. Podróż odbyła się bez komplikacji, przed zmierzchem dotarliśmy do fortu, miejsca naszego odpoczynku.


Dancon ostatni raz zanurzył pióro w inkauście i dopisał datę na swoim pierwszym wpisem do dziennika oficerskiego. Nawet nieźle mu wyszyło. Z początku myślał, że pisanie takich bzdur będzie dla niego męczarnią. Jednak teraz mógł powiedzieć, że negowanie rzeczywistości w ten zabawny, kwiecisty sposób było pewno rodzaju rozrywką. Kolega opowiadał mu, że każdy dowódca jest zobowiązany prowadzić dziennik z codziennymi wpisami na temat działań oddziału. Po zakończeniu działań wojennych wyżsi przełożeni czytają wnikliwie zapiski i na ich podstawie nadają tytuły i odznaczenia. Prawda czy nie, pisać nie zaszkodzi. Ziewnął, przeciągnął się, wyjrzał na chwilę z namiotu, aby sprawdzić czy te obiboki trzymają wartę, po czym nie lada zmęczony zaległ na posłaniu i od razu zasnął.

4 dni temu podczas zajęć w Akademii cała grupa studentów, no może poza paroma szlachetkami, została wyprowadzona i poinformowana, iż w trybie natychmiastowym stali się oficerami wojsk Imperium. Nieodwołalnie. Dancon został skrupulatnie odprowadzony do obozu szkoleniowego, gdzie miał spędzić następne 4 noce na przyspieszonym szkoleniu. Wypędzili by ich stamtąd o wiele szybciej, gdyby tylko miejscy kowali i płatnerze nadążali z zamówieniami. Tak więc przydzielono mu grupę 24 młodych mieszczan (zawsze lepsi niż zawszeni wieśniacy), i gdy tylko ich sprzęt był gotowy ogłoszono wymarsz. Dodatkowo zostali mu przydzieleni dwaj błekitnokrwiści "oficerowie", a byli to Georroy Chest, nadęty cynik-szyderca i Riatom Pelston, zabawny grubasek, kuzyn Dancona.

Wyruszyli przed południem i dostali dodatkowo od dowództwa "zaszczyt" w postaci trzech wozów dla armii pod opiekę. Pogoda dopisywała i może nawet byłoby przyjemnie, gdyby w przeciwną stronę nie ciągnęły tłumu uchodźców. Brudni, śmierdzący potem i strachem, skupieni w małych grupkach ludzie. Tarasowali całą drogę tak więc Dancon musiał już na początku porządnie ustawić swój oddział. Podzielił go na dwie grupy, pośrodku dał wozy pilnowane przez Riatoma plus paru ludzi, zaś na przedzie ustawił ponurego pana Chesta, który razem z najroślejszymi rekrutami skutecznie odstraszał tłum i przepędzał na bok. Sam Lynxblue krążył po całej długości oddziału, szczególnie mając na uwadze tyły i ganił co jakiś czas swoich ludzi za ociąganie się, głośne rozmowy i wszystko inne. Stara szkoła.

Jakąś godzinę po rozpoczęciu wędrówki przydarzył się incydent. Z tłuszczy uchodźców wyrwało się dwóch chłystków, popędziło do wozu z zaopatrzeniem, zwinęło trochę prowiantu i dało dyla. Młody członek oddziału, niewiele starszy od złodziei puścił się natychmiast w pościg. Po chwili przyprowadził jednego z opryszków z podbyiym okiem i rozciętą wargą, tłumacząc, że drugi niestety zwiał. "Zwykłą kradzież, nic poważnego powiecie. NIE! Jest wojna, każda pieprzona torebka rumianku jest na wagę złota!"- słowa zramolałego wykładowcy zabrzmiały w głowie Dancona. Spojrzał na swój miecz, zawieszony przy boku i zamyślił się. Był już blisko podjęcie śmiertelnie ważnej decyzji, gdy z tłumu wybiegła matka chłopców. Prosiła go na kolanach o litość, zanosząc się szlochem przerywanym bełkotliwymi błaganiami. "Ech, to w końcu tylko dzieciak" - pomyślał dowódca. Pożyczył od jednego z woźniców gruby bat. Włoił chłopakowi 5 mocnych razów batem, doprowadzając go do przykrego stanu. Wsiadł natychmiast na konia, wygłosił krótkie kazanie o tym, że kradzież pożywienia w stanie wojny karana jest natychmiastową egzekucją i dał rozkaz do wznowienia podróży. Drugi chłopak ukradł bochen chleba i trzy paski suszonej wołowiny.

Do wieczora obyło się bez przygód, kompania niewiele się przejęła losem chłopaka. Na ulicach wielkiego miasta każdy prędzej czy później dostanie lanie. Na noc zatrzymali się w małym forcie, jednym z tych, które można spotkać w Imperium na każdym kroku. Dwie wieże, palisada dumnie zwana murem i kilka chat wewnątrz. Świeżo upieczony kapitan nadzorował ślamazarne rozkładanie namiotów, wyznaczył warty po czym zabrał się do pisania dziennika.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 24-02-2013, 22:30   #4
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Dancon jakieś pół godziny po świcie zarządził pobudkę, a po kolejnych 30 minutach byli już w drodze. Jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego to za 2 dni będą w miejscu zbiórki. Nie było sensu forsować tempa. Żeby skrócić czas podróży do jednego dnia musieliby biec sprintem non stop albo użyć koni. Obydwie opcje niemożliwe do zrealizowania. A gdyby zarządził szybsze tempo i dotarli na front nie wieczorem, a po południu istniało ryzyko, że od razu ich rzucą w wir walki. Zdecydowanie najgorsza opcja.

Po godzinie drogi las się skończył i wyszli na otwartą przestrzeń. Co prawda w lesie nieprzyjaciołom łatwiej zorganizować zasadzkę, ale zmiana otoczenia i tak nie wyszła na dobre. Teraz można było zauważyć skutki wojny. Mijali opuszczone wsie z nielicznymi ludźmi chowającymi się przed ich oddziałem. Robili to jednak nieudolnie, czemu nie można się dziwić. Byli to głównie starcy, którzy nie podołaliby trudom podróży w głąb kraju. Wszyscy żołnierze czuli się nerwowo. Po pierwsze taki widok wprawia w zachwyt chyba tylko podłych sadystów, a po drugie wszyscy, bez wyjątku byli rodzonymi mieszczuchami nieprzyzwyczajonymi do tak otwartych przestrzeni.

Dancon nigdy nie był orłem w astronomii, ale dzięki Chestowi dowiedział się, iż niedawno minęło południe. Zaraz potem napotkali problem. Moralny problem. Na drodze znaleźli wywrócone wozy, wokół leżała rozrzucona broń, można także było zauważyć ślady walki. Dowódca zarządził postój i kazał paru swoim ludziom przeszukać okolicę. Nie musiał długo czekać. Kilkadziesiąt metrów od wozów znaleźli ciała. Leżały w głębokim dole, prawdopodobnie wykopanym przez oprawców. Większość stanowili chłopi, ale ktoś bardziej odporny mógł dostrzec również kobiety i dzieci. Dancon zaklął cicho i odjechał stamtąd naradzić się z oficerami. Riatom usłyszawszy wieści od razu poszedł w lokalne krzaki i po chwili słuchać było charakterystyczne odgłosy. Natomiast sir Chest osobiście sprawdził dół po czym zawyrokował, że muszą zostawić te trupy i natychmiast odjechać. Pochówek zmarłych na pewno opóźni ich powrót. Lynxblue miał mieszane uczucia. Wiedział, że fakty mówią jasno za zostawieniem ciał, natomiast serce podpowiadało zostać. W jego rodzinie pogrzeb polegał na spaleniu ciała, a następnie rozsypaniu prochów jakimś ustronnymi miejsu, ktore poźniej odwiedzali bliscy. Chłopskie zwyczaje pozostawały mu nieznane. Oddział z pewnością będzie za odprawieniem pogrzebu, to prości ludzi, a na wojnę im się nie spieszy. Dancon nie namyślał się długo, zwołał oddział. W krótkich żołnierskich powiedział żołnierzom, że nie mają czasu na oddanie honorów tym ludziom i, że jeśli się nie pospieszą cały kraj będzie niedługo tak wyglądał. Nie zważając nie protesty ogłosił natychmiastowy wymarsz.

Za radą Georroya Chesta, który jak dotąd prowadził w rankingu na najlepszego oficera, wysłał zwiadowców. Twierdził on, że orki są w pobliżu i trzeba uważać. Dancon zauważył, że za każdym razem gdy mówił o nich jego twarz zmieniała się. Na ułamek sekundy, a jednak. Przybierała wtedy iście ponury nastrój. Lynxblue wolał nie ciągnąć go za język. Wysłał dwóch zwiadowców do przodu, którzy mieli meldować na zmianę co trzy godziny. No i oczywiście w razie jawnego niebezpieczeństwa również. Dodatkowo dwóch dał po bokach, jednak mieli wracać tylko razie potrzeby. Resztę drogi spędził jadąc rozkojarzony i milczący, raz po raz analizując swoją decyzję. Do żadnych wniosków nie doszedł. Nie zmieniłby decyzji, jednak nie był z niej zadowolony. Oddział także milczał. Ciszę przerywały czasem pojedyncze narzekiwaniu typu " jak tak można, nie godzi się " Nie zwracał na to uwagi, chętnie sam by tak powiedział.

Noc mieli spędzić tak sama jak poprzednią, a mianowicie w forcie. Ten był w zauważalnie gorszym stanie. Zapewne spora odlegość od stolicy i bliskość orków nie wpływały pozytywnie na kondycję tego budynku. Zarządził rutynowe obozowe czynności i chciał już udać się w stronę swojego namiotu, jednak coś go dręczyło. Zżył się już trochę ze swoimi ludźmi i zawuważył zmianę. Nie chodziło jednak o morale. To coś innego. Pośpiesznie przeliczył ludzi. 21. 3 brakuje. Zwołał zbiórkę i przeprowadził małe śledztwo. Dezerterów opisano jakich tych, którzy najbardziej protestowali przeciwko zostawieniu zwłok. O dziwo ta sprawa nie wywołała gniewu Dancona. Przyjął to na chłodno, jak wynik matematycznego równania. Po odwołaniu ludzi, zwołał kolejną zbiórkę, tym razem wyższego szczebla. Polecił Riatomowi i Georroyowi podłuchiwanie rozmów tego wieczoru. I żeby morale nie poleciały na łeb na szyję zdecydował także o powiększonych racjach kolacji i śniadania. Pewnie to na nic, ale dowódca musi sprawiać wrażenie kontroli nad sytuacją. Zauważył, iż jego kuzyn Pelston nie zbyt dobrze przyjmuje całą sprawę. Jego twarz miała niezdrowy kolor i zachowywał się niepewnie. A to przecież był dopiero początek.

13 maja 492 NI

Drugi dzień w służbie Narodowi minął pomyślnie. Z każdym kolejnym krokiem w wędrówce ku zwycięskiemu przeznaczeniu nasz oddział zyskuje nowe doświadczenia i umiejętności. Lud spotkany na drodze wiwatuje i oklaskuje dzielnych żołnierzy. Wszyscy nie mogą się doczekać dnia jutrzejszego, kiedy to wreszcie dotrzemy do Armii, aby rozbić w pył nieprzyjaciela.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 03-03-2013, 22:27   #5
 
lukaszk's Avatar
 
Reputacja: 1 lukaszk nie jest za bardzo znany
13 maja 492NI
Obudziły mnie o pierwsze promienie słoncza. Rozejrzałem się wszyscy chłopi płci obojga i wieku wszelakiego stali już na nogach. Nie zdziwiło mnie odkąd pamiętam zawsze rano gdy jadłem śniadanie we dworze wyglądając przez okno mogłem zobaczyć ludzi szykujących się do pracy na polu. Teraz spostrzegłem dzieci skaczące po łące, ktoś tam puścił konie by napiły się rosy i popasły. Chłopi zdążyli nawet zrobić ognisko przy którym siedziała część z nich kończąc śniadanie. Obudziłem Borysa i Sadko. Poszliśmy zjeść śniadanie. Na które była świeżo upolowana przez Janusza sarna, a raczej to co z niej zostało. Nie ważne, że trochę mało. Ważne, że mięso i ciepłe, a jak coś to się chlebem zaje. Przy ognisku przywitał nas myśliwy Jacek i powiedział.
-Zwierzyny w tych burzliwych czasach coraz mniej bo to nasi tak samo jak i wrogowie nasi polują więcej niż się powinno i lasy nasze uboższe w zwierzynę tak samo jak i osady na pograniczu wyludnione. Jak tą sarnę którą upolowałem zobaczyli chłopi to pięściami musiałem bronić żeby coś zostało dla was.Rozejrzałem się rzeczywiście jeden chłop miał trochę Krzywczy nos niż reszta. Zawołałem do najbliższego chłopa.
- To prawda co Janusz rzekł żeście w głodzie o swoim panu zapomnieli?
- Pani ale ja możesz zzznaczy myśmmmy bylim głooodni sarna sporrra a pan tak ssspał że żal by byłłło budzić.
- To ja waszym rodzinom od śmierci niechybnej życie ratuje a wy mnie w rzyci macie!!? Ja wasz jeszcze tak przećwiczę, że tą sarnę całą zwrócicie!
- Przzeprrraszam panie.
Skulił się że strachu i odszedł.
-Cholera trzeba zacząć wstawać wcześniej to najlepsze kąski będą i nie zabraknie. Powiedziałem i popatrzałem po kompanach.
Po śniadaniu popatrzyłem na chłopów. Nadal okazywali entuzjazm ale już mniejszy niż wczoraj pewnie sprawką tego był cały dzień drogi na który byli nieprzygotowani ostudził zapał nawet najgorliwszych chłopów. To nic szybko się przyzwyczają pomyślałem. Chłopi większość szlachty uważa ich za gówno-jadów ponieważ z gównem mają na co dzień do czynienia. Jednak są silniejsi od mieszczuchów i bardziej od nich przyzwyczajeni do trudów. Są też jednak od nich głupsi i dużo bardziej zabobonni. Ale to nic łatwiej nimi rządzić. Niestety to działa w obie strony wróg tez może udać na przykład duchy żeby ich wystraszyć. Wierzeń ludowych sam lubiłem słuchać jako dziecko mimo, że ojciec zabraniał i mówił że ciemnota mi mąci w głowie i wtedy nawet wykształciło się coś na kształt sympatii do nich. Choć jak trzeba było któremu dać batem za ucieczkę ze wsi to robiłem co trzeba. Słonce nie zdążyło całe wyjrzeć gdy wyruszyliśmy. Droga minęła spokojnie choć nadal obawiałem się zasadzki. Po kilku godzinach ukazał się nam wzniesiony na wzgórzu stary kamienny zamek. Zbudowany jeszcze za czasów Klaudiusza II. Gdy podjechaliśmy pod bramę zobaczyłem ponad setkę chłopów którzy także przybyli tutaj z wozami. Podjeżdżam do jednego chłopa i pytam.
-Ludu czegoście przyszli tak licznie pod zamek Henryka. Chyba nie buntować się?
- Panie ork menda przyszedł z toporami do chałupy i szafkę na kapcie rozłupał. Panie to dobra szafka dębowa wczoraj ze szwagrem ześmy składali żeby jak gość jaki poszedł to miał gdzie buty postawić i kapcie wziąć. Mi zniszczyły orkowe mendy. Skąd ja teraz szafkę wytrzasnę Panie ach te orkowe mendy
- A mi krowy przepłoszyły zielone żmije nie dobre. Się rozbiegły i gdzie mi teraz po lasach ich szukać. Wszystko przez te orki.
- A ja się tam nawet cieszę bo teściowom mi ubiły jak żeśmy uciekali
- Cicho Bogdan a w ogóle to nie ubiły tylko ześ sam im Mamusię rzucił na pożercie.
- Oj tam oj tam chałupa już się paliła trzeba było uciekać to im rzuciłem żeby czas zyskać, zresztą to Itak zawsze stara jędza była.
- Wy Malinowscy to zawsze zeście mendy były żeby teściową wyrzucac lepiej powiedzcie jakżes z młynarzem do mąki piach dosypywał żeby podatek zapłacić.
-Ty się Janusz nie odzywaj bo nie o tym rozmowa prowadzona jest a poza tym ty to ty jesteś młynarzem i żeśmy razem przy winie do wora wkładali bo nam się po pijaku mąka na ziemie wysypała.
-Panie a wracając do temata potem to już pół wiochy się paliło i zielone skurczysyny drugą pochodniami podpalali ale straż wiejska z kijami ostrymi czy też z włóczniami jak to się mówi. Broń dali i kazali walczyć tośmy walczyli i się nawet udało wygrać i przepędzić te zielone bestie.
- No ale wioska spalona to żeśmy Se tyłkiem klapli pomyśleli i wymyśleli że gdzie jak gdzie ale tutaj możemy się udać. Ale panie te trepy koszarowe nie chcą nasz wpuścić. Mówią że tylko wysoko urodzonych tylko wpuszczą z rozkazu Hrabiego a przecież tu gór żadnych nie ma. Panie jakby nam zielone bestie Pana nie ubiły toby tam poszedł i pojechał po tych klawiszach a tak to nam zostało tylko siedzieć tutaj pod bramą dobrze chociaż, że deszcz nie pada.
-Tyle osób z jednej wsi. Zapytałem zdziwiony.
- A nie Panie to z różnych jesteśmy. My z jednej tamci z innej i tamci dalej też.
Odwracam się do moich ludzi i mówię.
- Słyszeliście nie wpuszczają chłopów poczekajcie ja porozmawiam z Hrabią.Przepchnąłem się przez tłum. Podszedłem pod wielką bramę. Krzyknąłem na jakiegoś faceta w kolczudze przedstawiłem się i kazałem się prowadzić do Hrabiego. Wpuścił bez słowa sprzeciwu. Wchodząc na dziedziniec zauważyłem, że przez wojnę jest tu nie lada ruch. Kuźnia pracowała tak, że słychać było nawet na zewnątrz, łuczniczy strzelali do tarcz a jakiś oficyjer musztrował nowych rekrutów których stopy były związane w snopach. Krzyczał ciągle SŁOMA! SIANO! SŁOMA! SIANO! Wartownik zaprowadził mnie na przez dziedziniec do pałacu stojącego od najstromszej strony wzgórza. Cały zamek składał się jeszcze z czterech grubych baszt i muru między nimi tworzącego kształt prostokąta. W mur wbudowane były pomieszczenia dla wojska. Na dziedzińcu były jeszcze niedawno postawione drewniane konstrukcje jak np. kuźnia. Poszliśmy przez wielką sale która kiedyś odbywały się uczty a teraz była prawie cała zastawiona bronią. Miałem tu czekać na Hrabiego Henryka. Zjawił się po paru minutach i powitał mnie.
-Panie mój wieś mą zwaną oślą łąką która została nadana memu pradziadowi z łaski twego pradziada została najechana i spalona przez zieloną zarażę. Wielu moich poddanych zginęło. Przez wiele lat napełniali kufry twych poborców podatkowych swoją ciężką pracą. Przysięga lenna każe mi jako seniorowi dać rodziną które ucierpiały tego dnia pamiętnego 11maja Nowego imperium 492 nowa drogę życia. Jednak ja nade wszystko chcę zemścić się na orkach za to co zrobiły. Proszę byś znalazł pracę i schronienie dla tych rodzin tak okrutnie potraktowanych przez najeźdźców gdy ja będę walczył.
-Tak właściwie to sam ruszam na wojnę i miałem zamiar wysłać posłańca do wszystkich moich wasali ale sami przyszliście no prawie wszyscy tylko jeden jeszcze się nie zjawił.
-Hrabio gdy stałem pod bramom i czekałem aż mnie wpuszczą grupa chłopów opowiedziała mi o tym jak ich wioskę napadnięto a podczas obrony zginął ich pan. Obawiam się, że osoba o której mówisz nie żyje.
-Jak to, dlaczego dopiero teraz się dowiaduję!?
-A czy to nie ty Hrabio dałeś rozkaz każ strażnikom by wpuszczali tylko stan szlachecki do zamku?
-Eee no dobra nie ważne. Chodzi o to, że chciałem ci właśnie zaproponować służbę w armii był byś oficerem. Oddałbyś przysługę ojczyźnie wyruszając na wojnę razem ze mną a potem jak już wrócimy otrzymasz chwałę i tytuły. A o kobiety się nie martw znajdzie się coś dla nich.
-Hmm tak właściwie to samemu chciałem ruszyć ale kupą to chyba raźniej będzie. I więcej orków można pokonać nie mówiąc już o saracenach. Tylko że moi ludzie są słabo uzbrojeni i będę musiał ich przeszkolić.
-Nie ma problemu i tak wyruszam za pewien czas, niech wstąpią do straży. Będziesz mógł ich szkolić do czasu gdy wyruszymy. Zbrojownia ostatnio opustoszała ale kuźnia pracuje dzień i noc więc coś na pewno się znajdzie. Dostaniesz też własny pokój w zamku.
-Chętnie dołączę mój oddział do twej wyprawy Hrabio. Pójdę niezwłocznie powiadomić o tym moich ludzi.
Wyszedłem na dziedziniec i poszedłem do lichwiarza który wymienił mi złotego Klaudiusza na osiem srebrnych koron. Następnie wróciłem do moich ludzi. Rozdałem korony kobietom i powiedziałem, że znajdą wraz z dziećmi schronienie w zamku. Następnie powiedziałem chłopom:
- Zamierzam dołączyć do wyprawy wojennej Hrabiego Henryka. Pójdziemy razem z jego wojskiem. Jednak zanim wyruszymy minie kilka dni przez ten czas was przeszkolę. Hrabia Henryk obiecał też wydać wam lepszą broń w zbrojowni. Na czas pobytu tutaj wstąpicie także do straży zamku.
Wszystkich chłopów ucieszyło zapewnienie bezpieczeństwa rodziną i możliwość zemsty na orkach jednak aż trzecia część odmówiła służby tłumacząc się, że Hrabia kazał płacić za duże podatki.
Poszedłem do kowala który przyjął nasze w pośpiechu zbite z desek pawęże i topory zdobyte na orkach. Obiecał na jutro lepsze tarcze i broń bardziej przystosowaną dla ludzi.
Nadszedł wieczór chłopi zagnieździli się w koszarach. Hrabia kazał kobietom które przywiozłem zszywać przeszywanice. A ja kładłem się do snu w swoim pokoju oglądając mój glejt oficerski.
 
lukaszk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172