Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2013, 12:15   #21
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil obudziła się nad ranem. Jej wzrok od razu padł na zabudowania pod drugiej stronie rzeki. Nie widziała wozu. Istniała duża szansa, że krasnoluda już dawno tam nie było. Na jego miejsu nie czekałaby na rozwój wydarzeń i wzięła nogi za pas. Musiała jednak mieć pewność.

Wyciągnęła z torby linę i sprawdziła ją na całej długości, wykonała odpowiedni węzeł, oplotła się w pasie i na krzyż wokół tułowia i ramion.

Poszła na pomost, z którego wczoraj uciekł im prom. Zaczepiła swoją prowizoryczną uprząż o grubą linę. To była jedyna możliwość przejścia na drugą stronę rzeki. Cathil sprawdziła jeszcze raz solidoność zastosowanych węzłów, owinęła dłonie szmatami, zahaczyła nogi o linę i zaczęła swoją powolną wędrówkę. Ręka, ręka, noga, noga i dalej, w pełnym skupieniu.

Bułka z masłem takie przejście będąc uwieszonym liny - wydawać by się mogło. Tymczasem dziewczyna pokonawszy jedną trzecią drogi już odczuła zmęczenie w rękach. Lina, która zdawała się z brzegu dobrze naprężona, pod jej ciężarem wygięła się w dół i Cathil widziała jak kilka metrów dalej zwisa kilka centymetrów na spienioną powierzchnią wody.

Nurt rzeki był bystry a wystające kamienie powodowały zdradliwe zawirowania, które widziała gdy tylko wykręciła wystarczająco głowę. Tak więc przesuwała się ciągle do krytycznego punktu, ręka, ręka, noga, noga a wilgotny wiatr podrywał krople wody i rosił jej twarz. Gdy dotarła już prawie do środka liny, ta była już tak wygięta, że poczuła strumień wody na plecach. Lodowaty strumień, nieprzyjemnie mokrej wody. Nie było wyjścia. Chociaż czuła jak ręce jej mdlały, to wiedziała, że jest w połowie drogi i równie daleko ma w obie strony. Parła więc dalej naprzód. Powoli, nieustannie. Zanurzyła się już do połowy w strumieniu wody i teraz walczyła nie tylko ze swoją słabością lecz również z silnym strumieniem, który chciał ją zepchnąć w dół. Przez chwilę głowę zalała jej woda. Szarpnęła się, prychnęła, zebrała w sobie i przesunęła się znowu dalej. Za chwilę była za krytycznym, najniższym punktem. Ręce mdlały lecz czuła, że sobie poradzi. Lina wznosiła się już powoli.

I gdy już zaczynała wygrywać i czuć się pewniej noga zawinięta wokół liny ześliznęła się z niej. Silny strumień uderzył obracając nią całą. Osłabione ręce nie wytrzymały uderzenia i fiknąwszy koziołka plasnęła twarzą w wodę. Prąd od razu porwał ją w dół. Szarpnęło w pasie. To prowizoryczna uprząż, którą przywiązała do liny zatrzymała ją w miejscu niemal przecinając na pół. Rzuciło ją na duży, omszały głaz. Uderzyła o niego brzuchem a następnie kolanami.

Uderzenie pozbawiło ją tchu, wypompowując z niej powietrze jak z przebitego miecha kowalskiego. Wir wciągnął ją pod wodę, która zaczęła jej się wlewać w usta i nos. Czepiając się kurczowo liny, pociągnęła ją mocno, raz jedną, później drugą ręką. Udało jej się wydostać ponad powierzchnię wody.

Wdech. Płuca świszczały. Znowu pod wodę. Ciągnąć linę... ciągnąć. Wdech. Białe mroczki przed oczami. Kolejne centymetry. I krok za krokiem, szarpana na linie jak latawiec na wietrze. Gdy dotarła do promu i padła wyrzygując wodę, była przemoczona do suchej nitki, zziębnięta i wyczerpana. Gdyby teraz ktoś podszedł do niej, mógłby zrobić z nią wszystko a nie dała by rady stawić oporu nawet kilkuletniemu dziecku. Świszczała i harczała walcząc o powietrze.

Uniosła głowę. Nikt nie przyszedł jej zarżnąć. W oddali przez mgłę widziała rozmazany kształt, który mógł być chatką. Tylko kot, czarny kot, siedział na brzegu i lizał swoje lśniące futro czerwonym języczkiem. Przetarła oczy dłonią, prychnęła wodą prosto na kota, choć nie była pewna, czy jest prawdziwy. Nie mogła jeszcze odpoczywać, jeszcze nie teraz. Na pół pełznąc, na pół raczkując jak nieporadne niemowle dopchała się do rosnących przy pomoście haszczy, sturlała się w nie i tak jak padła, tak leżała, próbując zebrać siły.

Płuca bolały. Płuca paliły żywym ogniem nieprzywykłe do oddychania wodą. Ile tam leżała? Nie miała pewności, lecz gdy już była w stanie udźwignąć się na nogi, słońce było w połowie drogi do zenitu. Sierściucha nie było. Zebrała się na nogi, wyciągnęła nóż zza pazuchy, gotowa go użyć na każdym, kto się do niej zbliży i ruszyła w stronę chatki - szukać krasnoluda, albo chociaż jakiejś odpowiedzi. Gdy upewniła się, że wozu nie ma w pobliżu, zakradła się pod ścianę i zajrzała przez okno. Zobaczyła pustą izbę. Skromne meble. Światło dnia padało na drewnianą podłogę. Ani żywego ducha.

Nieco ślamazarnie wspięła się na parapet i starając się uważać na ewentualne pułapki lub ataki z ukrycia, wtoczyła się niezgrabnie do wnętrza chaty. Właściwie, używając kolokwializmu, zwaliła się z parapetu na podłogę. O cichym wejściu, czy przyjęciu postawy bojowej raczej nie mogło być mowy. Podniosła się. Omiotła pomieszczenie wzrokiem. W rogu izby stało łóżko, którego z okna nie widziała. Leżał na nim, jak się chwilę później okazało, młody mężczyzna. W plecy wbitą miał strzałę, teraz złamaną przy kubraku. Nie żył.

Rozmasowując zbite biodro podeszła bliżej do trupa. Przez chwilę patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wreszcie otrząsnęła się z zamyślenia i zaczęła przeszukiwać chatkę. Nie lubiła jak przydatne rzeczy się marnowały. Z najbardziej przydatnych rzeczy znalazła kilka miedziaków, zapewne zapłatę za przeprawę. Reszta nie przedstawiała dla niej żadnych wartości.

Zgarnęła pieniądze do kieszeni i rozejrzała się za jakimiś ubraniami, które nie były tak zniszczone, ani mokre, jak te które miała na grzbiecie. Zgarnęła co było do zgarnięcia i opuściła chatkę, tym razem przez drzwi - nie było co się wygłupiać, krasnoluda dawno tu nie było. Dolezła do promu i spróbowała go ruszyć. Wolała nie powtarzać swojego ryzykownego tańca na linie. Prom kołysał się, przywiązany niedbale do pomostu. Odczepiła go i zaczęła powoli ciągnąć w kierunku drugiego brzegu, gdzie zostawiła towarzyszy niedoli. Powoli, wytrwale. Była zmęczona zmaganiem z żywiołem a zajęcie, którego się podjęła wcale nie było proste. Musiała często odpoczywać lecz w końcu, gdy słońce minęło zenit udało jej się dostać z powrotem na drugą stronę rzeki.

Gdy wreszcie przybiła do brzegu, niemal spełzła na suchy ląd i uwaliła się tuż przy ognisku.

- Gzargha nie ma - powiedziała, przymykając oczy - Zabiłam przewoźnika. Niechcący.

Znachorka ożywiła sie na te słowa, zmusiła Cathil do badania, zadawała irytujace pytania. Zmęczona łowczyni chciała po wszytkim uciec, wstała i chciała odejść by lizać w samotności rany. Kesa jednak zrównała się do niej, nie dając jej spokoju. Cathil chciała odwarknąć, ale dała za wygraną. Przeszła kawałek w stronę rzeki.

- Masz w płucach trochę wody - powiedziała Znachorka - Organizm sobie z nią poradzi, albo i nie. Nie wiadomo, od czego to zależy. Ale jeśli zaczniesz się dusić, kaszleć masz mi powiedziec, a ja ci pomogę. Rozumiesz?

Cathil trochę to zaniepokoiło, podrapała się po głowie i przytaknęła.

- Problem z oddychaniem. Mam powiedzieć - powtórzyła instrukcje. Znachorka wydawała się być miła, opiekuńcza. Cathil poczuła rumieniec na policzkach. Nie wiedziała co wlaściwie się dzieje. Dawno nikt nie okazał jej takiego zainteresowania.

- Dobrze - Kesa skinęła głową - Potrzebujesz mnie, zebym ci pomogła, a ja potrzebuję ciebie, zebyś mnie mogła obronić. Rozumiesz? Potrzebujemy siebie nawzajem

To Cathil rozumiała bardzo dobrze. Na jej twarz wrócił zwykły grymas.

- Coś za coś - burknęła - To wszystko?

- Nie. W nocy, kiedy spaliśmy nad brzegiem, widziałam ciebie, jak sie nade mną pochylasz, z nożem. - Nie pytała, stwierdziła fakt - Jeśli mi coś zrobisz, nie będe mogła ci pomóc. Wiecej - potrafię szkodzić, tak, zeby nie było tego widać. Nie nożem. Inaczej. Rozumiesz? Potrafię leczyć, ale też powodować choroby. Nie chcę cie więcej widzieć z nożem nade mną. To jasne?

Cathil słuchała słów kobiety z coraz większym zdziwieniem i rosnącym gniewem. Nie zrobiła tego o co ją posądzała. Dlaczego Kesa sądziła inaczej? Czy widziała to o czym mówiła we śnie? A może Cathil zrobiła coś i nie pamiętała? Zdarzało się i tak.

- Opowiadasz bajki - fuknęła, wyminęła znachorkę i ruszyła dalej w mrok.

- Poczekaj. - Kesa mówiła spokojnie, stanowczo.

Cathil nie słuchała.

- Zostaw mnie w spokoju, wiedźmo - warknęła przez ramię.

- Pamiętaj, co powiedziałam. Potrafię zmusić tą wodę, co masz w płucach, żeby było jej więcej. Może już to robię? Utopisz się. Jeśli mnie zabijesz - nie pomoge ci.

W głowie Cathil zawrzało. Przestała myśleć. Czuła zagrożenie, czuła strach, czuła kajdany zaciskające się wokół grdyki. Musiała się wyrwać. Jej ciało poddało się odruchowej reakcji. Krok do przodu przekształcił się w obrót w miejscu, z ramienia spadł łuk, druga ręka sięgnęła po strzałę. Gdy stała twarzą w stronę znachorki, miała już naciągniętą cięciwę. Kobeta stała blisko, na tle ognia, jej sylwetka rysowała wyraźny kształt, zaproszenie dla Cathil. Dźwięk grającej cięciwy zakończył ich znajomość, w ten, czy w inny sposób.

I znów w przeciągu 2 dni strzała leciała do celu. Znów w stronę niewinnej osoby. Znów w plecy. Ponownie dosięgła celu... Głuche łupnięcie i powietrze, które uszło z płuc Kesy po uderzeniu. Jednak coś było nie tak. Obraz padającej zielarki stawał się zamazany. Powietrza było dosyć. Uszło przecież z płuc przeciwniczki. Daczego więc miała takie olbrzymie problemy z zaczerpnięciem choć haustu. Zdawać by się mogło, że zielarka zdążyła ją przekląć. Łuk wypadł z dłoni i uderzył o ziemię.Ta wyruszyła na spotkanie łowczyni i jak matka przytuliła jej twarz do siebie. NIgdy jeszcze tak wyraźnie nie odczuwała. Miękka trawa na policzku, chłodna ziemia pod nią. A więc to koniec. Cathil podniosła zamglony wzrok, poczuła łzy na policzkach. To była całkiem ładna noc ... powoli spadała w ciemność ... dalej nie było już nic ...
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 18-04-2013 o 12:21.
F.leja jest offline  
Stary 19-04-2013, 20:53   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
kanna & F.leja

Odwróciła się, by wrócić do ogniska.

Zrobiła kilku kroków i nagle uderzyła ją fala bólu. Bólu tak silnego, że nie pamiętała by kiedykolwiek wcześniej czuła coś podobnego. Krzyknęła. Fala nadciągała z tyłu, od strony pleców i zaczynała gwałtownie roznosić się po całym ciele. Promieniował do rąk, do stóp trafiał w każdą najmniejszą cząstkę zielarki. Dlaczego? Nie wiedziała. Co było powodem bólu - nie znała odpowiedzi. Upadła na ziemię i nie miała siły by się podnieść.
Ból zajmował jej ciało, a ona czuła, że ma coraz większy problem z otwarciem oczu.
„To już? ” przemknęło jej jeszcze przez myśl, zanim pojawiała się ciemność.
Przyszła jak dobra przyjaciółka, otulając swym płaszczem.
Zabrała ból, zabrała świadomość... dalej nie było już nic...


NOC

Kesa obracała się właśnie na drugi bok, ziemia była twarda, od wody ciągnęło, gdy zobaczyła nad sobą przycupniętą postać z burzą włosów. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Cathil nachylała się nad nią, przypatrując się w milczeniu.
W ręce trzymała nóż. Widząc, że znachorka otworzyła oczy wyszczerzyła zęby, schowała powoli ostrze, odwróciła się i odeszła na swoje miejsce. Położyła się i wydawało się, że zasnęła.

Kesa jeszcze długo nie mogła się uspokoić, nie wiedząc jak wytłumaczyć sobie tą nocną wizytę. Przede wszystkim - jak to było możliwe, że się nie obudziła – Kesa nie dożyłaby swoich lat, gdyby każdy mógł do niej podchodzić, jak spała. Zawsze się budziła... straciła instynkt? Łowczyni użyła jakiś ziół, żeby zmylić jej czujność? Spoglądała co i rusz na śpiąca obok kobietę. Z opowieści Bataara wynikało, że Cathil strzeliła z łuku do krasnoluda, ale trafiła przewoźnika. Nierozsądnie. Szczególnie, że prom został na drugiej stronie. Poza wszystkim – jak zrozumiała, krasnolud nie groził łowczyni, więc czemu do niego celowała? A może groził, tylko Baataar o tym nie wspomniał? Czy też łowczyni – swoim zwyczajem – nie pohamowała emocji, które zalały ją jak wodospad, pozbawiając rozumu?

Ale przede wszystkim – dlaczego pochylała się nad nią z nożem?
Myśli tłukły się jej w głowie, przemieszane z obawą. Ale w końcu zmęczenie wzięło górę i Kesa odpłynęła w krainę snu.


DZIEŃ

Obudziła się dość późno, zziębnięta, zesztywniała i niewyspana. Rozejrzała się, ale Cathil już nie było – w ramach porannej rozgrzewki przeprawiała się po linie na drugi brzeg.

Kesa miała nadzieje, że przyprowadzi prom. Czy dalsza pogoń za krasnoludem – tylko po to, żeby łowczyni mogła go ustrzelić – miała sens? Kesa nie był specjalnie empatyczna (nawet nie znała takiego słowa), ale wiedziała, że jej złoto nie jest warte takiego zachodu. Ani niczyjego życia. Szanowała życie. Wiedziała, ile trzeba się o nie nawalczyć. Była w końcu medyczką, czyż nie?

Rozpalono na nowo ognisko, Kesa ogrzała się, zjadła kawałek placka, rozmyślając o czekającej ją rozmowie.
Wreszcie Cathil przybiła do brzegu, niemal spełzła na suchy ląd i uwaliła się tuż przy ognisku.
- Gzargha nie ma - powiedziała, przymykając oczy - Zabiłam przewoźnika. Niechcący.
- To niedobrze
- stwierdziła Kesa, owijając pieczołowicie resztę placka w czyste płótno - Przewoźnik mógł się nam przydać...Co to znaczy “niechcący”? - dopytała podchodząc do Cathil - Połóż się na boku - zasugerowała - Jeśli masz wodę w płucach, tak łatwiej unikniesz kłopotów...
- A co ty jesteś, moją matką? - zaburczała Cathil robiąc jak kazała znachorka - Ugh ... nie wiem co się stało, bezwietrzny dzień, czysty strzał i jeb, nagle strzała stwierdziła, że pierdoli i poleciała prosto między łopatki przewoźnika. Pieprzony pech, ot co.
- Chciałaś zastrzelić krasnoluda?
- dopytała Kesa, przysiadając obok - Ale po co? Groził ci?
Zajrzała kobiecie w oczy.
- Usiądź plecami do mnie. Chcę posłuchać, jak oddychasz.

Cathil rzuciła kobiecie przerażone spojrzenie, wyglądała jak zwierzę, które szuka możliwości ucieczki. Plecami do kogokolwiek?
- Nic mi nie jest - odchrząknęła.
- Jestem pewna, że tak czujesz - Kesa zdobyła się na uśmiech, nie czyniąc jednocześnie żadnego ruchu. - Ale pozwolisz, że ja to ocenię?
Łowczyni była przydatna w ich kompanii, a co ważniejsze – zapalenie płuc dużo łatwiej się leczy w początkowej fazie. Kesa nie widziała powodu, aby marnować więcej swojego czasu, umiejętności i magii, niż to było niezbędne.

Cathil zawahała się, ale kobieta się uśmiechała i łowczyni wiedziała, że raczej jest niechętna zabijaniu. Kucnęła więc plecami do niej, spoglądając nerwowo przez ramię.
- Tak?
- Nachylę się, dotknę twoich pleców i posłucham. Przyłożę do pleców ucho.
- Kesa miała duże doświadczenie z rozpieszczonymi bachorami z bogatych domów przewrażliwionych rodziców. Polecali sobie Kesę jako medyczkę, która świetnie potrafiła się dogadać z dziećmi. To było banalne - trzeba było uśmiechać się, opowiadać, co się robi i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Kesa mogłaby sobie kupić wielki dom na przedmieściu z pieniędzy, które płacili jej rodzice tych bachorów. Gdyby potrafiła spędzić dłużej niż dwa tygodnie w jednym miejscu, oczywiście.
- Mogę? - zapytała.
Cathil obserwowała znachorkę uważnie, wczepiła palce w kolana, aż pobielały jej kostki.
- Hn - odchrząknęła i zebrała siły - Ta ...

Kesa powoli nachyliła się i przyłożyła ucho do pleców łowczyni. Słuchała przed chwilę, wstrzymując oddech.
A potem powiedziała, bardzo cicho, tak, żeby tylko Cathil ją słyszała.
- Boisz się. To naturalne. Teraz wstrzymaj powietrze, nie oddychaj przez chwilę, dobrze?
Łowczyni niemal schowała głowę między kolana. Nie była w stanie powstrzymać lekkiego drżenia, ale postanowiła mieć to jak najszybciej za sobą i zrobiła jak Kesa kazała.
Kesa posłuchała jeszcze chwilę. A potem wstała.
- Już koniec. Oddychaj.
Cathil, jak odczarowana, zerwała się na równe nogi i odwróciła się twarzą do kobiety.
- I co? - zapytała, łypiąc spode łba.
“Byłaś bardzo dzielna” chciała powiedzieć Kesa, odruchowo, ale zdrowy instynkt samozachowawczy zadziałał.
- Jest dobrze - powiedziała - Na razie jest dobrze. Nie musisz się martwić. Teraz powiedz, czemu chciałaś zastrzelić krasnoluda.
- Zostawił nas
- zdradził, brzmiało w podtekście.
- To nie jest wystarczający powód - Kesa pokręciła głową, powoli.

Cathil szczęknęła zębami, zrobiła krok do tyłu i dopiero wtedy się odwróciła.
- To jedyny dobry powód - wytłumaczyła Znachorce i odeszła, by w samotności lizać rany.
- Poczekaj - Kesa zrównała się z Cathil - Chcę zapytać o coś. Na osobności.

Łowczyni rzuciła jej spojrzenie z ukosa. Było widać, że chce odmówić, warknąć coś niemiłego, albo po prostu zwiać, jak to miała w zwyczaju, ale powstrzymała się i skinęła głową na zgodę. Odeszła jeszcze kawałek, w stronę brzegu rzeki, której szum miał zagłuszyć ich rozmowę. Zatrzymała się i spojrzała na Znachorkę wyczekująco.
- Masz w płucach trochę wody - powiedziała Kesa - Organizm sobie z nią poradzi, albo i nie. Nie wiadomo, od czego to zależy. Ale jeśli zaczniesz się dusić, kaszleć masz mi powiedzieć, a ja ci pomogę. Rozumiesz?
Cathil trochę to zaniepokoiło, podrapała się po głowie i przytaknęła.
- Problem z oddychaniem. Mam powiedzieć - powtórzyła instrukcje.
- Dobrze - Kesa skinęła głową - Potrzebujesz mnie, żebym ci pomogła, a ja potrzebuję ciebie, żebyś mnie mogła obronić. Rozumiesz? Potrzebujemy siebie nawzajem.
Miała nadzieję, że Cathil pojmie, że Kesa może być dla niej przydatna i nie będzie się więcej zaczajać się z nożem…

Cathil rozumiała bardzo dobrze. Tak się przynajmniej Kesie wydawało. Na twarz łowczyni wrócił zwykły grymas.
- Coś za coś - burknęła - To wszystko?
- Nie. W nocy, kiedy spaliśmy nad brzegiem, widziałam ciebie, jak się nade mną pochylasz, z nożem.
- Nie pytała, stwierdziła fakt - Jeśli mi coś zrobisz, nie będę mogła ci pomóc. Więcej - potrafię szkodzić, tak, żeby nie było tego widać. Nie nożem. Inaczej. Rozumiesz? Potrafię leczyć, ale też powodować choroby. Nie chcę cie więcej widzieć z nożem nade mną. To jasne?

Cathil słuchała słów kobiety z coraz większym zdziwieniem i rosnącym gniewem. Nie zrobiła tego, o co ją posądzała. Dlaczego Kesa sądziła inaczej? Czy widziała to o czym mówiła we śnie? A może Cathil zrobiła coś i nie pamiętała? Zdarzało się i tak.
- Opowiadasz bajki - fuknęła, wyminęła znachorkę i ruszyła dalej w mrok.
- Poczekaj. - Kesa mówiła spokojnie, stanowczo.
Cathil nie słuchała.
- Zostaw mnie w spokoju, wiedźmo - warknęła przez ramię.

Kesa zacisnęła wargi. Tamta albo kłamała, albo rzeczywiście coś się jej śniło. Ale zdarzenie była tak realne… Nie mogła ryzykować. Rany od noża fatalnie się leczą. Poza wszystkim - nie potrafiła uleczyć samej siebie.
- Pamiętaj, co powiedziałam. Potrafię zmusić tą wodę, co masz w płucach, żeby było jej więcej. - Zaryzykowała blef. - Może już to robię? Utopisz się. Jeśli mnie zabijesz - nie pomogę ci. Potrzebujemy siebie.


Odwróciła się, by wrócić do ogniska.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-04-2013, 23:09   #23
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację

Wszyscy.



Wszyscy chyba byli zaskoczeni tym co stało się nad rwącą rzeką. Z pozoru przyjazne wobec siebie kobiety rzuciły się sobie do gardeł. Skutkiem czego obie leżały teraz nieprzytomne, w tym jedna z wbitą w plecy strzałą. Nena i Bataar pierwsi rzucili się na pomoc.

- Kesa! - wrzasnęła Nena zrywając się na nogi i ruszając pędem w stronę obu kobiet. Przypadła najpierw do tej postrzelonej i przyłożyła palce do jej arterii na szyi sprawdzając czy żyje.

Odczuwała pulsowanie w palcach lecz nie była pewna, czy to jej własne, czy może znachorki. Nachyliła się. Odwróciła lekko twarz przytuloną do ziemi. Kesa stęknęła.

~ Żyje ~ przeszło jej przez głowę i poczuła ulgę.

Widząc, iż Nena podbiegła do Kesy, Bataar ruszył do Cathil. Nie znał się na konwencjonalnym leczeniu i nie próbował w żaden sposób zmieniać ułożenia jej ciała. Gdy tylko przy niej przyklęknął wyjął sztylet i rozciął sobie dość głęboko przedramię. Krew zaczęła ściekać na leżącą, kapłan zaś rozpoczął modlitwy.

- Pani, nie jestem nawet ogniwem łańcucha w Twym korbaczu lecz proszę Cię o łaskę dla tej tutaj leżącej. Wiem, że cenisz każdy kunszt wojenny ona zaś zarówno strzela wybornie jak i nadawałaby się na świetnego zwiadowcę. Gest Twej woli może ją uzdrowić to pewne. Jeśli moja krew nie jest wystarczającą ceną, powiedz mi co mam robić - Pozostało tylko czekać. Wierzył, że Anahit może ją uzdrowić czy jednak zechce to zrobić nie było wcale oczywiste. Strapiony patrzył jak kolejne krople krwi spadają na łowczynię.

Cathil zakasłała. Przez chwilę świadomość próbowała się do niej przebić, lecz znowu odeszła w ciemność.

- Dziękuję pani za ten znak - odrzekł kapłan chowając zakrwawiony sztylet.

O ile stan łowczyni wydawał się stabilny i wszystko wskazywało na to, że jest to zwykłe zasłabnięcie, to rana zielarki była poważniejsza. Chociaż strzała nie przebiła płuca, Kesa krwawiła brzydko.

Wszyscy zadawali sobie pytanie “co się stało”? Zajęci rannymi nie zauważyli nawet jak nad ich głowami zaczęły kołować kruki. Zwiastuny śmierci.

,~*~’


Trzy dziesiątki lekkozbrojnych konnych w lekkim kłusie przemierzająca równinę w luźnym szyku musiała robić wrażenie. Na ich czele podążał mężczyzna nie wyróżniający się wzrostem z pozostałych. Jedno spojrzenie w jego stalowo zimne oczy sprawiało jednak, że stawało się jasnym kto dowodzi tą formacją.


http://coolvibe.com/wp-content/uploa...an-Warrior.jpg.

Musieli się przeprawić przez rwącą rzekę jeszcze dziś, by zdążyć przywitać pewien cenny transport, który zdążał na prom z przeciwnej strony. Plan był prosty. Ryzyko niewielkie a warte swej ceny.

Nad rzeką zaskoczyli grupkę wędrowców. Tych nie było w planie. Mogli stanowić przeszkodę a przeszkody trzeba usuwać. Stalowooki zatrzymał oddział. Szybko ocenił sytuację. Rozkaz był krótki i klarowny.

- Nie brać jeńców!

Skinął dłonią.

Pierwszy padł trubadur. Widząc zbliżających się konnych chciał dać drapaka w najbliższe zarośla. Wirujący w powietrzu toporek rozpłatał mu czaszkę na dwie równe części.

Ellfar chwycił za łuk. Nie zdążył naciągnąć cięciwy gdy grot przebił mu gardło. Odrzucił broń, wstał i złapał się za wystającą z jego ciała lotkę próbując złapać oddech. Cięcie krótkiego miecza pozbawiło go cierpień i głowy.

Bataar miał trochę więcej szczęścia. Widząc co się dzieje wyszarpnął mały toporek i rzucił go przeciw atakującemu go jeźdźcowi. Toporek przebił opończę i zrzucił jeźdźca z konia. Złapał za dwuręczny topór obiema dłońmi, przywołał swoją boginię i poświęcając jej swoje życie rzucił się do walki.

Nena stojąc za nim zjednoczyła swój umysł z umysłami zwierząt, wywołując w nich strach i panikę. Konie zaczęły wierzgać, zatrzymywać się, cofać, co wywołało mały zamęt w szeregach.

Kilku zbirów wypadło z siodeł, większość jednak zdołało ujarzmić wierzchowce. W kierunku potężnego kapłana posypały się strzały wystrzeliwane z małych łuków przytroczonych wcześniej przy siodłach. Napastnicy widocznie nie mieli ochoty na spotkanie z nim w bezpośrednim starciu. Pierwsze pociski wydawało się, że nie robią na nim zbytniego wrażenia, jednak po kilku metrach, najeżony strzałami zaczął słabnąć. Sięgnął jeszcze jednego konia, który podjechał zbyt blisko. Zwierzę kwicząc przeraźliwie padło na ziemię z przeoraną klatką. Zaraz za nim padł Narant-Seg-Seg. Nadziak wbity w jego łysy czerep dokończył dzieła.

Decair nie widząc nadziei w walce uniosła dłonie w geście kapitulacji. Barbarzyńcy okazali się miłościwi. Pierwszy, który nadjechał ciął ją czysto mieczem. Nie cierpiała.

Stalowooki zsiadł z konia. Podchodził kolejno do każdego ciała i dla pewności długim, ostrym nożem podrzynał gardła. Szybki bilans zysków i strat. Sześć trupów, plus jeden własny.

- Czarny! Prom! Zbierz konie! - wydał rozkaz - Kretko, Smardz! Uprzątnąć trupy! Ma tu być pięknie jako i wprzódy!
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 23-04-2013, 17:36   #24
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Wszyscy.


Przebudzili się nagle. Wszyscy jednocześnie tak, jak się można przebudzić w środku nocy z koszmaru. Świtało. Słońce powoli wyłaniało się zza wierzchołków drzew. Leżeli nad jeziorem, nieopodal brzegu. W miejscu, gdzie kiedyś było dane im spać w chatce. Chatce, której teraz nie było.

Bąk brodzący w wodzie zauważywszy poruszenie czmychnął w szuwary, z których dobiegło ich jego jednostajne buczenie.



Byli zdezorientowani. Mogliby przysiąc, że przed chwilą znajdowali się nad grzmiącą rzeką, że przed chwilą oddali życie.

Cathil pierwsza zauważyła ślady kół odciśnięte w ziemi, prowadzące w kierunku innym niż Wieża Czterech Wichrów..
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 24-04-2013, 12:27   #25
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Obudziła się gwałtownie, z silnym przeczuciem, ze czegoś brakuje. Że coś straciła. Szybkie spojrzenie pozwoliło jej zorientować się w sytuacji. Nie, nie chodziło o brak chaty – zniknęła magia.
Zniknął też Gzargh, wraz z wozem, oraz zniknął ból rozlewający się w ciele.

Hola! Potrząsnęła głowa , próbując odróżnić jawę od snu. Wspomnienia (?) – bólu, ciemności, noża na gardle i bełtu w plecach, nakładały się na obrazy bólu, śmierci i ropy płynącej arteriami. Szaleństwo, kruk, więzeinie. Cathil. Krasnolud. Przewoźnik. Łuk. To już było, już się tu budziła…

Dziewczyna drgnęła wyraźnie. Jak mogła pamiętać podrzynanie gardła, skoro była wtedy nieprzytomna? Ale pamiętała. Pamiętała tą ziemię, ten ranek, pamiętała wszystko, choć nie powinna.

Podniosła się na nogi i rozejrzała, niepewnie, dookoła. Byli tu, wszyscy, jak wtedy, dwa dni temu.. czy to był tylko sen, z którego będą się budzić ciągle, i ciągle na nowo? Będą ginąć, a potem się budzić? Nie chciała tego. Coś było nie tak, coś wyraźnie było nie tak…

Kesa wierzyła w niewiele rzeczy. Wierzyła w magię, w medycynę, ale najbardziej wierzyła w swoja intuicję. A ta uparcie, od dawna, podpowiadała jej „Nie możesz iść ta drogą. To się źle skończy”. Walczyła z przeczuciem, ale wiedziała, że w końcu mu zaufa. Zawsze podążała za swoją intuicją.

Podeszła do Neny i uściskała ja, sama zadziwiona swoim nagłym odruchem czułości. Nie bywała sentymentalna.
- Cieszę się, że cię poznałam, Neno – uśmiechnęła się do driudki – Będę o tobie pamiętać.
- I o was też
– odwróciła się do reszty – Ale nasze drogi nie pobiegną już dalej razem. Widziałam przyszłość i wiem, że jedynym sposobem na jej zmianę jest rozstanie się. Moja droga prowadzi w inną stronę. Zostańcie w zdrowiu. – powiedziała, owijając się pelerynę.

I odeszła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 30-04-2013, 09:53   #26
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Orin od samego rana nie był sobą. Niespokojnie spędzona noc nie dawała jego nerwom odpocząć. Nie pomagało nawet granie na lutni czy śpiew. Niziołek wciąż miał przed oczami krew przebitej strzałą Kesy i ściągniętą w dziwnym grymasie, trupio-bladą twarz nieprzytomnej Cathil. Potem pojawili się zbrojni i... i w zasadzie to tyle pamiętał... Los zaoszczędził mu zbędnego bólu i cierpienia ale niziołek i tak nie mógł się otrząsnąć po doświadczeniu własnej śmierci. Podłej śmierci. Śmierci poniesionej w potyczce, w której nie miał żadnych szans. Nagle. Brutalnie. Z zimną krwią. Bez honoru. Bez zasad. Twarzą do ziemi. Puf i wszystko znika. Nikt nie zasługuje na taką śmierć. Nikt.

Nadal był w szoku chociaż już powoli wracał do siebie. Rzadko miał okazję jednego dnia umrzeć, zmartwychwstać i być świadkiem wielkiej magii, niemożliwej do ogarnięcia jego niziołczym umysłem.
- Nic nie znalazłam, zdaje się, że trakt jest bezpieczny - powiedziała Cathil wyłaniając się z cienia, z martwą wiewiórką w ręce. Łowczyni patrzyła na Nenę wyczekująco.
- To dobrze, przynajmniej tyle... A ile jeszcze przyjdzie nam wędrować? - wtrącił się milczący dotąd niziołek na co Cathil wzruszyła jedynie ramionami.
- Co za różnica - mruknęła - Prędzej czy później dotrzemy do celu.
- Dobrze więc, komu w drogę temu czas - rzekł Orin poprawiając na ramieniu swój podróżny kij ze zwiniętymi w derkę tobołami i na powrót zamilkł.
O tak, w ten dzień Orin w ogóle mało mówił, jednak chyba uszło to uwadze reszcie towarzyszy. Zdawać by się nawet mogło, że było im to na rękę. Nikt się nie odzywał niepytany więc chyba nie było wiele do powiedzenia. Tak. Kesa odeszła. Odeszła i nie wróci. Może on też powinien się wycofać? Jakby nie patrzeć to nie jest tropicielem ani tym bardziej wojownikiem. Jak w ogóle mógł przypuszczać, że poradzi sobie w tej dziczy? Gdyby nie jego towarzysze, już dawno padłby z głodu lub z jakiejś choroby. Chociaż z drugiej strony... mimo, że wiele im zawdzięczał, to bardzo podejrzane towarzystwo w postaci porywczej Cathil i cichego, mrukliwego Ellfara niezbyt go pokrzepiało. Cholera... W jednej chwili tropicielka i elf wydali się bardowi jacyś tacy obcy... Chyba nie zaśnie tej nocy... Nie zaśnie, nie ma takiej możliwości...

Mimo to szedł. Znów zdecydował wbrew regułom rządzącym światem. Był zdeterminowany. Maszerował przed siebie i nie narzekał na ból nóg ani na ogólne zmęczenie i złe samopoczucie. Pokaże im jeszcze na co go stać, dotrze do Wieży Czterech Wichrów, spotka maga, rozwikła zagadkę magicznego dzwonu a później wszystko spisze, oprawi w słowa i wsławi się w świecie jako bard podróżnik. Najmężniejszy z niziołków. Orin odkrywca. Sorley nieustraszony. Prekursorski trubadur. Taką szansę dostaje się raz w życiu. Zamierzał ją wykorzystać.

Jednak na te zaszczytne tytuły było jeszcze za wcześnie więc Orin wręcz siłą sprowadzał się na ziemię. W końcu uczestniczył w ryzykownej grze z Pechem i Śmiercią gdzie stawką było życie. Życie jego jak i towarzyszy. Tak. Dopiero teraz to zrozumiał. Musiał zaufać tropicielce, kapłanowi, druidce oraz elfowi. Inaczej nic im się nie uda. Zaufać w pełni. Bezgranicznie. Na ślepo. Jak w grze w kości. Tak, wiedział o tym a mimo to, co chwilę nerwowo kontrolował co robią inni a w szczególności Ellfar, który raczej nie darzył go sympatią i Cathil znikająca co chwilę w zaroślach przed nimi. Nikt nic nie mówił a narastająca z każdą chwilą niezręczna cisza wręcz paraliżowała, toteż po chwili marszu zapytał znów, zupełnie jakby pękła w nim jakaś tama uwalniająca potok słów:
- Myślicie, że dobrze robimy? Kesa da sobie radę? A co jeśli jednak powinniśmy podążyć za Gzarghiem? Nikt z nas nie wie kim była i czego od nas chciała ta... - tu niziołek wyraźnie się wzdrygnął - szpetna wiedźma... Poza tym te omeny... Kot i kruk... O ile się nie mylę to powszechnie uważane są za Pech i... - Orin głośno przełknął ślinę - Śmierć...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 06-05-2013, 19:07   #27
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil sięgnęła dłonią do gardła, a potem przeciągnęła nią po piersi. Wciąż czuła na sobie dotyk śmierci. Przełkneła ślinę i rozejrzała się po wciąż leżących, choć pewnie już świadomych towarzyszach. Magia, uroczysko, to nie był zwykły sen. Wstała i bezbłędnie podeszła do wyżłobin, które już wcześniej widziała. Nie poświęcała im wielkiej uwagi, stała nad nimi i zastanawiała się nad swoim kolejnym ruchem.
Pognać za krasnoludem? Jeśli wierzyć wizji, z której się wybudziła, był to plan skazany na tragiczną porażkę. Znów pomasowała grdykę, gdzie anonimowy wojownik przed chwilą zatopił chłodną stal. Dostała drugą szansę. Nie była z tych co lubią cokolwiek marnować. Los chciał żeby szła do Wieży? Pójdzie do Wieży. I tam zażąda odpowiedzi.
Ruszyła w stronę obozowiska.

- Krasnolud uciekł - powiedziała zaskakująco spokojnie i zapytała towarzyszy - Co robimy?

Druidka coś odpowiedziała, ale uwagę Łowczyni przyciągnęło dziwne zachowanie Kesy Znachorki. Czyżby odchodziła? Czy to wina Cathil? Kobieta wgapiała się w scenę pożegnania ze ściśniętym sercem i nieprzyjemnie bolesnym gardłem. Ponownie potarła skórę na szyi. Może jeżeli rozmasuje mięśnie to fantomowy ból zniknie?
Otrząsnęła się z napastliwych myśli. Oddalająca się sylwetka Kesy z Imari ciążyła jej na sercu. Z trudem przełknęła gorzką ślinę i zmarszczyła czoło.

- Tak - powiedziała z determinacją - Ja - zawahała się, jeszcze raz spoglądając za Znachorką - Ja pójdę przodem, sprawdzę drogę, może coś upoluję.

Odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku, który obrali na początku wyprawy. To był dobry wybór. Nie spodziewała się jakichś zasadzek, czy niebezpieczeństw, choć w głowie wciąż miała ten dziwny nocny majak. Nie chciała teraz po prostu patrzeć na swoich towarzyszy.
Jej samotnia nie trwała jednak długo. Szybko zorientowała się, że Druidka poszła za nią. Poruszała się w lesie jak po własnym podwórku, Cathil poczuła do kobiety szacunek.

- Nic nie znalazłam, zdaje się, że trakt jest bezpieczny - zwróciła się do Druidki wyłaniając się z cienia, z martwą wiewiórką w ręce. Spojrzała na Nenę wyczekująco. Kobieta nie zdążyła odpowiedzieć.
- To dobrze, przynajmniej tyle... A ile jeszcze przyjdzie nam wędrować? - wtrącił się Niziołek.
Cathil wzruszyła ramionami. Znała jedynie kierunek, w geografii krainy orientowała się średnio.
- Co za różnica - mruknęła - Prędzej czy później dotrzemy do celu.
- Dobrze więc, komu w drogę temu czas - rzekł niziołek i mówił dalej, ale Cathil nie słuchała. Dotarło do niej tylko ostatnie złowieszcze słowo - Śmierć...



Jeszcze wybrzmiewało w jej świadomości, jak zły omen wywołujący bardzo konkretne skojarzenia. Szum wiatru ciętego przez czarne skrzydła, żółte oczy pełne groźby, nacisk ostrza i rozrywane sztyletem ciało.



Dalsze słowa towarzyszy docierały do niej jak z dna głębokiego jeziora. Skupiała się na jednym, zaciekle próbowała rozmasować ściśnięte strachem gardło.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 06-05-2013 o 19:13.
F.leja jest offline  
Stary 07-05-2013, 19:40   #28
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Krasnolud uciekł - powiedziała zaskakująco spokojnie i zapytała towarzyszy - Co robimy?

Zanim słowa Cathil dotarły do Neny minęła spora chwila. Ten sen... druidka ciągle jeszcze widziała galopującego na nią wojownika i czuła wszystko to co objawiło jej się we śnie.
Czuła niemalże jak uchodziło z niej życie
- Tak, wiem.... i trochę nas wyprzedził.- już miała kontynuować wypowiedź, kiedy nagle podeszła do niej Kesa i przytuliwszy zaczęła się żegnać.

- Kesa... - szepnęła cicho. W pierwszej chwili chciała biec za kobietą i zawrócić ją z drogi. ale zaraz potem wspomniała o śnie i pokręciła ze smutkiem głową. Jeśli Kesa faktycznie widziała to co ona, to jakoś jej się nie dziwiła. Już historia opowiedziana przez Cathil przy ognisku dała jej sporo do myślenia. A pamięć o strzale nie chciała zniknąć z głowy.

Spojrzała jeszcze raz za oddalającą się Kesą i pomyślała, że nic już nie będzie jak dawniej. W jakiś sposób, choć uważała na początku, że to nie możliwe, przywiązała się do tej gromadki. Nawet do krasnoluda, który teraz cichaczem im uciekł.

- Proponuję dalej ruszyć naszą ścieżką. Niech Gzargh ucieka, sprawiedliwość i tak go dopadnie. A my mamy pewną misję do wykonania, prawda? - powiedziała pytająco spoglądając na towarzyszy.

- Tak - powiedziała z determinacją Cathil - Ja - zawahała się, jeszcze raz spoglądając za Znachorką - Ja pójdę przodem, sprawdzę drogę, może coś upoluję.
Odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku, który obrali na początku wyprawy.

Nena jeszcze kilka razy spojrzała niespokojnie za Znachorką, która zniknęła w leśnej gęstwinie. Było jej smutno i sama przez chwilę rozważała, czy ich wyprawa ma sens.
Z zamyślenia wyrwał ją niziołek.

- Myślisz że nic nam nie grozi? - zapytał Orin druidkę. W jego oczach odprowadzających znikającą już w gęstym lesie sylwetkę uzdrowicielki widać było strach.

- Grozi? Orinie, cały czas nam coś zagraża, jesteśmy na nieznanym sobie szlaku, a i siebie najwyraźniej nie znamy na tyle, żeby.... Echhhhh - Nena westchnęła. Nie chciała się przyznawać do tego, że sen bardzo ja zmartwił. Do tego z odejściem Kesy stracili możliwość uzdrawiania ewentualnych ran czy chorób. Pozostawały jedynie jej zioła.
Po chwili namysłu dodała:

- Trzeba będzie dobrze się rozglądać. Zapomnieliśmy, że las nie jest tylko nasz, a w drodze czyhać może wiele niebezpieczeństw. Mówiąc to wyjęła zza pazuchy swoją łasiczkę i szepnąwszy jej coś do ucha wypuściła na miękkie poszycie lasu. Zwierzątko czmychnęło w gęstwinę a Nena naciągnęła na głowę kaptur i ruszyła w ślad za Cathil.

Druidka poleciła zwierzątku obserwację Cathil. Chciała wiedzieć co Łowczyni robiła sama w krzakach. Niloufar miała się jednak trzymać z daleka. Zabójczy łuk Cathil wszyscy zdążyli już dobrze poznać, a Nena nie chciała stracić jedynego przyjaciela, któremu mogła całkowicie zaufać.

Orin nawiązał jeszcze do spotkania z wiedźmą, a Ellfar wypowiedział to, czego ona bała się powiedzieć na głos. Ktoś…. Lub coś postanowiło pomieszać im szyki. Pozostawało pytanie dlaczego i co chciał osiągnąć?
Musieli jak najprędzej dotrzeć do maga. Tylko on mógł odrobinę rozjaśnić im tę zagadkę.

- Ruszajmy.... i Kesa i Gzargh wybrali inną ścieżkę. Co dało by nam gonienie za jednym lub za drugim? Miałam również koszmarny sen... uważam, że to było ostrzeżenie. Prowadzi nas konkretny cel i nie powinniśmy szukać dodatkowych kłopotów. Kot i kruk....pech i śmierć.... może wiedźma chciała nas przestraszyć? Kto wie kim była i jaki był jej cel?

Szła wytyczonym szlakiem niespokojnie obserwując okolicę, gotowa do obrony siebie i swoich towarzyszy. Jej marzenie i zarazem przekleństwo - Kryształowe Miasto nagle przestało być tak interesującym celem.
Zapragnęła znowu znaleźć się na Lawendowych Wzgórzach i razem z ojcem oddać się kontemplacji....
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 07-05-2013, 20:10   #29
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Wszyscy.



Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć za raz wszytki?

Człowiek w twej pieczy uczciwie
Bez wszelakiej lichwy żywię;
Pobożne jego staranie
I bezpieczne nabywanie.

Inszy się ciągną przy dworze
Albo żeglują przez morze,
Gdzie człowieka wicher pędzi,
A śmierć bliżej niż na piędzi.

Najdziesz, kto w płat język dawa,
A radę na funt przedawa,
Krwią drudzy zysk oblewają,
Gardła na to odważają.

Las zrzedł. Wkrótce zastąpiły go pola. Łany zbóż uginały się pod ciężarem kłosów. Gdzieniegdzie kolorowe polne kwiaty łamały jednostajny żółty kolor pól. Fioletowe astry, czerwone maki, niebieskie bławatki przetykały je jak kolorowe nicie zółty kobierzec.

Grupa podążała w kierunku widocznych jak na dłoni szczytów gór. Każdemu w głowie kłębiły się myśli. Każdy zastanawiał się nad wydarzeniami ostatniej nocy. Nad wizją przyszłości, tak realną, tak spójną. Nad wizją własnej śmierci, którą dane im było przeżyć i... w co zdawali się coraz bardziej wierzyć - uniknąć. Tylko czy droga, którą teraz wybrali nie będzie drogą do kolejnej, może innej, może gorszej śmierci?

Chyba wszystkim przemknęła ta myśl przez głowę, lecz bali wyrazić się ją głośno.

Czy Gzargh uciekł od nich, bo w swej wizji widział przyszłość, której się przeraził? Czy to nie dlatego właśnie opuściła ich Kesa z Imarii? Czy obojgu udało się uniknąć przeznaczonego im losu? Czy może właśnie przez swoją decyzję opuszczenia grupy wyszli na przeciw swojemu przeznaczeniu? Bo czyż można sprzeciwić się temu co nieuniknione? A jeśli nie, to czy celowym jest robić cokolwiek?

Od nadmiaru myśli można było dostać zawrotów głowy.

Gdy weszli na złocone łanami zbóż wzgórze, wyłoniły się przed nimi wiejskie chałupy. Gdzieś spośród nich rozległo się pianie koguta, chwilę później zameczała koza, zaszczekały wiejskie burki.



Droga, którą szli znikała między rzędami zabudowań. Zatrzymali się na chwilę. Niepewni. Polną dróżką, kilkaset metrów dalej jechał wóz drabiniasty, ciągniony przez wołu. Na koźle siedział chłop ze słomianym kapeluszem. Zatrzymał zwierzę, popatrzył na nich mrużąc oczy od słońca. Ściągnął nakrycie głowy i zamachał do nich, po czym cmoknął, trzasnął lejcami i ruszył dalej w kierunku wsi.

Osada wyglądała na spokojną i przyjazną. Kusiła pachnącą na stryszkach słomą, ciepłym, domowym posiłkiem, balią wypełnioną po brzegi ciepłą wodą. Potrzebowaliście odpocząć, zasięgnąć języka. Z drugiej zaś strony wizje, których byliście świadkami wzbudziły w was nadmierną podejrzliwość.

Słońce dawno minęło już zenit i rozpoczęło swą powolną wędrówkę ku ziemi. Pozostało kilka godzin do zachodu.

Stojąc tak, niepewni na wzgórzu zauważyli postać wybiegającą na drogę. Mężczyzna zdarł czapkę z głowy, rozejrzał się wokół i zauważywszy stojącą grupkę pobiegł im na spotkanie. W jego oczach widać przerażenie. Już z daleka zaczął krzyczeć i machać w ich kierunku.

- Luuuudzie! Luuuudziska! Dobrodzieje! - załamał ręce mnąc w nich słomiany kapelusz - Pomóżta! Ja nieszczęsny ja... Maciuś mój najsłodszy niebożę... Pomóżta w biedzie...

Klęknął przed Neną ujmując ją za rękę i całując w dłoń zaczął płakać, rzewnymi łzami.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 14-05-2013, 21:16   #30
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil zareagowała nerwowo na widok zbliżającej się postaci. Szybko i cicho usunęła się na bok i przyjęła pozycję, która równie dobrze mogła posłużyć atakowi, co ucieczce. Zacisnęła rękę na łuku, ale nie zerwała go jeszcze z pleców. Uczyła się powściągliwości. Obserwowała uważnie mężczyzę i Nenę, omiotła także spojrzeniem otoczenie, szukając potencjalnych źródeł zagrożenia. Nie miała zamiaru dać się ponownie podejść.
Druidka zgodziła się pomóc choremu dziecku. Padły słowa o uzupełnieniu zapasów. To łowczyni odpowiadało. Skinęła głową i skierowała się w stronę chat. Zamierzała spróbować opchnąć kilka zebranych po drodze skórek za chleb, ser i wodę, a może nawet poszukać taniego noclegu dla towarzyszy - jej samej w zupełności wystarczyłaby stodoła i dostęp do studni.
W tym celu szukała dobrodusznie wyglądających wieśniaków, z których wywodził się ów zawodzący u stóp Neny jegomość. Jednak nie dane jej było zrealizować misterny plan. Swąd spalenizny przenikał powietrze, a im bliżej osady, tym głośniejsze były odgłosy rzezi. Razem z resztą towarzyszy weszła za wieśniakiem pomiędzy zabudowania. Wieś stanowiły niskie, przysadziste, drewniane domy, kryte strzechą, rozrzucone w nieładzie. Kolejna z chałup odkryła im niewielki plac, który był zapewne centrum wsi. Na placu rozpalony był dwumetrowy, drewniany stos. Scenka, która przed nim się rozgrywała spowodowała, że przestali iść za prowadzącym ich chłopem. Przystanęli i patrzyli.
Po placu, pozornie bez celu, biegało kilku ludzi. Nie to jednak było najdziwniejsze. Dwóch chłopów ciągnęło po ziemi w kierunku buchającego żaru, najwyraźniej martwe cielę. Jakaś kobiecina podeszła do ognia i wrzuciła do niego kilka nieżywych kurczaków.
Od stosu bił gorąc a do tego smród był nie do zniesienia. Z otępienia wyrwał ich głos chłopa.

- Pódźcie... pódźcie prendko... nim bydzie za późno.
Po czym chłopina znikł we wnętrzu jednej z chałup.

- Z żarcia chyba nici - mruknęła Cathil pod nosem i zagarnęła najbliżej pałetającego się wieśniaka - Co tu się dzieje?

- Co? Gdzie? - zaczepiony zachowywał się jakby wyrwany ze snu - A... ten tego? Pani... pomór.... zaraza... - machnął ręką i odszedł do swoich spraw.

Słowo “zaraza” wywołało poruszenie w grupie. Druidka nakazała im zakryć usta i niczego nie dotykać. Cathil zrobiła jak radziła Nena, choć nie wiedziała jak miałoby to pomóc. No ale słyszała kiedyś o morowym powietrzu. To musiało oznaczać, że zaraza unosi się wszędzie wokół nich. To bardzo zaniepokoiło Łowczynię. Miała nadzieję, że Druidka się pośpieszy. Stanęla z boku, obserwując uważnie otoczenie.


Po chwili znów zagadał ich jakiś wieśniak, zaczynało to być odrobinę nużące. Rozmawiał z nim Kurdupel. Przedstawił się jako jakiegoś możnego Pana, a ich jako swe sługi. Cathil zmrużyła oczy z irytacją. Bycie częścią świty jej nie leżało, ale bardziej niepokoił ją fakt, że niziołek postawił się od razu w pozycji zagrożenia. Kto, jak kto, ale Cathil dobrze wiedziała, że nawet najbardziej niepozorne stworzenie zaatakuje przestraszone. Cofnęla się jeszcze o krok, sprawdzając czy nikt inny się nie zbliża i miała sytację na oku. Zacisnęla usta w wąską linię i nie komentowała strategii niziołka. Może wiedział co robił, w końcu był bardem i powinien wiedzieć, jak gadać by wygadać się z każdej możliwej sytuacji.
W tej chwili wróciła Nena i od razu znów poproszono ją o pomoc. Cathil potarła nerwowo grdykę. Gdyby była z nimi Znachorka wszystko poszło by gładko, a tak to Druidka zmuszona była do latania w te i na zad za prośbami chłopów. Kobieta miała dobre serce i nie mogła odmówić ludziom w potrzebie. Cathil przełknęła gorzką ślinę, widząc znużenie na twarzy Neny. Czuła w tym swoją winę. Nic więc dziwnego, że poszła za nią.
Chata Skiby nie różniła się zbytnio od poprzedniej. Może miała trochę większe izby. Może po jej zawartości można było stwierdzić, trochę większą zamożność ich właściciela? Na łóżku leżał mężczyzna. Domyślać się należało, że to rzeczony Skiba. Prócz nich w chacie nie było nikogo. Mężczyzna był siny na twarzy. Na szyi miał bliznę. Nena podeszła bliżej i zaczęła się mu dokładniej przyglądać. Cathil szybko pojęła, że je okłamano. W jakim celu? Do głowy przychodziły jej tylko złe scenariusze.
Jej uwagę zwróciło przewrócone krzesło. Błahostka. Jednak nie pasowało do ogólnego porządku, który panował w izbie. Wszystko inne było wręcz pedantycznie ułożone na swoim miejscu. Zerknęłaś na poczynania Neny. Chłop, nienagannie skądinąd ubrany, miał rozerwany rękaw koszuli - kolejny dysonans w obrazie całości. I ta blizna pod szyją... To... to nie była blizna! Cathil widziała już kiedyś taki ślad na wisielcu.


Pamiętała ten dzień. Tłum na podzamczu. Zapach świeżo pieczonych ciastek mieszający się ze smrodem niemytego ciała. Wrzaski, płacz, śmiech i to jak wisielcowi puściły zwieracze, a ludzie dopingowali kata by pomyrdał jeszcze liną. Pamiętała spojrzenie hrabiego i strach przed nocą.
Mrugnęła, tamte czasy minęły. Było tu i teraz.

- Nie podchodź do niego - warknęła ostrzegawczo do druidki. Instyntownie sięgnęła po łuk i omiotła chatę spojrzeniem. Przewrócone krzesło, człowiek z taką blizną, rozerwany rękaw. Wszystko nie trzymało się kupy i krzyczało by uciekała. Jednak nie mogła zostawić druidki samej. Spojrzała na powałę, szukała odpowiedniej belki i śladów, które powinna zostawić lina.

- Albo próbował się powiesić, albo ktoś chciał mu pomóc - wytłumaczyła. Zaczęła przeszukiwać chatę. Nie znalazła jednak nic szczególnego. Nic, co mogłoby przybliżyć okoliczności śmierci Skiby.

- Wynośmy się stąd - syknęła Cathil dyskretnie sprawdzając drogi ucieczki. Poza najbardziej oczywistą drogą ucieczki - drzwiami, w izbie było też szerokie okno, z widokiem na pole. Łowczyni otworzyła okiennice i sprawdziła, czy droga jest wolna. Ponownie zwróciła się do Neny.

- Pora na nas - syknęła, zdenerwowana.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 14-05-2013 o 21:21.
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172