Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2013, 18:05   #1
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
[storytelling] Wieża Czterech Wichrów.

Kontynuacja sesji Wilczy Pazur.

Sen to zło - nie ma złudzeń.
Sen ogarnął wszystkich ludzi.
Czarno wokół, miasto śpi.
Nikt nie może się obudzić.
Kot na dachu, szczur w kanale.
Księżyc budzi mundurki białe.
Zielonego światła blask.
Mroki czarne cień rzucają
a z otwartych, ślepych okien jak łzy białe
lunatycy uciekają. Lunatycy uciekają!
Zakochani w sobie. Wokół same lustra otaczają ich.
Nie widzą nic. Nie słyszą nic. Nic nie czują.
Lunatycy otaczają mnie...
Lunatycy otaczają mnie...



Nad stołem zarzuconym rozłożonymi w nieładzie pergaminami, kałamarzem z wetkniętym w niego orlim piórem, rozwartą księgą, której czas nadkruszył strony, nachylał się człowiek w szpiczastym kapeluszu z szerokim rondem. Siwe włosy, broda i wąsy spływały mu na piersi. Potargane i w nieładzie. Skrzydełka kartoflowatego nosa drgały mu lekko przy każdym oddechu. Przetarł dłonią szklaną kulę. Zmatowiała pod jego dotykiem jakby ktoś wdmuchnął do niej dym z fajki. Dym wewnątrz zawirował, obkręcił kilka razy piruet, po czym rozlał się po wnętrzu tworząc fantazyjne wzory. Zajrzał do środka. Wzory wewnątrz kuli, z początku haotyczne zaczęły powoli układać się w kształty a te nabierać kolorów. Z kształtów wyłoniła się postać mężczyzny. Mężczyzny ze szpiczastym kapeluszem na głowie i długimi rozpuszczonymi, siwymi włosami. Poznał w tej postaci siebie.

Mag trzymał się za brzuch obiema rękami. Z niedowierzaniem patrzył na swoje palce, spomiędzy których wypływała brunatna ciecz. Krew była ciepła i lepka. Spojrzał przed siebie. Kobieta, która stała przed nim trzymała w ręku zakrwawiony sztylet.


Wizja rozmyła się. Stary człowiek zmróżył oczy. Na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia.

,~*~’

Miasto położone na jednym ze szczytów pasma gór, lśniło w promieniach zachodzącego słońca. Ostatnie promienie przechodziły przez kryształowe ściany, zdawało by się filigranowych, strzelistych budowli i rozszczepiały się tworząc feerię barw. Widok był zjawiskowy.



Wąskie, kręte alejki wiły się w górę i w dół. Po każdej stronie stały wypielęgnowane, karłowate drzewka, z przyciętymi w bomkę lub stożek koronami. Dróżkami spieszyli bogato ubrani przechodnie w wymyślnych kapeluszach. W specjalnie przygotowanych zagajnikach stały grupki osób prowadzących zażarte dysputy.

,~*~’


Puszcza Gór Krańca nie była miejscem często uczęszczanym. Z dala od szlaków handlowych, była dzika i nieodkryta. Niewielu śmiałków zapuszczało się w jej rozstępy a ci, którzy się odważyli, nierzadko już zostawali w niej na zawsze.

Zła sława puszczy nie zniechęciła jednak grupy wędrowców, która teraz brnęła coraz głębiej w jej serce. Ciągle, nieustannie acz powoli zbliżali się do pasma Gór Dawnych Szlaków, gdzie był cel ich podróży. Nie zdawali sobie sprawy, że w kieszeni jednego z nich tkwi grudka złota nasączona mroczną magią.



Nie zdawali sobie sprawy, że zbierają się przed nimi cienie. Nie zdawali sobie sprawy, że ich prosta zdawałoby się wyprawa przekształci się w walkę ze śmiercią. Nieświadomi coraz głębiej wchodzili w chmurę kłopotów.

,~*~’

Grupa wędrowców przedzierała się przez Puszczę Gór Krańca. Minęły już trzy tygodnie odkąd wyruszyli z osady w drogę do Wieży Czterech Wichrów na spotkanie z arcymagiem, który miał im pomóc w unieszkodliwieniu zaklętego w mroczną magię dzwonu. Stada wilków, które im początkowo towarzyszyły nie były agresywne i najwyraźniej podążały w swoją stronę. Wyczerpane i zdezorientowane wracały na swoje tereny łowieckie. Unieruchomiony dzwon przestał emitować magię i chwilowo stał się niegroźny. Jednak niebezpieczeństwo, choć zatrzymane, mogło zostać w każdej chwili ponownie uaktywnione.

Pod koniec trzeciego tygodnia wędrówki spotkali potężnie zbudowanego człowieka z charakterystycznymi tatuażami pokrywającymi jego twarz. Wyglądały niczym pęknięcia na głowie co nadawało mu dosyć oryginalny, choć może nieco groźny, wygląd.
Bataar, bo tak się przedstawił nieznajomy, zaoferował im swoje usługi. Przyznał iż co prawda zna nieco Góry Dawnych Szlaków ale tylko ich wschodnie stoki, zaś o Wieży Czterech Wichrów nigdy nie słyszał, lecz i tak istniała możliwość, iż spotkają któregoś z jego rodaków, zaś w tak niebezpiecznych rejonach zarówno jego topór jak i magia mogły okazać się przydatne. Powiedział, że nie chce żadnych pieniędzy i wyjaśnił, iż sam także chętnie spotka się z arcymagiem gdyż w wyniku klątwy stracił wzrok w jednym oku i wierzy, że czarodziej będzie w stanie mu go przywrócić.

Droga była póki co w miarę spokojna i bezpieczna. Niewiele się działo. Puszcza, choć dzika, nie sprawiła im większych problemów. Druidka dobrze radziła sobie w wykrywaniu potencjalnych, groźnych drapieżników a łucznicy i krasnolud Gzargh, później zaś też Bataar doskonale radzili sobie z bezpośrednim zagrożeniem. Wieczory zaś mijały im miło przy ognisku, umilane opowieściami, tudzież balladkami śpiewanymi przez barda. Wszystko wskazywało na to, że szybko i bez przeszkód osiągną cel podróży i rozwiążą definitywnie problem, z którym borykali się mieszkańcy osady.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-03-2013, 11:20   #2
 
blazen's Avatar
 
Reputacja: 1 blazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodze
Grupa do której dołączył Bataar zdecydowanie nie należała do typowych. Dwoje ludzi, krasnolud, niziołek, elf i półelfka. Większość ras trzymała się ze sobą często pokładając nikłe zaufanie w innych, młody wojownik cieszył się że w tym przypadku było inaczej. Dobrze świadczyło to o jego nowych kompanach, nie wiedział czy są zwyczajnie tolerancyjni, czy potrafią odłożyć swoje uprzedzenia na bok w imię celu który ich zjednoczył, czy też być może obie te rzeczy na raz. Cokolwiek by to nie było, było o wiele milszym widokiem niż wieczne waśnie między klanami, spośród jednego z których się wywodził. Nie dało się także nie zauważyć, iż nie są oni jakąś przypadkową zbieraniną. Znali się ze sobą i mieli okazję razem działać. Była to prawdziwie cenna umiejętność, nieraz decydująca o życiu lub śmierci i często ważniejsza nawet niż zdolność do walki, Bataar gdy to zauważył zaczął odczuwać wobec nich szacunek.

Powód wyprawy był ważny i interesujący, walka z mroczną magią była słuszną sprawą i kapłan Anahit popierał w duchu działania grupy. Jednakże powód wyprawy bledną przy jej celu. Arcymag. To słowo niosło ze sobą potęgę, zaś spotkanie z tym kogo określało wydawało się móc odmienić życie. Bataar liczył na odmianę, chociaż stosunkowo niewielką, chciał odzyskać wzrok w prawym oku. Czuł jednak, iż może to okazać się bardziej skomplikowane niż machnięcie różdżką i wymamrotanie słów w języku który umarł zanim narodziły się góry. Choć nie miał wielkiej wiedzy, to podejrzewał iż przekleństwa rzucane przez umierających mają wielką moc, tak więc zdjęcie jednego z nich mogło wymagać czegoś więcej niż samego tylko zaklęcia. Nie martwił się tym jednak zanadto, jeśli miał do końca swego życia nie widzieć na jedno oko to niech i tak będzie. Świat nie kręcił się wokół jego zdrowia.
Gdy pierwszy raz stanęli by przygotować się do odpoczynku Bataar poprosił swoich towarzyszy o chwilę uwagi.

- Wśród ludu, z którego pochodzę istnieje pewien zwyczaj. Pierwsi przemawiają ludzie młodzi tak by starsi i mądrzejsi od nich mieli zarówno więcej czasu do namysłu jak i możliwość zdobycia nowych informacji, które to czasami bywają dla nich cenne. Jest całkiem możliwe, iż mam najmniej lat spośród tu obecnych, pewnym zaś jest to, że najkrócej jestem członkiem tej grupy co w pewien sposób czyni mnie najmłodszym niezależnie od mego wieku. Pozwólcie więc, iż ten raz zachowam się tak, nawet jeśli jest to wbrew zwyczajowi przyjętemu przez was i proszę potraktujcie to jako wyraz szacunku, który uważam że się wam należy. Ponieważ wydaje się, iż będziemy przez czas jakiś podróżować w swoim towarzystwie to chciałbym się choć trochę o was dowiedzieć za uczciwe więc uważam żebyście i wy wiedzieli o mnie więcej – przerwał na chwilę będąc nieco zażenowany, nie przywykł mówić o sobie. Wierzył jednak, że powinien to zrobić toteż po chwili kontynuował – Choć raz już się przedstawiłem pozwólcie, iż zrobię to raz jeszcze. Jestem Bataar Chuluun z klanu Narant-Set-Seg, wojownik i kapłan w służbie Anahit – bogini wojny, jednej spośród bóstw wyznawanych przez mój lud. Większość mego życia spędziłem tam gdzie się urodziłem czyli na wschodnich stokach Gór Dawnych Szlaków. Od kiedy tylko byłem na tyle zdolny by walczyć i nie zginąć pod pierwszym ciosem wrogiego oręża brałem udział w wielu starciach, jako że mój lud, podzielony na klany, walczy ze sobą nieustannie, zaś kiedy tego nie robi ściera się z orkami zamieszkującymi liczne jaskinie znajdujące się w pobliżach naszych ziem. Kapłanem jestem od zaledwie dwóch lat, na szczęście jednak nie muszę spędzać czasu z nosem w świętych księgach jako że Anahit niespecjalnie je posiada. Obawiam się także, iż nie słyszałem nigdy o żadnym spisanym dogmacie mojej wiary. Bogini woli czyny od słów i myślę, że jej charakter można opisać jako raczej w porządku, lecz czasem mi się wydaje że z nieco spaczonym poczuciem humoru – tutaj zaśmiał się krótko – choć obawiam się, że gdyby jeden ze starszych kapłanów to usłyszał to przyłożyłby mi buzdyganem po głowie. Ostatni rok spędziłem głównie jako najemnik, raz w niewielkiej armii głównie jednak przy ochronie karawan czasem także jako uzdrowiciel. Byłem aktualnie bez roboty gdy was spotkałem i choć tak jak mówiłem chciałbym uleczyć się z klątwy to pewnie poszedłbym z wami nawet będąc całkiem zdrowy. Po pierwsze uważam, iż wasz cel jest słuszny, po drugie zaś… ile osób może powiedzieć o sobie, że poznało arcymaga? Kiedyś może to okazać się bardziej niż użyteczna znajomość. Zaś co do teraźniejszości, obawiam iż poza zdolnością do machania toporem i odrobiną kapłańskiej magii nie mam zbyt wiele do zaoferowania, chyba że los sprawiłby, iż spotkalibyśmy jakichś z mego ludu. Kapłani Anahit są u nas szanowani, tak więc pewnie wtedy moglibyśmy liczyć na drobną pomoc. – Bataar zamilkł na chwilę i wydawał się nad czymś zastanawiać – To chyba tyle. Jeśli macie jakieś pytania to postaram się na nie odpowiedzieć, jeśli zaś nie to ja chętnie dowiedziałbym się czegoś o was. Za wszystko co opowiecie dzięki wam.
 

Ostatnio edytowane przez blazen : 29-03-2013 o 12:43.
blazen jest offline  
Stary 29-03-2013, 20:42   #3
 
Michaliev's Avatar
 
Reputacja: 1 Michaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znany
Podróż była spokojna i cicha, co bardzo cieszyło Elfa który po walkach z wilkami nie miał ochoty na następne potyczki. Towarzystwo coraz mniej mu ciążyło, z wyjątkiem niziołka i krasnoluda, którzy swoim zachowaniem aż prosili się o kilka strzał w kolano. Podczas swojej kariery złodzieja nasłuchał się wielu historii o lepkich rączkach niziołków, więc codziennie przed zaśnięciem sprawdzał swój skromny ekwipunek. Nie bał się ani o łuk, ani o strzały, które nadal pieczołowicie liczył i czyścił. Bał się tylko o dwie rzeczy, srebrny łańcuszek w kształcie liścia który dostał od swojego dziadka, podobno odstraszający złe stwory i przynoszący szczeście, i o grudkę złota, którą trzymał w kieszeni. Nikomu o niej nie mówił, była tylko jego... Nie miał też pomysłu co z nią zrobić, chciał ją sprzedać i kupić sobie porządny sztylet, ale ten pomysł coraz mniej mu się podobał.. Nie chciał się jej pozbyć, czuł, że ją potrzebuje, że jest mu do czegoś potrzebna...

Podczas podróży jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Magia. Myślał cały czas o arcymagu, który albo spełni jego marzenie, albo je zniszczy. Wszyscy magowie których dotąd spotkał mówili, że nie ma w nim żadnego zalążka magii, że nigdy nie zostanie magiem. Ale Ellfar nie mógł się z tym pogodzić, podróżował szukając coraz lepszych, potężniejszych i mądrzejszych magów. A ostatnio dowiedział się, że najpotężniejszy z nich kryje się w Wieży Czterech Wichrów.
W trzecim tygodniu napotkali na drodze nieznajomego który przedstawił się jako Bataar. Ellfarowi od razu nie spodobał się ten człowiek, był łysy i cały wytatuowany, trzymał wielki topór i nazywał się kapłanem. Nie był to kapłan jakich znał, ten wyglądał bardziej jak barbarzyńca, niż słaby mnich w habicie. Najgorsze jednak było to, gdy zaczął gadać.. Ellfar miał tylko nadzieję, że nie będzie to trwało przez całą podróż, że nie będzie musiał słuchać kapłańskich kazań, i wzywania do nawrócenia. Małomówny elf nie był przyzwyczajony do takiego zachowania. Nie chciał za dużo zdradzać o sobie nieznajomym, powiedział tylko to, co było najpotrzebniejsze:

- Nie jestem starym elfem, w moich stronach jestem uznawany jak dziecko, więc myślę że mogę się wypowiedzieć następny. Pochodzę z miasta, dorastałem w elfickim lesie. Umiem strzelać z łuku i się skradać. Od ponad roku błąkam się i szukam maga, który wyzwoli we mnie magiczną moc. I nie wierzę w nikogo.
Duży nacisk położył na ostatnie zdanie, próbując dać kapłanowi do zrozumienia, że nie ma zamiaru słuchać historii o jego cudownym bóstwie.
Nie mówił też nic o tym, że był członkiem lokalnego gangu złodziei w swoim rodzinnym mieście, ani o rodzinie. I tak powiedział za dużo.
 
__________________
Jeśli jest ciężko to znaczy, że idziesz w dobrą stronę.

Ostatnio edytowane przez Michaliev : 29-03-2013 o 22:58. Powód: Ganek :)
Michaliev jest offline  
Stary 29-03-2013, 20:45   #4
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy kapłan mówił, Cathil słuchała i zajmowała się ogniskiem. Było miło rozgrzać się w towarzystwie osób, które zdążyła nawet polubić. Nie zapałała do nich co prawda wieczną nieskończoną miłością z dnia na dzień, każde w jakiś sposób działało jej na nerwy, jednak nie byli jej już całkiem obojętni, ani nie zastanawiała się już, jak mogłaby ich zabić we śnie, gdyby musiała.
Nowego towarzysza nie znala jednak tak dobrze, jak pozostałych i wciąż wynajdowała w nim słabości, które skrzętnie zapamiętywała na wszelki wypadek. W końcu od tego była, od obserowania, od tropienia, od zabijania.
Gdy chłopak skończył, Cathil przysiadła i przy migotliwym świetle ogniska zaczęła oprawiać złapane w drodze wiewiórki. Małe stworki może nie były zbyt sycące, ale dobrze nadawały się na gulasz. Wystarczyło dodać kilka dzikich marchewek, trochę ziół, szczyptę soli i zachowaną na czarną godzinę rzepę i uczta gotowa. A z miękkich skórek mozna było zrobić całkiem przyjemny element garderoby, nie wspominając już o flakach, które świetnie nadawały się na cięciwy, ale to później.
Gdy w grupie nastała cisza, Cathil, wciąż skupiona na rutynowych czynnościach sama otwarła gębę.
- Nie lubię gadać, ale i ja sklecę parę zdań - zaczęła mrukliwie, ale odchrząknęła i kontynuowała głosem, który zapamiętała z dzieciństwa, jako głos bajarza.


Nie tak dawno temu, nie tak daleko stąd było sobie królestwo. Władał nim mądry, dobry i gładki król. Nie nakładał zbyt dużych podatków, nie gnębił chlopów, wydawał w miarę sprawiedliwe wyroki i w sumie nie był złym królem. Miał tylko jedną wadę, bardzo lubił małe dziewczynki, zwłaszcza własną córkę, no ale to nie jest historia o tym.
Pewnego dnia na stół królewski podano obiad. Potrawkę z królika. Król zjadł ją ze smakiem, popił winem i niemal się nie przekręcił. Potrawka była zatruta, oznajmił medyk. Wszyscy, którzy brali udział w jej przygotowaniu staneli przed sądem. Nikt nie chciał się przyznać, ani kucharka, ani służąca, ani pomywaczka. Dopiero łowczy padł na kolana i wskazał palcem na swoją młodą czeladnicę. A była ona małą dziewczynką i trudno było uwierzyć, że zatrułaby królika. Jednak król nie zadawał więcej pytań i nakazał zbić ją na śmierć.
Zabrano ją więc do klatki na dziedzińcu, gdzie miała czekać, aż kat przygotuje swój ulubiony bat, a było to parszywe narzędzie, nabite rdzewiejącymi kolcami. Jeżeli przestępcy nie zabiły batogi, to umierał potem długo w męczarniach od ropiejących ran.
Mała czeladniczka nie była jednak głupia i chciała żyć. Powiedziała więc strażnikowi, że ma ważną wiadomość dla króla, że chce mu powiedzieć, kto chciał go zabić na prawdę i kto dał jej truciznę, ale musi mu to powiedzieć twarzą w twarz. Krol usłyszawszy to z ust strażnika, wahał się, jednak uwierzył, że dziewczynka chce się mu zwierzyć. Bo skąd miała by mieć truciznę?
Czeladniczka nie miała królowi nic do powiedzenia. Wiedziała jednak, że jest jeszcze zbyt chory by sam do niej przyjść, więc pośle po nią strażników. Gdy tylko drzwi klatki otworzyły się, pchnęła je z całą siła, przewracając mężczyzn jak lalki, przeskoczyła nad nimi jak kot i dalej przez płot, i uciekła prosto do lasu. I tam już została. Nie szukano jej długo, bo z pewnością zjadły ją wilki. była przecież tylko mała dziewczynką.
A łowczy, który ją zdradził poszedł kiedyś na łowy i już nie wrócił.



Gdy Cathil skończyła swoją przypowieść, wytarła zakrwawione ręce w kawałek szmaty i zabrała kupkę wiewiórczych skórek by obmyć je w strumieniu i wywiesić do wyschnięcia. Musiała też sprawić jelita, a to wymagało trochę roboty. Zapowiadał się pracowity wieczór.
I żaden bóg, jak zwykle, w niczym jej nie pomoże.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 29-03-2013 o 21:07.
F.leja jest offline  
Stary 29-03-2013, 21:10   #5
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nie była przekonana, czy ta cała wyprawa jest dobrym pomysłem.

Rzadko działała z czysto altruistycznych pobudek, a to zdawało się kierować większością. „Cofnąć klątwę”, „Spotkać się z Arcymagiem” latało w powietrzu w czasie wyprawy i wokół tych – jakże ważkich – tematów zdawały się kręcić wszystkie rozmowy. Nikt nie zapytał, kto i w jaki sposób zapłaci za zdjęcie klątwy z wioski i dzwonu.

Kesa czasem marzyła sobie czasem o świecie, w którym nie musiałaby brać pieniędzy ani zapłaty w żadnej innej formie za leczenie. Wystarczało by jej dobre słowo, życzliwy gest, uśmiech i dozgonna wdzięczność w oczach wyleczonego i jego rodziny. Tak… to było by piękne. No, ale nie bardzo widziała sposób, w jaki mogłaby zrealizować swoją fantazję. Najprostsza drogą wydawał się bogaty małżonek, ale bogaci mężowie rzadko pozwalają, żeby ich kobiety oglądały - w czysto medycznych celach, oczywiście - odkryte części ciała innych mężczyzn. Nawet chorobowo zmienione.
Poza wszystkim mężowie mieli denerwujące nawyki: wymagali podawania jadła – najchętniej mięsa, którego Kesa nie znosiła - oraz oczekiwali innych usług, niekoniecznie świadczonych w sposób który Kesie odpowiadał.

Tak, życie nie było proste. Szczególnie, jeśli dodatkowo ceniło się swobodę, możliwość decydowania o własnym losie i niezależność. I nie znosiło przebywania w jednym miejscu. I to był chyba powód, dla którego Kesa zdecydowała się na dalszą wędrówkę. No, i słowa Neny, ze potrzebują medyka.


----
Kiedy w końcu usidli przy ognisku ich nowy znajomy zaraz wykorzystał okazję, aby opowiedzieć kilka słów o sobie i swoim życiu. Kilka słów, które przeciągnęło się na długie minuty. Kesa ziewnęła dyskretnie. Zainteresował ja kawałek o oku, może mogłaby się tym zająć i pomóc… Dwanaście godzin ciemności, zioła, nieco magii i całkowite zaufanie i Bataar mógłby zacząć rozróżniać ciemność od jasności chorym okiem. Lub nie. Nigdy nie wiadomo.

- Kesa z Imari, medyczka - przedstawiła się. Nie chwaliła się swoimi zdolnościami magicznymi, bo i po co? - Niestety, nie mam żadnych historii na podorędziu. Ale jak ci się flaki wyleją z brzucha być może będę umiała je wepchnąć z powrotem. A potem nawet zszyć cie tak, ze przeżyjesz.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 29-03-2013, 22:40   #6
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Znowu mogła cieszyć się zapachem świeżej żywicy, wilgotnego runa i całą gamą dźwięków, które wygrywał dla niej las.
A jednak to tęskne wołanie, które słyszała od tamtego pamiętnego dnia jej urodzin nie pozwalało napełnić serca radością. Czuła się niespełniona...

Jak namalować pustkę? Czy można oddać kolorami uczucia, czy można bawiąc się nimi, zaczarować świat i oszukać serce? Większą moc ma słowo, dźwięk czy obraz? Pytania bez odpowiedzi, zamknięte wewnątrz duszy jak w kryształowej kuli. Tak bardzo pragną się uwolnić i znaleźć swoje dopełnienie, oszukać los i poznać prawdę. Zapisana emocjami kartka, wypala się i pozostawia po sobie tylko popiół. Tak cudownie byłoby po prostu rozpłynąć się, móc całym istnieniem chłonąć wszystko to, czego nie można zobaczyć ani dotknąć. Niemożliwe. Nie można namalować pustki.

Wyprawa do Wieży Czterech Wichrów nadarzyła się we właściwym czasie. I kierunku. A moze była jej po prostu przeznaczona. Może to jakaś wyższa siła gnała ją właśnie w tamte strony? Kryształowe Miasto...
Ale najpierw był on, arcymag, który według jej ojca znał odpowiedzi na pytania Neny. Nie mogła się już doczekać tego spotkania.

Cieszyła się także z towarzystwa wędrujących z nią ludzi. Lasy, którymi podążali były pełne niebezpieczeństw, a w grupie miała dużo większe szanse na powodzenie tego, co sobie zaplanowała. Nie podejrzewali jej o interesowność. No bo i jak? Chciała pomóc ludziom z wioski, nawet bardzo, ale gdyby wyprawa podążała w innym kierunku pewnie nie zdecydowałaby się na nią. Na razie jednak nie zamierzała nikomu mówić o swoich planach.... i snach.
Niloufar podbiegła do druidki po tym jak wcześniej zsunęła się z drzewa i sprytnie wspięła się do jej kieszeni coś tam sobie popiskując. Pogrążona w myślach Nena ledwie zdążyła zarejestrowac ten fakt.

Czuła się dość bezpiecznie w towarzystwie nowego wojownika, który dołączył do nich w trzecim tygodniu. Bataar, bo takim imieniem przedstawił się przybysz, podobnie jak oni pragnął odnaleźć arcymaga. Dzięki jego toporowi przestała ustawicznie wsłuchiwać się w las i jego ostrzeżenia. No i mogła sobie pozwolić na takie chwile jak ta... Na rozmyślania o tym co było i co będzie.

***

Odpoczynek przy ogniu miał im wynagrodzić nużący marsz. To Cathil zajęła się jego roznieceniem. Łowczyni była bardzo wprawna w tym co robiła. Nena musiała to docenić, choć sposób bycia kobiety i jej język bardzo różniły się od tego do czego przywykła.
Nena liczyła na porządny posiłek i sen, tym razem bez koszmarów. Nie skosztowała co prawda potrawy z wiewiórek serwowanej przez Cathil, ale w sakwie wciąż jeszcze miała suchary, a po drodze udało jej się zebrać trochę owoców.
Swoimi zdobyczami dzieliła się często z Kesą, która jak Nena podzielała niechęć do mięsa. Jedynie Niloufar z zadowoleniem marszczyła nosek wietrząc odpadki mięsa.

Tymczasem młody kapłan-wojownik postanowił otworzyć się przed nimi i po raz pierwszy od momentu spotkania zaczął opowieść o tym skąd pochodzi i kim jest.
Nena słuchała z zainteresowaniem, mimo zmęczenia. Ciekawiły ją obce kultury, nowe miejsca i ludzie.

A jednak to opowieść Łowczyni zrobiła na niej największe wrażenie. Jeśli Cathil nie zmyślała, to była ukrywającą się niedoszłą morderczynią. Nena nie mogła z wrażenia otworzyć ust przez długą chwilę. A tymczasem Cathil zniknęła razem ze skórkami w gęstwinie prowadzącej do pobliskiego strumienia.

- Ehem... - druidka odchrząknęła sprawdzając czy słowa Łowczyni tylko na niej zrobiły takie wrażenie. Szybko jednak otrząsnęła się i ukrywając zakłopotanie zaczęła mówić trochę za szybko - Baltaarze... bardzo ciekawie rozprawiasz o rodzinnych stronach. Ja pochodzę z Wrzosowych Wzgórz. Wychował mnie pewien druid, który nauczył mnie wszystkiego co potrafię. Miłuję przyrodę, bo wszyscy jesteśmy jej częścią, a o tym co nas sprowadza w te strony zdążyłeś już się dowiedzieć.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 29-03-2013, 23:55   #7
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Niziołek natomiast na wozie siedział i ze skupioną miną pobrzdękiwał na lutni swej cennej w dźwięki instrumentu się wsłuchując. Nosem głośno pociągnął bo przed dniami dwoma katar się go uczepił niemiłosierny. Starał się udawać, że nie interesuje go zbytnio co Bataar ma do powiedzenia, jednak powstrzymać się nie mógł i ucha uważnie nadstawiał. Na "barbarzyńcę" sporadycznie spoglądając, w myślach już ponurą pieśń plemienną układał zwyczaje dzikiego plemienia opisującą. Nowy towarzysz niziołkowi groźnym olbrzymem rodem z mitów się wydawał, toteż Orin starał się omijać go i uwagi na siebie nie zwracać. Teraz jednak uspokoił się trochę gdyż gest Bataara za przyjazny uznał i nie wyczuwał by barbarzyńca jakieś kłamstwo skryć próbował.

Gdy olbrzym skończył się przedstawiać a Ellfar, elf co skryty bardzo i taki jakiś śliski Orinowi się wydawał, mówić począł niziołek cichutko z wozu zeskoczył. Znaleźć sobie dobre miejsce przy ognisku chciał ale też wypadało pomóc trochę coby później reszta się boczyć na niego nie zaczęła, że niby zawszonego nieroba ze sobą wożą. Gdy elf skończył, Orin rzucił tylko, że jego już pewnie i pół puszczy zna bo tyle gadał po drodze toteż wystarczy chyba jak przypomni, że bardem jest i poetą, i że Sorley go zwą. Katar go męczył nadal więc resztę zmilczeć postanowił innym na przemowy pozwalając.

Myliłby się jednak ten, kto uznałby że niziołek w rozmyślania później wpadł. Zdawać by się mogło, że czar ogniska przez Cathil rozpalonego na dobre myśli jego przykuł, jednak Orin dar kuglarstwa takiż posiadał, że bez trudu w błąd niemal każdego wprowadzić potrafił. Nie widać po nim było może, jednak słuchał uważnie każdego towarzysza, zapamiętując co ważniejsze. Wszystko co usłyszał miał w planie później spisać, bo przecie każdy szczegół do ballady, baśni no i snucia historii przede wszystkim później przydać się mógł. A historii niesamowitych, potworów i legend więcej znał chyba, nawet mimo wieku młodego, niż ludzi w życiu spotkał.

W pewnym momencie Orin rozmyślać na prawdę począł. Rozpamiętywał ileż to już dni, tygodni, miesięcy no i lat też już w drodze jest. Przypomnieć sobie nie mógł kiedy to ostatni raz gdzieś na dłuższy pobyt ostał. Cały czas w drodze, na rozstajach, w lasach, wśród pól lub zasp śnieżnych. Dawno też żadna nimfetka nie zatrzymała go przy sobie na dłużej niż dni parę...

Patrząc w ognisko zastanawiał się nad tym ile jeszcze im razem wędrować przyjdzie, bo kompanię tą polubić zdążył. No i myślał też, co w tym momencie najważniejsze mu się zdało, co jeszcze smacznego zje tego wieczora.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 30-03-2013 o 00:24. Powód: literówki...
aveArivald jest offline  
Stary 30-03-2013, 12:31   #8
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Od rana grzmiało i zanosiło się na deszcz. Niebo było ciężkie i granatowe. Szli w milczeniu kolejny dzień, wypatrując miejsca gdzie mogliby się schronić przed nadchodzącą ulewą. Zmęczeni wędrówką, w niezbyt pozytywnych nastrojach.

Las skończył się nagle. Jak ucięty nożem. Ich oczom ukazały się przysłaniane do tej pory drzewami grzbiety Gór Dawnych Szlaków. Cel ich podróży. Drogę przecięło im jezioro. Spokojny wietrzyk muskał jego taflę, tworząc łagodne zmarszczki. Łodygi tataraku kołysały się szeleszcząc spokojnie. Kilka spłoszonych dzikich ptaków zerwało się do lotu, zatoczyło łuk nad strzelistą strzechą, po czym odleciało w kierunku zaśnieżonych szczytów.

http://img153.imageshack.us/img153/4070/chram.jpg

Z drewnianej chatki, która stała kilka metrów wgłąb jeziora, zbudowanej na palach, unosiła się smużka dymu. Pomost prowadzący do chatki ogrodzony był płotem z sitowia.

Pojedyncze krople deszczu zburzyły spokojną powierzchnię wody znacząc ją siatką okręgów. Wiatr wzmógł się kładąc młode drzewka rosnące nad brzegiem. Chcąc, nie chcąc, ruszyli w stronę samotni. Już z pomostu dobiegł ich mdły zapach ziół, dymu oraz ciepło ogniska.

W centrum okrągłego pomieszczenia płonął ogień. Siwy dym, od którego kręciło się w głowach wisiał im nad głowami. U powały, w gęstym dymie rozwieszone schły pęki ziół. Pod ścianą, na półeczkach w równych rzędach stały gliniane dzbaneczki, na podłodze porozrzucane w nieładzie leżały kości zwierząt.

Już od wejścia Nena i Kesa wyczuły wyraźnie, że miejsce to jest przesiąknięte magią. Czuły jakby iskrzyła ona w powietrzu, jakby każdy oddech brany w tym pomieszczeniu był źródłem i zarazem emanacją mocy tego miejsca, lub też tego kto je zamieszkiwał. Pozostali członkowie grupy również wyczuli, że nie jest to zwyczajna chatka, na jaką z pozoru wyglądała.
http://www.bank-zdjec.com/foto5/19076_b.jpg

- Usiądźcie - odezwał się skrzekliwy głos.

Choć pomieszczenie nie należało do największych i nie było wyposażone w żadne meble, za którymi można by się było schować, dopiero w tej chwili dostrzegli przy ognisku siedzącą starszą kobietę. Skołtunione, siwe włosy przysłaniały jej twarz. Mieszała chochlą w kociołku zawieszonym nad ogniem.

- Daleka i niebezpieczna droga przed wami - skrzeczała starucha. - Spocznijcie. Nie chcecie się napić. - Bardziej stwierdziła niż spytała.
 
Gortar jest offline  
Stary 05-04-2013, 00:20   #9
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
- Co jest? - Gzargh aż podskoczył na pojawienie się staruchy a Orin stojący tuż zanim omal nie dostał zawału – Tfu! - krasnal splunął siarczyście na widok wiedźmy.
- Nie usiądziesz – bardziej stwierdziła niż zapytała – Ale już nie pójdziecie, bo leje... - jakby na spełnienie się słów kobiety ulewa zabębniła o dach.
Zziębnięty Orin był przerażony jednak wiedział, że w razie niebezpieczeństwa ma po swojej stronie kilku bitnych towarzyszy. Dodało mu to odwagi więc przywitał się już całkiem śmiałym tonem, jedynie sporadycznie się jąkając:
- Witajcie... eee... pani... i raczcie wybaczyć kompanom moim. Zmęczeni jesteśmy toteż miejsca do bezpiecznego spędzenia nocy szukaliśmy - nizołek kichnął głośno i wytarł nos w rękaw - A dym z chatki waszej wystarczająco zachęcającym się nam wydał.
- Będziecie tu śnić. - odrzekła kobiecina tajemniczo spoglądając wprost na niziołka, sprawiała wrażenie jakby to co powiedział bard było w rzeczy samej mało istotne – Przyszłość... - dodała cicho a Orina na powrót przeszyły ciarki...
- Może tak być - potwierdziła w zadumie Kesa i ku przerażeniu barda przysiadła obok kobiety - Czuję magię... bardzo silną. Czy to pierwotna magia tego miejsca? Czy to wasza... czy wy ją przywołałyście? - zapytała jakby nigdy nic a Orin uznał, że czarodziejki i zielarze pewnie szybciej znajdą wspólny język i postanowił na chwilę zamilknąć.
- Magia? - spytała kobieta - Życie jest magią.
- Przyszłość? - Bataar parsknął cicho ale starsza kobieta najwyraźniej usłyszała słowa rosłego kapłana.
- Uważaj na butę - pogroziła - Ona doprowadzi cię do krańca twego żywota.
- Bzdury! - warknął krasnolud - Razem jesteśmy w stanie stawić czoła każdemu zagrożeniu. Nie trzeba nam twego biadolenia starucho.
Orin słuchając Gzargha groźnie zmarszczył brwi i już miał przytupnąć by pokazać wiedźmie, że on jest takiego samego zdania i że takie przepowiednie to starucha może sobie wepchnąć w... lecz ku jego zdumieniu, jak na zawołanie z kociołka buchnęła para.
- Nie będzie ci dane pomóc twoim znajomym gdy będą tego potrzebować – odrzekła złowieszczo a na oblicze barda znów wpełzł grymas przestrachu. Kesa natomiast spojrzała karcąco na krasnoluda.
- Fakt, że w coś nie wierzysz nie daje co prawa do obrażania innych – powiedziała a Gzargh burknął tylko i usiadł pod ścianą, nie odzywając się już więcej.
Dalej rozmowę prowadziła Kesa jednak Orin szybko stracił nią zainteresowanie i począł słuchać dialogu jedynie jednym uchem. Rozglądnął się a z każdą chwilą mroki chatki odkrywały przed jego szeroko otwartymi oczyma swoje sekrety. Kręcił głową wte i wewte, zupełnie jakby znajdował się na targowisku wśród straganów z egzotycznymi owocami lub u kupca handlującego magicznymi przedmiotami. W końcu ciekawość przełamała strach. Niziołek podszedł powolutku do jednej ze ścian chatki i przyglądał się z zainteresowaniem słoikom ze spetryfikowanymi w środku roślinami i zwierzętami.

Nie czuł się tu zbyt dobrze. Nie wiedział co myśleć o wiedźmie, czy coś przed nimi skrywała, czy też była szczera we wszystkim co mówi? Była dla niego zagadką. Wyciągnął rękę do żaby rozciągniętej w jednym ze słoi. Dotknął szkła i pogładził go po powierzchni ścierając cienką warstewkę brudu. Kesa akurat skończyła rozmawiać więc Orin przyglądając się martwemu, zielonemu płazowi zapytał:
- A jak sobie radzicie tu, na takim bezludziu i to samotnie? Nie boicie się, że kto was napadnie i ograbi? - “Bo skusić się na takiego grzyba to mało kto by mógł”, dopowiedział sobie w myślach zapominając, że starucha ponoć potrafi z nich czytać ale szybko dodał - Na przykład taka grupa jak nasza?
- Orinie naprawdę myślisz, że ktoś chciałby się połakomić na jej własność? Zastanów się sam. Okolica do ludnych nie należy więc pewnie rzadko kto ją kłopocze to raz, wydaje się to prawie pewne, że potrafi posługiwać się magią to dwa, mało zaś prawdopodobne by rzeczy znalezione tutaj należały do wyjątkowo cennych, to trzy. - Bataar jeszcze raz rozejrzał się po chacie a za jego spojrzeniem podążył wzrok Orina.
Cóż, bard musiał przyznać mu rację, jednak chciał choć troszkę zastraszyć wiedźmę. Gdyby ich się nie bała to uznałby ją za potężną czarownicę lub chociażby przekonaną o swej potędze. No i istniała jeszcze możliwość że babka była po prostu szalona... Niziołek uznał, że tak czy owak, w obu przypadkach wolałby nie mieć z nią nic wspólnego. Martwił się też milczącą jak dotąd druidką. Żałował, że Nena, którą uważał za jedyną prawdziwą czarodziejkę z drużyny, nie ma nic do powiedzenia...

Przerwał swoje mroczne rozmyślania i wrócił do analizowania zasuszonych roślin czekając na dalszy tok wydarzeń. Tymczasem wiedźma wstała, podeszła do kapłana, zaszeptała mu coś do ucha po czym zarechotała głośno, wracając do kotła.
- Zbierajcie siły, bo czekają was ciężkie chwile.
- No to co? - zapytał nagle Orin odwracając się od zawieszonych u powały zeschłych liści, po czym wyjrzał na zewnątrz gdzie burza szalała już w najlepsze - Zostajemy...? - bardziej stwierdził niż zapytał.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 05-04-2013 o 12:10.
aveArivald jest offline  
Stary 06-04-2013, 16:52   #10
 
blazen's Avatar
 
Reputacja: 1 blazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodze
Bataarowi od początku nie podobała się ta chata, kiedy zobaczył jej mieszkańca tylko utwierdził się w swej nieufności. Starucha była dziwaczna, niemalże stereotypowa wiedźma. Nie tylko tak wyglądało, okazało się że magia była tutaj obecna. Pomimo tego gdy kobieta zaczęła mówić o śnieniu przyszłości kapłan niedowierzał.

- Przyszłość? - Bataar parsknął cicho. Nie wierzył w przeznaczenie i nie sądził, żeby sen mógł mu pokazać coś co dopiero ma się zdarzyć. Ale skoro kobieta oferowała nocleg, można było z niego skorzystać. Byleby nie zapomnieć o wartach.
- Uważaj na butę - pogroziła kapłanowi. - Ona doprowadzi cię do krańca twego żywota.

Pomimo, iż nie wierzył w profetyczne zdolności staruchy jej słowa brzmiały groźnie. Wiele rzeczy działo się na świecie, których on nie potrafił zrozumieć, także nieco się zląkł. Na szczęście ciężar rozmowy wzięła na siebie Kesa. Była spokojniejsza od kapłana, więc i mówiła mądrzej toteż wiedźma przestała wieszczyć śmierć wszystkim dookoła. Kapłan słuchał ich rozmowy dość uważnie, popełnił już błąd jakim było niecelowe, ale ciągle rzeczywiste urażenie wiedźmy i nie chciał tego robić ponownie. Gdy okazało się, iż niewiele informacji można wyciągnąć ze staruchy i Kesa przestała z nią rozmawiać odezwał się niziołek.

- A jak sobie radzicie tu, na takim bezludziu i to samotnie? Nie boicie się, że kto was napadnie i ograbi? Na przykład taka grupa jak nasza?
- Orinie naprawdę myślisz, że ktoś chciałby się połakomić na jej własność? Zastanów się sam. Okolica do ludnych nie należy więc pewnie rzadko kto ją kłopocze to raz, wydaje się to prawie pewne, że potrafi posługiwać się magią to dwa, mało zaś prawdopodobne by rzeczy znalezione tutaj należały do wyjątkowo cennych, to trzy. - Bataar jeszcze raz rozejrzał się po chacie, samemu szukając czegoś co przeczyłoby jego słowom, następnie zaś zwrócił się do wiedźmy - Przepraszam cię babko jeśli me słowa cię uraziły, przyjęłaś nas pod swój dach czy więc mogę ci się jakoś za to odwdzięczyć?


Kobiecina roześmiała się.
- Nie każdy do mnie trafić może. Odwdzięczyć się chcesz, powiadasz?

Wstała, podeszła do kapłana. Zgarbiona, sięgała mu może do pępka. Pomacała jego mocarne bicepsy. Poklepała po szerokiej klacie. Spojrzała na topór, który dzierżył w ręce. Pokiwała zakrzywionym palcem, aby się przybliżył. Musiał uklęknąć.

- Używaj swej siły z umiarem - szepnęła mu do ucha. - I jeszcze... - zaśmiała się cicho. - Dawnom nie miała mężczyzny - tchnęła mu prosto w ucho tak, że tylko on jeden mógł to usłyszeć, a on poczuł jak jego męskość twardnieje.

Zarechotała głośno, odchodząc do kotła.
- Zbierajcie siły, bo czekają was ciężkie chwile.

To musiała być magia i to raczej nie byle jaka. Czarownica wpłynęła na niego z łatwością, co sprawiło że kapłan zamiast zainteresowania zaczął odczuwać głównie strach. Jeśli mogła oddziaływać na jego ciało bez większej trudności ciężko stwierdzić do czego jeszcze była zdolna. Nagle atmosfera w domku stała się dla niego zbyt przytłaczająca. Musiał wyjść na dwór, nie chciał okazać strachu przed swymi nowymi kompanami.

- Myślę, że spróbuję spać na zewnątrz, nie zmróżyłbym oka w tym zaduchu, mam nadzieję że okap jest wystarczająco szeroki bym całkiem nie zamókł - Była to po części prawda, przede wszystkim jednak Bataar nie chciał spędzić ani chwili więcej w tym samym pomieszczeniu co wiedźma. Zbyt łatwo była w stanie wpłynąć na jego ciało. Był wzburzony, co z pewnością można bylo zauważyć, jedną z pięści zacisnął na stylisku topora tak mocno aż zbielały mu knykcie - Nim usnę będę wypatrywał czy ktoś nie nadchodzi.
 
blazen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180