Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2013, 12:03   #1
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[Nowy Świt] Princeps

Autumnia była jedną z dzielnic Burrovicum. Tą najgorszą i najbiedniejszą. Tą, którą starali się omijać porządni obywatele, a strażnicy z powołanej przez Trejanusa straży, zapuszczali się tu tylko w ciągu dnia. Autumnią pozornie rządziło bezprawie. Pozornie, gdyż władzę nad całym przestępczym półświatkiem, wyciągającym swoje lepkie macki w inne rejony miasta, sprawował nie kto inny, jak Princeps. Autumnia była jego domeną. Nikt nie wiedział, gdzie żyje i gdzie obecnie przebywa. Princeps pojawiał się niespodziewanie i niespodziewanie znikał. Ale zawsze w towarzystwie dwóch osiłków o wytatuowanych ramionach.

Rozdział I

KUPIEC

Hallex przemierzał kręte uliczki Autumni, w poszukiwaniu zielonego domu o błękitnych okiennicach. Podążały za nim wrogie spojrzenia ludzi siedzących na progach domów lub podpierających ściany. I gdyby nie fakt, że był środek dnia oraz, że Gnaeus ubrany był jak legionista, to z pewnością już dawno, ktoś zaczepiłby go.

Krążąc i klucząc spędził na poszukiwaniach dobre kilka godzin, ale w końcu mógł uznać, że zakończyły się sukcesem. Stał na niewielkim placu, na środku którego znajdowała się ocembrowana, porośnięta jakimś przerośniętym glonem sadzawka. Jedną pierzeję placu stanowił spalony niedawno magazyn, a po przeciwległej stronie placu wznosił się wspomniany przez Princepsa dom. Hallex od razu zauważył doniczkę z zasuszonym badylem stojącą w oknie. Znajdowała się po prawej stronie.

Dom był pusty i sprawiał wrażenie opuszczonego. Na parterze, w dwóch długich pomieszczeniach okalających dziedziniec, stało parę połamanych sprzętów, a podłogę zaśmiecały skorupy potłuczonych amfor i plamy po oliwie lub innym płynie. Schody na piętro znajdowały się w głębi domu i strasznie skrzypiały. Poręcz była złamana, podobnie jak kilka stopni, dziwne jak na dom, który stał tutaj od zaledwie kilku lat, jednak Hallexowi udało się dostać na piętro. Od razu skierował się do pokoju z oknem i po chwili wahania przesunął doniczkę. Teraz mógł się rozejrzeć po pomieszczeniu. Stało tu proste, zbite z desek łóżko z siennikiem. W kącie na stoliku umieszczono pokaźną, glinianą misę wypełnioną wodą. Obok niej stał kubek i dzbanek. Za przepierzeniem z nanizanych na sznury kolorowych koralików znajdowała się garderoba, w której było kilka par sandałów i stara, wymięta toga.

Nie minęło wiele czasu od momentu, w którym Hallex przesunął doniczkę, a na parterze dały się słyszeć kroki. Po chwili zaskrzypiały schody i do pokoju wmaszerowało dwóch osiłków, których Hallex widział już w gospodzie. Stanęli po obu stronach drzwi i w milczeniu założyli ramię na ramię. Zaraz za nimi do wnętrza wszedł Princeps. Ubrany był w znoszoną tunikę przepasaną rzemieniem, a na głowie miał małą, przylegającą do włosów czapeczkę. Towarzyszył mu jakiś zakapturzony mężczyzna, sądząc po stroju, Rusanamani.
- Widzę, że się zdecydowałeś – powiedział Princeps na powitanie i usiadł na łóżku. – A twoi towarzysze wybrali pracę dla Humilisa, jak słyszałem. Ich sprawa. Ale skoro ich tu nie ma, to ten oto człowiek będzie twoją drugą połową.

Zaśmiał się ze swojego żartu, pogrzebał w fałdach tuniki i wyciągnął stamtąd pieniądze. Na jego ręce lśniły trzy złote monety. Rzucił je na łóżko i uśmiechnął się wilczo. – Tutaj macie trzy złote trajany na dobry początek. Podzielcie się sprawiedliwie, czy jakoś tak.
- Liczę, że nasza współpraca ułoży się pomyślnie – wstał z łóżka i zaczął przechadzać się po pokoju, z rękoma założonymi za plecy. – I będę mógł okazać wam nieco więcej wdzięczności. Oh, z pewnością nie będę tak szczodry jak Gubernator i nie obdaruję was ziemią, która właściwie do mnie nie należy.
Princeps po raz kolejny podczas rozmowy udowodnił, że ma doskonałe źródła informacji. Nawet w kancelarii Trejanusa.

- Możecie już teraz korzystać z tego domu jako mieszkania. Jest bezpieczny mimo swojego wyglądu. Jak się wam chce, to możecie posprzątać. Za każdym razem, gdy coś będziecie chcieli, po prostu przesuńcie doniczkę i zjawi się ktoś, kto wysłucha waszych sprawozdań, żali czy zapotrzebowań. Proste, prawda?

- A teraz przejdźmy do tego, czego od was oczekuję. Na początek nic trudnego. Taki mały sprawdzian. Chcę, żeby ktoś zniknął. Nie interesuje mnie w jaki sposób i nie zależy mi nawet na jego śmierci. Ma zniknąć z Burrovicum i tyle. Tym kimś jest Pedro Mendosa, torillski kupiec. Wypytajcie o niego na mieście i załatwcie sprawę. To tyle. Do następnego razu – Princeps skierował się do drzwi, za którymi zaraz zniknął, a za nim wyszli jego silnoręcy. Usłyszeli jeszcze skrzypienie schodów, a potem zapanowała cisza.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 28-07-2013 o 18:37.
xeper jest offline  
Stary 12-06-2013, 16:14   #2
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Hallex, z poważną miną, podszedł powoli do łóżka i bez słowa podniósł pieniądze. Spojrzał na swojego nowego towarzysza, zauważając rusanamańskie rysy twarzy, ale nic nie powiedział, tylko odetchnął głęboko w zrezygnowany sposób. Obróciwszy w palcach monety, wyczuwając ich nierówne krawędzie i odciśniętą w złocie podobiznę Gubernatora, rzucił jedną zakapturzonej postaci.
Zakładam, iż jesteś samotny. Kolejny... samotny wilk, hę? — powiedział bez humoru. — I nawet masz łuk, oczywiście. — Zamilkł na chwilę, wyglądając przez okno na ponurą okolicę, która w tej chwili doskonale odzwierciedlała stan jego umysłu. — Ja mam jeszcze kogoś pod moją opieką, więc podzielimy się tak, jak właśnie zrobiłem. Jak chcesz, to popytaj o tego kupca. Ja mam coś do załatwienia, ale potem wracam tutaj.

Zajrzał za przepierzenie, za którym znajdowała się garderoba; przerzucił kilka rzeczy, aż na samym dnie znalazł powycieraną sakiewkę. Schował do niej swoje dwa trejany i przypiął ją sobie do pasa, następnie wyszedł, milcząc. Kierował się do pałacu Trejanusa, gdzie przed wyruszeniem na spotkanie z Princepsem pozostawił Julię, aby poznała ludzi, którzy tam bywają, i może zdobyła jakieś kontakty. Miał nadzieję, że uda im się jeszcze zdobyć względy kogoś z wyższych sfer, bazując na jego osiągnięciach lub nowej ziemi, jej starym mężu urzędniku albo po prostu czystych pozorach — jeśli nie to, mogłaby mu przynajmniej załatwić jakąś dobrą pracę w kancelarii. Ale teraz był coraz bardziej przekonany, że nic z tego nie wyjdzie. Ostatecznie, spodziewał się, pozostanie mu tylko praca dla tego Princepsa; wszystkie wielkie możliwości, jakie miało mu zaoferować miasto, jakoś się ulotniły.

Doszedł do siedziby rządu Trejanusa, ledwo zwracając uwagę na swoje otoczenie, za co się zganił w duchu, bo miał spróbować zapamiętać drogę do zielonego domu. Przynajmniej nie zniknęła mu sakiewka z pieniędzmi. Wszedł po utłuczonych marmurowych schodach do gmachu i zaczął rozglądać się po wielkim holu, ale gdy tylko dotarł do drugiej strony, gdzie znajdowały się podwójne odrzwia prowadzące w głąb i pilnowane przez dwóch legionistów, natknął się na tego samego urzędnika, z którym rozmawiał dzień wcześniej.
Ach... Livius Hallex — powiedział zanim Hallex zdążył cokolwiek zrobić. Trzymał w rękach olbrzymią stertę zwojów pergaminu i najwyraźniej przed chwilą gdzieś zmierzał. — W sumie dobrze, że się spotkaliśmy. Gubernator chciał wiedzieć, jak postępują plany kolonizacji.
Kolonizacji — powtórzył Hallex z twarzą bez wyrazu. Nie był pewien, czy miało to wyjść ironicznie, po prostu był przygnębiony i nie w nastroju na rozmowę z tym człowiekiem.
Tak, kolonizacji... — Starzec spojrzał na niego przenikliwie. — Założenia kolonii na terenach pomiędzy rzekami Darei i Bei.

Hallex wciągnął powietrze do płuc, jakby szykował się do skoku w wodę, po czym rozłożył ręce.
Brakuje środków na kolonizację. Nie mamy żadnych ludzi, ani pieniędzy, by jakichś zatrudnić. Nie ma nic, co by miało tam przyciągnąć osadników. W dodatku inni... właściciele gdzieś wyjechali...
Wyjechali?
Tak, ale nie do... wideł rzeki Darei i Bei. Mają jakiś interes związany z magią. Nie utrzymuję z nimi kontaktów.
Ale jesteście współwłaścicielami tych ziem...
Na to wygląda.
Widzę... Widzę... — mruknął urzędnik.
Oczywiście jeśli wielki Trejanus byłby skłonny mi pomóc, sprawy wyglądałyby inaczej. Gdyby tylko użyczył nam kilku oddziałów swojego wojska — Hallex zaczął się nagle ożywiać — ludzie zobaczyliby, że podchodzimy do tego w poważny sposób. Może kilkudziesięciu... lub kilkuset niewolników, aby zacząć budowę. Wolni ludzie zaczęliby się wtedy schodzić; wystarczyłoby zaoferować im ulgi od podatków...

Usłyszał coś w rodzaju westchnięcia i spojrzał na urzędnika, który z kolei nie patrzył na niego, tylko rozglądał się dookoła ze zniecierpliwieniem.
Ale oczywiście... — zaczął Hallex i zamilkł.
Bądźmy realistami — oznajmił starzec, który wcześniej raczej znudzony, teraz zdawał się być nieco poirytowany. — Gubernator potrzebuje wszystkich dostępnych rąk do pracy i do dzierżenia miecza, nie może po prostu użyczyć ci tego wszystkiego... Otrzymaliście niezwykłą szansę i olbrzymie bogactwo w formie rozległych terenów, stańcie więc na wysokości zadania i sami zdobądźcie potrzebne środki. Jeśli nie potraficie tego zrobić, jeśli nawet nie potraficie się między sobą porozumieć, to może sprzedajcie swoje akty własności komuś, kto umie rozwiązywać problemy, i idźcie do domu. — Urzędnik poprawił trzymane naręcze papierów, szykując się do odejścia. — Gubernator nie będzie zadowolony ze stanu spraw, więc nie masz co prosić go o przysługi. Przyjdź dopiero, gdy będziesz miał do zaoferowania coś w zamian.

Hallex nic nie odpowiedział; patrzył się na rozmówcę spojrzeniem bez wyrazu, jakby nagle znowu opadła na niego ta zasłona, która przed chwilą się na krótką chwilę rozchyliła. Jeśli miał jeszcze jakieś nadzieje, co do całego interesu z kolonizacją, to teraz się one rozmyły. Przypomniał sobie słowa Princepsa — oczywiście, że te ziemie nie należały nigdy do Trejanusa. Gdyby tak było, to nie oddawałby ich byle łajzom, którym udało się odzyskać trochę złota od dzikusów. Gubernator chciał wzbogacić się zerowym kosztem — nie oferował żadnej pomocy w rozpaczliwie trudnym procesie osadnictwa, ale gdyby jednak im się udało, będzie się domagać swojej dziesięciny i innych zapłat. A gdyby mu odmówiono, ma do dyspozycji wszystko to, co pozostało z legionów, by wymusić posłuszeństwo. W najgorszym wypadku — zabije ich i przejmie osadę, kradnąc to, co udało im się samym zbudować.

Hallex. Hallex!
Jakby z oddali usłyszał głos Julii; wątpił, by zdobyła jakiekolwiek kontakty w tym miejscu wypełnionych petentami bez szans na zobaczenie się z kimkolwiek. Gdy spróbował jej odpowiedzieć, poczuł dziwną szorstkość w gardle, więc musiał odchrząknąć.
Chodźmy — rzekł wtedy cicho.

Do zielonego domu zmierzali w milczeniu, bo Julia i jej dzieci chyba wyczuły nastrój Halleksa, a on sam się nie odzywał. Bardzo pasowała mu ta cisza, choć ku swemu utrapieniu musiał ją przerwać, gdy przypomniał sobie o zadaniu od Princepsa.
Przepraszam, kobieto, znasz może niejakiego Pedro Mendosę? — zapytał kobieciny w burych szatach, która zamiatała chodnik przed skromnym domem.
Pan legionista? — Spojrzała na niego z lekkim przestrachem.
Co? Tak, tak. Ważne sprawy... z rozkazu samego Gubernatora.
Hmm... W takim razie... Mendosa... Mendosa... Nie jestem pewna.
To jest... kupiec — pomógł.
Ach! No tak. Wydaje mi się, że moja córka o kimś takim kiedyś wspominała. Ona zazwyczaj robi zakupy. — Hallex rozejrzał się, patrząc, czy córka znajduje się gdzieś w pobliżu. Było tu kilku ludzi, w tym młoda kobieta siedząca na ławeczce pod domem i karmiąca dziecko. — To ona. Aurelia.

Hallex podszedł do młodej matki i zapytał ją o to samo.
Tak, znam go — usłyszał w odpowiedzi. — To kupiec w zachodniej części miasta. Ma taki dom złączony z magazynem. Sprzedaje ubrania, materiały...
On ma duże wpływy w mieście?
Nie, nie sądzę. Chyba nie jest bardzo ważny. Jest wielu bogatszych handlarzy. A co?
Niestety nie mogę powiedzieć — odparł, starając się zabrzmieć ważnie. — Do widzenia.

Gdy tylko opuścili uliczkę, Julia zapytała go o to samo.
Pedro Mendosa?
Nie pytaj.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 12-06-2013 o 16:54.
Yzurmir jest offline  
Stary 15-06-2013, 18:31   #3
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Niespecjalnie wysoki mężczyzna ukrywał swoje ciało w obszernych czarnych szatach. Gdy Princeps zniknął, Ashshab zdjął głęboki kaptur. Miał w końcu pracować z tym mężczyzną i, chociaż nie lubił tego robić, pokazać swą śniadą twarz i czarne włosy. Już miał zamiar się odezwać, gdy Thoerczyk ruszył po pieniądze. “Więc to takim człowiekiem jesteś”. Pomyślał tylko Ashshab przewiercając go wzrokiem czarnych jak smoła źrenic.

Po opuszczeniu Sułtanatu Ashshab przekonał się, że ludzie traktują go co najmniej nieufnie. Zaś przy każdym barterze zarzucali mu skąpstwo i nieludzki wyzysk. Rusanamani był jednak ponad tym. Miał wszystko, czego mógł potrzebować. Żywił się skromnie, pił prawie wyłącznie przegotowaną wodę. Zdawał sobie oczywiście sprawę z potęgi pieniądza. W trakcie nauk nauczyciele mówili mu jak wykorzystać garść monet rzuconych w tłum, by umknąć pościgowi. Ludzie zawsze rzucali się na nie niczym sępy. Z rozbawieniem przypomniał sobie, że przecież świat stał się jedną wielką padliną, a ludzie bardziej niż kiedykolwiek zaczęli przypominać sępy walczące o każdy jej skrawek. Najwyraźniej przyszło mu współpracować z kolejnym padlinożercą.

Mimo iż nie przeszkadzał mu taki podział zaliczki, to postanowił dać temu człowiekowi nauczkę. Musiał jednak z tym zaczekać do powrotu legionisty. Tymczasem zabrał się za oględziny domu. Opukał wszystkie ściany, podłogi i sufity w poszukiwaniu tajemnych wejść i skrytek. Sprawdził stan spichlerza i całego domu. Przeniósł wszystkie swoje tobołki na poddasze, wniósł tam też jakiś stołek, większość świec jakie udało mu się znaleźć i siennik wypchany słomą a także kilka innych podstawowych artykułów. Ława, którą znalazł była dla niego zbyt ciężka, i zdecydowanie zbyt nieporęczna, by wnosić ją po drabinie. Zebrał więc deski z rozwalonego stołu z zamiarem zbicia ich z powrotem na górze w jedną całość. Wniósł też na górę misę z wodą i zabrał za porządki.

Usłyszawszy, że jego współpracownik wraca zszedł szybko na dół i skrył się w mroku przy frontowym wejściu. Czekał aż mężczyzna przekroczy próg, aby przytrzymać go i porozmawiać o uczciwości i równym podziale płacy. Gdy drzwi się otworzyły, przygotował się jak kot, tuż przed skokiem na ofiarę. Jednak zamiast postawnego mężczyzny, do izby weszła dwójka rudowłosych dzieci, a zaraz za nimi kobieta. Ashshab zdołał pozostać niezauważonym i skierował się po cichu za całą czwórką do kuchni. Dopiero, gdy wszyscy weszli do pomieszczenia stanął w futrynie i odezwał się do nich.

- Witajcie w naszych progach. Niestety pozostały nam już tylko zbożowe placki i trochę cienkiego wina. Nie krępujcie się jednak i pożywcie się do woli.

Po czym skinął na Thoerczyka by ruszył za nim i skierował się na górę.
 
uday jest offline  
Stary 16-06-2013, 00:50   #4
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Hallex zawahał się przez chwilę, spoglądając na Julię i jej dzieci, rozglądające się po kuchni, ale jednak ruszył za Rusanamani. Znalazłszy się na piętrze, usiadł niewygodnie na krawędzi łóżka, zerkając kątem oka na jego goły szkielet, jaki pozostał, gdy ktoś zabrał siennik.
Czegoś się dowiedziałeś? — zapytał sucho.

Hola, po cóż ten szorstki ton. Czy tego chcesz, czy nie, będziemy musieli trochę powspółpracować. Dlatego proponuję przejść na mniej oficjalną stopę. Jestem Ashshab. Jak zwą ciebie? — zapytał przyjaźnie.

Thoer zmrużył lekko oczy i milczał przez chwilę odpowiadającą kilku uderzeniom serca.
Livius Hallex — powiedział powoli. — Spytałem kogoś na mieście i wiem mniej więcej, gdzie można znaleźć tego Mendosę — powiedział, po czym powtórzył wszystko to, czego się dowiedział. — Widzę, że byłeś bardziej zajęty szabrowaniem tego domostwa niż pracą, więc następny krok będzie należał do ciebie. Idź i rozejrzyj się po mieście. Znajdź dom Mendosy i obserwuj go przez jakiś czas. Dasz radę to zrobić?

Dam radę Liviusie, o to się nie bój. Jeśli chodzi o łóżko... Pomyślałem, że skoro tak rzuciłeś się na tych kilka złotych krążków, to nie zwrócisz uwagi na trochę płótna wypchanego sianem. Poza tym, dom jest obszerny, znajduje się tu jeszcze kilka takich worków. — Uśmiechnął się łagodnie. — Wystarczy dla Ciebie i tych... No właśnie, kim oni są i co tu robią? — Uśmiech z jego ust nagle zniknął, a głos spoważniał, potem jednak znów zelżał. — Jestem pewien, że dzielnica jest pełna dam w potrzebie i małych sierotek. Nie spodziewałem się jednak takich odruchów miłosierdzia po kimś, kto chce pracować dla Princepsa.

Ignorując pytanie, Hallex wstał i skierował się w stronę schodów na dół.
W takim razie się pospiesz. Jeszcze jest dzień, a nie warto marnować czasu — powiedział na odchodnym.

Dzień nie jest moim sprzymierzeńcem. Powinieneś się już tego domyślić. Wyruszę, gdy cienie będą wystarczająco długie. — Po czym nieco głośniej dodał: — Nieładnie tak nie odpowiadać na grzecznie zadawane pytania.

Hallex, będąc już na dolnych stopniach, zaklął pod nosem, ale zrobił to zbyt cicho, by Ashshab go dosłyszał; dobiegła go jedynie cisza. Rusanamani pomyślał tylko: “Czy wy wszyscy w Thoerze są tak nadąsani?”


Napisane wspólnie z udayem.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 16-06-2013 o 00:55.
Yzurmir jest offline  
Stary 17-06-2013, 23:45   #5
 
uday's Avatar
 
Reputacja: 1 uday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znanyuday wkrótce będzie znany
Ashshab wcale nie był zadowolony z przebiegu rozmowy. Ten cały Hallex okazał się gorszym gburem niż na początku. Nigdy nie miał okazji współpracować z takimi osobnikami. Po prawdzie dotychczas pracował przede wszystkim sam. Ewentualnie wynajmował jakichś prostaków, by odciągnęli uwagę straży. Ten człowiek jednak był ewidentnie przeciw współpracy. Najwyraźniej trzeba będzie poradzić sobie samemu. To mocno utrudniało sprawy. Bardzie jednak martwiło go nieokrzesanie Thoerczyka. Mogło to sprawiać problemy.

Zupełnie inną inszością była z kolei tamta trójka. Skąd on ich w ogóle wytrzasnął. Pewno, że stanowiliby dobrą przykrywkę, gdyby chociaż byli podobni do "tatusia". Oczywiście, zawsze mogła to być jakaś dorabiana rodzina, ale Ashshab miał swoje obiekcje. "No i z dzieciakami to zawsze problem. Zacznie się kręcić, wypytywać, zaglądać, dotykać. Ani to bezpieczne, ani potrzebne." Myślał. W sumie nie obchodziło go co się będzie działo poniżej jego poddasza, byle w domu panowała cisza i spokój, ale nie zamierzał robić za niańkę. Nie po to tu przybył.

Zanim Słońce zaczęło dotykać zachodnich wzgórz, Rusanamani wyszedł na dach i zmówił swoje modlitwy. Następnie wymknął się po cichu z budynku. Kaptur miał zaciągnięty głęboko, a w fałdach szat skrywał swoje naostrzone bronie. Przypomniał sobie informacje, którymi podzielił się Hallex i ruszył w kierunku domu kupca. Trzymał się ciemnych uliczek i cieni. Nie wychodził na place, ani arterie miasta. Starał się zapamiętać gdzie znajdują się dobre drogi ucieczki. Kilka razy natknął się na dachowce pożerające szczury i właściwie tylko dla wprawy podkradał się do nich. Zwiedził znaczną część dzielnicy zanim stwierdził, że znalazł odpowiedni budynek. Niestety, wyglądało na to, że stoi on na środku niewielkiego placu. Na szczęście z budynkiem bezpośrednio sąsiadował drewniany magazyn.

Ashshab przyglądał się budynkowi przez całą noc. Starał się zapamiętać kto do niego wchodził a kto wychodził. Poświęcał nawet kilka minut by śledzić wychodzących i analizował ich trasy. Wypatrywał postaci, zwłaszcza strażników w oknach i na dachach.

Gdy nad Palatium pojawiły się pierwsze promyki słońca, Ashshab stwierdził, że należałoby udać się do domu, póki może zrobić to niezauważenie. W drodze powrotnej postanowił sprawdzić spelunki mieszczące się najbliżej zielonego domu. Wypytać o tutejszych zakapiorów, paserów i innych takich. Udało mu się nawet kupić porządną kotwiczkę do liny. Prawdopodobnie pochodzącą z kradzieży lub szabru, ale za to przyzwoitą cenę. Domy w tym mieście miały dość płaskie dachy i często znajdowały na tyle blisko, że dałoby się przeskoczyć z jednego budynku na drugi. trzeba się tylko jakoś dostać na górę, a lina z kotwiczką mogłaby to ułatwić.
 
uday jest offline  
Stary 18-06-2013, 05:37   #6
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Halleksie... Kim jest ten mężczyzna?

Thoer zastał wyraźnie speszoną Julię wciąż w kuchni, gdzie stanęła nieśmiało przy stole znajdującym się na środku pomieszczenia. Jej dzieci trzymały się blisko niej, niepewnie rozglądając się dookoła. Cała trójka wyglądała tak, jakby spodziewała się, że zaraz może się pojawić więcej zakapturzonych nieznajomych.
To... ktoś, z kim muszę na razie pracować. Będzie z nami mieszkał przez jakiś czas. Nie martwcie się, wygląda na ciemnego typa, ale zdaje mi się, że jest niegroźny.
Co się dzieje, Halleksie? — spytała Julia, po czym zerknęła na swoje nerwowo splecione dłonie. — To ma być nasz nowy dom?
Tak...

Miał już powiedzieć “tak mi się zdaje”, ponieważ nie był całkiem pewien, czy ten prezent Princepsa należeć miał do nich na stałe. Ugryzł się jednak w język.
A przynajmniej na razie — rzekł zamiast tego. Wydało mu się to dużo lepszym sformułowaniem. Julia spojrzała na niego jednak z rozpaczą, po czym znacząco obrzuciła wzrokiem otoczenie.
Czy ty to widzisz...? — wyszeptała łamiącym się głosem. — Czy ty widzisz, jak to wygląda?

Hallex oczywiście rozumiał w pełni, o co jej chodzi. Zielony dom nie wyglądał na skromny przybytek, nie wyglądał nawet na taki, który widział lepsze czasy. Wyglądał raczej tak, jakby przetoczyła się przez niego horda barbarzyńców z północy. Był zupełnie spustoszony i poniewierało się po nim więcej śmieci niż użytecznych mebli lub przedmiotów. Kuchnia miała co prawda kilka prostych kredensów, ale ich drzwiczki były powyrywane lub wisiały na pojedynczych zawiasach. Większa część podłogi zasłana była skorupami garnków, mis i dzbanów, które wcześniej musiały znajdować się w owych szafkach i na półkach, jednak teraz tylko parę było wciąż zdatnych do użytku. Kilka znajdujących się tutaj krzeseł także zostało połamanych. Powietrze ciężkie było od kurzu, a pajęczyny zdawały się wisieć w każdym rogu pomieszczenia, przyczepione do poobijanych ścian.

Julia chwyciła dzieci i powiedziała im, żeby wyszły. Choć lekko się opierały, udało jej się wyprowadzić je na dziedziniec, po czym powróciła do milczącego Halleksa.
No i? — zaczęła, wyraźnie próbując zachować spokój.
Co mam ci powiedzieć? — syknął Hallex, sam pokazujący teraz podirytowanie. — Dom wygląda tak, jak wygląda, ale to wszystko da się naprawić, odbudować. Nie rozumiem twojego problemu — wycedził.
Nie tak miało być! Obiecywałeś, że będzie nam się żyło tak dobrze! Mówiłeś o wspaniałościach miasta! A zamiast tego trafiliśmy do tej zaszczurzonej dziury?
Na początek! Jeszcze niedawno nie miałaś żadnego domu; nie sądzisz, że to jest poprawa? Zresztą w jaki sposób jest to tutaj gorsze od chaty, którą miałaś w głuszy?
W głuszy mieliśmy przynajmniej niepołamane sprzęty oraz zwierzęta hodowlane! Tutaj nie mamy niczego... Niczego! A z drugiej strony nie wiemy, co się tu stało, ktoś może w każdej chwili tu przyjść, jakiś obcy ma z nami spać...

Halleksowi zdawało się, że może zobaczyć, jak łzy gromadzą się w oczach Julii, chociaż jeszcze żadna nie spłynęła. Był pewien, że to tylko kwestia czasu, ale w tej chwili niewiele o to dbał.
Skąd w ogóle masz ten dom?! — wykrzyknęła.
Otrzymałem go od człowieka, z którym pracuję — przyznał, bo w tym przypadku nie widział sensu w skrywaniu prawdy. — Dla którego — poprawił się z tego samego powodu.
Powiedz mi, co to za praca! — zażądała.
Nie mogę tego zrobić — odparł wściekle.
Jak to nie możesz?! Czy nie widzisz, że ja się boję? O siebie i o moje dzieci!
Czemu jednak nie możesz mi zaufać?! Jak dotąd przecież nie stała wam się żadna krzywda, póki byliście przy mnie. Ja to wszystko robię właśnie dla ciebie i dla nich!
Naprawdę?! Wcale nie, w ogóle nie dbasz o moje dzieci! Banus prawie się nie odzywa od czasu porwania! Ciekawa jestem, czy chociaż zauważyłeś!

Hallex nie zauważył. Jeśli już miał jakikolwiek kontakt z dziećmi, to głównie w tej postaci, że ukradkiem spoglądał na tyłek Julii Młodszej. Chociaż zwrócił uwagę na to, że nigdy nie słyszy Banusa, uznał po prostu, że jest on nieśmiałym chłopcem, i nie zastanawiał się nad tym wiele. Nie podejrzewał nawet, że to może być jakiś poważny problem. Ale nie zamierzał się teraz do niczego przyznawać.
No to co, że się z nimi nie bawię czy cokolwiek byś chciała?! Jakbyś nie zauważyła, przez większość swojego czasu broniłem was przed niebezpieczeństwami! Wciąż to robię! Poświęcam się dla was!
No i świetnie na tym wychodzimy! Dzięki tobie skończyliśmy w najgorszej części miasta, gdzie nie wiadomo, co się z nami stanie następnym razem, gdy wyjdziesz z domu! TYLE WARTA JEST TWOJA TROSKA!
JESTEŚ PO PROSTU NIEWDZIĘCZNĄ SUKĄ!
MOŻE BYŁABYM BARDZIEJ WDZIĘCZNA, GDYBYŚ NAPRAWDĘ COŚ DLA NAS ROBIŁ!

Tego było dosyć. Hallex obrócił się i momentalnie wypadł z kuchni, trzaskając za sobą sponiewieranymi drzwiami tak mocno, że odbiły się od framugi i walnęły o ścianę. Ale choćby się miały połamać, Hallex o to nie dbał. Wymaszerował z domu i zagłębił się w pierwszą lepszą ulicę, nie wiedząc w ogóle, co robi. Choć wkrótce wrócił do niego rozum, wciąż się nie zatrzymał; szczerze mówiąc, miał ochotę zgubić się w licznych bocznych alejkach i ślepych zaułkach stolicy. Nawet, gdy zaczęło zachodzić słońce, nie chciał wracać — wciąż czerwony ze złości, wolał włóczyć się po mieście przez całą chłodną noc. Zachowując się jak jakiś zupełnie inny człowiek, szukał zaczepki, jakiejś sposobności, by wyładować ten gniew, który trzymał w sobie.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-06-2013 o 05:53.
Yzurmir jest offline  
Stary 18-06-2013, 22:59   #7
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ashshab

Noc dłużyła się niemiłosiernie, ale Rusanamani miał wiele rzeczy do zrobienia. Już w drodze do Voi, dzielnicy w której znajdował się dom i magazyn Mendosy, Ashshab bacznie obserwował wszystko wokoło siebie. Przez ostatnie dni zdążył poznać miasto i mniej więcej orientował się w jego geografii. Gdyby przyszło co do czego, wiedział że Via Stoccata prowadzi do pozornie ślepego zaułka, z którego bez problemu mógł się wydostać. Przecinając okolice Placu Wodnego widział nad sobą kontury wzniesionego z szarego kamienia akweduktu, którym pompowano wodę z nieodległej rzeczki. System rozprowadzania wody po mieście nie był jeszcze gotowy. Właściwie to działał tylko w obrębie dzielnicy Selendis i dostarczał wodę do Palatium. Rozległa, podziemna cysterna pod Placem Wodnym była jednak doskonałym miejscem, w którym można się było ukryć, a Ashshab wiedział gdzie znajduje się wejście do niej. Szybkim krokiem pokonał strome, wąskie uliczki Trocci, znów odnotowując w pamięci ich układ i kalkulując drogi ucieczki. W końcu dotarł do Voi i dłuższą chwilę zajęło mu znalezienie opisanego przez Hallexa domu. Trafił na niego trochę przypadkowo, obchodząc spory rynek, na którym mimo wieczornej pory wciąż panował ruch.

Pedro Mendosa zamieszkiwał jednopiętrowy dom o płaskim dachu. Budynek był nieco podobny do zielonego domu – też miał wewnętrzny dziedziniec i można było podejrzewać, że układ pomieszczeń wewnątrz jest podobny. Do domu przylegał magazyn, który był zbudowany z drewna i był o całe piętro wyższy od budynku mieszkalnego. Poza oczywistym wejściem od domu, prowadziły do niego pokaźne wrota. Tak duże, że spokojnie mógł przez nie przejechać wóz. Do samego domu wiodły dwa wejścia, zlokalizowane po przeciwnych stronach budynku. Odrzwia były masywne, wykonane z okutego żelazem drewna.

Szybka analiza otoczenia uświadomiła Ashshabowi, że przy łucie szczęścia do domu można dostać się, przeskakując nad wąską alejką z sąsiedniego budynku znajdującego się na lewo lub też pokonując szerszą ulicę z dwupiętrowych zabudowań. Można też było zarzucić linę i wspiąć się po tynkowanej ścianie albo po prostu zapukać.

Rusanamani znalazł sobie dogodny punkt obserwacyjny i spokojnie czekał. Czekał na domowników, którzy powinni wejść lub wyjść z domu. Około dwóch godzin po zmroku do domu wszedł niewysoki, kulejący mężczyzna, owinięty w jaskrawy płaszcz i w fezie na porośniętej bujnym włosiem głowie. Niedługo potem dwóch młodzieńców przyciągnęło od strony placu targowego, wypełniony towarem wózek, który wciągnęli do magazynu. Najwidoczniej musieli wejść potem do domu, bo wrota pozostały już zawarte. Potem, przez całą noc nic się nie działo.

Wracając do bezpiecznej przystani, jaką zapewnił Princeps, Ashshab zahaczył jeszcze o jedno miejsce. Był to niewielki wyszynk, mieszczący się w odrapanym domu. Serwowano tu rozwodnione wino i niezbyt smaczne przekąski, zaprawione cuchnącym sosem, ale mimo bardzo wczesnej pory siedziało tu paru niesympatycznych gości, wpatrzonych w odrapane blaty i puste talerze.

Ashshab – plotkowanie 04, sukces!


Pół godziny później Rusanamani wychodził ze spelunki z lekko bolącym żołądkiem i informacją, że gdyby potrzebował nagle czegoś się pozbyć lub miałby ochotę zakupić trefne fanty to nie ma lepszej osoby niż Alonso de la Hoya, mieszkający przy Różanym Placyku.


Hallex

Wściekły Thoer wypadł na ulicę i zupełnie nie myśląc co robi, skierował się wprost przed siebie. Kluczył po pustych, brudnych alejach i wchodził w ciemne zaułki, szwendał się bez celu po placach, na których hulał wiatr. Zupełnie tego nie zauważając przeszedł z Autumni do sąsiedniej Palarii. Ulice były tu nieco prostsze i szersze, a domy większe i lepiej utrzymane. Ale i tak Palaria cieszyła się złą sławą. Mówiono, że to właśnie gdzieś tutaj mieszka Princeps. Oczywiście nikt tego faktu nigdy nie potwierdził i równie dobrze Princeps mógłby mieszkać w opływającej w luksusy Selendis. W każdym bądź razie teraz Gnaeus Hallex włóczył się po uliczkach Palarii, rzucając wrogie spojrzenia siedzącym na progach mieszkańcom i nieuprzejmie odkrzykując zaczepiającym go dziwkom. Było kwestią czasu, aż się doigra...

Hallex – szósty zmysł 40, porażka

Szedł pustą ulicą, gdy przed sobą zobaczył jakiegoś człowieka, który z kocią gracją, w dwóch susach znalazł się przed nim i zablokował przejście.
- Co to, zabłądziliśmy? – zapytał mężczyzna i pogładził niemal erotycznym ruchem rękojeść zatkniętego za pas sztyletu. – Jak zapłacisz to pokażemy ci drogę...

Pokażemy... Hallex odwrócił głowę i kątem oka złowił ruch za sobą. Za jego plecami stał drugi oprych, w ręku trzymał pałkę.

 
xeper jest offline  
Stary 19-06-2013, 04:29   #8
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Halleksowi nagle zrobiło się zimniej, jakby owiał go chłodny wiatr — nie było to przyjemne uczucie i sprawiło, że podniosły mu się włosy na karku, ale stanowiło pewną odmianę od gorącego wzburzenia, jakie go trzymało od czasu kłótni z Julią. Nie wiedział, co myśleć o sytuacji, w której się znalazł. Z jednej strony miał trochę ochotę załatwić to bez rozlewu krwi albo po prostu uciec, tak jak tak miał w zwyczaju robić, z drugiej — zdawało mu się, że właśnie tego szukał i że tego teraz potrzebował, nawet jeśli może się to nie skończyć dobrze.

Na szczęście nie zastanawiał się, co myśleć, dłużej niż sekundę. Obrzucił wzrokiem uliczkę i zauważył, że pomiędzy dwoma domami po jego prawej znajduje się ciasna szczelina. Hallex rzucił się w jej kierunku, ale nie po to, by uciec — wiedział już, że będzie walczyć, po prostu nie zamierzał robić tego z dwoma przeciwnikami na raz. Gdy tylko znalazł się w wąskim przejściu, w pośpiechu odpiął tarczę umocowaną do jego pleców.

Ruch na K18; użycie przedmiotu.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 20-06-2013, 08:15   #9
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Oprychy - inicjatywa 6+34=40 vs Hallex - inicjatywa 9+28=37; oprychy zaczynają!

Nim Hallex zdołał dopaść do uliczki, w której miał zamiar się bronić, jeden z opryszków - ten stojący za nim, już tam był. Gnaeus w biegu odpinał tarczę, więc nie miał w rękach żadnej broni, co tamten postanowił skwapliwie wykorzystać.

oprych - ruch na I17; oprych - WW 38, porażka


I tylko zupełnym przypadkiem, w ciemnościach panujących na uliczce, bandyta zahaczył nogą o kamień. Cios, wymierzony w głowę Hallexa minął ją o kilka cali. Drugi opryszek, ten który pierwszy zaczepił Gnaeusa, widząc że ofiara nie ma zamiaru płacić, wyciągnął sztylet i ruszył swojemu kompanowi na pomoc (i15). Hallex uniósł jednak tarczę i odbijając nią kolejne ataki, ominął bandytę blokującego drogę, kierując się w stronę ciasnego przejścia tak, jak planował wcześniej.

Hallex - Odwrót na K18.


Bandyci widząc, że ich ofiara wycofuje się i zupełnie nie zdając sobie sprawy z genialności i przydatności owego manewru ruszyli do ataku. Dopiero gdy obaj na raz starali się wcisnąć w wąskie przejście, zdali sobie sprawę, do czego zmusił ich ubrany w strój legionisty człowiek.

oprych - WW 66, porażka

Bandyta z pałką wcisnął się pierwszy i chcąc nie chcąc zaatakował schowanego za tarczą Hallexa. Oprych był postawny i szeroki a alejka wąska, co nie ułatwiało mu walki. Zamachnął się pałką, a ta uderzyła w ścianę domu zamiast w Hallexa.
- Justo! Z drogi, łamago! Ja go wypatroszę - krzyknął z tyłu drugi z przestępców.

Hallex - WW 23, sukces! Obrażenia 2+4-3=3

Przyblokowanego bandytę łatwo było trafić. Trzymany wprawną dłonią gladius wystrzelił błyskawicznie zza tarczy i jego sztych ugrzązł w prawym ramieniu oprycha. Ten krzyknął z bólu i chciał się cofnąć, ale nie był w stanie. Hallex zobaczył w jego oczach strach. Chyba nie często się zdarzało, żeby jakaś ofiara kąsała tak boleśnie. Minęła krótka chwila wypełniona przepychanką między bandziorami, w efekcie której zraniony wydostał się z wąskiego gardła (g18), a uzbrojony w sztylet gdzieś pobiegł i zniknął Hallexowi z oczu.

Rok pracy jako najemnny żołnierz się opłacił. Wprawdzie Hallex w normalnych warunkach nie należał do najodważniejszych, ale być może właśnie to sprawiło, że nauczył się tak wielu przydatnych sposobów unikania ataków wroga. Teraz jednak był trochę zdezorientowany, spodziewał się bowiem, że wystarczy zwabić oprychów w przesmyk, lecz oni okazali się sprytniejsi niż myślał. Nie ważył się wyjść z ukrycia, spodziewając się jakiejś pułapki, więc cofnął się jeszcze bardziej, aż był niemalże na ulicy po drugiej stronie rzędu budynków.
No dalej! Boicie się, padalce?! — krzyknął.

Hallex - Ruch na N18.
Hallex - nasłuchiwanie 66 (PS 69), porażka

Zraniony opryszek trzymał się za krwawiące ramię i spoglądał tępo na Hallexa. Drugiego typa nie było nigdzie widać. Thoer nadstawił uszu, starając się dosłyszeć odgłosy tamtego człowieka, w końcu od tego zależało co teraz zrobi. Nic nie wskazywało na to, że bandyta jest gdzieś w pobliżu. Może zdecydował się na ucieczkę? Halleksa przeszedł dreszcz. W takich sytuacjach od każdej decyzji może zależeć życie. Ostrożnie wyjrzał za róg domu, odwracając na chwilę wzrok od rannego bandyty.

oprych - spostrzegawczość 91, porażka


Gnaeus akurat wychylił okrytą legionowym hełmem głowę w momencie, w którym rozpędzony bandyta wybiegł zza rogu. Zaślepiony żądzą pieniądza lub mordu człowiek nie dostrzegł obserwującego go Hallexa i biegł dalej wzdłuż ściany, najwyraźniej myśląc, że legionista wciąż zajęty jest walką z jego kompanem i uda mu się zaatakować go od tyłu.

Hallex - Pozycja obronna.


No i wszystko jasne, pomyślał Hallex. Dobry plan: gdyby drugi zakapior się nie wycofał, Thoer byłby teraz uwięziony pomiędzy dwoma wrogami bez drogi ucieczki. Ale jednak wyszło na jego. Cofnął się do uliczki i przygotował na nadchodzące natarcie. Miał tylko nadzieję, że drugi przeciwnik nie zorientuje się, że powinien teraz atakować.

oprych - ww (-20) 80, porażka

Zakapior zwolnił nie chcąc być usłyszanym i wszedł w uliczkę. Najwyraźniej to co zobaczył, za bardzo nie zgadzało się z tym czego się spodziewał i stracił moment na zwyczajne gapienie się i analizowanie sytuacji. Potem zamiast zrezygnować, zaatakował opancerzonego i ukrytego za wielką tarczą Hallexa. Wynik tego ataku był oczywisty. Sztylet tylko zachrobotał na okuciach tarczy, nie czyniąc skrytemu za nią człowiekowi żadnej krzywdy.
- Justo! Atakuj go! W plecy! - krzyknął zdesperowany oprych.

Atak wielokrotny.


Choć dusza Halleksa nie należała do najbardziej walecznych, nawet w nim takie momenty wzbudzały euforię. Wystrzelił do przodu, dźgając gladiusem jak kąsająca żmija. Żałował tylko, że nie miał dodatkowej pary oczu i rąk z tyłu ciała. Musiał uporać się z tym tutaj szybko.

Hallex - WW 58 (PS 17), sukces! Obrażenia 4+4-3=5
Hallex - WW 23, sukces! Obrażenia 3+4-3=4

Hallex pchnął dwa razy i dwukrotnie poczuł opór ostrza wnikającego w ciało. Bandyta wrzasnął i zachwiał się, gdy z jego bicepsa i boku pociekła krew. Najwyraźniej stracił ochotę do dalszej walki. Jeszcze w akcie desperacji cisnął sztyletem w Hallexa, który zbił pocisk tarczą, i rzucił się do ucieczki, nie oglądając za siebie. Tymczasem drugi z oprychów też zdążył się oddalić.
- Ciszej tam, jełopy! Dziecko mi budzicie tymi wrzaskami! - krzyknął ktoś i trzasnął okiennicą.

Hallex uśmiechnął się. Był pewien, że to nie podstęp i ten z napastników już go nie będzie atakował. Nawet jakby zamierzał, za chwilę straci tyle krwi, że mu się odechce. Odwrócił się, by zaszarżować na drugiego z bandziorów, ale go nie zobaczył.
Huu — sapnął. Czuł olbrzymią satysfakcję. Czy pomogło mu to w rozwiązaniu jego problemów? Nie. Ale jego mroczniejsza połowa cieszyła się tym, że mogła kogoś skrzywdzić, oddać tym bezimiennym ludziom za to, co zgotował mu los. Jeszcze nigdy walka tak bardzo go nie uradowała.
 
xeper jest offline  
Stary 21-06-2013, 17:14   #10
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Gdy zmierzał z powrotem do zielonego domu, zaczynało już świtać. W słabym blasku słońca powoli wyłaniającego się zza horyzontu i oświetlającego brzydkie budynki, Hallex obejrzał sobie przedmiot trzymany w dłoni. Rzucony w niego sztylet był jedynym, co pozostawili po sobie bandyci; przed wyruszeniem dalej Thoer wzruszył ramionami i podniósł broń. Zawsze to coś, myślał. Co prawda teraz, przy bliższych oględzinach, stwierdził że zdobycz nie jest najlepszej jakości; głownia była niechlujnie wykonana, krzywa, a rękojeść ascetyczna i niezbyt wygodna do trzymania. Hallex mógł się założyć, że to stosunkowo nowy wyrób. Po Nocy Ognia broń nie była już niestety tym, czym zwykła być — czy to z powodu braku doświadczonych kowali, czy to pośpiechu, czy to braku pełnego wyposażenia, ten oręż był zazwyczaj niskiej klasy. Do tego dochodziły olbrzymie braki w infrastrukturze hutniczej, co sprawiało, że nowo przetopione metale były bardzo kruche. Z tych względów, jak wspominał, właściwie każdy najemnik preferował stary oręż i zbroje, o ile tylko nie były całkiem przerdzewiałe. Często łatwiej i lepiej było przekuć złamany miecz znaleziony w jakichś ruinach, niż zrobić nowy.

Hallex zamyślił się, wspominając ten okres, w którym pracował jako najemnik. Nie powiedziałby, aby były to najlepsze czasy jego życia, ale były na pewno lepsze niż to, co działo się z nim teraz. Nie myślał o tym wówczas, ale wraz z Drentius spaliło się to życie, które zdołał sobie zbudować po kataklizmie. Wydawało mu się wtedy, że udając się do Burrovicum, znacznie polepszy swoją sytuację, jednak okazało się to błędem. Zastanawiał się, którzy z jego znajomych dołączyli do Ubby Lothbroksonna i czy Aulus Tiliusz już ich wszystkich dopadł.

Wreszcie dotarł do podarowanego im domu, gdzie zdawało się, że wszyscy spali. On sam był bardzo zmęczony, ale nie chciał przespać następnego dnia. Z drugiej strony jeśli mają napaść na torillskiego kupca, to prawdopodobnie i tak nocą. Hallex wyszedł na dziedziniec, z westchnięciem usiadł na ziemi, zdjął sandały i zanurzył obolałe nogi w brudnej wodzie sadzawki. Potem skierował się na piętro, znalazł sobie wolną sypialnię i poszedł do łóżka.

Nie wyspał się dobrze, ale obudził się około południa i postanowił nie marnować więcej czasu. Najpierw odnalazł Julię, która próbowała posprzątać śmieci walające się po kuchni. Spojrzała na niego chłodno, a on także nie miał ochoty na pogodzenie się. Bez słowa położył na blacie jedną monetę od Princepsa, po czym poszedł szukać Ashshaba, aby dowiedzieć się, czy Rusanamani czegoś się dowiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 21-06-2013 o 17:47.
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172