Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2013, 06:20   #1
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[The One Ring] Bractwo Krasnoludzkiej Drogi




















Najdłuższy dzień, przesilenie letnie w kalendarzu Ludzi Pólnocy w Śródziemiu nosiło nazwę Loëndë. Mieszkańcy Esgaroth roku 2946 trzeciej ery przygotowali się do obchodów hucznie. 22 czerwca był wyjątkowym okresem wielu społecznościom. Hobbici z Shire nazwali ten dzień Środkiem Roku czyniąc go centrum festiwalu Lithe. Elfy choć nie miały szczególnej nazwy, to przesilenie letnie przypadało dokładnie na środek letniego miesiąca Lairë. Środek Lata to czas zabaw, festiwali oraz wesel.

Do Miasta na Jeziorze przybyli nie tylko okoliczni farmerzy z rodzinami lecz również i kupcy z dalekich krain. Szczególną atrakcją miał być pokaz sztucznych ogni, który przyciągał do Esgaroth starych i młodych a nawet dumnych sąsiadów z Dali. Podobno inżynierowie z Samotnej Góry mieli w swej pieczy to przedsięwzięcie, choć równie wielu Ludzi Jeziora szeptało z ekscytacją, że takie dziwa na pewno będą wynikiem wizyty Szarego Pielgrzyma.

Kiedy słońce schowało się za odległym, czarnym grzbietem Mrocznej Puszczy, a nad Esgaroth zapał zmrok, ognie płonęły dookoła Długiego Jeziora znacząc jego brzeg. W niektórych częściach miasta było w cicho, ciemno i zdawały sie być wyludnionymi. Inne, wręcz przeciwnie tętniły życiem. Dzielnica kupców z Wodnym Rynkiem, centrum Esgaroth była najbardziej oświetlona. Drewniana zabudowa wymagała oszczędności w korzystaniu z latarni, więc tam, gdzie nie trzeba tego wieczoru, lub na co dzień, Miasto na Jeziorze spowite było ciemnością rozproszoną sporadycznymi ognikami starannie doglądanych ogni.




Wielu mieszkańców i gości zebrało się na tarasach domów, zajazdów, pomostach lecz również i na moście łaczącym Esgaroth z zachodnim brzegiem jak i na plażach i łąkach wokół jeziora. Wesoła muzyka i pieśni niosły się echem po wodzie wraz ze śmiechem i podekscytowanymi głosami zebranych.

Brann Skorlsunn, Eingulf Ogar oraz Dwalin syn Ginnara siedzieli na drewnianym tarasie mistrza Gloina przy stole suto zastawionym mięsnymi potrawami, plackami, piwem oraz winem. Dom ambasadora Króla Daina Żelaznej Stopy należał do jednego z najokazalszych w tym kwadrancie i znajdował się w bliskim sąsiedztwie z ratuszem. Na placu, na platformie wzniesionej ponad tłum zebranych mieszkańców, Pan Esgaroth pogrążony był w rozmowie z kapitanem Straży, mistrzem Gildii Łuczników oraz swoim asystentem o imieniu Quill.

- Panowie, wierzę, że dzisiejsza noc jest niezwykle istotna dla naszego małego miasta. Mamy gości, możnych i szlachetnie urodzonych, kupców z daleka. Kupują nasze jedzenie, piją nasze piwo, próbują naszych lokalnych wyrobów, budują dobrą wolę i co najważniejsze podpisują kontrakty... Będą długo latami opowiadać o dzisiejszym widowisku, wspominać sztuczne ognie a o poranku nasze skrzynie i skarbce wypełnią się wielce i może nawet niedługo osiągniemy pozycję naszych sąsiadów z Dali. Mieszkańcy Lasu i Samotnej Góry pokładają w nas zaufanie jakiego nigdy nie okazywali nam za czasów rządów mojego przeklętego poprzednika...

Zebrani oficerowi słuchali nie przerywając zwierzchnikowi.

- Czy Straż rozstawiona? Mamy dodatkowych ludzi z Gildii? Powinno wystarczyć, tak?

- Tak mój panie. – kiwnęli zgodnie głowami.

- A nasi honorowi goście są należycie ugoszczeni?

- Tak, mój panie, delegaci z Góry i Lasu są zadowoleni z kwater a kupieccy lordowie z Rhun już dzisiaj zgodzili na wstępne negocjacje jutrzejszego poranka. Będziesz miał panie jutro pracowity dzień.

- Wspaniale, wspaniale! Zatem zajmijmy nasze stanowiska i trzymajmy kciuki, aby te fajerwerki okazały się być choć w połowie tak imponującymi jak o nich słyszałem.










[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GcicTQq3ndM[/MEDIA]



Pierwsze gwiazdy pokazały się na niebie, gdy Pan Esgaroth wyszedł na drewnianą scenę i przemówił do zebranego tłumu witając wszystkich serdecznie. Szlachetna mowa potoczyła się donośnym głosem wspominająca wielki dług jaki wszyscy zawdzięczają poległym w Bitwie Pięciu Armii. Wszak gdyby nie zwycięstwo sprzed pięciu lat, każdy kolejny najdłuższy dzień roku nadal przykryty byłby cieniem smoka Smauga. Pan na Jeziorze mówił długo o odrodzonej nadziei i że wszystko jest możliwe jak długo ludzie, elfy i krasnoludy wspólnie budują nową przyszłość. Wrzawa wiwatów, toastów i klaskania długo brzmiała po zakończonych słowach oficjała.

Pan na Jeziorze dał znak pochodnią w kierunku mrocznej toni jeziora. Zapalone strzały wysoko wzbiły się ku niebu łagodnym łukiem opadając do wody. Wtedy z barki na Długim Jeziorze wzbiły sie ku niebu pierwsze sztuczne ognie z hukiem wybuchów eksplodując kolorowymi światłami na czarnym nieboskłonie nocy. Wielkie kłęby dymu sunęły po jeziorze ku miastu niczym ruchomy dywan ścieląc się między budynki wodnymi uliczkami drewnianych kanałów. Pan Esgaroth otoczony osobistościami klaskał spontanicznie urzeczony widokiem kanonady niesamowitych wybuchów kolorów tak samo jak rzesze stojących poniżej tłumów.

Pomimo spektaklu tańczących na niebie ogni oraz wrzawy oklasków wymieszanych z hukiem wybuchów, goście mistrza Gloina dostrzegli małe zamieszanie na scenie. Oto mężczyzna dobiegł do Pana na Jeziorze i gestykulując wyraźnie prosi go o coś. Tamten zdaje sie go wcale nie widzieć pochłonięty zamaszystym, entuzjastycznym klaskaniem, kiedy straż dyskretnie odciąga człowieka na bok uspokajająco.

Na skraju drewnianej platformy asystent Quill z kilkoma strażnikami wkrótce rozprawia o czymś z przejętym mieszkańcem Esgaroth. Hałas jest zbyt wielki aby rozmówcy mogli się dobrze słyszeć, więc stojąc naprzeciw siebie ludzie krzyczeli niemal starając sie, aby ich głosy wzniosły się ponad eksplozjami kolorowych ogni. Mężczyzna wyglądał na bardzo poruszonego i wyraźnie zdawał się być w potrzebie pomocy.

Jako, że taras mistrza Gloina wychodził w pobliże sceny, do uszu krasnoluda Dwalina doleciały strzępy krzyków człowieka.

- Mój syn!... pomóżcie mi go!... niepodobne!... coś złego!...





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 14-09-2013 o 06:02.
Campo Viejo jest offline  
Stary 27-08-2013, 20:19   #2
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Brann stał w milczeniu na drewnianym molo oparty o balustradę. Nie zwracał uwagi na jazgot mew, pokrzykiwania żeglarzy czy śmiech uradowanych dzieci. Jego spokojne oczy lustrowały odległy brzeg, przesuwały się po niebieskich wodach jeziora, śledziły drobne fale uderzające o pomost.

Bezmiar Długiego Jeziora porażał swym ogromem. Stał tak przed dobre dwie godziny, zanim poruszył się rozprostowując plecy.

- Cuda Eru są doprawdy doskonałe
- wyszeptał tropiciel.

***

Młodzieniec skierował swe kroki ku kwartałowi targowemu. Wodny Rynek o tej porze tętnił życiem. Ludzki i nieludzki gwar emanował na całe Esgaroth. Wszak bliskie święto nęciło przedsiębiorczych kupców z Dzikich Krain. Każdy z nich chciał skorzystać w dniu, gdy Nortowie zapragną wydać tych parę ciężko zarobionych monet.
Uwagę Skorlsunna, gdy już zaspokoił apetyt w przytulnej karczmie, przykuły wyroby metalowe z Południa, z dumnego królestwa Gondoru.

- Znakomite towary z południa! Nigdzie indziej nie widziane! - krzyczał postawny czarnowłosy kupiec odziany w niebieską opończę.
- Narzędzia z żelaza z Gór Białych. Cudeńka rzemieślników z mitycznego Kalembel! - zachwalał pokazując wyroby rzemieślnicze rozłożone na wyściełanej szkarłatem ladzie.


Oko Branna spoczęło na pięknych zdobionych karwaszach.

- Nie powiem. Zaiste piękne Twe towary Gondoryjczyku - powiedział głośno, zwracając uwagę kupca. - Ile sobie winszujesz za te osłony przedramion, ha?

Kupiec otaksował tropiciela i parsknął śmiechem w odpowiedzi.

- Nie rozśmieszaj mnie obdartusie. To karwasze godne dunadańskiego szlachcica. Gdzie Ci do bohaterów z dawnych lat? - zakpił.

Młodzieniec zarumienił się i zmilczał jawną obelgę. Prosty leśny człowiek, który potrafił stawić czoła oddziałowi rozgniewanych orków, teraz nie mógł znaleźć słów, by odgryźć się bywałemu w świecie Gondoryjczykowi.

Niespodziewanie dla Branna odpowiedział za niego znajomy głos.

- Kupcze z Południa! A w jaki to sposób wszedłeś w posiadanie trofeum godnego królów, aye? - spytał złośliwie Balin, bo to on był. - Czy Twe miano to Earandur bądź Meneldil? Czyżbym nie rozpoznał w Tobie potomka Isildura? Wybacz mi zatem, Wasza królewska mość. Skarby rodowe wyprzedajesz w Esgaroth? - to mówiąc skłonił się nisko przed kupcem powodując rechot pobliskich przechodniów.

- Dobrzy ludzie! - zawołał Balin, zakręcając wąsa. - Toż tu królewskie dary sprzedaje ten człowiek. Nie dla nas jego towary, za drogo, oj, za drogo, ha, ha!

Słysząc tę tyradę, kupiec przypadł blady do Balina i niemalże wcisnął mu w dłonie brannowe karwasze.

- Panie krasnoludzie, idźcie mi stąd. Klientelę mi straszycie. Weźcie te cacka na zgodę, dobrze? - zajęczał. - Nic przez Was dziś nie sprzedam.

- No, sam nie wiem, nie wiem. Skoro nalegasz, dobry człowieku, przecie tak Cię nie ostawię - Balin wspaniałomyślnie przyjął dary, a następnie wręczył je zdumionemu tropicielowi z Mrocznej Puszczy.

- Przyjmij ten podarunek, młodzieńcze - rzekł uroczyście krasnolud. - Przyda Ci się w podróży przez ciemne ostępy, które będziemy przemierzać. To dar ze szczerego serca, nie odmawiaj zatem, jeśli nie chcesz obrazić starego khazada. Jednego z Trzynastu. Nam się nie odmawia - puścił do niego oko.

Skorlsunn ani śmiał odmawiać. Wzruszenie odebrało mu mowę, jedynie potrząsnął głową na znak podzięki. W taki to oto sposób, Skorlsunn wszedł w posiadania karwaszy z Kalembel.

***

Zamieszanie podczas pokazu fajerwerków, przykuło uwagę Branna. Rozpacz starszego mężczyzny wydała mu się autentyczna, toteż podszedł do niego, ciągnąc za sobą Mistrza Dwalina.

- Jam jest Skorlsunn Brann z Mrocznej Puszczy. Co się stało z Twym synem? Możemy Ci jakoś pomóc? - wzrok młodzieńca wyrażał współczucie. - Ostatnimi czasy pomogliśmy uratować ludzi z niewoli orków z zajazdu Nad Długim Jeziorem. Może teraz też damy radę?
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 29-08-2013 o 20:58.
kymil jest offline  
Stary 28-08-2013, 17:20   #3
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Ogar cieszył się z tego, że opuszczają ponurą okolice, choćby i na krótko. Fakt odłączenia się dwójki towarzyszy co prawda go zasmucił, ale rozumiał ich powody. Felien chciała pomóc wrócić Valbrandowi, a przygody na które się ostatnio porywali, ocierały się o śmierć o wiele częściej niż to było mądre, czy wskazane. Więc i samotna podróż byłaby niemądra, zwłaszcza, że najwyraźniej sami te przygody przyciągali. Zaś co do samego dalijczyka, ciężko go było winić. Gdyby nie fakt, że na codzień był rozdarty między pogoń za nowymi szlakami a rodzinne strony, sam zapewne spakował by swój niewielki dobytek i ruszył do domu. Na to jednak jeszcze nie był czas.


Teraz zaś był czas by pamiętać o tym co dobre i zapomnieć o tym co złe. Dlatego też ponownie zarwał noc, kiedy przebyli Wodospady i starał się jak najwięcej czasu spędzić z serdecznymi mieszkańcami wioski. Podróż łodzią do Esgaroth również bardziej przypominała wypoczynek niż przeprawe, toteż wyciagnął swoją fletnię i umilał wszystkim czas. Chociaż głównie robił to dla siebie, muzyka niejako pozwalała mu się odgrodzić od wszystkich niedawnych wydarzeń.

Podczas przybycia do Esgaroth to jednak nie uczta i gorące przyjęcie, jakiego doświadczyli, poruszyło nim najbardziej, lecz przekazanie królewskiego klejnotu. Nie umiał nawet określić do końca jak się czuje, czy tak, jakby zdradził przyjaciela, mimo że nie oddychającego i zimnego jak to kamień, czy jakby zrzucił serca ciężar. Na pewno czuł stratę.
- Niech wróci do królewskiego emisariusza. – Powiedział Ogar, przekazując klejnot krasnoludowi, jednak głos miał tak ciężki, jakby warzyły się przy tym losy całego świata. Po części tak się czuł, jego świat na pewno był już inny, nim zanim zobaczył wspaniały naszyjnik.


Możliwe że zaraził się odrobinę chęcia posiadania od brodaczy, może zaś jedynie jego obolałe ostatnio nogi stwierdziły że jest to doskonały pomysł. Kiedy już był w stanie się podnieść o poranku po sutej uczcie, ruszył na Targ Wodny, wydać nieco bogactwa, jakie się nazbierało w jego posiadaniu. Krasnoludom musiał przyznać jedno. Umieli okazać wdzięczność złotem. To zaś z kolei, pozwoliło Ogarowi rozejrzeć się po cudach prezentowanych na straganach z zupełnie innej perspektywy. Mimo wygórowanych cen niektórych pokazywanych tam przedmiotów, mógł się na coś skusić. Znalazło się wreszcie coś, co przyciągnęło jego uwagę. Wspaniała laska podróżna. Nie był pewien, chociaż wszystko mu się zgadzało, prawie każdy detal, poza jednym. Jak jeden z Kijów Podróżnych ludzi z Białych Gór, zawędrował aż tu. Nie mógł przeoczyć takiej okazji i mimo tego, że pomimo solidnego targowania handlarz zażyczył sobie sumę niebagatelną, to jednak nie mógł go sobie odmówić.

Wędrówki po mieście na jeziorze, zaprowadziły go ponownie, do kobiety, u której dowiedział się o odświeżających ziołach. Nie mógł przepuścić możliwości wymiany opinii i uczenia się, u kogoś aż tak z nimi obeznanego. Była również dobrym słuchaczem, więc mógł nieco zrzucić to, co mu leżało na sercu, a jednocześnie nauczyć się czegoś nowego. Obie strony były zainteresowane, Ogar uczeniem się o ziołach i leczeniu trucizn, zaś Tulea wykorzystaniem gry Eingulfa, do zabawiania swoich pacjentów, coponiektórych przykutych do łóżka na dłuższy czas. Leśny człowiek nie mógł nie skorzystać z takiej okazji. Kiedy mógł, uczył sie o ziołach, zaś kiedy grał na fletni, przelewał w muzykę wszystko co mu leżało na sercu. Nie zawsze były to spokojne nuty, jednak nikt nie narzekał dzięki temu na nudę.



Nadeszła wreszcie wyczekiwana przez wielu najdłuższa noc roku. Tłumy dookola, on wraz z towarzyszami na sali biesiadnej, na której pełno było możnych gości. Całkowicie tutaj nie pasował, czuł się nieco przytłoczony, więc kiedy tylko mógł trzymał się cienia. Zamieszanie na scenie było dla niego doskonała okazją do tego, by się wyrwać. W rodzinnej wiosce, takie zaginięcie od razu wszczęło by alarm, głównie z powodu bliskości Mrocznej Puszczy, tutaj patrzono na to najwyraźniej nieco mniej poważnie. Chciał się stąd wyrwać i właśnie miał okazję. Wynurzył się niczym z pod ziemi tuż obok Branna.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 30-08-2013, 22:51   #4
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Dwalin z przyjemnością, ale nie naprzykrzając się zbytnio gospodarzowi, korzystał z gościnności ambasadora Gloina. Chłodne piwo i wystawne krasnoludzkie jedzenie szybko zregenerowały jego nadwątlone po niebezpiecznej podróży siły. Wolny czas khazad spędzał oczywiście w księgach i mapach, zarówno tych dostępnych u mistrza Gloina, jak i przeglądając ofertę znajomego już handlarza map. Ostatnio jednak kierując się jakąś nieznaną sobie wcześniej potrzebą serca, postanowił napisać poemat opisujący wszelkie okoliczności odnalezienia i uwolnienia posłów króla Daina. Szło mu niesporo gdyż nigdy wcześniej nie robił czegoś takiego, ale że był oczytanym krasnoludem wtedy po dłuższym czasie udało mu się stworzyć dzieło które nie kaleczyło uszu podczas recytacji.

"Pięcioro śmiałków o dzielnych sercach na pomoc zaginionym ruszyło.
Na Długich Bagnach, smrodliwych i mrocznych, dwóch krasnali szukało.
Trolla spotkawszy, wnet go ubili i w kamień zimny zmienili.
Ruszywszy dalej do twierdzy upadłej trafili.
W ruinach starych zło pradawne już na nich czyhało.
Duch w nich był jednak czysty i złym mocom się oparł.
Zaskoczywszy wargule, zaginionych z rąk śmierci wydarli.
I choć ich przeklęty skarb kusił, na wolność się wszyscy wyrwali.
Valbrand wojownikiem był dzielnym, Felien łuczniczką wspaniałą.
Engulf medykiem był zacnym, Brann tropicielem szczwanym.
Ostatnim był Dwalin przewodnik, a zguby to Oin i Balin."


Pewnego dnia ni stąd ni zowąd w domu Gloina zjawił się nie kto inny jak sam Gandalf Szary. Oczywiście była to niezła okazja do spędzenia wspólnego wieczoru, który pełen był niesamowitych opowieści, przy kuflach korzennego piwa i suto zastawionym stole. Czarodziej jednak w pierwszej kolejności chciał usłyszeć całą historię związaną z akcją ratunkową. Opowieść zaczął Balin na przemian pozwalając ją uzupełniać Brannowi, Engulfowi i wreszcie Dwalinowi. Przy momencie gdy awanturnicy mieli zmierzyć się z wargulami i o tym jak Dwalin zamknął im przejście, oczy czarodzieja rozbłysły dziwnym blaskiem, a przynajmniej tak wydawało się bohaterowi tego zdarzenia. W każdym bądź razie jakiś czas później, gdy atmosfera po kilku piwach zrobiła się trochę luźniejsza, Dwalin poprosił Szarego Pielgrzyma o chwilkę rozmowy na osobności.

-Nie wiem jak to powiedzieć - zaczął niepewnie krasnolud - ale jako że jesteś czarodziejem i zapewne wiesz to i owo.
- Przejdźże do rzeczy Dwalinie zanim zjedzą nam wszystkie słodkie bułeczki które właśnie podano - ponaglił go czarodziej.
- No więc zapewne słyszałeś dzisiaj, że mam pewną zapomnianą wiedzę mego ludu, jednak nie jest ona pełna - ciągnął dalej khazad - ty będąc ekspertem w dziedzinie magii zapewne wiesz coś na ten temat. Stąd więc jest moja prośba do ciebie, czy mógłbyś przekazać mi to co wiesz o starych mocach krasnoludów.
- Zadziwiasz mnie synu Ginnara - odpowiedział lekko rozbawiony czarodziej - ale nie brakuje ci odwagi, czy może głupoty skoro prosisz mnie o przyjęcie do terminu. Dobrze więc przekażę ci to co wiem, jednak nauka nie potrwa długo, gdyż wkrótce opuszczam miasto.
Dwalin podziękował uprzejmie, między innymi kłaniając się tak głęboko, że o mały włos nie fiknął kozła.

Tak właśnie syn Ginnara rozpoczął naukę u jednego z największych magów Śródziemia, naukę która oprócz wiedzy przyniosła także przyjaźń.
 
Komtur jest offline  
Stary 01-09-2013, 08:30   #5
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





- Jam jest Skorlsunn Brann z Mrocznej Puszczy. Co się stało z Twym synem? Możemy Ci jakoś pomóc? - wzrok młodzieńca wyrażał współczucie. - Ostatnimi czasy pomogliśmy uratować ludzi z niewoli orków z zajazdu Nad Długim Jeziorem. Może teraz też damy radę?

- Wybawiciele tych od Smoczego Łba? Tak, tak. Chyba każdy w Esgaroth słyszał. - mówił z przejęciem. Szybko. - Syn mój zaginął. Musiał. Nie wrócił do domu.

- Znajdzie się. Święta czas. Zamartwiacie się niepotrzebnie. - poklepał go po ramieniu stojący obok strażnik a asystent Mistrza Esgaroth pokiwał głową, jakby mówił “Wszystko będzie dobrze”.

- Jak do rana nie wróci, to zaczniemy szukać, tak? - rzekł Quill.

Eingulf nadstawił ucha, młodzik taką nocą mógł spokojnie się zgubić lub zakopać w sianie ze śliczną dziewczyną. Z drugiej strony, była to doskonała wymówka, żeby stąd zniknąć. Pewnie, że przyjęcie było wspaniałe, jadło, napitki. Niestety obecność możnych nieco krępowała Ogara. Dawno nie polował, i chociaż szukanie chłopaka nie mogło się równać pogoni za sarną, czy obława na dziki, to jednak było wyzwaniem. W mieście jeszcze nie polował, więc idea bezkrwawych łowów szybko zakiełkowała w jego umyśle.

- Czas się znajdzie, ale jeśli twoi ludzie będą mieli na niego oko, to nic się nie stanie, człowiek się uspokoi, ktoś może go przyuważy, a jeśli nie, to znaczy że faktycznie coś się mogło stać. Ostatnio sporo się dzieje. Pod Smoczym Łbem też ponoć było spokojnie. - Powiedział spokojnie Quillowi. - Zastukał palcami o wargi, udając chwilowe zamyślenie. - Powiedz no lepiej jak ten twój syn wygląda, gdzie chadza i gdzie go ktoś ostatnio widział? Im więcej będziemy wiedzieć, tym łatwiej coś ustalić lub znaleźć go w tych tłumach.

- Egwin me imię. – dodał śpiesznie do leśnego kompana Branna. – Syna zaś Edor. Średniego wzrostu, czarne loki ale krótko przycięte na dalijską modę, oczy niebieskie i gęste, duże piegi po matce... Już jego przyjaciół niektórych pytałem, ale nie... mówią, że go nie widzieli… - rozłożył roztrzęsione ręce ze zgrozą obserwując ognie, zaciskając pięści i żuchwę. - Jednego jego mam już tylko. Małżonka z córką w płomieniach odeszły z tego świata przez przeklętego gada co gnije na dnie naszego jeziora…

- Ja z wami pójdę. - wąsaty strażnik zgłosił się na ochotnika. - Mam syna w wieku podobnym. - spojrzał pytająco na kapitana i asystenta Quilla.

Ich zgoda objawiła się kiwnięciem głowami przed pośpiesznym powrotem na opuszczone stanowiska.

- Spróbujemy go znaleźć, ale najpewniej gdzieś się zapatrzył na cuda natury… to taki wiek. - Ogar puścił oko i ruszył w kierunku wyjścia. Najłatwiej było najpierw sprawdzić przeprawy, wyeliminowaliby wtedy możliwość, że dzieciak jest poza miastem i być może utknął po prostu. Wiele scenariuszy było możliwych, miał nadzieję, że to jeden z tych lepszych.










Strażnik miejski nazywał się Karl i towarzyszył ojcu oraz bractwu w poszukiwaniach Edora. Szybko ustalili, że łodzie nie odpływały po zmroku zgodnie ze świątecznym rozkazem z ratusza. Jedyne łodzie, które wypłynęły to barki ze sztucznymi ogniami. Strażnicy Bramy nie mogli powiedzieć jednoznacznie czy widzieli chłopca czy też nie. Ludzie w wielkich liczbach przybywali do miasta jak i je opuszczali aby zająć dobre miejsca na plaży do oglądania fajerwerków.

- Nie wiem, gdzie mógł pójść... – bąknął szesnastolatek unikając wzroku ojca Edora.

Chłopak nie mógł oderwać oczu od Branna, który faktycznie odkąd nosił swoje zdobione karwasze zdawał się być nie tylko jakby dostojnym ale i bardziej mężnym. Dziwna to była kombinacja, gdyż Leśny Człowiek proste nosił szaty jak i reszta jego ludu. Praktyczne, skórzane z elementami zbroi dziwnie kontrastowało z niesamowitymi przed ramiennikami lecz bardziej uzupełniały się niż kłóciły.

- Mów chłopcze co wiesz. – Dwalin mruknął ściągając brwi.

- Pomyśl o ojcu Edora. Jak twoi rodzice zamartwialiby się, gdybyś ty tak do domu nie wracał? – zauważył Eingulf. - Dziewczynę w mieście ma nasza zguba?

Młodzieniec widząc na sobie surowy wzrok krasnoluda, Karla oraz proszący starego Egwina zmieszał się.

- Nie ma dziewczyny, ale zaleca się do Asny, córki garncarza. Mówił, że węgorze idzie na staw nałapać dla niej.

- Na Staw Węgorzy? – ojciec rozmówcy, który stał za nim trzepnął chłopaka lekko w czuprynę. – Mówiłem tyle razy, żeby tam nie łazić! Byłeś z nim tam, tak? –mówił stanowczo lecz nie podnosił głosu.

- Powiedz co wiesz. – stary Egwin uspokajająco położył dłoń na ramieniu rodziciela przepytywanego.

- Nie, ja nie byłem. Wiem tylko co mi mówił. Tak miał w zamierzeniach. – podniósł głowę na swojego ojca przejęty.

- Do domu Asny pójdźmy. – wtrącił wąsaty strażnik. – Gdzie ona mieszka?

- Już byłem Karlu. To mych sąsiadów córka. Już z nią rozmawiałem. Nie widziała syna mego... – westchnął ojciec Edora.

- A co to za Staw Węgorzy? – zapytał Brann zaciekawiony.

- Tam na wzgórzach. – Karl wskazał ręką na wschód. Zatoka wgryza się między strome skałki. Potok tam nim wpadnie do jeziora staw tworzy z węgorzy tam słynący w okolicy. Młodzież ciągnie tam ryby łowić, skakać z skał do wody, jak to młodzi. Ale to okolica, w której po zmroku polują wilki i inne stworzenia. Miejsce to niebezpieczne. – pokiwał poważnie głową zatroskany strażnik.

- Zbadać to trzeba. – podchwycił Eingulf.

- Koniecznie. – poparł go skory do poszukiwań Dwalin.










Dwie godziny później duża łódź Egwina dobiła do małej plaży wschodniego wybrzeża we wgryzającej się w pomiędzy strome wzniesienia i skały poszarpanej zatoki. Noc była wciąż ciemna a dym sztucznych ogni do społu z chmurami zakrywał gwiazdy i księżyc. Z pochodniami w dłoniach ruszyli wzdłuż brzegu.

- Tam! – Dwalin wskazał ręką przed siebie. – Łódź.

Pobiegli, choć nie dostrzegali tego co krasnolud i wkrótce ujrzeli to o czym mówił Dwalin. Na w pół wyciągnięta na brzeg, spoczywała obmywana wodą dwuosobowa łódka.

- Tak. To jedna z naszych! – ojciec dopadł łajby zaglądając do środka.

Była pusta nie licząc wioseł i zwiniętej liny.

- Choćmy. – ponaglił Karl. – Chłopak nie wrócił. Znam tę okolicę.

Patrzył na barczyste wzgórza w pomiędzy które odbijała wodna odnoga skąd dobiegał cichy szum wodospadu.

Droga na skałki przypominała bardziej wspinaczkę niż wędrówkę ale na szczęście niezbyt długą.

Na szczycie wzgórza zobaczyli w dole czarne oczko wodne ku któremu ruszyli wybierając mniej strome zejście. Tafla była niezmącona i faktycznie bardzo pasowała nazwa stawu do tego miejsca. Otaczały go skałki a kilka z nich wyrastało niemal pionowo z wody i łatwo można było sobie wyobrazić skaczącą z góry do kąpieli młodzież.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jJtbNdEMJ9k[/MEDIA]


Nie uszli daleko, gdy w blasku pochodni, które odbijały się od powierzchni wody ujrzeli na piasku małej plaży kształt przypominający ludzką postać. Brann z Eingulfem dobiegli pierwsi. Zaraz potem Dwalin z Karlem i w końcu zziajany starzec.

Chłopiec wyglądał jakby spał. Leżał na boku z podkurczonymi nogami a ręce miał złożone razem i jak niczym poduszka wsunięte pod policzek. Zdawał się być w wygodnej i beztroskiej pozie śpiącego snem głębokim. Leczy były to pozory, które utrzymały się tylko kilka chwil.

- Nie!! – rozdzierający krzyk starca rozpruł nocną ciszę echem odbijając się od skał i tocząc między wzniesieniami i po wodzie. - Egwin padł na kolana szlochając powstrzymywany przez Karla, Branna i Dwalina.

Eingulf wbił dwie pochodnie w piach i ostrożnie pochylił się nad nieruchomym chłopcem. Wiedział, że nie żyje. To się czuło. Nie oddychał. To co jednak wskazywało na to dobitnie to były ryby ułożone jedna przy drugiej wzdłuż ciała młodego Edora. Na ramieniu, boku, biodrze, kolanie i łydce leżały nieruchome węgorze. Oczy młodzieńca były zamknięte, twarz i ręce czyste i tylko guz z zadrapaniem na rozbitej skroni tym świeżym znakiem obrażenia mącił bijący spokój od twarzy młodzieńca.

Ogar zbadał ciało chłopca najlepiej jak umiał i stwierdził upewniając sie kilkakrotnie, że chłopiec nie zmarł od uderzenia w głowę.

- Edor został uduszony. – powiedział cicho.

Ojciec w końcu dopadł do nieżywego dziecka i szlochał tuląc ciało syna do piersi.

Karl stał ze spuszczoną głową z milczeniu. Brann podniósł z piachu wiklinowy, pusty kosz na ryby. Dwalin z pode łba grzbiety okolicznych skał. Eingulf wstał z kolan zasmucony, że nie mogli pomóc młodzieńcowi.

Do świtu została najwyżej godzina. Była to wszak najkrótsza noc w roku.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 04-09-2013, 14:36   #6
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Cały czas miał nadzieję że wszystko zakończy się dobrze i chłopak znajdzie się cały i zdrowy. Niestety, gorączkowe poszukiwania w mieście i podróż łódką całkowicie zgasiły to uczucie graniczące z pewnością. Znależli chłopaka i owszem, niestety martwego. Co gorsza, ktoś go udusił, więc pytania takie jak kto, nasuwały się same.

- Niech nikt się nie rusza. Skoro został uduszony i zostawiony w takiej pozycji, to muszą być tu jakieś ślady, najprawdopodobniej butów, być może w piasku na brzegu drugiej łódki. – Rzucił do wszystkich. Był wściekły, jak ktoś mógł zrobić coś takiego w najkrótszą noc roku. W dniu, kiedy wszyscy powinni się bawić i radowac, po prostu gasić czyjeś życie, które wcale się tak dawno nie zaczeło.


Wziął do ręki pochodnie, posiłkując się tymi wbitymi już w ziemie, próbował wyśledzić co tu się dokładnie działo. Skoro został uduszony, musiała nastąpić jakaś walka. Te zawsze zostawiały jakieś ślady. Pochylił się i mocno przygładał terenowi, próbując sobie zwizualizować w głowie co tu się działo.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-09-2013, 13:35   #7
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Złe rzeczy przychodzą nagle, nieoczekiwane przez nikogo. Tak też było w przypadku młodego Edora. Jeszcze po południu cieszył się nadchodzącym świętem, a teraz leżał martwy nad stawem. Dwalin choć nie chciał po sobie tego pokazać, był podobnie jak reszta wstrząśnięty tym co się stało, jednocześnie narastała w nim ogromna chęć dopadnięcia złoczyńcy. Zdając się na zdolności Branna i Eingulfa na razie nie przeszkadzał w poszukiwaniach śladów wokół zamordowanego. Zabójca nie mógł odejść daleko, dlatego jedyne co na razie robił krasnolud to było wypatrywanie w mroku jakiegoś ruchu. I rzeczywiście Dwalin w końcu coś zobaczył i wkrótce stwierdził że wcale mu się nie podoba to co widzi. Świecące w ciemnościach punkciki, oznaczały że ktoś ich obserwuje i to z kierunku do którego wiodły ślady pozostawione przez mordercę. Dodatkowo khazad zauważył coś jeszcze, cieniste sylwetki przemykające w mroku. Nie mogło być wątpliwości że były to wilki.

- Panowie sprawa jest poważniejsza niż nam się wydaje - zwrócił się do towarzyszy gdy zrozpaczony ojciec i strażnik miejski wkładali ciało nieszczęsnego Edora do łodzi - Wygląda na to że chłopca zabiły podłe gobliny. Widzę kręcące się po okolicy wilki, a na wzgórzach są jacyś obserwatorzy. To muszą być te obrzydłe ścierwa, ale w trójkę nie damy im chyba rady. Proponuję wrócić się do miasta i zorganizować szybki oddział odwetowy.
 
Komtur jest offline  
Stary 08-09-2013, 09:12   #8
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Łódź płynęła w ciszy. Chłopiec spoczywał na dnie otulony kocem. Jego ojciec siedział nieruchomo, nieobecny. Nim dobili do pomostu słońce wschodziło szkarłatną łuną. Brann obrócił twarz ku miejscu skąd płynęli i gdzie będą wkrótce wyruszali z powrotem. Czerwień na niebie, zgodnie ze starym powiedzeniem, wskazywała dobitnie, że krew została przelana tej nocy. Istotnie tak było.

Choć uroczystości juz sie skończyły to miasto zdawało się jakby wcale nie kładło się spać, bo mimo wczesnej godziny wciąż wielu ludzi było na ulicach. Od portu strażnicy od razu zauważyli co się stało i poszli razem z nimi. Wkrótce i mieszkańcy dołączyli i kiedy razem ciałem chłopca doszli w milczacej procesji do siedziby Władcy Miasta.

Na spotkanie wybiegł im asystent Quill, zaraz potem dołączył Mistrz Gildii Łuczników Agnarr. Straż odsunęła zgromadzonych ludzi, którzy zaczynali tłoczyć się wokół Edora. Karl po krótce przedstawił zwierzchnikom co się stało.Tym razem oficerowie podeszli do sprawy poważnie. Żadne słowa nie były w stanie naprawić tego co się stało a mimo to Quill oraz Agnarr przeprosili Egwina mimo, że wedle słów Ogara chłopiec była nieżywy od kilku godzin i nawet najszybsza łódź wielo żaglowa i choćby cały oddział straży nie wróciłby chłopcu życia.









Godzinę potem, po krótkich przygotowaniach do podróży, płynęli biorąc azymut na Węgorzowy Staw. Tym razem w wyniku nalegać Dwalina w łodzi było z nimi trzech łuczników znad szuwarowego jeziora i Karl. Kim był morderca chłopca? Jaki miał motyw? O co walczył z Edorem na plaży? Dlaczego nie ukradł ryb a wręcz ułożył je jakby w geście prośby przebaczenia, wyrzutów sumienia? Czyż nie złożył obmytego ciała chłopca jak do snu?


Za dnia staw wyglądał uroczo. Woda wręcz niezmącona odbijała lazur nieba a wzgórza zieleniły się wysoką trawą i krzewami. Skałki malowniczo wpisywały sie w krajobraz okalając wodne oczko. Podjęli trop z miejsca gdzie znaleźli ciało Edora. Nieco dalej Brann znalazł kawałek postrzępionej liny przywiązanej do wbitego w plażę kołka. Cokolwiek było na jej końcu teraz znikło. Ktokolwiek czyścił na plaży ślady za sobą nie musiał tego robić zbyt długo. Piach zmienił się w trawę a trawa przeszła w kamienne podłoże skał. Tam trop sie urwał.

Po wdrapaniu sie na wzgórza na jednym z nich znaleźli ślady obozowiska. Przy wypalonym ognisku leżały ogryzione kości małych zwierzątek. Stamtąd wyraźny trop czterech stóp wiódł na wschód. Wraz z przybyszami był jeden zwierz, duży wilk lub warg. Po naradzie Ogar z Brannem doszli do tych samych wniosków. Co najmniej czterech tropicieli snaga z wargiem. Dziwne to było odkrycie. Orki tak blisko jeziora. Tak blisko Esgaroth. Trop miał jeden dzień wiódł na południe wzdłuż rzeki przez mokradła, które były częstym widokiem między Długim Jeziorem a Czerwoną Rzeką.

Skorlsunn pochylił się nad ziemią, kiedy na ślady nałożył się jeszcze jeden, świeższy trop bosych stóp. Brann z Ogarem podrapali się po głowach. Ciężko było stwierdzić do kogo mógł należeć. Raczej nie do goblina. Raczej człowieka lub hobbita bądź też bosego krasnoluda. Bractwo musiało postanowić co dalej. Karl powiedział, że chętnie pójdzie dalej jeśli tak postanowią leśni ludzie z krasnoludem. Łucznicy z Esgaroth nie mieli również nic przeciwko.

- Też mamy dzieci.
- Orcze ścierwa zapłacić muszą. Ścigajmy!
- Nie pozwolimy, żeby tak blisko naszych domów znów podchodziły!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 08-09-2013, 23:07   #9
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Otaczała ich poranna cisza, momentu kiedy nocni bywalcy kładli się spać lub przyczajali a poranni dopiero się rozbudzali. Przynajmniej jeśli chodziło o naturę i ptaki. Tak więc jedynym co rozpraszało grobową atmosferę, było uderzanie wioseł o spokojną taflę jeziora. Spokój był iluzoryczny. Tak samo jak jezioro jedynie z wierzchu wydawało się nieruchome. Na twarzy Ogara można było dostrzec lekkie otępienie całą sytuacją. Kończyła się przecież najkrótsza noc w roku, w tragiczny sposób. Poczytywał to niejako za zły omen. Wewnątrz wrzał, był jednocześnie wściekły, a z drugiej strony nie wiedział co zrobić. Nawet jego umiejętności nie byłyby w stanie postawić Edora z powrotem na nogi.



Dopłynęli do miasta nie zamieniwszy wielu słów. Ze strażników szybko wyparował świąteczny nastrój, gdy tylko zobaczyli martwe ciało chłopca. Resztki wczorajszej zabawy zaś zamieniły się w procesję ku siedzibie władcy. Eingulf nie chciałby być na jego miejscu. Dobrze przynajmniej że jeden ze strażników zgłosił się im towarzyszyć, inaczej cała gildia łuczników by się pokpiła. Myśli te przepływały przez głowę Ogara nie goszcząc w niej na zbyt długo. Wybawił nieco Quilla i Agnara od ciężaru jaki musieli poczuć na barkach. Zdając relację, stwierdził wyraźnie że Edor był martwy już od kilku godzin kiedy go znaleźli.



Jakiekolwiek stwierdzenia czy przeprosiny nie miały jednak chwilowo znaczenia. Ważne było znalezienie sprawcy. Tak więc po krótkich przygotowaniach, w zwiększonym składzie, płynęli ponownie w kierunku miejsca zbrodni. Teraz w świetle dnia, można było w końcu dobrze wybadać ślady. Cztery orki i warg były zagadką samą w sobie, problem jednak bardziej skomplikował kolejny trop. Odkryty przez Branna odcisk bosych stóp. To było równie zagadkowe, jak pojawienie się stworów cienia tak blisko Esgaroth.
- Panowie, proponuję najpierw skupić się na tym drugim śladzie... orki nie duszą swoich ofiar tylko po to żeby zostawić je w ten sposób. – Cieszył sie że strażnicy byli chętni im towarzyszyć, tam gdzie znalazło się kilku orków, mogło ich być więcej a choć zdawało mu się że to nie ich najbardziej będą gonić, wyczuwał w powietrzu niebezpieczeństwo. Pogładził swój nowy kostur, zdawało się że będzie musiał zdać swój pierwszy egzamin.
- Gotowi? – Uśmiechnął się nieco smutno, czekała go droga, z tego się cieszył, jedynie okoliczności ciążyły mu na duchu.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-09-2013, 19:11   #10
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Brann od pewnego czasu wydawał się być nieobecny duchem, mimo iż jak tylko mógł próbował odczytać ślady przy Węgorzowym Stawie. Zdawkowo odpowiadał na pytania towarzyszy, błądząc myślami gdzie indziej.
Dawał sobą powodować przyjaciołom, nie mając pomysłu co uczynić dalej. Wszak lepiej robić coś niż nic. Teraz jednak cel wydawał się namacalny. Łamigłówka nie mogła zostać na razie rozwiązana, ale Skorlsunn czuł, że jest bliżej niż dalej. Poczuł, że nabiera nowych sił.

- Dalejże - odparł na słowa Ogara. - Zapolujmy. Nuże. Ślady są ledwie widoczne - uśmiech rozjaśnił ponure dotąd oblicze tropiciela. Gotów był do drogi. Wyzwanie zostało podjęte.
 
kymil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172