Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2013, 18:56   #1
 
EgzioProject's Avatar
 
Reputacja: 1 EgzioProject nie jest za bardzo znanyEgzioProject nie jest za bardzo znany
[Autorski] Wojna Domowa


Chapter 1
Pan Wojny Domowej





Rok 456 28 czerwca.

Wanderos, miasto należące dosłownie do każdego kraju - miejsce w którym władcy co roku spotykali się by omówić swoją sytuacje polityczną, by zawiązać sojusze i wdać się w konflikty (z lekkim przymrużeniem oka na krasnoludy gdyż oni deklarowali wzięcie udziału w każdym konflikcie, co z ich strony było bardziej żartem aniżeli wypowiedzeniem prawdziwej wojny). Dzisiaj był właśnie taki dzień, siedzieliście w jednej z komnat zamku i domu władcy miasta Wanderos w okół okrągłego stołu - Herios (władca Wanderosa) był ogromnym miłośnikiem ,,Rycerzy okrągłego stołu'' przez co wystrój ogromnie przypominał ten znany z powieści i obrazów o królu Arturze i jego poddanych. Herios obserwował was czujnym wzrokiem ale nie odezwał się, wiedział ze nie ma wiele do gadania, bawił się swoją drewnianą kostką do gry trzymając lewą rękę na mapie świata.
- Nekromanci i buntownicy pierwszy raz zaszczycili nas swoją obecnością! - krzyknął syn Heriosa, wysoki czarnowłosy mężczyzna siedzący u boku swego ojca - Ojcze, czymże sobie te potwory zasłużyły byś pozwolił im przebywać w tym dniu razem z nami?
- Zamilcz chłopcze - powiedział Herios i podniósł lewą dłoń gestem próbując uciszyć swego syna, ale ten nie chciał skończyć
- Z tego co wiem te obrady są stworzone dla władców a nie dla wrogów świata którzy nic nie znaczą w naszej polityce - skończył syn, Herios spojrzał na niego gniewnie
- Ci ludzie również mają własne ziemię i również powinniśmy ich włączyć do dyskusji, nie obchodzi mnie kim są bądź kim byli... dzisiaj mają takie same prawa jak wszyscy inni władcy - powiedział, jego syn zrobił naburmuszoną minę i nie odpowiedział swemu ojcowi, wiedział ze kiedy ojciec coś powie to nie zmieni zdania. Chociaż na zmianę zdanie i tak było już za późno, nekromanci i buntownicy siedzieli przy stole u boku ludzi, krasnoludów i elfów..
 

Ostatnio edytowane przez EgzioProject : 03-11-2013 o 13:34.
EgzioProject jest offline  
Stary 03-11-2013, 12:01   #2
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
Podróż:

Valandrian wyruszył na zjazd, z jednej z przygranicznych wiosek, gdzie wraz ze swoimi najodważniejszymi i najwaleczniejszymi kompanami opijał udane polowanie. Za prawdę, godne to były łowy. 20 wilczych futer, 3 niedźwiedzie skóry i tyle mięsa, dziczego i sarniego, że po zasoleniu i wysuszeniu wszystkiego starczyłoby chyba na rok, przy skromnej diecie.
Mężczyzna żałował trochę że musi jechać. Nigdy nie lubił długich podróży, a ponadto miał niepohamowaną chęć zalania się w trupa, wraz z przyjaciółmi. Ten zjazd, mógł być jednak oknem na świat dla jego ludzi. Może w końcu zostaliby okrzyknięci mianem "Wolnych Ludzi", a nie jak dotąd "buntowników".
Spakował więc to co najpotrzebniejsze. Trochę suchego prowiantu, łuk, strzały, skórzany kołczan, dwa zakrzywione ostrza które zawiesił u pasa, krótki miecz i z 20 bukłaków piwa. Dodatkowo, ubrał pod lnianą koszulę żeliwny napierśnik i na niego podwójnie utwardzany, skórzany kaftan. Zawsze trzeba było być gotowym na wszystko. Lider buntowników, nie wiedział jak przebiegają tego rodzaju spotkania. Może dojdzie do jakichś burd? Kto wie?
W każdym razie po porządnym śnie, mężczyzna wyruszył na swojej szkapie w podróż.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AQHr8k_-yXU[/MEDIA]

Jechał przez lasy, łąki, pola doliny, różnego rodzaju nieużytki i przez góry, które uroczyły go swoim majestatem.



Podziwiał ich wysokie szczyty, pokryte z wierzchu śniegiem. Tak... to było to. Góry dawały mu siłę i pozwalały wrócić do korzeni. Z uśmiechem patrzył przed siebie. Później także zobaczył wiele pięknych miejsc, ale żadne nie dorównywało temu. Wiedział jednak, że już niewiele drogi mu zostało i postanowił bardziej skupić się na jeździe. Tak też zrobił i po kilku dniach drogi ujrzał mury miasta Wanderos.

Na zjeździe:

Valandrian, tak jak pozostali władcy zasiadł przy małym, okrągłym stole przywódcy miasta. Rozglądał się ciekawie, po szychach z jakimi przyszło mu zasiąść. Był tutaj dumny król ludzi, pięknie odziany władca elfów, tężny fizycznie imperator krasnali i ktoś, kto chyba miał coś wspólnego z nekromantami. Ciarki go przeszły, gdy wyobraził sobie tysiące zombie i szkieletów, których jest w stanie przywołać ten skromny, blady człowiek.
Monotonię gapienia się, przerwał nagle głos syna władcy miasta. Jego głupkowata uwaga poruszyła lidera "Wolnych Ludzi" , do żywego.
"Potwory"? Miał na myśli ludzi Valandriana, czy nieumarłych? Mężczyzna ze wściekłością zacisnął pięści pod stołem. Gdyby coś takiego zdarzyło się w jakiej tawernie, to panicz z pewnością już by leżał na ziemi, kwicząc z bólu i próbując zatamować krwawienie z rozwalonego nochala. Ledwo się zdołał powstrzymać, a już nadeszła kolejna obelga. "Wrogów świata"? Ten gołowąs chyba na prawdę dawno nie dostał po łbie.
Jedynym co go mogło teraz uspokoić, był alkohol.
-Za przeproszeniem, możni panowie. - rzekł do otaczających go władców, wyjmując zza pasa małą glinianą buteleczkę z cienkuszem.
- Coś czuję że to będzie niezwykle interesująca konwersacja. - powiedział, od razu rozpromieniony Valandrian.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 03-11-2013, 12:06   #3
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Elanir siedział spokojnie na miejscu, które zajmował od dziesięciu lat, po jego prawej stronie stał wysoki blondyn trzymający włócznię w prawej ręce, a po jego lewej stronie stał wysoki elf w ubiorze, który jedno znacznie wskazywał na maga, lub uczonego. Elanir wypił łyk wina, po czym pokręcił z nie dowierzaniem głową.
- Do czego to doszło, by na to spotkanie zaproszony został buntownik, który nie jest w stanie utrzymać w ryzach własnych ludzi. - Rzucił Elanir, ni to do Valandriana, ni to do samego siebie.
- Jak skończymy tą rozmowę to stawiam ci wino, najlepsze, krasnoludzkie, mądre rzeczy prawisz. - rzucił syn władcy, kiedy ojciec rzucił mu kolejne gniewne spojrzenie.
- Przyjaciele, Ci ludzie ingerują w nasz świat tak samo jak wy zasługują na te miejsca. - wymówił spokojnie Solarden spoglądając na reakcję przywódcy miasta i jego syna.
Potwór stojący po prawicy króla nekromantów zachichotał cicho.
- Biorąc wszystko pod uwagę, można stwierdzić iż po prostu sprawdzam stan moich ziem, użyczonych wam w dzierżawę. Czy też może wiesz tak mało, że nie pamiętasz nawet mojego miana? - zwrócił się do syna Heriosa. Każde zdanie było wypowiadane innym głosem, sprawiając prawdziwie makabryczne wrażenie.
Władca kiwnął głową twierdząco po czym odparł - Nie przybyliście tu by się kłócić o to kto powinien zasiadać na tych krzesłach, ja jestem gospodarzem i to ja o tym decyduje. Pozwólcie ze tymi słowami zakończymy tę dyskusję i przejdziemy do bardziej istotnych spraw
-Valandrian zna mój stosunek do jego królestwa. Żywię nadzieję, że kiedyś na tych ziemiach zapanuje dobrobyt i pokój, ale nie jestem w stanie zaakceptować tego państwa w takiej formie w jakiej jest teraz. Życzę mu by doprowadził te ziemie do jedności. - Do sali drobnymi krokami wbiegł krępy krasnolud z naszyjnikiem o kształcie młota, który odbijał mu się od klatki piersiowej przy każdym kroku. Krasnolud zatrzymał się przy krześle Elanira i wyszeptał mu coś do ucha. Król ludzi pokiwał głową, po czym powiedział: -Cóż, przedstawiciele wszystkich ras zamieszkujących moje ziemie są obecni. Zaczynajmy więc obrady.- Powiedział z uśmiechem Elanir.
- Rad jestem, iż możemy tutaj się wszyscy ponownie spotkać i każdy z nas ukazuje dobry stan zdrowia. Gospodarzu, co jest naszym pierwszym tematem do omówienia? - spojrzał na zarządce z dużym uśmiechem.
- Przez cały rok wasza sytuacja polityczna i gospodarcza uległa zmianie, przez co zakładam iż pragniecie zawiązać nowe sojusze, powymieniać się minerałami, krasnoludami - po chwili skłonił się w stronę władcy kraju Krasnoludzkiego - To nie tak, że traktuje twoich braci jak przedmioty, po prostu można by przerzucić kilku pracowników do krajów w których gospodarka stoi na niskim poziomie. .
- Nasza gospodarka znajduję się w złym stanie, można powiedzieć, iż nasze kopalnie świecą pustkami. Chętnie przyjmiemy każdego krasnoluda, który zechce odkrywać nowe nieznane nikomu kopalnie. - wypowiedział te słowa po czym spojrzał na przywódcę krasnoludów
w poszukiwaniu jakichkolwiek znaków na jego twarzy i czekając na jego odpowiedź.
- Ciekawe co powiedzą nekromanci, mają tysiące kopalni pełnych surowców, a za chuja nie chcą wam ich użyczyć - powiedział syn władcy. Władca spojrzał na syna
- Wyjdź, nie jesteś tu potrzebny. - syn nie sprzeciwił się, podniósł się z krzesła i ruszył w kierunku drzwi
- Masz rację, nie będę przebywał w towarzystwie jebanych nekrofili.. tfu, nekromantów i buntowników - powiedział po czym trzasnął drzwiami.
Chichot małej dziewczynki ze strony Noxa.
- Naprawdę nie wie kiedy się zamknąć, prawda? - spojrzał w kierunku drzwi - Sprowadzi na siebie kłopoty - dodały głosem uczonym i życzliwym. Spojrzał na króla, a jego następny głos był głosem twardego i stanowczego króla - Nasze kopalnie faktycznie stoją odłogiem. Niedopatrzenie. Zostanie naprawione w następnych latach. - rzucił. Faktycznie tak uważał. Magia czy nie, wiele można było osiągnąć również zwyczajnymi środkami.
Władca milczał, patrzył na mapę świata jak gdyby nie usłyszał słów Noxa.
Denerosh przyglądał się w milczeniu rozmowie możnowładców. Jego twarz wyglądała na starą i zmęczoną, a szare włosy opadały na oczy. Za nim stała kobieta, która dolewała mu wina. Czasem szeptem zamieniał z nią słowo. W końcu odparł niskim tonem do obecnych.
- Mamy nieeksploatowane kopalnie, duuużo kopalni. Potrzeba nam siły roboczej. Mam nadzieję, że moje królestwo będzie mogło liczyć na waszą pomoc. Oczywiście nie ma nic za darmo. Więc jaka jest wasza cena?
Nox nachylił się w kierunku Denerosha.
- Jesteś pewien, że wpuszczanie ich nasze granice jest w naszym interesie? - zapytał cicho - Będą incydenty. Niektórzy nie wrócą. Albo wrócą z wieściami o naszych planach.
- Czemu szepczesz przyjacielu? Mam nadzieję, że nie spiskujecie przeciwko nam. - powiedział żartobliwie.
Denerosh nadstawił ucha pochylając się lekko w stronę Noxa
- Bracie, potrzebni nam są robotnicy. Wpuścimy tylko ich, żadnych zbrojnych. Będą pracować tylko w wyznaczonych sektorach i mieszkać w wyznaczonych miejscach...pod ścisłym nadzorem.
Starożytny skinął głową, zadowolony. Wyglądało, że młodsze pokolenie pasowało do jego standardów.
- Postaram się znaleźć sposób by ich zastąpić. Muszę przejrzeć moje księgi; jestem pewien, że kiedyś stworzyłem zaklęcia zdolne nam w tym pomóc. - rzucił cicho do króla nekromantów, głośniej zaś dodał - Nie spiskujemy bardziej niż ktokolwiek inny, królu Elfów. Musimy jednak w pierwszej kolejności dbać o własny interes, a nie chcemy zabierać czasu poświęconego na oficjalne spotkania.
- Czy chcesz rzec, iż wśród nas siedzi zdrajca, który spiskuje za naszymi plecami? - spojrzał zdziwiony na niego, wezwał ruchem ręki jednego ze swoich przyjaciół, aby podszedł w tym samym momencie wypowiedział do niego głośno w języku pierwszych elfów słowa, które nie były znane dla żadnego z was. Elf kiwnął głową i podszedł do jednego z sług króla ludzi, który mu wyszeptał na ucho
- Przekaż swojemu panu, iż Solarden jest zaniepokojony rozmowami nekromantów i czy ma czas, aby porozmawiać z nim po zakończeniu obrad… - Elf po wykonaniu zadania kiwnął głową w stronę przywódcy elfów, Solarden uśmiechnięty wyczekiwał na zabranie zdania przez innych władców.
- Chłopcze, mimo iż jesteś elfem to chyba brakuje ci odpowiedniego doświadczenia, każdy kraj ma swoje tajemnice które nie powinny pod żadnym pozorem wyjść na jaw… poza tym kto czułby się komfortowo wiedząc ze w pobliżu czają się podsłuchiwacze? - zapytał władca.
- Słusznie prawisz Panie. -Denerosh wzniósł lekko kielich w jego stronę w geście toastu.
Nox uśmiechnął się ponuro pod maską.
- Mam zatem uważać że ty spiskujesz przeciwko nam? - zapytał z delikatnym uśmiechem.
- Ahh przepraszam panowie za tą sytuację, musiałem potwierdzić dzisiejsze wyjście na bal, który mam nadzieję nasz gospodarz organizuję jak co rok? - Solarden spojrzał na zarządcę miasta rozradowany.
- I nie zaprosił na niego Mości nekromantów? haha - roześmiał się nieco opętańczo. Ponury wyraz twarzy zmienił się w rozradowaną maskę. Nie był obyty z etykietą i dworskim stylem życia, stąd mógł sprawiać wrażenie nieokrzesanego...i szalonego.
- Ach, bale mojej młodości. Tysiące gości, najpotężniejsi magowie w historii, występy, tańce… jak tęsknię za tymi czasami… - machnął niedbale ręką - Niemniej, nie jest to ważne. Czy możemy wrócić do rzeczy ważnych? - zapytał spokojnie. Jego wielogłosowość wydawała się nasilać wraz z irytacją.
- Bracie musimy pomyśleć o wystawieniu balu w Królestwie - nieco ironiczne rzucił, po czym pociągnął głęboki łyk z kielicha - Ale słusznie wróćmy może do naszej propozycji dotyczącej kopalń.
- Czy jesteś w stanie przystać na naszą propozycję, Panie? - zwrócił się najpierw do króla Elfów.
- Bardzo chętnie bym to zrobił lecz niestety my Elfy nie brudzimy się w pracy kopalnianej przez co nasza gospodarka jest w opłakanym stanie, ale dziękujemy za pamięć. - wypowiedział słowa i kiwnął głową w stronę przywódcy nekromantów jako znak wdzięczności.
- Hmm, a może wy Panowie? - rzucił posępne spojrzenie w stronę pozostałych władców czekając na odpowiedź. W międzyczasie pochylił się do Noxa ściszając głos.
- Uda nam się użyć jakichś zaklęć żeby stworzyć efektywną siłę roboczą w przypadku, gdy nic tutaj nie ugramy?
Nox zastanowił się przez moment.
- Możliwe. Będzie to wymagało pracy i badań… ale jest możliwe. Będą zapewne mniej efektywni niż krasnoludzcy specjaliści, ale jednocześnie dużo mniej kosztowni w utrzymaniu, jak również dużo bardziej wydajni pod względem godzin pracy. - wzruszył ramionami - Wiesz sam że praca z zombi jest prostsza niż zastosowanie żywych.
- Rozumiem Bracie, jesteś bardziej biegły w sztuce nekromancji ale co do jednego pewnie się zgodzimy. Ten sposób będzie wymagał dużej ilości ofiar…- szepnął na ucho.
- Nie tutaj. - uczony głos - Poza tym, możliwe powinno być przystosowanie już istniejących zombi. Na razie spróbujmy ugrać tak wiele jak tylko zdołamy… Bracie. - dodał z delikatnym rozbawieniem.
- Jesteś w Królestwie od jakiegoś czasu. Wiedz, że każdy kto para się tym rodzajem magii i służy radą na ‘’dworze’’ jest Bratem. Kobieta ta - wskazał ręką na stojącą za nim kobietę - jest nam Siostrą i moją doradczynią, która nauczyła mnie sztuki. - uśmiechnął się szeroko.
- Widzę, iż nasi panowie nekromanci mają dużo spraw do obgadania, więc wnoszę o krótką przerwę, krasnoludy chyba będą mi bardzo wdzięczne. - mówi żartobliwie i czeka na odpowiedź gospodarza.
Usłyszawszy wiadomość przekazaną przez uczonego elfa, Elanir spojrzał w oczy Solardena i skinął głową.
-Drodzy panowanie, nie unośmy. Nie dziwmy się, że nikt nie chce współpracować z nekromantami. Nie obraźcie się, ale nie jesteście zbyt godni zaufania. To przez tą czarną magię. Co do poprzedniej dyskusji. Królestwo ludzi ma wszystkiego pod dostatkiem, więc słucham co możecie zaoferować w zamian za moją pomoc. Chętnie rozpalimy ogień w ogniskach starych przyjaźni.- Powiedział spokojnie milczący dotychczas Elanir.
Solarden zadowolony z odpowiedzi Elanira, wyczekiwał jeszcze mocniej decyzji gospodarza.
- Panie, wiemy dobrze jacy są ludzie. Żądni władzy najbardziej ze wszystkich ras, gotowi przelać krew za tron. Możemy zaoferować swoją pomoc militarną w przypadku wojny domowej, wewnętrznego konfliktu, wiążący sojusz na taki wypadek, który spiszemy. - Kobieta, która stała zanim nachyliła się lekko szepcząc do ucha - To chyba dobry układ, co o tym sądzisz Bracie? - tym razem zwrócił się do Noxa.
Uśmiech.
- Doskonały nawet. Tyle możliwości… - wtem uniósł głowę. - Hmm? Interesujące… - wymruczał, po czym ponownie zwrócił się do króla - Tak, doskonały pomysł. Daje przykład naszych dobrych intencji i nic nas nie kosztuje. Ba, może nawet przynieść korzyści. Musimy tylko zamieścić w traktacie ustęp który przyznaje nam ciała pokonanych… najlepiej z obu stron.
Władca niepewnie rozejrzał się po sali
- Nie mogę wam pozwolić na przerwę w trakcie trwania tego spotkania, sami znacie zasady… ktoś może rzucić urok, zamordować, zmusić do zmiany zdania… dopóki wszystko nie zostanie ustalone a nowe ustroje nie zostaną spisane na papier nie pozwolę wam stąd wyjść - powiedział władca - Właśnie po to tu jestem, by pilnować zasad które od lat panują na zebraniu wszystkich władców
 
pteroslaw jest offline  
Stary 03-11-2013, 15:42   #4
 
Solarden's Avatar
 
Reputacja: 1 Solarden nie jest za bardzo znany
-Niestety muszę odrzucić propozycję królestwa nekromantów. To nic osobistego, ale jako namiestnik Almaru i władca trzech ras królestwa ludzi, nie mogę pozwolić sobie kontakty z czarną magią.- Elanir skinął na mężczyznę z włócznią, tak by ten się nachylił, król wyszeptał mu kilka słów do ucha, na które ten skinął głową.- Mam za to propozycję dla obecnego tutaj Valandriana. Mogę pojechać do twojego królestwa razem z grupą moich najlepszych jeźdźców i pomóc ci w zaprowadzeniu porządku na twoich ziemiach. Gospodarki ci nie uratujemy, tutaj negocjuj z czcigodnymi krasnoludami, ale mogę wam pomóc w uniknięciu wojny domowej.- Powiedział Elanir, a z jego oczu biła wyłącznie śmiertelna szczerość.
- A powiedz mi czcigodny panie, jakie będziecie mieli z tego korzyści? My, skromni, wolni ludzie, nie mamy zbyt dużo i tym samym nie będziemy mieli się też za bardzo czym odwdzięczyć, poza jakimś drobnym darem. - rzekł lider buntowników, do króla.
-Macie ludzi. Chciałbym żebyście w zamian za to, poparli mnie w godzinie próby. Żeby wasze wojska na jedną bitwę stanęły za moimi plecami. To wszystko. Wiem, że nie macie zbyt wiele, dlatego nie będę wymagał zbyt wiele.- Odparł spokojnie Elanir, po czym wypił łyk wina.
-Powiem panie, iż trudno mi uwierzyć w twe dobre intencje. Chcesz przekroczyć nasze granice, by rzekomo nam pomóc, aczkolwiek wcześniej nie oceniłeś nas zbyt dobrze, wręcz z twych słów wywnioskowałem sugestię że jesteś oburzony tym że mnie, jako przedstawiciela wolnego ludu tutaj zaproszono.
-Owszem, nie jestem twoim zbyt wielkim fanem, ale jak słyszałeś mam nadzieję, że twoje państwo dojdzie do świetności, nie mam nic przeciwko tobie, tylko nie akceptuję twojego Królestwa w formie w jakiej jest teraz. Uważam jednak, że z odrobiną pomocy mojej i krasnoludów.- Skinął głową Gothlakowi.- Twoje Państwo może podnieść się z kolan i stać się istotnym sprzymierzeńcem, lub wrogiem, którego nie można będzie lekceważyć. Dlatego chcę ci pomóc. Moje królestwo przeżywa rozkwit, a twoje jest słabe. Może to znak od bogów, bym wam pomógł.- Ponownie z oczu Elanira biła szczerość, tym razem jednak, wymieszana nieco z nadzieją.
Valandrian wpatrzył się usilnie w oczy króla ludzi. Albo rzeczywiście miał dobre intencje, albo po prostu był dobrym aktorem. Trudno to tak na prędce było ustalić.
- A powiedzcie mi czy aby wasze w kroczenie na nasze ziemie nie będzie zaczątkiem procesu wasalizacji? Jeżeli chcecie wkroczyć na nasze ziemie, to najpierw musimy razem uzgodnić odpowiednie reguły. Nie pozwolę przecież by po moich ziemiach włóczyły się rozpasane grupy wojowników, którzy jak wiesz pewnie mogą narobić niezłego zamieszania i szkód, większych niżby było z tego pożytku.*
-Wasalizacja nie miałaby sensu. Nasze narody są zbyt różne, twoi ludzie nie zaakceptowaliby mnie jako swojego zwierzchnika, a moi ludzie zaczęliby się buntować, gdybym chciał dołączyć wasze ziemie do mojego królestwa.- Elanir uznał, że szczerość będzie lepsza, od fałszywych zapewnień.- Zasady oczywiście ustalimy, poza tym nie zamierzałem wkroczyć na twoje ziemie z całą armią, tylko z małą grupą, która dałaby radę pracować jako policja, czy grupa interwencyjna, ale na pewno nie jako armia inwazyjna, no i na koniec, możesz być pewien, że moi ludzie nie narobią szkód i zamieszana na twoich ziemiach. Jeźdźcy z Jinet są wyszkoleni, oraz śmiertelnie lojalni w stosunku do mnie.
- Z chęcią przystałbym na tę propozycję, ale wcześniej chciałbym otrzymać coś w zamian aby upewnić się co do waszych pokojowych zamiarów. Nie bedę się przecież jak głupiec porywał z motyką na słońce. - skończył mówić Valandrian, marszcząć przy tym lekko swoje czarne, krzaczaste brwi.*
-Co takiego chciałbyś otrzymać? Od razu ci powiem, nie jesteśmy w stanie, który pozwalałby na pozbycie się jakiegokolwiek elfa, a i z krasnoludami będzie ciężko.
- Nie ma zmartwienia. Nie potrzebuję żadnej siły roboczej. Po prostu chciałbym podpisać z wami pakt handlowy na czas nieokreślony i tymczasowy pakt o nie agresji, który swoją ważnośc dochowałby aż do następnego roku.
Elanir pokiwał głową.
-Oczywiście, nie widzę w tym żadnego problemu, pakt handlowy na pewno nam nie zaszkodzi, może jedynie pomóc, a pakt o nie agresji jest raczej oczywisty w tym wypadku. Najlepiej będzie chyba jeśli nasz gospodarz przygotuje te traktaty. Nie sądzisz?
Władca rozejrzał się, szukając pióra i atramentu - te leżały po jego lewej stronie, kiedy już je znalazł rzucił krótkie - Wzrok słaby, starość nie radość - i wyciągnął z kieszeni zwiniętą kartkę którą rozwinął i zamoczył pióro w atramencie, po czym wziął się za pisanie traktatu, podniósł czerwoną świeczkę i wylał z niej wosk robiąc pieczęć.
Elanir wziął traktat do ręki, po czym szybko go przeczytał, następnie chwycił pióro i podpisał dokument, który następnie przekazał Valandrianowi.
-Mam nadzieję, że ten traktat będzie początkiem owocnej współpracy. Teraz mam jeszcze jedno pytanie. Jaka ilość jeźdźców będzie cię satysfakcjonować, tak byś nie czuł się przy nich, jakby najeżdżali twój kraj?
- A ilu masz, panie? - zapytał z uśmiechem Valandrian.
-Z samego Jinet w każdej chwili może wyjechać siedemdziesiąt tysięcy włóczni, ale takiej liczby się nie pozbędę.- Odparł z uśmiechem Elanir
-Wystarczy mi na próbę tysiąc jeźdźców jeśli łaska.
-Oczywiście, jeśli pozwolisz, to zostanę razem z nimi przez jakiś czas w twoim kraju, by upewnić się, że nie zrobią nic niewłaściwego.
-To świetnie! Z chęcią ugoszczę cię na moim małym dworze. Mieć w kraju taką personę zza granicy to zaszczyt. Jestem pewien że moi ludzie się nie obrażą. A wręcz może nasze ludy dowiedzą się o sobie czegoś na wzajem.- powiedział uśmiechając się. - A więc umowa podpisana? - zapytał Valendrian i wyciągnął dłoń w stronę Elanira.
Elanir wstał i uścisnął dłoń przywódcy buntowników.
-Umowa stoi. Jak tylko wrócę do Królestwa rozpocznę przygotowania. Już niebawem będziesz miał na swoich usługach tysiąc włóczni z Jinet, a to wielka siła. Wśród nich będą ludzie, którzy pomogli mi utrzymać władzę w królestwie, więc będą ci służyć nie tylko ręką trzymającą włócznię i tarczę, ale także radą.- Elanir uśmiechnął się i usiadł. Miał nadzieję, że to będzie początek lepszych relacji królestwa ludzi z buntownikami.
-Wspaniale! Ja tym czasem, gdy dotrę do mojego państwa, przygotuję wraz ze swymi ludźmi godne przywitanie i zrobię wszystko co będzie potrzebne do uczty powitalnej. A i jest jeszcze jedno…- wymamrotał lider wolnych ludzi.
-Tak?- Zapytał Elanir z uśmiechem
-Jak wiesz panie, pomimo ustatkowanego wieku, nie mam jeszcze żony. Mógłbyś się w moim imieniu wywiedzieć na swoich ziemiach, czy jakaś szlachcianka by czasem nie potrzebowała męża. - powiedział nieśmiale.
-Cóż, ja także nie mam żony, a powiem ci szczerze, że potrzeba nie lada odwagi by ożenić się z córką jednego z namiestników. Na bogów, codzienna walka z zachodnimi plemionami byłaby łatwiejsza niz to małżeństwo, ale zapytać mogę.- Zaśmiał się Elanir.
Valandrian zaśmiał się za Elanirem.
-Doprawdy odwagi mam dość, my również musimy się zmagać z przeróżnymi niebezpieczeństwami. Byłbym bardzo wdzięczny.
 
Solarden jest offline  
Stary 11-11-2013, 18:52   #5
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Zmierzchało już, gdy wydostali się z gór. Oczywiście taka pora była pomysłem Berola, który uważał, że tak jest najbezpieczniej. Jasne, wędrowanie całą noc to na pewno idealny pomysł. Jeszcze kilka takich i sam osobiście wsadzę mu Golunda w to jego niewyparzone dupsko… Rozmyślania Gothlaka były niewesołe, mimo iż właściwie nie miał na co narzekać. Jego powóz, ozdobiony przez najlepszych rzemieślników i ciągnięty przez królewskie tury hodowane specjalnie do tego celu, był dość wygodny. Miał jedną z nałożnic przy boku, naprzeciwko siedziało dwóch jego dawnych przyjaciół; teraz dowódca osobistej gwardii i szambelan czy jak tam to się zwało. Obaj nic nie robili tylko grali z nim w karty i żłopali przednie wino. I za to ich lubił. Wyprawa zdawała się ciągnąć w nieskończoność, toteż zanim brzask nastał, z ulgą przyjął obwieszczenie założenia obozu. Był w podróży. Podczas podróży rządził wspomniany wyżej dowódca, Berol, który ręczył głową, reką oraz dupą za bezpieczeństwo króla. Z uśmiechem i błogością na twarzy Gothlak wysiadł z nieco przerośniętej karety. Przyjemnie było się trochę rozciągnąć. Myliłby się ten, kto stwierdziłby, iż po całonocnej wędrówce w obozie będzie cicho i spokojnie. Nic bardziej mylnego. Gothlak zwołał do swojego postawionego przez sługi namiotu dowódców i przyjaciół. Zamierzał nieco nakreślić, jak chce rozegrać owo spotkanie, na które zdążają.
- Przyjaciele! Zaufnai towarzysze broni! I wy, mężni wojownicy których nie znam, znaczy najpewniej wtyki klanów. Jak wiecie, udajemy się na coroczny zjazd mający na celu dalsze funkcjonowanie naszych królestw. Z nieznanych mi przyczyn gospodarz wykluczył ochlanie się i napieprzanie po mordach. Toteż wy zostaniecie na zewnątrz, zanudzilibyście się na śmierć. Ciekawostką natomiast jest, hik! – Dobrze, że wzięli ze sobą dużo wina… Gothlak beknął przeciągle i z namaszczeniem pogładził brodę. Kontynuował z powagą. - … jest to, że zaproszeni na rozmowy zostali władcy królestw nekromantów i wolnych ludów czy jak tam tych chędożonych uciekinierów zwą. Co ciekawe, podobno w roli doradcy króla czarnych magów ma wystąpić jakaś mara, co to ma dziesięć lat! Albo tysiąc… A pies to…. W każdym razie koleś zapewne widział niejedno i wie jak to i owo rozegrać. I to z nim zawrę rozejm i nie burzyć mi tu się! Wiem, czarno magicy, zło i tym podobne bzdury. A który z was psubraty pamięta krzywdę od magika? Wiecie ile u nich siedzi naszych kobiet? Tysiące… Nie pytajcie mnie czemu, po prostu siedzą. I ja wyślę tam naszych ludzi, dbająć jednak o ich bezpieczeństwo i słuszne zarobki. I oczywiście suty podatek. Zobaczymy, może ugram coś jeszcze. To wszystko… To który przerżnie ze swoim władcą w karty!?

---------------------

- …ale istnieją granice. - rzucił stary lisz. W ułamku sekundy cała komnata pogrążyła się w mroku, a obecnych przygniotła ciemność oraz coś co można by nazwać esencją czystego zła. Osoby stojące w pomieszczeniu nie były w stanie oddychać, a jedynym który nie upadł na kolana był Król Nekromantów stojący obok lisza. Ciemność przemówiła.
- Wyrażają się z szacunkiem, robaku. Albo stopię ciało, i wyssę szpik z twych kości. - brzmiało to jakby miliony głosów przemówiły jednocześnie. I wtem wszystko ustało. Nox stał spokojnie tam gdzie stał wcześniej. Uśmiechał się, choć nie mogli tego zobaczyć obecni.
- A teraz, wracając do wcześniejszego tematu. Czy są jakieś trakty które chcielibyście zawrzeć z Imperium Nekromantów? Może o nieagresji? - zapytał jak gdyby nic się stało.


Elanir wstał, skinął dłonią na swoich ludzi stojących za nim. Po czym wyszedł z komnaty, nie powiedziawszy ani jednego słowa.
Zdziwiony Valandrian spojrzał w stronę wychodzącego króla ludzi. Czyżby coś go uraziło? Cóż...w sumie to pewnie wiadomo co no ale nikt, prócz niego nie wyszedł. Najwyraźniej poczuł się zniesmaczony pokazami mocy i sporami na zebraniu. Pewnie pomyślał sobie, że odkąd będą tutaj buntownicy i nieumarli, to każdy zjazd będzie wyglądał tak samo.
Solarden po pokazie siły Noxa, był “brudny” jego ciemną magią musiał użyć zaklęcia rozświetlającego, który oczyści jego ciało i umysł.
- Iva. - Solarden wyszeptał podniósł się i zasiadł na swoim krześle i przemówił.
- Drogi Noxie mam nadzieję, że to był ostatni raz, nie chce nic sugerować, ale nawet cierpliwość spokojnych Elfów z czasem się kończy, tylko ostrzegam.
Nox spojrzał spokojnie na Elfa.
- Uznałem że powinniście zrozumieć. Nawet jeśli wszyscy połączycie siły przeciwko mnie, i tak istnieje spora szansa że przegracie. - spojrzał na wszystkich na sali - Proponuję pokój i współpracę, a odrzucacie ją na podstawie stereotypów. A zatem, co będzie panowie! - krzyknął na całą salę - Przyszłość i współpraca? Czy też przeszłość i mrok? Czy dojrzeliście już do traktowania nas jak partnerów, czy też musimy pozostać przeciwnikami. - spojrzał na wszystkich - Wykazujemy tutaj dobrą wolę. Prosiłbym byście o tym nie zapominali.
Gothlak wspierając się o Golunda, swój półtonowy magicznie do jego ręki przysposobiony młot, podniósł się i powłóczył ciężkim spojrzeniem po sali. Brak było przy nim doradców, swoją gwardię zostawił u drzwi, jednak samojeden, nie przejmując się tym uniósł jakby piórko młot ważący dokładnie 546 kilogramów i z rozmachem przydzwonił o stół, który naturalnie poszedł w drzazgi. Ech i po co to w niego walić łapami, jak nieodzownym symbolem krasnoludzkiej władzy łatwiej? Czas było jednak opowiedzieć się… Zakrzyknął głośno - Siedziałem cicho, kiedy wyzywaliście mych poddanych i całą moc rasę od przedmiotów, zaklinając się, że jest inaczej. Cicho również siedziałem, gdy człowiek, któremu ludzie z więzien ucieknąwszy zakładają własne państwo proponuje pakt tymże. Cicho również siedziałem, gdy magiczne istoty jęły się kłócić, ale kurwa basta! Teraz ja, król na tronie Krasnoludzkiego miasta Ergan stolicy gór Goarskich dzierżący Golunda, młot będący symbolem potęgi krasnoludów, rzeczę basta! Za te drwiny,. za te chędożone uwagi o taniej sile roboczej, oraz za tą pierdoloną magię, którą ważycie się relikty przyszłości miotać mą nienajwyższą osobą wypowiadam wojnę wszystkim pięciu “królestwom”. - Zamilkł tak nagle, jak wzbudził swą złość. Poprawił brodę, odstawił Golunda i sprawnym ruchem odpalił fajkę. Doprawdy cudem jest biel jego wąsów przy ilości wypalanego przezeń tytoniu. Co było jednak dziwniejsze, po chwili efektownej ciszy roześmiał się w kułak i z rozmachem przydzwonił w stół… którego nie było, przez co krasnoluda majtnęło nieco do przodu. Dystyngowanie jednak wyhamował i wyprostował się, rzecząc znowu poważnie. - Doprawdy, przesiąknięte nasze towarzystwo patosem, jadem i nudą, a winno być doborową kompanią przyjaciół! I ja na zgodę temu twierdzeniu pierwszy wystawiam mą spracowaną dłoń w stronę domniemanych mistrzów czarnej magii. - Tu potruchtał do Denerosha i Noxa z otwartą prawicą. - I liczę, iż chętnie i za odpowiednią odpłatą moi pobratymcy będą eksloatować wasze kopalnie i chędożyć krasnoludzice będące na waszych ziemiach. - Wyszczerzył o dziwo nienaganne zęby i pogładził brodę oczekując odpowiedzi.
Nox jako pierwszy uścisnął wyciągniętą dłoń. Krasnoluda mógł zaskoczyć zaskakująco silny uścisk dłoni.
- W rzeczy samej. Miło wiedzieć że niektórzy są w stanie wznieść się ponad uprzedzenia z przeszłości. - rzucił wzrokiem w stronę buntownika - Szczegóły umowy proszę omówić z mym królem. Ja zajmuję się tylko doradzaniem. - dodał, wskazując krasnoludzkiemu władcy Denerosha.


- Naturalnie, naturalnie… - Odpowiedział krasnolud, odwzajemniając porządny uścisk. - Dla nas jedno, magia biała czy czarna, póki użyteczna i nie krzywdzi ani wadzi nam, jest w porządku. Jedni chędożą kozy, inni ożywiają trupy, póki wspólny interes nie cierpi, dalejże nam wszystko jedno. A wszelkie szczegóły z przyjemnością z mistrzem jak mniemam Deneroshem omówię.
- Rad będę przyjąć krasnoludzkich robotników na nasze ziemie i ciebie Panie również Zapraszam na nasz zamek zatem i liczę również na owocny sojusz
- uścisnął z uśmiechem dłoń krasnoludzkiego władcy. Skinął głową w stronę swojej doradczyni, która co jakiś czas dolewała mu wina. - Spróbuj Panie naszych trunków - krzyknął energicznie Denerosh.
Po twarzy Gothlaka mogłaby w tej chwili przemknąć błyskawica niepokoju odnośnie próbowania wina z rąk nekromanty. I zapewne przeszłaby, gdyby ten rubaszny aczkolwiek sprytny król nie był wcześniej pojony przez specjalistów wszelkiej maści magii elfickiej i innej wszelakimi remediamii i antidotami mającymi zapobiegać takiej formie gwałtu stanu. I wcale nie robił tego ze względu na czarnomagików… Ot, taki kaprys. Uśmiechnął się, przepijając do Denerosha solidnie ze swojego grubo rąbanego kryształowego kielicha. - Rad będę skorzystać z waszej gościny, aczkolwiek odłożyć ją muszę nieco. Wiadomo, osoba mojego pokroju chce się wyróżniać, a do tego potrzebuję stosownego orszaku. Spodziewajcie się mnie jednak jeszcze w tym miesiącu i w tymże czasie pogadamy szczerze o wzajemnym wsparciu relacji robotnik-magia i innych, w wyniku których umocnimy gospodarkę oraz postęp technologiczny naszych państw! - Szczerze po raz kolejny zaprezentował nieskazitelne zęby i udał się z powrotem na swój tutejszy “tron”. - No… - Odpalił kolejną świeżo nabitą fajkę. - To jaki jest następny podpunkt obrad w naszym uszczuplonym gronie?
- Jeszcze tylko zapewnie Panie, że krasnoludzkim robotnikom chędożenia nie braknie! - Rzucił z uśmiechem w stronę władcy wznosząc kielich.
Gothlak gromko podniósł kielich i sążnie z niego się napił. Rychło jednak spoważniał i analizował wzmiankę o chędożeniu. Trzeba zadbać o rozrost populacji, bo z tym bywa różnie. O tak, na dworze króla sztuk czarnoksięskich trzeba będzie poważnie o tym podyskutować.
Starożytny lisz odchrząknął, zwracając na siebie uwagę królów.
- Jeśli mogę… miałbym personalną prośbę. - rzucił spokojnie - Kiedyś moje Imperium rozciągało się na przestrzeni całego kontynentu. Jego największą dumą była moja personalna biblioteka. Została ona rozkradziona przy upadku mojej władzy. Chciałbym ją odbudować. Podejrzewam że wasze biblioteki mogą ciągle posiadać te białe kruki. Są one bezużyteczne dla was; jestem jedyną osobą która ciągle chodzi po świecie zdolną je przeczytać, a ich zwrot byłby miłym gestem. - rzucił spokojnie.
- Niewykluczone, że posiadamy w naszych zbiorach jakieś oryginały z tamtych lat, jednak nie uważam, iż powinny one trafić w Twoje ręce, o pradawny czy jak Cię tam zwać. Nie jest to w interesie krasnoludów, aby imperium z tendencją proporcjonalności zgonów do przyrostu miało dostęp do wiedzy, dzięki której tysiące lat temu zrównało sobie cały kontynent. Jak się do tego ustosunkujesz? - Gothlak bawił się Golundem i mówił głosem z pozoru niedbałym, wprowadzając atmosferę luźnej pogawędki. Oczy jego jednak były bystre a wzrok świdrował lisza na wskroś.
Monstrum zaśmiało się delikatnie i popukało palcem w skroń.
- Cała wiedza jest tutaj. Te księgi mają dla mnie wartość sentymentalną. Większość spisałem własnoręcznie. - wzruszył ramionami - Plus, są tam też inne rzeczy. Genealogia, opowieści z dawnych lat, historie, przepisy kucharskie… To była najpotężniejsza kolekcja jaką kiedykolwiek stworzono, ale niewiele z niej to wiedza tajemna. Plus… większość najpotężniejszych rytuałów nigdy nie przelałem na karty. W tamtych czasach było zbyt wielu wrogów którzy mogli to wykorzystać przeciw mnie, a później po prostu nie miałem serca.
Gothlak szczerze roześmiał się, popiwszy wino. - Z tym sercem, to się chyba niewiele zmieniło, co? - Zabawny koleś ten lisz, może tysiąc lat coś zmieniło? Albo i nic, przez co będzie mało śmiesznie, ale kto by się tym teraz przejmował… - Skoro tak i ręczysz za taki stan rzeczy, zobacze co da się zrobić w moim królestwie w tym temacie. Ja z kolei chciałbym, abyście przyznali zgodę jednemu z moich klanów, Gianncardich, na otwarcie filii ich banku w waszym kraju. Przedstawiciele tego rodu usilnie naciskali na ten postulat. Tą samą prośbę kieruję do reszty i ręczę słowem króla, dzierżcy Golunda, iż banki krasnoludów są najbezpieczniejsze… Oczywiście wszystko za umówionym procentem podatkiem odprowadzanym do waszych królestw.
- A jak wysoki ma być ten cały procent? -
zapytał z ciekawością, opierająć brodę, łokciem o stół Valandrian.
- To już ustalicie z przedstawicielami owego banku. Ale powiem wam, że mi jako swojemu władcy również musieli zaproponować procent i jestem nader zadowolony, takoż i wy powinniście zadowolić się nowymi dochodami i może sami korzystać z tego w pełni dyskretnego banku…
- Zgadzam się na negocjacje z przedstawicielami banku. Jedynym, że tak powiem obostrzeniem może być mały podatek od czynności bankowych ale to już do ustalenia - kobieta stojąca za nim chciała nalać mu wina jednak machnął ręką w geście dezaprobaty. - Przynieś coś mocniejszego, nie przywykłem do dworskiej kurtuazji.
-Ciesz się że alkohol ciągle na ciebie działa, bracie. Ja z trudem mogę wyczuć jego smak. - rzucił spokojnie Lisz, jednocześnie patrząc z uwagą na Krasnoludzkiego Króla. Wiedział co ten ostatni robi. Zależność o krasnoludzkiego systemu bankowego oznaczała zależność od krasnoludów. Niemniej jednak… w przypadku nekromantów nie miało to bardzo dużego znaczenia, a o pozostałe królestwa Nox nie dbał. Jeśli będą zależne od ich wspólnika, tym lepiej. Może zastanowią się dwa razy zanim ich zaatakują.
- Nie wiesz co tracisz, w naszym królestwie wyrabia się całkiem mocne trunki ale i ja już nie czuje tego smaku jak kiedyś - zgrymasił się przez chwilę, po czym kobieta przyniosła nowy trunek, w szklanej butlki, był całkiem biały. - Taaak tego mi było trzeba - mruknął.
- A wiec mamy jeszcze jakiś punkt obrad? Bo z tego co widzę z innymi władcami, oprócz Gotlhaka się nie dogadamy w naszej sprawie jak widać.
- Ja chętnie wysłucham reszty, co mają jeszcze do powiedzenia. Nie byłem wcześniej zbyt rozmowny, wybaczcie mi tą niedyspozycję, ale miałem ciężką dyskusję z głowami rodów kransoludzkich…

- Hmm. Czy ktoś jeszcze ma jakieś propozycje bądź prośby do Imperium Nekromantów? - zapytał spokojnie Nox.
- Nie, my dziękujemy nasze państwa są oddalone od siebie bardzo mocno więc nie widzę jakichkolwiek przyszłych perspektyw. Mamy jedynie pytanie do przydówcy buntowników czy byli by skłonni podpisać jakiś pakt handlowy, bądź inny pakt? Chciałbym dodać, iż nasze państwo akceptuje waszą niepodległość i wszelkie instytucje państwowe i wnoszą, aby inne państwa też to uczyniły. Uważam, iż to dobry krok ku połączeniu ludności wygnanej przez nieporozumienie bez jakichkolwiek konsekwencji. - Solarden wydał swoje oświadczenie z uśmiechem na twarzy po czym spojrzał na lidera buntowników i czekał na jego reakcję.
Valandrian ucieszył się na propozycję króla elfów. Od razu po jego słowach, uśmiech zagościł na twarzy przedstawiciela wolnych ludzi.
- Bardzo miło mi to słyszeć. Z chęcią podpisałbym jakiś pakt. Niech na początek może będzie handlowy i o ochronie traktów, po których przemieszczali się będą nasi kupcy. Byłbym niezwykle uszczęśliwiony, gdybyśmy w odcinkach dróg leżących na naszych ziemiach, wybudowali przystanki, w których wędrowcy za drobną opłatą będą mogli odpocząć i aby w każdym takim przystanku stacjonowało 10 ludzi, którzy zajmowali by się przybyłymi, a w razie potrzeby ich bronili. Myślę że to dobry pomysł na zwiększenie bezpieczeństwa na drogach, a tym samym naszych zysków wynikających z mniejszych strat. - rzekł mężczyzna, pochylając się nad stołem z widocznym w oczach błyskiem i niecierpliwością, w oczekiwaniu na decyzję elfiego króla.
- Zgoda. Zgadzamy się na tak hojną propozycję żałuję, iż król ludzi z nami tutaj nie siedzi na pewno interesowało by go podpisanie podobnego traktatu. - Elf podczas potwierdzania skinął głowę przed obliczem przywódcy kraju buntowników.
- Ahh i jedna sprawa czy nie zastanawiałeś się nad zmianą nazwy swej ojczyzny? Państwo buntowników nie brzmi najlepiej i prostej ludności, może źle się kojarzyć.- Solarden oparł się łokciem o krzesło, a palcami zaczął się bawić swoją krótką ogoloną bródką. Chciał w ten sposób dać sygnał zainteresowania tą sprawą.
-No… ten, tego… nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale sam określam i traktuję nasz państwo jako “Kraj Wolnych ludzi”...ale w sumie nie tylko ludzie tam mieszkają...nie wiem. Musiałbym się nad tym zastanowić. Może da się mu nadać jakąś inną nazwę? - zapytał sam siebie, Valandrian. - Szczerze mówiąc to musiałbym nad tym pomyśleć. Po tym jak wrócę do kraju, uzgodnię wszystko ze swoimi ludźmi. Nie są przecież moją własnością i też mają prawo decydować o własnym państwie. Nie zwiodę ich. Uciekli z innych krain, aby mieć jakiś wpływ na decyzje o kraju. I tak już na tym zjeździe podjąłem wiele decyzji samopas. Ale wszystkie były w dobrej myśli. Na takie błachostki przyjdzie jeszcze czas kiedy indziej. Nie nazwa czyni kraj, lecz jego lud. - uśmiechnął się do elfa, popijając alkohol.
- Dobrze Twój wybór i Twych ludzi panie. - Solarden odpowiedział z uśmiechem na twarzy w stronę Valandriana.
- Czy Krasnoludy równiesz byłyby skłonne podpisać pakt handlowy nasze wyroby na pewno wam by się przydały. I oczywiście wielki przywódco miasta w, którym się znajdujemy równiesz składam Ci tą hojną propozycję. - Solarden wymówił i czekał na odpowiedź.
- Chwilę spoglądał na elfa, próbując coś sobie przypomnieć. Po chwili dobył głosu - A jakieś to macie wyroby na tyle odporne i przydatne, aby zainteresowały prostego krasnoluda?
- Nasze Elfickie liny, najmocniejsze na całym świecie na pewno przydadzą się w waszych kopalniach, nie tylko liny produkujemy jestem pewien, iż każdego potężnego krasnoluda zainteresuje przynajmniej jeden nasz produkt.
- Propozycję przemyślimy, a odpowiedź prześlemy posłańcem. Odpowiedź zaznaczę prawdopodobnie mocno rozbudowaną, gdyż mam pewne plany dotyczące naszych królestw. Plany te wymagają jednak przemyślenia i dopracowania, więc deklaracji teraz żadnych nie uzyskasz ode mnie, elfie.
-Ja również chciałbym podpisać pakt handlowy z krasnoludami,ale nie tylko bo podobnie jak król elficki z władcą tego miasta. I mam też taką samą propozycję co do nekromantów. Chciałbym też…
- nie dokończył, wstając. - Przeprosić nekromantów za te sceny, do których dziś doszło. Jeśli jest to możliwe, to prosiłbym o puszczenie tego w zapomniane i nie mieć urazy do mnie ani do mojego państwa. - powiedział, spoglądając w stronę Noxa, a później rozglądając się po innych, czy przyjmą jego propozycję.
- Moja odpowiedź jest taka sama, jak poprzednia, wstępnie nie mam nic przeciwko, aczkolwiek planuję dość dużą reformę, która jest już w końcowym przygotowaniu, dopiero po jej wydaniu rozpocznę rozmowy na temat paktów.
Solarden słyszący słowa Valandriana odrazu wyjął mały pergamin na, którym napisał, krótką notatkę w języku ludzkim, brzmiała tak: "Nic nie podpisuj z nekromantami dobrze Ci radzę". Dał sludze znak, aby podszedł i wyszeptał.
- Przekaż Valandrianowi, i powiedz mu, aby to spalił przy najszybszej możliwej sytuacji. - Solarden spojrzał na przywódcę buntowników i czekał na jego reakcję na twarzy.


Zdziwiony mężczyzna odebrał od elfiego sługi pergamin. Rozwinął go i zobaczył litery… o zgrozo… N...c …. pod...suj z …..nek…. Mimo swojej niskiej umiejętności czytania, domyślił się o co chodziło. Schował pospiesznie kartkę do kieszeni spodni, zapiął ją na guziki i spojrzał na elfiego króla, z pytającym wyrazem na twarzy. Wiedział że teraz, szczególnie po tych przeprosinach nie wypada odwoływać już wypowiedzianych słów...może jednak dołoby się je jakoś przekształcić na korzyść Valandriana.
Solarden pokazał oczami na nekromantów i pokręcił głową na znak twardego nie, następnie pokazał dłonią jakby chciał przeciąć swoją szyję. To było ryzykowne zagranie, ale wiedział, że musi przekazać tą ważną wiadomość.
Nox parsknął śmiechem.
- Subtelne. Zacznij mu jeszcze nadawać sygnały mu sygnały uszami. Z całą pewnością nic nie zauważę. - westchnął - W
y zdajecie sobie sprawę że całkowita izolacja polityczna nie jest dobrym rozwiązaniem kiedy chce się uniknąć konfliktów? Nekromanci mają do zyskania na współpracy z sąsiadującymi państwami.
- spojrzał uważnie na Valandriana -
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę wasze szepty i tajemne porozumienia nie jestem pewny czy oferta została złożona w dobrej wierze.
Ależ panowie…- powiedział prześmiewczym głosem Valandrian. - Z pewnością zaszło tutaj jakieś nieporozumienie. To było po prostu ciche naradzanie się. Przecież jest to polityka międzynarodowa a nie izolacyjna, prawda? - zapytał mężczyzna. - Z pewnościa nie ma się o co boczyć. Lepiej napijmy się trochę i zapomnijmy o tej całej sprawie, dobrze? - złożył propozycję Valandrian, unosząc kielich w stronę króla elfów i władcy nekromantów.
Nox uśmiechnął się strasznie pod maską.
- Nie rób ze mnie głupca, Valandrian. Słyszę więcej niż daję po sobie poznać. - zachichotał - Na ten przykład że w korytarzu Król Ludzi mówi że wykorzysta twoje wojska przeciw nam. Interesująca motywacja, jeśli chodzi o sojusz, nie sądzisz? - spojrzał na króla Elfów i na króla Buntowników - Jeśli notka nie miała znaczenia, to dlaczego miałeś ją spalić po przeczytaniu? Plus, plotki które do mnie dochodzą… nie są łaskawe wobec was. - spojrzał poważnie na zgromadzonych - Z was tu obecnych wyłącznie Król Krasnoludów - skinął głową wspomnianemu władcy - wykazał się jakąkolwiek dobrą wolą w kierunku moich ludzi. Jak mam to rozumieć?
-To Bzdury...królowi ludzi dobrze z oczu bije i nie możliwym jest żeby miał wobec nas złe zamiary! Przynajmniej na razie! Zawarliśmy obustronnie korzystną ofertę! W tej chwili...Pokładasz w nic słowa przysiegi moje i króla ludzi! - Valandrian wykrzyczał na całą salę, rzucając o ziemię pucharkiem z winem, które rozlało się pomiędzy marmurowymi płytkami. - Ja! Nie mam już tutaj nic do powiedzenie! Załatwione to co miałem uczynić, więc za śladem naszego sojusznika, mogę opuścić to spotkanie! Bywajcie! - ze złością pożegnał się ze wszystkimi zebranymi i wyszedł z sali, ze wściekłością trzaskając drzwiami.
Wychodzącego Valandriana ścigał śmiech starożytnego Imperatora. Po chwili uspokoił się on.
- Głupcy którzy ignorują słowa prawdy. Nie mam już nic do dodania. - rzucił, patrząc na swego króla.
- To se kurwa znaleźli nekromanci monstrum, nono… - Wyszeptał do siebie krasnolud, co oczywiście Nox i tak słyszał. - Ja również skończyłem, aczkolwiek gdybym wiedział, jaka atmosfera tu panuje, zaprosiłbym moją brygadę do środka, może rozpiłoby się parę flaszek i rozbiło parę stołków. - Dodał głośniej i zaśmiał się wesoło, przyglądając się elfowi. Denerosha właściwie olał. Ewidentna marionetka.
Nox mrugnął do krasnoluda, a odłamki drewna pozostające po zniszczonym stole uformowały się przed krasnoludzkim Królem w runy. Mówiły one: “Niemniej lepiej by monstra stały po twojej stronie, nieprawdaż? Nekromanci nie zaatakują krasnoludów, a wasi pracownicy na naszych terenach będą dobrze chronieni. Masz na to moje słowo.”
- Ahh, cieszę się przyjacielu, iż wspomniałeś o mych uszach, dzięki którym słyszę dużo więcej niż wy. - Solarden powiedział z uśmiechem do Noxa i zwrócił się do króla krasnoludów. - Drogi przywódco krasnoludów mam dla Ciebie szczęśliwą wieść nie długo będziesz miał okazję do walki, odzyskać swoich pobratyńców, którzy będą nowymi niewolnikami nekromantów. Hmm jak on to powiedział, będą mieszkali w oddzielnych sektorach pod stałym nadzorem, bardzo nie ciekawe życie raczej nie będą mieli tam okazji do waszej ulubionej kopulacji. - następnie zwrócił się do wszystkich. - Moje sprawy, które mnie interesowały zostały zakończone, zostawie panów samych. - Solarden wstał z krzesła ukłonił się przed innymi władcami i opuścił salę. Teraz musi szybko odnaleźć Valandriana oraz Elanira.
Nox westchnął, zaskakująco ludzko.
- To idiota, ale nie myli się całkowicie. Oddzielne sektory są prawdą, reszta jest kłamstwem. - uniósł dłoń - W kraju żyje ponad sześćdziesiąt tysięcy zombii. Ich standardowym zachowaniem jest rzucanie się na żywych. Nekromantów nie tykają, jesteśmy zbyt przesiąknięci mroczną magią, ale was potraktują jak kąski. Stąd potrzeba budowy oddzielnych sektorów chronionych przed nimi. - wzruszył ramionami - Mogą być chronione wyłącznie przez krasnoludy jeśli to coś pomoże, ale muszą istnieć. Inaczej nie przetrwacie pierwszej nocy. Takie realia. - zastanowił się przez moment - Jest jeszcze jedna rzecz, którą pragnę z tobą omówić, Królu, skoro już zostaliśmy sami.
Krasnolud spoważniał, jego twarz przybrała tajemniczy odcień a Golund spoczął na ziemii. Gothlak nabił fajkę i oparł się łokciem o trzonek młota. - Elfom się nie dziwię, też parają się magią. Ale po ludziach bym się tego nie spodziewał, to naprawdę zaskakujące, odrzucać przymierze z kimś może i butnym, może i pysznym, ale szalenie niebezpiecznym na pewno… Wracając do tematu, mości panowie, zdaję sobie sprawę, jak tam u was jest. Musicie zapewnić moim ludziom godny byt na waszych ziemiach, na wasze szczęście nie wymagam wielkich połaci poza kopalniami, w których krasnoludy odnajdują spokój. Ponadto będziecie płacić mi stosowny procent od wydobycia, a krasnoludy pracujące u was mają mieć zapewnione normalne wynagrodzenie oraz opiekę socjalno-medyczną. To są moje warunki, które mają zapewnić byt moim ludziom. A teraz słucham.
Nox kiwnął głową.
- Biorąc pod uwagę magię, bez wątpienia będziemy w stanie je spełnić. Z mojej strony chciałby uzyskać gwarancje że krasnoludy będą słuchać naszych ostrzeżeń. W innym wypadku nie mogę zagwarantować ich bezpieczeństwa. Wyjście w nocy na zewnątrz bez ochrony nekromanty na ten przykład jest równie bezpieczne jak kopanie w źle zbudowanym szybie z przegniłymi podporami. - odchrząknął - Jak widzisz, królu, nastawienie pozostałych władców jest wyraźnie wrogie wobec mnie. Tamta trójka najprawdopodobniej już coś planuje przeciwko mnie. - prychnął - Niemniej, doceniam dobre chęci królestwa krasnoludów. Dlatego też chciałem podpisać układ. - rzucił - W myśl którego, na wypadek wojny, każdy krasnolud mieszkający na terenach tamtej trójki otrzyma szanse na opuszczenie ich i udanie się do swej ojczyzny. Nie będziemy im w tym przeszkadzać. Jednakże… - dodał - Oferta dotyczy wyłącznie krasnoludów które nie wystąpią zbrojnie przeciw naszej nacji. Nie stać mnie na to by brać ich żywcem; nie biorąc pod uwagę mój sposób wojowania. - uśmiechnął się - W zamian chcę tylko neutralności waszego kraju, oraz kontynuacji współpracy gospodarczej. Co powiesz, królu krasnoludów?
- Jak zapewne wiecie po tylu tysiącach lat egzystencji, krasnoludy dzielą się na trzynaście pradawnych rodów. Rody te zbierają się na konklawe, aby debatować wraz z królem nad kluczowymi dla państwa zagadnieniami. Przez lata była to okazja do napicia się i zmierzenia na rękę, jednak ja to zmieniłem, oprócz picia i pieprzenia wzięliśmy się do prawdziwych dyskusji. Teraz oni też mają prawo głosu i często z niego korzystają. Domyślam si, iż przeforsowanie umów zawartych dzisiaj z wami nie będzie łatwe, jednak logika stoi po mojej stronie. Nie rozumiem jednego, skoro te krasnoludy mieszkają na ich ziemiach, skąd mieliby się znaleźć w waszej niewoli? Planujecie inwazję prewencyjną?
Nox pokręcił głową.
- Nie. Nekromanci nie zaatakują pierwsi. Z drugiej strony… - zaśmiał się cicho i strasznie, wieloma głosy - Jeśli zostaniemy zaatakowani na pewno nie skończy się na straszeniu. Mogłem złagodnieć na starość, ale w dalszym ciągu jestem Verus Nox, Starożytny, pierwszy wśród liszów. Nie dam im robić co chcą. W momencie w którym wkroczą w nasze granice rozpętam piekło jakiego ten świat nie widział od tysiącleci. - zachichotał, tym razem bardziej szczerze. - Ale pierwszy nie zaatakuje. Jestem ciekaw jak długo Elfom, Ludziom i Buntownikom uda się utrzymać armię w pogotowiu. Będę siedzieć w swoich granicach i śmiać się, patrząc jak tracą czas, fundusze i poparcie w przygotowaniu na atak który nigdy nie nadejdzie. A pożyczki które zaciągną na wojska od krasnoludzkich bankierów… gdyby tylko mogli się powstrzymać przed tępą nienawiścią i marnotractwem, nieprawdaż? - mrugnął w kierunku króła krasnoludów.
-Cóż, krasnoludom to na rękę. Wojn a napędza rynek. Im więcej ludzi na wojnie, tym mniej w kopalniach a te muszą przynosić zyski. Zamierzam wysłać swoich ludzi do tamtych królestw ku chwale pomnażania majątku mojego i mojego królestwa. Zachowam neutralność, to pewne, ale tylko w wypadku ominięcia stref krasnoludów w Twoim kraju. W innym wypadku ruszę na waszych najeźdźców z pełną mocą, taka będzie wola trzynastu.My, krasnoludy nie boimy się niczego póki dzieli nas od was miliony ton skał, nie zagrozi nam żadna magia.
Nox tylko się uśmiechnął.
- Pamiętaj z kim rozmawiasz królu. Pamiętam wiele rzeczy które zostały zapomniane… również przez twoją rasę. - zaśmiał się głośno - Oczywiście to tylko gdybanie. Dałem słowo. Wszystkie krasnoludy które nie wystąpią zbrojnie przeciw nam zostaną oszczędzone w przypadku wojny. A teraz, jeśli nie mamy nic innego do omówienia…? - zapytał spokojnie starożytny lisz.
- Tak, to wszystko, miłęgo dnia. - Zapatrzył się przez okno, dopalając fajkę.
- Żegnaj, królu krasnoludów. Obyśmy nigdy nie spotkali się na polu bitwy. - lisz uderzył pięścią w pierś, kłaniając się delikatnie. Wyszedł na balkon. - Nex! - ryknął, a do balkonu podleciał kolosalny kościany smok. Nox wsiadł na niego, i odleciał, w kieruku królestwa nekromantów.


--------


Na sali obrad stolicy królestwa krasnoludowego jak zwykle było niezmiernie głośno...Oszczerstwa padały często, a pogróżki i puste kufle jeszcze częściej. Łatwo nie było, ale jednak Gothlak zdołał przekazać głowom rodów, co pokrótce załatwił. I oświadczył też radośnie, że szcza na ich awersje do nekromantów, a sojusz im się opłaci. Po kolejnej baryłce piwa na łebka mało kto już się tym przejmował. W końcu Gothlak zawsze działał w interesie kraju. Jednak wieść, na którą zdębieli, dopiero miała nadejść...

- Dość, dość PAX KRRRWA, mówię! - Wydarł się jego szambelan, Fornalek. - Jego wysokość, wspaniały, nieustraszony niezwyciężony i pare innych przymiotników, których brakuje wam obezjajcy, Król Gothlak Wizjoner! - I uderzył po trzykroć laską dębową o takiż sam podest. Gothlak wstał, uśmiechnął się i przeczesując brodę, rozpoczął. - Ludu mój. Jesteście mi niemal równi, ale to ja dzierżę Golunda, a tego żaden z naszych wojowników nie jest w stanie przyjąć na klatę, więc słuchać... - Zrobił efektowną pauzę, nabijając fajkę. - Czas ciemnoty krasnoludzkiej musi dobiec kresu! Jesteśmy zaściankiem kulturalnym i technologicznym! My, którzy wydobywamy najwięcej bogactwa i nic z tym nie robimy! Byle elfy, chudziny chędożone zarzuciły mi, że to oni mają najlepsze liny na świecie! Liny! Jeżeli nawet liny robią lepsze, to gdzie są nasze wyroby? Gdzie nasza technologia? Ryjemy od tysięcy lat, a ciągle w ten sam sposób. Mówię basta! Krasnoludy, dekret już podpisany, projekty zostaną na dniach dostarczone. Budujemy uniwersytet technologiczno-górniczy! Ponadto reformujemy od podstaw system szkolnictwa! A komu się nie podoba, to go osobiście poślę do pierwszej klasy tym oto Golundem! A teraz pijemy dalej i na pohybel skurwysynom, jak głosi pradawne motto pierwszego rodu kransoludzkiego ; Sihilla...
 
Bachal jest offline  
Stary 16-11-2013, 21:58   #6
 
EgzioProject's Avatar
 
Reputacja: 1 EgzioProject nie jest za bardzo znanyEgzioProject nie jest za bardzo znany
Tydzień później.


Obrady skończyły się, nim królowie dotarli do swych królestw minął tydzień, jedynie król nekromantów wraz z Noxem zdołał dolecieć do swego królestwa szybciej. Dotarcie do królestw było czasochłonne ze względu na bandytów i spiskowców czyhających na drodze, strażnicy, osobista ochrona była niezwykle ostrożna przez co czas wydłużał się. Ale mimo wszystko w końcu dotarliście do swych królestw

Królestwo ludzi.

- Król wrócił! - na twoim dworze panowało totalne zamieszanie, w towarzystwie swych ludzi kroczyłeś ku swemu zamkowi, a jednocześnie domowi, twój dwór dzisiejszego dnia był niezwykle żywotny. Żołnierze stojący w kolumnie salutowali twojej osobie, pozostali mieszkańcy zamku starali zaprezentować się z jak najlepszej strony wykonując swoje obowiązki z niezwykłą starannością, kucharze piekli najpyszniejsze potrawy jakie potrafili, kowale kuli najlepsze miecze dla armii, kobiety i mężczyźni poruszali się z niezwykłą gracją i dumą.
Tuż przed wrotami zamku jednak ujrzałeś swojego zaufanego człowieka a jednocześnie szpiega, Henrego Vilhelma, ukłonił się
- Witaj w domu panie. - powiedział po czym położył ci rękę na ramieniu - Chciałbym witać się dzisiaj z tobą i wręczyć ci dobre wieści, ale niestety... tak nie jest.

Królestwo krasnoludów.

Wreszcie dotarłeś do swego domu, twoi ludzie nalegali by w pierwszej kolejności odwiedzić najlepszą karczmę w mieście, karczmę z winem tak pysznym ze niejedna kobieta zaproszona przez dzielnego męża pokochała go za to ze wypiła tak pyszny napój w jego obecności i razem z nim, piwo tak pyszne ze przeciętny krasnolud nie potrafił wyjść z karczmy bez opustoszenia co najmniej trzech beczek, a strawie tak niedobrej ze nawet biedak z ulicy by nie skosztował... ale jaki krasnolud chodzi do karczmy dla strawy?
Karczma jak zwykle była pełna życia, na widok twój i twoich ludzi gospodarz krzyknął uradowany
- Patrzcie no kurwa ludzie! Pan i władca wreszcie wrócił z obrad, siadaj stary chuju, przygotujemy ci najlepsze miejsca do siedzenia - Urgon był twoim przyjacielem, nie raz wyciągnął cię z tarapatów i gdyby mógł oddałby własne życie by móc ci pomóc, darzył cię olbrzymim szacunkiem, poznałeś go w tej właśnie gospodzie, Urgon spojrzał groźnie na krasnali siedzących przy kominku i pogonił ich gestem dłoni - Wypierdalać, król przybył i on teraz będzie grzał tu dupę. Wypierdalać.
Krasnale posłusznie zeszli ze swoich siedzeń
- Zapraszamy panie! - krzyknął jeden z nich i wskazał ręką na stół przy kominku.
- Twoi ludzie niech poczekają na zewnątrz, bo mi tu tylko tłok robią - spojrzał Urgon z odrazą na twoją uzbrojoną po zęby straż - Wyglądają jak inkwizytorzy którzy weszli do kryjówki wiedźm i są gotowi by dokonać egzekucji, normalnie! klimat ulatuje.

Król Buntowników

- Ty jebany idioto - mruknął jeden z twoich ludzi kiedy to graliście w karty a w okół ciebie zebrało się wiele twoich ludzi kibicując - Za ten traktat powinniśmy cię teraz udusić gołymi rękoma, za robienie interesów z tymi szmatami... mam asa
Mężczyzna położył na stole asa, jednocześnie wygrywając turę.
Siedziałeś w swojej komnacie - bądź pokoiku, jak zwał tak zwał, jak co dzień - grałeś w karty i szachy razem ze swoimi ludźmi by wyćwiczyć sobie umiejętność bycia porządnym strategiem.. i całkiem ci się to udawało, chodź momentami losowość w kartach cię irytowała.. nie zawsze strategią dało się coś osiągnąć, a szczęściem.. wiedziałeś ze na prawdziwej wojnie jest podobnie, jeżeli wróg ma szczęście i również ma kilka ,,asów'' w rękawie to szanse na wygraną przepadają.
- Tak, stary... nie powinieneś z nimi robić interesów - odparł groźnie jeden z twoich ludzi który dotychczas był jedynie obserwatorem - Mam nadzieję ze nam to wynagrodzisz.

Król nekromantów i Nox.

Nox był za murem, stał on samotnie na olbrzymim pustkowiu słysząc z oddali szepty
- Przegrasz tę wojnę, dla nas jesteś skończonym dupkiem. - nagle przed tobą stanął król elfów, krasnoludów, buntowników, ludzi... czułeś bezsilność, ogarniającą cię słabość, czułeś ze przegrałeś, nagle z cienia wyłoniła się piąta postać, był to stwór zza muru z którym miałeś okazję spotkać się wcześniej, śmiał się.. śmiał się tobie prosto w twarz
- To nie sen, to rzeczywistość która nadejdzie, ale ty jesteś w stanie stworzyć z rzeczywistości fikcję - nagle ujrzałeś ze czwórka królów, upada a w okół ich ciał powstaje duża kałuża krwi.
- Musisz jedynie podjąć słuszną decyzję.

W tym momencie Nox obudził się, król nekromantów i jedna z waszych zaufanych istot, gadający kruk siedzieli tuż obok niego, kruk stał na ramieniu króla nekromantów, siedzieli oni na olbrzymich tronach zbudowanych z ludzkich czaszek
- Sen to rzadkość wśród nekromantów, czyżbyś ze starości tracił swą dawną siłę Noxie? - zapytał kruk.

Król elfów.

<rozpoczęło się w prywatnych wiadomościach wkrótce wrzucimy post tutaj>
 
EgzioProject jest offline  
Stary 14-12-2013, 17:08   #7
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
- Ha! - zaśmiał się lisz - Powinien związać twoją duszę z kamieniem i wyrzucić na dno morza, byś poznał prawdziwą nudę, ale jestem zbyt rozbawiony by to zrobić. - zachichotał - Ojej, ojej. Wygląda na to że będę musiał zmienić nieco swoje plany… - rzucił wzrokiem na kruka - Jak idzie poszukiwanie Kurhanów?
- Kra! Kra! W miarę dobrze, kra! - wykrzyknął kruk - Pewna wiedźma, kra! Wie coś na temat kra! kurhanów, kra! Ale kra! chce rozmawiać z osobą kra! jak to powiedziała kra! ,,Godną by jej to wyjawić'' kra
- Hmmm? Wiedźma? - zastanowił się na głos lisz - Sprowadziliście ją tutaj? Chcę z nią rozmawiać. Najszybciej jak się da. - jego głosy zmieniały się w zwykłym trybie.
- Kra! Niestety, kra! Z wiedźmą kra! bardzo ciężko się dogadać, kra! to stara wariatka, nie chce się na nic zgodzić kra! Nawet jeślibyśmy ją przemocą brali.. kra!
- Jej imię, kruku. Potrzebne mi jest jej imię. - rzucił Nox, a w jego głosie zaczęły narastać niebezpieczne nuty.
- Wiedźma kra! Wiedźma kra! To jest jej imię, tak się przedstawiła! Kra!
- Powiedziała gdzie można ją znaleźć? - zapytał jeden ze starszych głosów. Miał na dziś inne plany, ale jeśli wiedziała gdzie są Kurhany… było to warte sprawdzenia.
- Panie, w chacie, starej chacie na pustkowiu kra! - krzyknął kruk - Ja cię tam kra! zaprowadzić mogę, kra!
Po chwili kruk przemienił się w czarnego małego smoka który mógł zmieścić cię na swym grzbiecie.
- Wskocz na mój grzbiet a już teraz możemy tam polecieć - odparł
- Pah! Doskonale wiesz że mam własnego wierzchowca. Prowadź, ja podążę za tobą. I lepiej żebyś nie marnował mojego czasu! - dodał groźnie nekromanta - Nex! zakrzyknął, wychodząc na dziedziniec, a po paru sekundach wylądował na nim gargantuiczny nieumarły smok. Nox dosiadł go i ruszył za krukiem.
Wspólnie z krukiem Nox udał się w stronę pustkowi, po kilkunastu minutach byli już na miejscu, stara, rozwalająca się chatka i okropny zapach to pierwsze co król nekromantów ujrzał i poczuł, mimo ze Nox był już mniej wrażliwy na zapachy po tylu latach to ten odór był wystarczająco okropny by twarz Noxa skrzywiła się lekko.
- Jesteśmy na miejscu kra! Niezłe zapaszki kra! - krzyknął kruk
.Nox uśmiechnął się delikatnie.
- Wszyscy mamy swoje sztuki, kruku. Moje uznałbyś za o wiele bardziej okrutne… - podszedł do drzwi i zapukał ciężko.
Nikt nie otworzył drzwi, mimo to Nox usłyszał głośny krzyk wiedźmy
- Odejdźcie stąd! Nie macie tu czego szukać! - krzyknęła zza drzwi, kruk usiadł na ramieniu Noxa
- Zapomniałem ci powiedzieć kra! ze panienka kra! nie jest zbyt gościnna kra! - krzyknął.
Śmiech milionów głosów.
- Mogę być równie nieprzyjemny jak ona. - wymruczał Nox - Czy wiesz kim ja jestem, kobieto? Czy wiesz czym jestem? - zapytały głosy z hukiem, który przedarł się przez ściany chatki - Mamy sprawy do omówienia.
- Nie wiem kim jesteś, nie chcę wiedzieć. A kysz! - krzyknęła wiedźma zza drzwi
- To co? kra! Mogę, kra! Zamienić się w smoka kra! i rozwalić jej kra! Dach? kra! - zapytał kruk
- No, no, ptaszku. Nie bądź niemiły. Poza tym, mógłbyś ją przywalić gruzem, i z kim bym wtedy rozmawiał? - położył prawą dłoń na drzwiach - Poza tym… - drzwi obróciły się w proch - nie ma potrzeby być zbyt brutalnym. - wszedł do środka - Witam! Przepraszam za drzwi, stały mi na drodze. - rzuciły głosy z radością - Mamy pewną sprawę do omówienia.
- Sprawy, sprawy! Nie, nie.... ja nie jestem nikomu potrzebna, nie... idź, odejdź.... - zauważyłeś w chatce stojącą starą szaloną kobietę o podkrążonych oczach pełnych obłędu i siwych, brudnych włosach, obok stał kociołek z którego wydzielały się okropne zapachy.
- Imponująco wygląda ta wiedźma kra! miałaby kra! powodzenie u mężczyzn kra! - krzyknął kruk - Ale co ja tam kra! wiem kra!
- Zostaw nas samych. - rzucił do kruka Nox. - Teraz. - Ostatnie słowo było wypowiedziane głosem oryginalnego Noxa, i niosło ze sobą niewyobrażalną moc i mrok. Nekromanta nie patrzył w kierunku Kruka, a tylko obserwował wiedźmę.
Kruk kiwnął posłusznie głową, wiedział ze kiedy Nox jest niezadowolony lepiej nie wchodzić mu w drogę.
- Tak jest pane. - odparł i wyleciał z chatki.
- Nic nie powiem! Nie podzielę się swoimi tajnymi przepisami na mikstury! Nie! - krzyknęła Wiedźma i podniosła z podłogi ostrą włócznię, ostrą... na pewno nikogo by nie zabiła, była to włócznia zrobiona jedynie z naostrzonego patyka bez ostrza.
- Won mi stąd bo zabiję jak psa!
- Jestem stary, kobieto. Umarłem już raz i nie mam zamiaru umierać dla tego świata po raz drugi. - uśmiechnął się - Z drugiej strony, nie obchodzą mnie twoje mikstury. Chcę wiedzę na temat Kurhanów. Chcę wiedzieć gdzie one są.
- Nie jesteś godny! - krzyknęła wiedźma - Godni są ci którzy złożą przed mym domem tysiąc ciał należących do dziewic. Tylko oni są godni!
Kobieta była wariatką, Nox wyczuł to ze nawet przemocą do niej nie dotrze, była uparta i szalona.
- Hmm… - wymruczał Nox - wygląda na to że nie mam wyjścia. - otworzył dłoń, a w niej pojawiła się mała świetlista kulka. Była to pomniejsza dusza, najprawdopodobniej należąca do jakiegoś nic nieznaczącego wieśniaka. - Mógłbym cię pochłanąć, i wydobyć z ciebie tę wiedzę, ale ten sposób jest szybszy. - kulka zmieniła kolor na czerwony, przeplatający się z błękitem. Nox zaczął mruczeć inkantację, a następnie błyskawicznie wbił kulkę w pierś wiedźmy - Czar odnawiający. Przywróci ci pełną świadomość i zmysły. A przy okazji wyleczy wszelkie choroby jakie mogłaś posiadać.
Wiedźma spojrzała wściekle na Noxa
- Wyjdź stąd! Precz! - to jednak była natura kobiety, nie miało to nic wspólnego z chorobą ani postradaniem zmysłów - Póki nie zobaczę przed domem stosu ciał nigdy nie dowiesz się gdzie są Kurhany.
Wiedźma przyłożyła sobie naostrzony patyk do gardła
- Wyjdź stąd, bo się zabiję.
Nox westchnął ciężko… i spojrzał wiedźmie prosto w oczy. Szybciej niż myśl, oboje znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Ręce wiedźmy były puste. Gdy się rozejrzała dotrzegła iż znajdują się w jakiegoś rodzaju mieście, stworzonym z czarnego kamienia.
- Teraz porozmawiamy na poważnie. - rzucił spokojnie Nox.
- Nic ci nie powiem. - powiedziała wściekle, próbując popełnić samobójstwo, nie udało jej się - Nędzny... parszywy.... gnój!
,,Nieźle synu'' - Nox usłyszał głos w swojej głowie - ,,Ale nawet jeżeli ona powie ci gdzie są kurhany nigdy nie będziesz potężniejszy od nas, ludzi zza muru''
Wiedźma spojrzała poważnie na Noxa
- Nie powiem ci...
- Moja droga, masz dwie możliwości. - ze ścian miasta zaczęły wychodzić dusze. Starożytny nekromanta przywołał jedną z nich ruchem dłoni - Widzisz? To jedna z duszy które pochłonąłem przez millenia. Nie pozostała w nim już żadna wolna wola, jego moc, jego wiedza, wszystko czym był należy do mnie. - odwrócił się w stronę wiedźmy - To jest twoja pierwsza opcja. Druga to taka że po prostu odpowiesz na moje pytania, a ja zwrócę twoją duszę do twojego ciała. I pamiętaj że nie możesz mnie okłamać. Nie tutaj. - uśmiechnął się pod nosem - A do ciebie mały głosiku powrócimy. Jestem ciekawy czym jesteś...
- Więc pierwsza opcja, nie jesteś godny by poznać prawdę - powiedziała wiedźma - To ty musisz udowodnić mi swoją godność.
,,Hahahaha! Powrócimy? Powrócisz to jedynie ty do świata zmarłych''
- Naprawdę? A dlaczegóż to nie jestem godny? - zapytał z wyraźną ciekawością w głosie Nox. Jego ręka powędrowała w prawo, przebijając na wylot jedną z pomniejszych duszy, która spłonęła w błękitnych płomieniach.. W teorii wyglądało to niczym wybuch gniewu, w rzeczywistości jednak było wyrachowaną akcją. Nox przekuł w ułamku sekundy duszę w potężny czar lokalizujący, który zostanie uruchomiony gdy tylko ktoś następny raz spróbuje naruszyć jego myśli
- Bo jesteś za słaby - odparła wiedźma - Co ci z tych czarów skoro wahasz się przed zabiciem tysiąca dziewic?!
,,Ah, zabij ją Noxie. Najbrutalniej jak potrafisz... pokaż ze jesteś godny istot zza muru! ze jesteś godny naszych nauk! A być może zaprosimy cię do naszego królestwa i nauczymy czym jest prawdziwa potęga.''.
- Waham się? - śmiech milionów dusz rozbrzmiał w całym mieście - Tak, tak. Rozbawiasz mnie. Może nadałabyś się na zamkowego błazna? - zapytał z delikatną kpiną starożytny. - W życiu nie przyszło ci do głowy że mogą istnieć inne powody dla których nie chcę tego robić?
Wiedźma splunęła i odwróciła się
- Więc to będzie mój nowy dom? tak? - zapytała - Nie widzę problemu.
- Obawiam się że nie. Widzisz, istnieje trzecia opcja… - powiedział z uśmiechem starożytny.
Nox wyczuł coś dziwnego, dusza wiedźmy zmieniła się na duszę potwora z którym władca nekromantów miał już okazję się spotkać.
- Co za dużo wiedzy to niezdrowo. - po chwili świat w którym przebywał Nox i wiedźma zniknął, kobieta wróciła do swego ciała i w tym samym momencie wbiła sobie naostrzony patyk prosto w szyję jednocześnie pozbawiając się życia.
,,Ah chłopczyku, chłopczyku. ''
W momencie w którym kobieta wbiła sobie patyk w szyję, palec Nox przebił jej czoło. Tkanka mózgowa oplotła się wokół jego palca, i w ułamku sekundy cały mózg został wchłonięty do ciała Noxa. Wraz z wiedzą.
- Wiesz, głosiku, pozwolę ci sobie przypomnieć iż magia dusz nie jest jedyną stroną nekromancji. Kości, ciało, krew. To wszystko jest częścią sztuki. Och, i podstawowy fakt biologii człowieka: całkowita śmierć mózgowa zabiera nieco czasu. - zachichotał cicho - Wiedza jest moja. Wszystko co wiedziała ta kobieta należy teraz do mnie. - prychnął - Strasznie niewyrafinowane, ale skuteczne.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 14-12-2013, 17:31   #8
 
EgzioProject's Avatar
 
Reputacja: 1 EgzioProject nie jest za bardzo znanyEgzioProject nie jest za bardzo znany
Królestwo Nekromantów.

Dwa dni później.
Kurhany były poza murem, i Nox dobrze o tym wiedział. Dostanie się tam zarówno mu jak i komuś z jego ludzi uniemożliwiał człowiek bądź potwór który go prześladował i słyszał jak i widział wszystko co robi Nox. Kruk jak i Nox próbowali dowiedzieć się jak zdjąć upierdliwego osobnika z umysłu Noxa, bezskutecznie. Nox urządził sobie właśnie spacerek po swym dworze przyglądając się upiornym roślinom, i zmutowanym- przerażającym zwierzętom i trupom ludzi którzy w jakiś sposób sprzeciwili się nekromantom, te zostały tutaj wrzucone na pokaz by udowodnić przybywającym na dwór ze nekromanci to nie są osoby którym warto się stawiać. Po chwili przyleciał kruk który usiadł na ramieniu Noxa
- Widzę coś cię trapi panie kra!, czyżbyś nie mógł znieść ze ktoś jest potężniejszy od ciebie kra!? - zapytał, kruk lubił drażnić się z Noxem, te ptaszysko towarzyszyło już pięciu królom nekromantów i żyło wiecznie, nigdy nie odczuwało respektu wobec królów, ale mimo to nikt go nigdy nie zabił ani nie pozbył się z tego powodu - był bardzo przydatny, umiejętność zamienienia się w każde zwierze, stworzenie i potwora na świecie nie pozwalała nekromantom pozbyć się tak dobrego sojusznika. Sam kruk był w stanie w trakcie wojny samemu zdjąć ponad dwóch tysięcy zwyczajnych żołnierzy i pięciuset magów.
 

Ostatnio edytowane przez EgzioProject : 14-12-2013 o 17:35.
EgzioProject jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172