|
- Pierdolony w dupę kaleka - Knut miał raczej wyrobione zdanie o Jednorękim, po czym pokrótce opowiedział im o havensteńskim "szefie wszystkich szefów", nie omijając soczystych epitetów i faktu, że jacy podwładni, taki szef - a Jednoręki trzymał w garści głównie drobnicę, podobnie jak i ochrona - raczej nie pchał się do porządnych dzielnic, raz spróbował i się sparzył. - Taki kurwa z niego boss, jak jebanego kota sierściucha tygrys. Ale szczurki się słuchają. Fachurzy zaś robią w mieście co chcą i w dupie go mają, co bęcwałowi jest kolcem w ślepiu. Siedzi na dupie w magazynie jak w pałacu, kurwa brudne szmaty jedwabne zżarte molami na grzbiecie, a na panisko pozuje. Podobno co uciuła i ukradnie to musi komu większemu oddać... Przez chwilę myślał dłubiąc w nosie i powiedział do towarzyszy - Dobra, kurna, pójdę do piździelnika. Zobaczę, co chce. Jest kutas capiący, od świąt niemyty, ale łatwy interes zwietrzyć zawsze umiał. Może mu nasz Klug wszedł w drogę, czy co? Albo dobrze za nas zapłacił? A może to jemu kiesę wisi? |
|
Nie było źle! Co prawda oskarżali go o jakowąś banimecyję, ale jak załatwią sprawę to może zapomną? A tu proszę - fucha oprawcy miejskiego właśnie się zwolniła, a Knut stanowczo miał na nią chrapkę, może pozwolą zostać? Trzeba tylko jeszcze zajebać dwóch fagasów. Jeden właściwie już nie żył, drugi zaś - wystarczyło zarzucić wędkę i poczekać, aż rybka weźmie. Gdzieś w mieście, w ciemnym pokoju najemnicy snuli ostatnie plany... * * * - Mówię, musimy się ujebać obu jednej nocy, inaczej chuj wielki i szelki - Knut był tego pewien, że ostatni zaszyje się w mysiej dziurze, jak się dowie o śmierci tego drugiego, a dla podkreślenia wagi swoich słów mówił głośno i walił pięścią w stół. Wszyscy bywalcy okolicznych melin słyszeli go oczywiście, ale w tej dzielnicy każdy wpuszczał jednym uchem i wypuszczał drugim. Tak było zdrowiej. Kapusie szybko tu chorowali na sztylecicę lub pomór garotowy. - Kurwa, już prawie koniec! Załatwy to i choćmy się gdzieś napierdolić jak bosman po wypłacie! |
Vytor przywitał Knuta z o wiele lepszym humorem, niż gdy go ostatnio żegnał. Właśnie spędził parę miłych chwil z dwoma nader uroczymi panienkami, w trochę ciasnej, jak na takie towarzystwo wannie, rozkoszując się zarówno słodką wonią kadzidełek, jak i pieszczotami, którymi darzyły go kurtyzany. "Co jak co, zamtuz to jednak odpowiednia jakość", pomyślał mag, przyrównując w myślach sylwetki pięknych prostytutek do mieszczek, z jakimi udało mu się do tej pory przespać. A choć nie udało mu się zapomnieć o swoim upokorzeniu, to jednak ta chwila relaksu wystarczyła, by powróciła mu pewność siebie. Dlatego po wysłuchaniu knutowej relacji, Alveklos nawet się do klawisza uśmiechnął. - Tak, jednej nocy się trzeba za to zabrać- powiedział do towarzyszy. - Ale czekać znowu nie możemy za długo, bo ta dziwka Schmied jeszcze pójdzie po rozum do głowy i ostrzeże Gerharda. A to by nam wielce skomplikowało zadanie. Z drugiej strony, wybornie byłoby zdybać obu... Zamyślił się na chwilę. "A gdyby tak nie trzeba się było uciekać do bezpośredniej konfrontacji?", pomyślał. - A co sądzicie o tym, by Kluga załatwić na odległość? Ricard, nie spytałbyś się Karlotty, czy nie dysponuje może jakąś dogodną rośliną czy naparem, którym moglibyśmy dokończyć dzieła? Moglibyśmy, na przykład, wysłać tego chłopka-roztropka z zatrutym winem, albo czymś takim i problem rozwiązałby się nader elegancko. Albo dzieciak by mu dał jakąś maść na hemoroidy, czy co tam Arenowi może dolegać, a tak naprawdę, toby go zdjęło z tego świata? |
- Eeee, za dużo pierdolenia - Knut machnął ręką na vytorowe plany - Prosto trzeba. Obściskiwacza kowalówny zajebie się od razu, to nim ktoś się zorientuje że z ciupciania nie wrócił minie do wieczora. Potem pójdziemy z tym młodym i zajebiemy Kluga. Przecie wiadomo, że na widoku się z nim nie widuje bo śmiech byłby na cały zamek. |
Vytor westchnął, ale w myślach musiał przyłączyć się do planu Knuta. Ricard i tak wyglądał jakby myślami był gdzieś indziej, zapewne już pod giezłem Karlotty, a z klawiszem coś subtelniejszego wykonać, to oczywista niemożliwość. "Niech będzie prosto", pomyślał Vytor. "Byle nie prosto do grobu". - Dobra, niech będzie, obu tej nocy, jak mówisz- rzekł magik do towarzysza. - Musimy się na niego w odpowiednim miejscu zaczaić. W zasadzie to wydaje mi się robotą na jedno uderzenie pałką- tu Alveklos skłonił znacząco głową w stronę Knuta. - ale zachowamy pewne środki ostrożności. Mości ex-urzędniku, proponuję byś ty wziął się za bezpośrednią egzekucję Gerharda. Ja i Ricard będziemy cię asekurować. Czarodziej miał zamiar nie włączać się bezpośrednio w zabójstwo. Przed północą planował powtórzyć sobie jeszcze zaklęcia wywoływania dźwięków i świateł, aby w razie czego móc odciągnąć uwagę niechcianego towarzystwa, lub po prostu ułatwić Knutowi pracę grając na zmysłach Goethego. "Naszemu Tristiosowi zdarzy się wypadek", ze złośliwą satysfakcją pomyślał Vytor, rozsiadając się wygodnie. |
Życie za życie. Jedno życie w zamian za życie i spokój wielu innych. Teoretycznie wymiana była całkiem logiczna i rozsądna, ale mimo wszystko Ricardowi niezbyt to odpowiadało i powtarzanie sobie "nie ma innego wyjścia" niewiele pomagało. Z drugiej strony - nie da się ukryć, że tamci zasługiwali na karę. - Skoro nie będzie innego wyjścia - powiedział - to załatwmy to w taki sposób. Był pewien, że Knut załatwiłby to sam (i to z przyjemnością), ale na wszelki wypadek... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:20. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0